PREZENTACJA PSYCHOLOGII NIEŚWIADOMOŚCI - VII
Trzeba zacząć od samego nagłówka - psychologia nieświadomości. Mimo, że jest to rzadko spotykany nagłówek, to oczywiście został on wybrany nieprzypadkowo. To, co częściej się tutaj pojawia to jest zwrot psychologia głębi. Postawimy zatem znak równości między psychologią nieświadomości a psychologią głębi, ale stawiając ten znak dajemy od razu wyraz dla początku roli tej matafory głębi. Czy jest to tylko metafora czy też ten termin głębia nie zyskuje charakteru terminu technicznego? Wtedy jak mówię psychologia głębi, to rozumiem ten termin nie w metaforycznym tylko w ściśle określonym technicznym znaczeniu. Ale to nie jest sprawa tylko i wyłącznie językowa. Ten możliwy techniczny charakter terminu psychologia głębi - z akcentem na ten ostatni człon - sygnalizuje sprawę statusu, charakteru całej tej psychologii. I to nie chodzi tylko o to, że ona jest tak nieokreślona, że musi posługiwać się mataforyką, to właściwie nie o to chodzi. Kiedy temin głębia
przestaje mieć charakter mataforyczny, zaczyna mieć charakter terminu technicznego, to określa niesłychanie precyzyjnie status, charakter całej psychologii, tym epitetem opatrzonej, mianowicie jej charakter, status modelowy. Ten termin sugeruje budowanie modelu tego, czym się ta psychologia zajmuje, a zajmuje się nieświadomością. Tu jeszcze raz wrócę do metaforyki przestrzennej w tej modelowości wykorzytanej. Jak używam terminu głębia to odwołuję się do jakichś przestrzennych rozumień, przestrzennych ujęć. Pytanie co ta przestrzenność ma nam w tym modelu przedstawić? A dokładnie chodzi o to, co relacje przestrzenne w modelu mają w nieświadomości ukazać - to jest sedno sprawy. Czy muszę budować model czy też mogę dojść do świadomości w sposób niemodelowy? A jeśli nie budując modelu to co robiąc? Widzą Państwo, taki niewinny zwrot jak psychologia głębi, a ile jest tutaj spraw zupełnie podstawowych.
Zostawiam na razie ten zwrot i przechodzę do psychologii nieświadomości. Oczywiście jest jasne, że gdy mowa o psychologii nieświadomości, gdy rozwijamy ten człon psychologia, to nas będą interesowały sprawy matateoretyczne, metodologiczne i wreszcie teoria nieświadomości.
Nieświadomość jest przedmiotem tej psychologii, ale czy jedynym, szczególnym? Oczywiście nie jedynym tyle, że szczególnym.
Przedmiot ten jest nazwany w sposób bardzo szczególny, mianowicie terminem nieświadomość. Oczywiście gdybyśmy pominęli ten przeczący przedrostek, a zajęli się tylko tym, co po tym przedrostku to wiemy, co mamy rozumieć przez termin świadomość. Ale istotne jest teraz to, że my tutaj świadomości przeczymy, to znaczy, że ujmujemy przedmiot tej psychologii, od razu relacyjnie czy relatywnie, w relacji do świadomości i od razu negatywnie. I, gdy teraz przechodzimy do tego określenia przedmiotu naszych analiz to to są dwie najciekawsze sprawy - relatywność, a dokładnie negatywność określenia przedmiotu tej psychologii, czyli nieświadomości. Trzeba to widzieć tak: nie-świadomość - to jest oczywiście przedmiot psychologii nieświadomości, ale on jest bardzo szczególnie określony - przez negację świadomości, to znaczy przez szczególny typ relacji. Nasuwa się pytanie czy ja coś o tym przedmiocie będę w stanie powiedzieć nie-relatywnie, nie-negatywnie tylko pozytywnie i absolutnie? Czy będę mógł ten przedmiot określić inaczej? Jeśli badacz zajmuje się nie-świadomością to co to oznacza? Czym ten badacz właściwie się zajmuje? To nie jest zabawa słowna, to jest zupełnie podstawowa sprawa. Jeśli się wprost tym nie zajmiemy to ta negatywność nieświadomości mogłaby pozostać nieczytelna. Pokażę dlaczego to jest tak ważne, czy ja powiem nieświadomość czy nie-świadomość.
Spróbujmy sobie odpowiedzieć na pytanie czy behawioryzm jest psychologią nie-świadomości? Oczywiście, że tak - behawioryzm jest psychologią nie-świadomości, bo nie jest psychologią świadomości. A więc psychologia nieświadomości jest tutaj czymś co przeprowadza nas od psychologii świadomości do behawioryzmu. Ta lokalizacja tej problematyki jest tu zupełnie nieprzypadkowa: bowiem nie tylko jest tak, że na początku wieku XX-tego w psychologii pojawiły się liczne koncepcje nieświadomości, i dlatego po analizie nieklasycznych koncepcji świadomości, niejako w naturalny sposób, chronologicznie przyszedł czas na psychologię głębi. Także w ujęciu systemytycznym, z perspektywy sensów i znaczeń, psychologia nieświadomości przeprowadza nas od ujęć zajumujących się świadomością do ujęć behawiorystycznych. W porządku systematycznym, nie tylko historycznym.
Nie będę rozwijał mnóstwa szczegółowych spraw związanych z psychologią nieświadomości, osobno z rozmaitymi koncepcjami. Zanim się bowiem wejdzie w szczegóły Freuda, Adlera, Junga czy jakiegokolwiek innego psychologa głębi, to najpierw trzeba zająć się sprawami podstawowymi. I tak się nimi zajmiemy, że to usprawiedliwi dalsze niezajmowanie się psychologią nieświadomości.
Gdy chodzi o ujęcie nie historyczne lecz systematyczne to nie ma ważniejszej sprawy jak sposoby dotarcia do nieświadomości czyli kwestie metateoretyczne, metodologiczne. W rezultacie obraz nieświadomości, który jest nieprzypadkowo określony przez sposoby dotarcia do nieświadomości.
Wyprzedzając to, co się później pojawi, a ponieważ ma charakter twierdzeń językowych to się musi pojawić także teraz, podniosę sprawę nie-świadomości. Akcent będzie tu spoczywał na czym innym. Jak mówię: nie-świadmości to jest jasne, że ja przeczę czemuś. To "nie" nie ma innego, jak tylko przeczące znaczenie. Ale nawet w języku polskim, który nie rozporządza innymi przeczeniami o tej nieświadomości mówiono przy pomocy innych przedrostków np. mówiono o podświadomości, przedświadomości. A w języku niemieckim, gdzie istnieją rozmaite możliwości, to mówiono o tym zupełnie wyraźnie. Używano bardzo różnych przedrostków by zdać sprawę z rozmaitych postaci nieświadomości. I okazuje się, że nieświadomość to nie jest jeden przedmiot, ten termin nazywa liczne i różnorakie przedmioty. Czasami język sygnalizuje o jaką to nieświadomość chodzi, o jaką jej postać. Teraz dokonamy zestawienia terminów, przy pomocy których te rozmaite postaci świadomości nazwano.
Świadomy znaczy po niemiecku bewusst. W języku polskim czasami używamy terminu bezwiedny, nie nieświadomy tylko bezwiedny. To też jest bardzo ładny termin i ma on związek z tym, że wissen to po niemiecku wiedzieć. Postawimy, trochę na wyrost, nie całkiem usprawiedliwiony znak równości między bewusst a klarbewusst, czyli świadomy znaczy jasno i wyraźnie dany w świadomości. Tu przypominają się sprawy związane z ciągłością świadomości, tą polową teorią świadomości, w której, jak mówiono, rozmaite rzeczy są różnie dane. Jasno i wyraźnie dane jest to, co jest w centrum pola świadomości, natomiast to, co jest na obrzeżach jest zaledwie współdane - mitbewusst. Im bardziej na peryferiach tym coraz mniej wyraźne, aż w pewnym momencie przestaje być świadome, czyli jest mitbewusst. To mit znaczy współdanie i sygnalizuje także relacje czasowe. Jest dane współ z czym innym, czyli także wtedy, gdy co innego jest dane jasno i wyraźnie, bo jest w centrum. Te wspomniane relacje czasowe są potrzebne do tego żeby wyróżnić inne postacie nieświadmości, są takie postacie świadomości, dla których Niemcy ukuli termin vorbewusst - przedświadome w sensie czasowym. To, co kiedyś było świadomością, ale już nie jest nazywamy nachbewusst - poświadome. Przywołany przed chwilą przestrzenny model świadomości był mi dlatego potrzebny żeby wyróżnić te rozmaite postacie teraz nie do czasowości się odwołujące, tylko do tej metaforyki przestrzennej - mianowicie jeżeli coś jest świadome, to coś jest podświadome (w sensie przestrzennym). Pod progiem świadomości zlokalizowane i w tym sensie nieświadome, czyli jest unterbewusst ("unter" znaczy po niemiecku "pod"). Jeżeli coś jest unter to należy oczekiwać, że jest nadświadome i w tym zupełnie szczególnym sensie jest nieświadome. Niemcy mieli tutaj uberbewusst jak i oberbewusst - to ober może sugerować jeszcze jakieś relacje ważności. W tym ober i uber ten moment ważności jest sygnalizowany. Ale coś więcej jeszcze, to, co w oberbewusst i uberbewusst to jest nieświadome w tym zwykłym sensie, bo jest szczególną postacią świadomości, taką zupełnie wyjątkową. Jest to coś jeszcze lepszego niż klarbewusst. Widzą Państwo jakie tutaj są te powikłania - jest nieświadome w tym zwykłym sensie, ale jest świadome jeszcze bardziej niż klarbewusst. Ale Niemcy mieli jeszcze co najmniej dwa określenia. Mówili po prostu, że to jest unbewusst - un to jest przeczenie (takie jak angielskie un-). Także nichtbewusst. I to i un- i nicht- czasami jest rozumiane jako nadrzędne w stosunku do wszystkiego, mówimy unbewusst, co znaczy nieświadomy i przymykamy na chwilę oczy na postać tej nieświadomości. Ale forma przeczenia nicht jest szczególnie mocna - tak, że nichtbewusst znaczy czasami auserbewusst, czyli poza świadomością - coś takiego, co nigdy nie będzie świadomością, nigdy się do świadomości nie dotanie (jest poza także w sensie przestrzennym). Niemcy mieli jeszcze entbewusst - jeszcze inna forma przeczenia, ta inność polega na takiej definitywności, bo przedrostek ent- podkreśla definitywność. Mnogość tych terminów jest nieprzypadkowa, ona nam pokazuje mnogość postaci nieświadomości.
Przewijają się przez sprawy tych terminów także kwestie metodologiczne. Dotknęliśmy sprawy polowych teorii świadomości, jako czegoś, na gruncie czego może pojawić się problematyka nieświadomości. Nas interesują sposoby dojścia do nieświadomości. I okazuje się, że takim kontekstem, w obrębie którego, można było się na nieświadomość natknąć, był kontekst polowych teorii świadomości. A jak się na tą nieświadomość natykano? Otóż jeśli coś jest w centrum pola świadomości, to jest wtedy jasno i wyraźnie dane, zaś coś co znajduje się na peryferiach jest tylko współdane, a więc dane mniej jasno i mniej wyraźnie. I jeśli to współdanie będziemy osłabiać, a więć do chodzić do coraz mniej jasnych i wyraźnych postaci czy też stopni współ-dania, to w końcu dotrzemy do czegoś, co jest już tak mało jasno i tak mało wyraźnie dane, że w ogóle nie dane, a więc - nieświadome. Jak zrozumieć tą graniczność nieświadomości? Bo to jest pewna graniczna postać tego osłabiania jasności i wyraźności dania. Dlatego jest to tak ważna sprawa, bo mówiłem, prezentując polowe teorie świadomości, że między klarbewusst a mitbewusst są płynne przejścia, tam nie ma żadnej ostrej granicy, żadnej wyraźnej cezury, która by te stopnie jakoś dostrzegalnie od siebie oddzielała. W związku z tym jeżeli tu są płynne przejścia to i płynne przejście jest do tego, co tak niejasno i niewyraźnie dane, że w ogóle nie dane.
Pojawia się pytanie o metodologiczny status rozumowania odpowiedzialnego za dotarcie do tak rozumianej nieświadomości, i to zarówno jako przedmiotu jak i pewnej kategorii? Dotarcie tutaj do nieświadomości jest ekstrapolacją. Mamy nazwany do końca i po imieniu jeden ze sposobów dotarcia do nieświadomości. To ten sposób, który należy wiązać z polowymi teoriami świadomości. Tam ekstarapolując to, czego doświadczam, tych stopni między klarbewusst a mitbewusst, docieram do nieświadomości. Co oczywiście z całą ostrością każe postawić teraz problem - cóż to jest ta ekstarapolacja. Czy to jest jeszcze doświadczanie nieświadomości czy tylko wnioskowanie o niej? Od tej strony patrząc ekstrapolacja jest takim nieokreślonym zabiegiem. Czy my właściewie niemal doświadczamy nieświadomości czy tylko wnioskujemy o niej ekstrapolując te stopnie - to nie jest jasna sparawa. Ale to nas doprowadza do sprawy tego, jakie są te sposoby dotarcia do nieświadomości - doświadczalne czy doświadczeniowe czy też w jakiejś postaci wnioskowania, inferencyjnie. To, co przed chwilą było powiedziane o modelu nieświadomości jest sygnałem, że raczej inferencyjnie, ale polowe teorie świadomości każą nam jeszcze raz postawić pytanie czy można do nieświadomości dotrzeć doświadczalnie. Czy można doświadczyć świadomości czy też tylko na zasadzie wnioskowania ją jakoś uchwycić. A skąd się mogą wziąć takie podejrzenia, że nieświadomości można doświadczyć? Wiążą się one z tym vor- i nach-. Z analizą strumienia świadomości. Obecność przedrostków vor- i nach- sugeruje takie ujęcie świadomości, które uwzględnia to jak ona dzieje się w czasie czy też jak ona w czasie się staje i kształtuje. Ponieważ ja tą nieświadomość w rozmaitej postaci wiążę z tym czasowym dzianiem się to jest pytanie czy ja analizując strumień świadomości tak jak on się staje czy dzieje, czy ja się może gdzieś na nieświadomość natknę. Fenomenologowie byli takiego zdania, że się na tę nieświadomość można natknąć, można jej doświadczyć. Ale doświadczam nieświadomości bardzo specjalnie rozumianej. Nie można bowiem dotrzeć do nieświadomości rozumianej na każdy z wyżej wymienionych sposobów. Według fenomenologów można nieświadomości doświadczyć w retencji, w bardzo szczególnym przypadku retencji. Otoż istnieje taka specyficzna postać retencji, która jest właściwie doświadczeniem nieświadomości. Ingarden mówi, że normalnie dana nam jest przeszłość, to jest ta retencja, doświadczamy tego, co jest teraz, ale współdana nam jest przeszłość, czyli to, co przed momentem się działo w świadomości. Ale jeżeli to, co przed chwilą było, było luką w postaci świadomości np. omdleniem, snem, utratą przytomności, to ta retencja, w przypadku tej luki, ma szczególną postać. Dane nam jest coś, co było puste - ta pustka jest nam dana. Normalnie dane nam jest to, co było przed chwilą w świadomości, dana nam jest przeszłość. Jeżeli ta przeszłość jest pusta, to i retencja ma tutaj szczególną postać, zatem my doświadczamy luki, przerwy w strumieniu świadomości. To jest postać doświadczenia nieświadomości. Doświadczanie nieświadomości pojęte jako luka, przerwa w strumieniu świadomości. I tylko tak rozumianej nieświadomości można doświadczyć.
