Andrzej Brodziak - I TWÓJ NIEZWYKŁY UMYSŁ TAKŻE, inne, Andrzej Brodziak - I Twoj Niezwykly Umysl Takze


KSITWOJ

I TWÓJ NIEZWYKŁY UMYSŁ TAKŻE...

The full text of the book written by Andrzej Brodziak

Title: “And your unusual life, and your unusual mind also ...”

The text is in Polish language only.

All copyrights for paper publication by Andrzej Brodziak

Electronic utilization is free.

Mikołaj KOPERNIK

Anna SCHELLING

Galileo GALILEI

Giordano BRUNO

Edwin HUBBLE

Izaak NEWTON

Johann Wolfgang GOETHE

Fryderyk NIETZSCHE

Juliusz SŁOWACKI

Soren KIERKEGAARD

Adam MICKIEWICZ

Ludwig WITTGENSTEIN

Alan TURING

Albert EINSTEIN

Srinivas RAMANUJAN

Wolfgang Amadeus MOZART

Ludwig van BEETHOVEN

Sebastian BACH

Richard WAGNER

Johann STRAUSS

Fryderyk CHOPIN

Piotr CURIE

Maria SKŁODOWSKA

Sigmund FREUD

Carl Gustav JUNG

Sabina SPIELREIN

WITKACY (S.I. WITKIEWICZ)

Stephen HAWKING

Francis CRICK

Fragmenty głównych rozdziałów niniejszej książki zamieścił miesięcznik “Szaman -

Człowiek, zdrowie, natura”, 1995, nr 12; 1996, nr 1-8.

Fragment rozdziału 13 wydrukowano także w miesięczniku “Nieznany Świat”, 1996,

nr 9.

Redaktorowi Naczelnemu miesięcznika “Nowa Fantastyka” Maciejowi Parowskiemu

składam podziękowanie za zgodę na przedrukowanie fragmentów wypowiedzi: Lecha

Jęczmyka, Marka Oramusa, Adama Wiśniewskiego-Snerga, zamieszczonych w

rozdziałach 2, 4, 5.

Dziękuję także Redakcji miesięcznika “Świat Nauki” za zgodę na przedruk krótkich

fragmentów wywiadu z Kay Redfield Jaminson, zamieszczonych w rozdziale nr 5 oraz

Redakcji Polskiego Wydawnictwa Muzycznego za zgodę na przedruk krótkich

fragmentów biografii Wolfganga Amadeusza Mozarta.

Książkę niniejszą dedykuję R ó ż y , mojej Żonie.

Rozmowy z nią inspirowały dialog, stanowiący

treść tej książki.

Copyrights for literature text by Andrzej Brodziak

Prace edytorskie prowadzono w V Katedrze i Klinice Chorób Wewnętrznych Śląskiej

Akademii Medycznej, 41-902 BYTOM, ul. Żeromskiego 7, tel & fax (032) 812122;

adres INTERNET'owy: klin5chw@ infomed.slam.katowice.pl

Bytom, 1997

Spis treści

Przedmowa

1. Przeczuwanie prawdy w kobietogrodzie

- czyli o człowieku wewnętrznym Mikołaja Kopernika i Anny Schelling 3

2. Ruda dziewczyna

- czyli o wkładzie Galileusza, Giordano Bruno i Edwina Hubbla w debatę o tym czy

wszechświat jest żywym embrionem 11

3. Mene, mene, tekel, uparSin

- czyli o dziedzinach pomocniczych Izaaka Newtona 21

4. Od doktora Faustusa do Fausta Goethego

- czyli jak nieproszony diabeł włazi do duszy człowieka 27

5. Wewnątrzczaszkowe, niezidentyfikowane obiekty świecące

- czyli o twórcach nadwrażliwych, takich jak Nietzsche, Słowacki, Kierkegaard,

Mickiewicz, Wittgenstein i Turing 35

6. Mozart, Beethoven, Bach, Wagner, Strauss i Chopin

- czyli o muzyce i zmysłowych duchach prawostronnych 43

7. Człowiek wielki, człowiek mały

- czyli o prywatnym życiu Alberta Einsteina 51

8. Warunki skutecznej monomanii

- mało znane prawo Alberta Einsteina 57

9. Trzy rodzaje cyborgów

- czyli suche fakty o Srinivasie Ramanujanie 65

10. 100 milionów curie i jedna skłodowska

- próg uranu cywilizacji Io a odwaga cywilna 71

11. Freud, Jung i Sabina Spielrein

- czyli o wglądzie w duszę gatunku 79

12. WITKACY A POLE MORFOGENETYCZNE NASZEJ EPOKI

- czyli o trzech powodach narkotyzowania się 87

13. Stephen hawking

- czyli o wierzeniach I, II i III stopnia 97

14. powieściowo-naukowe sprzężenie zwrotne

- Francis Crick i inni 105

15. CZYŻBY SIEĆ PRYWATNYCH POWIĄZAŃ STEROWANA PRZEZ SAMEGO RA?

- czyli o siatce nadwrażliwców posianej w czasoprzestrzeni

16. posłowie 131

17. lista nowych zjawisk, fenomenów, pojęć i metod zdefiniowanych w niniejszej

książce 139

18. bibliografia 147

PRZEDMOWA

Znaczne wydarzenia życiowe skłoniły mnie niedawno do przeczytania kilku

biografii. W miarę lektury zdumienie moje rosło. Trafiłem na dobry okres. Wydane

ostatnio opowieści o życiu sławnych twórców opracowano w nowym duchu. Po prostu

w biografiach tych opisano życiową prawdę. Okazało się, że najwybitniejsze

postacie całej naszej cywilizacji, twórcy arcydzieł. ci którzy na przestrzeni

wieków stworzyli podwaliny naszej wiedzy, wiedli życie na ogół tak niezwykłe, że

ich życiorysy nie mogą być wzorem.

Okazało się, że tradycyjny sposób prezentacji takich postaci jak Albert

Einstein, Adam Mickiewicz, Maria Skłodowska-Curie, czy też Carl Gustaw Jung

rozmijał się z prawdą, ukrywaną przez ich wcześniejszych biografów.

Uczniom i studentom sugerowano sposób funkcjonowania osobowości tych ludzi,

który zapewne działać nie może. Okazuje się że aby dostrzec coś niezwykłego i

powiedzieć coś odkrywczego trzeba samemu być niezwykłym, odmiennym i

niekonwencjonalnym.

Jednocześnie czytanie tych opowieści o życiu największych twórców ludzkości jest

psychoterapeutyczne, wykazuje bowiem, że ich potężne umysły na ogół nie były w

stanie zabezpieczyć ich przed błędami życiowymi. Byli oni często bezradni wobec

dylematów egzystencjalnych.

Nie można się więc nauczyć od nich rozwiązywania problemów i kłopotów życiowych.

Okazuje się jednak, że zapoznanie się z ich życiem i losem ułatwia posługiwanie

się swoim własnym umysłem. Ich sylwetki dają wskazówki jak dopatrzyć się

niezwykłości w pracy własnego mózgu. Niniejsza książka ma w tym pomóc. Można

wtedy wykorzystać dostrzeżoną w sobie unikalność i zrozumieć jak można ją

powiązać z działalnością własną. Można spróbować także użyć narzędzia ich

umysłów, gdyż któreś z nich może być bliskie naszym upodobaniom.

Co z tego nam przyjdzie. No cóż, rozwiniemy drzewo wiadomości. Przy okazji

rozwiniemy swoje własne oryginalne wnętrze, a może nawet swoją instytucję,

przedsiębiorstwo lub firmę. Może to być sposobem na życie.

Niezależnie od użyteczności praktycznej i własności psychoterapeutycznej rozmów

o życiu tych, którzy najbardziej rozwinęli drzewo wiadomości, chronologiczne

usystematyzo-wanie spostrzeżeń, dotyczących rozwoju drzewa wiadomości pozwala

spostrzec coś ważnego i dziwnego.

Dotyczy to całości naszej ludzkiej cywilizacji i każdego z nas. Książkę tą

napisałem głównie z chęci przekazania tego przesłania. Czytając kolejne

rozdziały, czytelnik powinien spostrzec to samo. Jeśli docierając do końca

książki pozostaną co do tego wątpliwości to ostatecznie w “Posłowiu do książki”

próbuję jeszcze raz postawić czytelnika wobec tej tajemnicy i przedstawić własne

argumenty przemawiające za tą niezwykłą tezą. Wnioskiem praktycznym z tych

rozmyślań jest konkluzja, że warto spisać szczegóły swojego życiorysu.

Autor

1. Przeczuwanie prawdy

w kobietogrodzie

- czyli o człowieku wewnętrznym Mikołaja Kopernika

i Anny Schelling

(A) - Nie wiem czy wiesz, że Kopernik niczego nie odkrył, niczego nie udowodnił.

On spisał tylko intuicyjne przeczucia.

(R) - Czy takie jest przesłanie tej nowej biografii Kopernika, napisanej przez

J. Sikorskiego (*1)?

(A) - Sikorski chyba nie zdaje sobie z tego sprawy, ale on jest bardzo

skrupulatny. To co przeczytałem u niego o Koperniku potwierdza spór pomiędzy

księdzem profesorem J. życińskim a astronomem Jarosławem Włodarczykiem z

Polskiej Akademii Nauk, jaki odnotował "świat Nauki", przed 5-ciu laty, w swoich

pierwszych numerach, tzn. pierwszych polskich zeszytach "Scientific American" z

roku 1991 (*2) i z roku 1992 (*3). Astronom J. Włodarczyk był bardzo wkurzony,

że ksiądz profesor ośmielił się uprzytomnić czytelnikom, że Kopernik w swoim

dziele "O obrotach ..." nie zawarł żadnego dowodu swojej rewolucyjnej wówczas

tezy, że Ziemia się kręci wokół swojej osi i na dodatek lata wokół Słońca.

(R) - Po prostu nie wierzę, że Kopernik nie znalazł dowodów na poparcie swojej

teorii!

(A) - No to przeczytaj, o tutaj, na stronie 111. Ksiądz profesor pisze: "...

byłbym wdzięczny Panu Włodarczykowi za wskazanie, który konkretnie fragment "De

revolutionibus ..." mogłby służyć jako rozstrzygający argument na rzecz modelu

kopernikowskiego. Uważam bowiem za Thomasem Kuhnem, Imre Lakatosem czy Williamem

Wallacem, iż nie istnieje taki fragment. Byłbym jednak wdzięczny, gdyby mój

krytyk wyprowadził mnie z błędu, określając konkretne miejsca, które powinienem

sobie doczytać".

(R) - Skąd więc Kopernik to wziął?

(A) - Po prostu odgadł, miał przeczucie, a raczej, jak pisze J. Włodarczyk,

wziął pod uwagę "argumenty natury fizycznej, filozoficznej, a także logicznej i

retorycznej".

(R) - To znaczy miał dobrą intuicję i zastosował "zasadę wielokierunkowych

uzgodnień", którą Ty stale lansujesz.

(A) - Tak, ale należy go podziwiać, no bo popatrz sama! Gdy wstajesz rano to

widzisz, że Słońce wschodzi, przesuwa się ku górze, jest w zenicie, a potem

pomału zachodzi, czyli "kręci się wokół Ziemi". To samo Księżyc! Każdy widzi, że

kręci się wokół Ziemi! To samo planety widoczne gołym okiem, takie jak Merkury,

Wenus, Mars, Jowisz i Saturn.

(R) - Gwiazdy też zmieniały położenie i przesuwały się względem Ziemi.

(A) - To było Arystotelesowskie "Stellatum", czyli obrót najdalszej tzw. ósmej

sfery, tzn. "nieba gwiaździstego". Za nią było już tylko niewymiarowe, duchowe

"Primum Mobile".

(R) - Być może to był pierwszy fakt wymagający uzgodnienia! Po co komu kręcić

gwiazdami?

(A) - No tak, ale zmieniające się w ciągu doby przypływy i odpływy wód oceanu

popierały tezę, że Ziemia się jednak kręci.

(R) - Księżyc zawsze robił zamieszanie, ale wracając do tematu, czyżby dzieło

Kopernika było wówczas tylko wizjonerskim zapisem jego własnych fantazji?

(A) - Bez wątpienia ksiądz profesor ma rację. ówczesny stan astronomii

planetarnej nie pozwalał na zdobycie dowodów na udowodnienie prawdziwości

systemu heliocentrycznego. Nie należy zapominać przecież, że pierwszą, sprawną

lunetkę skonstruował dopiero Galileusz w roku 1609, a więc 60 lat po śmierci

Kopernika. Co ważniejsze jednak, Kopernik żył i pisał przed J. Keplerem, który

wprowadził koncept orbit eliptycznych. Kopernik był do końca przekonany, że

planety poruszają się po orbitach kołowych. Przy takim założeniu jego

obserwacje, utrwalone w tzw. "tablicach pruskich", nie mogły obalić systemu

Ptolomeusza. Każdy astronom wie zresztą, że działający już później, po

Koperniku! znamienity po wsze czasy astronom Tychon de Brache, profesor

założonego nieco wcześniej w Pradze, pierwszego w Europie uniwersytetu

protestan-ckiego, posiadający już wtedy dość dobre przyrządy optyczne wykrył

niezgodności pomiarowe i odrzucił System Kopernikański. Dlatego sformułował on

swój własny system, według którego Słońce obiega Ziemię, podobnie jak i Księżyc,

natomiast Merkury, Wenus, Jowisz i Saturn obiegają jednak "satelitarnie" Słońce.

(R) - Kiedy więc udowodniono, że Kopernik miał rację?

(A) - Ze sporu księdza profesora z astronomem z PAN-u wynika, iż dopiero

obserwacja, dokonana w roku 1631, przez astronoma Gassendiego, dotycząca

przejścia Merkurego przed tarczą Słoneczną dostarczyła dowodu. Gassendi porównał

wówczas wyniki swoich obserwacji z przewidywaniami wynikającymi ze systemu

Ptolomeusza, Tychona de Brache oraz Systemu Koperni-kańskiego, uwzględniające

poprawkę J. Keplera. Mało kto jednak o tych obserwacjach się dowiedział. Ksiądz

profesor sądzi więc, że surowe stanowisko Inkwizycji w trakcie procesu

Galileusza w roku 1633 miało naukowe uzasadnienie. Wydaje się, że dopiero

zamon-towanie 31 marca 1851 roku, w Panteonie Paryskim wahadła, obmyślonego

przez inżyniera-samouka, Pana Leona Foucaulta lub być może dopiero pierwsze loty

kosmonautów z programu Gemmini przekonało większość niedowiarków.

(R) - A czy ksiądz profesor uwierzył?

(A) - Nie do końca, gdyż swoją wypowiedź polemiczną (świat Nauki, 1992, nr 4, s.

111) kończy zdaniem: "Ciekaw byłbym natomiast opinii P. Włodarczyka, czy

powstanie teorii względności (Einsteina) nie uczyniło przypadkiem

bezprzedmiotowym niektórych problemów podstawowych dla tej kontrowersji".

(R) - Czyżby więc Ziemia latała dookoła Słońca z szybkością światła?

(A) - Nie, wydaje się, że w umysłach ludzi "latają" dwie odmienne postawy

postrzegania świata. Jedna to przywiązanie do tradycji, chęć ich uszanowania

oraz pragnienie pewnej stabilności i spokoju ducha oraz druga, która wychodzi z

prze-konania, iż "porządek, jaki nasz umysł wymyśla sobie, jest niby sieć albo

drabina, którą buduje się by czegoś dosięgnąć. Ale potem trzeba drabinę

odrzucić, gdyż dostrzega się, że choć służyła, była pozbawiona sensu ..." (*4).

(R) - Wynika z tego, że Mikołaj Kopernik patrzał jak Słońce wschodzi i zachodzi,

lecz jakoś bardziej podobała mu się myśl, iż to wszystko jest do góry nogami.

Skąd takie przewrotne myśli rodzą się w człowieku?

(A) - To się bierze z wrodzonej chęci do podważenia porządku zastanego,

wrodzonej przekory i jednoczesnego popie-rania zapatrywań ze strony bliskich

osób.

(R) - Czyżby Kopernik żył w czasach takiego zamieszania duchowego jak teraz?

Skąd wiesz, że był przekorny?

(A) - Myślę, że zamieszanie ideologiczne było wtedy jeszcze większe niż teraz.

(R) - Jak to? Przecież on był spokojnym kanonikiem!

(A) - Poczytaj książkę J. Sikorskiego i poczytaj polemiki księdza profesora i

astronoma Polskiej Akademii Nauk. Wstrząsają nimi te same "Warmińskie siły".

(R) - To prawda, Warmia to blisko Gdańska, a tu zaczynały się rozmaite ważne

ruchy globalne. Nawet w naszym stuleciu były dwa! Ale co w końcu Kopernik ma

wspólnego z salwą "Schlezwig Holstein" i z "Solidarnością"?

(A) - Być może tam lokalnie działa fenomen Freda Hoyla, według którego

przyszłość może czasami oddziaływać na przesz-łość, albo fenomen miejsca

podwyższonej, geomagnetycznej mocy.

(R) - Nie rozumiem?

(A) - Słuchaj cierpliwie przez 5 minut, zaraz Ci wytłumaczę.

(R) - Jeśli uda Ci się wywieść zapatrywania Kopernika z przekonań przeora Zakonu

Krzyżackiego to dostaniesz nagrodę!

(A) - Ano właśnie. Popatrz na mapę historyczną Królestwa Obojga Narodów z połowy

XVI wieku.

(R) - Na mapę Królestwa Polskiego i Wielkiego Księstwa Litewskiego?

(A) - Tak, a między nimi były wówczas wciśnięte, luterańskie już wtedy, Prusy

Książęce księcia Albrechta (właśnie spadkobiercy Zakonu Krzyżackiego). Prusy,

które okalały polski, katolicki półwysep, tzn. Warmię z dostępem do Zalewu

Wiślanego w okolicy Fromborka.

(R) - Aha! Przeczytałam już też jeden rozdział tej książki (*1). Zaczęłam od

środka, od rozdziału pt.: "Kobietki fromborskie". Frombork to dialektyczne,

polsko-litewskie przekształcenie niemieckiej nazwy Frauenburg. Kopernik często

tłumaczył je na grecki i pisał "Ex Gynopoli" lub nazywał miasto po polsku, tzn.

"Kobietogród". Tego pogańskiego słowa użył nawet w łacińskim tekście swojego

głównego dzieła.

(A) - To też ma znaczenie, aby zrozumieć skąd wzięły się jego astronomiczne

przeczucia, opublikowane w dziele pt.: "De revolutionibus". Otóż Warmia była w

czasach Kopernika "dziwolągiem prawnym". Władzę świecką sprawował tam biskup

warmiński, który wcześniej odebrał ją od Zakonu Krzyżackiego, ale nie oddał jej

całkowicie ani królowi polskiemu ani księciu pruskiemu, który był lennikiem

Polski. Biskupi warmińscy walczyli do upadłego o zachowanie swojej władzy,

biorąc sobie za sojusz-ników kolejnych władców ówczesnego, rozległego Państwa

Kościelnego, z siedzibą w Rzymie. Jednocześnie Europę ogarniały idee reformacji.

Drogę utorował Jan Hus, dziekan filozofii na Uniwersytecie Praskim. Marcin Luter

był rówieśnikiem Kopernika. Za jego życia w Szwajcarii działał już także Jan

Kalwin. Biskupa warmińskiego wybierało spośród siebie 16 kanoników warmińskich.

Biskupi warmińscy mianowali z kolei nowych kanoników i bardzo cenili sobie ich

wykształcenie. System przejmowania władzy bisku-piej był bardzo skomplikowany.

Diecezję podzielono na kanonikaty, między innymi z siedzibami w Lidzbarku,

Olsztynie i Fromborku. Kanonikaty te biskupi warmińscy próbowali obsadzać

zazwyczaj swoimi krewnymi, tymi jednak, którzy odbyli dłuższe studia za granicą.

Przewielebny Pan Warmii, biskup L. Watzenrode mianował za swojego panowania

kanonikami trzech doktorów: Aleksandra Sculetti, Leonarda Niedorhoffa i Mikołaja

Kopernika.

(R) - No właśnie, okazało się później, że są to koledzy, a nawet przyjaciele i

wszyscy z nich byli pod wpływem swoich kobiet - gospodyń. Utrzymywali swoje

dworki, a dworkami tymi trzęsły trzy kobiety. Dworkiem Kopernika kierowała Anna

Schelling.

(A) - Zdaje się, że z przerwami?

(R) - No tak, widzę, że też zwróciłeś na to uwagę. Kopernik poznał Annę

Schelling w roku 1530, gdy miał już 57 lat. Było to na pogrzebie ich krewnego.

Ona miała wtedy lat 30. Kopernik przyjął ją do pracy. Po półtorarocznej służbie

ona go jednak opuściła, aby poślubić fromborskiego mieszczanina. Na stronie 199

swej książki J. Sikorski pisze dosłownie tak: "... wkrótce jednak uciekła odeń

do Mikołaja, błagając by dopomógł jej, będąc biegłym w prawie kanonicznym w

rychłym i skutecznym przeprowadzeniu rozwodu ze względu na niemoc męża". Sprawę

rozwodową prowadził kanonik Jan Ferber w sposób nieudolny i nieskuteczny. Anna

zamieszkała, tym nie mniej znów w dworku Kopernika. Mieszkała tam 9 lat. Już na

początku jej pobytu przybył tam także ów matematyk z Wittenbergii Jerzy Joachim

Retyk.

(A) - Tak, jego osoba była drugą istotną "soczewką emocjonalną" w tej sprawie.

Widzę, że wspólnymi siłami udaje nam się pomału odtworzyć konstrukcję owego

"tunelu teletrans-misyjnego nad Warmią". Wydaje się, że ów "most transmisji"

mógł działać tylko przez stosunkowo krótki czas. Było to takie "okno w czasie i

emocjach epoki". Potem tunel zatrzaśnięto, na głucho, na jakieś 200 lat.

(R) - Kto zatrzasnął? Znów Ciebie nie rozumiem!

(A) - Bez Anny Schelling, Joachima Retyka i Tiedemana Giese, biskupa

chełmińskiego, przyjaciela Kopernika, jeszcze długo nikt nie ruszyłby systemu

geocentrycznego. Kopernik był geniuszem, więc domyślił się bądź raczej doznał

objawienia (co jest, zdaje się, synonimem słowa geniusz), że okoliczny świat

działa inaczej. Był też na tyle przekorny, aby wszystko to spisać. Napomykał

także o swoich poglądach przyjaciołom. Pracował wytrwale przez wiele lat. Nie

był jednak żądny sławy. Księgę schował więc do drewnianej skrzyni. Wtedy gdy

poznał Annę leżała ona już tam od kilkunastu lat. Od roku 1530 we Fromborku

rozpoczęło się jednak zjawisko "grupowego przeczuwania geniuszu". Osoby z

otoczenia Kopernika odczuwały jakoś, iż mają do czynienia z czymś niezwykłym. To

one wytworzyły owe "soczewkowanie emocji". Zdarzyła się w końcu rzecz w historii

nauki niebywała. Do Kopernika zaczęli zgłaszać się ludzie tylko po to, aby

pozwolił im przeczytać rękopis, który leży w skrzyni. Retyk i inni zaczęli pisać

"księgi o księdze". Dalszy ciąg znają, wydaje się wszyscy obywatele świata.

(R) - Ale co z tym "tunelem nad Warmią", "soczewkami emocjonalnymi" i owym

miejscem podwyższonej mocy?

(A) - Tunel działał tylko 10 lat. Pierwsza fala idei reformacji, jaka dotarła na

Warmię umożliwiła nowy sposób funkcjonowania dworków trzech kanoników

fromborskich, zwanych wówczas "Musejonami". Już wkrótce jednak zaczęła narastać

fala kontr-reformacji. Trzech kanoników - doktorów zaczęto prześladować. Pani z

dworku Leonarda Niederhoffa zmarła. Anna musiała się wyprowadzić do Gdańska, a

Aleksandra Sculettiego wygnano z Warmii, oskarżając go o herezję. Co więcej,

przywódcy reformacji, sam Marcin Luter i jego główny teoretyk Melanchton,

profesor filozofii, stali się nieprzejednanymi wrogami systemu

heliocentrycznego.

(R) - Chcesz więc powiedzieć, że wielkie intuicje mają szansę się przebić, gdy

twórcy pomaga kilka szczególnych osób.

(A) - Chcę także powiedzieć, że kobiece przeczucia dają wskazówki. Istnieją

zresztą różne genialne przeczucia. Kopernik przeczuwał, że jego idee powinny

czekać, powinny leżeć w skrzyni jeszcze 200 lat.

(R) - Dlaczego miałyby tam leżeć? Co to by poprawiło?

(A) - To jest właśnie sprawa przeczucia. Kobiety mają lepsze przeczucia.

2. Ruda dziewczyna

- czyli o wkładzie Galileusza, Giordano Bruno i Edwina Hubbla w debatę o tym czy

Wszechświat jest żywym embrionem

(R) - Siedziałam wczoraj w kawiarni obok kilku młodych ludzi. Byli to

maturzyści, którzy dopiero co zdali maturę. Jeden z nich był absolwentem Liceum

Ogólnokształcącego im. Mikołaja Kopernika, drugi absolwentem Ogólniaka im. Adama

Mickiewicza, a dziewczyna była studentką trzeciego roku Uniwersytetu im. Marii

Curie-Skłodowskiej w Lublinie. Wdałam się z nimi w ciekawą dyskusję. Wiesz, oni

twierdzili, że całe wieki rozwoju nauki i kultury to walka pomiędzy zwolennikami

świata małego i płaskiego oraz wszechświata dużego, który jest zwierzęciem.

(A) - Nie rozumiem?

(R) -Oni byli przeładowani wiedzą. Nie tylko że zdawali maturę, ale uczą się do

egzaminów wstępnych na uczelnie. Ładna dziewczyna o rudych włosach namawiała

ich, aby także starali się na Wydział Filozofii ze specjalizacją "Kosmologia".

To ona posta-wiła tezę, że większość woli także obecnie "świat mały i płaski".

Pod naporem jej argumentów przyznali jej rację.

(A) - Że co? Że ziemia jest płaska?

(R) - Niemal zgadłeś. Większość współczesnych ludzi pojmuje świat jako taką

"płaszczyznę - deskę", na której stoją, wystawione na próbę dzieci, które stoją

tam, aby zostać osądzone.

(A) - Jak ona im to wyjaśniła?

(R) - Ruda dziewczyna była biegła w szczegółach dotyczących procesu Galileusza.

Opierała się na artykule astrono-ma Andrzeja Krasińskiego, opublikowanym w

"Postępach Astronomii" (*1). Z jej wywodu wynikało, że komisja powołana w roku

1981 do sprawy "Rehabilitacji Galileusza", po dzie-sięcioletniej pracy ogłosiła

w roku 1992 ekspertyzę, która zdaniem Krasińskiego (cytuję): "sprawia wrażenie

próby ponow-nego usprawiedliwienia XVII-wiecznych fanatyków i intrygan-tów". W

kilkudziesięciostronicowej wykładni podobno jest tylko jedno zdanie

"rehabilitujące", które mówi o “błędnym przekona-niu sędziów Galileusza, że

wydanie zakazu nauczania teorii Kopernika było ich obowiązkiem i że ten sam błąd

kazał im także zastosować wobec Galileusza karę dyscyplinarną, która

przysporzyła mu wielu cierpień”.

(A) - Co ruda dziewczyna mówiła dalej?

(R) - Opowiadała jak to Galileusz, mając 34 lata, dowiedziawszy się o

skonstruowaniu przez rzemieślników holenderskich teleskopu, odtworzył taki sam

przyrząd, tyle że lepszy. Opowiadała dalej, że od momentu skonstruowania

teleskopu napadła go jakaś furia. Przez 2 lata większość nocy poświęcał na

obserwacje nieba nocnego. Odkrył dziesiątki nowych obiektów astronomicznych,

które opisał w tekście wydanym w roku 1910 pt.: "Gwiezdny posłaniec" ("Sidereus

nuncius"). Wykryte przez niego cztery księżyce Jowisza wydawały mu się

namacalnym dowodem prawdziwości "idei Kopernikańskiej". Podobno jeździł więc

dwukrotnie do Rzymu, aby zademonstrować przyrząd i umożliwić niedowiarkom

popatrzenie na kratery na Księżycu i jego cztery satelity Jowisza.

(A) - No i co? Księżyce przekonały czy nie?

(R) - Cesare Cremoni, największy wówczas filozof w Pad-wie powiedział:

"Nie wierzę, że ktokolwiek poza nim (Galileuszem) widział je (satelity i

gwiazdy), a ponadto, to patrzenie przez szkła przyprawiłoby mnie o zawrót głowy.

Dość! Nie chcę o tym słyszeć!"

Inni podobno twierdzili, że popatrzyli przez teleskop, ale nic nie zobaczyli.

Byli tacy, którzy napisali, że "obserwacje za pomocą teleskopu są kuglarską

sztuczką i próbą wywołania halucynacji".

(A) - Jak się sprawa skończyła to wiem. Galileusz był uparty. Wbrew zaleceniom

"Urzędu Świętego (inkwizycji)" nie trzymał się zaleceń, aby o pomyśle Kopernika

mówić tylko jako o hipotezie i aby pisać o tej teorii tylko "po łacinie", czyli

w wy-dawnictwach niskonakładowych. Wyrżnął dzieło po włosku, a więc w języku

ludowym pt.: "Dialog o dwóch wielkich syste-mach świata". W rezultacie specjalna

komisja "Urzędu Świętego" oskarżyła Galileusza głównie o następujące

przestępstwa:

- naruszenie nakazu traktowania teorii Kopernika jako hipotezy,

- że wysuwa szkodliwe twierdzenie (...), że (...) istnieje pewna równość między

umysłem boskim i ludzkim (...),

- że błędnie przypisał przypływy oceanu stabilności Słońca i ruchowi Ziemi,

które nie istnieją. (*1).

(R) - No tak, ruda dziewczyna mówiła to samo. W rezul-tacie, jak pisze Andrzej

Krasiński, papież Urban VIII, który wcześniej jeszcze jako kardynał Maffeo

Barberini był przyjacie-lem Galileusza oraz wielu innych intelektualistów i

artystów tej epoki, spisał tekst wyroku, który brzmiał następująco:

“Sanctissimus rozporządził, że rzeczony Galileo ma być przesłuchany co do jego

intencji, nawet z groźbą tortur, a jeśli ją podtrzyma, ma wyprzeć się

podejrzewanej u niego herezji na plenarnym zgromadzeniu Kongregacji Urzędu

Świętego, potem ma być skazany na uwięzienie według upodobania Świętej

Kongregacji i należy mu rozkazać, aby nie rozprawiał nadal, w jakikolwiek

sposób, ani w słowach ani w piśmie, o ruchomości Ziemi i stabilności Słońca, w

przeciwnym wypadku narazi się na kary za recydywę. Książka zatytu-łowana “Dialog

de Galileo Linceo” ma być zakazana” (*1).

(A) - W praktyce wykonanie wyroku wyglądało, o ile wiem, w ten sposób, że

68-letni Galileusz musiał udać się z nie-podległego, formalnie biorąc księstwa

Florencji do Rzymu, przywdziać na siebie białą koszulę, symbol skazanego

heretyka i na klęczkach powtarzać za sędzią Urzędu Świętego (1) formułę

przyznania się do winy, (2) formułę wyparcia się i przeklęcia popełnionych

błędów, (3) przysięgę, że nie popełni takich błędów w przyszłości oraz (4)

przysięgę, że złoży doniesienie do Urzędu świętego na każdego innego heretyka

(cytat za "Postępy Astronomii", 1993, nr 4, s. 188).

(R) - Domyślam się co chcesz powiedzieć. Chcesz powiedzieć, że od każdego

niewdzięcznika należy wymusić te cztery formuły.

(A) - Tak jest! Nie powinno być miejsca na żadną litość wobec faceta, który chce

oszukać przeciwnika intelektualnego!

(R) - Ty bredzisz czy mówisz na złość?

(A) - Nie! Ja chcę tylko powiedzieć, że sprawa Galileusza, prócz problematyki

astronomicznej i prawidłowości dotyczących sprawowania "władzy dusz", wykazała

empirycznie i praktycznie, że nieskuteczna jest "metoda intelektualnego

oszukiwania przeciwnika (MIOP)". Galileusz całe życie, pisząc rozmaite swoje

prace wierzył, że da się "przechytrzyć swoich przeciwników, ukrywając niezbyt

starannie kpinę z ich poglądów pod pozornie wiernopoddańczą deklaracją ... nie

doceniał spostrzegawczości swoich wrogów, ... przeceniał ich tolerancję i

poczucie humoru".

(R) - Jak tu liczyć na poczucie humoru, kiedy to wielo-letnie starania o

unieszkodliwienie Galileusza wszczął kardynał Roberto Bellarmino, jeden z

sędziów w procesie Giordano Bruno, autor oskarżenia na podstawie którego spalono

go 16.II.1600 roku żywcem na stosie na Piazza Campo Dei Fiori w centrum

ówczesnego Rzymu. Kardynał R. Bellarmino został ogłoszony w roku 1623 świętym.

Portret tego świętego wisi do tej pory w kościele św. Ignacego w Rzymie.

(A) - O tym też mówiła ruda dziewczyna?

(R) - Tak, bo ona bezpośrednio po wykładzie o Galileuszu przeszła do opowieści o

Giordano Bruno. Wtedy zresztą przysiadłam się do ich stolika i zacząłem robić

notatki i wypisy ze sterty zeszytów, które oni mieli ze sobą.

(A) - Co mówiła o Giordano Bruno?

(R) - Naśmiewała się, że nie ma ogólniaków im. Giordano Bruno ani ogólniaków im.

Galileo Galilei, ani nawet ogólniaków im. Barucha Spinozy.

(A) - Czy według niej miałby to być przejaw tej samej niechęci do świata

większego niż "Ziemi w środku i osiem otaczających ją kulistych sfer"?

(R) - Wiesz, z tego co ona mówiła to z Giordano Bruno trzeba było postąpić

radykalnie. To co on wygadywał "przecho-dziło ludzkie pojęcie". Myślę, że

dzisiaj spalonoby go na stosie także.

(A) - Żarty sobie stroisz?

(R) - To Bruno stroił sobie żarty! Ściślej mówiąc, nie tyle żarty, ile miał

wyostrzony zmysł i talent prowokacji. W każdym razie osiągnął udowodnione,

namacalne rezultaty. Będąc mnichem, Dominikaninem, został wyklęty i uznany za

heretyka nie tylko przez Kościół Rzymsko-Katolicki, ale także przez Kościoły

Protestanckie, Kościół Kalwiński i Luterański.

(A) - W odróżnieniu do sprawy Galileusza, sprawie Giordano Bruno nie nadawano

zbytniego rozgłosu. Przez 7 lat siedział w ciupie, poddawano go torturom.

Niczego się nie chciał wyprzeć, toteż spalono go na stosie i już.

(R) - Ruda dziewczyna mówiła jednak, że on wcale nie bronił teorii Kopernika.

Mówiła, że on niesłusznie, do tej pory, jest uważany za obrońcę racjonalizmu i

empirycznego weryfi-kowania nowych hipotez naukowych. Odwrotnie, w swoich

licznych pismach wyrażał się on z niechęcią o astronomach - matematykach. Nic

dziwnego zresztą, że przy takich poglądach popełnił on duży błąd w formułowaniu

własnych teorii, dotyczących najbliższego otoczenia kosmicznego. Chciał poprawić

Kopernika i stwierdził, że analogicznie do podwójnej planety Ziemia-Księżyc,

obiegającej Słońce, podwójną planetą jest także para Merkury-Wenus, która

miałaby obiegać także Słońce, ale będąc stale po drugiej stronie epicyklu, czyli

orbity obiegu planet. Sądził on, że wizja świata powinna wynikać z wizji

filozoficznej (*2). Swoje wizje filozoficzne czerpał natomiast od

neoplatończynków i owego egipskiego lekarza Inhotepa, czyli Hermesa

Trismegistosa (*2). Wszystko dokumentował i wydawał drukiem. Inkwizycję

wyprowadziły z równowagi szczególnie jego teksty pt.: "Nieskończoność

wszechświata i inne światy", a zwłaszcza "Wieczerza w środę popielcową".

(A) - Co wynika z tych tekstów?

(R) - To że Świat nie jest mały, lecz odwrotnie, że jest nieskończenie wielki,

że prócz Słońca i Ziemi istnieje we Wszechświecie nieskończenie wiele podobnych

światów i że wiele z nich jest zamieszkałych przez inteligentne istoty podobne

do nas. Twierdził ponadto, że Wszechświat jest żywą istotą, która posiada duszę

i że dusza tej nadrzędnej istoty włazi do środka każdego z nas.

(A) - Wcale się nie dziwię, że św. kardynał R. Bellarmino się wkurzył.

(R) - Zwłaszcza, że mógł odwołać się do uczonych dzieł Ptolomeusza i Kopernika,

które stwierdzały, że planety wykonują epicykle, czyli krążą po orbitach

idealnie kołowych.

(A) - A co Bruno nie uznawał epicykli?

(R) - On jakimś cudem przed Keplerem wykoncypował, że w naturze nie może być

takich idealnych procesów jak orbity kołowe. On mówił przed Keplerem o orbitach

eliptycznych. Z tym, że on mówił jeszcze, że gwiazdy mają duszę, są ożywione i w

zasadzie mogą sobie podróżować po całym nieskończonym Kosmosie, który nie ma ani

początku ani końca.

