VII. Nieudana rewolucja biologiczna
Higiena psychiczna a problem kultury.
Ogromna ilość nie cierpiących zwłoki pytań, które pojawiły się w mojej pracy społecznej lekarza seksuologa, skłoniła mnie do zasięgnięcia opinii Freuda. Mimo zachęcających słów, jakimi poparł w trakcie wcześniejszej rozmowy mój zamiar utworzenia poradni seksualnych dla biednych, nie byłem do końca pewien jego akceptacji. Sytuacja w naszej organizacji zawodowej była pełna skrytych napięć. Próbowałem zachęcić kolegów do przyjęcia jasnego stanowiska, gdyż sam osobiście byłem przekonany o ogromnym społecznym zapotrzebowaniu na moją pracę i nie chciałem robić z niej tajemnicy. Zaczęły docierać do mych uszu pierwsze zniesławiające mnie oszczerstwa. Tak reagowali zawiedzeni w swej seksualności ludzie na walkę zdrowych o szczęście w miłości.
Wiedziałem już, że niczego na świecie nie można porównać do tych reakcji pełnych nienawiści i zgorzknienia, nic nie może dorównać im w morderczej umiejętności zadawania ludziom bólu. Wojna pozwala ofiarom odczuwać heroizm cierpienia. Ludzie, którzy w zdrowy sposób postrzegają życie, milczą nosząc znamię świntuszenia, które z powodu własnego poczucia winy wypalili im na czołach moraliści pełni perwersyjnych fantazji. Społeczeństwo nie stworzyło ani jednej organizacji, która reprezentowałaby naturalną świadomość życia. W każdych okolicznościach próbowałem przenieść dyskusję z płaszczyzny osobistej na rzeczową. Od początku jednak można było przewidzieć, jakie skutki wywołają te zniesławiające plotki.
12 grudnia 1929 roku wygłosiłem w wąskim kręgu współpracowników Freuda wykład na temat profilaktyki nerwic. Te odbywające się co cztery tygodnie w domu Freuda posiedzenia były dostępne jedynie dla działaczy Towarzystwa. Było powszechnie wiadomo, że padają tam znaczące wypowiedzi i podejmuje się ważne decyzje. Każde słowo musiało być dokładnie przemyślane. Psychoanaliza stała się ogarniającym cały świat, niezmiernie kontrowersyjnym ruchem. Spoczywała na nas ogromna odpowiedzialność. Nie można było wymigać się żadną półprawdą. Musiałem albo jasno przedstawić problem, albo milczeć. Lecz i milczenie nie było już możliwe. Moja seksualno-polityczna praca zaczęła rządzić się własnymi prawami; wiele tysięcy ludzi przybywało na moje wykłady, aby dowiedzieć się, co psychoanaliza ma do powiedzenia na temat społecznej i seksualnej nędzy.
Oto lista typowych pytań, jakie podczas otwartych spotkań zadawali ludzie należący do najróżniejszych kręgów społecznych i wykonujący wszelkie możliwe zawody.
Co zrobić kiedy kobieta ma suchą pochwę, chociaż psychicznie pragnie stosunku?
Jak często można odbywać stosunki seksualne?
Czy można mieć stosunek podczas miesięcznego krwawienia?
Co zrobić, kiedy kobieta jest niewierna?
Co należy zrobić, jeżeli mężczyzna nie potrafi zaspokoić kobiety? Jeżeli trwa to zbyt krótko?
Czy można mieć stosunek seksualny od tyłu?
Dlaczego homoseksualizm jest karalny?
Jak ma postąpić kobieta, jeżeli mężczyzna chce współżyć seksualnie, a ona nie ma na to ochoty?
Co można poradzić na bezsenność?
Dlaczego mężczyźni tak chętnie opowiadają sobie nawzajem o swoich związkach z kobietami?
Czy w Rosji Sowieckiej stosunki seksualne między bratem i siostrą są karalne?
Robotnik miał bardzo ciężko chorą żonę. Od wielu lat nie opuszczała łóżka. Było tam troje małych dzieci i osiemnastoletnia córka. Zastępowała ona matkę, opiekowała się dziećmi, dbała o ojca. Przez całe lata wszystko szło dobrze. Sypiała z ojcem. Wszystko było w porządku. Wciąż troszczyła się o rodzinę, dbała o dom. Ojciec pracował i dbał o chorą żonę. Córka zachowywała się bardzo porządnie wobec swego rodzeństwa. Potem zaczęły się plotki. Wmieszała się w to policja obyczajowa i ojca aresztowano, oskarżono o kazirodztwo i skazano na pięć lat więzienia. Dzieci oddano do sierocińca. Rodzina się rozpadła. Córka musiała pójść do obcych ludzi do pracy. Dlaczego tak ma być?
Co należy zrobić, jeżeli pragnie się uprawiać miłość, a w tym samym pokoju śpią jeszcze inne osoby?
Dlaczego lekarze nie chcą pomóc, jeżeli kobieta zajdzie w ciążę i nie chce lub nie może urodzić dziecka?
Moja córka ma dopiero siedemnaście lat i ma już chłopca. Czy to jej nie zaszkodzi? Przecież on się z nią nie ożeni.
Czy to coś bardzo złego, jeśli ma się stosunki seksualne z wieloma osobami?
Dziewczyny zawsze robią takie straszne problemy, jak mam postępować?
Jestem całkowicie samotna i tęsknię za przyjacielem, ale kiedy się jakiś pojawi, zaczynam się bać.
Mój mąż chodzi do innej kobiety. Jak mam postąpić? Ja też mam na to ochotę. Czy tak wolno postępować?
Zarabiam 20 szylingów na tydzień. Moja dziewczyna chce chodzić do kina, a na to nie starcza. Co mam zrobić, aby dziewczyna, którą kocham, nie odeszła z kimś innym?
Jesteśmy z moją żoną już od ośmiu lat razem. Kochamy się. Ale nasze życie seksualne nie układa nam się. Marzę o innej kobiecie. Co mam zrobić?
Moje dziecko ma trzy lata i bez przerwy bawi się swoim członkiem. Próbowałam je karać, ale to nic nie pomaga. Czy ono robi coś złego?
Codziennie się onanizuję, czasami nawet trzy razy. Czy to nie szkodzi zdrowiu?
Zimmermann (szwajcarski reformator) twierdzi, że aby zapobiec zajściu w ciążę, mężczyzna powinien powstrzymywać wytrysk nie poruszając się w kobiecie. Czy tak jest naprawdę? To przecież boli!
W pewnej książce dla matek przeczytałam, że stosunki seksualne należy odbywać jedynie wówczas, kiedy chce się mieć dziecko. To przecież bzdura, prawda?
Dlaczego wszystko, co jest związane z seksem, jest zakazane?
Jeżeli wprowadzi się seksualną wolność, czy nie spowoduje to powszechnego chaosu? Boję się, że mogłabym utracić wówczas mego męża.
Kobieta ma inną naturę niż mężczyzna. Mężczyzna jest poligamiczny, a kobieta monogamiczna. Rodzenie dzieci pociąga za sobą określone zobowiązania. Czy pozwoliłby pan na to, aby pańska żona współżyła z innymi mężczyznami?
Mówi Pan tu o zdrowiu seksualnym. Czy Pan pozwala swoim dzieciom się onanizować? Na pewno nie!
Nasze dzieci w miejscach publicznych zachowują się zupełnie inaczej niż w domu. W domu są brutalne i władcze. Co można na to poradzić?
Dlaczego nasi przywódcy niczego nie mówią nam o tych sprawach?
Czy Pan jest żonaty? Czy ma Pan dzieci?
Czy seksualna wolność nie oznacza całkowitego zniszczenia rodziny?
Mówi się, że w Rosji Sowieckiej matki muszą oddawać swoje dzieci. Nie chciałabym wówczas w ogóle rodzić.
Jak to jest z opieką nad dziećmi w Rosji? My, robotnice, byłybyśmy szczęśliwe, gdyby w czasie, kiedy pracujemy, nasze dzieci miały zapewnioną opiekę. Dlaczego tutaj nic się w tym celu nie robi?
Mam krwawienia macicy. Lekarz z kasy chorych jest bardzo brutalny, a nie mam pieniędzy na prywatnego. Co mam zrobić?
Moja miesiączka trwa zawsze dziesięć dni i jest bardzo bolesna. Co mam zrobić?
Kiedy można rozpocząć współżycie płciowe?
Czy onanizowanie się szkodzi? Mówi się, że od tego się głupieje.
Dlaczego rodzice są dla nas tacy surowi? Nie wolno mi wracać do domu później niż o ósmej! A przecież mam już szesnaście lat!
Kiedy chodzę na zebrania (jestem bardzo zaangażowany politycznie), moja żona jest zazdrosna. Co mam z nią zrobić?
Mój mąż żąda ode mnie stale współżycia seksualnego, a ja nie mam na to ochoty. Co mam zrobić?
Jestem zaręczona i zdarza się, że mój narzeczony nie może znaleźć w czasie stosunku właściwego miejsca, tak że przed osiągnięciem zaspokojenia czujemy się zmęczeni i natychmiast przerywamy. Muszę dodać, że mój narzeczony ma dwadzieścia dziewięć lat i do tej pory nie współżył seksualnie.
Czy impotentom wolno się żenić?
Co mają zrobić brzydcy ludzie, którzy nie mogą sobie znaleźć przyjaciela albo przyjaciółki?
Co ma zrobić dziewczyna w starszym wieku, która wciąż jest jeszcze nietknięta? Przecież nie może sama zaproponować się mężczyźnie!
Czy jest możliwe, aby mężczyzna, który żyje jak asceta, mógł przy pomocy codziennych zimnych kąpieli, gimnastyki, sportu itp. przestać pragnąć współżycia seksualnego?
Czy stosunek przerywany jest szkodliwy?
Czy stałe przerywanie stosunków seksualnych prowadzi do impotencji?
Jak powinny wyglądać relacje między młodymi ludźmi podczas letnich kolonii?
Czy współżycie płciowe nie odbija się na psychice młodego człowieka?
Czy to szkodzi, jeśli przerywa się onanizowanie tuż przed wytryskiem?
Czy upławy pochwowe są skutkiem onanizowania się?
W trakcie wieczorów poświęconych profilaktyce nerwic i zagadnieniom kultury Freud po raz pierwszy jasno wyjawił poglądy, które następnie opublikował w 1930 roku w Unbehagen in der Kultur, a które w wielu punktach były krańcowo sprzeczne ze stwierdzeniami zawartymi w pracy Przyszłość pewnej iluzji. Wbrew temu, co niektórzy moi oskarżyciele twierdzili, nie „prowokowałem" Freuda. Nieprawdą było również, że moje argumenty, jak twierdzili inni, były „dyktowane przez Moskwę". W tym właśnie czasie używałem tego argumentu walcząc przeciw ekonomistom z ruchu socjalistycznego chcącym zdławić ludzi, których obiecywali wyzwolić przy pomocy „niezłomnego biegu historii" i „czynników ekonomicznych". Próbowałem jedynie oczyścić pole walki i nie żałuję tego do dzisiaj. Broniłem się przeciw nasilającym się próbom zlikwidowania psychoanalitycznej terapii seksualnej i uniknięcia społecznych konsekwencji, jakie pociągała ona za sobą.
Na wstępie poprosiłem, aby potraktowano moją wypowiedź jako prywatną i osobistą, ponieważ nic jeszcze nie opublikowałem na ten temat. Cztery pytania wymagały odpowiedzi:
Dokąd doprowadzi nas konsekwentne kontynuowanie teorii i terapii psychoanalitycznej? Gdzie dotrzemy trzymając się dalej centralnego znaczenia seksualnej etymologii nerwic?
Czy możemy w dalszym ciągu zajmować się wyłącznie nerwicami indywidualnych pacjentów, z którymi mamy do czynienia w praktyce prywatnej?
To psychiczne cierpienie stało się ukrytą epidemią, która ogarnęła całe społeczeństwo. Cała ludzkość jest psychicznie chora. Jakie miejsce powinien zająć ruch psychoanalityczny w społeczeństwie? To, że powinien je zająć, nie ulega najmniejszej wątpliwości. Chodzi przecież o wielkie społeczne zagadnienie ekonomii psychicznej, a ta będzie tożsama z ekonomią seksualną, o ile teoria seksualności zostanie konsekwentnie, do końca rozwinięta bez żadnych sztucznie narzuconych ograniczeń.
4. Dlaczego społeczeństwo tworzy tak ogromną ilość nerwic?
Odpowiedziałem na te pytania zgodnie z opisanymi wielokrotnie w innych miejscach doświadczeniami. Na podstawę statystycznych badań, które przeprowadziłem w kilku organizacjach i grupach młodzieży, mogłem wykazać, że już same dane na temat powszechnie znanych objawów nerwicy, a więc bez uwzględnienia nie znanych badanym nerwic charakterologicznych, uzyskane od ludzi z najróżniejszych warstw społecznych dają obraz 60 do 80 procent osób z ciężkimi zaburzeniami nerwicowymi. Na spotkaniach poświęconych zagadnieniom polityki seksualnej poziom zaburzeń był znacznie wyższy, przekraczając 80 procent, ponieważ, jak można przypuszczać, przychodziło na nie szczególnie wielu neurotyków. Argument, że jedynie neurotycy uczęszczali na takie zebrania, podważał fakt, iż na spotkaniach zamkniętych organizacji, a więc takich, które nie były dostępne dla neurotyków z zewnątrz (stowarzyszenia wolnomyślicieli, grupy szkolne, zebrania robotnicze, wszelkiego rodzaju młodzieżowe organizacje polityczne itd.) stopa procentowa nerwic objawowych była mniejsza jedynie o około 10 procent w porównaniu ze spotkaniami otwartymi.
W podlegających mi sześciu wiedeńskich poradniach seksuologicz-nych około 70 procent wszystkich przychodzących po poradę potrzebowało terapii. Jedynie u około 30 procent, na które składały się lżejsze nerwice wywołane zastojem, można było uzyskać poprawę poradami i udzielając pomocy społecznej. Oznaczało to, że w przypadku obejmującej całą ludność opieki w zakresie higieny seksualnej, w najlepszym przypadku jedynie 30 procentom można by pomóc stosując szybkie interwencje. Pozostała ludność, a więc około 70 procent (u kobiet procent ten byłby wyższy, u mężczyzn niższy), wymagała głębokiej terapii, która każdorazowo zajęłaby dwa do trzech lat, nie gwarantując przy tym sukcesu. Najmniejszego sensu nie miało stawianie sobie tego za cel pracy społeczno-politycznej. Higiena psychiczna oparta o pracę indywidualną była jedynie niebezpieczną utopią.
Sytuacja wymagała podjęcia powszechnych społecznych działań zapobiegających powstawaniu nerwic. Ich zasady i wykorzystywane środki można wypracować w oparciu o doświadczenia w pracy z pojedynczymi pacjentami, podobnie jak w przypadku zarazy, którą próbuje się zwalczyć wykorzystując doświadczenia z poszczególnymi zarażonymi osobami. Jednak istnieje tu wielka różnica. Ospie można zapobiec przeprowadzając szybko szczepienia. Profilaktyka nerwic przedstawia ponury, przerażający obraz koniecznych działań. I nie ma żadnej możliwości, aby ich uniknąć. Perspektywy stwarza jedynie zniszczenie źródeł, z których wypływa neurotyczne cierpienie.
Gdzie należy szukać źródeł epidemii nerwic?
Przede wszystkim w autorytarnym, tłumiącym seksualność wychowywaniu w rodzinie, które zawsze prowadzi do seksualnego konfliktu między rodzicami a dziećmi i powstania lęku genitalnego. Właśnie dlatego, że praca kliniczna potwierdzała, iż Freud ma rację, doszedłem do tych wniosków. Poza tym udało mi się znaleźć odpowiedź na nie rozwiązany do tej pory problem związku pomiędzy seksualną relacją między rodzicami i dziećmi a ogólnym społecznym zniewoleniem seksualnym. Chodziło tu o stan faktyczny, charakteryzujący całość procesu wychowania, czego zrozumienie zmieniło cały problem.
Łatwo było już teraz zrozumieć, dlaczego ludzie masowo zapadali na nerwice. Niejasne pozostawało i wymagało wyjaśnienia, jak niektórzy ludzie mogli pozostać zdrowi podlegając takim metodom wychowawczym! Aby rozwiązać tę interesującą zagadkę, należało przyjrzeć się wspomnianemu już związkowi między autorytarnym wychowaniem w rodzinie a zniewoleniem seksualnym.