Teraz (w naszym schemacie) jesteśmy na poziomie opisu. Jest pytanie, co my opisujemy i jak opisujemy? Opisujemy dzianie się strumienia świadomości i tego, jak doświadczamy przerwy czy luki i jak doświadczamy tak rozumianej jako przewa czy luka nieświadomości. To rozumienie nieświadomości jest czysto negatywnym rozumieniem nieświadomości. Ja doświadczam nie-świadomości, czyli braku świadomości, tego, że tam nic nie ma. Gdyby nie kategoria retencji i protencji, jak mówił Ingarden "żywej pamięci" to byśmy tego nie zanotowali. Ci, którzy tego nie chwycili mówili wyraźnie, tak jak Dryjski, że nie ma żadnego sposobu prostego dotarcia do nieświadomości. Można do niej dotrzeć tylko w sposób pośredni poprzez wnioskowanie. Stąd na tym poziomie pierwszym jest pytanie -a z czego wnioskując można dojść do nieświadomości, co jest w punkcie wyjścia tego wnioskowania? Punktem wyjścia (patrz schemat) bardzo różne dane mogą być punktem wyjścia. Dane dotyczące patologii funkcjonowania jednostki. Patologiczność jest tutaj ważna, bo można by było powątpiewać w poprawność tej czy ten rodowód kategorii nieświadomości czy ten sposób dotarcia nie rzutuje na punkt dojścia - to, że wychodzimy od patologii. Drugi obszar zjawisk to takie dziwne zjawiska jak hipnoza, telepatia, pismo automatyczne. Jak mając tego typu dane dochodzi się do nieświadomości? Dochodzi się na zasadzie wyjaśniania tego, co dane, ostatecznie formułując hipotezę nieświadomości. To jest dla sposobu dotarcie i statusu tego, co się mówi i jak się mówi rzecz niesłychanie ważna. Cała psychologia nieświadomości jest rozwinięciem hipotezy nieświadomości. Hipotezy, którą trzeba było sformułować żeby wyjaśnić coś z czym się spotkaliśmy. Jest tylko pytanie czy jest to najlepsza możliwa hipoteza? Czy te dane nie dadzą się wyjaśnić w kategoriach innych niż kategorie nieświadomości? Jeśli, teoretycznie rzecz biorąc, ten sam zestaw danych może być wyjaśniany w inny sposób niż przez odwołanie się do nieświadomości, to nasuwa się podejrzenie, że coś tu, po drodze, trzeba jeszcze przyjąć, żeby wyjaśniając iść w kierunku nieświadomości, a nie w innych, teoretycznie możliwych kierunkach. Trzeba przyjąć, jak tutaj widać wyraźnie w punkcie drugim, dwie rzeczy. One rzadko są expresis verbis ujmowane, najczęściej są założone między wierszami do odczytania czy do wydobycia przy rekonstrukcji, tak jak nam się udało to zrobić. Jedno to założenie o tym, że jednostka nie obejmuje swoją samowiedzą tego, co za tym, co wyjaśniamy, stoi, czyli mechanizmu tych czy to patologii, czy takich dziwnych zjawisk jak hipnoza i telepatia jednostka nie jest świadoma. Co więcej od razu się zakłada i to jest bardzo drażliwy punkt, że ta samowiedza, o którą tutaj chodzi ma postać świadomości. A drugie założenie, to założenie, że to zachowanie w swojej dziwności i patologiczności jest zachowaniem, którego nie da się wyjaśnić w sposób czysto fizjologiczny. Bo jednym ze sposobów wyjaśniania tych danych jest czysta fizjologia. A co takiego jest w tym zachowaniu, co nas odwodzi od rozmaitych wyjaśnień fizjologicznych i kieruje naszą uwagę w stronę wyjaśnień niefizjologicznych? Jest to niemechaniczność tych zachowań. Mimo, że patologiczne, mimo, że "dziwne" to nie-mechaniczne. Rys mechaniczności właściwy innym zjawiskom, innym fenomenom z obszaru zachowania czy patologii, w innych przypadkach nas nie naprowadza na kategorię nieświadomości, a tu rys niemachaniczności nas odwodzi od ujęć fizjologicznych i każe nam kierować uwagę na sprawę tego, co nie da się w kategoriach fenomenologicznych opisać.
Jak wygląda dokładnie, w takim fenomenologicznym opisie owa niemachaniczność tych zachowań? Na czym ta niemachaniczność polega? Czy to, na przykład, jest to, o czym mówił Ingarden, że ja w czyimś zachowaniu chwytam to życie psychiczne, które przez to zachowanie przeziera? Mówiąc o Ingardena teorii o bezpośrednim poznawaniu cudzych stanów psychicznych wspominałem, że zachowanie, mimika, gesty są przezroczyste dla życia psychicznego, które przez nie przeziera. Ta przezroczystość nie zatrzymuje na sobie uwagi, tylko kieruje nas w stronę, tego, co w niej jest dane. Czy to tak ta niemechaniczność jest nam dana czy jakoś inaczej? Rzecz jest to zupełnie podstawowa. Gdyby się bowiem okazało, że tę machaniczność, na przykład, tak można rozumieć, to byłoby to niesłychanie mocne potwierdzenie tego, jak to świadomość się obiektywizuje w zachowaniu. Jeszcze raz wrócę do tego, jak się świadomość obiektywizuje w zachowaniu, ewentualnie się obiektywizuje coś, co
prawda, świadome nie jest, ale jest na tym samym poziomie czy ma ten sam status, ten sam charakter, tę samą naturę. W tym całym wywodzie, w tym całym posuwaniu się, najbardziej krytycznym punktem jest to założenie, że ta samowiedza, której tutaj brak, ma charakter świadomości. Można by powiedzieć, że jednostka obejmuje swoją samowiedzą różne rzeczy, ale ta samowiedza nie ma postaci tylko świadomości, ona może mieć i inne postacie. Nie używamy terminu nieświadomość dla powiedzenia, że ktoś nie obejmuje swoją samowiedzą czegoś, ale samowiedzą w innej postaci(?).
Powiedziałem, że cała psychologia głębi jest jednym wielkim rozwinięciem hipotezy nieświadomości. Do jakiej świadomości dochodzi się w ramach formułowania tej hipotezy? Tu jest wyraźnie powiedziane: do nieświadomości rozumianej wyłącznie negatywnie, to znaczy ja mówię do nie-świadomości i tylko przeczę. Wydobywam tutaj to, że to coś, co mnie interesuje, nie jest objęte samowiedzą i pozostaje na poziomie negatywnego rozumienia. Nieświadomość to jest nie-świadomość i ja poza to negatywne ujęcie w ogóle nie wychodzę. Ale może być też tak, jak tu jest zaznaczone, że ja próbuję poza to negatywne rozumienie wyjść - po to by stwierdzić, że w tych swoich próbych jestem skazany na niepowodzenie, czyli muszę ostatecznie powiedzieć, że ja nie wiem jakiej natury jest nieświadomość. W związku z tym ja zawieszam odpowiedź na pytanie jakie jest to, co jest nieświadome? Jak pytam o to, jakie jest to co jest nieświadome, to daję wyraz temu, że próbuję poza to negatywne określenie wyjść. Jest nieświadome to znaczy jakie jest? Wiemy już, że nie czysto fizjologiczne. Teraz chcemy się dowiedzieć czegoś więcej. Mowimy: nie czysto fizjologiczne i nadal mówimy negatywnie. Niektórzy, po rozmaitych próbach, przyznają, że nie jesteśmy w stanie powiedzieć nic o naturze nieświadomości - i to jest ten agnostycyzm, kiedy ja nie wiem jakiej natury jest nieświadomość. Nie wiem czy fizjologicznej, czy psychicznej czy jakiejkolwiek innej. Były takie koncepcje, które chciały z nieświadomości zrobić pewien pierwiastek metafizyczny (np. koncepcja E. Hartmanna).
Ale są i tacy, którzy próbują na pytanie o naturę nieświadomości odpowiedzieć pozytawnie i dokonać pozytywnej charakterystyki nieświadomości. Okazuje się, że to mówienie pozytywne jest niesłychanie ważnym etapem w całym tym wywodzie. Gdy mówię o nieświadomości pozytywnie to tym samym włączam ją w szerszy kontekst i używam terminologii, która tego szerszego kontekstu dotyczy i tu jest teraz tylko konkretyzowana. Jeszcze raz wrócę do budowy tego terminu: nie-świadomość. Termin ten sugeruje, że jeśli coś jest nie-świadome to znaczy, iż są jakieś inne postacie, które nie zostają zanegowane czyli, że mamy świadomość i nieświadomość. A jeżeli coś jest albo świadome albo nieświadome to niezależnie od tego jakieś jest. Jakieś jest to coś, co może przyjmować te dwie postacie, w tych dwóch postaciach wystąpić i to jest włączenie nieświadomości w pewien szerszy kontekst. Ja odkrywam nieświadomość jako jedną z dwóch postaci czegoś szerszego. Nieświadomość jest jedną z postaci a świadomość jest drugą z postaci czegoś ogólniejszego. Jest teraz pytanie, czego? I świadomość i nieświadomość może być ujęta jako coś fizjologicznego. Cały czas jest ta możliwość choć ona psychologów oczywiście najmniej interesuje. Są takie koncepcje, które terminem nadrzędnym w stosunku do świadome i nieświadome czyniły termin fizjologiczne. Świadomość i nieświadomość jawiły się jako dwie różne postacie tego, co fizjologiczne, oczywiście nie wszystkiego, co fizjologiczne tylko pewnych momentów, bo tego, co czysto fizjologiczne w ogóle w kategoriach nieświadomości nie należy ujmować.
Inny możliwy kontekst to był kontekst duszy. Ten termin musiał wrócić, bo był potrzebny do tego żeby wznieść się ponad to rozróżnienie: świadomość, nieświadomość. To był dobry termin dla określenia tego czegoś nadrzędnego, przy czym nie koniecznie użycie tego terminu było równoznaczne z powrotem do tradycyjnie sustancjalnie rozumianej duszy. Ale sam termin okazał się przydatny. Tak samo przydatny okazał się tutaj termin duchowy - zjawska duchowe.
Jeszcze inny taki termin, która się pojawił to jest termin doznanie, które mogło być albo świadome albo nieświadome. Skąd ja jednak wezmę treść, którą włożę w te teminy. Bo jak mówię fizjologiczny to wiem, co mam na myśli, mówię duszny, co prawda odżegnuję się od tradycji, ale nie widzę problemu z dookreśleniem, co to tutaj znaczy. Natomiast jak mówię o doznaniach, a mówi się o świadomych i bezwiednych doznaniach, no to się pojawia pytanie o to, cóż to jest to doznanie, które może być bezwiedne albo wiedne.
Najciekawszy z tych kontekstów to jest kontekst regulacji zachowania. Nadrzędnym terminem jest to, co reguluje zachowanie albo regulatory zachowania, które mogą być albo świadome albo nieświadome. Należało oczekiwać, że to się musiało pojawić, bo trzeba zwrócić uwagę jakie były dane wyjściowe: patologia funkcjonowanie jednostki, hipnoza, telepatia, które mają oczywiście swoje behawioralne strony. Oprócz najważniejszych spraw np. tego, jak zdefiniować regulator zachowania, teraz pojawi się wraz z tym terminem i z tym kontekstem najciekawszy wątek, mianowicie wątek regulacyjnych funkcji nieświadomości. Wątek funkcjonalnego ujęcia nieświadomości. I już teraz zaczynam się domyślać, że budując model nieświadomości, definiując nieświadomość, prawdopodobnie będę skazany na model funkcjonalny, bo dane, które są to są dane behawioralne. Ja wyjaśniam zachowanie, w ramach wyjaśniania dochodzę do nieświadomości i ją tutaj ujmuję funkcjonalnie, a więc będę ją definiował funkcjonalnie, będę ją funkcjonalnie charakteryzował, będę ją według jej funkcji klasyfikował. Będę budował funkcjonalny model. Nasuwa się pytanie czy funkcjonalny czy przestrzenny - na początku była mowa, że termin psychologia głębi sugeruje, że model ten będzie modelem topicznym, modelem przestrzennym. Topicznym czy funkcjonalnym? Może być tak, że kategorie przestrzenne w modelu posłużą do charakterystyki funkcjonalnej. Przy pomocy relacji przestrzennych zdam sprawę z tego, co nieprzestrzenne, mianowicie z funkcjonowania nieświadomości oczywiście cały czas przez negację jej realcji do funkcjonowania świadomości(?). To jeszcze nie koniec tych rozmaitych możliwości. Tu jest wyraźnie pokazane, że ja budując model mogę mieć, w punkcie wyjścia, rozmaite dane do tego modelu. To są dane dotyczące dziania się strumienia świadomości. Jakie to są dane, od których wychodzę i jaki jest kierunek posuwania się?
