POSPISZYL K. Psychopatia(1), Psychologia


spis treści

Wstęp

Część I Istota oraz. cechy znamienne psychopatii

I. Próby określenia terminu „psychopatia"

II. Psychopatia jako upośledzenie związków międzyludz­kich

III. Poglądy na temat tzw. deficytu lęku u psychopatów

IV. Psychopatia jako „cierń duszy" (czyli próba charakterystyki świata wewnętrznego psychopatów)

Część II. Poglądy na temat, uwarunkowania psychopatii

I. Psychospołeczne przyczyny antysocjalności

1. Ogólny przegląd problematyki

2. Narcyzm jako „korzeń" psychopatii

3. Niedorozwój „superego"

4. Kultura a psychopatia

II. Biologiczne uwarunkowania antysocjalności

1. Czynniki genetyczne

2. Korelaty neurologiczne

3. „Mocne wrażenia" jako psychofizjologiczna baza psycho­patii

  1. Kilka empirycznych dowodów

B. Przyczyny zwiększonego zapotrzebowania na stymu­lację

a) Opóźnione dojrzewanie systemu nerwowego

b) Typologiczne różnice systemu nerwowego

III. Kierunki i sposoby oddziaływań resocjalizacyjnych

I. Oddziaływania indywidualne

II. Terapia zbiorowa

1. Zakłady resocjalizacyjne

2. Komuny terapeutyczne

III. Farmakoterapia i inne medyczne sposoby leczenia

IV. Ogólne prawidłowości resocjalizacji psychopatów

Łagodność i surowość jako sposoby podejścia psychopatów

Narcyzm jako przyczyna popularności terapii grupo­wej

Terapia zbiorowa a zwiększone zapotrzebowanie na stymulację

Zasady „poprawiania niepoprawnych"

Aneks. Diagnoza psychopatii

1. Metody obserwacyjno-anamnestyczne

2. Kwestionariusze

  1. Kwestionariusze H. J. Eysencka (EPQ)

  2. Skala Impulsywności, Skłonności do Przygód i Empatii Eysencków

  3. Wieloczynnikowa Skala Lęku Daisy Schalling

  4. Inwentarz Impulsywności, Unikania Monotonii i Niechęci do Ludzi Daisy Schalling

  5. Skale machiawelizmu w kontaktach międzyludzkich R. Christie i F. L. Geis

f. Skala Poszukiwania Wrażeń (SSS) M. Zuckermana

3. Diagnoza różnicująca


„Psychopaci istnieli zawsze, ale w czasach chłodniejszych my bywamy ich sędziami, a w czasach gorących oni panują nad nami"

Ernest K. Tetschmer

Wstęp

Psychopatia należy do tych przejawów dewiacji psy­chicznych, których dynamika stanowi jedno z najbar­dziej intrygujących zjawisk badanych przez psycholo­gię współczesną, a szczególnie psychologię osobowości. Paradoksalnym w pewnym sensie dowodem ogromne­go zainteresowania się zachowaniem psychopatycznym jest to, że termin ,,psychopatia" jako nazwa określo­nego rodzaju anomalii psychicznej został wyelimino­wany ze współczesnej klasyfikacji psychiatrycznej.

Termin ów bowiem, podobnie jak i inne określenia psychologiczne, zyskujące duży zasięg, stal się nieba­wem zbyt szeroki i wskutek tego mało operatywny jako nazwa określonej klasy zjawisk dotyczących ży­cia psychicznego człowieka. W miarę rozwoju analiz i studiów nad tego typu zachowaniem okazało się, że w istocie rzeczy ,,cechy psychopatyczne" można było przypisać każdemu człowiekowi.

W czasie Szóstego Światowego Kongresu Psychia­trów w 1977 r. poświęcono całe sympozjum „diagno­stycznym dylematom psychopatii". Chociaż jednak czyniono wiele wysiłków w tym kierunku, owych dylematów nie udało się rozwiązać i termin „psychopa­tia" nie został przywrócony jako oficjalna nazwa okre­ślonego typu anomalii psychicznej.

Pomimo to nazwa „psychopatia" jest nadal w uży­ciu tak wśród fachowców (tj. psychologów, psychia­trów}, jak również wśród licznej rzeszy działaczy spo­łecznych, bardziej lub mniej związanych z różnymi formami działalności resocjalizacyjnej. Wydaje się, że świadczy to nie tylko o pewnej inercyjności ludzkiego umysłu (polegającej między innymi na przyzwyczaje­niu się do używanych długo określeń i niechęci zastę­powania ich innymi), lecz stanowi przede wszystkim wyraz tego, że nazwa „psychopatia", pomimo jej nie­ścisłości, wyjątkowo dobrze funkcjonuje w przypadku kategoryzacji różnych form dewiacji zachowania się, a szczególnie zaś defektów w sferze rozwoju moral­nego człowieka.

Prawdopodobnie z tej głównie przyczyny termin „psychopatia" nie tylko nie znikł z języka mówionego, lecz utrzymał się również w języku pisanym i to nie tylko w publicystyce oraz pracach popularnych, ale także występuje on nader często w piśmiennictwie naukowym (o czym świadczyć może chociażby załą­czona do niniejszej pracy bibliografia).

Niniejszą książkę poświęcono zasygnalizowaniu nie­których kontrowersji dotyczących problemu istoty psy­chopatii oraz wspomnianych uprzednio nie rozwiąza­nych w tym zakresie dylematów. Główny nacisk zo­stał w niej położony na ukazanie wielu powinowactw, które zachodzą pomiędzy cechami świata współczes­nego a rozwojem niektórych właściwości zachowania składających się na obraz psychopatii.

W celu ustalenia kolejności referowania poszczegól­nych zagadnień przyjęto najczęściej stosowany, trójczłonowy schemat rozpatrywania wszelkich zjawisk patologicznych, a więc najpierw ukazano istotę obja­wów psychopatycznych, następnie ich przyczyny, a na końcu sposoby resocjalizacji. W związku z tym książkę podzielono na trzy części:

Część pierwsza została poświęcona omówieniu po­glądów na temat istoty psychopatii oraz podstawo­wych cech, które ową psychopatię mają znamionować. Owe cechy znamienne usiłowano przedstawić w dwóch poziomach ogólności: najpierw wymieniono szereg cech szczegółowych (behawioralnych), które znamio­nować mają psychopatię, a następnie przedstawiono bardziej esencjonalne cechy psychopatii.

Druga część, odnosząca się do przyczyn antyspołecz­nego zachowania, podzielona została na dwie: pierwszą obejmującą uwarunkowania społeczne oraz drugą do­tyczącą uwarunkowań biologicznych.

Najobszerniejsza część, trzecia, poświęcona jest re­socjalizacji jednostek psychopatycznych. Zawiera ona również dwa stopnie szczegółowości. Najpierw starano się tu przedstawić liczne przykłady niezwykle trudnej (uważanej przez niektórych wręcz za niemożliwą) re­socjalizacji psychopatów, następnie podjęto ukazanie pewnych ogólnych prawidłowości, warunkujących sku­teczność resocjalizacji tego typu jednostek, aby wska­zać na konieczność zawarcia tych elementów w każ­dym opracowywanym systemie „poprawiania niepo­prawnych".