Rodzice nieświadomie tłamszą seksualność małych dzieci i młodzieży realizując cele autorytarnego, zmechanizowanego społeczeństwa. Młodzi ludzie, którym zamknięto drogę do życiowej aktywności ascezą i częściowo bezrobociem, wykształcają nacechowaną bezradnością i poczuciem winy więź z rodzicami. Ta z kolei uniemożliwia im wyzwolenie się z sytuacji dzieciństwa ze wszystkimi jej lękami seksualnymi i zahamowaniami. Tak wychowane dzieci cierpią jako dorośli na nerwicę charakteru i przekazują swoją chorobę psychiczną własnym dzieciom. W ten sposób ciągnie się to z generacji na generację. Tak właśnie reprodukuje się konserwatywna, pełna lęku przed życiem tradycja. W jaki sposób ludzie mimo to mogą powrócić do zdrowia i zachować je potem?
Odpowiedzi na to pytanie udzieliła teoria orgazmu: przypadkowe lub określone przez warunki społeczne stosunki stwarzają czasami możliwość pojawienia się zaspokojenia genitalnego, które ze swej strony zarówno usuwa energetyczne źródło nerwicy, jak i łagodzi przywiązanie do sytuacji dzieciństwa. Tak oto mimo neurotycznej sytuacji rodzinnej mogą pojawiać się zdrowi ludzie. Życie płciowe młodzieży w roku 1940 jest znacznie swobodniejsze, choć jednocześnie 0 wiele bardziej konfliktowe niż życie młodych ludzi z roku 1900.
To nie brak konfliktów rodzinnych czy zniewolenia seksualnego różni człowieka zdrowego od chorego; pewne szczególne, niezgodne z za sadami naszego społeczeństwa połączenie warunków, a przede wszystkim przemysłowa kolektywizacja pracy, stwarza organizmowi, dzięki seksualno-ekonomicznemu sposobowi życia, możliwość uwolnienia się z obu pułapek. Pozostaje pytanie, jaki los czeka potem takich zdrowych ludzi. Na pewno nie jest im łatwo. W każdym bądź razie przy pomocy „spontanicznej organicznej terapii nerwic" — tak nazwałem orgazmiczne rozpuszczanie napięć — można pokonać zarówno chorobliwe więzi rodzinne, jak i skutki społecznej niedoli seksualnej. W społeczeństwie istnieje szczególna warstwa ludzi, żyjących i działających w rozproszeniu, którzy nie wiedzą nic o sobie nawzajem:
jest to warstwa ludzi o genitalnym typie wyposażonych w naturalną seksualność. Szczególnie często można ich spotkać wśród proletariatu przemysłowego.
Masowa epidemia nerwic powstaje w ciągu trzech głównych etapów ludzkiego życia: poprzez neurotyczny klimat rodzinnego domu we wczesnym dzieciństwie, w okresie dojrzewania i w końcu w przymusowym małżeństwie, całkowicie podporządkowanym moralistycznym zasadom.
W pierwszym etapie ogromnie szkodliwy wpływ ma surowy i przedwczesny trening czystości oraz przymuszanie do „grzeczności", do całkowitego opanowania i dobrych manier. Przygotowuje to dzieci do posłusznego zaakceptowania najważniejszego zakazu następnego okresu — do zakazu onanizowania się. Inne ograniczenia wieku dziecięcego mogą być różne w poszczególnych sytuacjach, wymieniłem tu jedynie najbardziej typowe. Ograniczanie naturalnej dziecięcej seksualności występujące we wszystkich warstwach społecznych stwarza żyzny grunt dla fiksacji na neurotycznym domu rodzinnym i jego atmosferze. Tak właśnie powstaje brak samodzielności w ludzkim myśleniu i działaniu. Psychiczna ruchliwość i siła idą w parze z seksualną żywotnością i wymagają jej istnienia. Podobnie psychiczne zahamowania i ociężałość są skutkiem seksualnego tłumienia. W okresie dojrzewania ponownie stosuje się szkodliwe zasady wychowawcze, co prowadzi do psychicznego wyjałowienia i budowania opancerzenia charakterologicznego. Cały proces powtórzony zostaje na solidnej podstawie stworzonej przez wcześniejsze wyhamowanie dziecięcych impulsów. Problem okresu dojrzewania jest uwarunkowany przede wszystkim społecznie, a nie biologicznie czy przez dziecięcy konflikt z rodzicami, jak z kolei sądzi psychoanaliza. Młodzi ludzie, którzy potrafią odnaleźć drogę ku realnemu życiu, wypełnionemu seksualnością i pracą, rozwiązują wykształconą w dzieciństwie neurotyczną więź z rodzicami. Pozostali pogrążają się teraz z powrotem w dziecięcej sytuacji, ciężko dotknięci realną niemocą wywołaną zniewoleniem seksualnym. Dlatego też większość nerwic i psychoz pojawia się w okresie dojrzewania.
Przeprowadzone przez Barascha badania statystyczne na temat zależności między trwałością małżeństw a momentem rozpoczęcia genitalnego życia płciowego potwierdzają ścisły związek pomiędzy wymogami, jakie stawiają przed ludźmi asceza i małżeństwo. Im wcześniej nastolatek rozpoczyna satysfakcjonujące stosunki seksualne, tym mniej jest zdolny do podporządkowania się surowemu żądaniu: „przez całe życie tylko jeden partner". To stwierdzenie może się nam podobać lub nie, ale jest ono faktem, którego nie da się wymazać. Prowadzi nas ono do następujących wniosków: żądanie, aby młodzież żyła w ascezie, ma uczynić ją bardziej podatną na zewnętrzne oddziaływania i przysposobić do małżeństwa. I tak też się dzieje. Jednak tworzy to impotencję seksualną, która z kolei zaostrza kryzysy małżeńskie i niszczy te związki.
Jest to obłuda, jeśli pozwala się młodym ludziom w pełnym majestacie prawa wstępować w związki małżeńskie w dniu ich szesnastych urodzin, a więc ogłasza się, że w takim przypadku stosunki seksualne nie są szkodliwe, żądając jednocześnie „pełnej ascezy do dnia ślubu", nawet jeśli ma odbyć się on po trzydziestym roku życia. W tej sytuacji „stosunki płciowe w młodym wieku są szkodliwe lub niemoralne". Żaden myślący człowiek nie może się z tym zgodzić, tak jak nie jest w stanie zaakceptować stwarzanych w ten sposób nerwic i perwersji.
Złagodzenie kary za onanię jest jedynie wygodnym wybiegiem. Idzie o spełnienie cielesnych potrzeb rozkwitającej młodzieży. Pokwitanie oznacza dojrzewanie seksualne i początkowo nie jest niczym innym. Tak zwane „dojrzewanie kulturowe" różnych estetyzujących psychologii nie jest niczym innym jak tylko, łagodnie mówiąc, zwykłą gadaniną. Zabezpieczenie seksualnego szczęścia w życiu dojrzewającej młodzieży jest centralnym punktem profilaktyki nerwic.
Każdorazowo zadaniem młodzieży jest reprezentowanie następnego etapu cywilizacyjnego. Za każdym razem generacja rodziców próbuje utrzymać młodzież na swoim własnym etapie kulturowym. Większość motywów takiego działania jest irracjonalna. Rodzice zostali sami zmuszeni do rezygnacji i czują się prowokowani, kiedy młodzież pokazuje im to, czego sami nie mogli osiągnąć. Typowy bunt młodych przeciwko rodzicom nie jest więc nerwicowym objawem okresu dojrzewania, lecz stanowi przygotowanie do społecznego zadania, jakie ta młodzież będzie musiała zrealizować później jako dorośli. Za każdym razem musi w walce zdobyć umiejętność dokonywania postępu. Niezależnie od tego, jakie kulturowe i cywilizacyjne zadania stoją przed każdą następną nową generacją, wciąż na nowo staje im na drodze lęk starszych przed młodzieńczą seksualnością i młodzieńczą wolą walki.
Zarzucano mi, że pragnę utopii i chcę usunąć wszelki brak przyjemności z tego świata, tak aby została jedynie przyjemność. Z moich pisemnych i ustnych wypowiedzi wynikało jednak jasno, że typowe wychowanie sprawia, że ludzie stają się niezdolni do doświadczania przyjemności, ponieważ opancerza ich ono przed brakiem przyjemności. Przyjemność i radość życia są nie do pomyślenia bez walki, bolesnych doświadczeń i pozbawionych wszelkiej przyjemności bojów z samym sobą. To nie beznamiętne teorie joginów i buddystów, nie filozofia rozkoszy Epikura, to nie wyrzeczenia stanu mnisiego, lecz nieustanne przejścia pomiędzy bolesną walką a szczęściem, pomiędzy fałszem a prawdą, pomiędzy błędami a opamiętaniem, racjonalną nienawiścią a racjonalną miłością, krótko mówiąc, pełna żywotność we wszystkich sytuacjach życia charakteryzuje zdrowie psychiczne.
Zdolność znoszenia nieprzyjemności i bólu bez uciekania w rozczarowaniu w sztywne, zastygłe postawy idzie w parze ze zdolnością przyjmowania szczęścia i dawania miłości. Parafrazując Nietzschego można powiedzieć: Kto pragnie nauczyć się doznawania niebiańskich rozkoszy, musi być gotów doświadczać również śmiertelnego smutku. Nasze europejskie poglądy i wychowanie zrobiły jednak z młodzieży — w zależności od sytuacji społecznej — albo upakowane w watę laleczki, albo też wyjałowione, niezdolne do doznawania przyjemności, chronicznie znużone narzędzia przemysłu czy biurokracji.
Musimy nauczyć się jasno postrzegać problem małżeństwa. Małżeństwo nie jest ani wyłącznie sprawą miłości, jak twierdzą jedni, ani też czysto ekonomiczną instytucją, jak postrzegają to inni. Jest formą narzuconą potrzebom seksualnym przez społeczno--ekonomiczne procesy.5 Seksualne i ekonomiczne potrzeby, szczególnie ze strony kobiet, zagęszczają się w pragnienie małżeństwa, niezależnie od ideologii z wczesnodziecięcego okresu i moralnego nacisku wywieranego przez społeczeństwo. Małżeństwa stają się coraz bardziej zaburzone w wyniku ostrego konfliktu pomiędzy potrzebami seksualnymi a warunkami ekonomicznymi. Potrzeby seksualne mogą być zaspokajane przez jednego i tego samego partnera jedynie przez pewien ograniczony czas. Więź ekonomiczna, wymagania moralne i ludzkie przyzwyczajenie dążą natomiast do utrzymania relacji. W tym właśnie znajdują się źródła niedoli małżeńskiej.
Asceza przed małżeństwem ma wychować ku małżeństwu. Jednak ta sama asceza wywołuje zaburzenia seksualne, podkopując w ten sposób małżeństwo. Pełne zdrowie seksualne może sprawić, że małżeństwo będzie szczęśliwe. Jednak właśnie ono przeciwstawia się całkowicie moralistycznemu żądaniu trwającego przez całe życie małżeństwa monogamicznego. Takie właśnie są fakty. Można mieć do nich dowolny stosunek, lecz nie należy ich przemilczać. Wymienione sprzeczności prowadzą w przypadku niesprzyjających zewnętrznych okoliczności do rezygnacji, która wymaga silnego wyhamowania impulsów wegetatywnych. To z kolei wydobywa na powierzchnię wszelkie możliwe mechanizmy neurotyczne. Seksualne partnerstwo i ludzką przyjaźń w relacji małżeńskiej zastępują matkowanie bądź ojcowska opieka i wzajemne uzależnienie, krótko mówiąc zastępcze formy kazirodztwa. Są to już dziś oklepane, dawno wyczerpująco opisane zjawiska, które pozostały nieznane jedynie duszpasterzom, psychiatrom, społecznym reformatorom i politykom.
Te i tak już bardzo ciężkie wewnętrzne zaburzenia struktury psychicznej nasilają się dodatkowo na skutek zewnętrznych stosunków społecznych. Psychiczne cierpienie nie jest celem nieładu, jaki panuje w sprawach płci, lecz jego nieodłączną częścią. Przymusowe małżeństwo i przymusowa rodzina powielają ludzką strukturę typową dla epoki zmechanizowanej zarówno w sferze gospodarczej, jak i psychicznej.
Z punktu widzenia higieny seksualnej ten porządek stawia wszystko na głowie. Biologicznie zdrowy organizm człowieka wymaga trzech do czterech tysięcy stosunków seksualnych w ciągu trwającego trzydzieści do czterdziestu lat życia genitalnego. Aby zaspokoić pragnienie posiadania dzieci, wystarczy mieć ich trójkę lub czworo. Moraliści i asceci żądają, aby również w małżeństwie przyjemność seksualna służyła jedynie celom prokreacji, a więc, jeśli będziemy konsekwentni, potrzebna jest co najwyżej cztery razy w życiu. Właśnie taka postawa jest propagowana przez autorytety, a ludzie cierpią w milczeniu, postępują wbrew tym żądaniom i stają się obłudnikami.
Jednak nikt nie próbuje walczyć energicznie i z mocą z tym bezsensem, który prowadzi do masowych mordów. Jaskrawym przejawem tej bezmyślności jest oficjalny i moralny zakaz stosowania środków antykoncepcyjnych. Sprzyja to powstawaniu zaburzeń seksualnych i lęku przed zajściem w ciążę u kobiet, przywołując w nich dziecięce lęki seksualne i niszcząc małżeństwa. Wszystkie elementy tego nieładu łączą się w logiczną całość. Doświadczony w dzieciństwie zakaz onanizowania się wspiera lęk przed wniknięciem w pochwę lub przed jej dotykaniem. Stąd bierze się lęk kobiet przed stosowaniem środków domacicznych. Skutkiem tego jest „kryminalna aborcja", która ze swej strony stwarza niezliczone punkty oparcia dla nerwicy. Jeżeli partnerzy boją się niechcianej ciąży, to ani kobieta, ani mężczyzna nie mogą osiągnąć zaspokojenia. Około 60 procent męskiej populacji praktykuje stosunek przerywany. To powoduje powstawanie zastojów seksualnych i całą masę nerwic.
Ani nauka, ani świat medyczny nie mają na ten temat nic do powiedzenia. Co więcej, torpedują przy pomocy wybiegów, akademizmu, fałszywych teorii bądź wręcz realnych gróźb każdą poważną naukową, społeczną lub medyczną próbę znalezienia rozwiązania tych problemów. Naprawdę istnieją wszelkie powody do oburzenia, kiedy się słucha całej tej wygłaszanej w napuszony i autorytarny sposób gadaniny o „moralnych zaleceniach", o nieszkodliwości abstynencji i stosunku przerywanego itd. Nie powiedziałem tego wszystkiego na spotkaniu u Freuda, lecz mój rzeczowy opis faktów musiał wywołać w słuchaczach uczucie oburzenia.
Dochodzi do tego jeszcze fatalna sytuacja mieszkaniowa. Statystyki wiedeńskie z 1927 roku ujawniają, że ponad 80 procent ludności musi dzielić pokój z trzema lub więcej osobami. Oznacza to zaburzenie lub wręcz uniemożliwienie co najmniej 80 procentom ludności uporządkowanego, fizjologicznie prawidłowego zaspokojenia, nawet przy najlepszych wewnętrznych przesłankach. Medycyna i socjologia milczą całkowicie na ten temat.
Warunkiem psychicznej i seksualnej higieny jest istnienie uporządkowanego, materialnie zabezpieczonego życia. Kto cały czas myśli o tym, czy będzie miał co jeść, nie jest w stanie rozkoszować się przyjemnością i łatwo staje się seksualnym psychopatą. Jeżeli więc traktujemy poważnie profilaktykę nerwic, musimy liczyć się z radykalnymi zmianami we wszystkim, co stwarza nerwice. To właśnie tłumaczy, dlaczego problem profilaktyki nerwic nigdy nie został poddany publicznej dyskusji i dlaczego nikt nie chciał się nad nim zastanawiać.
Czy tego chciałem, czy nie, moje wypowiedzi musiały brzmieć prowokacyjnie. W samych faktach zawarta była prowokacja. O prawnym żądaniu „spełniania obowiązku małżeńskiego" i „posłuszeństwa dzieci wobec rodziców, aż do cierpliwego znoszenia kary chłosty" nawet już nie wspominałem. W kręgach akademickich zajmowanie się tym nie było dobrze widziane i uważano to za „nienaukowe politykowanie".
