PERWERSJE WIELKIEJ KAŁAMARNICY
Światło Księżyca błyszczało jaskrawo na powierzchni jeziora, sprawiając, że ciemna przestrzeń zdawała się mniej groźna. Harry zanurzył się jeszcze bardziej, pozwalając, aby chłodniejsza od wrześniowego powietrza woda sięgnęła mu do szyi, chroniąc tym skórę od nocnego wietrzyku. Uśmiechnął się do siebie w ciemności. Panująca wokół cisza była uspokajająca i mile widziana po kolejnym długim dniu pełnym łażących za nim z wybałuszonymi oczami uczniów, gapiących się na niego jak gdyby był szczególnie niezwykłym przypadkiem cyrkowego dziwadła.
Jeszcze milej byłoby przelecieć o północy nad boiskiem do quidditcha, jednak z pewnością nie tak anonimowo. Sedno tkwiło w pozostaniu niezauważonym i aby nikt mu nie przeszkadzał. Chciał cieszyć się chwilą kompletnej samotności i wolności pływając bez ubrania, nie widząc niczego poza taflą jeziora i rozgwieżdżonym niebem i słuchając jedynie dźwięków dobiegających od strony odległego lasu.
— Potter, czy ty jesteś nagi?
Harry na moment zamarł, po czym obrócił się tak szybko, jak to możliwe w kierunku, z którego dobiegły irytujące słowa. To było coś, co nie miało prawa pojawić się w tak spokojnym miejscu. Na nieszczęście musiał przyznać, że pytanie nie zostało zrodzone przez jego wyobraźnię, jak się przez kilka sekund łudził. Zamglony widok nie był wystarczająco zamglony, aby ukryć sylwetkę Malfoya, kołyszącego się lekko niedaleko od niego. Ciemna woda zakrywała Ślizgona od talii w dół, ale gdy płynął, Harry w przelocie mógł dostrzec jego klatkę piersiową i szczupłe ramiona. Jasna skóra dorównywała bladości Księżyca. Na jedną niepokojącą chwilę wzrok Harry'ego zatrzymał się na różowych sutkach chłopaka, stwardniałych teraz z powodu zimnego powietrza i pokrytych kropelkami wody. Moment później jednak Malfoy z powrotem zanurzył się i dopiero wtedy Harry zrozumiał, na co patrzył. Szybko uniósł spojrzenie na twarz Ślizgona. Zawsze obecny uśmieszek wykrzywiał mu wargi, podkreślając kości policzkowe, w półmroku wyglądające na ostre. Jego szpiczaste rysy wydawały się jeszcze bardziej szpiczaste, a jasne włosy były przygładzone przez wodę do tyłu nawet bardziej, niż po użyciu sporej ilości żelu.
— Co tu robisz? — zapytał Harry, starając się zabrzmieć na całkowicie zrelaksowanego i nie okazać zaskoczenia. Zauważył, że wygląda teraz na niższego niż Malfoy, który przecież wcale nie posiadał imponującej postury, więc uniósł się momentalnie, drżąc, gdy zimne powietrze owiało jego szyję i pierś. Mimo że trwało to tak krótko, wysunięcie się z wody okazało się złym pomysłem, ponieważ jego sutki spięły się niemal boleśnie. Malfoy spojrzał na nie, wywołując tym na twarzy Harry'ego rumieńce. Gryfon zanurzył się ponownie w nadziei, że ciemność skryje jego zaczerwienioną skórę.
Malfoy przez chwilę przyglądał się jego twarzy z ciągle obecnym na ustach uśmieszkiem, po czym wyciągnął przed siebie ramiona i podpłynął jeszcze bliżej — zdecydowanie za blisko według Harry'ego. Nie dzieliło ich już więcej niż kilkadziesiąt centymetrów. Każda kropla zdobiąca ciało Malfoya była teraz widoczna. Jedna z nich zwróciła szczególną uwagę Harry'ego. Spłynęła po wargach Ślizgona na podbródek, gdzie się zatrzymała, jak gdyby czekając, aż ktoś ją zetrze.
— Odrabiam pracę domową z eliksirów — powiedział Malfoy. Harry rzucił mu szybkie spojrzenie, ganiąc sam siebie za przyglądanie się kroplom wody z taką fascynacją.
— Twoje... co? — Zmrużył oczy. — Jaką pracę domową? — Nie mógł sobie żadnej przypomnieć.
Malfoy odrzucił głowę do tyłu i roześmiał się. Wzrok Harry'ego spoczął na poruszającym się tuż przed jego oczami jabłku Adama. Na nim również błyszczały kropelki wody, od których nie mógł oderwać wzroku, słuchając jednocześnie mocnego, głębokiego głosu Ślizgona.
— Nie bądź takim idiotą — odezwał się Malfoy, posyłając mu grymas w stylu ty-biedna-głupia-istoto. — Pływam. A na co to wygląda?
Harry przeklął się w myślach za to, iż dopuścił do tego, że Malfoy go wyśmiał.
— Dlaczego? Zwykle tak nie robisz — powiedział, zdecydowany nadać głosowi oskarżycielski ton i zmienić temat rozmowy na inny niż jego naiwna akceptacja słów Malfoya na temat obecności nad jeziorem.
Oczy Ślizgona rozbłysły z rozbawienia.
— A skąd wiesz, co ja zwykle robię?
Podenerwowany, choć nie był pewien z jakiego powodu, Harry pospieszył z kontrargumentem.
— Ponieważ pływam tu co noc i jeszcze nigdy cię nie widziałem.
— Może nie chciałem być zobaczony.
Harry parsknął.
— Jasne. Potrafisz na zawołanie stać się niewidziany.
— Nie, Potter, ty po prostu jesteś ślepy jak kret, a ja nie mam ochoty na twoje towarzystwo.
Harry poczuł się tymi słowami zaniepokojony. Malfoy pewnie kłamał, ale jeśli nie, oznaczało to, że obserwował go, jak pływa nago.
