The Akatsuki Organization...
...historia Akari.
I. Pożegnanie z Szarooką.
Pein usiadł na swoim miejscu i westchnął ciężko. Spojrzał na zwieszone miny członków swojej organizacji.
-Misje na najbliższy czas... - zaczął cicho. - Itachi, Kisame... Kraj Skały i zwój Kamiennej Techniki.
Podał dokumenty Itachi'emu, który wziął je i położył na stół, nawet nie zerknąwszy do środka.
-Hidan, Kakuzu... - ciągnął Pein. - Macie zdobyć trochę funduszy. Jak chcecie.
Rzucił kilka kartek na stół. Kakuzu niechętnie przyciągnął je do siebie.
-I ostania... - powiedział trochę łamiącym się głosem Pein. - Kat...
Rudy zauważył, jak Hidan kładzie głowę na ramieniu Szarookiej. Dziewczyna z ciepłym uśmiechem objęła go ramieniem.
-Idziesz na trzymiesięczną misję do Oto-gakure - ciągnął. - Masz wstąpić w szeregi ludzi Orochimaru i zlikwidować byłego członka Akatsuki. Potrzebne są nam także informacje. Misja ma być cicha i dyskretna. I...
Urwał, gdy poczuł, że głos nazbyt mu się łamie. Odetchnął głęboko.
-Możesz zginąć tam w każdej chwili - wyrzucił z siebie. - Przyjdź do mojego gabinetu, zanim wyruszysz.
Wyszedł szybko z kuchni, starając się dyskretnie otrzeć łzy z kącików oczu. W kuchni zaległa grobowa cisza. Każdy wpatrywał się w resztki po swojej kolacji. Kat przygotowała im swój słynny Ryż Al'amade na osłodzenie tej chwili, ale wszyscy czuli, że to nie wystarcza.
-Ej... Chłopaki... - zaczęła cicho Kat. - Dajcie spokój. To tylko trzy miesiące. Minie jak z bata strzelił...
Westchnęli ciężko, a Hidan mocniej wtulił się w jej ramię. Wszyscy wiedzieli, że misja Kat jest nieodwołalna i co najważniejsze potrzebna do dalszej możliwości istnienia Akatsuki. Wiedzieli także, że Kat nie zawaha się zginąć dla nich i chyba to przerażało ich najbardziej.
-Przestańcie! - krzyknęła Kat tak, że wszyscy podskoczyli na dźwięk jej głosu. - Nic mi nie będzie! Robicie z tego paranoję, a ze mnie nieudolnego dzieciaka. Wszystko będzie ok., a ja wrócę za trzy miesiące.
Wstała od stołu i szybko wyszła z kuchni, starając się, by nikt nie zauważył jej szklących się oczu. Ona też wiedziała, że w Oto-gakure można łatwo zginąć. Nie chciała jednak pokazywać swojej obawy przed resztą. Wiedziała, że jeśli ona się załamie, reszta nie podniesie się już nigdy.
Cztery miesiące później zalegająca w siedzibie cisza aż wdzierała się w uszy i umysły wszystkich. Nawet rozkrzyczany Tobi zamilkł, a Pein rzadko na kogoś wrzeszczał.
-Kat nie stawiła się w siedzibie w przeciągu miesiąca od zakończenia misji - poinformował Pein. - Jest uważana za zaginioną.
Zamilkł, a cisza w kuchni i grobowy nastrój sprawił, że serca wszystkich zostały boleśnie ściśnięte.
-Akatsuki potrzebuje jeszcze jednego członka dla wyrównania statusu - zaczął Pein. - Jakieś pomysły?
Milczenie w kuchni dało mu do zrozumienia, że pomysłów nie ma.
-Na pewno kogoś znacie - ciągnął.
Cisza w kuchni zirytowała go.
-Otrząśnijcie się! - krzyknął. - Kat nie ma! Potrzebujemy kogoś na jej miejsce.
-Mówisz tak, jakby umarła - szepnął Deidara.
-Bo się zachowujecie tak, jakby już nie żyła - odgryzł się. - Ona wróci! Teraz musimy myśleć o Akatsuki!
Zamilkł, czekając na ich propozycje.
-Akari - szepnął Kakuzu. - W Taki-gakure jest Akari Aqua. Jest jedną z najlepszych kunoichi jaką widziałem. Potrafi stworzyć wodę z niczego i mistrzowsko się nią posługiwać. Myślę, że się nada.
-Dobrze - zgodził się Pein. - Deidara... Ruszysz do Taki i sprowadzisz Akari. I przestańcie myśleć o Kat. Też za nią tęsknię, ale... Nie czas na to.
II. Woda, woda, woda płynie.
Akari zerknęła na niewielką kulę wody w jej rękach. Zaśmiała się i ścisnęła dłonie, a woda rozlała się na wszystkie strony, tworząc małą fontannę. Dziewczyna lubiła się tak bawić. Miała niebieskie włosy i ciemnoniebieskie oczy. Ubrana była w biały strój, zdobiony błękitnymi naszyciami.
Pochodziła z klanu Aqua, który specjalizował się w wodnych jutsu. Nazywania była geniuszem, gdyż jako jedna z niewielu potrafiła tworzyć wodę z niczego. Akari jednak czuła, że Taki-gakure nie jest miejscem, gdzie mogłaby zaznać szczęścia. Dziewczyna chciała wyrwać się z rodzinnej wioski i ruszyć w świat, jednak wiedziała, że członkowie klanu jej na to nie pozwolą.
-Przydałby się rycerz na białym koniu - westchnęła. - Żeby mnie zabrał daleko w świat...
Westchnęła ciężko i spojrzała na wodospad, który prowadził do wioski.
-Akari, nie siedź tutaj - usłyszała głos swojej nadopiekuńczej ciotki. - Czas wracać.
Dziewczyna posłusznie wstała i ruszyła powoli za ciotką. Mieszkała z nią, bo jej rodzice zginęli na jednej z misji. Była zbyt mała, by ich pamiętać, a ciotka była jedyną osobą z jej najbliższego otocznia. Akari nie lubiła jej. Ciotka paliła śmierdzącą fajkę i hodowała watahę kotów. Sama Akari nie wiedziała, która z tych rzeczy denerwuje ją bardziej.
Nagle obie usłyszały szelest, który nasilał się z każdą chwilą. Obie odwróciły się w stronę skąd dobiegał. Akari zdołała zauważyć coś nad linią lasu. Było ogromne i miało skrzydła.
-Akari! Akari, biegnij do wioski! - zawołała ciotka.
Dziewczyna jednak stała w miejscu, obserwując zjawisko z lekko rozchylonymi ustami. Stwór zbliżył się i Akari mogła już poznać, że był to duży, biały jastrząb.
-Akari! - gdzieś z tyłu dobiegł do niej głos ciotki. - Akari, to Akatsuki! Biegnij do wioski! Akari!
Dziewczyna otrząsnęła się i odwróciła, biegiem podążając w stronę bramy. Ona też zauważyła charakterystyczny płaszcz osoby, siedzącej na ptaku. Przed sobą widziała biegnącą szaleńczo ciotkę. Gdyby nie to, że za plecami miała Akatsuki, wybuchnęła by śmiechem na widok krzywych nóg i pokracznego biegu kobiety. Na to jednak czasu nie miała. Mimo że biegła najszybciej jak umiała, już czuła na swojej twarzy podmuch wiatru, spowodowany skrzydłami ptaka i głośny trzepot jego skrzydeł.
Nagle tuż przed nią wyrosła jasnowłosa postać, ubrana w płaszcz Akatsuki. Złapała Akari w biegu i przerzuciła sobie przez ramię.
-Mam cię, un - niebieskowłosa usłyszała męski głos.
Zaczęła wrzeszczeć jak szalona, całkowicie zapominając o tym, że jest shinobi. Chłopak skoczył w górę i po chwili oboje wylądowali na grzbiecie ptaka. Akari widziała w dole wygrażającą pięścią ku niebu ciotkę. Nie szarpała się, bezwładnie opadając w ramiona porywacza. Z jej ust wydostał się cichy jęk.
Poczuła, że porywacz sadza ją przed sobą na ptaku, trzymając dłonie na jej ramionach. Poczuła na sobie jego wzrok i też zlustrowała go od stóp do głowy. Chłopak miał długie blond włosy. Część z nich spięta była w kitkę na czubku głowy, jasny kosmyk osłaniał lewą część twarzy. Oczy chłopaka było lazurowo błękitne.
-I tak jej nie dorównasz, un - usłyszała pełen wyrzutu melodyjny głos.
Dopiero teraz zauważyła, że chłopak ma zaciśnięte usta i puste spojrzenie. Puścił dziewczynę i zajął się sterowaniem jastrzębia. Akari spojrzała w dół i mimowolnie zakręciło jej się w głowie. Odruchowo złapała blondyna za płaszcz, kurczowo zaciskając na nim palce. Spojrzał na nią, ale nic nie powiedział. Po chwili przeniósł pełen smutku wzrok przed siebie.
-Co...? - zaczęła Akari. - Czego ode mnie chcesz?
-Dowiesz się w swoim czasie - rzucił. - Nie przeszkadzaj mi, un.
-Porwałeś mnie! - wrzasnęła.
-Jaka spostrzegawcza, un - rzucił pogardliwie.
-Puść mnie! - zaczęła jęczeć. - Ja chcę wracać do domu! Nie mo...
Odwrócił się do niej, a Akari zamilkła pod naporem jego wściekłego spojrzenia.
-Jak dla mnie, to możesz wysiąść nawet teraz, un - wysyczał głosem pełnym jadu i pogardy. - Mnie nie jesteś potrzebna. Siedź cicho, to może przeżyjesz ten lot, un.
Spuściła głowę, a z jej oczu spłynęły jasne łzy, plamiąc nieznacznie płaszcz chłopaka. Blondyn nie przejął się stanem dziewczyny i znów spojrzał przed siebie.
III. Miejsce przepełnione smutkiem.
Po godzinie lotu poczuła jak oczy same jej się zamykają. Nieznacznie oparła się o blondyna, na co ten nawet nie zareagował. Akari zauważyła, że pogrążony jest we własnych myślach. Od czasu do czasu mocniej zaciskał wargi i pięści, wzdychając ciężko. Czuła emanujący od niego smutek i złość. Nawet nie wiedziała, kiedy zasnęła.
Obudziła się gdy poczuła, że ptak ląduje. Przetarła oczy, a po chwili krzyknęła krótko, gdy uderzyła boleśnie tyłkiem o ziemię.
-Co jest?! - zawołała.
Chłopak nie odpowiedział, tylko złożył jakąś pieczęć, a ptak zmniejszył się tak, że blondyn schował go do kieszeni płaszcza.
-Wstawaj, un! - warknął.
Podniósł ją brutalnie, mocno ściskając za ramię.
-Ała! - krzyknęła, wyrywając mu się. - To boli!
Prychnął pogardliwie i popchnął dziewczynę do dużej grupy szarych skał. Stanął przed największym blokiem, w którym widniała szeroka szczelina. Złożył kilka pieczęci, a przejście rozwarło się.
-Idź, un! - polecił, popychając dziewczynę do przodu.
Weszła w korytarz i spojrzała niechętnie na wilgotne ściany i łażące po podłodze pająki. Po kilkunastu metrach dojrzała nikłe światło, a potem wyłożony panelami jasny korytarz. Blondyn poprowadził ją do jednych z drzwi i otworzył je. Akari usłyszała ciche rozmowy, a sekundę później stanęła naprzeciw wszystkim członkom Akatsuki.
-Witamy w siedzibie Brzasku - usłyszał zimny i rzeczowy głos.
Ktoś parsknął niechętnie, ktoś inny zamruczał pogardliwie. Blondyn przeszedł obok niej i usiadł przy długim stole, obok czerwonowłosego chłopaka. Akari spojrzała na całe towarzystwo i zatrzymała wzrok na rudym chłopaku o masie kolczyków na twarzy.
-Akari Aqua... - zaczął rudy. - Zostajesz przyjęta do organizacji Akatsuki.
-A moje zdanie? - zapytała butnie.
-Nie liczy się - warknął rudy. - Ale jednak masz wybór. Albo zostajesz, albo giniesz.
Spuściła wzrok na podłogę.
-Rozumiem, że zostajesz - zauważył rudy. - Jestem Pein i masz się do mnie zwracać Liderze. Do końca dnia zostaniesz w swoim pokoju. Kisame zaprowadzisz ją tam. Reszta wracać do treningu. Deidara, do mnie.
Wszyscy wstali, a Akari stała na środku, pomieszczenia czując się tu jak powietrze.
-Chodź, dziecino - usłyszała męski głos.
Spojrzała w górę i zobaczyła chłopaka o niebieskiej skórze, skrzelach i rybich oczach. Kisame poprowadził ją przez korytarz do jednych z drzwi.
-Twój pokój - powiedział. - I lepiej zastosuj się do polecania Lidera.
Zostawił ją na korytarzu i ruszył za resztą kompanów w wąski korytarz. Akari przyjrzała się ich twarzom. Ze wszystkich emanował smutek, podobny do tego, jaki widać było na twarzy blondyna. Akari otworzyła drzwi i weszła do pokoju. Omiotła go wzrokiem i usiadła na dużym łóżku.
Co to za miejsce? W życiu nie widziała tak ponurych ludzi. Chodzili, jakby co najmniej mieli za chwilę umrzeć. Albo jakby im ktoś umarł. Ciekawe, co się stało? Akari czuła, że siedziba Akatsuki przepełniona jest smutkiem i żalem, ale nie wiedziała dlaczego.
Po chwili wzruszyła ramionami i położyła się na łóżku. Zasnęła, nawet nie wiedząc, ile będzie musiała wycierpieć w tym miejscu.
IV. Rozmowa z Liderem. Nie mieszaj się do naszych spraw!
Otworzyła oczy na kilka minut przed tym, jak usłyszała pukanie do drzwi. Podniosła się i otworzyła je niechętnie. Na korytarzu stał czerwonowłosy chłopak o przymulonym spojrzeniu, ten sam, obok którego usiadł wcześniej blondyn.
-Mam cię zaprowadzić do Lidera - wyjaśnił. - Chodź.
Ruszył korytarzem, prowadząc dziewczynę.
-Akari, prawda? - bardziej stwierdził, niż zapytał. - Nazywam się Sasori.
-Miło cię poznać - powiedziała.
-Daruj sobie - stłamsił ją.
Spuścił wzrok, czując, że kompletnie tu nie pasuje. Po chwili czerwonowłosy zostawił ją pod drzwiami Lidera. Akari zapukała i weszła do środka.
-Siadaj - powiedział jej rudy.
Posłusznie wykonała polecenie.
-Wiesz, dlaczego się tu znalazłaś? - zapytał.
-Nie - odpowiedziała zgodnie z prawdą.
-Jeden z naszych członków zaginął na misji - powiedział Pein zimnym głosem. - Na zebraniu padło twoje imię i nazwisko, przyjęto je bez zastrzeżeń. Zostałaś tu sprowadzona, bo stanowisz pewną wartość dla Akatsuki. Pytanie tylko... Czy będziesz wierna tej organizacji? Wiedz Akari, że zdrady nie tolerujemy.
Zadrżała nieznacznie pod naporem słów Pein'a. Po chwili pokiwała głową.
-Nie zdradzę - powiedziała.
-To dobry wybór - zauważył Lider. - Dla pewności będziesz miała okres próbny. Przydzieliłem ci już trenera, to ten blondyn, który cię tu przywiózł. Nazywa się Deidara. Będzie cię pilnował. Masz zakaz wychodzenia poza teren organizacji aż do odwołania.
Skinęła głową.
-Jakieś pytania? - podsunął.
-Jedno - zaczęła. - Dlaczego tu jest tak ponuro?
Spojrzał na nią zaskoczony, jakby stan emocji w siedzibie był czymś naturalnym. Po chwili spuścił wzrok, a Akari zauważyła, że stracił swój chłodny profesjonalizm i stał się pusty, podobnie jak oczy Deidary.
-Nie interesuj się tym - powiedział Pein. - Możesz wracać do siebie. Deidara będzie jutro na ciebie czekał pod pokojem o siódmej. Nie zaśpij.
Posłusznie wstała i opuściła gabinet. Na korytarzu nie było nikogo, a Akari poczuła się głodna. Skręciła do pomieszczenia, które zobaczyła jako pierwsze w tym miejscu. W środku siedział już Kisame. Podniósł spojrzenie znak jakiegoś zwoju, widząc wchodzącą dziewczynę.
-A tobie wolno się tak samej włóczyć po organizacji? - zapytał.
-Jestem głodna - stwierdziła.
Wskazał jej miejsce obok siebie i podsunął jej talerz nawet nie zaczętych kanapek.
-Jedz, dziecino - rzucił. - Ja i tak nie jestem głodny.
-Dzięki - powiedziała z uśmiechem.
Zabrała się do jedzenia, kątem oka obserwując poczynania rybci. Zauważyła napis na zwoju: „Wodne okami”.
-Co to są wodne okami? - zapytała.
-Jutsu wodne - powiedział Kisame. - Na poziomie sage. Trudne do opanowania, ale użyteczne.
-Nie słyszałam o takich - przyznała.
-Nie dziwię się - potwierdził. - Wymyśliła je dziewczyna, która raczej się nimi chętnie nie chwali. A już na pewno nie uczy.
-Co to za jedna? - dopytywała się Akari.
-Nie powinno cię to interesować - zakończył rozmowę Kisame.
Akari poczuła, że rozmawianie z jakimkolwiek członkiem tej organizacji to bardzo trudne zadanie. Skończyła jeść i jeszcze raz podziękowała Kisame. Wyszła z kuchni i natychmiast na kogoś wpadła tak, że razem wylądowali na podłodze.
V. Wszystko traci sens.
-Hej, mała, uważaj! - usłyszała nad sobą głos.
Spojrzała na przyczynę zderzenia. O ile sobie dobrze przypominała chłopak miał na imię Hidan.
-Hm... Nowa dziewczyna - zamruczał. - Nawet ładna jesteś.
-Eee... Dzięki - rzuciła, wstając z podłogi.
Hidan też się podniósł i zlustrował głodnym wzrokiem Akari. Niebieskowłosa poczuła się bardzo dziwnie pod naporem jego spojrzenia. Po chwili jednak fioletowe oczy Hidana zalśniły smutkiem i chłopak spuścił głowę.
-I po co to wszystko? - zamruczał bardziej do siebie, niż do Akari. - Nawet się z nią nie pokłócę o to...
Minął Akari i zniknął bez słowa wyjaśnienia w kuchni. Dziewczyna wzruszyła ramionami i skierowała się do swojego pokoju. Zanim doszła spotkała Deidarę, wokół którego skakał Tobi.
-Ale sempai! - zawołał maskmen. - Sempai! Dlaczego ze mną nie posiedzisz?
-Tobi, daj mi spokój, un - mruknął niechętnie blondyn.
Minął Akari, obdarzając dziewczynę pogardliwym spojrzeniem. Niebieskowłosa spuściła głowę pod naporem jego wzroku.
-Sempai! - darł się dalej Tobi. - Kat Nee-chan...
-Nie wspominaj o niej! - warknął Deidara.
Zniknął w swoim pokoju, głośno trzaskając drzwiami.
-Tobi chciał tylko... - zaczął chłopak płaczliwym głosem.
Maskmen ruszył w stronę kuchni, powłócząc nogami. Akari weszła do swojego pokoju i rzuciła się na łóżko.
Najpierw Pein, potem Kisame, Hidan, a teraz Deidara. Wszyscy zachowywali się tak, jakby stracili coś bezpowrotnie. Tak, jakby wszystko straciło sens...
Obudziła się na godzinę przed treningiem. Wzięła szybki prysznic, ubrała się i poszła coś zjeść do kuchni. W pomieszczeniu znajdowało się już kilku członków Akatsuki. Siedzieli przy stole, na którym leżała zastawa śniadaniowa. Akari usiadła na jednym z miejsc i zrobiła sobie kilka kanapek.
-Zetsu, nie dodawaj tego! - usłyszała głos Hidana. - Zwariowałeś?!
-Ale o co ci chodzi, Hidan? - zapytał Zetsu.
-Naparstnicę? Do herbaty? Czy ciebie do reszty zgięło? - zaczął Jashinista. - Chcesz, żeby ci serce stanęło po minucie?
Siedzący z przeciwnej strony stołu Kakuzu spojrzał na Hidana.
-Coś ty się taki zielarz zrobił, Hidan? - zapytał z ironią w głosie.
-Brałem lekcje od najlepszych - zamruczał Hidan. - Wiesz o tym...
-A ja myślałem, że w twoim pokoju to tylko pozycje ćwiczyliście - mruknął Kakuzu.
-Głupek... - warknął Jashinista. - Wiesz doskonale, że Kat w życiu by mi nie pozwoliła...
Kakuzu zerknął na niego z rozbawieniem.
-Biedak - mruknął. - Jedna co cię olała.
Hidan parsknął.
-Gdyby mnie TYLKO olała, byłbym szczęśliwy - zaczął. - Ale ona mnie pobiła, obiła, zatłukła, pocięła, poćwiartowała i nie pamiętam co jeszcze. Wiem, że bolało. Bardzo.
-Jesteś masochistą, Hidan - zauważył Zetsu. - Lubisz, jak cię boli.
-Ale ona zadaje ból specyficzny - zauważył. - Kat jest...
Urwał, gdy zauważył, że do kuchni wchodzi Deidara. Za nim do kuchni wpadł czarny wilk. Blondyn zlustrował wzrokiem towarzystwo i usiadł na swoim miejscu między Sasori'm a Akari, przy okazji posyłając dziewczynie nienawistne spojrzenie. Akari poczuła, że trening, który ją czeka, będzie bardzo ciężki.
Skończyli jeść w milczeniu, nikt do nikogo się już nie odzywał. Akari szybko zjadła swoją porcję i wypadła z kuchni. Zebrała się w dziesięć minut i punkt siódma stanęła przed swoim pokojem. Deidara zjawił się minutę później i zaprowadził dziewczynę do przestronnej sali treningowej. Za nimi jak cień podążył wilk.
VI. Trening.
-O rany... - szepnęła Akari, widząc niezwykłość pomieszczenia. - Kto to zrobił?
-Jeden z naszych członków - mruknął Deidara. - Zajmij się treningiem, un. Na początek dwadzieścia okrążeń.
