JOGA A CHRZEŚCIJAŃSTWO, zachomikowane(2)


Ks. Andrzej Zwoliński

JOGA A CHRZEŚCIJAŃSTWO

Pośród wielu psychotechnik, które mają "służyć zmianie świadomości", współcześnie propaguje się: medytację, autohipnozę, koncentrację, skupianie się, sterowanie, obrazowanie, wizualizację, medytację transcendentalną, biosprzężenie, dianetykę, kontrolę umysłu Silvy i inne. Wśród nich, bardzo często jako element "oświaty humanistycznej", "wyższą twórczość", "wzmocnioną pamięć", "przyspieszone nauczanie" lub nawet "gospodarkę stresem" umieszcza się jogę.

Propagując jogę określa się ją najczęściej jako ponadreligijny system medytacji, który nie ma nic wspólnego z konkretną religią. Na niższym poziomie system ten ma wprawić medytującego w stan niezwykłego zadowolenia i wpłynąć dodatnio na jego postawę wobec życia.

Na wyższym, zaawansowanym - umożliwia nawet lewitowanie. Ponadto joga poprawia stan zdrowia, dodaje energii, wprowadzając na wyższe poziomy energetyczne, a także podwyższa inteligencję. Przeciętny adept jogi w Europie czy w Ameryce nie ma zwykle pojęcia, że joga stanowi rdzeń hinduizmu, a np. "kupując sobie zdrowie" na jej szlakach mimo woli angażuje się w hinduizm.

Wielu sięgając po "naukowe metody osiągania pełni potencjału" nieświadomie daje się wtajemniczać w wierzenia i praktyki o charakterze religijnym.

Rdzeń hinduizmu

Jogę objawił Kriszna na kartach Bhagavad−Gity (Pieśń Błogosławionego, pochodząca prawdo podobnie z pierwszych wieków po Chrystusie, część VI księgi Mahabharaty), jako pewny sposób wejścia do hinduistycznego nieba. Joga praktykowana na gruncie kultury Zachodu jest bardzo często" opowiadana" językiem bliskim pojęciom chrześcijańskim. Werner Erhard, jeden z liderów New Age, wskazując na jogę głosi: "Człowiek to wynurzający się Bóg (...). Mój plan i mój obowiązek to ukazać wam nową drogę, która pozwoli zajaśnieć temu, co w człowieku jest boskie". Mahariszi Mahesz Jogi, twórca Medytacji Transcendentalnej uczy, że dzięki medytacji można "zatrzymać się, a w sobie samym uznać Boga".

Niewielu jednak dodaje, że "Bóg" oznacza tutaj Kosmos, Brahmę, Jaźń

w ujęciu hinduizmu i niewiele ma wspólnego z Bogiem objawiającym się w Biblii.

Psycholog Carl Jung, zajmując się zagadnieniem psychologii wschodniej medytacji, dostrzegł wielką różnicę między medytacją chrześcijańską a wschodnią. W książce pt. "Podróż na Wschód" stwierdza: "Chrześcijanin pogrążony w kontemplacji nigdy nie powie: Ja jestem Chrystusem, lecz wraz ze św. Pawłem wyzna: Teraz zaś już nie ja żyję, lecz żyje we mnie Chrystus (Gal, 2, 20) (...), sutra (pismo buddyjskie) powiada natomiast: Poznasz, że ty jesteś Buddą".

Zagrożenia

Już starożytne teksty o jodze zawierają szereg przestróg. Nawet tzw. hatha joga, czyli joga czysto fizyczna, to narzędzie niebezpieczne. Mędrcy Indii ostrzegają swoich uczniów przed ryzykiem rozchwiania psychicznego czy nawet obłędu. M. Leon−Noel, przedstawiciel laikatu katolickiego, propagujący wykorzystanie jogi na gruncie chrześcijańskim, który samodzielnie zaczął stosować system ćwiczeń jogi w sposób nieumiarkowany, omal nie doprowadził siebie do utraty zmysłów.

U zaawansowanych w medytacji występują często zjawiska, jakie chrześcijańska tradycja uznaje za oznaki nawiedzenia demonicznego. Sami jej nauczyciele twierdzą, że mają możliwość udzielania mocy okultystycznych, takich jak: jasnowidzenie, lewitacje, podróże astralne itp. Powszechnie wiadomo, pisał o tym już w 1936 r. A.C. Gleic, że z "jogą zawsze wiąże się pewne spekulowanie sprawami okultystycznymi".

Doug Glover, jeden z czołowych praktyków rebirthingu ("ponownych narodzin“), techniki okultystycznej zwanej "jogą dla Zachodu“, którą porzucił w 1987 r., wspominając przeszłość mówi: "Po pięciu latach po opuszczeniu ruchu wciąż walczę, by odzyskać zdolność jasnego myślenia i pozbyć się lęku. Wiem o innych, którzy jak ja przez lata są zupełnie wypaleni i mają zaćmiony umysł, nawet jeśli już zaprzestali rebirthingu. Przyglądając się od dłuższego czasu środowiskom New Age doszedłem do przekonania, że te techniki (rebirthing, yoga, TM, wizualizacja wewnętrznych przewodników etc.) mają właściwą sobie moc. Przynoszą skutki, ponieważ są zaplanowane specjalnie po to, aby siłą wyważać drzwi i kruszyć bariery, które Bóg umieścił w ludzkim duchu, aby zapobiec opanowaniu go przez istoty demoniczne, które -

jak zdołałem się zorientować - są realne i żywią zamiary niszczenia“.

Sądzimy drzewo po jego owocach...

Wielu byłych praktyków jogi potwierdza, że energie, które pobudza joga, mają charakter naturalny, lecz od pewnego momentu nie można wykluczyć obecności sił nieczystych. Nawet jeśli nie dochodzi do "iluminacji“, to ćwiczenia nie pozostają bez wpływu na metabolizm i równowagę psychiczną ćwiczącego. Każdy rodzaj jogi, bez względu na deklarowany cel, nigdy nie jest czymś neutralnym. Również w jodze, w której powtarza się mantry, wywoływany jest rodzaj autohipnozy, która ma prowadzić zmysły i umysł do oderwania się od rzeczywistości, by zjednoczyć się z "ja“ kosmicznym.

Wiele mantr polega na powtarzaniu imion lub oddawaniu czci różnym bóstwom hinduskim. O. Jacques Verlinde, który przez kilkanaście lat praktykował medytację transcendentalną, wspomina: "Gdy zacząłem praktykować TM, byłem zachwycony tolerancją guru Maharishi, który powtarzał: Niech każdy wyznaje swoją religię. Z całej naszej grupki nikt nie został przy chrześcijaństwie. Sądzimy drzewo po jego owocach...“.