DALSZA PREZENTACJA PSYCHOLOGII NIEŚWIADOMOŚCI
Przytoczę fragment z Ingardena, który ma pokazać, że można dotrzeć do nieświadomości na drodze pewnego typu doświadczenia, tyle, że do nieświadomości bardzo specyficznie rozumianej - jest to fragment z drugiego tomu "Sporu o istnienie świata". W ramach tego sporu Ingarden kreśli obraz świadomości tak jak się ona wyłania, czy tak jak ona się jawi fenomenologom. Aktualne przeżycie wówczas (to znaczy gdy mamy do czynienia z dzianiem się strumienia świadomości po przerwie) charakterystycznie różni się od przeżycia "normalnego": jest dalszym ciągiem, dlatego, że w nim, jak w każdym przeżyciu, występuje ów moment żywej pamięci (zwanej inaczej retencją), ale nie jest dalszym ciągiem niczego wyraźnie określonego, albowiem bezpośrednio przedtem była pustka, bezwzględna cisza świadomościowa: Z "niepamięci" przechodząc zaczynamy na nowo żyć świadomie. To najpierwotniejsza postać doświadczenia luki (przerwy) w toku przeżyć świadomych (Ingarden, 1961, s.494). Mamy zatem rzeczywiście wyraźnie pokazane to, że dzięki natknięciu się na szczególną postać retencji, można dotrzeć do nieświadomości doświadczanej, a nie tylko wnioskować o niej. Dotrzeć do nieświadomości rozumianej jako przerwa czy luka. To naprowadziło nas na wyeksponowanie negatywności określonej świadomości, do pytania, czy o nieświadomości da się powiedzieć coś pozywtanie.
Mówiliśmy o tym, jak się dochodzi do nieświadomości. Bardziej interesowało nas to dojście, które jest wnioskowaniem z pewnych obiektywnych danych, danych behawioralnych. Interesowały nas typy tych danych (???). Istotne jest to jak jawi się nam zachowanie, dla wyjaśnienia którego potrzebujemy hipotezy nieświadomości. Potem mówiłem, co oprócz tych danych, dla wyjaśnienia jest jeszcze potrzebne, by do dojść hipotezy nieświadomości - mianowicie teza o nieobjęciu samowiedzą mechanizmów dziejącego się właśnie zachowania i tan sensowny charakter zachowania, które ma być wyjaśniane. Gdy my dochodzimy do hipotezy nieświadomości pojawia się pytanie, co o tej nieświadomości, w ramach rozwijania owej hipotezy możemy powiedzieć. Mówiłem o trzech stanowiskach - o negatywnym rozumieniu (agnostycyzm) i pozytywnej charakterystyce, która stwarza problem w kategorii nadrzędnej dla kategorii świadomości i nieświadomości. Jeśli mamy coś pozytywnie o nieświadomości powiedzieć to musimy mieć jakąś kategorię nadrzędną, której nieświadomość jawi się tylko pewnym szczególnym przypadkiem, powiedziałbym, na tym samym poziomie szczegółowości rozwijanym jak przypadek świadomości. Najbardziej interesujące dla nas charakterystyki pozytywne to są charakterystyki funkcjonalne, nas na nie zresztą naprowadza cały ten tryb wyjaśniania zachowania. Powiedziałem ostatecznie, że w takim razie będziemy mieli przestrzenne modele świadomości, które przy pomocy kategorii przestrzennych będą charakteryzowały funkcjonowanie nieświadomości.
Teraz interesuje nas ten dwojaki kierunek posuwania się. (Na schemacie punkt 2.3.2) Posuwanie się może być tutaj dwojakie, chodzi o to czy:
- idziemy od świadomości i nieświadomości ku czemuś nadrzędnemu
- mamy najpierw kategorią nadrzędną i ją potem konkretyzujemy (w pierwszym przypadku mieliśmy do czynienia z typem odwrotnym - mając kategorie podrzędne, uogólniając to, co jest im wspólne zakończyliśmy na kategorii nadrzędnej).
W pierwszym przypadku ważne jest to, że nasz model opiera się w istotny sposób na danych świadomościowych. Jeśli ja uogólniam to, co na poziomie świadomości i nieświadomości mam dane, a mam dane to, co wiem o świadomości, bo nieświadomość jest na razie tylko zaprzeczeniem, to buduję model nieświadomości, tego czegoś nadrzędnego w oparciu o to, co wiem o świadomości. Zakłada się, że nieświadomość jest taka sama jak świadomość tylko tyle, że nieświadoma. To znaczy poza tym, że coś nam nie jest dane jest, nie będąc dane, takie samo jak to, co nam jest dane w swych rozmaitych właściwościach. Dryjski wyraźnie mówi (dalej przytoczę fragment), że nie ma żadnych powodów dla których nie mielibyśmy w obrębie nieświadomości wyróżnić percepcji, motywacji, emocji, myślenia. Takich właśnie klasyfikacji w obrębie nieświadomości możemy dokonać dlatego, że nieświadomość, poza tym, że jest nieświadoma, jest taka sama jak świadomość. Te same charakterystyki, które w obrębie świadomości pozwalają nam wyróżnić typy przeżyć świadomych, pozwalają wyróżnić odpowiednie typy przeżyć nieświadomych. Nasuwa się jednak pytanie czy to jest możliwe? Czy takie uogólnienie jest możliwe? W oparciu o to ja przyjmuję takie założenie, że nieświadomość jest taka sama jak świadomość, tyle, że nieświadoma? Jeśli świadomości jest właściwy rys intencyjności, to niezależnie od tego, że ja tę intencyjność stwierdzam, konstatuję w doświadczeniu wewnętrznym, mogę powiedzieć, że nieświadomość też jest intencyjna, tylko ja tej intencyjności nie mam danej. Wydobywymy tylko te charakterystyki, o których nas doświadczenie wewnętrzne na temat świadomości informuje i je jakoś uogólnia.
Drugi kierunek posuwania się jest taki, że mam jakąś kategorię nadrzędną np. doznanie, cerebracja (to jest kategoria fizjologiczna). Podawałem też przykład kategorii funkcjonalnych - tak to się historycznie kształtowało, że nieświadomość jawiła się jako domniemany regulator pewnego typu zachowania. Zatem ta regulacyjna funkcja to było to, co miało charakteryzować, jako coś nadrzędnego, kategorię świadomości i nieświadomości. Świadomość i nieświadomość jawią się teraz jako dwie możliwe postacie rozmaitych regulatorów zachowania.
Jest teraz pytanie: na jakiej podstawie w obrębie tego, co nadrzędne, na przykład, regulatorów zachowania, rozróżnia się teraz dwie postacie? Jakie jest kryterium podziału? Jak się bada praktykę w tym zakresie?
Stwierdza się (na najniższym poziomie schematu) dwa możliwe sposoby radzenia sobie psychologów z podstawowymi kwestiami: definicją świadomości i nieświadomości i kryterium. Jeden sposób jest taki, że kryterium nieświadomości i świadomości jest zawarte w definicji. W drugim przypadku kryterium to jest sformułowane poza definicją i oczywiście jakoś ma się do tej definicji - powinno być ono wyprowadzalne z określenia. Obydwa te przypadki są dla nas z istotnych względóm merytorycznych ciekawe.
Drugi przypadek rodzi podstawowe pytanie o przejście od definicji do kryterium. Psychologowie rzadko sobie uświadamiali wagę tego pytania i rzadko udzielali na nie oficjalnej odpowiedzi. Jak od tradycyjnego określenia świadomości przejść do behawioralnych kreteriów świadomości? Jak od tego, że świadomość to jest to, co dane w doświadczeniu wewnętrznym, przejść do tego jak świadomość się ujawnia w zachowaniu? To przejście nie jest wcale takie proste - na szczęście mamy za sobą rozważania o obiektywizowaniu się świadomości. Natomiast drugi sposób, wydaje się ciekawszy i bardziej owocny, bo przecież omijający ten podstawowy, przed chwilą sformułowany, problem, ma jednak poważne mankamenty. Ten sposób połączenia definicji i kryterium jest równoznaczny opreacyjnym definicjom świadomości. I oczywiście "grzeszy" wszystkimi "grzechami" jakie są właściwe dla operacjonizmu.
Operacjonizm pojawi w szczegółach się przy omawianiu behawioryzmu. Powstał w latach 30-tych poza psychologią, a nawet poza filozofią nauki, bo na terenie rozważań na temat fizyki i sposobu jej uprawiania. Został uogólniony i stał się pewną filozofią nauki, pierwotnie pewną propozycją definiowania, potem ogólniejszą filozofią nauki. Z racji kłopotów jakie mają psychologowie został przez nich bardzo szybko zauważony, był bardzo mocno wykorzystywany. Niektórzy psychologowie tej miary, co Tolman mieli taki "ciemny" okres w swoim rozwoju, jak okres operacjonistyczny, nie dostrzgali istotnych mankamentów operacjonizmu. O tych mankamentach będzie mowa osobno w swoim czasie. Tu doświadczamy podstawowego dla operacjonizmu pytania. Jeśli kryterium połączone z definicją jest operacyjnym sposobem definiowania świadomości, a tych kryteriów jest wiele, to znaczy jest wiele definicji to jest pytanie: jednej świadomości czy jak należy (?) z operacjonizmu tyle świadomości ile jest kryteriów, ile jest definicji. To jest, poza innymi istotnymi trudnościami, jeszcze bardziej na zapleczu tkwiącymi otologicznymi i epistemologicznymi założeniami operacjonalizmu istotna trudność. Mielibyśmy zatem do czyninienia nie z jedną nieświadomością jako obiektem badania tylko tyloma nieświadomościami ile było definicji, ile było kryteriów. Jest pytanie na jakiej zasadzie ustala się takie kryterium.
Na tym kończy się prezentacja schematu.
Przybliżę jeszcze to wszystko przez cytaty z Dryjskiego - skonkretyzują one to bardzo abstrakcyjne prezentowanie podstawowych idei psychologii nieświadomości.
Zacznę od tezy o sposobie dotarcia, a także o tym, czy świadomość istnieje realnie czy też jest tylko konstruktem. Dryjski pisał tak: bezpośredniego dowodu istnienia uczuć nieświadomych (to, że akurat o uczucia chodzi to niej jest istotne) nie posiadamy, wnioskujemy więc o nich z zachowań się jednostki, reakcji organicznych itp, rzeczy. A teraz inny fragment: Hipoteza kryptopsychiki (kryptopsychika to termin na psychologię głębi) wypływa z wrodzonej naszemu umysłowi potrzeby szukania ciągłości w zjawiskach obserwowanych (to taka bardzo ładna psychologiczna przesłanka hipotezy nieświadomości - pewien nawyk myślenia), a ze strony rzeczowej (to jest druga, nie taka psychologiczna lecz rzeczowa argumentacja) opiera się na interpretacji różnych faktów psychologii normalnej, patologicznej i parapsychologii (Dryjski str.139). Powstaje tu pewien nawyk - proszę sobie w tym kontekście przypomnieć ekstrapolację i pewne fakty, które wymagają wyjaśnienia. I bezpośrednio dalej pisał Dryjski tak: Wszystkie zjawiska fizykochemiczne, zachodzące w świacie materialnym, tworzą nieprzerwany łańcuch przyczyn i skutków, to też n a r z u c a się
wprost (znowu widać psychologiczny moment) przypuszczenie, że stosunki analogiczne powinny panować i w sferze ducha (Dryjski, str.139). A ile jest warte takie "narzucanie się" jako pewien argument? Dalej pisze: Na jakąś psychikę utajoną wskazują przede wszystkim różnego typu reakcje bezwiedne (jest to termin, przy pomocy którego mówi się o nieświadomości, nie używając terminu nieświadomość) posiadające ze stanowiska przedmiotowego cechy działania o początkowaniu psychicznem (Dryjski str.140). Nam, zewnętrznym obserwatorom, którzy traktujemy reakcje te, jako coś zewnętrznego wobec nas, przedmiot wobec nas zewnętrzny, jawią się nam jako zachowania, które mają początek w czymś, co psychiczne. A cóż takiego w nich jest, że jawią się nam właśnie tak? Mówiłem już jak to przeziera tkwiąca za nimi psychika. Wprost pisał Dryjski następująco: Psychopatologia współczesna posiada olbrzymią ilość faktów, których należyte zrozumienie wymaga hipotezy podświadomości (Dryjski, str.141). Tu jeden termin, który może budzić wątpliwości to termin rozumienie. Czy nie jest tak właśnie, że my dokonujemy jakiejś hermeneutyki zachowania dopatrując się za nim nieświadomości? Dryjski pisze tak: w początkowym okresie rozwoju ontogenetycznego świadomość według wszelkiego prawdopodobieństwa jeszcze nie istnieje. Skąd bierze się ona, jeśli nie było jej na początku nawet w jakiejś postaci elementarnej? (Dryjski, str. 139) W wyniku analiz genetycznych i rozwojowych pojawia się tu interesujący w dochodzeniu do nieświadomości moment. Wskazuję na to dlatego, że u Pangratza w klasyfikacji rozmaitych ujęć jest także podział na świadomość ontogenetyczną i filogenetyczną. Proszę sobie przypomieć jakie interesujące rozważania związane z ujęciem genetycznym prowadziliśmy, gdy była mowa o intencyjności w przedrefleksyjnych stadiach rozwoju świadomości, gdy mówiliśmy o intencyjności poruszania się w świacie i czucia w świecie.
Dalej pisał Dryjski, że: Nie ma racji psychologicznej, która sklaniałaby nas do wyeliminowania z podświadomości jakiegokolwiek elementu ustalonego przez psychologię tradycyjną dla przeżyć świadomych (Dryjski, str. 246). To jest stwierdzenie negatywne. Nie mamy podstaw by odrzucić na przykład nieświadomą motywację czy nieświadomą percepcję. Wszystkie nasze sądy o faktycznych elementach kryptopsychiki są prawdopodobnie tylko nieudolną próbą wyobrażenia sobie tego, co się tam dzieje. To jest bardzo ładny termin, który ma zdać sprawę z modelowości całej tej roboty - nieudolna próba wyobrażenia sobie tego, co się tam dzieje. Innymi słowy, (a teraz pojawia się już precyzyjna terminologia z zakresu współczesnej metodologii nauki) wszelkie wypowiedzenia w tej materii należy uważać za k o n s t r u k c j e, wymyślone w celu wyjaśnienia pewnych faktów. Tok rozumowania w danym przypadku jest następujący: skoro przypuścimy, że istnieją podświadome wrażenia, wyobrażenia, uczucia, chcenia; jeśli przypiszemy im określone właściwości i uzależnimy od takich samych praw, jakie rządzą procesami świadomymi, to przejawy uwarunkowane owymi przebiegami podświadomości, staną się dla nas równie zrozumiałe, jak każdy inny fakt doświadczenie osobistego. Konstrukcje, o których mowa, posiadają tylko wtedy wartość, jeżeli tłumaczą nam dostatecznie jasno fakty (...) (Dryjski, str.246-247). Na końcu jest, co prawda bez terminologii używanej dzisiaj, wprowadzona zasada ekonomii myślenia.
