Tunel [Z], Nie wiem o czym, zakładam, że fanficki HP, Tunel


TUNEL

autorstwa: annie

http://www.snapegranger.zh.pl/forum/viewtopic.php?t=435

Rozdzialik pierwszy.


- Jak długo to trwa?
Severus Snape machnął trzymanym pergaminem w stronę Albusa. Zupełnie ignorował milczącego chłopaka, siedzącego na krześle obok.
- Harry? - Dumbledore zwrócił strapiony wzrok na Gryfona.
- Nie jestem pewien. - Tamten zrezygnowany opuścił ramiona. - Od jakiegoś czasu Hermiona zachowuje się dziwnie. Jest rozkojarzona, podskakuje na najmniejszy szelest, a z tego, co udało mi się podsłuchać z rozmowy Lavender z Ginny, męczą ją koszmary.
- Podsłuchujemy przyjaciół, Potter? - Snape cmoknął z dezaprobatą.
Harry rzucił mu tylko nienawistne spojrzenie, ale nie skomentował. Hermiona była ważniejsza.
- Wyjaśnij nam, skąd masz ten list?
Albus udawał, że nie zauważył tego spojrzenia.
- Wypadł Hermionie z torby w bibliotece.
- Kiedy?
- Tydzień temu. - Harry skulił się wewnętrznie, widząc rozczarowany wzrok dyrektora.
- Rozmawiałeś z nią o tym, Potter?
- Nie - zaprzeczył przez zaciśnięte zęby.
Harry zupełnie nie rozumiał, dlaczego Dumbledore upierał się, aby zawiadomić o wszystkim tego nietoperza, a nie McGonagall.
- Harry sądził, że najlepiej będzie przyjść z tym do mnie, skoro panna Granger nie wykazała chęci do zwierzeń.
- Po tygodniu? - Parsknął Snape. - Powiedz nam, Potter, czego jeszcze się dowiedziałeś?
- To wszystko, co wiem. - Harry wiercił się na krześle.
- Harry - dyrektor zdawał się przenikać go wzrokiem. - Nawet najmniejsza rzecz jest ważna.
- Rozmawiałem z Ginny - zaczął niechętnie.
- Rozmawiałeś? - Wpadł mu w słowo Snape, unosząc sceptycznie brew.
Chłopak rozejrzał się wokół, jakby szukając ratunku. Przeklęty nietoperz i jego radar.
- Użyłem Legilimencji - warknął i spojrzał wyzywająco na profesora eliksirów.
Snape zmierzył go tylko pogardliwym wzrokiem.
- Uprzedzałem cię, Albusie, że nauczenie go tej sztuki to jak wpuszczenie niuchacza do Gringotta.
- Wbrew pana nadziejom, nie biegam po Hogwarcie, szpiegując niczego nieświadomych uczniów, jak co poniektórzy w tym pokoju mają w zwyczaju - odciął się zjadliwie Harry.
- Potter…
- Wystarczy! - Dyrektor uniósł dłoń. - Mamy ważniejszy problem. Harry?
- To nie są zwykłe koszmary.
- O Voldemorcie? - Severus zmarszczył brwi.
Czarny Pan był historią od paru dobrych miesięcy, ale wspomnienia nadal pozostawały zbyt żywe. Te dzieci widziały za dużo i w o wiele za młodym wieku, aby wyjść z tego bez szwanku, więc takie koszmary nie powinny nikogo dziwić. A już w zupełności Pottera. W końcu dziewczyna straciła jednego ze swoich najbliższych przyjaciół, o ile nie kogoś więcej.
- Nie. I to właśnie jest dziwne. Podobno Hermiona mamrocze przez sen imię jakiejś kobiety.
Zauważył porozumiewawczy wzrok obu mężczyzn i ciężkie westchnienie dyrektora.
***

Ciemno, duszno, gorąco.
Biegła przez tunel.
Dusiła się z braku powietrza.
Nie, nie mogę umrzeć, myślała gorączkowo.
Nie osiągnęłam tego wszystkiego, żeby teraz zostać pogrzebana żywcem. Jestem za młoda, mam tyle do zrobienia, tyle do zobaczenia...
Za następnym zakrętem, za następnym.
Czuła nad sobą tony ziemi, które lada chwila mogły się zawalić.
Czuła jak w gardle wzbiera jej krzyk przerażenia.
Tak gorąco... nie zniesie tego, nie zniesie...

- Hermiono! Hermiono! - Ktoś nią potrząsał. - Obudź się! To tylko sen.
Nie, to nie sen.
- Obudź się, do cholery, przerażasz mnie!
Ginny. Ginny nie może się dowiedzieć. Hermiona zmusiła się, aby otworzyć oczy. Uniosła zaspane powieki i spojrzała prosto w zaniepokojoną twarz rudzielca.
- Nareszcie - Ginny odetchnęła z ulgą. - Zasnęłaś nad książkami, a po chwili zaczęłaś pojękiwać.
- W porządku. - Hermiona potrząsnęła głową, aby pozbyć się resztek snu. - Przepraszam, że cię przestraszyłam. To zwykły koszmar.
Jej serce znowu wróciło do normalnego rytmu i ciemność zniknęła. Dziś już nie wróci. Wzdrygnęła się na myśl o nocy. Wstała z fotela i zaczęła zbierać książki, chcąc uniknąć kolejnych pytań. Widziała sceptyczny wyraz oczu Ginny i westchnęła ciężko.
- To naprawdę zwykły koszmar, Ginny. - Uśmiechnęła się blado. - Wszyscy miewamy je od czasu do czasu.
- Tylko, że ty ostatnio masz je za często.
- Rozmawiałaś z Lavender - stwierdziła.
- Nie wiń jej, Lavender może jest według ciebie szczebioczącą idiotką, ale serce ma po właściwej stronie. - Ginny położyła jej dłoń na ramieniu. - Ona martwi się o ciebie. Wszyscy się martwimy - dodała ciszej. - Ostatnio nie jesteś sobą.
- To tylko stres związany z Owutemami - użyła stałej wymówki, wiedząc, że jej przyjaciółka w nią uwierzy. - Wiesz, co o mnie mówią. Jak nie będę miała samych Wybitnych to świat się zawali, a do egzaminów został tylko miesiąc - zażartowała i skrzywiła się wewnętrznie.
Nawet dla niej zabrzmiało to fałszywie. Założyła torbę z książkami na ramię, rzuciła Ginny nieszczery uśmiech i ruszyła do dormitorium.
- Hmmm… - westchnęła Weasleyówna, patrząc za nią z zadumą na twarzy.
W dormitorium Hermiona odłożyła torbę i chciała rzucić się na łóżko, kiedy zobaczyła czarną kopertę, leżącą na nocnej szafce. Cofnęła się o krok i zacisnęła pięści. Przez chwilę usiłowała uspokoić oddech i szalejące znowu serce. Podeszła do szafki i z obrzydzeniem, jakby dotykała węża, sięgnęła po kopertę. Nie chciała jej otwierać, a jednocześnie wiedziała, że nie ma wyboru. Musi sprawdzić, co tym razem napisał. Pół godziny później nadal siedziała na łóżku, ściskając w dłoni pergamin, po policzkach spływały jej łzy bezsilności. Niecierpliwym gestem otarła łzy i wyprostowała się. Żaden psychopata jej nie zastraszy, ona nie da mu powodów do szczęścia. Dołożyła jego ostatni list do mrocznej kolekcji. Miała nadzieję, że kiedyś, zanim pośle go do Azkabanu, z satysfakcją rzuci mu je w twarz. Szybkie spojrzenie w lustro i mogła udać się do Wielkiej Sali na kolację.

- Jak na kogoś, kto prawie nie śpi, wygląda zadziwiająco dobrze, nieprawdaż, Severusie?
Mistrz Eliksirów mruknął coś pod nosem i skierował swą uwagę na resztę uczniów w wielkiej Sali. Nie mogli wykluczyć, że ten, kto wysyłał te listy był jednym z uczniów. Zeskanował wzrokiem wszystkich, po czym zwrócił się do Dumbledore'a.
- Kiedy zamierzasz z nią porozmawiać?
- Jutro.
- Chcę być przy tej rozmowie.
- Zawiadomię cię.
Snape wstał z krzesła i skierował się do wyjścia. Przechodząc obok stołu Gryfonów, zahaczył wzrokiem o Pottera. Chłopak prawie niedostrzegalnie potrząsnął głową. Czyli niczego się nie dowiedział. Można powiedzieć, że po rozmowie w biurze Albusa doszli do swego rodzaju porozumienia. Prychnął w duchu, schodząc do lochów. Było to raczej pełne wzajemnej niechęci zawieszenie broni, jak podczas ostatecznej bitwy. Teraz czekała ich nowa i Potter, przy całej swej ograniczoności, wydawał się to rozumieć.

- Proszę usiąść, panno Granger.
Dumbledore wstał zza biurka i gestem zaprosił Hermionę bliżej.
- Profesorze. - Dziewczyna kiwnęła głową w stronę opierającego się o parapet Snape'a i usiadła. Idąc tam zastanawiała się, w jakim celu Dyrektor zaprosił ją na rozmowę w sobotę rano, ale na widok przenikliwego wzroku profesora Snape'a i jego nachmurzonej miny, serce podeszło jej do gardła. Domyśliła się, że oni już wiedzą. Harry i jego parszywe współczucie. Przecież kazała mu się tym nie interesować.
- Jak przygotowania do egzaminów? - Zagadnął Dumbledore, na co Severus wywrócił oczami.
- Dziękuję, dobrze - odparła i zacisnęła dłonie na kolanach.
Obrzuciła dyrektora podejrzliwym spojrzeniem. O co tu chodzi? Zapewne nie o tym chcieli z nią rozmawiać. Poczuła na sobie palący wzrok Mistrza Eliksirów.
- Albusie, panna Granger już wie, po co tu jest, więc oszczędź nam tej komedii - usłyszała sarkastyczny głos.
Odwróciła głowę w stronę Snape'a i zmierzyła go gniewnym spojrzeniem, na co tylko wykrzywił usta w uśmieszku.
- A może się mylę, panno Granger?
- Severusie, proszę, to nie czas na przekomarzania.
Tylko Dumbledore mógł użyć tak ciekawego eufemizmu w takiej sytuacji. Oboje popatrzyli na niego z identycznym niedowierzaniem, na co zachichotał w duchu.
- W porządku, więc przejdźmy do meritum - Hermiona zdecydowała się wziąć byka za rogi. - Co panowie wiedzą?
- Tutaj nie chodzi o to, co my wiemy, ale co zechcesz nam powiedzieć - Dumbledore oparł się wygodnie i popatrzył na dziewczynę poważnym wzrokiem. - Twoi przyjaciele są zaniepokojeni, Harry prawie wychodzi ze skóry, a ty nie chcesz nic mówić. Co się dzieje, Hermiono?
- Nic, z czym nie mogłabym sobie poradzić - odparła sztywno.
Z boku dobiegło ją szydercze prychnięcie, ale nic więcej. Żadnej zjadliwej uwagi czy przytyku. Zignorowała to. Patrzyła gdzieś ponad ramieniem dyrektora i zaciskała zęby.
- W takim razie, może wytłumaczysz nam to.
Albus położył przed nią jeden z listów, które sprawiały, że traciła grunt pod nogami. Trzęsącą się ręką sięgnęła po pergamin i bez czytania schowała go do kieszeniach szaty.
- Głupi żart - wzruszyła ramionami.
Na plecach czuła przenikliwy wzrok Snape'a. Prawie widziała zwężające się oczy i grymas na twarzy profesora. Wyprostowała się na krześle. To spojrzenie zaraz wypali jej dziurę w plecach. Przez dłuższą chwilę panowała cisza. Żaden z nich nic nie powiedział. Czekali. Hermiona zdała sobie sprawę, że nie wyjdzie z tego biura, dopóki czegoś nie powie. Wzięła głęboki oddech i otworzyła usta, ale nie zdążyła wydać żadnego dźwięku.
- Niech się pani dobrze zastanowi, panno Granger, co pani chce powiedzieć. Kłamstwo nie ma sensu.
Obróciła się w stronę Mistrza Eliksirów. Nadal opierał się niedbale o parapet, skrzyżował ramiona na piersiach i obserwował ją. Uniosła brew w parodii jego gestu, na co on uniósł kącik ust, jakby bawiło go jej naśladownictwo.
- Jak rozumiem, nie mam wyboru - zwróciła się wprost do niego.
Skłonił głowę w kpiącym geście uznania jej domyślności, na co odwróciła się z powrotem do cierpliwie czekającego dyrektora.
- Zaczęło się od listów - wyjaśniła zrezygnowana. - Parę tygodni temu.
- Ma pani te listy? - Snape oderwał się od parapetu i podszedł bliżej.
- Tak.
- Wszystkie?
- Tak.
- Chcemy je obejrzeć.
- Tak.
- Zna pani inne słowo?
- Tak.
Hermiona popatrzyła wyzywająco na górującego nad nią profesora. Skoro chce z nią rozmawiać takim tonem, to proszę bardzo. Mierzyli się wzrokiem, dopóki Dumbledore nie zdecydował się interweniować. Odchrząknął głośno i uśmiechnął się, widząc, że ma ich pełną uwagę.
- Panno Granger, obawiam się, że to konieczne, jakkolwiek jest dla mnie zrozumiałe, że odczuwa pani pewną niechęć, by ktoś postronny czytał te - zrobił nieokreślony ruch ręką - wynurzenia.
Hermiona parsknęła w duchu. Cóż za niedomówienie.
- Raczej chore urojenia psychopaty, który najwyraźniej ubzdurał sobie, że jestem kimś innym. Dyrektorze, nie musi mnie pan chronić przed pewną dosadnością. Przez siedem lat w tej szkole, zdążyłam poznać wszelkie aspekty ciemnej strony życia. Śmierciożercy, uprzedzenia, Voldemort - wycedziła. - Przy nich te listy, to całkiem miła odmiana.
Podskoczyła na krześle, słysząc głośny śmiech. Zszokowana uniosła głowę. Severus Snape się śmiał. Widziała go już wściekłego ponad ludzką miarę, znała doskonale jako ironicznego i wiecznie złośliwego nauczyciela, ale po raz pierwszy słyszała jak się śmieje. Zafascynowana słuchała głębokiego dźwięku, wydobywającego się z tych zwykle wąsko zaciśniętych ust.
- Najwyraźniej panna Granger woli prawdę od dyplomacji. - Severus szybko doszedł do siebie. - Najlepiej nazywać rzeczy po imieniu. A więc - zwrócił się z przekąsem do dziewczyny - może teraz opowie nam pani o swoich koszmarach? Na przykład, dlaczego są tak ściśle związane z listami, które pani otrzymuje?
- Skąd…? - Hermiona osłupiała na sekundę, ale przypomniała sobie słowa Dumbledore'a o martwiących się przyjaciołach i tylko westchnęła.
- O czym one dokładnie są?
- Nie wiem. Po prostu są. Zaczęły się parę dni po otrzymaniu pierwszego listu. Z początku nie sądziłam, że mają coś wspólnego z tym psychopatą, ale w jednym z listów wspomniał imię.
- Jakie? - W głosie dyrektora brzmiało napięcie, którego nie słyszała od czasu pokonania Voldemorta.
- Serena.
Bardziej wyczuła, niż zobaczyła nagłe zesztywnienia Snape'a i smutek w oczach Dumbledore'a. Zdezorientowana spoglądała to na jednego, to na drugiego mężczyznę.
- O co chodzi? - Zdecydowała się przerwać tę pełną napięcia ciszę. - Kim była Serena? - Zapytała z agresją w głosie. - Wiem, że panowie wiedzą, o kogo chodzi, niech, więc ja też się dowiem, skoro to bezpośrednio dotyczy mnie!
Snape popatrzył na nią wzrokiem bez wyrazu i wrócił na swoje miejsce przy oknie.
- Severusie?
- Nie. Nie proś mnie o to.
- Dyrektorze? - Hermiona popatrzyła prosząco na starego czarodzieja za biurkiem. - Proszę, ja muszę wiedzieć. Kim była i dlaczego o niej śnię?
- Zanim cokolwiek powiem, panno Granger, musi mi pani obiecać, że to, co usłyszy nie wyjdzie poza ten pokój.
Dziewczyna chciała powiedzieć, że chyba zapomniał, z kim rozmawia, ale patrząc na ściągniętą twarz starca, tylko pokiwała z powagą głową. To nie czas na złośliwości.
- Jest pewna legenda…
- Legenda? Ale… - obróciła się w stronę Snape'a, który wyglądał teraz jak posąg. Blady i bez życia.
- Tak, legenda. Proszę Hermiono, wysłuchaj mnie do końca, później możesz zadawać pytania. - Dumbledore uniósł dłoń, prosząc ją o ciszę. - Jest również przepowiednia, ale o niej za chwilę. Serena była czarownicą za czasów panowania Wilhelma. Dzielna kobieta, Saksonka, która z poświęceniem broniła swej twierdzy przed najazdem Normanów. Przegrała, ponieważ zniszczył ją potężniejszy od niej mag. Miała ona babkę, która przeklęła duszę czarodzieja, zmuszając ją do błąkania się przez wieki, by nigdy nie odzyskał spokoju za to, co zrobił jej wnuczce. To jest część baśniowa, teraz zaczynają się schody. Serena żyła naprawdę i była czarownicą, taką jak ty. Miała dar przepowiadania przyszłości - uśmiechnął się smutno, widząc sceptyczny wyraz twarzy Gryfonki. - Prawdziwy i co ważniejsze, świadomy dar, Hermiono. Przepowiedziała, że będzie się odradzać dopóki nie pokona tego, który ją zabił. Wiedziała, że tamten nie spocznie, dopóki nie zniszczy jej duszy, co wtedy mu się nie udało. Rozpoczęli krąg, który właśnie zatacza koło. Obawiam się, że Serena wybrała ciebie.
- Jak to wybrała? - Hermiona potrząsnęła głową. Nie wierzyła w to, co usłyszała. - Jak wiedźma, która żyła setki lat temu mogła mnie wybrać, to nie ma sensu i co ja mam według niej zrobić?... I co ma z tym wspólnego profesor Snape?
- Wierzysz w reinkarnację, Granger?
- Tak, ale co to ma do rzeczy?
- Wszystko. Właśnie odpowiedziałaś sobie na swoje pytanie, co masz z tym wspólnego. Powiedz mi, jak się czujesz w snach? Jakbyś patrzyła na to z boku, tak jak zwykli ludzie obserwują swoje sny, czy masz wrażenie, że to jakiś rodzaj wspomnień, które tkwią głęboko w twojej podświadomości? - Głos Mistrza Eliksirów brzmiał cicho i bezbarwnie.
Milczała przez chwilę, analizując słowa profesora.
- Jestem wcieleniem Sereny i moim zadaniem jest zniszczyć duszę tamtego czarodzieja, który ją zabił. Czyli ten, który wysyła mi te listy to tamten mag.- Wymówiła na głos swoje myśli, mając nadzieję, że mężczyźni zaprzeczą.
Pokręciła wolno głową, zdając sobie sprawę z wymownej ciszy, jaka zapadła. To jakiś absurd.
- Jaka jest w tym pana rola? - Zapytała Snape'a.
- Albusie? - Wykrzywił się.
- I tutaj wchodzi w grę przepowiednia - Dumbledore odchrząknął. - Brzmi mniej więcej tak: Serena powróci, by pokonać tego, który ją zabił. Wybierze lwicę o nieugiętym charakterze oraz woli, by dokończyła jej dzieła. Czas ten nadejdzie, kiedy zło zostanie pokonane, a jeden sługa zostanie uwolniony, aby walczyć u boku lwicy… - zawiesił głos i spojrzał na Severusa, jakby czekając na jego reakcję. - I to by było na tyle - zakończył nagle, wzdychając w duchu.
Hermiona miała nieodparte wrażenie, że tam było coś jeszcze, ale chwilowo wolała nie drążyć tego tematu. Już i tak miała mętlik w głowie od natłoku wiadomości. Najpierw chciała wyjaśnić jedną nurtującą ją kwestię.
- Skąd wiadomo, że to właśnie profesor Snape jest tym uwolnionym sługą? - Zapytała.
Snape ze stoickim spokojem zaczął rozpinać mankiet. Podwinął lewy rękaw w górę i obrócił nagie przedramię w górę. Hermiona zaskoczona zassała powietrze. Skóra profesora była czysta. Żadnego Mrocznego Znaku, nie pozostał po ohydnym tatuażu nawet najmniejszy ślad.
- Dlatego, panno Granger - wyjaśnił cicho i opuścił rękaw. - Nieusuwalny w zamierzeniu znak, zniknął w chwili śmierci Voldemorta.
- Jak to? Tak po prostu zniknął? Przecież to była magia Voldemorta, to niemożliwe.
- Panno Granger, Hermiono - Dumbledore wstał z krzesła, obszedł biurko i wziął dziewczynę za rękę. - Pewnych okoliczności tego zdarzenia nie mogę pani wyjawić - zerknął przelotnie na Snape'a - ponieważ nie dotyczą pani, a profesora Snape'a i od niego zależy, czy zdecyduje się pani o nich opowiedzieć.
- Nigdy w życiu. - Usłyszała mamrotanie i obrzuciła Snape'a przeciągłym spojrzeniem. Zesztywniał jeszcze bardziej, co wydało się jej niemożliwe i pochylił głowę, pozwalając, aby mizerne kosmyki włosów zakryły mu twarz. Ciekawe, co chciał ukryć? Przecież i tak nigdy nie była w stanie przejrzeć jego obojętnej maski.