Skinęła głową i zaczęła bieg. Deidara patrzył na nią i nie omieszkał rzucać poleceń w stylu: „Szybciej!”. Dziewczyna przełknęła przekleństwo i przyśpieszyła. Gdy skończyła usiadła zmęczona na trawie.
-Wstawaj! - warknął Deidara. - To trening, a nie urlop, un! Bierz broń do ręki.
Wykonała polecenie, pomstując na blondyna w myślach.
-Masz mnie zranić, un - polecił, sam wyciągając swoje kunai.
Zaatakował dziewczynę bez ostrzeżenia, a ona ledwo co sparowała cios. Walczyli kilkanaście minut, aż mocny cios posłał dziewczynę na ziemię.
-Nie umiesz walczyć - podsumował Deidara. - To trening, a nie lekcje baletu, un. I ciebie zwą geniuszem klanu?
Parsknął ze śmiechu, jednak Akari poczuła, że śmiech był przesycony pogardą, złością i smutkiem. Deidara poprawił chwyt na kunai.
-Jeszcze raz - zarządził.
Wstała i obrzucając go wściekłym spojrzeniem znów zaatakowała. Pokonał ją bez problemu. Chwilę później zarządził masę ćwiczeń i nadzorował ich wykonanie, nie przepuszczając żadnej okazji do rzucenia ku dziewczynie jakiejś kąśliwej uwagi. Akari poczuła się zmęczona, ale blondyn nawet po sześciu godzinach ćwiczeń nie zarządził nawet krótkiej przerwy.
-Deidara! - usłyszeli głos od drzwi.
-Danna? - zapytał blondyn.
-Akari wracaj do siebie - zarządził lalkarz.
Zmęczona dziewczyna zebrała swoje kunai i skierowała się do wyjścia.
-Nie przesadzasz? - usłyszała głos lalkarza. - Nawet Itachi nie dałaby takiego treningu na początek. To tylko dziewczyna, nie rób z niej worka treningowego.
-Jak zwykle masz rację, Danna, un - mruknął blondyn.
-Deidara! - warknął Sasori. - Opanuj się! Kat...
-Nie wspominaj o niej! - krzyknął Deidara.
Wyszedł szybko z sali, trzaskając głośno drzwiami. Akari posłała za nim pytające spojrzenie i zerknęła na lalkarza.
-I tak ktoś musi ci powiedzieć... - westchnął Sasori. - Chodź tu, Akari.
VII. Prawda - ona była wszystkim. Kłopoty z wodą.
-Co mu się stało? - zapytała Akari, podchodząc do lalkarza.
-Niedawno zaginął jeden z naszych członków - zaczął Sasori. - To była dziewczyna. Miała na imię Kat i... była dla nas wszystkim. Właściwie to dzięki niej siedziba wygląda tak jak wygląda. Nauczyła nas masy rzeczy, o których istnieniu mogliśmy tylko śnić. Akari, my nie mieliśmy nikogo takiego w swoim życiu. Każdy z nas był samotny, wyklęty, odrzucony. W końcu nie od tak jesteśmy przestępcami. Dawniej... Każdy z nas zajmował się sobą i żył jak roślina. Byle zabić najwięcej ludzi i przeżyć następny dzień. Bez żadnego ważnego celu. Kat nauczyła nas współpracy, wzajemnej tolerancji. Z czasem pokazała nam, że właściwie to jesteśmy jedną wielką rodziną. Głupie trochę, prawda? Ale sama Kat nie była nazbyt normalna. Akari, musisz pojąć ile ona dla nas znaczyła. Nie dziw się, że Deidara tak reaguje na jej imię.
-A co ja mam do tego? - zapytała. - Przecież jej nawet nie znałam.
-Wszyscy wierzymy... Nie... My mamy pewność, że Kat wróci, mimo, że powinna się stawić już przeszło miesiąc temu - ciągnął. - Tyle że to trudne, Akari. Kat była świetna w walce, nigdy nie zawaliła misji. Uznaliśmy, że zaginęła. Pein musiał przyjąć kogoś nowego. Padło na ciebie. Deidara ma do ciebie żal, według niego ty zastąpiłaś Kat. A przecież nikt nigdy nie mógłby tego zrobić...
Akari spuściła głowę. Teraz zrozumiała, dlaczego tu panuje grobowa cisza. Oni wszyscy oczekują jej powrotu.
-Skąd pewność, że nie zginęła? - zapytała Akari.
-Nie ma żadnej - stwierdził ponuro Sasori. - Ale dopóki wilki wyją w lesie, dopóty Kat żyje.
Zostawił ją samą na sali. Akari powoli trawiła ostatnie słowa lalkarza. Nie rozumiała ich i była pewna, że nigdy nie zrozumie. Były dla niej zbyt tajemnicze.
Myśląc nadal o Kat i Deidarze, wyszła z sali. Na korytarzu usłyszała krzyki blondyna i Sasori'ego, które zakończyły się głośnym trzaskiem drzwi. Gdy wyszła na korytarz, zdołała zauważyć jedynie lalkarza, który znikał w swoim pokoju.
Rankiem, na dwie godziny przed treningiem z Deidarą, Akari wyszła na korytarz i skierowała się do kuchni. Nagle ktoś wpadł na nią i wytrącił przypięte do jej paska niewielkie fiolki. Jedna z nich rozbiła się na korytarzu.
-Nie! - wrzasnęła Akari.
Strąciła z siebie Tobi'ego i doskoczyła do rozbitej fiolki. Szybko składała pieczęcie, mimo to specyfik dziewczyny zadziałał szybko i po korytarzu zaczęła płynąć woda.
-Łaaaaa! - usłyszała wrzask.
Spojrzał przed siebie i uchyliła się w ostatniej chwili przed Hidanem, który zjechał po śliskiej podłodze i rąbnął o ścianę. Akari skończyła składać pieczęcie. Poziom wody przestał się podnosić, jednak nadal ciesz wypełniała korytarz.
-Na Jashina! Co to jest?! - zawołał Hidan.
-Co wy się tak... - zaczął Itachi, wychodząc na korytarz. - O cholera!
Wylądował na podłodze, całkowicie mocząc swoje ubranie. Z innego pokoju wychylił się Kisame i spojrzał na wodę na korytarzu. Spokojnie stanął na jej tafli.
-Niezłe - stwierdził, kierując się do kuchni. - Ciekawe co na to powie Lider...
Akari jęknęła na samą myśl o tym. Zebrała chakrę w rękach i przesłała przez nią informację do wody na korytarzu. Ciecz spłynęła do jej rąk i wchłonęła się do jej ciała. Po minucie korytarz był suchy.
-Akari... - zaczął Itachi, wstając z podłogi. - Nie rób tak więcej.
-Dobrze, Itachi-san - szepnęła.
Wstała z podłogi i podeszła do leżącego pod ścianą Hidana. Pomogła mu wstać.
-Przepraszam - szepnęła. - To przez te moje fiolki.
-Tobi pomógł zrobić morze! - wrzeszczał zamaskowany. - Bo Tobi potrącił Akari i taka fiolka zrobiła bęc i było morze! Tobi lubi morze! Tobi jest dobrym chłopcem!
-Kretyn - skwitował go Hidan. - Rany, mała. Z jednej fiolki potrafisz stworzyć tyle wody?
-Eee... No tak - przyznała.
-Deidara to kretyn - skwitował Jashinista i zniknął w swoim pokoju.
VIII. Kłopotów z wodą ciąg dalszy. Nie ma to jak mokry sensei.
Akari zjadła szybko śniadanie i pobiegła na salę treningową. W środku już był Deidara. Siedział na jednym z dużych głazów, głaskając po łbie czarnego jak mrok nocy wilka. Wpatrywał się w ścianę naprzeciwko, dokładnie w dużą dziurę po jakimś wybuchu. Wilk zaskamlał cicho. Blondyn odwrócił wzrok i posłał Akari pogardliwe spojrzenie. Mimo tego dziewczyna zdołała dostrzec w jego oczach smutek.
-Na początek trzydzieści okrążeń - zarządził. - Ruszaj się, un!
Posłusznie wykonała polecenie, czując, że sprzeciw Sasori'ego niewiele wniósł w myślenie Deidary. Blondyn zaserwował jej równie wyczerpujący trening, jak poprzednio. Po sześciu godzinach ćwiczeń zarządził dziesięciominutową przerwę. W tym czasie wyszedł z sali treningowej, zostawiając Akari samą z wilkiem. Zwierzę podeszło do dziewczyny i wtuliło się w jej ramię.
-Powiedz wilczku... - zaczęła cicho. - Dlaczego on tak mnie nienawidzi?
Wilk zaskamlał cicho, ale mówić nie potrafił i pytanie Akari znów pozostało bez jasnej odpowiedzi. Dziewczyna pogłaskała zwierzę po aksamitnym łbie. Nawet nie zorientowała się, kiedy minęło dziesięć minut, a na sali pojawił się Deidara. Blondyn spojrzał na siedzącą z wilkiem dziewczynę. Spuścił wzrok, gdyż wspomnienia okazały się zbyt bolesne.
Kochał Kat jak siostrę i najchętniej oddałby za nią wszystko, byleby tylko wróciła do siedziby. Akari, ta dziewczyna... sprawiała, że czuł, jak wszyscy powoli tracą nadzieję, na powrót Szarookiej. A nie powinni wątpić. Nigdy. Być może dlatego tak bardzo nie potrafił zaakceptować Akari.
Teraz dziewczyna przypominała mu Kat. Gdy siedziała tak z wilkiem, wspomnienia Szarookiej stanęły jak żywe. Nie..., nie były do siebie podobne. Sam sens jednak widoku dziewczyny z wilkiem był bolesny.
Podszedł do niej cicho i stanął nad nią. Nie zorientowała się, że jest tuż za nią. Nadal głaskała wilka po łbie.
-Dość przerwy! - wrzasnął.
Akari krzyknęła i odwróciła się gwałtownie. Dziewczyna mimowolnie uwolniła ogromny pokład wody, którą zebrała wcześniej na korytarzu. Cała ciecz uderzyła w blondyna. Chłopak utrzymał się na nogach, ale był przemoczony do suchej nitki.
-Sensei! - zawołała Akari. - Ja... Przepraszam, sensei! To nie było specjalnie! Ja... To niechcący! Przepraszam!
Deidara spojrzał na nią spod półprzymkniętych powiek i mokrej grzywki, przyklejonej do twarzy. Dziewczyna zamilkła pod naporem jego wściekłego wzroku. Natomiast wilk zaczął radośnie szczekać i warczeć, skacząc wokoło Deidary.
-Akari... - wysyczał blondyn. - Trzydzieści okrążeń!
Dziewczyna natychmiast zaczęła swój bieg, nie chcąc gorzej narazić się trenerowi. Blondyn poczekał, aż skończy bieg i stanie przed nim zdyszana.
-Jutro o szóstej, un - warknął na nią.
Wyszedł z sali, mrucząc coś wściekle pod nosem. Akari padła zmęczona na trawę.
IX. Wierna sensei'owi.
Akari posiedziała jeszcze chwilę w sali, a potem skierowała swoje kroki do kuchni. Czuła, jak jej żołądek skręca się z głodu. W środku siedział jedynie Kisame oraz Kakuzu. Dziewczyna wyjęła z lodówki zamrożoną zapiekankę i wsadziła ją do piekarnika. Zrobiła sobie gorącą herbatę i usiadła przy stole, czekając na swój obiad.
-Muszę ci pogratulować, dziecino - zaczął Kisame, szczerząc zęby do Akari. - W życiu nie widziałem ładniejszego zwrócenia uwagi nauczycielowi, że treningi są trochę za ciężkie.
-Widzieliście? - zapytała ponuro.
-Mokrego Deidarę, idącego wściekle korytarzem? - zapytał Kakuzu. - Owszem. Wyraźnie jak na dłoni.
-O matko... - jęknęła niebieskowłosa. - To był przypadek. Przestraszył mnie i uwolniłam tą wodę z korytarza. Ja nie chciałam.
Kisame wyszczerzył swoje ostre zęby.
-Kto cię wini, dziecino? - przerwał jej wywody. - Deidarze się należało. Może przynajmniej nie będzie cię teraz tak katował. Mimo wszystko przesadzał...
-To nie tak - zaprzeczyła Akari. - Ja... Ja chyba go rozumiem.
Deidara przebrał się i wysuszył swoje włosy. Cholerna gówniara! Co ona sobie myśli?! Jak można tak...
Urwał swoje rozmyślania i uśmiechnął się słabo. Cholerna gówniara... Jakby słyszał Pein'a, u którego akurat stawiała się Kat po misji. Westchnął ciężko. Tak wiele rzeczy przypominało mu o Szarookiej, że sam sobie się dziwił. Tęsknił za nią chyba najbardziej ze wszystkich...
...albo przynajmniej najbardziej to okazywał.
Wyszedł z pokoju i skierował się w stronę kuchni. Tuż przed samymi drzwiami zatrzymał się, słysząc znajome głosy.
-Ja chyba go rozumiem - powiedziała cicho Akari. - On tęskni za tą Kat... A ja? Niby, że zajęłam jej miejsce. To jasne, że ma do mnie żal.
-Tyle że nie powinien go mieć, Akari - zauważył Kisame. - Nie jesteś niczemu winna. Deidara musi zrozumieć, że powrót Kat to jedno, a twoja obecność to drugie. Nie powinien cię katować, dlatego, że jesteś tutaj niby za Kat.
-Ale on mnie nie katuje - powiedziała. - Może i to ciężkie treningi, ale dam sobie radę. Będę silniejsza, wiem to. Deidara chce jak najlepiej i...
-Nie żartuj, dzieciaku - włączył się Kakuzu. - Deidara cię katuje i już. To idiota.
-Przestańcie! - krzyknęła ostro. - Nie wolno wam tak mówić. Deidara jest moim sensei i co by nie robił zawsze ma rację! Nie wolno wam mówić o nim nawet jednego złego słowa przy mnie! Jestem jego podopieczną i nie zniosę, jak się go będzie obrażać!
Deidara zamarł pod drzwiami. Słyszał jak dziewczyna wstaje od stołu i wyjmuje coś z piekarnika. Wściekły trzask talerza, rzucanego na stół, uświadomił blondynowi, że dziewczyna miała zamiar zjeść obiad.
Dlaczego go broniła? Dlaczego tak ostro zareagowała? W końcu sam przed sobą przyznawał, że dawał jej jak najcięższe treningi, aby tylko wyładować swoją złość i gorycz. A ona... Dlaczego stanęła w jego obronie?
-Wiesz, dzieciaku... - zaczął Kakuzu. - Deidara naprawdę nie wie, jakim jest farciarzem.
Blondyn szybko czmychnął spod drzwi, słysząc jak Kakuzu wychodzi z kuchni. Po chwili za nim wyszedł Kisame. Deidara westchnął ciężko i stanął pod drzwiami kuchni. Pchnął je delikatnie i wszedł do środka.
X. Nić porozumienia.
Akari podniosła wzrok, gdy usłyszała ciche skrzypienie drzwi. Po chwili jednak spuściła spojrzenie i zaczęła wpatrywać się w swój obiad. Bez słowa przeżuwała kęsy zapiekanki, starając się nie patrzeć na blondyna. Chłopak zrobił sobie coś do jedzenia i usiadł obok niej przy stole. W milczeniu jedli swój posiłek, a ani jedno, ani drugie nie chciało zaczynać jakiejkolwiek rozmowy.
Nagle do kuchni wparował Tobi. Machając komicznie rękoma rzucił się na Akari, przygniatając dziewczynę do ziemi.
-Łaaaaaaaa! - zawołał. - Akari-chan musi ratować Tobi'ego! Tobi to dobry chłopiec! Hidan-san chce zrobić Tobi'emu krzywdę!
Dziewczyna uniosła się z trudem w górę i zauważyła stojącego w drzwiach Hidana. Wściekłe fioletowe oczy wpatrywały się prosto w Tobi'ego.
-Zabiję! - krzyknął białowłosy. - Poćwiartuję! Uduszę!
Tobi jęknął głośno i mocniej przytulił się do Akari.
-Ale o co chodzi? - zapytała Akari.
-Ten mały gnojek ukradł mi mój żel! - wydarł się Hidan.
Akari zrobiła głupią minę i zaczęła chichotać. Białowłosy posłał jej wściekłe spojrzenie. Dziewczyna szybko przekalkulowała wszystkie możliwości.
-Ale Hidan... - zaczęła. - Bez żelu ci ładniej będzie. Naprawdę.
Cała trója posłała jej nieco zaszokowane spojrzenie.
-Eee... Serio? - zapytał Hidan.
-Serio - odpowiedziała. - Poza tym jakby co to Tobi odda ci twój żel. Prawda Tobi?
-Dobrze, Akari-chan - obiecał maskmen.
-I po kłopocie - zaśmiała się niebieskowłosa.
-Masz szczęście padalcu - syknął Hidan.
Wyszedł z kuchni, a za nim cicho czmychnął Tobi. Akari otrzepała się i z powrotem usiadła na swoim miejscu przy stole.
-Ostro pojechałaś, un - zauważył Deidara.
-O co ci chodzi, sensei? - zapytała.
-Że Hidanowi ładniej bez żelu - odpowiedział, uśmiechając się nieznacznie.
-Bo mu ładniej - przyznała, odwracając nieco obrażony wzrok.
Deidara nie odpowiedział, z nikłym uśmiechem przeżuwając swój obiad. Po chwili spojrzał na Akari. Dziewczyna poczuła się dziwnie, bo po raz pierwszy nie patrzył na nią z nieukrywaną pogardą.
-Akari... Jak dla ciebie powinna się zachowywać podopieczna wobec sensei'a? Un? - zapytał.
Dziewczyna zamarła. Czyżby blondyn słyszał jej rozmowę z Kisame i Kakuzu? Jeśli tak, to czekała ją niezła bura.
-Tylko szczerze, Akari - poprosił. - Możesz powiedzieć wszystko, co myślisz, un.
-Uważam, że podopieczna nie powinna sprzeciwiać się swojemu sensei - przyznała. - Sensei jest dla podopiecznej wszystkim i zawsze ma rację, co by złego nie zrobił. Podopieczna ma zawsze obowiązek bronić honoru sensei, tak jakby to był jej własny.
-Dziękuję, Akari - powiedział Deidara.
Wstał szybko od stołu i wyszedł z kuchni, zostawiając w niej nieco zaszokowaną dziewczynę.
XI. Zmiana sensei? Nie ma mowy!
Akari ćwiczyła ciężko bez kolejne dni. Czuła się zmęczona i wyczerpana, ale o dziwo szczęśliwa. Jeszcze żadne treningi nie podniosły jej poziomu tak skutecznie i szybko. Deidara także nieco się zmienił. Po pamiętnej rozmowie w kuchni przestał rzucać na lewo i prawo krytyczne uwagi, a jego spojrzenie złagodniało.
Nie przestał jednak dawać dziewczynie wyczerpujących ćwiczeń. Akari z dnia na dzień czuła, że coraz trudniej jest jej podołać zadaniom artysty. Nie chciała jednak, aby posądzano ją za słabą dziewczynkę, dlatego dzielnie znosiła trud.
Kisame zapukał do gabinetu Pein'a i po usłyszeniu pozwolenia od rudego, wszedł do środka.
-O co chodzi? - zapytał Pein.
-O tę dziecinę - zaczął Kisame. - Deidara ją katuje, chociaż dziewczyna w życiu by się nie przyznała. Myślę, że nasz artysta nie jest gotowy, żeby mieć ucznia. A bynajmniej nie teraz. Dusi w sobie zbyt wiele żalu i co najgorsze wylewa go na Akari.
-Wiem, Kisame - rzucił Lider. - Dlatego dalszymi treningami Akari zajmie się Sasori. Deidara musi ochłonąć.
-Wiesz, że nie da rady - odpowiedział mu Kisame.
-Ale musi - skwitował Pein.
Westchnął ciężko i zerknął na papiery, które leżały po jego prawej stronie - dane trzymiesięcznej misji w Oto.
-Miejmy nadzieję, że wrócisz jak najszybciej - mruknął. - Źle się tu dzieje bez ciebie... Kat...
Akari pchnęła delikatnie drzwi do sali treningowej i stanęła jak wyryta.
-Sasori-san? - zapytała. - A gdzie Deidara?
-Deidara nie będzie cię już trenował - zauważył lalkarz. - Od dzisiaj ja jestem twoim trenerem.
-Ale dlaczego? - zapytała.
-Decyzja Pein'a - skwitował. - Zacznijmy już.
Dziewczyna nadal stała w progu, próbując pojąć, dlaczego. Nie chciała zmiany trenera. Deidara nie mógł tak po prostu oddać swojej podopiecznej pod opiekę innemu.
-Akari, nie stój tak - rzucił Sasori. - Zacznijmy trening.
-Nie - powiedziała chłodno. - Nie można zacząć treningu, jeśli nie ma sensei. A z twoich słów wynika, że Deidara nie przyjdzie. Jeśli nie ma trenera, nie ma też treningu.
Wyszła z sali, odprowadzona nieco zaskoczonym spojrzeniem lalkarza. Po chwili Sasori uśmiechnął się sam do siebie. Więzy pomiędzy sensei, a podopiecznym to sprawa, można rzec, honoru. Doskonale pamiętał słowa Szarookiej i wiedział, że Akari, jak mało kto, hołduje im całą sobą.
Tymczasem Akari wparowała jak burza do gabinetu Pein'a.
-Dlaczego?! - wydarła się od progu.
-Co ty sobie myślisz?! - zawołał Lider. - Włazisz tu jak do siebie! Trochę szacunku!
-Mam to gdzieś! - krzyknęła. - Dlaczego zmieniłeś mi sensei'a?!
-Bo tak i już - dodał spokojniej rudy. - Nie masz prawa głosu.
Akari stanęła w drzwiach.
-Owszem mam - rzuciła. - Nie trenuję, dopóki Deidara znów nie będzie moim sensei. Zostałam tu porwana wbrew swej woli i wbrew niej się przyłączyłam. Chce przynajmniej mieć prawo głosu, kim będzie mój trener.
-Nie masz nic...
-Mam cię gdzieś! - wrzasnęła. - Jesteś rudy i głupi! Możesz mi zrobić, co chcesz, ale Deidara ma być znów moim trenerem!
Trzasnęła drzwiami, zanim zdążył powiedzieć cokolwiek. Choć właściwie to i tak nie wiedziałby, co powiedzieć. W życiu nikt nie nazwał go rudym i głupim. Nie tak. Zmarszczył gniewnie brwi, a jego Kekkei Genkai zalśnił w oczach.