(A) - Przecież takie poglądy wywracały wszelkie aktualne wyobrażenie o świecie.

(R) - Według rudej dziewczyny Giordano Bruno miał pecha przez to, że nie znano

wtedy jeszcze literatury science-fiction. Gdyby literatura tak już istniała to

uznanoby jego teksty za opowieść science-fiction i nikt by się tym nie

przejmował. Ale akurat Stary Testament zabrania fantazjować i odcina nitki

biegnące z Kosmosu do człowieka.

(A) - Przecież Giordano Bruno był Dominikaninem, a więc szeregowcem armii

intelektualistów walczących w imię Chrys- tusa, piewcy miłości, którego dzieje

opisuje Nowy Testament.

(R) - Tak, ale Bruno przesadził, no bo wiesz, gdyby rzeczywiście było wiele

planet na których żyją inteligentne istoty to być może musiałoby być wiele

Chrystusów, którzy musieliby zbawić tamtejsze narody.

(A) - Masz rację, w numerze 5/1996 "Nowej Fantastyki" Marek Oramus pisze tak,

posłuchaj:

“Bóg musiałby mieć nie jednego, lecz mnóstwo Synów Bożych, by obdzielić nimi

wszelkie planety, które się do tego kwalifikują. Synowie Boży zstępowaliby tam w

milio-nach wcieleń, wchodziliby w te społeczności jak Chrystus "od dołu" i

stopniowo poprzez dawane nauki oraz przykład własny przyczynialiby się do

wylansowania nowej etyki, nowych wzorców postępowania. Kłopotliwą kwestią byłby

rodzaj męczeńskiej śmierci, gdyż zależnie od biologii tych istot musiałaby ona

wyglądać za każdym razem inaczej ...”

“Nie ma się zatem co dziwić, że ortodoksyjna teologia jak ognia unika podobnych

dywagacji ...”

“ ... obraz mrowia mesjaszy zstępujących tam i siam, ginących masowo a zgodnie z

doktryną, Boga utrudzonego nad administrowaniem tym wszystkim - jest co się

zowie absurdalny i nie chce mi się wierzyć, aby mógł mieć cokolwiek wspólnego z

rzeczywistością. Albo więc doktryna chrześcijańska nie może rościć pretensji do

kosmicznego uniwersalizmu (teologia - powtarzam - raczej by się z tym nie

zgodziła), albo życie rozumne nie występuje w kosmosie w takiej obfitości, aby

powyższy obraz uzasadnić.”

W następnym felietonie Lech Jęczmyk (*4) proponuje zresztą ciekawe rozwiązanie,

posłuchaj:

“Wyobraźmy więc sobie Boga jako komputer o nieogra-niczonym programie. Żeby

nawiązać z nim kontakt, potrzebna jest końcówka kompatybilna z możliwościami

odbiorcy i wspólny język. Taką końcówką - interfejsem doskonałym między Bogiem a

człowiekiem - jest oczywiście Chrystus. (W powieści Oramusa “Arsenał” ludziom,

którzy kontaktują się z bóstwem bezpośrednio, przepalają się bezpieczniki i mózg

się lasuje.) Warto przy-pomnieć, że Chrystus istniał zawsze, przed stworzeniem

świata i człowiek został stworzony na Jego podobieństwo i wyposażony w program

dający możliwość kontaktu z ter-minalem pod nazwą Chrystus. Jest sprawą każdego

człowieka, w jakim stopniu z tej możliwości korzysta, ale wiadomo, że na

zakończenie kursu będzie egzamin ...”

żeby nawiązać z nim kontakt, potrzebna jest końcówka kompatybilna z

możliwościami odbiorcy i wspólny język. Taką końcówką - interfejsem doskonałym

między Bogiem a człowiekiem - jest, oczywiście, Chrystus. (W powieści Oramusa

“Kontynuując tę metaforę można powiedzieć, że pytanie o “teologię kosmiczna”,

sprowadza się do jednego: czy - jeżeli inne cywilizacje wśród gwiazd istnieją -

korzystają z tego samego języka, czy też mają inne terminale i języki.”

(R) - No tak, ale to jest tylko pismo science-fiction.

(A) - To prawda, od czasów Giordano Bruno tylko tyle się zmieniło, że zwolennicy

tych dwóch opcji, o których mówiłaś na wstępie, nadal są na stopie wojennej, ale

mają swoje oddzielne pisma. Prócz "Nowej Fantastyki" wyróżniłbym nawet trzecią,

oddzielną grupę osób, które czytają pisma neognostyczne, takie jak: "Nieznany

Świat", "Nie z tej Ziemi", "Szaman" i kilka innych.

(R) - Michał, taki jakiś blady, niewyraźny absolwent Ogólniaka im. Adama

Mickiewicza miał ze sobą książkę pt.: “Mickiewicz” i stale wtrącał coś o jakiejś

sekcie towiańczyków, której kierownictwo przejął Adam Mickiewicz (*5). Ruda

dziewczyna ucięła jednak to gadanie, powiedziała, że w poważnej dyskusji,

toczonej w realnej kawiarni, trzeba się trzymać nauki i powiedziała, że dalszy

ciąg rzeczowej polemiki ze Świętymi Urzędami został wznowiony dopiero w roku

1927, wtedy kiedy to Edwin Hubble po długich taktycznych i sprytnych

przygotowaniach ogłosił nagle w kilku pismach jednocześnie, że Wszechświat nie

jest taki nieskończenie wielki, tzn. taki jaki wywalczyli Giordano Bruno, Izaak

Newton i sir Fred Hoyle, lecz że jest skończony, że się rozszerza, że kiedyś

miał swój początek, rozwija się i osiągnął od czasów tzw. "prawybuchu" w chwili

"zero" rozmiary takie, jakie są należne po 15 miliardach lat rozwoju”.

(A) - To prawda, historia kołem się toczy, współcześnie po wykonaniu Heglowskiej

spirali rozwoju myślenia, znowu jesteśmy w zasadzie przy koncepcji świata jako

takiej skończonej, ograniczonej hiperkuli.

(R) - Ale raczej żywej, jak embrion, i ostatnio myślącej, a od czasów Hawkinga i

innych popleczników czarnych dziur pojmowanych jako "wszechświaty niemowlęce",

raczej jednak przy koncepcji "piany", odtwarzających się historii w

nieskończo-nej plątaninie wszechświatów - dzieci, rodzących się we wnętrzu

wcześniejszych wszechświatów rodzicielskich (*6).

3. MENE, MENE, TEKEL, UPARSIN

- czyli o dziedzinach pomocniczych Izaaka Newtona

(R) - Czy wiesz, że Izaak Newton uparcie przez całe życie chciał przemienić

miedź w złoto?

(A) - Wiem, wiem! Widać czytaliśmy te same biografie (*1,*2,*3). Newton był

nieślubnym dzieckiem, urodził się w dniu Bożego Narodzenia w roku 1642, a jego

rozprawy z zakresu alchemii liczą w sumie około miliona słów. Należał do

licznego jeszcze wówczas w Londynie grona alchemików praktyków. Jak wiadomo

drugie tyle stron swoich zapisów poświęcił analizie przepowiedni Daniela. Sądził

zresztą, że wynika z niej, iż katastrofa globalna nastąpi w roku 2060.

(R) - Ty stale o takiej lub innej katastrofie, jak nie o zda-rzeniu z kometą to

o przepowiedniach Nostradamusa! Czemu tak ludzi straszysz?

(A) - Bo chcę nauczyć naszych czytelników świetnej zabawy, dość podobnej do

rosyjskiej ruletki.

(R) - Jak się w nią gra?

(A) - Po pierwsze, zaraz z rana, po wstaniu z łóżka, należy włączyć radio, a

potem kupić dwie gazety analityczne. Chodzi o spostrzeżenie na ile blisko

jesteśmy tego ranka tzw. globalnego momentu krytycznego. To się zmienia z dnia

na dzień. Na razie minęło 50 lat i ciągle jeszcze mamy szczęście.

(R) - Co to jest globalny moment krytyczny?

(A) - Cywilizacja zerowa, która zbliża się jednak już szybko do przemiany w

cywilizację Io musi przekroczyć niemal jednocześnie trzy niebezpieczne progi.

Jeśli nie zdoła tego zrobić to zginie, ale jej umieranie może wyglądać różnie.

Nagła śmierć może przybrać jedną z trzech dość różnych postaci. To tak jak

umrzeć na zawał serca, na raka lub na wylew krwi do mózgu.

(R) -Co to za progi cywilizacji zerowej?

(A) - Jeden z nich jest związany z Marią Curie-Skłodowską i zdaje się, że księga

Daniela mówi o takiej właśnie katastrofie.

(R) - No właśnie! Wróć do Newtona, co w końcu sądzisz o nim, był twórcą

nowożytnej nauki czy też obskuranckim mistykiem?

(A) - Newton sformułował prawa ciążenia obowiązujące do tej pory. Aby móc opisać

spadanie jabłka i ruch planet, niejako po drodze, stworzył podwaliny rachunku

różniczkowego i całko-wego! Był dobrym matematykiem i pierwszym nowoczesnym

fizykiem (*2).

(R) - No więc, uczony czy ciemniak?

(A) - Jeden z pierwszych jego biografów, niejaki François Arago (*1) napisał, że

Newton “często schodził na fałszywą drogę, zajmując się innymi dziedzinami niż

matematyka i fizyka”, a inny, niejaki Louis Fiquier pisał, że “Newton często

wychodził poza obszar prawdziwej nauki i filozofii, przechodząc do świata

fantazji i wyobraźni”.

(R) - Chcesz powiedzieć, że ci przeciętni biografowie, sami nie znając tajemnicy

tworzenia czegoś wielkiego i nowego, chcą jednak życiorysy każdego większego

twórcy oczyścić z wszelkich nieprzyzwoitości.

(A) - Tak! i wylewają wtedy dziecko z kąpielą, gdyż czytelnik przestaje rozumieć

skąd wzięło się w tych twórcach tyle energii, samozaparcia, odwagi i geniuszu.

(R) - Sądzisz, że da się sformułować receptę na genialne osiągnięcia?

(A) - Nie wiem czy to recepta, ale jeśli przeanalizować całość działań Newtona

to on zdaje się stosował metodę “przyciskania rozdętej dyni do tajemnej ściany”.

(R) - Rozdęty arbuz mówisz?

(A) - O właśnie! Znaczony w paski arbuz jest zupełnie dobrą metaforą. W każdym

razie trzeba mieć rozdęty, wielo-sektorowy, pojemny i zasobny zestaw

zainteresowań i poglądów, tzn. rozbudowany system zapatrywać filozoficznych, i

ten zbiornik trzeba przystawić do pewnej tajemnicy. Ludzie przecież lubią stać

wobec intrygującej tajemnicy, lubią kryminały, dreszczowce i przygody. Ekscytuje

ich to i wytwarza motywację do działania. Newton, jak już teraz wiadomo, sądził,

że natura i Wszechświat to jest pewien kryptogram, zagadka, przesłanie

sformułowane przez Boga i że niektórzy myśliciele potrafią obmyśleć lepsze lub

gorsze "klucze mistyczne" umożliwiające rozszyfrowanie tej zagadki. Co więcej,

sądził on, że zagadkę tą odgadnięto już przed wiekami, tyle że wyrażano ją wtedy

mniej precyzyjnie.

Newton wierzył, że już starożytni Babilończycy, Egipcjanie i Grecy przesłanie to

pojęli i tę głęboką wiedzę wyrażali "za pośrednictwem obrazów, alegorii i

różnego rodzaju symboli". Sporządził on nawet listę starożytnych myślicieli,

którzy jego zdaniem "wiedzieli już niejako wszystko". Na liście tej znaleźli się

między innymi Hermes Trismegistos, Pitagoras, Demokryt i Anaksagoras. Sądził, że

tajemnicę tę trzeba odgadnąć na nowo i być może wyrazić ją nieco bardziej

precyzyjnie. Nic dziwnego więc, że Newton wertował i studiował liczne starożytne

zapisy, tzn. księgi Starego Testamentu oraz wcześniejsze pisma hermeneutyczne i

pisma neoplatoników. Szukał w tych pismach owych "kluczy mistycznych".

(R) - I co, znalazł te klucze?

(A) - Nie wiem czy każdy by znalazł, ale w każdym razie Newton dopatrzył się w

rozważaniach alchemików najpierw konceptu "oddziaływania na odległość", potem

konceptu "siły działającej na odległość" i w ten sposób doszedł w końcu do "praw

powszechnego ciążenia", tyle że owe prawa, no cóż, wyraził za pomocą wzorów

matematycznych.

(R) - Tak już wiem do czego dążysz! Znowu chcesz powiedzieć, że w

przeciwieństwie do innych ludzkich stwierdzeń równania matematyczne mają tę

cudowną obiektywną, sprawdzalną cechę, że da się wykazać, iż lewa strona

stwierdzenia rzeczywiście równa się prawej stronie, ale nie wiem czy w sprawie

Newtona masz rację? Nawet lord John Maynard Keynes (*1), pierwszy biograf

Newtona, który wyjawił jego zainteresowania naukami tajemnymi, twierdzi, że to

tylko przejaw epoki przejściowej, czasów kiedy to przechodzono od

średnio-wiecznych, dowolnych spekulacji filozoficzno-teologicznych do czasów

oświecenia, kiedy to zaczęły obowiązywać zasady racjonalnego myślenia i

konieczność dostarczenia doświadczal-nych dowodów. Newton był takim

"mieszańcem". Jedną nogą stał w średniowieczu a drugą już w dobie racjonalnego

oświecenia. Przecież to w końcu Newton wypowiedział to słynne zdanie "Hypotheses

non fingo" ("Nie stawiam hipotez").

(A) - Tak, miał kiedyś taki dzień, chciał zresztą zapewne dodać "Nie stawiam

hipotez bez uzasadnienia". W każdym razie, prócz "Phylosophiae naturalis

principia matematica" (Matema-tyczne zasady filozofii przyrody), napisał także

tekst pt. "Hipoteza dotycząca światła", który przedstawił w roku 1675 na

posiedzeniu Royal Society. Hipoteza ta zresztą była akurat dość słabo

uzasadniona.

(R) - Można się pogubić w końcu w tych niuansach. Można więc stawiać hipotezy

czy nie?

(A) - Podzielam przekonanie Newtona, iż niektórzy starożytni myśliciele

odgadnęli już dawno temu zagadkę Wszechświata, tym nie mniej postęp w rozumieniu

i sposobach formułowania tej zagadki zachodzi. To właśnie Newton wtedy gdy

atakował nieposkromione formułowanie hipotez, popychał ludzkość znacznie do

przodu. Przekonał mianowicie wszystkich poważnych myślicieli i intelektualistów,

że jest czymś nieeleganckim, a nawet jest poważnym błędem "publiczne

przedstawianie niepotwierdzonej hipotezy jako teorii sprawdzonej

doświadczalnie".

(R) - A co zrobić z pięknymi hipotezami, których nie da się sprawdzić

doświadczalnie?

(A) - Trzeba to po prostu wyraźnie podkreślić, a hipotezę tą a nie teorię

przedstawić - jak postulował to Newton - pod osąd kompetentnych specjalistów.

(R) - Jeśli tak, to cóż powiedzieli kompetentni specjaliści na temat

Newtonowskich interpretacji przepowiedni Daniela?

(A) - No cóż, przeczytaj więc sama Księgę Daniela, to tylko 16-cie stron. Jako

obywatel tej planety jesteś kompetentnym specjalistą. Jak zauważysz, napis jaki

“palce ręki ludzkiej pisały naprzeciw świecznika na wapiennej ścianie pałacu

królewskiego” brzmiał “mene, mene, tekel, uparsin”, co jak wyjaśnił Daniel

oznacza, że “Bóg policzył dni twojego panowania ... jesteś zważony na wadze i

znaleziony lekkim”.

(R) - Nic nie rozumiem!

(A) - No to przeczytaj ostatni fragment Księgi Daniela (D 12.13), tam jest

napisane jasno: " Lecz ty idź swoją drogą, aż przyjdzie koniec; i spoczniesz, i

powstaniesz do swojego losu, u kresu dni".

4. Od doktora Faustusa do Fausta

Goethego

- czyli jak nieproszony diabeł włazi do duszy człowieka

(A) - Wkraczamy w nowe średniowiecze!

(R) - Co Ty wygadujesz!

(A) - Posłuchaj więc, co powiedział niedawno Lech Jęczmyk w poważnej dyskusji

(*1):

"W cywilizacji Nowego średniowiecza nauka traci swoją uprzywilejowaną pozycję,

staje się znów jedną z muz na równi z tańcem czy poezją i ma sens tylko jako

dostarczycielka metafor do lepszego zrozumienia Planu Bożego."

(R) - Co to za tekst?

(A) - A to akurat są rozważania o ewolucji na skalę kosmiczną, wtedy kiedy nie

będzie już chodziło o ludzi, lecz o myślące gwiazdy.

(R) - To są niebezpieczne rozważania, za to spalono Giordano Bruno żywcem!

(A) - To było w średniowieczu.

(R) - Mówisz właśnie, że wkraczamy w Nowe średnio-wiecze!

(A) - Wtedy gdy dyskutowaliśmy o Galileuszu i Giordano Bruno ustaliliśmy, że

mamy jednak teraz lepszą sytuację, bo istnieje literatura science-fiction. Mogę

więc spokojnie przytoczyć fragment z tego samego artykułu Lecha Jęczmyka, który

dotyczy myślących gwiazd. Pisze on tam, że:

“Amerykanin Gregory Benford wydał w roku 1977 z Gordonem Eklundem powieść pt.:

"If Stars are Gods" (Jeżeli gwiazdy są bogami"). Inspiracją były mu rozważania

arabskich myślicieli: Awicenny (właściwie Ibu Sina 980-1037), który twierdził,

że każde ciało niebieskie ma duszę oraz Awerroesa (właściwie Ibu Roszd

1126-1198), który przyznawał ciałom niebieskim rozum. Ten sam pomysł wykorzystał

w roku 1937 Olaf Stapledon w powieści pt.: "The Star Maker", w której świadome

gwiazdy opiekują się życiem na swoich planetach. Czy tak potężne osobowości

kosmiczne można porównywać do bogów? Obaj uczeni byli wyznawcami islamu, chyba

więc nie o to im chodziło ...”

(R) - Teraz przynajmniej wiem skąd Giordano Bruno wziął koncepcję o gwiazdach,

które mają duszę. Nie wierzę jednak w to. Oznaczałoby to, że w cyklu ewolucji

gwiazd, czyli gdzieś w połowie wykresu Hertzsprunga-Russella (*2) gwiazdy ciągu

głównego stawałyby się świadome i tworzyłyby później takie sieci myślące. A

gdzie mechanizm ewolucji, mutacji, selekcji, walki o byt? To raczej

przemawiałoby za jakąś globalną celowością w jakimś "globalnym ewolucjonizmie".

(A) - Przychodzi mi na myśl, że Giordano Bruno mógł się tego dowiedzieć od

doktora Faustusa.

(R) - Czy doktor Faustus był postacią realną?

(A) - Tak. żył w Niemczech w latach 1480-1538. Udzielał porad astrologicznych.

Na ogół były one tak trafne, iż uznano go za czarnoksiężnika. Dopiero później

ulepiono z tego legendę (*3).

(R) - Mam więc pomysł. Skoro żyli na naszej planecie ludzie, którzy byli

jednocześnie artystami, naukowcami, poetami i filozofami przyrody w jednej

osobie, to zgodnie z postulatem Lecha Jęczmyka może rzeczywiście, w ważnych

kwestiach, należy ich najpierw posłuchać.

(A) - A kogo masz na myśli?

(R) - Na przykład Johann Wolfgang Goethe, był poetą, filozofem, był także

przyrodnikiem, biologiem, a nawet po części lekarzem i wniósł swój wkład w

teorię ewolucji, a poza tym, pisząc "Fausta" wyjaśnił jak sprzedaje się duszę

diabłu.

(A) - To prawda. On był także naukowcem. Artur Schopenchauer, który też miał

inklinacje do przyrodoznawstwa napisał dzieło pt.: "O widzeniu w kolorach" (*4).

Wysłał je do oceny J.W. Goethemu. Goethe był widać w tych czasach autorytetem

również w zakresie fizjologii organizmu człowieka. Jego opinia o dziełku

Schopenchauera była zdecydowanie negatywna. Schopenchauer nie mógł tego strawić

do końca życia, nawet wtedy gdy był już sławny.

(R) - No widzisz drugi taki! Z jednej strony filozof według którego "świat dla

nas to przede wszystkim wyobrażenie, jakie o nim potrafimy sobie wytworzyć"

(*4), a z drugiej strony niemal lekarz, który pisze o fizjologii oka.

(A) - Trzeba przyznać jednak, że Goethe w zakresie biologii był wówczas większym

autorytetem. Zabierał się za sprawy zasadnicze. Na długo przed Darwinem

przedstawił zarys teorii ewolucji (*5, *6, *7).

(R) - Co on już też mówił o przypadkowych mutacjach, walce o byt i postępie

poprzez dobór naturalny i selekcję osobników najbardziej dostosowanych?

(A) - Nie! Zupełnie odwrotnie. Mówił o celowości w roz-woju organizmów żywych

(*7). Co prawda używał metafory "ulepiony jak z wosku" (*9), jednak "lepiony jak

z wosku" oznaczało u niego ulepiony według potrzeb Supernadistoty.

(R) - Dlaczego nie mówisz po prostu według potrzeb Boga?

(A) - Bo Goethe, najogólniej biorąc, miał takie zapatrywa-nia jak Baruch

Spinoza, czyli wierzył, że Bogiem jest całość Wszechświata (*8). Właściwie to

nawet inaczej. On swoje zapatrywania przedstawiał często nieco odmiennie, tak że

robił się z tego taki serial teologiczny. Na stronie 394 tomu I swojej

autobiografii (*8) pisze z humorem coś takiego:

“... właściwie każdy człowiek ma swoją własną religię, wydawało mi się rzeczą

całkiem naturalną, abym i ja stworzył swoją własną, co uczyniłem z wielkim

wewnętrz-nym zadowoleniem. Podstawą był tu neoplatonizm; nauki hermetyczne,

mistyczne i kabalistyczne także się do tego przyczyniły; zbudowałem sobie świat

wyglądający doprawdy nieco osobliwe ... Skłonny byłem do wyobrażenia sobie

bóstwa stwarzającego wiekuiście samo siebie ...”

Natomiast na stronie 258 tomu II autobiografii (*8) pisze:

“Wierzyłem w Spinozę, bo tak uspokajająco na mnie działał, a wiara ta wzmogła

się jeszcze, gdy bliskich mi mistyków poczęto oskarżać o spinozyzm ...”

(R) - A propos, nie wiem czy wiesz, że po latach panowania Darwinizmu, nagle

poważne pismo naukowe "La Recherche" wydrukowało w styczniu 1996 roku artykuł

Marcel-Paul Schützenbergera pt.: "Luki w rozumowaniu Darwina".

(A) - To ciekawe, pokaż, przeczytam ... I tak wychodzisz z domu ... O wróciłaś!

Wiesz to niesamowite! Ten Schützen-berger stwierdza nagle w piśmie o zasięgu

światowym, że teoria ewolucji, odwołująca się jedynie do "selekcji poprzez dobór

naturalny w walce o byt" nie jest falsyfikowalna, a więc nie jest teorią

naukową. Twierdzi on, że jest nieprawdopodobne aby najnowszy twór ewolucji, tzn.

"człowieka" powstał w walce o byt. M-P Schützenberger twierdzi, że warunki w

Abisynii przed 100 tysiącami lat nie wymagały, aby nagle rozwinęła się krtań aby

mówić, móżdżek aby trzymać równowagę, myślenie abstrak-cyjne aby wytworzyć

narzędzia oraz świadomość i fenomen miłości, aby docenić partnera i

Supernadistotę.

(R) - Dlaczego więc tak się jednak stało?

(A) - Goethe i Schützenberger tłumaczą to w ten sposób, że nagle zaistniało

jednocześnie kilka "rodzajów cudów", po to aby powstał osobnik, który jest w

stanie sprostać wymaganiom Supernadistoty.

(R) - Jak to przyjęto we Francji?

(A) - Wielu biologów, fizyków i lekarze dostało białej gorączki. Rozgorzała

dyskusja, która trwa do tej pory. Redakcja opublikowała w numerze z marca 1996

roku streszczenia kilku-dziesięciu listów. Ponieważ listy napływały nadal ze

wzbierającą falą, więc Redakcja umieściła je wszystkie pod adresem INTERNET'owym

numer "http://www.LaRecherche.fr" i próbo-wała wstrzymać dyskusję artykułem

wstępnym do numeru z maja 1996 roku pt.: "Darwin i dobry Pan Bóg". Nawet

anglosaski "Scientific Americam (świat Nauki)" wydrukował w numerze 1996/3

wywiad z Christianem de Duve, laureatem nagrody Nobla z medycyny, którego wymowa

jest zbliżona do takiej interpretacji filozofii przyrody (*16).

(R) - No widzisz, a w roku 1990, gdy opublikowałeś swoją książkę pt.: "Jesteś

nieśmiertelny - teza i zapis dyskusji o wnios-kach fizyków, biologów i lekarzy

wynikających z Zasady Antropicznej", której rozdział pierwszy ma tytuł: "Czym

jest organizm żywy", skarżyłeś się, że właściwie to żadna dyskusja pomiędzy

fizykami, biologami i lekarzami nie toczy się.

(A) - To prawda. Ale wtedy taką dyskusję przewidywałem i wreszcie się

rozpoczęła. Jeden z autorów listów do "La Recherche" stwierdził, że wywiad z

Schützenbergerem jest "profetyczny" oraz że to dopiero początek ponownej

integracji nauki z filozofią i teologią.

(R) - No to rzeczywiście na nowo mamy średniowiecze. To jest jednak smutne.

(A) - Dlaczego smutne?

(R) - Nikt nie lubi wpadać z niewoli marksistów w niewolę katechetów, przecież

ten cały "Darwinizm", czyli pomysł, że wszystko powstało przez przypadek, dzięki

przypadkowemu mechanizmowi, to był tylko bunt osób zniewolonych przez

przykazania Jahwe, dotyczące seksu. Stąd cała ta debata, która trwała przez 200

lat i dotyczyła niby to mechanizmu ewolucji. W istocie dotyczyła ona tylko tego

"kto kogo trzyma w ryzach i jakim to przykazaniem"?

(A) - O jej, Ty łamiesz teraz jedno z niepisanych, ale naj-świętszych zasad

obyczajowych, które mówi: "Nigdy nie mów o istocie rzeczy!".

(R) - Skoro dyskutujemy o kimś kto na kanwie legendy o czarnoksiężniku napisał

"Fausta", dramat wszechczasów o opłacalności sprzedania duszy diabłu, to może

ujdzie mi to na sucho.

(A) - No wiesz, chyba że tak jak Goethe potrzebujesz tego po to, aby bronić się

przed depresją?

(R) - Nie rozumiem?

(A) - Goethe większość swoich dzieł napisał z prostej życiowej konieczności. On

cierpiał na "jednobiegunową depresję endogenną". Całe życie borykał się z

"dołkami psychicznymi". Jeden z lekarzy napisał, że był to pierwszy "dobrze

opisany przypadek nerwicy z powodu obawy przed śmiercią". Goethe obmyślił

dziesiątki sposobów na radzenie sobie z obniżonym nastrojem (*10). Jego metody

podstawowe, to długie spanie i wino. Zbierał także skrzętnie wszystkie

pochlebstwa i zaszczyty. Przyjął urząd tajnego radcy dworu książęcego w

Weimarze. Po sześćdziesiątce Goethe musiał się bronić przed przemożnym, potężnym

dołowaniem. Zaczął więc pić na umór. Pił dwa do trzech litrów wina dziennie

(*10). Jego żona i syn stali się z tego powodu nałogowymi alkoholikami. żona

Christiane Vulpius zmarła z powodu marskości wątroby mając 52 lat, a jego syn

zmarł z tego samego powodu mając lat 40. Sposobem na depresję były także

nieustanne podróże. W czasie jednej z tych podróży widział lądujący świecący

obiekt. Jego opis jest niezwykle barwy i wiarygodny (*12).

(R) - To co opowiadasz o Goethe co chwila jest jakieś takie niesamowite.

(A) - To samo wrażenie odnosili także ci co go znali osobiście, na przykład

Polka Maria Szymanowska, znakomita pianistka, jego wielka wydaje się ostatnia

miłość. Goethe miał wtedy 72 lata (*13, *14).

(R) - Maria Szymanowska, ta sama, która znała też blisko Adama Mickiewicza i

wprowadzała go w jakieś nauki tajemne (*15).

(A) - Tak ta sama. Matka Celiny, później żony Mickiewicza.

(R) - Słuchaj! Przywołuję Cię do porządku. Jestem już zdenerwowana. Ja wiem, że

Ty potrafisz ględzić bez przerwy. Stop. Teraz mów. Co to było według Ciebie z

tym Goethe?

(A) - Według mnie doktor F. Nager w swoich rozprawach o chorobach Goethego (*10,

*11) nie dostrzegł, że on cierpiał na charakterystyczne bóle głowy,

przemawiające za tzw. "napadami skroniowymi, częściowymi, złożonymi". W związku

z tym odczuwał on często tzw. "obecność kogoś w sobie", co po angielsku ujmuje

się terminem "sensed presence". Jego tok myślenia ulegał bezustannym, szybkim

zmianom.

(R) - I stąd te wszystkie jego idee?

(A) - Częste zmiany ścieżek myślenia, podobnie jak i u innych osób z tymi

zespołami, były zależne od zmian aktywności Słońca w niektórych dniach. Plamy na

Słońcu, jak wiesz, pojawiają się masowo co 11 lat. Towarzyszą im wtedy tzw.

rozbłyski słoneczne, które powodują tu na Ziemi tzw. burze elektro-magnetyczne.

Każda plama na Słońcu wchodzi w skład dobrze zorganizowanej struktury

składającej się z tzw. "plamy prowadzącej", drugiej plamy głównej o przeciwnej

biegunowości i kilku małych plam półcieniowych. Przy wzmożonej aktywności

cząsteczki biegnące, za dnia, od strony Słońca powodują tzw. ekscesy energii

rezonansu Schumanna. Wrażliwe osoby mają wtedy dziwne pomysły. Przy zwiększonym

polu geomagne-tycznym wrażenie "sensed presence" nasila się (*17, *18, *19).

5. Wewnątrzczaszkowe, niezidentyfikowane obiekty

świecące

- czyli o twórcach nadwrażliwych, takich jak Nietzsche, Słowacki, Kierkegaard,

Mickiewicz, Wittgenstein i Turing

(A) - Piąty numer "Nowej Fantastyki" poświęcony jest pisarzowi s-f Adamowi

Wiśniewskiemu-Snergowi, który niedawno popełnił samobójstwo.

(R) - Jakoś często przydarza się to pisarzom s-f. Phillip Dick, ten który

napisał "Człowieka z wysokiego zamku" i "Łow-cę androidów", też popełnił

samobójstwo

(A) - Czy znasz teorię nadistot Wiśniewskiego-Snerga?

(R) - Nie. Co to są nadistoty?

(A) - Posłuchaj! Cytuję (*1):

“W pozornym chaosie licznych form życia, jakie występują na Ziemi, możemy

wyodrębnić kolejne jego generacje i nadać im nazwy według specjalności

naukowych, które się nimi zajmują. Oto zestawienie:

Generacja Obejmuje

0. fizyczno-chemiczna - skorupa planety, minerały

1. botaniczna - rośliny

2. zoologiczna - zwierzęta

3. psychologiczna - umysły

Przy drugim oraz trzecim szczeblu życia trzeba zaakceptować fakt, że pod łącznym

określeniem "człowiek" rozpoznajemy z łatwością dwie zasadniczo odrębne istoty

(dwa indywidua). Jedną z nich (bez wątpienia niższą) jest organizm zwierzęcy w

postaci ludzkiego ciała razem z jego mózgiem, toteż tę istotę zaliczamy do

generacji zoologicznej, drugą - jest umysł człowieka (jego jaźń), którą

sklasyfikujemy w generacji psychologicznej.”

Dalej Serg pisze, że:

“... żadna istota nie postrzega bezpośrednio organizmu swej nadistoty. Więc

minerały nie postrzegają roślin, te znów nie postrzegają zwierząt, które z kolei

nie postrzegają umysłów ludzkich. Oczywiście zwierzęta widzą nasze ciała, gdyż

ciało człowieka należy do generacji zoologicznej. Lecz żadne zwierzę nie

postrzega istoty z generacji psychologicznej, którą nazwaliśmy umysłem, bowiem

postrzegać umysł to znaczy wejść do obcej świadomości i śledzić w niej przebieg

wszystkich myśli. Trzeba tu jednak odróżnić osobę nadistoty od efektów jej

działalności, które mogą być postrzegane przez istoty stojące na niższych

szczeblach.”

Adam Wiśniewski-Snerg pisze dalej:

“...Ewolucja świata organicznego doprowadzi w przy-szłości do powstania na Ziemi

kolejnych generacji życia, przy czym istoty, które wyłonią się z generacji

psychologicznej i zajmą kiedyś czwarty szczebel na drabinie życia, będą

nadistotami w stosunku do umysłów ludzi naszej epoki ...”

“Nie można wykluczyć przypadku, że kiedyś - w dalekiej przeszłości - powstała

już na Ziemi czwarta generacja życia. Gdyby jej przedstawiciele egzystowali

teraz obok nas (równolegle z roślinami i zwierzętami), nie moglibyśmy ich

zobaczyć ani odróżnić efektów ich działalności od zjawisk naturalnych ...”

“Nie ma podstaw do twierdzenia, że życie rozwija się tylko na naszym globie.

Gdzie indziej ewolucja mogła wcześniej doprowadzić do powstania wyższych

organizmów. Istoty z czwartej lub piątej generacji mogłyby już dawno temu

przybyć na Ziemię, lecz nie podejmują one żadnej próby nawiązania kontaktu z

nami, gdyż porozumienie między istotami, które należą do dwu różnych generacji,

jest - co widzimy na niższych szczeblach - całkowicie niemożliwe.”

(R) - Aha! teraz już kojarzę to nazwisko. Wiśniewski-Snerg miał całe życie

inklinacje do fizyki. Spisał więc swoją tzw. Jednolitą Teorię Czasoprzestrzeni.

Próbował podważyć nią ustalenia Einsteina. Niestety teorię opracowywaną przez

niego, przez całe życie, fizycy odrzucili. Zniósł to bardzo źle.

(A) - To prawda. Redakcja "Fantastyki" sądzi, że był to jeden z głównych powodów

samobójstwa.

(R) - Nie wiem! Może jakaś nadistota mu przywaliła!

(A) - Żartujesz czy mówisz serio?

(R) - Nietzsche też mówił o nadistotach i jak wiadomo popadł w obłęd. Może

nadistoty są złośliwe.

(A) - Tak też rzecze Zaratustra, zwłaszcza w rozdziale pt.: “O zaświatowcach”

(*9).

(R) - Słuchaj no! Nietzsche mówił o nadczłowieku a nie o nadistocie, a poza tym

po co drwisz z niego, przecież dobrze wiesz, że Twój ulubiony Sigmund Freud

zerżnął większość pomysłów od Nietzsche'go.

(A) - Pierwsze słyszę?

(R) - Ja też umię już posługiwać się MEDLINE'em. Poszłam do budynku rektoratu

Śląskiej Akademii Medycznej i poprosiłam o wyszukanie prac według słowa

kluczowego: "Nietzsche".

(A) - O kurcze! I co "wyskoczyło"?

(R) - Wyskoczyło wiele prac. Między innymi praca A.H. Chapmana pt.: "Wpływ

Nietzschego na koncepty Freuda"(*2). Mówię Ci, Freud nie wiele sam wymyślił.

Czerpał z Nietzschego, ale zarzekał się, że nigdy go nie czytał, co zaprzecza

kilka jego listów, które niedawno opublikowano.

(A) - Wiesz, sprawdzę to, bo to jest niesamowite. Ale wróćmy do nadistot, bo to

wydaje mi się interesujące.

(R) - Nie boisz się, że gdy będziesz o nich debatował to Ci jakaś też przywali?

(A) - To właśnie należy spokojnie rozważyć. Przede wszystkim muszę przyznać Ci

rację, należy chyba odróżnić koncept "nadistot" od konceptu "nadludzi". Jak

wiadomo Nietzsche był potężnym duchem XIX wieku (*3). Fizycznie był jednak

chuderlakiem. Stale lokował swoje uczucia w niewłaś-ciwych osobach. Całe życie

kochał się w Cosimie, żonie Wagnera, córce kompozytora Ferenca Liszta. Potem

zakochał się nieszczęśliwie w żeńskim niezwykłym duchu epoki, Rosjance Lou

Salome'. Stale był odrzucany. Miał hektyczne zmiany nastroju, cierpiał katusze,

był stale samotny i jak sam to wymyślił, co podchwycił zdaje się Freud,

spowodowało to w końcu, jak u wielu innych ludzi o takim losie, reakcję w

postaci megalomanii. Stworzył koncept "nadludzi". Napisał pracę pt.: "Zmierzch

bożyszczy, czyli jak filozofuje się młotem". Pół wieku później, na ogół

przenikliwe idee filozoficzne tego umęczonego chuderlaka podchwycili naziści,

kierowani przez chuderlaka Adolfa Hitlera oraz Stalin, także słaby fizycznie,

zakompleksiony, samotny, złośliwy człowieczek. Tak toczyła się historia nadludzi

pierwszej połowy XX wieku.