Kłopotliwe w mojej sytuacji było to, że nikt nie chciał nic wiedzieć o faktach, które przedstawiałem, ale nikt też nie mógł im zaprzeczyć. Wszyscy wiedzieli, że indywidualna terapia jest mało istotna ze społecznego punktu widzenia, że wychowanie jest beznadziejne i że same teorie i wykłady nie wystarczą dla powszechnego uświadomienia seksualnego. Logicznie i konsekwentnie prowadziło nas to do problemu kultury.
Stosunek psychoanalizy do „kultury" aż do 1929 roku nie podlegał dyskusji. Psychoanalitycy uważali, że teoria Freuda wspiera kulturę nie dostrzegając w tym żadnych sprzeczności i nie rozumiejąc zawartej w niej krytyki kultury. Wynikało to z faktu, że pomiędzy 1905 a 1920 rokiem wrogowie psychoanalizy uprzedzali, że wkrótce psychoanaliza zacznie „zagrażać kulturze". Wrogowie i przyglądający się świat zawsze przypisywali teorii psychoanalitycznej więcej, niż ona sama zamierzała. Można to wytłumaczyć głęboką potrzebą ludzi, którzy pragnęli uzyskać jasność w życiu seksualnym, i lękiem przed „chaosem seksualnym", jakim przepełnieni byli „twórcy kultury".
Freud sądził, że przy pomocy teorii sublimacji i rezygnacji z popędu można opanować to zagrożenie. Krytyczne głosy stopniowo zamilkły, zwłaszcza po pojawieniu się teorii instynktu śmierci i wycofaniu się z teorii lęku wywołanego zastojem. Nauka o biologicznym dążeniu do cierpienia pozwalała uniknąć kłopotów. Przy pomocy tych teorii można było udowodnić swoją „zdolność do tworzenia kultury". Teraz moje prace zaczęły zagrażać z takim trudem osiągniętej zgodzie. Aby się nie skompromitować, uznano, że moje stwierdzenia są już od dawna znane i „banalne", albo twierdzono, że są nieprawdziwe. Ze swojej strony nie ułatwiałem sobie całej tej sprawy. Nie było to po prostu wystąpienie z twierdzeniem, że psychoanaliza jest „rewolucyjna" i przeciwstawia się istniejącej kulturze. Wszystko było o wiele bardziej skomplikowane, niż możemy to sobie dzisiaj wyobrazić.
Nie można było tej sprawy po prostu pominąć. Praktycy kliniczni w coraz większym stopniu posługiwali się teorią genitalną w terapii. Odrzucić jej również się nie dało, jedynie nieco ułagodzić. Potwierdzała ona bowiem przełomowy charakter naukowo-przyrodniczej teorii seksualności. A przecież dopiero co Freud proklamował nadejście nowej ery w kulturze. Przyznanie się do teorii genitalnej wprost było także niemożliwe. Była ona sprzeczna zarówno z poczuciem egzystencjalnego bezpieczeństwa psychoanalityków, jak i z ich zapewnieniem, że psychoanaliza wyłącznie wspiera kulturę. Nikt nie zapytał, co w tej „kulturze" jest wspierane, a co podważane. Przeoczono, że „nowe" już samym swoim pojawieniem się krytykuje i neguje „stare".
Wiodący przedstawiciele nauk społecznych w Austrii i Niemczech odrzucali psychoanalizę i współzawodniczyli z nią w próbach wyjaśnienia podstawowych problemów ludzkiej egzystencji. Niełatwo było przebić się w tych kręgach. Trudno wręcz jest mi pojąć, jak udało mi się uniknąć w tym czasie popełnienia rażących błędów. Jakże łatwo mogłem wówczas postąpić pochopnie i szybko znaleźć jakieś praktyczne i korzystne w danym momencie wyjście, na przykład stwierdzić, że nauki społeczne i psychoanaliza dadzą się bez trudu pogodzić albo że psychoanaliza jest prawdziwa w psychologii indywidualnej, jednak ze społecznego punktu widzenia całkowicie nieistotna. Taką postawę reprezentowali wrogo nastawieni do analizy marksiści. Jednak nie mogłem tak postąpić.
Z jednej strony czułem się psychoanalitykiem i nie mogłem zgodzić się na powierzchowne traktowanie problemów, a z drugiej — zbyt interesowałem się swobodnym rozwojem świata, aby zadowolić się jakimś banalnym rozwiązaniem. Początkowo wystarczało mi, że mogę się włączyć, choć na razie jedynie metodycznie, do nauk społecznych. Nie musiałem obawiać się nieustannych oskarżeń ze strony wrogów i przyjaciół, że postępuję zbyt pochopnie, chociaż często złościłem się z ich powodu. Wiedziałem, że nikt inny nie włożył tak wiele teoretycznych i praktycznych wysiłków w swoją pracę, że trzymałem całymi latami gotowe manuskrypty dopóki nie byłem pewien, że rzeczywiście mogę je opublikować. Wymądrzanie się pozostawiałem innym.
Stosunek psychoanalizy do kultury zaczął się wyjaśniać od momentu, kiedy pewien młody psychiatra wygłosił u Freuda referat pt. Psychoanaliza a światopogląd. Jedynie nieliczni wiedzą, że praca Freuda Unbehagen in der Kultur powstała podczas tych dyskusji nad kulturą, w obronie przed moją szybko rozwijającą się pracą i wynikającymi z niej zagrożeniami.
W książce tej Freud potwierdził co prawda, że celem ludzkiego życia i dążenia do szczęścia jest naturalna przyjemność seksualna, jednak próbował jednocześnie udowodnić, że zasady tej nie da się utrzymać. Jego podstawowa teoretyczna i praktyczna teza brzmiała zawsze: zazwyczaj człowiek kroczy (i zazwyczaj powinien kroczyć) od „zasady przyjemności" do „zasady rzeczywistości". Powinien zrezygnować z przyjemności i dostosować się. Ani nie kwestionował irracjonalności tej „rzeczywistości", która dziś urządza fajerwerki zniszczenia, ani nie odróżniał, jaką przyjemność można połączyć z socjalizacją, a jakiej nie.
W Unbehagen in der Kultur można odnaleźć wypowiedzi, które Freud kierował przeciwko mnie, kiedy w trakcie dyskusji broniłem mego punktu widzenia. Dzisiaj uważam, że dla kulturalno--politycznego ruchu było dużym szczęściem, iż wszystko to mogło zostać wypowiedziane. Nie było już żadnych niedomówień i nie można już było uważać psychoanalizy za teorię, która „przewraca do góry nogami kulturę", jeśli nie towarzyszyły jej praktyczne próby krytyki i zmiany systemu wychowawczego.
Poniższe poglądy reprezentują ówczesną postawę naukowców akademickich. Nauka zajmuje się problemami bytu. Światopogląd jest związany z problemem powinności. „Byt" (nauka) i „powinność" (polityka) to dwie sprawy, które nie mają ze sobą nic wspólnego. Ze stwierdzenia danej okoliczności nie wynika żadna powinność, a więc nic, co wskazywałoby na cel, ku któremu powinno się dążyć. Ruchy polityczne mogą dowolnie wykorzystywać naukowe stwierdzenia faktów. Polemizowałem z tymi estetyzującymi logikami, którzy uciekali przed rzeczywistością w abstrakcyjne rozważania. Jeżeli stwierdzałem, że jakiś młody człowiek staje się neurotyczny i nie może wykonywać dobrze swojej pracy z powodu narzucanej ascezy, to była to „nauka". Przy pomocy „abstrakcyjnej logiki" można dojść do wniosku, że ów młody człowiek powinien żyć dalej w ascezie lub że powinien z niej zrezygnować. Owo wyciąganie wniosków to właśnie „światopogląd polityczny", a ich realizacja jest polityczną praktyką.
Twierdziłem jednak, że istnieją stwierdzenia naukowe, z których wynika tylko jedno. To, co może zdawać się z punktu widzenia logiki prawidłowym, może okazać się błędnym w praktyce. Gdyby dzisiaj ktokolwiek wystąpił ze stwierdzeniem, że życie w ascezie jest szkodliwe dla młodych ludzi, nie wyciągając z tego wniosku, że w takim razie należy zrezygnować z abstynencji, byłby wyśmiany. Dlatego tak ważne jest uwzględnienie praktyki przy rozsądzaniu problemów. Lekarz nie może rozsądzać z abstrakcyjnego punktu widzenia. Kto odrzuca płynące z opisanego stanu rzeczy wnioski odnośnie tego, co „powinien" młody człowiek, jest skazany na wypowiadanie fałszywych, „czysto naukowych" stwierdzeń. Podpierając się „naukowym autorytetem" musi twierdzić, że asceza nie szkodzi młodzieży, a więc po prostu ukrywać prawdę i zmyślać, aby bronić swego żądania abstynencji. Każde naukowe twierdzenie wynika z przesłanek światopoglądowych i prowadzi do praktycznych społecznych konsekwencji. Wtedy po raz pierwszy widoczna stała się przepaść pomiędzy myśleniem abstrakcyjno--logicznym a funkcjonalnym, naukowo-przyrodniczym. Logika abstrakcyjna często uznaje co prawda istniejące fakty, nie wyciągając z nich jednak żadnych praktycznych wniosków. Dlatego bliższy mi był funkcjonalizm praktyczny.
Freud zajął następujące stanowisko: Łatwo zrozumieć stosunek „prostego człowieka" do religii. Pewien sławny człowiek powiedział kiedyś:
Kto posiada naukę i sztukę, posiada też religię.
Kto nie posiada żadnego z nich, niech otrzyma religię.
Jest to zdanie, które jest prawdziwe we współczesnych czasach, jak wszystko, o czym zapominają wyznawcy konserwatywnego światopoglądu. Racja konserwatystów oznacza decyzje podejmowane pod osłoną naukowych i medycznych autorytetów, tak że ukryte zostają źródła konserwatywnej pychy i luki w wiedzy. Nie rozwiązane problemy, takie jak cierpliwe znoszenie niedoli przez pracujące masy, ich patologiczna rezygnacja z wiedzy i owoców kultury, ich bezradność i tęsknota za autorytetem, prowadzą obecnie, w formie faszystowskiej zarazy, nasz świat prosto w przepaść. Jaki sens ma w ogóle nauka, jeśli unika takich problemów? Co dzieje się w sumieniach tych naukowców, którzy mogli wypracować rozwiązania i celowo zaniechali walki z psychiczną zarazą? Dziś w obliczu śmiertelnego zagrożenia cały świat zdaje sobie sprawę z tego, co dwanaście lat temu trudno było nazwać. To, co wówczas było przedmiotem troski jedynie pojedynczych lekarzy, teraz zajmuje całe społeczeństwa.
Freud równie wspaniale potrafił wytłumaczyć rezygnację mas ludzkich ze swego szczęścia, jak wcześniej bronił faktu istnienia dziecięcej seksualności. Kilka lat później pewien patologiczny geniusz wykorzystując ludzką niewiedzę i lęk przed szczęściem poprowadził Europę ku przepaści kusząc hasłem „heroicznej rezygnacji ze szczęścia".
„Życie, z jakim musimy się borykać, jest dla nas zbyt ciężkie — twierdzi Freud — niesie zbyt wiele bólu, rozczarowań, nierozwiązywalnych zadań. Aby je znieść, potrzebujemy środków znieczulających. Prawdopodobnie istnieją trzy takie środki: potężne rozrywki, które pozwalają nam lekceważyć nasze nieszczęście, zaspokojenia zastępcze, które je łagodzą, i nałogi, które znieczulają nas na nie. Coś w tym rodzaju jest konieczne..." Jednocześnie Freud odrzuca najbardziej groźną iluzję — religię (w pracy Przyszłość pewnej iluzji). Jedynie w osobie cudownie wywyższonego ojca zwykły człowiek mógł sobie wyobrazić swoje przeznaczenie. Tylko on, jak sądzą „proste dusze", może znać potrzeby człowieka, tylko jego można zmiękczyć prośbami, ułagodzić oznakami skruchy. „Wszystko to jest tak infantylne, tak oderwane od rzeczywistości, że będąc przyjaźnie nastawionym do ludzi odczuwa się ból na myśl, że większość śmiertelników nigdy nie wzniesie się ponad takie pojmowanie życia..."
Poprawne spostrzeżenia Freuda na temat religijnej metafizyki prowadziły niestety ku rezygnacji. Na zewnątrz trwała walka o racjonalny światopogląd i naukowe kierowanie społeczeństwem. W zasadzie różnice nie istniały. Freud nie twierdził, że nie ma światopoglądu. Odrzucał „polityczny" światopogląd, broniąc „naukowego". Czuł się przeciwnikiem polityki. Próbował pokazać, że dążenie do demokratyzacji procesu pracy jest i musi być zjawiskiem racjonalno-naukowym. W tym czasie w Związku Sowieckim rozpoczął się proces niszczenia społecznej demokracji Lenina i odstąpienia od wszystkich zasad społeczno--naukowego myślenia, dyktatura rozwijała się coraz szybciej. W żaden sposób nie można było temu zaprzeczyć. Odrzucałem apolityczną postawę Freuda.
Niełatwo było zrozumieć, że zarówno poglądy Freuda, jak i dogmatyczna postawa rządu sowieckiego były, każde na swój sposób, uzasadnione: naukowo-racjonalne kierowanie ludzkim istnieniem jest najwyższym celem. Jednak nabyta irracjonalna struktura ludzkich mas, które tworzą procesy dziejowe, umożliwia pojawianie się dyktatur odwołujących się właśnie do pierwiastka irracjonalnego. Chodzi o to, kto sprawuje władzę, po co i z jakiego powodu. Bezsprzecznie rosyjska demokracja była w swych początkach najbardziej ludzką postawą możliwą w istniejących historycznych i strukturalnych warunkach. Również Freud przyznał to jednoznacznie. Degeneracji leninowskiej demokracji społecznej, która przekształciła się w obecną dyktaturę stalinowską, nie da się zaprzeczyć i fakt ten jest skwapliwie wykorzystywany przez przeciwników demokracji.
W następnych latach wszystko potwierdzało, że pesymizm Freuda był całkowicie uzasadniony: „Nic nie da się zrobić". Rozwój prawdziwej demokracji wydawał się w tamtych warunkach utopią. Kto nie posiada sztuki i wiedzy, ten ma „socjalistyczną mistykę", w którą przekształciło się wspaniałe dzieło myśli ludzkiej. Należy podkreślić, że poglądy Freuda odzwierciedlały jedynie powszechną postawę nauki akademickiej: naukowcy nie wierzyli w możliwość demokratycznego procesu samowychowania i nie ufali intelektualnej potencji mas ludzkich, dlatego też nie robili niczego, aby zniszczyć źródła dyktatury.
Od chwili podjęcia przeze mnie pracy w zakresie higieny społecznej nie opuszczała mnie myśl, że prawdziwą treścią życia jest powszechne szczęście, a przede wszystkim szczęście seksualne, ono więc powinno być celem praktycznej polityki narodowej. Wszyscy, łącznie z marksistami, byli temu przeciwni. Jednak dokonane przeze mnie odkrycie głębi ludzkiego organizmu znaczyło więcej niż wszelkie zarzuty, trudności i wątpliwości. Twórczość kulturalna, zaczynając od powieści miłosnej, a kończąc na najbardziej subtelnej poezji, potwierdzała moje racje. Cała polityka kulturalna (film, powieściopisarstwo, poezja itd.) kręci się wokół seksu, istnieje dzięki zjawisku wyparcia go w świecie realnym przy jednoczesnej akceptacji w świecie marzeń. Bez tego nie byłoby ani przemysłu konsumpcyjnego, ani reklamy. Jeżeli cała ludzkość marzy i rozmyśla o szczęściu w miłości, to czyż nie byłoby możliwe urzeczywistnienie tego najważniejszego pragnienia? Cel był jasny. Fakty, odkrywane na płaszczyźnie biologicznej wymagały konkretnych działań ze strony lekarzy. Dlaczego mimo to dążenie do szczęścia zdawało się być wciąż tylko wytworem fantazji, który musiał ulec w walce z twardą rzeczywistością?
Freud się poddał.
Co pozwala rozpoznać, że postępowanie ludzi samo w sobie jest celem i zadaniem ich życia? Czego od niego żądają, co chcą w nim osiągnąć? Te pytania Freud postawił w 1930 roku po wszystkich tych burzliwych dyskusjach, gdyż i do cichego dotąd mieszkania naukowca przeniknęła seksualna wola życia szerokich mas ludności, prowadząc do ostrych konfliktów i sprzeczek.