Rozdzialik drugi.

- Harry? Jesteś tutaj?
Chłopak leżał na brzuchu na łóżku i usiłował powtarzać materiał na eliksiry, kiedy usłyszał rozdrażniony głos przyjaciółki. Przez sekundę rozważał narzucenie na siebie peleryny niewidki, ale tylko westchnął z rezygnacją. Lepiej mieć to już za sobą. Doskonale wiedział, po co tu przyszła. Rozsunął zasłony łóżka.
- O co chodzi, Hermiono?
- Już ty dobrze wiesz, o co! - Prychnęła jak rozłoszczona kotka. - Tylko ty byłeś w stanie narobić mi takich kłopotów! Właśnie odbyłam ciekawą pogawędkę z Dyrektorem i profesorem Snapem. Jak sądzisz, na jaki temat?
Stała nad nim jak rozgniewana furia. Zdawała sobie sprawę, że nie zasłużył aż na taki gniew, ale musiała gdzieś dać upust uczuciom, które buzowały pod skórą. Harry cofnął się dalej pod ścianę i przeczesał palcami włosy.
- Zrozum, Miona, martwiłem się o ciebie, a ty nie chciałaś ze mną rozmawiać - zaczął niepewnie. - Ginny ciągle mówiła o tych twoich koszmarach. Co według ciebie miałem zrobić? Zostawić cię z problemami, z którymi jak widać sobie nie radzisz?
- A kto twierdzi, że sobie nie radzę?! - Podniosła głos. - Wszystko było w najlepszym porządku, panowałam nad wszystkim dopóki się nie wtrąciłeś, a teraz… - głos się jej załamał, ale twardo ciągnęła dalej - teraz zostałam prawie ubezwłasnowolniona - zakończyła smutno i ciężko usiadła na łóżku.
Harry zdusił westchnienie ulgi. Przysunął się do dziewczyny i mocno przytulił. Przycisnęła twarz do jego koszuli. On przecież najlepiej wiedział jak to jest, być pod ciągłą obserwacją. Niestety w tym przypadku to było konieczne. Przynajmniej do czasu, aż nie złapią tego wariata. Kimkolwiek jest.
- Możesz mi powiedzieć, czego się dowiedziałaś w biurze Dumbledore'a? - Zapytał ostrożnie, nie chciał jej jeszcze bardziej zdołować.
Usłyszał zduszony śmiech czy może chlipanie. Nie był pewien, bo odgłos tłumiła jego koszulka. Odczekał dłuższą chwilę.
- Miona?
Usłyszał tylko niewyraźne mamrotanie. Ciało dziewczyny robiło się coraz bardziej bezwładne. Wyraźnie, wyczerpana brakiem snu i nadmiarem wrażeń, zasnęła. Powoli, aby jej nie obudzić, wyswobodził się z jej objęć, ułożył na łóżku i przykrył kocem. Sam usadowił się w nogach i sięgnął po podręcznik do transmutacji.


Ciemność.
Brak powietrza.
Brak czasu. Nie uda się jej.
A właśnie, że tak! Nie miała zamiaru umierać w tym tunelu. Niech inni tchórze się poddają, ona będzie walczyć tak długo, aż się uda. Pokonała wrogów i jej dom jest bezpieczny. Nie pozwoli teraz, aby śmierć zabrała jej to, o co walczyła z takim uporem.
Upadła na kolana.
Brak powietrza.
Podniosła się z trudem i ruszyła chwiejnie do przodu. W którą stronę? Jest zbyt ciemno.
Skręciła w jedną z odnóg tunelu.
- To ślepy zaułek, chodź za mną.
Stał tuż przed nią. Wysoki, ukryty w cieniu, ale wiedziała, kim jest.
- Zejdź mi z drogi.
- Musisz mi zaufać, jeżeli chcesz żyć - wyciągnął dłoń o długich, smukłych palcach. - Chodź.
- Nie! - Cofnęła się. - Sama sobie poradzę.
Odwróciła się i zataczając ruszyła w głąb tunelu.
- Wracaj!
- Nie - z boleśnie suchego gardła wydobył się szept.

Biegnij!
Szybciej. Musisz przeżyć. Jak może jej się udać skoro nie ma powietrza?
Zaczęła się dusić.

Poderwała głowę, łapczywie łapiąc świeże powietrze w obolałe płuca.
- Już jesteś bezpieczna, Miona. Już po wszystkim, to tylko sen.
Przylgnęła rozpaczliwie do Harry'ego, który gładził ją uspokajająco po plecach. Po chwili ochłonęła nieco i oderwała od przyjaciela.
- Przepraszam Harry, nie chciałam cię wystraszyć - popatrzyła na jego koszulę. - I tak wymiętosić - uśmiechnęła się drżąco.
Machnął lekceważąco ręką.
- To tylko koszula… - urwał i popatrzył na nią badawczo. - Hermiono, może teraz porozmawiasz ze mną i wyjaśnisz mi, co się właściwie dzieje?
- Nie mogę - skrzywiła się, widząc nieufny wzrok chłopaka. - Nie, że nie chcę…
- A to coś nowego.
- … Tylko nie mogę - dokończyła kwaśno. - Nie chcę ci wypominać, ile razy wracałeś od dyrektora i nie mogłeś nic powiedzieć?
- Wiem, stanowczo za dużo.
- No właśnie - przytaknęła. - I to jest właśnie taka sytuacja, teraz wiesz jak czuliśmy się z Ronem.
- To było złośliwe - dał jej przyjacielskiego kuksańca. - I niepotrzebne - dodał poważnie.
- Przepraszam - westchnęła. - Masz rację, ale musiałam na kimś się wyżyć.
- Rozumiem, a przynajmniej tak sądzę - wzruszył ramionami. - Powiedz mi tylko, czy Dumbledore ma zamiar coś z tym zrobić.
- Tak.
- W najbliższym czasie?
- To już jest inna historia. Ma zamiar poczekać, aż skończę szkołę i zdam Owutemy.
- Dopiero? - Zdenerwował się.
- To tylko miesiąc Harry - przypomniała mu. - Listy przychodzą średnio dwa razy na tydzień, a koszmary - zapatrzyła się w słupek łóżka. - Dam sobie z nimi radę.
- Nie wysypiasz się, jak masz zamiar nie zasnąć na egzaminach?
- Dwa dni na eliksirze bezsennego snu i dam radę. - Zbagatelizowała sprawę, choć wcale nie czuła się pewnie. - Co się stało?
Zauważyła, że Harry marszczy brwi, jakby się nad czymś mocno zastanawiał. Przyglądała się przyjacielowi z niecierpliwością, kiedy usiłował zebrać myśli.
- A co z naszymi planami? - Zapytał wreszcie niepewnie. - Po Hogwarcie mieliśmy zamieszkać na Grimmauld Place, iść na studia…
- Harry, przecież nadal tak będzie. Nie zamierzam dać się zamknąć na wieczność w tym zamku - roześmiała się. - Zaraz po zakończeniu roku szkolnego, wynosimy się stąd i żaden Dumbledore czy Snape mnie przed tym nie powstrzyma. - Wzdrygnęła się na samą myśl. - Będziemy grać w tę grę na moich warunkach, w końcu to ja jestem…
- Kontynuuj - rzucił podejrzliwie Harry - kim jesteś?
Potrząsnęła przecząco głową i zamilkła. Siedzieli przytuleni i milczeli. Oboje pogrążeni we własnych, niewesołych myślach.
***

- Udało się! - Harry chwycił Hermionę w objęcia i zakręcił wokoło. - Hermiona zrobiliśmy to!
- Puść mnie, wariacie - dziewczyna śmiała się głośno. - Oczywiście, że nam się udało, wątpiłeś w to?
- Przez chwilę - Harry opuścił ją na ziemię, chwycił stojącą w pobliżu Ginny i teraz ona piszczała, wirując wokół niego.
Hermiona z pobłażaniem przyglądała się jak przyjaciel cieszy się ze zdanych egzaminów, w tej chwili nie liczyło się jak, ważne, że mieli to już za sobą. Przez ostatni miesiąc nie było jej łatwo. Dostała cztery kolejne listy, a koszmary przybrały na sile. Teraz, dodatkowo pojawiał się w nich nieoczekiwany element w postaci tajemniczego mężczyzny, który twierdził, że jest tam, aby jej pomóc. Sądząc po tym, czego się dowiedziała, zastanawiała się czy to nie Snape, w końcu on jest tym, który „ma walczyć u boku lwicy”, ale nie mogła się przemóc, aby mu zaufać. Nie w koszmarze, gdzie wszystko jest możliwe. Potrząsnęła głową, odpędzając przykre myśli. Ma na nie czas. Do jutra, kiedy to zakomunikuje dyrektorowi swój plan. Podeszła do przekomarzających się przyjaciół.
- Gotowi na świętowanie?
Cała trójka ruszyła w stronę wyjścia z zamku. Mieli w planach spędzenie miłego wieczoru w Hogsmeade. Nie zauważyli stojącego w cieniu i obserwującego ich z pod zmrużonych powiek, Mistrza Eliksirów. Przez ostatni miesiąc towarzyszył Granger jak cień, w połowie na życzenie Albusa, w połowie przez własne chęci chronienia tej dziewczyny, do których oczywiście usiłował się nie przyznawać. Mimo trudnej sytuacji, z jej postaci biła witalność i siła, o jaką ją nie podejrzewał. Wykazała już, że potrafi walczyć, ale wtedy wykonywała tylko rozkazy i robiła wszystko, aby przeżyć. Teraz wiedział, że będzie inaczej. Zauważył taksujące spojrzenia, jakie posyłała mu na eliksirach. Jakby oceniała na ile może mu zaufać. To już nie było przerażone dziecko, teraz miał do czynienia z młodą, doskonale wiedzącą, czego chce kobietą. I to była zasadnicza różnica. Różnica, która zaczynała go coraz bardziej niepokoić. Niechętnie ruszył za rozbawioną trójką. Przewidywał jutro kłopoty, Granger nie była osobą dającą sobą kierować.

Mógłby zostać jasnowidzem. Teraz opierał się o swój ulubiony parapet w biurze Albusa i rozkoszował chwilą. Już dawno nie było w Hogwarcie osoby, która otwarcie sprzeciwiłaby się temu potężnemu starcowi.
- Panno Granger…
- Przykro mi panie dyrektorze, ale już podjęłam decyzję. - Na twarzy dziewczyny widać było stanowczość. - Grimmauld Place to najbezpieczniejsze miejsce, oprócz Hogwartu, jakie znam i nic nie zmieni mojego postanowienia. A po za tym, będzie ze mną Harry.
- Tak, to pocieszające - Severus zdecydował się wtrącić. - Cudowny chłopiec w charakterze osobistego ochroniarza.
- Lepiej Cudowny chłopiec, niż ponury nietoperz - odcięła się błyskawicznie. - Myślał pan, że nie zauważyłam, że przez ostatni miesiąc miałam w pana osobie cichego obserwatora?
Snape zwęził oczy na tę jawną bezczelności, ale wbrew woli poczuł się rozbawiony. Mała kobietka pokazywała pazurki. Ale jeszcze nie dość ostre.
- W porządku - zgodził się, czym wprawił w osłupienie nawet Albusa. - Zamieszkasz na Grimmauld Place pod warunkiem, że ja będę tam z tobą.
- To ustalone - Dumbledore wykorzystał okazję, zanim Hermiona odzyskała głos. - Dopóki nasz tajemniczy obserwator się nie ujawni, profesor Snape będzie mieszkał z panią i Harrym.
- Pan chyba żartuje, profesorze? Harry nigdy się na to nie zgodzi.
- Przekonaj go - Snape strzepnął lekceważąco palcami. - Nie powinno to być dla ciebie zbyt trudne. W końcu jesteście ze sobą bardzo blisko - zakpił. - Użyj na nim swoich kobiecych wdzięków, a zgodzi się na wszystko.
Czy ten Nietoperz właśnie insynuował to, co myślała?
- Jest pan obrzydliwy - zmierzyła go zimnym spojrzeniem. - Jesteśmy z Harrym tylko przyjaciółmi, choć obawiam się, że nie wie pan, co to słowo znaczy.
- Teraz to pani się zapomina - syknął i w dwóch krokach znalazł się przed nią.
- Severusie, panno Granger - dyrektor starał się załagodzić narastający konflikt - przypominam, że będziecie na siebie skazani, do chwili rozwiązania całej sprawy i wolałbym, aby ta współpraca przebiegała pokojowo. Uprzedzenia i złośliwości proszę odłożyć na spokojniejsze czasy. - Wbił niebieskie oczy, teraz pozbawione łagodnych iskierek, w Hermionę - Panno Granger, porozmawia pani z Harry i wyjaśni, że profesor Snape będzie jego gościem przez jakiś czas. I to nie jest prośba. Zrozumiała pani? - Widząc uśmieszek na twarzy Mistrza Eliksirów, zwrócił się do niego - co do ciebie Severusie, będziesz się starał powściągnąć chęć drażnienia zarówno Harry'ego jak i panny Granger. Macie współpracować, zrozumiałeś?
Hermiona zacisnęła zęby, usiłując nimi nie zgrzytać z frustracji, a Snape zwęził oczy.
- Zrozumieliście? - Powtórzył dyrektor.
***

- Zgadzam się.
- Co? - Hermiona nie wierzyła własnym uszom.
Przed chwilą przekazała Harry'emu plan dyrektora i Snape'a, a ten tak po prostu się zgodził. Bez marudzenia, bez złości na znienawidzonego nauczyciela. Popatrzyła na niego podejrzliwie.
- Kim jesteś i co zrobiłeś z moim przyjacielem?
- Hermiono, posłuchaj - zmusił ją aby usiadła, a sam przysunął sobie krzesło i usiadł na przeciwko niej. - Od pierwszej chwili, kiedy Dumbledore uparł się, że Snape musi to usłyszeć, wiedziałem, że to, co się z tobą dzieje jest poważne. Snape jest wrednym sukinsynem, ale zna się na rzeczy i zna metody działania takich jak ten twój wielbiciel. Udowodnił to grając Voldemortowi i śmierciożercom na nosie, a ja osobiście zawarłbym pakt z diabłem, aby ci pomóc. - Spojrzał w pochmurne, brązowe oczy. - Tylko ty mi zostałaś, Miona.
- Ale Harry - desperacko usiłowała przekonać chłopaka do swoich racji. - Przecież ty też sporo potrafisz, w końcu pokonałeś Voldemorta! - Zakończyła sfrustrowana. - Nie żebym miała coś przeciwko profesorowi Snape'owi, ale chcę w końcu sama decydować o sobie. Ty najlepiej powinieneś mnie zrozumieć.
- Pokonałem Voldemorta, bo inni przygotowywali mi grunt do tego przez lata, sama dobrze o tym wiesz, reszta to kwestia szczęścia. I nie sądzę, abyś dała sobą sterować, Miona, o co tak naprawdę chodzi?
Harry zaczynał być rozdrażniony. Hermiona jeszcze nigdy się tak nie zachowywała. Miał wrażenie, że zamienili się rolami. To ona zawsze powściągała jego gryfońskie zapędy, ona stanowiła głos rozsądku, planowała wszystko na sto różnych sposobów, aby uniknąć niepowodzenia.
- Ja… - Hermiona zapatrzyła się w okno. - Wcześniej nie chodziło o mnie. Ja tylko stałam z boku i starałam się przeżyć. Miałam świadomość, że to ty - nie ja - możesz zginąć i mogłam być silna. Bo miałam większe szanse na przeżycie. Przepraszam - ukryła twarz w dłoniach. - Nigdy bym ci się do tego nie przyznała, ale chciałam żyć. Bez względu na wszystko. A teraz to ja jestem celem i to mnie przerasta. Wiem, że nie powinno, Harry. Ty byłeś nastolatkiem i miałeś świadomość, że możesz umrzeć, a mimo to potrafiłeś z tym żyć. Ja chyba nie potrafię, dlatego mierzi mnie czekanie, chcę się pozbyć tego psychopaty jak najszybciej!
Chłopak patrzył na nią z niedowierzaniem przez dłuższą chwilę.
- Więc już teraz wiesz, jak czułem się przez te wszystkie lata. - Powiedział w końcu cicho. - Nie masz za co przepraszać i doskonale o tym wiesz. A co do czekania, wątpię, aby Snape chciał spędzić na Grimmauld Place więcej czasu niż to niezbędnie konieczne. Dodając do tego moją niecierpliwość i twój upór, za góra miesiąc będzie po wszystkim. - Uśmiechnął się szeroko i wstał z krzesła. - Koniec tego użalania się, Miona, musimy się spakować, od jutra jesteśmy wolni.
- Kto musi ten musi - wyszczerzyła zęby, wstała i uścisnęła chłopaka. - Dziękuję Harry, że mnie wysłuchałeś. Kto by pomyślał, że to właśnie ja się załamię - potrząsnęła głową.
- Obiecuję, że nikomu nie powiem o tym, jak niezłomna Granger chlipała mi w mankiet - Harry ze śmiechem uchylił się przez nadlatującymi skarpetkami.
- Zachowuj się - parsknęła już całkiem rozbawiona - bo nie pomogę ci przy pakowaniu.