Pragnąłbym, aby obecna książka zainteresowała psy­chologów pracujących z ludźmi wykolejonymi, wycho­wawców, pracowników służb więziennych, a przede wszystkim studentów, którzy się sposobią do podjęcia pracy na tym polu. Niezależnie od wymienionych aktualnych lub przyszłych profesjonalistów, książka ta, ze względu na jej ukierunkowanie, zainteresować może również ludzi zajmujących się szerzej trudnościami życia we współczesnym świecie, trudnościami wyrażającymi się wzrostem wielu zjawisk patologicz­nych.

Mając na uwadze potrzeby głównego adresata obec­nej książki, zamieściłem w Aneksie obszerny przegląd stosowanych obecnie technik diagnostycznych, a także starałem się zasygnalizować podstawowe problemy dia­gnozy psychopatii. Myślę, że lektura tego Aneksu mo­że przyczynić się tak do usprawnienia warsztatu pracy psychologa-praktyka, jak również może oddać duże usługi w przygotowaniu studentów do samodzielnych poszukiwań badawczych.

Muszę tu podziękować gorąco Wszystkim, którzy ogromnie mi pomogli w napisaniu niniejszej książki. Przede wszystkim zaś winien jestem wdzięczność mo­jemu Przyjacielowi Docentowi Januszowi Kostrzewskiemu, który nie szczędził czasu na niekiedy bardzo długie dyskusje dotyczące wielu problemów, służąc mi swą nieprawdopodobnie rozległą erudycją w celu wyjaśnienia szeregu kwestii. Wielce pomocne w udo­skonaleniu obecnej postaci książki były recenzje napi­sane przez Panów Profesora Józefa Rembowskiego i Profesora Zbigniewa Skórnego, zawierające nie tylko wytknięcie pewnych niedociągnięć pracy, lecz ponadto wspierające mnie przekonaniem, że niniejsza książka przyczyni się wśród naszych specjalistów do pogłębie­nia wiedzy o dewiacji zachowania się człowieka.

CzęŚĆ I

Istota oraz cechy znamienne psychopatii

Historia psychiatrii ukazuje, że psychopatię od samego początku istnienia tej gałęzi wiedzy w jej nowoczes­nej postaci odróżniano od innych form zaburzeń i anomalii psychicznych. Pod tym względem jest nie­zwykle znamienny, wręcz nawet symboliczny fakt, że rozróżnienia tego dokonał francuski psychiatra Filip Pinel, który, będąc przedstawicielem idei Oświecenia, pierwszy zdjął kajdany chorym psychicznie i zaczął traktować ich zgodnie z duchem praw każdego czło­wieka do życia w wolności i decydowania o własnym losie.

Ten „ojciec nowoczesnej psychiatrii" wyróżnił w swej klasyfikacji chorób i zaburzeń psychicznych „ma­nię bez delirium", zwaną także „szaleństwem bez delirium", które to określenia dotyczyły zachowania nazywanego dzisiaj „antysocjalnym" lub „psychopa­tycznym".

„Manię bez delirium" zaobserwował F. Pinel u ary­stokraty, który znalazł się w kierowanym przez niego szpitalu dla obłąkanych w Bicetre i opisał na samym początku ubiegłego stulecia (w 1801 r.) w studium psychiatrycznym. Pacjent F. Pinela, korzystając z przy­wilejów, jakie dawało mu jego pochodzenie, otrzymał bardzo staranne wykształcenie. Był on nie tylko wy­kształcony, lecz w „każdym przedsięwzięciu rozum­nym i opanowanym". Jednakowoż w jednym zasad­niczym punkcie wykazywał odstępstwa od normy — nie znosił ograniczeń swych dążeń: Kiedy pies nie przejawiał gotowości gonienia podczas polowania, ten zabijał go; podobny los spotykał konia, który nie chciał galopować; wieśniaczkę, która ośmieliła się zwrócić mu uwagę, utopił w studni itp. Owe okrutne czyny nie wywołały ponadto w pacjencie F. Pinela żadnego po­czucia winy.

Inną poprzedniczką terminu „ psychopatia" była wprowadzona w 1835 r. przez J. C. Pricharda nazwa „zwyrodnienie moralne". W ten spo­sób określał ów autor ludzi, u których „siła kierowa­nia własnym, postępowaniem została zatracona lub po­ważcie upośledzona, w wyniku czego jednostki takie nie są zdolne prowadzić się przyzwoicie, a także nie potrafią w sposób odpowiedzialny realizować różne przedsięwzięcia".

Termin zaś „psychopatia" ukuł psychiatra niemiec­ki J. L. A. Koch. W 1891 r. napisał on pracę na temat różnych postaci degeneracji moralnej, które nazywa „upośledzeniem psychopatycznym".

Amerykańska tradycja w definiowaniu zaburzeń psychicznych poszła w kierunku akcentowania spo­łecznego kontekstu reakcji psychopatycznych, uwi­dacznia się to dobitnie również wprowadzeniem (przez C. E. Partridge'a w 1930 r.) nazwy „socjopatia", która w literaturze amerykańskiej zastępuje najczęściej określenie „psychopatia". Termin „socjopatia" coraz częściej przenika (w ślad za wyraźnym zdominowa­niem piśmiennictwa psychiatrycznego przez angloję­zycznych autorów) również do europejskiej literatury fachowej.

Ostatnio coraz częściej jako odpowiednik nazwy ..psychopatia" czy ,,socjopatia" pojawia się przyjęte w aktualnie obowiązującym nazewnictwie psychia­trycznym określenie „osobowość antysocjalna". Wielu autorów zajmujących się zaburzeniami określanymi dawniej jako „psychopatyczne" uważa, że ich esencja tkwi w antysocjalności. W ten sposób na przykład uj­muje sprawę autor bardzo wnikliwej pracy o psycho­patach jako „manipulatorach" B. Bursten, czy redaktor rozległej multidyscyplinarnej pracy o psy­chopatii H. W. Reid.

Najczęściej utożsamiana z psychopatią (czy socjopatią) postać dewiacji, czyli tzw. osobowość antysocjalna w obowiązującym aktualnie systemie Między­narodowej Klasyfikacji Chorób, Urazów i Przyczyn Zgonów, przyjętym przez Światową Organizację Zdro­wia. należy do zespołu zaburzeń określanych mianem „zaburzenia osobowości".

Warto wspomnieć, że zawarta we wzmiankowanym systemie klasyfikacja opiera się na amerykańskich po­działach, które w tym kraju mają już dosyć długą historię. Pierwszą mianowicie oficjalną klasyfikację chorób i zaburzeń psychicznych obowiązującą na tere­nie całej Ameryki ustalono w 1917 r. przez Amerykań­skie Towarzystwo Medyczne. Klasyfikacja ta została zastąpiona w 1952 r. nową, znaną w Literaturze świa­towej pod skrótem DSM-I ustaloną przez Amerykańskie Towarzystwo Psychiatryczne. Ponieważ po opracowaniu przez Świa­tową Organizację Zdrowia klasyfikacji chorób przeznaczonej do międzynarodowego stosowania zaistniały pewne rozbieżności pomiędzy stosowanym w Ameryce systemem DSM-I, system ten poddano rewizji i w 1968 r. opracowano unowocześniony system zwany DSM-II. Dziesięć lat później (tj. w 1978 r.) opracowa­no kolejny, bardziej rozbudowany o kryteria diagno­styczne system DSM-III.