XII. Wodne jutsu vs Rinnengan.
Akari wyszła na korytarz, ale po chwili odwróciła się, słysząc jak z gabinetu wypada Pein. Lider był wściekły. W biegu złapał dziewczynę za ramię i pociągnął ją za sobą.
-Zostaw mnie! - krzyknęła.
-Jeśli ze mną wygrasz, pozwolę, abyś wróciła do Deidary - powiedział. - Ale uważaj. Jeśli przegrasz, będziemy musieli szukać innego członka Akatsuki.
Akari zamarła i pozwoliła, by rudy pociągnął ją za sobą na bojówkę.
-Pein-sama? - usłyszeli głos Itachi'ego.
-Itachi! - zawołał go Lider. - Zbierz wszystkich na bojówkę. Nasza mała Akari chce walczyć o swojego trenera.
Uchiha skinął głową, choć Akari zauważyła, że pobladł nieznacznie. Jej samej gardło ścisnęło się niemiłosiernie, gdy zauważyła jarzący się złowrogo w oczach Pein'a Rinnengan. Dziewczyna pozwoliła zawlec się na salę. Pein stanął z nią na środku bojówki. W minutę, może dwie, na tarasie zebrał się cały skład Brzasku.
-Akari Aqua sprzeciwiła się Liderowi Akatsuki - powiedział głośno Pein. - Nie przyjęła decyzji o zmianie trenera. Teraz będzie walczyć. Jeśli wygra, pozwolę jej zachować Deidarę jako sensei. Jeśli jednak przegra to zacznijcie już myśleć o kimś na jej zastępstwo.
Dziewczyna zauważyła, że chłopcy na tarasie widokowym zamarli. Jeszcze nigdy Pein nie walczył z jakimkolwiek członkiem Akatsuki. Właściwie to nie widzieli, by Pein w ogóle walczył.
-Radzę ci się postarać - powiedział. - Chociaż jeśli najlepsza kunoichi tego świata miała obawy przed stanięciem ze mną twarzą w twarz, to raczej nie za bardzo się nastaram z tobą.
Akari przełknęła ślinę. Pein spokojnie wyjął zza paska kunai i chwycił go nieznacznie w dłoń. Niebieskowłosa drżącą ręką sięgnęła po fiolkę i swoje ostrze. Rudy nie czekał ani chwili więcej, od razu atakując dziewczynę. Cudem uniknęła ciosu, upuszczając jednocześnie fiolkę, która rozbiła się o kamień. Bojówkę zaczęła wypełniać woda. Akari skoczyła na jedno z drzew, a Pein stanął na ogromnym głazie. Woda nieznacznie obmywała wierzch skały, mocząc brzeg płaszcza Lidera.
-To nic nie da - rzucił Pein.
Złożył ręce w nieznaną Akari pieczęć i woda zaczęła wolno, ale systematycznie opadać w dół. Akari schowała swój kunai i zaczęła szybko składać pieczęcie, aby utrzymać poziom wody. Rzuciła jeszcze jedną fiolkę, roztrzaskując pojemniczek o ścianę. Woda gwałtownie się podniosła, a Pein uskoczył przed nią na wyżej położoną skałę. Akari stanęła na tafli, gdyż drzewo już dawno zostało zalane.
Zaczęła wykonywać jednocześnie kilka jutsu. Wodny Smok, Ściana Wody, Wodne Bomby, Sześć Polujących Węgorzy, Fala Jutsu. Pein odbijał każdy jej atak jedynie jednym spojrzeniem Rinnengana. Akari zdołała otoczyć Lidera ze wszystkich stron wodą.
-Wodna trumna! - krzyknęła, zaciskając rękę.
Jutsu jednak nie podziałało tak, jakby się tego spodziewała. Efektem była jedynie zmoczona szata Lidera i coraz bardziej rosnąca wściekłość rudego. Jakby tego było mało poziom wody zmniejszał się z każdą chwilą.
-Wiesz co... - zaczął Pein. - Naprawdę nie chcę tracić tak dobrej kunoichi. Po prostu przyznaj się do błędu, przeproś i uznaj moją decyzję. Może wtedy ci wybaczę.
-Mam skomleć o litość jak pies?! - wrzasnęła. - Wybij to sobie z głowy! Albo Deidara będzie z powrotem moim sensei, albo możesz od razu mnie zabić!
-Jak wolisz - powiedział.
Nagle wszystkie wytworzone przez nią jutsu skierowało się przeciw niej. Dziewczyna zdołała uniknąć Smoka i Ściany. Jedna z Bomb uderzyła w jej bok. Akari upadła na taflę wody. Potem Bomby i Węgorze zaczęły atakować ją bez ustanku. Splunęła krwią, czując jak jej własne jutsu miażdżą jej żebra.
-Jeszcze możesz mnie przeprosić - powiedział Pein, na chwilę przerywając dewastujący atak.
-Ty nie rozumiesz - jęknęła. - Tu nie chodzi o mnie.
-A więc? - zapytał. - Co jest takiego, że wolisz umrzeć, niźli żyć.
-Gdybym się poddała straciłabym honor - odpowiedziała. - A mój honor to honor tego, który mnie trenował. Nigdy nie pozwolę, by Deidara stracił nawet część swojego honoru. Nigdy.
-Godne podziwu - rzucił Pein. - A więc... Jak to się mówi? Acha. Do zobaczenia po drugiej stronie.
Tuż przed Akari wyłoniła się Fala Jutsu z ukrytymi w środku kunai. Woda uderzyła w dziewczynę, a ta poczuła ból, krzyk w oddali, wycie wilka, ciemność i świat nagle przestał istnieć.
XIII. Ja też się do niej przywiązałem.
Deidara zamarł na tarasie bojówki. Przed nim rozgrywała się walka na śmierć i życie. Blondyn nie mógł tego pojąć. Dlaczego Akari chciała umrzeć jedynie dlatego, by ratować jego honor? Po tym jak ją traktował? Jak się nad nią znęcał?
I wraz z jej słowami, iż honor sensei jest także jej honorem, zrozumiał. Przywiązanie podopiecznej do trenera to można rzec sprawa honoru. Blondyn poczuł, że każdy z członków Brzasku, nie wyłączając Lidera, wspomniał w tym momencie o Szarookiej. Wiedzieli, że Kat miała jednego trenera i że ten zginał jej na rękach, gdyż ratował swoją podopieczną. Ratował podopieczną...
-Nie! - krzyknął, zeskakując z tarasu.
Ledwo co utrzymał się na tafli wody. W ostatniej chwili zdołał złapać kunai, skierowany wprost w serce Akari. Syknął, gdy inne ostrze wbiło mu się w udo, a kolejne zaryło w jego ramię. Widział, że przed sobą ma następne kunai, ukryte w nadciągającej fali wody. Złapał Akari wpół i odwrócił się plecami do fali, zasłaniając dziewczynę własnym ciałem. Usłyszał wycie Pocieszyciela - wilka, którego Kat podarowała im w dniu wyruszenia na misję. Poczuł wodę, obmywającą delikatnie jego ciało. Gdy ani ból, ani groźna fala nie nadciągnęły, blondyn otworzył dotychczas mocno zaciśnięte powieki. Przed sobą ujrzał stojącego na tafli wody Lidera.
-Powinienem zabić was oboje - powiedział chłodno rudy. - Ją za sprzeciw, a ciebie za zakłócenie pojedynku.
-Więc...? - zaczął słabo Deidara.
-Nawet ja ulegam wobec więzów shinobi - odpowiedział. - Albo być może za bardzo przywiązałem się do Kat. Żyłbym wbrew sobie, gdybym zabił was za wierność podopiecznej do sensei. I co najgorsze... Nigdy nie spojrzałbym w oczy Kat. Nigdy.
Odwrócił się i bez słowa zniknął z bojówki. Poziom wody zaczął gwałtownie opadać, a stojący na tafli Deidara wpatrywał się w wyjście z sali. Wreszcie z trudem podniósł się i wziął na ręce Akari. Wyrwał sobie z uda kunai, powodując nagły wypływ krwi. Kulejąc mocno doszedł do wyjścia.
-Deidara... - usłyszał głos Sasori'ego. - Daj mi ją.
-Nie - powiedział blondyn. - Jestem jej to winien, un.
Wyszedł z sali, mocno trzymając w ramionach niebieskowłosą. Zaniósł ją do swojego pokoju i ściągnął z niej ubranie, zostawiając w samej bieliźnie. Opatrzył dziewczynę szybko z niewielu ran ciętych i obejrzał jej żebra, ale nie zauważył, aby którekolwiek było złamane. Okrył dziewczynę kocem i sam opadł na podłogę przy łóżku.
Wiedział, że powinien był zająć się sobą, ale nie potrafił. Nie mógł wstać i się opatrzyć, gdyż wiązałoby się to z opuszczeniem nieprzytomnej Akari.
-Deidara, kretynie - usłyszał głos, dochodzący od otwieranych drzwi. - I co tak siedzisz, łamago jedna?
-Odwal się, Hidan, un - rzucił blondyn.
-Kat mnie zabije, jak się wykrwawisz na śmierć - stwierdził białowłosy.
-Czyli da się ciebie zabić, un? - zapytał sarkastycznie Deidara.
Hidan parsknął niechętnie.
-Już on coś wymyśli - stwierdził. - Wstawaj. To jest na ból, to na krwawienie, a to na przyśpieszone gojenie. Po kropli. Nie więcej.
Podał blondynowi trzy fiolki.
-Skąd to masz, un? - zapytał Deidara.
-To Kat - odpowiedział. - Nauczyła mnie zielarstwa. Nie czepiaj się. Opatrz dokładnie siebie, a potem jeszcze raz ją.
Jashinista skierował się do drzwi.
-Hidan... - zaczął blondyn. - Dzięki, un.
-Nie dziękuj mnie, tylko jej - wskazał głową na Akari. - Mógłbyś wreszcie ją docenić. Naprawdę jej na tobie zależy, Deidara.
Zostawił blondyna w pokoju z trzema fiolkami, dziwnym wyrazem twarzy i zagadką w postaci swoich ostatnich słów. Deidara w końcu otrząsnął się i ściągnął z siebie zszarpane i zakrwawione ubranie. Obmył się szybko i opatrzył, nakładając na siebie czyste rzeczy. Podszedł do Akari i delikatnie rozwinął wcześniejsze opatrunki. Opatrzył ją na nowo i znów przykrył kocem. Usiadł ciężko na brzegu łóżka, opierając się plecami o ścianę.
Nie potrafił oderwać wzroku od dziewczyny. Nadal bardzo słabo rozumiał jej przywiązanie. Przeanalizował słowa Hidana. Dlaczego jej na nim zależy? Przecież wcale nie okazał się przyjaznym człowiekiem, wręcz przeciwnie, cały czas traktował ją z wyższością i pogardą. Na treningach widział, jak jego oschłe i pełne jadu komentarze sprawiając, że w oczach dziewczyny zbierając się łzy.
Mimo to broniła jego, jego honoru i według słów Hidana zależało jej na nim. Chciała być nadal jego podopieczną, choć tyle przez niego wycierpiała.
-Jesteś zbyt skomplikowana., żebym sam sobie poradził z tobą, Akari, un - przyznał cicho.
W takiej chwili pragnął najbardziej, aby Kat w końcu wróciła.
XIV. Pobudka!
Akari powoli otworzyła oczy. Dziwne, że nie czuła żadnego bólu. Zamrugała kilka razy powiekami i odwróciła głowę w bok. Zaczerwieniła się mocno, gdy tuż obok siebie zauważył śpiącego Deidarę.
-S-sensei...? - zapytała słabo.
Nie odpowiedział, spał zbyt mocno, by ją usłyszeć. Akari spojrzała na jego spokojną twarz i rozsypane wokół kosmyki blond włosów. Nie wiedziała dlaczego, ale czuła, że ten człowiek jest jej bardzo bliski.
Sama siebie oszukiwała, wmawiając sobie, że zależy jej na nim tylko ze względu na to, że jest on jej sensei. Gdy spojrzała na niego teraz poczuła, że wcale nie chodzi tu o jakiekolwiek więzy pomiędzy trenerem, a podopieczną. Deidara podobał się jako mężczyzna.
Zaczerwieniła się mocniej i odwróciła wzrok, na samą myśl o tym. Jeszcze nigdy nie czuła nic takiego do drugiej osoby, do mężczyzny. Chłopcy, których znała z Taki nawet w jednej setnej nie przypominali Deidary. Byli dziecinni, w głowie mieli tylko zabawy, a wszystko traktowali z przymusu. Akari pamiętała, jak jej własny kuzyn wyśmiewał się za plecami swojego trenera ze sposobu planowania jego treningów.
Deidara był pierwszym prawdziwym trenerem Akari. Niebieskowłosa wcześniej była szkolona przez prawie cały klan. A jak się to mówi: jeśli wszyscy, to nikt. Tak więc nie uważała nikogo z Taki za swojego prawdziwego sensei. Dlatego być może tak bardzo zależało jej na uznaniu Deidary. Chciała, potrzebowała jego aprobaty.
Westchnęła ciężko i dopiero teraz poczuła lokalizację wszystkich swoich ran i zadrapań. Jęknęła cicho i z trudem się podniosła. Miękki koc osunął się z jej ciała.
-Aaaaaaaaaa! - krzyknęła. - Kuso!
Desperacko okryła się kocem, gdy zauważyła, że jej ciało ukryte jest jedynie za nikłą warstwą bielizny i białych bandaży, na których gdzieniegdzie przebijały się plamy czerwonej krwi. Zbudzony jej krzykiem Deidara spojrzał na nią nieco zaskoczony.
-Co się stało, un? - zapytał zaspany.
-Ty się pytasz?! - wrzasnęła. - Nawet się do mnie nie zbliżaj!
-Akari, co ci, un? - zapytał, patrząc na nią dziwnie.
-Gwałciciel! - krzyknęła. - Mój własny trener mnie zgwałcił!
Deidara rzucił jej zaszokowane spojrzenie.
-Akari, uspokój się, un - powiedział.
-Nie mów mi, co mam robić - krzyknęła, odsuwając się od niego. - Zostaw mnie!
-Akari, nic ci nie zrobiłem - zauważył, siląc się na spokój. - Opatrzyłem cię, bo byłaś ranna po walce z Pein'em, un. Nie krzycz. Nie zgwałciłem cię.
Nie odpowiedziała mu, ale nadal odsuwała się od niego.
-Akari... - zaczął Deidara.
Przesunęła się kolejne centymetry w tył, ale niestety łóżko odmówiło dalszej współpracy i nagle zapragnęło się skończyć. Dziewczyna wylądowała na podłodze. Deidara, który próbował ją załapać, zaplątał się w pościel i runął na dziewczynę. Jęknęła, gdy poczuła na sobie ciężar blondyna, który najlżejszy nie był.
-A-akari... - zająkał się.
Spojrzała na niego i poczuła, jak czerwienią się jej policzki. I to mocno. Przed sobą miała twarz Deidary, a jego lazurowe oczy wpatrywały się z uporem w ciemnoniebieską toń jej źrenic. Blond kosmyki włosów chłopaka łagodnie łaskotały ją po twarzy. Nie wiedziała dlaczego, ale poczuła gorąco, palący od środka żar i dziwne, nieznane jej dotąd pragnienie.
-S-sensei... - wyjąkała.
Nachylił się nad nią i delikatnie musnął jej wargi swoimi ustami. Nieśmiało pogłębił pocałunek, gdy dziewczyna nie sprzeciwiła się temu. Objęła go rękoma za szyję, oddając mu pocałunek. Smakowali siebie nawzajem powoli tak, jakby to miał być ich ostatni raz.
-Deidara, czy mam wam... - usłyszeli głos Hidana. - Mnie tu nie było!
Deidara odskoczył od Akari, a trzask zamykanych w pośpiechu drzwi uświadomił im, że Jashinista ulotnił się w tempie natychmiastowym z pokoju.
XV. Misja i nocne rozmowy - bo ty możesz osłodzić jego ból.
-No, cisza! - wydarł się Lider.
W kuchni zrobiło się cicho. Nawet bardzo cicho.
-Misje na ten tydzień - zaczął rudy. - Kakuzu, Hidan. Potrzeba nas trochę pieniędzy. Zajmiecie się tym.
Podał teczkę Kakuzu. Zamaskowany z dziwnymi ognikami w oczach zaczął ją od razu przeglądać.
-Itachi, Kisame - ciągnął Pein. - Macie zdobyć zwój ze świątyni w Kiri.
Uchiha wziął od Lidera teczkę i zaczął ją studiować.
-I na koniec Sasori, Deidara, Akari - powiedział Pein. - Wokół Ame-gakure tworzy się ruch oporu. Może nam zagrażać. Macie pozbyć się lidera i najważniejszych dowódców.
Podał papiery lalkarzowi.
-Ruszacie natychmiast - powiadomił Pein.
Wszyscy wstali od stołu i wyszli z kuchni, przygotowując się na misje. Akari zebrała kilka fiolek ze swoimi miksturami i przypięła je do paska. Wzięła swoją katanę z zapieczętowanym w niej żywiołem wody i dodatkowo kilka kunai oraz shuriken. Kiedy wyszła przed siedzibę, Sasori i Deidara już na nią czekali.
Ruszyli bez słowa. Sasori od razu nadał bardzo szybkie tempo marszu. W jeden dzień przebyli pół odcinka wyznaczonej drogi. Zatrzymali się na niewielkiej polanie. Nie rozpalali ogniska, zjedli coś na szybko i od razu położyli się spać. Akari nie mogła jednak nawet zmrużyć oka. Nie chciało jej się spać, mimo że szli bez ustanku cały dzień.
-Czemu nie śpisz, Akari? - usłyszała głos Sasori'ego.
-Nie mogę, Sasori-san - przyznała szczerze. - Nie chce mi się.
-Hm... Dziwne - zamruczał. - Jesteś aż tak wytrzymała sama od siebie, czy po prostu wyrobiłaś się na treningach Deidary?
-Nie wiem, Sasori-san - powiedziała, siadając na ziemi. - Czy to ważne?
Lalkarz wyszedł ze swojej marionetki i usiadł obok Akari pod drzewem.
-Pewnie nie - powiedział. - Ale miło widzieć, że mimo wszystko katowanie ciebie przez Deidarę przyniosło takie efekty.
-On mnie nie katował - powiedziała dobitnie.
-Jasne, że nie - mruknął lalkarz. - Wiesz, Akari... Nawet mimo tego, jak Deidara cię traktował, powinnaś wiedzieć, że zależy mu na tobie. Naprawdę... Jesteś jedną z tych niewielu osób, dla których poświęciłby życie. Wbrew pozorom zrobiłby dla ciebie wszystko.
-Ale... Dlaczego? - zapytała. - Przecież... On myśli, że ja zastąpiłam tą Kat.
-Akari musisz zrozumieć, nie to, co on czuje lub myśli, ale to, jaką postawę ty zaprezentowałaś - wyjaśnił. - Dla nas więzy pomiędzy sensei, a podopieczną są, rzec można, sprawą honoru. Taka zasadę wyznawała właśnie Kat. To, że walczyłaś z Pein'em o swojego sensei było dla nas jak wstrząs. To tak, jakbyśmy znów widzieli Kat. Nie wiem, co wtedy czuł Deidara, ale musiał bardzo mocno wspominać Kat.
-Co to ma wspólnego ze mną? - zapytała lekko zdezorientowana.
-Akari... Deidara widzi w tobie Kat - powiedział Sasori. - I dlatego tak mu na tobie zależy. A jednocześnie dlatego tak ciebie nienawidzi.
Spojrzała na niego, ale z jego przymulonych, brązowych tęczówek nie dało się wyczytać nic.
-Dlaczego mi to mówisz? - zapytała.
-Bo być może jesteś jedyną osobą, która potrafi osłodzić jego ból - powiedział tajemniczo. - Postaraj się zasnąć. Jutro wyruszamy bardzo wcześnie.
Skinęła głową i znów okryła się płaszczem, kuląc pod drzewem. Stąd doskonale widziała wystającą spod połów płaszcza kitkę Deidary. Zapatrzona w jasne włosy nawet nie poczuła, gdy zamknęła oczy i zasnęła.
XVI. Siła poświęcenia.
Na miejsce dotarli wieczorem drugiego dnia. Rozłożyli się obozem niedaleko siedziby ruchu oporu. Nie palili ogniska, nie przygotowywali posłań. Sasori stanął na straży i pozwolił im odetchnąć po męczącej podróży. Obudzili się rano i Deidara wybrał się na zwiady.
Wrócił w południe, przekazując im wszystkie wieści. Ruch oporu liczy około dwudziestu ludzi, w tym zaledwie jednego lidera i dwóch oficerów. Ledwo co blondyn im to powiedział, a Sasori już przekazał im nową wiadomość od Lidera: Mamy wybić wszystkich.
Zaczekali do wieczora, aż ciemność nocy pozwoli im na niespodziewany atak.
-Deidara, rozstaw figurki w czterech rogach budynku - polecił Sasori. - Ci, którzy nie zginą pod gruzami, będą walczyć. Bierzecie ilu się da.
-Dobrze, Danna - odpowiedział blondyn.
Szybko sklecił swoje ptaki i posłał ładunki w stronę budynku. Po minucie, może dwóch rozległ się huk i budynek ruchu oporu zawalił się. Trójka członków Akatsuki ruszyła do ataku na pozostałych przy życiu wrogów. Akari rozbiła jedną fiolkę i uformowała z powstałej wody ogromnego wodnego smoka. Gad skutecznie zamknął w swoim wnętrzu kilku ludzi, by po chwili wypuścić martwych topielców na zewnątrz.
-Akari! - usłyszała krzyk Deidary.
Nawet nie zdążyła się odwrócić, gdy blondyn złapał ją wpół i razem upadli na ziemię. Usłyszała głośny wrzask Deidary i poczuła na ramieniu coś mokrego i ciepłego. Nad głową śmignął jej ogon Hiruko. Rozległ się ludzki krzyk, a potem nagle nastała przerażająca cisza...
Z trudem się podniosła. Deidara kulił się obok niej, oddychając ciężko i kurczowo przyciskając rękę do lewego oka. Sasori podszedł do niech i wyskoczył z Hiruko.
-Deidara? - zapytał cicho.
Blondyn odepchnął go, gdy ten chciał zobaczyć, co mu się stało. Akari zauważyła spływającą pomiędzy palcami blondyna czerwoną krew.