Rozdzialik trzeci.

Dom. Całkowicie magiczny dom. Jej pierwszy krok do samodzielności w czarodziejskim świecie. Z poczuciem szczęścia padła na łóżko. Rozpakuje się później, teraz chciała przez chwilę porozkoszować się tym nastrojem. Miała tyle planów, związanych ze studiami, ze swoim życiem. Jeszcze tylko jedna przeszkoda, z którą musi sobie poradzić. Spochmurniała, przypominając sobie o gościu, zajmującym pokój po drugiej stronie korytarza. Severus Snape pojawił się przy nich w chwili, kiedy opuszczali Hogwart. Sztywno kiwnął głową i nie odezwał się ani słowem, tylko ruszył z nimi. Na miejscu zimno podziękował za pokój i zatrzasnął Harry'emu drzwi przed nosem, zmrażając jeszcze bardziej i tak lodowatą już atmosferę. O dziwo, chłopak zniósł to ze spokojem i jeszcze ośmielił się do niej mrugnąć, jakby chciał powiedzieć: „ A nie mówiłem?”
Przekręciła się na brzuch i objęła ramionami poduszkę. Mieli w domu Naczelnego Nietoperza Hogwartu. W sumie stanowili trzy osoby, które ledwie znoszą swoją obecność, skupione w stanowczo za małej przestrzeni i choć pamiętała prośbę Dumbledore'a, to wątpiła, czy Snape zechce się do niej dostosować. Zachichotała złośliwie pod nosem. Ciekawe, jak szybko Harry pożałuje, że się zgodził. Z uśmieszkiem na ustach wstała z łóżka i sięgnęła po zminiaturyzowany kufer.
Rozpakuje się i wyjdzie do ogrodu. Musi pomyśleć.
Plac za domem przypominał puszczę. Zarośnięty do granic możliwości. W odległym kącie dostrzegła coś, co kiedyś było ławką. Przedarła się przez gąszcz i usiadła na resztkach kunsztownego niegdyś siedziska. Niewidzącym wzrokiem patrzyła przed siebie.
Nic nie widziała, ale czuła… coś. Coś innego niż na początku tej absurdalnej sytuacji. Dziwne było myśleć o mężczyźnie, który polował na nią i chciał ją zabić tylko dlatego, że miała twarz kobiety, która zmarła wieki temu. Powinna się bać. Być przerażona, jak w pierwszej chwili. Powinna. Jednak czuła coś więcej niż lęk. Była zaciekawiona, podekscytowana i zła. Wściekła. Coraz bardziej intrygowała ją ta zabawa w zwierzynę i myśliwego. Teraz była dorosła i miała większe pole manewru. Co by zrobił, gdyby to ona stała się prześladowcą? Gdyby role się odwróciły?
***

- Chcesz przerobić cały salon? - Chłopak osłupiał, słysząc, jak Hermiona z zapałem stara się przekazać mu swoją wizję.
- Cały dom.
- Ale już teraz? - zdziwił się. - Nie masz przypadkiem ważniejszych rzeczy na głowie?
- Przecież nie zamierzam robić wszystkiego naraz. - Z niecierpliwością machnęła ręką. - Po kolei i spokojnie, zacznę od jutra i…
- Obawiam się, że muszę przerwać te przyjemne plany wicia gniazdka. - Snape opierał się o futrynę drzwi i przyglądał im z niesmakiem. - Jutro będzie pani zajęta ze mną, panno Granger.
Zanim Hermiona zdążyła zareagować, Harry zerwał się z krzesła, położył jej dłoń na ramieniu i ścisnął znacząco.
- Zje pan z nami kolację, profesorze? - zapytał neutralnym tonem.
- Tak od razu chcesz mnie otruć, Potter? Nie lepiej poczekać parę dni? Mogę wam się jeszcze przydać. - Snape uniósł brew.
- Mógłbym nie wytrzymać nerwowo, a tak od razu będę miał spokój. - Chłopak przewrócił oczami. - Jestem pełen podziwu dla pana tak zaawansowanej paranoi, ale tym razem może da jej pan odpocząć? Hermiona ma dość zmartwień i bez naszych uszczypliwości, a dla niej jestem w stanie znosić pana tak długo, jak będzie trzeba.
- Wzruszające - mruknął zjadliwie Severus, ale oderwał się od futryny i podszedł do stołu. - Panno Granger, proszę zamknąć usta, wygląda pani jak śnięta ryba.
Dziewczyna momentalnie zastosowała się do życzenia Mistrza Eliksirów. Słuchała tej wymiany zdań z szeroko otwartymi oczami, tylko czekając, aż Snape zmiażdży Harry'ego słownie. Kiedy profesor ustąpił z właściwym dla siebie „wdziękiem”, była lekko zszokowana. Może jednak wziął sobie prośbę Dumbledore'a do serca.
Posiłek upłynął w zupełnym milczeniu. Hermiona starała się nie unosić głowy znad talerza, dlatego też wzdrygnęła się, słysząc beznamiętny głos:
- Kiedy skończy pani wpatrywać się w talerz, życzę sobie porozmawiać, najlepiej w salonie.
Snape skinął głową w stronę Harry'ego i wyszedł.
- To było… ciekawe doświadczenie.
Spojrzała z zainteresowaniem na przyjaciela.
- Co masz na myśli?
- Obserwowanie, jak Snape usiłuje nie udusić się dławioną zjadliwością. - Zerknął na nią z ukosa. - Musi mu cholernie na tobie zależeć.
- Harry! - Zakrztusiła się herbatą i poczerwieniała. - To nie tak…
- A jak? Sama mówiłaś, że chciał tu przyjść - drażnił się z nią.
- Przestań, to wcale nie jest śmieszne! - prychnęła. - Jest tutaj, bo… mam problemy, a tak się złożyło, że to są również jego problemy.
- Dobra, dobra… - Harry uniósł dłonie w obronnym geście. - Lepiej się pośpiesz, bo on tam uschnie z tęsknoty - rzucił już prawie w drzwiach.
Słyszała głośny śmiech przyjaciela, kiedy wchodził po schodach. Może dla niego było to zabawne, ale ona nie widziała w tym absolutnie niczego śmiesznego.
Kiedy weszła do biblioteki, w uszach nadal dźwięczał jej chichot Harry'ego. Z jednej strony cieszyła się, że chłopak zaczął okazywać pozytywne uczucia i znowu się śmiał, ale wolałaby, żeby to nie odbywało się jej kosztem. Przystanęła przed drzwiami i wyprostowała się. Odetchnęła głęboko i jeszcze raz przypomniała sobie o planie. Nacisnęła klamkę. Czas zacząć grę. Snape siedział wygodnie na fotelu, w ręku trzymał mugolskie akta i przeglądał je ze zmarszczonym czołem.
- Profesorze.
- Siadaj, Granger - warknął, nawet na nią nie patrząc. - Mamy sporo do omówienia, nie zamierzam tkwić tu całą wieczność.
- To się dobrze składa - zaczęła spokojnie. - Też nie mam zamiaru znosić pana uszczypliwych uwag dłużej niż to konieczne.
Uniósł głowę i spojrzał na nią zimnym wzrokiem.
- To doskonale się rozumiemy - rzucił sucho.
Uniosła brew w zaskoczeniu. Świat się kończy, profesor się z nią zgodził.
- Co pan czyta? - zapytała. - Mieliśmy rozmawiać na temat naszego problemu.
- To jego część - stwierdził beznamiętnie i wbił w nią przenikliwe spojrzenie. - W Londynie znaleziono dziewczynę. Mugolkę. Zamordowano ją, wyrżnięto serce i zmasakrowano twarz. - Zignorował zszokowane sapnięcie dziewczyny i kontynuował: - Albus dotarł do dokumentów policji. To nie była pierwsza ofiara. Dokładnie piąta, zabita w identyczny sposób, od początku roku. Wszystkie miały jedną cechę wspólną. Twarz podobną do twojej, Granger - urwał i czekał na jej reakcję.
- To wszystko? - zapytała obojętnie, chociaż w środku zbierało jej się na wymioty.
Prędzej udławi się własną śliną, niż da zastraszyć komuś, kto czerpał z tego niemal sadystyczną przyjemność.
Snape zmrużył oczy i kiwnął głową w cichym uznaniu dla jej zimnej krwi. Spodziewał się raczej histerii i łez, a nie tej widocznej w brązowych oczach determinacji.
- Przy ciałach znaleziono wrzos. Każda z ofiar miała w zaciśniętej dłoni kwiat tej rośliny.
- Ustalono, skąd pochodził?
- Z okolic Stonehenge.
- Okolice domu Sereny. A te dziewczyny…
- Zwykłe mugolskie nastolatki, najstarsza miała dziewiętnaście lat, czyli tyle, ile ty teraz i Serena w chwili śmierci.
Kiwnęła głową w zamyśleniu. Jej plan idealnie pasował do modus operandi tego psychopaty. Przez swoją niecierpliwość stawał się łatwiejszym celem. Zmasakrowane twarze i wyrżnięte serca. Czyżby wierzył, że zyska przez to siłę swojego przeciwnika? Wzdrygnęła się wewnętrznie na myśl o jego okrucieństwie. Z mściwą satysfakcją wepchnie mu jego własne serce do gardła. Ocknęła się z zamyślenia i spojrzała prosto w czarne oczy Mistrza Eliksirów. Wiedziała, co on chce zrobić. Tym lepiej dla niej. Będzie tak, jak chciała, bez tracenia siły na przekonywanie profesora do swoich planów.
- Chce się z nami bawić, więc będziemy tańczyć, jak nam zagra. - Wykrzywiła usta w grymasie złośliwości. - A przynajmniej zmusimy go, by tak myślał.
Severus zdumiał się, słysząc jej słowa. Była bystra i bardzo, bardzo spostrzegawcza. Przez siedem lat obserwował, jak rozwija w sobie te cechy, a nadal potrafiła go zaskoczyć. Wyczytała między wierszami to, czego nie chciał jej powiedzieć. Rzadko spotykał kogoś, przy kim musiał być tak ostrożny. Ona chce grać według własnych reguł. Potrafił to zrozumieć. Czasem instynkt mówił ci wszystko o danym człowieku. W jej przypadku mógł opierać się tylko na nim. Była młoda i oczekiwał, że odpowiednio głupia. Jednak młodość nie musi być aż tak beznadziejna, dziewczyna udowadniała to na każdym kroku, pomijając jej odrażającą słabość do Pottera. Była pełna wdzięku i ognia, którego domyślał się, patrząc, jak trzyma go pod kontrolą. Tylko w jej oczach lśnił prawdziwym blaskiem.
- Nie życzę sobie twojej śmierci.
- Byłabym idiotką, gdybym nie domyśliła się, że chce mnie pan użyć jako przynęty. Więc nie chce mnie pan poświęcić? - popatrzyła na niego spod zmrużonych powiek.
- Obserwowałem cię od miesiąca. Znam każdy twój krok - pomruk Snape'a był jedwabisty, prawie uwodzicielski i wywierał na nią dziwnie hipnotyczny wpływ. - Wiem, co chciałaś zrobić.
Czuła jego napięcie i inteligencję, kiedy ważył każde wyrachowane słowo i to urzekało ją bardziej, niż chciałaby przyznać. Potrząsnęła głową. Nie może pozwolić, aby ją zdekoncentrował.
- Nie odpowiedział pan na pytanie - stwierdziła zimno.
- Powiedzmy, że żałowałbym, gdyby coś ci się stało, Granger - odparł obojętnie.
Jego odpowiedź podziałała na nią jak zimny prysznic. Postanowiła, że zrobi wszystko, aby złapać tego drania i nie stracić przy tym życia. Pieprzyć Snape'a i wszystko, co sobą reprezentował.
***

Stał na chodniku i wpatrywał się w miejsce pomiędzy jedenastym a trzynastym numerem Grimmauld Place. Wiedział, że ona tam jest. Serena. Tym razem ta dziwka mu nie umknie. Tamte dziewczyny były tylko uspokojeniem. Miłym przerywnikiem przed kulminacją. Nie był na tyle głupi, by zwracać na siebie uwagę czarodziejskiego świata, szlamy musiały mu wystarczyć. Ona za chwilę zaśnie. Miłych snów, Sereno i do zobaczenia, pomyślał. A potem zniknął.


Gorąco.
Dym zaczął ją doganiać.
On był przed nią. Szedł szybko.
Idź prędzej.
Zniknął.
Nie… Nie! Tylko skręcił i straciła go z oczu.
Nie może go zgubić. Jej życie zależy od niego i nie ma już odwrotu.
Zaczęła biec.
Nie zgub go. Nie zgub.
Skręciła za róg.
- Resztę drogi możemy przejść razem.
Ciemna sylwetka, ledwie widoczna w gęstniejącym dymie.
Zatrzymała się gwałtownie.
- Wiedziałeś, że za tobą idę.
- Dopuszczałem taką możliwość - wyraźnie z niej kpił. - Jesteś bystra i nie chcesz umierać. - Wyciągnął do niej dłoń. - Druga szansa, Hermiono. Dla ciebie i dla mnie. Możemy sprawić, że wszystko się ułoży. - Wykrzywił usta - O ile się stąd wydostaniemy.
- Nie chcę drugiej szansy z tobą.
- Też tak kiedyś myślałem. Ale teraz jestem gotowy poświęcić się… odrobinę. Dla ciebie. - Zakaszlał. - Dym jest coraz gęstszy. Nie zamierzam stać tu i błagać, żadna kobieta nie jest warta mojej śmierc. Ale ty możesz być warta, abym dla ciebie żył.
Używał wrodzonego czaru, który przyciągał ją do niego wbrew jej woli. Siła jego osobowości była prawie obezwładniająca. Nie może pozwolić, żeby ją omotał. Był zbyt niebezpieczny.

Hermiona otworzyła oczy. Z trudnością łapała oddech. Z wysiłkiem podciągnęła się i oparła o wezgłowie łóżka. Powinna już przywyknąć do tych realistycznych objawów jej koszmarów. Tym razem sen nie był aż tak przerażający. Był w nim lęk, ale też nadzieja. Dlaczego nadzieja? Potrząsnęła głową. Nie, nie jest wariatką. Wyraźnie czuła… Każdy z tych koszmarów był jak kolejna strona coraz bardziej fascynującej książki. Nowy sen równał się nowym odkryciom, a że budziła się przerażona, cóż, ryzyko wliczone w koszty. Nagle zadrżała pod kołdrą. To jej imię wypowiedział. Odruchowo sięgnęła ręką, aby poczuć obok siebie ciepłe, puszyste futro Krzywołapa. Kota nie było. Sięgnęła po różdżkę i zapaliła świece. Na szafce nocnej leżała czarna koperta.
Jeżeli chcesz, aby żył, przyjdź sama. Jedno zdanie i adres londyńskiego parku.

Snape ocknął się z półsnu w chwili skrzypnięcia drzwi po przeciwnej stronie korytarza. Po chwili uruchomiło się zaklęcie alarmowe, które założył na drzwiach wyjściowych. Granger wybierała się na nocny spacer. Zaklął głośno i wyskoczył z łóżka. Ci cholerni Gryfoni nigdy nie słuchają poleceń. Po minucie był na dole i odszukał ślad poaportacyjny. Z głośnym trzaskiem aportował się przy wejściu do Hyde Parku. Granger znikała właśnie za drzewami, z daleka słychać było echo przeraźliwego miauczenia. Ta idiotka lazła prosto w pułapkę. Dla parszywego kota. Bezszelestnie ruszył jej śladem, trzymając różdżkę w pogotowiu. W uszach brzmiało mu głośne wycie wilka. Po chwili dotarł do małych skałek, umieszczonych prawie w samym sercu parku. I przez chwilę miał wrażenie, że ma halucynacje. Zobaczył czarną panterę, stojącą naprzeciw rozjuszonej białej wilczycy Jej łapa krwawiła. Pomiędzy nimi leżał spętany kot Granger. Severus zwęził oczy i w ułamku sekundy podjął decyzję. Skoro Jonasz chce się tak bawić… jego wybór. Nie spiesząc się, wyszedł zza drzew. Leniwym krokiem podszedł do białej wilczycy i warknął. Niepasujące brązowe oczy zwęziły się i na szczupłym pysku pojawił się wyraz zrozumienia. Kulejąc, cofnęła się o kilka kroków. Gdyby teraz jakiś mugol pojawił się w tej części parku, dostrzegłby czarnego wilka i panterę, mierzące się wzrokiem, gotowe do walki. Dwa ogromne zwierzęta, kilkadziesiąt kilogramów mięśni, obnażone białe zęby i maksimum koncentracji. Całe zajście trwało w sumie kilkanaście sekund. Pantera machnęła ogonem i w dwóch pełnych wdzięku skokach zniknęła w ciemności parku.
Hermiona błyskawicznie wróciła do własnej postaci i przypadła do leżącego Krzywołapa.
- Już dobrze, już dobrze - mamrotała, wtulając twarz w ryżą sierść.
Nie zwracała uwagi na rwący ból w prawym ramieniu i kapiącą krew.
- Wstawaj, Granger - usłyszała wściekły syk i poczuła szarpnięcie za zdrowe ramię. - Ty idiotko. Mogłaś zginąć na własne życzenie. Wstawaj, powiedziałem, Jonasz może się jeszcze kręcić gdzieś wokół. Wracamy.
Szybko podniosła się z kolan i nie czekając na Snape'a aportowała przed Grimmauld Place. Nie szkodzi, że teraz resztę nocy spędzi z rozjuszonym profesorem, jej kot był bezpieczny i nieważne, co wywrzeszczy Snape. Skierowała się do własnej sypialni, ramię pulsowało coraz większym bólem. Właśnie opatrywała ranę, kiedy do pokoju wszedł Harry. Wciąż miał na sobie piżamę.
- Nietoperz czeka w kuchni. Można powiedzieć, że przyjąłem jego pierwsze uderzenie. - Zielone oczy błyskały złością. - Hermiona, czyś ty zwariowała?
- Plotki szybko się rozchodzą. - Skrzywiła się, przykładając różdżkę do ramienia.
- To tylko kot. Bez urazy, Krzywołap. - Pogładził gęste futro wylizującego się kota. - Mogłaś zginąć! - Stał teraz nad nią i mierzwił włosy. - Do diabła, powiedz coś! Przecież chcesz żyć, sama wypłakiwałaś mi się na ramieniu parę tygodni temu, a teraz…
- Zmieniłam zdanie. - Hermiona weszła mu w słowo.
Ostrożnie ubrała szeroką bluzę. Dostała ją od taty, jego ukochaną, starą, spraną bluzę z uniwersytetu. Najwygodniejszą rzecz, jaką posiadała.
- Chcę dopaść tego psychopatę tak szybko, jak to możliwe i nie obchodzi mnie, co o tym myśli Snape i jakie ma plany. Idziesz? - rzuciła już w drzwiach.
Nie czekała, aż Harry dojdzie do siebie i podniesie z podłogi szczękę. Chciała mieć za sobą konfrontację z Mistrzem Eliksirów.