Powiedziałem, że psychologowie się zastanawiali nad tym, jaka jest natura nieświadomości. Nas oczywiście interesują przede wszystkim te argumenty, które śmiały przekonać o psychicznej naturze nieświadomości, a nie o jej naturze fizjologicznej. I Dryjski pisał: Ponieważ procesy te (tu miał na myśli ślady przeżyć minonych, które traktował jako procesy) nie są odgrodzone od pracy psychicznej, odbywającej się na progu świadomości, co jest rzeczą oczywistą ze względu na ruchomość tego progu; ponieważ wplątują się one w tkankę przeżyć świadomych, dopełniają je, warunkują i określają - rola ich w życiu duchowym nie różni się od funkcji procesów świadomości. jeżeli jednak rola jaką odgrywają, jest taka sama, to powinny posiadać one jednakową przyrodę (czyli naturę). Nie możemy przecież uważać jednolitego procesu duchowego za swojego rodzaju mozaikę, złożoną z psychicznych i fizjologicznych skladników. (...) jednorodność procesów zachodzących wyżej i niżej progu świadomości, staje się oczywista. Przebiegi podprogowe, czyli nieświadome, muszą posiadać naturę psychiczną, gdyż między nimi a procesami świadomymi nie można ustalić jakiejś linii demarkacyjnej - tworzą one zamknięte koło, w którym jedne z nich przeistaczają się ustawicznie w drugie. Idea zaś, że w momencie przenikania procesów fizjologicznych w pole świadomości dołącza do nich pierwiastek psychiczny, jest mniej zrozumiała, niż koncepcja nieświadomych procesów duchowych (Dryjski, str.148-149). Aż trzy rzeczy wymagają tutaj podkreślenia. Po pierwsze trzeba zwrócić uwagę na taką kategorię nadrzędną jaką są procesy duchowe - są procesy duchowe, świadome i nieświadome. Jest podstawowy moment wnioskowania z funkcji o naturze. Jeśli funkcja jest taka sama jak funkcja procesów psychicznych to i natura musi być taka sama. Jest pytanie czy to rozumowanie jest zasadne - będę o tym mówił przy okazji omawiania funkcjonalizmu - jakie są możliwości wnioskowania jednoznacznego czy też niejednoznacznego z funkcji o naturze. I nareszcie, jeszcze wyraźniej niż w cytacie poprzednim, pojawiła się zasada ekonomii myślenia. Chodzi o to, że inne alternatywy niż alternatywa postaci (?) nieświadomności są mniej zrozumiałe niż koncepcja nieświadomych procesów (?).
A teraz dwa fragmenty, które pokażą to, jak czasami nieoficjalnie przyjmowano szersze niż świadomościowe rozumienie psychiczności. To jest ważne dla tego jaki był kierunek posuwania się i jaka była ta kategoria nadrzędna. Dryjski pisał: terminu "świadomość" używa się w ogóle dwuznacznie: raz żeby p o d k r e ś l i ć t y l k o
w e w n ę t r z n e występowanie pewnych doznań i t.p., innym znowu razem dla oznaczenia s a m o w i e d z y, czyli wyraźnie zwróconej ku tym przeżyciom uwagi. Ten ostatni rodzaj świadomości jest jednak wyższą, bardziej złożoną syntezą ps. (psychiczną), każącą domyślać się już ideii jaźni, wobec czego nie można jej uważać za świadomość wszelkich w ogóle postaci (Dryjski, str. 220). Widzimy dwa różne rozumienia świadomości: raz szersze, to, które może być punktem wyjścia dla ideii nieświadomości, innym razem węższe zakładające idee jaźni, która spostrzega to, co się w niej dzieje. Drugi fragment dopowiada pewne rzeczy. Rozumowanie tego typu, że ponieważ jedyną cechą wyrażającą specyficzną przyrodę zjawisk duchowych, jest świadomość, wobec czego te przebiegi, które są jej pozbawione muszą posiadać naturę fizjologiczną, a nie psychiczną. Rozumowanie to - mówi Dryjski - nie jest poprawne - stanowi błąd znany pod nazwą petitio principii. Skoro bowiem negujemy istnienie bezwiednych procesów duchowych, zakładając naprzód, że jedyną cechą istotną, warunkiem sine qua non psychiki jest świadomość, popełniamy circulus in demonstrando, gdyż rolę dowodu odgrywa tutaj twierdzenie, którego prawomocność powinna być uzasadniona. Z formalno-logicznego punktu widzenia idea nieświadomego życia duszy nie zawiera w sobie żadnej sprzecznośći. Należy tylko wykazać, że przyjęciu jej nie stoi na przeszkodzie fizjologia i psychologia (Dryjski, str.149). Tu z całą ostrością
pojawiła się sprawa tego terminu nadrzędnego i tego, jakie jest rozumienie świadomości. Chodzi o to, żeby ten zwrot nieświadome procesy psychiczne nie był wewnętrznie sprzecznym zwrotem. Nie jest wewnętrznie sprzeczny, gdy psychiczny znaczy coś więcej niż świadomy, to znaczy jak to się tutaj jeszcze raz pojawiło: duchowy.
Na zakończenie szesnaście znaczeń nieświadomości zrekonstruowanych w 1942 roku przez Millera. Chcę tu pokazać istotne problemy dotyczące definicji i kryterium (ostatni poziom schematu). Rejestr ten jest bardzo różnorodny w swych poszczególnych punktach, jest też nieprzypadkowo ułożony, trzeba więc zwrócić uwagę na kolejność pojawiania się rozmaitych znaczeń.
Zestawienie to wygląda następująco:
- nieświadomy - nieożywiony - jest to rozumienie bardzo szerokie, unbewusst znaczy tutaj nichtbewusst (jest to kolejny przykład tego jak to un- może być różnie mocne - tu jest najmocniejsze, nie-świadomy znaczy nieożywiony),
- nieświadomy - nieprzytomny - na przykład znajdujący się w stanie comy, hipnozy, ale co intresujące, to to, że w pierwszym i drugim przypadku pojawia się od raz obok tego rozuminia kryterium - w pierwszym przypadku takim kryterium świadomości lub nieświadomości
było reagowanie bądź niereagowanie na bodźce, w drugim przypadku jest obniżona reaktywność, obniżona wrażliwość na bodźce. Proszę zwrócić uwagę na stopnie nieświadomości - tu jeśli weźmiemy pod uwagę kryteria, to mamy płynne przejścia od jednego do drugiego rozumienia, od jednej do drugiej nieświadomości,
- nieświadomy - niepsychiczny - rozumienie to niesie pytanie: nie-psychiczny, to znaczy jaki?
- nieświadomy - nierozróżniejący i nierozróżniany - na przykład nierozróżnione bodźce nazwiemy nieświadomymi (podmiot nie jest ich świadomy), właśnie ich nieświadomy podmiot, a więc nierozróżniający jest nieświadomy, one są podmiotowi nie świadome, a podmiot jest ich nieświadomy,
- nieświadomy - powstały na drodze warunkowania - pojawia się tu mówienie o nieświadomości w kategoriach jej genezy, nieświadome jest to, co powstało w ten, a w ten sposób, co jest efektem procesu warunkowania, na przykład w sensie Pawłowowskim,
- nieświadomy - nieodczuty - w sensie bodźca podprogowego, takim kryterium tutaj może być, na przykład, zapis elektroencefalograficzny,
- nieświadomy - niezauważony - tu można wrócić do tego znaczenia, że świadomy to będący w centrum pola świadomości, jasno i wyraźnie uświadomiony, a wszystko, co poza centrum pola świadomości, na którym koncentruje się uwaga, jest w tym sensie nieświadome,
- nieświadomy - nie objęty wglądem w sensie psychologii postaci - tu widać związek świadomości z działalnością intelektualną (wgląd jest bowiem pewnym typem aktywności intelektualnej),
- nieświadomy - zapomniany albo nie przypomniany - tu widać związek nieświadomości z pamięcią,
- nieświadomy - instynktowny - nie wyuczony, nabyty dziedzicznie - tu znowu jest geneza, jest to analogiczne, aczkolwiek inne rozumienie, z tym, które wiązało nieświadomość z procesem warunkowania,
- nieświadomy - taki, ktorego sensu czy znaczenia nie chwyciliśmy, nieświadomy - niezamierzony, mimowolny,
- nieświadomy - nieprzekazywalny werbalnie - niemożliwy do zakomunikowania, kryterium świadomości i nieświadomości, które wiąże świadomość z mową,
- nieświadomy - przeoczony, niezauważony - w tym sensie są nieświadome np. Freudowskie czynności pomyłkowe, ktoś przeoczył to, że popełnił jakąś pomyłkę,
- nieświadomy - stłumiony w sensie psychoanalitycznym - zepchnięty do podświadomości,
- nieświadomy - wewnętrznie nie spostrzeżony, nie poddany reflesji.
Trzeba tu zwrócić uwagę na to, jak różne były te nadrzędne terminy, którymi tutaj operowano. O jak różnych przedmiotach orzekany był epeitet nieświadomy - o zachowaniu, o zachowującej się jednostce, o przedmiocie jej zachowania czy jej percepcji, o rozmaitych postaciach jej aktywności. Trzeba też zwrócić uwagę na takie rozumienia, obok których, jako coś różnego, pojawia się kryterium (np. dwa pierwsze), ale także takie rozumienia, w których zawarte jest kryterium - jak mówię nieświadome jest, to, co powstałe w drodze warunkowania, to ja w definicji nieświadomości zawieram od razu kryterium. Jak się chcę przekonać czy coś jest świadome czy nieświadome to sprawdzam na jakiej drodze powstało - uwarunkowane czy też oddziedziczone (jak to było w innym rozumieniu).
(???)
Czytałem Dryjskiego fragment mówiący o tym, że należy wyróżnić elementy nieświadomości np. percepcje, wrażenia, emocje, motywacje. Nawiązywało to, do tego, co pojawia się u Pangratza że klasyfikacja koncepcji nieświadomości, w których jedne podkreślały te nieświadome procesy wolicjonalne, a inne nieświadome procesy poznawcze. Pongratz mówi, że jest nieświadmomość poznawcza i nieświadomość wolicjonalna. Wszystko, co jest w psychologii nieświadomości ponad to, co zostało powiedziane, jest w stosunku do tego wtórne.
PREZENTACJA KONCEPCJI BEHAWIORYSTYCZNEJ - VIII
Na początku, tak jak to było w wypadku psychologii świadomości, trzeba ustalić pewien schemat. Na planie dalszym zostaną tutaj okoliczności pojawienia się behawioryzmu. Są one interesujące dla historyka, ale interesujące nie przez swoją anegdotyczność, lecz także przez to, że badając je natrafia się na istotne problemy merytoryczne. Na przykład, gdybym się zajmował okolicznościami powstania behawioryzmu, to nie mógłbym pominąć wynikłej z ruchu Darwinowskiego psychologii zwierząt i dwóch ścierających się tendencji: antropomorfizujących i im przeciwnych. W pewnym momencie wprowadziłbym sformułowane przez Morgana zasady, w oparciu o które można by było domyślać się życia psychicznego u zwierząt. Wprowadziłbym tutaj także rozważania związane z teorią tropizmu Jecka Loeba. Tropizm, jako domniemany mechanizm funkcjonowania mechanizmów żywych, nasuwa bardziej generalne pytanie o to, jak w ogóle z aktywnością organizmów żywych sobie radzić, jakie mechanizmy tam domniemywać. Gdybym się tym zajmował musiałbym też wprowadzić rozważania dotyczące roli tradycji fizjologii rosyjskiej dla pojawienia się ruchu behawiorystycznego. Ale wszystko to jest tutaj dla nas nieinteresujące. Bardziej interesujące jest to ujęcie Kantora, które z behawioryzmu Watsona czyni tylko pewien drobny fragment dziejów myśli psychologicznej. Całe te dzieje chcę traktować jako próby zrobienia z psychologii nauki. Mówiłem już, że w związku z takim ujęciem, trzeba w myśli psychologicznej odróżniać te okresy, w których psychologia była nauką, od tych, w których nauką nie była i anlogicznie dzielić dzieje innych nauk np. w chemii wykrywając okres alchemiczny i chemiczny, w astronomii oddzielając okres astrologiczny od astronomicznego. Całe dzieje psychologii dają się ująć w relacji do behawioryzmu np. cały okres średniowieczny Kantor traktuje jako antybehawioryzm. Jest w tej behawiorystyczności coś, co przybierało w myśli psychologicznej rozmaite postacie.
Natomiast nas interesują najbardziej podstawowe przesądzenia ontologiczne i epistemologiczne, które stanowią przesłanki behawioryzmu. Takich przesłanek należy dopatrywać się w Kartezjanizmie. Kartezjanizm zaważył na myśli psychologicznej, także na behawioryzmie przez dualizm rzeczy rozciągłej i rzeczy myślącej. Psychologia świadomości zajęła się rzeczą myślącą, a behawioryzm zajął się rzeczą rozciągłą. Ale i za jednym i za drugim stoi dualizm. Jest tylko pytanie - jaki może być behawioryzm, za którym dualizm nie stoi? Czy dualizm w sposób konieczny związany jest z behawioryzmem? Albo czy behawioryzm jest w sposób konieczny związany z dualizmem? Tu docieramy do takiej charakterystyki behawioryzmu, która abstrahuje od okoliczności natomiast traktuje behawioryzm jako pewien system, który da się przez wymienienie rozmaitych "-izmów" scharakteryzować. Sam rejestr tych "-izmów" (różne są te rejestry "-izmów" przy okazji charakterystyki behawioryzmu) nie przesądza ani kolejności poszczególnych składników, ani wzajemnych ich związków.
Kartezjanizm zaważył na pojawieniu się bahawioryzmu nie tylko przez dualizm ontologiczny, ale także przez swoją metodologię. To znaczy, że to samo, co zaważyło na tym, jaka była klasyczna psychologia świadomości zaważyło też na tym, jaki był behawioryzm Watsona. Mam tu na myśli ten wymóg jasnego i wyraźnego sposobu dania - to owa mathesis universalis, o której już była wcześniej mowa. Ta metodologia, która miała matematykę za ideał nauki zaważyła tutaj na sposobie uprawiania myśli psychologicznej.