W tym najnowszym amerykańskim systemie klasy­fikacyjnym czytamy m. in., ze ,,...zachowanie anty­społeczne pojawia się z reguły na kilka lat przed 15 rokiem życia; daje się zauważyć od wczesnych lat szkol­nych (lub wcześniej) i występuje bez przerwy aż do wieku dojrzałego. W wieku dojrzałym osoba taka wy­kazuje bezustannie wyraźnie zmniejszoną zdolność do doznawania trwałych, bliskich, ciepłych i odpowie­dzialnych związków z rodziną, przyjaciółmi i partne­rami seksualnymi. Cechują ją także niepowodzenia w uzyskiwaniu dobrych wyników pracy przez okres wielu lat".

Jak więc wynika z powyższej, ogólnej charaktery­styki, jednostka wykazująca cechy osobowości anty-socjalnej określana jest przez DSM-III w dwóch pod­stawowych płaszczyznach: l) nieumiejętności nawiąza­nia właściwych związków interpersonalnych i 2) bra­ków odpowiedniej organizacji i wydajności pracy.

Obok tego wielu autorów zajmujących się zagadnie­niem objawów zachowania psychopatycznego kładzie nacisk na takie cechy nieodłącznie związane z psycho­patią, jak: impulsywność, nie kontrolowana agresja, nieumiejętność przewidywania, nieumiejętność "wglą­du w siebie", brak poczucia winy i wyrzutów sumie­nia, niezdolność do wyciągania wniosków z uprzednich doświadczeń, błędy w ocenie sytuacji społecznej, skłon­ności do neurotycznego kłamstwa, skłonności do alko­holu połączone z niezwykłą wrażliwością na środki odurzające, tendencje do samowyniszczania itp.

Psychopatia bywa jednak określana nie tylko na podstawie pojedynczych czy „zblokowanych" w syn­dromy cech psychicznych, bardzo często uważa się ją za wymiar osobowości czy właściwość typologiczną. W związku z takim, szerszym — czy, jak kto woli — bardziej ogólnym, ujęciem psychopatii, można mówić o jej rodzajach, wyróżniając: psychopatię ,,pierwotną" i ,,wtórną", ,,neurotyczną" i „prawdziwą" itp.

Można także — co jest szczególnie znamienne dla dawniejszej psychiatrii niemieckiej — wyróżnić typy psychopatii. Przegląd takich typologii zamieszcza w naszej literaturze m. in. T. Bilikiewicz w swym ob­szernym podręczniku psychiatrii. A. Kępiński, stosujący także podział psychopatii na typy, stwierdza, że próżnica między typami oso­bowości a typami psychopatii ma jedynie charakter ilościowy, a nie jakościowy".

Zarówno jednak wspomniane uprzednio cechy oraz zespoły tych cech konstytuujące psychopatię, jak i wspomniane ostatnio bardziej ogólne właściwości psy­chiczne, związane z osobowością psychopatyczną, da­dzą się sprowadzić do dwóch strukturalnie najważ­niejszych elementów tego rodzaju osobowości, tj.:

l) nieumiejętności nawiązywania kontaktów z innymi ludźmi na podstawie głębszych związków emocjonal­nych oraz

2) tzw. deficytu lęku.

II. Psychopatia jako upośledzenie związków międzyludzkich

B. Wolman cechy zachowania psychopatycznego określa mianem „charakteru hiperinstrumentalnego", który polega — jak pisze obrazowo — na tym, że 'osobnik przejawiający ten typ charakteru traktuje ca­ły świat, wszystkich ludzi i przedmioty, jak złodziej bank, który można okradać, bądź jak traktuje się pola naftowe przeznaczone do bezustannej eksploatacji. Człowiek taki ocenia wszystkich ludzi tylko pod kątem przydatności w osiąganiu swoich celów. Z nikim się głębiej nie związuje, jego kontakty z innymi ludźmi są bardzo płytkie, nawet w stosunku do najbliższych potrafi być bezwzględny w traktowaniu hiperinstrumentalnym.

A. Storr stwierdza zaś krótko i dosadnie:

„Psychopaci traktują innych ludzi w sposób podobny do tego, w jaki większość z nas traktuje osy".

Autorem, który w szeroki i systematyczny sposób ukazał psychopatię jako upośledzenie związków z in­nym człowiekiem, był Haryey M. Cleckley — autor często cytowanej pracy pod znamiennym tytułem „Maska zdrowia" wydanej po raz pierwszy w 1941 r, i od tego czasu pięć razy wzna­wianej.

Można powiedzieć, że H. M. Cleckley dokonał w pewnym sensie przełomu w poglądach na psychopatię. Do czasów ukazania się jego „Maski zdrowia" cechy psychopatyczne wiązano głównie ze skłonnościami przestępczymi i dewiacjami z pogranicza przestępczo­ści, jak: nadmierną impulsywnością, zboczeniami se­ksualnymi, prostytucją itp. Natomiast omawiany obec­nie autor psychopatię wiąże z „...powierzchownym uro­kiem osobistym i dobrą inteligencją, brakiem złudzeń i jakichkolwiek irracjonalnych skłonności [,..] przy braku wyrzutów sumienia i wstydu [...] patologicznej egocentryczności i niezdolności do kochania, ogólnym ubóstwie podstawowych reakcji uczuciowych, a także znamiennej nieumiejętności wglądu w siebie".

W związku z przytoczonymi powyżej poglądami we współczesnych pracach poświęconych psychopatii zwy­kło się rozróżniać psychopatów impulsywnych i tzw. kalkulatywnych. Oba te rodzaje psycho­patów w całkowicie odmienny sposób wypaczają więzi z innymi ludźmi i trudno powiedzieć, który z nich jest groźniejszy.

Istotę psychopatii w kategoriach deformacji stosun­ków interpersonalnych widzi również wspomniany już autor „Manipulatora" — B. Bursten. Jego zda­niem esencja psychopatycznego stosunku do innego człowieka wyraża się w tym. że w stosunku tym psy­chopata zawsze „przedkłada coś ponadto", czyli że inny człowiek jest mu potrzeb­ny tylko do tego celu, aby zaspokoił jego potrzeby lub spełnił określone oczekiwania.

Aby móc w ten sposób wykorzystać innych ludzi, psychopata od najwcześniejszych lat uczy się manipulować ludźmi w ten sposób, żeby wyzwolić w nich takie formy zachowania się, jakie mu są najbar­dziej potrzebne. Osoba tego typu — jak pisze B. Bur­sten — ,,swój zraniony narcyzm traktuje w ten sam sposób jak małe dziecko, widząc tylko własne potrze­by, dlatego też w sposób desperacki wymaga od ludzi spełnienia swych potrzeb, nie dostrzegając dostatecz­nie jasno, że owo zaspokojenie powinno wynikać z bar­dziej subtelnych form współdziałania z innymi ludź­mi".

Inny człowiek liczy się dla jednostki wykazującej cechy psychopatyczne tylko wtedy, jeśli ,da się nim posłużyć do poszerzenia siebie", tzn. do wykorzysta­nia do takich czynności, które są dla tej jednostki po­trzebne. Wtedy zaś, kiedy osoba psychopatyczną nie widzi w kontakcie z poszczególnymi ludźmi żadnej ko­rzyści (bądź kiedy ktoś z różnych względów nie pod­daje się manipulowaniu), w takich przypadkach inny człowiek nie przedstawia dla psychopaty żadnej war­tości.

Aby rzucić nieco dodatkowego światła na przytoczo­ne powyżej powinowactwa psychopatii ze skłonnością do manipulowania innymi ludźmi, trzeba poświęcić trochę uwagi rozległym badaniom nad „gramatyką" te­go zjawiska, czyli badaniom nad machiawelizmem.