Freud musiał przyznać: „Łatwo jest znaleźć na te pytania odpowiedź. Ludzie dążą do szczęścia, chcą stać się szczęśliwi i takimi pozostać". Chcą doświadczać silnych przyjemnych uczuć. To właśnie koncepcja zasady przyjemności ustala taki sens życia. Ta zasada od początku determinuje funkcjonowanie aparatu psychicznego. „W jej słuszność wątpić nie można, jednak program ten kłóci się z całym światem, makrokosmosem i mikrokosmosem. Nie można jej urzeczywistnić, cały wszechświat sprzeciwia się temu. Chciałoby się powiedzieć, że plan «stworzenia» nie zawiera zamiaru «uszczęśliwienia» ludzi. To, co w najściślejszym tego słowa znaczeniu oznacza szczęście, odpowiada raczej nagłemu zaspokojeniu spiętrzonych potrzeb i zgodnie ze swą naturą jest możliwe jedynie jako sporadyczne zjawisko".
Freud dał tu wyraz postawie, która jest jedną z przyczyn ludzkiej niemożności bycia szczęśliwym. Jest to mocny argument, ale nieprawdziwy. Pozornie wynika z tego, że asceza stanowi niezbędny warunek doświadczania szczęścia. Nie uwzględnia, że już samo spiętrzenie potrzeb doświadczane jest jako szczęście, jeżeli nie trwa ono zbyt długo i istnieje realna szansa na ich zaspokojenie, i że z drugiej strony, w przypadku, kiedy brak jest takiej perspektywy, a doświadczenie szczęścia zagrożone jest karą, czyni ono organizm niezdolnym do doświadczania przyjemności i usztywnia go.
Właściwością najbardziej intensywnego doświadczenia szczęścia, jakim jest orgazm seksualny, jest konieczność uprzedniego nagromadzenia energii seksualnej. W żaden sposób nie można wyciągnąć z tego freudowskiego wniosku, że szczęście jest sprzeczne z porządkiem wszechświata. Dysponuję już dzisiaj eksperymentalnymi dowodami, które ujawniają nieprawdziwość tego stwierdzenia. W tamtym czasie czułem jedynie, że Freud ukrywa za tymi wypowiedziami coś istotnego. Przyznanie, że ludzkie szczęście jest możliwe, oznaczało tyle, co odrzucenie teorii natręctw i instynktu śmierci. Oznaczało krytykę porządku społecznego, który niszczy ludzkie szczęście. Aby uzasadnić postawę rezygnacji Freud przytaczał argumenty zaczerpnięte z istniejącej rzeczywistości, nie zastanawiając się nigdy, czy jest ona naturalną, niezmienną koniecznością. Nie rozumiałem, jak Freud mógł sądzić, że odkrycie dziecięcej seksualności w żaden sposób nie zmieni świata. Wydawało mi się, że jest okrutnie niesprawiedliwy wobec swego własnego dzieła i że odczuwa tragizm tej sytuacji. Kiedy odważyłem się mu sprzeciwić i przedstawiłem swoje argumenty, powiedział, że albo całkowicie się mylę, albo też będę musiał „w całkowitym osamotnieniu znosić ciężki los psychoanalizy". Ponieważ nie myliłem się, jego przewidywania się spełniły.
Freud w dyskusjach i publikacjach uciekał w biologiczną teorię cierpienia. Szukał wyjścia z katastrofy kulturowej w Zmęczeniu Erosa.
W 1926 roku w jednej z prywatnych rozmów Freud wyraził nadzieję, że być może sowiecko-rosyjski rewolucyjny „eksperyment" powiedzie się. Nikt jeszcze nie domyślał się, że leninowska próba rewolucji społecznej skończy się tak katastrofalnie. Freud wiedział i pisał
0 tym, że ludzkość jest chora. Związek pomiędzy tą powszechną chorobą a rosyjską i później niemiecką katastrofą nie był zrozumiały ani dla psychiatrów, ani tym bardziej dla polityków. Trzy lata później stosunki w Niemczech i Austrii były do tego stopnia wzburzone, że każda fachowa działalność wywoływała rozdrażnienie. W życiu politycznym z każdym dniem silniej ujawniał się irracjonalizm; psychologia analityczna coraz głębiej wnikała w problemy społeczne.
W mojej pracy coraz wyraźniej pojęcia pacjenta i działającej w społeczeństwie istoty zlewały się w jedną całość. Widziałem wyraźnie, jak neurotyczne i głodujące masy ludzkie wpadały w sieci politycznych zbójców. Freud mimo swojej wiedzy na temat zarazy psychicznej bał się włączenia psychoanalizy w chaos polityczny. Z powodu tego konfliktu stał mi się on bliski jako człowiek, był wielką osobistością. Dzisiaj rozumiem także, dlaczego musiał zrezygnować. Przez kilkadziesiąt lat walczył o uznanie prostych faktów. Koledzy kalali jego dobre imię, nazywali go szarlatanem i podważali uczciwość jego zamiarów. Nie był on pragmatykiem w kwestiach społecznych, a jedynie naukowcem, surowym i prawym. W końcu wreszcie świat musiał uznać fakt istnienia nieświadomego życia psychicznego. A potem dobrze znana zabawa w niszczenie zaczęła się od nowa.
Pojawiło się wielu uczniów, którzy dosiedli się do nakrytego stołu i nigdy nie musieli ciężko pracować z tworzywem. Jedynym ich celem była jak najszybsza popularyzacja psychoanalizy. Wnieśli do utworzonych przez siebie organizacji konserwatywne stosunki zewnętrznego świata, a bez organizacji dzieło Freuda nie mogłoby istnieć. Jeden po drugim spłaszczali teorię libido, albo też odwracali się od niej. Freud wiedział, jak trudno jest reprezentować tę teorię. Aby obronić organizację i siebie, przemilczał to, o co w bardziej uczciwym świecie z całą
pewnością by walczył. Jego nauka wykroczyła daleko poza ciasne umysłowe ramy tradycyjnego mieszczaństwa. Jego szkoła zmusiła go do powrotu. Freud wiedział, że w 1929 roku wspierany młodzieńczym entuzjazmem naukowym miałem rację. Jednak przyznanie tego oznaczałoby rezygnację z połowy stowarzyszenia analityków.
Chodziło przede wszystkim o jeden problem w wychowywaniu dzieci i psychoterapii. Choroba psychiczna, to było już pewne, jest wytworem seksualnego wyparcia. Pedagogika analityczna i terapia próbowały usunąć wyparcie instynktów seksualnych. Następnym pytaniem było: Co dzieje się z instynktami, które wyzwalają się z wyparcia? Odpowiedź analityczna brzmiała, że instynkty są potępiane i sublimowane." Nie było i nie mogło być mowy o rzeczywistym zaspokojeniu, gdyż nieświadomość uważano wyłącznie za piekło aspołecznych i perwersyjnych impulsów.
Długo poszukiwałem odpowiedzi na pytanie, co dzieje się z naturalną genitalnością okresu wczesnodziecięcego i okresu dojrzewania, jeśli zostaje ona uwolniona z wyparcia. Czy również ona podlega sublimacji i potępieniu? Psychoanalitycy nigdy nie udzielili odpowiedzi na to pytanie. A przecież stanowi ono centralny problem kształtowania się charakteru.
Całe wychowanie cierpi z powodu tego, że przystosowanie społeczne wymaga wyparcia naturalnej seksualności i że to wyparcie wywołuje choroby i prowadzi ku aspołecznym postawom. Należało więc zakwestionować to roszczenie wychowawcze. Opierało się ono na podstawowym błędzie w ocenie seksualności.
To, że Freud uciekał w teorie biologiczne, zamiast milczeć albo spokojnie pozwolić innym robić to, co chcą, było jego wielką tragedią. W końcu musiał sam sobie zaprzeczać.
Szczęście miało być, jak sądził, jedynie iluzją, gdyż z trzech stron nieuchronnie zagraża cierpienie. „Ze strony własnego ciała, którego przeznaczeniem jest rozpad i przemijanie..." i dlaczego nauka nieustannie marzy o przedłużaniu życia? „Ze strony świata zewnętrznego, którego wszechpotężne, bezlitosne i niszczące moce mogą w każdej chwili obrócić się przeciw nam..." i dlaczego wielcy twórcy filozofii wolności poświęcali swe życie, dlaczego miliony bojowników o wolność wykrwawiły się w walce przeciwko temu społecznie i technicznie zagrażającemu zewnętrznemu światu? Czyż w końcu zaraza nie została opanowana? Czy nie ograniczyliśmy społecznego i fizycznego zniewolenia? Czy nigdy nie będziemy potrafili zapanować nad rakiem i wojnami, tak jak udało się nam to z dżumą? Czy nigdy nie odniesiemy zwycięstwa nad moralną obłudą, która okalecza nasze dzieci i młodzież?
Trzeci powód, który uniemożliwia urzeczywistnienie ludzkiego marzenia o szczęściu pozostaje poważny i niewyjaśniony: zdaniem Freuda cierpienie, jakie niosą ze sobą relacje z innymi ludźmi, jest bardziej bolesne niż cokolwiek innego. Jesteśmy skłonni uważać je za zbędny dodatek, jednak jest w równym stopniu naszym nieuniknionym przeznaczeniem, jak cierpienie każdego innego rodzaju. To osobiste, gorzkie doświadczenia z relacji z ludźmi przemawiały przez Freuda. Dotyka on w tym punkcie zagadnienia naszej struktury, innymi słowy irracjonalizmu, który określa zachowania człowieka. Mogłem w znacznym stopniu doświadczyć tego boleśnie w naszym stowarzyszeniu zawodowym, którego profesjonalnym celem było przezwyciężanie irracjonalnych zachowań przy pomocy terapii. Cóż, Freud twierdził, że było to nam przeznaczone i nieuniknione.
Ale dlaczego w takim razie przykładano tak wielką wagę do racjonalnego, naukowego podejścia? Po co postulowano wychowywanie człowieka ku racjonalnym, zgodnym z rzeczywistością zachowaniom? Z niejasnego dla mnie powodu Freud nie dostrzegał sprzeczności w swej postawie. Z jednej strony prawidłowo powiązał zachowania i sposób myślenia ludzi z motywami irracjonalnymi. Posunął się w tym nawet zbyt daleko, gdyż takie działania jak na przykład rąbanie drewna potrzebnego do budowy domu nie mają irracjonalnych korzeni. Z drugiej strony zakładał istnienie naukowego światopoglądu, w którym odkryte przez niego prawa nie obowiązywały. Nauka nie stosująca się do własnych zasad! Rezygnacja nie była więc niczym innym jak tylko próbą uniknięcia ogromnej trudności, jaką stanowiły chorobliwe i patologiczne aspekty ludzkiego zachowania. Freud czul się rozczarowany. Pierwotnie sądził, że odkrył radykalną terapię nerwic. W rzeczywistości był to zaledwie początek drogi. Wszystko było o wiele bardziej skomplikowane, aniżeli wynikało to z formuły uświadamiania sobie nieświadomych treści. Uznał, że psychoanaliza może ogarnąć nie tylko medyczne, ale wszystkie problemy ludzkiego istnienia. Jednak nie potrafił odnaleźć drogi ku socjologii. W Poza zasadą przyjemności hipotetycznie poruszył kilka ważnych biologicznych problemów i wyprowadził z tego teorię instynktu śmierci. Okazała się ona hipotezą prowadzącą na manowce. Sam Freud początkowo odnosił się do niej sceptycznie. Psychologizacja zarówno socjologii, jak i biologii uniemożliwiła znalezienie jakiegokolwiek sensownego rozwiązania podstawowych problemów.
Ludzie, których Freud poznał podczas swojej pracy medycznej, okazywali się niesłownymi, złośliwymi istotami i podobną postawę przyjmowali wobec jego teorii. Od dziesiątek lat żył w izolacji od świata chcąc ochronić swoją psychiczną postawę. Gdyby zajmował się każdym irracjonalnym zarzutem, jaki mu stawiano, zatraciłby się w niszczących, codziennych walkach. Aby się odizolować, potrzebował swego sceptycyzmu wobec ludzkich „wartości", więcej — pewnej pogardy dla współczesnego człowieka. Wiedza i poznanie znaczyły dla niego więcej niż ludzkie szczęście, tym bardziej, że wyglądało na to, iż ludzie nie potrafią poradzić sobie ze szczęściem, kiedy czasem się pojawia. Była to postawa zgodna z typowym dla owych czasów akademickim poczuciem wyższości. Powoływała się przy tym na realnie istniejące fakty. Nie wolno jednak oceniać ogólnych problemów ludzkiego życia z punktu widzenia pioniera nauki.
Dwie ważne okoliczności uniemożliwiły mi podążenie za Freudem, mimo że rozumiałem motywy, jakie nim kierowały. Jedną z nich były coraz silniejsze postulaty określania warunków społecznego istnienia, wysuwane przez zaniedbane kulturowo, eksploatowane materialnie i zrujnowane psychicznie masy ludzkie. To, co było dla nich ważne, to szczęście w miłości tu, na Ziemi. Niedostrzeganie i ignorowanie tego faktu oznaczałoby śmieszną, strusią politykę. Zbyt bliskie mi było przebudzenie się mas, abym mógł je odrzucić lub niewłaściwie ocenić jego znaczenie jako siły społecznej. Motywom Freuda nie można było niczego zarzucić. Ale równie prawdziwe były motywy budzących się mas ludzkich. Zlekceważenie ich byłoby jednoznaczne z przejściem na stronę niepracujących trutni społeczeństwa.
Drugą okolicznością było to, że nauczyłem się postrzegać ludzi na dwa sposoby. Często byli skorumpowani, niewierni, napchani pustymi hasłami czy też wyjałowieni. Ale nie byli tacy z natury. Stali się tacy w wyniku życiowych okoliczności, tak więc w zasadzie mogli być też inni: przyzwoici, prostolinijni, zdolni do miłości, towarzyscy, solidarni i prospołeczni. Były to sprzeczności charakterologiczne, które odzwierciedlały sprzeczności życia społecznego. Coraz bardziej byłem przekonany, że to, co nazywane jest „złym" i „aspołecznym", w rzeczywistości jest mechanizmem neurotycznym. Dziecko bawi się w sposób naturalny. Otoczenie chce mu w tym przeszkodzić. Początkowo dziecko się broni. Ponosi klęskę i obrona przed ograniczaniem przyjemności przyjmuje w przypadku utraty przyjemności formę patologicznych, bezcelowych, irracjonalnych, przekornych reakcji. Podobnie ludzkie zachowanie odzwierciedla jedynie konflikt pomiędzy akceptacją i negacją życia w procesie społecznym. Czy konflikt pomiędzy dążeniem do przyjemności a społecznym zakazem przyjemności może zostać kiedykolwiek rozwiązany? Wydawało mi się, że analityczne badanie seksualności jest pierwszym krokiem w kierunku takiej zmiany. Jednak to podejście uległo głębokim przemianom, stając się najpierw abstrakcyjną, a następnie konserwatywną „teorią przystosowania kulturowego", zawierającą wiele nierozwiązywalnych sprzeczności.
Wniosek był jednoznaczny: Mc nie może okiełznać ludzkiego pragnienia życia i przyjemności; można natomiast zlikwidować nieład społeczny w życiu seksualnym.
W tym momencie Freud zaczął usprawiedliwiać i bronić ideologii ascezy. „Nieograniczone zaspokajanie wszystkich potrzeb — twierdził — narzuca się jako kuszący sposób spędzenia życia, jednak byłoby to przedkładaniem rozkoszy nad ostrożność i szybko zostałoby ukarane". Mogłem już wtedy zareplikować, że chodzi o to, aby rozróżniać pomiędzy naturalną potrzebą szczęścia, a wtórnymi, wytwarzanymi przez przymus wychowawczy aspołecznymi impulsami. Wobec wtórnych, nienaturalnych aspołecznych popędów w dalszym ciągu należy stosować hamulce moralne. Wobec naturalnej potrzeby przyjemności obowiązywać powinna zasada wolności lub, jeśli ktoś chce to tak nazwać, „wyżycia się". Trzeba jedynie zawsze wiedzieć, co oznacza w danym przypadku słowo „popęd".
„Rola narkotyków w walce o szczęście i zdystansowanie się od nędzy jest tym większa, że zarówno jednostki, jak i całe narody przyznają im ważną rolę w swojej ekonomii libido..." Ani jednego słowa o odrzuceniu przez lekarzy tej zastępczej przyjemności, która niszczy organizm! Ani słowa o przyczynie sięgania po narkotyki — przegranej w walce o szczęście w miłości. W całej literaturze psychoanalitycznej ani jednego słowa na temat związku nałogu z brakiem zaspokojenia genitalnego.