Kościół katolicki o jodze

Ojciec Święty Jan Paweł II, w książce pt. "Przekroczyć próg nadziei“, w odpowiedzi i na pytania Vittoria Messoriego, poruszył także kwestię medytacji Wschodu. Powiedział on m.in.: "Mistyka karmelitańska zaczyna się w tym miejscu, w którym kończą się rozważania Buddy i jego wskazówki dla życia duchowego. (...) Pomiędzy religiami Dalekiego Wschodu, a w szczególności pomiędzy buddyzmem a chrześcijaństwem,

jest zasadnicza różnica w rozumieniu świata. (...) Wypada chyba przestrzec chrześcijan, którzy z entuzjazmem otwierają się na rozmaite propozycje pochodzące z tradycji religijnych Dalekiego Wschodu, a dotyczących na przykład technik i metod medytacji oraz ascezy. W pewnych środowiskach stało się to wręcz rodzajem mody, którą przejmuje się dość bezkrytycznie. Trzeba, ażeby najpierw dobrze poznali własne duchowe dziedzictwo, żeby także za stanowili się, czy mogą się tego dziedzictwa ze spokojnym sumieniem wyrzekać“.

Kongregacja Nauki Wiary przestrzega, że: "Niektóre ćwiczenia fizyczne wywołują wrażenia spokoju i odprężenia, uczucia błogości, a nawet światła i ciepła, przypominające radości duchowe. Branie ich za autentyczne pociechy Ducha Świętego oznaczałoby całkowicie błędne pojmowanie drogi duchowej. Nadawanie im znaczeń symbolicznych, typowych dla doświadczenia mistycznego, gdy nie odpowiada im moralna postawa zainteresowanego, ujawniałoby pewien rodzaj umysłowej schizofrenii, która może prowadzić nawet do zaburzeń psychicznych, a niekiedy do odchyleń moralnych. (...)

W istocie autentyczna modlitwa, jak twierdzą wielcy mistrzowie życia wewnętrznego, wzbudza w modlących się gorącą miłość, która przynagla ich do udziału w misji Kościoła i do służby braciom na większą chwałę Boga“ (p. 28).

Ponadto w załączonym do dokumentu Kongregacji liście jej przewodniczącego, kard. Josepha Ratzingera, czytamy m.in.:

"Można przyjąć wszystko i tylko to, co daje się połączyć z podstawową

strukturą modlitwy chrześcijańskiej: z jej personalistycznym i historycznym charakterem, z jej wymiarem społecznym, tzn. z jej zasadniczym nastawieniem na miłość i codzienną posługę chrześcijańską w świecie. Oznacza to przede wszystkim ograniczenie wszelkiego rodzaju psychotechniki: żadna technika nie jest w stanie zastąpić pragnienia wolności, które rodzi się w dążeniu do Boga“.

Ks. Aleksander Posacki SJ

Joga a chrześcijańska droga zbawienia

Joga, czyli zespół technik o pochodzeniu głównie indyjskim, zawiera w sobie ukrytą pokusę grzechu bałwochwalstwa. To, że uprawianie jogi prowadzić może do grzechów idolatrii: magicznego samoubóstwienia czy też ubóstwienia magii, znane jest od dawna przede wszystkim największym specjalistom na świecie, jak np. Mircea Eliademu. Mniej natomiast jest doceniane w kulturze masowej.

Problem polega jednak na tym, czy istotnie okultyzm jogi jest jedynie akcydentalny, a może tkwi gdzieś w samej naturze zjawiska. Innymi słowy, chodzi o rozpoznanie albo nawet o duchowe rozeznanie: czy postawy magiczne spotykane w jodze są wynikiem nadużyć, czy też należą do samej istoty tej praktyki, a także do filozofii, na której ona się opiera.

Pokusa idolatrii w jodze

Przede wszystkim należy jednak zacząć od określenia samego pojęcia. Pojęcie "joga" pochodzi od sanskryckiego słowa "jednoczyć", co nasuwa analogie religijne. Samo słowo "religia" natomiast pochodzi od pojęć określających połączenie czy też więź. Analogia jest więc uderzająca. Zwłaszcza że pierwotne cechy oryginalnej indyjskiej jogi są wyraźnie, a nawet totalnie religijne, będąc czymś nieskończenie poważniejszym od powierzchownych uproszczeń czy imitacji spotykanych na Zachodzie.

Mimo tych uproszczeń, zniekształceń czy utylitarnego traktowania jogi problem jest dużo poważniejszy, niż się sądzi. Jego znaczenie zresztą rośnie wraz z popularnością jogi. Powstaje tu bowiem ten sam problem czy pytanie, które zadawaliśmy sobie w związku z medytacją: czy można wyodrębnić pewne ćwiczenia oraz techniki jogi dotyczące ciała, czy podświadomości, od całego kontekstu religijno-inicjacyjnego, a także filozoficznego, w którym zanurzone są wymienione metody czy techniki. Jak wszędzie istnieją tu dwa skrajne stanowiska, nierzadko walczące ze sobą.

1. Dla pierwszej koncepcji oraz jej zwolenników joga nie jest religią, ale techniką czy zespołem metod zaadresowanych wyłącznie do neutralnej sfery psychofizycznej. Dotyczy to szczególnie tzw. hathajogi, o której ewentualną neutralność wiedziony jest spór.

2. Drugie stanowisko nie tylko nie zaprzecza religijności jogi, ale nawet uważa ją za najgłębszą syntezę wszystkich religii, które można z wyższością tolerować, mając jakby klucz do każdej z nich. Stąd też praktycznie nie ma w tych religiach nic tak bardzo ważnego, czego by się można nauczyć, gdy podąża się drogą jogi ze wszystkimi jej tajemnicami.

Praktyczną dodatkową trudność w rozstrzygnięciu powyższego sporu stwarza ponadto zamęt terminologiczny, a także ogólna powierzchowność oraz ignorancja, która nadaje terminowi "joga" tak ogólne znaczenie, że przestaje ono oznaczać cokolwiek konkretnego.