- Proszę, proszę, nasza wilczyca broniąca małych nareszcie zdecydowała się zaszczycić kuchnię swoją obecnością - usłyszała zjadliwe słowa, ledwie weszła do kuchni. Zignorowała sztywnego z wściekłości Snape'a i powoli zaczęła robić sobie herbatę. Skoro już nie zaśnie, równie dobrze może zjeść wczesne śniadanie. Za oknami zaczynało szarzeć.
- Wilczyca? - Harry stał w drzwiach i wyglądał na zdezorientowanego. - Hermiona?
Tylko spojrzała na niego przepraszająco.
- Nie powiedziałaś przyjaciołom, że jesteś animagiem? - Severus prychnął. - Co jeszcze przed nami ukrywasz?
- Przed przyjaciółmi tylko to. - Obrzuciła Snape'a wyzywającym spojrzeniem. - Czarny wilk… jak właściwie. - dorzuciła kpiąco.
- Czy ktoś, do stu Voldemortów, może mi DOKŁADNIE powiedzieć, co się tu dzieje?
Harry podszedł do stołu i ciężko opadł na krzesło. Coraz bardziej irytowało go zachowanie przyjaciółki i byłego nauczyciela. Teraz stali i tylko mierzyli się wściekłymi spojrzeniami. Żadne z nich nie spuściło wzroku.
- To się dzieje, Potter - Severus rzucił przez zaciśnięte zęby, nie spuszczając oczu z dziewczyny - że twoja ukochana jest nieodpowiedzialną idiotką, czego spodziewałbym się bardziej po tobie, a nie po mózgu Złotej Trójcy.
- Ukochana? - Harry coraz bardziej miał tego dość. - Po pierwsze, Hermiona nie jest moją ukochaną, więc zazdrość jest tu zupełnie nie na miejscu - nie mógł sobie odmówić podrażnienia obojga. - A po drugie, ta wasza sprawa robi się coraz bardziej niebezpieczna, i to mi się nie podoba. Znikacie w środku nocy, Hermiona wraca ranna, pan wrzeszczy na mnie, że to niby moja wina. No, skoro to moja wina, to może wreszcie dowiem się, o co chodzi!? - zakończył, podnosząc głos.
- Nie wrzeszcz, Potter.
- Harry, to nie twoja wina.
Odezwali się jednocześnie, na co chłopak jęknął i złapał się za głowę.
- Nie rozumiem was - stwierdził z goryczą. - Macie jakiś tam wspólny problem, a drzecie ze sobą koty, zamiast współpracować. I to jeszcze wy. Dwa mózgi kontrolujące emocje.
Podniósł się z krzesła.
- Idę spać. Dogadajcie się. - Rzucił ostrzegawcze spojrzenie na Snape'a. - Moja cierpliwość ma swoje granice. Już nie jest pan moim nauczycielem i nie muszę pana słuchać. W każdej chwili mogę cofnąć zaproszenie, wystarczy słowo Hermiony, a tylko dla niej tu pana toleruję. A z tobą porozmawiam, jak się wyśpię - dorzucił, patrząc na dziewczynę.
Z tymi słowami opuścił kuchnię.
Przez dłuższą chwilę panowała cisza. W końcu Hermiona zdecydowała się przerwać milczenie.
- Harry ma rację - westchnęła i wbiła oczy w parujący kubek. - Musimy się jakoś porozumieć.
Miała dość kłótni, chciała tylko, aby jej życie kiedyś było normalne.
- Rozumieliśmy się raczej dobrze, zanim zdecydowałaś się ruszyć na ratunek tego parszywego kota. - Severus z całej siły starał się zachować spokój.
Nie wiedział, czy potrząsnąć dziewczyną, aby się opamiętała, czy zamknąć ją w pokoju, aby była bezpieczna. - Zachowałaś się jak zupełna idiotka, na co tamten oczywiście liczył. Czego oczekiwałaś? - wypluł wściekle. - Widziałaś zdjęcia. Widziałaś, co zrobił z tamtymi.
- A co pana to obchodzi? - warknęła. - To moje życie i moja śmierć!
Ten człowiek był nie do wytrzymania.
- Twoje życie mnie nie obchodzi, ale swoje chciałbym zachować - rzucił zimno.
- To nie trzeba było mnie ratować! Dałabym sobie radę.
- Młoda wilczyca przeciw wściekłej panterze - prychnął. - Jak bardzo jesteś naiwna?
- Nie pana sprawa!
- Tak się nieszczęśliwie składa, że moja.
- Tak, jasne - mruknęła, zmęczona nagle tą bezsensowną wymianą zdań.
Zaskoczona odchyliła się do tyłu, kiedy podetknął jej pod nos swoje lewe ramię.
- Moja, Granger - wycedził - Bardziej, niż chciałbym. Więc może teraz zaczniesz się zachowywać jak na Wiem-To-Wszystko przystało i spróbujesz pomyśleć.
W jego ustach nawet komplement brzmiał jak obelga. Zaczęła się śmiać. Głośno, niemal histerycznie. Właśnie doszło do pierwszej konfrontacji z magiem, który chciał ją zabić i wyszli z tego cało, a oni, zamiast analizować sytuację, tracą czas na kłótnie.
- Skończyłaś? - Snape patrzył na nią pogardliwie.
Kiwnęła głową, ocierając łzy, które pociekły jej ze śmiechu. Nie ma sensu wszczynać kolejnej wymiany zdań.
- To bez znaczenia, ale dziękuję… i przepraszam. - Spojrzała prosto w czarne oczy górującego nad nią profesora.
- Masz rację, to bez znaczenia. - Severus czuł się dziwnie pod szczerym spojrzeniem dziewczyny i nie lubił tego uczucia.
Wzruszyła ramionami i przesunęła ręką po włosach w geście typowym dla Pottera.
- Nieważne. Mamy inne rzeczy do omówienia. - Ruszyła w stronę lodówki. - Jajka na bekonie czy tosty i kawa?
Przez chwilę Severus miał wrażenie, że te rzeczy do omówienia to wybór śniadania. Skakała z tematu na temat bez przerw na nabranie oddechu.
- Tosty i kawa. - Kiwnął sztywno głową i usiadł za stołem.
Uważnie obserwował nerwowe ruchy Granger. Wyraźnie czuła się nieswojo pod jego przenikliwym wzrokiem, co stwierdził z satysfakcją. Nareszcie zaczyna do niej docierać, że w tej grze to nie ona rozdaje karty. On również nie, uświadomił to sobie w parku, patrząc w żółte ślepia ogromnego kota. Skoro Jonasz zdołał wejść aż tutaj, to mają problem. Ciekawe, kiedy ten fakt dotrze do dziewczyny. Z zamyślenia wyrwał go stukot talerza.
- Smacznego.
Hermiona postawiła przed Snape'em talerz z tostami i kawę.
- On był tutaj, co oznacza, że musimy działać błyskawicznie. Wrzos, który znaleziono przy ofiarach, pochodził z okolic Stonehenge, tam kiedyś stała warownia Sereny. Według legend, Serena miała przekopany tunel, który kończył się dokładnie pod trzecim kamieniem licząc od strony południowej. W nim zginęła.
Severus patrzył na nią zwężonymi oczami znad kubka z kawą. Mówiła beznamiętnie, między kęsami, jakby opowiadała jakąś historię bez znaczenia. Poczuł coś na kształt podziwu. Potter miał rację. Potrafiła kontrolować emocje.
- Uciekała przed Jonaszem. Myślała, że nikt nie wie o tunelu. Podobno jej ojciec kazał zabić tych, którzy go wykopali. Myliła się.
- Tak. Myślała, że jest przebiegła i sama da sobie radę. - Spojrzał na nią znacząco. - Przypłaciła to życiem, Granger.
Hermiona spokojnie sięgnęła po kubek z kawą.
- Dzisiaj Jonasz nie miał zamiaru mnie zabijać. - Głos dziewczyny zadrżał prawie niedostrzegalnie. - Inaczej już bym nie żyła. On chciał tylko mnie zobaczyć i przekonać się, czy jestem przerażona. - po tych słowach uśmiechnęła się zimno i zamilkła.
Severus odstawił kubek z kawą.
- Przekonał się?
- A jak pan myśli? - prychnęła. - Zobaczył przerażone do granic dziecko, które ze strachu nie panuje nad sobą.
- Hmmm. - Snape uśmiechnął się w duchu. Granger jednak nie była tak głupia.
- Nie przeszkadzam?
Oboje wzdrygnęli się na głos Dumbledore'a. Starzec wychodził właśnie z kominka.
- Dyrektorze.
- Albus.
- Nie, nie wstawaj, Hermiono. - Dumbledore machnął dłonią. - Sam się obsłużę.
Po chwili stał przed nim kubek z herbatą. Albus upił łyk i westchnął z zadowoleniem.
- Herbata jest czasem lepsza niż dropsy.
- Cieszę się, że ci smakuje, Albusie, ale może przejdziesz do rzeczy? - Severus nienawidził rytuałów starca i jego denerwującego odwlekania tego, co nieprzyjemne. - Co się stało?
Hermiona patrzyła w napięciu na obydwu mężczyzn.
- Harry uznał za konieczne powiadomić mnie o dzisiejszym zajściu, więc postanowiłem wpaść. Zresztą sam mam wam coś do przekazania i niestety nie są to dobre wieści. - Albus zmarszczył czoło.
- To ci niespodzianka.
Hermiona ukryła nerwowy śmiech pod kaszlem, słysząc szyderczy pomruk Snape'a.
- Znaleziono kolejną ofiarę. Mam powody sądzić, że to ostatnia. Obawiam się, że następną będzie panna Granger. - Przyjrzał się uważnie zesztywniałej nagle Hermionie. - Panno Granger?
- Wiedziałam o tym - powiedziała cicho, starając się nie patrzeć na Mistrza Eliksirów. - Jonasz dość dokładnie opisał mi przebieg naszego następnego spotkania. I to, co ma zamiar zrobić dzisiaj.
- Tak sądziłem. - Starzec pokiwał głową i obrócił się w stronę Snape'a. - Severusie?
Przez parę sekund słychać było tylko zgrzytanie zębami. Młodszy czarodziej zaciskał dłonie w pięści, starając się uspokoić, inaczej z chęcią zacisnąłby je raczej na smukłym karczku siedzącej naprzeciwko Gryfonki. Ta cholerna dziewczyna ani słowem nie pisnęła, że cokolwiek wie.
I jeszcze spokojnie zaproponowała mu śniadanie. Popatrzył na nią morderczym wzrokiem.
- Skoro panna Granger wszystko wie, to moje skromne zdanie nie jest wiele warte - wysyczał przez zęby.
- Może pan nie zauważył, ale mam swój własny rozum i skoro czegoś panu nie powiedziałam, musiałam mieć dobry powód. - Hermiona postanowiła nie dać się sprowokować. - Jestem już, jakby to również do pana nie dotarło, dorosła i nie jesteśmy w Hogwarcie.
- Oczywiście, Hermiono. - Snape uniósł się z krzesła i nachylił nad dziewczyną. - Całe twoje dzisiejsze zachowanie świadczy o tym, jak bardzo jesteś dorosła i odpowiedzialna! Typowa Gryfonka, mogłaś zginąć, no, ale przecież dorosłym się to zdarza - zakończył sarkastycznie.
- Ale nie zginęłam - warknęła zniecierpliwiona. - I tylko to się teraz liczy. Dyrektorze - zignorowała wściekłego Snape'a, zwracając się bezpośrednio do Dumbledore'a - w tej chwili mamy lekką przewagę nad Jonaszem. Utwierdziłam go w przekonaniu, że jestem roztrzęsiona i panikuję. Uważam, że to najlepszy moment, aby wprowadzić w życie mój plan lub… - zawahała się - plan profesora Snape'a. Oba zakładają wykorzystanie mnie jako przynęty - zakończyła i czekała na reakcję.
- Macie tydzień.
Hermiona wbiła zdumiony wzrok w Dyrektora. Snape z wrażenia usiadł na miejscu. Albus właśnie dał im wolną rękę. Czyżby zaszkodziły mu dropsy?
W błękitnych oczach zamigotały znajome iskierki.
- Nie bądźcie zdziwieni, ufam wam. - Z trudem powstrzymał się od szerokiego uśmiechu. - I wiem, że sobie poradzicie. Jeśli tylko zdecydujecie się zaufać sobie nawzajem.
Spojrzał na nich pobłażliwie jak na małe dzieci i spokojnie wszedł do kominka. Buchnęły zielone płomienie i w kuchni zapadła pełna napięcia cisza.
Snape z rozdrażnieniem tarł nos palcami, Hermiona podparła głowę na łokciach i wpatrywała się w przestrzeń. Żadne z nich nie miało ochoty komentować ostatnich słów Dumbledore'a.
- To jednak jedyne wyjście - wymamrotała nagle Hermiona i przygryzła dolną wargę.
Wiedziała, co musi zrobić. W końcu śniła o tym od miesięcy. Podejrzewała, że te koszmary to dar Sereny, podpowiedź, co zrobić, aby wygrać.
- Musimy zwabić go do tunelu, w którym zginęła - zaczęła spokojnie, nie dbając czy Snape jej słucha. - Tylko tam zdołamy go pokonać. Zresztą, skoro właśnie tam rozpoczęli swój morderczy krąg, to tam musi się on zakończyć.
- Nawet nie wiemy, czy ten tunel jeszcze istnieje - skonstatował zimno Severus.
A jednak słuchał.
- Istnieje, profesorze. - Patrzyła na Snape'a z niezachwianą pewnością siebie.
Obrzucił ją podejrzliwym spojrzeniem. Granger najwyraźniej znowu czegoś mu nie powiedziała. Skąd u niej ta pewność?
- Przy pierwszej rozmowie o tej sytuacji pytał mnie pan, w jaki sposób odbieram moje koszmary - odpowiedziała cicho na niezadane pytanie. - To nie wspomnienia, raczej przyszłość. One są o… - zawahała się przez sekundę - o nas, chyba.
- Nareszcie parę słów prawdy. Powinnaś zacząć to ćwiczyć - prychnął.
Zdziwiona stwierdziła, że zrobił to bez zwyczajowej złośliwości. Uśmiechnęła się w duchu. Czyżby zaczynali robić postępy?
- Dla pana wszystko, profesorze - nie mogła się powstrzymać od małej kpiny.
Snape zwęził oczy, usiłując zdusić zaskoczenie jej ripostą.
- A wracając do naszego problemu - kontynuowała już normalnie. - Sądzę, że Jonasz chce mnie tam zwabić. Dlatego musimy go uprzedzić, żeby nie miał czasu na przygotowania.
- Zamierzasz wykorzystać pomysł Jonasza przeciw niemu, Granger?
- Dokładnie. I tak miałam być przynętą, teraz dorzucimy mu gratis jeszcze tunel. - Na usta Hermiony wypłynął wyjątkowo złośliwy, ekstatyczny uśmiech. - Za tydzień będziemy mieli z głowy tego psychopatę i siebie nawzajem. - Spojrzała na Mistrza Eliksirów i czekała na jego reakcję. Usta Severusa mimowolnie wykrzywiły się w podobnym uśmieszku. Przez chwilę mierzyli się wzrokiem. W końcu Snape kiwnął powoli głową. I postukał palcami o blat stołu.
- Potrzebujemy małej pomocy, a Miles lubi kobiety - przemówił do siebie, patrząc na dziewczynę oceniającym wzrokiem. - Nadasz się. Ubierz się porządnie i zrób coś z włosami. Odwiedzimy dziś mojego znajomego.
- Słucham?
Nie wierzyła własnym uszom. Snape chciał ją wystawić na pokaz, jak klacz na targu. Pochyliła się w stronę profesora i wysyczała:
- Należy mi się parę wyjaśnień, skoro mam robić za kurtyzanę dla ubogich. - Obrzuciła jego szaty pogardliwym spojrzeniem.
- Nie krzyw się, Granger, bo ci tak zostanie - rzucił zimno. - Słyszałaś o baronie Milesie McClarku? Wybitnym znawcy i wręcz fanatycznym wielbicielu tajemnic wszelakich?
Przetrawiała w myślach słowa profesora. Słyszała o Baronie, ekscentrycznym właścicielu chyba połowy Szkocji i mugolu na dodatek. Tak przynajmniej dotychczas myślała. Zszokowało ją, to że Snape najwyraźniej dobrze go znał.
- To mugol! - wyrwało się jej.
- Robi ci to jakąś różnicę, Granger?
Potrząsnęła przecząco głową.
- Bądź gotowa na siódmą.

