POSPISZYL Resocjalizacja, Resocjalizacja(1)


SPIS TREŚCI

Rozdział l

Systemy i modele oddziaływań resocjalizacyjnych

Rozdział II

Źródła intelektualne współczesnej postaci oddziaływań resocjalizacyjnych

Resocjalizacja jako analizowanie" instynktów

Psychodynamiczne przesłanki oddziaływań resocjalizacyjnych

Terapia behawioralna w resocjalizacji

Rozdział III

Psychodynamiczne sposoby oddziaływań resocjalizacyjnych

Właściwości i sposoby oddziaływań resocjalizacyjnych

Oddziaływania indywidualne

Zakłady resocjalizacyjne dla nieletnich

Problemy specjalne w resocjalizacji przestępców seksualnych

Komuny terapeutyczne

Rozdział IV

Przykłady zastosowania ekonomii punktowej w resocjalizacji

Ogólne reguły stosowania ekonomii punktowej

Organizacyjne formy zastosowania ekonomii punktowej resocjalizacji

Kognitywno-behawioralne ujęcie programów resocjalizacyjnych

Rozdział V

Dostosowanie metod oddziaływania resocjalizacyjnego do cech psychicznych wychowanka

Zróżnicowanie „podatności" na resocjalizację

Metody oddziaływań resocjalizacyjnych a cechy osobowości wychowanków

Dojrzałość interpersonalna wychowanka a sposoby resocjalizacji

Zróżnicowanie oddziaływań resocjalizacyjnych w świetle typologii Herberta Quaya

Zakończenie

ROZDZIAŁ I

Systemy i modele oddziaływań resocjalizacyjnych (próba przeglądu)

Na rozwój i stałe doskonalenie systemów resocjalizacyjnych miały wpływ nie tylko poglądy filozoficzne, tłumaczące na swój sposób istotę człowieczeństwa, uwarunkowania dobra i zła itp. W nowszych czasach ważnym intelektualnym źródłem rozwoju poglądów na resocjalizację stały się różne kierunki i orientacje psychologiczne, tworzone w ścisłej współzależności z poglądami filozoficznymi dotyczącymi człowieka.

Spośród licznych szkół i orientacji współczesnej psychologii niewiele wpłynęło na wykształcenie się specyficznej teorii resocjalizacji. Na ogół każdy etap rozwoju „wiedzy o duszy" oraz każdy kierunek tej wiedzy dokładał swoją, większą lub mniejszą cegiełkę do „gmachu wiedzy" na temat metod i form zmiany ludzkiego zachowania, niezwykle rzadko jednak budował własny gmach owej wiedzy.

Złożoność i wzajemne przenikanie poszczególnych kierunków psychologicznych nastręcza pewną trudność w zakresie wyodręb­nienia tych, które stworzyły własny system poglądów na istotę karania i resocjalizacji.

Dodatkowym utrudnieniem śledzenia wpływów poszczególnych szkół i orientacji psychologicznych na oddziaływania resocjalizacyjne jest to, że resocjalizacja jest przede wszystkim działalnością prak­tyczną, dyktowaną przez życie społeczne od czasów najdawniejszych, tj. od czasów, gdy spotykamy zalążki organizacji społecznych. W ślad bowiem za owymi formami zorganizowanego życia społecznego musiały równocześnie powstawać społeczne mechanizmy ochrania­jące je przed zakusami „ciemnej strony duszy ludzkiej", szczególnie rozwiniętej u niektórych jednostek. Owe praktyczne doświadczenia były i są równie zasobnym źródłem tworzenia różnych zabiegów resocjalizacyjnych.

Tak więc w przypadku prób podziału różnych metod i sposobów oddziaływań resocjalizacyjnych mamy zawsze do czynienia z dwiema szerokimi perspektywami. Z jednej strony możemy wyróżnić sposoby traktowania przestępcy ze względu na przesłanki przyjmowane przez dany kierunek myślenia psychologicznego, z drugiej zaś ze względu na aspekty wynikające z praktycznego stosowania metod postępowa­nia z jednostkami wykolejonymi.

Te dwie przesłanki są często splecione ze sobą, co jest szczególnie widoczne wtedy, gdy mamy do czynienia z względnie zaawansowaną wiedzą teoretyczną na temat mechanizmów oddziaływania psycho-korekcyjnego i z równie bogatymi spostrzeżeniami, wypływającymi z praktyki oddziaływań resocjalizacyjnych. Taki stan rzeczy nie ułat­wia bynajmniej ogarnięcia najbardziej istotnych właściwości oddzia­ływań resocjalizacyjnych ani zrozumienia tych mechanizmów psy­chicznych, które wyznaczają prawa skuteczności owych oddziaływań.

Główna trudność bierze się stąd, że tworzone przez wielu autorów podziały systemów psychokorekcji bez jednolitej podstawy są nie­łatwe do ogarnięcia. Jak bowiem wiadomo umysł ludzki łatwiej ogar­nia wszelkie podziały, które oparte są na jednolitej podstawie. Może się więc pojawić pytanie, dlaczego nie tworzyć podziałów opartych na tych dwóch podstawach, wyróżniając najpierw grupy według pier­wszej z nich, a następnie tworzyć podgrupy według drugiej. W ten sposób powstaje przecież większość naukowych systematyk. Teore­tycznie oczywiście byłoby to możliwe, w praktyce jednak większość autorów tworzących podziały metod i sposobów oddziaływań psychokorekcyjnych unika tego, prawdopodobnie obawiając się rażących sztuczności takich podziałów.

Wiele bowiem przesłanek teoretycznych, różniących się pierwot­nie między sobą, zostaje tak dokładnie przemieszanych w tyglu prak­tyki, że dany rodzaj oddziaływań resocjalizacyjnych, chcąc być kon­sekwentnie sklasyfikowany pod względem intelektualnego rodowodu, musiałby zawierać tak wiele subkategorii, iż raziłby sztucznością.

We współczesnej literaturze zachodniej, poświęconej resocjalizacji wymienia się różne kierunki myślenia, znamienne dla współczesnej psychologii, które wpłynęły na stworzenie systemów resocjalizacyjnych. Dwa z nich powtarzają się najczęściej, tj. psychoanaliza i behawioryzm.

Najplastyczniej bodaj rzecz tę przedstawia J.D. Frank, autor hasła o psychoterapii w encyklopedii zdrowia psychicznego, który widzi dwa źródła metod oddziaływania na człowieka, pokrywające się w ogólnych zarysach z oddziaływaniem psychoanalizy i behawioryzmu. Pierwszym źródłem są praktyki magiczno-religijne, natomiast drugim laboratorium naukowe. Psychoanaliza jest — zdaniem Franka — kontynuatorką pierwszego nurtu oddziaływań, natomiast behawio­ryzm drugiego (J.D. Frank 1963).

Nieco zbliżony, dychotomiczny podział źródeł intelektualnych współczesnych oddziaływań psychokorekcyjnych na przestępców przyjęli T. Ayllon i M. Milan, wyróżniając dwa „systemowe podejś­cia" do zjawiska zaburzeń w zachowaniu, nazywanych także „inspi­rującymi modelami". Jednym z nich jest model choroby psychicznej, drugim zaś model behawioralny.

Podejście pierwsze przyjmuje, że wszelkie formy przestępczego i dewiacyjnego zachowania są rodzajem choroby i tak jak każda cho­roba, jeśli ma być wyleczona, musi zostać dokładnie poznana (za­równo pod względem objawów znamionujących jej przebieg, jak i przyczyn ją wywołujących), a następnie trzeba znaleźć odpowiednie dla niej środki prewencyjne i lecznicze.

Natomiast model behawioralny zakłada coś odwrotnego, a miano­wicie, że zachowanie przestępcze czy dewiacyjne jest jak najbardziej normalną reakcją na nieprawidłowe uwarunkowania, dlatego też cała resocjalizacja polegać powinna na „przewarunkowaniu", tzn. na stwo­rzeniu społecznego systemu nagradzania (i tym samym wzmacniania) takich cech, które są pozytywne ze społecznego punktu widzenia.

Podobny typ rozumowania przedstawiają zwolennicy bardzo ra­dykalnych reform w resocjalizacji, proponowanych na fali hałaśliwie działającego w latach siedemdziesiątych naszego stulecia ruchu tzw. antypsychiatrii. Przedstawiciele tego kierunku przypisuj ą sobie to stanowisko, które cytowani wyżej Ayllon i Milan uważają za model behawioralny. Sądzą oni mianowicie, że odkryli całkowicie orygi­nalne i nowoczesne podejście do istoty wykolejenia oraz jego reso­cjalizacji, które stanowi wielki postęp w zestawieniu ze wszystkimi rozwijanymi dotąd kierunkami psychologicznymi. Wszystkie dotych­czasowe orientacje psychologiczne i psychiatryczne zakładały, że istnieje w człowieku „coś", co przeszkadza mu we właściwym przy­stosowaniu się do otoczenia społecznego. Inaczej to „coś" interpre­towała psychoanaliza, inaczej behawioryzm, ale zawsze ono stano­wiło esencję złego zachowania.

Zdaniem zaś nowej filozofii, tłumaczącej zaburzenia w zacho­waniu, owo „coś" tkwi na zewnątrz człowieka niedostosowanego i tym samym istota resocjalizacji (psychokorekcji) zasadzać się musi na nauczeniu właściwych sposobów reagowania w sytuacjach spo­łecznych. Autorzy tego podejścia głoszą wcale nienową (wbrew ich przekonaniu o pionierskości swego podejścia) ideę konieczności zmiany kierunku nacisku oddziaływań resocjalizacji ze sfery intrapersonalnej na interpersonalną, czyli zamiast poprawiać człowieka „od wewnątrz" należy uzdrowić jego stosunki z innymi ludźmi.

J. Whittaker wyróżnił trzy „prominentne szkoły", wyzna­czające zarówno filozofię oddziaływań resocjalizacyjnych, jak i ich metody. Pierwszą, a zarazem na terenie USA najwcześniej rozpow­szechnioną, stanowi podejście psychodynamiczne, drugą behawiorystyczne, natomiast trzecią „prominentną szkołą" w uprawianiu resocja­lizacji jest, zdaniem tegoż autora, strategia kierowania interakcjami w grupach. Rozróżnienie po­między tymi źródłami intelektualnymi streszcza J. Wittaker w syn­tetyzującej tabeli (tab. l).

Inna próba systematyki modeli oddziaływań resocjalizacyjnych pochodzi od W. Rhodesa i M. Trący, którzy wyróżniają sześć takich modeli tj. psychodynamiczny, behawioralny, socjologiczny, biopsychiczny, ekologiczny i zmiany kultury.

Najobszerniejszy bodaj zestaw orientacji i modeli oddziaływań pochodzi od K. Juula, który prześledził kierunki i trendy występujące w oddziaływaniach psychokorekcyjnych na „niesforne" i przestępcze dzieci w 11 krajach w przeciągu 200 lat, tj. —jak twierdzi — od cza­sów Pestalozziego. Autor ten wyróżnił aż dziewięć takich modeli:

Rozwojowy, wedle którego dziecko w toku rozwoju psychospo­łecznego przechodzi okresy krytyczne, odznaczające się podatnością na różnego rodzaju odchylenia od normy w zakresie równowagi emo­cjonalnej i na przestępstwa. Zadaniem resocjalizacji jest pomoc w przezwyciężeniu tych kryzysów.

Psychodynamiczny, zakładający, że zaburzenia w zakresie sto­sunków interpersonalnych prowadzą do zaburzeń osobowości przez niezaspokojenie potrzeb psychicznych i zaburzenia równowagi pro­cesów emocjonalnych. Zgodnie z tym stanowiskiem resocjalizacja polegać powinna na uwrażliwieniu osób znaczących w życiu dziecka na to, żeby zwracały większą uwagę na potrzeby procesów emo­cjonalnych, których zaspokojenie zapewnia właściwy rozwój i doj­rzałość społeczną.

Upośledzenia uczenia się u podłoża tego modelu leżą dwie przesłanki: a) neurologiczne dysfunkcje hamują dojrzałe społecznie i emocjonalnie reakcje dziecka; b) nieumiejętność przyswojenia sobie wielu sposobów zachowania powoduje u dziecka poczucie niższości, prowadzące w konsekwencji do wzrostu agresji i innych zaburzeń w zachowaniu. Zalecane przez zwolenników tego podejścia środki zaradcze polegają na intensyfikacji procesu uczenia się i dostoso­waniu go do indywidualnych możliwości dziecka.

Strategie modyfikacji zachowania wychodzą z przesłanek, że wszelkie zachowanie, dobre i złe, jest wyuczone, dlatego też poprawa złego (nieodpowiedniego) zachowania polegać musi na zmianie wzmocnień na takie, które nagradzać będą zachowanie pozytywne, a karać negatywne.

Medyczne i biofizyczne podejście zakłada, że wszelkie zaburzenia w zachowaniu wynikają albo z chorób i uszkodzeń systemu nerwowe­go, albo z takiego trybu życia, który powoduje zmiany w reakcjach nerwowych (jak np. nieodpowiednia dieta). Główny punkt ciężkości w zmianie zachowania zależny jest tym samym od wyników leczenia i od przestrzegania zasad w życiu codziennym.

. Ekologiczny model bazuje na przekonaniu, iż wszelkie postacie zaburzeń i dysharmonii zachowania wypływają z niedostosowania dziecka do otoczenia. Resocjalizacja w świetle tej koncepcji polegać powinna przede wszystkim na działaniach w kierunku zmiany za­równo dziecka niedostosowanego, jak i otoczenia, w którym ono żyje, po to, aby poprawić, pogłębić i uczynić bardziej harmonijnymi związ­ki pomiędzy otoczeniem a dzieckiem.

Podejście kontrkulturowe zakłada, że główne przyczyny zacho­wania negatywnego wypływają z wadliwości instytucji społecznych odpowiedzialnych za wychowanie młodzieży. Instytucje te zabijają swą bezdusznością, sztywnością, skłonnością do uniformizacji wszelkie zdrowe, naturalne potencjalności dziecka, usposabiające go do prawidłowego rozwoju moralnego i społecznego. Zatem zada­niem właściwie zorganizowanego wychowania powinno być uchro­nienie dziecka od ogłupiających go i paczących jego zmysł moralny instytucji wychowawczych i pozwolenie mu na zbliżony do natural­nego, jak najmniej skrępowany rozwój.

Transcendentalny model polega również na głębokim przeko­naniu, że natura człowieka jest z istoty swej dobra i mądra, trzeba jednak rozbudzić tkwiące w niej możliwości, których uśpienie spowodowało różnego rodzaju zaburzenia w zachowaniu. Najlepszym sposobem pobudzenia wszystkich potencjalności rozwojowych są komuny terapeutyczne.

Psychoedukacyjny model zawiera syntezę wielu strategii wycho­wawczych i różnych filozofii rozwoju, kładzie główny nacisk na sze­roki zakres doświadczeń dziecka, zmierzających do poprawy jego zachowania.

Obszerną listę systemów oddziaływań resocjalizacyjnych przed­stawili także u nas C. Czapow i S. Jedlewski. Autorzy ci wyróżnili m.in. systemy oparte na wzorach wychowania rodzinnego, samo­rządności młodzieży oraz: dyscyplinarno-izolacyjny, progresywny, socjopedagogiczny, indywidualny, homogeniczny i komplementarny. Ponieważ założenia tych systemów są ogólnie znane, a ponadto łatwo dostępne w naszej literaturze, nie zachodzi potrzeba ich omówienia.

Konieczne jest natomiast ustosunkowanie się do wymienionych i scharakteryzowanych powyżej podziałów systemów, modeli i spo­sobów oddziaływań resocjalizacyjnych.

Otóż wydaje się— o czym wspomniałem na początku niniejszego rozdziału — że podziały te nie występują na ogół samodzielnie. Dokonuje się ich na podstawie idei przewodniej danej filozofii, doty­czącej istoty oddziaływań resocjalizacyjnych, najczęściej bez próby oddzielenia jednego podejścia od drugiego, co zresztą często nie jest w ogóle możliwe.

Inną właściwością przytaczanych podziałów jest przyjmowanie przez różnych autorów odmiennych dla nich podstaw. I tak raz dzieli się systemy resocjalizacji ze względu na kierunek psychologii, który zapładniał twórców danego systemu, innym razem, biorąc za podstawę organizację tego systemu.

Sprawę zdecydowanie pogarsza fakt, że nie tylko stworzone przez różnych autorów podziały systemów trudne są do zestawienia, lecz także w zdecydowanej większości przypadków ten sam autor nie zachowuje konsekwencji w tym zakresie. Najlepszym chyba przy­kładem takiej różnorodności podstaw podziału jest przedstawiona uprzednio lista modeli wychowania resocjalizacyjnego stworzona przez K. Juula.

Uwagi powyższe kreślę nie jako krytykę systemów prezentowa­nych przez poszczególnych autorów, starających się wyodrębniać najbardziej — ich zdaniem — typowe sposoby oddziaływań resocjali­zacyjnych, lecz jako próbę wykazania tego, jak trudno jest stworzyć jednolity, konsekwentny system podziału metod i sposobów tych oddziaływań.

Dlatego też, chcąc ukazać możliwie klarowny obraz sił dynamizu­jących współczesny rozwój teorii i praktyki resocjalizacji, w dalszej kolejności ukażę trzy kierunki psychologii, które odcisnęły najmocniejsze piętno na tym rozwoju. Uważam bowiem, że obok wspomnianej Już psychoanalizy czy behawioryzmu ogromny wpływ, zarówno na praktykę oddziaływań resocjalizacyjnych, jak i na sposób myślenia o istocie resocjalizacji, wywarł stworzony na początku naszego stulecia kierunek psychologii zwany psychologią hormistyczną, ukazujący działalność resocjalizacyjną jako kanalizację nieokiełznanych instynktów. Kierunek ten najwcześniej sformułował względnie zwarty system poglądów na istotę i metody oddziaływań resocjalizacyjnych. Toteż od niego zacznę prezentację źródeł intelek­tualnych współczesnych koncepcji resocjalizacyjnych.

Tabela l.

Różnice w podejściu do resocjalizacji dzieci i młodzieży

Stanowisko

Psychodynamiczne

Założenia

Występowanie podświadomości- Freudowski modei struktury osobowości. Zachowanie ściśle związane z przeżyciami wew­nętrznymi, konflikty uzewnętrzniane przez zabawy i aktywność społeczną. Grupa jako teren terapeutyzujących doświadczeń.

Zamierzenia

Zmiany osobowości i zachowania przez nieskrępowane inter­akcje w starannie dobranym otoczeniu społecznym,

Wskazania odnośnie doboru grup

Dzieci od lat czterech do późnej adoiescencji, Zwykle począt­kowe objawy zaburzeń w zachowaniu. Wykluczone są objawy psychopatyczne, psychotyczne i wycofywanie się.

Układ grup

Zwykle grupy 6-10 osobowe. Ważnym czynnikiem dla zacho­wania równowagi jest staranny dobór typów zaburzeń.

Podstawy teoretyczne

Teorie psychoanalityczne.

Rola terapeuty

Zróżnicowana: od bardzo permisywnej do bardzo restryktywnej. Ogólnie jednak reakcje niedyrektywne, podejście rodzicielskie.

Behawioralne Kierowanie interakcjami w grupie

Osobowość może być najlepiej wyrażona przez sumę dających się zaobserwować rodzajów zachowania, które bywa całko­wicie kontrolowane przez otoczenie. Złe za­chowanie jest odrową" reakqą na złe wpły­wy otoczenia, a nie symptomem choroby.

Zachowanie przestępcze jest spowodowane i podtrzymywane przez niewłaściwą podkul-turę rówieśniczą. Każdy jej członek jest od­powiedzialny za własne zachowanie i zdolny do zmienienia go. Wartości i umiejętności przestępcze przekierowywanie w procesie pracy grupowej.

Zmiana zachowania jednostki i grupy trak­towanej jako całość poprzez wcielenie za­sad społecznego uczenia się.

Zastosowanie oddziaływań grup rówieśni­czych do wykształcenia konstruktywnego zachowania członków grupy,

Dzieci z objawami zaburzonego zachowa­nia, bez wyłączenia jakichkolwiek postaci zaburzeń.

Starsza młodzież przestępcza, nierzadko przebywająca w instytucjach resocjaliza­cyjnych. Wykluczone psychozy z kręgu schizofrenicznego.

Zwykle małe grupy, jednorodne pod wzglę­dem rodzaju zaburzeń.

Przeciętne grupy: 7-11 osób przejawia­jących skłonności do zachowania przestęp­czego,

Teorie społecznego uczenia się.

Wstępnie zarysowane teorie, wypływające ze studiów nad sposobami komunikowania się interpersonalnego.

Terapeuta ustala wstępnie wzmocnienie i czuwa nad powstaniem nowych postaci za­chowania.

Główny animator procesów zachodzących w grupie, kontrolujący przebieg różnych uwarunkowań zachowania.

ROZDZIAŁ II

Źródła intelektualne współczesnej postaci oddziaływań resocjalizacyjnych

Resocjalizacja Jako „kanalizowanie" instynktów

Jak wiadomo, twórcą psychologii hormistycznej był brytyjski psy­cholog i lekarz, profesor Oksfordu, W. McDougalL Autor ten, w swym najgłośniejszym bodaj dziele Introduction to social psycho-logy, wydanym po raz pierwszy w 1908 r., przedstawił tezę, że napęd (konne} naszego postępowania, „hormistyczna energia" tego zacho­wania, bierze swe źródło z instynktów, które są „odziedziczoną lub wrodzoną dyspozycją psychofizyczną, determinującą podmiot, które­go jest udziałem, do spostrzegania przedmiotów pewnej klasy lub zwracania na nie uwagi, do doświadczenia (po spostrzeżeniu takiego przedmiotu) szczególnego rodzaju podniecenia emocjonalnego i do działania w pewien określony sposób albo przynajmniej do doświad­czenia impulsu do takiego działania".

W. McDougall wyróżnił początkowo siedem zasadniczych instynktów, „warunkujących jakiś określony rodzaj podniecenia emo­cjonalnego". Są one następujące: instynkt ucieczki (strachu), awersji (odrazy), ciekawości (zdumienia), wojowniczości (gniewu), pewności siebie (dominacji), samoponiżania (uległości) i uczuć rodzicielskich (tkliwości). Później, jak wiadomo, zarówno sam McDaugall.jak i jego liczni zwolennicy listę tę poszerzyli do nieprawdopodobnych rozmiarów, co w końcu zmusiło ich do odejścia od biologicznego terminu „instynkt" na rzecz takich określeń, jak „skłonności" czy „zdolności" (por. G.S. Brett 1969), ale to już inne zagadnienie.

Założenia psychologii hormistycznej w zakresie wyjaśnienia etiologii zachowań przestępczych, a przede wszystkim resocjalizacji ludzi przejawiających przestępcze skłonności przedstawił inny klasyk psychologicznej literatury angielskiej, profesor Uniwersytetu Londyń­skiego, sir C. Burt (nobilitowany w uznaniu zasług). Autor ten swe podstawowe dzieło na temat powstawania i zwalczania przestępczości nieletnich, The young delinquent, opublikował kilkanaście lat po ogłoszeniu przez McDougalla podstawowej listy instynktów, a mia­nowicie w 1925 r., w związku z czym wymienia nieco więcej instynk­tów stanowiących „napęd" czynów przestępczych młodzieży (co świadczy o wspomnianej wyżej tendencji do powiększania liczby instynktów). Burt uważa mianowicie, że następujące instynkty mogą mieć poważny udział w powstawaniu cech zachowania przestęp­czego: głód (żarłoczność, łakomstwo), seks, złość, zachłanność, po­lowanie, włóczęgostwo, ciekawość, instynkt stadny, samozadufanie, samoupokarzanie, strach, wstręt, zakochanie, zadurzenie, smutek, radość i zabawa. Omó­wieniu wpływu wymienionych instynktów na przestępczość poświęca dwa obszerne rozdziały swej książki. Sam zestaw tych „instynktów" ukazuje, że związki każdego z nich z zachowaniem przestępczym są wielce zróżnicowane. Niektóre mają bezpośredni wpływ na zacho­wanie przestępcze, inne pośredni.

Zgodnie z podstawowym twierdzeniem C. Burta „pospolite prze­stępstwa popełniane przez młodzież są albo otwartym przejawem niektórych prymitywnych i powszechnych impulsów, stanowiących składnik przekazanych nam instynktów, albo też stanowią reakcje przetworzone i pośrednie, wyraźnie Jednak czerpiące swe źródło z tych prymitywnych emocji".

Wpływ instynktów na zachowanie przestępcze jest więc poniekąd pośredni, każdy instynkt wytwarza specyficzną emocję, „stąd też u wszystkich, a szczególnie zaś u niedojrzałych przestępców, raczej prymitywne emocje niż instynkty stanowią motyw i dostarczają energii do czynów przestępczych".

Wydaje mi się, że przytaczanie sposobu określania wpływu każ­dego z wymienionych instynktów na zachowanie przestępcze nada­łoby obecnemu rozdziałowi charakter rozprawy historycznej, dlatego też nie będę tutaj omawiał uzasadnień przedstawionych przez C. Bur­ta ani też jego ciekawych skądinąd badań nad częstotliwością prze­stępstw popełnianych pod wpływem poszczególnych instynktów. Przejdę natomiast od razu do poglądów tego autora na temat resoc­jalizacji, które to poglądy — mimo że należą już dzisiaj do historii psychologii — nie straciły swej aktualności.

Prezentację swoich poglądów C. Burt rozpoczyna od polemiki ze stanowiskiem tzw. utylitarnej szkoły kryminologii, założonej przez angielskiego uczonego J, Benthama, żyjącego w latach 1748-1832, który, opierając się na nieco wcześniejszych poglądach twórcy tzw. klasycznej szkoły kryminologii, markiza C.B, Beccarii (żyjącego w latach 1739-1794, głoszącego potrzebę zapewnienia przez państwo swnum bonum, czyli dobra powszechnego, jako głównej przeciwwagi dla przestępstw, które wynikają ze zła i nieszczęść), stworzył pogląd, że każdy człowiek jest „zwierzęciem racjonalnym". Racjonalizm ów polega na „świadomym i przemyślanym" gromadzeniu przyjemności i unikaniu wszelkich doznań nieprzyjemnych. Pogląd ten nosi nazwę kalkulowanie szczęścia. Jeżeli tedy czyny prze­stępcze obłożymy karami, przestaną się one „opłacać" danej jednostce.

Przyjmując natomiast, że siłę napędową ludzkiego zachowania (w tym także zachowania przestępczego) stanowią instynkty, za główny motor tego zachowania należałoby uznać przyjemność wyni­kającą z zaspokojenia danego instynktu (poprzez rozładowanie na­pięcia wywołanego brakiem zaspokojenia określonego instynktu). Dlatego też logiczną, zdawałoby się, konsekwencją byłoby obłożenie wypływającej z zaspokojenia instynktów przyjemności (o ile nie jest akceptowana społecznie) taką mnogością nieprzyjemnych konsek­wencji (tzn. dotkliwych kar), że bardziej „opłacałyby się" czyny mo­ralnie akceptowane. Zdaniem C. Burta nie da się jednak postawić znaku równości miedzy realizacją danego instynktu a określoną sumą przyjemności (w rozumieniu hedonistycznym) i w związku z po­wyższym „nie jest ona ani pierwotnym, ani też najsilniejszym bodź­cem do popełnienia przestępstw". „Siła sprawcza — pisze dalej C. Burt — aktów przestępczych o charakterze impulsywnym jest ins­tynktowna, a nie rozmyślnie planowana, i jako taka jest bardziej zwie­rzęca niż hedonistyczna bardziej emocjonalna niż wynikająca z lo­gicznej kalkulacji".

Z powyższych względów całkowicie bezskuteczne, a w dodatku wielce szkodliwe, jest tłumienie wyrażanych w zachowaniu przestęp­czym skłonności instynktownych. Jedyną właściwą drogą oddzia­ływań resocjalizacyjnych (którą C. Burt porównuje z leczeniem homeopatycznym) jest sublimacja, która polega na „ćwiczeniu emocji w sposób podobny do tego, jak ćwiczy się inteligencję, na takim kształceniu instynktów, jakiemu podlega rozum". Zdaniem C. Burta „większość przestępstw popełnionych przez nieletnich w ostatecznym rozrachunku nie wypływa z tkwiącej w sercu człowieka grzeszności, lecz z niewłaściwego skierowania energii. Dlatego też leczenie prze­stępczości nie może opierać się na zahamowaniu tej energii (które jest i tak niemożliwe), lecz na skierowaniu jej na właściwe tory".

Bardziej jeszcze analitycznie rolę sublimacji w socjalizacji in­stynktu walki omówił B. Bovet, działający mniej więcej w tym sa­mym czasie co C. Burt, pozostający również pod wpływem psycho­logu hormistycznej. Autor ten, w swym szeroko swego czasu znanym dziele Instynkt walki, w koncepcji sublimacji wyszedł od przedfreudowskiego rozumienia tego pojęcia, przedstawionego przez Francuza Ch. Secrtana w pracy Zasady moralności, wydanej w 1893 r. Otóż Ch. Secrtana wyróżnił trzy stadia instynktu w zależności od stopnia jego sublimacji: pierwsze i podstawowe (tj. bez jakiejkolwiek sublimacji) polega na całkowitym egoizmie i bezwzględnym dążeniu do realizacji, drugie, w którym instynkt ujęty został w łożysko i stał się bardziej złożony, oraz trzecie, gdzie instynkt „ulega zboczeniu i platonizacji".

Owe trzy stadia Ch. Secrtana przedstawił plastycznie na podstawie analizy uczucia miłości; „Na pierwszym etapie miłość oznacza po­trzebę usunięcia pewnego wytworu, zbędnego dla istnienia osobnika, a towarzyszącego stale ustrojowi dojrzałemu. Czynność ta wymaga innego ustroju, uzupełniającego, który staje się przedmiotem żądzy [...]. Tak więc miłość polega na pragnieniu posiadania. Przedmiot miłości jest tylko środkiem do osiągnięcia osobistego zadowolenia; kochanek myśli tylko o sobie samym, jest naiwnie i doskonale samo­lubny; dźwiga on tylko jarzmo przyrody, jest narzędziem gatunku".

Na drugim etapie „miłość jest nie tyle rozkoszą, co szczęściem. [...] Posiadanie ciała nie stanowi w tym wypadku celu samego w so­bie, lecz upragnione uzupełnienie celu realnego, a jest nim całkowite posiadanie przedmiotu miłości przy całkowitym oddaniu samego siebie. I w tym wypadku szukam własnego zadowolenia, lecz nie mogę znaleźć go inaczej niż w szczęściu ukochanej osoby [...].

Wreszcie istnieje jeszcze trzeci rodzaj miłości, w którym potrzeba nie odgrywa żadnej roli. Jest to życzliwość, miłosierdzie, dobroć, które pragnie wyłącznie i po prostu szczęścia ukochanej istoty, bez myśli o sobie, czy to dlatego, że ten, kto miłuje, nie odczuwa, aby mu czegokolwiek było brak, czy też dlatego, że umie się wznieść ponad własne potrzeby. Tego rodzaju miłość nie daje nikomu pierwszeństwa [...], wybiera dowolnie pole, na którym jej działalność ma widoki na przyniesienie największych korzyści. Taka jest miłość szarytki, obmywającej rany chorego".

Najważniejsze dla obecnych rozwiązań wydaje się to, że hormiści zwrócili uwagę na dwuetapowość sublimacji i instynktu. Najpierw mianowicie musi nastąpić skanalizowanie instynktu, czyli ujęcie jego energii we właściwe łożysko (co było rozumiane jako „wyładowanie" tej energii w sposób akceptowany społecznie), a dopiero potem nastą­pić ma „uwznioślenie" określonego instynktu, czyli skierowanie go na inny tor.

Znajomość powyższego rozróżnienia istotna jest dlatego, że wszelkie oddziaływania resocjalizacyjne zmierzać powinny do „ka­nalizacji" instynktów jako pierwszego etapu sublimacji. Przed­stawione przez hormistów opisy oddziaływań resocjalizacyjnych są zasadniczo obrazem różnych strategii kanalizowania naturalnych popędów.

Sir C. Burt, przedstawiając swe poglądy na temat resocjalizacji, nie zajmuje się każdym z wyróżnionych przez siebie instynktów osob­no, łączy je w pewne grupy. Najpierw poświęca uwagę sposobowi kanalizacji instynktów chciwości, stanowiących podstawowy impuls do kradzieży. Jego zdaniem perswadowanie pełnemu zachłanności złodziejowi, że nie powinien zadowalać się tym, co cudze, jest całko­wicie bezskuteczne. ,Jest to — używając porównania tego autora — proszenie ryby, aby zechciała latać niczym ptak, lub też drapieżnika pustynnego, aby spokojnie leżał obok jagnięcia i jak ono jadł tylko zieleninę." Nie jest możliwe ani nawet potrzebne tłumienie ludzkiej zachłanności, należy ją tylko skierować na właściwe tory.

Z gruntu zła jest częsta praktyka rodziców, polegająca na pozba­wieniu dziecka kieszonkowego za to, że coś ukradło, bo tym sposo­bem dostarcza się — zdaniem C. Burta — jedynie dodatkowych impulsów do kradzieży. „Chociaż brzmi to paradoksalnie, najlepszym sposobem zareagowania na kradzież dziecka jest podwojenie, a nie obcięcie jego kieszonkowego." Jeśli zdarzy się, że dziecko ukradnie, »daj mu nie tylko pensa do wydania, lecz sześć pensów do zaosz­czędzenia w skarbonce. [...] Posiadanie [własności] jest najlepszą szkołą odpowiedzialności i uczciwości. Ktokolwiek sam coś posiada, potrafi także respektować cudzą własność".

C. Burt zdaje sobie sprawę, że samo danie dziecku pożądanych przezeń pieniędzy czy przedmiotów nie rozwiązuje problemu. „Drogą do twej kieszeni możesz go zadowolić, lecz tylko w połowie"; pozbawi się w ten sposób potencjalnego złodzieja ekscytacji, która towarzyszy aktowi kradzieży. Dlatego też procesu zyskiwania nowych wartości nie należy pozbawiać dużego zaangażowania emocjo­nalnego, należy dziecku czy młodzieńcowi stwarzać możliwość zdo­bywania wynagrodzenia, osiągania cenionych przezeń zabawek i in­nych przedmiotów w zamian za określony, poważny wysiłek. Najlep­szą drogą kanalizowania impulsów chciwości jest wykorzystanie „umiłowanego przez każde dziecko handlu" — tą drogą można w sposób trwały zaszczepić dziecku poczucie uczciwości i odpo­wiedzialności w procesie bogacenia się.

Zwalczanie włóczęgostwa powinno iść dwoma torami: po pier­wsze, należy zaspokoić u dziecka jego najbardziej naturalne potrzeby ruchu i przygód w sposób legalny, częściej dziecko będzie zabie­rane na wspólne, ciekawe wycieczki z rodzicami czy szkołą, tym mniej skłonne będzie do wycieczek organizowanych na własną rękę, bez pozwolenia dorosłych, czyli do włóczęgostwa.

Drugi kierunek zwalczania włóczęgostwa polegać musi na do­kładnym wyjaśnieniu okoliczności stanowiących bezpośrednią przy­czynę ucieczki z domu czy szkoły, a następnie na konsekwentnym unikaniu takich „włóczęgorodnych" sytuacji.

Rozważania nad resocjalizacją (leczeniem) impulsów złości C. Burt rozpoczyna od przytoczenia opinii jednego z siedmiu mędr­ców starożytnej Grecji, że „złość jest najgorszą właściwością natury ludzkiej". Następnie przytacza zdanie Seneki, że wrogość ,Jest głów­nym wrogiem szczęścia publicznego i osobistego pokoju". Zarówno stoicy, jak i Seneka domagali się całkowitego wyeliminowania agresji z duszy człowieka. Takie zdecydowanie w potępianiu złośliwości nie było jednak znamienne dla wszystkich starożytnych filozofów, zarówno bowiem Platon, jak i Arystoteles dopatrywali się w agre­sywności także bodźców do czynów szlachetnych i odważnych. Burt twierdzi, że współcześni mu rodzice i nauczyciele podzielają na ogól opinie stoików i Seneki, podczas gdy psychologowie przychylają się do poglądów Platona i Arystotelesa. Jako dowód na to przytacza opinie W. McDougalla i S. Halla. Ten ostatni stwierdza: „Złość stano­wić może wielką i rozległą siłę w życiu człowieka, nadającą temu życiu smak i dynamizm napędowy".

Zgodnie z tym tokiem rozumowania C. Burt ukazuje, w jaki sposób należy ujmować w karby złośliwość nieletnich przestępców. Do tego celu najlepiej służą „pełne wigoru reakcje cielesne", poddawane coraz to ostrzejszym regułom; będą to więc wszelkie „gwałtowne i konkurencyjne sporty": atletyka, boks, piłka nożna itp. Gry takie stanowią „naj­lepszy kanał" do ujęcia w karby fairplay agresywnych impulsów.

Poglądy te są niemal identyczne z poglądami wspomnianego już P. Boveta, który pacyfikację świata, a przede wszystkim duszy ludz­kiej, radzi zaczynać od wychowania wojskowego, rozumianego jed­nak inaczej niż jedynie nauka walki. Wychowanie wojskowe powinno .być połączone z wychowaniem moralnym (do tego celu służyć ma ,m.in. idea skautingu), tak aby sarkazm Nietzschego, iż „każdy osobnik, który od młodości wyrabia w sobie duszę żołnierza, jest stracony ; dla walk ducha", miał sens dokładnie odwrotny. Nastąpi to zaś wtedy, gdy poprzez wychowanie wojskowe wpajać się będzie zasady wycho­wania moralnego. Jedynie bowiem przez zaprowadzenie ładu moral­nego w psychice człowieka (skutkiem nauki zarówno reguł walki, jak i przede wszystkim zrozumienia racji, dla których można walczyć) doprowadzić można do ogólnej pacyfikacji świata (zarówno wew­nętrznego, jak i zewnętrznego).

Dużą trudność stanowi kanalizowanie impulsów agresywnych 13 małych dzieci, te bowiem nie rozumieją jeszcze zasad gry, w związku z czym najlepszą metodą oduczenia ich napadów złośliwości jest konsekwentne ignorowanie wszelkich objawów agresji. Autor usilnie przestrzega przed jakimikolwiek dowodami ulegania agresywnym żądaniom dziecka. „Impulsy złośliwości są najczęściej złym przyzwyczajeniem" — stwierdza C. Burt.

Jednym z najtrudniejszych przedsięwzięć resocjalizacyjnych jest zwalczanie gangów młodzieżowych, jako że stanowią one zaspo­kojenie instynktów stadnych. Oczywiście najlepszym i jedynym pozytywnym rozwiązaniem tego problemu jest zastąpienie grup nieprzestrzegąjących praw i porządku społecznego innymi formami (jak np. kluby sportowe), które cieszyłyby się atrakcyjnością równą grupom „dzikim".

Najpoważniejszą przeszkodą na drodze likwidacji gangów mło­dzieżowych jest duża stabilność związków wśród członków. Dlatego też zarówno kary, jak i inne formy oddziaływania muszą odnosić się do całej grupy. Dobrą, acz trudną drogą są zmiany miejsca zamieszka­nia przez rodziców, jako że gangi zawsze są związane z miejscem zamieszkania.

Podobnie przebiegać powinna resocjalizacja przestępstw wynik­łych z nadmiernego rozbudzenia impulsów seksualnych. Najgorszą — zdaniem C. Burta — metodą jest pozbawienie młodzieży przed­wcześnie i nadmiernie pobudzonej seksualnie kontaktów z płcią prze­ciwną. Jedyną zaś słuszną drogą jest zapewnienie możliwie wielu dróg porozumiewania się młodzieży obu płci, aby w ten sposób za­pewnić „legalną szansę czerpania najbardziej elementarnej przy­jemności, wypływającej z towarzystwa przedstawicieli płci przeciw­nej". W czasie wspólnej pracy i zabawy chłopców i dziewcząt „za bardzo roztropną trzeba uznać zasadę, aby dążyć do pobudzenia wielu różnych instynktów, żeby sam instynkt seksualny nie stanowił siły największej, pochłaniającej całą psychiczną i fizyczną energię, lecz aby zredukowany został do jednego z wielu motorów ludzkiego za­chowania".

Równowagę dla instynktów gwałtownych (aktywnych), które stanowią niejako naturalną podnietę do czynów agresywnych i prze­stępczych, stanowić powinny „instynkty powstrzymujące" zacho­wania takie jak strach, instynkt samoobrony, miłość itp., dlatego też zadaniem prawidłowych oddziaływań resocjalizacyjnych powinno być rozbudzenie tych „powstrzymujących instynktów", mających spełniać rolę moderatorów zachowania przestępczego.

Przechodząc do ogólnego spojrzenia na teorię resocjalizacji stwo­rzoną przez psychologię hormistyczną, odnotować należy przede wszystkim to, że, pomimo iż teoria ta wyrasta z mechanistycznego traktowania psychiki człowieka, dosadnie zwanego „hydraulicznym" (o czym świadczy chociażby sam termin „kanalizacja"), uniknęła ona wielu uproszczeń typowych dla tego typu koncepcji. W radach i zaleceniach dotyczących korektury ludzkiego zachowania nie ma tak wielu spłyceń, jak w innych koncepcjach, typowych dla mechanistycznych ujęć psychiki ludzkiej. Autorzy piszący na temat resocja­lizacji, reprezentujący hormistyczny kierunek myślenia, najpraw­dopodobniej skutkiem dużej intuicji psychologicznej nakreślili takie perspektywy oddziaływań resocjalizacyjnych, które w wielu przypad­kach nie są sprzeczne z nowymi teoriami psychologicznymi doty­czącymi tego tematu.

Wspomniana wyżej intuicja psychologiczna autorów kreślących strategie oddziaływań resocjalizacyjnych na zasadach psychologii hormistycznej wpłynęła również i na to, że wszelkie ich rady nie odbiegały na ogół od rad zdroworozsądkowych. Nawet wtedy, gdy myślenie zdroworozsądkowe w pewnym stopniu zostało naruszone (jak to miało miejsce w przypadku resocjalizacji złodziei), owo naru­szenie starano się w sposób całkowicie klarowny uzasadnić. Zbież­ność ze zdroworozsądkowymi przekonaniami na temat korektury ludzkiego zachowania łatwo przekonywała rodziców i nauczycieli do potrzeby stosowania tych oddziaływań.

Dużą zasługą reprezentowanego przez hormistów podejścia w określaniu wpływu instynktów na dewiacje ludzkiego zachowania, a także ich poglądów na resocjalizację, jest wielopłaszczyznowe ujmowanie istoty wpływu instynktów na zachowanie człowieka. Każ­dy z instynktów może doprowadzić do przestępstwa i wynaturzenia, a także do przywrócenia harmonii zakłóconego zachowania. Prawid­łowość tę alegorycznie przedstawia C. Burt mówiąc, że „postępowa­nie człowieka opiera się na instynktach, tak jak statua na cokole, przy czym na tym samym piedestale stanąć może zarówno przewrotny Priapa, jak i nieskazitelna Diana".

Psychodynamiczne przesłanki oddziaływań resocjalizacyjnych

„Żadna z dziedzin zastosowania psychoanalizy nie wywołuje takiego zainteresowania, nie budzi tylu nadziei, a w konsekwencji nie zaprząta umysłów tak wielu oddanych swej pracy działaczy, jak zastosowanie owej psychoanalizy do teorii i praktyki wychowania" — pisał Z. Freud we wstępie do książki A. Aichhoma o wychowaniu nieletnich przestępców. Zainteresowanie, o któ­rym pisze ojciec psychoanalizy, zaowocowało tym, że stała się ona sukcesorką wszystkich tych oddziaływań psychokorekcyjnych czy terapeutycznych (obojętnie jakbyśmy je zawali), które wpływają na wszelką zmianę zachowania człowieka poprzez oddziaływanie na jego „ukryte" sprężyny działania. Zaczęto bowiem wprowadzać psy­choanalizę we wszystkie niemal dziedziny związane z wychowaniem i resocjalizacją, uważając ją za panaceum na wszelkie problemy psychiczne człowieka, oczekując od niej o wiele więcej, niż mogła dać.

Sam Freud wyraźnie stwierdzał, że „wychowania nie można mie­szać z psychoanalizą ani tym bardziej zastępować go psychoanalizą. Psychoanaliza może być traktowana jako środek pomocniczy w wy­chowaniu, ale nie może stać się właściwym jego substytutem. Za­stępowanie wychowania psychoanalizą jest nie tylko niemożliwe pod względem praktycznym, jest także niewskazane ze względów teoretycznych. Związki pomiędzy wychowaniem a psychoanalizą staną się wkrótce przedmiotem szczegółowych badań" .

Pomimo tej zapowiedzi Freud nie zajął się wyraźnym rozgra­niczeniem wychowania i psychoanalizy. Pozostaje zatem oparcie się o jego najogólniejsze tylko wzmianki na ten temat; „Przede wszyst­kim — stwierdza — psychoanaliza dorosłych neurotyków może być rozumiana jako reedukacja. Nawet trudne i przestępcze dziecko nie jest jeszcze takie, jak neurotyk, a reedukacja jest czymś zupełnie in­nym niż wychowanie niedojrzałych. Możliwość oddziaływania psychoanalitycznego polega na określonych przesłankach, które mogą być zawarte w określeniu „sytuacja analityczna” która zawiera ro­zwój szczególnych psychicznych struktur i określonych postaw wobec analityka. Kiedy jednak brak jest tych cech, jak w przypadku dzieci, nieletnich przestępców i z istoty swej także przestępców impul­sywnych, wtedy należy zastosować coś innego niż psychoanalizę, jednakowoż coś, co poniekąd powinno być zbieżne z psychoanalizą".