Wydaje się jednak, że żadne z powyższych stanowisk nie jest prawdziwe. Aby się wyłamać ze schematu powierzchownych i popularnych publikacji, zwróćmy uwagę na opinię wybitnych specjalistów dotyczącą najgłębszych korzeni filozoficzno-religijnych, gdy chodzi właśnie o jogę. Mam tu na myśli Mircea Eliadego oraz jego znakomicie udokumentowaną rozprawę o indyjskiej jodze (M. Eliade, Joga. Nieśmiertelność i wolność, Warszawa 1984). Według rumuńskiego badacza, "jogin był zawsze uważany w Indiach za mahasiddhę, czyli tego, który posiada siły okultystyczne, 'maga'. Że ta opinia profanów nie była całkowicie błędna, wskazują nam dzieje duchowe Indii, w której 'magowie' zawsze odgrywali rolę, jeśli nie główną, to przynajmniej bardzo ważną. Indie nigdy nie mogły zapomnieć, że człowiek w określonych okolicznościach może się stać 'człowiekiem-bogiem'. Nie chciały one nigdy zgodzić się na aktualną kondycję ludzką, która polega na cierpieniu, bezsile i niepewności. Niezmiennie wierzyły w istnienie ludzi-bogów, magów, ponieważ stale miały przed oczami przykład joginów. Że wszyscy ludzie-bogowie i magowie chcieli wyjść ponad kondycję ludzką, to nie ulega wątpliwości. Ale bardzo niewielu udało się przekroczyć kondycję siddhy, kondycję 'maga' albo 'boga'. Innymi słowy: bardzo nielicznym udało się pokonać drugą pokusę, pokusę pozostania na stałe w 'kondycji boskiej'" (tamże, s. 103-104).

Mircea Eliade wyraźnie więc sugeruje, że postawa magiczna jest jedynie pokusą towarzyszącą uprawianiu jogi, nie zaś jej rzeczywistym celem czy powołaniem. Jednocześnie jednak uczciwie przyznaje, że pokonanie tej pokusy udaje się jedynie nielicznym, co jest prawdziwie wstrząsające. Jeśli tęsknota do "kondycji boskiej" - uzyskanej magiczną mocą - nie przestaje dręczyć najbardziej autentycznych joginów, i to w samych Indiach, to co można powiedzieć o zachodnich nauczycielach jogi oraz o ich uczniach nastawionych zwykle powierzchownie i utylitarnie. Ponadto zaś, jeśli dysproporcja między liczbą uprawiających jogę a jej pozytywnymi zwycięskimi efektami jest tak wielka, to co - mimo wszystko - sądzić o samej naturze zjawiska? Jeśli pokonanie pokusy magii czy "człowiekobóstwa" udaje się tylko nielicznym, i to wśród najbardziej kompetentnych, to czy ta rażąca dysproporcja nie wskazuje na to, że coś "nie gra" w samych podstawach, w samej istocie jogi?

Pokusa magii w praktykowaniu jogi

Popularność jogi, a zarazem wieloznaczność tego pojęcia przyprawiają dziś o zawrót głowy. Stąd konieczne wydaje się sięgnięcie do źródłowych opinii specjalistów. Jak stwierdza Mircea Eliade, "joga stanowi charakterystyczny wymiar ducha indyjskiego, i to w takim stopniu, że wszędzie, gdzie wniknie się w religię i kulturę Indii, napotyka się bardziej lub mniej czyste formy jogi. W Indiach joga była włączana i doceniana przez wszystkie kierunki religijne, zarówno hinduistyczne, jak i 'heretyckie'. Nazwa rodzajowa 'jogin' obejmuje zarówno świętych i mistyków, jak i magów czy orgiastyków, a nawet pospolitych fakirów i czarowników. Każdy z tych typów postępowania magiczno-religijnego odpowiada zresztą jednej z określonych form jogi" (M. Eliade, dz. cyt., s. 368).

Jak widzimy więc, określenie "joga" już w samych Indiach miało znaczenie bardzo szerokie. Widzimy też, że wiele odmian jogi łączy się wprost z magią, inne zaś próbuje się od niej oddzielić. Jednak jest bardzo znamienne - jak zauważa Eliade - że najszlachetniejsze przeżycia mistyczne w tym samym stopniu i najśmielsze marzenia magiczne są urzeczywistniane przez techniki jogiczne, albo dokładniej: joga może znaleźć zastosowanie w obydwóch tych kierunkach postępowania. Stwierdzenie to mówi nam bardzo wiele. Jeżeli środki do osiągnięcia zarówno czysto mistycznych celów, jak i celów magicznych są podobne, to może podobne są wbrew pozorom również cele. Struktura środków nie pozostaje bez związku ze strukturą celu.

Zależy to zresztą też od określenia pojęcia "magii" i pojęcia "mistyki", które zresztą - jak się wydaje - jest tu dalekie od pojęcia "mistyki" w znaczeniu chrześcijańskim. Również pojęcie "magii" można tu traktować w znaczeniach i wąskim, i szerokim. Pojęcie "magii" w znaczeniu wąskim to używanie - czy raczej nadużywanie - pewnych naturalnych czy rzekomo naturalnych mocy (zwanych w sanskrycie "siddhis"), co może się stać pokusą nawet dla "czystych" jogistycznych mistyków, jeśli zechcą się zatrzymać w połowie drogi. Na tym właśnie polega pokusa praktyków Transcendentalnej Medytacji (TM) i wielu innych joginów, niemająca nic wspólnego z prawdziwą duchowością (więcej o tym zob. A. Posacki, Manipulacje "idolatryczne" w sektach orientalnych, w: "Nasz Dziennik", 5-6 VIII 2006).

Eliade przypomina w podobnym kontekście historię jogina Haridasa (opisaną w połowie XIX w. przez dr. J.M. Honigbergera, Thirty five Years in the East, London 1852, s. 126 n), który wprowadził się w stan kataleptyczny i dał się pochować w jednym z ogrodów. Przez 40 dni jego grobu pilnie strzegła postawiona straż. Kiedy jogina wydobyto z grobu, był nieprzytomny, zimny i sztywny. Przyłożono mu do głowy ręczniki zmoczone w gorącej wodzie, natarto jego ciało, zastosowano coś w rodzaju sztucznego oddychania i Haridas powrócił w końcu do życia. Wedug Eliadego, wyczyn taki nie jest niemożliwy, albowiem "niektórzy jogini potrafią tak dalece zredukować swój oddech, że pozwalają pogrzebać się żywcem na pewien czas. Historia Haridasa jest znamienna również z innej przyczyny: Opanowanie przezeń jogi nie oznaczało bynajmniej, że posiadł wyższe zdolności duchowe. Haridas był znany raczej jako człowiek o lekkich obyczajach [podkr. A.P.]. W końcu zadał się z kobietą i schronił w górach. Zmarł też tam i został należycie pochowany zgodnie z miejscowym zwyczajem" (M. Eliade, Patandżali i joga, Wyd. Pegaz, bmw 1994, s. 5).