Jest jeszcze jeden moment, który należy wiązać bardziej z Kantyzmem niż z Kartezjanizmem. Mam na myśli coś, co Ingarden nazywał epistemologizacją pytań ontologicznych (o istotę rzeczy). Historycy pokazali, i to właśnie miał na myśli Ingarden, w jaki to sposób przed pytania o ontologiczną naturę rzeczy, zaczęto wysuwać, w wyniku tego, co się działo w myśli nowożytnej od Kartezjusza poczynając przez Kanta, pytania epistemologiczne o możliwość poznania rzeczy. Teoria poznania została poprzedzona przez krytykę poznania. Kant wprowadził rozróżnienie na rzecz dla nas i fenomen (rzecz samą w sobie). Dotarcie do rzeczy samej w sobie jest niemożliwe, my poruszamy się w świecie fenomenów. Stąd przesądzenia o niemożliwości dortarcia do natury rzeczy, stąd Kantowski agnostycyzm.
Gdy się mówi o behawioryzmie to się wiąże go, oczywiście pośrednio, z XIX-to wiecznym pozytywizmem Comte'a. Przypomina się jego zarzuty na temat introspekcji. Comte mówił, że nie można iść ulicą i równocześnie patrzeć przez okno na siebie idącego ulicą. To obrazowe sformułowanie miało pokazać niemożliwość introspekcji.
Trzeba wiązać behawioryzm z pierwszym pozytywizmem Comte'a z naciskiem na kwestie metodologiczne, ponadto z drugim pozytywizmem obydwu Millów i wreszcie ze specyficzną, amerykańską wersją pozytywizmu zwaną pragmatyzmem. Mowa tu o pragmatyzmie Jamesa, ale przede wszystkim Peirce'a. Mam na myśli nie tyle wątki ideologiczne, co pragmatyzm jako szczególną teorię poznania. Wiązała się ona z określonym kryterium prawdziwości, kryterium tym była oczywiście skuteczność, ale także z tym, jak ustalać znaczenie słów, którymi się posługujemy. Peirce, w tekście dotyczącym właśnie kwestii znaczeń, zapoczątkował operacjonizm, który - dla wielu badaczy - jets bardzo mocno związany z behawioryzmem.
Znowu widać, że teraz abstrahujemy od okoliczności, bo James i Peirce to przełom wieku XIX-tego i XX-tego, a początek wieku XX-tego to słynny manifest Watsona. Nas interesują nie te okoliczności tylko owe przesłanki takich czy innych "-izmów", które będą się z tym behawioryzmem wiązać. Rekonstruując te przesłanki trzeba cofnąć się do podstawowych rozstrzygnięć ontologicznych, epistemologicznych i w konsekwencji metodologicznych. Będziemy tego wszędzie szukać i to wyławiać, po to, aby zapytać, w jakiego typu związkach pozostają z tymi rozstrzygnięciami rozmaite bahawioryzmy. Behawioryzm występował w rozmaitych wersjach, jest więc pytanie, o to wszystko, co tym rozmaitym wersjom było wspólne, żeby dopatrzeć się tego, co w behawioryzmie rozmaitego typu behawiorystyczne, aby ustalić tu pewien kanon. Dla tego kanonu szukać przesłanek ontologicznych, epistemologicznych, a potem pytać skąd się biorą różnice, jak mogą być duże i czego mogą dotyczyć, jaki może być zakres zmienności czy różnorodności behawioryzmu.
Behawioryzm miał, ale nie tak jak w cześniej sugerował to Kantor, swoje wersje logiczne, mówi się, na przykład, o behawioryzmie logicznym. Behawioryzm jawi się tu jako pewna filozofia umysłu, a zatem trzeba szukać behawioryzmów nie tylko w psychologii, ale także gdzie indziej, w obaszarach w istotny sposób powiązanych z psychologią.
Gdy chodzi o dalszą prezentację schematu, który tutaj będzie realizowany, to oczywiście idziemy od tej historycznie pierwszej wersji behawioryzmu, czyli behawioryzmu Watsona. Pojawi się on dla nas jako klasyczna postać behawioryzmu radykalnego. Musimy tutaj wprowadzić pewną terminologię. Rzecz jest nieobojętna dlatego, że terminologia, którą się tutaj posługują historycy czy metateoretycy psychologii, jest dosyć dowolna. Na przykład, Skinner dla jednych jest behawiorystą radykalnym i dla wielu psychologów behawioryzm to właściwie bahawioryzm radykalny. Jednak sam epitet radykalny sygnalizuje, że obok behawioryzmu radykalnego są jeszcze inne behawioryzmy. Ten sam Skinner jest traktowany przez innych jako neobehawiorysta. My będziemy rozumieli sam behawioryzm bardzo szeroko. Generalnie podzielimy go na behawioryzm radykalny (oczywiście będziemy pokazywali na czym polega radykalizm) i neobehawioryzm. Behawioryzm radykalny będziemy widzieć w jego wersji klasycznej - reprezentowanej przez Watsona - oraz w wersji nieklasycznej - Skinnerowskiej. Będziemy potem mówić o rozmaitych neobehawioryzmach. Niektórzy idą tutaj tak daleko, że mówią nie tylko o neobehawioryzmie, ale o neoneobehawioryzmie, co jest sygnałem tego, że można by utalić granice czasowe behawioryzmu, potem neoneobehawioryzmu i potem pokazywać charakterystyczne tendencje rozwoju. Niezależnie od tego podziału wprowadzimy tutaj wspomnianego wcześniej Georga H. Meada jako przedstawiciela behawioryzmu społecznego (ta koncepcja jest behawiorystyczna, lecz w ogóle nie pasuje do beahwioryzmu, do którego my jesteśmy przyzwyczajeni, z trudem, jeśli w ogóle, da się tam wykryć pewne pytania metodologiczne).
Behawioryzm jest pewną koncepcją, niektórzy mówią teorią, zachowania, jest pewną koncepcją określonego przedmiotu. Oczywiście oprócz tej zasadniczej swojej warstwy, ma jeszcze warstwę metodologiczną i metateoretyczną. Ale od jakiegoś czasu (artykuł Skinnera "Pół wieku behawioryzmu") zaczyna dominować rozumienie bahawioryzmu nie jako nauki o zachowaniu czy teorii zachowania (z tymi dodatkami metateorii i metodologii) lecz jako pewnej filozofii teorii zachowania.
Skinner w swoim słynnym artykule "Pół wieku behawioryzmu" mówi o behawioryzmie z naciskiem na ostatnią sylabę. Behawioryzm to jest pewien "-izm", jest to dla Skinnera pewna filozofia nauki. Dzisiaj się rozumie behawioryzm jako pewne zaplecze, tak ogólne, że filozoficzne, dla teorii nauki, które składa się z następujących fragmentów:
- z pewnych przesądzeń natury metodologicznej, z zakresu filozofii nauki (behawiozyzm ma więc jako składnik pewną filozofię nauki),
- z pewnej filozofii umysłu,
- z pewnej filozofii i rozumienia zachowania,
- z pewnej ideologii.
To są cztery podstawowe składniki behawioryzmu. Będziemy zajmować się nie tyle analizą samej zawartości tej teorii zachowania lecz tego wszystkiego, co stanowi zaplecze i szukać tego, co konieczne i tego, co możliwie zmienne - a więc stałych i zmiennych elementów składowych behawioryzmu. Rzecz ma nie tylko charakter i walor historyczny. W słynnej pracy, na którą się będę powoływał, niejakiego Zuriffa, pracy, która jest analizą systematyczną behawioryzmu, wyraźnie pokazuje się te obszary, w obrębie tych czterech dziedzin - filozofii nauki, filozofii umysłu, filozofii zachowania i ideologii - które są stałe i już wiadomo co i jak było rozstrzygane i jak może być rozstrzygane od tego, co zmienne. Zuriff bardzo ładnie pokazuje rozmiary zmienności i to czego ta zmienność stanowisk jeszcze dzisiaj może dotyczyć albo rozmiary nieokreślenia tego, na co behawioryzm stać i na co go nie stać. Zgodnie z tym Zuriffa ujęcie będziemy traktowali behawioryzm jako pewien "-izm", badali jego wewnętrzną strukturę, jego stałe i zmienne składniki.
To oczywiście nie zniesie tego, od czego zaczeliśmy, mianowicie charakterystyki klasycznego behawioryzmu Watsona. Zrobimy to możliwie szybko dlatego, że behawioryzm w radykalnej wersji klasyczny, nie interesuje nas sam w sobie, lecz jako punkt odniesienia dla tego, co się potem działo. To co interesuje nas teraz to pewna filozofia nauki, która za tym wszystkim stoi. Dalej ważna jest teoria zachowania jako ten najbardziej rozbudowany przez Watsona fragment. W ramach teorii zachowania będzie nas interesować określone rozumienie zachowania, podkreślające jego reaktywny charakter, określone, ale już nie takie jednoznaczne, bo w różnej postaci występujące, rozumienie bodźca. Natomiast kiedy chodzi o rozumienie zachowania, jego reaktywny charakter to nie chciałbym, aby pozostały niezauważone u Watsona takie fragmenty, które przeczą temu kojarzącemu się z jego wersją behawioryzmu ujęciu.
U Kartezjusza (gdzie?), gdy rozważa on problem psychofizyczny, jest taka metafora, która mówi o ciele i świadmomości, o rzeczy rozciągłej i myślącej w kategoriach sternika i okrętu. Matafora ta
jest szczątkowym zarysem fenomenologii przeżywania własnej cielesności. Chciałbym tu zwrócić uwagę na występujące u Watsona takie fenomenologizujące fragmenty charakterystyk zachowania. Na przykład, Watson powie w pewnym momencie, co go interesuje: interesuje mnie to, co człowiek czy zwierzę robi od rana do wieczora, od narodzin, aż do śmierci. To co robi - w tym określeniu w ogóle tej reaktywności nie widać. A zatem będzie nas interesowało nie tylko to oficjalne rozumienie bodźca, oficjalne rozumienie zachowania, ale również i te przewijające się, aczkolwiek nie wyeksponowane, wątki innego rozumienia, nieoficjalnego rozumienia tak bodźca, jak i zachowania. Istotne jest także to, że w recepcji późniejszej, mam tu na myśli neobehawiorystów, jedno i drugie, tak to oficjalne rozumienie bodźca, jak i oficjalne rozumienie zachowania - jawiły się jako nazbyt fizjologiczne. Podkreślam ten moment, ponieważ jest oczywiście pytanie o to, co, w tym, co interesuje bahawioryzm, jest takiego, co jest niemożliwe do ujęcia na gruncie innych nauk i w związku z tym przesądza o specyfice i samodzielności psychologii jako nauki.
Drugi, poza rozumieniem wyjściowym terminów i ich desygnatów, moment, który nas tutaj interesuje to ujęcie przez Watsona związku między bodźcem a reakcją. Interesuje nas oficjalne mówienie o tym związku w kategoriach związku przyczynowo-skutkowego. I to jest ważne w światle tego, co zostało powiedziane do tej pory, bo sprawa związków, jakie w obrębie przedmiotu psychologii funkcjonowały i funkcjonują na ogół była przez psychologów traktowana po "macoszemu". Trzeba było dopiero fenomenologii by pokazać różnorodność tych związków, aby, na przykład, pokazać relacje genetyczne łączące asocjacje, jako ten najbardziej typowy dla psychologii związek, związek ze związkami sensu czy motywacyjnymi, by pokazać także pozycje związku przyczynowo-skutkowego. Tutaj się oficjalnie mówi, że między zachowaniem a bodźcem jest związek przyczynowo-skutkowy, ale jak się próbuje dotrzeć do tego, co charakteryzuje dla Watsona ten związek to natrafiamy na Hume'owskie ujęcie przyczyny i skutku i Hume'owskie ujęcie związku przyczynowo-skutkowego. To jest to wielkie zaplecze w postaci określonej ontologii.
Gdy mowa o związkach łączących bodziec i reakcję interesuje nas też konkretna kategoria, której używał Watson dla określenia tej relacji. Kategoria ta to elicit. To podstawowy termin jakim posługuje się Watson mówiąc o związku, jaki łączy bodziec i reakcję. Bodziec, jak zwykło się mówić, wywołuje określoną reakcję, ale wywoływanie jest określone tym terminem, który jest terminem technicznym. Od tej pory, od czasów Watsona, termin ten funkcjonuje jako termin techniczny. Jest to termin techniczny, który dzisiaj nazywa tylko pewien typ związku między pewnym typem zachowania i bodźcem, jaki z tym typem zachowania, w tym właśnie typie związku pozostaje. Ale oczywiście psychologom behawiorystom znane są już dzisiaj inne typy związków między zachowaniem a tym, co je określa i oczywiście pojawiły się już inne terminy techniczne. Jeszcze raz wypada odwołać się do tradycji Hume'owskiej - jego koncepcji przedmiotu - a także do Locke'a. Koncepcja ta była taka, że przedmiot jest pewną wiązką jakości. I tradycja takiej ontologii jest tutaj cały czas obecna. Są u Watsona takie fragmenty, w których można się dopatrzyć także i czegoś innego. Jest takie zdanie, w którym Watson mówi, że człowiek jest dla psychologii kawałkiem nie zanalizowanej (w sensie nie poznanej) protoplazmy. Człowiek jest przedmiotem dla psychologii, pojawia się problematyka nie tylko zachowania człowieka. To człowiek się dla psychologii w określony sposób jawi. Jest jasne, że na sposób, który jest wyznaczony przez określoną dla psychologii perspektywę i jej możliwości poznawcze. I jest powiedziane jak on się jawi. Zatem kolejny przykład takiego fragmentu u Watsona, który jest niezgodny z tym, co się mówi oficjalnie.
Gdy mowa o tym, co oficjalne i nieoficjalne - w kontekście rozumienia zachowania - to trzeba podkreślić, że można odnaleźć u Watsona takie fragmenty, w których wyraźnie, wbrew temu, co nam się kojarzy, zachowaniu przyznaje się charakter reistyczny. Powiedziałem o reaktywnym charakterze zachowania u Watsona, a teraz dodaję do tego oficjalny Watsona atomizm w ujęciu struktury zachowania. Ale są takie fragmenty u Watsona, w których wyraźnie się mówi o zachowaniach, daje się przykłady zachowań
i pokazuje się, że są to zachowania tak zbudowane, że dla ich określenia można użyć takich terminów jak: chodzenie, spacerowanie. Sposób analizy tych zachowań pokazuje wyraźnie, że w oficjalnej doktrynie atomizmu są sygnały holistycznego, postaciowego ujęcia zachowania.