Zasadniczo następcy Freuda nie zajmowali stanowiska mistrza, że wychowanie (a więc także i resocjalizacja rozumiana jako wychowanie resocjalizacyjne czy resocjalizujące) nie powinno, a nawet nie może być psychoanalizą. W związku z tym starano się z lepszym lub gorszym skutkiem stosować szeroko psycho­analizę do resocjalizacji nieletnich i dorosłych przestępców. Pod­stawowa przesłanka uzasadniająca słuszność takiego zastosowania psychoanalizy była dosyć prosta: ponieważ zachowanie przestępcze lub inne formy dewiacji uważano za objaw nerwicy, traktowano je tym samym jako odpowiedni cel oddziaływań psychoanalitycz­nych.

Jak w wielu innych dziedzinach, tak samo i na gruncie resocja­lizacji trudno jest dzisiaj jednoznacznie stwierdzić, czy psychoanaliza wywarła większy wpływ na rozwój oddziaływań resocjalizacyjnych w sposób bezpośredni, tzn. dostarczając swych technik oddziaływania do pracy z przestępcami, a aparatu pojęciowego do wyjaśniania pro­cesu demoralizacji i resocjalizacji, czy też poprzez prowokowanie „konkurencyjnych" sposobów wyjaśniania fenomenów przestępczości i innych form dewiacji zachowania, a także pozostających w opozycji do psychoanalizy technik psychokorekcyjnych.

Dzisiaj także można spotkać instytucje lub samorzutnie organizu­jące się grupy resocjalizacyjne (np. narkomanów), które oficjalnie odżegnują się od psychoanalizy, a często w ogóle od „psychologii akademickiej", jeśli jednak przyjrzymy się dokładniej metodom sto­sowanym przez te grupy, bez trudu możemy stwierdzić ich ogromne powinowactwo z psychoanalizą.

Aby nie wikłać się w niezbyt istotne dla głównego przedmiotu niniejszych rozważań spory dotyczące tego, co jest psychoanalizą, a co nią nie jest, postanowiłem przyjąć termin bardziej ogólny, a mianowicie „podejście psychodynamiczne", rozumiejąc go, zgodnie z definicją przytoczoną w bardzo popularnym na Zachodzie pod­ręczniku T.G. i B.R. Sarason, że jest to „podejście zakładające, iż zachowanie dające się zaobserwować (reakcje zewnętrzne) jest w większym lub mniejszym stopniu funkcją procesów wewnętrznych (ukrytych)". Autorzy tego podręcznika wyjaśniają dalej: „nie wszyscy teoretycy reprezentujący podejście psychodynamiczne uważają za siłę sprawczą zachowania te same elementy świata wewnętrznego, Jednakowoż wszyscy zgadzają się z tym, że osobowość człowieka jest kształtowana przez wzajemne oddziaływanie czynników wew­nętrznych i zewnętrznych, przy czym wszyscy kładą większy nacisk na czynniki wewnętrzne".

Określenie „podejście psychodynamiczne" stosowane jest w więk­szości publikacji poświęconych oddziaływaniom psychokorekcyjnym na przestępców i innych dewiantów utrudniających życie społeczne. Należy jednak pamiętać, że określenie to, będąc —jak już mówiłem — terminem szerszym niż psychoanaliza, obejmuje tym samym rów­nież oddziaływania psychoanalityczne. Warto ponadto mieć na uwa­dze to, że psychoanaliza jest najbardziej reprezentatywna dla podejścia psychodynamicznego, stąd też jej przede wszystkim należy poświęcić uwagę.

Ponieważ psychoanalityczna terapia przestępców wypływa ze znamiennego dla tej orientacji psychologicznej obrazu człowieka w ogóle, a przestępcy szczególnie, trzeba najpierw poświęcić kilka uwag problemom natury ogólnej.

Funkcjonowanie mechanizmów psychicznych, rządzących pro­cesem społecznego dostosowania, jest szczególnie wyraźne na tle Freudowskiej koncepcji budowy osobowości człowieka- Zagadnieniu temu, podobnie jak studium nad instynktem agresji, poświęcił się Z. Freud w drugim okresie swej twórczości. Przyjął on, że w osobowości człowieka istnieją dwie przeciwstawne struktury motywa­cyjne. Pierwszą jest instynktownie zorientowana sfera id, nastawiona przede wszystkim na zaspokojenie fundamentalnych potrzeb biolo­gicznych- Natomiast drugą, krańcowo przeciwstawną warstwę osobo­wości stanowi superego, czyli surowy cenzor moralny, potocznie zwany sumieniem.

Superego jest uwarunkowane przez otoczenie. Zostaje zaszcze­pione w osobowości w procesie wychowania przez tzw. identyfikację, czyli wytworzenie własnego idealnego obrazu na podstawie „rzu­towania do wewnątrz" normalnej sylwetki ludzi przebywających w otoczeniu dziecka, a zarazem cieszących się u niego autorytetem. Obie te warstwy osobowości, będące wyznacznikami przeciwstaw­nych motywów, doprowadzaj ą do konfliktów w zakresie ukierun­kowania motywacji postępowania jednostki. Ten nieustanny konflikt pomiędzy instynktownie zorientowanym id a społecznie uwarunko­wanymi dążeniami superego łagodzi trzecia, pośrednia warstwa osobowości — ego. Im lepiej rozwinięte ego, tym lepiej zintegrowana jest struktura osobowości i tym łagodniejsze konflikty pomiędzy dwoma na wskroś antagonistycznymi tendencjami, wypływającymi z id i superego. Ego jest, według teorii Freuda, mediatorem, który w sposób racjonalny godzi dwie przeciwstawne (w większości wy­padków podświadome) tendencje.

Wszelkie zaburzenia w rozwoju tych warstw osobowości wyni­kają z nieodpowiedniego rozwiązania podstawowych konfliktów dzieciństwa, o których była mowa uprzednio. Każda rodzina, stano­wiąc niepowtarzalne układy związków uczuciowych pomiędzy po­szczególnymi jej członkami, stwarza specyficzne sposoby przeży­wania przez dziecko tych „uniwersalnych" kompleksów, a tym sa­mym wpływa na różne formy kształtowania się ego i superego.

Poglądy Freuda na temat budowy i funkcjonowania ludzkiej oso­bowości inspirowały jego następców do dalszych studiów nad tym zagadnieniem. Badania te rozwijały się w dwóch kierunkach, w za­leżności od warstwy osobowości poddawanej szczegółowej analizie.

Jeden kierunek skupiał się na analizie znaczenia superego, natomiast drugi koncentrował się wokół analizy pośredniej warstwy osobowoś­ci, czyli ego.

Pierwszy kierunek reprezentowała tzw. Brytyjska Szkoła Psycho­analizy skupiona wokół M. Kleina. Najwięcej ciekawych uogólnień na interesujący nas temat wniósł K. Money-KyrIe, który stworzył ciekawą typologię stylów przystosowania. Autor ten w swych te­oretycznych uogólnieniach wyszedł od analizy „karzącej funkcji superego". Już Freud w swych studiach nad kulturą zwrócił uwagę na pewien agresywny odcień motywacji płynącej z najwyższej hie­rarchicznie warstwy osobowości, tj. superego. Twierdził on mia­nowicie, że wymagania superego rosną bezlitośnie w miarę zaspo­kajania jego żądań. Superego u człowieka najwierniej nawet prze­strzegającego norm moralnych — podkreślał Freud — w zasadzie nigdy nie może być w pełni zaspokojone w swych żądaniach dosko­nałego dostosowania się do „idealnego wizerunku" i dlatego pozo­stawia w psychice człowieka bardzo nieprzyjemny ślad w postaci tzw. poczucia winy. Występowanie poczucia winy jest więc nieod­łącznie związane z istnieniem superego. Poczucie to, mówiąc inaczej, występuje u każdego człowieka posiadającego „sumienie".

K. Money-KyrIe stwierdził, że poczucie winy ma u poszczegól­nych jednostek różny stopień nasilenia oraz przejawia się w różnych postaciach. Te kryteria posłużyły mu za podstawę opracowania wspomnianej już typologii czterech stylów przystosowania.

Pierwszy typ stylu przystosowania się reprezentuje hipofnanik. Człowiek tego rodzaju może w ogóle nie posiadać poczucia winy (w wyniku niedorozwoju superego) albo zrepresjonować je tak głę­boko, że nie wywiera ono żadnego wpływu na motywację jego postę­powania. W efekcie zaniku poczucia czy kompleksu winy człowiek nie przestrzega żadnych zasad moralnych, nie potrafi zrozumieć motywacji altruistycznych, natomiast tych, którzy kierują się w swym postępowaniu wartościami moralnymi, uważa za słabych i hipokrytów. Hipomanik, w zależności od stopnia inteligencji, bywa bardziej lub mniej szkodliwy, przy czym jego szkodliwość jest tym większa, im jest on inteligentniejszy. Hipomanik uważa swój stan psychiczny za zupełnie normalny, natomiast tych ludzi, którzy kierują się moty­wami altruistycznymi, uznaje za chorych lub nienormalnych. Taki człowiek nie ma żadnego wyczulenia na kwestie moralne i nie może ich pojąć nawet w najprostszych postaciach. Jest to typ, który w daw­nej literaturze psychiatrycznej nosił miano moral insanity.

Drugi rodzaj stylu przystosowania się Money-KyrIe nazwał hipo-paranoidalnym. Człowiek charakteryzujący się takim typem postawy ma silny kompleks winy, jednak swoje winy przypisuje innym, dzięki czemu zmniejsza własne poczucie winy. Zachowanie osobnika hipo-paranoidalnego nacechowane jest dużą dozą agresji, szczególnie werbalnej, co przejawia się w bezustannym komentowaniu plotek i obmowach ludzi z bliższego i dalszego otoczenia. Hipoparanoid jest na każdym kroku skłonny do uprzedzeń społecznych. Zawsze szuka kozła ofiarnego, w stosunku do którego przejawia nieprzejed­naną wrogość.

Trzeci typ stylu przystosowania się to postawa autorytarna. Człowiek charakteryzujący się taką postawą posiada bardzo silny kompleks winy i kieruje go do wewnątrz. Niezwykle surowo ocenia każdy swój zły postępek i silnie go przeżywa, w związku z czym na każdym kroku obawia się popełnienia błędu. W ostatecznym rozra­chunku staje się on zupełnie niesamodzielny. Woli wykonywać roz­kazy i polecenia innych, ponieważ wtedy czuje się zwolniony od od­powiedzialności, a tym samym poczucia winy. Człowiek o postawie autorytarnej jest bardzo mało wartościowy społecznie. Jest to osobnik konserwatywny, niezdolny do żadnej twórczej pracy. Czuje się bardzo źle, gdy nie spotka jednostki chętnej do pokierowania jego postę­powaniem.

Czwarty typ postawy, to typ ludzki (humanista). Człowiek o tym typie stylu przystosowania posiada kompleks winy, ale dzięki właś­ciwym proporcjom wszystkich trzech składników struktury osobowości kompleks ten jest konstruktywny, tzn. nie zabarwia pato­logicznie postępowania danej jednostki. Takie ukierunkowanie kompleksu winy powoduje adekwatną ocenę własnych — zarówno dobrych Jak i złych — stron postępowania oraz obiektywną ocenę postępowania innych ludzi. Człowiek taki jest bardzo wartościowy społecznie. Nie odrzuca żadnych autorytetów, a zarazem zbytnio im nie ulega, zachowując własne zdanie. Autor podkreśla, że człowiek „ludzki" zawsze „poda rękę potrzebującemu".

Drugi kierunek badań inspirowany przez Freuda, a dotyczący uwarunkowania postaw człowieka (w naszej nomenklaturze — style przystosowania) skoncentrował się wokół analizy pośredniej warstwy osobowości człowieka— ego. Główną przedstawicielką tego kierunku jest córka Z. Freuda — Anna Freud, a ponadto skupieni wokół niej tacy autorzy, jak: F. Redl i D. Wineman, H- Hartman oraz R. Sterba. Badacze ci twierdzą, że w ramach reprezentowanej przez nich psychoanalizy stworzyli nową gałąź, a mianowicie psychologię ego, zajmującą się analizą znaczenia ego w formowaniu się osobo­wości człowieka.

A. Freud uważa, że ego spełnia cztery funkcje w życiu psychicz­nym człowieka. Pierwsza to funkcja poznawcza. Zdaniem autorki jedynie struktura ego leży w sferze świadomości, w związku z czym musi ono spełniać nie tylko funkcję poznawczą w odniesieniu do świata zewnętrznego, który musi dokładnie osza­cować, aby dać człowiekowi realny obraz otoczenia fizycznego i spo­łecznego, ale również musi świadomie ocenić siły i tendencje zarów­no id, jak i superego, a zatem „musi świadomie ocenić, co drzemie wewnątrz nas".

Następną funkcją ego jest energia (zwana także funkcją siły), za pomocą której wywiera ono pewną presję na właściwe postępowanie. Dzięki tej funkcji nasze ego każe nam iść do dentysty, uczestniczyć w nudnym posiedzeniu itp.

Trzecia funkcja ego, selektywna, wiąże się z tym, że człowiek zazwyczaj ma kilka możliwości wyboru sposobów reakcji w różnych sytuacjach. Zdrowe i silne ego wybiera ze wszystkich możliwych taki, który będzie dla danego człowieka najlepszy.

Czwarta, syntetyczna funkcja ego polega na ocenie, w jakim stop­niu człowiek musi podporządkować się wymogom otoczenia, a po­nadto, w jakim stopniu powinien kierować się własnymi impulsami, Brak zrównoważenia psychicznego polega, zdaniem A. Freud, na wadliwości syntetycznej ego, które może bądź to przeceniać wyma­gania społeczne skłaniające się ku superego, bądź faworyzować id przez supremację postępowania impulsywno-emocjonalnego.

Na tle uogólnień ego bardzo interesującą typologię sposobów zachowania dzieci przestępczych przedstawili F. Redl i D. Wineman. Autorzy ci mówią o trzech zasadniczych postaciach ego przestęp­czego, jakie zaobserwowali u dzieci wykolejonych.

Pierwszy typ przestępczej postaci ego występuje wtedy, gdy rozwinięte są tylko dwa składniki osobowości, a mianowicie ego i id, natomiast brak wykształconego superego. W takim wypadku dziecko przestępcze łatwo pojmie np. fakt, że nie należy kraść, gdyż ponosi się za to karę, ale nie zrozumie tego, że nie wolno kraść nawet wtedy, gdy nie grozi za to żadna kara (np. w przypadku niezauważenia kra­dzieży bądź niemożliwości znalezienia sprawcy). Całkowity brak superego powoduje wyraźne upośledzenie moralne; takie dzieci nie mają żadnego poczucia winy po dokonanym czynie przestępczym.

Druga postać to ego zbyt słabe, by mogło się oprzeć naporowi id, dlatego dziecko takie działa pod wpływem chwilowych impulsów. Ponieważ jednak w tej grupie przypadków istnieje rozwinięte super­ego, to po akcie przestępczym pojawia się u delikwenta poczucie winy, co doprowadza do depresyjnego przygnębienia i kompleksu niższości, dając w dalszej kolejności osobowość neurotyczną.

Trzecia postać ego u dzieci przestępczych, to ego silne, nawet zbyt silne, ale „zwichnięte", tj. zorientowane na czyny przestępcze. Cała energia ego u takich dzieci nastawiona jest na to, by uchronić się do poczucia winy po czynie niezgodnym z oceną rozwiniętego superego. Autorzy utrzymują, że tego typu ego charakteryzuje zde­cydowaną większość obserwowanych przez nich dzieci.

Istnieją nawet pewne typowe dla tych dzieci szablony unikania poczucia winy. Na przykład chłopiec bijący kolegę uwalnia się od poczucia winy twierdząc, „że to nie on zaczął", lecz działał tylko we własnej obronie; częstym usprawiedliwieniem złodziei jest stwier­dzenie, że „wszyscy postępują w ten sposób". Typowym również usprawiedliwieniem dzieci jest działalność w grupie. Na przykład chłopiec, który rzucał kamieniami (razem z innymi) w przechodzącą osobę, nie czuje się winny, gdyż wszyscy robili to samo. Często dzie­ci tłumaczą swe złe czyny tym, że tylko w ten sposób mogły daną rzecz uzyskać albo że osoba poszkodowana też nie jest w porządku, Przykładowo nie mają żadnych wyrzutów sumienia, gdy ukradną coś złodziejowi.

Chcąc się jeszcze lepiej „ubezpieczyć" na wypadek ewentualnego poczucia winy, ego przestępcze stosuje szereg innych technik. Potrafi np. wpłynąć na wywołanie postępowania zaczepnego, nastawionego na sprowokowanie agresywnego aktu u innych osób, aby zyskać usprawiedliwienie w rodzaju, „że to nie ja zacząłem". Człowiek o ego przestępczym charakteryzuje się jak gdyby szóstym zmysłem w wy­szukiwaniu przyjaciół o podobnych lub uzupełniających manka­mentach. Dziecko o skłonnościach do kradzieży szybko rozpoznaje młodych złodziei, a dziecko o cechach sadystycznych wyszuka przy­jaciela o cechach masochistycznych. Szybkie znajdowanie przyjaciół jest dla dzieci agresywno-przestępczych bardzo ważne, ponieważ posiadanie kolegów, którzy postępują tak samo, w dużej mierze ułat­wia pozbycie się poczucia winy; stąd też duża tendencja u dzieci prze­stępczych do łączeni się w grupy.

Dzieci posiadające ten typ ego są ponadto skłonne do wywoły­wania różnego rodzaju buntów i walk, gdyż wtedy nietrudno o prze­konanie, że walczy się o słuszną sprawę, np. gdy grupa chłopców wybije nielubianemu nauczycielowi szyby bądź płata mu inne złośliwe figle. Te i wiele innych zabiegów, które stosuje ego w celu uwolnienia się od poczucia winy u tego typu dzieci przestępczych, świadczy o Jego przeroście, gdyż w tych przypadkach dubluje ono superego. Praca terapeutyczna z takimi dziećmi powinna polegać na rozwijaniu, ale i przestawieniu dobrze rozwiniętego ego na cele pożądane ze społecznego punktu widzenia.

Przytoczone wyżej poglądy na temat mechanizmów powstawania skłonności przestępczych (wybrane jako jedne z wielu) ukazują w sposób dość plastyczny główne cele terapii psychoanalitycznej w odniesieniu do przestępców, którymi są nauka „wglądu w siebie" i wzmocnienie rozwoju superego. Nie są to niestety zadania łatwe.

Cecha ta szczególnie silnie zaznacza się u najbardziej „rasowych" przestępców, tzn. posiadających cechy psychopatyczne. W takich przypadkach najwyraźniej zaznaczają się skutki redukcjonistycznego podejścia psychoanalizy, która przestępstwo widzi jako jeden z przejawów nerwicy, podczas gdy psychopatia (czy — zgodnie z nowoczesną no­menklaturą— osobowość antysocjalna) to coś, co wymaga innego podejścia terapeutycznego niż to, które lepiej lub gorzej sprawdza się w leczeniu nerwic.

Inna rzecz, że klarowne rozróżnienie pomiędzy nerwicą a psycho­patią jest możliwie jedynie na płaszczyźnie teoretycznej, w praktyce często objawy neurotyczne i psychopatyczne są silnie splecione, dlatego też próbuje się stosować psychoanalizę nawet w resocjalizacji przestępców psychopatycznych, co wymaga —jak sądzę — szcze­gólnej uwagi,

Główną przeszkodą w realizacji tych podstawowych celów terapii psychoanalitycznej jest brak u jednostek przestępczych odpowiednio silnej motywacji wewnętrznej do tego, aby pracować nad sobą w celu wytworzenia wielu dyspozycji psychicznych. W odróżnieniu od pac­jentów innego rodzaju (szczególnie zaś neurotycznych) psychopaci rzadko tylko (jeśli w ogóle tak się dzieje) mają poczucie swej nie­doskonałości. Najczęściej za swe życiowe niepowodzenia, za swój „smutek", winią innych ludzi, siebie natomiast skłonni są uważać za osoby pokrzywdzone i niedocenione przez otoczenie.

Inną przeszkodą w nawiązywaniu wartościowego (z punktu wi­dzenia efektów terapii) związku z pacjentem jest przyjęta i głęboko utrwalona w zachowaniu pacjenta „maniera", która polega na chęci manipulowania innymi ludźmi. Chęć manipulowania terapeutą prze­jawia się najczęściej tym, że psychopatyczny pacjent, pomimo nie­zwykłości sytuacji Jaką jest dla niego proces psychoterapii, „nie traci rezonu", zachowując się (przynajmniej na początku) w taki sposób, Jakby doskonale rozumiał „w czym rzecz". Na pytania te­rapeuty odpowiada niechętnie, najczęściej w sposób ewidentny, koloryzując przedstawiane informacje, szczególnie te, które dotyczą jego osiągnięć zawodowych i przygód seksualnych. Podczas kilku pierwszych posiedzeń z psychopatą (inteligentnym) można wyraźnie zaobserwować, że próbuje on „oczarować" swój ą osobą terapeutę i to zarówno pod względem wspomnianej już barwności opo­wiadanych doświadczeń życiowych, jak i posłuszeństwa w stosunku do jego zaleceń. Niekiedy również bardziej wykształceni psychopaci zaczynają gromadzić różnego rodzaju wiadomości na temat psy­choterapii w tym celu, aby pochwalić się nimi przed terapeutą i pod­jąć z nim dyskusję na temat różnych kierunków i orientacji psycho­logicznych, stanowiących podstawę organizowania posiedzeń tera­peutycznych.

Opisane zachowanie pacjenta psychopatycznego jest, zdaniem J.R. Liona, zupełnie normalne. Z jednej bowiem strony nie rozumie on (a mówiąc dokładniej nie wyczuwa) istoty procesu terapeu­tycznego, z drugiej zaś strony —jak podkreśla to cytowany autor —, język manipulacji jest jedynym, jaki przyswoił sobie psychopata" .

Jednak taki „miodowy miesiąc" psychopatycznego pacjenta i te­rapeuty nie trwa zbyt długo- Kończy się on niemal równocześnie z uświadomieniem sobie przez pacjenta, że terapeuta nie stanowi naj­lepszego tworzywa do manipulowania, do czego dołącza się z reguły zniechęcenie do systematycznych wysiłków, jakich wymaga dłu­gotrwała praca nad sobą. Wtedy to terapia wkracza w następną, naj­trudniejszą w zasadzie fazę: pacjent staje się opryskliwy, czasami nawet otwarcie agresywny, niechętnie przychodzi na umówione spot­kania itp. Aby zapobiec tej, bardzo niekorzystnej dla procesu terapii fazie, niektórzy terapeuci stosują coś w ro­dzaju „przechytrzenia" manipulacyjności swoich psychopatycznych pacjentów, usiłując w jakiś dodatkowy sposób stać się im potrzebni — czy to w załatwieniu pewnych spraw, czy też służąc pomocą w rozwiązywaniu niektórych życiowych trudności, interweniując u władz więziennych itp. W ten sposób terapeuta wzmacnia swoją po­zycję w oczach pacjenta i zaczyna być dla niego osobą szczególnie ważną i potrzebną, której pacjent nie chce utracić, nawet dopusz­czając konieczność stosowania się do rygorów procesu terapii. W ten , sposób ustala się specyficzny związek symbiotyczny pomiędzy tera­peutą a pacjentem, w którym terapeuta odgrywa rolę ,ja" idealnego pacjenta, on bowiem rozstrzyga według własnego sumienia o wielu czynach pacjenta, stanowiąc zarazem główny wzorzec identyfikacji w zakresie wszelkich postaw moralnych.

Sytuacja ta wprowadza pacjenta niejako powtórnie w stan dziec­ka, charakteryzujący się poczuciem daleko posuniętej zależności od dorosłych. Jest to, mówiąc obrazowo, metoda prowadzenia dorosłego człowieka „za rączkę". Znalazłszy się w takiej sytuacji terapeutycznej pacjent potrafi zachowywać się poprawnie jedynie dopóty, dopóki jest szczegółowo przez terapeutę instruowany i „wspierany ducho­wo", a osoba terapeuty, stanowiąca „lepszą stronę" osoby leczonego przestępcy, jest dla niego atrakcyjna. Niestety, zakładając nawet, że ten drugi warunek (czyli atrakcyjność terapeuty) będzie spełniany w nieskończoność, sam proces terapii nie może być kontynuowany przez całe życie pacjenta. Zaś w momencie przerwania go pacjent traci jak gdyby grunt pod nogami, nie znajduje żadnego punktu orien­tacyjnego dla swych ocen moralnych, wskutek czego stacza się ponownie na drogę przestępstwa.

Aby temu zapobiec — a tym samym proces terapii uczynić szer­szym — niekiedy autorzy zalecają terapię dwufazową. A mianowicie wspomnianą wyżej sytuację, w której terapeuta przejmuj e niejako rolę superego pacjenta, uważa się za pierwszą fazę oddziaływań psychokorekcyjnych, natomiast w fazie drugiej stosuje się pełny za­kres oddziaływań psychoanalitycznych. Taka dwufazowa psycho­terapia nastręcza wprawdzie wiele trudności, niemniej stanowi ona jedną z niewielu słabych nici wiążących ze sobą poszczególne ele­menty niezwykle trudnego procesu resocjalizacji przestępców.

Nie sposób na zakończenie pominąć sugestii J.R. Liona doty­czącej roli depresji w indywidualnej terapii jednostek przestępczych. Jego zdaniem główną przeszkodą w uzyskaniu pozytywnych efektów resocjalizujących w pracy z tego typu jednostkami jest ich niewia­rygodnie niski próg tolerancji frustracji. Wypływa z tego podstawowe zadanie indywidualnej terapii przestępców, a mianowicie pomoc w przezwyciężaniu codziennych niepowodzeń życiowych, stosowanie ich dokładnej analizy i poszukiwanie wspólnie z pacjentem różnych modeli rozwiązań, a następnie przedyskutowanie najlepszego z nich. Terapeuta jednak nie tylko nie powinien umniejszać niepowodzeń życiowych pacjenta (bo to by się mijało z celem), lecz przeciwnie, przez wykazywanie ich powagi powinien „indukować stany depresji" pacjenta. W ten sposób można wytworzyć nawyki oceny skutków własnego postępowania- Kolejnym zaś zabiegiem terapeutycznym powinna być stopniowa likwidacja przeżywanych stanów de­presyjnych.

Terapia behawioralna w resocjalizacji

„Terapia behawioralna jest jedną z najnowszych, zarazem jedną z najstarszych form leczenia psychiatrycznego; od niepamiętnych czasów podarkami i rózgą starano się urabiać zachowanie ludzi" — pisze M. Hamilton we wstępie do tłumaczonej u nas pracy, poświęconej tej formie oddziaływań psychokorekcyjnych. Najogólniej rzecz biorąc opiera się ona na zało­żeniach, że skoro różnego rodzaju formy niedostosowania wynikają z przyswojenia niewłaściwych łańcuchów odruchowych, to dzięki odpowiednim ćwiczeniom można usunąć te wadliwe sposoby zacho­wania, a na ich miejsce wytworzyć nowe reakcje, wartościowe ze społecznego punktu widzenia.

Szczególnie wiele nadziei wiązano z tym sposobem podejścia psychokorekcyjnego pod koniec lat sześćdziesiątych i w pierwszej połowie lat siedemdziesiątych. Zdaniem H.J. Kalisha za początek terapii behawioralnej można uznać 1960 r., w którym ukazała się pra­ca H.J, Eysencka Behavior therapy and neurosis. Ze stanowiskiem tym można wprawdzie polemizować, gdyż właśnie podstawy teo­retyczne terapii behawioralnej zawierają prace B. Skinnera oraz J. Wolpego, niemniej jednak zasługą H.J. Eysencka jest wprowa­dzenie terminu „terapia behawioralna".

Zasadniczo pierwsze prace, które można uznać za zwiastuny terapii behawioralnej, ukazały się w literaturze amerykańskiej w okre­sie międzywojennym. I tak w 1920 r. J.B. Watson i R. Rayner opubli­kowali klasyczną wersję uwarunkowania reakcji lękowych u małego dziecka (dobrze już znanego w historii psychologii „małego Alber­ta"), a następnie eliminowania tych reakcji przez wzmacnianie pozy­tywne. Zastosowanie metod, które dzisiaj nazwalibyśmy terapią behawioralną, do leczenia jąkania się, ssania palca i tików opisał również wl932r.K.Dunlap.

Wykorzystanie wiedzy na temat odruchów warunkowych do oddziaływań psychokorekcyjnych nie jest jednak dziełem wyłącznie amerykańskich behawiorystów, gdyż podobne sugestie wysuwał I.P. Pawłów, co nie jest niestety spopularyzowane w literaturze psy­chologicznej. Pawłów poświęcił temu zagadnieniu kilka swych „śród" (tj. organizowanych w środy spotkań popularyzujących jego teorie), na których mówił o możliwościach przywracania równowagi procesów nerwowych. Wprawdzie Pawłów nie posługiwał się ter­minem „terapia" czy „psychoterapia", lecz „ćwiczenie", niemniej jednak istota oddziaływania była ta sama, gdyż dzięki tym ćwiczeniom doprowadzono do pozytywnych zmian w zachowaniu zwierzęcia.

Pawłów podał przykłady psów, u których ćwiczenia spowodowały zmianę typu reagowania. I tak np. badany w jego laboratorium pies Postrieł — nadmiernie pobudliwy i w związku z tym charakteryzujący się wszelkimi zaburzeniami zachowania — dzięki odpowiednim ćwi­czeniom, które wzmocniły jego funkcje hamowania, stał się najsil­niejszym spośród psów zrównoważonych.

Podczas jednego ze spotkań (25 XI 1931 r.) Pawłów omówił bardzo ciekawy przypadek psa Białego, który, oprócz dużej nadpo­budliwości, przejawiał również agresję oraz wykazywał niedomogi procesu hamowania. Ponieważ żadne ćwiczenia eksperymentalne nie przynosiły oczekiwanych rezultatów, poddano go tresurze. To właśnie okazało się bardzo skuteczne, pozwoliło na wzmocnienie procesu hamowania oraz wpłynęło na radykalne wyeliminowanie agresji z jego zachowania.

Jednak żaden z tych badaczy nie zdołał rozpowszechnić szerzej zasad terapii behawioralnej, gdyż nie odczuwano potrzeby zmiany tradycyjnych metod terapii. Zainteresowano się nią dopiero wtedy, gdy zaczęto krytykować wcześniejsze sposoby leczenia.

Najbardziej krytyczną pracę na ten temat napisał H.J. Eysenck, w której m.in. stwierdza, że stosowanie terapii tradycyjnej (tj. głównie psychoanalitycznej) nie przynosi na dobrą sprawę żadnych rezultatów. Stany nerwicowe, które leczy się psychoterapią, ulegają samorzutnej remisji. Tak więc neurotycy leczeni psychoterapią i neurotycy nie leczeni po pewnym czasie nie wykazują żadnych różnic..

Poglądy tego autora nastawiły wielu badaczy sceptycznie do celo­wości prowadzenia terapii metodami tradycyjnymi. Wkrótce po opub­likowaniu jego pracy zaczęły ukazywać się liczne doniesienia stwierdzające, że do wywołania subiektywnego złudzenia poprawy stanu psychicznego pacjenta (jaki uzyskuje się w ramach tradycyjnie pro­wadzonej psychoterapii) nie potrzeba wcale odbywać studiów me­dycznych lub psychologicznych. Efekt taki mogą osiągnąć począt­kujący studenci, a nawet zupełnie niewykształcone w zakresie psy­chologii i psychiatrii gospodynie domowe, które zechcą tylko cier­pliwie wysłuchać danego pacjenta i życzliwie ustosunkować się do jego problemów.

Krytyka dawnych form psychoterapii stworzyła dogodny klimat dla rozwoju terapii behawioralnej, która w ostatnim dwudziestoleciu stała się nie tylko jedną z najbardziej rozpowszechnionych metod leczenia różnego rodzaju zaburzeń psychicznych, lecz także zdobyła dla oddziaływań psychokorekcyjnych coraz to nowe dziedziny. Me­todzie tej poświęca się obecnie wiele książek i artykułów, a w celu wymiany doświadczeń w zakresie Jej stosowania stworzono cztery naukowe periodyki: „Behavior Research and Therapy" (założony w 1963 r. przez Eysencka), „Joumal ofApplied Behavior Anałysis" (założony w 1968 r. przez Wolfa), „Behavior Therapy" (założony w 1970 r. przez Franksa), „Behavior Therapy and Experimental Psychiatry" (założony w 1970 r. przez Wolpego).

Jedną z dziedzin, w której terapia behawioralna znalazła szerokie zastosowanie, jest resocjalizacja przestępców (nieletnich i dorosłych) oraz dzieci przejawiających różnego rodzaju zaburzenia emocjonalne i postawy antyspołeczne. Wprawdzie w resocjali­zacji przestępców szeroko wykorzystano psychodynamiczne formy psychoterapii, nie dotyczy to jednak przestępców bardziej zdemora­lizowanych i psychopatycznych, głównie dlatego, że nie udało się wytworzyć u nich dostatecznie silnej motywacji do uczestnictwa w psychoterapii, co jest warunkiem sine quo nonj] skuteczności.

Ogólnie ujmując, przed terapią behawioralna stawia się trzy następujące cele resocjalizacyjne:

— wyrównywanie braków w zachowaniu. Jak po­wszechnie wiadomo, zachowanie przestępcze lub zaburzenia emocjonalne często wynikają z licznych niedostatków różnych sfer ludzkiego zachowania. Mogą to być m.in. słaba umiejęt­ność wypowiadania się, niski poziom wiedzy, nieumiejętność obcowania z innymi ludźmi według zasad przyjętych w danym kręgu kulturowym itp.

Wskutek tych braków w zachowaniu jednostka nie otrzymuje w kontekstach społecznych wzmocnień pozytywnych, które z reguły utrwalają i rozwijają wartościowe ze społecznego punktu widzenia cechy zachowania. Natomiast otrzymuje ona wzmocnienia negatywne (są to kary i bodźce awersywne). Ponieważ często otrzymanie bodź­ców negatywnych prowadzi, z jednej strony, do nadmiernej agresji, z drugiej zaś, do wzmocnienia reakcji społecznie nieadekwatnych (przez nadanie im właściwości wzmocnienia pozytywnego w grupach osób przejawiających podobny typ zachowania), najpilniejszym zadaniem oddziaływań resocjalizacyjnych powinno być wyrównanie tych braków w zachowaniu;

— Eliminowanie negatywnych cech zachowania. W wyniku wypaczenia systemu wartości osobnik przestępczy, a także wykazujący zaburzenia emocjonalne, przyswoił sobie szereg niewłaściwych form zachowania, które ogromnie utrud­niają mu funkcjonowanie w życiu społecznym. Zadaniem re­socjalizacji behawioralnej powinno być więc, z jednej strony, pozbawienie negatywnych form zachowania, z drugiej zaś, dostarczenie silnych wzmocnień pozytywnych cechom wartoś­ciowym społecznie.

— Wzmocnienie kontroli własnego zachowania. W procesie terapii behawioralnej bardzo ważną rolę odgrywa wyrobienie u przestępców i osobników wykazujących różnego rodzaju zaburzenia emocjonalne wystarczająco silnej umiejętności powstrzymywania szeregu reakcji i zapanowania nad natychmiastowym uzewnętrznianiem swych emocji itp. Zacho­wanie przestępcze wynika bowiem często nie tylko z niewłaś­ciwych reakcji w stosunku do innych ludzi i ich własności, lecz również z nieumiejętności powstrzymania wielu reakcji, np. ataku gwałtownej agresji, chęci natychmiastowego zaspoko­jenia potrzeb itp.

Stosowane w resocjalizacji metody terapii behawioralnej oparte zostały na paradygmatach procesu uczenia się, opracowanych przez B.F. Skinnera i O.R. Lindsieya. Ukazują one związki zachodzące pomiędzy specyficznymi warunkami otoczenia a zachowaniem człowieka. Stosunkowo prosty jest paradygmat Skinnera. Składa się on z trzech elementów, którymi są: bodziec różnicujący S'1, reakcja R oraz bodziec wzmacniający — S. Graficznie wygląda to w ten sposób:

bodziec różnicujący

R

reakcja

S'

bodziec wzmacniający

Paradygmat ten w praktycznych sytuacjach szkolnych przedstawia się następująco. Zadanie arytmetyczne czy materiał służący do ryso­wania stanowią bodziec różnicujący; rozwiązywanie zadań czy ryso­wanie Jest reakcją, podczas gdy pochwała nauczyciela jest bodźcem wzmacniającym.

Nieco bardziej złożone paradygmaty, tłumaczące przebieg procesu uczenia się przedstawił O.R. Lindsiey.

Pierwszy z nich ilustruje organizację składników procesu uczenia się:

Jak nietrudno zauważyć oba paradygmaty Lindsieya zawierają dodatkowe zróżnicowanie ostatniego członu paradygmatu Skinnera, a mianowicie bodźca wzmacniającego. Ukazują one w dokładniejszy sposób proces wzmacniania.

Ogromna popularność metod korektury ludzkiego zachowania na podstawie zasad terapii behawioralnej stworzyła wokół nich (jako wskaźników nowoczesności procesu oddziaływań resocjalizacyjnych) określony klimat. Niemniej należy pamiętać o tym, że stosowanie ich bez uzupełnienia metodami tradycyjnymi pociąga za sobą trzy poważne niebezpieczeństwa.

1. Stosując metodę przyznawania nagród w postaci punktów za szereg wycinkowych form zachowania, stwarza się możliwość doprowadzenia do jednostronności w zachowaniu. Dzieje się tak z reguły wtedy, gdy jeden typ nagradzanego zachowania jest dla wychowanka łatwiejszy niż inne, czasami nawet waż­niejsze pod względem przystosowania społecznego. W związku z tym może on łatwo wyspecjalizować się w tym właśnie typie pozytywnego, nagradzanego zachowania, a następnie spekulo­wać nim — starać się zarobić możliwie najwięcej punktów w najłatwiejszy dla siebie sposób.

2. Sprowadzenie najróżnorodniejszych zabiegów resocjalizacyj­nych do warunkowania instrumentalnego wyraźnie spłyca cały proces wychowawczy, który w tradycyjnych systemach wycho­wawczych wypływa! z głębokich związków emocjonalnych pomiędzy wychowankiem a terapeutą, nauczycielem czy wy­chowawcą, stanowiąc wewnętrzny, a nie zewnętrzny drogo­wskaz zachowania.

Wymieniony typ negatywnych aspektów stosowania terapii beha­wioralnej w resocjalizacji można zilustrować na podstawie stworzonej przez E. Durkheima kategoryzacji postaw moralnych. Autor ten wyróżnił niższą (heteronomiczną) postać motywów moralnych, charakteryzującą się dążnoś­cią do wywiązywania się z zewnętrznych nakazów i zakazów, oraz wyższą (autonomiczną), wyrażającą się w realizacji wewnętrznych nakazów i zakazów. Otóż resocjalizacja oparta na bazie behawio­ralnej może stworzyć jedynie niższą warstwę motywów moralnych.

3. W amerykańskiej literaturze psychologicznej swego czasu dość popularny był nurt krytyki terapii behawioralnej zapocząt­kowany przez M.R. Leppera, D. Greene'a i R.E. Nisbetta, zna­ny pod nazwą „hipotezy przemotywowania". Otóż zwolennicy krytyki terapii behawioralnej z pozycji wymienionej koncepcji zakładają, że w normalnych warunkach człowiek odczuwa silną wewnętrzną potrzebę „ro­bienia sobie dobrze" (w najróżnorodniejszych zakresach). Na­tomiast terapia behawioralna zakłóca jak gdyby ten „naturalny" nurt motywacyjny, wprowadzając dodatkowe, zewnętrzne na­grody za to, że człowiek „robi sobie dobrze". W ten sposób owe głęboko tkwiące „wewnętrzne" potrzeby zostaj ą zastąpio­ne „zewnętrznymi korzyściami".

Niebezpieczeństwo terapii behawioralnej ma więc polegać na tym, że likwiduje ona wewnętrzne tendencje człowieka „przekierowując" je na zewnętrzne nagrody i tym samym zapewnia jedynie krótkotrwałe polepszenie zachowania. Natomiast z chwilą, gdy nagro­dy zewnętrzne przestaną działać, efekty treningu behawioralnego gwałtownie znikają i najczęściej poziom dojrzałości w zachowaniu danej jednostki staje się niższy niż przed rozpoczęciem terapii.

Obniżający poziom zachowania po wycofaniu wzmocnień pozy­tywnych odnotowało kilku autorów.

Z badań nad „hipotezą przemotywowania" na szczególną uwagę zasługują eksperymenty S. Reissa i L.W. Suhinsky'ego, których wyniki wskazują, że poziom zachowania obniża się po wycofaniu nagród tylko wtedy, gdy nagrody stosowane są w jednym rodzaju sekwencji zadaniowej. Natomiast wówczas, gdy stosowane są w różnych szcze­gółowych zadaniach i sposobach nagradzania, wykazuj ą dużą różno­rodność; efekt oddziaływania tak stosowanych wzmocnień nie łączy się z obniżeniem poziomu zachowania po zaprzestaniu działania nagród.

Wyniki tych badań wskazują więc na ograniczenie „hipotezy przemotywowania" i na zasadność stosowania terapii behawioralnej, która właśnie operuje (a w każdym razie powinna to czynić) różnorodnością wzmocnień przy różnej liczbie zadań.

Niemniej jednak „hipoteza przemotywowania" od tej pory ma swoich zwolenników, dostarczających dowodów na szkodliwość sto­sowania terapii behawioralnej. A.E. Kazdin, w swym obszernym pod­ręczniku poświęconym strategiom stosowania terapii behawioralnej w różnych dziedzinach oddziaływania psychokorekcyjnego, przedsta­wia trzy podstawowe argumenty, zgodnie z którymi „hipoteza prze­motywowania" nie stanowi zaprzeczenia wartości terapii behawio­ralnej :

1. Dane gromadzone do udowodnienia negatywnego wpływu „przekierowania" wzmocnień z wewnątrz na zewnątrz opierały się na badaniach laboratoryjnych, które koncentrowały się na życiowo mato istotnych czynnościach, jak np. szukanie drogi w labiryncie, łączenie kropek itp., natomiast terapia behawio-raina dotyczy na ogół takich czynności, których wystąpienie „samo z siebie" wywołuje różnego rodzaju dalsze nagrody, jak np. osiągnięcia szkolne, racjonalne ocenianie zjawisk. Zatem w przypadku wycofania sztucznych nagród zachowania te, drogą samoistnie wytwarzanych nagród, mogą się utrwalić.

2. Na ogół terapia behawipralna nastawiona jest na wywołanie takich zachowań, które nie są u pacjenta „motywowane wew­nętrznie". To znaczy jest ona stosowana wówczas, gdy np. uczeń wcale nie odczuwa chęci do uczenia się, pacjent szpitala psychiatrycznego do wykonywania wielu czynności higieniczno-sanitamych itp. Nie można więc w tym przypadku mówić o stępieniu motywacji wewnętrznej.

3. Terapia behawioralna stosowana jest jako proces przejściowy, inicjujący jedynie określone typy zachowań i pomagający w ocenie działania innych wzmacniających je nagród, oferowa­nych w zorganizowanym życiu społecznym.

Przedstawione wyżej negatywne aspekty oddziaływań resocjali­zacyjnych opartych na metodach terapii behawioralnej nie świadczą jednak o tym, że terapia behawioralna nie powinna być stosowana w resocjalizacji. Wręcz przeciwnie, jej wykorzystanie przynosi szereg bardzo ważnych korzyści. Do najważniejszych należą:

— możliwość opracowania dokładnych programów oddziaływań resocjalizacyjnych opartych na konkretnych przesłankach, wy­nikających ze znajomości praw warunkowania instrumen­talnego,

— stosunkowo prosta orientacja w skuteczności oddziaływań po­szczególnych zabiegów i tym samym możliwość stałego mody­fikowania programu oddziaływań resocjalizacyjnych,

— możliwość zastosowania różnorodnych technik resocjalizacyj­nych bez wzbudzania w wychowanku motywacji do świadomej pracy nad sobą, do samodoskonalenia się itp., co, jak wiadomo z praktyki, jest rzeczą bardzo trudną, a w przypadku psychopa­tów i charakteropatów wręcz niemożliwą. Dzięki tym zaletom terapia behawioralna umożliwia pracę resoc­jalizacyjną z młodzieżą nawet najbardziej wykolejoną oraz psycho­patyczną. Opierając Jednak programy oddziaływań resocjalizacyjnych na zasadach terapii behawioralnej, należy zawsze mieć na uwadze to, aby dokładnie opracowany system wzmocnień sprawczych wspie­rać innymi metodami resocjalizacyjnymi, które pozwolą uniknąć zubożenia wielce złożonego procesu budzenia i rozwijania postaw moralnych wychowanka.

Skuteczność, łatwość i klarowność metod terapii behawioralnej doprowadziły do bogacenia się tego sposobu resocjalizacji, w związ­ku z czym dzisiaj istnieje już bardzo rozległa literatura na temat róż­nych form i metod wprowadzania nowych elementów do terapii behawioralnej. Elementy te, z jednej strony, pozwalają na wykorzystanie wszystkich zalet tej formy strategii oddziaływań resocjalizacyjnych, z drugiej zaś strony, starają się eliminować wszystkie jej ogranicze­nia, o których mówiłem poprzednio.

Najbardziej znaną formą takiego wzbogacania metod behawioralnych w resocjalizacji jest dołączenie do mechanicznych niejako oddziaływań korekty zachowania (jaką stanowią metody behawioralne) elementów „treningu świadomości". Łącznie z kształtowaniem pozytywnych przejawów zachowania wychowanka metodami behawioralnymi (czyli poprzez konsekwentne stosowanie kar i nagród) przeprowadza się liczne dyskusje i stosuje perswazje, zmierzające do wyzwolenia głębszej refleksji nad przyczynami, a przede wszyst­kim nad skutkami negatywnego postępowania.