Pojęcie "magii" w znaczeniu szerokim to pewien magiczny światopogląd, w którym zakłada się osiągnięcie stanu boskości własnymi siłami - właśnie przy pomocy opisanych technik. Kim staje się naprawdę "czysty jogin", czyli mistyk albo święty, nawet jeśli nie zatrzyma się w połowie drogi, pokonując wszystkie magiczne pokusy? Nie wychodzi jednak z kręgu magii (magii w szerokim znaczeniu), gdyż ostateczne mistyczne zjednoczenie z "prapodstawą bytu" dokonuje się cały czas mocą jego własnych magicznych wysiłków wspomaganych przez skomplikowaną gnostyczno-magiczną wiedzę.

Mówiąc innymi słowy, obserwując wysiłki, nierzadko heroiczne, najszlachetniejszych, najbardziej, uczciwych oraz kompetentnych mistrzów jogi, dochodzimy nieodparcie do wniosku, że nie wychodzą oni z kręgu gnozy oraz magii - w szerokim i subtelnym znaczeniu. Nawet jeżeli po drodze zwycięsko pokonają pokusy magii bardziej prymitywnej, magii w znaczeniu wąskim, poszukującej egoistycznej władzy czy spektakularnej mocy. Jeśli więc najbardziej szlachetny jogin, mający czyste motywacje, nie wychodzi z obiektywnej struktury myślenia magicznego, to staje się bardziej jasne, dlaczego tak wielu joginów początkowo gorliwych ulega po drodze zwykłej wulgarnej magii, nie dochodząc do ostatecznego celu mistyki.

Czy jednak intencje tejże mistyki pozostają faktycznie tak bardzo nieskalane i nieegoistyczne i jaki jest ten ostateczny cel, czyli jak wygląda joga w swych fundamentalnych soteriologicznych (zbawczych) założeniach? Jest to zbawienie od grzechu w sensie chrześcijańskim czy tylko wyzwolenie z cierpienia w sensie gnostyckim? Jak zauważa Eliade, każda struktura poważnej jogi, np. jogi mistycznej czy klasycznej, posiada spójny i konsekwentny charakter inicjacyjny. Soteriologiczna inicjacja prowadząca do czegoś w rodzaju ostatecznego zbawienia jest zasadniczym celem jogi, któremu podporządkowane są wszystkie etapy pośrednie, a także wszystkie środki, czyli techniki i metody. Z chrześcijańskiego punktu widzenia może to oznaczać kontrinicjację.

Nieznajomość czy ignorowanie tego faktu może mieć więc fatalne konsekwencje. Celem klasycznej jogi jest bowiem totalne i absolutne wyzwolenie człowieka z jego ludzkiej kondycji. A więc nie tylko z cierpienia, ale i z samego psychobiologicznego procesu życia, życia, które jako takie jest podstawową przyczyną owego cierpienia, uważanego z kolei jednoznacznie za zło. Totalna negacja cierpienia prowadzi więc do totalnej negacji życia.

Celem jogi nie jest zdrowie, ale... śmierć

W tym właśnie celu jogin próbuje odwrócić symetrycznie i proporcjonalnie wszystkie naturalne procesy życiowe, rozpoczynając od fundamentalnych reakcji fizjologicznych, a kończąc nawet na wycofaniu się z życia psychomentalnego. Jak pisze bowiem Eliade, wszystkie techniki jogiczne domagają się tego samego: "czyń dokładnie odwrotnie niż to, do czego zmusza cię natura ludzka". Celem więc jogi nie jest w zasadzie wsparcie życia czy intensyfikacja zdrowia, jak to się potocznie sądzi. Jest to powolna antycypacja biologicznej śmierci, śmierci za życia, określanej jako wyzwolenie. Wyzwolenie nie tylko od cierpienia, ale i od samego życia.

Nie jest to więc śmierć "starego człowieka" w znaczeniu chrześcijańskim, np. w procesie duchowej "transformacji" opisanej i doświadczonej przez św. Jana od Krzyża, w której nie tylko nie chodzi o wyzwolenie od cierpienia (a tym bardziej od życia), ale tylko i wyłącznie o wyzwolenie od trwania w grzechu i to także poprzez cierpienie. Więc joga, której celem jest antycypacja biologicznej śmierci w swojej naturze, nie ma charakteru chrześcijańskiego ani ducha biblijnego, stąd otwarcie na nią jest wysoce problematyczne.

Podobnie jak problematyczne czy paradoksalne pozostaje nawet jogistyczne oczyszczanie się z egoizmu, jeśli bazuje ono - w sensie subiektywnej motywacji oraz obiektywnego celu - na problematycznej w sumie ucieczce od cierpienia. Stąd też pokusy wulgarnej magii mogą i tu mieć swój punkt zaczepienia.

Wspomniałem, że gdy chodzi o jogę mistyczną czy klasyczną, to zarówno obiektywna struktura środków, jak i obiektywna struktura celów są ze sobą wzajemnie powiązane i wzajemnie uwarunkowane. Klasyczna magiczna struktura całego arsenału środków oraz technik używanych w jogistycznej mistyce czyni problematycznym także obiektywny cel owej mistyki, cel wspomagany również przez subiektywną motywację.

Wiemy bowiem, że mimo straszliwej dyscypliny oraz rygorystycznego przestrzegania wielu etycznych zasad motywacja religijna, jak się wydaje, pozostaje równie straszliwie egocentryczna. Jogin wydaje bowiem swe ciało na swego rodzaju spalenie. Nie jest jednak całkiem jasne, czy dotyka on w stopniu dostatecznym tej rzeczywistości, która nazywa się chrześcijańską miłością. Te wątpliwości wobec soteriologicznych wysiłków jogi stają się jeszcze większe, gdy przyjrzymy się bliżej temu, co stanowi jej ostateczny obiektywny cel. Najwyższym celem jogi jest przełamanie cyklu: narodziny

- śmierć, by odrodzić się w szczęśliwym i wiecznym zjednoczeniu z bezosobową "zasadą kosmiczną".