-Deidara! - zawołał Sasori.
Siłą oderwał rękę blondyna od twarzy i jęknął cicho.
-Danna... - wyszeptał blondyn. - Ja nie widzę...
-Spokojnie, Deidara - powiedział cicho Sasori. - Akari, podaj opatrunki.
Niebieskooka posłusznie przyniosła lalkarzowi bandaże. Spojrzała na Deidarę i zamarła. Zamiast lewego oka widziała zakrwawiony oczodół. Drugie oko kurczowo zaciskało powieki.
-Danna... - wyszeptał.
-Nie ruszaj się, Deidara - powiedział lalkarz. - Będzie dobrze.
Ostrożnie obandażował lewe oko blondyna. Pomógł mu wstać i zarzucił sobie jego rękę na swoje ramiona.
-Chodź, Deidara - powiedział cicho.
Jedną ręką podtrzymywał blondyna, a drugą zaczął sterować Hiruko tak, że marionetka złożyła się i zapieczętowała w wyciągniętym przez czerwonowłosego zwoju.
-Danna, dlaczego nie mogę otworzyć oka? - zapytał cicho blondyn. - Danna... To boli. Danna, dlaczego?
-Nie myśl o tym - powiedział uspokajająco lalkarz. - Myśl o czymś innym...
-O czym, Danna? - zapytał blondyn.
-Pamiętasz, jak byliśmy na misji? Razem? - zaczął Sasori. - To było w Kiri. Rozwaliłeś cały magazyn, bo myślałeś, że tam są oddziały ANBU... Pamiętasz, co było dalej?
-Tam była herbata - szepnął cicho. - Stosy herbaty.
-Właśnie, herbata - potwierdził Sasori. - Pein się wściekł, że się zdradziliśmy. Ale przynajmniej przez miesiąc miał herbatę na uspokojenie.
Akari wlokła się za nimi, przysłuchując się rozmowie. Ręce jej drżały. Sasori starał się odwieść blondyna prawdy, ale Akari przecież wiedziała. Jej sensei chronił ją i stracił przez to oko. Na zawsze...
XVII. Złość.
-Wynoś się! Wynoś się stąd! Nie chcę cię nigdy więcej widzieć!
Zamknęła za sobą drzwi i osunęła się po nich na podłogę. Po jej policzkach popłynęły jasne łzy. Ukryła twarz w dłoniach. Ramiona jej drżały, z oczu płynęły strumienie łez, serce ściskały bolesne okowy. Cichy szloch rozległ się po korytarzu Akatsuki.
Wiedziała, że zawiniła. Gdyby nie ona, Deidara nie straciłby oka. Gdyby jej nie ratował, wszystko byłoby dobrze.
-Sensei... - szepnęła cicho.
Blondyn obudził się zaledwie godzinę temu. Akari i Sasori z trudem zdołali sprowadzić go z powrotem do siedziby. Rana została opatrzona, ale wszyscy wiedzieli, że już nigdy Deidara nie będzie widział na lewe oko. Zaledwie godzinę temu dowiedział się o tym sam artysta. Jego wściekłoś, gorycz i żal sięgnęła zenitu.
-Akari? - usłyszała cichy głos.
Poniosła zapłakane oczy i zobaczyła nad sobą Kakuzu. Szybko otarła łzy.
-Kakuzu-san? - zapytała cicho. - Coś się stało?
-Mógłbym cię zapytać o to samo, dzieciaku - powiedział. - W końcu to nie na mnie się wydzierano minutę temu, to nie ja siedzę zapłakany pod drzwiami i to nie ja wyglądam jak ostatnie nieszczęście.
-On ma rację - zaczęła od razu. - To moja wina...
-Deidara nie ma racji - zauważył Kakuzu. - Chodź. Pomożesz mi, to pogadamy.
Wstała z podłogi i ruszyła za shinobi. Weszli do jego pokoju. Na podłodze leżały stosy różnokolorowych teczek - takich samych, jakie Pein rozdawał w czasie przydziałów na misje.
-Sortuj kolorami - powiadomił, siadając na podłodze. - A teraz przejdźmy do rzeczy ważniejszych. Deidara nie ma racji. To był po prostu wypadek.
-Nie musiał mnie ratować - przyznała cicho, siadając naprzeciw Kakuzu. - Wolałabym, żeby on nie tracił oka. Nawet jeśli ja miałabym zginąć.
-Oj, Akari... - westchnął Kakuzu. - Gdyby Deidara zdawał sobie sprawę, jak bardzo jesteś mu wierna...
Urwał, pozwalając słowom zachować swoją tajemniczość i niejasność.
-Sasori powiedział, że on widzi we mnie Kat - przyznała cicho. - I że ja mogę osłodzić jego ból. Jak, skoro sama mu go zadaję?
-Akari, ból fizyczny to dla Deidary nic - powiedział. - Nasza blondynka ma kłopoty z trochę innym bólem. Deidara chyba najbardziej z nas tęskni za Kat. Jej nieobecność naprawdę go boli. Przy tobie zaczynał odżywać, powoli się uśmiechać i... zapominać.
-On mnie teraz nienawidzi - powiedziała cicho.
-Przejdzie mu, to tylko powierzchowna złość, zobaczysz - pocieszył ją. - Deidara musi się oswoić z nową sytuacją. Nie co dzień traci się oko. Jest rozgoryczony, i tym, że nie ma Kat, i tym, że stracił oko. To minie, dzieciaku, zapewniam cię.
Westchnęła ciężko.
-Kakuzu-san, co ja mam zrobić? - zapytała.
-Nie możesz zrobić nic - przyznał. - Zostaje ci tylko spokojnie czekać, aż nasza blondyneczka zmądrzeje. Po prostu staraj się mu nie narzucać, ani nie unikać, dzieciaku.
-Jak? - zapytała płaczliwie.
-Eh... Dzieciaku... - zaczął tajemniczo. - Dla normalnej osoby byłoby to dość naturalne podejście do kogoś innego.
-Jestem nienormalna? - zapytała z wyrzutem.
-Nienormalna to jest Kat - powiedział. - Ty jesteś... Jak by tu powiedzieć? ...zafascynowana naszą blondynką...
-Co? - zapytała głupio.
-...albo może inaczej - ciągnął, kompletnie ją ignorując. - Zakochałaś się.
-Nie żeby to był brak szacunku, Kakuzu-san... - zaczęła. - ...ale... Pogrzało cię?
-Co? Nie, raczej nie - powiedział spokojnie. - Mówię tylko, co myślę.
Westchnęła ciężko i zajęła się sortowaniem teczek. Kakuzu obserwował ją kątem oka, ale dziewczyna była zbyt pochłonięta pracą lub... własnymi myślami.
XVIII. Noc w lasach Oto.
Ciemność, zalegająca wśród drzew, była wręcz nie do przebicia wzrokiem ludzkich oczu. Ale ani ona, ani on nie mieli do końca ludzkich oczu. Doskonale rozróżniali drzewa, kamienie i swoje sylwetki w mroku bezksiężycowej nocy.
-To koniec - szepnęła, a jej głos jak krzyk rozległ się w powietrzu. - Czas poddać się woli przeznaczenia.
-Nie tak szybko - odpowiedział sykliwym głosem. - Przysięgam, że pociągnę cię za sobą. Zdechniesz ze mną, jeśli już ja muszę umrzeć.
-Niech i tak będzie - odpowiedziała.
Szybki atak nie zagwarantował jej zwycięstwa. Mężczyzna sparował cios i sam ciął swoim mieczem. Stal uderzyła o stal, krzesząc wokoło snop iskier.
-Och... Masz takie piękne żółte oczka... Jak pastereczka... - mruczała do siebie, nadając słowom bliżej nieokreśloną melodię. - Jako że jednak nie jesteś ubrany jak pastereczka i ogólnie nie wyglądasz jak pastereczka, więc też uznajmy, że ty pastereczką nie jesteś... Oi minna...
Spojrzał na nią, mrużąc żółte oczy. W nieziemskim tańcu parowali i wyprowadzali mistrzowskie ciosy, a szala zwycięstwa nijak nie chciała się przechylić na czyjąś stronę.
-Kiepsko ci idzie - zauważył.
-Tobie nie lepiej - odpowiedziała, uśmiechając się słabo.
-Nie rozumiem, dlaczego im służysz - ciągnął. - Oni są przeszłością. Nie mają nic do zaoferowania. Giną... Dlaczego chcesz iść za nimi?
-Oni to ja - powiedziała. - A ja nie ginę. Oni przeżyją, a ty tu zdechniesz. Za zdradę...
Jej kolejna próba ataku spotkała się z doskonałym blokiem.
-Poza tym to nie idioci - zauważyła. - Nie aż tacy jak ty...
-Bo? - zapytał.
-To nie oni śpiewają pod prysznicem: „Touch me, Itachi, touch me...”.
Warknął wściekle, atakując ją mocnym pchnięciem. W odpowiedzi zaatakowała bardzo ryzykownym wyprowadzeniem ciosu. Ostrze zanurzyło się w klatce piersiowej mężczyzny. Nagle dziewczyna poczuła ból w brzuchu. Spojrzała na swój tułów.
-Gnój - skwitowała, patrząc na kunai wbity w swój brzuch. - Wiesz co... Jednak wyglądasz jak pastereczka...
-Mówiłem... - powiedział ostatkiem sił. - Zdechniesz ze mną.
-Marzenie - warknęła, wypluwając z ust trochę własnej krwi. - Nigdy z tobą... Orochimaru... Poza tym... Oczy nie pasują ci do koszuli.
Zaśmiał się i po chwili upadł na ziemię. Szkliste oczy wskazywały, że jego czas już nadszedł. Dziewczyna wyjęła z brzucha kunai. Ciepła posoka zalała trawę i ziemię wokół niej. Rana wysysała z dziewczyny życie.
-Wybacz... Tobirama... - szepnęła niedosłyszalnie. - Wybacz... Bracie...
Upadła na trawę, tuż obok stygnącego już powoli ciała sannina. Jej oczy powoli zachodziły mgłą...
W tym samym czasie w Kraju Rzeki w tajnej siedzibie Akatsuki pewien czarnowłosy chłopak z maską na twarzy usłyszał żałosne wycie wilka. Z jego oczu spłynęło kilka łez. Miał tylko nadzieję, że Pocieszyciel się myli.
-Nie możesz mnie zostawić, Nee-chan - szepnął do siebie. - Nie teraz...
XIX. Kiedy znów rośnie mur.
Akari leżała na swoim łóżku, powoli, słowo po słowie, trawiąc rozmowę z Kakuzu. Czyżby shinobi miał rację? W końcu ona naprawdę czuła, że Deidara nie jest jej obojętny i wcale nie chodziło tu o więzy podopiecznej z sensei. Deidara pociągał ją jako mężczyzna.
Z jej oczu spłynęło kilka łez. Po co ona się nad tym zastanawia, skoro Deidara i tak ją nienawidzi? I to całym sercem... Wcale mi się nie dziwiła, w końcu to przez nią stracił oko. Kakuzu mógł mówić sobie co chciał, ale Akari winiła jedynie siebie.
Otarła łzy i poczuwszy głód, wyszła z pokoju. W kuchni siedział tylko Hidan, jedną ręką mieszając w swoim kubku z herbatą, a drugą przeglądając strony jakiegoś szkicownika. Akari zrobiła sobie kilka kanapek i usiadła obok białowłosego. Jashinista nawet nie zwrócił na nią uwagi. Niebieskowłosa zerknęła na szkicownik - na jednej ze stron widniał rysunek całej grupy Akatsuki. Rzecz jasna nie było tam jej, ale zamiast tego między Hidanem, a Tobi'm stała jasnowłosa dziewczyna o radosnych oczach.
-To jest Kat? - zapytała Akari.
-Co? Akari! Nie zauważyłem cię - powiedział, otrząsnąwszy się z marazmu. - Pytałaś o coś?
-Czy to jest Kat? - powtórzyła, wskazując na rysunek.
Skinął głową, uśmiechając się słabo.
-Cała ona - powiedział. - Choćby nawet miała zginąć i tak potrafiła rzucić jakąś bezczelną uwagę do innych. Nie mówiąc nawet o jej napadach i odchyłach. A jej optymizm... był aż nadto zaraźliwy.
-Chciałabym ją poznać - przyznała.
-Poznasz - powiedział pewnie. - Kiedy wróci.
Spojrzała na Hidana. W jego fioletowych oczach widać było rozpaczliwą nadzieję.
Powoli kuchnia zapełniała się pozostałymi członkami Akatsuki. W końcu zjawił się także Deidara. Usiadł przy stole i szybko zabrał się do jedzenia. Siedząca obok niego Akari starała się nie zwracać na niego uwagi, ale zbyt wyraźnie czuła bijące od niego ciepło, a wraz z nim gorycz i żal do świata.
Kiedy skończyli jeść, spojrzeli na Pein'a w oczekiwaniu, że rozda im misje. Lider jednak był jakiś nieobecny, tępo wpatrywał się w stół, marszcząc brwi i zastanawiając się nad czymś dogłębnie. Akari spojrzała na pozostałych członków Akatsuki. Wszyscy zachowywali się w miarę normalnie, jedynie Tobi nawet nie ruszył swojej porcji posiłku. Chłopak kiwał się w przód i w tył na krześle, mrucząc coś do siebie niewyraźnie.
-Pein-sama? - zaczął Itachi.
Rudy spojrzał na niego nieobecnym wzrokiem. Po chwili otrząsnął się.
-Nie ma misji na ten tydzień - powiadomił.
-Coś się stało? - zapytał Kisame.
-To coś... dziwnego - przyznał Lider. - Nieważne.
Deidara spojrzał na Lidera i wyszedł szybko z kuchni. Rudy nawet nie zareagował na to, nadal tępo wpatrując się w stół.
Tobi także to poczuł. Dziwne uczucie, że nadchodzi coś, czego się nie spodziewali, a jednocześnie tak długo oczekiwali. Uczucie stracenia cennej rzeczy i jednocześnie odzyskania innej, równie wartościowej. Przeczucie...
...powrotu.
XX. Długo oczekiwana.
Deidara wracał z kuchni. Wciąż czuł gorycz i wściekłość. Bandaże na oku, mimo że wiązane bardzo lekko, niemiłosiernie wżynały mu się w skórę, przypominając o bolesnej stracie. Blondyn dotknął ich i o mało co nie zerwał z wściekłością.
Odgłos otwieranego przejścia zaanonsował mu, że ktoś wchodzi do siedziby. Blondyn zdziwił się - przecież wszyscy byli jeszcze w kuchni. Kto więc mógł wejść do organizacji?
Wyciągnął zza paska kunai, gotowy do obrony przed nieproszonymi gośćmi. Stał na korytarzu, uważnie nasłuchując jakichkolwiek odgłosów. Usłyszał cichy jęk, powolne kroki i głośny oddech.
Kunai upadł z trzaskiem na podłogę, gdy blondyn wreszcie dostrzegł sylwetkę wchodzącej osoby. Jasne włosy okalały bladą twarz, szare oczy, zasnute nieco mgłą, wpatrywały się z rozbawieniem i jednoczesnym wyczerpaniem na Deidarę. Między palcami mocno przyciskanej do brzucha dłoni, spływała ciemna krew, plamiąc podłogę.
-K-kat...? - wyjąkał, nie wierząc własnym oczom.
-Dei-kun... - szepnęła słabo. - Tęskniłam...
Nie zdołała dłużej utrzymać się na nogach i upadła na ziemię. Blondyn doskoczył do niej i odwrócił ją twarzą do siebie.
-Kat! - krzyknął. - Nie rób mi tego Kat!
-Dei-kun... - powtórzyła. - Przepraszam...
Jej oczy zamknęły się, a z ust wypłynęła stróżka krwi.
-O nie! Nie! - zawołał. - Danna! Liderze!
Wziął Kat na ręce i pobiegł do laboratorium, kopniakiem otwierając drzwi.
-Danna! - krzyknął. - Pein-sama!
Całe Akatsuki stawiło się niezwłocznie pod drzwiami laboratorium.
-Na Jashina... - szepnął Hidan.
-Danna... - jęknął Deidara. - Liderze...
-Wszyscy won! - zarządził Pein. - Sasori, Itachi, wy zostańcie. Kakuzu ty też.
Posłusznie wyszli z pomieszczenia, zostawiając Pein'a i pozostałą trójkę nad ranną Kat. Hidan oparł się o ścianę i zsunął się po niej, ukrywając twarz w rękach. Usłyszeli jego ciche słowa, gdzieniegdzie przetykane słowem Jashin. Deidara i Kisame stali pod drzwiami, cali bladzi. Blondyn raz po raz wyłamywał kości w palcach. Zetsu stał nieruchomo, wpatrując się w drzwi. Konan, blada jak ściana, oddychała nierówno, a z jej oczu poleciało kilka łez. Tobi skulił się przy ścianie, szepcząc do siebie słowa Nee-chan...
Akari zrozumiała. Kat wróciła, ale nie takiego powrotu oczekiwano. Szarooka była poważnie ranna, a czwórka shinobi walczyła teraz o jej życie.
Czekali pod drzwiami kilka godzin, a nikt z nich nie czuło ani trochę zmęczenia. Wypatrywali najmniejszego ruchu drzwi, najlżejszego szmeru z laboratorium, jakiegokolwiek znaku, że jest nadzieja... Nie... Że jest już dobrze. Bo nadzieja wróciła wraz z nią.
Wszyscy podnieśli głowy, gdy drzwi otworzyły się powoli. Z laboratorium wyszli Sasori, Itachi i Kakuzu, wszyscy zmęczeni i z mocno wykorzystanymi zasobami chakry.
-Błagam, powiedzcie, że ona... - zaczął Hidan.
-Przeżyje - dokończył Sasori.
Odetchnęli z ulgą. Gdy tylko lalkarz wypowiedział te słowa, z siedziby spadła ta niewidzialna osłona, ten ciężar, który od przeszło pięciu miesięcy tłamsił całe życie w tych murach. Serca wszystkich zaczęły bić na nowo, jak na nowo do Akatsuki zagościła ona i jej zwariowana radość.
XXI. Hidan... Zmieniłeś fryzurę?
Czuwali przy niej po kolei ponad tydzień. Szarooka z początku majaczyła, rzucała się na łóżku, albo miała dreszcze. Wysoka gorączka, często otwierająca się na nowo rana, jęki i krzyki towarzyszyły im przez kilka pierwszych dni. Pod koniec tygodnia gorączka spadła, majaczenia ustały, a rana z każdą godziną goiła się coraz to szybciej.
-Wokamina - stwierdził Pein, sprawdzając opatrunek. - Pomógł jej dziesięcioogoniasty. Dobrze, że go ma.
Odetchnęli z ulgą, słysząc dobre wiadomości. W pokoju Szarookiej został jedynie Hidan, reszta poszła do siebie. Jashinista usiadł na krześle przy łóżku, wpatrując się w spokojną już twarz dziewczyny. Po chwili usłyszał cichy jęk. Zdziwiony podszedł do łóżka i klęknął na podłodze.
Z zadowoleniem stwierdził, że Kat otworzyła oczy, a jej szare źrenice zaczęły rozglądać się nieprzytomnie wokoło. Wreszcie dziewczyna dostrzegła Hidana. Uśmiechnęła się słabo, a w oczach zabłysły wesołe ogniki.
-Hidan-kun... - wyszeptała słabo.
-Jestem, Kat - odpowiedział szybko.
-Zmieniłeś fryzurę, czy Jashin cię pokarał za złe zachowanie? - zapytała. - Chyba że od zawsze miałeś przylizane włosy...
-Mała idiotka - skwitował z uśmiechem. - Wolę mieć taka fryzurę, niż dziurę w brzuchu.
-Też cię kocham, Hidan-kun - powiedziała z uśmiechem.
Przymknęła oczy, bo rozmowa, mimo że krótka, bardzo ją zmęczyła. Otworzyła je jednak po chwili i znów spojrzał na Hidana.
-Nie obrazisz się, jeśli zasnę? - zapytała.
-Skądże - powiedział. - Po pięciu miesiącach godzina w tę, czy w tamtą to dla mnie żadna różnica.
-To dobrze - powiedziała. - Tylko mnie nie zgwałć. Mimo wszystko wolałabym być przytomna.
Zaśmiał się, a z jego fioletowych oczu spłynęło kilka łez szczęścia. Kat otarła je ręką.
-Nie przystoi przestępcy klasy S - powiedziała karcąco.
-Przystoi przyjacielowi - odpowiedział.
-Wygrałeś - szepnęła. - Branoc, Hidan-kun...
-Śpij dobrze - odpowiedział.
-A dostanę buzi na dobranoc? - zapytała słodko.
Nachylił się nad nią i pocałował ją w policzek. Kat uśmiechnęła się do niego.
-Dobrze, że nie ma tu Pein'a - powiedziała. - Przy takich myślach nawet on by wymiękł...
-Nie zapytam - stwierdził Hidan. - Śpij.
Przymknęła oczy i po chwili zasnęła. Był to jej pierwszy spokojny sen od kilku dobrych dni. Hidan uśmiechnął się do siebie. Mógł się tego spodziewać. Ledwo Kat się obudziła, a już Jashinista oberwał jakąś kąśliwą uwagą.
„Przynajmniej wszystko z nią ok. - pomyślał. - Skoro jest zdolna do swoich bezczelnych komentarzy...”
XXII. Dei-kun, czasami warto widzieć jedynie jasne strony życia.
Szarooka wracała do sił w szybkim tempie i już po dwóch dniach od pobudki przy Hidanie chciała wyjść z pokoju.
-Nie masz nawet prawa wstawać z łóżka! - wydarł się na nią Lider. - Co ty sobie wyobrażasz?! Wracasz tu po pięciu miesiącach z dziurą w brzuchu i jeszcze chcesz wyjść z pokoju! Bezczelność! Nieznośna gówniara!
-Pein-sama... - zaczęła cicho.
-No co?! - zapytał.
-Chory poturbuje ciepła, opieki i troski oraz przede wszystkich psychicznej równowagi - powiedziała tonem rzeczoznawcy. - Nie powinieneś na mnie krzyczeć, gdyż to może się odbić na mojej psychice.
-Nieznośna gówniara - skwitował o wiele spokojniejszym tonem. - Nie ruszaj się z łóżka.
-A siku? - zapytała.
-Co?