Och, Merlinie! Coś zacisnęło się w jego piersi. Niejednokrotnie onanizował się na brzegu jeziora, pewien, że za jedyną widownię ma olbrzymią kałamarnicę, która lubiła obserwować go uważnie, co jednak tak naprawdę wcale mu nie przeszkadzało. To było tylko zwierzę, a jego obecność w jeziorze stanowiła element łagodząco znajomy. Jednak Malfoy nie mógł być tego świadkiem, bo gdyby tak było w rzeczywistości, Harry musiałby się utopić.
— Mówisz, że mnie szpiegujesz? — zapytał, niezdolny ukryć strapienia.
— Należałoby ci się — odparł Malfoy smutnym głosem. — Och, odpręż się, Potter. Czyżbyś sądził, że nie mam nic lepszego do roboty, niż skradać się po nocach wokół jeziora z nadzieją, że ujrzę twoją gołą dupę? Ona wcale nie jest aż tak atrakcyjna.
— Czyli twierdzisz, że jest atrakcyjna?
— Co? — warknął Malfoy. — Nie!
Zakłopotany Harry zauważył, że niewielki rumieniec wypłynął na policzki Ślizgona. Jednakże postanowił nie schlebiać sobie i nie uwierzyć, że Malfoy celowo prawie powiedział mu komplement. Najprawdopodobniej chodziło tylko o niezgrane sformułowanie, które Harry z chęcią wykorzystał. Malfoy z rumieńcami prezentował się całkiem miło.
Uniósł brew. Cóż za dziwaczna myśl.
Skory odepchnąć ją jak najdalej od siebie, spojrzał na Ślizgona zmrużonymi oczami.
— Skoro nie chcesz być zobaczony i nie życzysz sobie mojego towarzystwa, to po co tu jesteś? — zapytał. Czy gdyby Malfoy naprawdę przez cały ten czas go obserwował, nie chciałby tego kontynuować, utrzymując go w niewiedzy? Teraz stało się jasne, że nocne kąpiele się skończą. Harry nie zamierzał wracać tu, skoro już wiedział, że grozi mu obecność widza.
— Och, no dobrze. — Malfoy ponownie się uśmiechnął i Harry uznał, że wcale mu się to nie podoba. Uśmiech sprawiał, że Ślizgon wyglądał niebezpiecznie, a przecież nie miał w tym żadnego interesu. Był nienaturalny i wyprawiał dziwne rzeczy z żołądkiem Harry'ego. — Ujawniłem się, bo chciałem zrobić... — Malfoy podpłynął nawet bliżej i pochylił się. Jego oddech musnął twarz Harry'ego i jakoś, niewytłumaczalnie, nie pozwolił mu zaczerpnąć powietrza. Wargi Malfoya znalazły się niesamowicie blisko jego własnych i Harry nie mógł nie rozważać, jakie są mokre i silne i w jaki sposób mogłyby smakować pokrywające je kropelki. — To! — krzyknął Ślizgon, a Harry poczuł nagły nacisk na ramiona, tuż przed tym, jak jego usta, nos i oczy zostały zalane.
Niezdolny, aby oddychać, sapał i połykał wodę zamiast powietrza. Jego kończyny zdawały się niezwykle ciężkie, gdy młócił nimi o taflę jeziora, próbując wydostać się na powierzchnię. Przez moment zastanawiał się, czy umrze właśnie teraz, utopiony prze Draco Malfoya, ale nacisk na ramiona zelżał w cudowny sposób i Harry wreszcie był w stanie wynurzyć się na powierzchnię.
Kiedy próbował zaczerpnąć tchu, bolały go płuca i krztusił się, plując wodą. Oczy i nos piekły i musiała upłynąć dłuższa chwila, zanim jego uszy zarejestrowały niewątpliwy dźwięk śmiechu. Mrugając szybko, skupił wzrok na sylwetce rozbawionego Ślizgona.
— To nie było śmieszne — wyrzęził zachrypniętym głosem przez bolące gardło. Naprawdę nie było. Malfoy chciał go zamordować!
— Och, nie sądzę, Potter. Według mnie było bardzo zabawnie. — Ślizgon roześmiał się jeszcze mocniej. — Żebyś tylko mógł zobaczyć swoją twarz!
— Jesteś szalony — powiedział Harry z naciskiem, po czym ponownie się rozkaszlał, słysząc dzwonienie w uszach.
— Nie mów mi, że cię przestraszyłem. — Malfoy wyglądał na zdecydowanie zachwyconego.
— Tak, cholernie mnie przestraszyłeś. A jak ci się wydaje? — warknął Harry. — Myślałem, że chcesz mnie utopić. — Żałował teraz, iż dopuścił, aby furia nie pozwoliła mu się zastanowić.
Malfoy jednak nie wydawał się zadowolony, jak można było tego oczekiwać. Nagle przestał się śmiać.
— Nie dramatyzuj, Potter. Ludzie tak robię, kiedy razem pływają. To się nazywa zabawa.
Harry wbił w niego spojrzenie.
— Zabawa? Może pomiędzy przyjaciółmi. — Mina Ślizgona sposępniała. Harry pomyślał, że nawet jego oczy się zachmurzyły, co jednak mogło być jedynie sztuczką światła.
— Jasne. — Malfoy kiwnął głową i spuścił wzrok. — Moja wina — dodał cicho, zaciskając zęby.
Nie mówiąc nic więcej odwrócił się gwałtownie i odpłynął. W przelocie dało się dostrzec kawałek jego zaokrąglonego tyłka.
Czysty obłęd sprawił, że Harry poczuł się niewytłumaczalnie winny, jak gdyby to on był tym, który zrobił coś złego. Bez zastanowienia otworzył usta, aby zawołać Malfoya, ale wtedy dostał kolejnego ataku kaszlu. Miał wrażenie, że zaraz zwymiotuje, z każdym kaszlnięciem nasilały się drgawki w jego żołądku. Dobrą chwilę zajęło mu uspokojenie gardła. Potrząsnął głową i przełknął z trudem ślinę, próbując sprawić, że słuch mu wraca.