Ten typ modyfikacji behawioralnego podejścia do oddziaływań resocjalizacyjnych określany jest jako podejście kognitywno-behawioralne. Jest ono szczególnie znamienne w nowszych prog­ramach resocjalizacyjnych. Poza cechami definicyjnymi, czyli poza położeniem akcentu na formowaniu świadomości (polegającemu głównie na usprawnieniu oceny własnego postępowania) oraz na modelowaniu zachowania poprzez wycyzelowany system wzmoc­nień, podejście kognitywno-behawioralne charakteryzuje się także i tym, że w obręb jego oddziaływań wchodzą zasadniczo wszystkie nowoczesne techniki wypracowane przez podejście psychodynamiczne.

Stopniowo więc zanika linia demarkacyjna dzieląca oddziały­wania „od wewnątrz", lansowane przez psychoanalizę, i oddziały­wania „od zewnątrz", czyli behawioralne. Tylko bowiem umiejętne zespolenie obu tych podejść zapewnić może dogłębne i trwałe efekty w pracy resocjalizacyjnej. Jak podkreśla L. Micholson, głównym wyznacznikiem skuteczności współczesnych programów resocja­lizacyjnych jest integracja wielu odpowiednich do sytuacji podejść modyfikujących niepożądane zachowanie.

ROZDZIAŁ

Psychodynamiczne sposoby oddziaływań resocjalizacyjnych

Właściwości i sposoby oddziaływań resocjalizacyjnych

Jak już wspomniałem w poprzednim rozdziale, psychodynamiczne podejście psychokorekcyjne zrobiło w resocjalizacji nieby­wałą karierę i to bynajmniej nie ze względu na jego skuteczność, lecz raczej ze względu na wabiącą niczym śpiew syreni filozofię, na której opiera się ów rodzaj podejścia do resocjalizacji. Przy czym z góry trzeba powiedzieć, że filozofia ta (głosząca możliwość zaprowadzenia „ładu wewnętrznego" poprzez „zainstalowanie" mechanizmów samo­kontroli) przez długie lata bardziej przemawiała do wyobraźni orga­nizatorów procesu resocjalizacji niż do tych, którzy procesowi temu zostali poddani,

Fakt ten zmienił się dość zasadniczo w ostatnich czasach wraz ze wzrostem liczby sposobów oddziaływania psychokorekcyjnego, inspirowanego podejściem psychodynamicznym. Obecnie w krajach o wysokiej kulturze resocjalizacyjnej, gdzie podopieczni (tj, wycho­wankowie zakładów poprawczych, więźniowie, członkowie komun terapeutycznych itp.) mogą sobie wybierać odpowiednią formę te­rapii, zajęcia mieszczące się w konwencji myślenia psychodynamicz-nego cieszą się coraz większym zainteresowaniem u aktywnie uczest­niczących w procesie resocjalizacji wychowanków.

Rosnące zainteresowanie tego rodzaju podejściem psychokorekcyjnym łączy się z bardzo istotną cechą charakterystyczną, jakiej po­dejście psychodynamiczne nabiera na gruncie resocjalizacji, a mia­nowicie główny nacisk przesunięty został z indywidualnej pracy z pacjentem na rzecz pracy z grupą, czego —jak wiadomo — nie brał pod uwagę Z. Freud i wielu jego zwolenników. Pomimo tego, owo przesunięcie nacisku z terapii indywidualnej na grupową stanowi ogólny trend w zakresie oddziaływań psychoko-rekcyjnych na jednostki wykolejone.

Inną charakterystyczną cechą metod oddziaływań resocjalizacyj­nych, inspirowanych różnymi wersjami podejścia psychodynamicznego, jest doprowadzanie do silnych przeżyć emocjonalnych podczas tych „zabiegów". Wypływa to najprawdopodobniej ze zwiększonego zapotrzebowania na stymulację u większości przestępców, a szczegól­nie u tych, którzy posiadają cechy psychopatyczne, co szerzej omó­wiłem w innym miejscu.

Aby ukazać w najogólniejszych zarysach niezwykle rozległy ma­teriał dotyczący psychodynamicznych oddziaływań resocjaliza­cyjnych, nieodzowny jest jego podział. Najlepszy wydaje się podział na oddziaływania indywidualne i zbiorowe. Przy czym, ze względu na to, że oddziaływania zbiorowe są bezspornie bardziej reprezenta­tywne dla różnego rodzaju zabiegów resocjalizacyjnych, postaram się omówić je w dwóch grupach, wyróżnionych ze względu na to, czy owe zabiegi odbywają się w instytucjach resocjalizacyjnych, czy też w tzw. komunach terapeutycznych.

Istnieją co najmniej dwie podstawowe przesłanki dla rozróżnienia obu tych form. Po pierwsze, przebywanie we wszystkich zakładach resocjalizacyjnych jest wynikiem presji zewnętrznej, przymusu praw-no-porządkowego. Najczęściej więc pobyt w tych instytucjach jest odczuwany jako bardziej lub mniej dotkliwa kara, a także jako gwałt zadany występującej u każdego człowieka potrzebie wolności. Nato­miast pobyt w komunach terapeutycznych jest rodzajem „wewnętrz­nego przymusu", jest — mówiąc inaczej — próbą ucieczki od „normalnego" społeczeństwa, w którym dana jednostka nie mogła sobie znaleźć miejsca. W odróżnieniu od dotkliwie odczuwanego niezado­wolenia z pobytu w instytucjach resocjalizacyjnych, komuny terapeu­tyczne dla wielu swoich członków stanowi ą jedyne bezpieczne miej­sce na ziemi, niekiedy wręcz uważane są za raj,

Druga zasadnicza przesłanka, leżąca u podłoża odróżnienia zakła­dów resocjalizacyjnych od komun terapeutycznych, tkwi w tym, że na ogół w obu typach instytucji mamy jednostki wykazujące odmien­ne postacie dewiacji. W więzieniach, zakładach poprawczych itp. przebywają wyłącznie przestępcy kryminalni, podczas gdy w ko­munach terapeutycznych przebywają najczęściej narkomani, [chociaż często pokaźny procent członków różnego rodzaju komun terape­utycznych posiada „na swym koncie" czyny kryminalne, ogólnie jed­nak mieszkańcy komun różnią się zasadniczo od więźniów i wycho­wanków zakładów poprawczych. Przestępstwa popełniane przez członków komun terapeutycznych z reguły są albo stosunkowo mało istotne, albo też występują wyraźnie jako forma towarzysząca innej postaci wykolejenia (jest nią w tym przypadku narkomania czy alkoholizm).

Obie te postaci organizacyjne zbiorowego oddziaływania reso­cjalizacyjnego zostaną omówione po przedstawieniu uwag dotyczą­cych oddziaływań indywidualnych.

Oddziaływania indywidualne

W przypadku indywidualnego, a więc w pewnym sensie klasycz­nego stosowania psychoanalizy do resocjalizacji przestępców spo­tykamy najbardziej ewidentnie zaznaczone trudności, wynikające z redukcjonistycznego stanowiska psychoanalityków (szczególnie zaś ortodoksyjnych). Jak pamiętamy, skłonni oni byli utożsamiać wszelkie zaburzenia psychiczne z nerwicą. W ten sposób nie uwzględniono „typologicznej odrębności" zachowania wynikającego z cech psychopatycznych, które nieczęsto bywają powiązane z ner­wicą.

Ponieważ zaś przestępcze zachowanie może być efektem zarówno cech neurotycznych, jak i psychopatycznych, przy zastosowaniu psychoanalizy (czy mówiąc bardziej ogólnie podejścia psychodyna-micznego) napotykamy daleko posunięte ograniczenia. Zasadniczo podejście to może być stosowane (z lepszymi lub gorszymi skutkami) do przestępców neurotycznych, jest natomiast mało skuteczne w przypadku przestępców psychopatycznych.

Pod tym względem stale aktualny jest pogląd M. O'Malley, że „psychoanaliza jako metoda terapii w przypadku osobowości psychopatycznej [...] spotyka się z niepowodzeniem". Ta pesymistyczna ocena nie we wszystkich jednak przypadkach znajduje potwierdzenie. Istnieją bowiem doniesienia o skuteczności psychoanalizy w terapii jednostek wykolejonych.

I tak na przykład W. Bronberg przedstawił sprawozdanie o po­zytywnych wynikach leczenia 19-letniego przestępcy, odsiadującego wyrok w więzieniu marynarki wojennej. Według relacji tego pacjenta walka na noże i przewodzenie w różnego rodzaju buntach „było szczególnie podniecające". Rodzice pacjenta rozwiedli się. Ojciec był alkoholikiem kilkakrotnie skazanym na karę więzienia za różnego rodzaju przestępstwa kryminalne. W stosunku do syna przejawiał nasiloną agresję, bijąc go bardzo często i dotkliwie.

Na pierwszą sesję psychoanalityczną chłopiec przyszedł wbrew swej woli (w wyniku polecenia władz więziennych), w związku z czym początkowo w ostentacyjny sposób odmawiał współpracy, nie chcąc odpowiadać na żadne pytania. Następnym etapem zachowania młodocianego pacjenta były wybuchy agresji, w czasie których m.in. rzucił nożem w psychoanalityka (szczęśliwie chybiając). Stopniowo jednak, pod wpływem cierpliwości i życzliwej postawy W. Kronberga, a także stałych zachęceń do nawiązania kontaktu terapeutycznego, pacjent zaczął opowiadać o swoim „ubogim w miłość życiu".

Niemal równocześnie z początkiem „otwarcia się" pacjent zaczął miewać sny. Najpierw były to sny o zabijaniu, zabijał w nich straż­ników więziennych, współwięźniów, do których żywił różnego rodza­ju urazy, a wreszcie samego terapeutę. Później zmienił się podstawo­wy motyw jego snów. Ten nowy motyw wyrażał lęk przed terapeutą, Wraz ze zmianą motywu marzeń sennych nastąpiła również istotna zmiana w zachowaniu młodocianego pacjenta, a mianowicie zaczął on dokładniej analizować wszelkie polecenia i uwagi psychoana­lityka, a ponadto w sposób wyraźny wystąpiła identyfikacja z osobą tegoż analityka. Niestety W. Bronberg, w związku z przejściem do życia cywilnego, nie mógł dokończyć rozpoczętej i dobrze zapowia­dającej się terapii.

Do klasyki literatury psychoanalitycznej należy przedstawiony przez K. Friedlander opis psychoanalitycznych oddziaływań na oś­mioletniego Billa, który był dzieckiem „złośliwym i impulsywnym", nie umiejącym zupełnie panować nad swymi emocjami. Najbardziej zaś uderzającą cechą zachowania chłopca był „absolutny brak po­czucia winy". Autorka poddała swego małego pacjenta żmudnym i długotrwałym oddziaływaniom psychoanalitycznym. Ich głównym zadaniem było rozwinięcie u dziecka kontroli zachowania sprawowa­nej przez superego. Po osiemnastomiesięcznej terapii Billy „nie był wprawdzie —jak twierdzi K. Friedlander — nadal najodpowied­niejszym modelem wzorowego zachowania chłopca, niemniej jednak uczynił wielkie postępy [...] w rozwoju niezależnego superego" .

Inne relacje o pozytywnym wyniku zastosowania psychoanalizy w odniesieniu do przestępców przedstawiła M. Schmideberg, która poddała psychoanalizie jedenastu poważnych przestępców, wykazujących zanik poczucia winy i umiejętności nawiązywania kontaktu emocjonalnego z innymi.

Jak twierdzi autorka, przez zastosowanie oddziaływań psycho­analitycznych udało się jej uzyskać zdecydowaną poprawę u wszyst­kich poddanych terapii przestępców. Głównym terapeutycznym problemem w postępowaniu z przestępcami jest — jej zdaniem — umiejętność zapewnienia im „cierpliwej dobroci", aby mogli „wyprostować się poprzez stopniowe od­zyskiwanie miłości, bezpieczeństwa i wiary w pomoc ludzi stra­conych w dzieciństwie i aby w ten sposób mogli zyskać dyspozycje do umiejętności identyfikowania się z innymi".

Wspomniane postulaty nie zawężają się jednak wyłącznie do oddziaływań psychoanalitycznych, nacechowane nimi musi być bowiem każde podejście terapeutyczne. Toteż nie tylko psycho­analitycy mieli możliwość zebrania plonów swej „cierpliwej dob­roci". O pozytywnym wyniku oddziaływań resocjalizacyjnych dono­sili bowiem także terapeuci nie stosujący psychoanalizy, a także i „nieprofesjonalni klinicyści", jak np. kapelan więzienny, któremu udało się „sprowadzić na dobrą drogę" długoletniego przestępcę, zdradzającego wyraźne cechy psychopatyczne. Interesujący opis terapii „psychopatycznego kryminalisty", Harolda, przedstawił R. Linder w swej sławnej książce Buntownik bez powodu. Autor ten stosował głównie hipnoanalizę, a także ana­lizę wolnych skojarzeń i analizę snów. Harold został skierowany do autora wspomnianej książki ze względu na ślepotę, dla której lekarze nie znajdowali organicznego podłoża. Początkowo pacjent przejawiał opór i niechęć do nawiązania kontaktu z terapeutą, w miarę jednak oswajania się z sytuacją terapeutyczną (która początkowo wywo­ływała w nim wrażenie, że został oślepiony i postawiony nad brze­giem przepaści) zaczął opowiadać historię swego niezwykle burz­liwego życia, surowości ojca oraz lęku przed nim, niesamowitych wręcz doświadczeń seksualnych, na które składały się kontakty homo-seksualne, marzenia o seksualnym posiadaniu matki itp. Za wyśmie­wanie się z jego wypaczonych skłonności erotycznych Harold zabił jednego z więźniów.

Podczas hipnoanalizy Linder ustalił przyczynę ślepoty Harolda. Było nią— zdaniem tego autora — oglądanie w dzieciństwie stosunku seksualnego rodziców; „oglądanie rzeczy zakazanej stało się przy­czyną zakazania widzenia czegokolwiek", czyli ślepoty.

W wyniku przeprowadzonej hipnoanalizy Harold zyskał głębszy wgląd w swoją psychikę- Stał się, zdaniem R. Lindera, bardziej ref­leksyjny i skłonny do powstrzymywania typowej dla impulsywnych psychopatów tendencji do natychmiastowego zaspokajania potrzeb. Linder podaje, że oprócz Harolda metodą hipnoanalizy udało mu się zresocjalizować siedmiu innych psychopatów.

Do indywidualnych sposobów resocjalizacji przestępców należy także zaliczyć podawane niekiedy w literaturze przypadki otoczenia tego typu jednostki opieką rodzicielską. Dotyczy to szczególnie dzieci i młodzieży.

H. Uppman donosi np. o wzięciu na wychowanie przez praktykującego lekarza ogólnego, S. Kinga, 14-letniego chłopca wykazującego wyraźne cechy psychopatyczne. Dzięki wyro­zumiałości, łagodnej, a zarazem konsekwentnej postawie wobec dziecka dr King przełamał ogromny opór, jaki cechował chłopca, przed nawiązaniem z nim kontaktu emocjonalnego. Ponadto stopniowo udało mu się przezwyciężyć ogólną agresywność dziec­ka. Chłopiec przeszedł ewolucję zachowania od stadium, w któ­rym jego stosunek do opiekuna byt krańcowo agresywny i pro­wokacyjny, do fazy, gdy w pełni zaakceptował go, towarzysząc mu „jak cień" na każdym niemal kroku. W końcu chłopiec ten został przez swego opiekuna adoptowany, podjął naukę, a następ­nie studia uniwersyteckie.

Podobnych przykładów skuteczności indywidualnych oddzia­ływań na psychopatów można wymienić wiele, mija się to jednak z celem, ponieważ przytaczane przez niektórych autorów informacje o sukcesach w indywidualnym oddziaływaniu na przestępców wcale nie przekonują innych, że terapia indywidualna jest odpowiednia jako metoda resocjalizacji jednostek przestępczych.

Zakłady resocjalizacyjne dla nieletnich

Pierwsze doświadczenia

Za placówkę inspirującą nowoczesne formy oddziaływania resoc­jalizacyjnego na młodzież poważnie wykolejoną niewątpliwie uważać należy założony pod koniec pierwszej wojny światowej (w 1918 r.) przez A. Aichhoma dom dla przestępczych chłopców w Oberholla-brunn.

Wychowaniem bezdomnych dzieci A. Aichhom zajmował się już od 1907 r., jednak dopiero po zakończeniu wyniszczającej wojny, kiedy w Austrii, podobnie jak w innych krajach, problem przestęp­czości młodzieży i braku opieki nad nią stał się szczególnie palący, swe zainteresowania mógł rozwinąć na szeroką skalę.

Głównym założeniem teoretycznym A. Aichhoma było zastoso­wanie zdobyczy rodzącej się wówczas psychoanalizy do resocjalizacji młodzieży. Entuzjazm dla psychoanalizy towarzyszył mu niezmiennie przez całe życie. Świadczy o tym chociażby fakt, że po drugiej wojnie światowej (którą to wojnę, będąc Żydem, z trudem przeżył) został on wybrany przewodniczącym Wiedeńskiego Towarzystwa Psycho­analitycznego.

Swe doświadczenia w pracy z dziećmi wykolejonymi opisał w szeroko znanej, należącej do klasyki literatury psychologicznej książce, traktującej o resocjalizacji młodzieży przestępczej wydanej po raz pierwszy w 1925 r.

Aichhom stwierdza, że w prowadzonym przez niego zakładzie przebywały dzieci o dwóch charakterystycznych właściwościach. Typ pierwszy stanowili chłopcy rozpieszczeni, wychowywani przez nad­miernie opiekuńczych rodziców. Wykolejenie tej grupy wychowan­ków wypływało, jego zdaniem, z podłoża nerwicowego.

Drugą grupę chłopców, bardziej interesującą z punktu widzenia problematyki niniejszej książki, stanowili chłopcy nie wykazujący cech neurotycznych, lecz wchodzący w stałe konflikty z otoczeniem w wyniku niedorozwoju superego oraz słabo rozbudowanej świadomości. Niedorozwój owych sfer osobowości czynił tych chłopców nadmiernie impulsywnymi, agresywnymi, czyli psycho­patycznymi.

Dzieci z tej grupy —jak stwierdza Aichhom — „wychowywane były bez uczucia, cierpiąc z powodu nadmiernej surowości i bru­talności otoczenia". Głównym celem wychowania powinno być więc zaspokojenie u tych dzieci potrzeby miłości. „Pierwszym naszym zadaniem jest skompensowanie wielkiego niedosytu miłości, a do­piero później z wielką ostrożnością stawiać można wymagania wobec tych dzieci. Surowość zawiodłaby kompletnie. Nasze po­stępowanie z dziećmi z tej grupy scharakteryzowane być może w sposób następujący: zdecydowanie przyjacielska postawa, zapew­niające równowagę psychiczną zajęcia, dużo zabaw zapobiegających agresji i częste rozmowy indywidualne z chłopcami".

Łagodna, pełna miłości i permisywna postawa wobec wychowan­ków stanowić miała nowe, nieznane do tej pory doświadczenie dla chłopców doznających w swym życiu samych brutalnych upokorzeń. Spotkanie dorosłych pełnych łagodności i zrozumienia otworzyć miało nowe możliwości rozwoju emocjonalnego,

Ponieważ nowość (i odmienność) sytuacji, w jakiej się znaleźli, była dla chłopców zaskakująca, często próbowali oni w specyficzny sposób sprawdzać jej autentyczność i tym samym cierpliwość per­sonelu. „Najczęściej chłopcy reagowali na permisywność wychowaw­ców- zwiększeniem poczucia własnej siły, co znajdowało wyraz we wzroście postaw agresywnych, które często kończyły się płaczem z wściekłości, przeradzającym się następnie w przypływ czułości, prowadzący w końcu do poprawnego sposobu zachowania".

Istota procesu resocjalizacji zasadza się, zdaniem A. Aichhoma, na możliwości przeżycia kryzysu emocjonalnego, który ma zarówno właściwości oczyszczające psychikę, jak i może stanowić źródło zasadniczej zmiany stosunku do innych ludzi. Tylko bowiem emocjo­nalny kryzys przezwyciężyć może u chłopca opór przed głębszymi związkami z innymi. Ze względu na doniosłość kryzysu emocjonal­nego w systemie wychowawczym stworzonym przez A. Aichhoma, poważnym zadaniem personelu wychowawczego było rozmyślne aranżowanie owych kryzysów.

Dla przykładu przytoczę opis takiego zabiegu wychowawczego przedstawiony przez tego autora. Otóż jeden z wykolejonych wycho­wanków, u którego Aichhom stwierdził brak poczucia winy, obsługi­wał szkolny- sklepik. Zauważywszy rozbieżności w książkach rachun­kowych, Aichhom postanowił zastosować w stosunku do chłopca metodę emocjonalnego kryzysu w celu „zainstalowania" w jego psy­chice poczucia winy i niepokoju. W tym celu zaprosił go do swego gabinetu i zapytał w bardzo dwuznaczny sposób: „De zarabiasz każ­dego tygodnia?" Usłyszawszy to, chłopiec stanął jak wryty. „Czy pie­niądze zawsze rozprowadzasz prawidłowo?" — pytał dalej Aichhom. W odpowiedzi usłyszał „tak", wypowiedziane z dużym wahaniem. „Kiedy masz najwięcej pracy? Czy z samego rana?" — brzmiały kolejne pytania Aichhoma. Chłopiec stawał się coraz bardziej niespo­kojny, ale Aichhom zdawał się tego nie zauważać. Składał poroz­rzucane po pokoju książki, nagle powiedział: „Dobrze, kiedy wyjdzie­my stąd, chciałbym zapoznać się ze stanem twej kasy". Usłyszawszy to, chłopiec upuścił z rąk książkę, którą wziął uprzednio z półki. „O co chodzi?" — zapytał, „O nic — odpowiedział Aichhom — Czyżby było coś nie w porządku z kasą?" Wychowanek, chcąc prze­móc strach, jąkając się, zaczął się tłumaczyć z brakujących pieniędzy. Wtedy Aichhom, nie mówiąc nic, wręczył mu sprawdzoną przez sie­bie kasę. Chłopiec wybiegł nagle z pokoju, po paru minutach powró­cił tam i znowu i powiedział z płaczem: „Pozwól zamknąć mnie zno­wu w więzieniu, nie zasłużyłem na twą pomoc, będę zawsze złodzie­jem". Kryzys ów zaindukował w chłopcu — zdaniem Aichhoma — poczucie winy, którego nie doznawał przedtem. Po tym wydarzeniu wychowanek został więc — według Aichhoma — wyleczony.

Warto może przy tej okazji zwrócić uwagę na daleko idące podobieństwo pomiędzy stosowaną przez Aichhoma metodą kryzy­sów emocjonalnych a stosunkowo częstymi metodami wstrzą­sowymi przedstawionymi przez A. Makarenkę w opisach własnych doświadczeń pedagogicznych, które pochodzą z tego samego okresu. Przedstawiane przez Makarenkę opisy nie zawierają wprawdzie, tak jak praca A. Aichhoma, próby budowania zwar­tego systemu teoretycznego, niemniej jednak w literacki sposób oddają klimat psychologiczny przesileń emocjonalnych. Oto przy­kład jednego z podobnych zabiegów, zastosowanego na przyjętym powtórnie do prowadzonej przez Makarenkę kolonii wychowanku, Szymonie Karabanowie, który uprzednio usunięty został za kra­dzież.

„Po jakich dwóch tygodniach [od powtórnego przyjęcia — dopisek K.P.] zawołałem Szymona i powiedziałem mu po prostu:

— Masz tu upoważnienie. Otrzymasz w Wydziale Finansowym pięćset rubli.

Szymon otworzył usta i oczy, zbladł i poszarzał, i powiedział zmieszany:

— Pięćset rubli? I co?

— I nic więcej — odpowiedziałem, zaglądając do szuflady — przy­wieziesz je tu [...]

Przed wieczorem Szymon wszedł do gabinetu w krótkim przepasanym kożuszku, szczupły i zgrabny, ale z ponurą twarzą. W milczeniu położył na stole paczkę asygnacji i rewolwer.

Wziąłem paczkę do rąk i zapytałem najobojętniejszym głosem, na jaki tylko mogłem się zdobyć:

— Liczyłeś?

— Liczyłem.

Niedbale wrzuciłem paczkę do szuflady.

— Dziękuję, żeś pojechał. Idź na obiad. Karabanow, nie wiadomo dlaczego, przesunął pasek z lewej strony na prawą, przeszedł się po pokoju, ale powiedział cicho:

— Dobra. I wyszedł,

Minęły dwa tygodnie. Szymon, spotykając mnie, witał się nieco ponuro, jak gdyby go coś krępowało.

Z równie ponurą miną wysłuchał mego nowego rozkazu:

— Pojedź, przywieź dwa tysiące rubli. Długo i z oburzeniem patrzał na mnie, wsuwając brauning do kieszeni, potem powiedział podkreślając każde słowo:

— Dwa tysiące rubli? A jeśli nie przywiozę pieniędzy? Zerwałem się z miejsca i wrzasnąłem na niego:

— Proszę cię bez idiotycznych rozmów! Daję ci polecenie, idź i rób, co ci każę! Nie ma co się bawić w psychologię!

Karabanow wzruszył ramionami i wyszeptał niezdecydowanie:

— No cóż...

Gdy przywiózł pieniądze, przyczepił się:

— Przeliczcie.

— Po co?

— Przeliczcie, proszę was!

— Ale tyś przecie liczył?

— Przeliczcie, mówię wam.

—Odczep się!

Schwycił się za gardło, jak gdyby go coś dusiło, potem rozerwał kołnierz i zachwiał się.

— Znęcacie się nade mną! Nie może być, żebyście mi tak dowierzali. Nie może być. Słyszycie? Nie może to być. Naumyślnie ryzykujecie, nau­myślnie, wiem to...

Nie mógł złapać tchu i usiadł na krześle.

— Muszę drogo płacić za twoją usługę.

— Jak to płacić? — zerwał się Szymon.

— Patrzeć na twoje histeryczne zachowanie. Szymon oparł się o parapet i ryknął:

— Antoni Siemionowiczu!

— No, co ci? — powiedziałem już nieco przestraszony.

— Gdybyście wiedzieli! Gdybyście tylko wiedzieli! Pędziłem tą drogą i myślę; żeby to Bóg był na świecie. Żeby to Bóg posłał kogoś, żeby tak w lesie rzucił się na mnie... Niechby ich było dziesięciu, niechby ich było nie wiem ilu... nie wiem. Strzelałbym, zębami bym rwał jak pies, aż zakatrupiliby. - -I wiecie, prawie płaczę. Ja wiem, przecież wy tutaj siedzicie i myślicie: czy przywiezie, czy nie przywiezie? Ryzykowaliście przecie, prawda?

— Dziwak z ciebie, Szymon! Z pieniędzmi ryzyko jest zawsze. Nie można przywieźć na kolonię paczki pieniędzy bez ryzyka. I ja myślę tak:

jeżeli ty będziesz przywoził pieniądze, to ryzyko będzie mniejsze. Tyś mło­dy, silny, świetnie jeździsz konno, ty zwiejesz przed wszystkimi bandytami, a mnie łatwo schwytają.

Szymon radośnie zmrużył jedno oko:

— No i chytry z was człowiek. Antoni Siemionowiczu"

Przedstawione powyżej doświadczenia, po próbie ułożenia ich w zwarty system teoretyczny, stanowiły zaczyn rozwoju metody postępowania resocjalizacyjnego z młodzieżą poważnie wykolejoną i psychopatyczną zwanej w literaturze zachodniej „terapią otocze­niem". Istota terapii otoczeniem (czy — mówiąc inaczej — środowiskiem społecznym) polega na skoncentrowaniu na wychowanku bodźców do właściwego postępowania, na posta­wieniu wychowanka w sytuacji totalnego naporu pozy­tywnych oddziaływań. Starano się opracować (analizując czynność po czynności) pod kątem walorów terapeutycznych, niemal każdą chwilę pobytu w zakładzie resocjalizacyjnym, cały rozkład dnia, od wstania z łóżek do powrotu do nich po pracowitym dniu. Cały per­sonel, bez względu na pełnione funkcje, miał wyznaczone role w pro­cesie resocjalizacji, tylko bowiem w ten sposób można było wpro­wadzić zasadę totalnego nacisku na uspołecznienie zachowania podopiecznego,

Zapoczątkowana przez A. Aichhorna metoda rozpowszechniła się bardzo szybko w latach trzydziestych naszego stulecia w wielu krajach. Do szeroko znanych instytucji pracujących wedle tej metody należała np. Hawthome Cedar-Knolls School czy wioska dziecięca pod Sztokholmem. Wiele elementów stosowanych w milieu therapy weszło na trwałe do wszystkich nowoczesnych instytucji resocjalizacyjnych. W miarę gromadzenia doświadczeń w pracy z dziećmi poważnie wykolejonymi (najczęściej psycho­patycznymi) w wielu placówkach resocjalizacyjnych uważanych wówczas za wzorowe, typowe dla milieu therapy zmasowanie nacisku na poprawę zachowania wychowanka wyrażało się w zwiększeniu reżimu dyscyplinarnego.

Za przykład takiej wersji milieu therapy służyć może wspom­niana wyżej Hawthome Cedar-Knolls School. W instytucji tej każ­de niemal dziecko posiadało oddzielny program oddziaływań te­rapeutycznych. Te dzieci, które nie posiadały rozwiniętego poczu­cia winy, świadomości społecznej i nie cierpiały też na zaburzenia neurotyczne, poddawane były silnej autorytarnej kontroli, połą­czonej z bardzo surowymi (choć nie złośliwymi) karami za wszel­kie przewinienia.

Ocena metod stosowanych w tej instytucji była na ogół różna. Wspomniane metody miały się bardzo dobrze sprawdzić w przypadku resocjalizacji chłopców, czyniąc ich szczególnie przydatnymi i dobrze przystosowanymi do służby wojskowej, zupeł­nie natomiast zawiodły w przypadku próby resocjalizacji 82 dziew­cząt psychopatycznych.

Milieu therapy na szeroką skalę zastosowano w latach pięćdziesiątych w amerykańskiej instytucji zwanej Wiłtwyck School w Nowym Jorku. Zakład ten przeznaczony był dla około setki chłopców w wieku 8-14 lat, sprawiających najróżnorod-niejsze kłopoty wychowawcze. Poważny procent wychowanków tej instytucji przejawiał cechy wyraźnej psychopatii, dlatego też warto poświęcić nieco uwagi metodom stosowanym w tej placówce.

Podstawowa idea sposobu oddziaływania w Wiłtwyck School wyrażona została przez Ernesta Papanka', który był jednym z jej dy­rektorów. Mówił on: „Kara uczy dziecko tylko tego, jak można karać, natomiast poprzez wykazanie dziecku zrozumienia i pomocy, nau­czymy je rozumieć innych oraz współpracować z otoczeniem".

Istota stosowanej w Wiłtwyck School wersji milieu therapy za­sadzała się na zapewnieniu chłopcom możliwości swobodnej eks­presji tłumionego żalu i agresji (przynajmniej do tych granic, w jakich owo „wyładowanie" nie wyrządzało zbyt poważnych i nieodwra­calnych szkód). Wspomniany już Papanek przytacza przykład, jak jeden z nowo przybyłych wychowanków w napadzie złości wybił w jadalni 32 szyby. Po uspokojeniu chłopca Papanek „bez robienia jakichkolwiek wyrzutów" oświadczył mu, że za szyby będzie musiał zapłacić i w związku z tym będzie się potrącać odpowiednią sumę z jego wynagrodzenia. Po trzech tygodniach wezwał jednak wino­wajcę do swego gabinetu i wypłacił mu pełną sumę wynagrodzenia za pracę. W ten sposób —jak przypuszczał — uśmierzył w chłopcu poczucie krzywdy, a równocześnie uświadomił mu, że „władza może nie tylko karać, lecz także pomagać i wybaczać".

Pozwolenie na otwarte wyrażanie stanów emocjonalnych w ni­czym jednak nie wykluczało społecznej odpowiedzialności chłopców za swe czyny. Organizacja Wiłtwyck School nastawiona była przede wszystkim na wyzwolenie inicjatywy i społecznej odpowiedzialności. Główną drogą wyzwolenia tych cech był samorząd wychowanków. Wszyscy wychowankowie wybierali zarząd zakładu, a ponadto ko­misje; aprowizacyjną, organizacji pracy zarobkowej, stołówkową i sportową. Działanie tych organów przedstawicielskich, łącznie z od­bywającymi się raz w tygodniu zebraniami ogólnymi, „dawały chłop­com szansę życia i pracy w spokoju, a równocześnie uczyły demo­kracji".

Wysiłki wychowawców wspierane były regularnymi posiedze­niami terapeutycznymi z chłopcami, stosowano zarówno psycho­terapię indywidualną, jak i zbiorową. Dwóch psychologów i dwóch psychiatrów pracowało na co dzień z najtrudniejszymi przypadkami, Dwóch specjalistów od terapii grupowej przeprowadzało z chłop­cami regularne posiedzenia, w których uczestniczyli wychowawcy. Ponadto w Wiłtwyck School zatrudnionych było dziesięciu pracow­ników społecznych, których zadaniem było przeprowadzenie z chłopcami raz na tydzień wywiadów odnośnie ich planów życio­wych, a także ułatwianie organizacji życia w mieście po opuszczeniu zakładu. W każdym tygodniu odbywały się posiedzenia całego per­sonelu w celu omówienia postępowania jednego z chłopców. Narady te stanowiły zarazem podstawę ogólnej oceny postępów resocja­lizacji.

Najważniejszym chyba elementem przy analizie efektów pracy metodą milieu therapy jest stosunkowo dokładny pomiar zmian w osobowości chłopców psychopatycznych przebywających w Wił­twyck School, dokonany przez W. i J. McCordów na przestrzeni lat 1954-1955. Była to wnikliwa i wszechstronna analiza porów­nawcza między chłopcami psychopatycznymi a neurotycznymi i psy­chotycznymi w zakresie kilku cech najbardziej istotnych dla zacho­wania psychopatycznego. Do tego celu McCordowie posłużyli się niezwykle dokładną, jak na owe czasy, procedurą psychometryczną. Warto — jak sądzę — przytoczyć niektóre informacje zarówno o metodach tych badań, jak i o wynikach, zawartych w pierwszej ich książce poświęconej psychopatii oraz jej związkom z przestępczoś­cią.

Chyba najbardziej istotną cechą zachowania chłopców, która może służyć za wskaźnik ich socjalizacji, była agresja. Nasilenie agresji mierzono testem projekcyjnym, był nim tzw. Rover Test. Test ten ukazywał psa, zwanego Rover, w różnych sytuacjach frustracyjnych. Pytanie kierowane do badanego brzmiało: „Co Rover za­mierza zrobić?". Dziecko miało do wyboru trzy reakcje psa: agre­sywną, wycofującą i neutralną. Typową sytuacją, jaką przedstawiano na obrazkach, było karanie tego psa przez jego pana. Badane dziecko miało wybrać trzy odpowiedzi: „Rover zamierza ugryźć swego pana" (agresywna), „wykazać smutek" (wycofująca) względnie „za­przyjaźnić się z wieloma ludźmi" (neutralna). Zgodnie z oczekiwa­niami w początkowym badaniu dzieci psychopatyczne wybierały daleko więcej odpowiedzi agresywnych niż dzieci neurotyczne i psy­chotyczne.

Równie ważną cechą mierzoną w celu stwierdzenia postępu re­socjalizacji było poczucie winy. Cechę tę badano przy pomocy opo­wiadania o chłopcu imieniem Bob, który narusza różne standardy zachowania przyjęte w społeczeństwie amerykańskim- Opowiadanie to kończyło się pytaniem; „Jak czuje się Bob?". Na to pytanie badany miał odpowiedzieć wybierając trzy możliwe sposoby reakcji; satys­fakcję, strach przed karą i zintemalizowanie poczucia winy.

Typowa historyjka przedstawiała się następująco: „Bob i Jack bili się pewnego dnia. Bob wyjął nóż i ugodził Jacka. Jak czuł się Bob?" S kategoryzowane odpowiedzi brzmiały: „czuje się zado­wolony, ponieważ nienawidził Jacka" (satysfakcja); „Bob przestraszył się, że Jack mu tego nie wybaczy i zemści się" (strach przed karą) i „Bob czuł się zmartwiony, że skaleczył Jacka" (zinternalizowanie poczucia winy). Jak można było przypuszczać, w czasie pierwszego

badania dzieci psychopatyczne wybierały więcej odpowiedzi wyrażających satysfakcję w porównaniu z dziećmi neurotycznymi i psychotycznymi.

Bardzo istotnym wskaźnikiem postępów wychowawczych w Wiltyck School było określenie zmian postawy wobec autorytetów. Jak bowiem wiadomo, do cech znamionujących zachowanie psycho­patyczne należy lekceważący stosunek do autorytetów społecznych lub też zupełne ich nieuwzględnianie jako „namiarów identyfika­cyjnych". Stosunek do autorytetów badany był również niedokoń­czonym opowiadaniem. W opowiadaniu tym chłopiec imieniem Bob naruszył w jakiś sposób normy właściwego postępowania i wtedy do akcji wkraczała osoba reprezentująca autorytet społeczny (rodzic, policjant, nauczyciel). Po wkroczeniu na scenę authority figurę dziec­ku stawiano pytanie: „Jak zachowa się (co zrobi) ta osoba?". Typowa historia przeznaczona do badania postawy wobec autorytetów brzmia­ła następująco: „Bob pewnego wieczora wrócił do domu bardzo póź­no. Miał nieprzyjemne zdarzenie, przewrócił się i skaleczył. Co zrobił jego ojciec?" Badany miał do wyboru dwie wypowiedzi wskazujące na postawę lękową wobec osób zajmujących pozycje autorytetów społecznych oraz dwie odpowiedzi przypisujące im skłonności opiekuńcze.

Odpowiedzi przedstawiające autorytety społeczne jako osoby pełne grozy były następujące: „ojciec zbił Boba za to, że się spóźnił";

„ojciec wpadł we wściekłość". Natomiast odpowiedzi przedstawia­jące osoby zajmujące pozycje autorytetów społecznych jako opiekuń­cze brzmiały: „ojciec umieścił Boba w szpitalu, ponieważ wrócił on chory"; „jeżeli skaleczenie Boba było groźne, jego ojciec zaban­dażował mu ranę". W zdecydowanej większości wypadków dzieci psychopatyczne wybierały odpowiedzi przedstawiające autorytety społeczne jako osoby groźne i skłonne do nadmiernego karania.

Inną cechą badaną w celu określenia postępu w resocjalizacji była samoocena. Badano ją, najogólniej rzecz biorąc, dwiema me­todami. Po pierwsze, czytano chłopcu listę 20 cech psychologicznych z prośbą o odpowiedź: „Czy taki jesteś?". Druga metoda polegała na zadaniu dziecku pytań projekcyjnych, w rodzaju: „Co ludziom najbardziej podoba się w tobie?", „Jeśli chciałbyś być kimś ważnym w świecie, to kim chciałbyś być?", „Jaki powinien być dobry chłopiec?".

Początkowo wszyscy chłopcy psychopatyczni oceniali się od­wrotnością cech dobrego chłopca, zaś swe zamiary bycia kimś lo­kowali bardzo wysoko — chcieli być supermanami z oglądanych fil­mów lub prezydentami.

Obok wymienionych wyżej cech, mierzonych przy zastosowaniu technik projekcyjnych, kilka innych, istotnych dla zachowania chłop­ców cech, takich jak złośliwość, otwarta agresywność i sugestywność, określanych było na podstawie skal oszacowań, wypełnianych przez wychowawców. Oceniający, znając dzieci najlepiej z całego per­sonelu, nie byli równocześnie informowani, jakiemu celowi służy sporządzana przez nich ocena, co, zdaniem prowadzących badania, wykluczało jej tendencyjność.

Trzecią metodą oceny zachowania chłopców był eksperyment sytuacyjny, badający reakcje na frustracje.

Eksperyment polegał na tym, że wychowawca każdej z grup oś­wiadczył swym podopiecznym, w momencie, gdy mieli oni — zgod­nie z rozkładem dnia — wyjść z domu, aby się bawić, że nie mogą wyjść bawić się, lecz muszą dodatkowo posprzątać. Zadaniem wychowawców było zaobserwowanie reakcji poszczególnych dzieci w momencie tej frustrującej sytuacji. Z obserwacji wynikało, że chłopcy psychopatyczni reagowali na sytuacje frustracyjne zwięk­szoną agresją i nadmierną ruchliwością motoryczną, podczas gdy dzieci neurotyczne stawały się apatyczne i zahamowane.

Jak już wspomniałem uprzednio, chłopców przebywających w Wiłtwyck School badano metodą test-retest. Pierwsze badania przeprowadzono w 1954 r., natomiast drugie po upływie roku. W ba­daniach uwzględniono zarówno aspekt poprzeczny (tj- wspomniane już różnice między chłopcami psychopatycznymi a neurotycznymi i psychotycznymi) Jak i podłużny. Ten drugi, longitudinalny aspekt, określono poprzez podział 107 chłopców przebywających w czasie przeprowadzania badań w Wiłtwyck School na trzy grupy, w zależ­ności od czasu pobytu w zakładzie. I tak grupę pierwszą, nowicjuszy, stanowili chłopcy przebywający od jednego tygodnia do ośmiu mie­sięcy, drugą, średnio zaawansowaną, stanowili ci chłopcy, którzy przebywali w zakładzie od dziewięciu do dwudziestu trzech miesięcy, oraz trzecią, „starą gwardię", stanowili chłopcy przebywający w za­kładzie ponad dwadzieścia trzy miesiące.

Rezultaty tych badań są w świetle porównań wielce zachęcające. Jak się bowiem okazało, w porównaniu z dziećmi neurotycznymi i psychopatycznymi, pobyt w Wiłtwyck School najlepszy wpływ wywarł na dzieci psychopatyczne. Dokładniejsze dane zawiera ze­stawienie (tab. 2). Ukazuje ono, że zachowanie dzieci psychopa­tycznych uległo poprawie w najbardziej istotnych wskaźnikach, co — zdaniem W. i J. McCordów — bardzo pozytywnie świadczy o możliwości zastosowania milieu therapy w resocjalizacji psycho­patów. W przypadku zaś dzieci neurotycznych oddziaływanie Wił­twyck School było wprawdzie —jak wspomniałem — mniej efek­tywne, niemniej jednak i w tym przypadku odnotowano istotną po­prawę.

Interesującym faktem jest przeprowadzenie przez W. i J. McCor­dów szeroko zakrojonych badań porównawczych na wychowankach z Witiwyck School oraz na wychowankach tradycyjnego, najstarszego w USA zakładu poprawczego (założonego w 1846 r. w Massachusetts), zwanego Lyman School. Z obu tych zakładów wybrano w spo­sób losowy po 35 wychowanków, których poddano następnie bada­niom z zastosowaniem serii różnych testów osobowości, jak np. skon­struowany przez H. Mmraya Test Inter­akcji Dziecka z Dorosłym, skale dokonujące pomiaru cech auto­rytarnych i skłonności do uprzedzeń, skale zawierające pytania pro­jekcyjne (np. który z popędów najtrudniej ci kontrolować) itp.

Tabela 2.

Główne wyniki badań w Wiłtwyck School

Cechy i miary

Psychopaci

Neurotycy

Agresja [Rover Test)

zmniejszona**

nie wykryto zmian

Tendencje unikające (Roi/er Test)

nie wykryto zmian

zmniejszone**

Internalizacja poczucia winy

zwiększona**

nie wykryto zmian

Złośliwość przypisana osobom znaczą­cym

zmniejszona**

nie wykryto zmian

Realistyczna samoocena

zwiększona*

zwiększona*

Negatywna samoocena

zmniejszona*

zmniejszona*

Reakcja na frustracje (wykazane w teście sytuacyjnym)

Oceny wychowawców: — zachowanie agresywne — zachowanie wycofujące — kontrola impulsywności i destrukcyj-ności

zmniejszone nie wykryto zmian zwiększona

nie wykryto zmian zmniejszone nie wykryto zmian

*Róźnica istotna (p. 0,05) pomiędzy chłopcami przebywającymi 0-8 miesięcy i 9-23 miesiące oraz dłużej.

**Różnica istotna (p. 0,05) pomiędzy pierwszym a drugim badaniem

Do najciekawszych wyników tych badań zaliczyć można następu­jące:

— wychowankowie Wiłtwyck School wybierali przyjaciół spośród chłopców nieagresywnych, podczas gdy chłopcy z Lyman School skupiali się wokół złośliwych i najprawdopodobniej psychopatycznych liderów,

— na prośbę przedstawienia idealnego typu wychowawcy większość wychowanków z Wiłtwyck podało cechy zrozumie­nia i lubienia wychowanków, podczas gdy chłopcy z Lyman podawali takie charakterystyki Jak: „potrafi zaprowadzić po­rządek", „zbije, jeśli potrzeba" itp.,

— chłopcy z Wiłtwyck wykazali brak poczucia bezpieczeństwa, podczas gdy wychowankowie z Lyman nie wy­kazali zaburzeń w tym zakresie,

— nie stwierdzono natomiast zmniejszania się stopnia agresyw­ności w obu zakładach,

— większość wychowanków z Wiłtwyck uważało, że świat jest w zasadzie „dobry", chłopcy zaś z Lyman przedstawiali świat jako pełen niebezpieczeństw i niepewności,

Jak stwierdzają cytowani autorzy, różnice pomiędzy wychowan­kami z obu zakładów nie mogą być przypisywane czynnikom innym, niż sposoby oddziaływań wychowawczych, bardziej pozytywne w przypadku Wiłtwyck School, chociaż w obu zakładach —jak pa­miętamy — nie zdołano doprowadzić do efektywnego zmniejszenia stopnia agresywności u podopiecznych,

Faktem godnym szczególnej uwagi było przeprowadzenie badań porównawczych nad skutecznością oddziaływań re­socjalizacyjnych Wiłtwyck i Lyman School w 1980 r., czyli po przeszło 25 latach, kiedy to wychowankowie obu tych zakładów zbliżali się do czterdziestego roku życia lub przekroczyli czter­dziestkę.

Tabela 3 przedstawia różnice w częstotliwości powtórnego popełnienia przestępstwa przez wychowanków z Wiłtwyck i Ly­man z rozróżnieniem na psychopatów i innych (tzn. niepsychopatów), przy równoczesnym podziale na grupy wiekowe byłych wychowanków, w których popełniali oni powtórne prze­stępstwa.