Idea tych badań wypływa z opublikowanego po raz pierwszy w Watykanie, w 1532 r. sławnego traktatu o uprawianiu polityki: pt.: Książę napisanego przez Nicolo Machiavellego. Na grunt psychologii empirycz­nej zawarte w Księciu postulaty przeszczepił Richard Christie, który w 1964 r. na zjeździe Amerykańskiego Towarzystwa Psychologicznego przedstawił koncepcję badań — jak to określił: ,,machiawelizmu w kontak­tach międzyludzkich". Badania te oparł na krótkiej i prostej metodzie kwestionariuszowej, zwanej skalą Mach, która zawiera stwierdzenia ,,żywcem wzięte" z dzieła N. Machiavellego.

W napisanej kilka łat później książce, wspólnie z F. Geisem, i zadedykowanej ,,mistrzowi", czyli N. Machiavellemu machiawelizm ujęty został w czterech punktach:

1. Względny brak uczuć w kontaktach interpersonal­nych — manipulowanie bywa powodowane przez pa­trzenie na ludzi jak na przedmioty.

2. Nie przywiązywanie znaczenia do ustalonych norm, moralnych — akceptując kłamstwo, oszustwo i wszel­kie krętactwo, manipulator ma na względzie jedynie utylitarny aspekt kontaktów z innymi.

3. Nieobecność poważniejszych form zaburzeń psy­chicznych — manipulator skłonny jest do przyjmowa­nia racjonalnego poglądu na innych i nie tracenia kon­taktu z obiektywną realnością.

4. Małe zaangażowanie ideologiczne — jest on bar­dziej zainteresowany w taktyce zmierzającej do finalizacji realnego celu, niż nieugiętego dążenia do celów idealnych.

Przeznaczona do mierzenia cech machiawelizmu ska­la Mach. od czasu wspomnianego już pierwszego jej zaprezentowania w połowie lat sześćdziesiątych docze­kała się kilku modyfikacji. Obecnie najczęściej bywa­ją w użyciu jej dwie wersje: Mach IV i Mach V.

Pierwsza z tych postaci, Mach IV, zawiera ogólnie dwadzieścia itemów, z tego dziesięć stanowi najbar­dziej reprezentatywne postulaty zawarte w Księciu, np. „Najlepszym sposobem podporządkowania sobie in­nych jest mówić im to, co pragną usłyszeć", natomiast pozostałe dziesięć itemów zawiera stwierdzenia całko­wicie przeciwstawne, np.: ,,Uczciwość jest najlepszym sposobem postępowania we wszystkich przypadkach". Natomiast druga najczęściej współcześnie stosowana wersja skali, czyli Mach V, jest w porównaniu z Mach IV bardziej psychometrycznie wyrafinowana, co prze­jawia się głównie w tym, że pytanie diagnostyczne (czyli wzięte z Księcia) połączono z dwoma niediagnostycznymi (przeciwstawnymi) o dodatkowym zróżnico­waniu ze względu na stopień akceptacji społecznej.

Na podstawie tych skal wyróżnia się osobników o wy­sokim, średnim i niskim stopniu machiawelizmu. Z ty­mi trzema typami osób R. Christie i F. L. Geis przeprowadzali szereg eksperymentów, w których wszyscy biorący w nich udział mieli możliwość wyka­zania sztuki manipulowania w różnych sytuacjach i kontekstach społecznych. Były to między innymi eks­perymenty pomyślane jako coś w rodzaju egzaminów na eksperymentatora (mającego możliwość manipulo­wania), gry „pieniądze" (tzw. dziesięciodolarowe gry), eksperyment polegający na wygrywaniu wyborów, w zależności od stanowisk prezentowanych w dyskusji, itp.

Ze względu na proceduralną złożoność większości z tych eksperymentów ich pośredni jedynie związek z problematyką niniejszej książki, a przede wszystkim dlatego, że opis tych badań dostępny jest w polskiej literaturze psychologicznej, nie będziemy ich tutaj omawiać. Wspomnimy natomiast o kilku kwestiach niezwykle — jak nam się wydaje — istotnych dla ukazania natury i dynamiki psychopatycznych cech osobowości.

Przede wszystkim należy odnotować powinowactwa pomiędzy psychopatycznymi cechami a skłonnością do manipulowania. R. Christie i F. L. Geis wysoki machiawelizm określają jako ,,syndrom chłodu". Lu­dzie przejawiający te cechy są bowiem bezuczuciowi w kontaktach interpersonalnych, skłonni do traktowa­nia innych jako przedmiotów. R. J. Smith i J. E. Griffith stwierdzili występowanie dodatniej, staty­stycznie istotne] korelacji pomiędzy skalą psychopatii w kwestionariuszu MMPI i skalą Mach IV.

Jak to podkreślają R. Christie i F. L. Geis;

„różnica pomiędzy osobnikami o wysokich i niskich wskaźnikach machiawelizmu nie tkwi w ilości oszustw i kłamstw, lecz w tym, że jednostki wykazujące nasi­lone cechy machiawelizmu potrafią dłużej i głębiej pa­trzeć w oczy oschłe oszukiwanej i okłamywanej".

Na zakończenie tych kilku uwag o machiawelizmie będącym esencją skłonności do manipulowania należy się zastanowić nad sprawą, która będzie się jeszcze przewijała jako stały motyw w podsumowywaniu, ana­lizy wielu cech konstytuujących psychopatyczne spo­soby zachowania się, a mianowicie: jak ma się oma­wiana cecha w aktualnej rzeczywistości społecznej oraz jak wyglądają jej trendy rozwojowe.

Rozważania na ten temat zacznę od cytatu z funda­mentalnej pracy R. Christie i F. L. Geisa, w któ­rej R. Christie pisze: ,,W latach dzielących moją pierwszą i drugą lekturę dzieła Machiavellego miałem dobrą okazję do bezpośrednich kontaktów z ludźmi, któ­rzy byli profesjonalnie zaangażowani w kontrolowanie innych. Wachlarz tych osób był bardzo rozległy: od rektorów uniwersytetów, dziekanów i kierowników zakładów, poprzez dowódców wojskowych i przedsta­wicieli rządu, aż do zarządców fundacji i prezesów sto­warzyszeń. Wszyscy ci ludzie wykazywali uderzające podobieństwo w swym zachowaniu! W zakresie przy­znawania wyróżnień i przywilejów podobni byli oni do Medyceuszy jak żadni inni, jakich znalem od czasu mej pierwszej lektury książki Machiavellego".

To, że ludzie sprawujący władzę stosują techniki opisane przez N. Machiavellego w Księciu, jest w pew­nym sensie normalne. Książka ta jest wszakże traktatem wyrażającym — jak to określił Konstanty Grzybowski we „Wprowadzeniu" do polskiego wydania owego dzieła — „piękno nieskazitelnej władzy" (N. Machiavelli). Administrator różnego szczebla, po­dobnie jak chirurga nie może być zbytnio empatyczny i dobro „sprawy" mieć musi przede wszystkim na względzie,

Niemniej jednak niebezpieczeństwo tkwi w tym, że kierownik jako osoba posiadająca z tytułu pełnionych funkcji wysoki prestiż, a także ze względu na to, że jest szafarzem kar i nagród — zgodnie z prawami wa­runkowania społecznego jest idealnym wzorem do na­śladowania. Biorąc zaś pod uwagę fakt, że możliwość manipulo­wania innymi (jaką stwarza z natury rzeczy stanowi­sko kierownicze) stanowi — o czym świadczą liczne badania — szczególnie dużą zachętę dla osobników po­siadających nasilone cechy machiawelizmu, można przypuszczać, że po pierwsze: na stanowiskach tych ist­nieje szczególnie dużo ,,manipulatorów", po drugie zaś, że te ujemne cechy poprzez ludzi będących „na świecz­nikach" przenikają dosyć szybko i dokładnie do licz­nych rzesz podwładnych.