Chlupoczący dźwięk spowodował, że spojrzał w stronę brzegu, jednak niczego nie dostrzegł. Otuchy nie dodawał także fakt, iż Malfoy prawdopodobnie nie mógł jeszcze dopłynąć na miejsce. Marszcząc brwi, Harry rozejrzał się wokół, szukając śladu jasnowłosej głowy, ale nie otaczało go nic poza wodą i ciszą. Miejsce, gdzie widział Ślizgona po raz ostatni, pokrywały teraz spokojne fale, zakłócające delikatnie bezruch jeziora.
Harry westchnął z irytacją.
— Malfoy? Malfoy, odezwij się. To milczenie nie jest zabawne, daj spokój. — Żadnej odpowiedzi. Nawet szum fal się uspokoił. — Malfoy, mówię poważnie! — krzyknął. — Masz rację, wygrałeś. Najpierw mnie przestraszyłeś, a potem zmartwiłeś. Niezła robota, ha ha.
I znowu jedyną odpowiedzią była kompletna cisza.
Nie panikuj, pomyślał stanowczo. Malfoy po prostu z nim pogrywał. Było wysoce nieprawdopodobne, aby utonął przypadkowo. W końcu sam twierdził, że pływał w jeziorze cały ten czas i Harry nigdy go nie zobaczył. Istniała spora szansa, że ukrył się przy pomocy zaklęcia zwodzącego. Chociaż, skoro był nagi, Harry nie miał pojęcia, gdzie schował różdżkę. Mniejsza o to, zajmowanie się Malfoyem nie powinno teraz zaprzątać jego myśli. Musi skupić się na opuszczeniu jeziora, nie czekając, aż Ślizgon raczy się pojawić.
Popłynął nieznacznie przed siebie, ale znowu się zatrzymał. Wydawało mu się, że usłyszał plusk wody, jednak tafla jeziora pozostała niezakłócona.
Świetnie. Teraz słyszał nieistniejące dźwięki.
Wychylił się lekko do przodu, zdecydowany odejść i nigdy tu nie wrócić, ale delikatne muśnięcie w udo zmroziło go na miejscu. Zgrzytając zębami zganił się za tak łatwe uleganie panice. Przecież najpewniej było to jakieś nieszkodliwe stworzonko lub może nawet roślina. Jakkolwiek, gdy tylko szczęśliwie udało mu się uspokoić samego siebie, poczuł kolejne, mocniejsze, dotknięcie. Coś pieściło jego skórę. Przesunęło się od pleców do kolana, a potem po wewnętrznej stronie uda, coraz wyżej, dopóki prawie nie osiągnęło pośladków. Harry przestał oddychać, jednak doznanie zniknęło, więc z ulgą głęboko zaczerpnął powietrza.
Wytrącony z równowagi pospiesznie ruszył do brzegu, lecz udało mu się przesunąć zaledwie o kilkanaście centymetrów, gdy zatrzymał go nacisk na brzuchu. Zagryzł wargę, zmuszając się, aby nie walczyć, bojąc się, iż to tylko pogorszy sprawę. Nie było sensu udawać, że to roślina lub małe, nieszkodliwe zwierzę próbowało zapobiec jego ucieczce. Wrażenie miał takie, jakby ręka zawinęła się wokół jego talii. Rozważał, czy tego czegoś nie dotknąć, aby wyczuć, czym jest, ale nie był zbyt wytrawnym pływakiem i obawiał się, że jeśli przestanie poruszać jednym z ramion, to utonie. To mógł być któryś z wodników lub kałamarnica, choć oba przypuszczenia brzmiały jak obłąkane.
Paraliżujące go dotknięcie na udzie wróciło. Doznanie było takie, jak gdyby ktoś przeciągnął palcem po jego skórze, muskając ciało delikatnie, w sposób, jakiego nie można by określić inaczej niż pieszczotą kochanka.
W jeziorze przebywała jeszcze tylko jedna istota posiadająca ręce, która mogła chcieć wystraszyć go na śmierć. Jednak to z pewnością nie mógł być...
— Malfoy? — szepnął. Dotyk przesunął się wyżej, muskając teraz wrażliwą skórę jego tyłka. Nie, to nie mógł być Malfoy. Dlaczego Ślizgon miałby pieścić go w tak intymny sposób? Ale odpowiedź na to pytanie była oczywista. Malfoy chciał go jedynie przestraszyć i, cóż, biorąc pod uwagę okoliczności, udało mu się to spektakularnie. Pieszczota, zarówno niepożądana, jak i przyjemna, przemieściła się teraz na szczelinę między jego pośladkami. Tak, wrażenie było dziwaczne, ale jednak miłe. Wcześniej nikt nie dotykał Harry'ego tak zmysłowo. Doznanie sprawiło, że chciał czegoś więcej, choć nie miał pojęcia, czym owo więcej jest. Niemniej, czegokolwiek by nie pragnął, raczej nie życzył sobie otrzymać tego od Malfoya. To po prostu byłoby złe.
Coś — palec? — podkradł się między jego pośladki i pieścił teraz delikatną skórę wokół odbytu.
Harry zadrżał gwałtownie. Jego oddech przeszedł w płytkie sapnięcia, gdy czekał znieruchomiały, aż ten palec dotrze do najintymniejszej części jego ciała. Pierwsze, lekkie muśnięcie sprawiło, że dostał zawrotu głowy. Zamknął oczy, czując, jak jego penis reaguje i nabiega krwią. Dobry Boże! Czy to naprawdę możliwe, że Malfoy dotyka go tam? Sama myśl o tym sprawiła, że stał się rozpalony.
Palec pokręcił się, jak gdyby próbując — och, Boże — wślizgnąć się do środka. Choć Harry zaledwie sekundy temu czuł się jak w gorączce, teraz zmroził go czysty lęk. Pot skroplił się na jego czole, gdyż uporczywa pieszczota nie miała zamiaru zniknąć. Nie powinien dopuścić, aby to się wydarzyło. Nie może pozwolić Malfoyowi tego zrobić. Musiał go powstrzymać.