Ta ostateczna zasada, zwana czasem "duszą wszechświata", jest czymś strukturalnie jednorodnym z duchem człowieka, którego jednak trzeba wyzwolić w długim procesie heroicznego ascetyzmu. Ascetyzm jogi nie jest więc wbrew pozorom dążeniem do transcendencji, ale jakby żmudnym dokopywaniem się do źródeł "boskości" własnego ducha, by umożliwić mu zjednoczenie z panteistycznie pojmowaną bezosobową zasadą wszechświata. Powierzchowne wrażenie transcendencji wynika tu z założonego kontrastu między normalną psychofizyczną stroną człowieka a otchłanią nadludzkiej głębi czy nadnormalną sferą ducha. Działanie czy wysiłek joginów zakłada więc określoną filozofię.

Widzimy tu typowo gnostyczny schemat, który wyjaśnia nam wspomniany związek między środkami a celem. Albowiem boski duch człowieka korespondujący czy homogeniczny z "boską zasadą wszechświata" tkwi w niewoli materii, jakby w czymś w rodzaju więzienia. To więzienie, czyli np. sfera psychofizyczna człowieka, oddzielone jest radykalnie od tego, co filozofia jogi nazywa duchem czy boskością. Jest to więc wtórne założenie, że duch czy boskość nie może się przejawiać w sferze psychofizycznej lub w materii, a przynajmniej nie przejawia się na tyle, by zanurzony w materii człowiek - człowiek wcielony - mógł dostąpić zbawienia. Dowodem na to jest złowieszcze i wszechobecne cierpienie towarzyszące każdemu wcieleniu. Jest to więc gnostycka i antychrystyczna teologia anty-Wcielenia (2 J 7). Albowiem w tej koncepcji "boskość", która zbawia, jest praktycznie samowystarczalna i doskonała, nie ma więc nic wspólnego z wcieleniem i cierpieniem. Stąd też jogin pożądający owego doskonałego stanu zbawienia czy raczej wyzwolenia pragnie wyrwać się z cierpienia ziemskiego.

Jeśli zaś nie uda mu się wyzwolić z cierpienia w trakcie ziemskiego życia - i tu mamy kolejne filozoficzne założenie - pozostanie on w cyklu kolejnych wcieleń zwanych reinkarnacją.

Jogin ma więc dodatkową i silną motywację płynącą z owych filozoficzno-religijnych założeń. Chodzi o wyzwolenie z cierpienia, i nie tylko tu i teraz - w aktualnym życiu, ale także z ewentualnych przyszłych wcieleń nieodłącznych od cierpienia. Tego rodzaju myślenie oraz działanie nie tylko bazuje na określonych założeniach, ale ma również określone, i to bardzo praktyczne, konsekwencje. Egocentryczna opcja jogi, przejawiająca się w radykalnej ucieczce od cierpienia, musi przybrać formę radykalnej ucieczki od życia, a nawet antycypacji biologicznej śmierci. Dotyczy to także tzw. hathajogi. Według światowej sławy badacza jogi prof. J. Aagaarda, "celem techniki pranayama w hathajodze nie jest ulepszenie oddychania, ale jego zredukowanie. Jednak ostatecznym ich celem jest doprowadzenie do zaprzestania oddychania. Podobnie jest z technikami pozycji ciała (asany), które mają unieruchomić całe ciało" (Infiltracja Kościołów chrześcijańskich przez wschodnie idee filozoficzne - wykład wygłoszony na Międzynarodowym Zjeździe Egzorcystów w 1999 roku).

Ale na tym nie koniec. Negując cierpienie - w tym zbawczą drogę Krzyża - jogistyczny mistyk musi negować życie, i to życie biologiczne, nie mówiąc już o życiu psychologicznym czy społecznym. Negując zaś normalne biologiczne życie, neguje stworzenie. Negując stworzenie, neguje Stwórcę, nawet jeśli w Niego nie wierzy, czyniąc to nieświadomie. Istotą jogi jest więc oczywista negatio creationis - negacja stworzenia, nieodłączna, w jakimś sensie, od negacji samego Stwórcy. Celem jogi jest odwrócenie jakby ewolucji czy cofnięcie czasu. Gdyż aby dotrzeć do własnego "czystego ducha" czy do "pierwotnej zasady kosmicznej", które są zresztą homogeniczne, praktykujący jogin musi się cofnąć do stadium "pierwotnej jedności", do stanu sprzed kreacji. Kreacja czy stworzenie jest jakby niepotrzebną komplikacją. Stąd też bycie wcielonym człowiekiem nie tylko nie posiada żadnej godności, ale każdy inny stan materii mniej skomplikowany niż żywy człowiek posiada jakby większe znaczenie, gdyż jest bliżej pierwotnego, doskonałego źródła.

Dowodem na to jest także przyjmowanie w jodze pozycji zwierząt czy roślin oraz głęboka identyfikacja z nimi. Jest w tym więc jakby ukryte założenie, że Stwórca, nawet gdyby istniał (ale w Takiego w jodze się nie wierzy), pomylił się lub po prostu jest "złym demiurgiem", jak to już określiła starożytna gnoza. Przy takich założeniach po prostu obiektywnie nie może być mowy o miłości ani wobec Stwórcy, ani wobec ludzi. Dlatego właśnie według prof. J. Aagaarda, "na skutek praktykowania jogi człowiek stopniowo traci zdolność prowadzenia aktywnego i ekstrawertycznego życia, skupionego na pełnych miłości, współzależnych stosunkach z innymi. Krok po kroku wycofuje się do swego wnętrza i w związku z tym nie jest już w stanie nawiązywać kontaktów z innymi" (J. Aagaard, tamże).

Opinie chrześcijańskie o próbach asymilacji jogi

Gdy weźmie się pod uwagę powyższe założenia, to nie wyda się dziwne, że wielu chrześcijańskich znawców tematu jogi odnosi się do niej krytycznie. Ksiądz J.M. Verlinde, który praktykował Transcendentalną Medytację, jest sceptyczny wobec możliwości dostosowania technik jogi do duchowości chrześcijańskiej. Verlinde cytuje o. Monchanina, który w Indiach eksperymentował z praktykami Wschodu: "Czy joga może ulec chrystianizacji? Dzisiejszymi czasy prawie zawsze kojarzy się z pelagianizmem, w wirtualnym ateizmem i z podejrzanymi technikami tantrycznymi. Czy gra jest warta świeczki? W najbardziej rygorystycznie pojmowanej jodze nie ma miejsca - nawet z logicznego punktu widzenia - na łaskę, na Boga. To narcyzm bez Narcyza, niezróżnicowane akcydensy zostają w nim pochłonięte przez własną istotę. Advaita, podobnie jak joga, to otchłań. Stojąc na krawędzi i szykując się do skoku, nie możemy wiedzieć, co czeka nas na dnie. Osobiście obawiam się, że będzie to raczej nasze własne 'ja', a nie Bóg żywy w Trójcy Świętej" (J. Monchanin, Ecrits spirituels..., s. 126-127, w: J.M. Verlinde, Zakazany owoc, Kraków 1999, s. 143).