Pomysł aby jakimś ludziom przypisywać prawa nadludzkie nie sprawdził się.

Nadludzie Hitlera zapowiadali tysiącletnią Rzeszę, a rządzili tylko 13 lat.

Idea komunizmu, który miał zapanować na zawsze nad światem runęła w gruzach po

80-ciu latach.

Nadistoty Wiśniewskiego-Snerga to jednak coś innego. On mówił o takich bytach,

dla których pojedyncze umysły ludzkie są prostymi elementami, które można

sklejać w większe całości i wykorzystywać w pewnym, określonym celu.

(R) - Czekaj, to trzeba wyświetlić dokładnie. Powiedziałeś wcześniej "ona była,

on był potężnym duchem epoki". Co to za wyrażenie? Co to znaczy być potężnym

duchem?

(A) - Nie wiem dokładnie. Trzeba by pomyśleć. To tacy co potrafią złapać ducha

siedzącego w skrytości i przewlec go do tutejszego świata. Przynajmniej część

tych ludzi, których tak nazywam to byli tacy jacyś "nadwrażliwcy". Niektórzy z

nich cierpieli na chorobę afektywną, czyli psychozę maniakalno-depresyjną!

(R) - Co to jest choroba afektywna?

(A) - Tak się dobrze składa, że nie muszę Ci tego tłumaczyć osobiście. Mogę Cię

odesłać do dwóch wywiadów niejakiej Kay Redfield Jamison (*4,*5). Pani Kay

Jamison, lekarz psychiatra, która utrzymywała początkowo fakt swojej choroby w

tajemnicy, stała się wpierw uznanym, międzynarodowym autorytetem właśnie w

zakresie choroby afektywnej. Potem udzieliła wywiadu, w którym opisuje swoje

dzieje jako osoby nękanej napadami manni, depresji i dziwnych stanów mieszanych.

Ona pierwsza zwróciła uwagę na niezwykłe zjawisko UBO, czyli fakt istnienia w

jej mózgu i w mózgach większości chorych, cierpiących z powodu tej choroby tzw.

"niezidentyfikowanych obiektów świecących" (Unidentified Bright Objects).

(R) - Co im świeci?

(A) - Wykonując badania przy pomocy tomografii kompu-terowej NMR, czyli

tomografii magnetyczno-rezonansowej, jak i również przy pomocy PET, czyli

pozytronowej tomografii emisyjnej, wykrywa się w obrębie mózgu tych chorych

"ogniska nadaktywności". Na monitorach tomografów NMR i PET świecą one jak UFO

na monitorach kontrolerów lotów pasażerskich i wojskowych.

(R) - Co to jest według Ciebie te UBO? Czy normalni ludzie też mają UBO w

głowie?

(A) - Sądzę, że Nietzsche (*3), Kierkegaard (*8), Wittgenstein (*6) i Alan

Turing, twórca teorii komputerów - ich ojciec, który też niestety w wieku 36 lat

popełnił samobójstwo oraz nasz Mickiewicz (*7) i Słowacki mieli je w głowie.

(R) - To jest hipoteza niefalsyfikowalna!

(A) - Zgoda, to nie jest hipoteza naukowa, lecz tylko kawiarniane gadanie. Tym

nie mniej doktor Kay Redfield Jamison ma w głowie UBO!

(R) - Dobrze. Co takie UBO powoduje?

(A) - No to popatrz tutaj, czytaj o tutaj:

“... Pewnego wieczoru wczesną jesienią, obserwując zachód słońca ze swego salonu

w Pasadenie - ... doznałam dziwnego wrażenia światła, dochodzącego spoza oczu, a

jednocześnie ujrzałam wielką czarną wirówkę wewnątrz własnej głowy ... Wysoka

postać, w której z wolna rozpoznała siebie, umieściła w tej wirówce wielką rurę.

... A potem - to było przerażające. Obraz, który najpierw pojawił się wewnątrz

mojej głowy, nagle znalazł się poza nią. ... Wirująca maszyna rozprysła się,

ochlapując krwią ściany, dywany i okno, na którym krew zlała się z barwami

zachodu. ... Zaczęłam krzyczeć. Stopniowo halucynacje ustąpiły. Zadzwoniłam do

kolegi po pomoc, nalałam sobie szklankę whisky i czekałam na jego przyjazd. ...

Kolega nalegał, aby zaczęła się leczyć u psychiatry, namówił do porzucenia na

pewien czas UCLA i przepisał cały zestaw środków antypsychotycznych ...”

(R) - Aha, mniej więcej rozumiem.

(A) - Przeczytaj jeszcze tu:

“W napadzie wściekłości wyrwałam ze ściany łazienkową lampę. ... Czułam, jak

furia przepływa przeze mnie, ale jeszcze mnie nie opuszcza. `'Na Chrystusa'' -

zawołał wbiegając i umilkł, Jezu, muszę być szalona, widzę to w jego oczach:

straszliwa mieszanina troski, przerażenia, zniecierpliwienia i rezygnacji, i

Boże, dlaczego ja. "Nic ci się nie stało?" - pyta. Odwracam głowę i moje

rozbiegane oczy widzą w lustrze, jak krew spływa mi po ramionach i zbiera się w

fałdach pięknego, seksownego negliżu, który zaledwie godzinę temu wprowadził nas

w stan zupełnie innego, cudownego rodzaju opętania. Nic na to nie poradzę, nic

na to nie poradzę - powtarzam sobie, ale nie mogę tego wypowiedzieć. Słowa nie

przychodzą mi przez gardło, a myśli biegną o wiele za szybko. Raz za razem

uderzam głową w drzwi. Boże, niech to się skończy. Nie mogę tego wytrzymać.

Wiem, że znowu oszalałam. Naprawdę troszczy się o mnie, myślę, ale już po

dziesięciu minutach on też krzyczy, a zaraźliwe szaleństwo, niczym iskry

adrenaliny przeskakujące między nami, nadało dziki wyraz także i jego oczom.

"Nie mogę cię zostawić w takim stanie" - mówi, ale ja wykrzykuję jakieś naprawdę

okropne rzeczy i dosłownie rzucam mu się do gardła ...”

(R) - Kto jeszcze miał takie UBO w głowie?

(A) - Według doktor K.R. Jamison miał je kompozytor Robert Schumann, Lord Byron

i Vincenty van Gogh.

(R) - To ponure, Ty wyliczasz tutaj ludzi podziwianych przez wszystkich, ludzi o

których trzeba uczyć się w Szkole Ogólnokształcącej. Masz jakąś osobistą teorię

na temat tych UBO, twórców arcydzieł i wpływu UBO na losy naszej cywilizacji?

(A) - Tak, UBO to jeden z trzech rodzajów implantów. Pierwszy rodzaj implantu

omówiliśmy z okazji rozmowy o Srinivasie Romanujanie, drugi rodzaj implantu miał

Mozart. Nietzsche miał trzeci rodzaj, zapewne ten sam co K.J. Jamison.

(R) - Kto wkłada te implanty?

(A) - Nadistoty.

(R) - Po co im to?

(A) - Mają swoje cele.

(R) - Jakie?

(A) - Przecież Wiśniewski-Snerg powiedział, że nie da się tego przeniknąć.

(R) - Naprawdę sądzisz, że nie ma żadnych szans, aby wiedzieć o co chodzi

nadistotom?

(A) - Nie jest to takie zupełnie beznadziejne skoro Heinlein, wielki duch innej

epoki, który powieścią "Obcy człowiek w obcym kraju" utworzył ruch hippisowski,

w innej swojej powieści pt.: "Hiob, czyli komedia sprawiedliwości" obrazowo

przedstawił motywy działania Kostysza.

(R) - Kostysz, a kto to taki?

(A) - To nadistota piątego rzędu, nadrzędna nawet nad tymi, o których wspomniał

Srinivas Ramanujan, ona upomniała nawet Pana Tutejszego Wszechświata, że gry z

ludźmi powinny spełniać wymogi estetyki.

(R) - Aha, rozumiem. Ale mówić o tym jest chyba niebezpiecznie?

(A) - Zwalimy na Ramanujana i Heinleina. Pierwszy z nich żył krótko, ale drugi z

nich żył długo!

6. Mozart, BeEthoven, Bach,

Wagner, Strauss i Chopin

- czyli o muzyce i zmysłowych duchach prawostronnych

(A) - Jak sądzisz, czym wyróżniali się Mozart, Beethoven, Bach, Haydn, Wagner,

Strauss i Chopin?

(R) - Jak to? Wymieniłeś po prostu największych muzyków wszechczasów.

(A) - To oczywiste, ale chodzi mi o ich życie prywatne.

(R) - Aha, masz na myśli ten artykuł w "Forum" o książce Jilly Cooper pt.:

"Appasionata" (*1). Według mnie to jest pod publikę. Ludzie łakną sensacji

naszpikowanej takimi stwierdzeniami, że Wagner był "notorycznym cudzołożnikiem",

a Haydn "straszliwym kobieciarzem", więc ona im dostarcza pikantnych szczegółów

z życia wielkich muzyków, ale to nie jest regułą. Przecież taki Beethoven to

nigdy się nawet nie ożenił, bo żadna go nie chciała.

(A) - Co do Beethovena, to on po prostu był nieśmiały, ale jak pisze Stefania

Łobaczeska (*2) w jego biografii: “... Kobiet, które go interesowały, które

darzył nierzadko głębszym uczuciem było wiele ... był czuły na wdzięki

niewieście od wczesnej młodości ...” . Nie rozumiem zresztą dlaczego Beethoven

miał kompleksy, bo jedna z jego wielbicielek - Bettina Brentano pisze o nim, że

“... wyprzedza on daleko całą ludzkość, mimo że dziś nikt jeszcze nie zdaje

sobie z tego sprawy. ... wierzę w boski czar, który jest elementem (jego)

duchowości ... Wszystko o czym by Cię w tej materii mógł pouczyć, to czysta

magia, wszystko jest u niego wynikiem organizacji w jakimś wyższym, duchowym

planie ... wierzaj ... żaden król ani cesarz nie ma takiego poczucia swej mocy

jak ten Beethoven”.

(R) - No właśnie, to nie zmysłowość i seks a boski czar łączy się z

genialnością.

(A) - W życiu wielkich muzyków działy się jednak zazwyczaj jakieś dziwne rzeczy.

Tak na przykład, Sebastian Bach miał dwadzieścioro dzieci, będąc nie tylko

muzykiem, ale i także mistycznym teoretykiem od spraw śmierci (*3). Na kasie z

filmem pt.: "Impromptu (Improwizacja)", która jest opowieścią o roman-sie George

Sand i Fryderyka Chopina, producent umieścił napis: "skandaliczny, oburzający,

szokujący". Albo weź na przykład takiego Mozarta. Jak pisze jego biograf Alfred

Einstein (*4):

“żadna biografia Mozarta nie byłaby kompletna bez rozdziału ''Mozart i

kobiety'', tak jak żadna biografia Goethego, Byrona czy Wagnera nie mogłaby

pominąć tego ''punctum puncti''... Mozart, dramaturg, który stworzył takie

postacie jak Konstancja i Blonda, Zuzanna i Hrabina, Donna Anna, Donna Elwira i

Zerlina, Fiodiligi i Borabella, Pamina i Papagena - wiedział o kobietach tyle co

Szekspir ...”

Mimo że biograf zauważa dalej, że Mozart:

“był drobny, delikatny, niepozorny i biedny to też jego przeżycia z kobietami to

pasmo rozczarowań ...”,

Pisze on jednak także że:

“ ... Mozart oświadczył w późniejszych latach, że byłby już po stokroć mężem,

gdyby musiał żenić się z każdą dziewczyną z którą flirtował ...”

(R) - Wiem, wiem, on był wyjątkowo nieodpowiedzialny, cale lata ciągnął romans

ze swoją najbliższą kuzynką Marią Anną Tekli Mozart, która przeszła do historii

ze względu na opublikowanie wyjątkowo wyuzdanej korespondencji do "Bäsle", czyli

do niej właśnie.

(A) - Drugą wielką miłością Mozarta była jego szwagierka Alozja Lange, siostra

jego żony Konstancji.

(R) - Zgadza się. życie Mozarta jest wyjątkowo tajemnicze, wieczne podróże,

przynależność do loży masońskiej, owa opera "Czarodziejski flet", uchodząca za

manifest ruchu wolnomularskiego i ten sam duch przeciekający do słynnego

"Requiem" i innych utworów przeznaczonych na religijne uroczystości żałobne,

niesłychana namiętność erotyczna do swojej żony Konstancji, która nie była mu

mimo to wierna, no i ta tajemnicza choroba, śmierć w wieku 36 lat, pochówek w

masowym grobie.

(A) - Każdy widział w "Amadeuszu" (*5), można to sobie dobrze zwizualizować.

(R) - "Amadeusz" nie wszystko wyjaśnia. Kim była owa muzyczna Zuzanna?

(A) - A to, Anna (Nancy) Selina Storace, też wielka miłość Mozarta. Znał ją aż

do śmierci. Podobno osobowość jej dobrze ilustruje utwór zadedykowany jej pt.:

"Ch'io mi scordi di te".

(R) - To niezwykłe, że można w każdej większej muzykotece zażądać dzieła Mozarta

nr KV505, włożyć dyskietkę do kompaktu i zacząć wizualizować sobie tajną

kochankę tego pomyleńca.

(A) - Pomyleńca czy geniusza?

(R) - Popatrz, ten biograf Mozarta (*4) już w pierwszym zdaniu swojej książki

proponuje trzecią możliwość. Pisze, że:

“Istnieje osobliwy rodzaj ludzi, w których rozgrywa się wieczna walka o

przywództwo między ciałem i duszą, między pierwiastkiem zwierzęcym a boskim. Te

przeciwieństwa, uderzające u wszystkich wielkich, w nikim może nie występują tak

dobitnie, jak w Wofgangu Amadeuszu Mozarcie”

O i tutaj nieco niżej, też na pierwszej stronie pisze:

“Jako artysta, jako muzyk, Mozart wydaje się istotą nie z tego świata.”,

ale jeszcze trochę dalej pisze wręcz tak:

“... A jednak jest coś z prawdy w tym, że Mozart był tylko gościem na tej ziemi:

zarówno w najwyższym, duchowym znaczeniu ... jak i w zwykłym ludzkim sensie”.

(A) - To jest właśnie to. Doszedłem do tego samego wniosku i mogę to nawet

uzasadnić racjonalnie i przyrodniczo, tzn. naukowo.

(R) - Chcesz podać uzasadnienie, że tacy ludzie jak Beethoven, Mozart, Strauss,

Bach i Chopin pochodzą z innej planety?

(A) - Związek genialnej muzykalności ze zmysłowością zaciekawił mnie z tego

powodu, że jak wiesz, jestem na tropie niezwykłości widocznej w psychice twórców

arcydzieł. Sprawę zbadałem więc metodycznie. Zacząłem od MEDLINE.

(R) - Co ma system przeszukiwania prac medycznych do muzyki?

(A) - Użyłem słów kluczowych: seks, mózg, muzyka.

(R) - Co MEDLINE wynalazł?

(A) - Parę prac wyskoczyło. Mówiąc w skrócie, muzycy obdarzeni tzw. słuchem

absolutnym mają zdecydowanie lepiej rozwinięte dwie struktury mózgu, tzn. planum

temporale i corpus callosum (*6,*7).

(R) - Co to oznacza?

(A) - Planum temporale to dodatek do pola słuchowego po lewej stronie mózgu.

Pole to mieści się w płacie skroniowym mózgu, niejako w głębi największej bruzdy

jaka jest widoczna, patrząc na mózg z boku. Tego w zasadzie należało oczekiwać.

Niezwykle ważne jest jednak, że udowodniono poprzez badania tomografii

komputerowej, że wybitni muzycy mają wyraźnie większe owe corpus callosum.

Corpus callosum to po prostu główne złącze pomiędzy prawą a lewą półkulą mózgu.

Oznacza to, że muzycy posługują się w znacznie większym stopniu prawą półkulą

mózgu. Jak wiadomo to prawa półkula jest odpowiedzialna za tzw. "odmienne stany

świadomości", które cechują się odprężeniem, ustąpieniem lęków, utratą poczucia

czasu, koncentracją na postrzeganym, obrazowym fragmencie świata, specjalnym

"mistycznym rodzajem podniecenia", wzrostem zaufania do siebie, jasnością umysłu

a czasami wyraźną przyjemnością.

(R) - Ale co to ma wspólnego z pochodzeniem "nie z tego świata"?

(A) - Powoli, to ma ścisły związek. Trzeba powiedzieć jednak najpierw więcej o

rzutowaniu prawej półkuli mózgu w dwóch odmiennych kierunkach: (1) na papier, na

płótno, na papier nutowy, do wnętrza pokoju, w którym siedzi artysta i o (2)

łączności artysty z hiperprzestrzenią.

(R) - Nie rozumiem?

(A) - Prawa półkula mózgu patrzy na świat jak małe, niesforne, nietresowane

dziecko, któremu nie narzucono zbyt wielu nakazów i regułek. Widzi więc

kompozycje kształtów, konturów, kolorowych plam i cieni oraz nienazwanych

dźwięków. Łączy ona te informacje w sposób intuicyjny w pewne nowe całości.

Tworzy wtedy całościową interpretację postrzeganego powiedzmy akurat przez

geniusza obiektu, będąc w stanie uzupełnić luki, niekompletność danych

wejściowych, dołączając emocje i syntetyzując "pewien produkt".

(R) - Ciągle nie rozumiem do czego zmierzasz.

(A) - To jest już powiedziane dość jasno. Taki człowiek który ma corpus

callosum, tzn. okablowanie pomiędzy prawą a lewą półkulą o 50% większe, np.

geniusz muzyczny albo jakiś inny twórca posługujący się prawą półkulą mózgu może

dostrzec pewien byt, którego inni nie widzą, który dla innych leży niejako w

skrytości i przewieźć go ze skrytości w nieskrytość.

(R) - Mówisz mistycznie!

(A) - Mówimy o geniuszach muzycznych, a oni wszyscy są mistykami. Jeśli mówić

bardziej zrozumiale to będzie to brzmiało zbyt niesamowicie. Tacy jak Mozart

widzą w hiperprzestrzeni pewnego ducha, łapią go i wciskają do tego świata, tzn.

próbują utrwalić go na płótnie obrazu, na papierze nutowym lub na papierze

zwykłym.

(R) - Mówisz, dostrzegają to czego inni nie widzą. Mają więc halucynacje?

(A) - Nie, halucynacje to chorobowe widzenie trójwymia-rowe obiektów, których

nie ma w polu widzenia. Oni zaś widzą hiperprzestrzennie. Mówi się także o

artystach, że "używają oni siebie, przelewając na płótno lub papier część siebie

samego, istotę swojej natury". Należałoby jednak powiedzieć raczej, że są

łącznikiem treści, które są przesyłane przez corpus callosum z hiperprzestrzeni

i wciskane do naszego świata.

(R) - Jeśli sobie przypomnieć, że Konstancja, wdowa po Mozarcie, która przeżyła

go o 50 lat, po kawałku sprzedawała rękopisy 600 jego dzieł, z których za jego

życia odtworzono i wykonano tylko jakieś siedemdziesiąt, to rzeczywiście wydaje

się, że Mozart był jakąś anteną, jakimś terminalem, jakąś stacją przekaźnikową

wiadomości płynących "nie z tego świata".

(A) - To nie tylko kwestia przekazania czegoś być może z jakiegoś innego świata,

to także umiejętność opisania hiperprzestrzennej otoczki, aury unoszącej się nad

pewną osobą współczesną. Taką rejestrację w postaci pięciu arii sporządził on

np. dla Alozji Lange, siostry swojej żony.

(R) - No dobrze, ale dlaczego w takim razie ci ludzie obdarzeni potężnym

okablowaniem, idącym od prawej półkuli mózgu są nastawieni tak erotycznie?

(A) - Widać razem z muzyką lub jakimiś innymi wielo-wymiarowymi obiektami ze

skrytości do tutejszego świata przecieka im zmysłowość. Widać wielowymiarowe

obiekty leżące w hiperprzestrzeni są bardzo zmysłowe.

(R) - Wydaje mi się, że znowu coś naciągasz.

(A) - Przeczytaj więc fragment biografii Richarda Straussa (*8). On był bardzo

stateczny. Nie należy go bowiem mylić z playboy'em Johanem Straussem, który

napisał "Walc nad pięknym modrym Dunajem" i "Walc cesarski".

(R) - Ten walc, który wykorzystał Kubrick w słynnym filmie, według powieści

Arthura Clarke'a "Odyseja kosmiczna 2001", o hipersześcianie sterującym lokalną

cywilizacją?

(A) - Przeczytaj jednak teraz ten fragment o Richardzie Straussie (*8):

“Nie potrafię pojąć ducha muzyki inaczej niż jako ducha miłości - to zdanie

Wagnera zachowuje ważność również dla twórczości Straussa, w której centrum stoi

człowiek dotknięty ręką Erosa. Tylko w nielicznych dziełach w miejsce miłości

umieścił Strauss niepohamowany popęd seksualny. To co rozgrywa się w

''Feuersnot'', balansując na granicy nieprzyzwoitości, co spełnia się w

płomiennych erotycznych manifestacjach ''Salome'' i ''Legendy o Józefie'', co

dzwiękowym wyrachowaniem odmalowuje namiętność kobiety - to wszystko wyszło spod

pióra człowieka, który nigdy nie ulegał zdrożnym pokusom, którego życia nie

znaczyły żadne ''przygody''.”

(R) - No wreszcie jakiś przyzwoity muzyk.

(A) - Tak, ale mimo to znowu ze skrytości przeciekła mu zmysłowość. Nic dziwnego

zresztą, bo zmysłowość, miłość, przeżycie seksualne wymaga przetworzenia obrazu

samego siebie, a więc jest podobne do istoty świadomości (*9).

(R) - I pomyśleć, że według Carla Gustava Junga, to właśnie prawa półkula mózgu

łączy nas z jaźnią, czyli bytami nadrzędnymi lub jak niektórzy to nazywają z

Bogiem.

7. CZŁOWIEK WIELKI, CZŁOWIEK MAŁY

- czyli o prywatnym życiu Alberta Einsteina

(A) - Co porabiałaś dzisiaj? Widzę, że jesteś dziwnie poruszona.

(R) - Skończyłam czytać książkę pt. "Prywatne życie Alberta Einsteina" (*1).

(A) - To rekord, 400 stron w dwa dni?

(R) - Ale warto było. Wyjaśniły mi się pewne sprawy z tej poprzedniej książki

pt. "Płeć mózgu".

(A) - No więc, jak to było z tym Einsteinem?

(R) - Nie jest mi łatwo, ot tak, powiedzieć, że był egoistyczny, cyniczny,

przecież wyrastaliśmy w kulcie Einsteina.

(A) - Ale jakim był człowiekiem jako kochanek, mąż? Czy miał przyjaciół?

(R) - Często miałam odczucie, że on wszystkie kobiety traktował instrumentalnie.

(A) - Aż tak?

(R) - Takie odniosłam wrażenie. Pierwsza jego wielka miłość - Mileva, kobietą

wykształconą i w dodatku w tych dziedzinach, które go pasjonowały - matematyka i

fizyka. Różniła się od kobiet z jakimi się dotychczas zetknął.

(A) - Czegoś tutaj nie rozumiem? Mężczyzna jeżeli się zakochuje w kobiecie,

jeśli znajduje z nią wspólne pasjonujące ich tematy to chyba jest wtedy

wspaniale.

(R) - Początkowo tak było wiele razy. To podkreślał. Mówił, że tylko wtedy czuje

się szczęśliwy gdy są razem i przy dzbankach kawy mogą godzinami dyskutować i

snuć teorie na ich wspólne frapujące tematy.

(A) - No właśnie, może właśnie wtedy prowadząc dysputy teoretyczne Einstein

zapożyczył jej koncepty, które wykorzystał potem do sformułowania teorii

względności. Nieraz czytałem, że Mileva w dużej mierze przyczyniła się do

powstania tej teorii, a on najpierw to zatajał, a potem wręcz temu zaprzeczył,

jakoby miała ona coś z tym wspólnego.

(R) - W tym przypadku wierzę Einsteinowi. Mileva była dla niego czymś w rodzaju

ekranu, była jego źródłem inspiracji.

(A) - I co, nie widział w niej kobiety?

(R) - Ależ widział. Ich pierwsze dziecko - córka urodziła się jeszcze przed

ślubem. I tu zaczynają budzić się we mnie kontrowersyjne myśli, czy taki wielki

uczony może być tak mały jako człowiek?!

(A) - I dlatego kojarzy Ci się to z treścią książki pt.: "Płeć mózgu".

(R) - No tak, dowodzą w niej jak wielka różnica jest między kobietą a mężczyzną

w sferze uczuciowej.

(A) - Właśnie pytam, jak układało się między nim a Milevą, jakimi byli

kochankami?

(R) - Można powiedzieć, że dobrze do czasu pierwszej napotkanej przeszkody, tzn.

nieplanowanej ciąży. Tu dopiero zaczyna wyłazić jego egoizm. Patrzę na to z

punktu widzenia kobiety. Najpierw radość, chęć aby związek był jak najszybciej

zalegalizowany. Deklaracje, że gdy tylko znajdzie pracę to będą szczęśliwi.

Pozostawia ją jednak wtedy właśnie samą sobie i wyjeżdża do Włoch do swojej

rodziny, tłumacząc, że musi od rodziców otrzymać zgodę na ich małżeństwo.

Rodzicom nie wspomina nic o tym że Mileva jest w ciąży. Jakoś dziwnie dobrze się

czuje wtedy w tym kurorcie. Jest częstym bywalcem spotkań towarzyskich,

muzykując jest otoczony młodymi, ładnymi panienkami i zdobywaniem ich względów.

Nie zapomina przy tym słać płomiennych listów do Milevy, co zawsze przychodziło

mu z dużą łatwością. A w listach tych są nie tylko wyznania miłosne, ale także

okrutne relacje o stosunkach jego rodziców do ich małżeństwa. Nie omieszkał

napomknąć w nich także o ich zastrzeżeniach do jej serbskiego pochodzenia, o jej

kalectwie.

(A) - Pamiętaj, że Einstein był całkowicie uzależniony finansowo od rodziny, a z

znalezieniem pracy miał spore trudności.

(R) - Toteż Mileva, będąc w skrajnej rozpaczy, wyjeżdża do swoich rodziców do

Nowego Sadu, próbując przygotowywać się mimo to do końcowych egzaminów. Miały

się one odbyć za dwa miesiące. Gdy z listów Mileva dowiaduje się, że w czasie

egzaminów Einstein także przyjedzie na krótki pobyt do Zurychu, prosi go o

spotkanie. Wyobrażasz sobie, że on nie zaczekał, aby się z nią zobaczyć! Nawet

zapomniał przekazać jej konspektu pewnej pracy, o który go prosiła. Nic

dziwnego, że Mileva pozostawiona sama sobie nie zdaje egzaminów i w końcu

studiów nigdy nie kończy. Powraca do Nowego Sadu i czeka tam na rozwiązanie.

(A) - Chcesz mi więc wykazać, że Einstein nigdy Milevy nie kochał i że był

człowiekiem nieodpowiedzialnym.

(R) - Jako kobieta widzę to inaczej. Mileva miała jak każda z nas instynkt

macierzyński. Wszyscy biografowie podkreślają jej stosunek do synów i jakie było

jej wielkie oddanie jako matki.

(A) - Ale co się stało w takim razie z jej córeczką, którą urodziła w Nowym

Sadzie u swoich rodziców?

(R) - No właśnie! Wyparowała! Sądzi się, że oddała ją do adopcji. Pomyśl tylko!

Kobieta, która ma instynkt macierzyński rodzi zdrową dziewczynkę i jest wtedy ze

swoimi najbliższymi, i oddaje ją gdzieś do obcych ludzi. Przecież jeszcze nie

tak starzy jej rodzice mogliby ją wychować.

(A) - Przypuszczasz więc, że to Einstein wymusił na Milevie, aby pozbyła się

dziecka. Przecież to nonsens! Oni się w końcu pobierają, zakładają dom, rodzi im

się dwoje synów.

(R) - Niezrozumiałe jest jednak, dlaczego potem w długo-letniej między nimi

korespondencji nigdy nie pada ani jedno słowo o ich pierwszym dziecku. Myślę

także, że gdyby jego rodzina ją akceptowała, to on by się z nią nigdy nie

ożenił.

(A) - Uważasz, że Einstein potraktował dezaprobatę rodziny jako wyzwanie, gdyż

czuł się dopiero wtedy dobrze, jeżeli musiał sprostać jakimś wyzwaniom.

(R) - Tak myślę. Tym wyzwaniem było poślubienie Milevy, wbrew zakazom rodziny.

(A) - Tym niemniej Einstein właśnie w trakcie małżeństwa z Milevą sformułował

zarówno teorię względności, a potem gdy mieszkali już w Pradze, ogólną teorię

względności, tę która dotyczyła grawitacji, grawitacji pojmowanej jako

zakrzywienie czasoprzestrzeni. Wiadomo przecież, że później mimo iż bardzo się

starał nic już wielkiego nie odkrył.

(R) - Tak, ale te koncepcje chodziły mu już po głowie od dłuższego czasu, a

poślubienie Milevy i narodziny Hansa Alberta, mimo powszechnym przekonaniom

mężczyzn, że rodzina pochłania czas, w jego przypadku zadziałały odwrotnie.

(A) - O już widzę ogień w twoich oczach. Masz zapewne już własną teorię na ten

temat.

(R) - Tak, mężczyzna - pasjonat, bardzo ścisły umysł, dla którego najważniejszą

sprawą w życiu jest nauka, co wtedy robi, po prostu ucieka do swojego

wizjonerskiego świata i tam dopiero sobie folguje. W prostym rozumieniu,

Einstein sądził, że dla rodziny zrobił wszystko, bo ją niejako stworzył, ale

dalsze jej losy oddaje w ręce kobiety - bo przecież ona jest do tego stworzona.

W ich wypadku był nawet w lepszej sytuacji niż inni wielcy odkrywcy i

myśliciele. Mileva pomagała mu także profesjonalnie, przecież ona była zawsze

lepsza od niego w matematyce. Ona właśnie wieczorami, po ciężkich pracach

domowych, bo w czasach gdy urodził się ich drugi syn Eduard, sprawdza jego

równania matematyczne.

(A) - Widzę to trochę inaczej. Mileva była dla Einsteina wzmacniaczem myślenia.

Gdy dyskutowali, ona rozumiała to co on do niej mówił. Ważne było dla niego to,

że Mileva popierała go intelektualnie. Nie chodzi tu o pochwały, lecz dawanie do

zrozumienia przy pomocy gestów, min, krótkich stwierdzeń typu "ym-hym", że tak

właśnie też myślę.

(R) - A na diabła jest to potrzebne mężczyźnie! przecież on i tak wie co robi.

(A) - Właśnie odwrotnie. To nie jest prawda. Mężczyzna, który formułuje jakąś

nową oryginalną teorię, przeciwstawia się wtedy wszystkim innym mężczyznom i

zostaje całkowicie sam. On buntuje się wtedy wobec całej reszty świata. On w tym

momencie nie ma pojęcia, czy ma rację czy nie. Wątpi i jest przestraszony. Jak

powietrza łaknie wtedy potwierdzenia słuszności tego co myśli.

(R) - Chodzi ci o to, że akceptacja jest tylko ważna wtedy, jeżeli pochodzi od

osoby akceptującej ciebie całego, także pod innymi względami.

(A) - Oczywiście. Emocjonalne równanie jest bowiem proste: Skoro ona ze mną

sypia to znaczy mnie akceptuje, więc w takim razie skoro coś mówię a ona kiwa

głową, to znaczy ona to też akceptuje, a skoro sypia i kiwa głową, to w takim

razie mam rację, jestem górą!

(R) - Spłyciłeś to równanie. Mężczyźni jak wiadomo mają inklinacje poligamiczne,

Einstein był też taki, nawet bardziej od innych. W takim razie odczuwał zapewne

potrzebę dużo szerszej akceptacji, tzn. akceptacji nie tylko od jednej Milevy.

Która to kochanka powie "Ty nie masz racji"? Kochanka może tylko powiedzieć: "ja

Ciebie nie rozumiem, ale czuję, że masz rację". Einstein powiedział kiedyś, że

najlepiej czułby się mieszkając w latarni morskiej, bo ludzie nie są mu

potrzebni. Było to przewrotne, wiadomo, że przez cały okres swojej działalności

naukowej musiał mieć audytorium, aby swoje idee gruntownie omawiać, nawet jeżeli

ta dyskusja sprowadzała się często do wysłuchiwania przez zaproszonych gości

jego monologu. Zapewne same słuchanie mu nie wystarczało?

(A) - Dialog jest potrzebny. Posłuchaj! Przeczytam ci krótki fragment książki:

“Od początku z Milevą czytał wspólnie wszystkie książki. Einstein był

człowiekiem, który nie mógł się obejść bez książki i bez kogoś, z kim mógłby o

nich mówić. Nie ulega wątpliwości, że wiele mówili o zagadnieniach, którymi się

zaczął zajmować:”

(R) - No właśnie! Ale to było przed urodzeniem się dzieci. Już od roku 1910

jakoś dziwnie nie były mu potrzebne rozmowy z Milevą. W domu bywał coraz

rzadziej, a kiedy żona robiła mu awantury o niewierność, ten wielki uczony

używał przemocy fizycznej i po prostu ją bił. W tym samym czasie podczas pobytu

w Berlinie nawiązał ponownie bliską znajomość ze swoją cioteczną siostrą, z

którą w dzieciństwie bawił się w piaskownicy. Po powrocie do Zurychu zaczęli

między sobą potajemnie korespondować, potajemnie to znaczy w tajemnicy przed

Milevą. Korespondencja między kuzynką Elzą a Einsteinem była również namiętna

jak kiedyś między nim a żoną. Kiedyś Einstein nie starał się bronić Milevy przed

atakami ze strony rodziny. W listach w dość okrutny sposób potrafił pisać co

myśli o niej jego matka. teraz Einstein zaczął pisać do Elizy, że musi żyć (jak

na razie) z dala od niej, z wrogo usposobioną do niego kreaturą, to znaczy

Milevą.

(A) - A Mileva co?

(R) - Mileva nadal bardzo go kochała. Kochała także swoje dzieci.

(A) - Co się w końcu z nimi wszystkimi porobiło?

(R) - Przeczytaj książkę to będziemy dyskutować jeszcze raz.

8. WARUNKI SKUTECZNEJ MANOMANII

- mało znane prawo Alberta Einsteina

ej monomanii

(R) - Widzę, że stale masz jeszcze w rękach tą książkę (*1) o Einsteinie, nie

skończyłeś jej jeszcze czytać?

(A) - Chcę zrozumieć coś, co mnie uderzyło i co ma związek ze skutecznością

myślenia, bo być może to jest ważne także dla innych ludzi.

(R) - Skąd ta pewność, że Einstein jest taki ważny jako przykład siły tworzenia?

Czy on rzeczywiście dokonał coś tak wielkiego, aby wszyscy o nim tak często

wspominali?

(A) - Po ogłoszeniu ogólnej teorii względności podobno codzienne gazety na

pierwszych stronach zamieszczały takie tytuły jak: "Rewolucja w nauce", "Nowa

teoria Wszechświata", "Idee Newtona obalone", "Zakrzywione światło na niebie". A

gdy zmarł, jedna z gazet zamieściła nazajutrz rysunek Ziemi krążącej wśród

innych planet z masywną, przymocowaną do niej tablicą o treści: "Tutaj żył

Albert Einstein".

(R) - Może to taka jakaś długotrwała moda i snobizm intelektualny, aby często

wspominać o Einsteinie?

(A) - Chyba to jest uzasadnione jednak stanem umysłów współczesnych ludzi. Każdy

z nas "wsadził" Kopernikowski układ planetarny do Einsteinowskiej

czasoprzestrzeni i tak teraz pojmuje świat.

(R) - Przecież to nie jest ważne dla zwykłych spraw życiowych.

(A) - Wiesz, według medycznych definicji, osoba, która traci orientację w czasie

i przestrzeni traci świadomość. Umiejętność wyobrażania sobie "gdzie się jest",

jest więc ważna w każdej chwili. To ma zresztą również znaczenie dla wyobrażenia

sobie swojego stanu po śmierci.

(R) - Wiem, wiem, Ty sądzisz, że całość życia człowieka jest odnotowywana. Po

jego śmierci, ten twór zostaje niejako zamrożony i tkwi nadal we wnętrzu

czterowymiarowej kuli czasoprzestrzeni, czekając na zmartwychwstanie. To jest

jednak tylko taka Twoja interpretacja. Ogłosiłeś ją drukiem, ale nikt się jednak

tym specjalnie nie przejął.

(A) - Sądzę, że tą samą interpretację wszyscy odkrywają intuicyjnie,

samodzielnie i dlatego taki olbrzymi jest wpływ Einsteina na światopogląd, a

właściwie na myślenie religijne.

(R) - Myślenie religijne? On przecież nie był człowiekiem regilijnym!