***

- Mam nadzieję, że wiesz, co robisz, Miona. I że Snape wie, co robi. - Dodał po chwili zastanowienia Harry.
- Przykro mi, ale to jedyne wyjście. Jonasz chce mnie widzieć na kolanach, przerażoną i błagającą o litość. Dam mu to.
- Miona, ja nie chcę, żebyś się poświęcała. A jak coś nie wyjdzie? - zaczął desperacko. - Dlaczego… - urwał i spojrzał na Hermionę. - Tracę czas, prawda? - Westchnął. - Może masz rację, nie wiem.
- Harry…
- Nie jestem na ciebie zły. Jestem wściekły na Jonasza. Chcę, żebyście złapali tego maniaka, zanim zwariuję. Dlaczego musisz być taka uparta!?
Ostatnią godzinę spędził na rozmowie z przyjaciółką. Wyjaśniła mu w końcu wszystko i prawdę mówiąc, był przerażony. Doskonale wiedział, co to znaczy żyć w poczuciu nieustannego zagrożenia. Poczuł się bezsilny. Mieli być w końcu wolni, a okazało się, że wolność to mrzonka, jeżeli posiadasz kogoś, na kimś ci zależy. Zawsze znajdzie się coś, co sprawia, że ma się ochotę wyć ze wściekłości. Wybaczył jej też bez wahania to, że nie powiedziała nikomu, że jest animagiem. W obecnej sytuacji to nie miało najmniejszego znaczenia.
- Nie denerwuj się. - Położyła mu dłoń na ramieniu i zajrzała w zmartwione zielone oczy. - To nie jest kolejny Czarny Pan. - Doskonale znała tor, jakim biegły jego myśli. - To czarodziej taki jak ja czy tysiące innych.
- Czarodziej, który odradza się, aby zabić ciebie, to nie pierwszy lepszy mag.
Harry z niepokojem wodził za nią wzrokiem, kiedy wędrowała od szafy do lustra. Już trzy razy zmieniała zdanie co do stroju na „spotkanie biznesowe”, jak to nazwała. To najlepiej pokazywało, jak bardzo jest nerwowa.
- Harry, jestem świadoma niebezpieczeństwa. Ta? Nie, za bardzo… - Spojrzała krytycznie na trzymaną sukienkę. - Ogólnie za bardzo.
- Ekhem?
Jednym ruchem rzuciła sukienkę na łóżko i odwróciła się do przyjaciela, słysząc jego znaczące kaszlnięcie.
- Przepraszam, bardziej się denerwuję dzisiejszym wyjściem niż konfrontacją z Jonaszem. - Wzruszyła ramionami. - Nie nadaję się na femme fatale, a z tego, co mówił Snape, mam służyć za ładny widok. Lepiej sprawdzam się w walce czy w wyszukiwaniu informacji w książkach, niż wystawiona na pokaz - paplała nerwowo.
Chłopak patrzył na nią, jakby wyrosła jej druga głowa. Stała teraz przed nim z bezradną miną i wyłamywała palce. Rzucił niepewne spojrzenie na sponiewieraną sukienkę i z powrotem wlepił wzrok w przyjaciółkę.
- Hermiona? - zaczął powoli. - Teraz to naprawdę mnie przerażasz. Wychodzisz służbowo ze Snape'em, pamiętasz go może, wysoki, chudy, z dużym nosem i tłustymi włosami, aby pozyskać pomoc McClarka. Nieważne, jak wyglądasz, przy Nietoperzu nawet Eloise Midgen byłaby pięknością.
Natychmiast pożałował swoich słów, widząc zwężające się oczy Hermiony.
- Harry Potterze czy ty insynuujesz, że jestem brzydka?
Harry cofnął się o krok.
- Że jestem tylko molem książkowym?
Kolejny krok do tyłu.
- Że nie potrafię być kobietą?
Zbliżała się do niego coraz bardziej i syczała przez zęby. Uznał, że najlepszym wyjściem będzie ewakuacja z pokoju dziewczyny. Nigdy nie zrozumie kobiet, przecież chciał ją tylko uspokoić!
Wypadł na korytarz i prawie zderzył się z wychodzącym z pokoju Severusem.
Harry oparł się o drzwi i po chwili usłyszeli głuchy odgłos jakiegoś przedmiotu rozbijającego się o nie z tamtej strony.
- Kłopoty w raju?
Obrzucił Snape'a zirytowanym spojrzeniem. On z pewnością nigdy nie miał takich problemów. Wystarczyło, że warknął i kobiety mdlały ze strachu. Ciekawe, jak poradzi sobie ze wściekłą Hermioną. Harry parsknął w duchu.
- Współczuję panu. - Uśmiechnął się szeroko do Mistrza Eliksirów. - To pan jest tym szczęściarzem, z którym ona wychodzi dziś wieczór.
Ruszył w stronę schodów, zatrzymał się na sekundę i spojrzał przez ramię. Snape wpatrywał się w drzwi Hermiony ze zmarszczonym czołem. Harry zachichotał pod nosem.
- Powodzenia. - rzucił wesoło i zbiegł na dół.
***

Severus wszedł do salonu w poszukiwaniu jakiejś lektury, aby wypełnić czymś oczekiwanie na Hermionę i pierwszym, co zobaczył, była wypięta niewymowna część ciała Granger. Dziewczyna w srebrzystoszarym szlafroku klęczała z głową w kominku. Zatrzymał się w pół kroku i szybko uciekł wzrokiem w stronę Pottera, oglądającego jakąś kolejną Czarowoodzką szmirę, typu „zabili go i uciekł”. Chłopak zerknął jednym okiem na wyglądającego na zmieszanego Mistrza Eliksirów.
- Niech pan nie pyta - doradził półgębkiem i wrócił do śledzenia akcji na magicznym ekranie.
- Dzięki, Ginny.
Hermiona wyciągnęła głowę z kominka i wstała z kolan. Przyciskała do piersi jakąś książkę w kolorowej okładce. Harry parsknął pod nosem, tłumiąc śmiech.
- Ani słowa, jeżeli kiedyś chcesz jeszcze cokolwiek powiedzieć. - Spojrzała krzywo na przyjaciela.
Poprawiła zsuwający się z włosów ręcznik skinęła w stronę profesora i z wysoko podniesioną głową wyszła z pokoju.
- Napije się pan czegoś mocniejszego? - Harry przypomniał sobie o dobrych manierach gospodarza. - Wygląda pan, jakby tego potrzebował.
- Potter…
Severus zastanowił się, co ten ulubieniec Albusa insynuował.
- To tylko whisky, Snape. - Chłopak podał mu szklaneczkę i gestem zaprosił, aby usiadł. - Jeżeli teraz pan nie potrzebuje, to na wieczór przyda się z pewnością.
Snape odruchowo przyjął trunek i podejrzliwie popatrzył na bursztynowy płyn. Wreszcie rozluźnił szczęki. To tylko paręnaście dni, przypomniał sobie, i będzie miał z głowy mdłą uprzejmość Zbawcy Świata. Upił łyk i skierował się do biblioteczki. Do siódmej została jeszcze godzina. Rozsiadł się wygodnie na fotelu, Potter znowu gapił się w ekran. W ciszy ignorowali się nawzajem.
***

Hermiona rzuciła ostatnie spojrzenie w lustro. Wykrzywiła się do swojego odbicia i usiłowała podciągnąć nieco dekolt sukienki. Nic z tego, siłą grawitacji materiał ciągnął w dół, odsłaniając według niej o wiele za dużo. Zrezygnowała z walki i wzruszyła ramionami. Lepszego efektu nie osiągnie nawet przy pomocy książki, którą pożyczyła od Ginny. Przerzuciła szatę przez ramię i ruszyła na dół. Była już dwie minuty spóźniona i Snape zaraz dostanie apopleksji. Przystanęła przed drzwiami salonu i nerwowym gestem wytarła spocone dłonie o sukienkę. Pchnęła drzwi.
Obydwaj mężczyźni jednocześnie unieśli wzrok. Harry zagwizdał przeciągle. Snape tylko głośno przełknął ślinę.
- Pięć minut spóźnienia, Granger.
Severus usilnie starał się patrzeć wyłącznie na twarz dziewczyny. Potter nie miał takich skrupułów. Bezczelnie wpatrywał się w przyjaciółkę.
- Miona, wyglądasz… rewelacyjnie.
Snape zazgrzytał zębami, prawie wyrwał z rąk dziewczyny szatę i narzucił jej na ramiona.
- Idziemy, Granger. Miles nie lubi czekać.
Chwycił w mocny uścisk ramię Hermiony i wywlókł ją z salonu.
- To boli - zaprotestowała.
- Będziemy się aportować. Daj mi drugą dłoń.- Zignorował skargę.

Rozdzialik czwarty.

Posiadłość Barona wtapiała się w skałę. Dotychczas Hermiona mogła podziwiać ją tylko na zdjęciach w gazetach, przy okazji kolejnego odkrycia McClarka. W rzeczywistości wyglądała jeszcze bardziej imponująco. Mrocznie. Ciemny kamień doskonale zlewał się z krajobrazem.
Wnętrza były zaskakująco luksusowe w porównaniu z pierwszym wrażeniem, jakie wywoływał sam zamek. Miles lubił się otaczać drogimi przedmiotami.
- Severus i jego zachwycająca towarzyszka.
Podszedł do nich i obrzucił Hermionę przeciągłym spojrzeniem.
- Miles McClark - złożył na dłoni dziewczyny kurtuazyjny pocałunek. - Zapraszam do mojej samotni.
Poprowadził ją do jednego z salonów, zupełnie nie przejmując się Mistrzem Eliksirów.
- Jak rozumiem jesteś czarownicą, jak Severus?
Baron skupił się na rozmowie z Hermioną, całkowicie ignorując coraz bardziej posępnego Snape'a.
- Skąd ta pewność, panie McClark?
Gryfonka była oczarowana manierami i uśmiechem Milesa. Snape tylko wywrócił oczyma.
- Mów mi Miles. Tak piękna kobieta musi mieć w sobie coś z czarodziejki - zamruczał. - Severusie, nie podejrzewałem cię o tak dobry gust. - Zwrócił się do czarodzieja.
Mężczyzna tylko rzucił mu ponure spojrzenie znad szklaneczki brandy.
- Lubię Severusa - zwrócił się do Miony - ale lubiłbym go bardziej, gdyby przyznał, że jednak potrafi się uśmiechać, a nie tylko udawać twardziela.
- Nie sądzę, aby było tu dużo udawania - Hermiona spojrzała badawczo na Snape'a.
- Dlatego, że jest w tym wyjątkowo dobry.
- W to nie wątpię.
- Jeszcze tutaj jestem Miles - wycedził Snape.
- Chcesz wiedzieć jak się poznaliśmy? - Baron nie zwrócił uwagi na zirytowanego mężczyznę. - To wyjątkowa historia.
- Z przyjemnością - uśmiechnęła się promiennie.
Nareszcie będzie miała możliwość dowiedzenia się czegoś więcej o profesorze.
- Skończ to przedstawienie, McClark.
Severus nie wytrzymał, podszedł do nich i stanowczym gestem wyjął dłoń Hermiony z uścisku mężczyzny.
- Severusie, psujesz całą zabawę.
Dziwne jak dorosły mężczyzna może w jednej chwili zmienić się w skrzywdzone dziecko, któremu odebrano zabawkę. Hermiona zdezorientowana przysłuchiwała się tej wymianie zdań.
- Patrz, ale nie dotykaj - warknął Snape. - Ona nie jest dla ciebie.
Miles obrzucił go zaintrygowanym spojrzeniem, po czym przeniósł wzrok na zarumienioną dziewczynę. Jak tu wchodzili, nie wyglądało na to, aby ona była dla Severusa kimś ważnym, ale mógł się mylić. Wolał nie ryzykować. Na tyle znał Snape'a, żeby wiedzieć, kiedy przystopować.
- W porządku - kiwnął głową. - Przejdźmy do rzeczy. Nigdy nie spotykasz się ze mną wyłącznie towarzysko.
- Czekają nas negocjacje.
- Cokolwiek chcesz mi wcisnąć, nie zgadzam się. - Ciemnowłosy mężczyzna potrząsnął głową. - Zawsze mam problemy z udowodnieniem magicznych odkryć.
- Tym razem jest inaczej i jeszcze zgarniesz całkiem niezłą chwałę.
- Nie interesuje mnie to. Nie dam się znowu wkopać w jakieś wasze wewnętrzne walki. Ostatnio o mało nie zginąłem.
- Voldemort nie żyje, tym razem nic ci nie grozi.
- Miło to słyszeć, ale moja odpowiedź nadal brzmi nie.
- Nie zmuszaj mnie, abym zrobił coś, czego nie chcę.
Snape tracił cierpliwość. Wiedział, że po ich ostatnim spotkaniu Miles nie będzie chętny do współpracy. Miał nadzieję, że widok Granger uczyni go bardziej przychylnym, jednak widząc jego umizgi do dziewczyny miał ochotę go zabić i chrzanić konsekwencje.
Hermiona obserwowała kłótnię obu mężczyzn z zainteresowaniem. Snape musiał szanować tego człowieka, skoro jeszcze na niego nie warknął, czy nie rzucił Imperio. Otaksowała wzrokiem barona. W chwili, kiedy rozmowa zeszła na interesy, porzucił obraz zblazowanego chłopca. W niebieskich oczach widniała czujność i inteligencja równa snapeowskiej.
- Miles - Snape nagle uśmiechnął się kątem ust . - Wiesz, że informacja to potężna broń, prawda? A wyszukiwanie niewygodnych faktów to dla mnie chleb powszedni.
- Nie rozumiem, o co ci chodzi?
- Czyżby? - Zakpił. - Chcesz, aby świat dowiedział się o Dziewczynie w Zbroi?
Miles zamarł.
- Słucham?
- Znalazłeś ją tutaj niedaleko, przy okazji wykopalisk.
Wytrząsnął różdżkę z rękawa i machnął. Hermiona stała teraz przed nimi w złotej zbroi, rozwichrzone loki błyszczały w świetle.
- Znajomy widok? - Zapytał ignorując zaskoczony syk ze strony dziewczyny.
Znowu machnął różdżką i Gryfonka wróciła do własnej postaci.
- To jakieś bzdury!
- Jest dosyć mała, więc nie miałeś problemów z utrzymaniem tego w tajemnicy. Masz lepkie ręce Miles. Ilekroć istnieje możliwość znalezienia czegoś wartościowego, wysyłasz ekipę do domu i sam zabierasz się do kopania.
McClark był blady jak ściana.
- Kłamiesz!
Czarne oczy błysnęły ostrzegawczo.
- Wiesz doskonale, że nie. Nie przeszkadza mi, że ukradłeś i sprzedałeś jedno czy dwa dzieła sztuki, to twoja sprawa, ale skoro nie chcesz nam pomóc... - zawiesił sugestywnie głos.
- Co zamierzasz zrobić? I tak nikt nie ośmieli się zeznawać przeciwko mnie.
- Być może, ale taki skandal zrujnuje ci reputację, a przecież wyjątkowo cenisz sobie swoje dobre imię, nieprawdaż?
- Czy ty próbujesz mnie szantażować? - Zacisnął usta.
- Skądże znowu - Severus wykrzywił się usta w uśmieszku. - Tylko negocjuję.
Miles nerwowo potarł nos.
- I mam ci uwierzyć, że jak zgodzę się wam pomóc ty zapomnisz o wszystkim?
- Pomożesz nam i pójdziesz na pełną współpracę. Ja będę wydawał polecenia, a ty będziesz je wykonywał. Bez pytań, bez sporów.
- Nie zrobię tego - popatrzył na czarodzieja z wściekłością. - Jeżeli to odkrycie jest coś warte, to ja będę dyktował warunki, to ty potrzebujesz mnie!
Hermiona zafascynowana wodziła wzrokiem od jednego mężczyzny do drugiego. Stali naprzeciw siebie, Miles zaciskał dłonie w pięści, Snape wręcz przeciwnie, wydawał się rozluźniony, jakby się dobrze bawił. Wzdrygnęła się wewnętrznie, ten jego uśmieszek nie wróżył nic dobrego.
- Zła odpowiedź. - Snape przybrał ostry ton i nachylił się nad niższym mężczyzną. - Popatrz na mnie i przypomnij sobie, z kim masz do czynienia. Nie mam nic przeciwko przestępcom, sam… balansuję na granicy, ale ty jesteś amatorem, a ja profesjonalistą. Jesteś w pułapce i lepiej żebyś to sobie uświadomił. Nie obchodzi mnie, co się z tobą stanie, jeżeli wejdziesz mi w drogę. Zrujnuję twoją karierę, wiarygodność, to wygodne życie, o które zadbałeś. A jeśli mnie zdenerwujesz to z przyjemnością cię zabiję, zrozumiałeś?
- Nie mówisz tego poważnie - Baron cofnął się o krok.
- Wypróbuj mnie.
Z tym ostatnim syknięciem Severus skinął na oniemiałą Hermionę i ruszył w stronę wyjścia.
- Jutro skontaktuję się z tobą i podam szczegóły. Zacznij zbierać ludzi i nie próbuj kombinować - nie odwrócił się.
***

- Trzeba było iść w samej bieliźnie.
Severus warknął, kiedy aportowali się przed Grimmauld Place i nie czekając na Hermionę wszedł do środka. Ruszył do salonu, nie zwracając uwagi na zdumionego Pottera nalał sobie whisky i wychylił jednym haustem. Właśnie groził śmiercią jednemu z niewielu ludzi, których szanował. Pieprzona Granger, pieprzony Miles i jego upodobania. Pieprzona Serena i jej przepowiednia. Albus nie powinien mówić mu o niej. Żyłby teraz w nieświadomości jak Granger i miał gdzieś całą resztę. A tak zachowuje się jak… warknął cicho. O wilku mowa… dosłownie. Skrzywił się.
- O ile dobrze pamiętam to był pana pomysł…
- Dobranoc.
Zignorował dziewczynę i wyszedł. Idąc do swojego pokoju bezwiednie tarł palcami miejsce po czarnym znaku. Do diabła z tym. Nie może stosować żadnych zasad obowiązujących w stosunkach damsko - męskich w ich relacji. Jeszcze parę dni temu była jego uczennicą. Lepiej, aby tego teraz nie robił.
***
McClark.
Chciwie wpatrywał się w nagłówek mugolskiego dziennika. Baron znalazł Tunel i chełpił się tym. Przeleciał wzrokiem tekst. Żadnych szczegółów, robił z tego znaleziska wielką tajemnicę. Nie zdradził czyj szkielet znalazł w tunelu, może jeszcze nie był pewien, że to ta suka, ale on wiedział. Wiedział również czyją statuetkę znalazł parę lat temu. Serena. Przeszedł go dreszcz oczekiwania. Piękna, niezłomna Serena. A ten sukinsyn McClark próbował sobie dzięki niej zapewnić nieśmiertelność.
Nie.
Zmiął papier w dłoniach. Oddychał głęboko, usiłując się opanować. Sięgnął po inne gazety, nic. Tylko ta jedna. Spokojnie. Poczekaj, bądź ostrożny. Stawka jest zbyt wysoka, aby teraz działać na oślep.
Serena. Hermiona. Serena.
***

Nad nimi zatrzęsła się ziemia.
- Skacz - wyciągnął ramiona - teraz, Hermiono. Złapię cię!
Skoczyć? Pod jej stopami rozstępowała się ziemia. Dziura była szeroka i powiększała się z każdą sekundą. Nie ma wyboru. Odbiła się i przeskoczyła przez pęknięcie. Chwiała się na granicy uskoku. Ziemia obsuwała się pod nią!
W następnej chwili przyciągnął ją do siebie i razem zatoczyli się do tyłu.
Kolejny wstrząs.
- Musimy się wydostać z tego korytarza. - Zerknęła przez ramię i zrobiło jej się słabo.
Za nią ziała dziura, wydająca się nie mieć dna.
- Powiedziałeś, że znasz drogę! - Wczepiła paznokcie w jego ramiona. - Udowodnij to i wyprowadź nas stąd.
- Tylko ty mogłaś być tak uparta, że musiałaś przekonać się o niebezpieczeństwie na własnej skórze, aby mnie o to poprosić. - Złapał ją za rękę i zaczął biec w głąb tunelu.
Gorąco.
Opadająca ziemia odcinała i tak słaby strumień powietrza.
- Na wprost przed nami jest odnoga, którą powinniśmy dojść do skał.
- Jeżeli to wyjście jeszcze istnieje.
- Zamknij się! - Długie palce zacisnęły się boleśnie na jej ręce. - Gdybym chciał abyś zginęła, zostałbym w Hogwarcie.
Huk.
Skały kruszące się wokół nich.
Ostry kamień przeciął skórę Hermiony. Poczuła ciepłą strużkę krwi spływającą po ramieniu.
- Pośpiesz się - ciągnął ją przez tunel. - Konstrukcja Milesa słabnie. W każdej chwili może się zawalić.
- Śpieszę się! Co za głupi… - Kolejny kamyk uderzył ją w policzek.
Więcej bólu.
Więcej krwi.
Więcej bólu.