Według Verlinde'a, przyjmowanie jogi w obręb chrześcijaństwa to próba implantacji chrześcijaństwu obcych mu praktyk, a nawet więcej - praktyk sprzecznych z jego fundamentalnymi założeniami. Podobnie Ph. Madre, diakon katolicki, teolog i lekarz, pragnie podkreślić sprzeczność, jaka istnieje między technikami jogi a mistycznym życiem chrześcijańskim. Podaje argumenty zarówno teologiczne, jak i medyczne. Szczególnie chodzi o niszczące działanie pseudojogi (zwanej siddhajogą), jaką jest Transcendentalna Medytacja. Ostrzega na postawie swojej praktyki, że "zniszczenia, których mogą one dokonać w umysłach ludzi Zachodu, okazują się niekiedy dramatyczne i nieodwracalne" (Ph. Madre, Ale zbaw nas ode Złego, Kraków 1999, s. 112).

Już podstawowa zasada przygotowań wstępnych w jodze, pomimo pozornie niegroźnego aspektu tych praktyk (koncentracja na jednym przedmiocie, pozycje - które mogą mieć charakter idolatryczny, nawet wydające się zewnętrznie zbliżone do modlitwy chrześcijańskiej), wyjawia to, co mogą przynieść stany bardziej zaawansowane. Jak pisze Madre: "ważna bowiem jest nie forma tych technik, ale stan umysłu, w jakim przyzwyczajamy się egzystować, a który jest dosyć narcystyczny i egocentryczny" (tamże, s. 117). Według niego, wyższe etapy jogi, jak koncentracja czy medytacja, "umacniają osoby w egocentryzmie, oddalając coraz bardziej wszelki wymiar ofiarny medytacji chrześcijańskiej. Tylko ten wymiar ofiary, gdy wola człowieka jest wyciszona (lecz nie wykluczona), tak aby Wola Boska, którą jest Miłość, przepełniła osobę, otwiera drogę do adoracji, a dla autentycznych mistyków drogę do ekstazy. Joga proponuje zupełnie odwrotną drogę ekstazy: człowiek wchodzi w siebie samego, aby z pomocą coraz bardziej surowej woli spotkać tylko siebie..." (tamże, s. 121).

Madre na podstawie swojej praktyki duszpastersko-medycznej stwierdza, że "zapożyczenie metody jogi w celu rozwoju wewnętrznego stanowi dla chrześcijanina poważne ryzyko zarówno na poziomie duchowym, jak i psychologicznym. Mogą bowiem ukształtować się głębokie 'więzy', które stopniowo ograniczają wewnętrzną wolność człowieka oraz zabierają mu powoli wszelki pokój i radość znajdowaną w dialogu z Bogiem i w relacjach z innymi" (tamże, s. 124). Wywiad z osobami zakonnymi (najczęściej siostrami zakonnymi) ujawnił coraz częściej spotykane w katolickich klasztorach i zgromadzeniach praktykowanie jogi w połączeniu z modlitwą chrześcijańską. Madre jako lekarz podaje przykład osób duchownych, które potrzebowały nie tylko medycznej pomocy na skutek poważnych zaburzeń (głębokie lęki, bezsenność, myśli samobójcze, poczucie winy), ale także modlitw o uwolnienie od złych duchów (tamże, s. 83, 125-126).

Wszystko to oznacza, że - jak słusznie twierdzi prof. J. Aagaard - "ogromna większość ludzi kroczących ścieżką jogi jest doprowadzona tam, dokąd naprawdę nie zamierzali iść. Są przekształceni w ludzi z nowymi wartościami. Zostają zhinduizowani. Rozpoczęli praktykować jogę, ponieważ była im ona przedstawiona jako sztuka życia. Zamiast tego jednak joga wydaje się sztuką śmierci (...). Nawet chrześcijanie bronią jogi, bo nie znają jej faktycznego celu" (J. Aagaard, tamże).

Podsumowując te wszystkie analizy i fakty, należy stwierdzić:

1. Sama joga na gruncie teorii i światopoglądu jest całkowicie (wręcz symetrycznie) sprzeczna z chrześcijaństwem (podobnie jak starożytna gnoza, którą przypomina), gdyż jest totalną ucieczką od świata i radykalną negacją życia, co osiąga się poprzez postępowanie całkowicie wbrew naturze (M. Eliade, J. Aagaard). Dlatego joga od strony praktyki nie ma na celu poprawy zdrowia czy samopoczucia, ale "antycypację śmierci" przeprowadzoną w sposób techniczny. Oznacza to jednak zarazem formę soteriologicznej (dotyczącej niechrześcijańskiej koncepcji "zbawienia") inicjacji czy raczej - kontrinicjacji.

2. Prawdziwy jogin, według zasad Pantandżalego i Buddy, powinien poszukiwać Absolutu, a zdolności paranormalne ("siddhi"), które pojawiają się po drodze, radykalnie zignorować, uważając je za pokusę. Znaczna większość jednak tego nie czyni, tym bardziej ci, którzy otrzymują jogę z "drugiej ręki" na Zachodzie.

3. Ta upadła większość pseudojoginów reklamuje swoje zdolności także paranormalne na Zachodzie za pieniądze, przyczyniając się do propagowania okultyzmu i magii (jak np. TM). Owa okultystyczna wersja jogi jest najbardziej popularna wśród okultystów, psychotroników, radiestetów i bioenergoterapeutów.

Mariusz Gajewski

Joga chrześcijańska czy wschodnia?

Aby uczynić sobie poddanym boga Indrę, jogin Pandu przez cały dzień stał na jednej nodze, by w ten sposób uzyskać samadhi (wyzwolenie). W Bhagawadgicie (VI księga Maha-bharaty) Kryszna objawia Ardżunie wiedzę dotyczącą „nieprzemijającej jogi”, którą należy traktować jako najskuteczniejszą „ścieżkę samorealizacji” stanowiącą „największą tajemnicę”. Dziś jogę ćwiczą kilkuletnie dzieci, młodzież i dorośli dla poprawienia sobie samopoczucia, zdrowia fizycznego i psychicznego. Wielu chrześcijan włącza jogę do swojej modlitwy wierząc, że ubogaci ich modlitewne życie.

