Sztuka Zasadzki
Pamiętajcie Viet Cong atakuje w dwóch przypadkach, kiedy my nie jesteśmy przygotowani i kiedy oni są przygotowani.
St. Sierżant Leonard Mandella
Spoglądając z boku na starcia ASG ma się nieodparte wrażenie że walka odbywa się miedzy partyzantami. I nie jest to kwestia niejednolitego wyposażenia. Przyczyna tkwi w szybkich starciach, małym zasięgu replik, oraz niewielkich grupkach przeciwników. Istotną sprawą jest też, co tu dużo ukrywać wyszkolenie i zgranie drużyn oraz co najważniejsze taktyka.
Zdecydowana większość potyczek wygląda tak: odziały rozchodzą się, drużyna A w ukryciu zajmuje miejsce zaplanowanej uprzednio zasadzki, drużyna B przeczesuje teren spodziewając się wroga z wszystkich kierunków i wybierając najbardziej zaskakujące trasy i szyki.
Odstępstwem od tego scenariusza są wersje: kiedy obie drużyny ukrywają się i wtedy można skisnąć z nudów siedząc w jakiś chaszczach, odganiając się od robactwa, lub kiedy wszyscy postanawiają grać ofensywnie i uganiają się po tych samych chaszczach z obłędem w oczach. Są oczywiście i wyszukane scenariusze rozgrywek, lecz w mniejszym lub większym stopniu sprowadzają się do powyższych. Kto z nas nie pamięta sytuacji kiedy nadział się na zasadzkę lub sam się zasadzał? Ponieważ i jedno i drugie nie zawsze się udaje postanowiłem przybliżyć troszkę teorii.
Jak powszechnie wiadomo mistrzami zastawiania sideł na wroga są zazwyczaj partyzanci, i chociaż dziś w wielu armiach konwencjonalnych mniej lub bardziej elitarne jednostki stosują ich taktykę to nadal palmę pierwszeństwa należy oddać partyzantom. Przygotowanie do zasadzki najlepiej zacząć od ekwipunku jaki się nosi, może to dla niektórych banał ale warto przypomnieć stare prawdy.
Nic błyszczącego i hałasującego. Zegarki pod mankiety i wyłączyć melodyjki, manierkę przykryć pokrowcem i albo wypić wszystko albo nosić napełnioną. Nie błyszczeć gołą skórą. Usunąć z kieszeni wszelkie przedmioty które będą nas uciskać podczas leżenia. Najlepiej minimum ekwipunku, łatwiej wtedy wycofywać się na z góry upatrzone pozycje (uciekać). Można wziąć z sobą parę gałęzi lub innego tworzywa maskującego (z umiarem nie robić z siebie choinki) bo może być trudność ze zdobyciem go na miejscu lub przeciwnik może zobaczyć odcięte łodygi.
Warto wiedzieć jaka flora występuje w miejscu w którym będziemy się chować, żeby nie było potem że tachamy krzaczek do miejsca gdzie występują same trawy lub sosny. Droga na miejsce powinna być w miarę niedostrzegalna, chyba że zależy nam specjalnie na tym żeby przeciwnik wiedział w którym kierunku się udajemy. Po drodze warto oddać mocz lub jeszcze zrobić inną czynność, żeby później nie wiercić się kiedy się nam zechce. Może i zabawne ale uwierzcie czasem takie sytuacje się zdarzają. Na miejscu każdy w miarę swoich możliwości i planowanej zasadzki powinien zająć wybrane miejsce. Miejsce takie powinno się charakteryzować paroma cechami, zapewniać dobre ukrycie najlepiej z każdej strony, dobrą panoramę otoczenia, widoczność reszty członków drużyny lub przynajmniej czujki i dowódcy, wygodę długiego trwania w niezmienionej pozycji.