Tabela 3.

Recydywa wśród wychowanków z Wiłtwyck i Lyman

Przedział wieku

Psychopaci

Inni

Wiłtwyck N=42

Lyman N=37

Wiłtwyck

N=71

Lyman N=81

15-19

11%

79%

8%

55%

20-24

12%

14%

17%

24%

25-29

46%

39%

20%

14%

3&-34

36%

29%

15%

6%

35-40

33%

19%

19% •

3%

Powyższe dane ukazują dosyć zaskakującą prawidłowość, a mia­nowicie metody resocjalizacji stosowane w Wiłtwyck School wobec psychopatów są skuteczniejsze od metod stosowanych przez tradycyjnie zorientowany zakład (ze względu na zbytnią surowość zlikwidowany w 1973 r,) tylko w okresie pierwszych pięciu lat po opuszczeniu zakładu, natomiast nie wyposażają psychopatycznego wychowanka w trwalszą zaporę przed powtórnym przestępstwem po upływie tego okresu.

Jak bowiem wynika z przytoczonych danych, począwszy od 20 r.ż. recydywa u psychopatycznych wychowanków Wiłtwyck School zaczyna wzrastać, podczas gdy u wychowanków Lyman School zmniejszać się. Podobną prawidłowość, aczkolwiek mniej ewidentną, stwierdzono w przypadku innych, czyli niepsychopatycznych wychowanków z obu tych instytucji resocjalizacyjnych.

Współczesne rozwiązania

Wydaje się, że najlepszą ilustracją aktualnych trendów rozwoju praktycznych rozwiązań w zakresie oddziaływań resocjalizacyjnych na młodzież przestępczą mogą być współczesne doświadczenia ame­rykańskie. Przed uczynieniem jednak jakiejkolwiek próby podziału działających w Ameryce zakładów dla nieletnich, należy podkreślić przede wszystkim to, że w ramach tzw. depenalizacji w kraju tym na przymusowy pobyt w instytucjach resocjalizacyjnych skazywani są tylko szczególnie niebezpieczni dla otoczenia nieletni przestępcy. W stosunku zaś do tych, którzy bezpośrednio nie zagrażaj ą społe­czeństwu organizowane są inne formy oddziaływań resocjalizacyj­nych, bez uciekania się do konieczności umieszczenia tej młodzieży w zakładach resocjalizacyjnych o charakterze zamkniętym, jako że pobyt w tego typu zakładach — zgodnie z powszechną opinią— przyczyniać się może do pogłębienia procesu wypaczenia charakteru i ogólnego regresu moralnego wychowanków.

Biorąc tedy pod uwagę fakt, że w amerykańskich zakładach re­socjalizacyjnych znajdują się nieletni o bardzo głęboko zaburzonej strukturze osobowości, organizacja tych zakładów musi zawierać liczne elementy zabiegów typowo psychiatrycznych. Z kolei zaś więk­szość „typowo" psychiatrycznych oddziaływań na młodzież wyko­lejoną nie odnosi poważniejszych skutków. Zdaniem S. Yochelsona i S. Samenowa wynika to z faktu, że całe podejście lekarsko-psychiatryczne do przestępców jest nieodpowiednie, ponieważ opiera się na obrazie pacjenta jako istoty bezradnej i nieumiejącej sobie poradzić w życiu (poprzez utratę kontaktu z realnością), podczas gdy zdecydowana większość przestępców ani nie traci poczucia realności, ani nie jest bezradna, zaś ich odmienność opiera się na wypaczeniu struktury wartości obowiązujących w danym społeczeństwie.

Sprawę psychiatrycznego postępowania z nieletnimi przestępcami komplikuje inny jeszcze fakt, a mianowicie ten, że podejście psy­chiatryczne nastawione jest przede wszystkim na postępowanie z osobami cierpiącymi na psychozy, głównie schizofrenię, podczas gdy choroby te rzadko wykształcają się na początku okresu dojrze­wania; ich w pełni rozwinięta postać kliniczna pojawia się najczęściej dopiero w okresie późnej adolescencji i w wieku dorosłym. Często zaś wtedy, gdy młody człowiek zaczyna wchodzić w kolizję z pra­wem, zaburzenia jego charakteru nie posiadaj ą jeszcze żadnych spe­cyficznych znamion, co dodatkowo utrudnia opracowanie właściwego sposobu postępowania resocjalizacyjnego z takimi nieletnimi.

Ponadto nie można tracić z pola widzenia faktu, że zakłady resoc­jalizacyjne muszą przyjmować także i takie jednostki, które „odrzu­cane" są przez wszystkie placówki zdrowia psychicznego jako nie poddające się leczeniu, tego zaś typu jednostki z reguły bywają najuciążliwsze. Z etycznego punktu wi­dzenia nie można ich pozostawić bez oddziaływań resocjalizacyjnych, z drugiej jednak strony nie sposób trzymać tego typu osobników w drogich instytucjach leczniczych, skoro i tak nie wykazują tam żad­nej poprawy (czasami nawet następuje w tego typu placówkach wy­raźny regres zachowania). Tworzy się dla nich zatem placówki o mniejszej liczbie personelu (szczególnie wysoko kwalifikowanego, jak lekarze i psychologowie) i większym zagęszczeniu wychowan­ków.

Tym sposobem jednym z kryteriów mogących służyć za klucz do podziału amerykańskich zakładów resocjalizacyjnych dla nielet­nich przestępców może być stopień „nasycenia" tych placówek „medycznością", czyli leczniczym (psychiatrycznym) podejściem. Dla porządku V.L. Agee proponuje wyróżnić placówki o charakterze psycholeczniczym, zakłady karne i placówki o charakterze mieszanym, karno-psychiatrycznym.

Ponieważ jednak — jak już wspomniałem — główną cechą amerykańskich instytucji resocjalizacyjnych jest ich różnorodność, w dalszej kolejności omówię dla przykładu organizację i funkcjo­nowanie trzech znanych w tym kraju placówek dla nieletnich prze­stępców, które są typowe dla wymienionych wyżej trzech rodzajów tych instytucji. Przedstawię też najbardziej charakterystyczne cechy organizacyjne danej placówki, aby zaś nie powtarzać kilkakrotnie tych samych sposobów oddziaływań resocjalizacyjnych, w kolejnych częściach ukażę tylko najważniejsze.

Chcąc umożliwić Czytelnikom zainteresowanym omawianą prob­lematyką ewentualne nawiązanie korespondencji z daną placówką w celu wymiany poglądów i doświadczeń, co —jak wiem z własnego doświadczenia— spotyka się ze strony amerykańskich instytucji resocjalizacyjnych z żywą reakcją i zainteresowaniem, podaję adresy wybranych zakładów.

Przykłady organizacji trzech zakładów resocjalizacyjnych w USA

The Syl Apps Campus2. Zanim ten ośrodek otworzył swe podwoje przed młodzieżą przestępczą (co miało miejsce w 1981 r.), jego program był dokładnie opracowywany przez kilka lat przez grono wybitnych specjalistów. Najpierw przestudiowano pracę kilku wy­różniających się skutecznością zakładów w USA i Kanadzie, następ­nie przeprowadzono badania nad możliwością stosowania niektórych rozwiązań, po czym przystąpiono do kompletowania i szkolenia per­sonelu.

Zakład jest zlokalizowany w dwóch domkach mieszkalnych, każdy z nich pomieścić może od 8 do 10 wychowanków. Zwykle po­łowa uczestników rekrutuje się spośród przestępców seksualnych (tzn. gwałcicieli i nakłaniających dzieci do praktyk seksualnych), druga zaś połowa wychowanków składa się z innych gwałtownych przestępców. Obie te grupy wykolejonej młodzieży zamiesz­kują w oddzielnych domkach.

Syl Apps jest zakładem psychiatrycznym, lecz o nieco mniej­szym zagęszczeniu personelu. Godzi się tu wspomnieć, że amerykańska norma kwalifikowanego personelu w placówkach resocjali­zacyjnych o charakterze leczniczym (psychiatrycznym) wynosi 14 osób personelu na każdych 8 wychowanków (zwykle tyle liczą grupy wychowawcze, a czasami — acz bardzo rzadko — pod­wyższa sieje do 10). W Syl Apps w każdej grupie przebywa bez­ustannie dwóch opiekunów, wzajemnie zabezpieczających się przed ewentualnymi atakami, które wyniknąć mogą z nagroma­dzenia jednostek agresywnych, skłonnych do ataku fizycznego pod byle pretekstem. Niezależnie od tego, w ciągu dnia pracuje tam cały sztab pielęgniarek, kilku psychologów, specjalizujących się w różnych rodzajach terapii grupowej, a także lekarze różnych specjalności.

Syl Apps posiada typowo „eklektyczną" orientację oddziaływań resocjalizacyjnych. Program tych oddziaływań często zmienia się i doskonali. Zwykle inne tematy spotkań grupowych poruszane są w wypadku przestępców seksualnych, a inne w wypadku pozostałych gwałtownych przestępców.

The Oak Unit istnieje od ośmiu lat, jest to instytucja karna (tj. korekcyjna), niemniej jednak nasycenie personelem wykwalifiko­wanym Jest nieco wyższe niż przewiduje amerykańska norma dla tego rodzaju placówek (wynosi ona 11 osób personelu na 24 wycho­wanków). W Oak Unit na 18 wychowanków przypada 14 osób perso­nelu specjalistycznego. W zakładzie tym znajdują się agresywni nie­letni przestępcy o dużym stopniu demoralizacji i bardzo odporni na oddziaływania resocjalizacyjne. Wychowankowie ci przysyłani są do Oak Unit albo bezpośrednio przez sądy, albo też przez inne insty­tucje resocjalizacyjne, w których nie wykazali żadnych postępów. Zwykle połowę wychowanków Oak Unit stanowią nieletni przestępcy seksualni, którzy zorganizowani są w oddzielną grupę i zamieszkują oddzielny domek.

Oddziaływania w Oak Unit polegają głównie na terapii grupowej, największy więc nacisk kładzie się na organizowanie spotkań gru­powych (spotkania takie nie mogą odbywać się rzadziej niż trzy razy w tygodniu, maksymalna liczba nie jest ograniczona — czasami or­ganizowane bywają nawet kilka razy w ciągu jednego dnia). Prze­stępcy seksualni mają inny program i tematykę spotkań grupowych. Grupy wychowanków powstają nie tylko w celu odbywania spotkań terapeutycznych. Cały zakład nastawiony jest również na to, aby w grupach miało miejsce wiele różnych przedsięwzięć, począwszy od wykonywania wielu prac, aż po wspólne rozwiązywanie problemów w ramach nauki szkolnej.

The Closed Adolescent Trentment Center jest instytucją o charak­terze mieszanym, powstałą w 1972 r. na bazie zakładu korekcyjnego (karnego), niemniej jednak cały personel nadzorowany i opłacany jest przez stanową służbę zdrowia. Początkowo w zakładzie tym było 18 wychowanków, później liczbę tę powiększono do 24. W CATC pracuje 26 osób kwalifikowanego personelu. Wychowankowie CATC składają się w połowie z przestępców seksualnych oraz innych nieletnich agresywnych przestępców (głównie morderców).

W CATC stosuje się różne zabiegi resocjalizacyjne, główny jed­nak zrąb pracy z wychowankami opiera się na terapii grupowej. W zakładzie tym stosowane jest podejście zwane we współczesnej resocjalizacji zróżnicowanym traktowaniem. Osobno przebiegają spotkania grupowe dla przestępców seksualnych, osobno zaś dla nieletnich, którzy popełnili morderstwa. Obok spotkań prowadzonych oddzielnie istnieją także w CATC wspólne formy od­działywań resocjalizacyjnych. Należy do nich wyrównawcza nauka szkolna, terapia pracą, wypoczynkiem, a przede wszystkim działa tam intensywny program integracji całej społeczności, tj. wychowanków i personelu, polegający na wzajemnym zrozumieniu potrzeb psychicznych, trudności w ich realizacji oraz na systematycznym ćwiczeniu się w pozytywnych reakcjach wobec otoczenia.

Przy CATC istnieje specjalny program badawczy, śledzący losy opuszczających mury zakładu wychowanków. Z badań tych wynika, że liczba wychowanków popełniających przestępstwa po opuszczeniu zakładu nie przekracza od wielu lat 33%, co — biorąc pod uwagę to, że instytucja ta ma do czynienia z bardzo zdemoralizowanymi i od­pornymi na resocjalizację podopiecznymi — nie jest złym efektem.

Tworzenie „pozytywnej kultury rówieśniczej" jako główny kierunek oddziaływań resocjalizacyjnych

Najbardziej znamienną filozofią, na której opiera się oddzia­ływanie resocjalizacyjne w zakładach amerykańskich, jest idea spo­łeczności leczniczych. Jej popularność na gruncie resocjalizacji wy­pływa z przyjęcia nowej perspektywy widzenia tych form patologii zachowania, które konstytuują zachowanie przestępcze (o charakterze gwałtownym) na miejsce długo utrzymującego się poglądu, że esencja takiego zachowania tkwi w zaburzeniach interpersonalnych, czyli funkcjonujących wewnątrz osoby. Przyjęto, że istota owego zachowa­nia zasadza się na zaburzeniach interpersonalnych.

Zamiast zatem stosować typowe dla modelu medycznego metody oddziaływania jeden na jednego, tzn. lekarza (terapeuty) na pacjenta (wychowanka), w celu zaprowadzenia w nim ładu wewnętrznego, ów wewnętrzny ład starano się zaprowadzić w każdej poddawanej resocjalizacji jednostce poprzez poprawienie jej stosunków z innymi ludźmi (przede wszystkim zaś z rówieśnikami). Najlepszą drogą do osiągnięcia tego celu wydaje się uczestnictwo w społecznościach terapeutycznych.

Za pioniera zastosowania tego rodzaju podejścia terapeutycznego do resocjalizacji nieletnich socjopatów uważa się M. Jonesa, który w 1953 r. opisał organizacyjne zasady zastosowania społeczności terapeutycznej do resocjalizacji szczególnie opornych na wychowanie nieletnich przestępców, wykazujących głębokie zaburzenia charakteru.

Ta nowa w owym czasie idea szybko zaczęła rozprzestrzeniać się w różnych amerykańskich instytucjach resocjalizacyjnych. Najbar­dziej znanym zakładem, który najwcześniej całą swą działalność oparł na tym modelu oddziaływań, był Highfields Program w New Jersey. Wypracowana w tym zakładzie wersja społeczności terapeutycznych nosiła nazwę, Kierowane Interakcje Gru­powe.

Niebawem idea społeczności leczniczych zrobiła w Ameryce re­welacyjną karierę w dziedzinie resocjalizacji. W oparciu o tę ideę powstało wiele komun terapeutycznych, z których Synanon stał się na długie lata modelem wzorcowym dla poczynań resocjalizacyjnych wobec narkomanów na całym niemal świecie.

Szczególnie wart podkreślenia jest fakt, że oddziaływania resocja­lizacyjne oparte na modelu społeczności leczniczych wykazywały na terenie Ameryki nie tylko niebywałą ekspansję, rozwijała się tam także (i to w sposób zasadniczy) sama koncepcja społeczności tera­peutycznych.

Najbardziej chyba istotnym krokiem w kierunku wypracowania optymalnego modelu oddziaływań społeczności terapeutycznych było wprowadzenie pojęcia i opisanie mechanizmów funkcjonowania tzw. pozytywnej kultury rówieśniczej. Dzieła tego dokonali H. Yorrath i L. Brentro.

Autorzy ci zwrócili uwagę na fakt, że tzw. kultura rówieśnicza (a ściślej mówiąc podkultura), której istota z reguły zasadza się na negacji większości akceptowanych społecznie standardów moralnych, stanowi główną przeszkodę w organizacji właściwego i skutecznego sposobu oddziaływań resocjalizacyjnych w zakładach, stąd też naj­ważniejsze jest stworzenie pozytywnej kultury rówieśniczej jako przeciwwagi dla działającej w każdym zakładzie kultury destruktywnej, u nas zwanej „drugim życiem" zakładu.

Kolejnym istotnym elementem rozwoju idei pozytywnej kultury rówieśniczej było przedstawienie konkretnych doświadczeń tego typu oddziaływań resocjalizacyjnych w Closed Adolescent Treatment Center. W pracach poświęconych temu tematowi ukazane zostały nie tylko konkretne doświadczenia w zakresie oddziaływań metodą pozy­tywnej kultury rówieśniczej, zaprezentowane zostały również pewne uogólnienia dotyczące istoty i funkcji tego podejścia w społeczności zakładu w aspekcie porównawczym z innymi sposobami i techni­kami oddziaływań resocjalizacyjnych. Sądzę, że najlepiej będzie przedstawić najważniejsze uwagi i spostrzeżenia zawarte w tych opisach.

Koncepcja pozytywnej kultury rówieśniczej, podobnie jak wszyst­kie rodzaje terapii grupowej, opiera się na przesłaniu, że wychowanek zdolny jest do przyjęcia aktywnej roli w samodoskonaleniu, energię zaś do osiągania tego celu powinno w nim wyzwalać aktywne uczest­nictwo w różnego rodzaju przedsięwzięciach zespołowych i w syste­matycznych posiedzeniach terapeutycznych.

Zasadniczo tylko poprzez tworzenie i intensyfikację zaangażo­wania grupy wychowanków w społecznie pozytywne wartości i cechy zachowania (jak np. inicjatywę, aktywność, pracowitość, uczciwość itp.) można zwalczyć działające bardzo silnie w każdym zakładzie resocjalizacyjnym negatywne elementy kultury rówieśniczej, które stanowią główną przyczynę niepowodzenia wysiłków pedagogicz­nych, a także tego, że instytucje te spełniają często funkcje odwrotne niż wyznaczone im przez społeczeństwo: zamiast wychowywać, po­głębiają proces demoralizacji.

Bardzo istotną cechą, a zarazem słabością i ograniczeniem pro­cesu wychowawczego opartego na omawianej metodzie jest to, że nie przygotowuje on wychowanka do zmiany otoczenia, a w każdym razie nie czyni tego dostatecznie szybko.

Grupy tworzące pozytywną kulturę rówieśniczą stanowią niejako zabezpieczenie przed wykolejeniem i dezorganizacją osobowości tak długo, jak długo wychowanek przebywa w tym pozytywnym oto­czeniu. „Zabezpieczenie" to przestaje jednak działać po opuszczeniu zakładu.

Stąd też większość komun terapeutycznych nie zwalnia swych uczestników, lecz w miarę postępów w procesie resocjalizacji z pac­jentów przekształca ich w organizatorów terapii, czyli w terapeutów. Ten bardzo istotny dla komun terapeutycznych sposób rozwiązania problemu nie może wchodzić w grę w odniesieniu do zakładów resoc­jalizacyjnych, do których istoty należy zwalnianie podopiecznych. Dlatego też w wypadku tego rodzaju placówek, szczególnie dużego znaczenia nabiera dobra znajomość środowiska, do jakiego wraca wychowanek i konieczność zmiany owego otoczenia w przypadku istnienia w nim tendencji destrukcyjnych.

Inną drogą przezwyciężania omawianych ograniczeń jest dbanie o to, aby wychowanek przebywał w instytucji resocjalizacyjnej na tyle długo, by nabyte w toku postępowania terapeutycznego nawyki dostatecznie się utrwaliły. Niektórzy autorzy uważają, że główną winę za niepowodzenia w resocjalizacji w ramach współczesnych instytucji korekcyjnych ponosi tendencja do przedwczesnego zwalniania wychowanków z zakładów, wynika­jąca ze wspomnianej już ogólnej — jak się zdaje — niechęci do tego typu instytucji,

W kształtowaniu pozytywnej kultury rówieśniczej główną rolę odgrywa personel wychowawczy, który musi niejako wtopić się w każdą grupę wychowanków. Nie może być podziału na wychowaw­ców i wychowanków, terapeutów i pacjentów ani też jakiegokolwiek innego, który dopuszczałby rozróżnienie na my i oni; grupa wycho­wanków musi stanowić integralną całość z personelem.

Stosowanie oddziaływań resocjalizacyjnych opartych na tworze­niu pozytywnej kultury rówieśniczej posiada bardzo istotną zaletę, polegającą na zapobieganiu bierności i apatii wychowanków, która — zdaniem niektórych psychologów penitencjarnych —jest gorszym „produktem ubocznym" zakładów resocjalizacyjnych niż nawet sama demoralizacja, a także na przeciwdziałaniu powstawaniu różnego rodzaju objawów resocjalizacji pozornej, która ma miejsce w przypadku długo działających programów, opartych na ściśle opisanych regulaminem nagrodach. Wychowanek (szczegól­nie inteligentny) uczy się wtedy bardzo szybko, jak upozorować na­gradzane zachowanie, jak zdobyć pożądane punkty itp. Natomiast wtedy, gdy postępowanie każdego członka grupy wychowawczej oceniane jest przez wszystkich pozostałych, nie może on ani pozosta­wać biernym i apatycznym, ani też markować swojego zachowania; o wiele bowiem trudniej jest „wyprowadzić w pole" grupę rówieś­ników niż samego wychowawcę czy terapeutę, który przyznaje nagrody.

Jak powszechnie wiadomo, jednym z podstawowych wyznacz­ników powodzenia jakiejkolwiek resocjalizacji jest odpowiednio dobrany pod względem moralnym i osobowościowym personel wy­chowawczy. Sprawa ta nabiera szczególnego znaczenia w przypadku stosowania oddziaływań resocjalizacyjnych opartych na pozytywnej kulturze rówieśniczej. W czasie różnych szkoleń w zakresie wprowa­dzania tej strategii jako slogan powtarza się zdanie: „Pozytywna kultura rówieśnicza nie może istnieć bez pozytywnej kultury per­sonelu".

Na ogół kwalifikowany personel zakładów resocjalizacyjnych dla nieletnich gwałtownych przestępców, poza staranną selekcją pod względem przygotowania merytorycznego i dyspozycji psychicznych, potrzebnych do tego typu trudnej pracy, spełniać musi trzy zasadnicze warunki: każdy członek personelu powinien byś dostatecznie długo zatrudniony; bez względu na specjalizację każdy członek personelu musi orientować się w zasadach prowadzonych oddziaływań resoc­jalizacyjnych i w różnych metodach tych oddziaływań, tak aby mógł pełnić każdą funkcję opiekuńczą, jaka wynika z organizacji dnia i rozkładu zajęć; wszyscy członkowie personelu powinni uczestniczyć w spotkaniach grupowych i respektować postanowienia, które tam zapadły — nie można wprowadzać nowych ustaleń bez udziału całej grupy wychowanków i bez jej akceptacji.

Innym powszechnie znanym kanonem skuteczności oddziaływań resocjalizacyjnych (jak i wszystkich zabiegów wychowawczych) jest wytworzenie u wychowanka samodyscypliny. Ta podstawowa dla każdego „dobrze wychowanego" człowieka właściwość, jest szcze­gólnie opornie przyswajana przez wszystkich osobników wykazują­cych zaburzenia charakteru (a z nich właśnie składają się zasadniczo wszyscy gwałtowni przestępcy), stąd też nauka samodyscypliny i sa­mokontroli jest najbardziej podstawowym, a zarazem najtrudniejszym zadaniem oddziaływań resocjalizacyjnych, skierowanych na jednostki wykazujące zaburzenia emocjonalne- Niektórzy proponują, aby tę trudną naukę autodyscypliny rozłożyć u nieletnich gwałtownych przestępców na dwa podstawowe elementy, które — dla lepszej wyra­zistości — mogą być wprowadzone osobno. Elementem pierwszym jest nauka rozumienia naturalnych, logicznych konsekwencji prze­stępczego zachowania, natomiast drugim nauka przyjmowania odpo­wiedzialności za to zachowanie. Prze­stępcze formy zachowania są tak trudne do wyeliminowania, tak głę­boko zakorzenione w strukturze osobowości niektórych osobników, dlatego że przez długi czas spotykały się one ze stosunkowo wysoki­mi nagrodami i niewielkimi karami, dlatego że — mówiąc inaczej — przestępcy stosunkowo długo „uchodziło na sucho" jego niechlub­ne postępowanie. Przy czym idzie tu nie tylko o to, że zbyt długo uda­wało mu się uniknąć więzienia czy innej kary wymierzonej przez in­stytucję wymiaru sprawiedliwości, lecz także o to, że osobnik taki, poprzez fakt nieuświadamiania sobie dokładnie skutków swego zachowania, nie podlegał także karom wymierzanym przez wew­nętrzny wymiar sprawiedliwości, którym są wyrzuty sumienia.

Zatem najlepsze metody oddziaływania resocjalizacyjnego to te, które potrafią „namacalnie" ukazać przestępcy, że przez jego karygodne postępowanie cierpi, w sposób, który dla niego samego byłby bardzo przykry, konkretna osoba.

Do tego celu prowadzą różne formy terapii grupowej, a na terenie zakładów resocjalizacyjnych metody polegające na kształtowaniu pozytywnej kultury rówieśniczej. Jak bowiem wiadomo, młody czło­wiek o wiele żywiej reaguje na sądy rówieśników niż na uwagi przed­stawicieli starszego pokolenia, do którego „z wieku i urzędu" należą członkowie personelu wychowawczego. W przypadku omawianej formy oddziaływań resocjalizacyjnych mamy ponadto do czynienia z ogólnym naciskiem wielu osób, co może zdecy­dowanie owo oddziaływanie wzmocnić.

Drugi natomiast sposób działania w celu nauki samodyscypliny impulsywnych wychowanków polega na bardzo precyzyjnym i ścis­łym połączeniu wszystkich dobrych postaci zachowania z nagrodami, a złych z karami. Ten program resocjalizacji będzie skuteczniejszy, który lepiej potrafi skojarzyć każde zachowanie wychowanka z na­grodą lub karą, w zależności od tego, czy będzie ono społecznie pożą­dane, czy też nie. Przy czym nie chodzi tu tylko o rozróżnienie zacho­wania w kategoriach dobre-złe; prawidłowo funkcjonujący program oddziaływań resocjalizacyjnych musi jeszcze zawierać dosyć szcze­gółowe rozróżnienie pomiędzy odcieniami dobrego i złego zacho­wania, odcienie te muszą być wyrażone odpowiednim zróżnicowa­niem nagród i kar.

I tu z kolei podejście właściwe dla pozytywnej kultury rówieś­niczej wydaje się być najlepsze z możliwych, ponieważ w ramach posiedzeń terapeutycznych młodzież sama, przy udziale personelu, wyznacza sobie zadania do wykonania, przepisy, które muszą być przestrzegane, a także rodzaje nagród i kar za każdą formę aktyw­ności. Cała grupa wychowawcza wyznacza także punkty pozytywne i negatywne, czyli kary, i nagrody, zwielokrotniając tym samym ich siłę oddziaływania na psychikę wychowanka.

Jeśli oba te aspekty nauki samodyscypliny zastosowane zostaną w sposób konsekwentny, powszechnie funkcjonująca, pesymistyczna opinia, że impulsywni przestępcy psychopatyczni niezdolni są do nauki przez własne doświadczenia, trafi do lamusa nic nie mówiących przesądów — taką przynajmniej optymistyczną prawdę głosi dyrektor omawianego w poprzednim rozdziale CATC, V. Agee.

Problemy specjalne w resocjalizacji przestępców seksualnych

Z przedstawionego przeglądu najbardziej typowych zakładów resocjalizacyjnych wynikało, że w każdym z tych zakładów istnieje spora liczba (przeważnie około 50%) przestępców seksualnych. Go­dzi się tutaj wspomnieć, że wiele zakładów resocjalizacyjnych w Ameryce jest przeznaczonych wyłącznie do resocjalizacji nieletnich przestępców seksualnych. Przykładem takiego zakładu może być Maine Youth Center, w którym od paru lat wdraża się program Inten­sywnej Przemiany Przestępców Seksualnych}. Ta duża liczba nieletnich przestępców seksual­nych w zakładach wynika z faktu stosunkowo wysokiego odsetka przedstawicieli tej postaci dewiacji wśród ogółu gwałtownych prze­stępców.

Ponieważ resocjalizacja tego rodzaju wykolejonych jednostek rodzi szereg specyficznych problemów, należy — jak sądzę — spra­wie tej poświęcić nieco więcej uwagi.

Przede wszystkim trzeba podkreślić, że w Ameryce dosyć po­wszechnie funkcjonuje przekonanie o konieczności osobnego umiesz­czania przestępców seksualnych w zakładach resocjalizacyjnych. Oprócz tego, że jest to przejaw bardzo popularnego na Zachodzie, a szczególnie w Ameryce, tzw. zróżnicowanego traktowania, dwa inne argumenty przemawiają za taką potrzebą. Zwykle przestępcy seksualni umieszczani w zakładach resocjalizacyjnych razem z in­nymi przestępcami cierpią od współtowarzyszy szykany i różnego rodzaju upokorzenia, zwykle są na samym dole zakładowej hierarchii. Taka sytuacja wyklucza jakąkolwiek skuteczność oddziaływań resocjałizacyjnych; przestępstwa tego typu wymagają specjalnego trakto­wania, jako że popełniane są przez jednostki wykazujące specyficzne formy niedojrzałości psychicznej.

Przytoczę teraz propozycje oddziaływań resocjalizacyjnych w od­niesieniu do nieletnich przestępców seksualnych, wśród których prym wiodą osobnicy popełniający gwałty i czyny nierządne z dziećmi (zestawione przez F.H. Knoppa 1982):

— terapia rodzinna (najlepiej jeśli jest prowadzona dla całej rodzi­ny) połączona z udzielaniem informacji i dyskusjami na temat znaczenia rodziny w życiu i rozwoju człowieka;

— przedstawianie i dyskutowanie informacji na temat prawidło­wości życia seksualnego człowieka;

— ćwiczenia w rozumieniu odczuć ofiary, polegające na nauce współczucia innej osobie, empatii, dostosowania się do nastro­jów psychicznych innych ludzi, a także ukazywanie skutków wykorzystania seksualnego ofiary;

— rozwój tzw. zręczności społecznych, czyli nauka precyzyjniej­szego komunikowania własnych stanów emocjonalnych, me­chanizmów uspołeczniania, zasad pracy grupowej itp.;

— wytwarzanie mechanizmów poskramiania złości, które obej­mują naukę negocjacji, rozumienia różnych modeli sytuacji konfliktowych oraz możliwości nieagresywnego przezwy­ciężania takich sytuacji;

— nauka przezwyciężania smutku, polegająca na pomocy w prze­orientowaniu wielu wartości (nieprawidłowa hierarchia wartości jest zazwyczaj wynikiem doznania różnych krzywd ze strony innej osoby, takich jak opuszczenie, zdrada, oszuka­nie itp.) tak, aby żywo odczuwane krzywdy nie stanowiły głę­bokich urazów;

— przygotowanie do prowadzenia dziennika jako sposobu wypo­wiadania swych tęsknot, marzeń, lęków i niepokojów; ćwi­czenie w wyrażaniu i opisywaniu własnych fantazji i różnego rodzaju innych form utrwalania odczuć i przeżyć;

— nauka umiejętności przeżycia (survival skills), polegająca na przyswojeniu sobie umiejętności przerywania „czarnych myś­li", nie rozpamiętywania doznanych w przeszłości i aktualnie nieszczęść i niepowodzeń; umiejętność zajmowania się w spo­sób aktywny zadaniami wypływającymi z bieżących proble­mów;

— ukazywanie konsekwencji wynikających ze zróżnicowania ról seksualnych poprzez określenie prawidłowych i dewiacyjnych nastawień seksualnych, stereotypów społecznych związanych z tzw. rolą seksualną itp.;

— podwyższenie poziomu wykształcenia ogólnego (połączone z uzyskaniem świadectwa ukończenia szkoły średniej) i zgłę­bienie tajników określonej pracy zawodowej nie tylko po to, aby zdobyć w przyszłości możliwość zarobienia na życie, lecz przede wszystkim po to, aby przyswajanie wykształcenia jako ogólnej ogłady umysłu i nabywanie kunsztu pracy zawodowej działało na wychowanka samodyscyplinująco.

W niektórych zakładach dla przestępców seksualnych prowa­dzone są także specjalne grupy wychowanków wykazujących uzależ­nienia od alkoholu i narkotyków. Programy terapii tych grup są dosyć szerokie: od nauki o chemicznym działaniu środków odurza­jących i narkotyzujących, poprzez naukę sposobów walki z nało­giem, aż po zapoznanie się z systemem pomocy osobnikom uzależ­nionym.

Powyższy, najpełniejszy chyba w literaturze amerykańskiej zestaw zagadnień wchodzących w skład resocjalizacji przestępców seksu­alnych jest dosyć nieuporządkowany. Autor nie mówi nic o tym, czy wszystkie zakłady nastawione na resocjalizację przestępców seksu­alnych wprowadzają w życie listę wymienionych powyżej poczynań, czy tylko niektóre z nich, a jeśli w grę wchodzi druga ewentualność, to do których zaleceń stosują się częściej, a do których rzadziej (i dla­czego!). Należy przypuszczać, że skoro F.H. Knopp mówi o tym, że tylko niekiedy tworzone są tzw. grupy dla uzależnionych, to raczej wszystkie pozostałe problemy-zadania powinny występować zawsze w resocjalizacji przestępców seksualnych.

Drugim dowodem niedopracowania sporządzanego „spisu" jest brak pogrupowania tych zabiegów w zwartą logicznie całość — bez trudu bowiem można zauważyć, że rozróżnienie wielu z wymienio­nych zadań jest bardzo płynne, czasami wręcz sprowadza się jedynie do innego nazwania tych samych zjawisk psychicznych.

Inną listę „zabiegów" psychokorekcyjnych przedstawiają S. Lane i P. Zamora. Ujęte w niej elementy postępowania resocjalizacyjnego wobec przestępców seksualnych pomyślane są jako fazy (etapy) tego oddziaływania. Autorzy ci wyróżniają pięć takich etapów: badanie tych czynników wypartych ze świadomości, które stanowią pod­świadome motywy przestępstw; ustalenie cyklów nasilania się ma­nifestacji agresywnego i seksualnego zachowania i uświadomienie tych cyklów pacjentom, połączone z nauką sublimacji przejawianych skłonności; praca nad rozwiązaniem stale jątrzących podświadomość konfliktów, wynikających z doznanych urazów (np. bycie zgwał­conym, uwiedzionym, odrzuconym przez rodziców, czy inne uko­chane osoby itp.); oduczenie „nienormalnych" reakcji na wiele sytu­acji społecznych, zawierających skojarzenia z wytworzonym wcześ­niej urazem i nauczenie właściwych, dojrzałych sposobów zacho­wania w takich właśnie sytuacjach; pomoc w ponownym wejściu w normalne, pozazakładowe środowisko.

Nakreślone etapy postępowania resocjalizacyjnego z przestępcami seksualnymi oparte są całkowicie na psychoanalizie. Można by je wręcz nazywać etapami leczenia psychoanalitycznego. Niemniej jed­nak, pomimo lakoniczności opisu tych elementów-etapów, warto o nich zawsze pamiętać, ponieważ stanowią klasyczny schemat faz oddziaływań resocjalizacyjnych nie tylko w odniesieniu do przestęp­ców seksualnych, lecz zgoła wszystkich neurotycznych dewiantów, których zachowanie determinowane bywa przez ukryte w mrokach podświadomości urazy i nierozwiązane konflikty.

Komuny terapeutyczne

Rodowód komun terapeutycznych, zwanych także „społecznoś­ciami terapeutycznymi", sięga czasów drugiej wojny światowej. Powstanie tej bardzo rozpowszechnionej współcześnie formy orga­nizacji oddziaływań psychokorekcyjnych nie było bynajmniej efek­tem rozwoju teorii psychiatrycznej, lecz wynikiem leczenia coraz większej liczby „znerwicowanych" żołnierzy bez możliwości (z powodu braku fachowego personelu) stosowania tradycyjnej formy oddziaływania typu lekarz-pacjent. Zastosowano wówczas metodę zastępczą, która okazała się najlepszym rozwiązaniem organizacyjnym oddziaływań terapeutycznych, a mianowicie me­todę wzajemnego leczenia się przez samych pacjentów, czasami zupełnie bez pomocy wykwalifikowanego (w tradycyjnym rozu­mieniu) terapeuty.

Teoria uzasadniająca skuteczność oddziaływania komun terape­utycznych powstała kilka lat później. Pierwszym bodaj, który szerzej omówił tę formę oddziaływań terapeutycznych, był M. Jones. Główną jej teoretyczną przesłanką jest stwierdzenie, że istota wszel­kich zaburzeń psychicznych tkwi w nieodpowiednim pełnieniu ról społecznych. Chory psychicznie czy neurotyk „wypada jak gdyby z roli, jaką winien grać na scenie życia". Przyczyny tego „wypadnię­cia z roli" są różne, nie stanowią one jednak przedmiotu głębszego zainteresowania organizatorów komun terapeutycznych, którzy kon­centrują się głównie na eliminowaniu przejawów zachowania patolo­gicznego, Jest to więc podejście semiotropowe, prowadzące do elimi­nacji zaburzeń w zachowaniu.

Sposób myślenia tego typu terapeutów zdają się znamionować dwa podstawowe założenia:

— ucząc każdą „nienormalną" jednostkę właściwego (a więc „normalnego") pełnienia odpowiadającej tej jednostce roli społecznej, eliminujemy tym samym istotę zaburzeń psychic­znych;

— właściwego pełnienia odpowiedniej dla siebie roli społecznej człowiek może nauczyć się tylko w zorganizowanej społecz­ności, z którą czuje siew pełni zintegrowany.

Ze względu na wspominaną już popularność społeczności tera­peutycznych poświęcono tej formie oddziaływań psychokorekcyjnych wiele prac. Nawet polska, na ogół skąpa literatura przedmiotu zawiera kilka pozycji szeroko omawiających wspomniane zagadnienie (obok prac Z. Bizonia 1973 czy J. Łojka 1976 wymienić można m.in. poru­szające ten problem tłumaczenia S. Kratochvila 1984 bądź M. Jonesa 1981). Z tego też względu nie ma potrzeby szczegółowego omawiania tej niezwykle dzisiaj popularnej metody.

Dla najogólniejszej jedynie orientacji należy wspomnieć, że istota komuny terapeutycznej zasadza się na pełnym egalitaryzmie i de­mokracji. Nie istnieje tam hierarchiczna struktura społeczna, charak­terystyczna dla tradycyjnych szpitali psychiatrycznych. W społecz­nościach terapeutycznych zaciera się nawet różnica pomiędzy tera­peutą a pacjentem, w związku z czym często nawet określenie tera­peuta zastępuje się słowem organizator.

Ten „teoretyczny" brak kierownictwa —jak to zwykle w życiu bywa — nie wyklucza jednak faktycznego, jednoosobowego przy­wództwa w niektórych komunach. Przywództwo takie obejmują osoby działające w sposób sugestywny, umiejące stworzyć wokół siebie specyficzny klimat charyzmy. Wzrost takiego przywództwa, przy równoczesnych skłonnościach dominacyjnych charyzmatycznego lidera, prowadzi często do przekształcenia się komun terapeutycznych w sekty religijne.

Zdecydowana jednak większość społeczności terapeutycznych rządzona jest przez wybierane samorządy lub przez tzw. rady pacjen­tów w szpitalach psychiatrycznych. Samorządy przedstawiają spra­wozdania, a także wnioski dotyczące strukturalnych zmian orga­nizacyjnych na zebraniach ogólnych.

Druga ważna zasada funkcjonowania komuny terapeutycznej to zasada pełnego uczestnictwa każdego członka. We wstępie do niniejszego podrozdziału, pisząc o różnicach pomiędzy instytucją resoc­jalizacyjną w sensie tradycyjnym (jak zakład poprawczy czy wię­zienie) a komuną terapeutyczną, podkreślałem, że istota komuny terapeutycznej zasadza się na dobrowolnym uczestnictwie każdego członka. Ta cecha definicyjna w praktyce nie zawsze jest stosowana. Do komun nie kierują wprawdzie sądy, niemniej jednak istnieje bar­dzo wiele środków nacisku moralnego na ludzi posiadających specy­ficzne rodzaje defektów zachowania (głównie narkomanów i alko­holików), stosowanych zarówno przez rodzinę i znajomych, jak i przez oficjalnych przedstawicieli porządku społecznego, używanych w celu dobrowolnego zgłoszenia się do komun, które cieszą się dobrą renomą jako placówki psychokorekcyjne.

W ten sposób w różnego rodzaju komunach terapeutycznych (szczególnie tych renomowanych) znajduje się spora liczba osób, które przychodzą tam bez większego entuzjazmu. Po to jednak, aby dana osoba mogła pozostać w komunie, musi koniecznie przezwy­ciężyć swą apatię i włączyć się aktywnie w życie społeczne, musi dać się „wciągnąć bez reszty" w życie grupy do tego stopnia, aby sprawy innych członków budziły w niej równe zainteresowanie jak jej własne. Sama bowiem istota funkcjonowania społeczności tera­peutycznej wyklucza bierność i apatię.

Kolejną ważną zasadą jest zasada realizmu, polegająca na moż­liwie najpełniejszym wyeliminowaniu mechanizmów obronnych z zachowania członków społeczności. Zasadę tę można określić Jako „zasadę nagiej prawdy". Polega ona na zmuszaniu poszczególnych członków (czasami nawet gwałtownymi atakami werbalnej agresji), aby w czasie posiedzeń terapeutycznych całkowicie zaprzestali „owi­jania w bawełnę" swych problemów życiowych, aby zaniechali uspra­wiedliwiania przed sobą różnych swych zachowań, przyjęli odpowiedzialność za własne czyny i przeżyli poczucie winy.

Ważną zasadą funkcjonowania komuny jest także konieczność permisywności wobec osób demonstrujących najbardziej nawet dziwaczne postacie zachowania. Na pierwsze wejrzenie może się wydawać, że zasada ta kłóci się z poprzednią. Tak jednak nie jest, akceptacja nie oznacza wszakże afirmacji. To, że akceptujemy kogoś takim, jaki jest, nie oznacza jeszcze, że pochwalamy wszystkie jego cechy. W komunach terapeutycznych akceptowanie, wyrażające się w wyrozumiałości dla wszystkich odstępstw i dewiacji, połączone jest równocześnie niejednokrotnie z bardzo silną presją (wywieraną podczas posiedzeń terapeutycznych) na zmianę tego postępowania ł pełne dostosowanie się do grupy.

Jak już wspomniałem, komuny terapeutyczne znajdują największe zastosowanie w leczeniu narkomanów i alkoholików. Najbardziej chyba znaną w świecie komuną jest komuna opisana przez K. Jan-kowskiego w książce Mój Samhhala. Dla ilustracji tej niezwykle dynamicznej komuny, stanowiącej niejako współczesny wzorzec dla metod leczenia jednostek psychopatycznych, szczególnie zaś nar­komanów w różnych krajach5, warto przytoczyć niektóre informacje ilustrujące genezę i sposoby funkcjonowania tej organizacji.

Jeśli chodzi o nazwę, to —jak pisze K. Jankowski — „pojawiła się przypadkowo jako neologizm. We wczesnym okresie istnienia społeczności zebrania mieszkańców, w zależności od ich celu i prze­biegu, nazywano tu sympozjami lub seminariami. Jednemu z nowo przyjętych poplątały się te dwie nazwy. Wołając innych na zebranie powiedział: No, chodźcie wreszcie na ten syn... sym... ech, niech będzie Synanon? Nazwa spodobała się wszystkim i tak już zostało".

Założycielem wspomnianej społeczności jest Charles Dedeńch, który sam był nałogowym alkoholikiem i, jak pisze Jankowski, „w połowie lat pięćdziesiątych ten czterdziestoletni wówczas męż­czyzna znajdował się na skraju ruiny psychicznej i fizycznej".

Autor zastanawia się we wstępie, czy pacjent-alkoholik potrafi opracować skuteczną metodę leczenia własnych zaburzeń? W odpowiedzi na to pytanie stwierdza: „Jakże mało osób dziś pamięta, że sława Zygmunta Freuda zatarła podstawowe fakty z jego życio­rysu, w szczególności zaś ten, że on sam miał zaburzenia psychonerwicowe. Gdyby psychoanaliza znana była przed nim, Freud byłby raczej pacjentem leczonym psychoanalizą, a nie twórcą tej metody. Dlatego też nie waham się porównać założyciela Synanonu Charlesa Dedeńcha z Freudem: Dederich w leczeniu psychopatii dokonał prze­wrotu o podobnym znaczeniu, jak jego wielki poprzednik w leczeniu nerwic".

Pierwszą placówką terapeutyczną, z jaką się zetknął Dederich (w roli pacjenta), był Klub Anonimowych Alkoholików. Klub ten, w którym (jak to później wspomina założyciel Synanonu) „dyskuto­wano o wszystkim, poczynając od Biblii, Talmudu, kończąc na cyber­netyce i książce telefonicznej", był nie tylko „pierwszą podporą" De­deńcha na drodze zwalczania własnego, rujnującego go psychicznie i fizycznie nałogu, ale także pierwszym terenem doświadczeń w za­kresie oddziaływania terapeutycznego na innych.

„Kiedy zanurzyłem się w ruch AA — pisze później Ch. Dederich (w relacji K. Jankowskiego) — wraz z głową, poczułem się podnie­cony do granic szaleństwa, nie zakodowałem bowiem odpowiedzi, której szukałem- Ale wydawało mi się, że mogę przynajmniej robić coś, co poprzednio wydawało się niemożliwe. Powstrzymywało mnie to od picia i to jedno było pewne. Być może ruch AA zawierał pewien mechanizm, który pozwalał nie tylko powstrzymywać ludzi przed robieniem pewnych rzeczy, lecz który także sprawiał, że ludzie zaczy­nali robić coś innego".

Niebawem u Dedericha, jako u pacjenta Klubu AA, zrodziły się reformatorskie pomysły w zakresie pracy z pacjentami. Pomysły te nie we wszystkim mogły być zaakceptowane przez zarząd Klubu, co stało się przyczyną zerwania Dedericha z tą instytucją i stworzenia własnej placówki przeznaczonej do resocjalizacji alkoholików, a póź­niej narkomanów. Zerwanie to nastąpiło w połowie 1958 r. Od tego więc czasu datuje się działalność Synanonu.

