Koniec kadencji, Katastrofa w Smoleńsku


Koniec kadencji

Free Your Mind   

I na koniec chciałbym życzyć samych sukcesów naszej Ojczyźnie, Polsce, która jest naszym wspólnym dobrem...

L. Kaczyński, orędzie noworoczne na rok 2010

1.

Jeszcze nie wiemy, dokąd zaprowadzi nas ta wielka tragedia z 10 kwietnia 2010, możemy już jednak teraz uznać, że nastąpił kres pewnej powojennej epoki i przeżywamy wstrząs społeczny, po którym „wszystko” już będzie inaczej - wstrząs w niezwykłym roku 2010, kiedy to beatyfikowany ma być Jan Paweł II i ks. Jerzy Popiełuszko, do których, jak możemy sądzić, dołączył właśnie Prezydent Kaczyński z Małżonką. Historia, to przede wszystkim krew - polska historia to doprawdy morze krwi. Krew poprzednich pokoleń Polaków płynie w naszym pokoleniu. Każdy zaś, kto ma świadomość tego dziedzictwa krwi - wie jak poważną sprawą jest Polska.

Widzimy jednocześnie do jakich rozmiarów zmniejszyli się ci wszyscy ludzie, którzy ostatnie lata poświęcali na bezlitosne, uporczywe, najpodlejsze, jakie można sobie wyobrazić, lżenie Prezydenta. Sikorski skandujący na swoim „prawyborczym” wiecu „by-ły pre-zy-dent Lech Ka-czyń-ski”, Komorowski (po wyprawie Kaczyńskiego do Gruzji) z hasłem „jaki prezydent - taki zamach” i mówiący o „ślepym snajperze”, Niesiołowski zapluwający się do nieprzytomności nieodłącznie z (wypowiadanym z charakterystyczną plozją) sloganem „p-pan Kaczyński”, że o innych nie wspomnę, bo w tej chwili nie warto. Co nie znaczy, iż nie należy zarchiwizować tej „mowy nienawiści” - co słusznie na swoim blogu podsunął Budyń78 (link). Należy - niech słowa i postawa tychże ludzi, świadomie i systematycznie lżących Prezydenta - zostaną udokumentowane i pokazane przyszłym pokoleniom. Bo to także obraz współczesnej Polski. Należy to dokumentować, skoro ci ludzie nie mają teraz odwagi błagać Rodzinę Zmarłego o przebaczenie - co jest wyjątkowo oburzające.

Można więc powiedzieć, że nie ma już „braci Kaczyńskich”, nie ma już wspomnianego „pana Kaczyńskiego” - te „figury retoryczne” już dalibóg się nie pojawią, ale też, zapewne ku całkowitemu zdumieniu tych, co przez długie lata straszyli „braćmi”, mówili o putinizacji, faszyzacji etc. - naraz oczy całego świata od paru dni zwrócone są właśnie na wyszydzanego, pogardzanego przez „oświeconych” Prezydenta, Jego nazwisko nie schodzi z pierwszych stron gazet, a tłumy Polaków przeżywają największy wstrząs społeczny od czasów pierwszej wizyty Jana Pawła II w naszym kraju. Wychodzą na ulice, ustawiają znicze, spacerują z flagami lub wieszają je, ustawiają się w szpaler, by oddać hołd sunącemu przez Warszawę z Okęcia zmarłemu Prezydentowi, a dwa dni później - zmarłej Prezydentowej, rzucają kwiaty pod koła... To jest inna Polska niż ta, którą znaliśmy jeszcze do ostatniego sobotniego poranka. To jest niezwykły, historyczny, największy od wyboru Jana Pawła II na papieża, przełom w naszych dziejach. To jest bezsprzecznie nowa Polska, której flaga wisi także na moim balkonie, przewiązana czarną wstęgą. I widzimy tę nową Polskę tymi samymi oczami, co przez ostatnie kilkadziesiąt lat, lecz widzimy ją zarazem dzięki męczeńskiej ofierze właśnie Prezydenta i tych wszystkich wartościowych ludzi, których Pan Bóg przywołał do siebie z tej smoleńsko-katyńskiej ziemi. Śmierć tylu niewinnych i wartościowych ludzi jest jakoś wyjątkowo poruszająca, taka jakaś przeszywająca jak ostry mróz, i aż się ciśnie na usta jakiś protest, czemu tylu zbrodniarzy, tylu katów, tylu złoczyńców nie ginie w taki sposób, tylko dożywa spokojnej starości...