-Siku - powtórzyła. - To taka czynność fizjologiczna, którą wykonuje się w pomieszczeniu zwanym łazienką i dzięki której z naszego organizmu wydala się szkodliwe związki. Nie potrafię wstrzymywać moczu dłużej niż tego wymagają okoliczności.
-Nie dobijaj mnie - syknął.
-Ale Pein-sama - zaczęła przesłodzonym tonem. - Przyznaj szczerze, że nikt cię tu nie dobijał, jak mnie nie było.
Lider uśmiechnął się mimowolnie. Kat wyszczerzyła do niego ząbki.
-Nie ruszaj się z łóżka - powtórzył. - Zaraz przyślę kogoś, żeby cię pilnował.
Wyszedł z pomieszczenia, a Kat westchnęła ciężko. Ani razu w ciągu ostatnich pięciu miesięcy nie czuła takiej radości, jak teraz. Po chwili do pokoju wszedł Deidara. Uśmiechnął się do Kat i usiadł przy jej łóżku.
-Dei-kun... - zaczęła Kat. - Powiedz mi... Dlaczego nosisz opatrunek na lewym oku?
Blondyn spuścił wzrok.
-Ja... To był wypadek, un - przyznał, czując, że wreszcie będzie mógł zrzucić ten cały ciężar. - Ratowałem moją uczennicę i po prostu kunai zahaczył o moje oko. Zwykły niefart, un.
-Dei-kun... - szepnęła. - Spójrz na mnie.
Posłusznie wykonał polecenie. Szarooka zagłębiła się w lazurze jego tęczówki. W głębi jego umysłu znalazła skrywaną skrzętnie złość, gorycz i żal, wylewaną zawistnie na niebieskooką dziewczynę.
-Dlaczego jej tego nie powiesz? - zapytała Szarooka po chwili. - Dei, postąpiłeś jak ostatni kretyn. Dlaczego ją ranisz?
-Kat, ja nigdy nie będę widział, un - przyznał z goryczą. - Nigdy.
-Przecież widzisz - skwitowała.
-Wiesz o co mi chodzi, un - syknął.
-Widzisz, Dei-kun - upierała się. - Ale widzisz źle. Dei-kun, czasami warto widzieć tylko jasne strony swojego życia. Popatrz czasem na plusy, zamiast skupiać się na minusach.
Pokręcił powątpiewająco głową.
-Jak? - zapytał. - Nie potrafię, un.
-Dei-kun... Ja też wiele straciłam - powiedziała cicho. - Ale ja nie zwykłam się poddawać. Radzę ci, zrób to samo.
-Nie ma dobrej strony straty oka, un - powiedział.
-Już ty się nie martw - zaśmiała się. - Ja coś wymyślę. Ale omijając fakt twoich braków w fizjologii ludzkiej... Co tam z Akari?
-A co ma z nią być, un? - zapytał zdziwiony.
-Jak to co?! - zawołała. - Ślub! Noc poślubna! Gromadka dzieci! Takich słodkich, które sobie będę mogła wychowywać od malutkiego...
-Co?! - zawołał. - Kat! Czyś ty zwariowała, un?!
-Ta już dawno! - zaśmiała się. - Ale z dziurą w brzuchu to mi nawet gorzej odbija!
Deidara jęknął cicho.
-Ale patrząc tak ogólnie, braki w jednym oczodole nic nie zmieniają w... - zacięła się i spojrzała na krocze blondyna. - ...spodniach?
Deidara natychmiast usiadł tak, że dziewczyna nawet gdyby chciała, nie zobaczyłaby pewnej części jego ciała.
-Nienawidzę cię, un - szepnął.
-A ja cię kocham - skwitowała.- Un.
XXIII. Tajemniczy prezent. Ani słowa blondynie!
Akari weszła do pokoju Szarookiej. Kat podniosła wzrok znad książki i uśmiechnęła się do dziewczyny.
-Hej, Akari-chan! - zawołała. - Co cię sprowadza?
-Kat-san... - zaczęła cicho, siadając na brzegu łóżka. - Ja... Ja mam prośbę...
-O co chodzi? - zapytała.
-O Deidarę - przyznała.
-Jesteś w ciąży? - zapytała spokojnie Kat.
Akari posłała jej zaszokowane spojrzenie.
-Nie! - zawołała od razu. - To nie to!
-A to pech - skwitowała Szarooka.
Akari postanowiła przemilczeć tą sprawę.
-Bo Deidara stracił oko... Przeze mnie - przyznała. - Ja... Ja chciałabym to naprawić, ale wiem, że on się nie zgodzi. Ale ty go potrafisz namówić Kat-san... Proszę...
-Więc? - ciągnęła Kat. - Co to za pomysł?
-Chciałabym, żeby...
-Kat? - zapytał Sasori, widząc wkradającą się do jej pokoju Szarooką. - Miałaś odpoczywać.
-Cichaj! - skarciła go. - Mam sprawę.
-O pierwszej w nocy? - zapytał. - Już się boję...
Posłała mu sceptyczne spojrzenie.
-A ja myślałam, że to ja mam napalone myśli - powiedziała.
-Wybacz, co mam myśleć, kiedy o pierwszej w nocy przychodzi do mnie nimfomanka w samej koszulce nocnej i mówi, że ma sprawę? - zapytał z uśmiechem.
-A idź ty! - syknęła. - Słuchaj i nie myśl, bo to ci szkodzi. Potrzebuję pomocy. Dei mi normalnie umiera, gorycz aż się wylewa z niego, a ta cała Akari to mało co się przez niego nie zabije.
-I? - przerwał jej.
-No słuchaj! - syknęła. - Bierz te swoje narzędzia i zabieraj się do roboty. Bo zrobimy tak...
-Kat, ale po co? - zapytał Deidara, siadając na stole w laboratorium. - Un?
-Po to, żebyś się pytał - skwitowała.
Prychnął obrażony, odwracając głowę na bok. Po chwili do gabinetu wszedł Sasori. W ręku niósł metalową obudowę. Podał ja Kat.
-Dzięki - powiedziała. - Wezwij jeszcze Kakuzu.
Lalkarz skinął głową i wyszedł z pomieszczenia. Deidara spojrzał na Kat.
-O co chodzi, un? - zapytał.
-To... - wskazała na przedmiot, który przyniósł Sasori. - ...nazywa się urządzeniem namierzającym. I dosłownie za kilka godzin obudzisz się z tym w lewym oku.
-Co?! - zawołał.
-Nie drzyj się - powiedziała. - Lepiej mieć to niż nic.
-Ale... - zaczął cicho.
-Żadne ale - przerwała mu. - Podłączę ci to do układu nerwowego i twojej chakry. Będziesz mógł to sterować za pomocą chakry. A teraz to wypij...
Podała mu kubek z jakąś mieszanką. Posłusznie wlał w siebie płyn. Kat zaczęła rozwijać jego bandaże na oku.
-Za chwilę zaśniesz, a jak się obudzisz, będzie po wszystkim - powiedziała cicho.
-Kat... Arigato... - powiedział.
-Nie dziękuj mnie - przyznała.
Do laboratorium wszedł Kakuzu i Sasori. Blondyn poczuł się nagle bardzo senny.
-Do zobaczenia, Deidara... - usłyszał jeszcze głos Kat.
A potem nastała już tylko ciemność i ukojenie.
XXIV. Czasami warto przebaczać.
Obudziła się i co najdziwniejsze nawet nie musiał otwierać oczu (oka), aby widzieć pokój. Sięgnął ręką do lewego oka i natrafił na zimny metal. Otworzył prawe oko i omiótł wzrokiem pomieszczenie. Leżał w swoim pokoju, a obok niego na brzegu łóżka siedziała Akari.
-Jak się czujesz, sensei? - zapytała cicho.
-Dobrze - odpowiedział. - Nawet bardzo dobrze, un.
Uśmiechnęła się do niego w odpowiedzi.
-Kat-san powiedziała, że jeszcze dzisiaj nauczy cię posługiwać się urządzeniem namierzającym - powiedziała radośnie. - Tak się cieszę sensei, że się udało!
Rzuciła się na niego, mocno go obejmując. Nieco zaskoczony jej reakcją, przytulił ją do siebie.
-Akari... - zaczął cicho. - Ja... Powinienem był cię przeprosić, un. To nie była twoja wina. Zachowałem się jak skończony kretyn. Wybacz mi, un.
-Sensei, nie ma czego wybaczać - przyznała cicho. - To wszystko przeze mnie. Dlatego prosiłam Kat-san i ona zrobiła to urządze...
Urwała, zdając sobie sprawę, że powiedziała za dużo. Deidara uniósł jej podbródek tak, że musiała spojrzeć mu w oczy (oko. Ale będę pisać oczy, bo ładniej brzmi, a i tak wszyscy wiemy o co chodzi - dop.aut.).
-O co prosiłaś Kat, un? - zapytał.
-O nic - odpowiedziała szybko.
-Nie okłamuj sensei, un - powiedział dobitnie. - Akari, o co ją prosiłaś?
-Ja... Chciałam, żeby zrobiła dla ciebie to urządzenie - przyznała.
-Akari, dziękuję - powiedział, tuląc ją do siebie. - I przepraszam za wszystko, un. To nie była twoja wina.
-Ale... - zaczęła.
-Nie sprzeciwiaj się swojemu sensei - upomniał ją. - To nie była twoja wina, un.
-Dobrze, sensei - powiedziała cicho.
Deidara uśmiechnął się.
-Masz sensei'a kretyna, un - powiedział dziwnie zadowolony. - Skończonego kretyna, un.
-Sensei, ale... -znów zaczęła.
-Nie wolno sprzeciwiać się słowom sensei, un - przypomniał jej.
-Nadużywasz tego, że jesteś moim trenerem - stwierdziła niechętnie.
-Wiem, un - powiedział.
Nagły wybuch na korytarzu sprawił, że oboje odskoczyli od siebie i wypadli z pokoju. W kłębach czarnego dymu rozpoznali Kat i Itachi'ego, którzy kaszląc i prychając, starali się złapać do płuc trochę świeżego powietrza.
-Cholera! - krzyknął Pein. - Co wyście tu narobili?!
-To Uchiha - skwitowała Kat.
-Co ja?! - zawołał.
-Po cholerę używasz sharingan przy najwyższym poziomie? - zapytała.
-A ty niby co użyłaś?! - zawołał.
-Badziewia na najwyższym poziomie! - krzyknęła. - Tylko po jaką cholerę na dodatek składałeś pieczęć tygrysa?
-Ciszaaaaaaaa!!! - krzyknął Pein, zanim Uchiha zdążył zapytać o cokolwiek. - Kat! Cholera jasna! Ledwo co wróciłaś, a już coś wysadzasz!
-Czyli wszystko po staremu... - stwierdził Kisame, patrząc jak Szarooka wykłóca się z Pein'em.
XXV. Kocham cię, Hidan? O.o Spacerki.
Przeszczep przyjął się doskonale i Kat razem z Deidarą zaczęli treningi. Blondyn szybko nauczył się posługiwania „nowym okiem”. Na jego twarzy znów zagościł uśmiech, częściej się śmiał i wrócił jego dawny humor. Akari także zauważyła zmianę, nie tylko u blondyna, ale i u innych. Całe Akatsuki zaczęło jakby na nowo oddychać. Sasori stał się mniej milczący, Tobi rozkrzyczał się na całego, Itachi znów zaczął rozpaczać, gdyż Kat wróciła do dawnego powiedzenia („Sharingan to badziewie!”), Kisame i Kakuzu zaczęli coraz częściej rzucać bezczelne uwagi, na które Kat odpowiadała z zadziwiającą precyzją, Pein cały dzień wrzeszczał i się wściekał, Zetsu nie gadał tyle do siebie, a Hidan...
I otóż to. Hidan. Cały nasz kochany Hidan Jashinista. Wraz z powrotem Kat obudziła się jego prawdziwa, skrywana dotąd natura...
...zboczeńca.
-Akari, może pójdziemy do lasu na spacer, albo... - zaczął Hidan. - ...gdzieś się przejdziemy i... Ała! No za co?
-Za Jashina Hidan, za Jashina - odpowiedziała radośnie Kat.
Hidan rozmasował sobie tył głowy, gdzie chwilę wcześniej wylądowała ręka Kat.
-Jesteś zazdrosna - zauważył Jashinista. - Bo zaprosiłem Akari, a nie ciebie.
-Hidan, łamiesz mi serce - zawołała, wtulając się w pierś białowłosego. - Błagam! Nie zostawiaj mnie! Ja cię kocham! Jak możesz mi to robić?! Ja umieram! Hidan! Ja umieram!
Jashinista mimo zaskoczenia reakcją Kat, przytulił dziewczynę do siebie.
-Wziąłbym cię na spacer, ale Akari... - zaczął.
-Akari idzie ze mną - usłyszeli głos Deidary, który akurat wszedł do kuchni. - Więc możesz iść z Kat, un.
Wszyscy zgromadzeni w kuchni posłali najpierw zaskoczone spojrzenie blondynowi, a potem Akari.
-Widzisz, Hidan-kun! - zawołała radośnie Kat. - Idziesz ze mną!
Szarooka złapała Jashinistę za rękę i wyciągnęła go z kuchni, po drodze mrugając porozumiewawczo do Deidary. Blondyn uśmiechnął się w odpowiedzi. Podszedł do Akari i usiadł obok niej przy stole. Po wyjściu Hidana i Kat zostali sami w kuchni.
-Deidara... - zaczęła cicho Akari.
-Un? - zamruczał.
-Mówiłeś serio? - zapytała. - Pójdziesz ze mną na spacer?
-A nie chcesz, un? - odpowiedział pytaniem na pytanie.
-Chcę, bardzo - powiedziała od razu.
-Więc pójdziemy - uśmiechnął się do niej. - Chodź, Akari.
Razem wyszli z kuchni, a po chwili opuścili także siedzibę. W oddali zauważyli Hidana i Kat. Szarooka popchnęła Jashinistę, przez co białowłosy wpadł w najgorsze zarośla przy drodze. Po chwili i Kat zniknęła wśród liści, wciągnięta tam przez Hidana.
-Sensei... - zaczęła Akari.
-Un? - zapytał, jedną ręką lepiąc z gliny ptaka.
-Bo Hidan i Kat... - zaczęła.
-Nic im nie będzie - zauważył z uśmiechem Deidara. - Co najwyżej Hidan dostanie w głowę od Kat, un. Chodź, Akari.
Blondyn powiększył ptaka i pomógł wsiąść na niego dziewczynie. Akari zauważył wychodzącą z zarośli Kat. Za nią na czworakach wywlekł się Hidan, trzymając rękę na głowie. Dziewczyna uśmiechnęła się nieznacznie. Ptak nagle wystartował, a Akari automatycznie złapała się płaszcza Deidary. Blondyn uśmiechnął się nieznacznie.
-Ale śmieszne, sensei - zauważyła z wyrzutem Akari.
-Ja się nie śmieję, un - zauważył.
-Wcale - stwierdziła ironicznie.
Puściła blondyna, gdy tylko ptak wyrównał swój lot. Deidara zajął się sterowaniem jastrzębiem, a Akari spojrzała w dół. Widok był niesamowity. Ostatnim razem, gdy tak podróżowała, nie zauważyła tego.
To było tak dawno... Porwanie z Taki. Wtedy widziała pełne smutku i pustki oczy Deidary. A teraz? Lazurowy błękit jego tęczówek rozglądał się wesoło wokoło. Blondyn odzyskał radość życia, nawet mimo tego, że stracił jedno oko. Akari zauważyła, że bawił się urządzeniem namierzającym.
Sama spojrzała jeszcze raz w dół. Zieleń lasu, gdzieniegdzie poprzecinana wstęgami rzek i plamami jezior... Od czasu do czasu dziewczyna zdołała zauważyć jakieś zwierzę. W oddali widać było zaśnieżone szczyty gór.
-Cudowne... - szepnęła do siebie.
-Pokazać ci coś jeszcze ładniejszego? - usłyszała radosny głos Deidary.
-O ile coś takiego istnieje - zauważyła.
Blondyn usiadł za nią na ptaku. Dziewczyna miała nogi Deidary po obu swoich stronach. Chłopak sięgnął do jakiegoś woreczka przy pasku i wyciągnął stamtąd trochę białej gliny - takiej samej, z jakiej zrobiony był ptak, na którym siedzieli. Po chwili Deidara pokazał dziewczynie małego motylka.
-Jest śliczny! - przyznała.
Blondyn uśmiechnął się i wypuścił owada. Figurka zrównała lot z ptakiem, lecąc kilka metrów od niego. Deidara złożył jedną pieczęć i motyl wybuchł, zamieniając się w snop czerwonych iskier.
-Deidara, to jest wspaniałe! - przyznała.
Chłopak nie odpowiedział, wypuścił jedynie kilka kolejnych ptaków o potrójnych skrzydłach. Figurki ustawiły się w rzędzie. Deidara aktywował pieczęć i pierwszy ptak wybuchł, mieniąc się kolorami. Po chwili kolejno wybuchały następne ptaki, a każdy snop iskier był większy i piękniejszy od poprzedniego.
-Śliczne... - przyznała cicho.
Spojrzała na blondyna, który w tej samej chwili zerknął na nią. Oboje czuli, że powinni już dawno odwrócić wzrok, ale nie zrobili tego. Wpatrywali się w swoje oczy, nie mogąc się od siebie oderwać. Nie wiedzieli, które zaczęło pierwsze zbliżać się do drugiego... To nie było ważne. Po chwili ich usta złączyły się w delikatnym pocałunku. Deidara objął niepewnie rękoma dziewczynę, jakby bojąc się, że może jej zrobić krzywdę. Nieznacznie muskał jej usta swoimi wargami, drażniąc jej policzek kosmykami swoich włosów. Oddała mu pocałunek, niepewnie rozchylając usta. Wślizgnął się do nich językiem, delikatnie masując wewnętrzną stronę jej policzków.
I wtedy...
XXVI. Obrona siedziby. ANBU to dla nas nic!
I wtedy potężny wybuch sprawił, że natychmiast oderwali się od siebie. Deidara spojrzał za siebie.
-Siedziba... - szepnął.
Natychmiast zawrócił ptaka i zajął się jego kierowaniem. Akari widziała, że próbuje dostrzec coś za pomocą urządzenia.
-Mają kłopoty, un - powiadomił ją. - ANBU... Ponad trzydziestka...
Do siedziby dotarli w kilka minut. Potężny las wokół wejścia zniknął, ustępując miejsca ogromnej wyrwie w ziemi. Deidara skierował ptaka i wylądował tuż przed wejściem, stając za resztą Akatsuki.
-Oi, oi, oi... - zaśmiała się Kat. - A ładnie tak bez zaproszenia?
-Jesteście zatrzymani przez oddział specjalny Konoha! - usłyszeli głos jednego z ANBU. - Poddajcie się!
Kat spojrzała na resztę Akatsuki. W jednej chwili cały Brzask wybuchł śmiechem.
-Deidara, atakuj z powietrza. Kisame, Akari, bierzecie lewe skrzydło - zaczęła cicho Kat tak, że tylko członkowie Akatsuki ją słyszeli. - Reszta walcz ze mną. Bocta! Ulepszony Cienisty Klon Jutsu!
Pojawiła się piątka klonów Kat, a każdy z nich stanął obok kolejno Sasori'ego, Itachi'ego, Hidana, Kakuzu i Tobi'ego. Deidara wzbił się na swoim ptaku w powietrze. Kisame i Akari ulokowali się po lewej stronie. ANBU także przegrupowało się, stając do walki. Walkę zaczął niewielki wybuch, spowodowany przez blondyna. Trzech ANBU padło martwych na ziemię. Do walki ruszyli kolejno Hidan i jeden z klonów Kat, oboje uzbrojeni w kosy o potrójnych ostrzach; Kakuzu i następny klon Szarookiej, ci walczyli, powalając wrogów ciosami pięści i skręcając im karki; Itachi i klon z sharinganem, którzy złączywszy ręce wykonywali wspólne zamknięcie w nierealnym świecie; Sasori i masa marionetek, sterowanych przez lalkarza i następnego klona; Tobi i ostatni klon Kat, walczyli przy pomocy linek chakry rozciągniętych spod placów. Akari i Kisame zajęli się niewielką grupą ANBU z lewej strony, atakując ich zmasowanymi jutsu wodnymi. Częste wybuchy dały do zrozumienia dziewczynie, że blondyn też bawi się dobrze.
W końcu z trzydziestu ANBU zostało zaledwie dwóch, czy trzech, którzy zaczęli ratować się ucieczką. Kat posłała za ni mi przywołanie przez siebie wilki, które rozgryzły karki wrogom.
-Cholerni gówniarze! - usłyszeli wrzask Pein'a. - Oborę żeście tu narobili! I kto tu posprząta?!
Wszyscy spojrzeli na Kat, a ta tylko wzruszyła ramionami.
-Czemu wszystko na mojej głowie? - jęknęła. - Ja jestem ranna. Mam dziurę w brzuchu...
-Ale walczyć możesz?! - warknął Pein. - Łomotu innym to ty nigdy nie przepuścisz, ale żeby posprzątać to już nie! Kat zostajesz, a reszta won! I nie wychodzić mi z siedziby, bo utłukę żywcem!
Zebrali się szybko i zniknęli w wejściu. Pein spojrzał na Kat.
-Rinnengan? - zapytała Szarooka.
Rudy skinął głową i stanął obok dziewczyny. Ta złożyła ręce przed oczyma i po chwili otworzyła powieki. Najpotężniejsze Kekkei Genkai zalśniło w jej oczach.
-Uwiniemy się szybko, ale pewnie będziesz chodzić z opaską przez kilka dni - powiadomił Pein.
-Niech będzie - rzuciła.
Złączyła prawą dłoń z dłonią Lidera, który także aktywował Rinnengana. Na ich oczach ciała ANBU znikał z polany, wyrwy po wybuchach zapełniały się, woda po jutsu Kisame i Akari wyparowała, las powoli odrastał. Po minucie po walce nie było najmniejszego śladu.
-Potrzeba nam silniejszej bariery - zauważył Pein.
-Siła woli - szepnęła Kat. - Wystarczy nasza.
Skinął głową. Razem zaznaczyli okrąg wokół wejścia i otoczyli go barierą z siły własnej woli. Skończyli po kilkunastu sekundach. Kat złamała pieczęć i Rinnengan zniknął z jej oczu. Dziewczyna stała prosto, choć jej oczy wpatrywały się nieprzytomnie przed siebie.