Innym wskaźnikiem, że cechy machiawelizmu na­silają się we współczesnym świecie, jest to, że — jak to wynika z kilku badań — korelują one dodatnio z wielkością miasta: mieszkańcy miast mają na ogół wyższe wskaź­niki machiawelizmu niż wieśniacy, mieszkańcy zaś du­żych centrów urbanistycznych większe od rezydentów małych miast. Prawidłowość tę zaobserwowano nie tylko w USA, lecz także i w Hiszpanii.

Ciekawe jest również, że w miarę przyswajania so­bie „zachodniej orientacji" przez młodzież z Hong-Kongu czy Środkowej Afryki wzrasta u niej również nasilenie cech machiawelizmu. R. Christie i F. L. Geis podają interesu­jące wyniki badań nad uchodźcami węgierskimi po 1956 r. w USA. Otóż ci z nich, którzy przystosowali się do kultury amerykańskiej, mieli daleko wyższe wskaźniki machiawelizmu od tych uchodźców, którzy deklarowali chęć powrotu do ojczyzny.

Podobnych badań można by przytoczyć więcej, co jednak wcale nie przesądza o pesymistycznym wnios­ku, że grozi nam nieuchronna „psychopatyzacja świa­ta". Niebezpieczeństwom bowiem, jakie niesie ze sobą cywilizacja współczesna w zakresie eskalacji machia­welizmu, można skutecznie zapobiegać.

Biorąc na przykład pod uwagę pierwsze z omawia­nych powyżej źródeł rozprzestrzeniania się cech ma-chiawelistycznych tkwiące w działalności ludzi spra­wujących władzę, można źródła te poważnie ograni­czyć z jednej strony poprzez konsekwentne przestrze­ganie jawności wszelkich decyzji i podawanie moty­wów uzasadniających je (aby wykluczyć rejony ,,męt­nej wody", w której osobnicy o wysokich cechach ma­chiawelizmu potrafią czynie najobfitsze połowy), z dru­giej zaś strony prestiż przedstawicieli władzy równo­ważyć charyzmą działaczy społecznych, artystów, uczo­nych itp.

Im więcej w danym społeczeństwie cenione będą cnoty bezinteresownej działalności dla innych, otwar­tego wyrażania swych przekonań i poglądów, w tym większym stopniu machiawelistyczne cechy mają szan­sę zostać spożytkowane na rzecz rozwoju społecznego i doskonalenia się wewnętrznego każdego człowieka.

Wspominałem już poprzednio o tym, że „niesympa­tyczne" skądinąd skłonności do manipulowania ludź­mi przejawiane przez szefa w swej esencji nie muszą być zarzewiem zła. W ich ocenie często należy wkraczać w niebezpieczny (ze względu na łatwość popeł­niania pomyłek wypływających z subiektywizmu) krąg wartościowań opartych na psychologii, jako „chłod­nej" nauki o faktach i moralności wypływającej z ży­wej reakcji ,,sumieniowej". Jawi się tu mianowicie prawie zawsze daleko posunięty relatywizm oceny da­nego posunięcia „manipulatorskiego".

Jeśli na przykład wodzowi uda się poderwać armię do zwycięskiej bitwy, historia (szczególnie tego pań­stwa, które z tej bitwy wyniosło korzyści) oceni go najczęściej pozytywnie, pomimo że naraził wielu żoł­nierzy na utratę życia w działaniu mającym jemu-sa­memu zapewnić chwałę i pamięć u potomnych. Po­dobnie jest w przypadku utalentowanych kierowni­ków produkcji i organizatorów życia artystycznego, naukowego, polityków itp.—jeśli ludzie ci, dając upust swym skłonnościom machiawełistycznym, przyczynia­ją się jednocześnie do ogólnego podnoszenia poziomu życia, stają się wtedy jednostkami bardzo pozytywny­mi, ..szermierzami postępu" — jak to się niekiedy pa­tetycznie o nich mówi.

To, w jakim kierunku zostaną wykorzystane nie­obce w zasadzie każdemu człowiekowi tendencje ma­chiawelistyczne, w największym stopniu zależy od spo­sobu organizacji społecznej, od właściwego rozłożenia ,,wzmocnień" za działania na rzecz ,,siebie" i „innych", a przede wszystkim od właściwego premiowania dzia­łań nacechowanych autentyzmem, przy równoczesnym zwalczaniu fasadowej (chociaż często bardziej korzyst­nej z egoistycznego punktu widzenia poszczególnych jednostek) deklaratywności.

Te zaś cechy organizacji społecznej są w zasadzie zależne od samych ludzi; od poziomu ich wiedzy o me­chanizmach rządzących postępowaniem człowieka i od stopnia uświadomienia sobie niebezpieczeństw wynikających z nieprzestrzegania odkrywanych przez współ­czesną psychologię praw w zakresie właściwego roz­woju społeczeństw i jednostek.

Niebezpieczeństwa rozwoju cech machiawelistycznych, tkwiące we wzroście urbanizacji, są również przezwyciężane, co odbywa się głównie poprzez po­wstawanie licznych formalnych i nieformalnych grup i społeczności. Zanika w nich poczucie anonimowości jednostki, a tym samym wydatnie kurczą się te rewi­ry, w których w sposób niezauważalny może jeden człowiek posługiwać się innym człowiekiem jako na­rzędziem do spełnienia określonych celów.

III. Poglądy na temat tzw. deficytu lęku u psychopatów

Bardzo często wskazywaną przez współczesną literatu­rę cechą osobowości psychopatycznej jest niski poziom lęku, czyli tzw. deficyt lęku. Niedostatek lęku powo­duje m. in. to, że jednostka dotknięta tego typu defi­cytem lęku nie przyswaja sobie dostatecznie szybko i trwale różnego rodzaju „odruchów moralnych".

Stanowisko takie mocno wyeksponowane zostało w szeroko znanej teorii Hansa J. Eysencka, na temat przyczyn wadliwych form zachowania się. A oto, co na ten temat pisze sam autor: „Krótko mówiąc, zakłada się tu, że dorośli osobnicy powstrzymują się przed an­tyspołecznymi czynami bynajmniej nie w obawie przed karami, jakimi grozi im prawo — kary te są zbyt nie­pewne, zbyt odsunięte w przyszłość, zbyt abstrakcyjne, by móc rzeczywiście służyć temu celowi. Zamiast tego przypuszcza się, że od wczesnego dzieciństwa trwa proces takiego warunkowania dzieci, by reagowały lę­kiem na sytuacje zawierające element jawnie agre­sywnego lub seksualnego zachowania się: warunkowa­nie to dokonuje się drogą kary cielesnej następującej natychmiast po dokonaniu potępionego przez otoczenie czynu. Ten emocjonalny odruch warunkowy generali­zuje się dzięki mowie (drugiemu układowi sygnałów) i trwa w dorosłym osobniku, zapobiegając z punktu każdemu antyspołecznemu czynowi; inaczej mówiąc, warunkowy odruch, lęku jest natychmiastową i nie­uchronną karą, której dorosły osobnik stara się unik­nąć za wszelką cenę, nawet kosztem przeciwstawienia się pokusie i pozostania uczciwym człowiekiem.