 

 

Patrzymy na twarze zmarłych, pamiętamy jeszcze ich głosy, przywołujemy sobie nasze refleksje wokół tego, co te osoby mówiły, do czego nas nawoływały... - i zarazem wiemy, że to koniec, że misja tychże osób dobiegła kresu. Nie usłyszymy już nigdy na żywo A. Walentynowicz, prezydenta R. Kaczorowskiego (który zanim trafił do łagrów, siedział w sowieckiej celi śmierci; Jego marzeniem było, by w Jego trumnie znalazł się kamień spod Monte Cassino i grudka ziemi katyńskiej), J. Kurtyki, J. Kochanowskiego, W. Stasiaka, Z. Wassermanna, M. Płażyńskiego, A. Szczygły, S. Skrzypka, nie zobaczymy w żadnym filmie J. Zakrzeńskiego, który tak sugestywnie grał J. Piłsudskiego i Witkacego... Przypominam sobie ten (także wyśmiewany) spot (ze stycznia 2009 r.) z G. Gęsicką, A. Natalli-Świat i J. Kluzik-Rostkowską

0x01 graphic

i zarazem mam świadomość, że tych pierwszych dwóch z nich już nie ma. I tak te wspomnienia można by ciągnąć, przywołując nazwiska pozostałych ofiar z „drugiej listy katyńskiej”, na której znaleźli się też przecież generałowie, duchowni różnych wyznań, posłowie, wysocy urzędnicy, przedstawiciele Rodzin Katyńskich i innych stowarzyszeń, parlamentarni przedstawiciele koalicji rządzącej, a nawet czołowe postacie lewicy. Młodzi ludzie ochrony. Piloci. Młodziutkie, dwudziestoparoletnie, piękne stewardessy. Olbrzymia większość tych ludzi miała przed sobą jeszcze tyle dni życia, tyle jeszcze mieli oni do zrobienia! Tyle osób wiązało z nimi nadzieje, plany... Jak się patrzy na pochwycone na fotografiach twarze tych wszystkich poległych i się jednocześnie wie, jak nagle i tragicznie zginęli, to jedyną pociechą staje się myśl, że oni wszyscy są już w Domu Ojca. No bo tak ciężko się z nimi rozstać.

2.

