Wyższa Szkoła Turystyki i Ekologii Sucha Beskidzka 07.06.2011r.
Wydział Turystyki i Rekreacji
TiR
Eliza Brzezina rok II, tryb stacjonarny
Nr. Indeksu 3870
SPRAWOZDANIE Z ĆWICZEŃ TERENOWYCH
Dnia 26-go Maja wraz z grupą znajomych przyjechaliśmy jako jedne z pierwszych osób na ćwiczenia terenowe do Krościenka. Pogoda początkowo dopisywała równie dobrze jak i nasze humory. Każdy był ciekaw spływu, który czekał nas następnego dnia. Szybko rozbiliśmy blisko siebie namioty i zaczęliśmy czekać na pozostałych naszych kolegów z roku. Po godzinie większość naszych kolegów była już na miejscu. Wieczorem zaczęła się zabawa razem z pierwszym rokiem. Przy ognisku były rozmowy i śpiew przy gitarze, nie którzy wybrali się również na spacer po pięknej okolicy.
Następnego dnia obudził nas szum potoku którego nie było słychać poprzedniego dnia. Pomimo nie wyspania się, każdemu na twarzy towarzyszył uśmiech i grzecznie oczekiwał na swoją kolej po wrzątek i chleb, nasze dzisiejsze wyżywienie. Dziś zapowiadał się dzień bardzo ciężki. Za nim jednak wybraliśmy się w góry wysłuchaliśmy wykładu o bezpieczeństwie w górach, które jest niezwykle ważne nie tylko abyśmy bezpieczni, ale też i inni. Nie może być zagrożeniem dla siebie i innych. Tego dnia najpierw wybraliśmy się na trzy korony, później spływaliśmy pontonem. Wyprawa okazała się bardzo interesująca i z czasem coraz cięższa. W połowie drogi podczas odpoczynku prosiliśmy inne osoby, które również odpoczywały na odpowiedzenie na kilka pytań związanych z Pieninami, którą dostaliśmy ze szkoły. Ludzie z chęcią pomagali nam w zadaniu. Po kilku minutach ruszyliśmy dalej. Po kolejnych krokach wszystkim szybko opadały siły i było widać brak kondycji. Sama pod koniec miałam problem z wyjściem na szczyt. Dzięki temu, że byłam w grupie w której przewodnikiem był pan doktor Dąbrowski dowiedziałam się mnóstwo rzeczy na temat samej góry pod kontem ekologicznym i mogłam utrwalić wiadomości zdobyte już wcześniej na wykładach. To były wspaniałe połączenie suchej wiedzy z praktyką. Widok z trzech koron rekompensował nie tylko mi trudności ze zdobyciem jej. Mówią, że im góra jest trudniej do zdobycia tym ładniejszy jest z nie widok. Ja się z tym absolutnie zgadzam. Widok był po prostu bajeczny.
Po południu wybraliśmy się na spływ pontonowy. Podzieleni na grupy sześcioosobowe zostaliśmy przeszkoleni w sprawie bezpieczeństwa i jak mamy posługiwać się pagajem. Kask i kanuzelka ratunkowa były obowiązkowe w naszym ubiorze. Mieliśmy do przepłynięcia 11 kilometrów, co wydawało nam się początku strasznie daleko, jednak po kilku minutach każdy z nas był już zachody w pontonie i nie chciał z jego wyjść. To byłą wspaniała zabawa! Nasz instruktor gdy wpłynęliśmy na głębszą wodę zapytał czy ktoś chce wyskoczyć. Początkowo sądziłam, że to żart, ale po upewnieniu się i faktycznie można skoczyć za burtę, jako pierwsza z naszej ekipy skoczyłam. Woda w Dunajcu nie była taka zimna jak sądziłam. Po kilku chwilach pływania zostałam ”wyłowiona” przez kapitana naszego pontonu. W ślad za mną po kolei wyskoczyła cała załoga. Tak jak ja każdy miał z tego niezłą zabawę i orzeźwienie w ten upalny dzień. Dla nas ten spływu trwał tylko parę chwil i z ogromnym żalem przybyliśmy do brzegu, mety naszego spływu. Cali mokrzy udaliśmy się do dużych namiotów by się przebrać. Przebrani, zmęczeni ale szczęśliwi wróciliśmy do obozowiska.
Wieczorem odbył się ostatni wykład, którzy prowadzili ratownicy WOPR-u. Później zostaliśmy poczęstowani kiełbaską z ogniska i piwem. Po kolacji zaczęła się impreza do białego rana w którym wzięli udział także nie którzy zaoczni, którzy przybyli wcześniej na swoje ćwiczenia. Tamtego wieczora zasypiałam czy dźwięku gitary elektrycznej i śpiewu studentów. Był to długi i męczący dzień.
Ostatni dzień ćwiczeń był pełen niespodzianek. W nocy była burza, a rankiem obudziła na mżawka. Po mimo kiepskich prognoz wybraliśmy się w góry. W planach mieliśmy pójście na małe Pieniny i na wysokie. Już w połowie drogi zastała nas potworna ulewa, ale mimo to nasz przewodnik był zdeterminowany i poszliśmy dalej. Pogoda jednak się nie poprawiła, a było wręcz gorzej. Jeszcze nigdy w życiu nie byłam w czasie burzy w górach. W drodze do schroniska pojawiła się gęsta mgła. Już sama nie wiedziałam dokąd zmierzamy i czy trzymamy się szlaku. Na szczęście zgodnie z zapewnieniami naszego przewodnika znajdowaliśmy się blisko schroniska. W schronisku mieliśmy przeczekać tą paskudną pogodę jednak nie było widać poprawy. Burza rozpętała się na dobre i nie zamierzała odpuścić. Gdy przestało padać wyszliśmy ze schroniska. Po mimo grzmotów zdecydowaliśmy się zejść na dół i nie iść na wysokie. W drodze na dół ciągle towarzyszyły nam grzmoty i błyski więc staraliśmy się jak najszybciej się dostać do autokaru.
Po tej wyprawie wróciliśmy do zalanego obozowiska, które mogliśmy opuścić gdyż dla nas ćwiczenia terenowe się zakończyły. Z wielkim pośpiechem zapakowywaliśmy nasze namioty, śpiwory itp. Sądzę ze każdy miał żal że ćwiczenia skończyły się tak szybko bo było to dla nas wspaniałe przeżycie. Bardzo podobał mi się spływ pontonem, zawiodłam się że trwało to tak krótko, ale mam nadzieje że jeszcze kiedyś będę w czymś takim uczestniczyć. Już nie mogę się doczekać następnych ćwiczeń terenowych i cieszę się że odbędą się one w Październiku.