(A) - Max Born, fizyk, który także dostał Nobla, z pokrew-nej dziedziny fizyki,

uważał całkiem na serio teorię Einsteina za objawienie (*1, s. 154).

(R) - A wiesz jaki Einstein miał pogrzeb?

(A) - Wiem. Dzień po śmierci zwłoki spalono, a popioły rozsypano w pobliskiej

rzece. W ceremonii uczestniczyło dwanaście osób. Trwała ona bardzo krótko.

Zamiast przemówień Otto Nathan odczytał kilka linijek z elegii Goethego do

Schillera. Einstein uwielbiał pisma Goethego.

(R) - Myślę, że odnośnie pogrzebu to warto dodać, że lekarz, który dokonywał

sekcji, niejaki dr Thomas Harvey (*1, s. 326) "bezprawnie ukradł", a raczej

"odprowadził" z ciała zmarłego cały mózg i zatopił go w formalinie i celoidynie.

(A) - Tak wiem! Dzięki temu do dziś dysponujemy materiałem genetycznym tego

człowieka. Umożliwiło to w roku 1993 pewnej kobiecie otrzymanie orzeczenia

sądowego umożliwiającego przeprowadzenie, w 32 lata po śmierci, testu

genetycznego, który miał wykazać, iż jest ona córką Einsteina (*1, s. 351).

(R) - Pierwsze dochodzenia, a właściwie obronę przed sprawą o nieślubne ojcostwo

Einsteina prowadzili na jego wniosek jego przyjaciele Frederick Lindenmann i

Janos Plesch w roku 1935 (s. 120). Testów genetycznych oczywiście wtedy jeszcze

nie było.

(A) - Tak, to dwa najbardziej namacalne zastrzeżenia co do obyczajności

prywatnego życia Einsteina. Inne informacje na ten temat podane przez R.

Highfielda i P. Cartera nie oparły się o sądy.

(R) - No, jeżeli nie liczyć konieczności przyznania się Einsteina w dniu 14

lutego 1919 roku przed sądem w Zurichu do tego iż zdradzał żonę, kiedy to

orzekano rozwód (s. 236).

(A) - Dużo tych dziwnych szczegółów z życia człowieka, który "doznał

objawienia", człowieka, którego pewna dziewczynka, uznając go za bóstwo,

zapytała w liście: "Czy on naprawdę istnieje?".

(R) - Zdaje się, że ów Otto Nathan razem z Helen Dukas, wieloletnią sekretarką

Einsteina byli owymi "strażnikami pamięci", jak nazwali ich autorzy ostatniej

biografii, którym przez 40 lat udawało się uchronić przed zaglądnięciem w

tajniki prywatnego życia swojego mistrza.

(A) - Moim zdaniem ci "strażnicy pamięci", próbując wybielać osobowość Einsteina

źle przyczynili się światu. Gdyby się im to udało nigdy nie dowiedzielibyśmy się

na czym polegała "recepta na siłę tworzenia".

(R) - A na czym ona według Ciebie polegała?

(A) - Na umiejętności emocjonalnego odsunięcia się od ludzie, po to aby się

zatopić w zupełnie niezależnych konceptach. Inaczej nigdy nic nowego się nie

odkryje. Trzeba "zmontować" zupełną wręcz niezależność myślenia!

(R) - Przecież to wredne! Co miałoby to dawać? Poza tym nie sądzę, aby była to

prawda!

(A) - To przeczytaj fragment listu, jaki Einstein wysłał do swojego syna Hansa

Alberta, wtedy gdy był już on uznanym inżynierem hydrotechnikiem. Popatrz tu, na

stronie 320 Einstein napisał:

“Rób dalej to samo, co robiłeś do tej pory. Niech dobry humor cię nie opuszcza,

bądź dobry dla ludzi, lecz nie zważaj na ich słowa i czyny. Twój ojciec”.

(R) - Rzeczywiście trochę to cyniczne!

(A) - To nie cyniczne. To sposób zabezpieczenia się przed złym losem. Popatrz

tutaj, na stronie 319, w cytowanym tu innym fragmencie tego samego listu,

Einstein wyjaśnia to dokładnie, bo pisze:

“Bardzo się cieszę, że mam syna, który odziedziczył główną cechę mojego

charakteru: zdolność wznoszenia się ponad ziemską egzystencję, przez poświęcenie

się na długie lata celom ponadosobowym. Jest to najlepszy i w samej rzeczy

jedyny sposób, w jaki możemy uniezależnić się od naszego człowieczego losu i

innych ludzi”.

(R) - Jak wiadomo z książki, którą trzymasz w ręce, Einstein nigdy nie zdołał

uniezależnić się od swojej matki, która całymi latami zabraniała mu ożenić się z

Milevą, a potem psuła cały czas jego małżeństwo, zawarte wbrew jej woli. Co

więcej, w Elzie, w swojej ciotecznej siostrze zakochał się chyba dlatego, iż

łudząco przypominała mu jego matkę, zarówno pod względem fizycznym jak i

psychicznym. Zresztą już po kilku latach tego nowego małżeństwa Elza

przeistoczyła się w "kobietę matczyną". Matkowała mu w pełnym zakresie,

poczynając od kuchni i innych czynnościach domowych aż do matczynego traktowania

innych kobiet, jakie starały się wtedy wedrzeć w życie mistrza, który wymyślił

"klucz do wszystkich tajemnic Wszechświata" (*1, s. 321).

(A) - Jak wiadomo była w tym względzie tak tolerancyjna, że gdy do ich domku w

Caputh nad jeziorem Wansee i rzeką Hawela przyjeżdżała Pani Margarete Lebach,

jasnowłosa, młoda Austriaczka, to ona wyjeżdżała na cały dzień do miasta (*1,

s.263). Z prywatnych listów Elzy wynika także, że bardzo starała się ona nie

przejmować niewiernością męża. W każdym razie, próby analizy postępowania

Einsteina dokonywane przez nią i jego przyjaciół z tzw. "okresu Berlińskiego"

były "daremne i nieprzyjemne".

(R) - To prawda, mistrz ułożył wtedy regulamin małżeński. życie domowe było tak

zorganizowane, aby nie musiał kontaktować się on ze swymi bliskimi częściej niż

uznawał to za stosowne. on i elza mieli oddzielne sypialnie w przeciwległych

końcach mieszkania. Dzienne miejsce odosobnienia urządził sobie na poddaszu.

Einsteinowi zależało wtedy na całkowitym odosobnieniu, a więc chyba na owej

niezależności. Służąca mogła odkurzać książki raz w tygodniu, lecz Elzie wstęp

do pracowni był całkowicie wzbroniony (*1, s.244). Ale jednocześnie, w tym samym

czasie, Einstein był od Elzy całkowicie zależny! Z zapi-sów jego przyjaciela

Plescha wyłania się obraz: "bezradnego dziecka, na każdym kroku zależnego od

matki". Plesch pisze:

“Tak jak jego umysł nie zna żadnych ograniczeń, jego ciało nie trzyma się

żadnych ustalonych reguł. Śpi, dopóki się go nie obudzi, kładzie się spać

dopiero wówczas gdy mu się każe iść do łóżka, chodzi głodny aż dostanie coś do

jedzenia ... trzeba się nim opiekować jak dzieckiem ... Miał wielkie szczęście,

że trafił na taką osobę jak jego druga żona ...”.

Wyglądało na to, że Einstein był najszczęśliwszy, gdy pogrążał się w transie,

pozwalając

“by inni prowadzili go poprzez niedogodności codziennego życia. wyglądało to

tak, jak gdyby jego umysł błąkał się gdzieś daleko, nie zdążywszy powrócić do

ciała. w tym czasie ciało to znajdowało się pod wyłączną opieką Elzy”.

(A) - Postępowanie takie wyjaśnia być może zdanie, jakie Einstein powiedział

kiedyś do studentki Esther Salman. Powiedział:

“Nie znoszę przebywania z ludźmi. Nie jestem człowiekiem rodzinnym. Potrzebuję

spokoju. Chcę zrozumieć, w jaki sposób Bóg stworzył świat” (*1, s.201).

(R) - Tym nie mniej, po śmierci Elzy Einstein odtworzył jednak szybko kobiece

matkowanie. Domem zajmowała się wtedy jego siostra Maja, pasierbica Margot oraz

słynna sekretarka Helen Dukas.

(A) - Przy czym, wydaje się, że tak zwanym kobieciarzem pozostał całe życie, co

wyłazi teraz z jego różnych ujawnianych listów.

(R) - Jakie wyciągasz więc wnioski? To chyba bardzo egoistyczne podejście do

życia.

(A) - Czy egoistyczne? W każdym razie, z biografii Einsteina wynika, jakie są

początkowe warunki skutecznego myślenia!

(R) - A jakież to są warunki?

(A) - Zapytała o to Einsteina Bice, córka Michele'a Besso, tego przyjaciela,

który pomógł mu sformułować matematycznie ogólną teorię względności poprzez

rachunek tensorowy i który prócz tego wiódł spokojne, długie i szczęśliwe życie.

Córka Besso była rozżalona jednak, że jej ojciec nie dokonał nigdy tak wielkich

odkryć jak Einstein. Einstein wyjaśnił jej to następująco:

“Aber Frau Bice: to dobra oznaka. Michele jest typem humanisty, ma uniwersalny

umysł i interesuje go jednocześnie zbyt wiele rzeczy, by miał zostać monomanem.

A tylko monoman może dojść do czegoś, co nazywamy potocznie wynikami” (*1,

s.323).

(R) - Treść owej monomanii to zapewne owe "objawienie". Widać świat jest tak

urządzony, że raz na kilkaset lat pojawia się na naszej planecie geniusz. To

zapewne za sprawą Boga!

(A) - Być może, ale ową zaszytą w głowie, zapewne od urodzenia, ideę trzeba

rozruszać. Więcej, trzeba być niepodatnym na przeszkody i stwierdzenia: "Ty nie

masz racji". Trzeba być niezależnym duchowo, swobodnie poruszającym się

monomanem, który ma jednocześnie stabilne zaplecze emocjonalne. Sama kiedyś

powiedziałaś przecież pewnemu uzdolnionemu, ale leniwemu artyście, że dzwon, aby

głośno dzwonił musi mieć rozkołysaną duszę.

(R) - Mówiłam mu, żeby sam rozkołysał dzwon!

(A) - Zdaje się, że jest to trudne. Einstein stosował inne metody. Chyba dlatego

wypsnęło mu się znane jego stwierdzenie, że “Dar osiągnięcia harmonii w życiu

rzadko idzie w parze z błyskotliwą inteligencją”.

(R) - A Imanuel Kant, a Józef Maria Bocheński.

(A) - No tak, bywają chyba wyjątki! Jakkolwiek nie wiem, czy istnieją wiarygodne

biografie? Może nad pisemną spuścizną ich życia czuwają także jacyś "strażnicy

pamięci"? Nie jest to jednak kłopot, bo i tak wszystko zostaje odnotowane we

wnętrzu kuli czasoprzestrzeni!

9. trzy rodzaje cyborGów

- czyli suche fakty o Srinivasie Ramanujanie

(A) - Czy widziałaś film "Johnny Mnemonic" (*1)? Wiesz ten, który pokazuje

przerażające czasy niedalekiej przyszłości, kiedy to ludzie będą się podłączać

przez bezpośrednie złącza do sieci komputerowej.

(R) - Mówisz o tej wieruntej bajdzie o cyborgach? Któż to pozwoli zrobić sobie

implant do mózgu tylko po to, aby lepiej współpracować z siecią komputerową?

Poza tym to niewykonalne!

(A) - Do niedawna też tak myślałem. Nie ruszył mnie nawet artykuł o

współczesnych możliwościach wszczepiania implantów mózgowych (*2). Dopiero gdy

przeczytałem fragment książki Michio Kaku (*3) to się przeraziłem.

(R) - Przeczytaj mi, bo kończę obiad.

(A) - Posłuchaj:

“Po gwałtownej, pełnej euforii wrzawie wokół teorii strun, w końcu lat

osiemdziesiątych, gdy wydawało się ... że nagrody Nobla posypią się tuzinami,

nadszedł czas ostrożnego realizmu ... ironia tkwi w tym, że rozwiązanie wymaga

technik, które wykraczają poza umiejętności jakiegokolwiek fizyka żyjącego

współcześnie. Okropność! mamy przed sobą doskonale zdefiniowaną teorię

wielowymiarowej przestrzeni ... ale nikt nie wie jak wybrać poprawne rozwiązanie

spośród milionów odkrytych możliwości. Dla teoretyka strun wina nie tkwi w

teorii, lecz w naszej prymitywnej matematyce ...”

Dalej jest o jakimś geniuszu matematycznym, który zmarł w roku 1920, mając

jedynie 33 lata, na jakąś dziwną chorobę.

(R) - Mówisz o Srinivasie Ramanujanie. Znam tą historię. Czytałam o niej kiedyś

w "Problemach" (*4). To jest fascynująca sprawa. Facet przeleżał prawie całe

życie na macie z trzciny. żona przynosiła mu niewielkie porcje ryżu i jarzyn, bo

on, wiesz, był wegetarianinem. Mieszkali na południu Indii, w pobliżu Madrasu.

Pod wieczór, gdy trochę się ochłodziło, zaczynał pisać wzory matematyczne. Pisał

zazwyczaj do rana. W swoim życiu zapisał ich tysiące. Wszystkie okazały się

prawdziwe.

(A) - żarty sobie stroisz. Co to znaczy prawdziwe?

(R) - No cóż, po prostu, lewa strona równania, po wyliczeniach, do których

trzeba było zaprzęgnąć później potężne komputery, rzeczywiście zawsze równała

się prawej.

(A) - Nigdy o tym nie słyszałem. Opowiedz mi więcej o nim.

(R) - życie miał krótkie, więc i historia jest krótka. Urodził się w kumbakonam

koło Madrasu, tam gdzie wierzą w reinkar-nację i możliwość kontaktu z duchem

zmarłego poprzez hinduską boginię Namagirii. podobno to ona dyktowała mu do ucha

te wzory.

(A) - Mów poważnie!

(R) - O Srinivasie Ramanujanie zawsze będzie brzmiało niepoważnie, bo to zakrawa

na jakieś cuda. W Kumbakonam rozwinął się nawet kult o religijnym niemal

charakterze.

(A) - Ale co wiesz jeszcze o jego życiu?

(R) - Ze szkoły go wylali, bo poza matematyką nic więcej go nie interesowało.

Już jako dziecko zaczął spisywać setki wzorów. Później okazało się, że odkrywał

całą przeszłą matematykę na nowo, nic o tym nie wiedząc.

Wyrzucał z siebie twierdzenia matematyczne na ogół bez etapów pośrednich. Gdy w

wieku 16 lat przyjaciel podarował mu pierwszą europejską książkę z zakresu

matematyki to bardzo się zdenerwował, gdy zobaczył, że jeden z najpiękniejszych

wzorów matematycznych eip+1=0, gdzie i jest pierwiastkiem równania, x2 = -1,

tzn. i2 = -1, odkrył Leonhard Euler (*5). Ramanujan podobnie jak Euler zauważył,

że eip =cos p + sin p = -1+0=-1.

Nikt by o nim nigdy się nie dowiedział, gdyby nie jego szef z zarządu portu w

Madrasie, gdzie Ramanujan podjął swoją pierwszą płatną pracę. Dyrektor zarządu

portu namówił go do wysłania niektórych jego prac do kilku matematyków

brytyjskich. Tylko jeden z nich, G.H. Hardy odpowiedział na list. Było to w roku

1914. Doszedł do wniosku, że 100 twierdzeń matema-tycznych podanych bez dowodu

musi być prawdziwych, bo "... po prostu nikt nie miałby tyle wyobraźni, aby je

wymyślić". Hardy zaprosił Ramanujana do przyjazdu do Cambrige. Został on tam

ciepło przyjęty i zaczął tworzyć olśniewające prace. Wymyślił tzw. funkcje

theta, które po latach przyczyniły się do rozwoju komputerów. Niestety Anglia

była wtedy w stanie wojny i brakowało jarzyn, a Ramanujan był wegetarianinem.

Ciężko zachorował na dziwną chorobę. W roku 1918 ciężko chory wrócił do Indii.

Jeszcze przez rok, leżąc na brzuchu na macie z trzciny pisał dalej. W jedynym

liście, jaki wysłał wtedy do Hardy'ego do Anglii zawiadomił go, że odkrył nową

klasę funkcji, którą nazwał "funkcjami niby-theta". Nikogo to jednak wtedy nie

zainteresowało. Wkrótce wszyscy o nim zapomnieli. Dopiero w roku 1974

matematycy, przyciśnięci przez fizyków, dążących do teorii wielkiej unifikacji

natrafili na tzw. problem podziału. Przypomnieli sobie pewnego Hindusa i po

dużych trudach odnaleźli zapiski, nazwane obecnie tzw. "Zaginionym notatnikiem

Ramanujana".

Współcześnie matematycy, analizując ten notatnik, nie mogą pojąć jak możliwe

było, aby jeden człowiek zaproponował 3000 nowych twierdzeń matematycznych o

niezwykłym poziomie trudności. Jeden z nich, Wiliam Gosper pracujący w Silicon

Computer Co. powiedział, że każde donioślejsze odkrycie należy oznaczyć

wartością 1000 mili-Ramanujanów. Inni zdolni matematycy w ciągu życia mają kilka

osiągnięć rzędu 700 mili-Ramanujanów, używając często komputerów o dużej mocy.

(A) - No właśnie! To jest to samo zjawisko co z Mozar-tem. Całemu otoczeniu

także wydawało się, że to nie jego praca, lecz że ktoś przekazuje mu strumień

nut, w szybkim tempie, wprost do jego mózgu, jakby miał tam jakiś specjalny

implant.

(R) - No tak! Można się z tym zgodzić, że geniusze matematyczni, tacy jak Georg

Riemann, Srinivas Ramanujan, Alan Turing, i wielcy muzycy, jak Mozart,

Beethoven, Bach czy Strauss są w pewnym sensie nieludzcy, gdyż zwykłych ludzi

przerastają dzięki jakimś specjalnym właściwościom ich mózgów. Oni są takimi

naturalnymi cyborgami. Zresztą szkodzi im to na zdrowie. Wcześnie umierają.

Podobnie zresztą jak ci hakerzy z hardwarowymi implantami z filmu Johnny

Mnomonic, którym wspomnienia z dzieciństwa wykasowano, aby zrobić miejsce na

zadania specjalne. Przeraża mnie to, iż sądzisz, iż cyborgów II-go rodzaju,

takich z żelastwem (hardwerem) w głowie, wkrótce będzie wielu. Jak mówiłam, nie

wierzę zresztą w to!

(A) - Nie stawiam przewidywań bez pokrycia. Niepokoi mnie nawet, że zbyt wiele z

nich sprawdza się, a żyję już długo. Mogę wyliczyć Ci te, które się już

sprawdziły.

(R) - Innym razem. Wróć do cyborgów. Dlaczego według Ciebie ludzie wszczepią

sobie wkrótce elektroniczne układy scalone do własnego mózgu, nie czekając aby

zrobili im to ci z UFO?, o czym kiedyś pisałeś.

(A) - Ludzie jak dotąd nigdy nie cofnęli się przed dokonaniem heroicznych i

niebezpiecznych wysiłków; przed rzuceniem na szalę życia własnego, a nawet życia

wielu innych ludzi, jeśli zaświtała im nagroda specjalnego typu.

(R) - Nie wiem o czym mówisz?

(A) - To przypomnij sobie awanturników z żaglowców Krzysztofa Kolumba, czy

korwety Magellana. Przypomnij sobie zdobywców bieguna północnego i południowego,

zdobywców Mount Everest i mikrobiologów, którzy wstrzykiwali sobie już nie raz

zarazki, celem sprawdzenia swojej własnej hipotezy. Po prostu to byli zawsze

ludzie ciekawi tego, czy mają rację oraz żądni nagrody na wypadek wygranej. Tak

jak w pokerze. Wszystko inne przestaje się wtedy dla nich liczyć. A tym razem

zaświtała nagroda niezwykle wysoka. Chodzi o pokerowe przebicie na poziomie

"karety".

(R) - Kareta? Co tym fizykom świta w głowie?

(A) - To że zostaną władcami hiperprzestrzeni. Oznacza-łoby to, że ludzie

mogliby poruszać się szybciej niż światło, przenikać do innych wszechświatów,

wracać w czasie do początku swoich narodzin, brać udział przy narodzinach nowych

wszechświatów, stać się wpółudziałowcami stworzenia.

(R) - Widzę, że rozważania biografii zwariowanych naukowców prowadzą do

niebezpiecznych wniosków.

(A) - To nie biografie są niebezpieczne, ale raczej to co się usiłuje wydarzyć.

Poza tym przekonałem się już o pewnej prawidłowości. Każdy z tych

nieprzeciętnych badaczy fizyki czy biologii czyni na ogół także pewien wkład do

prostej, użytecznej na codzień psychologii klinicznej. Każdy z nich, prócz

swoich odkryć zasadniczych przekazuje pewną mądrość praktyczną. Na ogół jest to

jedno celne, krótkie zdanie, które ma właśnie wartość 1000 mili-Ramanujanów.

(R) - Masz rację! Srinivas Ramanujan coś takiego zrobił!

(A) - Tak? A co powiedział?

(R) - Ano wiesz! Wpierali mu cały czas, że to bogini Namagirii szepcze mu do

ucha wzory. Robili z niego bóstwo. On tego nie lubił, gdyż nie miał czasu

chodzić do lokalnej świątyni. Wierzył poza tym głównie we wpływy gwiazd i

planet, jak stwierdza to teraz w licznych wywiadach wdowa po nim Pani Janaki.

Zdenerwował się więc kiedyś i powiedział, że "wszystkie religie są mniej więcej

tak samo prawdziwe".

(A) - Niech no chwilę pomyślę! W ustach hinduskiego matematyka oznacza to iż

sądzi on, że buddyzm i stwierdzenia innych religii uzupełniają się oraz że ich

przesadne stwierdzenia kasują się. Wiesz chyba masz rację! To jest odkrywcze! To

odnajduje się u nich wszystkich, tzn. u wszystkich tych cyborgów I-go rodzaju.

Oni stale to mówią. Oni zresztą wskazują przez to na "cyborgów minusowych".

(R) - Co to jest "cyborg minusowy"?

(A) - To proste, to taki człowiek co tego nie rozumie! Taki człowiek nie ma

"wkładki mózgowej", takiego "pojęciowo-metodologicznego implantu", który

umożliwia rozpatrzenie własnych procesów myślowych, rozpatrzenie mechanizmów

powstawania nienawiści, a więc mechanizmów psychologicznych prowadzących do

wojny. Jak wiesz, dawno temu już zauważono, że wszystkie wojny to bitwy, aby

udowodnić, że własny sposób myślenia jest lepszy niż cudzy.

10. 100 milionów Curie i jedna

Skłodowska

- próg uranu cywilizacji Io a odwaga cywilna

(R) - Przeczytaj te oto dwie linijki: "Ta kobieta dumna, namiętna i pracowita

odcisnęła piętno na naszych czasach ponieważ ... istnieją bezpośrednie związki

między Marią Curie-Skłodowską i energią atomową ... tak zresztą silne, że

spowodowały jej śmierć". To fragment napisu wyrytego na nagrobku Skłodowskiej.

Wypisałam to z książki o jej życiu (*1). Przeczytałam ją wkrótce po tym gdy

dyskutowaliśmy o Newtonie. Mówiłeś wtedy o raczkujących cywilizacjach, które

zbudowały już bombę atomową i które muszą przekroczyć tzw. "próg uranu" (PU).

Jak wiadomo Skłodowska w pewnej szopie zagotowała w kubłach całe tony smółki

uranowej, aby wyekstrahować pierwiastki bardziej radioaktywne niż uran. Wtedy

nie uwierzyłam Ci, ale teraz jest X rocznica wybuchu w Czarnobylu. Wszyscy o tym

piszą. Widziałam taki film dokumentalny. Podobno tereny napromieniowane,

niebezpieczne dla życia obejmują obszar wielkości połowy Polski, a wybuch

spowodował emisję 150 milionów Curie, tzn. radioaktywność 5 tysięcy razy większą

niż bomba zrzucona na Hiroshimę. Przejęłam się więc tym twoim "progiem uranu".

Wytłumacz mi to jeszcze raz. Dlaczego mówiłeś wtedy o jakimś nieuchronnym

"globalnym momencie krytycznym". Czy to jest wyssane z palca, czy to jest jakoś

racjonalnie uzasadnione?

(A) - Gdy zacznę Ci tłumaczyć to znowu wpadniesz w zwątpienie, gdyż koncept jest

uzasadniony czymś co zazwyczaj ludzi nie obchodzi, a mianowicie tym, że

prowadząc nasłuch radiowy sąsiedniego regionu galaktyki nic nie słychać.

(R) - Co to ma wspólnego z bombą atomową i Czarno-bylem?

(A) - To jest powiązane poprzez słynny wzór Drake'a na odległość do najbliższej

inteligentnej cywilizacji (*2,*3,*4). Wzór uzależnia tą odległość od

umiejętności i czasu jej przeżycia. Jeśli założyć, że inteligentne cywilizacje

trwają w czasie, tzn. mają długą historię, to powinny od dawna nadawać audycje

radiowe i telewizyjne, które powinny docierać do nas. Skoro nic nie słychać, to

widać wyginęły. Zapewne wynalazły bombę atomową i w końcu zrobiły z niej użytek,

nie przetrwały "progu uranu".

(R) - To jest naciągane. To tylko taka teoria. Zapewne ten wzór Drake'a jest

błędny. Zapewne pojawienie się istot inteligentnych jest czymś unikalnym albo

jednorazowym. Ten próg uranu to teoria niesprawdzalna!

(A) - Nad wzorem Drake'a zastanawiam się często. To mój konik. Ze względu na

delfiny zaproponowałem nawet poprawkę do szóstego współczynnika (*5).

(R) - Co mają do tego delfiny?

(A) - Drake szacuje, że na planetach, na których powstało życie biologiczne,

inteligencja pojawia się rzadko. Ja twierdzę natomiast, że skoro na naszej

planecie mamy aż dwie różne formy wysoko rozwiniętej inteligencji, tzn. "ludzką"

i "zabawowo-rozrywkową inteligencję delfinów", to szansa na pojawienie się istot

inteligentnych na planetach ożywionych jest większa niż oszacował to Drake.

(R) - Ale mimo to nic nie słychać, mówisz? Zauważ jednak, że nasz sygnał

radiowo-telewizyjny jest nadawany dopiero od roku 1936, tzn. od czasu transmisji

z otwarcia Olimpiady w Berlinie. Na trybunie stał wtedy Hitler (*7). Sygnał ten

dotarł więc dopiero na odległość 60-ciu lat świetlnych. Tylko w tym promieniu

ktoś go mógł odebrać.

(A) - No właśnie, jeśli przeżyjemy kilkaset lat, jakie mijają od krytycznego

momentu odkrycia rozpadu pierwiastków promieniotwórczych, to będziemy sygnał

nadawać dalej. Jeśli chodzi o innych to wokół nas, tzn. w obwodowym regionie

ramienia Oriona naszej Galaktyki, nikt nie przeżył.

(R) - Czyli wszystkiemu jest winna nasza Maria Curie-Skłodowska?

(A) - Nie sądzę. W końcu zawsze się taka znajdzie. Jakkolwiek trzeba przyznać,

że w dziedzinie promieniotwórczości była ona wyjątkowo zacięta i nieprzejednana.

W okupowanej przez Rosjan Warszawie wytworzono w niej taki napęd do pracy

pozytywistycznej, że jako pierwsza kobieta obroniła doktorat na Sorbonie, jako

pierwsza kobieta dostała nagrodę Nobla, trzecią z rzędu zresztą, pod równą datą

10 grudnia 1903 roku. Łatwo zapamiętać, zwłaszcza iż pierwszego Nobla odebrał

Roentgen w roku 1901, także za śmiercionośne promieniowanie X. Od tego czasu

zaczął tykać zegar odmierzający czas do "globalnego momentu krytycznego".

(R) - śmiercionośne? Przecież diagnostyka medyczna w dużej mierze opiera się na

promieniowaniu Roentgenowskim, a dzięki radowi, odkrytemu przez Marię

Curie-Skłodowską leczymy raka.

(A) - Warto rozpowszechniać tą symbolikę. Trzeba ją uzupełnić. Maria

Curie-Skłodowska nie zdawała sobie sprawy z tego czym jest promieniowanie radu,

miała więc poparzenia skóry i przez kilkanaście lat słaniała się z powodu

choroby popromiennej. W końcu na nią umarła, tak jak tysiące tzw.

"likwidatorów", przywiezionych "dobrowolnie" do Czarnobyla, którzy także nie

wiedzieli na czym polega awaria reaktora.

(R) - Jak to! nie poinformowano ich?

(A) - Przewieziono 600 tysięcy ludzi, tak aby każdy wszedł do tzw. strefy tylko

jeden raz i tylko na chwilę. Trzysta tysięcy ludzi ze strefy oraz spośród

likwidatorów otrzymało jednak dawkę chorobotwórczą. Częstość zachorowań na raka

tarczycy wzrosła na Białorusi 100-krotnie. A wszystko wynikło z ciekawości kilku

nieznanych do tej pory osób, którzy chcieli wiedzieć co się stanie z reaktorem

jeśli go przegrzać, tzn. jeśli podwyższyć jego moc o 20% w stosunku do mocy

przewidywanej przez inżynierów energetyków.

(R) - Ty chyba żartujesz? Inżynierowie energetycy zbudowali reaktor

energetyczny, a ktoś chciał wiedzieć czy można go przemienić w bombę atomową,

czy tak?

(A) - Tak właśnie było! Eksperyment się udał, niektóre reaktory można przemienić

w duże bomby atomowe, przez wydanie kilku rozkazów, jeśli tylko zostaną one

wykonane bezkrytycznie. Dlatego, jak pisze Jurij Szczerbakow w "świecie Nauki",

reaktory typu RBMK-1000 nie powinny stać w rejonach, które są politycznie

niestabilne (*11, *12).

(R) - Przecież większość reaktorów uruchamiają kraje niestabilne polityczne.

(A) - Tak! Pokonanie "progu uranu" zależy więc od pewnej konkretnej zmiennej

psychologicznej.

(R) - Czyżby wynikało to także ze wzoru Drake'a?

(A) - Pośrednio! We wzorze brakuje siódmego współ-czynnika. Współczynnika na

szansę osiągnięcia przez większość obywateli planety, dostatecznej dozy odwagi

cywilnej, świadomości i wglądu w tzw. "globalny mechanizm krytyczny" zanim jacyś

terroryści odpalą 1/3 zgromadzonego uranu i plutonu (PU) oraz zanim Ziemia

przekroczy górną nośność demograficzną (GND), co zależy z kolei od debaty

teologiczno- filozoficznej. Po odpaleniu takiej ilości materiałów

rozszczepialnych dym i pył zakryje Słońce na kilkaset lat, co sprawi, że

większość gatunków żywych wymrze. W tym drugim wypadku większość potopi się w

ciepłej wodzie.

(R) - Jaki jest ten współczynnik teraz?

(A) - Cieszę się, że złapałaś "wgląd"! Teraz wynosi on 1:10 na przeżycie przez

następny rok, gdyż trzeba uwzględnić próg "GND-EKO" i próg "PPP", tzn. "próg

pozornie przypadkowych planetoid".

(R) - To jest druga pochodna. Ty mówisz o zmieniającej się w czasie wartości

współczynnika, który określa szansę na przeżycie tylko do pewnego momentu w

czasie.

(A) - Tak! Tylko w ten "rozmyty" sposób "fuzzy-flou", jak mówią współcześni

matematycy i fizycy da się określić ową szansę na przeżycie.

(R) - Znowu naciągasz! Ty coś kombinujesz! Powiedz, jakie jest twoje prywatne

zdanie. Przeżyjemy progu PU, GND-EKO i PPP czy nie?

(A) - O jej! Gdybyśmy to wiedzieli to byśmy nie budowali stacji "Alfa".

(R) - Mówisz o międzynarodowej inicjatywie zbudowania orbitującego statku

kosmicznego już od roku 2010, w którym ma zamieszkiwać na stałe kilkudziesięciu

ludzi. Co to ma wspólnego z PU i GND-EKO?

(A) - Jeśli zostaną odpalone ładunki nuklearne to ludzie na "Alfie" przeżyją.

(R) - Nigdy nie słyszałam, aby w "Scientific American" ("świecie Nauki") albo

“La Recherche” uzasadniano, w ten właśnie sposób, wydatek 100 miliardów dolarów,

potrzebnych na wybudowanie stacji alfa, co zresztą my podatnicy wszystkich

krajów finansujemy.

(A) - Tak, bo cele umieszczenia na orbicie stacji Alfa nie są w pełni

uświadamiane. To są zamierzenia realizowane przez ludzkość w sposób podświadomy.

(R) - Chcesz powiedzieć, że są dwie małe szanse. Albo większość mieszkańców

planety uzyska wgląd w globalny mechanizm krytyczny (WGMK) albo uratuje się

tylko kilkudziesięciu ludzie ze stacji Alfa.

(A) - Tak! Jeśli ci z Alfa będą mogli polecieć już w przestrzeń. Wymaga to

jednak także około kilkudziesięciu lat pracy w miarę znośnych warunkach. Trzeba

jednak pamiętać, że w roku 2050 ilość ludzi na naszej planecie osiągnie już

raczej "nieznośny pułap" rzędu 15 miliardów.

(R) - Ponownie wychodzi nam na to, że wszystko zależy od następnych

kilkudziesięciu lat. Progi PU i EKO akurat za życia naszych wnuków?

(A) - Tak! Ale na płaszczyźnie technologicznej może się to rozegrać poprzez

stację Alfa, co da kilkadziesiąt uratowanych osób albo na płaszczyźnie

psychologicznej i wtedy zostanie uratowanych 8 miliardów ludzi.

(R) - Poszukiwanie rozwiązania psychologicznego jest chyba tańsze niż budowa

stacji Alfa?

(A) - Tak! Rozwiązanie już znaleziono, da się je wysłowić na kilkunastu

stronach, a sposobem symbolicznym da się je zapisać na jednej kartce papieru.

Znała je także, sądząc z analizy życiorysu, Maria Curie-Skłodowska. Proponuję

nawet, aby tyle wglądu WGMK i odwagi cywilnej, ile miała ta kobieta oznaczać

jednostką o nazwie "jednej Skłodowskiej".

(R) - Co w jej życiorysie świadczy o odwadze cywilnej? Ona była po prostu

naukowcem. Wiele jest odważnych kobiet.

(A) - Jednostka odwagi cywilnej musi dotyczyć zachowań w różnych sytuacjach.

Skłodowska potrafiła sobie poradzić z nagonką wysokonakładowej pracy, która

uczepiła się jej romansu z profesorem Langevin. Odwagę wykazała także tworząc z

Małgorzatą Borel zalążki ruchu feministycznego.

(R) - A któż to taki ta Małgorzata Borel?

(A) - To ciekawa postać! Pisała książki. Posłuchaj, co ma do powiedzenia o niej

Franç oise Giraud, autorka biografii Marii Skłodowskiej:

“ Emil Borel jest wspaniałym matematykiem, pięknym mężczyzną, brunetem o złotych

oczach. Młodziutka Małgorzata, którą poślubił, żywa i pikantna, jest córką

dziekana nauk ścisłych Paula Apella ...”, “... ta mała bezwstydnica niczego się

nie boi i mając dziewiętnaście lat wodzi za nos kwiat nauki francuskiej.”

“... Maria tak nietolerancyjna wobec wszelkiego szczebiotu również ulega urokowi

tej zuchwałej, młodej osoby, zagorzałej feministyki, która potem poświęci się

redagowaniu pisma “Revue de Mois” i namówi nawet do pisania Piotra Curie, nim

sama zacznie publikować powieści pod nazwiskiem Camille Marbo, uzyskując

rozgłos...”

“Borelowie mają werwę, styl, stosunki, a także klasę i odwagę. Później, gdy

Maria będzie przedmiotem skandalu, Borel odważy się pięknym gestem udzielić jej

schronienia”.

(R) - Dlaczego więc nawet odwaga feministki z dwiema nagrodami Nobla nie

wystarcza, aby wylansować WGMK?

(A) - Opowiadanie o rozwiązaniu jest niebezpieczne dla autorów, a więc na

dłuższą metę nie jest to skuteczne. Dlatego właśnie rozwiązania nie działają.

Jeśli nie można mówić jasno to nikt nie zrozumie. Jeśli powiedzieć dobitnie to

jest to niebezpieczne. Współplemieńcy, mieszkańcy planety zamykają autorom usta

i koło także się zamyka. Dobrą ilustracją są wydarzenia, jakie się przytrafiły

Jessice Lang w filmie "Błękit nieba" (*8). Jessica Lang osiąga tam właśnie

odwagę myślenia rzędu "jednej Skłodowskiej".

(R) - Nie wierzę Ci! Przecież teraz wszystko można wydrukować.

(A) - To o czym mówię można wydrukować tylko w bar-dzo małym nakładzie. Jeśli

nie wierzysz to przeczytaj niskonakładową powieść biograficzną Karsten Alnaes

pt.: "Sabina", o kochance C.G. Junga, którą w Rosji zamordowali hitlerowcy (*9).