Palec naparł nieznacznie, zwiększając nacisk na jego wejście. Harry nie mógł opanować jęku, a dźwięk ten wydał się nieznośnie głośny w nocnej ciszy. Czucie, jak coś porusza się w jego wnętrzu było niewygodne, jednak penis Harry'ego najwyraźniej się z tą opinią nie zgadzał i drgał w rytm uderzeń serca.
Merlinie, dlaczego na to pozwalał? Z jakich powodów Malfoy zdecydował się zrobić coś takiego? Jednak trudno było z tym walczyć, gdy ręka Ślizgona oplatała się przyjemnie wokół jego talii, krępując, ale jednocześnie uspokajając, ani zimna, ani gorąca, mająca dokładnie taką temperaturę jak otaczając ich woda.
— Och — wydyszał, gdy palec wsunął się głębiej, tak łatwo, jakby był czymś posmarowany. Szczypało go i naruszało, lecz Harry zrozumiał, iż pragnie, aby intruz wszedł w niego mocniej i rozciągnął go jeszcze bardziej. Być może nie było takie złe, żeby Malfoy to zrobił, skoro Harry właściwie go nie widział. Mógł po prostu udawać, że to ktoś inny, mimo że jego umysł nie chciał zaprzeczać faktom.
Odrzucił głowę do tyłu i z własnej woli rozwarł nogi szerzej, gdy palec wysunął się odrobinę, po czym wślizgnął z powrotem, tym razem nawet głębiej. Inny palec bez przerwy pieścił wewnętrzną stronę jego uda, wędrując w górę i w dół, jak gdyby starając się go ukoić. I tak się też stało, Harry odnalazł w tym lekkim dotyku ulgę, gdyż poruszający się w nim coraz głębiej i głębiej intruz rozciągał go i parzył, jakby był dużo większy niż palec być powinien.
Otworzył oczy i spojrzał na rozgwieżdżone niebo, podejmując decyzję, iż zamartwianie się o pobudki działania Malfoya odłoży na później. Teraz czuł się zbyt niewiarygodnie, aby zadawać pytania. Podobał mu się mocny uścisk na brzuchu, delikatne pieszczoty na skórze, łagodne pchnięcia palca. Wszystko to było najcudowniejszym doznaniem, jakiego kiedykolwiek doświadczył. Z łatwością przestał myśleć i pozwolił sprawom po prostu się toczyć. Oprócz tego, że... Zmarszczył brwi w kierunku migoczącego nieboskłonu.
Malfoy nie miał trzech rąk.
Wyprostował się tak gwałtownie, że powietrze zagwizdało mu w uszach. Malfoy prawdopodobnie nie byłby w stanie równocześnie trzymać go, głaskać i wsuwać w niego palca. W takim razie jednak oznaczało to, że Ślizgon nie mógł... Głośny hałas przerwał tok jego myśli.
Serce Harry'ego przestało bić, gdy coś dużego i bladego wystrzeliło spod wody tuż przed nim. Piana i gęste krople obryzgały wszystko wokół, rozbijając się na jego głowie i oczach i prawie pozbawiając go możliwości zobaczenia widoku, jaki wyłonił się z ciemności.
W powietrzu, przed szeroko otwartymi oczyma Harry'ego, unosił się zupełnie nagi Draco Malfoy. Chłopak kaszlał i dyszał, próbując zaczerpnąć powietrza i jednocześnie zmagając się dziko z ciemnym zwojem, zaciśniętym mocno wokół jego pasa i zmuszającym go do powtórnego pochylenia się, a tym samym wyeksponowania w stronę Harry'ego penisa, jąder i pośladków. Inny zwój zawinął się dokoła lewej kostki Ślizgona, podciągając jego nogę do góry i rozsuwając tym jego uda na boki. Jednak wyżej wymienione zwoje były wyraźnie najmniejszym problemem Malfoya i to nie one zwróciły uwagę Harry'ego. Chłopak z przerażeniem wpatrywał się w kolejny, którego czubek został mocno osadzony w tyłku Ślizgona. Wyglądało to dziwacznie i niemoralnie: ciemna macka wystawała z wody i znikała pomiędzy jędrnymi pośladkami. Przez jeden niepokojący moment penis Harry'ego zadrżał, a jego ciało przeszył impuls podniecenia i pragnienie na widok zaatakowanego seksualnie Malfoya, jednak w tej samej chwili kątem oka dostrzegł ruch po swojej prawej stronie. Spojrzał w tamtym kierunku i zobaczył ogromną głowę oraz dwoje wielkich, wpatrzonych w niego oczu.
Harry pomyślał, iż ogólnie rzecz biorąc to nadzwyczajne, że udało mu się nie wrzasnąć.
To była kałamarnica. Cholerna, olbrzymia kałamarnica, która z nieznanych powodów zdecydowała się wsadzić macki nie tam, gdzie trzeba, mimo że pokaz naprawdę wyglądał zniewalająco.
Kolejna macka prześlizgnęła się po klatce Malfoya, po jego sutkach i brzuchu w powolnym, krętym ruchu. Harry pisnął, wmawiając sobie, że zapierający dech w piersi widok był niepokojący i tylko niepokojący.
Nagłe olśnienie, że tym, co kałamarnica robiła — a co moment wcześniej wydawało się przyjemne — było molestowanie, pozwoliło Harry'emu skupić się ponownie i przestać martwić utonięciem. Sięgnął do wody, by uwolnić się od oplatającej go macki. Ku jego przerażeniu stworzenie wcale nie wyglądało na zmartwione jego staraniem zranienia go paznokciami. W zamian jedynie uchwyciło go mocniej, a macka, która wcześniej pieściła go tak łagodnie, zawinęła się wokół jego uda, przytrzymując w niewoli.
Jednak to nie był koniec horroru. Ciężkie sapanie sprawiło, że Harry spojrzał na Malfoya właśnie wtedy, gdy kałamarnica podrzuciła go w powietrzu, tak że chłopak skończył patrząc w dół na Gryfona szarymi, szeroko otwartymi z przerażenia oczami. Stworzenie machnęło nim jak zabawką, po czym wysłało wprost na Harry'ego, który nie mógł zrobić wiele więcej niż napiąć mięśnie, gdy bezradne ciało Ślizgona trzasnęło w jego własne, wyciskając z płuc powietrze i rozpryskując wodę na wszystkie strony.