Musimy jednak zacisnąć zęby, przełknąć łzy i spojrzeć trzeźwo na całą tę tragedię, ponieważ jest to zbyt poważna sprawa, byśmy mieli teraz pogrążyć się wyłącznie w milczeniu i żałosnym rozpamiętywaniu, zwłaszcza że coraz mocniej (piszę to w czwartym dniu od katastrofy) ujawnia się w mediach w naszym kraju tendencja do „zarządzania tragedią”, czyli 1) kierowania nastrojów społecznych na „melodie żałobne”, wypominki, „terapię zbiorową”, 2) wyciszania jakichkolwiek pytań czy dyskusji na temat przyczyn tego, co się wydarzyło 10 kwietnia oraz 3) lansowania rosyjskiej wersji wydarzeń, przy równoczesnym podkreślaniu „niezwykłej wagi” polsko-rosyjskiego pojednania. Dochodzi nawet do takich sytuacji, że w radiowej Jedynce jakaś „ekspertka” starej daty, niesiona nastrojem chwili, mówi, jakby była na jakiejś akademii, że Rosja i Polska są połączone tym samym tragicznym doświadczeniem prześladowania przez Stalina - tak jakby Rosja w XX w. dwukrotnie nie najeżdżała na nasz kraj z zamiarem jego podbicia. Włączam wczoraj i dziś Jedynkę, a tam przez pół dnia słyszę o tym, co przeżywają Rosjanie, włączam Trójkę, a tam deliberuje się, jak wielki przełom dokonuje się w Rosji, włączam „niszowe” Chilli Zet, a tam prezenterka pochyla się z zadumą nad tym, jak to wszystko komentują Rosjanie i się zastanawiam, czy ja zwariowałem, słysząc to samo w różnych stacjach, czy też odeszli od zmysłów ci, co to samo bez przerwy mówią. „Zarządzanie tragedią” polega jednak nie tylko na tym, iż się nam sprzedaje rosyjską wersję wydarzeń i „pielęgnuje pojednanie” (oddzielam wzruszającą postawę rzeczywiście zatroskanych tym, co się stało, zwykłych Rosjan - od postawy oficjeli rosyjskich i przedstawicieli tamtejszych rozmaitych służb), a przy tym psychologowie nam perorują łagodnym głosem, „jak sobie mamy poradzić w tej sytuacji” - ale też, że od razu wyklucza się sensowność jakiegokolwiek analizowania przyczyn tragedii.

W zabiegi dezinformacyjne zresztą włączają się od razu dobrze nam znani wojskowi. 10 kwietnia (owego 10 kwietnia!) w godzinach wczesnopopołudniowych gen. Petelicki z całkowitym przekonaniem zapewnia „To nie wróg dokonał ataku” i dodaje „to my sami”, choć ma na myśli, jak można sądzić, „ogólny polski bałagan” dotyczący procedur związanych z bezpieczeństwem (ale akurat ruskiego bałaganu nie ma wcale na myśli). Jeszcze nawet polska strona nie ma czarnych skrzynek, lecz już Petelicki wie, co się stało (http://wiadomosci.gazeta.pl/Wiadomosci/1,80269,7753464,_Doradzano__by_ladowac_w_Minsku____Samolot_nie_wystarczy_.html). Bardzo dużo wie też dwa dni później gen. Czempiński, który stwierdza, że „do katastrofy doprowadził zbieg okoliczności oraz duża presja osób znajdujących się na pokładzie, w tym prezydenta, który jest człowiekiem sumiennym i obowiązkowym, i który nie wyobraża sobie, że mgła może być powodem, że on nie zdąży na czas” (http://www.salon24.pl/news/7380,ekspert-nie-ma-przepisow-dot-przelotu-najwazniejszych-osob).

Jeszcze więc nikt nie zaczął mówić o ataku, a już wiedzieliśmy, iż o ataku nie ma mowy. Jeszcze nie zaczęto mówić o zamachu, ale już autorytatywnie twierdzono, iż katastrofa jest zbiegiem okoliczności połączonym z „presją” tych, co chcieli zdążyć na uroczystości, niewykluczone, że samego Kaczyńskiego i o jakimkolwiek udziale osób trzecich nawet nie powinno się myśleć, a co dopiero deliberować. Te zabiegi dezinformacyjne (główne z nich to: błąd pilota, niestosowanie się do zaleceń wieży kontrolnej, mgła, nieznajomość rosyjskiego, słaba znajomość rosyjskiego, nieznajomość „cyfr” rosyjskich, poddawanie się presji generalicji lub Prezydenta itp.), podchwytywane zresztą ochoczo przez media zaczęły w rezultacie „żyć własnym życiem” (rozwijane w przeróżnych komentarzach) pośród przedziwacznych w owym czasie narodowej żałoby peregrynacji do mediów ludzi takich jak wujek Tadek, Wałek, Oleksy, Miller, Kwaśniewski, Borusewicz, Onyszkiewicz (ten stwierdził w wieczornej audycji w poniedziałek w Jedynce, że generalicja i przedstawiciele różnych instytucji niemalże pchała się do tego samolotu, bo wypadało lecieć z Prezydentem)... słowem samych dobrych przyjaciół Prezydenta. Pojawiały się nawet takie kuriozalne wypowiedzi, jak ta, gdzie zarzucano zbytnie odmłodzenie kadry w polskim lotnictwie wojskowym i zwalnianie starszych, najlepszych rzecz jasna, pilotów tylko dlatego, że mieli legitymacje PZPR (http://wiadomosci.gazeta.pl/Wiadomosci/1,80273,7763291,Pilot_za_sterami_jest_wazniejszy_od_prezydenta___wywiad.html?as=2&startsz=x). Gdy pojawiały się jakieś relacje podważające jedną z dez, to serwowano inną - i tak bez końca.