Można by zapytać dlaczego zachowanie jest przedmiotem badania? Nie będę się wdawał w to, co już zasygnalizowałem mówiąc o trydycji krytyki Comte'a możliwości introspekcji. Za określonym ujęciem przedmiotu psychologii - stały rozstrzygnięcia metodologiczne. Wspominam o tym aby pokazać, jaka była filozofia nauki, a dokładnie jej zaplecze. Chodzi o to, że zgodnie z pozytywistycznym ideałem nauki przedmiotem nauki mogło być tylko to, co jest intersubiektywnie komunikowalne i intersubiektywnie sprawdzalne. Jak się czyta tekst Watsona to widać wyraźnie, że najpierw zostaje sformułowane pytanie, o to, co może być poznane w określony sposób, a więc intersubiektywnie sprawdzalny i intersubiektywnie komunikowalny. I ponieważ tym, co jest intersubiektywnie sprawdzalne i intersubiektywnie komunikowalne jest zachowanie, to zachowanie staje się przedmiotem badania psychologii. Mówię o tym, aby pokazać to, co powiedzałem o tradycji behawioryzmu w postaci tego wysunięcia przed rozstrzygnięcia ontologiczne - co jest zachowaniem - pytania co jest nam dostępne w taki, a nie w inny sposób. I okazuje się, że zachowanie interesuje psychologa na tej zasadzie, że spełnia ono pewne określone wcześniej warunki dostępności. Widać wyraźnie, że rozstrzygnięcia na temat przedmiotu badania, jego natury są poprzedzone rozstrzygnięciami na temat możliwości poznawczej psychologii, czyli jest wyraźny porządek: epistemilogia, krytyka, dopiero potem pytania o naturę przedmiotu.
Wykład IX
Musimy poświęcić jeszcze trochę miejsca samej terminologii. Zaproponowaliśmy już pewną klasyfikację - będziemy mówili o behawioryzmie radykalnym i neobehawioryzmie oraz oczywiście o behawioryzmie społecznym Meada, którego nie da się tutaj tak klarownie zlokalizować. Teraz interesuje nas behawioryzm radykalny i musimy od razu zapytać - co jest u podstaw tego rozróżnienia na radykalny behawioryzm i neobeahwioryzm? Na czym polega dwojakość wersji radykalnego behawioryzmu: wersja klasyczna i ta druga nieklasyczna? Dotykamy w ten sposób sprawy niesłychanie ważnej - chodzi o to, żeby wykryć to, co w behawioryzmie stałe, konieczne, niezbywalne, jeżeli ma on być behawioryzmem, a co zmienne.
Jak już była mowa, istotny jest obszar i zakres możliwej zmienności. Trzeba tu przytoczyć za Pangratzem trzy próby pokazania behawioryzmu (behawioryzmu generalnie, a potem jeszcze w innych rozróżnieniach) od strony tego, że stanowi on pewien kompleks rozstrzygnięć określonych spraw. Te rozstrzygnięcia dadzą się wymienić jako konkretne "-izmy". Behawioryzm jest "zlepkiem" takich "-izmów".
Przytoczymy, co następuje, abyśmy wiedzieli, czego mamy szukać w behawioryzmie Skinnera, jeśli ma to być klasyczna wersja behawioryzmu radykalnego. Behawioryzm w jednym ujęciu charakteryzuje:
- obiektywizm,
- fizjologizm,
- molekularazm (atomizm),
- transpozycjonizm - dotyczy możliwości przeniesienia z tego, co proste, na to, co złożone, z tego, co dotyczy zwierząt, na to, co dotyczy człowieka,
- mechanicyzm.
To ma być charakterystyka behawioryzmu klasycznego.
W innych wersjach mamy do czynienia z takimi "-izmami":
- determinizmem,
- empiryzmem,
- redukcjonizmem (jakiś odpowiednik transpozycjonizmu),
- enviromentalizmem - akcent na czynniki środowiskowe.
Trzecia propozycja, którą przytacza Pangratz, wymienia następujące momenty:
- obiektywizm,
- orientacja S-R,
- nacisk na uczenie,
- enviromentalizm,
- peryferalizm - behawioryzm koncentruje się na tym, co peryferyczne, w przeciwstawieniu do tego, co centralne, w środku, w organizmie się dziejące.
Jak zostało już powiedziane, jest to charakterystyka generalnie ujętego behawioryzmu klasycznego. Zostało to powiedziane dlatego, że według Pongratza należy behawioryzm dzielić następująco: ewoluował on w latach 20. i 30. od swej wersji klasycznej ku operacjonistycznej, ewoluował od ujęcia molekularnego do ujęcia molarnego, ewoluował od ujęcia obiektywnego do ujęcia subiektywnego. Tu jest trochę inaczej rozumiany behawioryzm klasyczny. U Pangratza radykalizm się nie pojawia. Musimy się teraz przyjrzeć behawioryzmowi Skinnera, żeby nam się wyklarowały rozmaite relacje tych "-izmów".
Możemy teraz przystąpić do charakterystyki behawioryzmu Skinnera. Ponieważ w w/w epitetach nie pojawił się radykalizm, będziemy cały czas wyczuleni na to, co właściwie ten radykalizm nazywa, albo co on nam z tego behawioryzmu eksponuje, na czym ów radykalizm polega.
Zgodnie z naszym rozkładem akcentów będziemy teraz nastawieni szczególnie na:
- ustawiczne przeciwstawianie Skinnera Watsonowi (dwie wersje tego samego behawioryzmu radykalnego);
- na behawioryzm jako pewną filozofię, jako pewne teoretyczne ramy, a nie na pewną konkretną koncepcję zachowania, na pewne rozstrzygnięcia bardzo ogólnej natury. Sam Skinner zgodził się z taką interpretacją, pisząc w pierwszym zdaniu słynnego tekstu Pół wieku behawioryzmu, że behawioryzm (w języku angielskim z akcentem na ostatnią sylabę) jest to pewna filozofia nauki.
Gdy chodzi o te najbardziej ogólne przesądzenia, trzeba jeszcze raz nawiązać do wspomnianego już wątku tego przestawienia porządków, wytoczenia przed przesądzenia ontologiczne o naturze badanego obiektu ujęć epistemologicznych. Trzeba nawet przed teorię poznania wysunąć tutaj za Kantem krytykę poznania. W najbardziej reprezentatywnej książce Skinnera Nauka i ludzkie zachowanie na samym początku ujawnia się pewien charakterystyczny moment - pierwsza część tej książki zaczyna się tak: "Możliwość nauki o ludzkim zachowaniu.". Zanim Skinner zacznie budować naukę, bada możliwość jej robienia. To jest konkretyzacja tego przestawienia porządków. Te epistemologiczne i metodologiczne pozytywne i krytyczne ujęcia ważą na całej tej koncepcji aż do samego końca. Ona jest "skażona" tym "grzechem" całej myśli nowożytnej.
Trzeba teraz omówić pewne ujęcia ontologiczne. Gdy Skinner bada możliowści nauki o zachowaniu, podnosi sprawę tego, czy zachowanie spełnia pewien warunek uprawiania nauki? Czy jest w nim pewien ład i porządek? Stwierdza, że rzeczywiście w zachowaniu jest pewnien ład i porządek. Teza ta występuje w dwojakim charakterze: założenia wyjściowego oraz punktu dojścia. Skinner mówi, że nie ma co zajmować się czymś, co byłoby chaotyczne, bezwładne, bo nauka byłaby wtedy niemożliwa. Zatem żeby móc zajmować się zachowaniem, musimy założyć w punkcie wyjścia, że ono odznacza się porządkiem, ale to założenie możemy potem potwierdzić. Można powiedzieć, że Skinner jednak coś założył o tym zachowaniu, jakieś ontologiczne przesądzenie - i być może to jest kolejna "błogosławiona" niekonsekwencja.
Ważne jest także, że Skinner używa pewnych kategorii ontologicznych. Na przykład, bardzo często pojawia się kategoria zdarzenia (event), ale tak naprawdę nie wiadomo, czy Skinner używając tej kategorii opowiada się za pewną "eventystyczną" ontologią. Czy rzeczywiście kategoria zdarzenia jest kategorią podstawową i cała ontologia, która gdzieś jest za tym wszystkim założona jest ontologią eventystyczną? Niestety, nie wiadomo. Skinner używa też innych kategorii ontologicznych, np. mówi, że zachowanie jest podstawową właściwością istot żywych. Można tu zapytać - jak to możliwe, że zachowanie jest właściwością? Tu jest jakiś nieporządek ontologiczny.
Na szczęście Skinner używa w odniesieniu do zachowania jeszcze innych kategorii, np. podstawowej kategorii procesu. Wyraźnie mówi, że procesowy charakter zachowania jest źródłem pewnych trudności, jeżeli chodzi o samo badanie. Wskazuje mianowicie na ulotność, efemeryczność zachowania jako procesu. Gdy będziemy rozwijać problematykę podmiotu zachowania, to odwołamy się do tego, że część książki Skinnera, w której ta problematyka jest podjęta nosi charakterystyczny tytuł: "Jednostka jako całość". Znowu dwie podstawowe kategorie ontologiczne: całość i jednostka.
Z racji tego przestawienia porządków nas bardziej interesują rozstrzygnięcia epistemologiczne Skinnera. Przytoczymy tu pewien fragment, najważniejszy dla tego kręgu spraw, ważny nie tylko przez ogólność rozstrzygnięć, które tam są, ale i przez zasygnalizowanie konsekwencji, do których te rozstrzygnięcia prowadzą. W tekście Pół wieku behawioryzmu jest taki fragment: Do problemu prywatności można podejść w całkiem nowy sposób, gdy za punkt wyjścia (tu trzeba zwrócić uwagę, jak charakteryzowana jest cała ta jego robota - od strony swej nowości, a dalej od strony tego, od czego się zaczyna) weźmie się zachowanie, zamiast bezpośredniego doświadczenia. Strategia taka z całą pewnością nie jest ani bardziej arbitralna, ani bardziej okrężna niż wcześniejsze strategie, natomiast ta właśnie strategia prowadzi do zaskakującego wniosku. Behawioralna teoria poznania, nie twierdzi bowiem, że człowiek może poznawać tylko własne subiektywne doznania (to jest właśnie bezpośrednie doświadczenie - własne subiektywne doznanie) i że jest na zawsze związany ze swoim prywatnym światem, świat zewnętrzny jest tylko konstruktem. Zgodnie z behawioralną teorią poznania, to właśnie świat prywatny jest tym światem, który jeśli w ogóle jest poznawalny, ma małe szanse bycia poznanym dobrze. Relacje między organizmem a środowiskiem charakterystyczne dla procesu poznania są tego rodzaju, że prywatność świata ograniczonego powierzchnią ciała nakłada poważniejsze ograniczenia na wiedzę podmiotu niż na naukową dostępność.
Zewnętrzny obserwator, na przykład naukowiec, który zajmuje się dostępnością przedmiotu swego badania, dochodzi do wniosku, że on zna ten prywatny kawałek świata lepiej niż jednostka, która jest tego świata posiadaczem. To się wydaje dziwne. Jak to możliwe, że czyjś prywatny świat jest lepiej znany przez kogoś zewnętrznego niż przez posiadacza tego prywatnego świata? To paradoks. Ale takie właśnie relacje - jawiące się nam pozornie jako paradoksalne - są wymuszone, są konieczną konsekwencją relacji między organizmem a środowiskiem, której nie jesteśmy w stanie niejako z natury rzeczy zmienić. Mamy tu wyraźnie ten obiektywizm - strategię rozpoczynania od świata, a nie od bezpośredniego doświadczenia. Czasami tę strategię nazywa się strategią zewnętrznego obserwatora.
Zdając sobie już sprawę z tego, co jest na samym początku najbardziej ogólne, musimy przejść do pewnej sprawy szczegółowej, mianowicie do kwestii budowania psychologii jako nauki, jej zadań, a dokładnie nieobecności wśród tych zadań wyjaśniania. Skinner ma oczywiście określoną koncepcję nauki - jego założenie o porządku jest istotnym założeniem. Teraz musimy przyjrzeć się, w jakich terminach i dlaczego Skinner mówi o nauce te, a nie inne rzeczy.
Musimy nawiązać do słynnego artykułu z roku 1950: Czy teorie uczenia są konieczne?, opublikowanego w "Psychological Review". W artykule tym Skinner udzielił negatywnej odpowiedzi na postawione w tytule pytanie. Jest to odpowiedź o charakterze ogólnym, mimo że w pytaniu chodzi o to, czy to teorie uczenia są konieczne. Nie tylko teorie uczenia, ale żadne teorie nie są w nauce konieczne, co więcej, nie są potrzebne - ich skutki są jedynie dla nauki zgubne. Ujęcie to ma swoje źródła najpierw w rekonstrukcji, a potem w krytyce tak zrekonstruowanego odmiennego punktu widzenia.
Jest tylko pytanie, czy ta rekonstrukcja Skinnera jest poprawna? Skinner budowanie teorii utożsamia z wyjaśnianiem badanego obiektu - jeżeli zatem teorie nie są konieczne, to i wyjaśnianie nie jest konieczne. Wśród zadań psychologii jako nauki nie ma wyjaśniania - został zatem tylko opis, przewidywanie i kontrola. Wyjaśnienie zniknęło, zniknęło bo nie jest konieczne i prowadzi do zgubnych następstw. Jak jednak rozumiane jest wyjaśnianie utożsamiane z budowaniem teorii? Skinner ujmuje teorię (a dokładniej budowanie teorii czy wyjaśnianie) jako odwołanie się do zdarzeń, które mają miejsce gdzieś indziej, na jakimś innym poziomie się rozgrywają niż te wydarzenia, które mają być opisane. Są też jakoś inaczej mierzone (czy w ogóle nie są mierzone) niż te, które mamy wyjaśniać.
Wyjaśnić to znaczy odwołać się do czegoś innego, ale to coś innego, do czego się odwołujemy, wyjaśniając zachowanie, ma się, zdaniem Skinnera, rozgrywać na jakimś innym poziomie. Ma być opisywane w terminach różnych od tych, w których opisujemy wyjaśniane obiekty. Jeśli w ogóle jest mierzalne, to jest mierzalne w jakiś inny sposób, ma mieć jakieś inne wymiary. Tym, co Skinnera najbardziej niepokoi, jest opuszczenie tego poziomu, na którym jesteśmy, tego obszaru, tej płaszczyzny, gdy opisujemy - i to przejście na jakiś inny poziom.