Po wymoszczeniu gniazdka warto poprosić kolegę o obejrzenie czy nas widać. I tu mała dygresja nie warto chować się w miejscach które są wprost wymarzone na kryjówkę, czasem wystarczy zwyczajnie położyć się w większej trawie lub za małym garbem z ziemi. Podczas czekania należy do minimum ograniczyć wykonywanie gwałtownych ruchów. W gęstwinie pierwsze co wychwytuje się nawet kątem oka to ruch - nawet kiepsko ukryty przeciwnik może ujść twojej uwadze jeśli będzie nieruchomy.
Obserwować należy nie tylko przedpole ale wszystkie widoczne kierunki oraz towarzyszy. W razie zauważenia wroga dać znać o tym gestem jednocześnie pokazując kierunek i upewnić się że dowódca to zobaczył. I na boga nie zmieniać miejsca. Przy wybieraniu terenu na pułapkę należy się kierować terenem, najlepsze miejsce jest z dogodnym polem ostrzału nad którym powinny górować nasze pozycje.
Szyk oddziału powinien być rozstawiony w zależności od następujących czynników. Pole rażenia powinno na siebie zachodzić tak żeby nie było martwych stref. Od replik ASG którymi dysponują poszczególni członkowie zespołu, czyli modele sprężynowe i gazowe na przód, a z napędem elektrycznym do tyłu. Od terenu, najlepiej ustawić więcej ludzi wyżej od nadchodzącego przeciwnika.
Dobrym rozstawieniem jest zasadzka w kształcie litery L, wtedy z boku czoła zasadzki można ustawić paru ludzi, teren ostrzału się pokrywa, a strasznie denerwujące jest kiedy ktoś do ciebie strzela z boku i od czoła. Drugą dobrze zaplanowaną pułapką jest ułożenie w kształcie litery V przy czym wróg powinien wejść miedzy ramiona kąta. Uważać tylko trzeba na trafienie przypadkowe swoich własnych kolegów z oddziału. Niestety przeciwnik zazwyczaj nie spełnia naszych zachcianek i może nadejść z każdego niespodziewanego kierunku. Jeśli jest bardzo prawdopodobne że może to zrobić, dobrym wyjściem z sytuacji jest rozstawienie w kształcie krzyża. Każdy z drużyny powinien być ustawiony w kierunku na zewnątrz jego środka, a dowódca i najlepsza broń w samym centrum. Żeby mieć większą pewność że nasz przeciwnik nadejdzie od właściwej strony można wysłać na wabia niewielką część naszych sił z poleceniem szybkiego odwrotu i przebiegnięcia przez miejsce zasadzki. Dodatkowo przeciwnik ścigając nasz zwiad ma mniejsze szanse zauważenia pułapki, podczas pościgu straci szyk i całkiem możliwe że nastąpi u niego małe zamieszanie.
Podczas ujawnienia się można zastosować parę tricków. Pierwszym z nich jest głośny okrzyk bojowy najlepiej zgodny całego zespołu, innym działaniem psychologicznym jest zasada nie przerywania ognia. Jeśli wróg w trakcie wymiany ognia zacznie uciekać, dosyć ryzykownym pomysłem jest jego gonienie, może bowiem okazać się że będziemy wciągnięci w zasadzkę, a dyscyplina podczas pogoni idzie w krzaki. Wywiązują się wtedy bezładne potyczki rodem z średniowiecznego pola bitwy i naprawdę nietrudno o porażkę mimo dobrego planu. Rasowi partyzanci po udanej potyczce robią najczęściej odskok żeby zaplanować następną pułapkę. Jednak po dobrze zastawionych sidłach, najczęściej zostają łatwe do wykończenia niedobitki, którym nie wolno dawać czasu na ochłonięcie. Ubolewam że prawa taktyki najczęściej są zapominane w ferworze walki, to co po przeczytaniu wydaje się oczywiste rzadko kiedy bywa stosowane.
Teoria i praktyka to dwa końce tego samego kija.
Uwaga! Niektóre zdjęcia są przykładem jak NIE należy robić.