Freud nie pozostawiał żadnej nadziei. Co prawda dążenie do przyjemności jest niezniszczalne, jednak zmieniać należy nie istniejący bałagan, lecz dążenie do szczęścia.
Skomplikowana konstrukcja aparatu psychicznego pozwala, jak twierdził dalej, na cały szereg oddziaływań. O ile zaspokojenie popędów przynosi szczęście, to staje się ono przyczyną nieszczęścia, jeżeli społeczeństwo pozwala nam cierpieć i zakazuje realizacji potrzeb. Jedyną nadzieją na uwolnienie się przynajmniej z części cierpienia jest oddziaływanie na instynktowne impulsy (a więc nie na świat, który skazuje nas na cierpienie!). Zadaniem tego oddziaływania jest opanowanie wewnętrznych źródeł istniejących potrzeb. Najbardziej ekstremalną tego formą jest zniszczenie popędów, tak jak nauczają wschodnie systemy i praktyka jogiczna. To właśnie twierdził Freud, który wcześniej postawił świat w obliczu faktów istnienia dziecięcej seksualności i tłumienia seksu.
Nie potrafiłem ani nie mogłem już dalej podążać za Freudem. Co więcej, czułem, że muszę zrobić wszystko, aby walczyć ze skutkami takich poglądów wypowiadanymi przez wielki autorytet. Wiedziałem, że wszystkie demony lęku przed życiem pewnego dnia powołają się na Freuda. Nie wolno było w ten sposób podchodzić do najistotniejszych ludzkich problemów, nie wolno było w ramach okrutnego patriarchatu, który właśnie doznał pierwszych porażek, propagować postawy rezygnacji chińskiego kulisa ani bronić dziecięcej nędzy. Najostrzejszym problemem młodości i jałowego dzieciństwa było zabijanie poprzez wychowanie spontanicznych impulsów życiowych w interesie wątpliwych celów kulturowych. Nauce nie wolno było się z tym pogodzić. Nie wolno było tak ułatwiać sobie życia, tym bardziej, że sam Freud nigdy nie kwestionował ani nadrzędnej roli ludzkiego dążenia do szczęścia, ani słuszności tego dążenia.
Dążenie do pozytywnego urzeczywistnienia marzenia o szczęściu, ten kierunek w życiu, w którym miłość zajmuje miejsce centralne, które zaspokojenia oczekuje od kochania i bycia kochanym, jest — jak pisał — bliskie każdemu. Miłość seksualna dostarcza najsilniejszych doznań przyjemności i dlatego stanowi wzorzec dla każdego dążenia do szczęścia.
Jednak ta koncepcja zawiera pewien słaby punkt, inaczej nikt nie zdecydowałby się porzucić tej drogi. Miłość pozbawia nas możliwości obrony przed cierpieniem, nigdy nie jesteśmy bardziej bezradni i nieszczęśliwi jak wówczas, gdy tracimy ukochany obiekt lub samą miłość. Program zasady przyjemności, a więc osiągnięcie szczęścia, jest niemożliwy do zrealizowania. Do tego przekonania Freud doszedł w wyniku pracy z postawami neurotycznych reakcji rozczarowanych emocjonalnie i psychicznie oraz zależnych materialnie kobiet. Wciąż na nowo powracał do niezmienności zarówno ludzkiej struktury, jak i warunków ludzkiej egzystencji.
Przezwyciężenie freudowskiego punktu widzenia i wypracowanie odpowiedzi z pozycji ekonomii seksu wymagało pracy w dwóch kierunkach. Najpierw należało zrozumieć, czym biologicznie było dążenie do szczęścia. Wówczas można je było oddzielić od wtórnych deformacji ludzkiej natury. Po drugie pojawiło się wielkie pytanie o społeczną możliwość realizacji tego, czego ludzie tak bardzo pragną, a jednocześnie tak bardzo się boją.
Życie, a wraz z nim dążenie do przyjemności, nie rozgrywa się w pustej, pozbawionej jakichkolwiek oddziaływań przestrzeni, lecz w ramach określonych naturalnych i społecznych uwarunkowań. Pierwszy kierunek badań był więc biologiczną ziemią dziewiczą. Nigdy nie badano jeszcze mechanizmów przyjemności z punktu widzenia biologii. Drugi kierunek był socjologiczną, czy dokładniej seksualno--polityczną niewiadomą. Jeżeli ludzie w naturalny sposób do czegoś dążą — a że tak jest, przyznawali wszyscy — i nie mogą tego osiągnąć, ponieważ uniemożliwiają im to warunki społeczne, to w nieunikniony sposób pojawia się pytanie, jakie środki należy zastosować i jakie obrać drogi, aby w końcu jednak osiągnąć upragniony cel. Dotyczy to zarówno seksualnej radości życia, jak i ekonomii. Trzeba mieć tę szczególną, podatną na hasła mentalność, aby odrzucać w tej kwestii to, co w sprawach zarabiania pieniędzy czy wojen akceptuje się bez najmniejszych zastrzeżeń. Zabezpieczenie uczciwego podziału dóbr materialnych wymaga racjonalnej gospodarki. To samo odnosi się do polityki seksualnej, jeśli przeniesiemy oczywiste ekonomiczne zasady na płaszczyznę potrzeb seksualnych. Nie trzeba wielkiego wysiłku, aby rozpoznać, że polityka seksualna stanowi jądro polityki kulturalnej, aby nauczyć się oddzielać ją od płaskich postulatów reform seksualnych i mentalności pornograficznej i aby stać się zwolennikiem jej prostych, naukowych zasad.
Całą mieszczańską kulturę, przejawiającą się w literaturze, poezji, malarstwie, tańcu, obrzędowości itd., przenika tęsknota za miłością. Nic nie ma takiego wpływu na ludzi jak seksualność. Patriarchalne religijne, kulturalne i małżeńskie nakazy są zazwyczaj skierowane przeciwko seksualności. Freudowska psychologia rozpoznała w libido — tj. w energii popędu seksualnego — główną siłę napędową psychiki ludzkiej. Cała człowiecza prehistoria i mitologia są w najściślejszym tego słowa znaczeniu przekazami seksualnej ekonomii gatunku ludzkiego.
Nie można już dłużej robić uników: Czy odrzucenie seksualności jest naprawdę nieodłącznym elementem procesu tworzenia kultury! Gdyby badania naukowe mogły jednoznacznie potwierdzić to twierdzenie, to każda próba pozytywnej polityki kulturalnej skazana byłaby nieuchronnie na niepowodzenie. Tym samym wszelkie dążenia psychoterapeutyczne nie miałyby najmniejszego sensu.
To nie mogło być prawdą. Przeciwstawiało się bowiem wszelkim ludzkim dążeniom, wynikom badań naukowych i wynikom pracy intelektualnej. Ponieważ z pracy klinicznej wyniosłem niezłomne przekonanie, że seksualnie zdrowy człowiek jest również bardziej produktywny w sferze kultury, nie mogłem już zaakceptować proponowanej przez Freuda odpowiedzi na to pytanie. Miejsce pytania, czy tłumienie dziecięcej i młodzieńczej seksualności jest konieczne, czy nie, zajęło o wiele ważniejsze: pytanie o motywy tak konsekwentnego i do tej pory skutecznego unikania akceptacji jasnej przecież odpowiedzi. Próbowałem zrozumieć najgłębsze motywy, jakimi kierował się taki człowiek jak Freud, który korzystając ze swego autorytetu stał się liderem pewnej konserwatywnej ideologii i przy pomocy swojej teorii kultury zniszczył wszystko, co wypracował jako badacz przyrody i lekarz.
Praca w poradniach seksuologicznych uświadomiła mi, że celem tłumienia dziecięcej i młodzieńczej seksualności jest ułatwienie rodzicom autorytarnego podporządkowania sobie dzieci.
W prapoczątkach ekonomicznego patriarchatu zwalczano seksualność dzieci i młodzieży wprost poprzez różne formy kastracji bądź okaleczania genitaliów. Później zaczęto stosować kastrację psychiczną posługując się lękiem seksualnym i poczuciami winy. Celem zniewolenia seksualnego jest uczynienie z ludzi posłusznych poddanych, podobnie jak kastracja ogierów i byków czyni z nich bezwolne zwierzęta pociągowe. Nikt jednak nie pomyślał o strasznych skutkach psychicznej kastracji i nikt nie jest w stanie powiedzieć, w jaki sposób ludzka społeczność może sobie z nimi poradzić. Po tym, jak w licznych publikacjach zwracałem się do Freuda o jasną wypowiedź w tej kwestii, potwierdził on istnienie związku pomiędzy tłumieniem seksualności i postawą poddaństwa.
„Lęk przed powstaniem zniewolonych mas zmusza do przyjęcia bardziej surowych środków ostrożności. Psychologicznie całkowicie uzasadnione jest, że zwalcza ona (nasza «zachodnia kultura») wszelkie przejawy dziecięcej seksualności, gdyż nie ma żadnych szans na wytłumienie seksualnych żądz dorosłych, jeżeli nie pracowano nad tym w dzieciństwie. Nie da się jedynie usprawiedliwić faktu, że to społeczeństwo posunęło się do tego, iż neguje istnienie tych z łatwością dających się udowodnić, wręcz rzucających się w oczy zjawisk".
Prawdziwym, nieświadomym celem pedagogiki było więc wykształcenie negatywnych seksualnych struktur. Oto dlaczego pedagogika analityczna nie mogła pominąć problemu istniejących struktur, a ta kwestia nie dawała się rozwiązać bez ustalenia społecznego celu wychowania. Wychowanie służy zawsze istniejącemu porządkowi społecznemu. Jeżeli ten porządek jest sprzeczny z potrzebami dziecka, to wychowanie musi skierować się przeciwko dziecku, a więc zdradzić siebie i albo zrezygnować ze swego podstawowego celu, jakim jest „dobro dziecka", albo też udawać, że go realizuje. Takie wychowanie nie odróżnia „rodziny, w której panuje przymus" i która niewoli dzieci, od „rodziny, która opiera się na głębokim związku miłości między rodzicami i dziećmi" i którą wszelkie przymusowe relacje rodzinne mogą jedynie zniszczyć. Całkowicie nie dostrzega ogromnych społecznych zmian, jakie zachodzą od początku wieku zarówno w życiu seksualnym, jak i rodzinnym. Niezdarnie i kulejąc pedagogika próbuje nadążyć ze swymi reformami za rzeczywistymi zmianami. Jednak nigdy jej się to nie udaje. Krótko mówiąc wpadła w sidła swoich irracjonalnych motywów, z których istnienia w ogóle nie zdawała sobie sprawy.
Mimo to epidemię nerwic można porównać do dżumy. Niszczy wszystko, co budują dążenia, wysiłki, intelekt i praca. Nikt nie przeszkadzał zwalczać dżumy, gdyż nie naruszało to niczyich zysków ani niczyich mistycznych wartości emocjonalnych. Walka z epidemią nerwic jest o wiele trudniejsza. Wszystko, co karmi się ludzkim mistycyzmem, nie może obyć się bez tej zarazy, a w dodatku posiada władzę. Czy można jednak zgodzić się z argumentem, że nie należy zwalczać psychicznej dżumy, ponieważ wdrażanie higieny mentalnej mas ludzkich jest kosztowne? Odwoływanie się do braku środków materialnych jest zwykłą wymówką. Sumy, jakie poszły z dymem w ciągu jednego tygodnia prowadzenia działań wojennych wystarczyłyby, by zaspokoić potrzeby z zakresu higieny wielu milionów ludzi. Chętnie niedoceniamy również ogromu sił, które ukryte we wnętrzach ludzi dążą do ujawnienia się i potwierdzenia.
Ekonomia seksu odkryła biologiczny cel ludzkich dążeń, sprzeczny z psychiczną strukturą człowieka i wieloma instytucjami reprezentującymi porządek społeczny. Freud poświęcił szczęście dla aktualnej ludzkiej struktury i panującego seksualnego bałaganu. Nie pozostawało nic innego, jak trzymać się mocno tego celu i poznać prawa, zgodnie z którymi powstaje i przemija ta ludzka struktura. Długo nie podejrzewałem, jak ogromny jest to problem, a przede wszystkim nie sądziłem, że neurotyczna struktura psychiczna ma bezpośredni wpływ na czynności organizmu, że stała się „drugą naturą" człowieka. Freud mimo całego swego pesymizmu nie zamierzał poddać się poczuciu beznadziejności. Jego ostatnia wypowiedź brzmiała następująco: „Los gatunku ludzkiego zależy od tego, czy i w jakim wymiarze rozwój kultury zdoła zapanować nad zaburzeniami współżycia wywołanymi przez popęd agresji i samozagłady człowieka... Należy oczekiwać, że druga z dwóch «boskich mocy», wieczny Eros, podejmie wysiłek chcąc odnieść zwycięstwo nad swoim równie nieśmiertelnym wrogiem".
Nie była to jedynie zwykła retoryka, jak sądzili analitycy, z całą pewnością było to coś więcej niż tylko inteligentna uwaga. „Eros" zakłada istnienie pełnej seksualnej potencji. A dla rozwoju potencji seksualnej niezbędna jest akceptacja życia i troska społeczna. Wyglądało na to, że w roku 1930 Freud po wszystkich trudnych konfliktach i dyskusjach w skrytości pragnął, aby moje przedsięwzięcie odniosło sukces. Nie mówił tego jasno, stwierdził jednak, że odkryte zostały materialne środki, które pewnego dnia pozwolą na spełnienie nadziei: Tylko uwolnienie naturalnej ludzkiej zdolności do kochania ludzi może przezwyciężyć ich sadystyczną destrukcyjność.
Społeczne źródła wyparcia seksualności
Oczywiście chodzi o praktyczne rozwiązanie problemu urzeczywistnienia powszechnego ludzkiego szczęścia w ziemskim życiu.
W tym miejscu beztroska młodzież zapyta, czy poważna nauka nie może zająć się czymś poważnym, zamiast zadawać tak głupie pytania jak to, czy ziemskie szczęście mas ludzkich jest „pożądane" i „możliwe do zrealizowania". To przecież jest oczywiste, stwierdzi. Mimo to, sprawa nie jest tak prosta, jak mógłby sądzić radosny, pełen energii i entuzjazmu młody człowiek. Około 1930 roku w decyzyjnych centrach tworzenia opinii publicznej wcale nie uważano za oczywiste, że masy ludzkie pragną osiągnąć szczęście w ziemskim życiu, a jego brak nikogo nie dziwił. Nie istniała wówczas ani jedna organizacja polityczna, która podjęłaby tak „banalne i osobiste", „nienaukowe" i „apolityczne" kwestie.
A tymczasem rozwój społecznych zdarzeń w latach trzydziestych, wprost zmuszał do zajęcia się tą właśnie sprawą. To faszyzm, który niczym fale przypływu zalał Niemcy. Wszyscy byli zdziwieni, jak coś takiego mogło się przydarzyć. Ekonomiści, socjolodzy, politycy kultury i reformatorzy, dyplomaci i mężowie stanu, wszyscy próbowali znaleźć odpowiedź w starych książkach. Ale tam jej nie było. Ani jeden schemat polityczny nie pasował do tego wybuchu irracjonalnych ludzkich afektów, jakim był faszyzm. Nigdy przedtem nie przyglądano się polityce z takim sceptycyzmem dostrzegając i w niej irracjonalny twór.
W tej pracy chciałbym omówić jedynie te społeczne wydarzenia, które mogą pomóc w zrozumieniu opisywanych przeze mnie gorących sporów, jakie toczyły się w mieszkaniu Freuda. Pomijam więc opis całego szerokiego zaplecza społeczno-ekonomicznego.
Odkrycie przez Freuda seksualności dziecięcej i tłumienia seksualnego było ze społecznego punktu widzenia pierwszym krokiem ku uświadomieniu sobie trwającej od tysięcy lat obłudy seksualnej. Ta świadomość pojawiła się początkowo przybrana w akademickie formy i nie ufała własnym odkryciom. Ludzką seksualność należało przenieść z sutereny, gdzie od tysięcy lat wiodła brudny, chory i jątrzący żywot, na „pokoje" wspaniałego domu, który nazywano „kulturą" i „cywilizacją".
Morderstwa seksualne, nielegalne skrobanki, seksualna agonia młodzieży, zabijanie wszystkiego, co pełne życia w dzieciach, występujące masowo perwersje, pornografia i nieodłączna policja obyczajowa, wykorzystywanie ludzkiej tęsknoty do miłości przez kiczowaty i lubieżny przemysł i reklamę, miliony ludzi chorych psychicznie i fizycznie, osamotnienie i psychiczne kalectwo, wszystko to uzupełnione neurotycznym politykierstwem zbawców ludzkości — czy tak miały wyglądać zdobycze cywilizacji?