3.

 

Zostawmy to w tym momencie i zastanówmy się nad następującą kwestią, którą uważam za kluczową dla całej sprawy „drugiego Katynia” - przy czym moje rozważania proszę potraktować wyłącznie jako hipotezę odwołującą się do pewnych historycznych faktów, nie zaś jako wnioskowanie oparte na pewnych, udowodnionych działaniach. Jednym z najbardziej wyrafinowanych działań sowieckich i posowieckich służb specjalnych było (i jest) pozorowanie nieszczęśliwych wypadków. Efekt nieszczęśliwego wypadku uzyskiwano poprzez odkręcenie śrub w kole samochodowym, uszkodzenie przewodów hamulcowych, zaprószenie ognia itd. Taki efekt zrzucał odium zbrodni z tych, co ją przygotowywali - na samą ofiarę (nieumiejętność prowadzenia samochodu, może kierowanie po pijanemu, słaba widoczność, złe warunki atmosferyczne, niesprawny pojazd, niezadbanie o bezpieczeństwo budynku itd.). Poza tym prowadził do zatarcia śladów zbrodni - auto/budynek zwykle ulegało/ulegał poważnemu zniszczeniu. Pomijam w tym miejscu to, iż w krajach sowieckich (a i posowieckich) zwykleprzybywała na takie miejsce ekipa, której zadaniem wcale nie było wykrycie nieznanych sprawców, lecz zatuszowanie sprawy i klepnięcie propagandowej wersji o nieszczęśliwym wypadku właśnie. Nie muszę chyba przypominać np. sprawy S. Pyjasa, który oficjalnie miał spaść ze schodów „po pijanemu”.

Tego, że służbom posowieckim zarówno w Polsce, jak i w Rosji, mogłoby zależeć na „skróceniu”, a ściślej „zakończeniu kadencji” nie tylko szefa sił zbrojnych, czyli Prezydenta Kaczyńskiego (oraz pracowników jego kancelarii), ale i sztabu polskiego wojska (że o Kurtyce z jego pasją odkrywania kart utajnionej sowieckiej historii, nie wspomnę) nie muszę chyba dowodzić. Proamerykańska opcja prezydenta, jego „rusofobia”, tzn. mówiąc naszym językiem: sprzeciwianie się imperialnym zapędom Kremla, jego poparcie dla Gruzji, dla Ukrainy, dla republik bałtyckich, jego sprzeciw wobec rosyjsko-niemieckiego układu energetyczno-politycznego, odznaczanie antykomunistów (i to nawet tych „najgorszych”, co walczyli wprost z sowieckim okupantem), podkreślanie polskiej dumy, waleczności i wolności, obrona IPN-u, wyraziste stawianie kwestii polskiej pamięci historycznej; wreszcie jego włączenie się w proces likwidacji WSI - to były sprawy, które doprowadzały do wściekłości różne środowiska.