- Obudź się! Na Merlina przestań jęczeć!
Krew…
Hermiona z trudem otworzyła oczy.
- Krew - wykrztusiła.
- Obudź się!
- Jonasz…
Nie, to Snape stał przy ławce, na której zasnęła. Oczywiście, że to nie był Jonasz.
- Już nie śpię - próbowała złapać oddech. - Musiałam się zdrzemnąć.
- Co do cholery ci się śniło?
Krew, ból, spadające odłamki skał.
- Mówiłam przez sen?
- Jęczałaś, panno Granger.
Zdjął dłoń z jej ramienia i odsunął się widząc, że jest już przytomna.
- Co?
- Wymieniłaś imię Jonasza, wiesz, o czym mówię.
- Powinien mnie pan od razu obudzić, a nie podsłuchiwać!
- I stracić kawałek prawdy, którą tak oszczędnie wydzielasz? - Zapytał ironicznie.
- A czego się pan spodziewał? Że zacznę się wypłakiwać na pana chętnym ramieniu? Wystarczyło poprosić.
- Nie poprosiłem? Wybacz mój brak kultury - sarknął. - Co ci się śniło?
Odwróciła wzrok. Chyba nadszedł czas na rozmowę. Kiedyś i tak musiał się dowiedzieć, w końcu zostały im tylko cztery dni.
- Tunel. Wstrząsy naruszonej ziemi. Kobieta biegnąca, aby ocalić życie.
- Kobieta? - Popatrzył na nią sceptycznie.
- Ja - westchnęła. - I pan.
- Bolało?
Popatrzyła na niego zdezorientowana.
- Mówienie prawdy, Granger - uśmiechnął się szyderczo. - Gryfoni zawsze mają z tym kłopot.
- Chce pan prawdy? - Najeżyła się. - Proszę bardzo. Uciekamy przez walący się tunel. Wykopany, częściowo wydrążony w skałach, wali się nam na głowy i zapada jednocześnie. Co mnie zastanawia, pan zna drogę ucieczki, to tak a'propos mówienia prawdy!
- Miles znalazł wejście do tunelu.
To było jedyne wyjaśnienie, jakie otrzymała. Snape po tych słowach odwrócił się i odszedł, zastawiając ją z otwartymi ustami.
Zamknęła je i zmusiła się, aby odwrócić wzrok od wirującej czarnej szaty. Zniknął w domu.
Przez większość czasu, kiedy przebywała z profesorem, zdawała sobie sprawę tylko z jego gorszej strony osobowości, ale kiedy się nad nią nachyla, wyraźnie widziała niepokój w czarnych oczach. Ten sam przebłysk widziała przed sekundą. Wprawiło ją to w stan dziwnego podniecenia. Przypomniała sobie sen i to co czuła, kiedy ją złapał. Severus Snape był fascynującym mężczyzną. Przynajmniej w jej koszmarach.
Fascynującym? To określenie z pewnością nie spodobałoby się Snape'owi. Skąd jej to w ogóle przyszło do głowy?
- Sereno, co ty chcesz mi powiedzieć?
Nie potrzebuję w życiu dodatkowej komplikacji w postaci kapryśnej siły w osobie Snape'a. Musiała przyznać, że jej ciało niepokojąco odpowiadało na jego obecność. Nie była głupia, wiedziała, że to tylko reakcja seksualna, ale takie doznanie było dla niej czymś nowym i nie bardzo wiedziała, jak sobie z tym poradzić. Snape wprowadzał w jej życie stanowczo zbyt dużo zamieszania. Wyraz czarnych oczu, kiedy weszła do salonu. Jego nerwowe przełknięcie. Czuła wtedy przyjemny dreszcz podekscytowania wzdłuż kręgosłupa. Potrząsnęła głową i zorientowała się, że się uśmiecha. Jakaś część jej natury była zachwycona.
***

- Severus, w co wy gracie?
Wzburzony Miles machał Snape'owi przed nosem zdjęciem Hermiony.
- To znalazłem w dzisiejszej poczcie. Biała koperta, a w środku zdjęcie tej dziewczyny z podpisem Serena.
- Nie interesuj się. Im mniej wiesz, tym jesteś bezpieczniejszy. - Severus z niesmakiem odsunął sprzed twarzy dłoń Milesa. - Potrzebuję planów tunelu.
- Jakich planów? Dopiero zaczęliśmy, mamy wstępne szkice, ale…
- Będą musiały mi wystarczyć.
- Dostaniesz je, ale najpierw wyjaśnij mi co nieco. Dlaczego to zdjęcie? Ktoś uważa, że Hermiona jest Sereną, tak? Czy grozi jej jakieś niebezpieczeństwo? Dlatego tak bardzo zależało ci na tych wykopaliskach. Chcesz złapać drania w tym tunelu, gdzie zginęła Serena!
- Nie twoja sprawa. Plany - Snape, niecierpliwym gestem wyciągnął dłoń.
- Severus, do diabła! Czyli mam rację. Znowu wpakowałeś mnie w jakieś wasze wojny.
Miles patrzył na niego z niedowierzaniem.
- Powiedz, że nie. Nawet ty nie byłbyś tak szalony, aby ryzykować dla jakiejś pierwszej lepszej laluni.
- Nie mów tak o niej! - Severus opuścił dłoń i zacisnął w pięść. - Jest warta stu takich jak ty czy ja.
- Zwariowałeś! - Cofnął się o krok. - Chryste, naprawdę zwariowałeś!
- Możliwe. Plany Miles, kończy mi się cierpliwość - warknął Snape.
***

- Jonasz jest w Szkocji.
Hermiona zamarła.
- Co?
- Miles jest spanikowany. Przejął się twoim zdjęciem z napisem Serena. Jonasz musiał mu je podrzucić.
- Dlaczego miałby to robić?
- Bo to psychopata. Arogancki sukinsyn. Nie próbuj go zrozumieć. Od kiedy zaczął zabijać, wszystko szło po jego myśli i teraz nie wpadło mu do głowy, że tym razem to nie on rozdaje karty. Chciał zmusić Milesa do opuszczenia wykopalisk. Uważa, że tunel należy do niego.
- A dlaczego moje zdjęcie? Przecież Miles w założeniu nic nie wie - zastanawiała się.
- A dlaczego nie? - parsknął - Jonasz chce wzbudzać strach. Skoro nie napisano, kogo szkielet znaleziono, to sprytnie zasugerował czyj leży i czyj będzie się tam znajdował w przyszłości. Obojętnie. Osiągnął zamierzony cel.
- Mógł osiągnąć cel. Miles mógł zaprzestać wykopalisk.
- Owszem - Snape przytaknął. - Zrobiłby tak, gdyby nie my. Jonasz nie jest pewien czy to nie pułapka, ale chce zaryzykować, bo jest przekonany, że pokona wszystkie przeszkody.
- Aby dotrzeć do Sereny, czyli mnie - dodała powoli.
- Wydajesz się zaskoczona, Granger - Severus przyjrzał się jej z namysłem. - Nie taki był nasz plan?
- Nie jestem zaskoczona - żachnęła się.
Była zdenerwowana i nieco przerażona tempem, w jakim Jonasz połknął przynętę, ale nie zamierzała się do tego przyznawać.
- Kiedy wyjeżdżamy? - Zapytała ze ściśniętym gardłem.
- Popadasz w skrajności - zakpił lekko. - Teraz wydajesz się niecierpliwić.
- Czuję ulgę, że coś zaczynamy robić - przyznała.
- Dla mnie to nie jest ulga, wierz mi Granger - zaczął zimno. - Planowanie na szybko jeszcze nigdy nic dobrego nie przyniosło.
Obrzucił ją wzrokiem, jakby chciał powiedzieć: „Gryfoni”, ale w ostatniej chwili ugryzł się w język.
- Kiedy wyjeżdżamy? - Powtórzyła.
- Pakuj walizki.
Siedziała przy stole bez ruchu przez dłuższą chwilę. Czuła się oszołomiona i… przerażona. Nie spodziewała się żadnej z tych emocji. Sądziła, że jest gotowa. Podskoczyła, kiedy poczuła na ramieniu dłoń profesora.
- Hermiono?
Spojrzała w górę. Nachylał się nad nią z nieodgadnionym wyrazem oczu. Nie mogła nic wykrztusić, tylko potrząsnęła głową. Jest gotowa. Musi się tylko otrząsnąć z tego dziwnego odrętwienia. Wszystko szło zgodnie z planem, więc powinna się cieszyć. Zaczęła odczuwać dreszcz oczekiwania. Nie była tylko pewna czy to z powodu wyjazdu, czy ciepłych palców na jej ramieniu.
- Nic mi nie jest profesorze.
Kiwnął głową i zabrał dłoń.
- Za dwie godziny bądź gotowa.

Rozdzialik piąty.