Moralne i społeczne potępienie najważniejszych funkcji biologicznych człowieka było domeną nieszczęśliwych seksualnie dam i obumarłych wegetatywnie, arystokratycznych tajnych radców. Stowarzyszenia starych, seksualnie nieszczęśliwych kobiet i wyjałowionych, obumarłych starców nie budziły niczyich zastrzeżeń, jednak nie wolno było pogodzić się z tym, że te obumarłe istoty nie tylko chcą narzucać zdrowym i kwitnącym, pełnym życia ludziom, jak mają postępować, ale rzeczywiście to robią.
Obumarli rozczarowani apelowali do powszechnego seksualnego poczucia winy i powoływali się na chaos seksualny i „upadek cywilizacji i kultury". Masy ludzkie wiedziały co prawda, o co w tym chodzi, milczały jednak, niepewne, czy ich naturalne odczucia nie są może jednak patologiczne. Starano się im to przecież zawsze wmówić i nigdy nie usłyszeli niczego innego. Dlatego tak owocne były badania Malinowskiego przeprowadzone na wyspach mórz południowych. Pozbawione otoczki sensacji i lubieżności, z jaką zdeprawowani seksualnie handlarze traktowali kobiety tamtego regionu podniecając się tańcami brzucha, były po prostu poważne i rzeczowe.
Malinowski już w 1926 roku zakwestionował w jednej ze swych publikacji biologiczne pochodzenie odkrytego przez Freuda konfliktu między dzieckiem a rodzicami (konfliktu Edypa). Słusznie twierdził, że relacja między dziećmi i rodzicami zmienia się wraz z procesami społecznymi, a więc ma charakter socjologiczny, a nie biologiczny. Zwłaszcza rodzina, w której dorasta dziecko, jest wytworem rozwoju społecznego. Na przykład u Trobriandczyków główną rolę w wychowywaniu dzieci odgrywa nie ojciec, lecz brat matki. Jest to ważny element praw, jakimi dysponowała matka. Ojciec odgrywa jedynie rolę przyjaciela swoich dzieci. Trobriandczycy nie znają europejskiego kompleksu Edypa. Oczywiście dziecko trobriandzkie tworzy własne konflikty rodzinne pełne tabu i nakazów, jednak te zasady zachowania różnią się w zasadniczy sposób od europejskich. Oprócz zakazu kazirodczych stosunków sióstr i braci nie zawierają żadnych zakazów seksualnych. Angielski psychoanalityk Jones ostro zaprotestował przeciwko takiemu socjologiczno-funkcjonalnemu podejściu twierdząc, że kompleks Edypa odkryty u Europejczyków stanowi „fons et origo" wszystkich kultur, tak więc współczesna rodzina jest nie podlegającą żadnym zmianom biologiczną instytucją. Był to spór o podstawowe py
tanie, czy tłumienie seksualne jest z góry biologicznie określone, czy też zależy od uwarunkowań socjologicznych i podlega zmianom.
W 1929 roku pojawiło się główne dzieło Malinowskiego Życie seksualne dzikich. Można było znaleźć tam całą masę materiału wskazującego jednoznacznie na społeczne, a nie biologiczne pochodzenie tłumienia seksualnego. Sam Malinowski nie omawiał tej sprawy w swojej książce. Tym cenniejsza była wymowa zgromadzonego przez niego materiału. W mojej rozprawie Einbruch der Sexualmoral (II wyd. — 1934) spróbowałem przedstawić hipotezę o socjologicznym pochodzeniu wyparcia seksualnego w oparciu o istniejący materiał etnologiczny. Poniżej przedstawiam najważniejsze tezy:
Dzieci Trobriandczyków nie znają wyparcia seksualności ani tabu seksualnych. Ich życie seksualne rozwija się sposób naturalny, swobodny i niezakłócony, umożliwiając pełne zaspokojenie na wszystkich etapach dorastania. Dzieci zajmują się czynnościami seksualnymi odpowiednimi dla ich wieku. Mimo to, a może właśnie dlatego w trzecim dziesięcioleciu XX wieku społeczeństwo Trobriandczyków nie zna per-wersji seksualnych, funkcjonalnych chorób psychicznych, psychonerwic, lubieżnych morderstw; nie zna słowa kradzież, a homoseksualność i onania wydają się temu społeczeństwu niedoskonałymi i nienaturalnymi środkami zaspokojenia seksualnego, dowodem tego, że osiągnięcie normalnego zaspokojenia jest niemożliwe. Dziecko w tym społeczeństwie nie wie, czym jest surowy, neurotyczny trening czystości, który stopniowo podkopuje cywilizację białej rasy. Trobrianczyk jest więc spontaniczny, czysty, uporządkowany, bez przymusu prospołeczny, inteligentny i pracowity. Społeczną formą współżycia płciowego nie jest promiskuizm, lecz dobrowolne małżeństwo monogamiczne, które bez problemu może zostać rozwiązane.
W odległości kilku mil od wysp Trobrianda, na wyspach Amphlett żyje plemię, w którym panuje ojcowsko autorytarna forma rodziny. U ludzi z tej wyspy można odnaleźć wszystkie cechy europejskiego neurotyka — nieufność, lęk, nerwice, samobójstwa, perwersje itd.
Nasza nauka, przeniknięta ideą wypierania seksualności, potrafiła do tej pory pomniejszać znaczenie decydujących faktów, umieszczając obok siebie to co ważne i co nieważne, to co banalne i co wielkie. Opisana przed chwilą różnica pomiędzy matriarchalną, wolną społecznością Trobriandczyków, a patriarchalną i autorytarną organizacją społeczną na Amphlettach ma większe znaczenie dla oceny higieny mentalnej aniżeli wszystkie skomplikowane i pozornie precyzyjne wy kresy i schematy naszego akademickiego świata. Ta różnica pokazują wyraźnie, że podstawowym zagadnieniem higieny mentalnej danej społeczności jest stan, w jakim znajduje się jej naturalne życie miłosne.
Freud twierdził, że okres utajonej seksualności między szóstym a dwunastym rokiem życia naszych dzieci jest faktem biologicznym Badając młodzież z różnych warstw mieszkańców doszedłem do wniosku, że okres utajony nie pojawia się w przypadku prawidłowego roi woju. Jest on nienaturalnym wytworem kultury. To spostrzeżenie wywołało wiele ataków ze strony psychoanalityków. Jednak Malinowski potwierdził je: seksualna aktywność triobriandzkich dzieci rozwija sic," w sposób ciągły i odpowiedni dla danego wieku — okres utajonej seksualności wcale się nie pojawia. Współżycie seksualne rozpoczynają, w chwili, kiedy wymaga tego okres dojrzewania. Życie seksualne młodzieży przyjmuje formy monogamiczne, zmiana partnerów odbywa się spokojnie, bez przemocy i scen zazdrości. Całe społeczeństwo Triobriandczyków dba o spokój i higienę młodzieńczego życia seksualnego, przede wszystkim zapewniając potrzebną przestrzeń, ale również w każdy inny sposób, na ile pozwala im na to ich wiedza o naturalnych procesach. Jakże różni się to od postawy naszej cywilizacji!
Tylko jedna grupa jest wyłączona z tego naturalnego procesu rozwoju. Są to dzieci przeznaczone do zawarcia określonych, korzystnych ekonomicznie małżeństw między ciotkami i ich bratankami, liii li małżeństwa przynoszą wodzom plemiennym znaczne korzyści ekonomiczne i tworzą zalążek, z którego może powstać później porządek patriarchalny. Na tego rodzaju małżeństwa natrafiamy wszędzie I,im, gdzie badania etnologiczne bądź historyczne wskazywały na istnienie matriarchatu (por. Morgan, Bachofen, Engels itd.). Dzieci te zmusza się, podobnie jak nasze, do zachowań ascetycznych i wykazują one takie same neurotyczne objawy i cechy charakteru typowe dla nerwicy charakteru. Celem narzucanej im ascezy jest zmuszenie do posłuszeństwa. Zniewolenie seksualne jest ważnym narzędziem wyzysku ekonomicznego.
Tłumienie seksualne nie jest więc u małego dziecka i młodego człowieka wstępnym warunkiem przystosowania kulturowego, socjalizacji, pracowitości i czystości, jak twierdzi psychoanaliza, całkowicie zgadzając się z tradycyjnymi, fałszywymi poglądami wychowawczymi, ale czymś dokładnie przeciwnym. Triobriandczycy, przyzwalający na pełną swobodę naturalnej seksualności, stworzyli nie tylko wysoko rozwiniętą kulturę agrarną, ale w wyniku braku popędów wtórnych osiągnęli stan, który w latach trzydziestych każdemu mieszkańcowi europejskiego państwa musiał przypominać sen o raju.
Zdrowe dzieci są w naturalny sposób spontanicznie aktywne seksualnie. Chore dzieci są nienaturalnie seksualne, tzn. są perwersyjne. Wychowanie seksualne nie stoi więc przed alternatywą: seksualność lub asceza, lecz przed wyborem — naturalne i zdrowe lub perwersyjnie -neurotyczne życie płciowe.
Źródła tłumienia seksualności mają społeczno-ekonomiczny, a nie biologiczny charakter. Ich zadaniem jest stworzenie podstaw dla autorytarno--patriarchalnej kultury i zniewolenia ekonomicznego w formie, która szczególnie wyraźnie występuje w Japonii, Chinach, Indiach itp. W prapoczątkach historii ludzkości życie seksualne podporządkowane było naturalnym prawom tworzącym podstawy naturalnej socjalizacji. W okresie panowania autorytarnego patriarchatu, a więc w ciągu ostatnich czterech do sześciu tysięcy lat, energia zniewolonej naturalnej seksualności stworzyła wtórną, perwersyjną, chorą seksualność współczesnego człowieka.
Faszystowski irracjonalizm
Nie jest przesadą stwierdzenie, że głębokie kulturowe zmiany, z jakimi mamy do czynienia w bieżącym stuleciu, zostały wywołane walką o odzyskanie naturalnych praw życia miłosnego. Ta walka o naturalność i jedność natury i kultury przejawia się w różnych formach mistycznej
tęsknoty, kosmicznych fantazji, „oceanicznych" uczuć, religijnych ekstaz, a przede wszystkim w rozwoju wolności seksualnej. Zmagania te są nieświadome, pełne neurotycznych sprzeczności, lęków i często występują w formach charakterystycznych dla wtórnych, perwersyjnych popędów. Ludzkość, która przez tysiąclecia była zmuszana do wypierania swoich naturalnych, podstawowych zasad, w wyniku czego stworzyła sobie drugą, zaburzoną naturę, może popaść jedynie w irracjonalny obłęd, kiedy próbuje odtworzyć podstawową funkcję biologiczną, niczego jednocześnie bardziej się nie obawiając.
W epoce autorytarnego patriarchatu próbowano poprzez narzucanie moralnych zakazów utrzymać w ryzach wtórne aspołeczne popędy. W ten sposób powstał posiadający trójwarstwową strukturę tzw. człowiek kulturalny. Na powierzchni nosi maskę sztucznego samoopanowania, przymusowej fałszywej grzeczności i narzuconej socjalizacji. Pod nią znajduje się druga warstwa, to, co Freud nazwał „nieświadomością", do której zepchnięte zostały sadyzm, chciwość, pożądliwość, zawiść, wszelkiego rodzaju perwersje itd. W ten sposób można je opanować, jednak na pewno nie pozbawia ich to siły. Ta druga warstwa jest wytworem kultury, która odrzuca wszelkie przejawy seksualności i świadomie odczuwana jest zazwyczaj jedynie jako beznadziejna wewnętrzna pustka i jałowość. Pod nią, w głębi, żyją i działają naturalne społeczne i seksualne instynkty, spontaniczna radość z pracy i tworzenia, zdolność do miłości. Zazwyczaj nie uświadamiamy sobie istnienia tej ostatniej, trzeciej warstwy, będącej biologicznym jądrem ludzkiej struktury, a jeśli już, to budzi ona w nas lęk. Przeciwstawia się każdemu elementowi autorytarnego wychowania i panowania. A jednocześnie jest jedyną realną nadzieją człowieka na przezwyciężenie w przyszłości społecznej niedoli.
Wszelkie dyskusje na temat tego, czy człowiek jest dobry, czy zły, czy jest istotą społeczną, czy aspołeczną, to po prostu filozoficzne zabawy. To, czy człowiek jest istotą społeczną, czy po prostu w zadziwiająco nielogiczny sposób reagującą kupką protoplazmy, zależy od tego, w jakim stopniu jego podstawowe biologiczne potrzeby pokrywają się z porządkiem, który sam stworzył. Dlatego każdy, również tak zwany zwykły pracujący człowiek jest współodpowiedzialny za istnienie porządku lub bałaganu, a więc za społeczną i indywidualną ekonomię energii biologicznej. Jedną z jego głównych cech stało się entuzjastyczne przekazywanie tej odpowiedzialności różnym przywódcom i politykom, gdyż on sam nie rozumie już ani siebie, ani stworzonych przez siebie instytucji, które budzą w nim jedynie coraz więcej lęku. W gruncie rzeczy jest bezradny, nie potrafi być wolny i pragnie autorytetów, nie potrafiąc już spontanicznie reagować; jest opancerzony i oczekuje rozkazów, przepełniony sprzecznościami, nie potrafiąc zaufać samemu sobie.
W XIX i początkach XX wieku oświecone mieszczaństwo Europy przejęło od feudalizmu przymusowe, moralne formy postępowania, czyniąc z nich wzorzec zachowań ludzkich. Poczynając od epoki Oświecenia rozpoczęło się poszukiwanie prawdy i dążenie ku wolności. Dopóki przymusowa moralność funkcjonowała na zewnątrz człowieka w formie obowiązującego prawa i opinii publicznej, a w jego wnętrzu jako nakazy sumienia, panował pozorny spokój i jedynie od czasu do czasu wtórne popędy przebijały się na powierzchnię. Przez cały ten czas uważano je za osobliwości i wynaturzenia mogące zainteresować jedynie psychiatrów. Wtórne popędy pojawiały się w formie nerwic symptomatycznych, neurotycznych działań przestępczych lub perwersji.
Jednak wstrząsy społeczne, które obudziły w mieszkańcach Europy tęsknotę za wolnością, niezależnością, równouprawnieniem i samostanowieniem, dążyły naturalnie również do uwolnienia tłamszonego życia. Próby uświadomienia społeczeństwa i społeczne prawodawstwo, pionierska działalność społeczno-naukowa oraz ruchy wyzwoleńcze, wszystko to były próby zrealizowania „wolności" w naszym świecie. Kiedy podczas pierwszej wojny światowej wiele autorytarnych systemów przymusu legło w gruzach, europejskie powojenne demokracje chciały „poprowadzić ludzkość ku wolności". Jednak tak bardzo przecież pragnący wolności świat europejski grubo pomylił się w swoich rachubach. Nie wziął pod uwagę tego, co w skrytości powstawało w wyniku trwającego przez tysiące lat niszczenia ludzkiej żywotności. Nie dostrzegł głębokiej, powszechnej deformacji, jaką jest nerwica charakteru. Zwycięstwa dyktatur to kształt, jaki przyjęła wielka katastrofa duchowej zarazy — katastrofa irracjonalności ludzkiego charakteru. To, co do tej pory było trzymane w ryzach przez powierzchowny blichtr dobrego wychowania i sztucznego samoopanowania, teraz uaktywniło się właśnie dzięki pragnącym wolności ludziom.
Przybrało formę obozów koncentracyjnych, prześladowań narodu żydowskiego, niszczenia wszystkiego, co czyste w ludziach, degradacji mieszkańców miast w wyniku sadystycznych pseudosportowych zajęć przymusowych, których uczestnicy czują, że żyją, wyłącznie wtedy, kiedy maszerują podczas defilady; pojawiło się w kształcie potwornego oszustwa, jakim jest państwowo-autorytarna reprezentacja interesów narodu, wykorzystania dziesiątek tysięcy młodych ludzi wierzących naiwnie, że wiernie służą wielkiej idei, zniszczenia miliardowej wartości efektów ludzkiej pracy, których niewielka część mogłaby usunąć wszelką nędzę z powierzchni Ziemi. Krótko mówiąc jest to taniec świętego Wita, który będzie powracał wciąż na nowo tak długo, dopóki przedstawicielom świata nauki i pracy nie uda się zniszczyć zarówno w sobie, jak i w świecie zewnętrznym tej masowej nerwicy, która określa siebie jako „czystą politykę" i żywi się charakterologiczną bezradnością mieszkańców Ziemi.