To jest w końcu o pojęciu wglądu. Przeczytaj także obwolutę książki Wilhelma

Reich'a pt.: "Mordercy Chrystusa". Jak pisze Jacek Santorski wydawca obydwóch

tych książek - Reich zmarł w więzieniu federalnym w Lewisburgu w stanie

Pensylwania w roku 1957 (*10).

(R) - Wiem, czytałam. Co zrobić, aby zamieszkać na stacji Alfa?

(A) - Najlepiej zostać specjalistą od najsilniejszych rodzai promieniowania, np.

takich jak kosmiczne rozbłyski gamma lub cząsteczki zetta.

11. Freud, Jung i Sabina Spielrein

- czyli o wglądzie w duszę gatunku

(R) - A więc dzisiaj będziemy rozmawiać o Freudzie i Jungu, dwóch sławnych

lekarzach, których nazwiska znają chyba wszyscy mieszkańcy naszej planety.

(A) - Oraz o Sabinie Spielrein, ich przyjaciółce, która jednemu i drugiemu

podsunęła idee, które później stały się ich najważniejszymi konceptami (*1,

*2,*3,*4).

(R) - Dlaczego właśnie ta trójka?

(A) - Trudno aby w naszych rozmowach o twórcach największych dokonań nie było

nic o jakimś lekarzu.

(R) - To dziwne! Na ogół zapomina się o tym, że Freud i Jung byli praktykującymi

lekarzami. Te nazwiska kojarzą się wprost z psychologią.

(A) - Większość pacjentów sądzi, że lekarz powinien pytać tylko o dolegliwości

ze strony jelit i wątroby.

(R) - Wiesz, ta powieść biograficzna o Sabinie Spielrein (*1), przyjaciółce

Junga, to gorzej niż horror, to jest przejmujący zapis o najbardziej

makabrycznych wydarzeniach, jakie zrealizował "ludzki ród". Wydarzenia takie

zresztą wcale nie ustały.

(A) - Ciąg dalszy rzeczywiście nastąpi, a więc konstrukcja powieści jest

odpowiednia. Autor naprzemiennie, w kolejnych rozdziałach opisuje jak rozwijał

się romans oraz wiedza o pędzie ku śmierci i siłach destrukcji drzemiących w

każdym z nas, opisując jednocześnie wyczyny hitlerowców zbliżających się do

Zagłębia Donieckiego i makabryczne sceny rozgrywające się na oczach Sabiny,

która jak wiadomo już od początku powieści zginie w końcu z ich rąk. Taka

naprzemienna "historia" toczy się przecież dalej.

(R) - Wniosek jest więc smutny. Teorie Freuda i Junga nie są skuteczne. Ludzie

tak jak się zabijali tak mordują się dalej. Wystarczy wspomnieć Wietman,

Kambodżę, Jugosławię, Rwandę, Tamilów ze Sri Lanki, Tybet, terroryzm, mafijne

porachunki itp.

(A) - Sądzę, że teoria Sabiny Spielrein i Junga jest wystar-czająco silna, aby

wstrzymać większość wojen z innowiercami, ale trzeba byłoby zadbać, aby była ona

znana każdej osobie. Jak na razie większość mieszkańców tej planety oraz

przywódcy głównych nurtów ideologicznych nie chcą zgodzić się nawet z tym, że

istnieje podświadomość oraz wyparty ze świadomości, bo niegodny nam, cień, czyli

"diabeł wewnętrzny", którego się przepędzić nie da.

(R) - Dlaczego tak mówisz? Przecież każdy już słyszał o podświadomości. Nic to

nie daje?

(A) - Słyszał, ale wypiera, bo szczegóły są nieprzyjemne. Na dowód przeczytaj

głośno w jakimś towarzystwie fragmenty powieści, które dotyczą owego słynnego

środowego zebrania Towarzystwa Psychoanalitycznego (*6), które odbyło się w

mieszkaniu Freuda 29 listopada 1911 roku, na którym Sabina Spielrein

przedstawiała swoją rozprawę pt.: "Destrukcja jako praprzyczyna stawiania się"

(Die Destruktion als Ursache des Werdens), czytaj dla próby głośno choćby ten

fragment (*1):

“My lekarze wiemy oczywiście, że neurotyk ma skłonności do dręczenia,

umniejszania i szydzenia z siebie, nawet do potępiania swego ego z nieubłaganą

surowością. Z kolei udręka zadana własnej osobie wywołuje przyjemność i

dostarcza patologicznego rodzaju rozkoszy ...”

Są to słowa włożone w usta S. Freuda. Inny uczestnik dyskusji nad referatem

Sabiny dodaje:

“... potrzeba autodestrukcji łączy się ściśle ze skłon-nością do niszczenia

innych ludzi. Innymi słowy między samobójstwem a morderstwem może zachodzić

duchowe pokrewieństwo ...”

Jeszcze ktoś inny dodaje:

“... ascetyczne skłonności człowieka dają się z powo-dzeniem pogodzić z

okrucieństwem wobec innych. Pogarda dla samego siebie ulega przeniesieniu na

innych lub przeobraża się w nienawiść ...”

(R) - Daleko jest, aby od takiego kawiarnianego gadania można byłoby coś

zaradzić na konflikty narodowościowe, religijne, interesy mocarstw, walkę o

dostęp do ropy naftowej, chęć panowania nad światem. Nie widzę przejścia.

(A) - W mojej książce pt.: "Funkcja Ewy" w tabelce "Model partnerstwa" jest

podchwytliwe pytanie. Trzeba wybrać pomiędzy dwoma ewentualnościami: "Dość

często oglądam filmy brutalne", bądź odpowiedź alternatywna: "Nie znoszę

brutalnych filmów, prezentujących pastwienie się nad kimś bezbronnym,

zdominowanym. Wyłączam natychmiast program zawierający sceny sadystyczne". Co

się okazuje. W anonimowym badaniu, w którym udział wzięło 300 studentów uczelni

medycznej, niemal połowa, tzn. 120 osób, stwierdziła, że woli ewentualność

pierwszą, tzn. "lubi oglądać filmy brutalne". U wielu osób satysfakcja seksualna

nie jest jak widać oddzielona od chęci poniżenia, a nawet pastwienia się na

kimś. Wydaje się, że w naturze ludzkiej, na poziomie genetycznym Eros nie został

oddzielony od Tanatosa.

(R) - Nie trzeba chyba robić statystyk według tej tabeli. Wystarczy oglądać

program telewizyjny przez tydzień, aby przyjąć do wiadomości, że jest to faktem.

(A) - Freud ujął to słowami:

“Bliźni jest nie tylko potencjalnym obiektem seksualnym, lecz także kuszącym

celem naszej agresji, naszej potrzeby wykorzystania go ... potrzeba niszczenia

ma charakter instynktowny ... wrogość czyha na okazję...” (*1).

(R) - Tylko ciągle nie mówimy o skutecznym remedium, ciągle nie mamy recepty.

(A) - Pierwszym składnikiem recepty jest uświadomienie ludziom, że "Homo sapiens

sapiens" od strony genetycznej został ukształtowany jakieś 100 tysięcy lat temu

i od tego czasu nie zmienił się. Przez 90 tysięcy lat żył w mało konfliktowej

społeczności zbieracko-łowieckiej, tzn. w hordach będących luźną federacją kilku

rodzin (*2). Był wtedy także głęboko religijny, jakkolwiek wtedy sacrum

wyznaczały przyroda i gwiazdy oraz uświadamianie sobie tego, że ... istnieje

śmierć. Hordy nie walczyły ze sobą, bo nie było o co. Polowały na zwierzynę.

Jeśli komuś nie podobało się w jego grupie, to mógł przenieść się do innej

hordy. Agresywność ludzi była potrzebna tylko po to, aby coś upolować. Jak pisze

prof. Tadeusz Bielicki: “... Polowanie na grubego zwierza wymusiło kolektywizm

działania. Tego nie dało się już robić w pojedynkę. trzeba było działać w

zgranym, kilku a nawet kilkunasto osobowym zespole, a także dzielić się łupem.

Od około 10 tysięcy lat całym gatunkiem zaczęły jednak wstrząsać wyniki "mutacji

memowych", tzn. znaczne innowacje kulturowe. Rozpoczęcie uprawy roli, hodowli

zwierząt i osiadły tryb życia w sadybach i miastach sprawił, że było o co

walczyć. Zaczęto więc polować również na ludzi. Ponieważ wyglądało to nieładnie

zaczęto formułować zasady moralne, spisywane na "kamiennych tablicach". Zasady

te nie były w stanie zmienić genów ludzkich. Mogły jedynie wepchnąć część natury

ludzkiej do podświadomości i nazwać ją szatanem. Oczywiście gdy nadarzy się

okazja, ów diabeł wyłazi z "zacienionego" rejonu mózgu.

(R) - Jaki jest drugi składnik recepty?

(A) - W paczce elementarnych wiadomości, które powinien znać każdy mieszkaniec

planety trzeba by umieścić wiadomość, że “ten kto nienawidzi, usiłuje

kontrolować i zdominować innych, nie był kochany w dzieciństwie i najczęściej

nie potrafi nawiązywać prawdziwie intymnych kontaktów”. Mówiąc krótko, "ma

deficyt miłości". Jeszcze gorzej, jeśli okazywano mu pogardę i wykazywano, że

jest gorszy niż inni. Będzie on wtedy próbował, podświadomie właśnie, odegrać

się na innych. Co gorsza, całość swojego cienia przypisze domniemanym wrogom,

będzie widział w nich samo zło, tylko zło, wszystkie odrażające cechy wydobędzie

ze swojego wnętrza właśnie. Wynika z tego także, że aby przerwać łańcuch aktów

zemsty i odgrywania się, to w pewnych regionach świata, takich jak Rwanda, Sri

Lanka, Bliski Wschód, Kaukaz, potrzebne byłoby wymazanie z pamięci rodziców

wychowujących dzieci tkwiących drzazg. Wymagałoby to zmian w wychowaniu na

przestrzeni kilku pokoleń.

(R) - To się robi skomplikowane. Teoria jest dobra, ale nie działa. Jeśli na

przeciwko stoi ktoś z nożem i chce na Ciebie napaść, to Ty wiesz, że nie był

kochany przez mamę, ale co Ci z tego przyjdzie. Sabinie Spielrein, mimo że

tworzyła tą teorię też nic ona nie pomogła.

(A) - Nawet gorzej, w jej przypadku wystąpił efekt częsty u intelektualistów,

którzy będąc marzycielami często dają się uwieść jakimś obietnicom zrealizowania

"nowego, wspaniałego świata". Jej mąż, także psychoanalityk, na wieść o wybuchu

Rewolucji Październikowej wpadł w euforię i zdołał ją namówić do przeniesienia

się ze Szwajcarii do Moskwy. Już po 3 latach został aresztowany, po

przesłuchaniach na Łubiance już nigdy nie odzyskał zdrowia psychicznego. Całej

rodzinie zabrano paszporty. Jesienią 1936 roku specjalnym dekretem uznano

psychoanalizę za terapię nielegalną i zapowiedziano, że ktokolwiek będzie się

nią zajmował zostanie uznany za zdrajcę ojczyzny (*1).

(R) - Politycznym ślepcem okazał się także jednak Twój ulubiony C.G. Jung, który

przy całej swojej przenikliwości nie zrozumiał początkowo ku czemu zmierza

nazizm. Spotykał się nawet z Goebelsem.

(A) - Tak, ale wycofał się w porę i nazizmu nie popierał. Zresztą osobiste

koleje życia każdego z obgadywanych przez nas tutaj intelektualistów przemawiają

właśnie za tym, że rozwiązania trudnych dylematów ludzkich leżą poza zasięgiem

jakiejś jednej pojedynczej osoby. Receptę trzeba składać z "ustaleń sprawdzonych

niejako doświadczalnie na ludziach", tzn. przez bieg historii. Inaczej można się

pomylić. Receptą może być, jak się okazuje, tylko próba rozwiązania całego

układu równań a nie znalezienia jednej niewiadomej.

(R) - Jakie są elementy tego układu równań?

(A) - Na przykład, takie stwierdzenie:

[1] “Najbardziej toksyczne są kłamstwa przekazywane dzieciom w najwcześniejszym

dzieciństwie, wtedy gdy są one jeszcze nieświadome, a więc wtedy kiedy są one

wobec kłamstw zupełnie bezbronne.”

(R) - Co jest kłamstwem?

(A) - Każde stwierdzenie podane jako prawdziwe, mimo że nigdy tego nie

udowodniono, bądź nigdy nie da się tego sprawdzić.

(R) - Przecież większość wierzeń religijnych, większość nakazów i zakazów

obyczajowych to takie właśnie stwierdzenia!

(A) - Toteż należy je przekazywać jako tezy, hipotezy, bądź przypuszczenia.

(R) - Podaj inny przykład z tego układu równań.

(A) - No na przykład takie stwierdzenie:

[2] “Wyeliminowanie w jakiejś społeczności sacrum, tzn. umiejętności

spostrzegania nadrzędnego planu i sił łączących człowieka z naturą, kosmosem

jest śmiertelnie niebezpieczne.”

(R) - Kiedy na nowo mówisz o religijności!

(A) - Tak, ale o religijności naturalnej, do której mogą się odwołać hierarchie

wszelakich kościołów, a w trybie natychmiastowym wszystkie pojedyncze osoby, co

mogłoby pogodzić innowierców w taki sposób, który dobrze funkcjonował jeszcze 10

tysięcy lat temu.

(R) - Jeszcze jedno stwierdzenie z Twojego układu równań.

(A) - [3] “Każdy z nas pragnie jednocześnie miłości i wolności.”

(R) - Przecież na ogół są to pragnienia sprzeczne. W ogóle wydaje się, że

wymieniane przez Ciebie stwierdzenia układu są ze sobą sprzeczne. Ile ich jest?

(A) - Jest ich kilkanaście i nie są one sprzeczne, jeśli realizując je nie

przesadzamy. Jednym z tych stwierdzeń jest bowiem przekonanie, że

[4] “Każda znaczna przesada wywoła jakąś chorobę.”

Co więcej, społeczeństwo jest zdrowsze im więcej tych prostych praw uwzględnia.

(R) - Toż to cała wyrafinowana i skomplikowana wiedza. Przewidujesz, że bandyci,

malwersanci, przestępcy się jej nauczą i wezmą ją sobie do serca?

(A) - To nie jest spis zakazów, to jest lista rad, które mają sprawić, aby

poczuć się lepiej. Sądzę więc, że każdy chętnie poczytałby o owych poradach we

własnym interesie, zwłaszcza że większość z nich daje natychmiastową ulgę,

(R) - No to dlaczego takiej wiedzy się nie rozpowszechnia?

(A) - Bo jedno z równań układu stwierdza, że

[5] “Większość rozmów, działań i przedsięwzięć ludzkich jest tak prowadzona, aby

omijać sedno sprawy.”

(R) - Nie wierzę! Dlaczego miałoby tak być?

(A) - Bo mówienie o istocie problemu na ogół jest niebezpieczne. Powoduje

narażenie się komuś z aktualnych szkół myślenia. Ludzie są zazdrośni o posiadane

dobra. Są zazdrośni zwłaszcza o cudze idee. Jeśli czytałaś o życiu Sabiny

Spielrein to rozumiesz dlaczego tak zazwyczaj jest, nawet wśród

najwybitniejszych lekarzy, nawet wśród najwybitniejszych twórców.

12. WITKACY A POLE MORFOGENE-

TYCZNE NASZEJ EPOKI

czyli o trzech powodach narkotyzowania się

(R) - Posłuchaj przeczytam Ci coś (*1):

“Palił Pan kiedyś marihuanę?

- Tak, ale nie zaciągałem się (śmiech), jak prezydent Clinton. Spróbowałem też

innych narkotyków z ciekawości w młodości.

A gdyby pana córka spróbowała?

- Zależy od wieku, teraz jest stanowczo za młoda, na siedem lat. Kiedy będzie

miała 18 lat i spyta mnie: Tatusiu, co jest mniej groźne: marihuana, papierosy

czy alkohol. Powiem marihuana. Alkohol sprawia, że ludzie stają się bardziej

agresywni, powodują wypadki, z papierosami bardzo trudno zerwać. Oczywiście, nie

będę chciał, żeby paliła codziennie lub rano. Ale nie chcę też, żeby patrzyła na

policjanta jak na wroga, który może ją aresztować, chcę, żeby czuła, że kiedy ma

problem, może się do niego zwrócić i nie zaaresztuje jej dlatego, że ma przy

sobie narkotyk.”

(A) - Kto to powiedział?

(R) - Ethan A. Nadelmann, szef nowojorskiego instytutu, badającego problemy

narkomanii, który przyjechał do Polski, aby przekazać doświadczenia zebrane w

USA w trakcie niedawnej batalii wypowiedzianej ludziom uzależnionym.

(A) - Co wykazują te doświadczenia?

(R) - Między innymi, że używanie tzw. narkotyków lekkich jest łatwo wykryć. Na

przykład, obsługa hotelowa od razu wyczuwa zapach marihuany, mimo otwartych

okien i koca położonego u wejścia do pokoju. Turyści przechodzą więc podobno na

cracks, czyli syntetyczną kokainę. Podobno jeśli ktoś raz weźmie cracks, to małe

są szanse, aby nie sięgnął już później do tzw. twardych narkotyków.

(A) - Podobne stanowisko, dotyczące pochodnych canabi-su prezentował niedawno w

telewizji ponownie profesor Kozakiewicz, znany socjolog, postulujący już od lat

legalizację zażywania marihuany. To samo pisze ostatnio “La Recherche” (*2).

(R) - Dlaczego ludzie biorą narkotyki?

(A) - Z trzech różnych powodów: (1) bo jest im źle, (2) bo świat jest dla nich

szary, zwykły i nudny oraz część z nich po to, (3) aby ułatwić sobie zadanie

złapania hiperprzestrzennego ducha, siedzącego w skrytości, “złapać go za rogi i

przewlec na siłę do tutejszego świata”, to znaczy w nieskrytość, jak powiedział

to Marcin Heidegger (* ).

(R) - Ty ciągle wymieniasz nazwiska jakichś podejrzanych filozofów. Heidegger

poprzez swoje dzieło pt.: “Sein und Zeit” zdobył olbrzymi autorytet, a potem

piastując stanowiska uniwer-syteckie w czasach nazizmu, popierał niepotrzebnie

Hitlera.

(A) - Podobnie jak Werner Heisenberg, jeden z współ-twórców fizyki kwantowej,

autor tzw. zasady nieoznaczoności, popierał Hitlera aż do końca, to znaczy do

czasu aresztowania go przez szefa specjalnego batalionu US Army, który wkroczył

na wiosnę 1945 roku do tajnej bazy naukowców niemieckich, próbujących ciągle

uparcie wyprodukować bombę atomową.

(R) - Żartujesz?

(A) - Nie! Czytałem nawet, że odbyła się następująca, niezwykła rozmowa między

amerykańskim oficerem a aresztowa-nym Noblistą:

“- Panie Doktorze. Co pan tu robi jeszcze? Czyż Pan nie wie, że Rzesza od dawna

leży już w gruzach?

- Kapitanie, przecież nie chodzi mi tutaj o to, aby Rzesza miała bombę atomową,

ale o kwestię " Czy rzeczywiście da się to zrobić?" ”

(R) - Zaraz, zaraz, jak chciałam porozmawiać sobie dzisiaj o narkotykach. Wiesz,

ten Nadelmann z Nowego Yorku stwierdził w wywiadzie, o którym mówiłam, że

(cytuję):

“... narkotyki towarzyszą ludziom od wieków i nigdy nie będzie społeczeństw

wolnych od nich”.

Co Ty na to?

(A) - Święta prawda! Takie lub inne narkotyki są nieuchronną koniecznością wobec

zaistnienia serii cudów lub jak kto woli mutacji, które doprowadziły do

powstania tak potężnego mózgu, jaki posiada nasz gatunek “Homo sapiens,

sapiens”.

(R) - Mów jaśniej!

(A) - Mózg człowieka co chwilę, co dnia jest na skraju rozpaczy lub na skraju

szaleństwa i trzeba wypić piwko, jak mawiał Witkacy!

(R) - Mów poważnie!

(A) - Słuchaj! Przyjrzyj się ciągowi sklepów wzdłuż jakiejś ulicy takiego lub

innego miasta na całym świecie. Sprzedają albo piwko albo wino albo sznaps.

Prócz sklepów są bary, puby, kafejki i herbaciarnie.

(R) - Ty mówisz o alkoholu i kofeinie. Tu przyznaję Ci rację. Wino, piwo i wódkę

pędzono od zarania ludzkości, ale alkohol to nie jest narkotyk.

(A) - Etanol, CH2OH jest substancją modyfikującą stan umysłu w ten sposób, iż

przez kilka godzin jesteśmy w stanie euforycznym, pozbywamy się lęku, jesteśmy

pewni siebie, mamy dobre mniemanie o sobie, wszystko wydaje się nam łatwe, a

niebezpieczeństwa nie istnieją. Wada alkoholu polega jednak na tym, że trzeba

wypić ilości niemal kilogramowe, a na drugi dzień mamy kaca, nie mówiąc o

uszkodzeniu wątroby. Zmiana pracy mózgu jest poza tym oszukańcza. Po alkoholu

jesteśmy zadowoleni z siebie, nic nie chcemy jednak dodać, nic nie chcemy

tworzyć, wkrótce chcemy spać.

(R) - Tak, co po marihuanie?

(A) - Marihuana, czyli chemicznie biorąc pochodne canabisu, to tylko miligramy a

nie kilogramy substancji, które wątroba musi rozłożyć. To że na drugi dzień nie

ma się kaca oraz to że nie wpływa ona niekorzystnie na stan organów wewnętrznych

organizmu nie jest najważniejsze. Istotne jest to, że zmodyfikowana praca mózgu

idzie w kierunku odmiennych stanów świadomości, stanów na poły mistycznych,

zmiany nawyków myślowych, poznania siebie i stanów sprzyjających twórczości (*3,

*4). Przede wszystkim nie boimy się wtedy mówić szybko całej prawdy. Nie boimy

się mówić o istocie dylematu. Mamy łączność z naturą, z duszą wszechświata.

(R) - To jest gołosłowne!

(A) - Przeczytaj więc kilka poważnych tekstów (*2, *4). Canabis zwalnia rytm

zegara procesów myślowych mózgu. Wszystko toczy się na zwolnionych obrotach,

przy pod-wyższonym nastroju, poczuciu bezpieczeństwa, niezależności. Euforia,

żarty i odległe skojarzenia sprzyjają nowym pomysłom. Sądzę, że jest niemal

pewne, iż rozwój komputerów, biologii molekularnej i innych nowych idei w

“dolinie krzemowej” wokół San Francisco wynika w dużej mierze z tego, że

większość wykształconych ludzi co wieczora pali tam marihuanę.

(R) - Czy nie można byłoby po prostu usiąść przy biurku, rysować nowy projekt

procesora albo zacząć pisać nową powieść?

(A) - Przy biurku można usiąść i można zacząć pisać, tyle że wtedy napiszesz

farmazony, po prostu to co już było, będziesz się powtarzać jak mechaniczna

lalka. Chwila oryginalności to rodzaj cudu. Trzeba to jakoś okupić. To zawsze

wymaga użyczenia swojej energii życiowej rzędu jednej megatony oraz łączności z

nadprzestrzenią.

(R) - A po jakiego licha nam ciągle nowe rzeczy?

(A) - Nowe rzeczy nie są potrzebne nam osobiście. One są potrzebne istocie

nadrzędnej, która steruje rozwojem myślenia na kuli ziemskiej. To ona przesuwa

“głowę”, tzn. “centrum myślące” z jednego rejonu świata w inny. Najpierw był to

Egipt i Mezo-potamia, potem Grecja i Rzym, potem postcesarska, postimperialna

Europa z Paryżem, Londynem, Szwajcarią, Warmią, Królewcem i Krakowem w środku, a

teraz głowa jest w Kalifornii. Nadistota stale napędza ludzi do pracy, bo ludzie

są po prostu jej mózgiem.

(R) - Coś mi się kojarzy! To rzeczywiście są kraje leżące w pasie szerokości

geograficznej 30o ± 10o. Głowa myślenia planety Ziemi przesuwa się na ogół

jednak wzdłuż tego pasa, tzn. tam gdzie te wspominane przez Ciebie stale

rezonanse Schumanna są dopompowywane przez owe ekscesy magnetosferyczne.

(A) - To prawda, zmienne na przestrzeni historii obyczaje, dotyczące zażywania

substancji modyfikujących pracę mózgu, są sprzęgnięte z oddziaływaniami

magnetosferycznymi oraz oddzia-ływaniem Słońca.

(R) - Nie rozumiem?

(A) - Z narkotycznego punktu widzenia na Ziemi istniały trzy rodzaje

cywilizacji: “cywilizacja grzybków”, “cywilizacja alkoholu” i “cywilizacja

canabisu”. Każdej z nich odpowiada inne zasilanie spirytualne, inna koncepcja

ideologiczna. Te różne zasilania, być może, są koniecznymi fazami rozwoju.

(R) - Co to jest “cywilizacja grzybków”?

(A) - Nasz gatunek “Homo sapiens sapiens” powstał jakieś 100 tysięcy lat temu.

Przez 90 tysięcy lat nie uprawialiśmy jeszcze roli, nie budowaliśmy osiedli.

Ludzie sprawni umysłowo tak samo jak Ty i ja żyli w hordach

zbieraczo-łowieckich. Jeśli się powtarzam, to robię to celowo, bo chcę

uzasadnić, że nie pędzili jeszcze wtedy wina, piwa i wódki, gdyż nie zaczęli

jeszcze siać i orać. Natomiast wokół rosły grzyby. Między innymi na obszarach

dzisiejszego Maroka, Libii, Egiptu i Mezopotamii rósł grzybek “Stropharia

cubensisi” zawierający psylocybinę (*4, *5). Wtedy, w tych czasach ludzie

wieczorem, po polowaniu wypijali wywary z “Stropharia”. Świat sawanny, puszczy

oraz skał oświetlonych księżycowym światłem gwiazd stawał się jeszcze bardziej

magiczny. W zmysłowy sposób ludzie czcili rodzącą się już wtedy “duszę świata”.

(R) - Sądzisz, że wtedy gdy zaczęli uprawiać rolę zmieniły się ich zwyczaje.

Zamiast zjadania grzybków zaczęli fermentować winogrona i napadać na sadyby w

celu zdobycia złota.

(A) - No tak, po zwycięskiej bitwie upijali się winem lub wódką. Chcieli

zagłuszyć osąd samego siebie. Chcę jednak zaznaczyć, że to nie ja wymyśliłem

rozróżnienie “cywilizacji grzybków” od “cywilizacji alkoholu”. Zrobił to Rupert

Sheldrake w książce pt.: “Zdążyć przed Apokalipsą” (*5).

(R) - Kto to jest Rupert Sheldrake?

(A) - Masz rację, pisanie o grzybkach i winie byłoby bez znaczenia gdyby nie

rozpoczął tego ktoś o dużym autorytecie. Rupert Sheldrake jest twórcą pojęcia

tzw. pola morfogene-tycznego (*6, *7). Już w 1990 roku, w czasach kiedy to do

naszego kraju zaczęły docierać świeże idee, wydawnictwo “Pusty Obłok” wydało

zbiór wywiadów Renee Weber ze znaczącymi osobowościami naszej epoki pt.:

“Poszukiwanie jedności - nauka i mistyka (Dialogues with Scientists and Sages -

The search for unity” (*6). Zamieszczono w niej wywiady nie tylko z wybitnymi

fizykami, takimi jak David Bohn i Ilya Prigogine, ale i także z Sheldrake'm.

Ostatnio na nowo pisze o nim pismo “Nieznany Świat” (*7). Posłuchaj, piszą oni

tam tak:

“A tym czasem? Tymczasem rodzi się wizja wszech-świata, który nawet śpiąc

pracuje na swoje zbawienie. Wizja wszechświata, który wciąż pulsuje zarzewiem

Nowego i brzemienny jest innowacją. To coś więcej niż tylko pusta i zimna

czasoprzestrzeń. To Wszechświat, w którym każdy może odcisnąć swoje piętno.

Zachęcający i ponętny - wszechświat, który nieustannie się rozwija. Który

rozumie. Który wciąż i wciąż się uczy ...”

“... Odpowiedzialne za taki stan rzeczy miałyby być nie uwzględniane dotąd w

analizie naukowej pola morfogenetyczne Ruperta Sheldrake'a, które można porównać

do sprawczej pamięci nie słabnącej ani w czasie ani w przestrzeni. Pola te

miałyby ponoć powodować, iż wszystkie raz zaistniałe systemy zostawałyby w nich

utrwalone i niejako “odciśnięte”, wytwarzając specyficzną predyspozycję do

powstawania analogicznych lub zbliżonych do nich systemów w przyszłości ...”

Konsekwencją konceptu pola morfogenetycznego, zdaniem Ruperta Sheldrake'a jest

to, iż zdobycie pewnej wiedzy pewnych doświadczeń przez pewnych ludzi przenosi

się do umysłów innych poprzez takie właśnie pole.

(R) - A nie po prostu przez napisane książki lub namalowane obrazy?

(A) - Ano właśnie! Sheldrake próbował udowodnić to w doświadczeniach na

szczurach. Ale szczury to nie ludzie. Nikt nie znalazł jeszcze niezbitego dowodu

na istnienie takiego pola, chyba że zaczniemy je utożsamiać z czasoprzestrzenią

albo polem elektromagnetycznym, czego Rupert Sheldrake nie chce. Masz jednak

rację, że Sheldrake swoje własne, nowe koncepty powierza jednak raczej książkom

niż polu morfogenetycznemu. swoje przekonania o powiązaniu cywilizacji grzybków

z moż-nością kontaktu z naturą lansuje we wspomnianej książce. Książka ta jest

zapisem dyskusji, jaką prowadził publicznie na żywo przed kamerami ze znanym

matematykiem Ralphem Abrahamem i znanym pisarzem i etnografem Terence McKenna.

(R) - Przyjęłam do wiadomości. Istnieje możliwość, że nie tylko nam w głowach

przybywa wiedzy, ale że także na zewnątrz nas istnieje pole morfogenetyczne,

które gromadzi wiedzę i wpływa na nasz rozwój. Ale wróćmy do narkotyków.

Powiedziałeś, że teraz to nie grzybki a Canabis. Dlaczego?

(A) - Dlatego, że teraz zaistniała przemożna potrzeba na wyrywanie ze

“skrytości” coraz to nowych duchów. Pakuje się je potem do pamięci komputerów i

wytwarza takie filmy jak “Bliskie spotkania IIIo ”, “E.T.”, “Gwiezdny przybysz”,

“Łowca androidów”, “Nieśmiertelny (Highlander) I, II i III”, “Milenium”,

“Kosiarz umysłów I i II”, “W sieci”, “System”, “Dwanaście małp”, itd. Te filmy

tworzą ci, którzy palą marihuanę. Dlaczego tak się dzieje to nie wiem.

(R) - Ja wiem. Witkacy to zrozumiał. Przeczytałam jego “622 upadki Bunga”, jego

“Z podróży do tropików”, jego “Nienasycenie”, jego dzieło pt.: “Nikotyna,

alkohol, kokaina, peyotl, morfina, eter + Apendix”, a w szczególności “Niemyte

dusze - Studium psychologiczne nad kompleksem niższości (węzłowiskiem

upośledzenia) przeprowadzone metodą Freuda, ze szczególnym uwzględnieniem

problemów polskich” i teraz już rozumiem.

(A) - Co uchwyciłaś?

(R) - Że Witkacy przewidział to wszystko, wywlekał te duchy, wsadzał je na

płótno, konstruował takie pole morfo-genetyczne, no i teraz jesteśmy już w

cywilizacji Canabisu.

(A) - Spokojnie! Stanisław Ignacy Witkiewicz, Polak, ale też dobrowolny oficer

wojska rosyjskiego (*8), który po powrocie w roku 1918 z Petersburga przybrał

pseudonim Witkacy i który w chwili zajęcia Lwowa przez armię radziecką popełnił

samobójstwo, był przez swojego ojca trenowany specjalnie do łapania duchów

hiperprzestrzennych. Jego ojciec, malarz realistycznych zakopiańskich

krajobrazów chciał, aby jego syn przewyższył go. Nie pozwolił mu więc chodzić do

szkół. zatrudniał najwybitniejszych znanych mu prywatnych nauczycieli, aby

uczyli jego syna według obmyślonych przez niego wytycznych. Miał dużo czytać,

urządzono mu prywatne laboratorium, namawiano aby gromadził własną kolekcję

roślin, owadów i kamieni. Jego nauczyciele wpajali mu, aby nigdy nie przyjmował

jakiegoś poglądu jako całkowicie oczywistego.

(R) - No właśnie i Witkacy te nauki wykorzystał. Do nauczania podstawowego

dołożył swoje metody. Zaczął eksperymentować na sobie. Jak wiadomo wypróbował

wszystkie znane narkotyki. Gdy malował kolejny portret lub kolejne monstrum w

rogu obrazu odnotował symbolami rodzaj użytego narkotyku.

(A) - Najlepiej czuł się po peyotl'cie i meskalinie, uzyskiwanej z kaktusa

Lophophera williamsii. Ah! Widziałaś ten rysunek pt.: “Mała astralna pół-żaba”.

Pod nieziemskim zamczyskiem astralna pół-żabusia z innej planety “przysięga się,

że nikt dotąd nie zginął w torturach w jej prawie urojonych zamkach”.

(R) - Widzisz jaki kosmita z przyszłości. Jego malarstwo, jego teoria sztuki,

nakazująca artyście uchwycić tzw. głęboką, istotową, czystą formę oraz jego

dzieła filozoficzne, twierdzące, że życie to “teatr wydarzeń własnych” była

wtedy całkowicie nową sprawą. Już po 50-ciu latach okazało się, że przewidział

on “virtual reality” (sztuczną rzeczywistość), cyfrowo-komputerowe poszukiwanie

niezmienników piękna czystej formy ludzkiej ciała, tzw. efekt lustra oraz

ponowne zainteresowanie astronomią (vide jego obrazy z serii “astronomical

compositions”) oraz inne fenomeny tej naszej zwariowanej postmodernistycznej

epoki kulturowej. Szkoda tylko, że popełnił samobójstwo, bo to zawsze podważa

wartość dorobku całego życia.

(A) - Wiem, wiem. Tacy pisarze jak Hemingway i psychia-tra Betheleim, ale

Witkacy popełnił samobójstwo z powodów wyłącznie filozoficznych i teatralnych.

Przewidywał koniec epoki, a więc w 3 tygodnie po wybuchu II wojny światowej

odnotował, że koniec świata jest już blisko. Doszedł więc do wniosku, że dalsze

życie w tym świecie nie ma sensu. Pojechał więc nad jezioro w miejscowości

Jeziory i zabił się.

(R) - W Jeziorach nie ma zdaje się jeziora.

(A) - Trzeba byłoby sprawdzić własności geofizyczne w tej miejscowości. Przecież

o coś Witkacemu w tym ostatnim akcie “teatru wydarzeń własnych” chodziło.

(R) - Być może był to tylko początek końca cywilizacji alkoholu.

13. STEPHEN HAWKING

- czyli o wierzeniach I, II i III stopnia

Pod kopułą Planetarium działy się tym razem niezwykłe rzeczy. Z okazji 40-lecia

działania tej dydaktyczno-naukowo-rozrywkowej Instytucji jej dyrektor zafundował

zaproszonym gościom dwa dziwne spektakle.

Wpierw zgaszono światła i puszczono "machinę świetlną" w ruch. "Dwugłowa

maszyna", która wytwarza na kulistym suficie kopuły swymi punktowymi

reflektorkami iluzję gwiaździstego nieba, wyprodukowana w NRD, tzn. w Jenie

przed 40-tu laty, dzisiaj obracała się tak szybko, że zgromadzeni goście

odbierali przemieszczanie się gwiazdozbiorów tak jak gdyby byli pasażerami nisko

zawieszonego sputnika. Jednocześnie działało dwóch artystów. Jeden z bujną

czupryną o długich włosach, grał na elektronicznym klawesynie. Muzyka była jak

"kosmiczny huragan". W krótkich przerwach, jego kolega, poeta deklamował wiersze

Wergiliusza.

Wszyscy byli poruszeni. W drugim rzędzie widowni koło mnie usiedli jacyś młodzi

ludzie. Dziewczyna i dwóch chłopaków. Profesorowie astronomii rozpoczęli swoje

wykłady. Pierwszy z nich wyświetlał wspaniałe zdjęcia, tyle że niestety nie

swoje, bo amerykańskie, nadesłane przez sondę Galileo, obrazujące jak to kometa

Shoemaker-Levy najpierw rozczłonkowała się na 9 kawałków, a potem bombardowała

półpłynną powierzchnię Jowisza. Ponoć katastrofa na tamtym globie była

"wstrząsająca".

Następny referat nosił tytuł: "Czy komety zagrażają Ziemi?" Pokazano nam

powierzchnię Księżyca i innych ciał niebieskich, pokrytych kraterami wywołanymi

uderzeniami meteorytów i lżejszych asteroidów. Wśród zdjęć, zaniepokojony jak

widać takimi bombardowaniami, astronom pokazał także zdjęcia krateru w Arizonie

oraz podwodne zdjęcia brzegów największego znanego krateru na Ziemi, położonego

200 metrów pod powierzchnią morza w pobliżu Chixculub na Jukatanie. Jak wiadomo

uderzyła tam asteroida o średnicy ok. 1 km. Było to zapewne przed 70 milio-nami

lat. Obecnie większość paleonto-logów zgadza się z tym, iż kolizja ta

spowodowała zmiany atmosferyczne, klimatyczne i radiacyjne tak znaczne, iż

nastąpiło coś w rodzaju potopu. Wyginęły wtedy dinozaury i wiele innych gatunków

zwierząt.