Skrępowana noga Malfoya zawinęła się wokół biodra Harry'ego, a ramiona rozpaczliwie uczepiły się pleców. Co prawda macka zwolniła chwyt na tali, jednak chłopak i tak nie miał ani odrobiny czasu, by poczuć ulgę, ponieważ w następnej sekundzie inna przywiązała go mocno do ciała Ślizgona.
Być może na zasadzie niewypowiedzianej umowy nie patrzyli sobie w oczy. Ich policzki przytulały się do siebie, a podbródek Malfoya spoczywał na ramieniu Harry'ego. Gorący oddech, uciekający z jego ust, muskał ucho Gryfona, niosąc ze sobą dziwne pocieszenie, podobnie jak bicie młodego serca tuż przy jego piersi łagodziło nerwy już choćby tylko przez to, iż zapewniało, że nie on jeden jest przestraszony na śmierć.
Jednakże Harry nie był pewien, co wprawiało go w większe zażenowanie. Czy to, iż kałamarnica w dalszym ciągu uparcie próbowała go penetrować, czy nagie ciało Ślizgona dociśnięte do jego własnego. A może siła, z jaką Malfoy się do niego tuli i fakt, że ani trochę mu to nie przeszkadzało — wręcz przeciwnie, zareagował na objęcie z przyjemnością i sam, ignorując mackę na talii, zawinął ramiona wokół drugiego chłopca, łagodząco głaszcząc opuszkami palców jego plecy. Lub może, co stanowiło wyjaśnienie najbardziej niepokojące i jednocześnie niezaprzeczalnie prawdziwe, iż nadal był zdecydowanie twardy.
Jakkolwiek by nie było, kałamarnica zmusiła Harry'ego do ponownego przeszacowania jego priorytetów. Gryfon musiał podjąć bezsprzeczną decyzję, iż to właśnie macka, wsuwająca się w jego ciało głębiej niż do tej pory, stanowiła teraz problem najbardziej niepokojący. Wchodząc w niego i rozciągając go mocniej z każdym następnym pchnięciem sprawiała ból. Nadal posuwała się delikatnie, jednak Harry nie znalazł w tym pocieszenia. Widok tego czegoś, wbitego w ciało Malfoya, wciąż tańczył przed jego oczami i chociaż obraz był pociągający, Harry miał absolutną świadomość, iż doznanie nie mogło być przyjemne, mimo że w tej chwili tak właśnie je odbierał. Być może. Trochę. Jednak macka wyglądała na zbyt grubą. Nie wspominając już, że była to właśnie pieprzona macka.
Zamknął oczy i zastanowił się, czy oszalał już do reszty, ponieważ niebacznie prawie roześmiał się z powodu kalamburu, jaki wyprodukował jego umysł. Pieprzona macka, doprawdy.
A pieprzona macka o której mowa, wsunęła się odrobinę głębiej. Przerażony Harry wił się i wymachiwał nogami, próbując uwolnić się od dotyku szalonego zwierzęcia. Osiągnął tyle, iż przytrzymujące ich więzy zacieśniły się mocniej, a kolejne odnóże kałamarnicy otoczyło jego wolną nogę i zmusiło do rozsunięcia ud szerzej. Bezradny nie mógł zrobić nic, kiedy intruz penetrował jego wnętrze, najwyraźniej rezygnując z delikatności.
— Jezu. Kurwa mać! — wykrzyknął. Czuł, jakby tyłek mu płonął i bał się, że kałamarnica postanowiła rozerwać go na dwie części. Wygiął kręgosłup w łuk, dysząc i zaciskając mięśnie wokół śliskiego organu w jego odbycie, na próżno starając się go z siebie pozbyć.
— Przestań. Nie walcz z nią — wycharczał Malfoy tuż przy jego uchu. — Przez to tylko wpycha się mocniej.
Strasznie dziwnie było usłyszeć słowa Ślizgona. Harry sądził, iż pomimo niepokojąco intymnej sytuacji, nadal będą się wzajemnie ignorować.
— Myślę, że to właśnie robiłem — odparł ze złością, choć nie była ona skierowana na Malfoya. — Ale ta kałamarnica jest porąbana. O jasna cholera! — zajęczał i wtulił nos w szyję drugiego chłopca, co niespodziewanie podziałało na jego zszargane nerwy uspokajająco. Nawet pieczenie w tyłku trochę osłabło. Malfoy był cieplejszy niż woda i pachniał bardzo ładnie, a kosmyki jego jasnych włosów wyjątkowo przyjemnie łaskotały Harry'ego w nos.
— Myślisz? — rzucił Ślizgon wściekle. — Nie zauważyłem.
Och, jasne. Harry skrzywił się, odsyłając w niepamięć miły zapach. Przypomniał sobie, że nienawidził irytującego palanta nie bez powodu.
— Dlaczego ona to robi? Czego chce? — zapytał, tak naprawdę nie oczekując odpowiedzi, jedynie wyrażając myśli na głos.
— Sądzę, że dostatecznie jasne jest, czego chce, a powodów dlaczego to ja akurat nie chcę znać.
— Musimy coś zrobić — upierał się Harry, nie przestając głaskać pleców Malfoya.
— Może mógłbyś ją przekląć?
— Nie mam różdżki.
— Och, naprawdę? — Głos Ślizgona był pełen jadu. — W takim razie chyba powinieneś przestać jęczeć i się zamknąć. To wszystko twoja wina.
Gdyby nie macka wbita głęboko w jego tyłek, Harry wywróciłby oczami i parsknął.
— Pozostawię to bez komentarza — odparł w zamian.