Sprawy podejrzane, które się pojawiły w związku z tą tragedią - poza dezinformacją od pierwszych godzin od katastrofy i tymi wieloma (zgłaszanymi przez różnych komentatorów) zachowaniami służb Rosji, blokującymi dostęp do miejsca tragedii i blokującymi rzetelne informacje o niej - to: 1) lista pasażerów na ten przelot do Smoleńska nie była tajna (zwraca na to uwagę dziennikarka A. Pietraszek), 2) bardzo dziwne zachowanie pracowników wieży kontrolnej na lotnisku w Smoleńsku (ujawniające się zresztą w jakichś zeznaniach ex post, wedle których, jak wspomniałem mówiąc o dezach, a to polscy piloci mieli nie rozumieć rosyjskiego, a to rozumieć, ale nie znać się „na cyfrach”, a to nie słuchać zaleceń, a to ignorować zalecenia, a to nie odpowiadać na pytania z wieży, a to znakomicie prowadzić samolot, lecz nie brać poprawki na warunki atmosferyczne itd.), 3) sprawa serwisowania polskiego samolotu w Rosji (słynącej z solidności technologicznej), 4) niezabezpieczenie terenu po katastrofie pozwalające na swobodny dostęp okolicznej ludności (choć wcześniej nie dopuszczano dziennikarzy i rekwirowano sprzęt lub zapis fot.), 5) wybór takiego a nie innego lotniska, 6) brak ekipy telewizyjnej oczekującej na płycie lotniska na lądowanie polskiego samolotu (jeden z reporterów zrywa się z kamerą z hotelu w ostatniej chwili).

0x01 graphic

Wspomniałem o metodzie „nieznanych sprawców” i „nieszczęśliwego wypadku”. Otóż mogło być tak, iż 1) (sugerował to jeden z ekspertów lotnictwa na łamach „NDz”) dokonano sabotażu związanego np. z układem sterowniczym samolotu, co uniemożliwiło skuteczne manewrowanie pilotowi przy lądowaniu lub 2) zainstalowano jakiś niewielkich rozmiarów ładunek, który (odpalony w ostatniej chwili) doprowadził do uszkodzenia jednego z silników (świadkowie donosili o dziwnym zachowaniu samolotu - nieprawidłowej pracy właśnie silnika i mocnym przechyle), lub też 3) z rozmysłem błędnie naprowadzano pilotów w trakcie lądowania (ta ostatnia wersja wydaje się najbardziej prawdopodobna, ale też nie wyklucza poprzednich).

Podejrzewam, że sprawcom tego zamachu chodzić mogło o „nieszczęśliwy wypadek” w sensie awarii samolotu i jego uszkodzenia, które poskutkowałyby po wylądowaniu np. pożarem części pokładu i akcją ratowniczą, ale niekoniecznie totalną katastrofą (masakrą) z udziałem wszystkich pasażerów. Można bowiem było zakładać, że znakomici, doświadczeni polscy piloci osadzą maszynę, mimo problemów i jakichś strat w ludziach. Ogłoszono by wtedy wersję, że „uparty jak osioł” Prezydent lub ktoś z generalicji, nie chcieli słyszeć o nielądowaniu i o tym, że nie zdążą na uroczystości katyńskie, a to doprowadziło do tragedii, a jednocześnie całkowitej kompromitacji i Prezydenta, i generalicji polskiej na arenie światowej. Ta wersja i tak krążyła po mediach zaraz po rozbiciu się samolotu pod Smoleńskiem i komentowana była w tym charakterystycznym dla epoki jeszcze „antykaczystowskiej” tonie przez ekspertów z sugestią, że albo Kaczyński, albo ktoś z najwyższych wojskowych (przypomnę, że jeden z nich, tj. gen Gągor typowany był niedawno na jednego z dowódców NATO) swoim uporem i/lub głupotą zawinił przy tej katastrofie.