Później był referat o tym "Czy warto w Polsce prowadzić obserwacje

astronomiczne?" W trakcie zastanawiania się nad tym dylematem mój sąsiad, młody

chłopak, burknął: "... przecież kometę, która przemieni nas w roku 1997 odkryło

dwóch amatorów, jeden lunetką, a drugi lornetką".

Jest to prawda. Było to 23 lipca 1995 roku. Alan Hale i Thomas Bopp zadzwonili

do dyżurnego, publicznego "Central Bureau For Astronomical Telegrams" w

Cambridge (Massachusetts) w odstępie 120 minut. Obydwaj zauważyli, że w rzucie

gwiazdozbioru Strzelca znajduje się dość jasny punkt świetlny, którego być tam

nie powinno. Dziś wiadomo, że "Hale-Bopp" jest kometą, która odwiedza nas co

jakieś 2000-3000 lat po orbicie prostopadłej do ekliptyki, co jest zjawiskiem

rzadkim. Podobno na wiosnę 1997 roku będzie widoczna gołym okiem także w dzień

(*1,2,3).

Następny referat pt.: "Hipoteza prawybuchu" wygłosił prof. Konrad Rudnicki.

Profesor Konrad Rudnicki jest jednym z kilku na świecie poważnych, utytułowanych

astronomów, którzy nie wierzą w teorię Wielkiego Big-Bangu. Referat spodobał mi

się. Od razu wyczułem ową przekorę osoby spod znaku Raka, czy też może Panny lub

Koziorożca, w każdym razie enneagramicznie biorąc osoby spod znaku "adwokata

diabła".

Nie jestem astronomem. Nie jestem kosmologiem. Jako lekarz jestem jednak

żywotnio zainteresowany tym sporem, gdyż chodzi o to, w jaki to sposób człowiek

został wsadzony do czasoprzestrzeni. ściślej biorąc, nikt go tam jeszcze na

dobre nie wsadził. Fizycy od czasów Einsteina rozprawiają o cztero-wymiarowej

kuli czasoprzestrzeni, pokazując na sektor przeszłości i czoło ekspansji. O

człowieku jednak zapomnieli.

Niektóre osoby skłonne do filozofowania, zwłaszcza te, które są pod wpływem

prądów nadciągającej nowej ery, czyli postimperialnej wioski globalnej, mówią,

że "człowiek jest dzieckiem Wszechświata". Ale jeśli tak, to w jaki sposób?

Problem "wynikania człowieka ze struktury Wszechświata" jest ściśle związany z

nagminnym "deficytem sensu", prowadzącym do nagminnej depresji!

Nastawiłem więc uszu, czekając na burzliwą dyskusję. Sam zabierając głos,

powiedziałem, iż wobec szerzących się przekonań o istnieniu wielości

wszechświatów, wszechświatów równoległych oraz tzw. wszechświatów niemowlęcych

[vide książki: M. White'a pt.: "Stephen Hawking - życie i nauka" - (*4) i M.

Kaku pt. "Hiperprzestrzeń" - (*5)], najbardziej przekonywująca wydaje się jednak

kompromisowa teoria "Little big bang" sir Freda Hoyle'a.

Profesjonaliści nie zabrali jednak głosu. Problem poruszył jednak młodych ludzi,

siedzących koło mnie. Okazało się, iż byli to członkowie Katowickiego Klubu

Miłośników Astronomii.

Siedząca koło mnie dziewczyna, która jak się później okazało ma na imię Łucja,

powiedziała do swojego kolegi:

- Przecież według Stephena Hawkinga to jest jeszcze gorzej, bo każda czarna

dziura to jest nowy wszechświat, mamy więc miliony wszechświatów niemowlęcych.

- Nie powtarzaj jak papuga za tym aroganckim megalomanem - powiedział jej

kolega.

- Marku! Słuchaj! Wiemy, że nie znosisz Hawkinga, ale jak nie jego "dziury -

wybuchy w pęcherzu powstałym po wcześniejszym Wielkim Wybuchu", to i tak grozi

Ci model metawszechświata Andrieja Lindego i Aleksandra Starobińskiego w postaci

"zupy bąbelkowej", takiej musującej wody mineralnej. Stary ma więc rację, że

gadanie o "Wielkim Wybuchu", w zasadzie jest już przestarzałe.

- Michał, kiedy on nie jest arcynowoczesny, jak Linde czy Fahri i Guth, którzy

wierzą nawet w to, że każdy następny to wynik działania wysokiej cywilizacji z

poprzedniego wszechświata, która ścisnęła garść materii, aby zapoczątkować

"fenomen czarnej dziury". Ten profesor Rudnicki jest przed Gamowem i Penziasem,

on nie wierzy nawet w to, że wszechświat “Giordano Bruno - Newtona” to jest już

model przestarzały!

- Słuchajcie, każdy może się w tym wszystkim pogubić, to za szybko idzie do

przodu!

- Tylko przez takich durni, jak ten Hawking, którzy zaraz z rana, jak się

obudzą, to piszą nowe równania, i to są według nich od razu fakty. Fakty,

których nikt i nigdy nie jest w stanie sprawdzić!

- Ale taka jest cała kosmologia. Kosmolodzy, to tak jak agenci szpiegujący Pana

Boga. Pierwszej żonie Stephena Hawkinga też się to nie podobało.

- Toteż żaden kosmolog nigdy nie dostanie Nobla, a Hawking to już w

szczególności na pewno nie!

- Dobrze wiesz, że to przez zastrzeżenie w testamencie Alfreda Nobla, któremu

jakiś astronom uwiódł żonę (*4, s. 204).

- Zastrzeżenie Nobla jest, ale Królewska Akademia w Sztokholmie już dwa razy się

złamała i dała jednak Nobla: Hawish'owi za pulsary i Chandrasekhar'owi za teorię

ewolucji gwiazd.

- Bo to jest sprawdzone!

- A byłeś przy jakiejś gwieździe i widziałeś jej ewolucję? Przecież to też jest

niesprawdzalne!

- Są wierzenia I, II i III stopnia.

Łucja, ponownie się zdenerwowała i warknęła:

- Kiedy są III stopnia?

- Wierzenie I stopnia to wtedy, gdy każdy może usiąść za jakimś przyrządem

pomiarowym i samemu sprawdzić, że to tak rzeczywiście jest. Nie robi tego

jednak, bo przyrząd jest dla niego osobiście niedostępny, albo zbyt drogi.

Jakkolwiek sprawa jest wykonalna.

- Rozumiem! W ten sposób każdy z nas wierzy, że Ziemia kręci się wokół własnej

osi i lata dookoła Słońca. Wierzymy wtedy w Kopernika! A wierzenie II stopnia to

kiedy?

- Wtedy gdy ktoś wierzy w ogólną teorię względności. W chwili sformułowania tej

teorii była ona niesprawdzalna. Wiele osób jednak uwierzyło w nią od razu.

Teoria przewidywała jednak zjawiska, które później odkryto jako namacalne dowody

jej prawdziwości, takie jak: soczewkowanie grawitacyjne, czarne dziury itp.

- Zaraz, zaraz! Byłeś przy czarnej dziurze, widziałeś czarną dziurę? Kto i czym

może tam polecieć?

- No to weź "Wiedzę i życie" numer 1/1996 i na stronie 21 przeczytaj o odkryciu

masera wodnego w centrum galaktyki NGC4258, czyli w galaktyce Messier 106.

- To też jest tylko taki wykres!

- To prawda ... Wierzenia II stopnia płynnie przechodzą w wierzenia III stopnia.

W każdym razie wierzenie III stopnia to jest przekonanie w prawdziwość

racjonalnego, uzasadnionego logicznie wnioskowania, którego nie można w chwili

obecnej jednak sprawdzić eksperymentalnie.

- Nastały takie czasy, że coraz więcej ludzi wyznaje coraz większą ilość wierzeń

III stopnia. Ludzie wierzą w teorię Freuda, w ewolucję, w koncepty Junga, w

koncepty Hawkinga.

Łucja znowu się poruszyła i postawiła denerwujące pytanie:

- No dobrze, a wierzenie religijne, to na waszej skali to jaki mają stopień?

- To są także wierzenia III stopnia. Mają taki sam status, żadnej różnicy. Tyle

że niektórzy poprzedzają je myślowo zdaniem: “wierzę, że odbywało się to z całą

pewnością ... tak, a tak", a u innych ludzi taka fraza sterująca brzmi: "jest

wielce prawdopodobne, że ... Pan Nowego Wszechświata, współistotny swojemu Ojcu,

musiał się kiedyś przedstawić innym świadomym mieszkańcom "czarnej dziury -

pęcherza" i zrobił to na wzór i podobieństwo Melchizedeka ...”.

- Rozumiem Cię! Ale Ty czytasz dużo powieści science fiction, takich jak "Dune"

Herberta Franka.

- Czemu skupiliście się do licha na tych wydumanych rzeczach. Czy Wy nie

widzicie, że tych trzech pierwszych referentów ma realnego pietra, że coś

wkrótce trzaśnie w naszą kochaną Geę.

- To jest taki odwieczny lęk przed kometami! Nie bój się!

Teraz ja się wtrąciłem. To nie jest zabobon, to jest uzasadnione racjonalnie.

Asteroida nie musi nawet uderzyć w Ziemię. Wystarczy, że przejdzie w bliskiej

odległości. Zawsze spowoduje zamieszanie społeczne, jakkolwiek czasami ujawnia

się ono dopiero po kilku, a nawet kilkunastu latach.

- A to dlaczego? - zapytała Łucja

- Ziemia, jeśli oglądać i oszacować ją z daleka jest takim kilkuwarstwowym

pęcherzykiem. Nad powierzchnią planety roztacza się tzw. jonosfera. Ziemia ma

prócz tego własne pole magnetyczne, które wyznacza tzw. magnetosferę. Co więcej,

między powierzchnią planety a jonosferą tworzy się rodzaj kondensatora, który

wpada w dość regularne drgania. Drgania te to fale elektromagnetyczne, jakie

obiegają cały glob ziemski po każdym wyładowaniu burzowym z przeciętną

wznawiania 1-2-3 razy na sekundę. Powstawanie takich drgań jest powodowane

wzbudzaniem fal elektromagnetycznych odbijających się miarowo pomiędzy

powierzchnią Ziemi a jonosferą. Większość wyładowań burzowych powstaje w

tropiku, w pobliżu równika. Każde takie wyładowanie oddziaływuje na całej

powierzchni globu. Długość tych fal jest wyznaczona przez obwód kuli ziemskiej.

Stąd podstawowe składowe tych tzw. rezonansów Schumanna mają częstotliwość 8Hz i

14Hz, tzn. tyle ile wynoszą częstotliwości najintensywniejszych składowych fal

mózgu ludzkiego. Wydaje się więc, że w stacjonarnych, spokojnych warunkach,

zwłaszcza za dnia, rezonanse Schumanna przyczyniają się do synchronizacji fal

alfa, które pojawiają się nad czaszką w chwili spokoju, relaksu i odpoczynku

(*7).

Wiadomo poza tym, że mózg ludzki, a zwłaszcza szyszynka jest wrażliwa właśnie na

słabe zmiany pola magnetycznego otaczającego człowieka. Co więcej, szyszynka,

będąc zegarem i kalendarzem organizmu człowieka, a nawet tak jak mówił

Kartezjusz, będąc odbiornikiem "duszy człowieka", wpływa na stan hormonalny

wnętrza organizmu (*7).

Jeśli więc zmienić gwałtownie oddziaływanie elektro-magnetyczne, część populacji

ludzkiej "wykaże się" znacznymi zmianami zachowania, czasami zrobi wręcz

rewolucję.

Asteroida, kometa jest w stanie zmienić parametry kondensatora utworzonego wokół

Ziemi. Powoduje to zazwyczaj znaczne przemiany społeczne. Rozpoczynają się one

kilka lat po przelocie asteroidy. To zależy zresztą od rozmiarów i rodzaju

asteroidy. Trzeba przecież pamiętać, że meteoryt Tunguski rąbnął 30 kwietnia

1908 roku, a kometa Halley'a przeleciała w pobliżu Ziemi w roku 66, w roku 1910

i w roku 1986.

- Ten Pan ma rację - odezwał się Marek - Bogdan Maciesowicz w artykule pt.:

"Komety ostatnich lat" (*5) pisze, że są wyjątkowe lata kiedy nadlatuje kilka

tzw. jasnych komet. Tak było w roku 1910 oraz w latach 1989-1990. Nie dziwię się

nawet, że ostatnia powieść sędziwego już Arthura C. Clarke'a, dotycząca astroid

nosi tytuł "Młot Boga" (*8).

- Proszę Pana przecież na rezonanse Schumanna wpływają mikropulsacje

magnosferyczne lub, mówiąc prościej, cząsteczki dochodzące do magnetosfery Ziemi

od strony Słońca, zwłaszcza w czasie tzw. rozbłysków, które powstają wtedy kiedy

plam słonecznych jest dużo - odezwał się tym razem Michał.

- Jak już, to weźcie pod uwagę, że aktywność słoneczna nasila się co 11 lat. -

wtrącił Marek.

- Trudno jest jednak przewidzieć jak znaczna będzie taka aktywność. Poznano poza

tym falowanie tych zmian aktywności w okresach dłuższych.

- żeby było śmieszniej, to nikt nie potrafi, jak do tej pory, wytłumaczyć,

dlaczego Słońce jeden jedyny raz, a mianowicie w latach 1645-1715 "przestało

nadawać", opuściło 6 kolejnych cykli wzrostu aktywności. Panował wtedy Ludwik

XIV - król Słońce, a w Europie niemal w ogóle nie prowadzono wojen.

- Można wpaść więc w paranoidalne przypuszczenie, że Słońce steruje ewolucją

biologiczną i rozwojem społecznym planety oraz że przyczynia się do istnienia

świadomości.

- Proszę Pana! Czy to są wierzenia III stopnia? - odezwała się Łucja.

- Nie proszę Pani! To są wierzenia II stopnia! Aby jednak przekonać Panią o tym,

musiałbym powołać się na kilka dalszych faktów, dotyczących tzw. "homo

eletromagneticus". Francis Crick znalazł już argumenty, że świadomość wymaga

zsynchronizowania fal EEG w zakresie 35-70 Hz. Wyjaśnienie tego wymaga jednak

warunków do spokojnej rozmowy. Wyjdźmy spod tej kopuły. Idziemy do baru.

14. Powieściowo-naukowe

sprzężenie zwrotne

- Francis Crick i inni

(A) - Czy wiesz, że Stephen Hawking napisał przedmowę do poważnej książki

naukowej profesora Lawrence'a Kraussa pt.: "The Physics of Star Trek" ("Fizyka

statku Star Trek"). Mówi o tym astrofizyk Hubert Reeves w wywiadzie udzielonym

"Przekrojowi" (*1).

(R) - I to ma być poważna książka naukowa. Książka o statku kosmicznym

"Enterprise", przenoszącym się w hiper-przestrzeni z szybkością większą niż

światło, a więc podróżującym w czasie i zaglądającym do innych wszech-światów?

Przecież to jest wszystko sprzeczne z nauką! Przecież nie można przekroczyć

szybkości światła!

(A) - Od kilku lat zapanowała moda wśród niektórych naukowców, aby pisać

patetyczne książki naukowe złożone z trzech części, tzn. z poważnego wstępu,

beletrystycznego i popularnego środka oraz dodatku zawierającego trudny wywód

matematyczny, fizyczny i chemiczny. Pierwszym był znany fizyk Paul Davies ze

swoją książką pt.: "Umysł Boga" (*2), a drugim Frank Tipler profesor

Uniwersytetu w Tulane na Florydzie, który napisał "The physics of mortality:

Modern cosmology - God and the ressurection of the dead" ("Fizyka śmiertelności

- czyli o nowoczesnej kosmologii, Bogu i możliwości wskrzeszenia zmarłych")

(*2).

(R) - Zdaje się, że pierwszą taka “nieznośną” książkę napisał jednak Francis

Crick, laureat nagrody Nobla za odkrycie podwójnej spirali DNA, człowiek o

największych dokonaniach naukowych spośród wszystkich żyjących współcześnie

naukowców. Mam na myśli jego książkę pt.: “Istota i pocho-dzenie życia” (*16).

(A) - To prawda. Kolej rzeczy w tym wypadku była podobna. Najpierw Francis Crick

wraz z James'em Watsonem opisali w roku 1953 budowę podwójnej spirali kwasu

dezoksy-rybonukleinowego, owego DNA, które jest nośnikiem informacji

genetycznej, stanowiącej genom, czyli “przepis na człowieka”, potem w roku 1954

dostali za to Nobla, a dopiero w roku 1981 Francis Crick w ramach osobistych

złośliwości albo osobistych przeczuć napisał książkę o tym, że życie na Ziemi

zostało zapoczątkowane przez przybycie pojemnika z bakteriami, wysłanego przez

inną rozumną cywilizację.

(R) - Dlaczego według Ciebie osobistych złośliwości albo osobistych przeczuć?

(A) - No wiesz, wszystko to jest niesamowite. Podobno Crick odkrycie DNA ogłosił

wpadając pewnego wieczoru do pubu “Eagle” w Cambridge z okrzykiem “odkryliśmy

tajemnicę życia!!!”. Parę lat później, gdy rozstał się z Watsonem, zajął się

nieco inną dziedziną, co jest jednak tutaj ważne. Mianowicie, już od 1968 roku

bada w Salk Institute for Biological Studies funkcjonowanie jądra komórkowego w

neuronach oraz próbuje zgłębić czym jest świadomość.

Przed 15-tu laty wydawało się, że publikując wspomnianą książkę Francis Crick

nieodwołalnie podważy swój autorytet, mimo iż dokonał jednego z największych

odkryć wszechczasów. Pisano o nim źle, sugerując iż postradał rozum. Francis

Crick naraził się środowisku naukowemu tym, że odważył się w swojej książce

zebrać dziesiątki argumentów, uzasadniających tezę, iż życie nie mogło powstać

na powierzchni Ziemi drogą walki o byt i selekcji naturalnej. Zarodki życia, jak

twierdzi, zostały wysłane na Ziemię w pojemnikach przez wysoko rozwiniętą

cywilizację.

Książkę Francisa Cricka poprzedza przedmowa A. Hoffmanna, która rozpoczyna się

od zdania:

“Cztery miliardy lat temu na planecie, krążącej wokół odległej gwiazdy, technicy

pracowicie krzątają się przy ustawionej na kosmodromie rakiecie. Start. Sto

tysięcy lat później rakieta dociera na orbitę Ziemi ...”

Hipotezę tę jej autor wraz z współtwórcą Leslie Orgel'em nazwał koncepcją

“panspermii ukierunkowanej”.

W jednym z końcowych rozdziałów tej książki pisze on o randze swojej koncepcji

następująco:

“Wydaje się, że wpada ona w zbyt wiele pułapek banalnej powieści fantastycznej -

wyższa cywilizacja gdzieś w Kosmosie, rakieta o niezwykłej mocy (symbol

falliczny?), pracowite drobnoustroje zasiedlające dziewiczą Ziemię. Jak można

poważnie traktować taką historię? Cała ta koncepcja z daleka pachnie UFO,

rydwanem bogów i tym podobnymi przejawami współczesnej głupoty ... Żeby odeprzeć

ten zarzut, mogę jedynie powiedzieć, że jej korpus spoczywa na o wielu

solidniejszych podstawach. Każdy szczegół naszego scenariusza oparty jest na

"stosunkowo mocno podbudowanej przesłance współczesnej nauki"”.

(R) - Wspomniałeś, że Francis Crick ostatnio zajmuje się problemem świadomości.

(A) - Tak, on tak jak by chciał rozwiązać wszystkie najważniejsze problemy tego

świata, a zagadnienie świadomości jest rzeczywiście kluczowe, ma także związek z

podróżami w czasie.

(R) - No więc jak! Da się według tych naukowców podróżować w czasie czy nie?

(A) - To intelektualny klops, problem i dylemat dla ludzi żyjących pod koniec

tego tysiąclecia, gdyż coraz więcej ludzi z tytułami naukowymi (zawiadującymi

prestiżowymi instytucjami, chociażby takimi jak: "Lucassian Cathedra" prowadzona

teraz przez Hawkinga, ale kiedyś przez Izaaka Newtona, czy też pracownia Michio

Kaku, prowadzona kiedyś przez Einsteina; (*3,4,5) twierdzi, że da się podróżować

w czasie, tzn. że istnieją pętle czasowe w hiperprzestrzeni, a nawet że istnieją

wszechświaty równoległe.

(R) - Jak wiesz, to oznacza, że dałoby się przeszkodzić własnym rodzicom w

zawarciu małżeństwa. To oznacza możność naruszenia łańcucha przyczynowo-

skutkowego. To oznacza możność zmartwychwstania, i jest przyczynkiem do problemu

reinkarnacji. To oznacza, według mnie, załamanie się zasad racjonalnego

myślenia, bo to wszystko przeczy zdrowemu rozsądkowi!

(A) - Rzeczywiście, to jest klops? Hawking twierdzi nawet, że UFO to argument

przemawiający za tym, że podróże w czasie rzeczywiście odbywają się. Według

niego UFO to odbierane przez nas obrazki, takie ślady po temponautach, czyli

istotach zdolnych do przemieszczania się w czasie poprzez hiperprzestrzeń, czyli

5-ty wymiar, tak właśnie jak Enterprise z Star Trek (*6).

(R) - Czyli UFO to statki z przyszłości?

(A) - Niezupełnie! To tylko obrazki, ślady, takie nasze impresje po przelocie

statku, który podróżuje w przestrzeni o większej ilości wymiarów niż nasze trzy

przestrzenne i jeden czasowy.

(R) - Nie rozumiem?

(A) - Michio Kaku (*3) tłumaczy to przez analogię do świata płaszczaków, takich

wyobrażeniowych istot, posiadających tylko dwa wymiary przestrzenne, czyli

żyjących na płaszczyźnie, powiedzmy na kartce papieru. Jeśli istota

trójwymiarowa powoli położy na takiej kartce palce swojej dłoni to płaszczaki

będą obserwować zjawiające się stopniowo różnokolorowe, większe i mniejsze

plamy, odpowiadające opuszkom naszych palców, dotykających i odrywających się

stopniowo od owej kartki papieru.

UFO dla nas to co widzimy po "wetknięciu dłoni "istoty pięciowymiarowej" do

naszego trójwymiarowego świata.

(R) - Aha rozumiem! Można by jednak przyszpilić takie UFO. Nawet płaszczaki

mogłyby przebić igłą palec dotykający kartki papieru, tzn. ich świata!

(A) - Toteż ostatnio jest właśnie taka sprawa, tzw. afera dystrybutora filmu

Santilliego, czy też raczej afera francuskiego dziennikarza Jaceque'a Pradela

prowadzącego na kanale I-szym telewizji francuskiej znaną audycję pt.: "Zgubione

z oczu". Otóż ludzie ci zdołali zaznajomić pół świata z filmem nakręconym

rzekomo w roku 1947 w amerykańskiej bazie wojskowej, gdzie odbywała się sekcja

zwłok UFO-ludka, po katastrofie jego statku w pobliżu miejscowości Roswell (*8).

(R) - O ile wiem Ty rozróżniasz jednak trzy rodzaje relacji o UFO. Relacje o

statkach ze Związku Plejadańskiego (*10), czyli o realnych przybyszach z

najbliższej okolicy planety Ziemi, takie właśnie jak choćby ten statek, który

się rozbił w pobliżu Roswell. Czym innym są jednak dla Ciebie UFO Jungowskie

(*14) i UFO hiperprzestrzenne (*6).

(A) - To jest dobra klasyfikacja. Z tym że, jak wiesz, UFO realne może przybywać

z bliskiej odległości, takiej jak Plejady lub z innej galaktyki, albo może być

to tzw. “szalony lot w nieskończoność” (*18).

(R) - Wiem, wiem! Tak jak chociażby Twój TIME-CRAFT, który przybył tu z

najbliższej nam galaktyki, czyli M31 (Messier 31), opisany w Twojej powieści

“M31”.

(A) - Powieść “M31” napisał Adrian Bread (*11).

(R) - Wiem, wiem! Tylko dlatego, że na TIME-CRAFT-cie panuje tzw. B-moralność.

(A) - Zawsze można w końcu zaliczyć taką powieść s-f jak “M31” w całości do

relacji o UFO typu Jungowskiego i wtedy nie musimy się martwić o to czy istnieje

B-moralność prócz A-moralności. Wtedy takie statki widziane na niebie, jak

chciał to C.G. Jung, to tylko życzeniowe projekcje dawnych mitów i osobistych

marzeń. My oboje wiemy już zresztą, że są to projekcje osób o szczególnym typie

osobowości, na przykład takich jak spod znaku Strzelca lub spod Enneagramicznego

znaku “PERFORMER” (*12, *13).

(R) - Słuchaj, można się w tym wszystkim pogubić. Nikt nie jest już autorytetem.

Uczeni fizycy mówią o zmartwych-wstaniu, wszechświatach równoległych i podróżach

w czasie do społu z dziennikarzami pierwszego narodowego kanału TV dużego kraju

w środku Europy. Co z tym wszystkim mają zrobić zwykli obywatele, którzy nie

potrafią się do tego wszystkiego ustosunkować. Przecież to musi powodować

zamieszanie w umysłach i szkodzić na zdrowie psychiczne. Ty jesteś od zdrowia

psychicznego, więc powiedz, jak to jest według Ciebie!

(A) - Według mnie problem orientowania się w tym wszystkim nie jest taki

zupełnie beznadziejny, jeśli zechcieć przyjąć do wiadomości, iż istnieje tzw.

"powieściowo-naukowe sprzężenia zwrotne".

(R) - To jakieś prawo natury czy co?

(A) - Rzeczywiście, to sięga dość głęboko. Założeniem wyjściowym jest, że:

LUDZIE, jako najbardziej cudowny efekt Wszechświata, stanowiący zresztą wczesną

postać "władców hiperprzestrzeni", czyli cywilizacji III stopnia, jak ujmuje to

Michio Kaku (*3), mogą osiągnąć wszystko co chcą, tzn. wszystko co się im

wymarzy, byle podążali do tego stopniowo i spokojnie ścieżkami wyznaczonymi, nie

tyle przez fizyków, ile przez aktualną znajomość "fizyczności Wszechświata".

(R) - Mówisz mętnie! Ludzie to bogowie, czy jak?

(A) - Nie bogowie, bo nie mogą osiągnąć wszystkiego natychmiast za pstryknięciem

palców. Muszą zacząć od sformułowania pewnego marzenia i pozostawić jego

realizację swoim potomkom.

(R) - Domyślam się. Sądzisz, że takie marzenia formułują ustami pewnego pisarza,

dość często pisarza literatury fantastyczno-naukowej, a potem filmuje to pewien

reżyser, taki jak Spielberg lub Kramer i powstaje serial "Star Trek".

(A) - Tak właśnie, ale co jest tu istotne. Taki film to tylko wytyczna dla

naukowców, którzy muszą wchłonąć ją do podświadomości, a potem zaczął nad nią na

serio i ciężko pracować.

(R) - Dlaczego na serio i ciężko?

(A) - Sądzę, że ludzie mogą osiągnąć wszystko co chcą, ale muszą liczyć się z

ograniczeniami tego co umożliwia im wiedza posiadana aktualnie. Jeśli chcą coś

nowego, to muszą swoją wiedzę rozwinąć, a to wymaga czasu, pracy i pieniędzy.

(R) - Jakoś nic nie mówisz o ograniczeniach ze strony praw fizyki, czyżby ich

zupełnie nie było?

(A) - Sądzę, że prawa natury są niesłychanie proste i skąpe. Jest ich niewiele.

Łatwo je obejść. Większość "niemożności" to nasze własne wcześniejsze teorie.

(R) - No dobrze, ale mów konkretnie! Czy dało się już obejść teorię Einsteina,

aby podróżować w czasie?

(A) - W roku 1996 stan wiedzy rzeczywiście coraz bardziej zgadza się z

postulatem H.G. Wellsa, sformułowanym w roku 1984 w jego powieści pt.: "Wehikuł

czasu". W Polsce powieść wydano niedawno ponownie. Natchnienie do pomysłu

podróży w czasie czerpało z niej dziesiątki pisarzy s-f na całym świecie, a

fanowie serialu "Star Trek" stanowią w USA poważne lobby polityczne, które

wymusza przydzielanie finansów na NASA i programy dalekosiężnego nasłuchu typu

SETI. Tym nie mniej, jako biolog i lekarza mam pewną wątpliwość.

(R) - A cóż tu ma biologia i medycyna do rzeczy? Przecież tu chodzi o prawa

fizyki!

(A) - No tak, ale przecież mówimy o podróżach w czasie ludzi a nie kamieni!

(R) - Co za różnica?

(A) - Mówiąc krótko, sądzę że życie jest możliwe jedynie w czole ekspansji

czasoprzestrzeni. Jeśli opuścimy ten region czasoprzestrzeni i przeniesiemy się

niejako do jej wnętrza, to nie zastaniemy tam form żywych. Co więcej, nie wiem,

czy aby nie stracimy wtedy świadomości.

(R) - Co to jest świadomość?

(A) - Jest to odczucie tego typu, jak na przykład miłość. Świadomość powstaje w

mózgu wtedy gdy wyobrażamy sobie samego siebie na tle modelu świata, swojego

życiorysu, łącznie z przywołaniem swojej wizji przyszłości (*21, *22, *23).

(R) - Czy jest to fenomen chemiczny, fizyczny albo taki jakiś elektroniczny?

(A) - Nie, to jest fenomen software'owy, czyli zjawisko umysłowe powstające w

trakcie operacji przetwarzania danych szczególnego typu, tzn. danych dotyczących

samego siebie. Najpierw trzeba być, potem trzeba to odczuwać, a później trzeba

umieć wyobrazić sobie w swoim mózgu samego siebie (*19, *20, *21, *22, *23).

(R) - Czy Francis Crick i Roger Penrose to wiedzą?

(A) - Skąd wiesz, że Roger Penrose jest też “mocny” w rozmyślaniach na temat

świadomości?

(R) - Przechodziłam wzdłuż tych kiosków z książkami, które są czynne całą dobę w

holu dworca w Katowicach. W każdym z tych kiosków nastawionych na zmęczonego

podróżnego mają przedostatnią książkę R. Penrose pt.: “Umysł Cesarza”.

(A) - Rozumiem, a więc co sobie myśli Crick i Penrose w tej chwili to nie wiem,

bo oni nie wpuszczają jeszcze swoich rozwiązań na bieżąco do sieci INTERNET.

Mogę się oprzeć jedynie o ostatni dostępny artykuł, referujący jego poglądy

(*17). W każdym razie widać, że trudno jest im dostrzec to, że wtedy gdy ktoś

wyobraża sobie samego siebie to “odczuwa”, że jest zły czyli “brzydki” albo że

jest dobry, wspaniały, czyli “piękny”. Wzorzec na dobro i zło, brzydotę i piękno

to idee Platońskie, o których mówiło się zawsze, że są odnotowane poza

cztero-wymiarową czasoprzestrzenią. Co prawda tkwią one w którymś z wyższych

wymiarów, tam gdzie prawa matematyki i muzyki, ale są niejako dostępne na

krawędzi czterowymiarowej czasoprzestrzeni, tam gdzie są umiejscowione myślące

głowy żyjących ludzi. Działająca sieć neuronalna fałduje tą krawędź (*23), ale

ona musi być już wystarczająco płaska. Krzywizna krawędzi czasoprzestrzeni

wpływa także na ewolucję układów biologicznych. W każdym razie chwilę po

prawybuchu świadomości nie da się wytworzyć. Gdy się cofać w czasie to

świadomość musimy utracić.

(R) - A jakby to wyglądało?

(A) - Sądzę, że byłoby to tak jak z tym kapitanem łodzi podwodnej z filmu pt.:

"Ostatni brzeg" (*9), który po globalnym ataku nuklearnym dotarł w desperackim

rejsie z żyjącej jeszcze Australii do wymarłych już brzegów wokół San Francisco.

Już przez peryskop zobaczył, że na brzegu stoją kamienne budowle, ale nie ma już

śladu po jakimkolwiek życiu.

(R) - Twierdzisz tym samym, że powierzchnia, czoło ekspansji rozszerzającej się

czterowymiarowej czasoprzestrzeni dostarcza jakiejś energii niezbędnej, aby

życie istniało i aby istniała świadomość.

(A) - Tak, bo to przecież jest trywialna prawda, że życie istnieje tylko w

chwili aktualnej bądź też w wąskim przedziale czasoprzestrzeni, który obejmuje

ostatnie kilkadziesiąt lat. Za tą warstewką pozostają tylko umarli. Tylko Frank

Tipler twierdzi, że aby wskrzesić umarłych trzeba wygiąć krzywiznę

czaso-przestrzeni albo zacząć czasoprzestrzeń kurczyć, czyli czoło ekspansji

cofać.

(R) - Słuchaj! Sądzę jednak, że mam rację! Takie rozważania powodują zamieszanie

w umysłach współczesnych telewidzów i czytelników gazet i szkodzą na zdrowie

psychiczne.

(A) - Tak jest! W dużej mierze to powoduje ów stan rozbicia psychicznego, bo

pojedynczego człowieka różni mędrcy ciągną w różne strony, ale to jest

przejściowe, to zachodzi tylko do czasu uświadomienia sobie pochodnej od prawa

powieściowo-naukowego sprzężenia zwrotnego.

(R) - Uwierzyłam już w istnienie sprzężenia zwrotnego między powieściami a

rozwojem nauki. Co może jednak ludzi uspokoić w tej zwariowanej sytuacji.

Przecież dawniej, gdy ktoś umierał, to pozostawiał świat mniej więcej taki sam

jaki zastał. Teraz w ostatnich dwóch pokoleniach ludzie na starość nie poznają

już sytuacji, w której się narodzili. Urodzili się w czasach radia i parowozów,

a opuszczają świat w dobie telewizji satelitarnej, insuliny produkowanej

metodami inżynierii genetycznej, teleskopu Hubbla, podróży międzyplanetarnych i

końcówek sieci INTERNET.

(A) - Uspokoić może wgląd w umysł nadistoty rodzącej się tutaj na tej planecie.

Jeśli ktoś posiada wgląd w myślenie nadistoty Ziemi to zrozumiał, że przestało

już być ważne pomnażanie majątku, kariera naukowa, a nawet kariera

powieściopisarza. Biznesmeni są od mrówczej pracy nad zarządzaniem kapitałem,

uczeni od mrówczego powiększania zasobów wiedzy, a powieściopisarzy jest

tysiące. Multimedia typują niektórych, ale niekoniecznie tych najciekawszych.

(R) - Co jeszcze mówi wgląd w umysł nadistoty Ziemi?

(A) - To że szalone tempo rozwoju elektroniki, telekomunikacji i inżynierii

genetycznej z naszego ludzkiego punktu widzenia jest dla nadistoty tylko

normalnym i spokojnym rozwojem elementarnych podstaw do tego co chce i co musi

niejako uczynić, aby się przemienić w cywilizację II stopnia. Ona po prostu cały

POSTĘP, PRZYROST WIEDZY, a potem rozwój takich sieci, jak INTERNET potrzebuje

tylko po to, aby zapewnić sobie złącza pomiędzy organizmami i umysłami ludzi,

tzn. komórek swojego ciała ze swoim własnym myśleniem, który jest ponad nami.

(R) - No dobrze, ale co wynika z tego, że gwiezdny embrion zaczyna łapać swoją

świadomość dla każdego z nas, prostych, pojedynczych ludzi?

(A) - Unikać jakiejkolwiek przesady. Pomnażanie majątku, tytaniczna praca dla

kariery, heroiczne wysiłki ideologiczne to nie praca dla Ciebie, ale dla

nadistoty, która i tak sobie poradzi bez Ciebie, na swój zresztą sposób. Ty

bowiem z Twoimi współwyznawcami możesz się mylić. Ona natomiast, ucząc się na

błędach, wie w końcu lepiej. Jeśli harujesz i pot leje Ci się z czoła to tylko

dlatego, że nie znasz, nie poznałeś żadnego innego sposobu na życie.

(R) - Ale co w takim razie robić?

(A) - To co nadistota niezbędnie potrzebuje! Ona oczywiście chce istnieć! Jej

istnienie opiera się na współdziałaniu naszych organizmów i współdziałaniu

naszych umysłów. Ona potrzebuje żywych, pogodnych, przyjaznych interakcji

między-osobowych. Ona potrzebuje dużej ilości miłości i odważnego myślenia, bo

inaczej “zdechnie”, dlatego wysyła takie “wewnętrzne sygnały”, “sterowanie

hormonalne” poprzez takich ludzi jak Budda, Zaratustra, Goethe, Ramanujan,

Mozart, Strauss i Chopin. Jej grożą być może inne nadistoty, które obmyśliły

sobie odmienne zasady współdziałania wewnętrznych podelementów. Nasza nadistota

stawia, jak widać, jednak na fenomen miłości, oryginalności i szybkie ustalanie

nowej prawdy.