Te poziomy oczywiście mogą być różne - Skinner dokonał takiej szczegółowej analizy rozmaitych sposobów wyjaśniania zachowania w psychologii, w jej okresie naukowym i przednaukowym. W tym okresie przednaukowym rozważa takie możliwości, jak odwoływanie się do tego, co się dzieje w gwiazdach (okres astrologiczny), odwoływanie się do tego, co się dzieje w systemie nerwowym - zarówno w tym rzeczywistym, jak i w tym modelu sytemu nerwowego skonstruowanym przez badaczy. Skinner analizował też wyjaśnienia, które odwoływały się do świadomości. I wszędzie wykrył wychodzenie z tego obszaru, z tej płaszczyzny, z tego poziomu wyjaśnianego zachowania i przechodzenie na jakiś inny poziom, do innych obszarów, na inna płaszczyznę. Tak ujęte wyjaśnianie jest niekonieczne i niepożądane. Odwołujemy się bowiem do czegoś, co ma jakieś inne charakterystyki niż to, co wyjaśniamy, jest z jakiejś innej dziedziny, jakiejś innej jest natury. Odwodzi to naszą uwagę od tego, co tu i teraz, co tu pod ręką, bezpośrednio dostępne i opisane. Dlaczego, pyta Skinner, nie zająć się tym, co ma taki sam status, jak to, co wyjaśniane, jest z tego samego obszaru, z tej samej płaszczyzny? To jest jednak mniejszy "grzech" budowania teorii niż inne "grzechy".
Skinner pisał: teorie mówią o pewnych pośredniczących ogniwach w obrębie związków zachowania i zmiennych, którymi można manipulować, zmiennych środowiskowych. Często jednak zamiast skłonić nas do poszukiwania znaczących zmiennych wywierają one efekt wręcz przeciwny. Kiedy, na przykład, zachowanie kładziemy na karb zdarzenia w układzie nerwowym czy zdarzenia psychicznego, prawdopodobnie zapominamy, że w dalszym ciągu czeka na nas zadanie wyjaśnienia ujmowanego nerwowo czy psychicznego zdarzenia. Gdy twierdzimy, że jakieś zwierzę działa w pewien sposób, ponieważ oczekuje otrzymania pokarmu, wtedy pierwotne zadanie wyjaśniania wyuczonego zachowania przeistacza się w zadanie wyjaśnienia oczekiwania. Problem, jaki się wtedy pojawia, jest co najmniej równie skomplikowany, a najczęściej trudniejszy niż ten pierwotny. Prawdopodobnie właśnie wtedy przymkniemy nań oczy i potraktujemy teorię jako nastarczającą odpowiedzi, zamiast szukać odpowiedzi, którą mogłoby dać dalsze badanie. Można by utrzymywać, że zasadnicza funkcja dotychczasowych teorii uczenia polegała nie na sugerowaniu właściwego badania, lecz stwarzaniu jakiegoś fałszywego poczucia bezpieczeństwa.
I to jest większy niż ten, na który wskazaliśmy, grzech teorii - rodzą w nas poczucie, że zrobiliśmy robotę wtedy, gdy ją zaledwie zaczęliśmy. Skinner pisze dalej tak: każda nauka poszukiwała kiedyś przyczyn badanego przez siebie działania wewnątrz przedmiotu, którym się zajmuje, np. w świadomości, w systemie nerwowym. Czasami krytyka okazywała się skuteczna, czasem nie. Nie ma niczego złego w wyjaśnianiu wewnętrznym jako takim, jednakże zdarzenia, które są lokalizowane wewnątrz badanego systemu, są prawdopodobnie trudne do obserwacji, z tego powodu ośmielamy się przypisać im pewne właściwości, nie troszcząc się o uzasadnienie tego. Gorzej jeszcze - możemy wymyślać dowolnie rozmaite przyczyny nie bojąc się, że ktoś nam wykaże niewłaściwość tego, co robimy.
Chodzi o to, że nasze wyjaśnienia charakteryzuje pewna arbitralność. Ta arbitralność, niemożliwość pokazania jakiejś przewagi nad innymi teoriami, jest konsekwencją niedostępności albo nie takiej tej dostępności, tego, co przywołujemy w wyjaśnianiu. Jeżeli tak jest, to teorie uczenia nie tylko nie są konieczne, są one czymś niekorzystnym i trzeba je oddalić z nauki. I na tej zasadzie zostaje tylko opis, przewidywanie i kontrola.
Skinner twierdzi, że mamy ustalać związki między tym, co obserwowane - zachowaniem, i tym, co obserwowalne (a więc na tym samym poziomie) - zmiennymi środowiskowymi zewnętrznymi wobec jednostki zachowującej się. Mamy ustalać związki między zmianami w zmiennej zależnej (zachowaniem) a zmianami w zmiennej niezależnej (zmiennymi środowiskowymi). O tych związkach normalnie myślimy w kategoriach przyczyny i skutku. Skinner jednak od tego odchodzi. Zostaje przy tej "nieporęcznej" terminologii i zamiast mówić o przyczynie, mówi o zmianach zmiennych niezależnych. Trud tak złożonego mówienia się opłaca. Skinner mówi bowiem, że my tutaj wiążemy zależnością funkcjonalną, a nie przyczynowo-skutkową te dwa typy zmiennych. Odchodzi od mówienia o przyczynie i skutku dlatego, że nie potrafi powiedzieć, jak przyczyna sprawia swój skutek.
Na to przygotowywaliśmy, wspominając Hume'owską tradycję behawioryzmu Watsonowskiego. Była już mowa o Hume'owskim ujęciu przedmiotu i Hume'owskim ujęciu związku przyczynowo-skutkowego. I teraz wraca to tutaj wyraźnie. Watson używał swobodnie kategorii przyczyny i skutku, nie widząc problemu. Natomiast u Skinnera jest to wszystko już bardziej wyrafinowane. Wyraźnie się mówi o tym, że ponieważ nie jesteśmy w stanie powiedzieć (tu Hume'owska krytyka dochodzi do głosu), jak przyczyna sprawia swój skutek, rezygnujemy z tych kategorii i zostaje nam mówienie o pewnym porządku, następstwie zdarzeń. Mamy zatem ustalać związki między zmienną zależną i zmienną niezależną.
Przytoczymy jeszcze jeden fragment, w którym Skinner mówi o punkcie dojścia takiej roboty. Każde takie twierdzenie, dostatecznie ogólne, które nam wiąże zmiany zmiennej zależnej ze zmianami zmiennej niezależnej, to oczywiście pewne prawo, jakiego się dopracujemy. Pewna synteza tych praw daje ogólny obraz organizmu jako zachowującego się systemu. I teraz ten punkt dojścia nie jest niestety sformułowany jednoznacznie. Mówi się o syntezie tych praw i rodzi się pytanie, cóż to za nowa całość ma powstać? Koniec ostatniego z przytoczonych zdań da się dwojako interpretować - mianowicie będziemy mieli prawa wyrażone w terminach ilościowych, a ich synteza ma nam dać ogólny obraz organizmu jako zachowującego się systemu. Nasuwa się jednak pytanie, czy w punkcie dojścia dostaniemy ogólny obraz zachowującego się systemu, czy dostaniemy w punkcie dojścia ogólny obraz organizmu jako zachowującego się systemu? Chodzi o to jak należy rozumieć tą syntezę - czy jako syntezę, w której mamy szansę przejść od obrazu zachowania do obrazu organizmu? Czy dostaniemy w punkcie dojścia obraz zachowującej się jednostki, a nie tylko jej zachowania? Jesteśmy więc wyczuleni na to, do czego na końcu dojdziemy.
Do tej pory koncentrowaliśmy się na pewnych ogólnych rozstrzygnięciach, ale musimy się teraz zająć także relacją Skinnera do Watsona. Skinner dostrzegł pewne istotne ograniczenia behawioryzmu Watsonowskiego, głównie w postaci skromnego zakresu ważności tej koncepcji. Oczywiście, nie negował jej wartości, tylko mówił, że dotyczy ona bardzo drobnego fragmentu zachowania, co więcej, tego zachowania, które jest właściwie fizjologią. Natomiast to, co jest niefizjologiczne, a czym się ma zająć psychologia jako nauka o zachowaniu, zostało tutaj całkowicie na boku.
Watson zajmował się zachowaniami, które dadzą się jednoznacznie przyporządkować (?). Skinnera interesuje natomiast inne zachowanie, zachowanie, które ma dwa charakterysryczne momenty. Pierwszy z nich to moment sprawczości - Watsona interesowała fizjologia, to, co się dzieje w organizmie, a Skinnera interesuje zachowanie, które pozostaje w relacjach ze światem. Mamy tutaj do czynienia z niezwykle interesującą definicją tego, co fizjologiczne, i tego, co psychologiczne. Zachowanie, które sprawia określone skutki w świecie - to interesuje psychologię, to jest psychologiczne. Zachowanie, którym zajmował się Watson, jest zachowaniem odruchowym, jest fizjologią. Drugi charakterystyczny moment ten emitowany charakter zachowania. Mamy zatem ostatecznie takie przeciwstawienie ... (TABLICA).
Zachowanie emitowane ujęte od innej strony jawi się Skinnerowi jako zachowanie sprawcze. Zatem odkrywamy teraz w reaktywności dwa aspekty, których wcześniej nie uchwyciliśmy. Temu samemu zachowaniu reaktywnemu przeciwstawione zostaje zachowanie ujęte jako emitowane, a to samo zachowanie ujęte od innej strony przeciwstawione znowu zachowaniu reaktywnemu jawi się na jako zachowanie sprawcze. Emitowany charakter zachowania to jest nawiązanie do tego, co mówił Watson, o pewnej technicznej kategorii, której używał dla określenia związku łączącego zachowanie z bodźcem. Watson mówił, że bodziec wywołuje zachowanie, a Skinner powie, że wywołane przez bodźce jest tylko to zachowanie, które interesowało Watsona. Skinnera interesuje nie ta fizjologia, lecz to zachowanie, które sprawia określone skutki w świecie, które pozostaje w innej relacji z bodźcem. Co więcej, Skinner powie wprost, że bardzo często nie potrafimy odnieść go do żadnego bodźca. Nie ma żadnego bodźca, a zachowanie jest emitowane przez jednostkę, zatem jeśli istnieją jakiekolwiek relacje, to one są innego typu.
Trzeba teraz nawiązać do przytoczonego wcześniej dziwnego zdania, że zachowanie jest podstawową właściwością istot żywych. Można powiedzieć, że istoty żywe się niejako z natury rzeczy zachowują. Skinner na pytanie - dlaczego one się zachowują? - w ogóle nie chce odpowiadać. To jest sens tej tezy, że zachowanie jest właściwością istot żywych - one jako żywe się zachowują i my w ogóle się tym nie musimy zajmować. Musimy się natomiast zająć tym, dlaczego one się zachowują tu i teraz tak, a nie naczej.
Tu u Skinnera pojawia się pewne ujęcie rozwojowe. Mianowicie punktem wyjścia jest rozlana, nieuporządkowana, bezwładna aktywność, jaka cechuje dziecko zaraz po przyjściu na świat. Ono jako istota żywa się oczywiście zachowuje, ale zachowuje się w pewien charakterystyczny sposób. Zachowanie to zmienia się potem w konkretne tu i teraz, zachowania sprawcze, które Skinner nazywa operantami. Operanta to nie jest pojedyncze zachowanie, tylko pewna klasa zachowań. Klasa ta jest wyróżniona z całości aktywności zachowaniowej jednostki przez swój skutek. Docieramy tutaj do niezwykle ważnej rzeczy. W takim ujęciu rozwojowym zachowanie jest różnicowane, dzieli się na poszczególne operanty. Dzieli się nam - samo się nam "kawałkuje". To nie jest tak, że my na tę pierwotnie niezróżnicowaną aktywność zachowaniową nakładamy jakieś własne klasyfikacje, podziały czy rozróżnienia. Samo się nam to zachowanie na te rozmaite operanty rozpada. Jeśli cokolwiek tutaj robimy, to najwyżej konstatujemy czy identyfikujemy rozmaite operanty. Identyfikujemy je przez skutek.
Zachowanie dzieli się samo w wyniku "kawałkującego" czy formującego to zachowanie działania wzmocnień. W takiej ładnej metaforze Skinner mówi o tym pierwotnym zachowaniu jako o takiej pozbawionej jakielkolwiek formy czy postaci glinie, którą tak jak ręce garncarza zmieniają w garnki, tak wzmocnienie "kawałkuje" na rozmaite operanty. Mamy zatem w punkcie wyjścia do czynienia z niezróżnicowaną aktywnością, a potem z mnogością rozmaitych operant identyfikowynych ze względu na swój skutek.
Takie ujęcie operanty jako klasy zachowań jest wyraźnym potwierdzeniem holizmu Skinnera. Mamy nawiązanie do tego atomizmu, który był w jednym z przytoczonych wcześniej rejestrów. Skinnerowskie ujęcie zachowania jest ujęciem holistycznym - operanta jest klasą zachowań wyróżnionych ze względu na swój skutek, i nie jest istotne, jak konkretnie wyglądają składniki tej operanty - mogą być rozmaite, a jeśli mają tylko ten sam skutek w świecie, to stanowią jedną klasę zachownia. Ich wewnętrzny struktura jest sprawą nieistotną.
Tak ujęte zachowanie ma dla Skinnera, jako podstawową swoją właściwość, prawdopodobieństwo wystąpienia w określonej sytuacji. Prawdopodobieństwo wystąpienia w określonej sytucji jest podstawową charakterystyką zachowania. Cała robota Skinnera zmierza do tego, żeby ustalić prawdopodobieństwo zachowania - wystąpienia danej operanty w danej sytuacji. Znając to prawdopodobieństwo, będzie można formułować rozmaite prawa o zachowaniu. Ten stopień prawdopodobieństwa ma się ustalić łącząc zmienną zależną i zmienne niezależne.
Dotykamy tu rzeczy bardzo istotnej - mianowicie tego prawdopodobieństwowego charakteru zachowania, tego prawdopodobieństwowego powiązania zachowania z sytuacją. Mamy tu możliwość odniesienia się i do determinizmu, który cechuje beahwioryzm (jakiego to rodzaju determinizm jeśli tu jest prawdopodobieństwo), i do mechanicyzmu, o którym też wcześniej była mowa. To, co ostatecznie Skinner tutaj bada, jest nazwane przez niego trójczłonową kontyngencją - bodziec(S)-zachowanie(R)-wzmocnienie. Skinner używa terminu response z całą świadomością, że zachowanie, które go interesuje, jest odpowiedzią na działające bodźce.