Główną metodą psychokorekcyjną Synanonu są gry. „Gra jest —jak pisze Jankowski — powszechnym sposobem komunikowania się we wszystkich sprawach, które wywołują czyjeś pretensje". W czasie gry panować ma całkowita równość, każdy, ktokolwiek czuje do kogoś pretensje, może je wtedy „wygarnąć" bez obawy przed zemstą ze strony słusznie czy niesłusznie obwinionego.

Nazwa „gra" pojawiła się dopiero w 1964 r., kiedy to na jednym z wieczornych spotkań, nazywanych przedtem, tak jak cała organi­zacja synanonami (dla odróżnienia pisanych małą literą), uczestniczył znany brytyjski aktor, „który po zakończeniu spotkania miał się wy­razić, że jest to najbardziej dojrzała gra (w rozumieniu gry aktorskiej), jaką kiedykolwiek udało mu się zaobserwować. Dederichowi spo­dobało się to określenie, ponieważ przesuwało akcent znaczeniowy z terapeutycznego na »dramatyczny«. Tak powstała »Synanon game« lub w skrócie gamę".

„Opis przebiegu gry — pisze K. Jankowski — tak, aby jej sens stał się oczywisty, jest niestety bardzo trudny [...]. Dokładny zapis wypowiedzi, np. z taśmy magnetofonowej, mógłby wprowadzić czy­telnika w błąd. Uczestnicy bowiem czasem krzyczą, obrzucają się niewybrednymi wyzwiskami, szydzą, poniżają się nawzajem. Słowa są tu tylko konwencją, formą, natomiast wyjaśnienie sensu gry wyma­ga raczej przedstawienia reguł, którymi kierują się uczestnicy".

Jankowski wymienia dwanaście podstawowych reguł gry. W celu możliwie wyczerpującego ukazania istoty tego typu zabiegów psychokorekcyjnych przytoczę najbardziej istotne fragmenty przedsta­wionego przez niego opisu owych reguł:

— „Uczyń swoje życie jawnym, czyli ujawnij wszystkie sekrety, własne i cudze. Powiedz publiczności, co myślisz o innych, o ich uczynkach. Powiedz wszystko do końca. Nie staraj się być obiek­tywny, ponieważ prawda i tak zawsze jest względna. Powiedz więc po prostu swoją wersję zdarzeń, faktów, opinii. One mogą, ale nie muszą, być prawdziwe, bo nikt nie ma monopolu na prawdę."

— „Gra jest sportem, przedstawieniem, bądź w niej aktywny i ucz się grać coraz lepiej. Grę można traktować tak samo jak przedsta­wienie, grę aktorską, grę w tenisa. Oskarżenie można odbijać, jak piłeczki tenisowe,"

— „Przesadzaj, wyolbrzymiaj, rób z igły widły, tak aby to, co mówisz o drobnych, ale ważnych, dokuczających ci sprawach, było przez innych widziane jak przez szkło powiększające. Jeśli ktoś jest zgarbiony, powiedz mu, że jest garbaty. Jeśli stwierdzisz, że łazienka nie jest sprzątnięta, powiedz, że znalazłeś ją w takim stanie, jakby przez całą noc wymiotowali w niej ludzie,"

— „Mów o tym, co się dzieje tu i teraz, a nie wtedy i tam, czyli nie mów o tym, co zdarzyło się w twoim dzieciństwie albo zanim przyszedłeś do Synanonu, bądź o tym, co dawno już zostało załat­wione."

— „Używaj języka, który najlepiej wyraża twoje uczucia."

— „Nie przenoś reguł gry do życia, życie bowiem kieruje się swo­imi własnymi zasadami. W czasie gry powstają czasem negatywne emocje, uczestnicy czują się urażeni czy obrażeni, niezależnie od te­go, że postuluje się zabawowy charakter gry. Zgodnie z tą regułą uczestnicy muszą poza grą zachowywać się w sposób serdeczny i uprzejmy. Niezależnie od tego, co zaszło, co zostało powiedziane w czasie gry."

— „W czasie gry wszyscy są równi, niezależnie od statusu w or­ganizacji, płci, wieku, rasy. Reguła ta ujawnia się najczęściej w ten sposób, że w sytuacji którą stwarza grupa, ludzie mają podobne prob­lemy, łatwiej się identyfikują i bronią wspólnie. Na przykład no­wicjusze wykonujący najcięższe prace skłonni są występować prze­ciwko wszystkim pozostałym członkom gry. Kobiety, które mają mę­żów narkomanów, też łatwo stworzą podgrupę itd. Tworzenie się tego rodzaju wspólnych frontów jest naruszeniem istotnych reguł

gry."

— „Gra nie ma cię złamać, a tylko zmienić, w każdym wypadku gra nie może zaszkodzić."

— „Nie ma gry bez humoru, a humor z kolei wiąże się z ośmie­szeniem, dlatego też wszelkiego rodzaju sarkastyczne, ironiczne żarty, karykatury itp. są szczególnie pożądane."

— „Nie terapeuty żuj, ponieważ jest to całkowicie zbyteczne. Gra ma wzmocnić uczestników poprzez zwrócenie ich uwagi na to, co w ich zachowaniu czyni ich słabymi. Terapia natychmiast, zwracając uwagę na ukryte przyczyny tych zachowań, usprawiedliwia je i skła­nia zarówno jednostkę, jak i jej otoczenie do usprawiedliwienia. Chcesz kogoś wzmocnić — powiedz mu całą prawdę o nim, a w do­datku zrób to bez oszczędzania go. Pamiętaj, że w ten sposób mu pomagasz."

— „Oskarżenie powinno dotyczyć zachowania, ponieważ istotne jest to, co człowiek robi. Czyny są ważniejsze niż słowa, dlatego też należy zwracać uwagę na postępowanie."

— „Złam kontrakt [...]. Kontraktem możemy nazwać każdą świa­domą albo nawet nie w pełni świadomą zmowę czy układ między dwoma lub więcej osobami, z której czerpią one korzyści kosztem społeczności. W trójkącie małżeńskim współmałżonek i partner spoza małżeństwa czerpią takie korzyści kosztem drugiego współmałżonka, a także kosztem całej społeczności, której normy przekraczają [...]. Kontrakt negatywny może polegać i na tym (taka sytuacja zdarzyła się w Synanonie), że na przykład duża grupa ludzi z Santa Monica odstąpiła od niektórych ważnych reguł gry: gry były prowadzone byle jak, nie poruszano głównych bolączek itp. W rezultacie narosło wiele bardzo negatywnych zjawisk, a dyrektorzy zataili tę sytuację przed Radą Naczelną. Zerwanie kontraktu polega na tym, że jedna z osób, która znajduje się w kręgu osób wtajemniczonych, ujawni tajemnicę innym. Łatwo sobie wyobrazić, jaką to wywołuje burzę, ale też jakie zmiany musi wywoływać."

Jak widać, przedstawione reguły gry wskazuj ą wyraźnie, że gra w Synanonie znacznie odbiega od tradycyjnych sesji terapeutycznych. Sam Dederich podkreślał często (Jak twierdzi K. Jankowski), że w Synanonie nie ma terapii, jest natomiast wychowanie.

W połowie lat sześćdziesiątych w Synanonie wprowadzono dwie formy terapii grupowej, bardzo zbliżone do tradycyjnej postaci. Przy­jęcie owych form było potrzebne głównie nowicjuszom oraz po to, by lepiej poznać poszczególnych rezydentów Synanonu. Obie te formy mają postać „maratonów terapeutycznych", które w tym czasie (tj. w połowie lat sześćdziesiątych) były w Ameryce bardzo modne. Owe maratony terapeutyczne nazywane są Synathon (od połączenia słów Synanon i marathon). Jedną z ich form jest podróż, drugą zaś rozproszenie. Opis tych form oddziaływań terapeutycznych przy­taczam za K. Jankowskim:

„»Podróż« trwa 48 godzin. Głównym celem tego typu doświad­czenia jest dostarczenie uczestnikom silnych przeżyć emocjonalnych, które pozwoliłyby im przeżyć jeszcze raz własne dzieciństwo, zwią­zane z nim nadzieje i rozczarowania, aż do ponownego narodzenia się jako członka Synanonu. W »podróży« bierze udział około 60 osób. Odbywa się ona z okazji różnych świąt, np. Bożego Narodzenia, Wielkanocy, Nowego Roku. Prowadzona jest przez »przewodników«, którzy są wyznaczeni spośród starszyzny. »Pasażerowie« ubierają się w białe długie szaty. Teren, gdzie odbywa się »podróż«,jest spec­jalnie przystrojony i oświetlony. »Podróż« rozbija się na mniejsze części, których celem jest wywołanie określonych stanów emocjo­nalnych. »Pasażerowie« są zachęcani także do »spowiedzi«, do wy­znania tajemnic, np. przyznania się do ćpania (zażywania narko­tyków) w czasie pobytu w Synanonie. W porównaniu z normalną grą »podróż« różni się tym, że nie jest zorientowana na realia, lecz przeciwnie, na uwrażliwienie uczestników, ułatwienie im przeżycia takich uczuć Jak przebaczenie, miłość, poczucie wspólnoty. Jest to więc przeżycie o charakterze bardziej mistycznym niż terapeutycz­nym.

»Rozproszenie« jest przedłużoną formą gry, jednak o bardziej werbalnym niż emocjonalnym charakterze. Jego celem jest rozprosze­nie wątpliwości związanych z decyzją pozostania w Synanonie. »Roz-proszenie«, podobnie jak »podróż«, ma istotne znaczenie we wprowadzeniu nowych członków do społeczności, nadaniu nowicjuszowi statusu rezydenta itp.".

Innym przykładem komuny terapeutycznej przeznaczonej do resocjalizacji przestępców wykazujących nasilone cechy psycho­patyczne jest, założone w 1970 r. w Waszyngtonie, Elucid House Community Correction Center. Centrum to zostało zlokalizowane w dzielnicy murzyńskiej cieszącej się bardzo złą sławą. Na jego per­sonel, jak i uczestników składają się warunkowo zwalniani z więzień Murzyni.

Podobnie jak wiele innych komun, Elicid House nastawione jest na, jeśli tak można powiedzieć, „ekspansję resocjalizacyjną" na naj­bliższe otoczenie. Uzasadnione jest to faktem, że w dzielnicy, gdzie centrum to się znajduje, istnieje bardzo spatologizowane środowisko społeczne. Ekspansja przejawia się m.in. w regularnym zapraszaniu miejscowej ludności na zebrania członków Elucid House.

Główny punkt ciężkości pracy resocjalizacyjnej w tej instytucji położony jest na nauczenie pacjentów samodzielnego określania potrzeb oraz na znajdowanie adekwatnych sposobów ich zaspo­kajania. W czasie niemal codziennych posiedzeń terapeutycznych pacjenci wspólnie z personelem uczą się właściwie określać zarówno potrzeby grupy Jak i każdego uczestnika z osobna. Na zebraniach tych personel przedstawia pacjentom pewne modelowe wzorce zachowania, wszelkie zaś uchybienia przedstawiciele personelu przedstawiają nie tylko jako wyłączną winę opornych na resocja­lizację pacjentów, lecz również jako niedociągnięcia metody pracy z nimi. Taka samokrytyka ma za zadanie wzbudzić potrzebę po­dobnych „rachunków sumienia" u pacjentów.

Rozpowszechnienie się społeczności terapeutycznych we współ­czesnym świecie stworzyło potrzebę prowadzenia kompleksowych badań nad skutecznością tej formy oddziaływań psychokorekcyjnych. Prezentację takich badań w odniesieniu do resocjalizacji psychopatów przedstawił J. Łojalc. Z jego przeglądu wynika, że komuny terapeutyczne nie zawsze i w odniesieniu nie do wszystkich przypadków psychopatycznych stanowią właściwą formę oddziaływań psychokorekcyjnych, niemniej jednak są one, jak dotąd, metodami najskuteczniejszymi.

ROZDZIAŁ IV

Przykłady zastosowania ekonomii punktowej w resocjalizacji

Ogólne reguły stosowania ekonomii punktowej

Patrząc na panoramę zakładów resocjalizacyjnych stosujących zasady ekonomii punktowej, za najbardziej ewidentną cechę tych placówek można uznać fakt ich ogromnej różnorodności. W każdym z takich zakładów istnieje inny regulamin przyznawania punktów, inny system preferencji czynności podlegających nagrodom i karom czy wreszcie specyficzny system realizacji nagród i kar.

Zróżnicowanie placówek resocjalizacyjnych wypływa niejako w sposób naturalny z faktu niepowtarzalności materiału ludzkiego, poddawanego w danym zakładzie procesowi resocjalizacji Jak i z od­rębności „filozofii" uzasadniającej, jakie cechy są w życiu najważ­niejsze, a także jakie drogi są najlepsze w osiąganiu doskonałości.

Wartość ekonomii punktowej jest nie do przecenienia w organi­zacji oddziaływań resocjalizacyjnych we współczesnym świecie. Pozwala ona bowiem zyskać każdemu zakładowi niepowtarzalność wyrażającą się w sposobie kładzenia nacisków na poszczególne ro­dzaje zachowań, jak i na dobór odpowiednich wzmocnień. Dzięki temu zerwana została ponura sztampowość atmosfery tradycyjnego zakładu resocjalizacyjnego, czyniąca każdą placówkę resocjalizacyjną podobną do innej.

Należy przy tym podkreślić, że wspomniana wyżej, absolutnie niezbędna we współczesnym systemie oddziaływań resocjalizacyj­nych różnorodność poszczególnych zakładów nie wyklucza rów­nocześnie możliwość wpływu na ich funkcjonowanie. Wręcz prze­ciwnie — istotą nowoczesnego funkcjonowania placówki resocja­lizacyjnej jest jej otwarcie na potrzeby społeczne, stąd też zakład resocjalizacyjny przyjąć musi o wiele większą giętkość struktur organizacyjno-porządkowych w porównaniu z tradycyjnie zorientowanym więzieniem czy zakładem poprawczym. Wpływ na stałe doskonalenie pracy resocjalizacyjnej zakładu, opartej na ekonomii punktowej, odbywa się na kilka sposobów.

Po pierwsze, przez obowiązek stałego dyskutowania i udosko­nalania realizowanego systemu punktowego. Przy czym jest to dys­kusja prowadzona przez personel wychowawczy oraz wychowanków. Warto bowiem podkreślić, że do istoty oddziaływań resocjaliza­cyjnych opartych na ekonomii punktowej należy zaakceptowanie zasad przyznawania punktów przez wychowanków.

Po drugie, na temat obowiązującego w danym zakładzie programu oddziaływań resocjalizacyjnych wypowiadają się z reguły różnego rodzaju eksperci z zewnątrz zakładu, powoływani zarówno przez kierownictwo danej placówki (na wniosek zespołu wychowawców), jak też, w miarę potrzeby, przez jednostkę finansującą dany zakład.

Inną jeszcze drogą wpływania na formy działalności zakładu jest możliwość przejmowania różnego rodzaju programów specjalnych opracowanych przez przedstawicieli placówek akademickich, znako­mitych praktyków i entuzjastów pracy resocjalizacyjnej. Podstawo­wym zaś sposobem włączania danego programu w rytm funkcjono­wania zakładu, dla którego został on opracowany, jest akceptacja per­sonelu wychowawczego. Zanim jednak metody oddziaływania resoc­jalizacyjnego oparte na przesłankach ekonomii punktowej zostaną wcielone w życie, przed zespołem wychowawców stoi kilka podsta­wowych zadań, których spełnienie zadecyduje właśnie o specyficznej atmosferze wychowawczej każdego zakładu resocjalizacyjnego.

Przede wszystkim rada pedagogiczna (używając naszych określeń) rozstrzygnąć musi, co i w jaki sposób nagradzać, a także, co i w jaki spo­sób karać. Zagadnienie to jest najtrudniejsze, na ogół bowiem każdy z nas ma swój ą własną „filozofię" dotyczącą stopnia ważności różnych przejawów zachowania (zarówno pozytywnych Jak i negatywnych). W toku zaś dyskusji musi powstać hierarchicznie ustrukturalizowana lista względnie jednorodnych objawów zachowania, za które wycho­wanek otrzyma nagrody oraz takich, za które zostanie ukarany.

Pierwsze programy terapii behawioralnej stosowanej w zakładach resocjalizacyjnych byty dosyć sztywne, starając się bowiem uniknąć sporów między członkami personelu wychowawczego na temat tego, która z cech jest ważniejsza dla procesu socjalizacji, nie dokonywano hierarchizacji poszczególnych przejawów zachowania, ustalono jedynie listę pozytywnych i negatywnych cech, tzn. takich, za które wychowanek otrzymywał nagrody i kary.

Tym sposobem dochodziło do „specjalizacji" niebezpiecznych dla prawidłowego procesu wychowania. Ktoś np. mógł się dobrze nauczyć gier sportowych (za które otrzymywał tę samą liczbę punk­tów, co ktoś inny za postępy w nauce szkolnej) i tym sposobem mógł „dać sobie spokój" z wysiłkami na innym polu.

Obecnie — Jak już wspomniałem — stosuje się rozróżnienie stopnia ważności poszczególnych cech zachowania wychowanka. Rozróżnienie to przejawiać się może w trzech postaciach. Po pier­wsze, za jedno zachowanie wychowanek otrzymuje więcej punktów, za inne mniej, np. za wysoką ocenę w szkole 10 punktów, natomiast za umycie zębów l punkt. Po drugie, jedne punkty są bardziej war­tościowe (przy równej ich liczbie), inne mniej. Wreszcie po trzecie, postaci zachowania, na które rada pedagogiczna zechce zwrócić szczególną uwagę „rozpisane" są na elementy proste. Dzięki szczegółowej liście cech dotyczących najbardziej istotnych (zdaniem wychowawców) form aktywności, za te właśnie formy zachowania podopieczny otrzymuje większą liczbę punktów (pomimo że każda cecha skalowana i punktowana Jest w ten sam sposób).

Przykładem tego ostatniego typu rozwiązania jest system codzien­nej oceny wychowanka stosowany w Youth Treatment Center w Bir­mingham (Wielka Brytania). Ocena zachowania oparta jest na ośmiu listach, z których każda, bardziej lub mniej szczegółowo określa za­chowanie wychowanka w zakresie określonej sfery aktywności (ze­staw list zamieszczony został w aneksie).

Wszystkie uwzględnione w listach cechy określane są według pięciostopniowej skali, tj. od O do 4. Skala ta prezentuje się nastę­pująco (w zależności od opisywanej cechy): O — okropny, nie do zaakceptowania, nigdy nie występujący; l — słaby, trudny, prze­sadny, rzadki; 2 —jako taki, wymagający jeszcze nieco poprawy, czasami; 3 — dobry, wystarczający, nie stwarzający często proble­mów i 4 — wspaniały, ponadprzeciętny, zawsze. Po zakończeniu każdego dnia, z chwilą gdy wychowanek udaje się na nocny spoczy­nek, sporządza się ogólny bilans „zarobionych" przezeń punktów na specjalnym blankiecie (przykład blankietu w aneksie).

Bardzo ważnym elementem w praktyce terapii behawioralnej są dokumenty (znaki, symbole) „zarobionych" przez wychowanka punk­tów, a więc: żetony, karty (podobne do kart kredytowych) czy wresz­cie specjalnie drukowane bony (przypominające banknoty).

Owe dowody poświadczające ilość zdobytych punktów w żadnym wypadku nie służą usprawnieniu rozliczeń pomiędzy personelem a wychowankiem, wręcz przeciwnie, w poważnym nawet stopniu utrudniają cały system owych rozliczeń i dlatego też niektóre prog­ramy nie wprowadzają żadnych dowodów poświadczających liczbę posiadanych punktów.

Codziennie rano, wieczorem czy raz na tydzień (po podsumo­waniu przez personel wychowawczy) wychowanek dowiaduje się ile punktów „zarobił" i za co bądź ile i dlaczego stracił. Niekiedy stosowane są specjalne zeszyciki rozdawane każdemu podopiecz­nemu (coś w rodzaju studenckich indeksów czy dzienniczków ucz­nia), w które każda uprawniona do tego osoba z personelu opiekuń­czego wpisuje punkty. Spotkać także można specjalne prostokątne kartoniki w kształcie biletów miesięcznych, na których wycinane są specjalnymi dziurkaczami znaki świadczące o liczbie „zarobionych" punktów.

Najczęściej jednak dowodem uzyskanych punktów są żetony przypominające monety lub bony naśladujące banknoty. Stąd też potoczna angielska nazwa terapii behawioralnej stosowanej w prak­tyce brzmi: token economy, co dosłownie oznacza „ekonomia żeto­nów" (bonów). Popularność tej formy dowodów w różnego rodzaju programach resocjalizacyjnych wypływa z faktu, że wskaźniki punk­tów uzyskanych za dobre sprawowanie pozostają w najbliższym związku z dowodami, jakie funkcjonują w realnym, codziennym życiu, czyli z pieniędzmi. Dzięki niej wychowanek jest przysposa­biany nie tylko do zabiegania o jak najlepszą zapłatę za swe wysiłki, lecz także uczy się oszczędzania, planowania wydatków. Jednym słowem nabiera dojrzałego stosunku do pieniądza.

Stosowane w programach resocjalizacyjnych żetony i bony są z reguły zróżnicowane na dwa sposoby; po pierwsze, ze względu na nominał, po drugie, ze względu na rodzaj. To drugie rozróżnienie bywa szczególnie przydatne przy wspomnianym wyżej rozróżnieniu punktów na bardziej i mniej wartościowe. I tak np. za odpowiednią liczbę żetonów w kolorze złotym wychowanek może udać się do domu lub do miasta, podczas gdy żetony mniej wartościowe, np. srebrne czy miedziane, upoważniają do „zakupu" mniej atrakcyjnych przywilejów. Przy rozróżnieniu punktów na mniej wartościowe stosuje się zwykle zamiennik tych mniej wartościowych (miedzianych czy niklowych) na srebrne lub złote. W przypadku zaś braku rozróż­nienia rodzajów punktów różne kolory lub kształty żetonów, po­dobnie jak i w przypadku monet, oznaczają różnice nominału.

Częściej jednak w praktyce ekonomii punktowej stosowane są bony, na których wypisuje się nazwiska wychowanków (co zapobiega wzajemnemu podkradaniu sobie dowodów „zarobionych" punktów). Dla ilustracji zamieszczam wizerunek bonu różniący się od innych kolorem (nikiel), znamionujący rodzaj aktywności (kontakty społeczne) i nominał (5 punktów), z równoczesnym zaznaczeniem naz­wiska wychowanka, nazwiska przyznającego punkty pracownika, daty i zadania, za które wychowanek otrzymał ten „banknot".

Ponieważ jednak kradzieże różnego rodzaju wskaźników uzyska­nych punktów zdarzają się nawet wtedy, gdy żetonów czy bonów zdobytych nielegalną drogą nie można wykorzystać (np. ze złoś­liwości), nie należy nigdy wydawać żadnych dowodów bez odno­towania tego faktu w specjalnych formularzach, dzięki czemu, pomi­mo kradzieży żetonu czy bonu, wychowanek nie traci zdobytych punktów.

Obok omawianych sposobów ustalania, za co i w Jaki sposób przyznawane są punkty, do najważniejszych kwestii w zakresie orga­nizacji programu resocjalizacji według zasady ekonomii punktowej należą wzmocnienia, czyli ustalenie, co wychowanek otrzyma w na­grodę za dobre zachowanie, wyrażone liczbą nagromadzonych przezeń punktów.

Przystępując do opracowania listy nagród należy na wstępie roz­strzygnąć, czy wprowadzamy równocześnie listę kar, czy też nie (traktując jako karę brak nagrody). To, czy opracujemy dwie, czy też jedną listę, zależy od przyjętej „filozofii", czyli od poglądu na rolę kary w wychowaniu.

Każdy praktyk w dziedzinie resocjalizacji wie, że nie każda kara jest skuteczna, czasami nawet wywiera ona skutek odwrotny, stąd też wiele programów resocjalizacyjnych bierze pod uwagę tylko na­grody. Sprawa ta jednakże nie jest całkowicie jasna, bo z jednej stro­ny brak nagrody w subiektywnym odczuciu wychowanka może być niejednokrotnie dotkliwszą karą niż kara określona regulaminem, z drugiej zaś strony, nawet w przypadku osobników psychopatycz­nych, wobec których —jak wiadomo — kary są szczególnie niesku­teczne , pewien rodzaj kary, a mianowicie kary pieniężne (a za takie właśnie należałoby uznać kary wymierzane w ramach ekonomii punktowej), działają równie skutecznie jak na osobników normalnych .

Na dobrą więc sprawę, w świetle współczesnej wiedzy psycholo­gicznej, nie ma jednoznacznych przeciwwskazań dla stosowania w resocjalizacji listy ściśle określonych kar, a to, czy lista takowa zostanie w danym zakładzie opracowana, czy też nie, zależy w dużym stopniu od osobistego wyczucia większości członków zespołu wycho­wawczego (rady pedagogicznej).

Lista wzmocnień, czyli przedmiotów i czynności, które można kupić za zarobione punkty, może obejmować wszystkie atrakcyjne dla wychowanka przywileje i przedmioty, które nie budzą zastrzeżeń ze względu na wartość wychowawczą. Mogą więc znajdować się na niej przeróżne kosmetyki, garderoba, łakocie, a także wizyty w domu i wyjścia do miasta. Niektóre zakłady stosują nawet takie rozwiąza­nie, iż nowo przybyły wychowanek otrzymuje „za darmo" jedynie pustą celę wyposażoną w łóżko z materacem, drelichy więzienne, podstawowe przybory toaletowe oraz wyżywienie. Wszystkie zaś dodatki dotyczące zarówno urządzenia celi (np. pościel, dywan, tele­wizor itp.), ubrania, polepszenia jadłospisu (o przystawki i desery) itp. wychowanek musi sobie „kupić" za zarobione punkty. Najczęściej zakłady resocjalizacyjne oparte na zasadach token economy posia­dają dobrze zaopatrzone kantyny, w których artykuły atrakcyjne dla wychowanków mają ceny wyrażone w punktach.

Artykuły i przedmioty osobistego użytku, jak np. kosmetyki czy odzież, kupowane są „na zawsze", natomiast przedmioty trwałego użytku, jak rowery, motorowery, sprzęt wędkarski, sportowy, radiood­biorniki, telewizory, przedmioty z zakresu wyposażenia mieszkań itp. wychowankowie mogą wypożyczać za odpowiednią liczbę punk­tów.

Czasami stosuje się wymianę uzyskanych przez wychowanka punktów na pieniądze. Umożliwiają one zakupy w domach sprzedaży wysyłkowej na zasadzie podobnej do tego, jak czyni to człowiek po­zostający na wolności. Przy czym wychowanek nie musi wydawać zarobionych pieniędzy do końca, jeśli chce, może je oszczędzać, prze­znaczyć na poważniejsze zakupy lub na „wypiskę". Często stosuje się także system pożyczkowo-kredytowy.

Szczególnego rodzaju wzmocnieniem są atrakcyjne dla wycho­wanka czynności, takie jak np. wyjście do miasta, przyjmowanie przy­jaciół z zewnątrz, gry sportowe itp. Każda z tych czynności jest „do kupienia" i ze względu zaś na atrakcyjność z reguły posiada wysoką cenę.

Jako ciekawostkę można przytoczyć, że w niektórych programach resocjalizacyjnych znajdują odbicie warunki typowe dla społeczeń­stwa wolnorynkowego. Oto np. w zakładzie dla upośledzonych umysłowo młodocianych jednym z ty­pów wzmocnień była możliwość „kupienia" sobie przynależności do ubezpieczalni. Dawało to wychowankowi możliwość „zarabiania" średniej przychodów punktowych z ubiegłego „okresu płatniczego" w czasie, gdy lekarz zakładowy stwierdzi u niego chorobę.

Spotkać można takie zakłady, w których na liście opłacanych przez wychowanka czynności znajduje się nie tylko wizyta u lekarza, lecz także i dłuższa niż 15 minutowa rozmowa z psychologiem, a na­wet z kapelanem więziennym ( rozmowy z tymi „inżynierami dusz ludzkich" są bezpłatne do 15 minut). Widać tu chyba najwyraźniej zasadę, że „wszystko kosztuje" i „czas to pieniądz".

Dla ilustracji przytaczam poniżej jedną z najkrótszych list przywi­lejów do kupienia, jaką znam (E.L. Philipsa 1978), stosowaną w sze­roko dzisiaj znanej, niejako wzorcowej placówce resocjalizacyjnej dla lekko wykolejonej młodzieży w Kansas, zwanej Achievement Place.

Przywileje i udogodnienia uzyskiwane na tydzień — cena w punktach............. 1000

Kieszonkowe ......

Rower ............

Telewizor (kolorowy) Gry ..............

............. 1000

............. 1000

............. 1000

Sprzęt muzyczny .................................. 500

Dodatkowe wyżywienie, przystawki, łakocie ............ 500

Pozwolenie na wyjście do miasta ..................... 1000

Pozwolenie na nieprzestrzeganie capstrzyku ............ 1000

Pozwolenie na wizytę w domu po zajęciach szkolnych .... 1000

Rodzaje zachowania, za które wychowanek traci punkty


Złe oceny szkolne Agresywne „odżywki" Zapomnienie umycia rąk przed posiłkiem Kłótnie

Nieposłuszeństwo Spóźnianie się Nieprzyzwoite reakcje Niedbała postawa Wypowiedzi niegramatyczne Kradzieże

500-1000 pkt. za każdą ocenę 20-50 pkt. za każdą

100-5000 pkt. za każdy posiłek

300 pkt. za każdą

100-1000 pkt, za każdy przypadek

10 pkt. za każdą minutę

50-100 pkt. za każdą

50 pkt. za każdą.

20-50 pkt. za każdą

1000 pkt. za każdą.


Na Wyspach Brytyjskich spotkałem przypadki stosowania indy­widualnych programów resocjalizacyjnych, polegających na tym, iż każdy wychowanek miał do pokonania trudności różnego stopnia (ustalane na podstawie oceny jego możliwości) w celu zdobycia upragnionych przedmiotów czy przywilejów. Tym sposobem, aby np. dostać do celi telewizor, jeden wychowanek musi „zapłacić" 50 punktami, inny zaś 30, a jeszcze inny 10.

Osobiście nie zalecam takiego rozwiązania, zawsze bowiem budzi ono wśród wychowanków (którzy bardzo często nie mają zrozumienia dla obniżonych możliwości swych kolegów, uważając, że ich nieudolne zachowanie jest dowodem albo „zgrywania się", albo też nabierania personelu na swe rzekomo mniejsze możliwości) poczucie zawiści i chęci odwetu za to niby cwaniactwo. Dlatego też uważam, że daleko lepiej jest dobierać do grup wychowawczych i zakładów resocjalizacyjnych wychowanków o zbliżonych (podob­nych) możliwościach i stosować wobec nich jednolity system wyma­gań.

Na zakończenie pragnę jeszcze przedstawić kilka przykładów programów resocjalizacyjnych, starających się wyeliminować (lub raczej zmniejszyć do niezbędnego minimum) negatywne skutki te­rapii behawioralnej w resocjalizacji.

W swych poprzednich pracach poświęconych temu tematowi pi­sałem obszerniej o słabych stronach tej formy oddziaływań wycho­wawczych, obecnie wspomnę tylko o najważniejszym mankamencie, a mianowicie o tym, że terapia behawioralna w klasycznej postaci sprowadza cały proces wychowania do poziomu płynących z zewnątrz wzmocnień, doprowadzając jedynie do niższego, heteronomicznego stadium reakcji moralnych. Prawdziwa zaś struktura poczuć moral­nych tkwi, jak wiadomo, w ich autonomiczności, w zakorzenionej głęboko w psychice człowieka (zinternalizowanej) potrzebie bycia dobrym i czynienia dobra.

Stosowane w wielu współczesnych programach resocjalizacyj­nych, opartych na przesłankach token economy, sposoby zapobiegające negatywnym skutkom terapii behawioralnej można podzielić na trzy uzupełniające się grupy.

Po pierwsze, stosowanie ekonomii punktowej wespół z innymi metodami oddziaływań resocjalizacyjnych. Najczęściej jako ważne uzupełnienie ekonomii punktowej stosuje się regularne posiedzenia terapii grupowej, które z istoty swej niejako zmuszają uczestników do bardziej wnikliwej oceny swego postępowania. Dosyć często obok terapii grupowej stosuje się różne formy terapii indywidualnej, rozu­mianej dosyć szeroko: od rzadziej obecnie stosowanej psychoanalizy, po regularne rozmowy indywidualne z psychologiem lub innym członkiem personelu. W Youth Treatment Center w Birmingham np. każda strata przez wychowanka więcej niż 10 punktów powoduje automatycznie „indywidualną sesję" z opiekunem, w czasie której wychowanek zobowiązany jest dokładnie przeanalizować swe nega­tywne zachowanie, określając jego pobudki i różne formy przejawów, nie tylko te, które stały się przyczyną utraty punktów.

Drugim sposobem likwidacji negatywnych skutków długotrwa­łego stosowania ekonomii punktowej są różne modyfikacje postępo­wania, aby maksymalnie wyeliminować sztuczność wynikającą z re­gularności wzmocnień i wysokości nagród.

Jedną z takich metod jest np. dosyć często stosowany w USA system ABAB, czyli niezależne od siebie oceny zachowania ucznia w szkole, dokonywane przez nauczyciela i przez uczniów. Ocena ogólna powstaje w wyniku dyskusji rozbieżności pomiędzy przesłankami, stanowiącymi podstawy oceny obu stron.

Do innych ciekawych prób modyfikacji ekonomii punktowej nale­ży metoda wprowadzona we wspomnianym już ośrodku dla lekko wykolejonej młodzieży w Kansas. W placówce tej (funkcjonującej na zasadzie grup rodzinnych) stosuje się zasadę przyznawania punk­tów przez wybieranych spośród wychowanków , menadżerów". Oce­na zaś nowych „kierowników" odbywa się na posiedzeniu grupy wraz z „rodzicami", kiedy to obok rozliczenia aktualnych „kierowników" wybiera się nowych.

Trzecią wreszcie drogą zapobiegania negatywnym skutkom dłu­gotrwałego stosowania ekonomii punktowej jest konsekwentne sto­sowanie tej metody tylko dla inicjacji pozytywnych reakcji wycho­wanków, a następnie stopniowe jej eliminowanie.

Przy tej okazji warto podkreślić, że ekonomia punktowa najczęś­ciej łączona jest z progresywnym systemem organizacji społecznej zakładu. Stosowanie takiego połączenia umożliwia stopniową eliminację ekonomii punktowej w miarę osiągania przez wychowanka kolejnych stopni uprzywilejowania.

Przykładem tego typu rozwiązań może być „rodzinny" dom dla lekko wykolejonej młodzieży w Londynie, zwany Orchardlodge, gdzie wychowankowie podzieleni są na trzy grupy w zależności od postępu resocjalizacji. Poziom najniższy polega na rozliczeniu dzien­nym — każdego dnia wychowankowie otrzymują swe punkty, za któ­re w następnym już dniu mogą „kupić" niektóre przywileje, łakocie lub inne atrakcyjne produkty. Stopień wyższy to tygodniowy system rozliczeń, polegający na tym, że wychowanek czeka na swe punkty aż do piątkowego popołudnia. Wreszcie trzeci poziom to tzw. Contract System, gdzie wychowanek nie podlega już ekonomii punkto­wej, zachowując uprzednio zdobyte przywileje i możliwości „zaku­pów". Jeśli zaś jego zachowanie pogorszy się, zostanie on cofnięty na najniższy poziom.

Przedstawione powyżej sposoby likwidacji negatywnych skutków ekonomii punktowej stanowią—jak można przypuszczać — dostatecznie uzasadnione zabezpieczenie przed tym, aby sztucznie nieco stworzone „impulsy resocjalizacyjne" nie dały czegoś w rodzaju cieplarnianej atmosfery, poza którą właściwe zachowanie wychowan­ka byłoby trudne do utrwalenia.

Należy zatem mieć przede wszystkim na uwadze to, że metody ekonomii punktowej tylko wtedy spełniają pozytywną rolę w procesie resocjalizacji, gdy zostaną wykorzystane jako element inicjujący proces resocjalizacji, a nie jako jego główny i jedyny motor.

Organizacyjne formy zastosowania ekonomii punktowej w resocjalizacji

Ze względu na główne formy organizacyjne oddziaływania resoc­jalizacyjnego opartego na zasadach terapii behawioralnej, można podzielić je na cztery grupy: szkoły, obozy letnie, zakłady resocjali­zacyjne i oddziaływania ambulatoryjne.

Szkoły

Spośród wielu amerykańskich programów resocjalizacyjnych opartych na wykorzystaniu szkolnego procesu dydaktycznego do celów wychowania nieletnich przestępców za najciekawszy, a zara­zem najkonsekwentniej oddający istotę nowego podejścia do orga­nizacji zajęć szkolnych, należy uznać program opracowany przez Uniwersytet w Waszyngtonie, nazywany Experimental Education Unii (EEU). Jest on przeznaczony nie tylko dla dzieci z zaburzeniami emocjonalnymi, ale również z innymi defektami i odstępstwami od normy (chodzi tu o dzieci głuche i niedosłyszące, niedorozwinięte, kalekie itp.). Program ten skupia więc całokształt problematyki pe­dagogiki specjalnej. Nastawiony jest na resocjalizację i rewalidację dzieci w wieku od 2-6 do 21 lat.

Budynek, w którym odbywają się zajęcia zgodne z tym prog­ramem, ma 41 tyś. stóp powierzchni (12 456,80 m2). Składa się z 14 klas, które dzielą się na większe, przeznaczone dla dzieci o mniej­szym stopniu nasileni zaburzeń (liczebność większych klas wynosi 18 osób), oraz mniejsze, w których uczą się dzieci sprawiające więk­sze trudności w procesie resocjalizacji i rewalidacji (liczebność tych klas sięga 12 osób). Ogółem w całym budynku szkolnym mieści się 160-170 osób.

Każda klasa (sala lekcyjna) podzielona jest (bez fizycznej prze­grody) na dwie części. Jedna część, wyposażona w stoły i krzesła, służy do nauki, druga zaś do rysowania, malowania, zajęć praktycz­nych itp. W klasach szkoły średniej o profilu zawodowym znajdują się ponadto różne przyrządy do nauki zawodu oraz liczne sprzęty gospodarstwa domowego. Każda klasa ma własny teren rekraacyjny.

Wejście do każdej klasy znajduje się od strony wielkiego holu Przed nim są dwa pokoje oddzielone od klasy Jednokierunkowymi przesłonami: jedno z tych pomieszczeń stanowi kancelarię nauczy­ciela, drugie (większe) jest pokojem obserwacyjnym, przeznaczonym dla studentów i nauczycieli kształcących się w stosowaniu metod propagowanych przez EEU.

Budynek wyposażony jest we własny obwód telewizyjny. Ultrano­woczesny telektem umożliwia połączenie się ze wszystkimi salami. Do celów analiz naukowych każdą czynność dziecka można fil­mować. Programowaniu indywidualnych oddziaływań służą kom­putery, które, obliczając, jakie metody są w danym wypadku najsku­teczniejsze, dostarczaj ą jednocześnie wskazówek co do kierunku dalszego postępowania z dzieckiem. W miarę dofinansowywania programu EEU przewiduje się zainstalowanie całego zestawu kom­puterów nastawionych również na opracowanie całościowych prog­ramów postępowania.

Celem programu EEU jest zdobycie możliwie najlepszych infor­macji na temat czynników warunkujących efektywność procesu dy­daktycznego. Dane te uzyskuje się w wyniku badania objawów to­warzyszących procesowi uczenia się przy zastosowaniu nowoczesnej procedury pomiarów i techniki rejestracji. Pozwalają one na posze­rzenie dotychczasowej wiedzy o procesie uczenia się.

Całokształt programu EEU składa się z trzech programów szcze­gółowych: badawczego, kształcenia nauczycieli i organizacyjnego.

Najbardziej rozbudowany jest program badawczy. Ma on najwięk­sze znaczenie, gdyż określa, co w procesie resocjalizacji i rewalidacji jest bardziej, a co mniej skuteczne. Realizuje go kilka zespołów. Opie­ra się on na uprzednio opracowanym programie zwanym Convergence Teclmique, który zawierał przykład operacyjnych rozwiązań w organizacji programów głównych (ramowych), działowych i indywidual­nych.

Poszczególne zespoły badawcze specjalizują się w różnych as­pektach stosowania procedury warunkowania sprawczego. Są to na­stępujące zespoły: zespół badań nad sposobami komunikowania się przeznaczony do usprawniania procesu nauki dzieci głuchych i nie­dosłyszących; zespół badań nad resocjalizacją dzieci przedszkolnych; zespół badań nad usprawnieniem nauki szkolnej; zespół badań nad wyznacznikami społecznego zachowania młodzieży zaburzonej emo­cjonalnie oraz przejawiającej różnego rodząju odchylenia od normy (zarówno pod względem umysłowym, jak i fizycznym); zespół badań nad stosowaniem instrumentów w procesie resocjalizacji i rewalidacji (np. filmu, technik audiologicznych, komputerów itp.); zespół badań nad nauką zawodu. Zadaniem tych zespołów składających się z róż­nych specjalistów jest systematyczne dostarczanie informacji na temat kierunków i szczegółowych metod pracy z poszczególnymi dziećmi.

Drugi program, program kształcenia nauczycieli, powstawał w miarę stwierdzania skuteczności ogólnych założeń EEU oraz prak­tycznych korzyści stosowania metod warunkowania instrumentalnego w procesie dydaktycznym. Kształcenie nauczycieli w ramach EEU zaczęło się jesienią 1967 r. na zlecenie centralnych władz oświato­wych.

Głównym celem tego kształcenia jest dostarczenie specjalistów w zakresie stosowania metod terapii behawioralnej w szkole, którzy staliby się instruktorami nauczycieli w różnych szkołach stanowych i prywatnych, i tym samym rozpowszechnialiby postęp pedago­giczny.

Kształcenie nauczycieli w ramach programu EEU trwa dwa lata. W pierwszym roku nauczyciele zapoznają się z ogólnymi koncep­cjami pracy oraz z teoretycznymi podstawami stosowanych metod, a następnie pod ścisłą kontrolą prowadzą zajęcia z zastosowaniem różnego rodzaju technik behawioralnych. W drugim roku prowadzą zajęcia samodzielnie, kontrolowani sporadycznie.

W czasie dwuletniego kursu nauczycie] powinien przyswoić sobie następujące umiejętności: umiejętność określenia problemów beha­wioralnych (tj. negatywnych form zachowania się dziecka); umie­jętność ustalania środków zaradczych, tzn, programowania odpo­wiedniego systemu warunkowania instrumentalnego; umiejętność tworzenia takich sytuacji, które umożliwiają wprowadzenie tego systemu wzmocnień; umiejętność oceny skuteczności oddziaływań różnego rodzaju zespołów bodźców w korygowaniu zachowania dziecka.

Zadaniem trzeciego programu EEU (organizacyjnego) jest szuka­nie optymalnych zastosowań wyników programu badawczego. Warto podkreślić, że ogólna jego koncepcja wypływa z oryginalnej idei, w myśl której zachowanie bardzo prawdopodobne ma siłę wzmac­niającą zachowani mało prawdopodobne. Prze­nosząc tę koncepcję na płaszczyznę organizacji pracy szkoły, należy przede wszystkim ustalić u każdego dziecka zakres zachowań bardzo prawdopodobnych. Mówiąc inaczej, trzeba ustalić i zhierarchizować, co dane dziecko najbardziej lubi, a następnie tak zorganizować życie w szkole, aby cechy, które chcemy u danego dziecka wykształcić (a które z reguły stanowią typ zachowania mało prawdopodobnego) były nagradzane lubianym przez dziecko zachowaniem np., aby spo­kojne przeczytanie zadanego przez nauczyciela tekstu (zachowanie mało prawdopodobne) poprzedzało wyjście dziecka na podwórko lub do pokoju z ciekawymi zabawkami.

Dla uściślenia procesu obserwacji dziecka, na podstawie której określa się zarówno stopień prawdopodobieństwa wystąpienia poszcze­gólnego typu zachowania, jak i skuteczności stosowanego wzmocnienia instrumentalnego, wykorzystuje się bardzo dokładny pomiar i zapis jego reakcji. W tym celu opracowano specjalną procedurę zapisu cykli ru­chowych dziecka, ponadto dla każdego dziecka prowadzi się kartę „Ze­stawienia wydarzeń w godzinie", zawierającą m.in. bardzo dokładne dane na temat czasu skupienia się dziecka nad pracą, liczbę poprawnych rozwiązań i pomyłek (jeśli dziecko wykonuje zadanie), liczbę i rodzaje ruchów ciała (najczęściej wykonywanych mimowolnie podczas pracy), liczbę kontaktów z nauczycielem, czas ich trwania itp. Z prowadzonych zestawień z poszczególnych godzin wykreśla się następnie krzywe dla całego dnia.

Jak wynika z powyższego, realizacja oddziaływań resocjalizacyj­nych i rewalidacyjnych w ramach EEU opiera się na bardzo wnikliwej rejestracji wielu danych, służących następnie za podstawę ustalenia kierunków pracy z każdym dzieckiem.

Obozy letnie

Obozy i kolonie letnie, zarówno w Europie, jak i w Ameryce, ma­ją w procesie wychowania długą, ponad stuletnią historię. Głównym celem ich organizowania była i jest możliwość zapewnienia mło­dzieży — szczególnie miejskiej — odpowiedniego wypoczynku i zmiany klimatu.