15. CZYŻBY SIEĆ PRYWATNYCH POWIĄZAŃ STEROWANA PRZEZ SAMEGO RA?

czyli o siatce nadwrażliwców posianej w czasoprzestrzeni

(R) - Wiesz, przeczytałam wszystkie rozdziały tej książki jeszcze raz,

poczynając od Mikołaja Kopernika i Giordano Bruno aż do Francisa Cricka i

Stephena Hawkinga. Przeczytałam to, a potem sprawdziłam kilka faktów w kilku

książkach i wykryłam coś niezwykłego!

(A) - Cóż takiego?

(R) - Ty opisałeś sieć, taką siatkę ludzi, którzy się znali osobiście!

(A) - Trudno aby Einstein umówił się na kawę z Koper-nikiem, gdyż tkwią oni w

różnych punktach czasoprzestrzeni.

(R) - Posłuchaj więc proszę kilka wybranych przeze mnie fragmentów z tych

książek:

“W Weimarze w domu matki (A. Schopenhauera) gromadzą się tymczasem ludzie o

głośnych nazwiskach. Prym wiedzie Goethe, poeta, przyrodnik, minister, stały

bywalec salonu pani Schopenhauer.”

(R) - I posłuchaj jeszcze koniecznie trzech innych fragmentów książki o

Schopenhauerze. Sam dostrzeżesz ten niezwykły fenomen. Słuchaj!

“... entuzjazmował się wczesną powieścią romantyczną, której pozycjami

sztandarowymi były “Lucynda” - Fryderyka Schlegla i “Lovell” Ludwika Tiecka,

powieści zaliczane do tzw. romantycznego nihilizmu, gdzie życie przedstawiano

jako teatr marionetek lub dom wariatów, gdzie bohatera cechowało znudzenie i

pogarda wobec świata - a zatem “czarną literaturę” owej epoki ...”(*1).

“Przychodzą lata najpłodniejsze. Schopenhauer, który tymczasem poznał również

filozofię indyjską osiada w 1814 roku w Dreźnie, wówczas stolicy romantyzmu, by

pisać dzieło życia. W życiu kulturalnym i towarzyskim uczestniczy w minimalnym

stopniu, przyjaźni ani nawet stosunków towarzyskich nie nawiązuje, jeśli pominąć

przelotne zbliżenie z Tieckiem. Jak zwykle jest samotny.” (*1).

“... W 1818 roku, po czterech pracy, “Die Welt als Wille und Vorstellung” ...

jest gotowy ... Goethe powiadomiony o ukończeniu dzieła i o zamiarze podróży do

Włoch, przesyła kilka miłych słów, dołączając list polecający do bawiącego w

Wenecji Byrona.

Wyjazd do Mekki romantyków - do Włoch - nastąpił zanim jeszcze dzieło się

ukazało. Schopenhauer wiele sobie po tej podróży obiecywał ... nie wątpił

bowiem, że jego dzieło skupi na sobie powszechną uwagę i zaćmi wszystko co

napisano w filozofii po Kancie ... W Wenecji spotyka Byrona, niestety przebieg

spotkania nie odpowiada marzeniom.”

(A) - Tak, i co chcesz przez to powiedzieć?

(R) - Na razie tylko tyle, że to Goethe miał ustawiczne bóle głowy i właśnie

według Ciebie cierpiał na syndrom napadów częściowych, złożonych, nasilających

się pod wpływem zwiększonej aktywności Słońca i podwyższenia natężenia pola

geomagnetycznego. W innym rozdziale napisałeś z kolei, że według Pani Doktor Kay

Redfield Jamison lord Byron, podobnie jak Van Gogh i Robert Schuman, cierpieli

na psychozę maniakalno-depresyjną, co tłumaczyłoby ich nieznośnie, niepohamowane

zagrania (*2, *3), zwłaszcza w niektórych okresach ich życia. Ja z kolei chcę

wykazać przez odwołanie się do wiarygodnych źródeł, że na dodatek oni znali się

prywatnie!

(A) - No dobrze, ale dlaczego jest to takie ważne?

(R) - Zrozumiesz jak posłuchasz jeszcze trochę konkretnych danych o tego typu

znajomościach. Proponuję, abyś posłuchał trochę o prywatnych powiązaniach

Fryderyka Nietzschego z Ryszardem Wagnerem oraz powiązaniach Ryszarda Wagnera z

szalonym królem bawarskim. Przeczytam Ci tutaj wybrane przeze mnie fragmenty z

książek, omawiających ich życie i dzieła (*4, *5, *7, *8).

“... Odkrywa filozofię Artura Schopenhauera już w 1865 roku, czyta główne jego

dzieło “Świat jako wola i wyobra-żenie”. Jest to okres, kiedy myśl Schopenhauera

zyskuje w Niemczech coraz szerszą popularność” (*4, s. 13).

“W listach do przyjaciół otwarcie przyznawał się do najpełniejszej sympatii dla

Schopenhauera” (*4, s. 14).

“Jesienią 1868 roku wraca do Lipska ... W tym czasie ma okazję poznać Ryszarda

Wagnera, którego wiele kompozycji znał i cenił. Wagner odwiedził w Lipsku swą

siostrę Otylię, żonę profesora orientalistyki, Hermana Brockhausa, którego

Nietzsche znał z czasów studiów” (*4, s. 15).

“Wagner okazał się entuzjastą Schopenhauera, o którym mówił, że “jest jedynym

filozofem, który poznał istotę muzyki”” (*4, s. 15).

“Inne, nie mnie istotne pobudki rozmyślań pochodziły od Wagnera, który mieszkał

w Szwajcarii, w pięknym domu na półwyspie Hibschen koło Lucerny wraz z młodszą o

ponad dwadzieścia lat żoną Cosimą, córką znanego kompozytora Ferenca Liszta,

która rzuciła dla Wagnera swego pierwszego męża, pianistę Hansa von Bülowa” (*4,

s.18).

“Nietzsche ulega czarowi towarzyskiemu Wagnera i jego żony, w której jak sądzą

niektórzy, był platonicznie zakochany i wierny tej miłości do końca” (*4, s.

18).

“Już w 1972 roku Wagner angażuje się wyraźnie po stronie nowego państwa

niemieckiego. Przenosi się do Bawarii, do Bayereuth, gdzie - dzięki składkom

publicznym i subwencjom rządowym pochodzącym od bawarskiego króla Ludwika i od

rządu cesarskiego - buduje teatr muzyczny, aby wystawiać swoje opery i utworzyć

centrum życia kulturalnego Niemiec” (*4, s. 22).

“W 1882 roku przeżywa Nietzsche ostatni przyjemniej-szy okres swego życia, kiedy

w Rzymie u dobrej znajomej - Malvidy von Meysenburg - poznaje młodą Rosjankę,

osobę wykształconą, wrażliwą na sztukę i rozumiejącą filozofię - Lou de Salomé,

w której się kocha. Wraz z nią i z Paulem Ree wspólnie podróżują do Szwajcarii i

Niemiec, gdzie Lou poznaje siostrę Nietzschego” (*4, s. 30).

“Sympatią Ludwika Bawarskiego cieszyły się wagnerowskie hasła odnowienia sztuki

przez sięgnięcie do starogermańskiej tematyki i przeciwstawienie tradycyjnej

operze włoskiej nowego typu przedstawienia, tzw. dramaty muzyczne, w których

muzyka i aktorstwo służyły przedstawieniu akcji i uczuć bohaterów, a cała

melodyka podporządkowana była treści utworu. Ludwik był rozmiłowany w muzyce

Wagnera. Rząd cesarski z aprobatą patrzał na działalność Wagnera, nie tylko ze

względu na jego artystyczne nowatorstwo, ile na szerzenie nastrojów

nacjonalistycznych - tak w wypowiedziach prasowych, jak i przez sztukę” (*4, s.

22).

(A) - Przepraszam, że Ci przerywam, ale przecież król Bawarii Ludwik II był

chory umysłowo (*5). Nakładał coraz większe podatki na poddanych i za te

pieniądze budował coraz to bardziej bajkowe, coraz bardziej zwariowane zamki

(*5). Projekty podsuwał mi właśnie Wagner. Poddani w końcu się zdenerwowali.

Musiał abdykować. Osadzono go w jednym z wybudowanych przez niego zamków. Jeśli

nie wierzysz to mogę Ci przeczytać fragment pewnej książki. Jest to wzięte z

“Let's go” - przewodnika po Niemczech, który mieliśmy ze sobą będąc w Monachium

(*6):

“Jezioro polodowcowe Starnbergersee stanowi ulubione miejsce wypadów mieszkańców

Monachium. Niedaleko, za odnogą jeziora, zajduje się Berg, zamek, w którym

umieszczono Ludwika II wkrótce po jego abdykacji. Krótko po tym utonął w

tajemniczych okolicznościach, a miejsce na brzegu Starnbergersee, gdzie

odnaleziono jego ciało, jest oznaczone krzyżem” (*6).

(R) - No właśnie. Dziwaczny podróżnik Schopenhauer, który stworzył podwaliny

teoretyczne pod tzw. “sztuczną rzeczywistość”, a potem szalony Lord Byron (*2,

*3) i szalony Nietzsche (*7, *8), a potem Wagner, który inspirował chorego na

schizofrenię króla Ludwika II (*5). Przy czym ów król Bawarii zainspirował z

kolei myśl polityczną następnych władców Niemiec. Hitler przejął te właśnie

myśli polityczne. Ideologię swą podbudował konceptami filozoficznymi

Nietzschego, a swoje parady i ceremonie oparł na nowatorskim wkładzie do teorii

i praktyki arcydzieł muzyki i dramaturgii Wagnera.

(A) - Rzeczywiście ułożyło Ci się to w taką cyniczną, przejmującą, bo prawdziwą

układankę. Ale nie wiem czy nie jest to trochę naginane.

(R) - Czy naginane to zastanowimy się nad tym później. Zapoznaj się wpierw

jednak ze ścieżką “ciągu znajomości prywatnych podążających w kierunku

teologiczno-psychologicznym”.

(A) - A co? Znowu przytoczysz kilka cytatów ze znanych, opublikowanych książek?

(R) - A jakże, przecież inaczej byłoby to wyssane z palca. To Ty tego mnie

uczyłeś, że nowatorskie tezy trzeba uzgodnić z historycznymi faktami. Słuchaj

więc uważnie:

“Franza Antona Mesmera (1734-1815) często się dzisiaj dyskredytuje, mówiąc o nim

jako o ekscentrycznym szarlatanie, wykorzystującym podatne na sugestię kobiety,

którego kariera dała początek tzw. Erze Naiwności, zakończonej spirytualizmem i

Christian Science. Niektórzy nawet obarczają go odpowiedzialnością za, jak to

określają, powszechny nawrót do średniowiecznego obskurantyzmu, guślarstwa i

czarnej magii.

Ale Mesmer nie był ani okultystą ani szarlatanem. Miał pełne wykształcenie w

dziedzinie medycyny i filozofii i wystarczające przygotowanie muzyczne, aby

zrobić wrażenie na Mozarcie; życie zaś poświęcił leczeniu chorób. Bardziej niż

ktokolwiek inny usiłował “odokultyzować” niezwykłe metody leczenia, wydobywając

je na światło dzienne i zapraszając każdego uczonego, który zechciałby poświęcić

temu czas, do ich sprawdzenia.

Aby uzyskać na Uniwersytecie Wiedeńskim stopień doktora nauk medycznych, napisał

rozprawę “O wpływie planet na ciało ludzkie”. Wysunął w niej hipotezę, że

przestrzeń jest wypełniona uniwersalnym fluidem, czyli eterem, w którym na

skutek oddziaływania planet zachodzą pływy. Od pływów tych uzależnione jest

zdrowie; przyczyną choroby jest zaś przerwanie przepływu naturalnej siły

życiodajnej ...”.

(A) - Przepraszam, że Ci przerywam, ale właśnie przeczytałem, że Wolfgang Pauli,

fizyk który dostał Nobla, przyjaciel Junga, do końca życia bronił konceptu

eteru, twierdząc, że jest nim “suma właściwości fizycznych związanych z

przestrzenią pozbawioną materii” (*9, s. 68).

(R) - Nie przerywaj, słuchaj dalej:

“Mesmer zaczął działać jako uzdrawiacz za radą jezuity o nazwisku Maximillian

Hell, a być może także pod wpływem księdza J.J. Gassnera, innego znanego

uzdrowi-ciela, który łącząc medycynę z egzorcyzmami i leczeniem przez

“nakładanie rąk” zyskał sobie wielu zwolenników. Sam Mesmer nie przypisywał

sobie niczego poza odkryciem, jak sam to określił, “czynnika” oddziaływu-jącego

na układ nerwowy i metody posługiwania się nim w leczeniu najbardziej

kłopotliwych rodzajów chorób. Nazywał ten czynnik magnetyzmem zwierzęcym i

uważał go za fluid, który można przyrównać do elektryczności i grawitacji.

Ludzie, którzy się nim posługują (“magnetyzerzy”), mogą go gromadzić i

przekazywać materii ożywionej i nieożywionej.

Tak czy inaczej, Mesmer musiał w końcu parę osób wyleczyć. Aby leczyć ściągające

do jego domu tłumy, zbudował słynne baquets, duże wanny wypełnione wodą, którą

magnetyzował wzdłuż typowych linii, wrzucając kawałki magnetytu; pacjentom zaś

dawał do trzymania bursztynowe lub szklane pręty. Rozgłos, jaki powstał wokół

osoby Mesmera, wynika z faktu, że posługiwał się on jednocześnie dwiema

metodami: terapią elektro-magnetyczną i leczeniem przez sugestię. Pierwsza z

nich została w pełni zrehabilitowana dopiero po upływie blisko dwustu lat, druga

rozwinęła się w tym czasie pod maską hipnotyzmu i “spirytualistycznego

uzdrawiania” poprzez “passy magnetyczne”, na gruncie metody Mesmera. Metoda ta

polegała na przesuwaniu ręką w odległości kilku centymetrów od ciała pacjenta, w

kierunku od głowy do stóp. Spirytualiści nazywają to oczyszczaniem emanacji. Od

Mesmera wywodzi się zarówno leczenie jedynie wiarą, jak i psychoterapia.

Psychoterapię jako metodę leczenia stosował jeden z amerykańskich zwolenników

Mesmera, Phineas Quimby, a zainspirowana tym Mary Baker Eddy stworzyła Christian

Science. Metody popularyzowane przez Quimby'ego wywarły wpływ na wielu lekarzy o

bardziej naukowym nastawieniu: od Braida, Esdaile'a i Elliotsona do Charcota,

Bernheima, Liébeaulta, Breuera i Freuda.” (*9)

(A) - Wydaje mi się, że gubisz wątek. Co ma Mesmer do tego wszystkiego?

(R) - Czy Ty słuchałeś uważnie, Mesmer znał prywatnie Mozarta. Mozart znał

prywatnie Goethego. Phineas Quimby znał prywatnie Mary Baker Eddy. Freud czytał

zaś uważnie Quimby'ego, Mesmera i Nietzschego, mimo że się tego wypierał.

(A) - Co z tego? Któż to taki Mary Baker Eddy?

(R) - No cóż, a jakie to wielkie religie świata, liczące przynajmniej

kilkanaście milionów wyznawców, zaistniały niedawno?

(A) - Mormoni!

(R) - Mormoni i Christian Science! W znanych, łatwo dostępnych książkach

wypowiada się na ten temat Erich van Däniken (*10).

(A) - Wiesz dobrze, że on działa jako płachta na byka i lepiej omijać jego

nazwisko.

(R) - Tym nie mniej posłuchaj go:

“Mary Baker-Eddy urodziła się 16 lipca 1821 roku w Bostonie i tam zmarła 3

grudnia 1910 roku. Można ją nazwać wielką twórczynią religii nowych czasów. W

roku 1866 założyła kościół Christian Science. Społeczność ta, zorganizowana w

kościele macierzystym z własnym obrządkiem, posiada ponad 3000 gmin na pięciu

konty-nentach, wydaje znakomicie redagowaną gazetę “Christian Science Monitor”,

ma kilka milionów wyznawców i własną biblię “Science and Health (Nauka i

Zdrowie)”, której wydania osiągnęły astronomiczne nakłady.

Mother Mary - matka Mary, gdyż tak się mówi o córce farmera z New Hampshire,

jest przykładem, jak dzięki niesłabnącej energii, ogromnej ambicji i niezawodnej

umiejętności oddziaływania na masy, a także słabości do brzęczącej monety, można

nawet w tak rzekomo oświeconym, naszym stuleciu stać się twórcą nowiutkiej

religii z całą jej pompą, obrządkiem i obietnicą zbawienia (pewnie łącznie z

cudami!).

Zdaniem lekarzy Mary Baker była “przypadkiem” psychopatologicznym. Siódme

dziecko w purytańskiej rodzinie było “obcym ciałem”. Dziewczynka na każde

skarcenie, czy wypowiedzianą nieco głośniej wymówkę reagowała histerycznie -

poznaliśmy symptomy histerii - rzucała się wtedy na podłogę ...”

“... Qiumby wcale nie dokonał cudu. Mary wybrała się w tę ostatnią podróż w

takim stanie psychicznym, jak pielgrzymujący do cudownych miejsc. Oto ostatnia

stacja, teraz albo nigdy dokona się cud uzdrowienia. A Quimby nie robił nic

innego niż Emile Coué (1857-1926), który dawał chorym sugestywne rozkazy, że

powinni, że muszą wyzdrowieć ...” (*19).

(A) - Teraz Cię zrozumiałem. Ścieżka od takich masonów jak Goethe i Mozart

prowadzi poprzez Mesmera do założycieli nowoczesnych ideologii, takich jak

Mormoni, Christian Science, psychoanaliza, hipnoza, bioenergoterapia i cały ten

Jungizm.

(R) - Jungizm, a co to?

(A) - Ano przypomnij sobie! Carl Gustaw Jung, chcąc zrobić na pierwszej randce

wrażenie na Sabinie Spierlein, stwierdził ni stąd, ni zowąd że jego dziadkiem

był Goethe (*11). Z opowieści o Sabinie wynika także, że kilku pierwszych

psycho-analityków znało ową niesamowitą Lou de Salomé, w której kochał się

Nietzsche. W książce o Sabinie, kochance C.G. Junga jest też przejście do

powiedziałbym ścieżki naukowej.

(R) - Ścieżki naukowej?

(A) - Skoro zaakceptowałem już Twój koncept “ścieżki prywatnych znajomości”, to

widzę dalsze następstwa. Ta ścieżka przechodzi także na pole nauki. Spróbuję Ci

to wykazać! Trzeba by zacząć od Rogera Bacona, filozofa, logika i matematyka,

który żył w latach 1220-1292. Jak pisałem już kiedyś (*12) wydaje się że,

przejął on pradawne teksty pochodzące być może nawet z czasów biblioteki

aleksandryjskiej. Nawiązuje do niego Kopernik, Newton i Kepler. Wspominany

przeze Ciebie Guy Lyon Playfair, w swoje książce “Cykle nieba” (*9) na stronie

387 pisze:

“ Nie będzie broszurowanych wydań “Dzieł zebranych” Hermesa Trismegistosa.

Zamiast jednak ubolewać nad stratą wiedzy starożytnych, powinniśmy raczej

spróbować ją odzyskać (chodzi tutaj o spalenie Biblioteki Aleksandryjskiej).

Jeśli oni potrafili ją zdobyć to i my potrafimy. Dotyczy to również wiedzy

“współczesnych starożytnych”, takich jak Kepler i Newton, dwu najbardziej

wpływowych ludzi wszystkich czasów, których olbrzymia liczba dzieł nie została

jeszcze dotąd wydana ...”

(R) - Dalej jest jeszcze cytat Keplera, który też tu przytoczę:

“Wiara we wpływ Słońca i konstelacji licznych gwiazd i planet na ludzi wywodzi

się przede wszystkim z doświad-czenia, które jest na tyle przekonujące, że

przeczyć mu mogą tylko ci, którzy tego nie badali”.

(A) - To są słowa dotyczące astrologii, wkładane w litera-turze zazwyczaj w usta

Newtona, ale Newton był uczniem Keplera, on go tak często czytał, że mu w końcu

się myliło, czy to Kepler czy on właśnie! Sądzę także, że łatwo znaleźć

“przejście personalne” od Newtona do Einsteina. A Einstein znał z kolei

prywatnie Marię Curie-Skłodowską. Einstein był kobieciarzem. Maria

Curie-Skłodowska nie podobała mu się jednak, o czym pisze także Karsten Alnaes

(*11). Kobieta ta spodobała się natomiast trzem wybitnym fizykom: Piotrowi

Curie, zapalonemu zwolennikowi seansów spirytystycznych oraz byłemu laborantowi

Jeanowi Perrin i Paulowi Langevin. Pierwsze naukowe prace Maria rozpoczęła od

“badań nad magnetyzmem” (*13, s. 72), pracując jeszcze w Szkole Fizyki, której

dyrektorem był niejaki Papa Schütz, czyli doktor Schützenberger. To właśnie jego

syn Paul Schützenberger wywołał niedawno skandal naukowy, udzielając wywiadu

pismu “La Recherche” pt.: “Luki w rozumowaniu Darwina” (patrz rozdział 4 w

niniejszej książce).

(R) - Dość, starczy! Wierzę Ci, że istnieje także “ścieżka naukowa znajomości

prywatnych”. Co sądzisz więc w takim razie o wykrytym przez nas fenomenie

istnienia prywatnych powiązań pomiędzy najwybitniejszymi twórcami wszechczasów?

(A) - To jest sieć!

(R) - Jaka sieć? Ku czemu ona służy?

(A) - To jest sieć nadwrażliwców. Oni są wrażliwi na zmieniającą się cyklicznie

aktywność Słońca i kilka innych jeszcze znaczących wpływów geofizycznych i

kosmicznych (*15). Rober Schuman komponował tylko w latach szczytów aktywności

słonecznej. Podobnie Lord Byron i Wagner. Ci nadwrażliwcy generują rewolucyjne

idee oraz niezwykłość. Niezwykłość jest niezbędna aby przeżyć. Inaczej można

“skonać z nudów”. Reszta pobratymców tej grupy szaleńców “karmi się” wytwarzaną

przez nich niezwykłością. Wyrwanie się bowiem z szarzyzny, zwykłości i nudy dnia

codziennego nie jest proste, ale jest niezbędne. Stąd tyle jest

rozpowszechnionych środków pomocniczych, takich jak kino, telewizja. Im bardziej

poczytny scenariusz, powieść bądź książka, tym większy szaleniec - autor, poeta

lub nawiedzony mistyk.

(R) - To dość smutne!

(A) - Przeciwnie. Zauważ proszę. Ludzie nie mogą znieść monotonnego następowania

takich samych, szarych dni, jeden po drugim. To zagraża bowiem ich życiu. To

grozi depresją i choro-bami. To może prowadzić do śmierci. Ludzie mają więc

tylko trzy wyjścia. Mogą “upuścić wszystko z rąk” i wywołać osobistą tragedię.

Wtedy będzie działo się “coś emocjonalnego”, jakkolwiek niestety będą to emocje

negatywne. Można także pójść ewentualnie na wojnę. Też będzie się wtedy wiele

działo. Będzie to bardzo negatywne, ale być może lepsze to niż nic. Wcześniej

trzeba jednak zacząć kogoś nienawidzieć. Aby kogoś nienawidzieć trzeba oprzeć

się jednak o jakąś ideologię. Ideologie wytwarza jednak grupa ludzi dość podobna

do omawianych tu “twórców arcydzieł”. Nie zajmowaliśmy się tą grupą ludzi, gdyż

kieruje nimi inna nadistota i osobiście nie mamy w tym kierunku właściwych

kompetencji. Trzecim rozwiązaniem jest “wytworzyć niezwykłość lub skorzystać z

wytworzonej niezwykłości”. Trzeba jednak wówczas stworzyć lub polubić kogoś z

twórców. Dlatego lansuję właśnie od lat, aby koniecznie zadać sobie i

uprzytomnić innym, jak jest Twoja odpowiedź na trzy fundamentalne pytania:

1. Które z przeczytanych powieści bądź bardziej poważnych rozpraw

filozoficznych, psychologicznych lub naukowych wywarły tak przemożny wpływ na

Twoje zapatrywania, że wręcz ukierunkowały niektóre z Twoich działań?

2. Które z filmów (prezentowanych tam postaci), oglądanych na przestrzeni całego

życia wywarły na Tobie największe wrażenie, wręcz takie, że wpłynęły na Twoje

postępowanie?

3. Jak jest cecha, rodzaj talentu albo szczególna kompetencja, której inni by Ci

pozazdrościli?

(R) - Tak i co to daje?

(A) - To umożliwia “podłączenie się do sieci” z pełnym uświadomieniem sobie, w

jaki to sposób jesteśmy do niej włączeni oraz ze świadomością, że podłączyliśmy

się do ścieżki sterowanej przez Ra.

(R) - Co to jest u licha to Ra? Może chodzi Ci o grecką literę “ro”.

(A) - Nie! Chodzi mi tutaj o egipski hieroglif “Ra”. Słońce nadaje audycję.

Zmieniająca się cyklicznie, mniej więcej co 11 lat, aktywność Słońca, które

czasami milczy przez kilkadziesiąt lat, a w odstępach rzędu tysiąca lat milczy

czasami dłużej, steruje aktywnością mentalną ludzi, wpływa na ich kondycję

psychiczną i zdrowotną. W okresie wzmożonej aktywności Słońca są dokonywane

największe odkrycia, zgłaszana jest największa ilość patentów i zazwyczaj

zapoczątkowana zostaje pewna zmiana rewolucyjna. Zostaje wzbudzona wtedy sieć

osób nadwrażliwych, a oni poprzez swoje dzieła, wypowiedzi, a nawet czasami

działania wpływają na innych. To jest już teraz oczywiste. Nie można zaprzeczyć,

że algorytm zmian aktywności Słońca wpływa na losy naszej cywilizacji. Algorytm

ten ma “swoją mądrość”, jest rodzajem “planetarnego anioła stróża”, który nie

pozwala, aby jakiś utopijny, niedorzeczny reżym, ustrój lub ideologia utrzymały

się długo. Wystarcza 2-3 kolejne cykle, aby taki “zamiar ludzki” zniweczyć. Ten

przemyślny program działania dba o to, aby “zachodził postęp”.

(R) - Rozumiem, Ty sugerujesz, że staroegipski koncept boga Słońca Ra, z którego

zaczerpnął inspiracje Giordano Bruno, mówiąc że gwiazdy i nasze Słońce mają

duszę, znajduje w pewnym sensie potwierdzenie poprzez odkrycie “algorytmu zmian

aktywności Słońca” i istnienia na powierzchni Ziemi grupy nadwrażliwców, ludzi

wrażliwych na zmienne pole elektro-magnetyczne Słońca. Chcesz wykazać w ten

sposób, że bezduszny, maszynowo-nakręcający się cykl zmian na Słońcu ma siłę

oddziaływania równą niejednemu bóstwu, choćby takiemu jak pogański, staroegipski

Ra.

(A) - Nie wiem, czy cykl zmian aktywności Słońca jest rzeczywiście tylko

bezdusznym, maszynowo-nakręcającym się mechanizmem. Wiadomo, że inne gwiazdy

także nadają taką audycję (*14). Może to jest jakoś synchronizowane. Przecież

najpotężniejsza cywilizacja galaktyczna, którą Michio Kaku (patrz rozdział 14

oraz odnośnik 3) nazywa potęgą III stopnia musi oddziaływać w jakiś konkretny,

fizykalny sposób, mimo że dla nas może wydawać się to działaniem magicznym.

POSŁOWIE

W miarę czytania napisanych niedawno nowych bibliografii najwybitniejszych

twórców całej naszej ludzkiej kultury (*1) ogarniało mnie coraz większe

zdumienie.

Stopniowo uświadamiałem sobie trzy niezwykłe prawidło-wości: (I) Ich

życiorysy nie pasują do wzorca obyczajowego lansowanego przez główne szkoły

ideologiczne, powołujące się akurat na ich dzieła, a (II) model świata, który

wyłania się z chronologicznego zestawienia ich głównych spostrzeżeń nie jest

zgodny z tym co większość z nas zakłada jako oczywiste i spraw-dzone. (III)

Zestawienie tych życiorysów prowadzi do ważnych wniosków praktycznych.

ad. (I)

Sposób na życie twórców arcydzieł, tych którzy formułowali główne zręby wiedzy o

świecie wywodzi się z ciekawości i przyjemności stania wobec tajemnicy oraz

przyjemności podważania stanu zastanego oraz chęci wyrwania z szarej strefy,

stojącej zawsze za plecami ciemności “kęsa czegoś nowego” i nazwania tego

wyczynu swoim nazwiskiem.

Wyrywając ze “skrytości” owe “nowe prawdy”, przecieka im jednak zawsze z

hiperprzestrzennego wymiaru zmysłowość, która wpływa na ich osobowość i sposób

na życie. Zmysłowość ta zresztą wynika z widocznej wszędzie w biologii

dwubieguno-wości myślenia, a więc z płciowości. Widać nadistoty także mają płeć.

Ludzie “kradnący owoce z drzewa wiadomości” są więc na ogół przyjaźni wobec

innych, nikogo nie krzywdzą, natomiast sami niestety są często prześladowani.

Wielu z nich “ginie marnie” lub przynajmniej zostaje za życia poniżona i

skrzyw-dzona

Jeśli szukać tu jakiejś sprawiedliwości to może tkwi ona w tym, iż większość z

nich rzeczywiście w jednym zakresie jest bezpardonowa. Otóż oni chronią swoje

“dziecko umysłu”, walczą o jego byt i jest dla nich najważniejsze, aby “ono”

przetrwało. Wymaga to oczywiście odwagi cywilnej i pewności siebie. Stąd bierze

się u nich niepodatność na osąd innych ludzi. Jest to prosta konsekwencja tego

co się samemu zdziałało. Jeśli ktoś “wyrwał z ciemności” coś osobliwego i uznał

to za “dziecko swojego umysłu” i postanawia je bronić, to musi liczyć się z

atakami, tzn. stwierdzeniami “to jest bzdura”, “to nie mieści się w głowie”, “to

jest fałszywe”, “tak nie można mówić”, “to nas obraża”, “to jest herezja”. Dla

nich jest to jednak tylko rodzaj kidnapingu. To też stają się oni odważni i

pewni siebie. Miarą ich prawomyślności, obyczajowości i moral-ności mogą być

wtedy tylko oni sami. Muszą oni powiedzieć sobie: “niestety nie mogę pozwolić,

aby ktoś oceniał moje dokonania, bo on chce " zabić moje dziecko" ”. Jeśli jest

to bękart, jeśli jest to nieudacznik, to tylko “ja mogę go poprawić” albo

“skasować” (na ogół oznacza to “podrzeć następny rękopis”, a czasami popełnić

samobójstwo). To prowadzi również do odwagi cywilnej i niezależności myślenia,

również w zakresie spraw osobistych i życia codziennego: “sam dla siebie jestem

surowym sędzią i ustalam czy zachowuję się poprawnie”.

Nic więc dziwnego, że ci osobliwi ludzie są postrzegani tak jakby wyznawali

jakiś rodzaj B-moralności. Nie są to osoby A-moralne. Nie łamią one nigdy

przykazania: “nie zabijaj”, z reguły wierzą oni w coś więcej niż tylko materia i

trój-wymiarowa przestrzeń.

Sposób życia twórców naszej kultury jest przyczynkiem do głównego sporu

ideologicznego wszechczasów, tzn. do sporu czy powierzchnia naszej planety jest

“deską, na której stoją dzieci, które dokonują różnych wybryków i z tego powodu

zostaną osądzone”, czy też raczej planeta nasza i my sami jesteśmy częścią

rozwijającego się gwiezdnego embrionu.

ad. II.

Wiodąc spór o tych wielkich wtajemniczonych, doszedłem do wniosku, że “I Twój

niezwykły umysł także ... jest składową rodzącego się mózgu żywego gwiezdnego

embrionu”.

Kompletna bzdura, uznana jednak kiedyś równocześnie za ideę bardzo

niebezpieczną, głoszona przez Giordano Bruno, że “gwiazdy mają duszę”, wydaje

się coraz bardziej prawdopodobna. Jeśli to nie Słońce, które zmienia swoją

aktywność co 11 lat i w innych, dłuższych rytmach także “wdaje się nam we

znaki”, to “gdzieś nad naszymi głowami”, na krawędzi czoła ekspansji

czasoprzestrzeni, nasze głowy mają dostęp do odwiecznych idei, wyznaczających

ogólne zarysy nas samych i naszych losów.

Rodzący się umysł planety ma wewnętrzną organizację. Nowe koncepty, nowe idee,

wpływające na działanie wielu ludzi, przynoszone na świat przez niektóre

tajemnicze osoby, są potem rozpowszechniane przez owe niezwykłe umysły nazwane

wyżej “cyborgami drugiego rodzaju”. Osoby te lubią stać u wrót, w murze

oddzielającym nas od pewnej tajemnicy, upatrzyły sobie sposób na życie poprzez

“zrywanie owoców z drzewa wiadomości”.

Wydaje mi się zresztą, że większość z nas jest zajęta właśnie rozwijaniem owego

drzewa wiadomości. Energia, którą żywi się większość z nas, rozwijając owe

drzewo, które stało kiedyś pośrodku raju, poprzez kariery naukowe, zarządzanie

kapitałem, tworzenie domów lub innych siedlisk (gniazda) umysłów, pochodzi

natomiast z fenomenu miłości.

Energią tą zasilany jest nasz wysiłek wkładany w to, aby “embrion gwiezdny”

przekształcił się w “dorosłego”, tzn. “cywilizację Io”, która będzie już

kontrolować całość “naszego regionu czasoprzestrzeni” (*2, *6).

Z powyższego rozumowania płynie wniosek dla teologów oraz dla kosmologów (o ile

przypadkiem nie są to ci sami ludzie). Otóż w definicję grzechu pierworodnego

wdarł się chyba w przeszłości błąd. Nie jest bowiem zrozumiałe przeciwko komu

skierowane jest rozwijanie drzewa wiadomości, skoro skradzione z niego owoce to

dane o DNA, mikroprocesach i strukturze INTERNET'u, dzięki którym powstaje

embrion gwiezdny.

Wszystko wskazuje bowiem na to, że trzeba spojrzeć inaczej na problem, czy

człowiek jest “obarczony grzechem pierworodnym”, tzn. czy urodził się

“naznaczony jakąś skazą” oraz ewentualnie kto to wywołał i kto jest za to

odpowiedzialny.

Wydaje się co prawda, że wiele osób ma wmontowaną w swoją osobowość

autodestrukcję. Sabina Spielrein twierdzi jednak, być może przewrotnie, że jest

to “praprzyczyna stawania się” (patrz rozdział 11 oraz pozycje literaturowe nr

11.1, 11.2, 11.3, 11.4). Większość twórców naznaczona jest jednak cechą

odwrotną, tzn. cechuje się ciekawością, chęcią wydarcia ze skrytości nowej

prawdy oraz zmysłowością.

Są to ich najbardziej istotne i ważne przymioty. Najistotniejsze cechy ludzi,

którzy mieli “największy wpływ na dzieje ludzkości” (*1) nie nadają się więc do

określenia “największej ludzkiej wady”, chyba że to nie o ludzi chodziło.

Z rozważań powyższych płynie jednak również wniosek dla kosmologów i

astrofizyków, fizyków czasoprzestrzeni i co najważniejsze przyszłych

kosmonautów.

Otóż, jeśli jest (byłoby) prawdą, iż ponad naszymi umysłami powstaje nadrzędny

umysł planety, to należy wtedy wziąć pod uwagę, że taka nadistota nie może

dokonywać ... lotów międzyplanetarnych (sic!). Ciało tej nadistoty bowiem to

całość naszego Układu Słonecznego z nami tutaj na Ziemi, którym bezpieczeństwo

zapewnia także Księżyc, Jowisz i Saturn (*13.8).

Jak taki konglomerat nadistot komunikuje się więc między sobą. Otóż wydaje mi

się, że na dwa sposoby. W zakresie małych odległości wysyła on po prostu ludzi w

podróże między-planetarne. Z tego powodu ludzie byli już na Księżycu i polecą

zapewne na Wenus i Marsa.

Jeśli chodzi jednak o dalekosiężne kontakty nadistot, to muszą się odbywać one

ponad czasoprzestrzenią (*2.6) i w paśmie poza-elektromagnetycznym (*2). Jeśli

chcieć to zobrazować przez odwołanie się do odwiecznych już symboli, można to

wypowiedzieć krótko. Kontakty nadistot odbywają się na “wzór i podobieństwo

Melchizedeka”.

Mówiąc jasno, kontakty nadistot odbywają się przez zaistnienie i działanie

poszczególnych umysłów osób takich jak Mozart, Mickiewicz, Słowacki, “... I Twój

niezwykły umysł także...”.

Powiecie Państwo, że treść posłowia jest wyszukana, jest niejasna i ma charakter

filozoficzny. Nie!!! Przesłanie ma ważne znaczenie praktyczne!!!

ad. III.

Możliwe jest bowiem teraz wskazanie na konkluzje bardzo praktyczne.

Jeśli masz wątpliwości co do tego co robić teraz i w naj-bliższej przyszłości

oraz jaki jest sens Twoich wysiłków, a nawet sens i cel życiowy, to należy

postawić sobie następujące pytania:

(1) Jaka jest Twoja cecha (rodzaj talentu), której inni by Ci pozazdrościli?