Jak więc rozumieć jogę? W Polsce podobnie jak w innych państwach europy coraz trudniej znaleźć jakiekolwiek miasto, w którym nie istniałby choćby jeden ośrodek propagowania jogi. W księgarniach na półkach w dziale „religia”, „ezoteryka”, „duchowość” i in. natrafiamy na dziesiątki książek omawiających różne rodzaje jogi. W wielu szkołach joga wprowadzana jest na lekcje wychowawcze. Podczas wielu kursów „psychologiczno-pedagogicznych” organizowanych dla nauczycieli jogę przedstawia się w funkcji terapeutycznej. W związku z tak powszechną jej obecnością warto zapytać:

Czym jest joga?

W tradycji indyjskiej joga związana jest z sankhją (choć zdecydowane rozbieżna z nią na płaszczyźnie psychologicznej, ontologicznej i teologicznej). Zarówno joga jak i ta druga zaliczane są do sześciu ortodoksyjnych „systemów filozoficznych” zwanych powszechnie Szadarsiana.

Pojęcie Szadarsiana - „sześć doktryn”, „sześć systemów” ortodoksyjnej (astika) filozofii - stanowi znamienną cechę hinduizmu - religii dalekiego wschodu. Na owe sześć dróg „zbawienia” składają się: nijana (analiza), wajsieszika (szkoła cech indywidualnych), joga (dyscyplina duchowa), sankhja (rachunek), purwa - mimansa oraz wedanta.

Mircea Eliade w swojej książce „Joga. Nieśmiertelność i wolność” liczącej ponad 500 stron zauważa: Cztery zespolone pojęcia podstawowe, cztery „idee - siły” wprowadzają nas w istotę duchowości indyjskiej: karman, maja, nirwana i joga. Można napisać zwartą historię myśli indyjskiej, wychodząc od któregokolwiek z tych podstawowych pojęć: z całą pewnością dojdzie się i do trzech pozostałych.

Czy można wykorzystać jogę do modlitwy?
Chrześcijańska medytacja jest modlitwą. Zawierać więc powinna wiarę w osobowego Trójjedynego Boga Ojca, Syna i Ducha Świętego. Chrześcijańska medytacja będąc modlitwą w każdym swoim aspekcie stanowi wyraźny dialog między człowiekiem a osobowym Bogiem.

Święta Teresa od Dzieciątka Jezus w rękopisach autobiograficznych wyznaje Modlitwa jest dla mnie wzniesieniem serca, prostym spojrzeniem ku Niebu, okrzykiem wdzięczności i miłości zarówno w cierpieniu, jak i radości. Święty Jan Damasceński rozumie modlitwę jako wzniesienie się duszy do Boga, jako prośbę o „stosowne dobra”.

Na przestrzeni wieków uformowało się wiele „szkół modlitwy”. Bogactwem Kościoła jest różnorodność duchowości poszczególnych jego wspólnot np. duchowość ignacjańska, duchowość karmelitańska czy np. św. Alfonsa Liguori.

Szkoły jogi

W Indiach spotkać można wiele szkół jogi. Przebywając jakiś czas temu w Indiach miałem możliwość obserwowania na własne oczy praktykujących joginów. I przyznam, że ich joga nie ma nic wspólnego z jogą (a raczej jej imitacją) jaką spotykamy tu w Polsce. Joga zakłada wiarę w reinkarnację, która centralnie uderza w najważniejszą prawdę wiary chrześcijan - ZMARTWYCHWSTANIE CHRYSTUSA I CZŁOWIEKA. Hinduscy katolicy porzucają jogę dla praktykowania modlitwy chrześcijańskiej, zachwyceni bogactwem gestów liturgicznych i głębią modlitwy wspólnotowej. Pamiętam wielogodzinną rozmowę jaką prowadziłem na Goa, gdzie zatrzymałem się na kilka dni w drodze z New Delhi do Bombaju, z hinduskim jezuitą o. prof. Path de Mello na temat bogactwa modlitwy uwielbienia.

Hinduscy chrześcijanie wyraźnie dostrzegają bogactwo chrześcijańskiej duchowości, tej „zachodniej”. W świętym dla Hindusów mieście Varanasi (Benares), gdzie na każdej z ulic spotkać można całe zastępy guru, shadu i innych mistyków wschodu spotykałem się na modlitwie różańca świętego z jedną z tamtejszych wspólnot katolickich. Nikt mi jogi nie proponował. Raczej śpiew, czytanie Pisma Świętego oraz Eucharystię.

„Joga chrześcijańska”

Z tzw. „jogą chrześciańską” spotkałem się natomiast w Madrasie (a dokładnie w Adjar) gdzie mieści się światowe centrum teozoficzne oraz antychrześcijańskie kręgi paramasońskie i masońskie. O tym, że nadchodzi czas „globalnej duchowości” i „powszechnej religii” miałem okazję dowiedzieć się w Puthaparti (Prasanti Nilajam) z ust hinduskiego guru (Sai Baby). W aszramie, w którym przebywałem przez jakiś czas przyglądałem się setkom Europejczyków i Amerykanów, którzy poprzez wejście w „chrześcijańską jogę” porzucili wiarę w osobowego Boga, porzucili sakramenty i wybrali Sai Babę za mistrza.

To nie gimnastyka!

Niezależnie od moich osobistych doświadczeń związanych z pobytem w Indiach trudno wyobrazić sobie hinduistę, który by praktykował jogę w innym celu niż dla własnego „zbawienia” a raczej „wyzwolenia” czy „uwolnienia się”. Joga w wymiarze teoretycznym rozumiana jako „filozofia życia”, jak i w aspekcie praktycznym, czyli konkretna technika samorealizacji stanowi rdzeń duchowości praktykującego sanatha dharma” (duchowe doskonalenie się) hindusa.

Z praktycznego punktu widzenia należy stanowczo powiedzieć, że joga na pewno nie jest jakąś formą gimnastyki, ćwiczeń prowadzących do zdrowszego życia, łatwiejszej koncentracji itp., które to w sposób dowolny można łączyć z jakąkolwiek filozofią, w tym modlitwą chrześcijańską, jak to próbują czynić niektórzy.

Nie jest żadną tajemnicą, że jogę w Polsce i na świecie propagują rozmaite destrukcyjne sekty i grupy z pod znaku NEW AGE, wrogie chrześcijaństwu.