— Nikt zdrowy psychicznie nie pływa w tej części jeziora. Nigdy bym tu nie przyszedł, gdybyś... Och! — Malfoy zamarł w ramionach Harry'ego, a potem złapał się jego pleców jeszcze mocniej. — Och! — powtórzył, co zabrzmiało bardziej jak dźwięk przyjemności niż okrzyk rozpaczy.
— Powiedz szczerze, podoba ci się to? — spytał Harry z pretensją, zbyt późno przypominając sobie, że sam ciągle miał erekcję, czyli był prawdopodobnie ostatnią osobą, mającą prawo do oburzenia, iż ktoś inny również czerpie z tej sytuacji przyjemność.
— Nie! Nie bądź szalony! — warknął Malfoy. — To tylko... Och!. Och, Merlinie, to... Aaach...
Niski jęk Ślizgona wyprawiał z ciałem Gryfona zabawne rzeczy. Rozpustny dźwięk wywołał gorącą falę pragnienia, która osiadła w dole brzucha. Malfoy zakołysał mu się w ramionach i chłopak uświadomił sobie, że macka w jego tyłku przesuwała się, pieprząc go tak, jak bez wątpienia planowała pieprzyć także Harry'ego. Malfoy zajęczał ponownie, wargami i zębami muskając skórę na jego policzku.
— I mówisz, że powinniśmy pozostać nieruchomi i pozwolić temu czemuś... — zaczął cały drążący, ale przerwał, wcale nie chcąc dokończyć pytania.
Ślizgon jednak naprawdę go nie słuchał. Jego jedyną odpowiedzią było kolejne głośne sapnięcie, gdyż jego ciało zostało dociśnięte do Harry'ego jednym mocnym pchnięciem, tak że obaj zakołysali się i podskoczyli do góry.
Pchnięcie owo niosło ze sobą również inne, nie całkiem nieprzyjemne konsekwencje. Coś naparło na penisa Harry'ego, coś, co absolutnie nie było macką. Przyniosło to ze sobą niewiarygodne doznania i sprawiło, że cudownie zadyszany otwarł usta. Pod powierzchnią wody ich erekcje ułożyły się jedna przy drugiej, naciskając na siebie złowione pomiędzy ciałami. Ponieważ Malfoy poruszał się w górę i w dół, pchany przez przesuwającą się w nim mackę, jego członek ocierał się o penisa Gryfona, pieszcząc go i niemal sprawiając, że Harry zapomniał, gdzie się obecnie znajduje. Skoncentrował się na nowym, wspaniałym uczuciu tak bardzo, iż drgnięcie intruza w jego własnym ciele przyprawiło go o szok.
— Malfoy — szepnął, choć nie był pewien, po co to zrobił. Macka wycofała się odrobinę i Harry miał sekundę, aby spiąć mięśnie, zanim intruz zanurkował z powrotem w jego wnętrze. Nie bolało tak bardzo, jak się spodziewał, jednak mimo wszystko było to tak bardzo złe, że miał ochotę wrzeszczeć. I jęczeć. I umrzeć z zakłopotania.
Macka nie zatrzymywała się, spokojnie kontynuując ruchy tam i z powrotem, pieprząc go zgodnie z kołysaniem się Malfoya. Nowe doznanie sprawiło, że sapnął. Kałamarnica dotknęła w jego ciele czegoś cudownego, przez co całe jego wnętrze przeniknęły igiełki rozkoszy. Niewiarygodne pchnięcia stworzenia stały się przyjemne i Harry nie wiedział, czy czuć się tym faktem mniej czy bardziej zażenowany. Prawdopodobnie nie byłby w stanie tego polubić. Jednak każdy poślizg gładkiej kończyny niósł ze sobą rozkoszne doznanie nie tylko z powodu ocierania o to tajemnicze miejsce, przez co przed oczyma tańczyły mu gwiazdy, ale też dlatego, że dociskał do niego Malfoya. Wyglądało to tak, jak gdyby macki celowo zmuszały ich nagie ciała do przesuwania się względem siebie. Wrażenie, jakie wywoływało tarcie piersi i penisa drugiego chłopaka było czymś, co Harry pragnął czuć bez końca.
Malfoy zadrżał, a potem chłodne wargi musnęły policzek Gryfona tak lekko, iż mógł to sobie jedynie wyobrazić. Jednak wargi ruszyły się powoli w stronę jego ust, gdzie zatrzymały się, jak gdyby nie ośmielając się posunąć dalej lub jakby Ślizgon powtórnie zastanawiał się nad swoim postępowaniem.
Harry jednak nie miał nastroju na myślenie. Złapał mokre włosy Malfoya i przyciągnął jego głowę bliżej, zgniatając ich usta w gwałtownym pocałunku. Ślizgon wydał z siebie odgłos bólu i przez moment Harry martwił się, że coś zrobił źle, jednak mokry język, gładki i zręczny, wślizgnął się zdecydowanie między jego wargi, zmuszając go do jęku z przyjemności. Pocałunek wcale nie był doskonały, ich nosy zawadzały, a zęby stukały o siebie. Potter poczuł, że od ugryzienia szczypie go dolna warga, jednak wcale się tym nie przejął. Usta Malfoya były twarde i mocne, a język nieustępliwy. Wrażenie było podobne do natarcia, którego odwzajemnienie wydawało się najnaturalniejszą rzeczą na świecie. Harry zaatakował język Ślizgona własnym i przesunął ciało bliżej tego nagiego chłopca, który w tak niewytłumaczalny sposób znalazł się w jego ramionach. W dalszym ciągu kołysali się, gdyż kałamarnica ani na moment nie przestała ich pieprzyć, przez co ich penisy ciągle o siebie pocierały. Jednak Harry potrafił skoncentrować się tylko na pocałunku, z powodu którego prawie znieczulił się na wszelkie pozostałe doznania.
Jego ręce zsunęły się po plecach Malfoya aż do miejsca, gdzie macka znikała w jego wnętrzu. Palce otarły się o szlamowatą kończynę i odnalazły miękką skórę. Wrażenie było cudowne, więc Harry jęknął prosto w usta Ślizgona, jednocześnie śledząc opuszkami jego wejście i ignorując trącającą rytmicznie kłykcie mackę. Malfoy oddychał z trudem, uciekając językiem z ust Harry'ego, jednak Gryfon zdołał złapać go i z powrotem wciągnąć między wargi.