Nazwa kontyngencja została tutaj użyta z racji związków, które tutaj istnieją i które Skinnera interesują. Skinner po to zerwał kiedyś z kategorią przyczyny i skutku, że nie interesowało go, jak przyczyna spełnia swój skutek. Interesowało go natomiast uporządkowanie czasowe tych trzech członów. Ten termin kontyngencja ma właśnie sugerowć związki czasowe, styczności w czasie, jakie tutaj istnieją i które tworzą pewną całość. Skinnera interesuje ten związek - zachowanie sprawia określone skutki w świecie, a potem, z racji tych skutków, wtórnie jest przez te skutki określone.
Jest więc pytanie o to, jaka jest funkcja tego pierwszego członu? Skinner mówi, że zgodnie z jego ujęciem bodźce występują w trojakiej roli, w trojakiej funkcji. Jedna z tych funkcji to ta, o której mówił już Watson, tyle że ona jest najmniej ważna, bo dotyczy bardzo wielkiego obszaru zachowania - mianowicie pewne bodźce wywołują zachowanie. Kolejna funkcja bodźców to oczywiście funkcja wzmacniająca - skutki są właściwie ujmowane w kategoriach bodźców, a zatem bodźce mogą wystąpić w tej funkcji wzmacniającej. Najciekawsza dla nas funkcja bodźcow, to ta, którą Skinner nazywa różnicującą czy dyskryminującą. Skinner mówi o tej funkcji, co następuje: postawienie się pewnego bodźca jest okolicznością, ze względu na którą, po danym zachowaniu, w obecności tego bodźca emitowanym pojawia się wzmocnienie. Oczywiśnie należy to rozumieć w ten sposób, gdy to samo zachowanie wystąpi w obecności innych bodźcow, to wzmocnienie się nie pojawi. Obecność bodźca różnicuje, dyskryminuje w tym sensie, że jak on jest, to zachowanie się pojawia, a jak go nie ma, to ono się nie pojawia. Dzieje się tak, ponieważ taka była historia jednostki - po zachowaniu emitowanym w obecności danego bodźca pojawiało się wzmocnienie, a po emitowanym bez obecności tego bodźca wzmocnienia nie było. Zatem historia wzmocnień nadała temu bodźcowi funkcję różnicującą.
Ten termin historia wzmocnień jest bardzo ważny. Ostatecznie bowiem cała robota Skinnera zmierza do tego, by ustalić tę historię, bo jak się ją zna to można, z określonym prawdopodobieństwem, przewidywać szanse pojawienia się danego zachowania w danej sytuacji ze względu na tę historię. Co więcej, dla dowolnej sytuacji, można - znając historię wzmocnień - ustalić całą hierarchię zachowań coraz mniej, w danej sytacji, prawdopodobnych. Na dole tej hierarchii znajdowałyby się także te zachowania, których do tej pory nikt nigdy nie emitował.
Opisaliśmy zatem zachowanie, opisaliśmy bodźce - zmienne niezależne, złączyliśmy je tymi relacjami funkcjonalnymi, w ten sposób opisaliśmy to, co nam jest dostępne bezpośrednio w obserwacji, ustaliliśmy te trójczłonowe kontyngencje, a teraz znając te związki możemy przewidywać zachowanie, oczywiście z określonym prawdopodobieństwem. Im lepsza jest nasza znajomość historii wzmocnień, tym lepsze jest nasze przewidywanie, a znając historię wzmocnień, umiejąc przewidywać możemy kontrolować zachowanie, manipulując bądź wzmocnienimi, bądź bodźcami, bo one stanowią okoliczność, ze względu na którą może pojawić się dane zachowanie.
Przejdziemy teraz do omówienia wzmocnień. Zostały one tu ujęte, jak łatwo się domyślić, w swej funkcji wzmacniającej. Jeżeli chodzi o status wzmocnień, to są one bodźcami. W tej dwojakiej charakterystyce w ujęciu wzmocnień ważniejsza jest ich funkcja niż ich bodźcowa natura. Skinner mówi, że to, czy wzmocnienia wystąpią w wersji publicznej, czy w prywatnej, jest mniej ważne, ważne jest to, że mają charakter wzmacniający. Oczywiście to, co może wystąpić w funkcji wzmocnienia, musimy oczywiście identyfikować w odniesienu do każdej konkretnej jednostki, dla której musimy ustalać historię wzmocnień. Ciekawa jest odpowiedź Skinnera na pytanie - dlaczego wzmocnienia wzmacnieją? Odpowiadając na to pytanie, odwołuje się do tego, co niepsychologiczne, mianowicie do biologicznych korzyści organizmu jako jednostki.
Zostało już powiedziane, że program Skinnera sprowadza się do tego, żeby ustalić związki między zmiennymi zależną i niezależną, budować prawa, potem syntezy tych praw, a w oparciu o tą wiedzę przewidywać zachowanie jednostki. Skinner zdaje sobie sprawę, że związki między zmienną zależną a niezależną mogą być złożone - i rozważa takie możliwości. W punkcie wyjścia jest to, co jeszcze Watson rozważał - mianowicie jednoznaczne powiązania zachowań z sytuacjami. To jest rzadki wypadek. Potem są takie przypadki, że to samo zachowanie jest kontrolowane przez liczne zmienne, mamy więc to samo zachowanie, a różne zmienne sytuacyjne. Albo inny możliwy układ: ta sama zmienna sytuacyjna, a różne zachowania.
Przechodząc od tego prostego, wyjściowego przypadku, Skinner coraz bardziej komplikuje sytację badawczą. Dochodzi do łańcuchów zachowaniowych - komplikacja polega tutaj na tym, że jedno zachowanie kontroluje inne zachowanie w ten sposób, że kontroluje zmienne, których to drugie zachowanie kontrolowane jest funkcją. Ten złożony przypadek interesuje nas po pierwsze dlatego, że wracamy do sprawy redukcjonizmu behawioryzmu. Skinner mówi wprost - ja jestem redukcjonistą, ale w tym szczególnym sensie tego słowa, że rozważam coraz bardziej skomplikowane przypadki i nie widzę żadnych powodów dla których musiałbym w tych bardziej skomplikowanych przypadkach modyfikować swoją wyjściową koncepcję i jakieś nowe momenty, nowe zasady tutaj wprowadzać.
Nas interesuje to, czy łańcuchy zachowaniowe dadzą się ująć w tych samych wyjściowych kategoriach, które były do tej pory formułowane dla przypadków bardzo prostych. Tu trzeba sobie przypomnieć ów transpozycjonizm z pierwszego zestawienia. Drugi moment, dla którego to jest ważne, to to, że pewnym konkretnym wariantem łańcucha zachowaniowego jest samokontrola.
Docieramy tu do rzeczy najbardziej zagadkowej - mianowicie do obecności w behawioryzmie Skinnerowskim problematyki samokontroli. Jeszcze raz wraca sprawa, czy jest to - i ewentualnie jakiego rodzaju - determinizm? Czy jest to - i ewentualnie jakiego rodzaju - mechanicyzm? - jeśli nagle pojawiła się tu samokontrola, i to nie deus ex machina, tylko jako pewna postać łańcucha zachowaniowego. Łańcuchy te, jakie by one nie były, są - zdaniem Skinnera - możliwe do ujęcia w tych samych ogólnych kategoriach, bez żadnych dodatkowych uzupełnień czy wątków.
Zanim przejdziemy do problemu samokontroli, musimy wprowadzić problematykę podmiotu zachowania. Skinner w części zatytułowanej Jednostka jako całość wprowadza tę problematykę podmiotu zachowania. Nagle pojawia się jako obiekt badania psychologicznego jednostka pojęta jako całość.
Przytoczymy teraz pewien charakterystyczny fragment - Skinner pisze tak: musimy rozważyć możliwość, że jednostka może kontrolować swe własne zachowanie. Obiegowy zarzut w stosunku do tego ujęcia zachowującego się organizmu, który zaprezentowaliśmy wygląda mniej więcej następująco - zachowanie tego organizmu zdaje się po prostu (?) pewien repertuar, pewien słownik działań, w którym każdy punkt staje się mniej lub bardziej prawdopodobny stosownie do zmian, jakie zachodzą w środowisku. Prawdą jest, że zmienne środowiskowe, których zachowanie jest funkcją, mogą być zroganizowane w pewien złożony układ, nie zmienia to jednak w sposób zasadniczy tego ujęcia, ponieważ nacisk spoczywa cały czas jeszcze na zachowaniu, a nie na behaverze.
Pojawia się tu nagle obok terminu behaviour taki termin jak behavor. Od tego momentu Skinner zacznie mówić nie tylko o zachowaniu, ale i o behaverze, o tym kto lub o tym co się zachowuje. To ujęcie przez swoją ascetyczność przypomina nam Husserlowskie spełnianie aktów świadomości - ten behavor jest tutaj ujęty tylko z racji tego, że się zachowuje. Jest traktowany tylko i wyłącznie jako zachowujący się tak jak podmiot świadomości był początkowo ujęty tylko i wyłącznie jako spełniacz aktów. Zanim zaczęliśmy o nim rozmaite inne rzeczy mówić, powiedzieliśmy, że jest spełniaczem aktów, potem dopiero wyposażyliśmy go w określoną strukturę, przyznaliśmy mu rozmaite dyspozycje - wyróżniliśmy w nim warstwy, rdzenie, siły i dyspozycje. Przez swój ascetyzm czymś analogicznym do tego jest ten behavor pojęty jako zachowujący się.
Ale przecież część pracy, na którą się teraz powołujemy, nosi tytuł Jednostka jako całość. Okazuje się, że o tym behawerze możemy teraz mówić jako o jednostce, możemy stwierdzić jej szczególny, bo całościowy, holistyczny charakter. Skinner mówi też o tej jednostce jako o systemie. Mówi o oragnizmie jako zachowującym się systemie. Padają też takie terminy jak maszyna. Pojawia się wreszcie kategoria selfu. Jest to bez wątpienia kategoria psychologiczna. Organizm to jest kategoria biologiczna, kategoria systemu jest wzięta z ogólnej teorii systemu, machina to jest analogia do fizyki.
Tu pojawia się wreszcie nie budząca wątpliwości psychologiczna kategoria selfu. Skinner używa tego terminu w bardzo specyficznym znaczeniu - self jest dla niego repertuarem zachowań. Repertuar zachowań jest związany z pewnymi sytuacjami i - po drugie - z różnymi wzmocnieniami, jest on przez te wzmocnienia kształtowany. Można powiedzieć, że mamy rozmaite selfy. Jest to takie ważne, bo Skinner kończąc swoją problematykę samokontroli, powie, że trzeba odróżnić self kontrolujący i self kontrolowany - i za każdym razem są to repertuary zachowań.
Tak więc samokontola, która nas tak zafrapowała jako coś nieoczekiwanego w koncepcji Skinnera, jawi się bardziej przyziemnie - mianowicie nie jest niczym więcej jak tylko kontrolą jednych zachowań przez inne zachowania, a nie kontrolą zachowania przez samą jednostkę. Dochodzimy teraz do ważnego pytania: jak to jest z tym determinizmem, jak to jest z tym mechanicyzmem, jak to jest z tym transpozycjonizmem w koncepcji Skinnera? Jest to pytanie tym bardziej istotne, że Skinner - zanim zacznie wypowiadać na temat tego podmiotu rozmaite rzeczy, to na wstępie swojej książki (JAKIEJ?) mówi tak: zawsze jest jakaś jednostka, która się zachowuje, zachowanie domaga się jakiegoś zachowującego się organizmu będącego wynikiem procesu genetycznego.
Znowu mamy do czynienie ze zdaniem, które z racji siły swych sformułowań jest zdaniem par excellence filozoficznym - zachowanie domaga się zachowującego się organizmu. To "domaganie się " jest stwierdzeniem tak mocnym, że można je znaleźć w ontologii. Być może u Skinnera akcent pada tutaj na to, że ów zachowujący się organizm jest wynikiem procesu genetycznego. Być może należałoby odczytać to zadanie jako objaw wtrętu biologii w koncepcję Skinnera, albo jako zdanie, które zdaje sprawę z pewnych założeń ontologicznych. Ta sama bezwyjątkowość właściwa twierdzeniom filozoficznym jest także w tym zdaniu, które mówi, że zawsze jest jakaś jednostka, która się zachowuje - nie ma zachowania bez tego, kto by się zachowywał. Trzeba tu zwrócić uwagę na to pewne "niezdecydowanie" - z jednej strony, mamy tu niesłychanie mocne twierdzenie, niemal ontologiczne, a z drugiej - takie burzące to wszystko zdania, że self to zaledwie repertuar zachowań.
Poza całą problematyką samokontroli jest u Skinnera cały fragment dotyczący prywatności. Rozważa on problem tzw. zdarzeń prywatnych. Znowu napotykamy tu na coś, co nam do tego obrazu behawioryzmu nie pasuje. Do tej pory był obiektywizm, był peryferalizm, był nacisk na zmienne środowiskowe, a tu nagle pojawia się coś prywatnego i jest pytanie, czy jest to subiektywne czy obiektywne. Na pewno nie jest peryferyczne i nie jest środowiskowe, bo jest prywatne. Tu zaczyna się komplikować ten pierwotnie klarowny obraz behawioryzmu.
Drugim problemem, chyba jeszcze ważniejszym z racji tego uwikłania w całą tradycję psychologii, jest to, jak był odczytywany ten fragment koncepcji Skinnera, który dotyczy zdarzeń prywatnych. Na przykład w książce ku czci (KOGO?) Fromm stwierdził, że Skinnera koncepcja zdarzeń prywatnych jest wprowadzenie kuchennymi schodami świadomości do behawioryzmu. Rodzi się oczywiście pytanie, czy zdarzenia prywatne można utożsamić ze świadomością? Trzeba także zapytać - czym są owe zdarzenia prywatne? Już w tym fragmencie artykułu Skinnera Pół wieku behawioryzmu, który konkretyzował strategię, była mowa o tym, że do prywatności można podejść inaczej niż tradycyjnie podchodzono - mianowicie od strony świata, a nie od strony bezpośredniego doświadczenia. Musimy zatem zastanowić się nad tym, na czym polega prywatność niektórych zdarzeń i jak to się ma do innych ich charakterystyk. Na przykład - jak się ma prywatność do bodźcowości, zachowaniowości i wzmocnieniowości pewnych zdarzeń? Na końcu trzeba będzie zapytać o to, jak Skinner sobie radzi z czymś takim, jak zachowanie werbalne, które jest zdaniem sprawy ze zdarzeń prywatnych.
hmp8
17
34