Nieco krótsza jest natomiast historia obozów letnich nastawionych specjalnie na terapię dzieci przejawiających zaburzenia emocjonalne, Pierwszy taki obóz zorganizował w 1919 r. Uniwersytet w Pensyl­wanii. Następny, już większy, przygotował trzy lata później Uniwer­sytet w Michigan. Obóz ten skupiał 130 chłopców skierowanych przez służby społeczne i sądy dla nieletnich. Dzięki wykorzystaniu w pracy resocjalizacyjnej najnowszych metod wkrótce stał się on obo­zem wzorcowym i zaczął szkolić personel dla potrzeb innych, podob­nych placówek.

Obozem terapeutycznym, który pierwszy oparł całokształt oddzia­ływań głównie na zasadach terapii behawioralnej, był obóz „Ponderosa", założony w 1963 r. przez Uniwersytet w Alabamie z inicjatywy profesora psychologii tego uniwersytetu i koordynatora praktyk kli­nicznych, H.C. Rickarda. „Ponderosa" kilkakrotnie zmieniała swą orientację terapeutyczną. Najpierw nastawiona była na terapię przez wypoczynek i zabawę, następnie wprowadzała intensywniejsze metody, oparte na zasadach tradycyjnej psychoterapii. Od 1965 r. przyjęła orientację behawioralną, do której dostosowała swe dotychczasowe doświadczenia w pracy z dziećmi przejawiającymi różnego rodzaju zaburzenia emocjonalne. Na doskonalenie programu „Pon-derosy" pewien wpływ wywarły również osiemnastoletnie doświad­czenia w prowadzeniu podobnego obozu Dallas Salesmanship.

Terapeutyczny obóz „Ponderosa" usytuowany był w lesie na prze­strzeni 80 akrów (20 ha), pięć mil od najbliższego miasta. Chłopcy, podzieleni na 9-osobowe grupy, zamieszkiwali położone z dala od siebie drewniane baraki. Każda z tych grup z 3 wychowawcami (czy raczej doradcami) stanowiła osobną i wewnętrznie zwartą całość. Grupa nosiła specjalną nazwę i miała własne godło.

Wspólnie z wychowawcami chłopcy codziennie ustalali program dnia. W czasie siedmiotygodniowego turnusu każda grupa musiała przy­gotować występ artystyczny i zredagować gazetkę obozową. W obozie znajdowało się także muzeum osobliwości, do którego wszyscy uczest­nicy byli zobowiązani przynosić ciekawe przedmioty znalezione w cza­sie wycieczek. Obóz dysponował autobusem (zwanym „Pondabus"), który mógł być wykorzystywany kolejno przez poszczególne grupy na wycieczki. Budżet pozwalał na wycieczki do 125 mil.

Uczestnikami obozu były dzieci (przeważnie chłopcy) w wieku 7-14 lat, skierowane przez poradnie zdrowia psychicznego, psychiat­rów, pracowników społecznych i szkoły specjalne. Zasadą uczestnic­twa w obozie był normalny poziom inteligencji oraz brak objawów psychopatycznych.

Obozem kierowało dwóch psychologów klinicznych, pracow­ników uniwersytetu, a personel wychowawczy składał się z absol­wentów i studentów psychologii,

Do najbardziej ogólnych założeń programu „Ponderosy", czyli do jego „filozofii", należało m.in. przedkładanie doświadczenia nad analizę zjawisk, koncentrowanie się głównie na wydarzeniach aktualnych i wreszcie preferowanie pracy grupowej nad indywidualną.

Do takiego ustawienia pracy zobowiązywało przyjęcie założeń teorii behawioralnej za podstawę organizacji oddziaływań resocjaliza­cyjnych. W toku pracy z młodzieżą nie trzymano się jednak zbytnio wszystkich rygorów „filozofii" behawioralnej, ponieważ ortodoksyjne stanowisko mogłoby niezbyt korzystnie wpływać na wyniki pracy terapeutycznej. Wspomniani autorzy słusznie przyjmują, że techniki manipulowania środowiskiem obozowym mogą mieć wpływ (drogą wzmocnień pozytywnych) na powstanie pewnych cech zachowania, nie mogą natomiast wytworzyć odpowiednio silnej kontroli wew­nętrznej, gdyż do osiągnięcia tego celu prowadzą tradycyjne techniki psychoterapii indywidualnej i grupowej. Dlatego też, obok metodyki wytwarzania sposobów zachowania zgodnej z założeniami teorii uczenia się, stosowano rozmowy indywidualne i sesje grupowe oparte na bardziej tradycyjnych koncepcjach terapeutycznych-

W wielu przypadkach wykorzystano także indywidualne zabiegi psychokorekcyjne, oparte na zasadach terapii behawioralnej. Doty­czyło to głównie dzieci, które w sposób niekontrolowany oddawały mocz i kał. Dla każdego z takich pacjentów opracowano indywidu­alny program stymulujący kontrolę mięśni zwieracza.

Należy podkreślić, że obok najczęściej spotykanych terapeutycz­nych obozów stacjonarnych (takich jak np. „Ponderosa"), niektóre ośrodki (np. Uniwersytet w Buffalo) organizowały obozy, do których młodzież dowożona była na dzień, a na noc powracała do swych do­mów.

Zakłady karne

Istnieje również kilka wersji stosowania założeń terapii behawio­ralnej w zakładach karnych. Cechą wspólną wszystkich tych rozwiązań jest takie zorganizowanie środowiska zakładowego, aby stymu­lowało pozytywny rozwój społeczny więźnia zarówno nieletniego, jak i dorosłego. Wszechstronnej organizacji tego środowiska sprzyja fakt, że otoczenie to może być, przynajmniej teoretycznie, całkowicie kontrolowane przez personel.

Za najbardziej typowe przykłady zastosowania metod terapii behawioralnej w organizacji środowiska zakładów karnych można uznać program CASE dla nieletnich i tzw. Draper Model (nazwa wię­zienia) dla przestępców dorosłych. Istotą obu tych programów jest wprowadzenie systemu punktowania za każdy pozytywny przejaw zachowania wychowanka.

W programie CASE, który został opracowany na zlecenie władz federalnych, cały dzień pobytu wycho­wanka został ściśle zaplanowany, co miało zapewnić, z jednej strony, wytworzenie pozytywnych nawyków we współżyciu społecznym, z dru­giej zaś, dać wychowankowi możność ukształtowania pozytywnego stosunku do pracy szkolnej oraz do prac społecznie użytecznych.

Autorzy tego programu wyszli ze słusznego założenia, że czyn­nikiem, który z reguły najbardziej negatywnie odbija się na postępach w zakresie resocjalizacji, jest poważne opóźnienie w nauce. W związ­ku z tym w programie CASE główny punkt ciężkości położono na zorganizowaniu procesu nauczania tak, aby wychowanek jak najszyb­ciej uzupełnił braki w swoim wykształceniu. Proces odrabiania zaleg­łości w materiale szkolnym w ramach programu CASE podzielono na cztery etapy, trwające przeciętnie po dwa miesiące. Każdy etap był trudniejszy od poprzedniego, zarówno jeśli chodzi o materiał nau­czania (co się rozumie samo przez się), jak i o zdobywanie nagród. I tak w pierwszym etapie wychowanek zdobywał punkty za sprawdza­ne testem efekty uczenia się oraz za czas poświęcony nauce (bez względu na wynik), podczas gdy w dalszych etapach punkty przy­znawane były wyłącznie za pozytywne wyniki w nauce. Oprócz tego wychowanek zdobywał punkty za właściwe zachowanie wobec innych chłopców, za wykonanie prac biurowych, porządkowych itp.

Punkty były wymieniane na dolary, którymi chłopcy musieli pła­cić czynsz (każdy miał oddzielny pokój), pobyt w zakładowej ka­wiarni itp. Ale za zarobione pieniądze mogli też robić zakupy w za­kładowym sklepie lub sprowadzać sobie różne rzeczy (za pośred­nictwem biur wysyłkowych) z różnych części kraju.

Wiele uwagi poświecono również likwidacji zaległości szkolnych w programie Draper Model, przeznaczonym dla przestępców do­rosłych. Jednak większy na­cisk położono w tym programie na wyrabianie u więźniów adekwat­nej samooceny i głównie za to byli nagradzani.

Na odnotowanie zasługuje także dość oryginalna procedura wzmacniania zastosowana w programie Achievement Place, który przeznaczony jest dla małych, „rodzinnych" zakładów, liczących 5-10 osób. Otóż, obok punktów za dobre zachowanie, postępy w na­uce, codzienne czytanie gazet itp., objęci tym programem wychowan­kowie otrzymywali „zaszczyty", do których należała przede wszyst­kim pozycja menadżera sterującego pracą innych i mogącego oceniać innych przez przyznawanie lub odbieranie im punktów. Menadżerów oceniali „rodzice", rozliczając ich z całości wykonanego zadania.

Bardzo istotną innowacją w stosowaniu metod terapii behawioralnej w ramach zakładu resocjalizacyjnego wprowadził W.R. Nay. Au­tor ten, opracowując program oddziaływań resocjalizacyjnych w za­kładzie dla dziewcząt wykolejonych (w stanie Wirginia), wyszedł z założenia, że istnieje niebezpieczeństwo tworzenia sztucznie wzmacnianego środowiska, gdyż społeczeństwo, do którego wycho­wanka wróci po wyjściu z zakładu, nie będzie oferowało większości wzmocnień otrzymywanych w zakładzie. W tej sytuacji może mieć miejsce nawrót do przestępstwa oraz innych form niedostosowania społecznego, ponieważ po wyjściu z zakładu szereg postaci zacho­wania przestanie „się opłacać", co może następnie objąć wszystkie pozytywne społecznie formy zachowania. Aby temu zapobiec Nay zastosował progresywny system poziomów uprzywilejowania, według którego, po odpowiednim nagromadzeniu punktów (wskutek złego zachowania można je stracić) wychowanka otrzymy­wała kolor zielony, pozwalający jej na korzystanie z wszelkich udo­godnień zakładu, jak np. kawiarni, bufetu, dyskoteki itp. Gromadząc dalej punkty uzyskiwała kolor żółty, kwalifikujący ją do grupy najbar­dziej uprzywilejowanej, w której dziewczęta same mogły wychodzić do sklepu, domu itp. Grupie żółtych wychowanek nie przyznawano już punktów, groziła im tylko degradacja za niewłaściwe zachowanie.

Terapia ambulatoryjna

Terapia ambulatoryjna jest w Ameryce najbardziej rozpowszechnioną formą oddziaływania psychokorekcyjnego. Wy­korzystuje się ją głównie do leczenia różnego rodzaju zachowań ne­urotycznych. Mniejsze zastosowanie znajduje w resocjalizacji prze­stępców. Ambulatoryjnie można bowiem leczyć tylko niektóre formy przestępstw seksualnych.

Najczęściej terapię ambulatoryjną prowadzi się według modelu triady, opisanego przez R.G. Thrapa i B.J. Wentzla w klasycznej już dzisiaj pracy pt.: Behavior Modification in Natural Environment. Model ten zakłada współdziałanie trzech osób, a mianowicie profesjonalnie przygotowanego terapeuty, mediatora, którym może być rodzic, pracownik socjalny lub najlepiej kolega-rówieśnik, oraz samego pacjenta.

Terapeuta w tym systemie pracuje niejako na dwa fronty, odbywa bowiem regularne sesje treningowe z pacjentem (najczęściej w obecności mediatora, chociaż nie jest to bezwzględnie obowiązu­jące), a niezależnie od tego osobno przeprowadza narady i konsultacje z mediatorem, który —jako osoba bliska pacjentowi — może mieć nań duży, pozytywny wpływ, o ile ten zechce się zastosować do wska­zań terapeuty.

Biorąc pod uwagę to, że zarówno z mediatorów, jak i nawet z pac­jentów poprzez proces poddawania tych osób edukacji psychotera­peutycznej „wyrastają" często nowi psychoterapeuci, metodę tę nazy­wa się obecnie „systemem pączkowania". Przy czym ów „system pączkowania" stopniowo przerodził się w rodzaj terapii grupowej, jako że często jeden zawodowy terapeuta pracował jedno­cześnie z kilkoma pacjentami i mediatorami. Tym sposobem w nie­których miastach i okręgach (np. na Hawajach) tworzono cały spójny system oddziaływań na młodzież pozostającą pod kuratelą sądu.

Treningi sprawności psychologicznych jako metoda resocjalizacji

Z psychologii behawioralnej czerpie także inspiracje inna, bardzo popularna w Ameryce i na całym Zachodzie metoda oddziaływań resocjalizacyjnych, a mianowicie treningi sprawności psychologicz­nych czasami nazywane także „zręcznościami społecznymi".

Źródła intelektualne tej metody są nieco inne niż omawianej uprzednio ekonomii punktowej, wywodzą się z nowszej wersji teorii behawioralnych, a mianowicie z tzw. koncepcji społecznego uczenia się sformułowanej przez A. Bandurę,

Bezpośrednią zaś przyczyną powstania i bujnego rozkwitu tre­ningów zręczności psychologicznych była sytuacja społeczna chorych psychicznie i pensjonariuszy różnego rodzaju instytucji ochronnych, masowo zwalnianych na początku lat siedemdziesiątych w ramach bardzo wtedy modnej „deinstytucjonalizacji" jako jednego z prze­jawów nasilonych wówczas ruchów „antypsychiatrycznych",

W pierwszej połowie lat siedemdziesiątych ze szpitali psychiat­rycznych i innych instytucji opiekuńczych, które były wtedy bardzo intensywnie krytykowane jako „fabryki obłędu" zwolniono w Ameryce ponad 400 tyś. osób. Ludzie ci nie byli jednak przygotowani do życia w „normalnym", a raczej „pozazakładowym" społeczeństwie ze względu na „deficyty w zręcznościach społecznych". Ponieważ zaś w przeważającej większości nie było ich stać na prywatne wizyty u psychologów i psychiatrów, zaistniała paląca potrzeba znalezienia powszechnego i taniego sposobu wyrównywania tych deficytów — takiego rodzaju terapii, który opierałby się na teorii pozwalającej na krytykę uprzednich poczynań psychiatrycznych.

Sięgnięto wtedy (raczej bezwiednie) do arsenału starych teorii pedagogicznych, mówiących, że człowiek jest tym i tylko tym, czym stworzyło go wychowanie, co — po przełożeniu na aparat pojęciowy współczesnej psychologii — oznaczało, że poziom przystosowania społecznego Jest sumą nabytych sprawności społecznych i na tej pod­stawie zaczęto na skalę masową tworzyć różne programy wyrówny­wania braków w zakresie owych zręczności u wielu ludzi.

Bardzo istotnym dowodem na to, że nauka sprawności psychicz­nych odpowiadała na żywe zapotrzebowanie społeczne jest fakt, że od początku lat siedemdziesiątych jak grzyby po deszczu zaczęły pojawiać się w literaturze zachodniej (głównie anglojęzycznej) opisy różnych programów pracy z ludźmi nieprzystosowanymi społecznie, opartych na treningach zręczności psychologicznych. Programy te noszą różne nazwy określające „zręczności", które, według twórcy danego programu, mają najistotniejsze znaczenie w procesie przy­stosowania społecznego.

Najbardziej charakterystyczne elementy przebiegu nauki zręcz­ności psychologicznych chciałbym przedstawić na przykładzie prog­ramu zwanego „Ustrukturalizowanym uczeniem" opracowanego przez A.P. Goidsteina (profesora Syracuse University). Program ten powstał, jak wiele innych tego typu pomysłów, na początku lat siedemdziesiątych. Początkowo przeznaczony był dla pacjentów „przedwcześnie" zwolnionych ze szpitali psychia­trycznych, szybko jednak rozszerzył swój zasięg, obejmując także jednostki nadmiernie agresywne, a z biegiem czasu zmienił się zu­pełnie główny adresat. Program ustrukturalizowanego uczenia nasta­wiony został przede wszystkim na treningi sprawności psychologicz­nych u nieletnich przestępców wykazujących duże deficyty w tym zakresie, co — zgodnie ze wspomnianą uprzednio filozofią niedo­stosowania społecznego i resocjalizacji — stanowi główną sprężynę wypaczania się zachowania u tego typu jednostek.

Jeśli chcielibyśmy jednym słowem określić istotę nauki (czy — jak kto woli — treningu) zręczności psychologicznych, wydaje mi się, że najlepszym terminem byłaby „analityczność". To właśnie ana­lityczność, czyli próba rozkładania uczonych cech na „czynniki pier­wsze", występuje w dwóch płaszczyznach: w bardzo ścisłym, szcze­gółowym opisaniu etapów uczenia każdej sprawności oraz w rozło­żeniu każdej zręczności na kilka (z reguły od czterech do sześciu) „składników behawioralnych".

Nauka sprawności psychologicznych, przebiegająca w ramach programu ustrukturalizowanego uczenia, posiada cztery elementy (etapy); modelowanie, odgrywanie roli, korygowanie skutków osiąg­nięć oraz przeniesienie i utrwalenie rezultatów. Ponieważ powyższe określenia niezbyt dokładnie informując istocie zabiegów składają­cych się na każdy etap ustrukturalizowanego uczenia, poniżej przed­stawię bardziej szczegółowo te oddziaływania.

Modelowanie. Pierwszym elementem ustrukturalizowanego uczenia jest ustalenie przez wychowawcę czy terapeutę (czyli tego, kto będzie kierował jego przebiegiem) w porozumieniu z wychowan­kiem najbardziej potrzebnej sprawności psychologicznej, następnie stworzenie grupy pięciu lub sześciu wychowanków, którym przyswo­jenie tej cechy jest równie potrzebne.

Kolejnym etapem modelowania jest wspomniany już podział danej sprawności na odpowiednią liczbę podstawowych składników behawioralnych, a na zakończenie pokazanie tej zręczności przez prowadzącego zajęcia oraz odegranie jej przez zawodowego aktora i sfilmowanie na taśmie wideo. W czasie oglądania pożądanego za­chowania na ekranie telewizora prowadzący zajęcia demonstruje czynności etapami, dokładnie zwracając uwagę na sposób wyko­nywania zawartych w nich składników behawioralnych.

Odgrywanie roli zaczyna się dyskusją nad znaczeniem ćwi­czonej sprawności w życiu w ogóle oraz w życiu każdego członka grupy treningowej. Następnie wybiera się z tej grupy głównego aktora i współaktora, po czym następuje „odgrywanie" tej sprawności wobec pozostałych wychowanków, których zadanie polega na komentowaniu każdego etapu oglądanego zachowania. Ta faza ćwiczeń trwa dopóty, dopóki wszyscy wychowankowie nie będą mieli okazji wystąpić w roli pierwszoplanowej (głównego aktora) i drugoplanowej (aktora wspomagającego).

Korygowanie skutków osiągnięć odbywa się po zakończeniu odgrywania każdej sprawności. Następuje wówczas okres sprzężenia zwrotnego, czyli obserwacji skutków, jakie dane zachowanie wywiera na partnerze, połączonej z analizą typo­wych przeżyć psychicznych, towarzyszących odbieraniu ćwiczonej formy zachowania przez osobę, do której zachowanie to jest adreso­wane. Na tej podstawie przyswojona przez wychowanka sprawność jest stale doskonalona. Bowiem dzięki dokładnej analizie skutków, Jakie wywiera dane zachowanie na innych, można je „oczyścić" ze wszystkich tych elementów, które przeszkadzają w odebraniu przez adresata właściwych intencji głównego aktora. Cala istota omawia­nego etapu polega na szczegółowym, analitycznym ocenianiu i korygowaniu każdej formy ćwiczonego zachowania (niewskazane są ogólne postaci ocen).

Przeniesienie i utrwalenie rezultatów wyuczonej sprawności to ostatnia faza jej nauki. Chodzi tu oczywiście o prze­niesienie tej sprawności, która ćwiczona jest w nieco sztucznych warunkach, w sytuacje codzienne.

Najistotniejsze bodaj w ustrukturalizowanym uczeniu (jak i we wszystkich programach ćwiczenia sprawności psychologicznych) jest określenie sprawności najbardziej potrzebnej dla poddawanych resocjalizacji wychowanków oraz wyróżnienie w niej względnie jed­norodnych składników behawioralnych. W podręczniku do przepro­wadzania ustrukturalizowanego uczenia wy­mieniono przykładowo 50 sprawności szczególnie nadających się do resocjalizacji młodzieży agresywnej i przestępczej, wraz z rozło­żeniem tych sprawności na wspomniane już składniki behawioralne. Oto niektóre z nich:

Prośba o pomoc. Dokładne określenie, na czym polega istota trudności niemożliwej do przezwyciężenia. Zadecydowanie, czy nale­ży z daną sprawą zwrócić się do kogoś o pomoc. Określenie typu oso­by, do której można zwrócić się z prośbą o pomoc. Wybór konkretnej osoby. Opracowanie sposobu przedstawienia prośby. Wprowadzenie tego sposobu w życie.

Udzielanie wskazówek. Określenie, co powinno być zrobio­ne i kto powinien to wykonać. Powiedzenie innej osobie, co chcesz, aby ona lub on uczynił i dlaczego. Poinformowanie tej osoby, jak należy wykonać to, co chcesz, aby zostało wykonane. Zapytanie danej osoby, co sądzi o czynności i sposobach jej wykonania. Rozpatrzenie jej uwag i zmiana udzielonej instrukcji oraz wymagań Jeśli zajdzie taka potrzeba.

Wyrażanie uczuć. Stwierdzenie, że żywisz do kogoś ciepłe uczucia. Rozpoznanie, czy ta osoba jest zainteresowana tym, aby poznać twoje uczucia. Zadecydowanie, w jaki sposób najlepiej wyrazić te uczucia. Wybranie odpowiedniego miejsca i czasu do wyrażenia swych uczuć. Wyrażenie uczuć w ciepły i opiekuńczy sposób.

Przedstawienie skargi. Określenie, na czym polegają trud­ności i kto jest za nie odpowiedzialny. Rozstrzygnięcie, w jaki sposób problem ten może zostać rozwiązany. Przedstawienie osobie odpo­wiedzialnej istniejących utrudnień, powiedzenie, na czym polega problem oraz w Jaki sposób powinien zostać rozwiązany. Prośba o to, aby osoba ta zareagowała we właściwy sposób. Wykazanie, że rozumiesz Jej lub jego przesłanki logiczne i uczucia. Doprowadzenie do porozumienia z uwzględnieniem stanowisk obu stron.

Perswadowanie. Określenie twego stanowiska odnośnie tego, jaka powinna być dana osoba. Wysłuchanie argumentacji osoby, do której zwracasz się z perswazją (dlaczego postępuje nie tak, jak — twoim zdaniem — powinna postępować). Ukazanie, że doskonale rozumiesz przestanki zachowania tej osoby. Przeformułowanie własnej opinii zgodnie z punktem widzenia osoby, która poddawana jest perswazji, a następnie wykazanie, dlaczego twoje stanowisko jest lepsze. Przedstawienie odpowiednich argumentów, aby osoba poddawana twej perswazji dokładnie przemyślała twoje stanowisko zanim podejmie decyzję.

Reagowanie na empatyczne uczucia ze strony in­nych ludzi. Wyrabianie umiejętności oceniania słów i gestów innej osoby. Rozumienie tego, co inna osoba może czuć i jak silne są to uczucia. Ocenianie, czy będzie korzystne (pomocne) dla ciebie, jeśli dasz odczuć innej osobie, że rozumiesz jej uczucia. Przekazanie w ciepły i uczciwy sposób tego, co myślisz o uczuciach tej osoby. Wy­pełnianie poleceń. Wyrabianie umiejętności uważnego wysłuchania podanej instrukcji (polecenia). Przedstawienie własnego stosunku (postawy) do otrzymanego polecenia. Przełożenie otrzymanej in­strukcji na swój sposób. Rozplanowanie w myślach sposobu wykona­nia polecenia, a następnie wdrożenie go w życie.

Wypełnianie poleceń. Wyrabianie umiejętności wysłu­chiwania argumentów innej osoby. Nauka rozumienia przesłanek uzasadniających stanowisko osoby przedstawiającej swoje racje. Kierowanie pytań dotyczących tych punktów jej rozumowania (ar­gumentowania), których nie rozumiesz. Porównywanie argumentów osoby perswadującej z tymi, które nasuwają się tobie, próby oceny (za i przeciw) każdego z tych argumentów. Zadecydowanie o tym, co powinieneś zrobić (jak postąpić) z uwzględnieniem możliwie naj­dalej idących konsekwencji swego czynu.

Reagowanie na niepowodzenie. Określenie sytuacji uzna­wanej za niepowodzenie. Przemyślenie przyczyn tego niepowodzenia zarówno z twojej strony, jak i przestanek zewnętrznych, które dążenia twe udaremniły. Rozpatrzenie możliwości osiągnięcia udaremnionego zamierzenia w inny sposób. Zdecydowanie o tym, czy chcesz spróbo­wać Jeszcze raz. Jeśli postanowiłeś nie rezygnować z osiągnięcia da­nego celu, przedstaw plan jego realizacji według ulepszonego sposo­bu działania.

Reagowanie na skargi. Wyrabianie umiejętności wysłuchi­wania skarg. Prośby o dodatkowe wyjaśnienie tych argumentów, które nie sadła ciebie jasne. Wykazywanie, że rozumiesz przesłanki logicz­ne i uczucia skarżącej się osoby. Przedstawienie swego osądu sytuacji. Podsumowanie argumentów i zmiana stanowisk przez obie strony.

Przygotowanie do nieprzyjemnej rozmowy. Wyobra­żenie sobie siebie w nieprzyjemnej (stresującej) sytuacji. Analizo­wanie tego, jak będziesz się wtedy czuł i dlaczego będziesz czuł się właśnie tak. Umieszczenie w tym miejscu (tzn. w nieprzyjemnej sytu­acji) innej osoby, przeanalizowanie i wyjaśnienie jej przeżyć wy­nikłych z tej sytuacji. Przemyślenie, co chciałbyś wtedy powiedzieć takiej uwikłanej w przeciwności losu osobie. Przedstawienie reakcji osoby, do której twoje słowa były skierowane. Wybranie i wprowa­dzenie w życie najlepszego — twoim zdaniem — sposobu zacho­wania w trudnych sytuacjach życiowych.

Wyrabianie odpowiedzialności. Przyznanie się do niepo­wodzenia. Rozpatrzenie możliwych przyczyn tego stanu rzeczy. Działanie na rzecz naprawienia wynikłych trudności.

Reagowanie na złość. Cierpliwe wysłuchiwanie nacecho­wanych złością argumentów innej osoby. Wykazanie, że rozumiesz stan jej uczuć i zdenerwowanie. Prośba o dodatkowe wyjaśnienia tych pretensji, które nie są dla ciebie jasne. Ukazanie agresywnie za­chowującej się osobie, że rozumiesz wszystkie przedstawione przez nią argumenty. Podjęcie decyzji, czy w danej sytuacji jest wskazane przedstawienie własnego komentarza demonstrowanego zachowania, a jeśli tak — wybranie formy, w jakiej własne argumenty powinny zostać przedstawione.

Postępowanie w przypadku odrzucenia przez in­nych. Zorientowanie się, że jesteś przez innych odrzucony, ignoro­wany itp. Analizowanie przyczyn, dla których inne osoby nie mogły cię zaakceptować. Określenie, w jaki sposób zamierzasz przezwy­ciężyć tę izolację: przeczekać, wycofać się, powiedzieć odtrącającym cię ludziom, jak ciężko ich zachowanie cię dotyka, porozmawiać na ten temat z przyjacielem itp. Wybranie i wcielenie w życie naj­lepszego — twoim zdaniem — sposobu zachowania się w tej sytuacji.

Przeprowadzeniu ustrukturalizowanego uczenia, jak i wszystkim postaciom treningów sprawności psychologicznych, towarzyszy zaw­sze kilka zasadniczych problemów organizacyjnych, które muszą zostać rozwiązane z możliwie najlepszym skutkiem.

Sprawą o podstawowym znaczeniu jest właściwy dobór instruk­torów przeprowadzających ćwiczenia poszczególnych sprawności. Do przeprowadzenia takich ćwiczeń nadaje się zasadniczo — po odpowiednim przeszkoleniu — każdy członek wykwalifikowanego personelu w zakładzie resocjalizacyjnym, czy innej placówce pracu­jącej z młodzieżą agresywną i przestępczą. Mogą to więc być „ro­dzice" każdego domku, czyli wychowawcy opiekujący się zamiesz­kującą osobny budyneczek grupą 8-10 wychowanków, nauczyciele czy psychologowie. Instruktorzy ci powinni jednak spełniać od­powiednie wymagania pod względem cech psychicznych. Przede wszystkim powinni być akceptowani przez młodzież i sugestywni w działaniu. Najważniejszą kombinacją cech kandydatów na „trenerów" sprawności psychologicznych powinna być duża obiektywność i sprawiedliwość w wydawaniu ocen połączona z małą empatycznością.

Fakt, że wielu autorów różnych programów kładzie nacisk na potrzebę małej empatyczności u instruktorów może na pierwszy rzut oka wydawać się zaskakujący. Empatia stanowi przecież podstawę wszelkich oddziaływań wychowawczych. Niemniej jednak autorzy wspomnianych już programów stwierdzają zgodnie, że wysoka empatyczność instruktorów wyzwala w nich skłonność do emocjonalnej, a więc mało obiektywnej oceny postępów każdego wychowanka.

Innym podstawowym problemem organizacyjnym jest wybór określonej sprawności oraz skompletowanie grupy kilku wycho­wanków, u których występuje ten sam deficyt w zakresie „repertuaru behawioralnego", po to, aby skupić się na ćwiczeniu właśnie tej sprawności.

W celu ułatwienia tego bardzo ważnego etapu inicjującego trenin­gi sprawności psychologicznych stosuje się szereg wielopłaszczyz­nowych technik psychometrycznych, określających konkretne deficyty zachowania. Są to techniki obserwacyjne, testy sytuacyjne, inwentarze sprawności, ustrukturalizowane wywiady itp.

W ustaleniu tego, jak sprawność powinna być ćwiczona, pomaga doświadczony diagnosta-psycholog, często jest nim doradca aka­demicki. Wybranie określonej sprawności jest pierwszym etapem przygotowania treningu. Następnym ważnym elementem postępo­wania resocjalizacyjnego jest przekonanie wychowanka o potrzebie ćwiczenia określonej sprawności po to, aby wzbudzić w nim moty­wację do aktywnego uczestnictwa w czasie „trenowania" danej zręcz­ności.

Najsłabszym elementem wszystkich programów oddziaływań resocjalizacyjnych opartych na treningach sprawności psycholo­gicznych jest trudność wprowadzenia w życie ostatniego z omawia­nych etapów ćwiczenia danej sprawności, czyli przeniesienie ćwiczonej zręczności do warunków normalnego życia i utrwalenie jej w tych warunkach.

Na temat przyczyn i rodzaju trudności w wykonaniu tego podsta­wowego manewru, konstytuującego skuteczność oddziaływań psycho-korekcyjnych, przeprowadzono wiele badań inspirowanych różnymi teoriami psychologicznymi. Efekty tych badań dadzą się zebrać w po­staci trzech głównych prawidłowości:

— im bardziej podobne będzie otoczenie, w którym odbywają się ćwiczenia, a także im bardziej ćwiczone zachowanie zbliżone będzie do „normalnego", tym większe zaistnieją szansę na przeniesienie tego zachowania w życie codzienne wychowanka i utrwalenie go. Prawidłowość ta wypływa z potwierdzonej w rozlicznych badaniach teorii wspólnych składników, ogło­szonej na początku naszego stulecia przez E.L. Thomdike'a, następnie rozwijanej i uszczegóławianej przez wielu behawiorystów młodszej generacji;

— im większa będzie liczba nagradzanych (lub karanych) reakcji, składających się na ćwiczoną sprawność, tym większa będzie szansa na przeniesienie tej sprawności w realne życie. Prawid­łowość ta opisana została przez A.E. Kazdina jako wynik wielu badań. Opiera się ona na logicznej przesłance, że im więcej re­akcji podlegać będzie uwarunkowaniom w toku uczenia, tym więcej szans na to, że podobne reakcje „odnajdą się w życiu nor­malnym". Warto np. wspomnieć przy tej okazji, że A.P. Goldstein stwierdził, iż efekty zabiegów psychokorekcyjnych prze­prowadzanych przez kilku terapeutów są z reguły głębsze i trwal­sze niż kontakty z jednym tylko terapeutą;

— stopniowe zmniejszanie regularności kar i nagród w procesie uczenia się i upodabnianie owych wzmocnień do tych, które oferuje życie codzienne.

Przechodząc do ogólnego podsumowania przedstawionych po­wyżej informacji dotyczących nauki sprawności psychologicznych, trzeba przede wszystkim wskazać na wspomniany już poprzednio

fakt głębokiego powinowactwa takiego podejścia z tym nurtem myśli pedagogicznej, który wywodzi się od sformułowanych pod koniec siedemnastego stulecia koncepcji Johna Locke'a, głoszących, że czło­wiek jest tym i tylko tym, czym stworzyło go wychowanie.

Cytowani autorzy amerykańscy nie powołują się Jednak na tradyc­je myśli pedagogicznej i swe poglądy uważają za coś nowego, pod­czas gdy są to na dobrą sprawę wyrażone w inny sposób stare (aczkol­wiek zawsze aktualne) metody oddziaływania pedagogicznego. Jeśli np. przeanalizujemy omówione wyżej kształtowanie sprawności psychologicznych, bez trudu stwierdzimy, że są to inaczej tylko na­zwane etapy przyswajania sobie nowych umiejętności, wyróżnione przez ojca naukowej pedagogiki, J.E. Herbarta, znane w literaturze pedagogicznej jako tzw. stopnie formalne.

Same zaś treningi sprawności psychologicznych, których liczne odmiany noszą wielce uczone nazwy, zaczerpnięte ze współczesnego żargonu psychologicznego, stosowane były od wieków przez całe rzesze prywatnych i publicznych nauczycieli, wpajających swym pu­pilom nie tylko wiadomości o świecie, lecz także uczących ich szero­ko rozumianych „dobrych manier" jako podstawowego składnika nauki o życiu. Owe dobre maniery to przecież nic innego, jak oma­wiane tu sprawności psychologiczne.

To, że omawiane praktyki resocjalizacyjne stanowią kontynuację odwiecznych praktyk, nie tylko jednak w niczym nie umniejsza ich wagi, lecz, wręcz przeciwnie, stanowić może świadectwo solenności tego podejścia.

Niekwestionowaną także zasługą omawianego tu sposobu reso­cjalizacji jest sprecyzowanie wielu bardziej szczegółowych, ujętych analitycznie oddziaływań wychowawczych, na co pozwoliło zasto­sowanie aparatu pojęciowego współczesnych teońi psychologicznych, głównie z zakresu najnowszych odmian behawioryzmu, które —jak wiadomo — swe istnienie zawdzięczają rzetelnym pod względem proceduralnym badaniom empirycznym.

Kognitywno-behawioralne ujęcie programów resocjalizacyjnych

Jak już wspominałem pod koniec drugiego rozdziału niniejszej książki, przy omawianiu zastosowania terapii behawioralnej w re­socjalizacji, nowsza, wzbogacona wersja tego podejścia nazywana została kognitywno-behawioralną. Ta odmiana oddziaływań behawioralnych jest bardzo popularna na Zachodzie, dlatego też poniżej po­staram się przedstawić przykłady trzech programów resocjalizacyj­nych, przeznaczonych do wykorzystania w najważniejszych odmia­nach pracy resocjalizacyjnej, tj. l. program pracy z rodzicami jako najbardziej naturalnymi wychowawcami, a tym samym i „resocjalizatorami" dziecka, 2. program kuratorski oraz 3. program zastoso­wany w zakładzie resocjalizacyjnym.

Włączanie rodziców w proces resocjalizacji (program PMT)

Wśród wielu ciekawych metod oddziaływania resocjalizacyjnego wypływających z przesłanek behawioralnych na szczególną uwagę zasługuje opracowany przez G.H. Petersona program resocja­lizacyjny nastawiony na aktywne zaangażowanie rodziców do pracy z dzieckiem impulsywnym, agresywnym i antysocjalnym. Jest to me­toda, której angielska nazwa brzmi ParentManagementTraining i tym samym w anglojęzycznej literaturze znany jest pod skrótem PTM.

Po polsku program ten mógłby się nazywać „Oddziaływanie Re­socjalizacyjne Rodziców". Jest to więc na dobrą sprawę dobrze u nas znana metoda tzw. pedagogizacji rodziców mających trudności wy­chowawcze z dzieckiem (czy dziećmi) i chcących w sposób efektyw­ny, a zarazem fachowy, trudności te przezwyciężyć.

Istota tego programu polega na nauczeniu rodziców, w jaki sposób ich interakcje z dziećmi uczynić bardziej efektywnymi wychowawczo. W tym celu pokazuje się rodzicom Jak stosować kary i nagrody, jak doprowadzać — bez zaburzania całej struktury osobowości krnąbr­nego dziecka — do wygaszania niepożądanych form zachowania itp. Ponadto instruuje się rodziców, jak najlepiej organizować pomoc dziecku w nauce, jak dokonywać (i zapisywać) obserwacji istotnych elementów jego zachowania, jak oceniać, które elementy tegoż zacho­wania są najbardziej diagnostyczne, a które mniej. Wreszcie zapo­znaje się rodziców z szeregiem technik resocjalizacyjnych, jak cho­ciażby z fachowym sporządzaniem listy osiągnięć i niedociągnięć w codziennym życiu dziecka.

Do podstawowych obowiązków rodzica biorącego udział w PTM należy cotygodniowe uczestnictwo w sesji terapeutycznej przez okres kilku miesięcy. Przy czym niektóre sesje odbywają się bez udziału dziecka, a inne wspólnie dla całej rodziny. Wy­móg ów stanowi najczęstszą przyczynę rezygnacji rodziców, szczególnie ze środowisk patologicznych, z udziału w programie. Jak podają niektórzy autorzy opisujący stosowanie tego programu w trakcie intensywnej pracy z całą rodziną, po dwóch miesiącach z udziału w programie PTM rezygnuje, nie przychodząc na spotkania, od 17 do 33% ro­dziców.

Ogólnie więc jest to program o ograniczonym zastosowaniu i tym samym o ograniczonej skuteczności. Największa trudność polega na zaangażowaniu rodziców, należących w zdecydowanej większości do środowisk mocno patologicznych, w systematyczną pracę wyma­ganą w programie PTM. Trudno jest także wyrobić w takich ludziach odpowiednią serię „odruchów wychowawczych" niezbędnych we właściwym oddziaływaniu na dziecko, szczególnie takie, które spra­wia trudności wychowawcze.

PTM to właściwie program pracy z całą rodziną i stosując go trze­ba być przygotowanym na to, że niejednokrotnie więcej trzeba pomóc rodzicom niż samym dzieciom, pomimo że program jako taki dotyczy tych ostatnich. Ten właśnie aspekt — pomimo że czyni PTM trudnym w stosowaniu — powinien być zawsze brany pod uwagę jako uzasad­nienie konieczności pracy z całą rodziną, z której pochodzi dziecko przestępcze czy antysocjalne, ponieważ na dobrą sprawę tylko tą — bardzo trudną— drogą osiągnąć można trwałe efekty oddziaływań resocjalizacyjnych.

Kuratorski program STOP

Wśród licznych programów kognitywno-behawioralnych na szczególną uwagę zasługuje dosyć popularny od kilku lat w Kanadzie, a ostatnio (od 1991 roku) wprowadzony na szeroką skalę w walijskim hrabstwie Mid Glamorgan, program STOP.

Nazwę tego programu stanowi skrót angielskiego określenia:

Straight Thinking On Probation (co oznacza dosłownie: „Proste myś­lenie w kurateli sądowej", a chcąc oddać właściwy sens tego specjal­nie dobranego zestawu słów w celu uzyskania celnego skrótu, należa­łoby tłumaczyć go jako „wyprostowywanie myślenia poprzez oddzia­ływania kuratorskie".

Program ten wart jest spopularyzowania u nas co najmniej z trzech powodów, l, Jest to program oparty na solidnej podstawie szeroko zakrojonych badań eksploracyjnych. 2, Zawiera wszystkie najważniej­sze elementy nowoczesnych oddziaływań resocjalizacyjnych. 3. Zo­stał przeznaczony dla kuratorskiego sposobu oddziaływań resocjaliza­cyjnych, podczas gdy zdecydowana większość przedstawionych u nas programów dotyczy zakładów.

1. Etapy tworzenia programu

Jak już wspomniałem, omawiany program powstał w Kanadzie, zaś jego głównym inicjatorem jest Robert R. Ross, profesor na Wy­dziale Kryminologii Uniwersytetu w Ottawie.

Z artykułu podsumowującego przygotowanie i pierwsze osiąg­nięcia tego programu, napisanego przez R.R. Rossa, E.A. Fabio i C.D. Ewiesa (1988), dowiadujemy się, że jego przygotowanie przebiegało w sześciu etapach;

Faza pierwsza polegała na przestudiowaniu rozwiązań organi­zacyjnych i „filozofii" najbardziej skutecznych programów resocja­lizacyjnych, realizowanych w USA od początku lat siedemdziesią­tych.

Faza druga polegała na zestawieniu przesłanek naukowych i ujęć praktycznych około stu najlepszych programów z takimi, które „nie wypaliły".

Trzecim etapem były próby systemowej analizy podobieństw i różnic pomiędzy tymi programami.

W etapie czwartym wyłoniono najbardziej — zdaniem twórców omawianego programu — istotną przyczynę nieskuteczności programów złych i skuteczności dobrych. Sukces resocjalizacyjny zapewnia koncentracja na rozwijaniu procesu myślenia u wychowan­ków.

Faza piąta polegała na ustaleniu najbardziej istotnych cech, które składają się na deficyt szeroko rozumianego procesu myślenia u nie­letnich przestępców oraz procedur, dzięki którym deficyt ten można wyrównać. Wspomniane ustalenia czyniono oczywiście bezpośrednio w pracy z nieletnimi pozostającymi pod opieką kuratorów.

Nowy program w swej ojczyźnie, Kanadzie, uzyskał równie zgrabną jak w Walii nazwę „Czas pomyśleć". W ten sposób zatytułowany został podręcznik omawiający konkretne zasto­sowania tego programu.

2. Pierwsze doświadczenia i sukcesy

Po zakończeniu przygotowywania programu nastąpiła faza szósta, czyli sprawdzenie jego funkcjonowania w praktyce oddziaływań ku­ratorskich. W tym celu przeszkolono kilkunastu chętnych kuratorów sądowych z okręgu Ontario, a następnie wyłoniono trzy porównawcze grupy wychowanków poddawanych różnym rodzajom nadzoru ku­ratorskiego, a mianowicie:

1. regulaminowe (to znaczy tylko takie, które ustalone są w prze­pisach o kurateli sądowej);

2. regulaminowe + trening zręczności psychologicznych (życio­wych);

3. regulaminowe + trening kognitywny (czyli zastosowanie prog­ramu „Czas pomyśleć").

Pierwszą grupę prowadzili „normalni", to znaczy nie przeszkoleni przez twórców programu „Czas pomyśleć" kuratorzy, natomiast z gru­pą drugą i trzecią pracowali kuratorzy specjalnie przygotowani do prowadzenia nowego programu.

Czas i sposób oddziaływania w grupie pierwszej nie był określony przez autorów programu (regulowały go obowiązujące przepisy), natomiast w grupie drugiej i trzeciej kuratorzy przeprowadzili — zgodnie z założeniami programu — 80 godzin zajęć treningowych w specjalnie dobranych, 5-6 osobowych grupach, złożonych z młodo­cianych przestępców. Wyboru dokonano na podstawie podobieństwa w stopniu wykolejenia oraz niedostatków w zakresie ćwiczonych form zręczności.

Zgodnie z pierwotnym założeniem każda z trzech wymienionych grup składać się powinna z 25 wychowanków i tylu chłopców zostało do tego programu przydzielonych przez władze sądowe. Ponieważ jednak niektórzy chłopcy nie mogli kontynuować zajęć z różnych przyczyn, ostatecznie liczba osób (na zakończenie oddziaływań) była w poszczególnych grupach następujące: I — 23, n — 17 i ni — 22.

Grupa druga pracowała tę samą liczbę godzin, co grupa trzecia, według zasad bardzo popularnego w USA programu, zwanego „Ustrukturalizowane Uczenie Zręczności Psychologicznych", którego autorem jest wspomniany już w poprzednim podrozdziale prof. Ar­nold Goidstein. Program ten omówiony został już wcześniej, tutaj wspomnę więc tylko, że polega on na wyodrębnieniu najbardziej istotnych, a zarazem najbardziej potrzebnych dla danej grupy wycho­wanków zręczności społecznych, jak np. prośba o pomoc, rozwiązy­wanie konfliktów, reagowanie na sprzeczne informacje itp.

Natomiast program „Czas pomyśleć", działając na podobnej zasa­dzie, co wspominany wyżej program „Ustrukturalizowanego ucze­nia", zawierał nieco więcej elementów oraz zdecydowane nastawiony był na naukę myślenia.

Oddziaływania w tych trzech grupach stosowano przez 18 mie­sięcy. Następnie, po 9 miesiącach przerwy, przeprowadzono porów­nanie wyników trwałości oddziaływań resocjalizacyjnych. Wyniki tych badań przedstawia tabela.

W świetle przeprowadzonych badań program „Czas pomyśleć" okazał się najbardziej skuteczny, co zapewniło mu dużą popularność nie tylko w Kanadzie (gdzie stosuje się go w szeregu prowincji), lecz także w Hiszpanii, w kilku stanach USA, a nawet wśród „chro­nicznych przestępców" ze slumsowej dzielnicy Caracas w Wenezu­eli.

Tabela 4.

Powrót do przestępstwa w trzech grupach porównawczych

Grupa

Powtórna sprawa sądowa

Powtórne skazanie

liczba

liczba

%

liczba

%

l. Regulamin !1. Zręczności

III. Myślenie

23 17 22

16 8

4

69,5 47,5

18,1

7 2 0

30 11

3. Zastosowanie programu STOP w Mid Giamorgan

Jak już wspomniałem na wstępie, pozytywne rezultaty działal­ności programu „Czas pomyśleć" zachęciły kuratorów w hrabstwie Mid Giamorgan do zastosowania go w pracy ze swymi podopiecz­nymi. Program ten zyskał w Walii nie tylko nowa, nazwę, lecz także został dostosowany do obowiązujących na terenie Wielkiej Brytanii

przepisów i zwyczajów w zakresie kurateli sądowej. Wprowadzono także pewne nowe przesłanki do „filozofii" programu, które miały określone skutki w jego praktycznym funkcjonowaniu.