-Czyli jednak... - zaczął Pein, wyjmując z kieszeni chustę.
-Rinnengan to zbyt potężne Kekkei Genkai - zauważyła. - Copygan nie daje sobie z nim rady. A to przecież dar po moim ojcu. Nie wiem, jak go okiełznać...
-Coś wymyślimy - rzucił Pein, zawiązując jej oczy chustą. - Nie aktywuj teraz innych wzrokowych Linii Krwi. Wiesz, że to wypali ci oczy.
-Nagato, co ja mam zrobić? - zaczęła, pozwalając mu prowadzić się do wejścia z siedziby. - My potrzebujemy mojego Rinnengana. Jeśli go nie opanuję, przegramy...
-Porozmawiamy o tym kiedy indziej - przerwał jej. - Twój Rinnengan będzie potrzebny dopiero, gdy zbierzemy wszystkie biju. Do tego czasu coś wymyślimy. Nie przejmuj się tym, Kat.
Westchnęła ciężko i o mało co nie potknęła się o jakiś kamień. Pein złapał ją w pasie i podtrzymał, aby nie spadła.
-Ty go tu stworzyłeś - jęknęła. - Po kiego tu ten kamień?
-Jasne, zwal wszystko na mnie - rzucił.
-Rudzielec wredny - syknęła.
-Ciesz się, że jesteśmy sami - powiedział spokojnie Pein. - Inaczej już byś dostała.
Parsknęła śmiechem, opierając się na ramieniu Lidera.
-Nagato... Za niedługo to ja się na ciebie będę przy wszystkich wydzierać - powiedziała radośnie.
-Marzenie - rzucił. - Co z tego, że Akatsuki jest twoje i Tobiramy? Ja tu jestem Liderem. I to ja mam prawo na was się wydzierać.
-Do czterdziestu pięciu ogonów - powiedziała. - Jak zbierzemy wszystkie biju, zmieni się twoja pozycja, Nagato.
-Na jaką? - zapytał.
-Na kage - odpowiedziała. - Na kage, Nagato. A pięćdziesiąt pięć ogonów biju będzie władało tym światem. I jedyną gakure wśród shinobi...
XXVII. I tak cię widzę, idioto!
Akari spojrzała na Kat. Dziewczyna siedziała nad kubkiem parującej herbaty. Jej oczy zawiązane były chustką. Gdy dziewczyna wróciła niewidoma wraz z Liderem, każdy chciał się dowiedzieć co zaszło, ale Szarooka zbyła chłopaków jednym słowem. Pein zaprowadził ja do swojego gabinetu i przez kilka godzin rozmawiali tam wraz z Tobi'm. Walka z ANBU miała miejsce dwa dni temu, a Kat wciąż nosiła opaskę na oczach. Akari dziwiło to, że Szarooka potrafiła poruszać się zwinnie i pewnie po organizacji, mimo iż nic nie widziała.
-Akari-chan - usłyszała głos Kat. - Nie wpatruj się tak we mnie. Ja to nie Deidara.
Niebieskooka spuściła wzrok.
-Kat-san... - zaczęła cicho. - Jak ty to robisz? Widzisz wszystko, mimo że jesteś niewidoma.
-To wilcza umiejętność Akari-chan - przyznała Szarooka. - Wilki nie potrzebują wzroku, by czuć się pewnie. Wystarczy węch, słuch i zmysł, który określa się jako wilczy, lub u ludzi częściej jako szósty. Jestem zbyt związana z wilkami, by nie móc dać sobie rady bez jednego ze zmysłów.
-Kat-san... Właściwie, co się stało? - zapytała niepewnie Akari.
-To długa historia Akari - rzuciła Kat. - Bardzo długa. A opowiadanie jej będzie teraz nie na miejscu.
O nic więcej Akari już nie zapytała. Ale za to dalszą rozmowę zaczęła Kat, uśmiechając się nieco wrednie.
-Akari-chan... - zaczęła. - Co tam z Deidarą?
-A co ma być? - zapytała nieco speszona niebieskooka.
-Bo ja wiem... - zamruczała Kat. - Przecież ci się podoba. Czemu mu tego nie powiesz? Męczycie się oboje.
Akari spuściła głowę. Bardzo chciałaby powiedzieć Deidarze, jak bardzo zależy jej na nim. Ale nie mogła. Mimo jego ciepłego uśmiechu, radosnego spojrzenia nie mogła. Zawsze wmawiała sobie, że powie mu przy najbliższej okazji, ale nigdy nie mogła.
-Oi minna... - zamruczała Kat. - Ale z wami są problemy.
Drzwi do kuchni otworzyły się cicho. Gdyby nie to, że Akari siedziała do nich twarzą, pewnie nawet by tego nie zauważyła. Do pomieszczenia wszedł Deidara. W ręku trzymał miskę z wodą o dziwnym, czerwonym zabarwieniu. Dał jakieś znaki Akari, aby nic nie mówiła. Dziewczyna niemo skinęła głową i spojrzała na Kat. Szarooka nadal spokojnie piła herbatę, kompletnie nie wiedząc co ją czeka. Blondyn cicho podkradł się do niej. Uniósł miskę i...
-I tak cię widzę, idioto! - skarciła go spokojnym głosem Kat. - Chodzisz, jakbyś chciał, żeby cię wszyscy usłyszeli. Poza tym woda wiruje i ma zapach, bo jest zafarbowana sokiem z Czerwienia Wielkiego. Abstrahując od tego, że wydzielasz chakrę mimowolnie. A! I podziękuj rękom, bo w pewnej chwili prawa zachichotała, a lewa zaczęła mlaskać.
Deidara zrobił głupią minę i postawił zirytowany miskę na stole.
-Zero humoru! - zawołał. - Czy przy tobie da się zrobić jakiś kawał, un?!
-Da - powiedziała, wstając. - Woda zmieszana ze sokiem z Czerwienia Wielkiego farbuje włosy na kolor czerwony, którego zmyć się nie da przez około tydzień bez odpowiednich środków. Miłego czekania.
Wzięła ze stołu miskę i wylała jej zawartość na głowę Deidary. Blond włosy od razu nabrały czerwonej jak krew barwy.
-Sasori się ucieszy - stwierdziła Kat. - Eh... Szkoda, że nie zobaczę jego miny.
Akari wybuchnęła śmiechem i nawet groźny wzrok Deidary nie sprawił, że się uspokoiła. Kat uśmiechnęła się.
-A, i jeszcze jedno - zamruczała, stawiając miskę na stole. - Akari chce ci coś powiedzieć.
Wyszła z kuchni, a niebieskooka od razu przestała się śmiać. Deidara strzasnął z siebie resztki farby i spojrzał na Akari.
-Co chciałaś mi powiedzieć, un? - zapytał.
-Eee... Ja... - zaczęła. - Nic. Kat się pomyliła.
-Ona się nie myli - skwitował blondyn. - Un! Uduszę ją! To jest wredne, un!
Akari uśmiechnęła się pod nosem.
-Wyglądam okropnie, un? - zapytał.
-Słodko - rzuciła, zanim ugryzła się w język.
-Masz dziwne poczucie piękna, un - stwierdził z uśmiechem. - Żeby mnie tylko Danna nie...
W tym momencie do kuchni wszedł Sasori. Spojrzał krytycznie na blondyna (który miał czerwone włosy ^^”) i uśmiechnął się pod nosem.
-Mówiłem, że nie uda ci się - rzucił. - A tak na marginesie... Szacunek szacunkiem, ale nie musisz się farbować na czerwono, żeby mi zaimponować. Akari się na blond nie przemalowała.
Były blondyn rzucił mu wściekłe spojrzenie. Wyszedł z kuchni, trzaskając drzwiami. Głośny śmiech Hidana na korytarzu dał do zrozumienia Akari, że Jashinista też miał ubaw, widząc artystę.
XXVIII. Afrodyzjak? Farbę też zmyje... ^^”
-Tylko mnie nie pobij - stwierdził Sasori, patrząc na Akari.
-Za co? - zdziwiła się.
-Za to, że się wyśmiewam z naszej blondyneczki - rzucił. - Pein'a prawie pobiłaś.
Akari jęknęła.
-Pięknie... - stwierdziła.
-Cóż, twoja postawa zobowiązuje do pilnowania się, kiedy mówimy coś o blondynce - wyjaśnił Sasori, szukając czegoś w szafkach. - Strzelimy coś głupiego, to nas pobijesz. Nawet Kat tak nie reaguje... No chodź do mnie, kochanie...
-Co proszę? - zapytała.
-Jeszcze trochę... Misiu... - mruczał lalkarz. - Nie... Nie uciekaj... Słonko... Chodź... Usz...! Chodź tu!
Dziewczyna posłała mu zaskoczone spojrzenie, ale Sasori pochłonięty był szperaniem w jakiejś bardzo głębokiej szafce.
-Mam cię! - zawołał w końcu.
Z radosnym uśmiechem spojrzał na niewielki śrubokręt. Akari posłała mu sceptyczne spojrzenie.
-Nikt nie docenia mojej sztuki - stwierdził z wyrzutem lalkarz. - Eh...
-Sasori-san... - zaczęła Akari. - Nawet Deidara nie mówi do swojej gliny „kochanie”...
-Ale Kat mówi do ołówków - rzucił z uśmiechem lalkarz. - One maja nawet chyba imiona... HB nazywa się, bodajże Franek. Poza tym Deidara mówi „moje kochanie” do całkiem żywej osoby.
Akari spojrzała zainteresowana na lalkarza.
-To ja już pójdę - stwierdził Sasori, idąc ku drzwiom. - Hiruko naprawię. I pewnie jeszcze Kazekage. I jeszcze marionetki Sześciuset Wojowników. I Cienia Kat. Tak... Nie będziesz mnie dłuuuugo widzieć.
-Sasori-san! - zawołała za nim.
Lalkarz zniknął z kuchni, a niebieskooka wypadła na korytarz. Zdołała zauważyć jedynie, jak Sasori znika za drzwiami pokoju. Dziewczyna westchnęła ciężko. Tak bardzo chciała się dowiedzieć, do kogo Deidara mówi „kochanie”.
Zatrzymała się, gdy usłyszała wściekłe pomruki, dochodzące z pokoju Deidary. Zapukała do środka.
-Wejść! - usłyszała wściekły głos blondyna.
Cicho otworzyła drzwi i weszła do środka. Blondyn siedział z ręcznikiem w ręku, trzymając w dłoni pasmo czerwonych włosów.
-Nie zmyje się? - zapytała Akari.
-Nie - jęknął. - Przez co najmniej tydzień, un. Chyba że pójdę do Kat po jakiś tam specyfik. Ale ona mi go nie da. Un! Nie wyjdę stąd przez tydzień!
Akari uśmiechnęła się i usiadła obok blondyna na łóżku. Podparła głowę rękoma, wpatrując się w Deidarę.
-Akari... - zaczął z wyrzutem. - Nie gap się.
-Ale sensei tak słodko wygląda - rzuciła, zanim ugryzła się w język.
-Bardzo zabawne - stwierdził.
Dziewczyna spojrzała na blondyna. Deidara miał nietęgą minę i widać było, że jest niezadowolony.
-Zaraz wrócę - rzuciła Akari.
Blondyn posłał jej zaskoczone i jednocześnie nieco tęskne spojrzenie. Akari wyszła z pokoju i skierowała się do pokoju Kat. Zapukała i po usłyszeniu radosnego „Proszę!”, weszła do środka. W pomieszczeniu na podłodze siedziała Kat, a obok niej Kakuzu. Mężczyzna przeglądał jakieś papiery, robiąc zapiski. Kat natomiast trzymała przed sobą otwartą książkę, wodząc palcami po szeregu liczb.
-Dwa tysiące osiemset dwanaście w lutym - poinformowała Kakuzu. - Co się stało, Akari-chan?
-Bo Deidara... - zaczęła niebieskooka.
-Na stoliku leży walizka. Otwórz ją i weź fiolkę numer czternaście - poleciła Kat. - Rozpuść w wodzie. Dwie krople na litr. Niech przepłucze, to powinno wystarczyć.
-Arigato, Kat-san - podziękowała jej.
Wzięła fiolkę i wypadła z pokoju. Kakuzu spojrzał podejrzliwie na Kat.
-No co? - zapytała Szarooka, czując na sobie spojrzenie mężczyzny.
-Afrodyzjak? - zapytał Kakuzu. - Na zmywanie farby?
-Zawiera imbir, anyż, jałowiec i miętę - wyjaśniła Kat. - To na pewno zmyje farbę.
-Ale to afrodyzjak - zaprzeczył. - Wiesz, jak Deidara zareaguje po nim?
-To tylko dwie krople - zaprzeczyła Kat. - Poza tym nie bierze doustnie. Nic im nie będzie.
Kakuzu westchnął ciężko.
-Jesteś nienormalna - rzucił.
-Dzięki - wyszczerzyła się Kat. - Zapisz, że w marcu było trzy tysiące dwieście osiem. Oi minna... Pewnie musieliśmy za dużo wydać na zwoje.
-W lutym kupowałaś kredki - zaprzeczył Kakuzu. - Za ponad tysiąc jenów.
-Ha! Bywa i tak - zaśmiała się Kat. - No nic... Obrabujemy jutro jakiś bank we trójkę z Hidanem i będzie dobrze. Albo postawimy Jashinistę pod latarnią...
-Po co? - zainteresował się Kakuzu.
-Żeby napadał na przechodniów - zaśmiała się Kat. - A ty o czym myślałeś?
-Wariatka - skwitował.
XXIX. Nie działa?! O.o Jak to?!
Akari zadowolona wróciła do pokoju Deidary (czyli blondyna o czerwonych włosach ^^”). Pokazała mu niewielką fiolkę.
-Byłam u Kat! - zawołała radośnie. - Mam coś, co zmyje farbę.
Deidara spojrzał z nadzieją w oczach na Akari.
-Dwie krople i masz przepłukać, sensei - poinformowała, oddając mu fiolkę.
Blondyn wziął specyfik i otworzył fiolkę.
-Pachnie mi imbirem - zauważył. - Gdzieś już czułem tą mieszankę. Ale nie wiem gdzie... Dziękuję, Akari.
Wszedł do łazienki i po kilkunastu minutach wrócił z mokrymi włosami, które na powrót stały się złote. Deidara obracał w palcach pustą fiolkę.
-Sensei! Maiły być dwie krople - zawołała Akari.
-Wpadła mi do wody - przyznał. - Nieważne. Ale działa! A już myślałem, że Kat coś znowu wymyśliła. Hm... Wariuję przez nią.
Usiadł na łóżku, nadal podejrzliwie obracając w ręku fiolkę. W końcu zauważył niewielki numerek na spodzie. Przeczytał cyfrę i krzyknął przeraźliwie, spadając z łóżka.
-Akari, wyjdź stąd! - zawołał.
-Ale sensei... - zaczęła.
-Wyjdź! - zawołał.
Złapał dziewczynę za rękę i wyprowadził ją z pokoju, zatrzaskując drzwi. Akari trzymała w ręku fiolkę, którą wcisnął jej blondyn. Patrzyła tępo na drzwi. Usłyszała zgrzyt zamykanego zamka.
-Eee... Nie żebym się wtrącał, czy cuś - usłyszała przy sobie głos Hidana. - Pokłóciliście się, czy co?
-Nie wiem - przyznała. - Po prostu mnie wyrzucił. Przeczytał coś na fiolce i wyrzucił z pokoju.
Hidan zmrużył oczy i wziął z ręki Akari fiolkę. Przeczytawszy numer, wybuchnął śmiechem.
-Dostałaś to od Kat? - zapytał. Akari skinęła głową. - Oj, mała... Szarooka dała ci afrodyzjak. Fakt faktem, że zmyje farbę z Czerwienia, ale mimo wszystko to afrodyzjak...
-Co? - zapytała głupio Akari. - Jak to afrodyzjak?!
-Taki specjalny - rzucił Hidan. - Po nim wyznaje się miłość, ale nie zawsze do końca wiadomo, czy to przez działanie wywaru, czy przez prawdziwie uczucie. Ale ten afrodyzjak ma jeden plus. Jeśli nie działa, oznacza to tylko jedno.
-Hidan-san, co? - zapytała, gdy białowłosy milczał przez dłuższą chwilę.
-Sama się kiedyś dowiesz - rzucił.
Szybko zniknął w swoim pokoju, przez co Akari nie zdołała go zapytać o coś więcej.
Szarooka weszła do kuchni, gdzie czekało już na kolację prawie całe Akatsuki. Brakowało jedynie Deidary. Dziewczyna mimo wszystko podała posiłek, a po skończonej kolacji, stanęła przed pokojem blondyna.
-Deidara, otwórz - poprosiła. - Wiesz, że nawet w takim stanie nic mi nie zrobisz... Otwórz. Dei-kun...
Po chwili drzwi otworzyły się. Kat weszła do środka. Nie widziała, ale czuła, że blondyn siedzi na łóżku.
-Kat, jesteś nienormalna - pożalił się jej. - Całkowicie nienormalna. Dlaczego to zrobiłaś? Wiesz, jak ja mogłem skrzywdzić Akari?
Szarooka usiadła przy blondynie. Po chwili przyłożyła mu rękę do czoła.
-Tobie nic nie jest - stwierdziła zaskoczona. - Zero napalenia. Nic. Deidara, na pewno przemyłeś tym włosy?
-Tak - przyznał.
-Oi minna... - szepnęła Kat. - Mamy większy problem, niż wcześniej myślałam.
-Dlaczego?! - zawołał Deidara. - Kat, co mi jest?!
-Nic - odpowiedziała. - I to jest właśnie ten problem. Nic ci nie jest. Po takiej dawce powinieneś skakać po łóżku, wrzeszcząc, że kochasz Akari. A ty nic. Hm... Deidara... Ty ją kochasz, prawda?
Czuła, że blondyn zmieszał się i dodatkowo wiedziała, że jego policzki się zaczerwieniły.
-Czyli ją kochasz - stwierdziła za niego Kat. - Dlaczego jej nie powiesz?
Milczał, nie wiedząc, co ma jej powiedzieć.
-Deidara... Afrodyzjak nie zadziałał, bo nie potrzeba było tworzyć czegoś, co już istniało - powiedziała Kat, wychodząc z pokoju. - A właściwie... Żaden afrodyzjak nie może wytworzyć miłości. Tylko czyste uczucie potrafi oprzeć się mocy mojego wywaru. Deidara...
XXX. Dziecko? Czyje?! O.o
Tobi pałętał się po lesie, otaczającym siedzibę Akatsuki. Puszcza była jednym z tych niewielu miejsc, w których mógł się zachowywać tak, jak wszyscy inni. Normalnie...
-Usz! Kuso! - warknął melodyjnym głosem, potknąwszy się o jakiś kamień. - C'jit! By go strzeliło!
Z wściekłym pomrukiem wstał z ziemi i otrzepał swój płaszcz. Obrócił głowę, gdy usłyszał bliżej niezidentyfikowany dźwięk. Podszedł bliżej, a odgłos nasilił się. Z każdym krokiem coraz bardziej przypominał... płacz dziecka?
-Oi minna... - szepnął Tobi. - A to co?
Podniósł z ziemi niewielkie zawiniątko i rozchylił poły niebieskiego materiału. Dziecięcy krzyk rozniósł się po lesie. Tobi zdjął maskę i dziecko uspokoiło się nieco, tulone w ciepłych ramionach mężczyzny. Tobi porozglądał się wokoło, ale nie dostrzegł nawet najmniejszej oznaki czyjejś obecności. Złożył jedną ręką pieczęć, drugą wciąż trzymając dziecko.
-Sharingan... - szepnął. - Byasharingan!...
Jego oczy zmieniły kolor z głębokiej czerni na czystą biel. Wokół smolistoczarnej źrenicy wiły się ciemne znaki sharingana. Tobi jednak nawet przy pomocy swoich oczu nie potrafił dostrzec kogokolwiek w lesie, a przecież jego wzrok sięgał teraz nawet do kilku kilometrów wokoło.
-Kat mnie zabije... - przyznał przed samym sobą, łamiąc pieczęć.
Ze ściśniętym sercem i zawiniątkiem w ręku ruszył w stronę organizacji. Przed wejściem przypomniał sobie dopiero, że nie założył z powrotem maski. Naciągnął ją szybko na twarz i otworzył wejście. Dziecko w czasie marszu zasnęło i teraz spokojnie spało wtulone w palce Tobi'ego.
-Co tam masz, Tobi? - usłyszał nad sobą nagle głos Hidana.
-Oi! Hidan-san! - zawołał swoim dziecięcym głosikiem, dokładnie osłaniając dziecko. - To Tobi'ego! Tobi nie odda! Tobi może pokazać tylko swojej Nee-chan!
Pobiegł korytarzem jeszcze zanim Hidan zdążył zapytać o coś więcej. Wparował do pokoju Kat. Dziewczyna już nie nosiła opaski, choć i tak nie widziała wszystkiego idealnie.
-Kat! Ratuj! - zawołał już swoim normalnym głosem.
-O co chodzi? - zapytała szybko Szarooka.
-Właśnie, o co? - dopytywał się jeszcze ktoś.
Tobi aż jęknął, widząc w pokoju Kat jeszcze jedną osobę.
-Pein... Ty tutaj? - zapytał. - Teraz?!
-A niby gdzie i kiedy indziej? - rzucił rudy. - Próbujemy rozwiązać problem Rinnengana, a co?
-Nic! - zawołał szybko Tobi. - To ja przyjdę...
-A co tam masz? - zapytała Kat, doskakując do braciszka. - Tobirama! Skąd wziąłeś dziecko?!
Tobi jęknął głośno, widząc nieco wściekły wzrok Szarookiej i zaszokowane, w mniemaniu Tobi'ego - jeszcze, spojrzenie Pein'a.
-Dziecko? - powtórzył niedowierzająco rudy. - Jakie znowu dziecko?
-Tobiramo Aradamie Uchiha! Skąd masz dziecko? - zapytała Kat, patrząc na Tobi'ego.
-Kat, bo ja... - zaczął. - Znalazłem... W lesie... Leżało samo, a wokoło nikogo nie było, sprawdzałem, nawet Byasharinganem! Ono było samo i...
-O matko... - jęknęła Kat. - Tobi...
Chłopak zwiesił głowę, tuląc w ramionach milczące zawiniątko. Pein podszedł do niego i odsunął kocyk z twarzy dziecka.
-Pięknie - skwitował.