Malfoy ponownie gwałtownie zadrżał, odsunął się i odrzucił głowę do tyłu, eksponując tym blade gardło. Perliste kropelki wody dekorowały jego szyję, więc Harry pochylił się bez zastanowienia, zdecydowany zlizać je i gryźć miękką skórę, tak przepysznie przed nim zaprezentowaną. Niespodziewanie Ślizgon zareagował pełnym rozpaczy okrzykiem.
— Moje włosy! To coś dotyka moich włosów!
Harry zmarszczył brwi i odsunął się, momentalnie zauważając mackę przytuloną do lewej skroni Malfoya. Jej koniuszek głaskał i wichrzył jasną czuprynę w raczej czuły sposób, dokładnie tak, jak on sam robił to przed chwilą.
Zagryzł dolną wargę, usilnie starając się nie poddać temu, co widzi. Było w tym coś z przekornego piękna. Ciemna macka akcentowała bladość skóry Malfoya, tworząc oszałamiający kontrast. Po chwili odnóże kałamarnicy owinęło się wokół szyi Ślizgona, wsunęło w jego włosy, powoli przesunęło niżej, pieszcząc jego policzek. Szare oczy, pociemniałe i szeroko otwarte, skupiły się na Harrym.
— Po prostu się nie ruszaj — powiedział Gryfon cicho, nie odrywając wzroku od szyi drugiego chłopca. — Bo inaczej cię udusi — ostrzegł.
Malfoy nie odpowiedział, jedynie zacisnął wargi i patrzył. Po chwili macka wewnątrz niego, co Harry mógł wyczuć dłonią, poruszyła się i pchnęła ostro. Ślizgon gwałtownie wciągnął powietrze.
Harry z wybałuszonymi oczami patrzył, jak ciemne odnóże, zawinięte wokół szyi i głowy Malfoya, pełznie zwinnie w stronę jego otwartych ust i znika w ich wnętrzu. Chłopak wydał z siebie zaszokowany, zduszony okrzyk i szybko opuścił powieki, dławiąc się z powodu wielkości agresora.
— Kurwa — powiedział Harry, zafascynowany sposobem, w jaki szczęka Malfoya rozwarła się, a usta rozciągnęły wokół grubego zwoju. Widok był... och, tak zły, a jednocześnie wprost odurzający. Macka naśladowała ruchy, które mógł czuć we własnym tyłku i przy swojej dłoni. Ślizgon nie mógł zrobić dużo więcej poza pozostaniem tak nieruchomym, jak to możliwe. Gdy próbował się wyrwać, jego policzki zapadły się i drgały, jednak macka ani na moment nie przerwała pchnięć, z łatwością ślizgając mu się po wargach.
Członek Harry'ego drgnął boleśnie. Chłopaka ponownie zaatakowało dziwne uczucie zazdrości. Sam chciał być tym, kto wsuwa się do tyłka Malfoya, chciał widzieć, jak te usta rozciągają się wokół jego penisa. Chciał być tym, kto sprawi Malfoyowi rozkosz. Cholerna kałamarnica.
Ślizgon zajęczał, szarpnął biodrami, jego erekcja zapulsowała. Gryfon warknął bez zastanowienia, pochylił się i mocno złapał dłońmi za pośladki drugiego chłopaka. Wbił zęby w jego ramię, prawdopodobnie zbyt brutalnie, jednak chciał mieć pewności, że Malfoy to zauważy wśród mnogości innych intensywnych doznań.
Krzyk Ślizgona, choć stłumiony, był przeciągły i Harry poczuł się jak bohater, gdy chłopak zadrżał w jego uścisku, szarpiąc się gwałtownie i mocniej przyciągając go zaplecioną wokół pasa nogą. Zadowolony, że doprowadził Malfoya na szczyt, polizał skórę na jego ramieniu, mrucząc z powodu jej smaku. Ruchy Ślizgona powoli się uspokajały, stając się okrężne i zmysłowe, a penisy pocierały o siebie, przyprawiając Harry'ego o dreszcze przyjemności. Macka wycofała się z ciała Malfoya i dostosowała do tempa jego ruchów, pieprząc Pottera spokojnie. Gryfon bez zastanowienia opuścił rękę niżej i wsunął dwa palce w uwolniony wreszcie tyłek, zdumiony gorącem, jakie tam napotkał. Malfoy sapnął i zacisnął mięśnie, wysyłając do pachwiny Harry'ego falę rozkoszy, rozprzestrzeniającą się niczym ogień po całym ciele. Orgazm przeszył go na wskroś. Gdy jego zęby ponownie odnalazły skórę Ślizgona, nie był w stanie powstrzymać wydobywającego mu się z gardła niskiego warczenia. Przebiegające go dreszcze były przyjemne, jednak nie umywały się do wrażeń, jakich dostarczały palce Malfoya, łagodnie przeczesujące jego włosy.
Macki wycofały się powoli, pieszcząc i masując uda i pośladki Harry'ego, na koniec klepiąc go niemal figlarnie dwa razy w tyłek. Teraz Gryfon czuł już tylko pierś drugiego chłopaka przy swojej własnej, jego ręce na biodrach, dotknięcie we włosach, skórę pod wargami i ciągle zaciśnięte wokół jego palców gorąco.
— Powinniśmy odejść — szepnął Malfoy i zakaszlał lekko. — Powoli.
Harry wycofał palce i niechętnie uniósł głowę, był jednak świadomy, że Ślizgon ma rację. Mogli przypuszczać, że kałamarnica zechce wrócić na drugą rundkę.
Malfoy unikał patrzenia mu w oczy, a Harry milczał, nie wiedząc, co powiedzieć. Faktycznie, o czym można rozmawiać ze swym rzekomym rywalem zaraz po tym, jak się wspólnie z nim zostało molestowanym przez olbrzymie stworzenie?