W latach 1928-1930, a więc w czasach opisywanych tu sporów z Freudem, niewiele wiedziałem o faszyzmie, równie mało co przeciętny Norweg w roku 1939 czy Amerykanin w 1940. Poznałem go dopiero w latach 1930-1933 w Niemczech. Byłem osłupiały i bezradny, kiedy odkryłem, że nasze spory z Freudem toczyły się o to, co stanowiło samą istotę faszyzmu. Stopniowo zrozumiałem, że było to logiczne. W opisanych sporach kłóciliśmy się o ocenę ludzkiej struktury, o rolę ludzkiej tęsknoty do szczęścia i irracjonalności w życiu społecznym. W faszyzmie ta masowa psychiczna choroba ujawniła się w pełni.
Przeciwnicy faszyzmu, liberalni demokraci, socjaliści, komuniści, ekonomiści marksistowscy i niemarksistowscy itd. poszukiwali rozwiązania zagadki w osobowości Hitlera bądź w formalnych politycznych błędach poszczególnych partii demokratycznych i ugrupowań politycznych Niemiec. Zarówno jedno, jak i drugie sprowadzało zalew zarazy do indywidualnej krótkowzroczności polityków lub brutalności jednego wyłącznie człowieka. W rzeczywistości Hitler był jedynie przejawem tragicznego konfliktu rozgrywającego się we wnętrzach mas ludzkich, konfliktu pomiędzy pragnieniem wolności i realnie istniejącym lękiem przed wolnością.
Faszyzm niemiecki nie ukrywał, że odwołuje się nie do intelektu i wiedzy człowieka, lecz wyłącznie do jego dziecięcych reakcji emocjonalnych. To nie program polityczny czy którakolwiek z wielu niejasnych obietnic gospodarczych przyczyniły się do trwałego zwycięstwa faszyzmu, lecz przede wszystkim apelowanie do mrocznego, mistycznego uczucia, do nieokreślonej i mglistej, a przy tym bardzo silnej tęsknoty. Nie rozumiejąc tego nie można zrozumieć, czym jest faszyzm, który stał się zjawiskiem międzynarodowym. Poniżej przedstawiam rolę, jaką odegrał irracjonalizm w kształtowaniu się pragnień i dążeń niemieckich mas.
Niemcy chcieli „wolności". Hitler obiecał im autorytarne, w pełni dyktatorskie rządy, które całkowicie wykluczały jakiekolwiek wypowiadanie własnej opinii. 17 z 31 milionów wyborców entuzjastycznie wyniosło go w marcu 1933 roku ku władzy. Ci, którzy przyglądali się temu z otwartymi oczami, wyraźnie widzieli, że masy ludzkie czuły się bezradne i niezdolne do podjęcia odpowiedzialności za rozwiązanie chaosu społecznego w ramach starego systemu myślenia. To wódz powinien i miał to za nich zrobić.
Hitler przyrzekł, że usunie demokratyczne spory i różnice zdań. Masy ludzkie rzuciły się więc w jego ramiona. Ludzie byli zmęczeni tymi sporami, ponieważ nigdy nie dotyczyły one ich osobistych, codziennych kłopotów, a więc tego, co z ich subiektywnego punktu widzenia było najważniejsze. Nie chcieli debat na temat „budżetu" czy „polityki na wysokim szczeblu", lecz konkretnej wiedzy dotyczącej ich spraw życiowych. Nie otrzymawszy jej, poddali się autorytarnemu przywódcy i iluzorycznej opiece, którą im przyobiecał.
Hitler przyrzekł, że zlikwiduje wolność jednostki i w zamian ustanowi „wolność narodową". Ludzkie masy z radością zamieniły możliwość wolności osobistej na iluzoryczną wolność, czy też wolność poprzez identyfikację z określoną ideą, gdyż w ten sposób mogły uwolnić się od jakiejkolwiek indywidualnej odpowiedzialności. Pragnęli „wolności", którą miał dla nich zdobyć Fiihrer: przyzwolenia na wrzask, na ucieczkę przed prawdą w polityczne kłamstwa, na sadyzm, na to, by będąc w rzeczywistości niczym, móc pysznić się swoją czystą rasą, by zdobywać dziewczęta nie swoim człowieczeństwem, lecz pięknym mundurem, by zamiast walczyć o prawdziwe życiowe cele — poświęcać się imperialistycznym dążeniom itd. itd.
Wychowanie, jakiemu ludzie byli wcześniej poddani, nauczyło ich akceptować formalne, polityczne autorytety zamiast autorytetu wiedzy i fachowości. To właśnie potrzeba autorytetów stworzyła podstawę, na której rozkwitnąć miał faszyzm. Nie jest on więc żadnym nowym światopoglądem, jak twierdzą jego zwolennicy i wrogowie, nie ma też nic wspólnego z uzasadnioną nieznośnymi warunkami społecznymi rewolucją; faszyzm jest po prostu ekstremalną reakcyjną konsekwencją wszystkich uprzednich, niedemokratycznych sposobów kierowania społeczeństwem. Również teoria rasowa nie jest niczym nowym, a jedynie logiczną i brutalną konsekwencją dawnych teorii dziedziczności i degeneracji. Dlatego też psychiatrzy wyznający tę teorię i wyznawcy eugeniki tak łatwo zaakceptowali dyktaturę.
Nowe w masowym ruchu faszystowskim jest jedynie to, że reakcyjnej ekstremie politycznej udało się wykorzystać głęboko ukryte ludzkie marzenia o wolności. Ogromne pragnienie wolności ludzkich mas w połączeniu z lękiem przed prawdziwą odpowiedzialnością nierozłącznie związaną z tą wolnością tworzą mentalność faszystowską, niezależnie od tego, czy mamy do czynienia z faszystą, czy z demokratą. Nowe w faszyzmie jest również to, że masy ludzkie praktycznie rzecz biorąc akceptują swoje zniewolenie, więcej — wręcz się go domagają. Tęsknota za autorytetem okazała się silniejsza niż pragnienie samodzielności.
Hitler obiecał, że mężczyźni przejmą pełną władzę nad kobietami, obiecał również zniesienie materialnej samodzielności kobiet, przywiązanie ich do ogniska domowego, pozbawienie możliwości decydowania o warunkach życia społecznego. I to właśnie kobiety, których wolność osobista przez całe stulecia była ograniczana i które wytworzyły w sobie szczególnie silny lęk przed samodzielnym, wolnym życiem, popierały go najsilniej.
Hitler obiecał likwidację wszystkich organizacji socjalistycznych i burżuazyjno-demokratycznych. Członkowie tych partii poparli Hitlera, gdyż w ich organizacjach mówiono co prawda wiele o wolności, jednak nigdy nie poruszono trudnego problemu ludzkiej tęsknoty za autorytetem i praktycznej politycznej bezradności mas. Masy ludzkie czuły się rozczarowane chwiejną i pozbawioną zdecydowania postawą starych demokratycznych instytucji. To rozczarowanie w połączeniu z kryzysem gospodarczym i niepohamowanym dążeniem do wolności stworzyły mentalność faszystowską, tj. gotowość do całkowitego podporządkowania się autorytarnej, ojcowskiej postaci.
Hitler przyrzekł zdecydowaną walkę z regulacją narodzin i reformą seksualną. W 1932 roku około 500 tysięcy ludzi należało w Niemczech do różnych stowarzyszeń, występujących na rzecz racjonalnej reformy seksualnej, jednak żadne z tych stowarzyszeń nie odważyło się nigdy podejść do jądra problemu — pragnienia szczęścia. Moja wieloletnia praca wśród zwykłych ludzi przekonała mnie, że właśnie tego oczekiwali. Czuli się rozczarowani, jeżeli wygłaszano im uczone wykłady na temat aspektów polityki ludnościowej, zamiast im powiedzieć, w jaki sposób mogą wychowywać swoje dzieci tak, aby nie utraciły one swojej żywotności, jak młodzież ma poradzić sobie ze swymi seksualnymi i ekonomicznymi problemami i jak małżonkowie mogą pokonać swoje jakże typowe konflikty. Zwykli ludzie czuli, że porady dotyczące „technik miłosnych" w stylu Van de Veldego, które przynosiły doradcom duże pieniądze, ani nie podejmowały rzeczywistego problemu, ani w gruncie rzeczy nie były sympatyczne. Tak oto doszło do tego, że rozczarowani ludzie zwrócili się ku Hitlerowi, który, co prawda mi-stycznie, ale odwoływał się jednak do głębokich pokładów energii życiowej. Prawienie kazań na temat wolności, któremu nie towarzyszy stała, energiczna, zdecydowana walka o budowanie w ludziach zdolności podejmowania odpowiedzialności w codziennym życiu i o niezbędne ku temu przesłanki społeczne, prowadzi do faszyzmu.
Nauka niemiecka przez całe dziesięciolecia toczyła bój o oddzielenie pojęcia seksualności od pojęcia reprodukcji. Walka ta, prowadzona na łamach książek akademickich, nie dotarła nigdy do mas pracujących i nie miała żadnego społecznego znaczenia. A potem pojawił się Hitler i obiecał, że podstawową ideą jego polityki kulturalnej będzie koncepcja reprodukcji, a nie szczęście miłosne. Nie nauczone nigdy nazywania spraw po imieniu, wszystkimi kanałami systemu społecznego nakłaniane do mówienia „eugeniczna hodowla", gdy właściwym słowem było „szczęście miłosne", masy poszły za Hitlerem, gdyż przydał on starym pojęciom silną, choć irracjonalną emocję. Reakcyjne koncepcje w połączeniu z rewolucyjnym podnieceniem tworzą faszystowski sposób odczuwania.
Kościół obiecywał „szczęście na tamtym świecie" i przy pomocy pojęcia grzechu zasiał głęboko w strukturach ludzkich pełną bezradności zależność od nieziemskiej, wszechpotężnej postaci. Jednak kryzys ekonomiczny, który w latach 1929-1933 ogarnął cały świat, postawił masy ludzkie w obliczu ogromnego ziemskiego cierpienia. Ani społecznie, ani indywidualnie nie byli w stanie samodzielnie go przezwyciężyć. Potem pojawił się Hitler i ogłosił się przysłanym przez Boga ziemskim, wszechmocnym i wszechwiedzącym przywódcą, który może zlikwidować tę ziemską nędzę. Wszystko składało się tak, aby wpędzić w jego objęcia nowe ludzkie masy schwytane w potrzask własnej indywidualnej bezradności i znikomego zaspokojenia, jakie oferowała im koncepcja szczęścia na tamtym świecie. Dla nich ziemskie bóstwo, które kazało im ze wszystkich sił krzyczeć „Heil" było bliższe i ważniejsze niż Bóg, którego nigdy nie mogli zobaczyć i który nie potrafił pomóc im już nawet emocjonalnie. Sadystyczna brutalność w połączeniu z mistycyzmem tworzy mentalność faszystowską.
Niemcy przez całe dziesięciolecia walczyły w murach swoich szkół i uniwersytetów o koncepcję wolnej szkolnej społeczności, nowoczesnego, dobrowolnego wysiłku w nauce i samostanowienia ucznia. Jednak odpowiedzialne za szkolnictwo demokratyczne autorytety były przywiązane do autorytarnych zasad wychowawczych, które budowały w uczniach lęk przed autorytetem, a jednocześnie prowokowały do irracjonalnego buntu prowadzonego irracjonalnymi środkami. Niezależne stowarzyszenia zajmujące się sprawami wychowania nie tylko nie otrzymywały żadnego oficjalnego wsparcia, ale wręcz były cały czas zagrożone i skazane na materialną pomoc z prywatnych źródeł.
Nie można się więc dziwić, że te próby przekształcenia struktury mas ludzkich pozostały niezauważone. Młodzież masowo podążała za Hitlerem. Nie narzucał im żadnej odpowiedzialności, lecz opierał się na tych strukturach, które powstały wcześniej w autorytarnych rodzinach. Ruch młodzieżowy jednogłośnie poparł Hitlera, ponieważ społeczeństwo demokratyczne nie zrobiło nic, aby nauczyć młodzież niezależnego, odpowiedzialnego kierowania swoim życiem.
Hitler obiecał wprowadzić zamiast dobrowolnego wysiłku w pracy przymusową dyscyplinę i przymusową pracę. Wiele milionów niemieckich robotników i urzędników głosowało na Hitlera. Demokratyczne instytucje nie tylko nie poradziły sobie z bezrobociem, ale w dodatku reagowały strachem, kiedy należało przekazać odpowiedzialność za efekty pracy wykonującym tę pracę masom. Miliony robotników i urzędników, wychowane tak, aby nic nie rozumieć z wykonywanej przez siebie pracy, nie interesować się procesem produkcji, a jedynie pobieraną pensją, cały czas nakłaniane do takiej postawy, bez problemu poparły zaostrzoną formę starej zasady. Mogli się teraz utożsamiać z „państwem" i „narodem", które zamiast nich były „wielkie i silne". Hitler w swoich pismach i podczas spotkań z ludźmi nie ukrywał, że jego zdaniem masy ludzkie można dowolnie kształtować, ponieważ są one dziecinne i kobiece. A masy czciły go, gdyż był tym, który chciał ich bronić.
Hitler żądał podporządkowania całej nauki pojęciu „rasy". Znaczna część niemieckiej nauki poddała się temu żądaniu, gdyż teoria rasowa zakorzeniona była w metafizycznej teorii dziedziczności, która przy pomocy pojęć takich jak „materiał dziedziczny" i „wrodzone predyspozycje" mogła uniknąć podjęcia prób zrozumienia, jak powstają funkcje życiowe i jakie są realne społeczne przesłanki ludzkich zachowań. Uważano wówczas, że wystarczy ogłosić, że rak, nerwica czy psychoza są dziedziczne i że to załatwia całą sprawę. Faszystowska teoria rasowa jest jedynie kontynuacją wygodnickiej teorii dziedziczności.
Chyba żadne inne hasło niemieckiego faszyzmu nie uskrzydlało mas ludzkich równie silnie jak „wrzenie niemieckiej krwi" i jej „czystość". Czystość niemieckiej krwi oznacza uwolnienie od „syfilisu" i „żydowskiej zarazy". Cóż, w każdym z nas lęk przed chorobami wenerycznymi jest głęboko zakotwiczony, gdyż jest kontynuacją dziecięcych lęków genitalnych. Nietrudno jest więc zrozumieć, że masy ludzkie popierały Hitlera, który obiecał im „czystość krwi". Każda ludzka istota czuje w sobie to, co nazywamy „kosmicznymi lub oceanicznymi uczuciami". Sucha akademicka nauka była zbyt wyniosła,
aby zajmować się tego rodzaju mistycznymi zjawiskami. A przecież ta kosmiczna czy oceaniczna tęsknota nie jest niczym innym jak przejawem żywej orgazmicznej tęsknoty. Hitler odwołał się właśnie do niej i dlatego masy ludzkie poszły za nim, a nie za suchymi racjonalistami, którzy próbowali zdławić te mroczne uczucia przy pomocy statystyk. W Europie od dawna już „ratowanie rodziny" było jedynie abstrakcyjnym hasłem, do którgo odwoływano się w najbardziej reakcyjnych postawach i działaniach. Tych, którzy rozróżniali pomiędzy autorytarną, pełną przymusów rodziną a naturalnym związkiem miłości dzieci i rodziców, nazwano „wrogami narodu", „burzycielami świętej instytucji rodziny", anarchistami. W wysoko uprzemysłowionych Niemczech związki rodzinne znalazły się w ostrym konflikcie z procesem masowego uprzemysłowienia kraju. Żadna państwowa przychodnia nie podjęła trudu zajęcia się tym, co chore w rodzinie — uciskiem dzieci ze strony rodziców, wewnątrzrodzinną nienawiścią itd. Typowa autorytarna niemiecka rodzina, szczególnie na wsi i w małych miasteczkach, była wylęgarnią mentalności faszystowskiej. Budowała w dzieciach struktury przymusowej obowiązkowości, wyrzeczeń, całkowitego posłuszeństwa wobec autorytetów, które Hitler umiał tak znakomicie wykorzystać. Faszyzm, który jednocześnie występował w „obronie rodziny" i wyciągał młodzież z rodziny do swoich organizacji, zaspokajał zarówno potrzebę więzi rodzinnych młodych ludzi, jak i ich potrzebę buntu przeciwko rodzinie. Kładąc nacisk na emocjonalną tożsamość pojęć „rodziny", „narodu" i „państwa" można było rozciągnąć rodzinną strukturę człowieka na płaszczyznę faszystowskiego państwa. Nie rozwiązywało to, co prawda, ani jednego problemu realnej rodziny i realnej nędzy narodu, jednak masy ludzkie mogły przenieść stosunki panujące w ich pełnych przymusu rodzinach na większą „rodzinę" całego „narodu". Strukturalnie wszystko było już od dawna przygotowane. „Matka-Niemcy" i „Bóg-Ojciec Hitler" stali się symbolami najgłębszych dziecinnych uczuć. Identyfikując się z „silnym i wyjątkowym narodem niemieckim" każdy zakompleksiony i żyjący w realnej nędzy obywatel mógł nareszcie, nawet jeśli była to tylko iluzja, poczuć się kimś ważnym. Na koniec zainteresowanie „rasą" mogło wreszcie opanować i zniekształcić „źródła seksualności rozsadzającej wszelkie tamy". Młodzi ludzie mogli teraz współżyć seksualnie ze sobą, jeżeli deklarowali pragnienie płodzenia czystych rasowo dzieci.