Jest to o tyle ciekawe, że o ile od samego początku po tymże zdarzeniu „znawcy” (zabrakło gen. Dukaczewskiego, chyba że coś przegapiłem w środkach przekazu) stanowczo wykluczali jakiekolwiek scenariusze związane z zamachem na Prezydenta, przestrzegali (zwłaszcza w prasie rosyjskiej), by nie winić za katastrofę Rosjan, uczulali Polaków (tu z kolei niezawodna prasa niemiecka, monachijski „Sűddeutsche Zeitung”), by „nie mitologizowali tej tragedii”, z czasem zaś nawet wezwali na pomoc „antropologów kultury”, by wyjaśnili, kto i dlaczego może snuć „spiskowe teorie dziejów” (http://www.tokfm.pl/Tokfm/1,103085,7763779,Snujemy_spiskowe_teorie__by_zapelnic_pustke.html) - tak z pełnym przekonaniem mówili o tym, że sam Prezydent lub ktoś z jego otoczenia mógł naciskać na to, by lądować (i to oczywiście, żadną „spiskową teorią” nie było).

Jaki byłby tymczasem cel/sens takiego ewentualnego zamachu? Ewidentny. Oprócz zemsty (za blokowanie na forum międzynarodowym ekspansji Rosji, za akcję w Gruzji, za kwestionowanie imperialnego prawa Rosji do mieszania się w interesy ościennych państw itp.) - ostateczne upokorzenie Polski, wykazanie, że była w rękach głupców i szaleńców, co sami na siebie (i na niewinnych ludzi) ściągnęli tragedię - zatem sami sobie byli winni. Doskonale pamiętamy, jak wiele osób życzyło jak najgorzej właśnie Kaczyńskiemu.

 

0x01 graphic

 

Katastrofa jednak okazała się monstrualna, tak że nawet jeśli jakiś (na razie nieznany) sprawca za nią stoi, to musiał się przeliczyć, co do prognozowania jej skutków - nie tylko w Polsce, ale przede wszystkim na świecie. Nie tylko odczytuje się ją bowiem w symbolicznym kontekście „pierwszego Katynia” (i ze szczegółami przypomina, co wtedy uczyniono polskiej elicie), ale i traktuje się ją jako swego rodzaju uniwersalną tragedię, którą, od paru dni dosłownie żyje cały świat (wiele krajów ogłasza u siebie żałobę narodową, wielu zwykłych ludzi na różnych kontynentach okazuje wyrazy niesamowitej solidarności z ofiarami, ich rodzinami i z całym naszym narodem). Świat żyje nią nie w atmosferze sensacji, ale - tak jak my tutaj - jakiegoś głębokiego, duchowego wstrząsu, przez to że tragedia dotknęła ludzi tak dużego formatu. Oczywiście, media zachodnie z niepokojącą skwapliwością jęły upowszechniać rosyjskie wersje całego zdarzenia, ale, jak wiemy, sprawa dopiero zaczęła być wyjaśniana i to dopiero początek śledztwa, a nie koniec, bez względu na to, ile osób chciałoby mieć je dawno za sobą.

4.

W ramach „zarządzania tragedią” skoncentrowano się w naszych mediach natomiast na tym, byśmy wyłącznie pogrążali się w płaczu i wspomnieniach, ale też na tym, by przebudzenie narodowe Polaków poddać skrupulatnej kontroli. Natychmiast pojawiły się bardzo liczne głosy, iż z tego przełomu „nic nie będzie”. Taka neutralizująca ten fenomen społeczny postawa nie powinna nas dziwić - przez 21 lat dbano usilnie o to, by nie obudził się polski naród, tylko właśnie by trwał w uśpieniu, w zahukaniu, w potakiwaniu „oświeconym” i „mędrcom”, w milczącej zgodzie na to, co nazwano szumnie „transformacją”. Nic bowiem straszniejszego dla pseudoelit, jak żywioł narodu - żywioł, nad którym nikt nie ma kontroli. Ten żywioł ujawnił się w postaci wielotysięcznych manifestacji hołdu składanego zmarłemu Prezydentowi. Dziesiątki tysięcy ludzi czekające godzinami wzdłuż warszawskich ulic, by przez chwilę widzieć kondukt żałobny z trumną Prezydenta i Prezydentowej - te widoki nie tylko pozostaną dla nas wszystkich niezapomniane, lecz zarazem stanowią świadectwo budzenia się Polaków. Nikt przecież tych ludzi nie zmuszał ani nawet nie zachęcał do takiej manifestacji patriotycznych uczuć. A to przecież początek tego przebudzenia - czeka nas jeszcze hołd składany i Prezydentowi, i wszystkim poległym pod Smoleńskiem, w czasie uroczystości pogrzebowych, które mogą się zamienić w wielkie święto odradzającej się na naszych oczach i w naszych sercach Polski. Daj Boże, by tak właśnie było, jakby na nowo Duch zstępował na nasz kraj.