Do brzegu ruszyli w ciszy. Podtrzymywali się nawzajem, obaj raczej obolali, więc dotarcie do celu zajęło im sporo czasu. Po drodze nikt ich nie zaatakował, więc wyszli z jeziora i stanęli na ziemi na trzęsących się nogach.
Harry nie mógł powstrzymać małego uśmiechu. Mimo wszystko cudownie było poczuć twardy grunt pod stopami.
— Ee... moje ubranie... — Malfoy spojrzał niepewnie w głąb lądu — ...jest gdzie indziej.
Potter, który przed kąpielą rozebrał się w pobliżu, pospieszył odnaleźć swoją różdżkę. Zawinął się w pelerynę i wrócił do Malfoya, który stał nagi, blady i nagle tak piękny, że Harry niemalże zaczął się jąkać.
— Proszę... Możesz wezwać swoje rzeczy.
Ślizgon gapił się przez chwilę na zaoferowaną różdżkę, po czym wziął ją do ręki i skinął głową. Harry, nakładając spodnie i buty, starał się nie patrzeć na niego zbyt nachalnie. Gdy już odzyskał ubrania, Malfoy wciągnął je na siebie z zastraszającą prędkością. Kiedy skończył, odwrócił się i oddał różdżkę, nadal nie unosząc wzroku.
— Dziękuję — wymamrotał. Dopiero wtedy Harry uświadomił sobie, że z własnej woli stał się bezbronny, jednak żaden z nich nie wziął pod uwagę zranienia drugiego. — Nie będziemy... — zaczął Malfoy, odchrząknął i na moment uniósł wzrok. — Nigdy nie powiemy o tym komukolwiek.
Nie zabrzmiało to jak pytanie.
Harry uśmiechnął się lekko, bardziej z nerwów niż rozbawienia.
— Myślę, że da się zrobić. — Szczerze, jeśli o niego chodziło, był przygotowany, aby zepchnąć ostatnie wydarzenie do najdalszych zakamarków mózgu. Chociaż obawiał się, że to się nie uda. Pewnych części tej nocy nie chciał zapomnieć. Na przykład widoku i dotyku nagiego ciała Malfoya, pocałunku, który nadal palił jego wargi czy dźwięków, jakie chłopak wydawał z siebie w chwili namiętnego uniesienia. Zadrżał gwałtownie. — Cóż, sądzę, że więcej nie będę pływał w tym jeziorze — powiedział z wymuszoną beztroską.
— Racja. Łazienka prefektów jest pewnie bezpieczniejszym miejscem.
— Nie jestem prefektem — zauważył Harry.
— Ja też nie. — Malfoy patrzył na swoje buty. — Jednak znam hasło.
Harry gapił się na pochyloną jasną głowę, pragnąc potrafić odczytać myśli Ślizgona.
— Czyli możesz się tam czasem wykąpać. — Harry przestąpił z nogi na nogę. Zaczynał odczuwać chłód, nie mówiąc już o tym, jaki był obolały. Wszystko to sprawiło, że nie myślał zbyt jasno. — Chciałbyś się podzielić?
Malfoy rzucił mu szybkie spojrzenie.
— Kąpielą?
— Ee... hasłem.
— Och. — Ślizgon zamrugał.
— I kąpielą — dodał zaraz. — To też byłoby fajne. — Malfoy nie spuszczał z niego oczu. Wyraz jego twarzy prawie się nie zmienił i Potter już zaczynał się martwić, że błędnie zinterpretował usłyszane słowa i zaoferował coś, czego Ślizgon wcale nie chciał. — Jednak Jęcząca Marta ma skłonności do napadania na mnie w łazienkach, więc to również może nie być zbyt bezpieczne — dodał.
Kącik ust Malfoya uniósł się lekko do góry.
— Mogę sobie z nią poradzić. Ochronię cię.
Harry uśmiechnął się, nagle całkowicie szczęśliwy.
— Brzmi świetnie.
— W takim razie dobrze, zobaczymy się tam...? Jutro w nocy? O tej samej porze? — Wyglądało na to, że Malfoy starał się mówić pewnie, ale dla Harry'ego jego wypowiedź zabrzmiała bardziej jak pytanie.
Przytaknął i przyjrzał się wargom Ślizgona, zastanawiając się, czy wypada pocałować go na dobranoc. Jednak chłopak nerwowo skinął w jego stronę głową — a może był to jego sposób na pożegnanie? — odwrócił się i bez słowa, lekko utykając, ruszył w stronę zamku.
Harry westchnął, już niecierpliwie czekając na jutrzejszą noc i czując, że jednak powinni pożegnać się pocałunkiem. Z drugiej strony, w tej chwili Malfoy pewnie smakował jak kałamarnica.
Marszcząc brwi obejrzał się na jezioro, którego taflę mąciły lekkie fale. Harry zastanowił się, czy wielkie stworzenie ich obserwowało. Wyjął okulary, do tej pory schowane w kieszeni koszuli i wsunął je na nos. Głowa olbrzymiej kałamarnicy stała się natychmiast widoczna.
Gapił się na nią prawdopodobnie zbyt długo, gdyż w pewnym momencie wydało mu się, że mrugnęła do niego zalotnie. W niewierze przymknął jedno oko, dokładnie w chwili, gdy kałamarnica uniosła z głębin jedną mackę. Wystrzeliła ją w powietrze, przechyliła w lewo, potem w prawo i znowu w lewo. Wyglądało to prawie tak, jakby mu... machała.
— Nie wrócę tu! — krzyknął czując, że ważne jest, aby to podkreślić. Macka z pluskiem z powrotem wpadła do wody. — Naprawdę! — dodał.
Stworzenie wyglądało tak, jak gdyby było smutne.
Potrząsając głową, Harry odwrócił się i pospieszył do zamku.
Bał się, że jeśli zostanie choć sekundę dłużej, poczuje się zmuszony podziękować kałamarnicy za to, że dała mu niespodziewany prezent w postaci nagiego Draco Malfoya. Bo podarunek, mimo wszystko, był cudowny.
KONIEC