(2) W zakresie jakiej wyuczonej umiejętności jesteś “dobry”, nawet znacznie

“lepszy” niż większość znanych Ci osób?

(3) Jaka jest “przechodnia”, “wymienna” funkcja (rola), którą lubisz podejmować?

(4) Jaka jest grupa ludzi, środowisko, towarzystwo, grupa zawodowa, na której

opinii Ci tak naprawdę zależy?

(5) Jaką umiejętność (kompetencje) chciałbyś jeszcze w życiu nabyć?

Jeśli chcesz czytelniku teraz ten wysiłek myślowy spożytko-wać w sposób bardzo

praktyczny, to spróbuj spisać swój życiorys. Zrób to możliwie dokładnie. Pomoże

ci on przeniknąć Twoją legendę, Twój mit osobisty, a poza tym możesz go

załadować do tzw. “PIERWOTNEJ BAZY ŚWIATA”, o czym piszę ponownie niżej.

Inna praktyczna konkluzja dotyczy radzenia sobie z auto-destrukcją i nienawiścią

innych osób. Wynika ona z przesłania tych fragmentów książki, które zawierają

opowieści o kobietach, gdyż to one przyczyniły się akurat do znalezienia

konkretnych środków zaradczych.

Również z tych samych fragmentów, które traktują właśnie o dwubiegunowości,

czyli zmysłowości procesu myślenia, wynika praktyczna rada dotycząca nienawiści

na skalę szerszą, a miano-wicie problemu “Jak zapobiec nowym wojnom z

innowiercami?” (*14.24).

Analiza życiorysów osób, które stanęły u wrót tajemnicy, a zrobić to może każdy,

prowadzi w tym zakresie do konstatacji podobnej do wypowiedzi Srinivasa

Ramanujana. Jak pisałem (rozdział 9, str. 69), powiedział on że: “wszystkie

religie są mniej więcej tak samo prawdziwe”.

Przesłanie niniejszej książki wydaje się modyfikuje nawet nieco jego wypowiedź.

Należałoby bowiem powiedzieć raczej, że wszystkie wierzenia należy uwzględnić i

z nich skonstruować “CAŁOŚĆ MODELU”, a nie szukać jednej teorii, tej niby

właściwej, o której mamy ochotę powiedzieć: “ponieważ to właśnie moja, niejako

nasza idea, więc jest prawdziwa i dlatego musi zwyciężyć i my się do tego

przyczynimy”.

Wydaje się więc, że paleta religii tej planety to skarbnica pomysłów, to folklor

walczących nadistot, to skarbiec naszej wiedzy o CAŁOŚCI ZAŚWIATÓW, tzn. spraw

toczących się ponad czterowymiarową czasoprzestrzenią.

Skarbiec ów oczywiście skłania do zastanowienia się nad modelem najbardziej

przyjaznym dla ludzi, nad modelem ogólnym i elastycznym. Rozwiązanie pozostanie

jednak zapewne kwestią otwartą z tej prostej przyczyny, że póki tkwi ono jeszcze

w “skrytości”, to jest wierzeniem IIIo.

Wiąże się z tym jeszcze jeden ważny wniosek praktyczny, który jest jednocześnie

przewidywaniem. Otóż sądzę, że jeśli nie teraz; na wskutek mojej rady, aby

spisać dokładnie i obiektywnie swój życiorys (3), to i tak w niedalekiej

przyszłości uczyni to wielu ludzi. Stanie się tak dlatego, że pamięć komputerowa

świata (PKS) błyskawicznie zwiększa swoją pojemność (vide INTERNET). Może ona

już obecnie wchłonąć dowolną ilość danych. Życiorysy ludzi są natomiast

niezwykle ponętnym pożywieniem dla nadistot. Jest więc niemal pewne, że wkrótce

powstanie “pierwotna baza świata”.

Zbiór życiorysów zapamiętany w pamięciach komputerów nazywam pierwotną bazą

świata, gdyż w przyszłości będzie on najważniejszą, najbardziej pierwotną

skarbnicą wiedzy o świecie. Jest to konkluzja rozmyślań, jakie snułem pisząc tą

książkę. Szczegóły tej idei przedstawiam jednak już w innym swoim tekście.

LISTA NOWYCH ZJAWISK, FENOMENÓW,

POJĘĆ I METOD ZDEFINIOWANYCH

W NINIEJSZEJ KSIĄŻCE

PRZEDMOWA

1. Własności psychoterapeutyczne czytania biografii II

wielkich twórców

2. Narzędzia umysłów najwybitniejszych twórców

w zastosowaniu do własnych celów II

1. Przeczuwanie prawdy w kobietogrodzie

1. Zasada wielokierunkowych uzgodnień 4

2. Warmińskie siły 7

3. Soczewka emocjonalna 9

4. Tunel transmisyjny nad Warmią 9

5. Grupowe przeczuwanie geniuszu 9

2. Ruda dziewczyna

1. Wszechświat jako żywy embrion 11

2. Metoda intelektualnego oszukiwania przeciwnika 14

3. Mene, mene, tekel, uparSin

1. Globalny moment krytyczny 21

2. Metoda przyciskania rozdętej dyni do tajemnicy ściany 22

3. “... i powstaniesz do swojego losu, w kresu dni” 25

4. Od doktora Faustusa do Fausta Goethego

1. Supernadistota

2. Stymulowanie odczuwania obecności kogoś w sobie

(sensed presence) i zmiana ścieżki myślenia przez

zwiększoną aktywność geomagnetyczną Ziemi i tzw.

ekscesy energii rezonansu Schumanna 33

5. Wewnątrzczaszkowe, niezidentyfikowane

obiekty świecące

1. Rozróżnienie między pojęciem nadistoty Wiśniewskiego-Snerga a pojęciem

nadczłowieka Nietzschego 37

2. Być potężnym duchem epoki 39

3. Trzy rodzaje naturalnych i samoistnych implantów mózgowych (typ Ramanujana,

typ Mozarta, typ Nietzschego) 41

4. Kostysz Heinleina jako nadistota piątego rzędu 42

6. Mozart, Beethoven, Bach, Wagner, Strauss

i Chopin

1. Zmysłowe duchy prawostronne 43

2. Duch hiperprzestrzenny dostrzegany przez umysł ludzki w trakcie dominacji

prawej półkuli mózgu 47

7. Człowiek wielki, człowiek mały

1. Partnerka jako “wzmacniacz myślenia” 51

8. Warunki skutecznej monomanii

1. Kopernikański układ planetarny “wsadzony” do Einsteinowskiej czasoprzestrzeni

jako podstawa modelu świata współczesnych ludzi 57

2. Ślad po życiu człowieka zamrożony po śmierci we wnętrzu czasoprzestrzeni jako

duch człowieka 58

3. Recepta na siłę tworzenia 59

4. Emocjonalne i rodzinne warunki skutecznej monomanii 59

9. Trzy rodzaje cyborgów

1. Cyborg I-go rodzaju, czyli cyborg naturalny (człowiek, który w sposób

samoistny posiada “implant mózgowy” typu “Mozart” lub “Nietzsche; patrz także

5.3) 68

2. Cyborg II-go rodzaju 68

3. Wkład twórców do psychologii klinicznej poprzez sformułowanie krótkiego

zdania o wartości 1000 mili Ramanujanów 69

4. Cyborg minusowy 70

10. 100 milionów curie i jedna skłodowska

1. Próg uranu cywilizacji zerowego stopnia (PU) - pojęcie zdefiniowane przez

Michio Kaku, lecz użyte w rozdziale 3 i niniejszym dla zdefiniowania zmien- nego

z dnia na dzień “zbliżenia” do “globalnego momentu krytycznego” 71

2. Szósty współczynnik do wzoru Drake'a na odległość do najbliższej, innej,

inteligentnej cywilizacji 72

3. Zabawowo-rozrywkowa inteligencja delfinów 73

4. Siódmy współczynnik do wzoru Drake'a na odległość do najbliższej, innej,

inteligentnej cywilizacji 74

5. Górna nośność demograficzna planety (GND) 74

6. Przekroczenie górnej nośności demograficznej jako próg ekologiczny

cywilizacji zerowego stopnia (GND-EKO) 747. Podświadome powody finansowania

stacji kosmicznej ALFA 75

8. Wgląd w globalny mechanizm krytyczny (WGMK) 75

9. Jedna Skłodowska - jednostka posiadanego WGMK

i odwagi cywilnej 76

11. Freud, Jung i Sabina Spielrein

1. Układ humanistyczny równań jako recepta na zapo-bieganie nowym wojnom z

innowiercami 84

(1) “Najbardziej toksyczne są kłamstwa wpajane dzieciom w najwcześniejszym

dzieciństwie ...” 84

(2) “Wyeliminowanie ... umiejętności spostrzegania ... sił łączących człowieka z

naturą i kosmosem jest śmiertelnie niebezpieczne ...” 84

(3) “Każdy z nas pragnie jednocześnie miłości i wolności ...” 84

(4) “Każda znaczna przesada wywoła jakąś chorobę ...” 84

(5) “Większość rozmów, działań i przedsięwzięć ludzkich jest tak prowadzona, aby

omijać sedno sprawy ...” 85

12. WITKACY A POLE MORFOGENETYCZNE NASZEJ EPOKI

1. Chwila oryginalności wymaga 1T energii życiowej i łączności z nadprzestrzenią

90

2. Trzy rodzaje (fazy rozwojowe) ludzkości: “cywilizacja grzybków”, “cywilizacja

alkoholu” i “cywilizacja canabisu” 91

3. Witkacy twórca pojęć “czystej formy”, “efektu lustra” i “teatru wydarzeń

własnych” jako prekursor cyfrowo-komputerowych manipulacji na obrazach i tzw.

rzeczywistości sztucznej (virtual reality) 95

13. Stephen hawking

1. Wierzenia I, II i III stopnia 97

2. Hipoteza o wpływie bliskich przejść komet i asteroid na magnetosferę,

rezonanse Schumanna i procesy myślowe ludzi 102

3. Hipoteza o wpływie zmian aktywności Słońca na ewolucję biologiczną i rozwój

społeczny cywilizacji planety 104

14. powieściowo-naukowe sprzężenie zwrotne

1. Umowna klasyfikacja relacji o UFO według typu “Plejadańskiego”,

“Jungowskiego” i śladów hiperprzestrzennych 109

2. B-moralność 109

3. Powieściowo-naukowe sprzężenie zwrotne 110

4. Czoło ekspansji rozszerzającej się czasoprzestrzeni jako jedyny jej region, w

którym możliwe jest życie i świadomość 111

5. Świadomość jako wyobrażenie sobie siebie samego na tle modelu świata,

przeglądniętego życiorysu i przywołanej swojej wizji przyszłości 112

6. Idee Platońskie dostępne na krawędzi czasoprzestrzeni 112

7. Działająca sieć neuronalna “fałduje” krzywiznę

krawędzi czasoprzestrzeni 112

8. Czoło ekspansji czasoprzestrzeni jako źródło energii specyficznej dla

fenomenu życia 113

9. Nadistota rodząca się na tutejszej planecie 114

10. Gwiezdny embrion 114

11. Nadistota planety “stawia na” fenomen miłości,

oryginalność i szybkie ustalanie nowej prawdy 115

15. CZYŻBY SIEĆ PRYWATNYCH POWIĄZAŃ STEROWANA PRZEZ SAMEGO RA?

1. Łańcuch osób nadwrażliwych na oddziaływania helio-geofizyczne, powiązanych

zażyłymi relacjami osobistymi 118

2. Ścieżka artystyczna, teologiczno-psychologiczna i naukowa ciągu znajomości

prywatnych osób nadwrażliwych 121

3. Powrót do racjonalnej zasadności konceptu eteru jako “tkanki pola

czasoprzestrzennego”, które jest środowiskiem w których mogą rozchodzić się

oddziaływania kolpuskularno-falowe 122

4. Pożyteczność (“mądrość”) algorytmu zmian aktywności słonecznej (AZAS) 129

5. AZAS jako “planetarny anioł stróż” 129

6. Bezduszny, “maszynowo-nakęcający” cykl zmian na Słońcu (AZAS) ma siłę

oddziaływania na popułację ludzką 130

7. Możliwość wykorzystywania AZAS przez cywilizację II i III stopnia 130

5. POSŁOWIE

1. Dwubiegunowość procesu myślowego, realizowanego

przez kobietę i mężczyznę 131

2. Nadistoty także mają płeć 131

3. B-moralność 132

4. I Twój umysł także jest ... jest częścią gwiezdnego

embrionu 133

5. Ponieważ pojęcie grzechu pierworodnego jest

definiowane zazwyczaj przez najbardziej istotne

i ważne przymioty człowieka, nie dotyka więc

celnie istoty ludzkich wrodzonych wad i dlatego

powinno być przemyślane i określone ponownie 134

6. Kontakty nadistot na wzór i podobieństwo

Melchizedeka 135

7. Praktyczna wartość potraktowania całej palety

religii tutejszej planety jako skarbnicy wiedzy

o tym jak uzmysłowić sobie ogólny, przyjazny

i elastyczny model zaświatów po to, aby umieć

zapobiegać nienawiści i nowym wojnom

z innowiercami 135

8. Pierwotna baza świata 136

BIBLIOGRAFIA

1. PRZECZUWANIE PRAWDY W KOBIETOGRODZIE

(*1) Jerzy Sikorski: Prywatne życie Mikołaja Kopernika. Prószyński i S-ka,

Warszawa, 1995.

(*2) Jarosław Włodarczyk: Recenzje książek: J. życińskiego pt.: "Sprawa

Galileusza i Pietro Redoni'ego pt.: "Galileo heretic", świat Nauki, 1991, nr 4,

s.106.

(*3) Józef życiński, Jarosław Włodarczyk: Polemika : Między dowodem a retoryką.

świat Nauki, 1992, nr 4, s. 110.

(*4) Umberto Eco: Imię Róży. PIW, Warszawa, 1987.

(*5) Clive S. Levis: Odrzucony obraz. PAX, Warszawa, 1986.

2. RUDA DZIEWCZYNA

(*1) Andrzej Krasiński: Sprawa Galileusza. Postępy Astronomii, 1993, nr 3 i 4.

(*2) Pierre Thuillier: Martyr de la science ou illuminé - Le cas Giordano Bruno.

La Recherche, 1988, nr 198.

(*3) Marek Oramus: Teologia kosmiczna. Nowa Fantastyka, 1996, nr 5, 65.

(*4) Lech Jęczmyk: Przez kosmos sobie (myślą) gnam. Nowa Fantastyka, 1996, nr 5,

66.

(*5) Jacek Łukasiewicz: Mickiewicz. Wydawnictwo Dolno-śląskie, Wrocław, 1996.

(*6) Michio Kaku: Hiperprzestrzeń. Wszechświaty równoległe, pętle czasowe i

dziesiąty wymiar. Prószyński i S-ka, Warszawa, 1995.

3. MENE, MENE, TEKEL, UPARSIN

(*1) Pierre Thuillier: Newton i alchemia. Problemy, 1990, nr 8 (przedruk z "La

Recherche", 1989, nr 212).

(*2) Wojciech Sady: Narodziny nowożytnej fizyki. Problemy, 1987, nr 10.

(*3) Jerzy Kierul: Izaak Newton - Bóg, światło i świat. Wydawnictwo "Quadrivum",

Wrocław, 1996.

4. OD DOKTORA FAUSTUSA DO FAUSTA GOETHEGO

(*1) Lech Jęczyk: Przez kosmos sobie (myślę) gnam. Nowa Fantastyka, 1996, nr 5,

67.

(*2) Edward Pitich, Dusan Kalmancok: Niebo na dłoni. Rozdział: świat gwiazd i

galaktyk. Wiedza Powszechna, Warszawa, 1982.

(*3) Johannes Faust, hasło w "Encyklopedii Powszechnej", Tom 1, Państwowe

Wydawnictwo Naukowe, Warszawa, 1978.

(*4) Jan Garewicz: Schopenhauer. Wiedza Powszechna,

Warszawa, 1988.

(*5) Tomasz Stępniewski: Goethe - znacznie jego prac na polu biologii i

filozofii. [1877]. (Dzieło dostępne w Bibliotece śląskiej w Katowicach).

(*6) E. Haeckel: Zasady morfologii ogólnej organizmów. [1960], (Dzieło dostępne

w Bibliotece Śląskiej w Katowicach).

(*7) J.F. Cornell: Faustian phenomena: teleology in Goethe's interpretation of

plants and animals. Journal of Medical Philosophy, 1990, 15, 481-492.

(*8) Johann Wolfgang Goethe: Z mojego życia - Zmyślenie i prawda. Tom I i II,

Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa, 1957.

(*9) T. Schnalke: Johann Wolfgang Goethe ein entschidener Fursprecher

anatomischer Wachsmodelle. Anat. Anz. (ISSN0003-2786), 1989, 168, 391-294.

(*10) F. Nager: Goethes Ringen mit der depression (Borykania się Geothego ze

swoją depresją). Schweiz. Rundsch. Med. Prax., 1991, 80, 984-991.

(*11) Mz: Cierpienia poety Goethego. Forum, 1992, nr 1 (1328). [Przedruk z "Der

Spiegel"]

(*12) F. Morris: Bez wyjaśnienia.

(*13) B. Lubosz: Opowieści o sławnych kochankach. Krajowa Agencja Wydawnicza,

Katowice, 1987.

(*14) B. Rosenthalowa : Kobiety w życiu Goethego. (Dzieło dostępne w Bibliotece

śląskiej w Katowicach).

(*15) Jacek Łukasiewicz: Mickiewicz. Wydawnictwo Dolno-śląskie, 1996.

(*16) Christian de Duve: Granice przypadku. świat Nauki, 1996, nr 3.

(*17) M.A. Persinger: Out-of-body experiences are more probable with elevated

complex partial epileptic-like signs during periods of enhanced geomagnetic

activity. Percept. Mot. Skills, 1995, 80, 563-569.

(*18) M.A. Persinger: Vistibular experiences of humans during brief periods of

partial sensory deprivation are enhanced when daily geomagnetic activity exceeds

15-20 hT. Neurosci. Lett., 1995, 194, 69-72.

(*19) M.A. Persinger: The sensed presence as right hemispheric intrusions into

the left hemispheric awarenees of self. Percept. Mot. Skills, 1994, 78,

999-1009.

(*20) Guy L. Playfair, Scott Hill: Cykle nieba. PIW, Warszawa, 1984.

5. WEWNĄTRZCZASZKOWE, NIEZINDENTYFIKOWANE OBIEKTY ŚWIECĄCE

(*1) Adam Wiśniewski-Snerg: Nadistoty. Nowa Fantastyka, 1996, nr 5, 75-76.

(*2) A.H. Chapman : The influence of Nietzsche on Freud's ideas. British Journal

of Psychiatry, 1995, 166, 251-253.

(*3) Zbigniew Kuderowicz: Nietzsche. Wiedza Powszechna, Warszawa, 1990.

(*4) Kristine Leutwyler: Przezwyciężyć szaleństwo. świat Nauki, 1996, nr 1,

27-26.

(*5) Kay Redfield Jamison: Choroba maniakalno-depresyjna. Świat Nauki, 1995, nr

4

(*6) E. Elomaa: Wittgenstein's schizophrenia in moonlight. Medical Hypotheses,

1993, 40, 127-128.

(*7) Jacek Łukasiewicz: Mickiewicz. Wydawnictwo Dolno-śląskie, Wrocław, 1996.

(*8) Soren Kierkegaard: Bojaźń i drżenie. Choroba na śmierć. Państwowe

Wydawnictwo Naukowe, Warszawa, 1982

(*9) Fryderyk Nietzsche: Tako rzecze Zaratustra. Wydawnictwo BIS, Warszawa,

1990.

6. MOZART, BEETHOVEN, BACH, WAGNER, STRAUSS I CHOPIN

(*1) Anthony Batman: Muzyka i obyczaje. Forum, 1996,

7 kwietnia, nr 14 (przedruk z The Guardian z 16.III.1996).

(*2) Stefania Łobaczewska: Beethoven. Polskie Wydawnictwo Muzyczne, Kraków,

1984.

(*3) Albert Schwietzer: Bach. Polskie Wydawnictwo Muzyczne, Kraków, 1972.

(*4) Alfred Einstein: Mozart. Polskie Wydawnictwo Muzyczne, Kraków, 1975.

(*5) Milos Forman (reżyser): Amadeusz. Produkcja filmu: Saul Zaentz-Thorn-EMI,

1984.

(*6) G. Schlaug: In vivo evidence of structural brain asymmetry in musicians.

Science, 1995, 267, 699-701.

(*7) G. Schlaug: Increased corpus callosum size in musicians. Neuropsychology,

1995, 33, 1047-1055.

(*8) Ernst Krause: R. Strauss. Polskie Wydawnictwo Muzyczne, Kraków, 1983.

(*9) Andrzej Brodziak: Czym jest ból i przyjemność. Problemy, 1988, nr 3.

7. CZŁOWIEK WIELKI, CZŁOWIEK MAŁY

(*1) Roger Highfield, Paul Carter: Prywatne życie Alberta Einsteina. Prószyński

i S-ka, Warszawa, 1995.

(*2) Michael White, John Gribbin: Einstein. Życie nauką. Wydawnictwo

Naukowo-Techniczne, Warszawa, 1995.

8. WARUNKI SKUTECZNEJ MONOMANII

(*1) Roger Highfield, Paul Carter: Prywatne życie Alberta Einsteina. Prószyński

i S-ka, Warszawa, 1995.

9. TRZY RODZAJE CYBORGÓW

(*1) Robert Logno (reżyser): Johnny Mnemonic (scenariusz Willam Gibson).

ICE-T-Beat Takeshi, USA, 1995.

a także artykuł:

M.Parowskiego: Zawrót głowy w Newark 2021. Nowa Fantastyka, 1995, nr. 10.

(*2) Norbert Losseu: Prawie cuda - wybitny niemiecki specjalista Rolf Eckmiller

mówi o perspektywach neuroprotetyki (biocybernetyki, neuroinformatyki). Forum

(przedruk z "Die Welt"), 1996, nr 1.

(*3) Michio Kaku: Hiperprzestrzeń - Wszechświaty równoległe, pętle czasowe i

dziesiąty wymiar. Prószyński i S-ka, Warszawa, 1995.

(*4) Gurney Williams: Mistrz matematyki, geniusz - czy posłaniec boży. Problemy,

1990, nr 5.

(*5) Krzysztof Ciesielski, Zdzisław Pogoda: Najpiękniejszy wzór matematyki.

Problemy, 1992, nr 10.

10. 100 MILIONÓW CURIE I JEDNA SKŁODOWSKA

(*1) Françoise Giroud: Maria Słodowska-Curie. Państwowy Instytut Wydawniczy,

Warszawa, 1987.

(*2) Marek Wolf: Liczba Drake'a. Wiedza i życie, 1992, nr 7.

(*3) Frank Drake, Dave Sobel: Czy jest tam kto? Nauka w poszu-kiwaniu

cywilizacji pozaziemskich. Prószyński i S-ka, Warszawa, 1994.

(*4) Mieczysław Subotowicz: W poszukiwaniu życia rozumnego we Wszechświecie.

Wydawnictwo Uniwersytetu Marii Curie-Skłodowskiej, Lublin, 1995.

(*5) Andrzej Brodziak: Gwiazdy i Ty. Wydawnictwo SPAR, Warszawa, 1995.

(*6) Grażyna Repetowska: Te wspaniałe delfiny. Nieznany świat, 1996, nr 5.

(*7) Carl Sagan: Kontakt. Wyd. Express Books, Bydgoszcz, 1991.

(*8) Błękit nieba (Blue sky), reżyser Tony Richardson, Orion Picture Co., 1994.

(*9) Karsten Alnaes: Sabina. Wydawnictwo J. Santorski, Warszawa, 1995.

(*10) Wilhelm Reich: Mordercy Chrystusa. Wydawnictwo J. Santorski, Warszawa,

1995.

(*11) Jurij M. Szczerbakow: Dziesięć lat po Czarnobylu. świat Nauki, 1996, nr 5,

62.

(*12) Zbigniew Jaworowski: Jak to z Czarnobylem było? Wiedza i życie, 1996, nr

5, 24.

11. FREUD, JUNG I SABINA SPIELREIN

(*1) Alnaes Karsten: Sabina (Powieść biograficzna). Agencja Wydawnicza J.

Santorski & Co., Warszawa, 1995.

(*2) B. Minder: Jung an Freud 1905: Ein Bericht über Sabina Spielrein. Gesnerus

(Psychiatrische Universitätsklinik Burgholzli (ISSN 0016-9161), 1993, 50,

113-120.

(*3) P. Homans: A secret symmetry: Sabina Spielrein between Freud and Jung.

Essay review. Journal of History of Behavioral Sciences, 1983, 19, 240-244.

(*4) John Kerr: A most dangerous method - The story of Jung, Freud and Sabina

Spielrein. Alfred Knopf Editing House, New York, 1993.

(*5) Tadeusz Bielicki: Komunizm zapisany w genach. (Wywiad z prof. T. Bielickim

przeprowadzony przez Sławomira Zagórskiego). Magazy "Gazety Wyborczej", 1996, nr

20 (168) z 24 maja.

(*6) M. Schroter: Freuds Komitte 1912-1914. Ein Beitrag zum Verstandnis

psychoanalitischer Gruppenbildung. PSYCHE (Stuttgard), (ISSN 0033-2623), 1995,

49, 513-563.

(*7) C.J. Groesbeck: C.G. Jung and the shaman's vision. J. Anal. Psychol., 1989,

34, 255-275.

12. WITKACY A POLE MORFOGENETYCZNE NASZEJ EPOKI

(*1) Wywiad z Ethanem A. Nadelmanem pt.: “Karanie ich nam nie pomoże - Narkotyki

towarzyszą ludziom od wieków i nie będzie społeczeństwa wolnego od nich”,

przeprowadzony przez Katarzynę Montgomery. Gazeta Wyborcza, 1996, 21 czerwca,

str. 7.

(*2) Jean Pol Tassin, Nicolas Witkowski: Cannabis, un stupéfiant á démystifier.

La Recherche, 1996, nr 5.

(*3) Andrzej Kokoszka: Tajniki świadomości. Wydawca: Instytut Ekologii i

Zdrowia, Kraków, 1993.

(*4) Corry Cimbolic: Drugs. Facts, alternatives, decisions. Wadsworth Publishing

Co., Belmont (California), 1985.

(*5) Ralph Abraham, Terence McKenna, Rupert Sheldrake: Zdążyć przed Apokalipsą.

Wydawnictwo Limbus, Bydgoszcz, 1995.

(*6) Renee Weber. Poszukiwanie jedności. Nauka i mistyka. Wydawnictwo Pusty

Obłok, Warszawa, 1990.

(*7) Roman Warszawski: Wszechświat, który się uczy. Nieznany Świat, 1996, nr 7.

(*8) Irena Jakimowicz: Witkacy. Oficyna Wydawnicza Auriga -Wydawnictwo

Artystyczne i Filmowe, Warszawa, 1987.

13. STEPHEN HAWKING

(*1) Jean Marc Hure: Hale-Bopp - la comete du siecle? - dix fois plus grosse que

Halley - elle est grosse de promesses. La Recherche, 1995, nr 281, s. 27.

(*2) Jarosław Włodarczyk: Kometa stulecia? Wiedza i życie, 1995, nr 11, s. 6.

(*3) Jarosław Włodarczyk: Kometa Hale-Bopp na celowniku. Wiedza i Życie, 1996,

nr 1, s. 6.

(*4) Michael White, John Gribbin: Stephen Hawking - życie i nauka. Wydawnictwo

Naukowo-Techniczne, Warszawa, 1994.

(*5) Michio Kaku: Hiperprzestrzeń. Wszechświaty równoległe, pętle czasowe i

dziesiąty wymiar. Wyd. Prószyński i S-ka, Warszawa, 1995.

(*6) Bogdan Maciesowicz: Komety ostatnich lat. Postępy Astronomii, 1993, nr 3.

(*7) Andrzej Brodziak: Astronomia i medycyna. Zeszyt wydany z okazji 40-to lecia

Planetarium Śląskiego przez V Katedrę i Klinikę Chorób Wewnętrznych Śląskiej

Akademii Medycznej, Bytom, ul. Żeromskiego 7. Broszura dostępna w bibliotekach

uniwersyteckich.

(*8) Andrzej Brodziak: Gwiazdy i Ty. Wydawnictwo SPAR, Warszawa (ul. żurawia 47,

tel. 298929), 1995.

14. POWIEŚCIOWO-NAUKOWE SPRZĘŻENIE ZWROTNE

(*1) Lesław Peters: Zamieszać Słońce - rozmowa z astrofizykiem Hubertem Reeves.

Przekrój, 1996, nr 2.

(*2) Peter Lennon: Bóg istnieje - wśród fizyków, zapanowała moda na tropienie

Boga. Przedruk z "The Guardian" w Forum, 1995, nr 22.

(*3) Michio Kaku: Hiperprzestrzeń - Wszechświaty równoległe, pętle czasowe i

dziesiąty wymiar. Prószyński i S-ka, Warszawa, 1995.

(*4) Stephen Hawking: Czarne dziury i wszechświaty niemowlęce. Wydawnictwo Alfa,

Warszawa, 1993.

(*5) Igor Nowikow: Czarne dziury i wszechświat. Prószyńki i S-ka, Warszawa,

1995.

(*6) Roman Warszawski: Sensacyjna wypowiedź dla prasy wybitnego fizyka Stephena

Hewkinga o UFO i innych niezwykłych zjawiskach - NOLE i ich piloci przybywają do

nas z naszej własnej przyszłości lub innych istniejących równolegle

Wszechświatów - twierdzi autor "Czarnych dziur i wszechświatów niemowlęcych".

Nieznany świat, 1995, nr 3.

(*7) Pierre Lagrange: Extraterrestres, scientifiques et médias. La Recherche,

1995, nr 280.

(*8) Kazimierz Bzowski: Incydent w Roswell. Szyderczy chichot historii. Nieznany

świat, 1996, nr 1.

(*9) S. Kramer (reżyser filmu): "Ostatni brzeg". Adaptacja powieści Nevila

Shunte'a pt.: "On the beach", 1959.

(*10) Andrzej Brodziak: Rozdział pt.: “Zdjęcia przestały być dowodem, co nie

znaczy, że Związek Plejadański nie istnieje” w książce pt: Gwiazdy i Ty.

Wydawnictwo SPAR, Warszawa, 1995.

(*11) Andrzej Brodziak: Fantazje, które leczą. Wydawnictwo: Komitet

Organizacyjny Konferencji PSYCHO-MEDYCY-NA'93 - V Katedra i Klinika Chorób

Wewnętrznych Śl. Akad. Med., Bytom, ul. Żeromskiego 7 (Książka dostępna w

głównych bibliotekach naukowych).

(*12) Andrzej Brodziak: System wydarty z brzucha historii. Szaman - Człowiek,

zdrowie, natura, 1995, nr 8.

(*13) Andrzej Brodziak: Jaka jesteś, jaka chciałabyś być - czyli windowanie

enneagramiczne. Szaman - Człowiek, zdrowie, natura, 1995, nr 10.

(*14) C.G. Jung: Rozdzial pt.: “Nowoczesny mit o rzeczach, które widuje się na

niebie” w książce pt.: “Archetypy i symbole”, Wydawnictwo Czytelnik, Warszawa,

1981.

(*15) Gérard Klein: Archéologie des soucoupes volantes. Les recits concenant les

extraterrestres sont issus de sain es lectures. La Recherche, 1996, nr 5.

(*16) Francis Crick: Istota i pochodzenie życia. Państwowy Instytut Wydawniczy,

Warszawa, 1992 (w oryginale “Life itself, its origin and nature”, 1981).

(*17) John R. Searle: Deux biologistes et un physicien en quete de l'ame -

Crick, Penrose et Edelman passes au scalpel de la critique philosophique. La

Recherche, 1996, nr 5.

(*18) Andrzej Brodziak: Szalony lot w nieskończoność. Szaman - Człowiek,

zdrowie, natura, 1993, nr 7.

(*19) Andrzej Brodziak: Pamięć neuronalna i istota wyobrażeń. Pol. Tyg. Lek.,

1986, 41, 771.

(*20) Andrzej Brodziak: Pojęcia łączące neurofizjologię i psycho-logię lekarską.

Przeg. Lek., 1987, 9, 655.

(*21) Andrzej Brodziak: Engram pamięciowy i istota wyobrażeń. Problemy, nr 6.

(*22) Andrzej Brodziak, Marianna Ryś: The unit of neural networks modelling

recall of mental images by oscillations of feedback, caused by change of

set-point signal. Problemy Techniki Medycznej, 1990, 21, 30.

(*23) Andrzej Brodziak: Czym jest ból i przyjemność. Problemy, 1988, nr 3.

(*24) Andrzej Brodziak: Czy integrowanie nauk o mózgu jest nam potrzebne? -

czyli jak uniknąć nowych wojen z inno-wiercami? Przegląd Lekarski, 1994, 51, 6.

15. CZYŻBY SIEĆ PRYWATNYCH POWIĄZAŃ STEROWANA PRZEZ SAMEGO RA?

(*1) Jan Garewicz: Schopenhauer. Wiedza Powszechna, Warszawa, 1988.

(*2) Robert Nye: Pamiętnik Lorda Byrona. Wydawnictwo Marabut, Gdańsk, 1996.

(*3) Jerzy Jarniewicz: Kamerdynerzy historii (Omówienie biografii w g. p. *2).

Dodatek “Książki” (nr 9(54)) do “Gazety Wyborczej”, 1996, 19 czerwca.

(*4) Zbigniew Kuderowicz: Nietzsche. Wiedza Powszechna, Warszawa, 1990.

(*5) Ludwig Hüttel: Ludwig II - König von Bayern. Goldmann Verlag (Bertelsmann),

München, 1990.

(*6) Let's go - Przewodnik turystyczny “Niemcy, 1994, Let's Go-Co.

(*7) Joachin Köhler: Tajemnica Zaratustry - Fryderyk Nietzsche i jego

zaszyfrowane przesłanie. Wydawnictwo Dolnośląskie, Wrocław, 1996.

(*8) Tadeusz Komendant: Ten pedał Nietzsche (Omówienie biografii w g. p. *7).

Dodatek “Książki” (nr 9(54)) do “Gazety Wyborczej”, 1996, 19 czerwca.

(*9) Guy Lyon Playfair, Scott Hill: Cykle nieba. PIW, Warszawa, 1984.

(*10) Erich von Däniken: Objawienia. Wydawnictwo Prokop, Warszawa, 1995.

(*11) Karsten Alnaes: Sabina (Powieść biograficzna). Agencja Wydawnicza J.

Santorski & Co., Warszawa, 1995.

(*12) Andrzej Brodziak; Gwiazdy i Ty. Wydawnictwo SPAR, Warszawa, 1995.

(*13) Françoise Giroud. Maria Skłodowska-Curie. PIW, Warszawa, 1987.

(*14) Elisabeth Nesme-Ribes, Sallie L. Baliunas, Dimitrij Sokołow: Gwiezdne

Dynamo. Świat Nauki, 1996, nr 10, s.30.

(*15) F.J. Lucatelli, E.J. Pane: [Is there a correlation between cosmophysical

factors and emergence of manic-depressive psychosis?] Biofizyka, 1995,

40(5):1020-1024.

16. POSŁOWIE

(*1) Michael Hart: 100 postaci, które miały największy wpływ na dzieje ludzkości

- ranking. Wydawnictwo PULS (Świat Książki). Warszawa, 1992.

(*2) Andrzej Brodziak: Rozdział pt.: “Narodziny człowieka jako zakończenie

teletransmisji w paśmie (poza)elektromagne-tycznym” w książce pt.: “Gwiazdy i

Ty”, Wydawnictwo SPAR, Warszawa, 1995.

(*3) Andrzej Brodziak: Kartusze osobiste. Szaman - Człowiek, zdrowie, natura,

1995, nr 6.

Kliknij aby

powrócić do planszy początkowejttutaj

przejść do menu szczegółowegotutaj

wrócić tam skąd przyszedłeśtutaj



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Andrzej Brodziak I TWÓJ NIEZWYKŁY UMYSŁ TAKŻE
Brodziak Andrzej I twój niezwykły umysł także
CENCORA ANDRZEJ KOZKA MARIUSZ Konspekt modul IV, leczenie ran+pielęgn.inne
scenariusz Andrzejki E.B., Dokumenty do szkoły, przedszkola; inne, konspekty i scenariusze
Andrzejewski - Miazga (konspekt), Polonistyka i inne
Niezwykłe kobiety w dziejach świata od starożytności do końca XIX wieku Andrzej Donimirski w histo
Alchemia twoich marzeń Andrzej Brodziak
Brodziak Andrzej Jesteś nieśmiertelny
Brodziak Andrzej Funkcja Ewy czyli o racjonalnej metodzie przewidywania przyszłości
Alchemia Twoich marzeń Andrzej Brodziak
Brodziak Andrzej Pulapka osobista
Andrzej Brodziak Gwiazdy i TY
Brodziak Andrzej Alchemia twoich marzeń
Klasyka komiksu polskiego Wehikuł czasu i inne opowieści Andrzejewski Waldemar
Donimirski Andrzej Niezwykłe kobiety w dziejach
Brodziak Andrzej Funkcja Ewy Sens Ludzkiej Egzystencji
Brodziak Andrzej Pułapka jak się z niej wydostać

więcej podobnych podstron