Na temat deficytu lęku u psychopatów opubliko­wano dosyć dużo różnego rodzaju badań empirycznych. Pierwszy eksperyment na ten temat przeprowadził bodaj D. T. Lykken, który w ramach swej pracy doktorskiej przedstawił badania nad grupą 39 psycho­patów, których podzielił na podstawie diagnoz psy­chiatrycznych na dwie grupy. Pierwszą grupę, złożoną z 19 osób (12 mężczyzn i 7 kobiet), stanowili prawdzi­wi lub „normalni" psychopaci. Drugą grupę, 20-osobową (13 mężczyzn i 7 kobiet), tworzyli psychopaci neurotyczni.

Obie te grupy D. T. Lykken badał przy zastosowa­niu kilku renomowanych skal służących do pomiaru lęku. Ponadto mierzył on reakcję psychogalwaniczną skóry (GSR) na słowa wyzwalające lęk. Wyniki uzy­skane w obu tych grupach porównał z wynikami otrzy­manymi po przebadaniu w ten sam sposób 15-osobowej grupy ludzi normalnych (studentów). Okazało się, że socjopaci prawdziwi (pierwsza grupa) mieli faktycz­nie niższy wskaźnik lęku aniżeli osoby normalne, na­tomiast socjopaci neurotyczni (druga grupa) przeja­wiali znacznie więcej lęku niż osobnicy z grupy kon­trolnej (tj. normalni).

Wyniki badań D. T. Lykkena zainicjowały wiele póź­niejszych dociekań nad deficytem lęku u psychopatów. Do ciekawszych należą badania przeprowadzone przez S. Schachtera i B. Łatanego. Autorzy ci badali trzy grupy więźniów: l) socjopatów, u których trudno postępował proces resocjalizacji;

2) więźniów łatwo poddających się resocjalizacji, okre­ślanych jako normalni;

3) grupę mieszaną.

Wszystkie te osoby przebadano aparatem pełniącym funkcję la­biryntu, w którym badani mieli się nauczyć znajdo­wania prawdziwej drogi. W labiryncie tym jedne nega­tywne rozwiązania karane były prądem elektrycznym, inne — nie, w wyniku czego można było uchwycić dwa procesy: a) tempo uczenia się znajdowania prawidłowej drogi w labiryncie przez eliminację wadliwych rozwiązań; b) szybkość eliminacji błędów pod wpły­wem antycypacji kary, a więc działania lęku.

Wyniki badań S. Schachtera i B. Łatanego nad tem­pem uczenia się labiryntu w różnych grupach poprzez

socjopaci

grupa mieszana normalni

0x01 graphic

23,4

Zestawy po 5 prób

Rys. l. Uczenie się labiryntu przez socjopatów i normalnych więźniów w badaniach S. Stdiachtera i B. Łatanego

.

eliminację błędnych rozwiązań (bez stosowania kar) przedstawia rys. l.

Z rysunku tego wynika, że nie ma większych różnic pomiędzy szybkością uczenia się eliminacji błędów w trzech grupach badanych, co upoważnia do stwier­dzenia, że psychopaci nie różnią się od osobników nor­malnych pod względem tempa uczenia się materiału pozytywnie wzmacnianego.

Inaczej jest w przypadku uczenia się unikania błę­dów pod wpływem działania kary. Wyniki tych badań obrazuje rysunek 2.

Jak widać na rysunku, socjopaci pod wpływem lę­ku uczą się o wiele gorzej od pozostałych osób, co świadczy o występowaniu u nich deficytu lęku. W kon­kluzji S. Schachter i E. Łatane stwierdzają, że: ,,..nor­malni i socjopaci są jednakowo zdolni do uczenia się zadań pozytywnie wzmacnianych, różnią się jednak w zakresie uczenia się unikania błędów, które dochodzi do skutku prawdopodobnie za pośrednictwem lęku — normalni uczą się dobrze, socjopaci wcale".

Nieco podobne wyniki uzyskała W. Ciarkowska w badaniach natężenia reakcji agresywnych u psychopatów i u osób normalnych. Jak się okazało, u osobników normalnych bodziec mający dodatnią (po­zytywną) wartość emocjonalną obniżył intensywność reakcji agresywnej, podczas gdy bodziec negatywny podwyższył stopień agresji. Zbliżone wyniki wystąpiły u psychopatów, przy czym bodźce o negatywnym (bó­lowym) znaczeniu w mniejszym stopniu niż u osób normalnych podwyższyły wielkość reakcji agresyw­nych, natomiast bodźce o znaczeniu pozytywnym (pa­pierosy) w równym stopniu co u osób normalnych ob­niżały natężenie reakcji agresywnej.

Z przedstawionych powyżej wyników badań wynika dosyć szeroko rozpowszechniona opinia o nieskutecz­ności bodźców awersywnych w modyfikacji zachowania się psychopatów. Jednak sprawa ta nie jest do końca jasna. Jak bowiem stwierdziło dwóch badaczy hindus­kich, K. Das i J. Bharath Raj, terapia awersywna jest niezwykle skuteczna w przypadku leczenia moczenia nocnego u psychopatycznych pacjentów.

Wyniki badań prowadzonych przez F. Schmanka wskazują, że uczenie się unikania błędów zale­ży od rodzaju wzmocnienia negatywnego (kary). Jeśli jest nim potępienie społeczne lub kara fizyczna, psy­chopaci uczą się unikania gorzej od osobników nor­malnych. Nie ma natomiast tych różnic wtedy, gdy karą są opłaty pieniężne.

Mniejszy poziom lęku u psychopatów stanowi za­tem istotną przyczynę trudności w ich prawidłowej socjalizacji (przystosowaniu społecznym), które zawsze pozostaje u nich powierzchowne. Nieumiejętność wczuwania się w psychikę innych ludzi, połączona z gwał­townością reakcji emocjonalnych, wpływa na fakt. że psychopaci bywają na ogół bardzo groźnymi i niezwy­kle okrutnymi przestępcami, którzy dopuszczają się gwałtów, zabójstw itp.

Niemniej jednak należy również pamiętać, że prze­jawiany przez psychopatów deficyt lęku i wypływają­ca zeń nieustraszoność może mieć także i pozytywne znaczenie w sytuacjach konieczności działania w wa­runkach pełnych zagrożenia, szczególnie zaś w sytua­cjach wojennych. Jak na przykład stwierdza A. Storr, wielu nieustraszonych pilotów w czasie ostat­niej wojny, zasłużonych niezwykle odważnymi akcja­mi bojowymi, wykazywało psychopatyczne cechy za­chowania się. Można się także spotkać z dosyć częsty­mi głosami psychiatrów-praktyków, że bohaterscy żoł­nierze po zdemobilizowaniu często nastręczali wiele poważnych problemów swą niesubordynacją w warun­kach życia pokojowego.

Obok omawianych do tej pory badań nad związkiem psychopatii z łękiem, ujmujących lęk jako cechę jed­norodną pod względem objawów, istnieje bardzo cie­kawy nurt badań (prowadzonych głównie przez szkołę Daisy Schalling ze Sztokholmu) opartych na rozróż­nieniu pomiędzy różnymi rodzajami lęku.