-Tobi, co my zrobimy z dzieckiem? - zapytała Kat. - Jesteśmy przestępcami, a nie jakimś żłobkiem...
-Ono by zginęło - stwierdził Tobi.
-Matko... - jęknęła Kat. - Kakuzu mnie zabije.
-A to czemu? - zapytał spokojnie Pein.
-Wiesz ile trzeba wydać na dziecko? - warknęła Kat. - I to niemowlę?
-Nie - stwierdził spokojnie. - Czyli chcesz je zatrzymać?
Kat skinęła głową.
-Ja nie zabijam dzieci - zauważyła.
-Rób co chcesz - rzucił Pein. - Mnie w to nie mieszaj. Zajmujcie się nim sami. Miłej opieki...
Wyszedł z pokoju, a Kat zauważyła na jego ustach cień uśmiechu. Szarooka westchnęła ciężko i podeszła do Tobi'ego.
-Cholerne to twoje miękkie serce - warknęła.
-I kto to mówi - zauważył.
-Usz ty! - syknęła. Spojrzała na dziecko. - Chłopak. Jak mu dasz na imię, tatusiu?
-Tatusiu? - powtórzył zaszokowany.
-Se przyniosłeś, to się zajmuj - zauważyła. - Tatusiu...
Tobi jęknął błagalnie.
-Kat, nie zostawiaj mnie - poprosił.
-A co ja mogę? - zapytała. - Wychowałam ciebie, nie wymagaj ode mnie więcej. Poza tym popatrz na siebie. Nienormalny jesteś i masz to po mnie. Wątpię, czy świat wytrzymałby jeszcze jeden przypadek takiej nienormalności...
-Więc?... - zapytał.
-W Akatsuki jest tylko trzy dziewczyny. Ja odpadam, Konan też. Zostaje tylko jedna opcja - zauważyła Kat. - Przynajmniej dzieciak będzie miał przystojnego ojca...
Tobi spojrzał na nią uważnie.
-Eh... Deidara i Akari nawet nocy poślubnej nie przeżyli, a już będą mieć dzieci - westchnęła Kat, uśmiechając się wrednie. - To się nazywa pech...
-To się nazywa twój szatański umysł - poprawił Tobi.
XXXI. Zebranie Akatsuki.
-Ale dlaczego ja? - zawołała Akari, patrząc dziwnie na trzymane w ramionach dziecko. - Przecież... Dlaczego ja?!
-Bo jesteś najbardziej normalna - zauważyła Kat. - Do opieki nad dzieckiem potrzeba jakiejś kobiety. Ja się nie nadaję, jestem zbyt pokręcona. Konan ma nawał spraw z Pein'em. Zostajesz ty. Akari, proszę...
-Ale... - zaczęła dziewczyna, coraz mniej wierząc w swój opór.
-Akari-chan - przerwała jej Szarooka. - Dziecko potrzebuje miłości i troski. Jesteśmy przestępcami, a ty masz tu najmniejszy staż. Chłopak przynajmniej będzie jako tako normalny...
Akari posłała błagalne spojrzenie ku stojącemu obok Kat Pein'owi.
-Mnie w to nie mieszajcie - zaznaczył od razu.
-Akari-chan... - usłyszała jęk Tobi'ego. - Tobi prosi, Akari-chan. Tobi sam znalazł dziecko i Tobi nie chce by umarło...
-Czemu ma umierać?! - zawołała od razu niebieskowłosa, tuląc do siebie chłopczyka.
-Jeśli się nikt nim nie zajmie... - zaczęła Kat.
-Warunek jego życia tutaj jest prosty - włączył się rudy. - Jeśli będzie miał opiekę, to przeżyje. Jeśli nie... Osobiście odniosę go tam, gdzie go Tobi znalazł.
-Nie! - zawołała Akari. - Nie możecie!
-Zajmiesz się nim? - zapytała Kat.
Akari westchnęła ciężko i spojrzała na chłopczyka. Miał lazurowo błękitne oczy i blond czuprynkę. Zdziwiła się, gdy nagle dziecko zaczęło jej kogoś przypominać...
-No dobrze - powiedziała. - Ale ja sama nie dam rady...
-Pomożemy ci - ucieszyła się Kat. - Wszyscy. Tobi, zbierz chłopaków do kuchni.
-Ale Nee-chan... Hidan-san i Deidara sempai nie ma w organizacji - zauważył Tobi. - Hidan-san wyszedł do miasta, a sempai poszedł sobie polatać.
-Nie szkodzi, zbierz resztę - rzuciła Kat. - Akari też już idź. My przyjdziemy za chwilę.
Dwójka (a właściwie trójka) ludzi opuściła gabinet Lidera.
-Wariatka - skwitował Pein, gdy drzwi się zamknęły.
-Nie zabijam dzieci, Nagato - rzuciła. - Nie odzywaj się więcej w tej sprawie. Każ Deidarze i Hidanowi stawić się zaraz w siedzibie. Niech się nie obijają w drodze.
Rudy skinął posłusznie głową, a Kat wyszła z gabinetu. Skierowała swoje kroki do kuchni, gdzie siedziała tylko Akari z dzieckiem. Dziewczyna pochłonięta była tuleniem malca. Kat stojąc w drzwiach uśmiechnęła się nieznacznie. Przed oczyma stanął jej pewien szarowłosy mężczyzna. Jak zwykle patrzył na nią roześmianymi oczyma.
„A syna nazwiemy Mathirama - zaśmiał się, gdy pewnego dnia razem siedzieli nad jeziorem. Przytulił ją do siebie, a ona wtuliła się w niego z uśmiechem. - Kocham cię, Kat...”
Spuściła wzrok, a jej oczy stały się puste. Do dziś nie potrafiła pozbierać się po tej stracie. Mówią, że czas leczy rany, ale jak wielka musi być jej rana, skoro nawet cały wiek nie zdołał choć trochę zapomnieć o jej istnieniu?
Na korytarzu usłyszała głosy chłopaków. Szybko pozbierała się i odrzuciła od siebie myśli z przeszłości. Stanęła za stołem na jego szczycie, oczekując, aż chłopcy zajmą swoje miejsca. Tak jak się spodziewała, widok dziecka w ramionach Akari zatrzymał ich na chwilę w drzwiach.
-Siadajcie, siadajcie - rzuciła radośnie. - Nie stójcie w drzwiach, bo się Tatko Lider wkurzy, jak będzie chciał przyjść.
Głos Kat otrząsnął ich z marazmu. Posłusznie usiedli na miejscach, choć wciąż nie mogli oderwać wzroku od dziecka i Akari.
-Zacznę od początku - powiedziała Kat. - Niejaki Tobi z organizacji Akatsuki znalazł dziś rano dziecko. Przyniósł małego do siedziby. Zająć się nim zaoferowała Akari, dlatego od dziś w siedzibie będzie dzieciak, więc proszę o przyzwoite zachowanie.
Reakcja chłopaków zadziwiła nawet Kat. Wszyscy rzucili się, żeby z bliska zobaczyć dziecko. Kat o mało co nie parsknęła śmiechem - oto najgorsi przestępcy świata na widok dziecka wariują jak świry.
-Spokój już! - krzyknęła. - Trzeba wybrać mu imię!
Każdy z chłopaków zaczął krzyczeć własne imię, przy okazji określając go mianem najodpowiedniejszego dla dziecka.
-Dość! - opanowała ich. - Prawo głosu w tej sprawie ma tylko jedna osoba. Tobi, tobie należy się prawo nadania imienia.
Wszyscy spojrzeli na czarnowłosego, oczekując jego słów. Maskmen zmieszał się.
-Eee... No... - zaczął. - Tobi uważa, że... On będzie miał na imię Mathirama.
Kat spojrzała zaszokowana na Tobi'ego, ale ten wzruszył ramionami. Pomysł widocznie spodobał się reszcie, gdyż przyjęli go z aprobatą.
-Niech więc będzie... Mathirama... W skrócie może być Math - szepnęła Kat. - Zostaje jeszcze sprawa...
Nie skończyła mówić, gdy do kuchni wparował Hidan.
-Akari! Ty masz dziecko! - zawołał nagle. - A to dziecko Tobi'ego! Tobi zrobił dziecko Akari!
XXXII. Złość blondynki.
-Łaaaaaaaaaaaa! Tobi zrobił dziecko Akari!
Wszyscy patrzyli na Hidana jak na idiotę, co i tak działo się zaskakująco często. Jashinista biegła w panice wokół stołu, a reszta patrzyła na jego popis. Sasori zerknął ku drzwiom.
-O, Deidara... - zauważył spokojnie, odwracając wzrok. - Co?! Deidara!
Trzepnął siedzącego obok Kakuzu i wskazał mu na blondyna. Ten jęknął cicho i zaczął szarpać za ramię Itachi'ego, który z kolei powiadomił Kisame. Rybcia przekazał wiadomość do Zetsu.
-Kat-san... - zaczął rosiczka. - Deidara...
-Co Deidara? - zapytała, patrząc we wskazanym miejscu. - O, Dei. Co?! Deidara!!!
Blondyn stał w drzwiach. Kości w jego palcach strzelały złowieszczo, gdy artysta zaciskał pięści. Z jego oczu ziała wściekłość i gniew skierowana wprost na...
-Tobi, gdzie jesteś Tobi?! - zawołała w panice Szarooka. - Braciszku!
-Nee-chan... - usłyszeli cichy jęk maskmena.
Spojrzeli w stronę skąd się wydobywał i zauważyli tylko znikającą za drzwiami kitkę Deidary i ciągniętego przed blondyna Tobi'ego. Wszyscy automatycznie wypadli z sali, biegnąc za dwójką. Deidara zaciągnął czarnowłosego na bojówkę.
-N-n-n-e-e-e-e-e-ch-ch-cha-a-a-a-a-n-n-n-n-n! - jęczał Tobi, gdy Deidara ciągnął go po schodach. - R-r-r-r-a-a-a-t-t-u-u-j-j-j-j!
-Oi minna... - szepnęła Kat.
Deidara doszedł wreszcie na dół schodów i rzucił Tobi'ego na środek bojówki. Chłopak uderzył boleśnie o ziemię. Jęknął cicho, ale nawet nie zdążył się podnieść, gdy Deidara zdzielił go pięścią w twarz. Pomarańczowa maska pękła, nikłą rysą znacząc drogę od ucha poprzez policzek do nosa, gdzie się kończyła.
-Deidara! - zawołała Kat.
Nie zareagował. Podniósł Tobi'ego i rzucił nim o drzewo. Chłopak zsunął się z jękiem o pień.
-C'jit! - warknął, wstając. - Nee-chan!
-Tobi, nie! - zawołała natychmiast Kat. - Deidara, opanuj się! Deidara!!!
Jej głos nie przyniósł żadnego efektu. Blondyn podszedł do Tobi'ego i przycisnął go boleśnie do drzewa.
-Zabiję cię! - wysyczał.
Kat zacisnęła zęby i już chciała skoczyć na dół bojówki, gdy przed oczyma śmignęła jej postać Akari. Niebieskowłosa oddała dziecko pierwszemu lepszemu chłopakowi i sama skoczyła do blondyna. Kat ruszyła za nią. Deidara tymczasem kilkakrotnie zdzielił Tobi'ego pięścią w twarz. Jego kolejny cios zatrzymała dopiero ręka Akari.
-Sensei... - wyszeptała błagalnie.
Dyszał ciężko, patrząc wściekle na maskmena. Pomarańczowa maska pękła, odsłaniając prawy policzek, głębokie rozcięcie na nim, część prawego oka i nieco zakrwawione usta. Czarne oczy chłopaka wpatrywały się ze stoickim spokojem w Deidarę., oczekując kolejnego ciosu.
-Deidara, dość - powiedziała Kat.
-Sensei... - jęknęła Akari.
Opuścił rękę, którą nadal trzymała Akari. Kat szybko zarzuciła sobie rękę Tobi'ego na ramię. Chłopak jęknął cicho. Razem wyszli z sali, odprowadzani zaszokowanymi spojrzeniami reszty członków. Po chwili w bojówce został już tylko Deidara i Akari.
-Sensei... - zaczęła cicho. - To nie było moje dziecko.
-Więc? - zapytał, nawet nie patrząc jej w oczy.
-Tobi znalazł je w lesie - przyznała. - Zgodziłam się nim zaopiekować. Deidara sensei, ja nigdy... Przepra...
-Akari, wybacz - wyszeptał szybko, odwracjac się do niej plecami. - Jestem idiotą. Ale ja... Gdy Hidan... Nieważne.
Chciał wyjść z bojówki, jednak zatrzymała go Akari, łapiąc go za rękę. Przytuliła się mocno do niego, obejmując go w pasie. Deidara delikatnie ułożył podbródek na jej głowie, gładząc jej aksamitne włosy.
-Skąd Tobi wziął dzieciaka? - zapytał niedowierzająco.
-Znalazł w lesie - stwierdziła Akari. - Nie wiem jak.
Deidara uśmiechnął się nieznacznie.
-O matko! Dziecko! - zawołała nagle Akari.
Tymczasem Kat i Tobi weszli do pokoju Szarookiej. Dziewczyna posadziła czarnowłosego na łóżku, ściągając mu ostrożnie resztki maski z twarzy.
-Dowalił mi - stwierdził melodyjnym głosem Tobi, uśmiechając się nieznacznie.
-Jest zazdrosny - zauważyła Kat. - Dobrze, że się powstrzymałeś. Jeszcze nie czas na ujawnienie.
-Ciężko było - przyznał. - Jeszcze nikt nie prał mnie tak po pysku, żebym mu nie odpowiedział podobnym. Niezła próba dla mojego charakteru.
Kat westchnęła ciężko. Wiedziała, że po ojcu Tobirama odziedziczył gorącą krew i nieokiełznany temperament. Gdyby nie to, że Akari powstrzymała Deidarę, całe Akatsuki dowiedziałoby się, kim są prawdziwi Liderzy i jak wygląda twarz Tobi'ego.
-Nie ruszaj się - poleciła.
Syknął, gdy nasiąknięty specyfikiem wacik dotknął rozcięcia na jego wardze. Kat opatrzyła mu także ranę na policzku i obmyła mu twarz z krwi. Usiadła na łóżku i wyciągnęła spod niego nową maskę Tobi'ego.
-Fajna skrytka - stwierdził z uśmiechem, biorąc od niej maskę.
-Nie zakładaj - poleciła. - Musi się zagoić.
Skinął głową, a Kat usiadła za nim, opierając się o jego plecy. Oparła głowę o jego ramię, patrząc w biały sufit nad sobą.
-Braciszku... - zaczęła. - Czy myślałeś kiedyś o tym, kim byłbyś, gdyby twój ojciec nie uciekł z Konoha?
-Tak, dosyć często - przyznał.
-I? - drążyła.
-Prawdopodobnie mówiłbym do ciebie mamo - zauważył z uśmiechem. - I na pewno nie byłoby mnie tu teraz.
Kat skrzywiła się nieco, ale nic nie powiedziała.
-Tęsknie za nim - przyznała. - Ale jednocześnie nie chciałabym się z nim spotkać. To ciężkie... Sama już nie wiem, co mam myśleć.
-Nie martw się, Nee-chan - szepnął, odwracając się i przytulając do Kat. - Kiedyś odnajdziesz drogę.
XXXIII. Łaaaaa! Gdzie nasz dzieciak?!
Akari biegała jak szalona po bojówce, próbując bezskutecznie przypomnieć sobie, co stało się z Mathiramą.
-Akari... Akari - próbował uspokoić ją Deidara. - Akari!
W końcu złapał w pół dziewczynę i zatrzymał ją na miejscu.
-Matko, gdzie jest dziecko? - zawołała.
-Opanuj się - powiedział spokojnie blondyn. - Komu je dałaś?
-Nie pamiętam - lamentowała. - Ja nie pamiętam!
Deidara westchnął ciężko i razem z Akari wyszedł z bojówki. Zapukał do pokoju Kat, ale odpowiedzi nie otrzymał, co mogło oznaczać tylko jedno - Szarookiej tam nie było. Na szczęście dziewczyna wyszła z pokoju Tobi'ego.
-O, hej! - przywitała się. - Co tam u Mathi'ego?
-On zaginął! - zawołała Akari.
-To możliwe, zważając, że... - zaczęła Kat. - ŻE CO?! Jak to zaginął?! Gdzie?!
-Znajdź go - poprosił Deidara. - Jest u któregoś z chłopaków...
Kat westchnęła i mrucząc coś o wychowywaniu bachorów aktywowała Byakugan. Po chwili jej twarz stężała, a minutę później dziewczyna zaczęła się śmiać.
-Zaraz je przyniosę - powiedziała. - Idźcie do siebie. Albo nie... Oboje idźcie do pokoju Deidary. Mam do was sprawę, która dotyczy Mathiramy...
Posłusznie skierowali się do odpowiedniego pomieszczenia, a Kat przeszła korytarzem do ostatniego pokoju. Zapukała, a drzwi z zaklętego drzewa otworzyły się same przed nią.
-Oi, Zetsu-kun... - zaczęła. - Akari martwiła się o dzieciaka.
Weszła do środka, a drzwi zamknęły się za nią automatycznie.
-Znaleźli... Hm... Szybko - usłyszała głos, jak się domyślała, białej połowy Zetsu. - A tak było fajnie... I dopiero doszliśmy do omnisa.
Kat uśmiechnęła się i podeszła do Zetsu, który trzymał na ręku dziecko. Chłopczyk próbował złapać małą rączką wielki kwiat, kiwający się w tę i w tamtą przed jego nosem. Kat przytrzymała roślinę, a Math zerwał jeden jej płatek. Zetsu oddał dziecko Szarookiej, odwracając się do niej plecami.
-A było tak fajnie... - wymruczał.
-Zetsu-kun... - zaczęła Kat. - Każdy z chłopaków będzie uczył czegoś tego dzieciaka. Warto byłoby, gdyby mały potrafił coś z zielarstwa...
-Ty go ucz - rzucił Zetsu.
-Nie - odpowiedziała. - Ja mam inną misję. Wy go będziecie uczyć. Ale na to czas... Nie martw się, Zetsu-kun, będziecie się nim mogli zajmować.
Zamruczał coś do niej w odpowiedzi. Kat wyszła z pokoju, gdy drzwi same otworzyły się przed nią. Zaniosła dziecko do pokoju Deidary i oddała je Akari.
-A teraz słuchajcie... - poleciała. - Dziecko nie powinno mieć tylko matki, czy tylko ojca...
-Jeśli myślisz o tym, co ja, to ja się nie zgadzam - zawołał od razu Deidara.
-Wiedziałam, że zawsze dojdziemy do porozumienia! - ucieszyła się Kat. - To prawda... Ja z kimkolwiek z Akatsuki się nie nadaję, dlatego to wam, obojgu, przypada ta rola...
-Kat, ale... - zaczął blondyn.
-Też cię kocham, Dei-kun - przerwała mu. Wyciągnęła zza paska małą sakiewkę z pieniędzmi i rzuciła je Deidarze. - Jutro zawieziesz Akari do miasta, kupicie co trzeba. A teraz pa...
-Ale... - zaczął blondyn.
Nie skończył, bo Szarooka szybko wyszła z pokoju, zostawiając trójkę razem. Deidara opadł na łóżko z jękiem zrezygnowania. Akari usiadła obok niego, tuląc w ramionach Mathiramę. Deidara zerknął na nią i musiał przyznać, że dziewczyna wygląda przesłodko z dzieckiem na ręku. Niebieskowłosa zaczęła nucić jakaś kołysankę, a chłopczyk prawie natychmiast zasnął w jej ramionach.
-Sensei...? - zapytała Akari.
Deidara ocknął się z lekkiego marazmu. Kołysanka dziewczyny działała też na niego i blondyn powoli przymykał oczy, opierając głowę na ramieniu Akari.
-Nie śpię - powiedział sennie. - W ogóle... nie... śpię...
Po chwili zamknął oczy na dobre i Akari westchnęła. Na rękach trzymała dziecko, a o jej ramię opierał się śpiący już Deidara. Żyć nie umierać...
Mimo wszystko dziewczyna uśmiechnęła się sama do siebie. Odgarnęła blond kosmyki z czoła dziecka, nadal nucąc swoją kołysankę.
XXIV. Zakupy i wiadomości.
Sasori zerknął na stojącego przy białym ptaku Deidarę. Blondyn wpatrywał się w milczeniu w niebo. Czekał na Akari. Akasuna uśmiechnął się pod nosem.
-Wkopałaś go... - stwierdził.
-Ja? - zapytała Kat, stojąca obok lalkarza. - A skąd. Ja po prostu to wszystko delikatnie nakierowałam w odpowiednim kierunku, Sasori-kun...
-Wkopałaś go - powtórzył.
-No dobra... - przyznała. - Ale nie zaprzeczysz, że to doby wybór.
Akasuna wzruszył ramionami. W końcu z siedziby wyszła Akari. Deidara pomógł jej wsiąść na ptaka i razem wystartowali. Kat powiodła wzrokiem za białą figurką, aż ta zniknęła jej z oczu.
-Miłego spędzania misji - rzuciła ku Sasori'emu. - Obyś wytrzymał z Tobi'm!... Niech cię drewno leśne błogosławi!
Lalkarz uniósł nieco brwi. Szarooka wyszczerzyła do niego ząbki i pomachawszy mu, weszła do siedziby. Sasori po chwili ruszył na misję wraz z radośnie skaczącym Tobi'm. Reszta Akatsuki także otrzymała zadania, w organizacji został tylko Pein i Kat. Szarooka weszła do pokoju Lidera.
-Idziemy?... - zapytała.
-Czy to potrzebne? - zapytał Pein. - Dwa razy w tak krótkim czasie... to może się źle dla ciebie skończyć.
-Daj spokój - dziewczyna machnęła ręką. - Nic mi nie będzie. Pochodzę z opaską dzień, czy dwa i mi przejdzie. Reszta nawet nie zauważy. To co? Idziemy?...
Rudy skinął głową i wstał ze swojego miejsca. Razem z Szarooką stanęli na korytarzu przed pokojami Akari i Deidary. Kat wcześniej sprawdziła, co u Mathiramy, ale chłopiec spał spokojnie w pokoju Szarookiej. Kat aktywowała Rinnengan, podobnie zresztą jak Pein. Oboje zaczęli majstrować w rozmieszczeniu pokoi, wiedząc, że wywołają tym niezłe zamieszanie.