Z tego też powodu, nie wolno tego żaru gasić, fałszywie „racjonalizować”, bagatelizować, czy wyszydzać, jak T. Jastrun, który w niedzielę w radiowej Jedynce ubolewał (który to już raz) nad „naszą polską martyrologią”, gdy zatroskany redaktor spytał go, czy demony rusofobii się w Polsce nie obudzą. A jakże! Podobnymi demonami zaczęła straszyć prof. Lena Kolarska Bobińska (z PO, żeby było jasne), która dzień po katastrofie zaczęła dumać na antenie radiowej nad tym, czy „na fali tego odruchu” nie powstanie jakaś nowa partia polityczna kierująca się rusofobią. A jakże! Takich głosów można by przywoływać więcej w tej przedziwnej medialnej kołomyi, w której co jakiś czas odczytywana jest przez lektorów cała lista pasażerów (początkowo teatralnie „na głosy”), kołomyi, w której pośród kwartetów smyczkowych, pasaży fortepianowych i ciężkich westchnień prezenterów radiowych, przechadzają się „eksperci” psychologii społecznej, socjologii etc. powtarzający z uporem, że nie ma co myśleć o żadnym polskim przełomie, że to wszystko przeminie, bo musi przeminąć itd. Dochodzi nawet do takich tragikomicznych sytuacji jak ta w TVN24, którą osobiście widziałem 12-10-2010 r., kiedy to lider pradawnych Trubadurów opowiada w telewizyjnym studiu (w ramach rzecz jasna okołosmoleńskich, żałobnych wspomnień), jak to jemu się latało Tupolewem 154 na trasy koncertowe. Ale też pojawiają się zaskakujące akcenty, gdy dzwonią słuchacze do Jedynki czy Trójki i na antenie przypominają jak karykaturalnie portretowano w mediach Prezydenta, jak go obśmiewano, zwalczano, dezawuowano. Naraz Polacy wychodzą na ulice i stwierdzają wprost do kamer telewizyjnych (i do siebie nawzajem), że w ostatnich latach zakłamywano rzeczywistość i to szczególnie w naszych mediach. To zupełnie nowa historia, można powiedzieć. A jej refleksem może być święte oburzenie M. Olejnik na to, że wzbudziła w warszawiakach reakcje potępienia, gdy się w sobotni wieczór pojawiła ze zniczem pod Pałacem Prezydenckim.

W ten sposób docieramy do świata polityki, który, co oczywiste, po takim trzęsieniu ziemi nie może być taki jak był. Tym niemniej, mimo że koalicja rządząca wprawdzie dostała na patelni ostatnie przyczółki „pisowskiego państwa” (zauważmy że Komorowski mianując szefa BBN-u, przypomniał chyba nieco z rozpędu, że był on wiceministrem „pisowskiego rządu”), to 1) musiała w międzyczasie złożyć pokłon znienawidzonemu Prezydentowi, któremu już odliczano przecież dni do końca kadencji, z którym nawet „ciotka Klotka miała wygrać”, jak zapewniał min. Graś jeszcze nie tak dawno, a 2) nie może sobie pozwolić na zupełnie swobodne zawłaszczanie instytucji państwowych, ponieważ widzi ogólnonarodowe poruszenie (które wprawdzie eksperci starają się „opanować” i „przygasić”, ale czy dadzą radę?) i wie, że nie są jeszcze całkiem wyjaśnione dość podejrzane okoliczności tragedii, no a poza tym „cały świat” się teraz Polską interesuje.