Impuls do tych badań stanowiło wprowadzone przez A. H. Bussa w odniesieniu do pacjentów psy­chiatrycznych rozróżnienie dwóch postaci łęku, tzw. „lęku psychicznego" i „lęku somatycznego". Z licz­nych badań prowadzonych przez D. Schalling i jej współpracowników wynika, że obok dwóch wyróżnionych przez A. H. Bussa postaci lęku istnieje jeszcze trzeci, a mianowicie napięcie mięśniowe.

Na podstawie tych trzech zasadniczych objawów lę­ku wspomniani autorzy skonstruowali Wieloskładni­kowy Kwestionariusz Lęku, zawie­rający po dziesięć itemów w trzech skalach, tzn. skali lęku psychicznego, somatycznego i napięcia mięśnio­wego. Na każde z tych stwierdzeń badany odpowiada według czteropunktowej skali, od 0 do 3, czyli 'od „nigdy" do ,,zawsze". Technika ta przechodziła szereg ulepszeń i modyfikacji. Ostatnia znana mi wersja po­chodzi z 1978 r., jest to wersja czwarta, jej tłumacze­nie zamieszczam w Aneksie.

Z licznych badań porównawczych prowadzonych kwestionariuszem MCA wynika, że poszczególne jego skale w różny sposób powiązane są z cechami, przy pomocy których definiowana jest psychopatia. I tak stwierdza się, że skala lęku psychicznego wykazuje negatywne związki z ekstrawersją.-a szczególnie z tymi jej komponentami, które świadczą o towarzyskości i prospołeczności.

Z kolei skale lęku somatycznego i napięcia mięśnio­wego pozytywnie korelują z impulsywnością i innymi skalami mierzącymi cechy psychopatyczne. Obie te skale uzyskują również pozytywne korelacje ze skalą P (psychotyzmu), która — zdaniem H. J. Eysencka — mierzy cechy należące głównie do psychopatii. Ob­szerniejsze uwagi o tej skali oraz jej prezentacja znaj­dują się w Aneksie.

W rozległych badaniach porównawczych, opartych na metodzie analizy czynnikowej, prowadzonych przez D. Schalling i jej współpracowników na populacji kil­kuset kobiet i mężczyzn, dowiedziono, że cechy mie­rzone przy zastosowaniu skali SA (lęku somatycznego) i MT (napięcia mięśniowego) znajdują się w obrębie tego samego czynnika, podczas gdy cechy określane przez skalę PA (lęku psychicznego) mieszczą się w ob­rębie innego czynnika.

W zorientowanym psychofizjologicznie laboratorium tej autorki prowadzono liczne badania nad umiejsco­wieniem wyróżnionych w kwestionariuszu MCA rodza­jów lęków w pobudzeniu siateczkowo-korowym i auto­nomiczne-limbicznym. Z badań tych wynika, że wszy­stkie z podanych form lęku wiążą się z większym po­budzeniem autonomicznego układu oraz ze zwiększoną aktywnością sercowo-naczyniową. Różnice pomiędzy tymi formami lęku zaznaczają się natomiast w drugim z badanych typów pobudzenia, a mianowicie pobudze­nia korowego — PA (lęk psychiczny) połączony jest z podwyższonym pobudzeniem korowym, zaś oba po­zostałe rodzaje lęku wiążą się z obniżeniem pobudze­nia korowego.

Konkluzją licznych badań nad powinowactwem po­między różnymi postaciami lęku a psychopatią pro­wadzonych przez D- Schalling jest stwierdzenie, że nie istnieje prosta współzależność pomiędzy psychopatią a lękiem ,,w ogóle", współzależność taka zachodzi bo­wiem w specyficzny sposób pomiędzy psychopatią a różnymi postaciami lęku. W świetle dotychczaso­wych badań zdaje się jawić wyraźna prawidłowość, że psychopatia łączy się najczęściej z wyższym lękiem somatycznym i napięciem mięśniowym, lecz przy rów­noczesnym obniżeniu lęku psychicznego.

W efekcie powyższych różnic u psychopatów wystę­puje specyficzna sprzeczność — wykazują oni mniej zatroskania i niepokojów wobec przyszłych wydarzeń, przy równoczesnym wyższym napięciu wewnętrznym, nieokreślonych zmartwieniach i objawach sercowo-naczyniowych.

Wydaje się, że na kanwie zaproponowanych przez D. Schalling rozróżnień w zakresie typów lęku oraz ich różnorakiego związku z psychopatią wytłumaczyć moż­na niezwykle szeroki wachlarz symptomatologii psy­chopatii, tzn. od czysto emocjonalnych reakcji wście­kłości, znamionujących psychopatów impulsywnych, do pełnych opanowania wewnętrznego i na wskroś ra­cjonalnych zabiegów manipulatorów. Można przypusz­czać, że spektrum tych odcieni zależy od różnego na­silenia poszczególnych postaci lęku. Ogólny deficyt lę­ku najprawdopodobniej daje w efekcie manipulatorski typ psychopatii, podczas gdy nasilenie lęku somatycz­nego i mięśniowego (używając nomenklatury tej au­torki) powoduje impulsywno-kryminalny typ psycho­patii.

IV. Psychopatia jako „cierń duszy"

(czyli próba charakterystyki świata wewnętrznego psychopatów)

Dotąd była mowa o cechach psychopatii, które można niejako widzieć z zewnątrz, tzn. z obserwacji zacho­wania się. Nie sposób jednak psychologicznych rozwa­żań dotyczących objawów zachowania ograniczyć je­dynie do omawianego rodzaju faktów, należy jeszcze poświęcić uwagę kwestii najtrudniejszej do uchwyce­nia, a mianowicie stosunkowi do samego siebie, prze­jawianego przez osobnika psychopatycznego, jego su­biektywnych odczuć i specyficznego kolorytu świata wewnętrznego.

Przedstawione poprzednio charakterystyki zarówno cech „szczegółowych", jak i „ogólnych", znamionują­cych zachowanie się psychopaty, mogą sugerować ge­neralny wniosek, ze życie psychiczne tego typu osob­ników jest w poważnym stopniu zubożone, że pozosta­ją oni niejako poza sferą odbioru pewnych subtelniejszych odczuć psychicznych, które mają swe źródło w nie istniejącej u psychopatów umiejętności wnika­nia w psychikę innego człowieka, w rozumieniu pro­blemów i dylematów przeżywanych przez innych lu­dzi itp. W taki sposób życie wewnętrzne jednostek psychopatycznych jawić się nam może jako „nieskom­plikowane", proste, pozbawione wewnętrznych konflik­tów, niepewności, wręcz nawet na swój sposób har­monijne.

Wniosek taki jest jednak (mimo że przedstawiany niekiedy bywa przez poważne nawet autorytety) nie­słuszny. Nie ma bowiem na dobrą sprawę żadnej mia­ry określającej „bogactwo" życia wewnętrznego czło­wieka, każdy człowiek jest dostatecznie „bogaty" (w sensie posiadanej wrażliwości), aby stanowić 'od­zwierciedlenie świata całego — jak głosi jedna z mą­drości Talmudu. Wspomniany brak zrozumienia dla innych człowiek psychopatyczny kompensuje zwielo­krotnionym „zrozumieniem" samego siebie. Ogólna zaś „gruboskórność", jaka cechuje takich ludzi, w po­ważnym stopniu wynagradzana bywa przez dużą. ekspansywność społeczną.