Ustawione wokół wykopalisk blaszane baraki, były o wiele bardziej zachęcające w środku niż to sugerował ich wygląd. Miles rzeczywiście lubił wygodę. Snape wprowadził ich do jednego z nich i zamknął drzwi.
- Potter śpisz na materacu przy drzwiach, ja pod pokojem Granger.
- Dlaczego…
- Słuchaj Potter, zabrałem cię tylko dlatego, że ona tego potrzebuje - nachylił się nad chłopakiem i syknął cicho. - Jedno słowo sprzeciwu i wyślę cię w podskokach z powrotem, zrozumiałeś?
Harry zacisnął zęby. Miał nadzieję, że wszystko się uda, inaczej nie ręczy za siebie. Miał już dość Snape'a i jego rozkazująco - wyższościowego tonu. Siedem lat wystarczy. Mógłby sobie wreszcie odpuścić. Tym bardziej w tej sytuacji.
- W porządku - burknął.
Obrócił się do przyjaciółki wychodzącej ze swojej „sypialni”. Snape aż się prosił o mały przytyk. Ostatnio zachowywał się jakby Hermiona była jego własnością. Harry nie miał możliwości zamienić z nią paru słów, bez dyszącego mu w kark nietoperza.
- Miona, będziesz miała zaszczyt spać w objęciach Mistrza Eliksirów.
Hermiona popatrzyła na niego jakby był niespełna rozumu i przeniosła pytający wzrok na profesora.
- Jakkolwiek brzmi to interesująco, Potter, obawiam się, że będzie musiała się zadowolić strażnikiem pod drzwiami.
Zostawiając chłopaka z otwartymi ustami obrócił się w stronę wyjścia.
- Chcesz pójść ze mną? - Zapytał dziewczynę. - Domyślam się, że teraz nie będziesz w stanie iść spać. - Uśmiechnął się z afektacją.
- Nie musi być pan tak kąśliwy.
- Siła przyzwyczajenia, jak sądzę. - Wyciągnął do niej dłoń - Chodź ze mną.
Chodź ze mną, zaufaj mi.
Nie, nie pozwoli, aby jej koszmary stały się jawą, tylko dlatego, że są już tak blisko celu. Związek między nią, a Snapem nie przypominał tego, jaki łączył Serenę i Jonasza. Do diabła, nie było żadnego związku, jedynie wspólny cel.
- Jest tylko jedno miejsce, które nadaje się do zastawienia pułapki. - Prowadził ją w stronę zamaskowanego teraz wejścia do tunelu. - Jedna odnoga prowadzi do pokoju, w którym się ukrywała.
- Ten pokój jest naszym celem? Gdzie dokładnie się znajduje?
- W głębi tunelu. Boczna droga, którą będziesz szła, dochodzi do szerszego miejsca, za nim trzeba skręcić w lewo.
- Tunel będzie oświetlony? - Wzdrygnęła się na myśl o wędrówce tylko przy oświetleniu z różdżki.
- Miles, miał się o to postarać, ale nie liczyłbym na światło, kiedy Jonasz wejdzie do tunelu.
Zatrzymał się przy jednym z kamieni Stonehenge.
- Masz ochotę na małe zwiedzanie, Granger?
Patrzył na Hermionę z ciekawością, jakby czekał, czy stchórzy i odmówi.
- Skoro i tak nie mamy nic lepszego do roboty - wzruszyła ramionami obojętnie.
Miała nieprzyjemne wrażenie, że Snape proponując to miał ukryty cel, jednak nie zamierzała dać się zastraszyć.
Brak czasu, brak powietrza.
Przymknęła na chwilę oczy, aby się uspokoić. Na dole uderzyło ją zatęchłe powietrze zmieszane z zapachem wilgotnej ziemi. Dusiło ją w gardle, z trudem oddychała.
Ciemność.
Gorąco.
Miała wrażenie, że ściany napierają na nią z każdej strony. Oparła się ręką o belkę wspierającą i wzięła kilka uspokajających wdechów. Snape zszedł z drabiny i obrzucił ją pytającym spojrzeniem.
- Granger?
- Już w porządku. Mały atak klaustrofobii.
Wyprostowała się i wytarła spocone dłonie o dżinsy.
- Którędy teraz?
- W prawo - Snape wyminął ją i ruszył przodem. - Główna odnoga prowadząca bezpośrednio do zamku jest zawalona. To daje nam lekką przewagę, Jonasz będzie musiał wejść od Stonehenge. Potter powiadomi mnie, kiedy to nastąpi i wejdzie za nim.
- Harry?
Zaskoczona, nie zwróciła uwagi na wystający kawałek skały i potknęła się. Snape błyskawicznie odwrócił się i podtrzymał dziewczynę. Odruchowo złapała profesora za ramiona i oparła się o niego całym ciałem. Twarz ją paliła, kiedy jąkając przeprosiny odzyskiwała równowagę. Chciała odsunąć się od niego. Nie, chciała być bliżej. Nie zrobiła żadnej z tych rzeczy. Ciemność nagle przestała być tak przytłaczająca. Stała się… intymna.
Snape z zaciśniętą szczęką zdjął jej dłonie ze swoich ramion.
- Patrz pod nogi.
Spoglądał na zarumienioną twarz Hermiony z dziwnym błyskiem w oku.
- Przepraszam, ale trochę tu ciemno - syknęła zdenerwowana.
- Widocznie Miles zdecydował się nadać „swojemu” - zrobił znaczącą przerwę - odkryciu maksimum tajemniczości. Tym razem przeszedł samego siebie - prychnął szyderczo.
- Rozumiem - westchnęła lekko zawiedziona.
Przypomniała sobie jego poprzednie słowa.
- Profesorze, Harry będzie w tunelu razem z nami? - Zapytała.
- Skoro już tu jest, to niech się na coś przyda. - Snape przyśpieszył kroku. - Odetnie Jonaszowi drogę ucieczki.
- Ale przepowiednia…
- Powinnaś pamiętać, Granger, że przepowiednie dają tylko wskazówki, interpretacja należy do nas. A ja wykorzystam każdego, aby wygrać.
Hermiona zmarszczyła czoło na słowa Snape'a. Miał rację. Liczy się wygrana, a nie środek do celu. Typowo makiaweliczno - snapeowski sposób myślenia, ale wyjątkowo się z nim zgadzała. Pogrążona w myślach nie zauważyła, że skręcili w lewo i weszli w kolejną odnogę tunelu. Zatrzymała się w ostatniej chwili, żeby nie wpaść profesorowi na plecy.
- Tutaj zginęła.
Wzdrygnęła się słysząc obojętny ton.
- Tutaj się wszystko zaczęło - wymamrotała.
- I tutaj się skończy - usłyszał jej mrukniecie.
Tylko kiwnęła głową na potwierdzenie i rozejrzała się wokoło. Korytarz kończył się litą skałą, przynajmniej tak to wyglądało. Tutaj, według słów Snape'a, miał być podziemny pokój. Popatrzyła na niego pytająco.
- Zaklęcie iluzji. - Mruknął, po czym bez problemu przeszedł przez skałę.
Po chwili wahania poszła w jego ślady. Pomieszczenie wydawało się wydrążone w skale i było większe niż się spodziewała. Miles przeznaczył je chyba na scenę finałową. Na świeżo zbudowanym podwyższeniu pośrodku leżał szkielet. Podeszła bliżej.
Serena? Nie czuła obrzydzenia zapachem śmierci. Raczej żal. Irracjonalny żal, że nie poznała kobiety, która żyła wieki temu. Wpatrywała się w czaszkę z determinacją wypisaną na twarzy. Ta walka zakończy się jej zwycięstwem. Dla niej i dla Sereny. Odwróciła się w stronę stojącego w milczeniu Snape'a.
- Miles zamierza urządzić tutaj wielką fetę, prawda?
- Tak.
Kiwnęła głową ze zrozumieniem i rozejrzała się po całym pokoju. Jej uwagę zwrócił słaby blask w jednym z kątów. Automatycznie skierowała się w tamtą stronę. Mała złota figurka lśniła w bladym świetle. Dziewczyna w złotej zbroi. Zaskoczona zassała powietrze. Zafascynowana przeciągnęła palcami wzdłuż posążka. Był ciepły, jakby żywy. Gładka powierzchnia bez skazy.
- Serena. Jest piękna - wyszeptała. - To o niej pan mówił? Skąd Miles ją wziął?
- Pożyczyłem mu ją.
- Ale…
- Odkupiłem ją od kolekcjonera, któremu ją sprzedał. - Snape patrzył na Hermionę badawczo.
- Odkupił pan? - Zapytała powątpiewająco. - I tak po prostu tamten ją panu sprzedał?
- To nie jest ważne - Snape podszedł bliżej i również dotknął palcami statuetki. - Była moja - mruknął prawie pieszczotliwie. - Tylko moja.
Hermiona śledziła smukłe palce, jak z czułością pieściły metaliczne loki kobiety. Snape chyba nie zdawał sobie sprawy z tego, że mu się przypatruje. Nagle poczuła na sobie jego wzrok. Tak intensywny, iż miała wrażenie, że przenika ją na wskroś. Zrobiło jej się gorąco. Wstrzymała oddech. Severus przeniósł palce na jej twarz i odsunął jeden z niesfornych loków.
- Jesteście takie same.
Po sekundzie zorientował się, co robi, błyskawicznie opuścił dłoń i przybrał swój normalny, pogardliwy wyraz twarzy.
- Za mną, Granger - warknął. - Nie mamy całego wieczoru na sterczenie tutaj.
Zdumiona, wpatrywała się w jego oddalające się plecy. Ten człowiek ma więcej oblicz niż ktokolwiek inny. Nigdy go nie zrozumie. Swojej potrzeby zrozumienia Snape'a też nie. Potrząsnęła zrezygnowana głową i wyszła z kryjówki Sereny. Snape stał z założonymi rękami w oddaleniu jakiś paru metrów od wejścia.
- Doprowadzisz Jonasza w to miejsce i resztę zostawisz mnie - stwierdził krótko.
- Tutaj - zdziwiła się - ale myślałam, że…
- Pamiętaj - przerwał jej - w tym miejscu zginęła Serena i tutaj zginie Jonasz - zacisnął szczęki.
- W porządku, tak myślę - wzruszyła ramionami. - Gdzie będzie pan?
- Będę tu na was czekać. Potter będzie tuż za Jonaszem. Ty masz się ukryć w pokoju Sereny i postarać się nie zrobić nic głupiego.
- Mam się ukrywać - oburzyła się - kiedy mężczyźni będą bawić się w wojnę?
- Granger, to ma być błyskawiczna akcja, żadnych pogawędek z tym psychopatą czy litości. Zabiję go z przyjemnością, której nie jesteś w stanie mnie pozbawić, zrozumiałaś?
Lodowaty wyraz czarnych oczy nie pozostawiał wątpliwości, co do jego intencji. Biła z nich żądza mordu. Przełknęła nerwowo i tylko kiwnęła głową. Pamiętała ten szczególny wyraz oczu profesora z ostatniej bitwy. Uratował jej życie, zabijając Dołohowa, który próbował dokończyć to, co zaczął w departamencie tajemnic. Przypomniała sobie swój dreszcz ekscytacji, kiedy stanął nad ciałem śmierciożercy z triumfalnym wyrazem twarzy. Teraz wyglądał tak samo. Zorientowała się, że gapi się zafascynowana na Mistrza Eliksirów i szybko spuściła wzrok. Jego siła była obezwładniająca.
- Wracamy.
Usłyszała i w milczeniu ruszyła za profesorem.
Ostrożnie zamknęli klapę pokrywającą wejście. Zatopieni w swoich myślach wracali do baraku.
- Idź spać.
Severus przystanął przed drzwiami.
- Jutro twój wielki dzień, musisz być maksymalnie skoncentrowana.
- Wielki dzień Milesa. To jego odkrycie. Wykonał kawał dobrej roboty w tak krótkim czasie.
Zesztywniał, słysząc w głosie Hermiony nutkę podziwu.
- Szybko przypadliście sobie do gustu, nieprawdaż? - Zasyczał przez zęby.
- Jest bardzo bezpośredni i sympatyczny. Polubiliśmy się. - Zmarszczyła czoło zaskoczona tonem Snape'a.
- W to nie wątpię - wykrzywił się pogardliwie. - Owinęłaś go sobie wokół palca.
- Nie muszę się panu z niczego tłumaczyć - warknęła zdenerwowana. - O co panu chodzi?
- O nic. Jesteś taka sama jak Serena, nic dziwnego, że cię wybrała.
Tym razem to stwierdzenie stanowczo nie było komplementem. Zjadliwy ton głosu nie pozostawiał wątpliwości.
- Skąd pan wie, jaka była? I co daje panu prawo ją oceniać! - Oburzyła się.
- Sądziłaś, że tylko ty o niej śnisz? - Powiedział przeciągając słowa. Podszedł bliżej Hermiony. - Żyję z myślą o Serenie od tak dawna, że bezwiednie zacząłem was porównywać. Jedna z was staje mi w gardle i nieomal dusi ilekroć patrzę na ciebie. Druga… to kusicielka, zawsze osiąga to, co chce… - zrobił kolejny krok bliżej, teraz dzieliły ich milimetry. -
W najprzyjemniejszy sposób, jaki mogłabyś sobie wyobrazić - zamruczał.
Hermiona wstrzymała oddech i odruchowo oblizała koniuszkiem języka górną wargę.
- Gdybyś była, choć trochę starsza i doświadczona, nie musiałbym ci mówić tego wszystkiego… - na wąskich ustach pojawił się zdziczały uśmiech - mógłbym ci pokazać.
Ciepły oddech ogrzał jej ucho. Hermiona patrzyła na Snape,a i czuła jak jej gniew mija.
- Nie patrz tak na mnie - rzucił ochrypłym głosem. - Twoja twarz pokazuje o wiele za dużo emocji.
- Tak jak u każdego - wyszeptała zmieszana.
- Nie, u ciebie jest to wyjątkowe - przeciągnął palcem po jej policzku. - Mógłbym przypatrywać ci się godzinami i nigdy bym się nie znudził - wziął głęboki wdech i opuścił dłoń. - Idź spać! Nie zachowuję się właściwie, a może być jeszcze gorzej.
Hermiona nie ruszyła się z miejsca. Skóra paliła ją pod jego dotykiem.
- Idź spać!
Zrobiła krok do przodu i położyła dłoń na piersi Severusa.
- Cholera! - Zamknął oczy.
- Dlaczego nie? Myślę, że chcę…
- Wiem, że chcesz - cofnął się. - I to mnie zabija. To nie jest prawdziwe. W tej chwili żyjesz życiem Sereny, ścigana przez jej kochanka.
Usłyszał zaskoczony syk.
- Nie wiedziałaś, że byli kochankami? Jonasz zabił ją bo go zdradziła, to jest prawda, nie te górnolotne bzdury opowiedziane przez Dumbledore'a. A ja nie lubię być tym trzecim, Hermiono i nie pieprzę uczennic.
- Ja…
- Dobranoc.
Odwrócił się i odszedł. Po chwili straciła go z oczu. Machinalnie weszła do baraku i zaczęła się przygotowywać do snu, nieświadoma współczującego spojrzenia Harry'ego. Czuła się odrzucona, choć nie powinna. Postąpiła instynktownie, bez namysłu, a on wylał jej kubeł zimnej wody na głowę. I mylił się sądząc, że to Serena kierowała jej działaniami. W jej koszmarach nie było już uwodzicielskiej czarownicy. Była ona sama.
Powinna to potraktować, jako cenną lekcję. Przecież większość nastolatek, w jakimś okresie swojego życia, podkochuje się w starszych mężczyznach. Problem w tym, że ona nie była jak większość nastolatek. Nie pamięta, aby kiedykolwiek czuła się jak nastolatka. Miała prawo do dokonania wyboru, a została potraktowana jak dziecko i odesłana do łóżka. Przecież dziewczyny z jej klasy miały już spore doświadczenie seksualne. Co więcej, Parvati we wrześniu wychodzi za mąż. Jedynym powodem, że ona nie miała żadnego doświadczenia, było to, że dotychczas nie odczuła pokusy. Chłopcy w Hogwarcie… to byli chłopcy. Czuła się przy nich jak starsza siostra. Miała dużo więcej wspólnego z Tonks, Remusem i innymi członkami zakonu, niż z rówieśnikami. Ale nie z Severusem Snapem. Z nim nie miała nic wspólnego i nie było żadnego powodu, dla którego czuła się przy nim inaczej.
***

Była zarumieniona. Piękna.
I triumfowała.
Patrzył jak wchodzi do tunelu razem z tymi idiotami, których zaprosił McClark. Sam wtopił się w tłum mugolskich reporterów, zaproszonych na wielkie odkrycie kolejnej tajemnicy.
Z całej siły zaciskał pięści, aby nie zetrzeć uśmieszku z twarzy Barona, kiedy tamtem własnościowym gestem obejmował jego Serenę. On, nie Snape, był tym, z którym ta dziwka go zdradziła. Musiał nim być, inaczej skąd by wiedział o tunelu. Serena mu powiedziała. On też zapłaci. Plan zwabienia jej tutaj wymagał dopracowania, teraz musi znaleźć się tam również McClark. Zginą razem. Zdradziecka suka i jej kochanek.
Czuł jakby dała mu w twarz, gdy uśmiechała się promiennie, do Barona.
Uspokój się. Już niedługo. Znowu będzie twoja. Idealnie martwa.
Potrafił być cierpliwy. Czekał na to od jej czwartego roku, kiedy pierwszy raz ją zobaczył. Znowu żywą. Wtedy jeszcze nie wiedziała kim jest i zemsta nie miała sensu. Teraz jest inaczej.
Jeżeli zemsta jest rozkoszą bogów, to on im ją odbierze.
Procesja zniknęła mu z oczu w ciemnościach tunelu i musiał przyśpieszyć, żeby jej nie zgubić.
Wpatrywał się w szczątki Sereny z gorączkową intensywnością. McClark przedsięwziął wszystkie środki ostrożności, aby uchronić szkielet przed rozpadem. Nic mu to nie da. On roztrzaska te kości, zetrze na proch…
Serena, w słabym świetle wygląda blado.
Niedobrze ci na widok własnych kości suko? Co teraz czujesz? Zniecierpliwienie? Triumf?
A może ból, dziwko? Jeszcze nie wiesz, co to ból.
Czujesz, że na ciebie patrzę? Chyba nie sądziłaś, że przegapię twój koniec. Czy to cię przeraża? Ale ty przecież uwielbiasz jak mężczyźni gapią się na ciebie, prawda? Miles też na ciebie patrzy, pożera cię wzrokiem jak Snape. Ile czasu zajęło ci zwabienie ich obu do swego łóżka, rozwiązła suko?
Czuł jak znowu ogarnia go wściekłość. To nie powinno się było wydarzyć. Baron nie miał prawa stawać między nimi. To powinien być on, Jonasz. Zanim zabierze jej twarz, weźmie jej ciało. Zakończy to wszystko. Zniszczy zło, jakim była Serena

cdn.

PS. Te dwa cosie:
1 - rysunek buraka http://img338.imageshack.us/img338/2349/tunelba4.png
2 - szczyt moich możliwości
http://img101.imageshack.us/img101/5884/podkadea2.png
to moje marne zdolności posługiwania się grafiką komputerową. Chciałam pokazać jak wygląda tunel.

Rozdzialik szósty.

- Poszło znakomicie, prawda Hermiono?
Miles siedział rozparty na kanapie w baraku, w ręku trzymając szklaneczkę brandy wręczoną mu przez nad wyraz uprzejmego Snape'a. Nie zwrócił uwagi na napięcie pozostałych osób.
- Wszyscy byli zachwyceni. Kolejny maleńki sukcesik. - Wypił jednym haustem zawartość szklanki. - Teraz jak już te sępy zostawiły nas w spokoju, możemy delektować się naszym triumfem.
Harry parsknął cicho, widząc tak wyraźną bufonadę. Mrugnął okiem do czerwonej z zakłopotania Hermiony i lekko kiwnął głową w stronę Milesa, który wychwalał ją teraz pod niebiosa. O dziwo, Snape mu na to pozwalał. Przypatrywał mu się tylko uważnie. Najwyraźniej na coś czekał.
- Serena, pię… kna - McClark zaczynał bełkotać - Herm… też piiiięękna…
Po chwili głowa opadła mu na piersi. Zaczął niewiarygodnie głośno chrapać. Severus spokojnie podszedł do śpiącego i wyrwał mu parę włosów.
- Doskonałe posunięcie, Snape. Mamy go z głowy bez tłumaczeń, coś, co pan uwielbia.
Harry uśmiechnął się w sposób, do złudzenia przypominający uśmieszek Mistrza Eliksirów.
- Gotowa, Miona?
Zwrócił się do przyjaciółki i tym razem uśmiechnął pokrzepiająco.
Hermiona stała przy drzwiach i chowała różdżkę do rękawa swetra. Skoro tylko wielosok zacznie działać, rozpocznie się ostatni akt. Nie odwzajemniła uśmiechu przyjaciela. Nie chciała. Musiała być maksymalnie skupiona. Snape w postaci Milesa, minął ją i otworzył drzwi. Wyszedł z baraku, wyciągnął dziewczynę na zewnątrz i przyciągnął do siebie
z uwodzicielskim uśmieszkiem.
- Hermiono, kochanie - wymruczał dość głośno. - Chciałbym podziękować ci za dzisiejszy dzień… w szczególny sposób.
- Och, Miles - wtuliła się w niego. - Co proponujesz?
- Nie wczuwaj się tak, Granger - mruknął jej do ucha. - To Jonasz ma w to wierzyć, nie ty. Pamiętasz plan?
Oderwała się od niego i obrzuciła rozpalonym spojrzeniem.
- Za chwilę do ciebie dołączę.
Nie mogła się powstrzymać, wspięła się na palce i musnęła lekko ustami nie tak wąskie teraz wargi Snape'a.
- Będę czekał - wychrypiał i ruszył w stronę wejścia do tunelu.
Weszła do środka, zamknęła drzwi i oparła się o nie plecami.
- Jesteś przerażona.
Wzruszyła ramionami.
- Miona, jeszcze możemy zmienić plan. Wielosoku wystarczy. Pójdę, jako ty.
- Nie Harry. Tym razem to moja walka. Nie mogę wiecznie kryć się za twoimi plecami.
- To już nie tylko o to chodzi - stwierdził cicho Harry. Zielone oczy błyszczały współczuciem. - Chodzi też o niego, prawda?
Mrugnęła zaskoczona oczami.
- Podsłuchiwałeś wczoraj!
- Jak się przez większość życia przebywa w bliskim sąsiedztwie szpiega, od którego zależy twoje życie, trudno nie przejąć pewnych nawyków. Snape miał rację, wiesz - dodał niespodziewanie.
- Co?
- W tej sytuacji nie rozumujesz jasno…
- Skąd możesz wiedzieć - przerwała mu.
Przeczesał palcami włosy. To nie był czas na taką rozmowę, ale skoro już zaczęli…
- Nie wiem, ale pamiętam swoje uczucia. W jednej chwili chciałem działać i nienawidziłem wszystkich, którzy kazali mi czekać, a potem popadałem w apatię, co zresztą doskonale wiesz. Byłem nie do wytrzymania. Więc sądzę, że mam pojęcie o takich sytuacjach. To nie jest najlepszy czas na podejmowanie ważnych decyzji.
- Masz rację - zgodziła się. - Tak się czuję w stosunku do Jonasza. Ale reszta jest o wiele bardziej skomplikowana.
- Nie, Hermiono - zaprzeczył stanowczo. - Reszta jest prosta. Zakończymy to i wrócimy do swoich spraw. On do Hogwartu, gdzie będzie nadal męczył uczniów, a ty pójdziesz swoją drogą. O ile nie chcesz zostać zamknięta w klatce, bo nie sądzę, aby Snape pozwolił na wolność komuś, kogo będzie uważał za swoją własność.
- Stałeś się nagle znawcą ludzkich charakterów? - Warknęła.
- Nie, ale widzę jak na ciebie patrzy i nie podoba mi się to. Zresztą nie mamy już czasu na tę rozmowę - nie pozwolił sobie przerwać. - Powinnaś już iść.
- Nie myśl, że zostawię ten temat - rzuciła otwierając drzwi. - A teraz życz mi powodzenia.
***