Do czego prowadzi joga reklamowana w książce „Joga chrześcijańska w dziesięciu lekcjach”? We wspomnianej przeze mnie na wstępie książce czytamy:

Jeśli jog chrześcijański któregoś dnia odkryje, że ma większą intuicję i jest bardziej przewidujący, jeśli funkcjonowanie własnej pamięci wywoła jego zachwyt, jeśli będzie zadziwiał odpornością, jeśli nawet doświadczy jakichś możliwości paranormalnych (sam doświadczyłem niezwykle ciekawych możliwości domyślania się i przeczuwania), nie będzie to nic takiego, co mogłoby wzbudzić niepokój.

Okazuje się, że ćwiczenie tzw. hatha jogi to coś więcej niż gimnastyka. Z książki dowiadujemy się również o możliwościach pobudzania pewnych ośrodków związanych miedzy innymi z układem nerwowym, poprzez co praktykujący otrzymuje szerokie możliwości okultystyczne: Te możliwości to telepatia, jasnowidzenie, znajomość przeszłości i przyszłości oraz inne, określane jako okultystyczne. Ktokolwiek praktykuje poważnie HATHA YOGA, te możliwości będzie miał.

Joga ma wyraźny inicjacyjny charakter (potrzeba guru). Wprowadza adepta w świat magii i okultyzmu. Z chrześcijańskiego punktu widzenia należy ocenić ją negatywnie.

Joga - „metoda zbawienia”

Powiedzmy więc raz jeszcze: joga (w tym hatha joga) nie jest gimnastyką i nie ma nic wspólnego z prawdziwą chrześcijańską duchowością. Fakt ten potwierdza światowej sławy uczony Mircea Eliade (w książce Joga. Nieśmiertelność i wolność) zaznacza: Nie należy jednak mylić hathajogi z gimnastyką.

W Polsce działa ponad 300 rozmaitych sekt. Spora ich część propaguje jogę jak skuteczną metodę zbawienia się. Nawet twórca sekty „Hare Kryszna” swami Prabhupada, hindus noszący tytuł Bhaktivedanty, uczy swoich czcicieli: Yoga nie polega na chodzeniu na jakieś wykłady, płaceniu za nie, uprawianiu gimnastyki. W Indiach jogini celem praktykowania jogi opuszczają swoje miejsce zamieszkania i udają się w odległe święte miejsca np. Vrindavan, Mathura, Prayaga, Hardvar by w całkowitej samotności nad którąś z świętych rzek np. Ganges, Yamuna, Krsna doskonalić jogę.

Niebezpieczna dla ciała i ducha
Do „Rafaela” - Centrum Badań nad Nowymi Religiamii zgłaszają się osoby, które poprzez jogę straciły dzieci w sektach. Przychodzą również tacy, którzy proszą o pomoc w wyjściu z okultystycznych sideł jogi w które się wplątali szukając, jak to określają, „głębszej duchowości”.

Joga jest niebezpieczna nie tylko dla naszego ducha. Również na płaszczyźnie czysto fizycznej praktykowanie jogi stanowić może wyraźne niebezpieczeństwo dla praktykującego ją.

A może jogę da się praktykować samemu korzystając np. z wspomnianego już podręcznika Joga chrześcijańska w dziesięciu lekcjach! Czy jest to możliwe? Myślę, że nie! Potwierdza to autor tego „cudownego” podręcznika o. Dechanet pisząc:

„Podręcznik, choć przewiduje wiele, nie mówi wszystkiego. Roztropny adept może znaleźć się twarzą w twarz z fenomenami towarzyszącymi wyzwalaniu się pewnych energii; może zmagać się z kryzysami wewnętrznymi i nie znaleźć wyjaśnienia ani rady w książkach. I nie zawsze będzie mógł odnieść się z pytaniami do ich autorów”.

Kogo więc polski czytelnik poprosić ma o radę? Co zrobić z pojawiającymi się fenomenami? Przecież jak pisze Dechanet:

„Jest możliwe, że młodego człowieka, oszołomionego pierwszymi rezultatami, poniesie i straci umiar (zwłaszcza w dziedzinie oddychania i zatrzymywania oddechu). Zbyt długi czas „zatrzymania oddechu „ może doprowadzić do zatrzymania pracy serca.”

Odpowiadając na pytanie, czy można obejść się bez guru, Dechanet odpowiada:

„Jeśli większość ćwiczeń proponowanych przez jogę nie przedstawia żadnego niebezpieczeństwa, to stają się one groźne nawet dla ludzi zdrowych, gdy stosuje sieje bez rozwagi i bez umiarkowania. A co z chorymi? Obecność doświadczonego przewodnika może okazać się konieczna, a nawet nieodzowna, dla jednych i drugich.”

Każdy parający się jogą musi mieć świadomość tego, że „brak rozwagi i pośpiech mogą doprowadzić do pęknięcia rytmu biologicznego i do katastrofalnego zniszczenia struktur psychicznych”.

Skąd wziąć ową rozwagę? Dobroczynna tzw. „joga chrześcijańska” staje się niebezpieczna dla zdrowia fizycznego, psychicznego jak i duchowego. Jakże dziwnie brzmią tu słowa Dechanefa: „Jeśli ćwiczenia te nie doprowadzą do szaleństwa, to właśnie dzięki roztropności gurów”.

Na zakończenie należy zadać pytanie o związek jogi z medytacją chrześcijańską? Czy joga może wzbogacić modlitwę chrześcijan? Czy może stać się sama modlitwą? Myślę, że nie jest możliwa taka synteza. Ciało w modlitwie jest niewątpliwie bardzo ważne, ale nie najważniejsze. Nie jest bez znaczenia jaką pozycję przyjmujemy gdy zwracamy się do Boga. Pamiętać jednak należy, że modlitwa to dialog.


2



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
joga a chrzescijanska droga zbawienia
Joga chrześcijańska czy wschodnia, bibliografia wschodu, joga
Joga a chrześcijaństwo, bibliografia wschodu, joga
Joga a chrześcijańska droga do zbawienia Ks Aleksander Posacki
Joga a chrześcijaństwo
Joga a chrześcijańska droga zbawienia
Buddyzm a Chrześcijaństwo - Polska, Buddyzm, joga i medytacja
chrześcijaństwo i joga wzajemnie się wykluczają
7 Filozofia chrześciajnska
15 JOGA
Chrzestna
06 Joga wiedza tajemna
konferencje bolewski medytacja chrzescijanska jako modlitwa
Komentarz do kodeksu prawa kanonicznego, tom II 1, Księga II Lud Boży , cz 1 Wierni chrześcijanie, P
Zombie w Kosciele Chrzescijanskim
Esej o chrześcijaństwie
Koran i chrześcijanie Wstęp

więcej podobnych podstron