Deidara wylądował ostrożnie na drodze poza miastem. Pomógł zejść Akari z ptaka, a potem zmniejszył figurkę tak, że zmieściła mu się do kieszeni.
-Idziemy? - zapytał blondyn.
Dziewczyna skinęła głową i zrównała się z blondynem. Deidara przeczesał rękoma grzywkę na lewej części twarzy, aby ukryć urządzenie namierzające. Akari zerknęła na drogę - do miasta został im jakieś pół kilometra drogi. Dostali się tam szybko, w milczeniu. Blondyn zaprowadził Akari do pierwszego sklepu, jednak nie weszli do niego. Spojrzeli na rozmawiającą z jakimś chłopakiem szatynkę...
-Rayan! Ale jak?! Przecież... - zaczęła słabo dziewczyna. - Lily sama nie wie, co się stało. Luke po prostu nagle wyparował. Nikt nie wie, gdzie jest. Przecież roczne dzieci tak nagle nie znikają...
-Spokojnie Disy - powiedział chłopak. - Luke się znajdzie.
-Lily już nawet nie może go szukać... - po policzkach szatynki popłynęły łzy. - Ciągle o nim mówi. Wspomina wszystko... jego blond włosy, niebieskie oczy. Pamiętała nawet, że zawinęła go w niebieski kocyk... A teraz... nie może go znaleźć. Ale przecież dzieci od tak nie wyparowują, Rayan!
Deidara spojrzał na Akari. Niebieskooka wpatrywała się w szatynkę, a jej ręce drżały lekko. Minutę później odwróciła się do blondyna.
-Deidara sensei... - zaczęła. - Chyba powinniśmy o tym powiedzieć Kat-san.
Blondyn skinął głową. Razem z dziewczyną zawrócili w stronę wyjścia z wioski. Deidara spojrzał na Akari. Dziewczyna szła pewnie, ale widać było, że jest smutna. Blondyn objął ją ramieniem i przyciągnął do siebie. Wtuliła się w niego, idąc nadal drogą.
-Nie martw się, Akari... - zaczął. - To chyba dobrze, że znaleźli się rodzice?...
Niebiskowłosa tylko skinęła głową. Gdy wrócili do siedziby, z wyjścia ulatniała się niewielka stróżka dymu.
-Co jest?... - zaczął blondyn.
-Math! - zawołała dziewczyna, zeskakując z ptaka.
Wbiegła do siedziby, a Deidara pobiegł za nią. Dym dochodził z kuchni. Blondyn pobiegł tam od razu, a Akari skierowała się do pokoju Szarookiej, gdzie zostawiła chłopca. Deidara otworzył drzwi i ujrzał...
-Pein-sama?...
Rudy stał przed kuchenką i krztusząc się, odganiał od siebie dym, wydobywający się z garnków. Deidara zrobił głupią minę.
-Co Lider robi, un? - zapytał.
-Miałem do wyboru... - zaczął. - ...dzieciaka albo kuchnię.
-Trzeba było wybrać papiery - zauważył blondyn.
Pein zgromił go wzrokiem.
-To ja pójdę po Kat, un... - rzucił.
Rudy westchnął ciężko i tylko skinął głową. Deidara wyszedł z kuchni i odkaszlnął nieco dymu. Zapukawszy do pokoju Szarookiej, wszedł do środka. W pomieszczeniu, na podłodze siedziała Kat, a przed nią Akari, która tuliła do siebie Mathiramę. Szarooka znów miała na oczach opaskę, co wcale nie przeszkadzało jej wiedzieć, kto wszedł do pokoju.
-Ohayo, Dei-kun... - przywitała się z blondynem. - Co tak szybko z zakupów?...
-Nic nie kupiliśmy, un - przyznał Deidara.
-Powód?... - drążyła Szarooka.
Deidara westchnął ciężko. Po krótce opowiedział, co stało się w mieście. Szarooka tylko skinęła głową.
-Możesz pójść do kuchni, un?... - poprosił nagle Deidara.
-Wiedziałam, że sobie nie poradzi - ucieszyła się nagle Kat. - To było pewne!
Wstała zręcznie z podłogi i wyszła z pokoju, zostawiając w środku blondyna i Akari z dzieckiem. Ledwo wyszła z pokoju w jej nozdrza uderzył ostry zapach dymu.
-Matko, aż tak źle?... - jęknęła cicho.
Weszła do kuchni, gdzie przywitało jej znaczące chrząknięcie Pein'a. Dziewczyna tylko uśmiechnęła się pod nosem.
-Jak ja się cieszę, że nic nie widzę - zaśmiała się. - Nie masz talentu kucharskiego, Nagato-kun? Mężczyźni podobno najlepiej gotują.
Milczenie, które zastało w kuchni, dało jej do zrozumienia, że rudy nie podziela jej zdania. Szarooka z chytrym uśmieszkiem podeszła do kuchni i pstryknęła palcami. Wszystkie garnki zniknęły wraz z zawartością i krztuszącym dymem. Dziewczyna podeszła do szafek i otworzyła jedną. Przejechała ręką po stosiku zwoi, aż w końcu wybrała właściwy. Rzuciła go Pein'owi.
-To jest nasz dzisiejszy obiad - zauważyła. - Wystarczy rozpieczętować. Szereg pieczęci jest napisany na taśmie. Smacznego...
Wyszła z kuchni i po minucie z powrotem znalazła się w swoim pokoju.
-Akari... - zaczęła cicho. - Wiesz, co musimy zrobić?
Dziewczyna tylko skinęła głową, ale Kat, nieznanym sposobem, wiedziała o tym doskonale. Wzięła dziecko z rąk dziewczyny i podeszła do Deidary.
-Polecimy na twoim ptaku - zarządziła. - Zostaniesz tutaj, Akari.
Blondyn wyszedł wraz z Szarooką z pokoju, a potem i z organizacji. W milczeniu wskoczyli na ptaka i ruszyli do miasta.
XXV. Problem z pokojami. ^^”
Deidara wrócił z miasta z Kat dopiero po dwóch godzinach. Mały był już w ramionach matki, a akcja cichego podłożenia dziecka udała się znakomicie. Blondyn wszedł do swojego pokoju i wtedy...
-Kat!!!
Siedząca w tym czasie w kuchni z Akari Szarooka jęknęła przeciągle. Po minucie do pomieszczenia wpadł Deidara, patrząc wściekle na Kat.
-Coś ty narobiła, un? - wysyczał.
-Dei-kun, nie zabijaj! - krzyknęła dziewczyna. - Nie zabijaj! Ja nie chciaju! To się samo tak zrobiło!
-Pokoje nie łączą i nie przestawiają się same od siebie, un! - warknął blondyn. - Czemu to zrobiłaś?! Ja nie mogę mieszkać z Akari w jednym pokoju, un, i...
-Ze mną? - zdziwiła się dziewczyna.
-...spać w jednym łóżku, un! - dokończył blondyn.
Akari nagle zamarła.
-W je-jednym łóżku? - wyszeptała.
-To nie moja wina - zaparła się Kat. - Mieliście się opiekować chłopakiem, to nie można was było rozdzielać na dwa pokoje. Musieliście mieć jedno. A jedno łóżko to oszczędność. Kakuzu i tak mnie zruga za farbę...
Deidara spojrzał na nią spode łba. Kat tylko wzruszyła ramionami, wskazując na opaskę. Deidara tylko prychnął cicho. Szarooka, choć niewidoma, doskonale wiedziała, jak wygląda blondyn i jak na nią patrzy.
-Jesteś zryta, Kat, un - rzucił w końcu.
Dziewczyna tylko spuściła głowę z pokorą i jedynie jej chytry uśmiech wskazywał, że wcale nie żałuje tego, co zrobiła. Akari spojrzała na Deidarę z lekko rozchylonymi ustami...
-Je-jeden pokój?... - wyszeptała.
-I jedno łóżko - dodała Kat, ale zamilkła szybko, czując na sobie spojrzenie blondyna. - Och, och... to ja już może pójdę... Pein'owi pomogę z papierami, albo cuś. Tak będzie chyba najlepiej.
Wyszła z kuchni szybkim krokiem. Deidara westchnął ciężko i usiadł ze zrezygnowaniem przy stole obok Akari.
-Przepraszam... - wyszeptał. - Jak Kat sobie coś ubzdura, un, to nie ma zmiłuj. Przepraszam, Akari. Prześpię się u Sasori'ego, un, jeszcze nie powinien wrócić z mi...
W tym momencie do kuchni wparował Tobi, a za nim z niechętną miną wszedł Sasori. Lalkarz posłał dziwne spojrzenie ku Deidarze.
-Deidara sempai! - zawołał maskmen, rzucając się na blondyna. - Deidara sempai!
Deidara uchylił się nieco, przez co Tobi jak długi wylądował na ziemi.
-Danna? - zapytał. - Co tak szybko, un?...
-Tobi wykonał praktycznie całą misję - przyznał lalkarz. - I dobrze. Nadmiar energii w jego przypadku może okazać się fatalny w skutkach.
Tobi tylko jęknął cicho.
-Nee-chan... moje plecy - wyszeptał. - Kat Nee-chan... pomocy...
-Mniej więcej o tym mówiłem - Sasori spojrzał w sufit. - A gdzie Kat?...
-Znowu ma jakieś problemy ze wzrokiem - przyznał Deidara. - Jest u Pein'a, un.
-Ze wzrokiem?... - zdziwił się lalkarz. - Znowu?...
Deidara skinął głową. Sasori spojrzał jeszcze raz na Tobi'ego i podszedł do niego. Złapał go za nogę i wywlekł z kuchni, w akompaniamencie jego jęków. Akari spojrzała na Deidarę...
-Nie będziesz spał u Sasori'ego, sensei - zauważyła.
-Może znajdę jakiś inny pokój, un - westchnął blondyn.
-A nie mógłbyś, sensei... - zaczęła, uciekając wzrokiem po ścianach. - Nie mógłbyś...
-Co?... - ponaglił ją.
-Spać w tym pokoju ze mną?... - dziewczyna spuściła wzrok, czerwieniąc się mocno.
Deidara spojrzał na nią uważnie.
-To niemożliwe, un - przyznał. - Nie możesz spać w pokoju z facetem, un. Znajdę inny pokój. Przecież część osób jest jeszcze na...
-Jasne chłopaki! - z korytarza dobiegł ich głos Kat. - Obiad już gotowy! A tam!... Olewać misje! Przecież to Pein was z powrotem sprowadził, co nie?! No już, już... ruchy, ruchy. W kuchni jest obiad!
Deidara zrobił głupią minę, patrząc, jak do kuchni wchodzą pozostali członkowie Akatsuki... wszyscy członkowie Akatsuki.
Kat ziewnęła i zwlokła się z łóżka. Liczyła, że jest jakaś pierwsza w nocy. Dziewczyna narzuciła na siebie płaszcz Akatsuki i wyszła z pokoju, cicho zamykając drzwi. Zdjęła opaskę z oczu - obraz był wciąż mocno zamazany, ale widziała już o wiele lepiej. Zdziwiła się, gdy spostrzegła smugę światła, która padała z kuchni na korytarz. Zawiązawszy z powrotem opaskę, przeszła szybko do pomieszczenia.
-Kat, czemu nie śpisz, un?... - dobiegł ją nieco zmęczony głos.
-Dei-kun?... - zdziwiła się Szarooka. - Co ty tu robisz? Uważam, że to jest o wiele lepsze pytanie...
-Nie chciał spać w pokoju - słuch Kat zarejestrował jeszcze jeden głos.
-Akari? - Kat zrobiła głupią minę. - Was do reszty zgięło? Czemu tu oboje siedzicie?
-Bo ani jedno nie pójdzie spać do pokoju - przyznał Deidara. - Wolimy męczyć się w kuchni, un.
Szarooka podrapała się po karku.
-I kto tu jest zryty?... - szepnęła. - Idźcie do pokoju.
-Nie, un - rzucił blondyn.
-Deidara... Ja nie proszę - zauważyła spokojnie Kat. - Idźcie do pokoju. Teraz.
Blondyn drgnął nieco. W końcu wstał i wziął Akari za rękę. Niebieskooka spojrzała na niego zaskoczona, a potem przeniosła wzrok na Kat.
-Jeśli jeszcze raz zobaczę was w kuchni... nawet omijając to, że nie widzę - zaczęła Kat. - Nie pozbieracie się po misjach, które przydzieli wam Pein. Obiecuję. A teraz sio!...
Deidara szybko wyszedł z kuchni razem z Akari. Kat westchnęła ciężko i podeszła do szafki. Wyjęła stamtąd butelkę mleka i nalała sobie do szklanki. Wypiła wszystko na raz i odłożyła szklankę.
-Ja zwariuję tutaj... - szepnęła.
Wyszła z kuchni i ledwo zrobiła kilka kroków, a już wpadła na kogoś.
-Gomen... - szepnęła.
Obcy nie odezwał się. Kat pokręciła głową. Właściwie to miała pewność, że rozpozna wszystkich członków Akatsuki, nawet jeśli nie będzie widzieć. Wiedziona nagłym przypływem zdarła opaskę z oczu, ale korytarz... był pusty. Przetarła oczy, wypatrując czegoś w ciemności korytarza. Nie zauważyła nic. Zmrużyła nieco oczy i powoli przeszła do swojego pokoju.
-Mam omamy... - szepnęła, wślizgując się pod pościel. - Duże omamy.
XXVI. Pozory, Akari, pozory...
Deidara wyszedł z łazienki i odgarnął z czoła mokre włosy. Akari siedziała na brzegu dużego łóżka, wpatrując się w ścianę naprzeciwko. Blondyn zaczerwienił się nieco, widząc niebieskowłosą w krótkiej koszulce nocnej, która teraz, nieco zsunięta, odkrywała uda dziewczyny.
-Akari, idź spać, un - szepnął blondyn, ściągając z łóżka koc.
-A ty, sene... - zaczęła.
Zamilkła, gdy zauważyła, że blondyn ubrany jest tylko w bokserki. Odwróciła wzrok, czerwieniąc się mocno.
-Ja prześpię się w fotelu, un - zauważył Deidara, patrząc uważnie na dziewczynę. - Nie martw się o mnie, Akari.
-Może... może mógłbyś... - zaczęła cicho. - ...przecież łóżko jest duże i... zmieścimy się oboje, sensei.
Blondyn chwilę stał w miejscu, a potem westchnął ciężko.
-Chodź spać, Akari - szepnął.
-Ale... - zaczęła.
-Położę się w łóżku, un - zapewnił. - No, już... kładź się.
Skinęła głową i wślizgnęła się pod pościel, nakrywając dokładnie. Deidara położył się z drugiej strony, wpatrując w plecy dziewczyny i rozsypane na poduszce, niebieskie włosy. Delikatnie chwycił jedno pasmo i zaczął się nim bawić. Cofnął rękę, gdy Akari poruszyła się niespokojnie.
-Sensei... - zaczęła cicho.
-Co się stało, un? - zapytał natychmiast.
-Bo ja... - zaczęła, odwracając się od niego. - Właściwe to ja...
-Co ty, un? - ponaglił ją.
-Nieważne... - szepnęła. - Już nic.
Nakryła się z powrotem pościelą, a Deidara tylko westchnął ze zrezygnowaniem.
-Akari... - zaczął. - Akari...
Dziewczyna otworzyła oczy i spojrzała na blondyna.
-Akari, co chciałaś powiedzieć? - zapytał.
-Nic - zaparła się, choć głos nieco jej drżał.
-Nie kłam swojemu sensei - skarcił ją.
Dziewczyna skrzywiła się na taki obrót sprawy.
-To już nie ważne, Deidara sensei - szepnęła.
-Jak tam chcesz, un - rzucił chłopak. - Dobranoc.
-Dobranoc... - szepnęła.
Chwili oboje zasnęli.
-Cisza, tłuki jedne! - zawołał Pein. - Cisza!!!
Nawet rozgadana Kat zamilkła, choć w jej przypadku rudy musiał użyć dodatkowo swojego karcącego spojrzenia.
-Misje na dziś - syknął Lider. - Hidan, Sasori... migiem do Konoha i przemkniecie się do bram. Potrzebne rzeczy kupicie w Liściu. Listę znajdziecie w teczce.
Rzucił na stół dokumenty, a lalkarz od razu zaczął je przeglądać.
-I jeszcze jedna... Kat, Deidara... - zaczął Pein. - Na granicy z Suna panoszy się jakaś grupa z Oto. Macie się ich pozbyć.
Podał teczkę blondynowi, który przejrzał ją pobieżnie.
-Reszta do siebie - rzucił jeszcze rudy i wyszedł z kuchni.
Wszyscy zebrali się i także podążyli za nim. Czwórka wytypowanych osób wróciła do siebie, aby przygotować się do misji. Akari weszła do pokoju razem z Deidarą i przyglądała się, jak blondyn zbiera swoje woreczki z gliną.
-Sensei... - zaczęła cicho.
-Un? - zamruczał do niej.
-Uważaj na siebie - szepnęła.
-Nie martw się, Akari - chłopak podszedł do niej. - Nic mi nie będzie.
Pocałował dziewczynę krótko w policzek i uśmiechnął się do niej. Po chwili wyszedł, zostawiając ją samą w pokoju z czerwonymi policzkami i mętlikiem w głowie.
Dziewczyna przez cały dzień chodziła jak duch. Wpadała na inne osoby, często nie dawała rady usłyszeć ich pytań, była zamyślona. W głowie miała natłok myśli, poczynając od strzępów rozmów z Szarooką, aż po wszystkie wspomnienia z Deidarą.
Nie miała co się oszukiwać... kochała Deidarę i to bardzo. Ale czy on był zdolny pokochać ją? Czy ją kochał? Ze słów Kat można by było powiedzieć, że tak, ale czy Dealupus się nie myliła? Czy miała rację?
Akari siedziała w kuchni, plecami do drzwi. Przy stole siedzieli jeszcze Kakuzu i Kisame. Obaj spierali się o jakieś sprawy, ale Akari nie dosłyszała ich słów. Dopiero, gdy Kisame zawołał ja po imieniu, podniosła wzrok.
-Dziecino, z tobą jest fatalnie - zauważył niebieski. - Aż tak ci się serce kraje za naszą blondynką?
Akari tylko zaczerwieniła się mocno, co Kisame skwitował uśmiechem zrozumienia.
-Zabujała się? - bardziej stwierdził niż zapytał Kakuzu. - Wiedziałem od dawna. Widać na kilometr.
-Kakuzu-san... - szepnęła błagalnie.
-Ale że ani jedno się nie przyzna - ciągnął zielonooki. - Tylko się tak mijają.
Kisame zaśmiał się, a po chwili spojrzał przepraszająco na Akari.
-Z jednej strony Deidara to kretyn - zauważył Kakuzu, przeliczając swoje pieniądze.
-Kakuzu-san! - krzyknęła Akari.
Shinobi Taki podniósł wzrok i po chwili wzruszyła ramionami.
-Zapomniałem... - zwrócił się do Kisame. - Ten dzieciak nie znosi obrażania blondynki.
Akari posłała mu tylko spojrzenie pełne wyrzutu. Kisame pokręcił głową i spojrzał na drzwi. W progu stał Deidara, patrzący na plecy Akari. Niebieski trącił lekko Kakuzu i wskazał mu drzwi. Na szczęście Akari nie zauważyła tego ruchu, wpatrzona w swój kubek.
-Hej, dzieciaku... - zaczął Kakuzu. - Czemu nie powiesz swojej miłości o tym, co do niego czujesz?
Akari podniosłą wzrok i skrzywiła się nieco. Za jej plecami Deidara drgnął nieco.
-To nie takie proste - zauważyła.
-Czemu nie? - podchwycił Kisame. - Mówisz i już.
-Ja... nie potrafię - westchnęła. - Chciałabym, ale nie potrafię.
Kakuzu zaśmiał się pod nosem.
-Czyli się przyznajesz, że go kochasz... - zauważył. - Ładnie, ładnie...
-To my wam już nie będziemy przeszkadzać - zauważył Kisame. - Cześć, dziecino.
Akari spojrzała na nich zaskoczona i odprowadziła ich wzrokiem. Obaj shinobi wyszli, mijając w progu Deidarę. Blondyn wpatrywał się zaskoczony w Akari. Dziewczyna nagle zdała sobie sprawę, że jej sensei mógł dość długo przysłuchiwać się rozmowie. Wpatrzona w niebieskie oczy Deidary, Akari zaczerwieniła się bardzo mocno.
-Sensei... - zaczęła cicho.
Blondyn podszedł do niej i usiadł obok niej na ławie przy stole.
-Akari... - szepnął, patrząc jej w oczy. - Ty kochasz kogoś, prawda?
Dziewczyna drgnęła nieco.
-Sensei, ja... - zaczęła.
-Akari, nie bój się, un - wyszeptał czule. - Możesz mi powiedzieć, un. Kim by on nie był, zaakceptuję to, Akari.
-Ale... - zaczęła, patrząc blondynowi w oczy. - Sensei... ja... ale to jesteś ty.
Deidara posłał jej zaszokowane spojrzenie.
-Co? - zapytał głupio.
-Ja... kocham ciebie, sensei - wyszeptała, odwracając wzrok i rumieniąc się mocno.
Chłopak ujął jej twarz w swoje dłonie i przylgnął wargami do jej ust. Zaskoczona dziewczyna po chwili oddała pocałunek, mrużąc rozkosznie oczy. Deidara przyciągnął ją mocniej do siebie, obejmując w pasie rękoma. Dziewczyna zanurzyła palce w jego włosy, mrucząc rozkosznie od doznawanej pieszczoty. W końcu odsunęli się od siebie, gdy obojgu zaczęło brakować powietrza.
-Sensei... - szepnęła.
-Akari, kocham cię - wyszeptał jej do ucha. - Naprawdę cię kocham.
-Ja ciebie też, Deidara - odpowiedziała, wtulając się w niego.
-Ekhem!...
-Cichaj, dzieciaku - skarcił Kat Kakuzu. - Nic nie słychać.
-Powiedział, że ją kocha, a ona, że jego też - zauważyła Szarooka.
Kakuzu i Kisame zerknęli zaskoczeni na dziewczynę, a ta tylko wzruszyła ramionami. Na oczach wciąż miała opaskę.
-Nieładnie podglądać - zauważyła.
-Mówisz, bo sama nie możesz - rzucił Kakuzu.
-Nie lubię, gdy masz rację - westchnęła Kat. - I co? Widać coś?
Kisame o mało co nie parsknął śmiechem.