Ciemność.
Tylko blade światło z różdżki rozjaśniało czerń tunelu. Wilgoć wydawała się wnikać we wszystkie pory jej skóry i Hermiona zauważyła nagle, że ma kłopoty z oddychaniem.
Noc bez powietrza.
To tylko jej wyobraźnia. Powoli, krok za krokiem wchodziła głębiej w ciemność.
Sama. A może wcale nie była sama. Czy Jonasz idzie za nią? Nasłuchiwała. A jeżeli on jest już w tunelu i czeka na nią? Serce biło Hermionie tak głośno, że dudniło jej w uszach. Wszystko będzie w porządku. Snape jest tutaj. Nie jest sama. Przyśpieszyła kroku.
Patrz prosto przed siebie i idź szybko, a to wszystko wkrótce się skończy.
Merlinie, jak ona nienawidziła tej ciemności.
Czy tak się właśnie czułaś Sereno?
Potykając się ruszyła biegiem, kiedy za sobą usłyszała potężny huk, a pod stopami zadrżała ziemia. Zdyszana dotarła na miejsce. Pochyliła się i oparła rękami o kolana, usiłując uspokoić oddech. Po chwili szum w uszach i metaliczny smak w ustach zniknęły. Poczuła na sobie czyjś intensywny wzrok. Wyprostowała się i szepnęła Lumos. Pusto, a jednak wiedziała, że Jonasz już tu jest. Czuła go całą sobą. Zatęchłe powietrze wydawało się być wypełnione jego nienawiścią. Tak intensywną, że dławiło ją w płucach. Dlaczego on pozwala jej tu tak stać? Dlaczego nic nie robi? W takim razie ona musi rzucić wyzwanie. Musi być silna. Działać szybko. Jonasz musi się ujawnić, aby Snape mógł go zabić.
- Jestem, Jonaszu - zaczęła wyzywającym tonem. Przynajmniej miała nadzieję, że tak to zabrzmiało. - Starczy ci odwagi, aby się pokazać?
Cisza.
- Czuję na sobie twój wzrok, tchórzu. - Zrobiła krok w stronę ukrytego przejścia. - Jest tak jak myślałam. Nie zmieniłeś się.
Żadnej odpowiedzi.
- Boisz się mnie tak jak bałeś się wtedy - kolejny krok.
- Suka!
Obróciła się gwałtownie w stronę, z której tu przyszła. Ktoś blokował przejście. Uniosła wyżej różdżkę, aby zobaczyć twarz swego prześladowcy i zamarła.
- Viktor! - Wyrwał się jej okrzyk.
Wykrzywił twarz w krwiożerczym uśmiechu i wolno pokręcił głową.
- Kiedyś. Expeliarmus!
Różdżka Hermiony pofrunęła w stronę wyciągniętych palców mężczyzny.
- Jonasz - wyszeptała przerażona i cofnęła się o krok. - Jesteś Jonasz.
Rozpaczliwie starała się dojść bliżej kryjówki Sereny i tym samym Severusa. To nie tak miało wyglądać. Harry, gdzie jest Harry! Gorączkowo usiłowała coś wymyślić, aby Snape miał wolną drogę, w tej chwili stała między nim a Viktorem, pozbawiona różdżki.
- Piękna i inteligentna jak zawsze, Sereno.
- Nie jestem nią. Jestem Hermiona, przyjaciółka Viktora - chciała zająć go rozmową dopóki Harry się nie pojawi, lub Snape czegoś nie wymyśli.
Dlaczego go jeszcze nie ma, dlaczego Snape się nie ujawnia? Poczuła mocny wstrząs pod stopami. Ziemia drgała. Zachwiała się, starając się utrzymać równowagę. Jonasz zrobił krok do przodu, jego twarz miała dziwnie łagodny wyraz.
- Nie próbuj mnie oszukać Sereno. Od chwili, kiedy cię pierwszy raz zobaczyłem, wiedziałem, kim jesteś. Czekałem trzy lata zanim to sobie uświadomiłaś, a teraz jesteś moja. Tylko moja!
Z każdym wypowiadanym słowem robił krok do przodu, na co Hermiona odruchowo się cofała. Za chwilę trafi plecami w ścianę, już nie będzie miała dokąd uciec. Snape, sukinsynu, czemu nic nie robisz! Jeszcze jeden krok wstecz. Jonasz sięgał dłonią do jej włosów.
- Niesforne, kręcone, niedające się ujarzmić - wyszeptał. - Jak ty. Ale teraz…
- Ani kroku dalej - chciała, aby to zabrzmiało władczo, niestety ze ściśniętego gardła wydobył się pisk.
Jonasz jakby otrząsnął się z transu, zwęził oczy i powoli uniósł różdżkę. Skuliła się w oczekiwaniu na ból. Zamiast tego, ziemia zadudniła, kiedy wokół nich tunel wybuchł. Nagle wszystko przyśpieszyło. Poczuła szarpnięcie za ramię i znajomy syk w uchu: Uciekaj! Automatycznie ruszyła w stronę, w którą została popchnięta. Kątem oka dostrzegła jeszcze zielone światło klątwy i widok zasłonił jej obłok kurzu.
W szaleńczym tempie biegła w ciemność teraz zasnutą gryzącym dymem.
Potknęła się i upadła na kolana.
Tunel za nią się walił.
Kolejny wstrząs.
Skalne odłamki rozprysły się na wszystkie strony.
Poczuła krew na policzku.
Ciemność.
Podnieś się.
Gdzie jest Snape?
Zerwała się na równe nogi i zaczęła biec z powrotem.
Ból.
Czuła piekący ból policzka, karku, ramion.
Zapomnij o tym, musisz się dostać do kryjówki.
Snape. Tam został Snape!
Zielone światło Avady Śmierć.
Przestań płakać. Biegnij szybciej.
Szybciej, jeszcze tylko kawałek i będzie…
Łoskot.
Walące się ściany. Ziemia drga pod stopami, coraz trudniej utrzymać równowagę. Już u celu, przecisnęła się przez wąski otwór pozostały po wybuchu. Starała się przeniknąć wzrokiem ciemność w poszukiwaniu czegokolwiek, co mogło posłużyć jako broń. Jest! Podniosła dwudziestocentymetrowy odłamek skalny i wsunęła za pasek spodni. Zdawała sobie sprawę, że to żałosne, ale czuła się pewniej. Wyprostowała się.
- Wróciłaś - usłyszała za plecami ochrypły szept. - Serena…
Obróciła się gwałtownie i odruchowo cofnęła o krok. Viktor stał parę metrów od niej. W oczach miał fanatyczny blask, w ręku trzymał mugolski, chirurgiczny skalpel. Z ramienia kapała mu krew, lewe ramię zwisało bezwładnie. Zacisnęła dłoń na odłamku skały. Czekała.
- Będziesz ostatnia. Pierwsza i ostatnia. Muszę zniszczyć tę twarz i nareszcie odzyskam spokój.
- Nie będę twoją ofiarą - rzuciła wyzywająco. - Jesteś pospolitym mordercą, który szuka usprawiedliwienia dla swoich zbrodni. Jesteś chory, czerpiesz z tego przyjemność.
- Nie, to obowiązek, a zabicie ciebie będzie kulminacją. Dopełnię go usuwając cię i twoje szczątki z powierzchni ziemi, suko!
- Zabicie mnie nic nie da. Ten szkielet, to wcale nie Serena, to przynęta na ciebie.
Hermiona czuła przypływ adrenaliny.
Cisza.
- Kłamiesz!
- To wszystko jest mistyfikacją.
- Suka! - Warknął - Kłamiesz! To mój czas i moje przeznaczenie!
- Przegrałeś Jonasz. Jesteś głupcem! Tak łatwo było cię oszukać, wtedy i teraz… - Hermiona zrobiła krok do przodu i potknęła się o wystający kawałek skały.
Usłyszała triumfalny śmiech.
- I kto tu jest głupcem?
Poczuła, że chwyta ją za ramię i nachyla się nad nią ze skalpelem wymierzonym w jej twarz.
Jednym ruchem wyszarpnęła odłamek skalny zza paska i wbiła w pierś Jonasza najmocniej jak potrafiła.
Krzyk.
Przeturlała się na bok i próbowała zrzucić go z siebie. Na Merlina, jakiż był ciężki, jakby martwy. Ale on wcale nie był martwy, ruszał się. Skalpel w jego dłoni błyszczał złowrogo. Usiłowała odsunąć się od niego. Rękoma gorączkowo obmacywała ziemię w poszukiwaniu czegoś, czym mogłaby się bronić. Kamienia, skały, obojętnie.
- Nie umrę - wyszeptał. - Nie mogę umrzeć. To nie jest… moje przeznaczenie. To ty powinnaś zginąć.
Kawałek odłupanej skały leżał poza jej zasięgiem. Zaczęła się czołgać w tamtym kierunku.
Ból.
Skalpel Jonasza wbił się w jej łydkę.
Zignoruj to.
Zacisnęła palce na kawałku skały i przetoczyła się na plecy.
Uderz go! Uderz go! Uderz!
Był blisko, znowu prawie przygniatał ją całym sobą. Pierwszy cios, który wymierzyła w jego czoło, ledwie go dotknął.
Jonasz uniósł rękę ze skalpelem.
Uderzyła go kamieniem w ramię. Za słabo. Ramię nieco opadło, ale wciąż miał broń w dłoni.
Spróbuj jeszcze raz.
- To twój koniec - wydyszał. - I gdzie jest teraz twoja moc? - Znowu uniósł skalpel. - Obyś spłonęła w piekle Sereno!
- Avada Kedavra!
Jonasz szarpnął się, kiedy dosięgła go klątwa, a potem opadł całym ciężarem na Hermionę.
Snape? - Zastanawiała się półprzytomnie. Czuła zimną stal skalpela, leżał przyciśnięty do jej piersi. Oczekiwała, że Jonasz znowu się ruszy i zaatakuje.
Dopiero po sekundzie zorientowała się, że nie czuje już bezwładnego ciała na sobie. Ktoś brutalnie ściągnął z niej jego trupa i odrzucił na bok.
- Ty idiotko, miałaś uciekać!
Snape. To głos Snape'a.
- Żyjesz!
- Jeżeli można to tak nazwać - skrzywił się. - Musimy uciekać.
- Tunel się wali - przypomniała sobie.
- Jonasz postanowił dodać parę efektów specjalnych, zostaniemy tu żywcem pogrzebani, jeżeli się nie pośpieszymy. Biegnij!
Złapał ją za rękę i pociągnął za sobą, nie zwracając uwagi na jej ranną nogę. Błyskawicznie wydostali się z kryjówki i ruszyli w głąb tunelu.
Ciemność.
Dym. Gorąco.
Noc bez powietrza.
Mężczyzna, któremu ufała.
Miała wrażenie, że śni koszmar, a ściany napierają na nią z każdej strony.
Brak powietrza.
Bolące płuca.
Metaliczny smak krwi w ustach.
Snape.
***

- Po tym, jak Hermiona zniknęła w tunelu ruszyłem za nią. Nie widziałem nigdzie Jonasza, ale wolałem nie ryzykować, mógł tam na nią czekać. Zdążyłem unieść klapę osłaniającą wejście do tunelu, kiedy siła wybuchu odrzuciła mnie do tyłu - Harry zbliżał się do końca opowieści. - Ocknąłem się dobrych parę minut później, ale wejście było zawalone. Wiedziałem, że coś jest nie tak, że tunel się wali. Czułem wstrząsy - wzruszył ramionami. - Jedyne, co mogłem zrobić, to pójść do drugiego wejścia i mieć nadzieję, że jeszcze się nie zawaliło. Hermiona i Snape już tam byli.
Dziś rano Poppy wypuściła ich wreszcie ze Skrzydła Szpitalnego, dokąd zabrał ich Harry. Siedzieli teraz we czwórkę w biurze Dumbledore'a i zdawali - a właściwie robił to tylko Harry - relację potężnemu starcowi. Chłopak targał się za włosy i zerkał niepewnie to na przyjaciółkę, to na opierającego się niedbale o parapet Mistrzowi Eliksirów. Oboje milczeli od momentu znalezienia się na wieży. Tylko on mówił i nie wiedział ile może ujawnić. Kiedy znalazł ich przy wyjściu na skałach, Snape obejmował kurczowo Hermionę jakby nigdy nie chciał pozwolić jej odejść. Pamiętał swój strach, kiedy Snape usłyszał jego kroki i podniósł różdżkę. Czarne oczy profesora miały dziki wyraz. Harry uświadomił sobie, że jeżeli zrobi krok i spróbuje oderwać od niego przyjaciółkę, Snape go zabije. Powoli odłożył swoją różdżkę i ostrożnie usiadł obok nich. Po paru minutach usłyszał znajomy zjadliwy głos, pytający czy pomoże im wstać, czy nadal ma zamiar się relaksować. Od tamtej chwili minęły dwa dni, a oni zachowywali się jakby nigdy nic się nie stało. Harry westchnął i przeniósł wzrok na Dumbledore'a. Zobaczył w niebieskich oczach zrozumienie i znajome iskierki.
- Wystarczy Harry - Albus położył dłoń na ramieniu chłopaka. - Może teraz panna Granger wyjaśni nam, co stało się po jej wejściu do tunelu.
Obrócił się w stronę sztywno wyprostowanej Gryfonki z badawczym spojrzeniem.
- Jonasz… Wiktor nie żyje. Profesor Snape go zabił.
Krótko, zwięźle i bez emocji. Hermiona nie chciała się roztkliwiać. Nie tutaj, nie przy nim.
- Dość lakoniczny opis, niewątpliwie dramatycznych wydarzeń, ale czasem tak jest lepiej. - Albus patrzył teraz na nauczyciela eliksirów. - Chyba, że masz coś do dodania Severusie?
Hermiona gwałtownie obróciła głowę i wbiła oczy w Snape'a. Tamten powoli, z namysłem, nie spuszczając oczu z dziewczyny, pokręcił głową.
- Nie, panna Granger wyczerpała temat. Nie zdarzyło się nic więcej godnego uwagi.
Harry i Dumbledore wymienili spojrzenia. Napięcie wisiało w powietrzu. Hermiona opuściła głowę i zgarbiła ramiona. Przez parę minut panowała cisza. W końcu Dyrektor zrezygnował, pewne rzeczy lepiej zostawić swojemu biegowi.
- Rozumiem - powiedział ze smutkiem w głosie. - Skoro nie macie nic do dodania, to pozostaje nam cieszyć się ze zwycięstwa.
***

Severus Snape stał w cieniu drzwi wejściowych Hogwartu i wpatrywał się w oddalającą się dziewczynę. Drgnął czując na ramieniu ciepłą dłoń.
- Ona wróci, Severusie, wiesz o tym.
Strząsnął dłoń Dumbledore'a, wirując szatami obrócił się i ruszył w stronę lochów. Czas wrócić do rzeczywistości.

"Serena powróci, w dzikiej lwicy skórze,
By pokonać tego, który przeżył dłużej
I śmierć straszną na nią w tunelu sprowadził,
Mimo że jej włosy niedawno wszak gładził.
Lecz tym razem sługa wyzwolony z okowów
Będzie towarzyszył lwicy podczas łowów,
Oddając jej głośne swego serca bicie,
I sekret z nią dzieląc, rozumiejąc skrycie.
Zaś po polowaniu odejść jej pozwoli,
Poczeka, aż ona wróci z własnej woli."

***

Epilog.

Uniwersytet Oxfordu wydział prawa Magicznego.

- Myślałam, że wkuwasz do końcowych egzaminów!
Hermiona uniosła głowę znad zdjęcia i zobaczyła jak jej współlokatorka Johanna, wpada do pokoju.
- Musiałam zrobić sobie przerwę, już sama nie wiedziałam, co czytam. Relaksuję się.
- No nie! - Jo nachyliła się na znajomym zdjęciem. - Znowu! Co jest tak fascynującego w tym starym zdjęciu? Traktujesz je jak jakiś relikt.
Hermiona zignorowała słowa przyjaciółki.
- Dobrze ci się biegało?
Johanna była amerykańską czarownicą mugolskiego pochodzenia i pewne nawyki kultywowała z pasją.
- Przebiegłam kilometr więcej niż zwykle - Jo opadła na fotel i zaczęła rozwiązywać buty. - Powinnaś była iść ze mną. Bieganie samemu to żadna frajda.
- Nie mam czasu - Hermiona odłożyła zdjęcie do szuflady przy łóżku. - Muszę się uczyć.
- Taaa, to mi właśnie powiedziałaś - uśmiechnęła się szeroko - ale zamiast tego, znowu ślinisz się do zdjęcia Snape'a.
- Jo!
- Wyciągnęłam z Harry'ego parę zdań - Johanna wzruszyła ramionami. - Pan Cudowny - Ratujący - Życie.
- Wcale nie jest cudowny, wierz mi - żachnęła się Hermiona. - I nie jest typem mężczyzny, z którym chciałabyś założyć rodzinę.
- Czarna owca? Ekscytujące!
- Tylko w tych waszych operach mydlanych, w prawdziwym życiu tacy faceci przynoszą jedynie kłopoty.
Jo skrzywiła się na słowa przyjaciółki.
- Mówisz jak stara baba. Masz dopiero dwadzieścia trzy lata! - Wybuchnęła.
- Po prostu nauczyłam się odróżniać ludzi intrygujących od tych, którzy zwiastują kłopoty.
Hermiona zerknęła w stronę szuflady. To dziwne, że Jo tak nagle zaczęła się dopytywać o Snape'a. Ciekawe, co Harry jej nagadał.
- Przestań analizować - Jo ruszyła w stronę łazienki. - Po prostu ostatnio żyjesz w takim napięciu, że chciałam cię rozluźnić. Snape wydał się odpowiednim kandydatem.
Hermiona potrząsnęła głową i uśmiechnęła się kątem ust.
- Uparciuch - roześmiała się Jo. - W takim razie pominę pana fascynującego i skupię się na poszukiwaniu dla ciebie faceta zastępczego. - Zniknęła w łazience.
Pominąć Snape'a? Niemożliwe. Hermiona usiłowała zapomnieć o nim przez ostatnie cztery lata i nawet czasami jej się to udawało. Ale zawsze tkwił gdzieś głęboko w jej myślach, w każdej chwili gotowy wysunąć się na pierwszy plan.
Cztery lata dobrego, interesującego życia. Pełnego wydarzeń. Nie potrzebowała go. Krok po kroku osiągała cele, jakie sobie wyznaczyła i tłumaczyła sobie, że jedynym powodem, dlaczego nie potrafiła zapomnieć o Snapie, były jego słowa w przeddzień konfrontacji z Jonaszem.
Czarne owce mogą intrygować Jo, ale ona zbyt mocno stała na ziemi, aby mieć czas na marzenia.

KONIEC?



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Ojciec chrzestny [Yaoi-chan], Nie wiem o czym, zakładam, że fanficki HP, Ojciec chrzestny
Podejrzany numer jeden, Nie wiem o czym, zakładam, że fanficki HP, Trujące sekrety, Podejrzany numer
Nawet Strach Mnie Opuścił [Enahma], Nie wiem o czym, zakładam, że fanficki HP, Trylogia smutku Enahm
Diabeł‚ w twojej duszy, Nie wiem o czym, zakładam, że fanficki HP, Diabeł, w twojej duszy
Pani Detektyw, Nie wiem o czym, zakładam, że fanficki HP, Trujące sekrety, Pani detektyw
Prolog, Nie wiem o czym, zakładam, że fanficki HP, Trujące sekrety
Wigilia w Norze, Nie wiem o czym, zakładam, że fanficki HP, Arthur Weasley i jego kompatibilna twórc
Przyjęcie przypadkowo zbieżne w czasie z pewnym świętem - Arien Halfelven, Nie wiem o czym, zakładam
Schowek [Enahma], Nie wiem o czym, zakładam, że fanficki HP, Schowek
Wyzwanie [Cybele], Nie wiem o czym, zakładam, że fanficki HP, Wyzwanie
Nietoperze(1), Nie wiem o czym, zakładam, że fanficki HP, Nietoperze
Bracia W rozrabiają [thingrodiel], Nie wiem o czym, zakładam, że fanficki HP, Bracia W rozrabiają
Przesłuchania i domysły, Nie wiem o czym, zakładam, że fanficki HP, Trujące sekrety, Przesłuchania i
Przedświt - dobranocka dla Elinki [Bastet], Nie wiem o czym, zakładam, że fanficki HP, Przedświt
Ostatni krok, Nie wiem o czym, zakładam, że fanficki HP, Ostatni krok
03 Pogrzeb i stypa, Nie wiem o czym, zakładam, że fanficki HP, Romans dygresyjny - Arthur Weasley
Sześć zmysłów - dobranocka dla Aevenien [Bastet], Nie wiem o czym, zakładam, że fanficki HP, Sześć z
Eliksir Zapomnienia (wersja pełna) [Thingrodiel], Nie wiem o czym, zakładam, że fanficki HP, Eliksir
Oswoić Smoka, Nie wiem o czym, zakładam, że fanficki HP, Romans dygresyjny - Arthur Weasley

więcej podobnych podstron