Naturalne ludzkie energie żywotne były już nie tylko więzione, ale zmuszone do uzewnętrzniania się w o wiele bardziej ukrytych formach niż kiedykolwiek przedtem. Skutkiem tej „rewolucji irracjonalności" w Niemczech była nie spotykana nigdy przedtem liczba samobójstw i nędzy w zakresie higieny społecznej. Końcowym akordem tego sabatu czarownic było masowe umieranie na wojnie w obronie honoru niemieckiej rasy.
Całkowicie zgodne z tęsknotą za „czystością rasy", a więc za byciem wolnym od grzechu, były sądy kapturowe Żydów. Żydzi próbowali wyjaśniać i udowadniać, że oni również przestrzegają surowych obyczajów, że również są narodowi albo również „niemieccy". Przeciwni Hitlerowi antropolodzy próbowali udowadniać pomiarami czaszek, że Żydzi nie są żadną gorszą rasą. Chrześcijanie i historycy próbowali tłumaczyć, że Chrystus był pochodzenia żydowskiego. Jednak celem sądów kapturowych nie było rozsądzenie racjonalnych wątpliwości, a więc nie chodziło o to, czy Żydzi również są przyzwoici, czy nie są gorsi lub czy mają przyzwoite rozmiary czaszek. Chodziło o coś zupełnie innego. Ten właśnie problem ukazuje wyraźnie konsekwencję i poprawność seksualno-ekonomicznego myślenia.
Kiedy faszysta mówi „Żyd", to ma na myśli określone irracjonalne odczucie. „Żyd" reprezentuje irracjonalnie, o czym można przekonać się podczas każdej głębokiej analizy, zarówno Żydów, jak i nie-Żydów, „groszoroba", „lichwiarza", „kapitalistę". Na jeszcze głębszym poziomie pojęcie „Żyd" oznacza: „brudny", „zmysłowy", „lubieżny", a także „Shylock", „rytualny rzeźnik", „rzezaniec". Ponieważ lęk przed naturalną seksualnością i wstręt do perwersyjnej seksualności są równie silnie zakorzenione w ludziach, łatwo zrozumieć, że przeprowadzony w tak wyrafinowany sposób sąd nad Żydami wykorzystywał najgłębsze reakcje obronne wychowanego w lęku przed naturalną seksualnością człowieka. Antykapitalistyczne i antyseksualne nastawienie mas ludzkich można było przy pomocy pojęcia „Żyd" włączyć w tryby faszystowskiej nawałnicy. Nieświadoma tęsknota za seksualną radością życia i seksualną czystością, w połączeniu z lękiem przed naturalną i wstrętem przed perwersyjną seksualnością, tworzy faszystowski, sadystyczny antysemityzm. „Francuz" oznacza dla Niemców to samo, co „Żyd" i „Murzyn" dla nieświadomie faszyzującego Anglika: „Żyd", „Francuz" i „Murzyn" to synonimy pojęcia „seksualnie zmysłowy". Tak oto mogło dojść do tego, że współczesny polityk, psychopata i perwersyjny kryminalista Julius Streicher mógł wsunąć w ręce milionów młodych i dorosłych Niemców swoją książkę Sturmer. Żadna inna publikacja nie pokazuje z taką wyrazistością, że higiena seksualna dawno już przestała być jedynie medycznym problemem, że nabrała obecnie decydującego społecznego znaczenia. Poniższe próbki wyobraźni Streichera z 1934 roku pomogą to sobie unaocznić (cytaty z książki Sturmer):
„Młody, 20-letni Helmut Daube zdał maturę. Około drugiej nad ranem poszedł do domu, a o piątej rodzice znaleźli go martwego przed domem. Szyja była rozcięta aż do kręgów, genitalia były obcięte. Ciało było całkowicie pozbawione krwi. Dłonie nieszczęsnego były pocięte, a na podbrzuszu widać było wiele ran zadanych nożem".
„Stary Żyd napadł pewnego dnia na strychu niczego nie podejrzewającą nie-Żydówkę. Zgwałcił ją i zhańbił. Doszło do tego, że wkradał się do jej komórki, która nie miała zamka, za każdym razem, kiedy miał na to ochotę".
„Młodzi małżonkowie poszli na spacer na przedmieściach Pader-bornu i na środku drogi znaleźli kawałek mięsa. Kiedy przyjrzeli się mu dokładnie, odkryli przerażeni, że były to narządy płciowe kunsztownie wycięte z kobiecego ciała".
„Żyd pociął panią X na półkilogramowe kawałki. Razem ze swoim ojcem rozrzucił te kawałki po całej okolicy. Znaleziono je w pobliskim lasku, na łąkach, w polanach, w stawie, w strumyku, w kanale odpływowym i w dole kloacznym. Obcięte piersi leżały w stodole".
„Podczas gdy Mojżesz podwiązał krtań dziecku, które Samuel położył sobie na kolanach, ten obciął mu nożem kawałek żuchwy. Pozostali zbierali krew do naczynia kłując jednocześnie rozebraną ofiarę igłami..."
„Odmowa kobiety nie ostudziła jego żądzy, a wręcz odwrotnie. Próbował zamknąć okno, aby sąsiedzi nie mogli zajrzeć do środka. Potem jednak dotknął znowu kobiety w prawdziwie żydowski, nikczemny sposób... Przez cały czas przekonywał kobietę, że nie powinna być taka grymaśna. Zamknął okno i drzwi. Jego słowa i czyny stawały się coraz bardziej bezwstydne. Coraz gwałtowniej dobierał się do swojej ofiary. Błagania kobiety nie zdały się na nic. Wyśmiał nawet jej groźbę, że zacznie wołać o pomoc, i wciąż popychał ją w stronę łóżka. Z jego ust wydobywały się najnikczemniejsze i najsprośniejsze słowa.
Potem rzucił się niczym tygrys na ciało kobiety, aby dokonać swego szatańskiego dzieła".
Aż do tego miejsca wielu czytelników sądziło z pewnością, że przesadzam mówiąc o psychicznej zarazie. Mogę jedynie zapewnić, że nie wprowadziłem tego pojęcia lekkomyślnie uznając je za zgrabny zwrot retoryczny, lecz uczyniłem to z pełną powagą. W ciągu ostatnich siedmiu lat Sturmer nie tylko wzmocnił w milionach Niemców, którzy przeczytali tę książkę, genitalny lęk przed kastracją, ale oprócz tego stał się pożywką dla drzemiących w każdym z nas perwersyjnych fantazji. Po upadku głównych nosicieli tej zarazy w Europie trzeba będzie poradzić sobie z tym problemem. Jest to problem nie tylko niemiecki, lecz międzynarodowy, ponieważ tęsknota za szczęściem i lęk genitalny są faktami o zasięgu międzynarodowym. W Skandynawii odwiedziło mnie kilku młodych członków ruchu faszystowskiego, którzy zachowali trochę naturalnej żywotności, chcąc się dowiedzieć, co mają znaczyć takie rzeczy jak książka Streichera, teoria rasowa i im podobne. Czuli, że coś się w tym wszystkim nie zgadza. W krótkim, przedstawionym poniżej podsumowaniu, wyliczam najważniejsze kroki, które należy podjąć.
Co należy zrobić?
Ogólnie: należy przeciwstawić całemu temu reakcyjnemu świntuszeniu dobrze zorganizowane i poprawne z fachowego punktu widzenia uświadamianie na temat różnicy pomiędzy chorą i zdrową seksualnością. Każdy przeciętny człowiek zrozumie tę różnicę, gdyż odczuwa ją wewnętrznie, każdy przeciętny człowiek wstydzi się swoich perwersyjnych, chorobliwych deformacji seksualnych i pragnie uzyskać jasność i pomoc w tej sprawie oraz marzy o naturalnym zaspokojeniu seksualnym.
Musimy wyjaśniać i pomagać! Może to przebiegać w następujący sposób:
Szukanie materiałów, które mogą przystępnie wyjaśnić każdemu rozsądnemu człowiekowi pornograficzny charakter streicheryzmu. Trzeba rozpowszechniać te materiały w formie ulotek! Należy pobudzać i wspierać zdrowe seksualne zainteresowania mas. Zbieranie i rozpowszechnianie wszystkich materiałów, które mogą pokazać ludności, że Streicher i jego kompani to psychopaci dokonujący najcięższych przestępstw na zdrowiu ludności. I przypominać, że streicherów możemy spotkać w każdym zakątku naszego świata.
Ujawnienie tajemnicy wpływu Streichera na masy: on wyzwala chorobliwe fantazje. Ludzie z radością przyjmą dobry informacyjny materiał.
Patologiczną seksualność, która stanowi podłoże hitlerowskiej teorii rasowej i przestępstw Streichera można zwalczać jedynie przeciwstawiając im naturalne i zdrowe sposoby zachowania i procedury życia płciowego. Ludzie natychmiast zrozumieją różnicę i kiedy uświadomi się im, czego na prawdę pragną i co boją się ujawnić, zwrócą w tę stronę swoje zain
teresowania.
Oto niektóre postulaty:
Zdrowe i dające zaspokojenie życie płciowe wymaga możliwości bycia sam na sam z ukochanym partnerem. Tak więc niezbędne są mieszkania dla wszystkich, którzy ich potrzebują, także dla młodzieży.
Zaspokojenie seksualne nie jest tym samym co reprodukcja.
Zdrowy człowiek odbywa w ciągu życia około trzech-czterech tysięcy stosunków seksualnych, zazwyczaj jednak posiada jedynie dwoje albo troje dzieci. Środki antykoncepcyjne są konieczne dla zachowania seksualnego zdrowia.
Większość mężczyzn i kobiet jest w wyniku represjonującego seksualność wychowania zaburzona seksualnie, tzn. pozostają oni niezaspokojeni po stosunku płciowym. Konieczne jest więc stworzenie odpowiedniej liczby zakładów leczniczych, które zajmować się będą zaburzeniami seksualnymi. Niezbędne jest racjonalne, akceptujące miłość wychowanie seksualne.
Młodzież choruje w wyniku konfliktów wywołanych onanizowaniem się. Jedynie samozaspokajanie pozbawione poczucia winy nie szkodzi zdrowiu. Młodzież ma prawo do szczęśliwego życia płciowego w jak najlepszych warunkach. Abstynencja seksualna jest na dłuższą metę zawsze szkodliwa. Chorobliwe fantazje znikają jedynie w przypadku istnienia satysfakcjonującego życia płciowego.
Walczcie o to prawo!
Wiem, że nie wystarczą same ulotki i uświadamianie. Potrzebna jest powszechna, społecznie akceptowana praca nad tą ludzką strukturą, która produkuje psychiczną zarazę umożliwiającą psychopatom sprawowanie władzy i zatruwającą życie wszystkich ludzi. Innymi słowy, konieczne jest uwolnienie naturalnej seksualności w masach ludzkich i w ludziach sprawujących nad nimi władzę.
W roku 1930 seksualność ludzi traktowana była jak społeczny kopciuszek, jak przedmiot zainteresowań budzących wątpliwości wspólnot reformatorskich. W 1940 roku stała się filarem problematyki spo łecznej. Jeżeli prawdą jest, że faszyzm posłużył się irracjonalnymi formami żywotnych seksualnych tęsknot ludzkich mas, tworząc w ten sposób chaos, to prawdą musi być też, że perwersje, które wyzwolił w ludziach, mogą zostać opanowane dzięki uniwersalnemu racjonalnemu rozwiązaniu problemu seksualności.
Wydarzenia, jakie miały miejsce w Europie w latach 1930-1940, przynosząc ogromną ilość materiału w zakresie higieny psychicznej potwierdziły słuszność stanowiska, jakie reprezentowałem w dyskusjach z Freudem. Bolesne było jednak przy tym poczucie całkowitej niemocy działania i przekonanie, że nauki przyrodnicze są jeszcze bardzo dalekie od rzeczywistego zrozumienia tego, co nazywam w tej książce „biologicznym jądrem" struktury charakterologicznej.
Ogólnie rzecz biorąc, zarówno jako ludzie, jak i jako lekarze i pedagodzy jesteśmy podobnie bezradni w obliczu biologicznych błędów, jakie popełnia życie, niczym ludzie okresu średniowiecza wobec infekcji. Jednocześnie czujemy w sobie pewność, że faszystowska zaraza zmobilizuje na całym świecie niezbędne siły, aby poradzić sobie z tym problemem cywilizacyjnym.
Faszyści twierdzą, że dokonują „rewolucji biologicznej". Prawdą jest, że faszyzm całkowicie odciął się od problemu zneurotyzowanych funkcji życiowych człowieka. Z punktu widzenia podążających za nim mas faszyzm jest pełen nieokiełzanej woli życia. Jednak formy, w jakich ta wola życia się przejawia, jednoznacznie zdradzają wpływ tysiącletniego psychicznego zniewolenia. Jako pierwsze na powierzchnię przebiły się jedynie perwersyjne instynkty. Po upadku faszyzmu świat przeprowadzi rewolucję biologiczną, której faszyzm nie dokonał, ale której konieczność uświadomił wszystkim.
Kolejne rozdziały książki omawiają funkcje „jądra biologicznego". Poznanie go i przyswojenie tej wiedzy społeczeństwu należeć będzie do racjonalnego wysiłku twórczego, walczącej nauki i naturalnej zdolności do kochania. Jest to zadanie, jakiego dokonać można jedynie dzięki prawdziwie demokratycznej, odważnej i kolektywnej pracy. Jej celem jest materialne i seksualne szczęście mas ludzkich tu, na Ziemi.
Książka Freuda Unbehagen in der Kultur została wydana w Polsce w 1994 r. pod tytułem Kultura jako źródło cierpień.
Obecnie uważa się, że pewne potrzeby i popędy dotąd wyparte mogą być po ujawnieniu zaspokojone wprost. Inne muszą być sublimowane, to znaczy zaspokojone w innej formie i innym miejscu. Jednakże w przeciwieństwie do Reicha psychoanalitycy chcą jedynie analizować nieświadomość konkretnych chorych, a nie zmieniać społeczeństwo.
Por. W. Reich: Massenpsychologie des Faschismus (1933); Der Einbruch der Semalmoral (1935); Die Sexualitat im Kulturkampf (1936).
Bronisław Malinowski (1884-1942) — polski etnolog, badacz ludów pierwotnych, zwłaszcza ich zachowań seksualnych.
Alfred Ernest Jones (1879-1958) — neurolog angielski, od roku 1905 praktykował psychoanalizę. Pionier psychoanalizy w Anglii. Napisał biografię Freuda.
Fons et origo (łac.) — źródło i przyczyna.
Levis Henry Morgan, Johann Jakob Bachofen, Fryderyk Engels — znani XIX-wieczni etnolodzy, badacze kultur pierwotnych.
Ten podział na trzy warstwy jest oryginalną koncepcją Reicha. W psychoanalizie stosuje się inne podziały. Topograficzny: na nieświadomość i świadomość. Strukturalny: na id, ego, superego.
Julius Streicher (1885-1945) — jeden z twórców i przywódców NSDAP. Pisarz antysemicki, propagował w książkach ideologię socjalistyczną i narodowoniemiecką. Bliski współpracownik A. Hitlera.
Reich ma na myśli ekspansję różnych form socjalizmu: w Sowietach, Niemczech, Francji, Włoszech i wielu innych krajach. W dalszym ciągu tekstu autor popełnia nieścisłość terminologiczną: faszyzm jest wyłącznie włoską odmianą socjalizmu. W przypadku Niemiec mówimy o narodowym socjalizmie, czyli hitleryzmie.