Gdyby tego było mało, to wszyscy myślący obywatele mają świeżo w pamięci - oprócz całej tej antyprezydenckiej paranoi (obecnej w mediach i w polityce) - tę historię z organizowaniem (z zaskakującej zgoła i kontrowersyjnej, bo zmierzającej do skłócenia ośrodków władzy w Polsce, inicjatywy rosyjskiego premiera) „alternatywnych obchodów” uroczystości katyńskich z udziałem Putina i Tuska, w przypadku których zarzucano Kaczyńskiemu, że chce się na nie „wepchać”. PO ma zatem - mimo swego potencjału, mimo zdziesiątkowania PiS-u w podsmoleńskiej tragedii - najmniejsze możliwości politycznego manewru od początku swej „antykaczystowskiej” kampanii z 2005 r. Z dwóch prostych przyczyn - 1) racja moralna jest po stronie Prezydenta Kaczyńskiego i tego środowiska, które on uosabiał, 2) wstyd, jeśli nie hańba okrywa tych, którzy głośno i podle nawoływali do wrogości wobec Prezydenta, wobec szefa IPN-u, wobec dr. Kochanowskiego etc. A po trzecie - Polska się zmieniła. Z „liberalnej” na solidarną. My też się zmieniliśmy - w tych wydarzeniach jest przecież wezwanie skierowane do nas, gdziekolwiek pracujemy, gdziekolwiek jesteśmy - by się włączyć w budowanie tej nowej Polski, gdy już otrzemy łzy po tych wszystkich wspaniałych ludziach z „drugiej listy katyńskiej”. Nie zginęła Polska, lecz na nowo się narodziła.

Spotkamy się wszyscy na Pogrzebie Pary Prezydenckiej i innych tragicznie zmarłych pasażerów Tu-154. I zobaczymy, ile nas jest. I z pamięcią o poległych ruszymy ich śladem, kontynuować to, co oni zaczęli z myślą o nas. My teraz będziemy myśleć o nich. My i pokolenia po nas.

Free Your Mind

 

0x01 graphic

 

 

 



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Jak można łączyć święto odrodzenia Polski po 123 latach niewoli z katastrofą smoleńską, PRASA, Gazet
Skandal, Katastrofa w Smoleńsku
000 Zapamiętajmy nazwiska posłów chcących zataić śledztwo w sprawie katastrofy smoleńskiej
To mógł być zamach. Największe wątpliwości., Katastrofa w Smoleńsku
Możliwe konsekwencje polityki polskiej po katastrofie w smolensku poczatek rozbioru polski
Nieznane fakty ws katastrofy smoleńskiej
Katastrofa Smolenska WIELKIE OSZUSTWO(1)
Smoleńsk - katastrofa Tupolewa. Fakty czy mity. Prawdy czy hipotezy, Katastrofa Smoleńsk 10.04.10
Smolensk, Katastrofa w Smoleńsku
Strzały tuż po katastrofie samolotu, Katastrofa w Smoleńsku
Smoleńsk - stenogramy, Katastrofa Smoleńsk 10.04.10
Katastrofa smolenska
W objęciach carycy Władymiry, Katastrofa w Smoleńsku
To był zamach – tak twierdzi agencja prasowa, Katastrofa w Smoleńsku
Doradca rządu RFN dziękuje Bogu za katastrofę smoleńską
Brytyjski historyk o katastrofie smoleńskiej
cialo Lecha Kaczyńskiego składane dotrumny, Katastrofa w Smoleńsku
Wniosek o postawienie Tuska przed Trybunałem Stanu, Katastrofa w Smoleńsku

więcej podobnych podstron