Do podstawowych założeń programu kanadyjskiego należy to, że impulsywnych, egocentrycznych i nielogicznych przestępców zmienić można głównie przez naukę myślenia, zakłada się bowiem, że skutkiem tej nauki zmienią oni w konsekwencji całe swoje zacho­wanie, a przez to wyzbędą się także i negatywnych cech psychicz­nych, które owo złe zachowanie powodują.

Natomiast według podejścia przyjętego w Mid Giamorgan nie uda się nauczyć myślenia bez wytworzenia sprzyjających dla tego procesu nawyków emocjonalnych, wszakże myślenie może funkcjo­nować dopiero po wyciszeniu emocji, stąd też w programie STOP do cyklu sesji ćwiczących różne zręczności intelektualne dołączono także zajęcia ćwiczące sposoby kierowania emocjami.

W programie STOP ustanowiono 35 dwugodzinnych sesji w 5-6 osobowych grupach, ćwiczących z udziałem kuratora przynajmniej dwa razy w tygodniu, przez 17 tygodni, wybrane zręczności. Ćwiczy się tam osiem takich sprawności. Z filozofii programu wynika nie tylko to, jakich zręczności się uczy, lecz także i to, ile czasu poświęca się treningowi każdej z nich. I tak:

1. Rozwiązywanie problemów (9 sesji) stanowi podstawowy typ zręczności nauczanych w ramach programu. Ćwiczenia dotyczą „inte­lektualnego rozbioru" trudnych sytuacji, które najczęściej mają miej­sce w życiu nieletnich i młodocianych przestępców, a następnie na analizowaniu każdego wyłonionego składnika w kontekście jego naj­bardziej racjonalnego rozwiązania.

2. Zręczności społeczne (8 sesji) są to zręczności dotyczące takich sytuacji jak proszenie o pomoc, udzielanie jej, reagowanie na nieprzy­jemne zachowanie innych itp. Szerszy opis ćwiczeń tego typu spraw­ności znaleźć można w przytoczonych już poprzednio opisach progra­mu „Ustrukturalizowanego Uczenia się Zręczności Psychologicz­nych".

3. Zręczności negocjacyjne (l sesja) polegają na nauczeniu uczest­niczących w sesjach wychowanków, w jaki sposób można wpływać na zachowanie innych przez przekonywanie ich oraz w Jaki sposób, będąc elastycznym w swych postawach, zachować należy właściwe stanowisko w danej sprawie.

4. Kierowanie emocjami (l sesja) zawiera naukę trzech elemen­tów kontroli własnych emocji: a) przewidywanie skutków własnego zachowania (przed rozpoczęciem określonych działań), b) wyrobienie umiejętności przerywania rozpoczętej „w porywie" akcji, c) umiejęt­ności rozpoznawania u siebie psychologicznych i fizjologicznych sygnałów wzburzenia.

5. Myślenie twórcze (9 sesji). Zręczności te stanowią rozwinięcie ćwiczonych na początku pracy sprawności w zakresie rozwiązywania problemów. Różnica polega na tym, że twórcze rozwiązywanie prob­lemów nie polega na wybraniu rozwiązania najbardziej optymalnego spośród znanych, lecz na znalezieniu wyjścia z trudnej sytuacji (głów­nie natury społecznej), które to wyjście nie zostało uprzednio wypróbowane.

6. Nawyki szukania lepszych rozwiązań (2 sesje). Uczenie tych nawyków polega najpierw na wskazaniu wychowankom, że w przy­padku istniejących ponoć zawsze „dwóch wyjść z trudnej sytuacji, jedno jest zawsze lepsze", a następnie na ćwiczeniu nawyków wybie­rania „lepszego wyjścia", które —jak uczy życie — na ogół bywa trudniejsze.

7. Krytyczne myślenie (4 sesje). Nauka krytycznej oceny własnego postępowania i umiejętności zmiany w przypadku znalezienia „lep­szego wyjścia".

8. Zestawienie zręczności w działaniu (l sesja) polega na poka­zaniu (i przećwiczeniu), w jaki sposób uczone do tej pory zręczności zazębiają się i uzupełniają, a ponadto, jak można komponować ze sobą poszczególne elementy ćwiczonych zręczności.

Sesje rozpoczynają się od dyskutowania, w grupach 5-6 osobo­wych, istoty i potrzeby każdej zręczności, następnie ogląda się sposoby stosowania tych sprawności przedstawione w krótkich, specjal­nie w tym celu przygotowanych filmach dydaktycznych, po czym rozpoczynają się ćwiczenia stosowania różnych sposobów zręczności.

W programie STOP uczestniczy 130 nieletnich i młodocianych przestępców z orzeczeniem dozoru kuratorskiego (co stanowi jedną czwartą ogólnej liczby młodzieży skazanej na dozór kuratora w tym hrabstwie), opiekuje się nimi 50 kuratorów, którzy przeszli w tym celu specjalne przeszkolenie.

Do oceny tego programu wynajęty został pracownik naukowy, którego zadaniem Jest ocena skuteczności resocjalizacyjnej programu w różnych odstępach czasu (wyznaczonych przez sąd), a także w róż­nych płaszczyznach zachowania. Naukowcem tym jest dr Peter Raymor z Uniwersytetu w Swansea.

Opisywany program rozpoczął swoją działalność na przełomie maja i czerwca 1991 roku. Towarzyszy mu żywe zainteresowanie, zarówno ze strony nieletnich poddawanych przewidzianym w tym programie oddziaływaniom, jak i ze strony brytyjskiego wymiaru sprawiedliwości, który —jak mi to wyjaśnił jeden z sędziów — „przejęty jest obecnie obsesyjnym lękiem przed wysyłaniem nie­letnich do zakładów". W związku z tym coraz więcej młodych ludzi, nawet poważnie wykolejonych, pozostaje pod opieką kuratorów. Stąd też opieka ta musi — siłą rzeczy — być coraz lepsza i skuteczniejsza. I to tłumaczy nadzieje wiązane z programem STOP. W krótkim czasie przedstawiony tu program stał się modelowym przykładem orga­nizacji pracy kuratorów sądowych w innych okręgach adminis­tracyjnych Wielkiej Brytanii.

Resocjalizacja w zakładzie Sundbo

Kognitywno-behawioralny program resocjalizacji stosowany jest od czterech lat, tzn. od roku 1994, w znanym szwedzkim zakładzie w Sundbo. Zakład ten powstał w latach dwudziestych naszego stulecia. Początkowo należał do instytucji o surowym regulaminie, jako że kierowano doń młodzież poważnie zdemoralizowaną i popełnia­jącą poważne przestępstwa.

Począwszy od lat siedemdziesiątych w zakładzie tym w sposób zdecydowany zaczęło dominować „miękkie" podejście w oddziały­waniach wychowawczych na młodzież. Stopniowo zaczęła dojrzewać tam atmosfera potrzebna do wprowadzenia nowoczesnego programu resocjalizacyjnego.

Stąd też od początku lat dziewięćdziesiątych przygotowywany był przez dwóch psychologów, a mianowicie B. Dalefolda i M. Lardena, kiognitywno-behawioralny program resocjalizacyjny po­przedzony dokładnym przygotowaniem całego personelu wychowaw­czego.

Obok wspomnianego wyżej przygotowywania personelu do efek­tywnej pracy w ramach tego nowego programu przeprowadzono ba­dania diagnostyczne struktury osobowości wychowanków przeby­wających w zakładzie.

Obecnie w Sundbo przebywa 33 wychowanków. Mieszkają w pię­ciu budynkach. Pracuje tam 56 osób personelu, głównie wychowaw­czego. Aktualnie 13 wychowanków zamieszkuje budynki pozbawione zabezpieczeń przed ich dowolnym opuszczeniem, pozostałych zaś 20 przebywa w budynkach zamkniętych.

Na ogół wszyscy wychowankowie Sundbo są poważnie wyko­lejeni i skazani za ciężkie przestępstwa na długoterminowy pobyt w zakładzie. Najczęściej nie posiadają oni elementarnych nawyków w zakresie poprawnego nawiązywania kontaktów społecznych. Z re­guły przeżyli wiele sytuacji urazowych w kontaktach ze światem do­rosłych Jako że pochodzą, bez wyjątku, z wielce patologicznych śro­dowisk. Wszyscy wychowankowie Sundbo mieli kontakt z narko­tykami, a także nadużywali alkoholu.

Omawiany program resocjalizacyjny oparty został na bardzo dokładnej analizie badań nad skutecznością wielu innych programów oddziaływań korekcyjnych. Efektem tych rozległych studiów porównawczych było ustalenie następujących kryteriów, które musi spełniać skuteczny program resocjalizacji:

1. Dokonanie dokładnej diagnozy zachowania każdego wycho­wanka i na tej podstawie ustalenie indywidualnego planu oddziaływań resocjalizacyjnych.

2. Oddziaływania resocjalizacyjne uwzględniać muszą indywidu­alny, niepowtarzalny dla każdego wychowanka styl uczenia się, czyli przyswajania nowych, pozytywnych form zachowania.

3. Wyselekcjonowanie i wyodrębnienie wychowanków stwarzają­cych największe zagrożenie, w celu poddania ich specjalnym oddzia­ływaniom resocjalizacyjnym o zwiększonym stopniu intensywności.

4. Skoncentrowanie oddziaływań resocjalizacyjnych na najbar­dziej kryminogennych formach zachowania.

Ponieważ najważniejszą sprawą jest opracowanie właściwego programu oddziaływań resocjalizacyjnych, należy pamiętać, że naj­lepsze są programy przejrzyste i zrozumiałe dla wychowanków, po­nadto dobrze uporządkowane, wielostronne, a równocześnie takie, które mogą zostać bez trudu nakierowane na eliminację najbardziej niepożądanej postaci zachowania.

Zdecydowana większość badań wskazuje, że skuteczne programy resocjalizacyjne zawieraj ą elementy kognitywne, które są niezbędne w modelowaniu postaw, przekonań i wartości, czyli najbardziej wy­paczonych u przestępców czynników motywacyjnych.

Niektóre strategie oddziaływań resocjalizacyjnych gorzej spraw­dzają się w zakładach resocjalizacyjnych. Są to przede wszystkim tradycyjne metody psychoanalityczne oraz metody oparte na niedyrek-tywnym podejściu znamiennym dla terapii skoncentrowanej na pac­jencie, dlatego wskazane jest unikanie tych rodzajów oddziaływań.

Surowe kary i odosobnienie, podobnie jak „terapia szokowa", nie zmniejszają możliwości powtórnego popełnienia do przestępstwa.

Należy do maksimum wykorzystać rozwiązania wynikające z te­orii uczenia społecznego oraz z metod kognitywno-behawioralnych.

Programy oddziaływań resocjalizacyjnych stosowane w zakładach muszą być strukturalnie powiązane z programami prowadzonymi w naturalnym otoczeniu społecznym wychowanka, jako że te drugie wywierają z reguły silniejszy wpływ na poprawę zachowania niż te, które prowadzone są w warunkach zakładowych.

Efektywne programy obejmują także pracę z rodziną i najbliższym otoczeniem społecznym wychowanka.

Skuteczne programy resocjalizacyjne muszą łączyć pracę nad wy­robieniem właściwej (pozytywnej) postawy w stosunku do uczenia się, przygotowanie do zawodu i umożliwienie (znalezienie) stałej pracy zarobkowej.

Program oddziaływań resocjalizacyjnych jest tym skuteczniejszy, im bardziej zintegrowane są wszystkie działania.

Efekty oceny skuteczności oddziaływań resocjalizacyjnych po­winny być systematycznie określane przez metody znane współczes­nej nauce.

Kognitywno-behawioralny program zakładu w Sundbo oparty jest na systemie progresywnym, posiada on pięć faz oddziaływań resocjalizacyjnych, począwszy od działań bardzo restrykcyjnych, ograniczających swobodę wychowanka, aż do pozostawienia mu cał­kowitej wolności poruszania się i działania. Kolejną ważną cechą oddziaływań resocjalizacyjnych w Sundbo jest to, że zaczyna się od bardzo szczegółowej kontroli i instrukcji dotyczących zachowania wychowanków po czym stopniowo przechodzi się do coraz mniej szczegółowego instruktażu i mniej drobiazgowej oceny zachowania podopiecznych.

Najważniejszym, a zarazem najtrudniejszym elementem kognitywno-behawioralnego programu w Sundbo jest odpowiednie przygo­towanie (poprzez neutralizowanie negatywnych wpływów) środo­wiska społecznego, do którego wróci wychowanek po odbyciu kary w zakładzie, jako że bez ingerencji terapeutycznej w rodzinę wy­chowanka oraz w jego środowisko rówieśnicze cały efekt żmudnej pracy resocjalizacyjnej może zostać zaprzepaszczony.

Pierwsza faza postępowania resocjalizacyjnego polega na dokład­nej ocenie zachowania wychowanka, ustaleniu podstawowych defi­cytów tegoż zachowania ze szczególnym uwzględnieniem tych, które najbardziej utrudniają dojrzałe kontakty z innymi ludźmi. Na pod­stawie tej diagnozy ustala się drogę postępowania resocjalizacyjnego dla każdego wychowanka.

Zarówno w pierwszej, jak i w drugiej fazie postępowania resocja­lizacyjnego w Sundbo wychowanek pozostaje pod ścisłym nadzorem; mieszka więc w budynku, w którym są kraty, drzwi wejściowe zamy­kane są na stałe itp.

Faza druga charakteryzuje się bardzo intensywnym, nawet 24-godzinnym oddziaływaniem resocjalizacyjnym, opartym głównie na technikach behawioralnych, a więc na różnych odmianach token eco-nomy.

Oddziaływania resocjalizacyjne w tej fazie pracy koncentrują się głównie na pobudzeniu (poprzez odpowiednio dobrany system wzmoc­nień) motywacji do pozytywnego działania. Wychowanków poddaje się intensywnym treningom zręczności społecznych oraz technik typu aggression replacement training.

W fazie drugiej rozpoczyna się także pracę resocjalizacyjną z ro­dziną oraz z najbliższym otoczeniem wychowanka, ze środowiskiem, do którego ma on powrócić.

Wychowankowi udziela się intensywnej pomocy w przezwycię­żaniu braków i opóźnień w nauce szkolnej, wprowadza się elementy szkolenia zawodowego, umożliwiającego zdobycie atrakcyjnej pracy po opuszczeniu zakładu.

Wiele uwagi poświęca się także wyrobieniu odpowiednich na­wyków rozwijającego, a zarazem relaksującego wykorzystywania czasu wolnego.

Trzecia faza zawiera wszystkie elementy oddziaływań re­socjalizacyjnych fazy drugiej, różni się jednak od poprzedniej tym, że rzadziej stosuje się wzmocnienia, wprowadzając w oddzia­ływania resocjalizacyjne coraz więcej elementów kognitywnych tzn. wymaga się od wychowanka samorzutnych i przemyślanych reakcji.

Począwszy od fazy trzeciej zanika stopniowo obecna w dwóch poprzednich fazach ścisła kontrola nad zachowaniem wychowanka, co przejawia się m.in. w tym, że może on opuszczać (w określonych porach i bez uzyskiwania specjalnej zgody personelu wychowaw­czego) pomieszczenie, w którym przebywa.

Faza czwarta polega na stopniowym wprowadzaniu wychowanka do „normalnego" społeczeństwa. Wychowanek przenosi się wtedy do osobnego budynku, w którym nie ma zabezpieczeń — krat, zamykanych centralnym zamkiem drzwi itp. Może opuścić, kiedy chce, budynek, a nawet (za pozwoleniem personelu wychowawczego) teren zakładu.

Cały wysiłek pracy resocjalizacyjnej w tej fazie oddziaływań skoncentrowany jest na wyrobieniu u wychowanka mechanizmów samoregulujących zachowanie ze szczególnym uwzględnieniem ko­nieczności wyrobienia niezbędnej powściągliwości przed skłonnością do natychmiastowego zaspokajania szeregu „gwałtownych" potrzeb, a także przed zażywaniem środków odurzających, nadmiernym obja­daniem się (szczególnie słodyczami) itp.

Faza piąta dotyczy właściwie opieki postpenitencjarnej. Przed zwolnieniem z zakładu wychowanek podpisuje z kierownikiem tej placówki kontrakt, w którym zobowiązuje się do przestrzegania wszystkich norm prawnych i obyczajowych, które obowiązują w ota­czającym go społeczeństwie, a także do aktywności w zakresie dos­konalenia zawodowego, dbania o środowisko naturalne itp.

W podpisanym kontrakcie znajduje się także punkt dotyczący sporządzania przez wychowanka corocznego sprawozdania ze swych postępów w nauce, doskonaleniu zawodowym i innych osiągnięć w życiu społecznym i prywatnym. Jest tam także miejsce na przedsta­wienie trudności, które przeszkadzają w realizacji wytkniętych przez wychowanka celów.

Podpisany kontrakt zawiera także zgodę wychowanka na ini­cjowaną przez zakład kontrolę nad postępami w rozwoju społecznym wychowanka, kontrola ta stanowi urzędowe potwierdzenie rzetelności danych zawartych w dorocznych raportach.

Ponieważ czynnikiem niezbędnym w ocenie skuteczności prog­ramu resocjalizacyjnego jest naukowa ewaluacja (ocena) jego skut­ków z perspektywy czasowej, od czasów wprowadzenia programu resocjalizacyjnego w Sunbo prowadzi się szerokie i wnikliwe badania nad jego skutecznością, stosując w tym celu dwie podstawowe meto­dy. Po pierwsze, porównywanie częstotliwości popełniania przes­tępstw przez wychowanków zakładu w Sundbo z wychowankami opuszczającym inne zakłady resocjalizacyjne w Szwecji oraz, po dru­gie, śledzenie losów życiowych wychowanków opuszczających Sund­bo; te zaś porównuje się z kolei z typowymi drogami życiowymi osób w podobnym wieku, które nigdy nie weszły w konflikt z prawem.

Bardzo dobre wskaźniki efektywności programu resocjalizacyj­nego stosowanego w Sundbo wpływają na to, że program ten zaczy­nają stosować inne zakłady resocjalizacyjne w Szwecji.

ROZDZIAŁV

Dostosowanie metod oddziaływania resocjalizacyjnego do cech psychicznych wychowanka

Za jeden z podstawowych wskaźników nowoczesności oddziaływań resocjalizacyjnych uważa się odpowiednie dostosowanie metod tych zabiegów do właściwości psychicznych wychowanka. Rzecz ta często jest porównywana do lasu tradycyjnego i „kulturalnego". W lesie tradycyjnym rosną obok siebie różne rodzaje drzew: takie, które na danym typie gleby mają szansę wyrosnąć na olbrzymy oraz takie, które osiągnąć mogą jedynie minimalne rozmiary. Natomiast las „kulturalny", to taki, gdzie dostosowuje się rodzaj drzew do właściwości gleby.

O wadze problemu dostosowania metod resocjalizacji do psychiki wychowanków świadczyć może również i to, że istnieje nawet mię­dzynarodowe stowarzyszenie zajmujące się zróżnicowanym oddzia­ływaniem resocjalizacyjnym, którego zarząd mieści się aktualnie w Ontario (Kanada).

Niemniej w przypadku złożoności natury ludzkiej ta oczywista reguła postępu z wielu względów nie jest łatwa do wprowadzenia w życie. Przyczyny trudności właściwego „dopasowania" metod re­socjalizacyjnych do psychiki wychowanków wynikaj ą z dwóch zasadniczych źródeł:

Po pierwsze, wspomniana wyżej złożoność natury ludzkiej nie pozwala na precyzyjne określenie, jakie jednostki wykazują podatność na resocjalizację „w ogóle", a jakie nie. Nie pozwala także odpowiedzieć na pytanie, czy istnieją takie typy psychiczne ludzi wy­kolejonych, do których „trafiają" jedynie metody oddziaływań resoc­jalizacyjnych, a inne nie?

Po drugie zaś, trudno jest sklasyfikować różne metody oddziały­wania resocjalizacyjnego pod kątem ich skuteczności. Oddziaływania te mają swój niepowtarzalny klimat, a ich skuteczność wyznaczana jest niezliczoną ilością liczbą towarzyszących.

Problem dostosowania metod oddziaływania resocjalizacyjnego do cech zachowania i osobowości przestępców, zwany w angloję­zyczne literaturze differential treatment, postaram się omówić w trzech punktach. Najpierw ukażę rozpowszechnioną współcześnie w zachodnich publikacjach próbę określenia „podatności" na od­działywania resocjalizacyjne, która zawarta jest w teorii H. J. Eysencka. Następnie przedstawię kilka uwag o możliwościach podziału metod resocjalizacji ze względu na ewentualne dostosowanie tych metod do różnych typów przestępców. Na zakończenie zaś postaram się przedstawić dwa popularne na Zachodzie przykłady differential treatment.

Zróżnicowanie „podatności" na resocjalizację

Najwięcej bodaj sugestii dotyczących zarówno ogólnej „podat­ności" na resocjalizację, jak i na poszczególne metody tych od­działywań zawiera doskonale współcześnie znana teoria HJ. Eysencka, (niedawno zmarłego profesora Instytutu Psychiatrii Uni­wersytetu Londyńskiego). W świetle tej teorii sprawa podatności na resocjalizację, podobnie jak podatności na socjalizację (wycho­wanie) w ogóle, zasadza się na plastyczności systemu nerwowego człowieka: im szybciej i im więcej odruchów warunkowych potrafi przyswoić sobie dana jednostka, tym lepiej i skuteczniej można ją zresocjalizować.

Sprawę tę wielce jednak komplikuje to, że plastyczność naszego systemu nerwowego nie jest selektywna, tzn. nie polega na tym, że dany człowiek przyswaja sobie tylko pozytywne i wartościowe dla zdrowia psychicznego odruchy. Obok odruchów wartościowych (i „normalnych") człowiek wrażliwy (posiadający wysoce plastyczny system nerwowy) przyswaja sobie także i różne zgubne dla jego psychicznego zdrowia odruchy, wśród których prym wiodą odruchy lęku. Tym sposobem, w świetle teorii H.J. Eysencka, „odruchy moral­ne" są genetycznie związane z „odruchami lęku", w wyniku czego lęk warunkuje moralność. A oto, co na ten temat pisze H.J. Eysenck w artykule przeznaczonym specjalnie dla polskiego czytelnika:

„Krótko mówiąc zakłada się tu, że dorośli osobnicy powstrzymują się przed antyspołecznymi czynami bynajmniej nie w obawie przed karami, jakimi grozi im prawo — kary te są zbyt niepewne, zbyt od­sunięte w przyszłość, zbyt abstrakcyjne, by móc rzeczywiście służyć temu celowi. Zamiast tego przypuszcza się, że od wczesnego dzieciń­stwa trwa proces takiego warunkowania dzieci, by reagowały lękiem na sytuacje zawierające element jawnie agresywnego lub seksualnego zachowania. Warunkowanie to dokonuje się drogą kary cielesnej, następującej natychmiast po dokonaniu potępionego przez otoczenie czynu. Ten emocjonalny odruch warunkowy generalizuje się dzięki mowie (drugiemu układowi sygnałów) i trwa w dorosłym osobniku, zapobiegając z punktu każdemu antyspołecznemu czynowi: inaczej mówiąc, warunkowy odruch lęku jest natychmiastową i nieuchronną karą, której dorosły osobnik stara się uniknąć za wszelką cenę, nawet kosztem przeciwstawienia się pokusie i pozostania uczciwym czło­wiekiem".

Powyższy, obszerny cytat ukazuje nie tylko genezę moralności człowieka oraz „podatności na resocjalizację", lecz także główne przesłanki typologiczne wypływające z teorii Eysencka. Mianowicie ludzie o wysoce plastycznym systemie nerwowym (introwertycy) podatni są na nerwice lękowe, podczas gdy jednostki posiadające mało plastyczny system nerwowy (ekstrawertycy), przejawiając cechy histeryczno-psychopatyczne są bardziej podatne na przestępstwo.

Teorię H.J, Eysencka moglibyśmy przyjąć za klarowną podstawę podziału na ludzi praworządnych i przestępców, gdyby nerwica (lę­kowa) faktycznie chroniła człowieka przed przestępstwem, a psycho­patia (wynikająca z krańcowo malej plastyczności systemu ner­wowego) automatycznie czyniła go przestępcą.

Życie jest jednak bardziej skomplikowane istnieją bowiem przestępcy „neurotyczni", kierowani tkwiącym głęboko w ich psy­chice „przymusem zbawienia świata" za wszelką cenę lub też wy­pływającym z nadmiernych postaw lękowych „kompleksem winy", w podświadomy sposób dążący do ukarania się przez popełnianie niejednokrotnie groźnych przestępstw (za które uzyskać mogą „oczyszczającą karę"), a także przebiegli psychopaci, w których interesie nie leży jakakolwiek kolizja z prawem1. Dlatego też teorię H.J. Eysencka, w tym jej wymiarze, można jedynie przyjąć za podstawę do wyjaśnienia znanego w kryminologii podziału przestępców na neurotycznych i psychopatycznych.

Przedstawione powyżej rozróżnienie na intro-ekstrawertyków, pokrywające się w pewnym zakresie z rozróżnieniem na przestępców neurotycznych i psychopatycznych, ma oczywiście teoretyczne zna­czenie dla zrozumienia fenomenu podatności na resocjalizację. Otóż przestępcy neurotyczni, jako jednostki o plastycznym systemie nerwowym, powinni być łatwiejsi w resocjalizacji, szybciej bowiem przyswajają sobie —jak pamiętamy — „odruchy moralne", podczas gdy przestępcy psychopatyczni trudniej (mają bowiem system nerwowy mało plastyczny).

Sprawę jednak wielce komplikuje to, że lęk, stanowiąc esencję osobowości neurotycznej, blokuje jednocześnie właściwy odbiór syg­nałów ze świata zewnętrznego, czyli — mówiąc inaczej — utrudnia prawidłowe przyswajanie odruchów warunkowych, w wyniku czego osobnik neurotyczny może reagować w sposób paradoksalny, czyli tak jak krańcowy psychopata.

Zatem w świetle teorii H.J. Eysencka można—jak to powiedzia­łem —jedynie teoretycznie określić podatność na resocjalizację w ogóle, w praktyce bowiem sprawa ta nie jest łatwa do ustalenia. Niemniej jednak diagnostyka nasilenia introwersji-ekstrawersji i in­nych objawów plastyczności systemu nerwowego nie traci przez to na wartości. Dzięki bowiem określeniu stopnia plastyczności tegoż systemu ustalić możemy miejsce danego osobnika w wymiarze „dystymia (tj. nerwica lękowa)-psychopatia". Do tego celu służyć może oczywiście nie tylko kwestionariusz H.J. Eysencka.

Diagnoza omawianych wyżej właściwości ma bardzo istotne zna­czenie, ukazuje bowiem kierunek oddziaływań, który powinniśmy obrać w odniesieniu do różnych osobników. Jak już to podkreślałem, należy przyjąć inną strategię oddziaływań resocjalizacyjnych w od­niesieniu do jednostek neurotycznych, inną zaś w odniesieniu do psychopatycznych, mówiąc zaś inaczej, należy zdecydowanie zróż­nicować oddziaływania psychokorekcyjne w zależności od nasilenia postaw lękowych.

Metody oddziaływań resocjalizacyjnych a cechy osobowości wychowanków

Rozważania nad tym węzłowym dla nowoczesnej postaci resocja­lizacji problemem należy chyba zacząć od zastrzeżeń, jakie niektórzy autorzy wysuwaj ą pod adresem omawianej, bardzo popularnej teorii H.J. Eysencka, ukazującej typologiczne zróżnicowanie jednostek przestępczych i w pewnym sensie odpowiadającej na pytanie o różny stopień podatności na resocjalizację w ogóle, a także — w zależności od określonych cech osobowości — na różne metody oddziaływań resocjalizacyjnych.

Otóż tacy autorzy, jak m.in. E.H. Johnson czy L.P. Camey, twier­dzą, że teoria H.J. Eysencka sprowadza oddziaływania resocjalizacyjne do „modelu medycznego", który to model polega, po pierwsze, na roz­różnieniu ludzi na „chorych" i „zdrowych" (w tym zaś przypadku na „kryminalistów" i „praworządnych"), po drugie zaś, na szukaniu specyficznych środków terapii dla poszczególnych rodzajów chorób.

Oddziaływania resocjalizacyjne — zdaniem E.H. Johnsona — nie muszą, a nawet poza małymi wyjątkami (dotyczącymi ludzi, u których zachowanie przestępcze w sposób ewidentny wynika z cho­roby somatycznej), nie powinny powielać „modelu medycznego" terapii. Zdaniem reprezentantów tego stanowiska główną cechą od­mienności resocjalizacji od podejścia me­dycznego jest to, że nie można na dobrą sprawę przyporządkować określonych metod oddziaływań resocjalizacyjnych do takich, a nie innych przestępców, te same metody mogą być bowiem skuteczne w odniesieniu do różnych ludzi, zaś ich efekt zależny Jest od bardzo wielu czynników.

Przedstawiona krytyka medycznego modelu resocjalizacji jest przejawem wspomnianego już, bardzo szeroko rozpowszechnionego w latach siedemdziesiątych ruchu tzw. antypsychiatrii, krytykującego właśnie medyczne (rozumiane jako nadmiernie biologiczne) podejście do traktowania zarówno chorych psychicznie, jak i wszelkich de­wiantów2. Podejście to było nawet czymś w rodzaju mody, synoni­mem nowoczesności poglądów, i jako takie zawierało wiele prze­jaskrawień, stąd też —jak się wydaje — nie należy zbytnio martwić się medycznością zarówno prób uściśleń diagnostycznych dotyczą­cych poznawania typów przestępców, jak i specyfikacji oddziaływań resocjalizacyjnych.

Bez wątpienia słuszne jest natomiast akcentowane wyżej stano­wisko, iż natura „zabiegów" resocjalizacyjnych jest taka, że nie da się ich ściśle wyspecyfikować jak pigułek czy innych medykamentów. Jeślibyśmy chcieli szukać w medycynie analogii do oddziaływań re­socjalizacyjnych, należałoby Je porównać raczej do różnego rodzaju panaceów i eliksirów, działających absolutnie wszechstronnie. Przy czym porównanie to wydaje się stosowne nie tylko ze względu na ową wszechstronność, lecz przede wszystkim dlatego, że skuteczność zarówno owych panaceów, jak i oddziaływań resocjalizacyjnych w największym stopniu uzależniona jest od nastawienia osoby poddanej ich działaniu.

W pierwszym rozdziale starałem się ukazać, że metody oddzia­ływań resocjalizacyjnych dzielić można według najróżnorodniej" szych przesłanek, również i ze względu na „teoretyczną" odpowiedniość danych metod do właściwości psychicznych wychowanka. W związku z powyższym liczba wyróżnionych przesłanek mogłaby być znaczna. Rodzaje tych metod można wyodrębniać w zależności od tego, jakie cechy psychiczne wychowanka metody te mają„wy-prostować" czy jakie sfrustrowane potrzeby psychiczne zaspokoić.

Poniżej zastanowię się nad dwoma takimi, dosyć —jak sądzę — częstymi wymiarami ujęcia metod oddziaływań resocjalizacyjnych, a mianowicie wymiarem „rozum-serce", czyli rozróżnieniem w za­leżności od tego, czy w oddziaływaniach resocjalizacyjnych główny nacisk kładziemy na sferę intelektualną czy emocjonalną wychowanka.

Drugi wymiar porządkujący metody oddziaływań resocjaliza­cyjnych dotyczyć będzie stopnia ich surowości, czyli, w tym przy­padku, na jednym krańcu znajdą się metody bardzo łagodne, nace­chowane permisywnością, na drugim zaś metody surowe. Oba te wymiary omówię kolejno.

Od najdawniejszych czasów niewłaściwe postępowanie człowieka starano się zmieniać dwoma sposobami — przez apelowanie do sfery uczuć oraz przez tłumaczenie rozumowe. Mimo że w miarę postępu wiedzy psychologicznej coraz liczniejsze dowody wskazywały na to, że te dwie podstawowe metody ściśle się ze sobą łączą, to jednak do tej pory można dość wyraźnie zaobserwować w każdym typie strategii modyfikującej zachowanie człowieka, przewagę elementów przemawiających bądź to do serca, bądź też do rozumu.

Powyższe rozróżnienie jest bardzo przydatne ze względu na oma­wianą uprzednio podstawę klasyfikacyjną różnych postaci niedosto­sowania. Wystąpienie danego rodzaju niedostosowania zależy, jak zaznaczyłem, od określonych predyspozycji psychicznych, tkwiących w typie układu nerwowego. Predyspozycje te czynią człowieka bar­dziej lub mniej podatnym na przyswajanie nowych odruchów warun­kowych, w tym, jak pamiętamy, również na przyswajanie reakcji lękowych.

Uprzednio wskazałem, że szybkość przyswajania nowych od­ruchów warunkowych jest wskaźnikiem ogólnej wrażliwości danej jednostki. Zgodnie z teorią H.J. Eysencka krańcem tego wymiaru jest introwersja-ekstrawersja. W pierwszym wypadku mamy do czynienia z jednostkami przesadnie (chorobliwie) wrażliwymi, w drugim zaś z osobnikami mało wrażliwymi, czyli psychopatami. Jak wiadomo, wymiar ten można określić również innym aparatem pojęciowym, np. wprowadzonym przez I.P. Pawłowa rozróżnieniem typu słabego i silnego czy stopniem reaktywności, używając terminologii szkoły J. Strelaua.

We współczesnej organizacji pracy resocjalizacyjnej podstawo­wym zagadnieniem jest usprawnienie diagnostyki psychologicznej, aby na tej podstawie móc określić stopień wrażliwości danej jed­nostki, czyli, inaczej mówiąc, określić, na ile dany osobnik wrażliwy jest na „głos serca". Znajomość tego podstawowego faktu pozwoli „zaprogramować" właściwy dla danej jednostki typ oddziaływań resocjalizacyjnych, a także skierować ją do odpowiedniego zakładu wychowawczego, poprawczego lub karnego.

Omawiane obecnie rozróżnienie metod resocjalizacji na takie, które apelują do serca lub do rozsądku, można z niewielkim stop­niem uproszczenia sprowadzić do wspomnianej w pierwszym rozdziale próby podziału źródeł metod oddziaływania resocjalizacyj­nego zaproponowanej przez J.D. Franka. Jak pamiętamy, autor ten uważa, że jeden nurt oddziaływań psychokorekcyjnych sięga swymi korzeniami odwiecznych praktyk magiczno-religijnych, natomiast nurt drugi bierze swój początek w laboratoriach naukowych.

Pierwszy z nich — starszy — bazuje przede wszystkim na oddzia­ływaniu przez serce, apeluje do tzw. uczuciowości wyższej człowie­ka, tj. do jego wrażliwości na problemy innych ludzi, chęci doskona­lenia swego życia wewnętrznego itp. Drugi nurt — nowszy, bardziej racjonalistyczny — opiera się na wynikach licznych badań ekspery­mentalnych, prowadzonych przez behawiorystów. Polega on — ogól­nie mówiąc — na stawianiu przed osobnikiem poddawanym zabie­gom psychokorekcyjnym konkretnych zadań, których konieczność on doskonale rozumie i za których wykonanie otrzymuje konkretne nagrody (wzmocnienia).

Jak wszystkie czynione obecnie rozróżnienia tak i to ma znaczenie jedynie teoretyczne, gdyż w praktyce ścisłe rozróżnienie szeregu pro­cesów jest niemożliwe. Skuteczne oddziaływanie psychokorekcyjne nie może bazować wyłącznie na sferze uczuciowej lub rozumowej człowieka, jako że oba te elementy zawsze się ze sobą splatają. I tak np. praktyki religijno-magiczne, oddziałując na sferę emocjonalną człowieka, dostarczały jednocześnie sporo danych na temat sił nad­przyrodzonych i sytuacji, w których mogą one mieć wpływ na wy­wołanie patologicznych zmian w zachowaniu człowieka.

Podobnie psychoanaliza, która, zdaniem J.D. Franka, jest sukcesorką tego typu oddziaływań psychokorekcyjnych, obok ćwiczenia pacjenta we wnikaniu we własne problemy emocjonalne oraz prob­lemy emocjonalne innych, dostarczała obszernej wiedzy o mecha­nizmach psychicznych rządzących tym procesem. W wyniku leczenia psychoanalitycznego pacjent wyposażany był w cały arsenał wia­domości na temat praw rządzących powstawaniem kompleksów, stanów lękowych itp., co m.in. miało mu w przyszłości pomóc w kon­struktywnym przezwyciężaniu trudności życiowych.

Inną możliwością podziału sposobów oddziaływań resocjalizacyj­nych pod kątem ich „dopasowania" do właściwości psychicznych wychowanka jest stopień ich surowości. Liczne publikacje dotyczące metodyki resocjalizacji, a jeszcze bardziej tzw. mądrość potoczna wykazuj ą daleko posuniętą niekonsekwencję w poglądach na ten temat.

Jedno stanowisko zakłada konieczność łagodnego, pełnego wyro­zumiałości, bliskiego i ciepłego stosunku do wychowanka, natomiast drugie odwrotnie, mówi o potrzebie surowego traktowania jednostek przestępczych, wpajania im poczucia dystansu i autorytarnego decy­dowania o ich losie. Obie te koncepcje opierają się na innej „filozofii" dotyczącej istoty i powstawania zachowań przestępczych.

Pierwsza z nich, nazwijmy jaw skrócie łagodną, wywodzi się głównie z psychoanalitycznej koncepcji dotyczącej genezy cech przestępczych. Jak pamiętamy, postawy przestępcze, zdaniem psycho­analizy, wypływaj ą z dwóch głównych źródeł. Pierwszym (które moż­na określić psychopatycznym) jest tzw. wtórny narcyzm; ma on swe korzenie w odbieranej przez dziecko wrogości, niechęci lub braku zainteresowania ze strony otoczenia. Na ogół im wcześniej dziecko spotka się z tego typu postawami, tym głębiej i dokładniej „zasklepi się w sobie" i tym bardziej przejmie postawy psychopatyczne. Drugim (bardziej neurotycznym) źródłem czynów przestępczych jest przerost „karzącej funkcji superego", które (superego) zmusza (poprzez nadmierną intensyfikację tzw. kompleksu winy) do samoukarania się; czyny kryminalne —jak Już to podkreślałem — mogą dobrze spełnić ten cel.

Zgodnie z pierwszym punktem widzenia, zadaniem oddziaływań resocjalizacyjnych jest przebicie „narcystycznego pancerza" otorbiającego „duszę" pacjenta i broniącego dostępu do niej subtelniejszym sygnałem emocjonalnym, płynącym ze strony psychiki innych ludzi, natomiast w przypadku przerostu superego należy dążyć do odreagowania destruktywnie działających postaw lękowych; w tym wypadku najlepszym sposobem zdaje się być podejście łagodne, pełne wyrozumiałości. Obu tych celów nie można bowiem osiągnąć inaczej niż przez bardzo cierpliwe i pełne wyrozumiałości postępowanie z pacjentem (wychowankiem), aby wejść z nim związek oparty na nieznanych mu do tej pory formach więzi,

W ten sposób związek emocjonalny pacjenta (wychowanka) z te­rapeutą (wychowawcą) ma stanowić impuls do nadrobienia straco­nego w dzieciństwie zaczynu rozwoju tych właściwości psychicz­nych, które stwarzają podstawę do pełnego rozumienia spraw innych ludzi.

Warto podkreślić, że omawiana wyżej łagodna wersja znajduje, zgodnie ze stanowiskiem psychoanalityków, zastosowanie zarówno w wypadku neurotycznych, jak i psychopatycznych przestępców. Inaczej jest natomiast w przypadku surowej odmiany resocjalizacji, od najdawniejszych czasów bronionej przez indeterministyczne po­glądy dotyczące tzw. wolnej woli człowieka, o których wspominałem w pierwszym rozdziale.

Współcześnie surowa wersja oddziaływań resocjalizacyjnych zdaje się mieć zastosowanie jedynie w przypadku przestępców psy­chopatycznych, zyskuje ona bowiem pewne uzasadnienie w pro­wadzonych obecnie badaniach nad właściwościami systemu nerwo­wego u psychopatów, które dostarczaj ą różnych psychofizjologicznych dowodów na to, że ich system nerwowy jest bardziej inercyjny, mniej plastyczny, silniejszy-

Szeroko znane są dwie szkoły prowadzące takie badania: jedna, kierowana przez D. Shallinga z Laboratorium Badań nad Stresem przy szpitalu Karolińska w Sztokholmie, oraz druga, kierowana przez R.D. Hare z Uniwersytetu w Vancouver w Kanadzie.

Zgodnie z tym stanowiskiem psychopaci, posiadając system nerwowy bardziej inercyjny (mniej „reaktywny"), szukają takich form zachowania, które zapewnić im mogą maksimum stymulacji. Wśród różnych form aktywność przestępcza zdaje się być dla wielu osób szukających „mocnych wrażeń" szczególnie ekscytująca.

Resocjalizacja — według tego stanowiska — będzie skuteczna tylko wtedy, gdy „pójdzie za ciosem", tzn. tylko silne bodźce o długo­trwałym działaniu mogą wywrzeć (w pewnym przynajmniej stopniu) wpływ na zmianę postępowania tak „zatwardziałych" osobników w kierunku akceptowanym przez społeczeństwo. Najlepsze więc w tym wypadku wydaje się surowe, pełne autorytarnego drylu podej­ście do psychopatycznego wychowanka, zapewniające mu, z jednej strony, możliwość wyżycia się poprzez uczestnictwo w różnych trud­nych przedsięwzięciach, przy równoczesnym sprowadzeniu owych „przedsięwzięć" do rangi najwyższych „praw honorowych", nato­miast z drugiej, stworzenie tak płynnego przebiegu zajęć codzien­nych, aby nie pozostawiały ani na moment „luki stymulacyjnej". Dzięki temu wychowanek stymulowany przez własne ambicje, jak i przez autorytarny dryl codziennego rytmu dnia, całkowicie spala swą energię, udaje się na spoczynek zupełnie wyczerpany. Tą drogą można zaszczepić żądnym „mocnych wrażeń" wychowankom kon­struktywny, ze społecznego punktu widzenia, rytm-porządek zarówno w organizacji ryzykownych poczynań, jak i w czynnościach dnia po­wszedniego.

Trudno przesądzić, która z dwóch przeciwstawnych strategii po­stępowania resocjalizacyjnego znajduje lepsze zastosowanie w przy­padku jednostek psychopatycznych. Obie zdają się mieć pewne poparcie w faktach empirycznych.

Ponieważ o zastosowaniach i rezultatach strategii „łagodnej" do­syć obszernie mówiłem przy okazji oddziaływań indywidualnych (głównie psychoanalitycznych), teraz wspomnę o kilku poglądach i badaniach empirycznych, z których wynikać ma wartość strategii surowej. Przede wszystkim należy tu odnotować, że pogląd o potrze­bie surowego i bardzo zdyscyplinowanego traktowania przestępców psychopatycznych od dawna głoszony był przez kryminologów tej miary, co L.A, Rabinowith czy J. Slawson.

Inni badacze porównali skuteczność oddziaływania na młodocianych psychopatów łagodnego, demokratycznego środowiska wychowawczego i suro­wego, opartego na autorytarnej dyscyplinie. Jak się okazało, wycho­wankowie poddani obu tym strategiom wychowawczym nie różnili się między sobą w sposób istotny pod względem szeregu cech psy­chicznych (ocenianych przy pomocy różnych testów) w czasie ich pobytu w zakładach resocjalizacyjnych, różnice te zaznaczyły się jednak rok po zwolnieniu ich z więzienia — wychowankowie podda­wani surowszemu oddziaływaniu daleko rzadziej powracali na drogę przestępstwa.

Bardzo przekonujący przykład skuteczności surowego oddzia­ływania na pacjentów psychopatycznych podali F.M. Qitikin i D.F. Kline. Autorzy ci stwierdzili, że 91% przestępców psychopa­tycznych przetrzymywanych w szpitalu psychiatrycznym o niezwykle łagodnym regulaminie i nie wykazujących w tym otoczeniu większej poprawy po umieszczeniu w zakładzie o surowym rygorze zaczęło wykazywać zdecydowaną poprawę. Poprawa ta była, zdaniem cyto­wanych autorów, tak znaczna, że umożliwiła wcześniejsze zwolnienie z zakładu karnego.

Na zakończenie owych teoretycznych rozważań nad dostosowa­niem surowych i łagodnych metod resocjalizacji do typu osobowości wychowanków można przyjąć, że metody łagodne znajdują zastoso­wanie zarówno w przypadku przestępców neurotycznych, jak i psychopatycznych, podczas gdy metody surowe zdają się być sku­teczne przede wszystkim w resocjalizacji przestępców psycho­patycznych,

W świetle dotychczasowych uwag nie sposób pominąć innej moż­liwości dychotomicznego podziału metod oddziaływań resocjaliza­cyjnych, a mianowicie pod kątem ich stymulacyjności. Na jednym krańcu znajdowałyby się takie, które nie wywołują żadnych więk­szych podniet emocjonalnych, na drugim zaś takie, które wzbudzają ogromne, długotrwałe napięcie.

Przy takim rozróżnieniu można spekulować, że przestępcy neuro­tyczni powinni wykazywać większą podatność na metody mało stymulujące, wtapiające niejako w niespieszny rytm obcowania z przy­rodą, podczas gdy przestępcy psychopatyczni odwrotnie, wymagają wielce ekscytujących emocjonalnie oddziaływań resocjalizacyjnych. -Nie zyskuje to jednak potwierdzenia w różnych opisach skutecznych oddziaływań resocjalizacyjnych, z których dosyć jednoznacznie wynika, że wobec wszystkich przestępców skuteczne są te metody oddziaływań, które wywołują duże napięcie emocjonalne; tylko takie metody powodują —jak pamiętamy — przeżycie „wstrząsu" lub „przesilenia".

Nie znaczy to jednak, że wychowanie resocjalizacyjne przebiegać powinno w wielce „stymulacyjnym" środowisku, np. w zatłoczonym więzieniu czy innym zakładzie resocjalizacyjnym, pełnym różnego rodzaju kontrolowanych i niekontrolowanych przez personel wycho­wawczy „mocnych wrażeń". Wręcz przeciwnie, większość nowo­czesnych zakładów jest ulokowana w otoczeniu pełnym ciszy i spoko­ju, daje to bowiem możliwość lepszego sterowania i panowania nad tak potrzebnymi w procesie resocjalizacji bodźcami emocjonalnymi.

Dojrzałość interpersonalna wychowanka a sposoby resocjalizacji

Jednym z wzorcowych przykładów differential treatment jest próba oparcia zróżnicowania oddziaływań resocjalizacyjnych na stopniu dojrzałości społecznej (interpersonalnej) wychowanka. Podej­ście to na gruncie resocjalizacji związane jest z nazwiskiem M.Q. Warren, która jest jego inicjatorką, a także autorką największej bodaj liczby prac na ten temat.

Koncepcja tej autorki wywodzi się z dwóch głównych przesłanek:

— sposób oddziaływania resocjalizacyjnego musi być dostosowa­ny zarówno do uwarunkowań, jak i do przejawów złego zacho­wania jednostki;

— to, jak zachowuje się dany człowiek, zależy od tego, jak widzi siebie wśród innych ludzi.

Sama idea dojrzałości interpersonalnej należy do czynionych od dawna w psychologii prób określania stopnia dojrzałości społecznej i wyróżniania najbardziej znamiennych (a zarazem poddających się obserwacji) przejawów tej dojrzałości. Podstawowym założeniem tej koncepcji jest podział dojrzałości interpersonalnej na siedem stopni: od stadium całkowitego niedostosowania do etapu „perfek­cyjnego dostosowania". Każdy z siedmiu poziomów przystosowania definiowany Jest na podstawie „centralnego problemu adaptacyj­nego", czyli rodzaju typowych trudności w kontaktach z otaczającym światem (głównie społecznym), które na danym etapie rozwoju mogą być przezwyciężone.

W celu najogólniejszego zorientowania Czytelnika w istocie tej koncepcji przedstawię pokrótce opis każdego z siedmiu poziomów dojrzałości interpersonalnej, a następnie dokładniej omówię te stadia, na których znajdują się przestępcy.

Pierwsze, najniższe stadium dojrzałości polega na tym, że jed­nostka nie potrafi właściwie odróżniać własnego ,ja" od świata zew­nętrznego, skutkiem czego nie może właściwie korzystać z odbie­ranych informacji, co przeszkadza jej w zaspokojeniu większości potrzeb życiowych.

Drugi poziom dojrzałości znamionuje umiejętność odróżniania własnej osoby od reszty świata, możliwość odróżniania ludzi od sie­bie, natomiast problemem „nierozwiązywalnym" dla tego typu dojrza­łości jest brak umiejętności przewidywania zachowania innych osób, jakiejkolwiek analizy ich psychiki, w wyniku czego znajdujący się na tym poziomie dojrzałości interpersonalnej osobnik traktuje innych ludzi na wskroś instrumentalnie.

Trzeci stopień dojrzałości interpersonalnej polega na umiejętności rozumienia zależności pomiędzy skutkiem a przyczyną w zachowaniu człowieka. Reprezentant owego stadium dojrzałości nie potrafi Jednak wiązać poszczególnych (pojedynczych) przyczyn w ogólne prawidło­wości z własnym zachowaniem, stąd też głównym jego dążeniem jest zdobycie możliwie najpełniejszej kontroli nad zachowaniem in­nych ludzi.

Czwarty poziom dojrzałości charakteryzuje się tym, że jednostka potrafi zrozumieć fakt, iż nie każde ludzkie zachowanie poddaje się manipulacji, w wyniku czego wybrać może dwie drogi: reakcji neuro­tycznych (wrogości do każdego, podejrzliwości i irracjonalnych obaw przed ludźmi) oraz szukania takiej podkultury, w której unifikacja dążeń i celów poszczególnych jej członków ulży dolegliwościom poczucia niepewności i lękom wynikającym z bezradności wobec niektórych ludzkich zachowań.

Piąty poziom znajduje się już bardzo wysoko w hierarchii doj­rzałości interpersonalnej, co wyraża się głównie tym, że osiągająca go jednostka potrafi się „wznieść" ponad role społeczne i konwenan­se, jednak owo „wzniesienie się" nie jest na tyle wysokie, aby nie odczuwała poczucia zagubienia i pokrzywdzenia.

Szósty „szczebel" dojrzałości interpersonalnej pozwala danej jed­nostce czerpać zadowolenie z „bycia sobą" przy równoczesnej, daleko posuniętej elastyczności w postawach wobec ludzi. Charakterystyczne troski i niepokoje ludzi pozostających na tym poziomie dojrzałości interpersonalnej to sytuacja ekonomiczna i prestiż społeczny.

Siódmy, najwyższy poziom dojrzałości, świadczy o „ponadprzeciętnej zdolności danej jednostki do zachowania się wobec innych ludzi. Przejawia się on głównie tym, że jednostka taka potrafi realizo­wać swoje potrzeby i dążenia bez naruszania praw, możliwości i przy­wilejów innych ludzi. Nieliczni osiągający ten poziom dojrzałości odbierani są często przez otoczenie jako dziwacy i ekscentrycy.

Zdaniem przedstawicieli koncepcji poziomów dojrzałości inter­personalnej przestępcy lokują się na drugim, trzecim i czwartym poziomie. Na każdym z tych szczebli dojrzałości istnieją podtypy. I tak na drugim znajdują się dwa — aspołeczny agresywny i aspołeczny pasywny, na trzecim trzy — niedojrzały konformista, konformista wobec podkultury i manipulator, na czwartym zaś cztery — neurotyk „wybuchowy", neurotyk lękowy, typ wyczulony na sytuacje krytyczne i zidentyfikowany (demonstracyjnie) z kulturą.

Istnieje stosunkowo dużo narzędzi diagnostycznych, służących do określenia stopni dojrzałości interpersonalnej przestępców; są to głów­nie skale (kwestionariusze). Funkcjonuje także specjalnie do tego celu skonstruowana metoda zdań niedokończonych i standaryzowanego wywiadu na temat poziomu dojrzałości interpersonalnej itp.

Pierwsza obszerna skala do pomiarów stopnia dojrzałości inter­personalnej skonstruowana została przez C. Sullivana, M.Q. Granta i J.D. Granta w latach pięćdziesiątych. Od tego czasu pojawiło się wiele metod badania tej cechy. Najnowszą i aktualnie chyba najpopu­larniejszą jest tzw. kwestionariusz C.F. Jesnessa, który od połowy lat sześćdziesiątych poddawany był stałym psychometrycznym ulep­szeniom i coraz szerszemu opracowaniu statystycznemu w zakresie trafności. Ostatnia wersja tego kwestionariusza pochodzi z 1983 r.5 Na jej podstawie C.F. Jesness przeprowadził niedawno, wspólnie z R.F. Wedge, obszerne badania normalizacyjne, w wyniku których zaproponował szereg zmian w dotychczasowej praktyce klasyfikacji przestępców, wprowadził także uściślony opis cech zachowania przedstawicieli reprezentujących poszczególne typy zachowań przestępczych oraz nowe, lepsze (mniej pejoratywne) nazwy poszczególnych dziewięciu typów zachowania, które wyróżniają przedstawiciele I-level ciassification.

Poniżej przedstawię krótkie opisy najbardziej znamiennych cech zachowania, właściwych dla przedstawicieli dziewięciu wspomnianych typów zachowania ludzi, wchodzących często (ze względu na brak odpowiedniej dojrzałości interpersonalnej) w konflikt z pra­wem. W nawiasie przytoczę nową nazwę każdego typu, zapropono­waną przez C.F. Jesnessa, a następnie postaram się przedstawić głów­ne zalecenia resocjalizacyjne dla każdego z typów niedojrzałości in­terpersonalnej.

Sformułowane zalecenia resocjalizacyjne przedstawiciele tego kierunku grupują wokół pięciu zadań dotyczących ogólnych celów i sposobów oddziaływań resocjalizacyjnych, cech (właściwości) środowiska wychowawczego, metod sprawowania kontroli nad podopiecznym, specyficznych zaleceń terapeutycznych i najbar­dziej pożądanych cech wychowawców oraz stylów ich oddziaływa­nia.

Drugi poziom dojrzałości

Aspołeczny agresywny (niezsocjalizowany, aktywny). Jest to osobnik, który reaguje agresją na każde życiowe niepowodzenie, nie zna poczucia dystansu względem innych. Do ulubionych „rozry­wek" przedstawicieli tego typu należy płatanie złośliwych figli.

Zalecenia: l. „Zainstalowanie" wysokiego poziomu samokontroli, poczucia uległości i umiejętności podporządkowywania się zarówno osobom, jak i normom moralnym. 2. Otoczenie wychowawcze powin­no być permisywne i nie reagować na wybuchy agresji. Należy otwar­cie ukazywać trudności społeczne, jakie powodują swym zachowa­niem takie jednostki, nie izolując ich jednakże od otoczenia rówieś­ników, w którym one same czują się dobrze. 3. Zadania powinny być jasno (w zrozumiały dla wychowanka sposób) ustalone i dokładnie egzekwowane. Zalecane jest stopniowanie wymagań. 4. Najodpo­wiedniejszymi sposobami oddziaływań resocjalizacyjnych są różne postacie psychodramy i różne metody pozwalające na uzewnętrznie­nie własnych emocjonalnych problemów. 5. Wychowawcy powinni wykazywać spokój, zrównoważenie, powinni nastawić się na łagodną perswazję.

Aspołeczny pasywny (niezsocjalizowany, pasywny) reaguje wycofywaniem się z wszelkich niebezpiecznych sytuacji przy równo­czesnej wrogiej, złośliwej i „skwaszonej" postawie wobec ludzi.

Zalecenia: l. Zmiana sposobu patrzenia na ludzi, budzenie po­trzeby analizowania struktury motywacyjnej innych osób, przezwy­ciężanie poczucia izolacji społecznej. 2. Doprowadzenie do poprawy komunikacji interpersonalnej wewnątrz rodziny lub też zorganizowa­nie rodziny zastępczej, ćwiczenia w dyspozycji do „samootwierania się". 3. Ludzie z najbliższego otoczenia ludzi pasywnych powinni być opiekuńczy, niezbyt rygorystyczni. 4. Istotne jest stałe uświada­mianie motywów zachowania innej osoby, a także przedstawianie możliwie najszerszej gamy skutków tych reakcji. 5. Wychowawca powinien przejawiać zrozumienie wychowanka i skłonność do za­żyłości.

Trzeci poziom dojrzałości

Niedojrzały konformista (konformista). Jest to jednostka reagująca w sposób uległy, wykazująca charakterystyczne „ogłu­pienie" w odpowiedzi na pytania; „kto i co" oraz „co i Jak", jeśli do­tyczą one osób „wysoko postawionych". Oprócz tego jednostka taka potrafi stawiać pasywny opór wobec osób, które nie posiadają odpo­wiednio wysokiego autorytetu formalnego.

Zalecenia: l. Redukcja lęku przed interakcjami i odpowiedzial­nością wobec innych. 2. Najkorzystniejsze są małe grupy rówieśnicze, w których wychowanek ma szansę zostać doceniony za podejmowane wysiłki w celu zasłużenia się. 3. Podstawową cechą kontroli wycho­wawczej w odniesieniu do przedstawicieli tego typu musi być konsek­wencja pozbawiona jednak „pedantycznego rygoryzmu". 4. Należy przede wszystkim zaspokoić u wychowanka potrzebę akceptacji spo­łecznej i przez to podwyższyć poziom jego samooceny. 5. Wycho­wawcą takich Jednostek powinien być człowiek czuły, raczej mało­mówny, bardzo cierpliwy w przezwyciężaniu licznych niepowodzeń wychowawczych.

Konformista wobec podkultury (zorientowany na grupę). Bardzo silnie zidentyfikowany jest z przejawami podkultury przestęp­czej, czerpie dumę z faktu przynależności do uznawanej przez siebie podkultury. Silna identyfikacja z podkulturą upoważnia takiego osob­nika, w jego mniemaniu, do sprawowania kontroli nad „niewtajem­niczonymi".

Zalecenia: l. Obniżenie stopnia atrakcyjności podkultury prze­stępczej poprzez wskazanie innych modeli identyfikacji z ludźmi, nawiązywanie silnych kontaktów z osobami dorosłymi (niezwiązanymi z młodzieżową podkulturą przestępczą). 2. Optymalnym śro­dowiskiem wychowawczym dla konformistów podkulturowych jest środowisko naturalne (tzn. nieizolacyjne). W warunkach instytucji resocjalizacyjnych jednostki tego typu stanowią poważne zagrożenie, ponieważ wykazują dużą skłonność do łączenia się w grupy i poddawa­nia swej kontroli pozostałych wychowanków. 3. Najlepszą jest, stoso­wana wobec tych jednostek, silna, autorytarna, a zarazem konsek­wentna kontrola. 4. Do szczególnie skutecznych metod terapeutycz­nych należą zajęcia, które pozwalają wychowankowi najlepiej wyrazić siebie. Bardzo dużą skuteczność mają wszelkie nagrody „psycho­logiczne" za każde pozytywne osiągnięcie, które może w jakimś stop­niu podwyższyć prestiż wychowanka w grupie. 5. Sukcesy resocjali­zacyjne w pracy z konformistami podkulturowymi odnosić może wy­chowawca o silnej, dominującej osobowości, potrafiący przy tym na­rzucać swe zdanie, a zarazem w sposób analityczny oceniać zachowa­nia podopiecznego, aby ten nie mógł „nabierać go na plewy" swym pozorowanym działaniem i nieszczerymi deklaracjami.

Manipulator (pragmatyk). Dąży do obalenia i podkopania wpływu wszelkich cieszących się autorytetem osób po to, aby mógł sam przejąć kontrolę nad grupą. Nie czyni tego jednak w sposób otwarty, wykazuje dużą biegłość w posługiwaniu się innymi do załat­wiania swoich spraw.

Zalecenia: l. Do najważniejszych zadań terapeutycznych należy zredukowanie lęku przed ludźmi i zaszczepienie potrzeby respektowania autorytetów. Innym, nie mniej ważnym celem resocjalizacji jest wytworzenie umiejętności i potrzeby autoanalizy. 2. Środowisko wychowawcze, w którym najlepiej przezwyciężyć skłonności do ma­nipulowania, odznaczać się powinno ciepłem i atmosferą wzajemnego zaufania. Dobrze jest zaczynać pracę resocjalizacyjną od tzw. grupy homogenicznej, złożonej —jeśli to możliwe — z samych manipula­torów. Wówczas, z jednej strony, „napotka kosa na kamień", z drugiej zaś, w zachowaniu swych kolegów, jak w zwierciadle, wychowanko­wie będą mogli zobaczyć wadliwość własnego stosunku do ludzi. Sytuacja taka nastąpi oczywiście pod warunkiem, że grupa homoge­niczna, złożona z samych manipulatorów, będzie miała przeciwwagę w pełnych bezinteresowności i empatii kontaktach z personelem wychowawczym. 3. Manipulatorzy wymagają dokładnej, acz empa-tycznej kontroli, połączonej z wyrozumiałością. 4. Działalność resoc­jalizacyjna powinna odbywać się etapami: najpierw uczestnictwo we wspomnianych wyżej grupach homogenicznych, a następnie (po przekonaniu się „na własnej skórze" o wadliwości instrumentalnego stosunku do ludzi) należy przejść do terapii indywidualnej. 5. Sukcesy w pracy z manipulatorami odnoszą wychowawcy dominujący, narzu­cający dystans, czasami agresywni, jednakże umiejący zauważyć każ­dy przejaw autentyzmu w reakcjach wychowanków i potrafiący takie przejawy właściwie nagrodzić.

Czwarty poziom dojrzałości

Neurotyk wybuchowy (spontaniczny). Stosuje taktykę dy­wersyjną, służącą do odwrócenia uwagi od własnego poczucia nie-adekwatności, odrzucenia i samopotępienia. Do metod tej taktyki należy obrona przez atak, kompulsywna działalność organizacyjna, pozwalająca na „ustawianie" innych ludzi itp.

Zalecenia: l. Podstawowym celem resocjalizacji tego typu osob­ników jest ukazanie i udowodnienie im, że mogą się sprawdzić w in­nych niż negatywne formach współpracy. 2. Dla tego typu osobników szczególnie korzystne jest środowisko wychowawcze wyzwalające silne emocje i poddające je nieodzownym transformacjom, jak to ma miejsce w różnego rodzaju grach sportowych i turystyce. 3. Kontrola powinna być na początku pedantyczna i autorytarna po to, by prze­chodzić w coraz bardziej formalną. Owo przejście powinno mieć miejsce po wyzwoleniu mechanizmów samokontroli. 4. Należy wyko­rzystać zdradzaną przez tego typu jednostki skłonność do przej­mowania odpowiedzialnych ról społecznych i tak nimi sterować (na­gradzać je), aby zachęcić je do analizy własnego postępowania. 5. Wychowawcą tego typu jednostek powinien być człowiek opie­kuńczy, szybki w ocenie sytuacji społecznych i umiejący przyznać się do własnych błędów.

Neurotyk lękowy (introspektywny). Przejawia wzmożony lęk i płynące stąd liczne zaburzenia psychosomatyczne, uważa się za bankruta życiowego szkodzącego tylko innym.

Zalecenia: l. Podstawowym zadaniem resocjalizacji jest podwyż­szenie poziomu samooceny i redukcja wewnętrznych konfliktów.

2. Najkorzystniejszym otoczeniem wychowawczym dla neurotyka lękowego jest łagodne i opiekuńcze grono dobrze znanych mu osób.

3. Kontrola raczej symboliczna, należy j ą tłumaczyć wychowankowi jako wyraz nieustannej troski o niego. 4. Najlepszymi metodami re­socjalizacji są terapia indywidualna i sesje w małych, homogenicz­nych grupach. 5. Opiekun-wychowawca sam powinien wykazywać dużą skłonność do introspekcji, wyrozumiałości i angażowania się w problemy emocjonalne wychowanka.

Osobnik wyczulony na sytuacje krytyczne (wyhamo­wany). Robi wrażenie całkowicie normalnego i dobrze przystosowa­nego, jednakże reaguje nadmierną agresją i złośliwością wobec in­nych ludzi.

Zalecenia: l. Należy najpierw określić, jakie sytuacje doprowa­dzają wychowanka do „wychodzenia z siebie", a następnie do zabie­gów desensytyzacyjnych (tzn. „odwrażliwiających"). Niezależnie od tego w początkowym okresie resocjalizacji trzeba skutecznie chro­nić wychowanka przed takimi doznaniami, które wywołują u niego ataki złości i niezadowolenia. 2. Najkorzystniejszym środowiskiem wychowawczym jest otoczenie zbliżone do rodziny. Oczywiście naj­lepsze byłoby — podobnie jak dla wszystkich dzieci — otoczenie rodziny naturalnej. Najczęściej jednak w wypadku tego typu jednos­tek spotykamy duże zagęszczenie czynników traumatyzujących w ich rodzinach naturalnych, dlatego też —jeśli nie wchodzi w grę terapia całej rodziny naturalnej — lepiej jest umieścić wychowanka w życz­liwej atmosferze zakładu zorganizowanego na wzór rodziny. 3. Kon­trola powinna być łagodna, prowadzić do tego, aby wychowanek sam „dojrzał" do przeorientowania swego stosunku do różnych niepowo­dzeń życiowych. 4. Szczególnie dobre rezultaty w resocjalizacji ta­kich Jednostek dawać mają grupowe sesje terapeutyczne (w grupach homogenicznych). Najwłaściwszym tematem jest wzajemna analiza przyczyn „wychodzenia z siebie" poszczególnych wychowanków i organizacja „pomocy psychologicznej" przez grupę w takich wypad­kach. 5. Wprawdzie nie sprawdzono empirycznie, jakie cechy osobo­wości usposabiają danego wychowawcę do pracy z tego typu jed­nostkami, niemniej jednak intuicyjne sugestie niektórych przedstawi­cieli tej koncepcji mówią, aby wychowawcę obok empatii cechował głęboki realizm pedagogiczny.

Demonstracyjnie zidentyfikowany z kulturą (adapta­cyjny). Odrzuca wszelkie „półśrodki" w życiu społecznym, silnie identyfikuje się z wszelkimi ekstremalnymi hasłami, których staje się zagorzałym wyznawcą i realizatorem.

Zalecenia: l. Należy przede wszystkim dążyć do wytworzenia dystansu wobec uznawanych przez danego wychowanka wartości, a także do wykazania braku uzasadnienia sztywnego i demonstracyj­nego trzymania się ekstremistycznych poglądów. 2. O ile naturalna rodzina nie jest zbyt restrykcyjna (co niestety najczęściej zdarza się w przypadku przedstawicieli tego typu osobników) stanowi ona naj­korzystniejsze środowisko wychowawcze. Otoczenie wychowawcze powinno nagradzać wychowanka o tym typie dewiacji za wszelkie normalne osiągnięcia (tzn. bez „burzenia świata"). 3. Kontrola powinna być bardzo dokładna, ale nie restrykcyjna- Dokładność po­trzebna jest do tego, aby można było wyłowić takie objawy zacho­wania wychowanka, które powinny zostać wzmocnione nagrodami. Dobre rezultaty przynoszą grupy terapeutyczne z wychowankami znajdującymi się na niższych poziomach rozwoju interpersonalnego. Obok tego dobre efekty dają wszelkie formy zajęć sportowych. 5. Do tej pory nie udało się opracować, na podstawie zebranych doświad­czeń, profilów osobowości wychowawców, którzy odnosiliby sukcesy w pracy z tego typu osobnikami. Te niepełne dane, które zgromadzo­no na ten temat, zdają się wskazywać na to, że wychowawca przedsta­wicieli omawianego typu powinien cechować się mocną osobowością i nie ulegać wpływom niekiedy bardzo sugestywnych przykładów zachowania swych podopiecznych. Tym bardziej sugestywnych, że często zasłaniających się, niczym zasłoną dymną, hasłami humanis­tycznymi.

Nie sposób dzisiaj przedstawić licznych osiągnięć, modyfikacji koncepcji I-level, dokonywanych pod wpływem zastosowań tej kon­cepcji w praktyce. Warto by może wspomnieć, że obok stałego precyzowania zaleceń resocjalizacyjnych odpowiednich dla poszcze­gólnych typów wyodrębnionych na podstawie I-level, stwierdza się także w toku doświadczeń resocjalizacyjnych prawidłowości bardziej ogólne, dotyczące całych poziomów dojrzałości interpersonalnej. I tak np. okazuje się, że wychowankowie znajdujący się na drugim poziomie stosunkowo łatwo poddają się technikom behawioralnym, natomiast nieskuteczna w ich przypadku jest analiza transakcyjna, która z kolei daje dobre rezultaty na wyższych pozio­mach dojrzałości.

Neurotyk wybuchowy i manipulator szybko poprawiają się w wa­runkach instytucji resocjalizacyjnych pracujących na zasadzie spo­łeczności terapeutycznych, podczas gdy osobnicy posiadający skłon­ność do przesadnego identyfikowania się z kulturą stosunkowo dob­rze resocjalizują się w warunkach więziennych.

Istnieją także niestety badania wykazujące, że system zróżnicowa­nia oddziaływań resocjalizacyjnych oparty na koncepcji I-level nie przynosi zadowalających rezultatów. Nie powiódł się na przykład długotrwały eksperyment prowadzony w dwóch fazach, w latach 1961-1974, nad zastosowaniem społeczności leczniczych do resocja­lizacji młodocianych przestępców sklasyfikowanych według zasad I-level.

Niewątpliwym mankamentem formułowanych zaleceń resocjali­zacyjnych jest ich duża ogólnikowość. Na dobrą sprawę wskazówki te wyrażone są tak mało precyzyjnym językiem, że trudno określić na ich podstawie względnie dokładną strategię postępowania resoc­jalizacyjnego. Stąd też o sukcesie resocjalizacji decyduje nie tyle sama istota klasyfikacji wychowanków i specyfikacji metod resoc­jalizacyjnych, co raczej to, jaką postawę wobec wychowanków przyjmują wychowawcy. Im więcej poświęcają czasu swym pod­opiecznym, tym lepsze są efekty oddziaływań resocjalizacyjnych, stąd też autorzy ci cały skomplikowany system I-level oceniają negatywnie jako „naukową zasłonę dymną".

Pomimo że podobnych krytyk jest więcej, system „zróżnicowa­nego traktowania" oparty na koncepcji I-level ]est szeroko stosowany w USA i Kanadzie.

Zróżnicowanie oddziaływań resocjalizacyjnych w świetle typologii Herberta Quaya

Autorem innej, bardzo ekspansywnej na Zachodzie koncepcji differential treatment jest profesor Tempie University, Herbert Quay. Swoje poglądy opiera na tych teoriach psychologicznych, które mó­wią o związkach pomiędzy cechami osobowości a podatnością na przestępstwo w ogóle oraz na taki, a nie inny rodzaj przestępstwa. Przykładem takich teorii może być omawiana poprzednio koncepcja HJ. Eysencka. Quay uważa jednak, że zarówno skłonność do prze­stępstwa w ogóle, jak i rodzaj aktywności kryminalnej nie są zdeter­minowane jedną właściwością osobowości, wpływ na to ma wiele płaszczyzn. Cztery z nich Quay uznaje za najważniejsze. Oto co pisze na ten temat:

„Pierwsza płaszczyzna zawiera zbiór postaw, opinii i właściwości zachowania, które wyrażają brak uspołecznienia i emocjonalnych związ­ków z innymi ludźmi. Druga właściwość odnosi się do otwarcia złoś­liwego i agresywnego zachowania, które połączone jest z poczuciem winy, lęku, nieszczęścia i kłopotów [,..]. Płaszczyzna trzecia łączy się z akceptacją standardów, wartości i sposobów zachowania, które pozostają w sprzeczności z kodeksem prawnym i zasadami moralnymi całego społeczeństwa, są natomiast dostosowane do podkultury, w której wielu przestępców wzrasta. Taki stan rzeczy [...] nie oznacza faktycznego braku socjalizacji, tylko odmienność jej cech od tych, które mają miejsce w kulturze klas średnich. Nie oznacza to także występowania zaburzeń emocjonalnych. Istnieje w końcu właściwość polegająca na nieadekwatności, niedojrzałości i ogólnej nieumiejętności sprostania bardziej złożonym zadaniom"

Na podstawie tych czterech płaszczyzn Quay wyróżnił cztery typy młodocianych (a później i dorosłych) przestępców ze względu na dominację każdej z wymienionych wyżej właściwości. Są to nastę­pujące typy: nieadekwatny-niedojrzały, neurotyczny-konfliktowy, niezsocjalizowany agresywny albo psychopatyczny, zsocjalizowany w obrębie podkultury.

Podobnie jak w przypadku omawianej poprzednio koncepcji I-level, także i Quay dla każdego z wyróżnionych przez siebie typów przestępców przewiduje specyficzne metody i formy resocjalizacji (ustalone w toku praktyki). Poniżej postaram się przedstawić najpierw opis najbardziej znamiennego dla poszczególnych typów zachowania, a następnie zalecenia resocjalizacyjne.

Nieadekwatny-niedojrzały to człowiek leniwy, nieuważny, nie wykazuje większego zainteresowania otaczającym go światem, jego zachowanie jest niedojrzałe, infantylne. Personel zakładów re­socjalizacyjnych określa takiego podopiecznego mianem „niezdary". W stosunku do dorosłych osobnicy tacy są albo zdecydowanie oporni, albo nadmiernie ulegli i potulni. Bardzo łatwo ulegają wpływom (naj­częściej negatywnym) rówieśników.

Zalecenia: oddziaływania resocjalizacyjne powinny być przede wszystkim skoncentrowane na wytworzeniu „nawyków moralnych", tak aby stały się one „drugą skórą" tych ludzi. Należy w sposób opie­kuńczy i podtrzymujący dążyć do utrzymania wychowanka w stałej, konstruktywnej (ze społecznego punktu widzenia) aktywności. Bu­dzenie odpowiednich zainteresowań powinno w zdecydowany sposób wpłynąć na Jego motywacje do pracy nad sobą w celu osiągnięcia określonych satysfakcji. Jest to w zasadzie jedyna droga do zainic­jowania i intensyfikacji zatrzymanego u takich jednostek procesu społecznego dojrzewania.

Neurotyczny-konfliktowy. Młodzież tego typu przejawia lęk, depresję, kompleks niższości i poczucie winy. Z dużą ochotą tacy nieletni mówią o swych problemach psychicznych, wykazując przy tym dosyć dobre zrozumienie szeregu związków przyczynowo-skutkowych w próbach interpretacji tegoż zachowania. Bardzo często osobnik taki wykazuje skruchę z powodu dokonania nieakcepto­wanego przez siebie czynu, co Jednak nie zapobiega jego ponownemu popełnieniu.

Zalecenia: W resocjalizacji osób tego typu należy wyjść od ich skłonności do analiz własnego zachowania, czyli od rozmów i terapii indywidualnej. Kolejnym etapem powinno być inicjowanie opartych na empatii „związków wspomagających" pomiędzy wychowankiem a jego współtowarzyszami. Równocześnie z poczynaniami mającymi na celu doprowadzenie do „wewnętrznego uładzenia się" przestępcy neurotycznego, należy stopniowo kierować jego aktywność na za­dania wypływające z zewnątrz. Dopiero właściwe efekty tej pracy będą stanowiły prawdziwy efekt oddziaływań resocjalizacyjnych.

Niezsocjalizowany agresywny albo psychopatyczny. Tego typu przestępcy wykazują złośliwość i agresywność, nie przy­wiązują wielkiej wagi do tego, czy innym jest z nimi dobrze. Posia­dają duże zapotrzebowanie na podniety, szybko się nudzą, wykazują skłonność do manipulowania innymi i wykorzystywania osób ze swe­go otoczenia bez żadnych skrupułów.

Zalecenia: należy zorganizować jak najbardziej płynny rytm co­dziennej aktywności wychowanków, poddać ich surowej, autorytarnej dyscyplinie, a równocześnie wszelkie osiągnięcia oceniać bardzo dokładnie i sprawiedliwie. W oddziaływaniach indywidualnych nale­ży dążyć do wytworzenia potrzeby szczerych, głębokich i empatycznych związków z innymi ludźmi.

Zsocjalizowany w obrębie podkultury. Do tego typu należą osobnicy, którzy nie zdradzają poważnych problemów emocjo­nalnych, wykazują natomiast dużą skłonność do przynależności do różnego rodzaju organizacji przestępczych, do których przystosowują się szybko i dokładnie.

Zalecenia: jednostki takie powinny być poddawane również suro­wej i konsekwentnej dyscyplinie. Główny nacisk w ich resocjalizacji należy położyć na obniżenie atrakcyjności grup należących do pod-kultury przestępczej. Można to zrobić przyznając liczące się dla wy­chowanka nagrody za wszelkie formy aktywności, które mogą być akceptowane ze społecznego punktu widzenia.

Praktyka differential treatment na podstawie typologii Herberta Quaya doprowadziła do wyodrębnienia piątego typu przestępcy. Stanowi on połączenie typu pierwszego z ostatnim, czyli niedoj­rzałego z wykazującym skłonność do identyfikacji z kulturą przestęp­czą. Jest to typ: niedojrzałe zorientowany na podkulturę. W praktyce życia codziennego okazuje się bowiem, że najbardziej podatni na przejmowanie zasad podkultury są osobnicy niedojrzali, łatwowierni, bez sprecyzowanej filozofii życiowej.

Zalecenia: pierwszą, a zarazem podstawową zasadą w pracy z „mieszanymi typami" przestępców jest zyskanie przez wychowawcę odpowiedniego autorytetu, wzbudzenie w wychowanku zaintereso­wania tym, aby uzyskać pozytywną ocenę od personelu wychowaw­czego. Dlatego też najlepiej postępować w stosunku do tego typu osobników w sposób zdecydowany, lecz elastyczny. Nie należy na­rzucać się wychowankowi z pomocą, choć równocześnie trzeba mu na każdym kroku pokazywać, że bez spontanicznej i bezinteresownej pomocy ze strony innych ludzi trudno jest istnieć. Ową bezinteresow­ną pomocą oraz autentycznym zainteresowaniem problemami wycho­wanka można wyzwolić w nim mechanizmy dojrzewania społecznego i skierować je we właściwym kierunku.

Jak nietrudno zauważyć, typologia Quaya jest niejako posze­rzeniem omawianego poprzednio rozróżnienia na przestępców ne­urotycznych i psychopatycznych. Poszerzenie to idzie w kierunku dodania do owego niejako podstawowego (ze względu na szereg dymensjonalnie ujętych cech osobowości) rozróżnienia nowych ele­mentów, wypływających z działalności praktycznej. Wydaje się więc, że typologia Quaya, zarówno ze względu na jej klarowność i oparcie na aktualnych teoriach psychologicznych, jak i z uwagi na solenne osadzenie w praktyce, ma szansę na szerokie przyjęcie się jako odpo­wiednia podstawa differential treatment.

Niemniej jednak warto podkreślić, że istnieją zarzuty pod adresem tej także typologii. Najpoważniejszy z nich sprowadza się do tego, że wyróżniając typy przestępców koncepcja ta „etykietyzuje" ludzi, doprowadzając równocześnie do usztywnienia sche­matów oddziaływań psychokorekcyjnych na te jednostki, co jak wiadomo, jest sprzeczne z elastycznością nieodzowną dla właściwie zorganizowanych oddziaływań resocjalizacyjnych.

Przechodząc do ogólnego podsumowania uwag na temat różnico­wania sposobów oddziaływań resocjalizacyjnych w zależności od cech psychicznych i sposobów zachowania wychowanków, należy także podkreślić pewne bardziej ogólne niebezpieczeństwo tego, niezwykle skądinąd postępowego, sposobu organizowania oddziały­wań resocjalizacyjnych. Sądzę, iż dobrze będzie w tym celu posłużyć się przytoczonym na początku tego rozdziału przykładem lasu trady­cyjnego i „kulturalnego". Pierwszy z nich (czyli tradycyjny) był ze względu na słabe zróżnicowanie drzewostanu mniej wydajny w pro­dukcji drewna, jednakże charakterystyczna dla niego naturalna różno­rodność gatunków roślin zapobiegała wielu chorobom drzew, roz­przestrzenianiu się szkodników i pożarów. Las nowoczesny często, poprzez grupowanie obok siebie tych samych gatunków drzew, ułatwia rozprzestrzenianie się wielu niebezpiecznych dla jego egzys­tencji zjawisk.

Bardzo podobnie jest z „kulturalną" placówką resocjalizacyjną, w której, dzięki selekcji psychologicznej, znalazły się jednostki o po­dobnych cechach psychicznych. Prawdziwą zmorą tego typu instytucji stają się bunty, gwałty homoseksualne i różne inne przejawy bujnie rozkwitającego „drugiego życia". Wprawdzie zjawiska powyższe występowały zawsze w instytucjach karnych (Jak i zasadniczo we wszystkich innych skupiskach Jednopłciowych" społeczności), jed­nakże wtedy, gdy gromadzi się w jednej placówce osoby o podobnych cechach osobowości, większość wspomnianych, na wskroś nega­tywnych przejawów „drugiego życia" zostaje spotęgowana.

Nie miejsce tu na analizowanie przyczyn, dla których grupo­wanie ludzi o zbliżonych cechach zachowania w instytucjach re­socjalizacyjnych rodzi wiele niebezpieczeństw (temat ten na­dawałby się do obszernego, odrębnego opracowania), natomiast wspomnieć muszę jedynie o podkreślanych przez wielu badaczy mechanizmach stosunków interpersonalnych, o większej tendencji do „lgnięcia do siebie", czyli większej wzajemnej atrakcyjności ludzi o podobnych cechach psychicznych.

Prawidłowość ta, z jednej strony będąc przyczyną wielu ułatwień procesu resocjalizacji, powoduje równocześnie niebezpieczeństwa w postaci m.in. szybszych aranżacji wszelkich buntów, wynaturzo­nych związków seksualnych itp.

Duże niebezpieczeństwo wypływa także i z tego, że podobne ne­gatywne cechy występujące w zachowaniu wielu ludzi przebywają­cych razem są niejako automatycznie wzmacniane. Członek takich homogenicznych pod względem psychologicznym społeczności swą odrębność i niepowtarzalność, a wreszcie swą „wspaniałość", wyra­żać może jak gdyby w jednej tylko skali, tzn. tej, która jest najbardziej przystępna dla całej społeczności, a więc na dobrą sprawę może tylko intensyfikować przejawiane w danym otoczeniu cechy zachowania (w tym przypadku negatywne).

Świadomość powyższych utrudnień i niebezpieczeństw wynika­jących z psychologicznej selekcji wychowanków do różnych zakła­dów resocjalizacyjnych nie może i nie powinna doprowadzić do zaniechania podstawowego —jak już wspomniałem — kierunku doskonalenia procesu oddziaływań resocjalizacyjnych. Wspomniane utrudnienia są niejako ceną optymalizacji warunków coraz lepszej i efektywniejszej resocjalizacji. Ich znajomość powinna, z jednej stro­ny, uczulać personel wychowawczy nowoczesnych placówek resoc­jalizacyjnych na możliwości wystąpienia utrudnień określonego rodzaju, z drugiej zaś strony stanowić może solidną przesłankę dla planowej organizacji różnego rodzaju zabezpieczeń przed wystąpieniem tych negatywnych, a w konsekwencji utrudniających resoc­jalizację zjawisk.

Aktualnie więc idea „zróżnicowanego traktowania", pomimo iż stanowi niejako kamień węgielny nowoczesnej resocjalizacji oraz główny zaczyn rozwoju współczesnej kryminologii, nie ma zbyt wielu empirycznie potwierdzonych reguł, dotyczących zarówno selekcji przestępców, opracowania metod resocjalizacji, jak i sposobów zabezpieczenia przed negatywnymi skutkami wprowadzenia tej idei w życie. Nie może to jednak zniechęcać do tego —jak najbardziej słusznego — kierunku poszukiwań nowych rozwiązań w resocjaliza­cji. Trzeba koniecznie dokonywać w tym zakresie wielu nowych prób i nie zrażać się niepowodzeniami na tym polu.

Jak podkreśla to LP. Camey, Edison przeprowadził ponad pięć­dziesiąt nieudanych doświadczeń zanim wynalazł żarówkę elektryczną. Na wysiłek ten można spojrzeć także i z innej strony:

zanim odkrył właściwy przewód świecący, stwierdził nieodpowiedniość ponad pięćdziesięciu innych. Podobnie pozytywne podejście Camey zaleca do badań nad wprowadzaniem differential treatment.

ZAKOŃCZENIE

Przedstawione w niniejszej książce główne założenia teoretyczne i rozwiązania praktyczne stosowane we współczesnych oddziały­waniach resocjalizacyjnych zdają się ewidentnie wskazywać na dwie podstawowe prawidłowości. Po pierwsze, istnieje wielka różnorod­ność tych oddziaływań, po drugie, zaznacza się coraz wyraźniej ko­nieczność dostosowania metod i sposobów oddziaływań resocjaliza­cyjnych do typu osobowości wychowanka.

Wspomniana już różnorodność form i metod pracy resocjalizacyj­nej umożliwia taką właśnie, niezbędną dla skuteczności oddziaływań resocjalizacyjnych indywidualizację.

Obie te właściwości nowoczesnych oddziaływań resocjaliza­cyjnych zmieniają w pewnym stopniu całą optykę systemu oddzia­ływań na przestępców. Zdecydowana większość współczesnych zakładów penitencjarnych zmienia nie tylko swój styl pracy, ale i wy­gląd! Z ponurego więzienia, przypominającego wszystkie inne wię­zienia na świecie, zakład resocjalizacyjny zmienić się musi w zróż­nicowaną— nawet na pierwszy rzut oka — instytucję, niosącą ludziom pomoc tak niezbędną dla prowadzenia spokojnego życia, jak i, tym bardziej, dla harmonijnego funkcjonowania otoczenia społecznego.

Na dobrą bowiem sprawę, tak jak każdy człowiek, będąc istotą niepowtarzalną, otrzymać powinien wsparcie dostosowane do jego indywidualnych potrzeb, tak samo i każdy zakład, każda instytucja niosąca pomoc i wsparcie tego typu ludziom, stworzyć musi swój niepowtarzalny klimat psychiczny.

Biorąc pod uwagę wspomnianą wyżej indywidualizację oddzia­ływań resocjalizacyjnych oraz nierozerwalnie z tym związaną róż­norodność instytucji, należy uświadomić sobie konieczność tworze­nia, komponowania z wielu elementów, ogromnej liczby programów resocjalizacyjnych.

Tak jak sztuka niepowtarzalnego często stylu leczenia polega na umiejętności dostosowania znanych stale rozwijającej się medycynie środków terapeutycznych do indywidualnych właściwości pacjenta, tak samo miarą poziomu pracy współczesnego, profesjonalnie przy­gotowanego wychowawcy jest umiejętność komponowania odpo­wiednich programów resocjalizacyjnych w zależności od typu osobo­wości podopiecznego i od przejawianej przezeń specyficznej podat­ności na oddziaływania resocjalizacyjne.

Mając na uwadze podkreślaną na kartach niniejszej książki ko­nieczność głębszego poznania psychiki wychowanka w celu do­stosowania do niej odpowiednich metod postępowania resocjalizacyj­nego, w nowoczesnych postaciach oddziaływania resocjalizacyjnego musi znaleźć się miejsce na orientację na coraz to szersze i głębsze wyrażanie potrzeb wychowanka, Jego marzeń, tęsknot i niepokojów. Jednym słowem na ukazanie jego, z reguły bardzo złożonego wew­nętrznego świata, jako że tylko tą drogą poznać możemy całą złożo­ność świadomych i podświadomych struktur motywacyjnych ludzi wykolejonych.

Do tego zaś celu służą różne formy ekspresji twórczej! Przeto wiele uwagi poświęca się dzisiaj temu, aby umożliwić wychowan­kom, zarówno poprzez tworzenie odpowiednich warunków, jak i po­przez pobudzanie wyobraźni, możliwość wypowiedzi za pomocą sztuki. Artoterapia zyskuje coraz szersze zastosowanie we wspoma­ganiu nowocześnie pojmowanego procesu resocjalizacji.

Waga owej artoterapii polega nie tylko na tym, że stanowi ona najbardziej na dobrą sprawę precyzyjny wskaźnik diagnostyczny problemów emocjonalnych, a także i typu osobowości wychowanka, zawiera ona ponadto znany od najdawniejszych czasów czynnik katarktyczny, czyli wielką siłę uzdrawiającą i przywracającą do rów­nowagi zaburzone, często nawet poważnie, funkcje psychiczne!

Spośród wielu form twórczości najbardziej —jak się wydaje — szerokie zastosowanie zdobywa dramatoterapia i to zarówno jako sztuka scenicznego przedstawiania wielkich dramatów, potrafiących od stuleci wzniecać bardzo żywe przeżycia zarówno u tych, którzy oglądają przedstawienie, jak i u tych, którzy wcielają się na scenie w poszczególne postaci, oraz jako umiejętność konstruowania no­wych scenariuszy, które zawierają opowiedziane bezpośrednio lub za pośrednictwem symboli, wydarzenia z własnego, najczęściej burz­liwego, życia.

Owo „odegranie" zapisanych w języku akcji scenicznej własnych problemów i dylematów moralnych stanowi dzisiaj jedną z najczęś­ciej stosowanych metod poszerzania coraz bardziej wyspecjalizowa­nych i zindywidualizowanych sposobów oddziaływania resocjali­zacyjnego.

Stąd też dzisiaj, zarówno wychowawca pracujący w zakładzie resocjalizacyjnym, jak i przede wszystkim student sposobiący się do tej roli musi wyrabiać sobie coraz szersze spojrzenie nie tylko na omawiane w niniejszej książce dostosowanie metod oddziaływania resocjalizacyjnego do psychiki wychowanka. Musi on jeszcze na każdym kroku pamiętać o wzbogaceniu procesu resocjalizacji wyz­woleniem nieobcej każdemu człowiekowi umiejętności tworzenia i chęci wypowiadania siebie w sposób inny — i bardziej wszechstro­nny, i bardziej dogłębny niż popełniane do tej pory przestępstwa, któ­re też stanowią w jakimś stopniu ekspresję nierozwiązanych kon­fliktów wewnętrznych.



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
K Pospiszył Resocjalizacja
oddziaływania resoc przegląd pospiszyl, pedagogika resocjalizacyjna, opracowania
SYSTEMY I MODELE RESOCJALIZACYJNE WEDŁUG K Pospiszyla
Pospiszyl ROZDZIAŁ I, KN, rok I, Metodyka resocjalizacji
Resocjalizacja K[1] Pospiszyl
Pospiszyl Kazimierz Resocjalizacja(1)
Pospiszyl Kzimierz Resocjalizacja
Resocjalizacja Pospiszył Kazimierz
Pospiszyl Kazimierz Resocjalizacja
referat - adamek, resocjalizacja
Modele Penitencjarne(1), Resocjalizacja
24 og, Studia, Pedagogika opiekuńcza i resocjalizacyjna - st. magisterskie, Pedagogika ogólna
Pytania na egazmin, studia Pedagogika Resocjalizacja lic, Działalność pożytku publicznego
Referat - Pedagogika społ. - Szkoła, Studia =), Resocjalizacja
Przejawy niedost. społ. wśród uczniów klas gimnazjalnych, studia, II ROK, Resocjalizacja
Postawy rodzicielskie wg Marii Ziemskiej, Pedagogika resocjalizacyjna
Dorosłe Dzieci, Resocjalizacja, Streetworking
PIOSENKI, STUDIA Pedagogika resocjalizacyjna

więcej podobnych podstron