Jest to więc życie psychiczne zawierające wiele od­mienności, nie może jednak być definiowane ubogością doznań, czy też „prymitywnością" — jak stwier­dzają niektórzy autorzy.

Tym bardziej mylne byłoby przypuszczenie, że psy­chopata to człowiek „bezproblemowy", całkowicie za­dowolony z siebie, któremu obce są wszelkie „drama­ty ,i rozdarcia wewnętrzne". Wbrew bowiem takiemu przypuszczeniu istota psychopatii w zakresie przeżyć wewnętrznych polega właśnie na zwielokrotnieniu wszelkich problemów i konfliktów wewnętrznych. Jak to będzie szerzej omówione w następnym rozdziale, jedną ze strukturalnych właściwości psychopatii jest narcyzm, z cechy tej zaś wypływa nie tylko fascy­nacja sobą, lecz także niezwykła wrażliwość na wzglę­dy innych.

Największy dramat osobowości psychopatycznej —-jeśli tak można powiedzieć — polega na tym, że najbardziej tępy psychopata potrafi pojąć, że ludzie, na których mu zależy, nie darzą go długo autentycznym uczuciem, natomiast najgenialniejszy nawet psycho­pata nie rozumie, co jest powodem odchodzenia innych ludzi od niego lub też traktowania go przez otoczenie w sposób jedynie instrumentalny.

Omawiany poprzednio deficyt lęku (i związany z nim brak poczucia winy lub jego poważne zmniejszenie) nie eliminuje — jak można by przypuszczać — we­wnętrznych konfliktów u psychopaty, lokuje je tylko, jak gdyby w innej płaszczyźnie. W tym „zakresie", czy w tym „paśmie", w jakim psychopata przeżywa własne konflikty i dramaty wewnętrzne, jest najpraw­dopodobniej — zgodnie z przytaczanymi uprzednio teo­riami — mniej elementów wynikających z całej gamy odczuć empatycznych (od bardzo żywych do odbiera­nych z dystansem), w to miejsce jawi się niezwykłe wyczulenie (wskutek tego zawsze odczuwane w naj­wyższym stopniu wrażliwości) na wszelkie dowody nie­doceniania i uchybiania okazywane przez otoczenie społeczne. Odczucia te są nadmiernie wyostrzone przez patologicznie wybujałe oczekiwania uwielbienia. Owe wielkie rozczarowania kompensuje psychopata w nie­nawiści do innych ludzi i w rozczulaniu się nad włas­ną ,,mizerotą" — w ten sposób zamyka się błędne koło.

Tego typu spojrzenie na istotę życia wewnętrznego psychopatów przedstawia wielu wnikliwie myślących psychiatrów. I tak na przykład klasyk w tej dziedzinie. K. Schneider, w sposób obrazowy mówi, że isto­ta osobowości psychopatycznej wyraża się w istnieniu „cierni", „kolca" (Dom), którym osobnik taki rani nie tylko wszystkich dookoła siebie, lecz także i siebie samego.

Wybitny zaś znawca psychopatii W. H. Reid stworzył piękny esej na temat „smutku psychopatycznego", w którym to stu­dium takim właśnie uczuciem (tj. smutkiem) charak­teryzuje życie wewnętrzne psychopatów. Autor ten barwnie opisuje, że psychopata to człowiek stojący w zimową noc na śniegu i mrozie, widzący przez okno ciepły przytulny pokój, w którym siedzi zgromadzona przy kominku rodzina, nigdy jednak nie mogący zrea­lizować potrzeby znalezienia się w takim właśnie pomieszczeniu. Stąd też psychopatę nie opuszcza poczu­cie samotności, beznadziejności i depresyjnego przy­gnębienia, jednym słowem „smutku".

W nieco podobnym ujęciu przedstawiają życie we­wnętrzne psychopaty W. i J. McCordowie, na­zywając go ..samotnym wilkiem".

Beznadziejnie intensywne wysiłki w „lgnięciu do ludzi", połączone z krańcową nieumiejętnością zjedny­wania ich sobie na dłuższą metę, wypełniają życie we­wnętrzne psychopatów wielkim dramatem, przeżywa­nym jednak w całkowicie specyficzny sposób, niejako w uproszczonym schemacie. Pełen narcyzmu psycho­pata rozumie tylko swą własną krzywdę, nie rozumie zaś przyczyn, które ją spowodowały, a które tkwią w jego własnym wadliwym stosunku do ludzi.

Będąc przekonany o własnej doskonałości, nie po­trafi on w związku z tym we właściwy sposób ocenić skutków swego zachowania i tym samym często za­skakuje otoczenie uporczywym demonstrowaniem ta­kich form postępowania, które jemu samemu szkodzą w sposób ewidentny. Jest to nieraz tym dziwniejsze, że jako człowiek o najczęściej nieobniżonym poziomie inteligencji, długo postępuje konsekwentnie i popraw­nie w celu zapewnienia sobie sukcesu, w niektórych jednak momentach jak gdyby „ zacina się" i z uporem maniaka działać zaczyna na swoją własną szkodę, nie odbierając żadnych sygnałów mówiących mu, że takie postępowanie jest dla niego zgubne. Owo jednak za­blokowanie sygnałów dotyczących oceny własnego za­chowania nie tylko nie zmniejsza, lecz nawet zwiększa poczucie krzywdy u tego typu jednostek i płynącej stąd totalnej wrogości do innych.

CzęŚĆ II

Poglądy na temat uwarunkowania psychopatii

l. Psychospołeczne przyczyny antysocjalności (psychopatii)

Wszyscy rodzimy się psychopatami" — stwierdza Harry Lipton, jako że rodzimy się „bez jakichkolwiek zahamowań naszych impulsów". Będąc małymi dzieć­mi zupełnie swobodnie wyrażamy uczucia złości, nie posiadamy wewnętrznej kontroli naszych potrzeb, a także nie odczuwamy żadnego poczucia winy. Z tego więc względu słuszne jest — zdaniem cytowanego au­tora — postawione na wstępie stwierdzenie.

Pomimo jednak „równego startu" tylko niektórzy (bardzo zresztą nieliczni) ludzie pozostają „w stanie pierwotnym", czyli są psychopatami. Poglądy mówiące o przyczynach tego zjawiska zwykło się najogólniej dzielić na dwie do niedawna przeciwstawne grupy po­glądów. Jedne z nich, chronologicznie starsze, mówią o konstytucjonalnym uwarun­kowaniu tej formy anomalii psychicznej, natomiast au­torzy drugiej grupy poglądów (szczególnie silnie eks­ponowanej w pracach psychoanalityków) przyczyn an­tysocjalności upatrują w czynnikach społecznych, a mówiąc dokładniej, w środowisku rodzinnym.

W czasach obecnych nie istnieje już zasadniczy, to­czony dawniej niekiedy z wielką zaciekłością, spór określany po angielsku natura czy wychowanie w odniesieniu do rozpatrywania uwarunkowań różnych — zarówno prawidłowych, jak i pa­tologicznych — cech psychicznych. Jest to może nieco paradoksalne, że w miarę bardzo szybkiego postępu w zakresie poznawania mechanizmów biologicznych, warunkujących występowanie i przebieg różnych zja­wisk psychicznych, coraz mniej procesów psychicz­nych można wytłumaczyć do końca przyczynami na­tury biologicznej. Szybko rozwijająca się wiedza z za­kresu biologicznych podstaw zachowania się człowieka (wyrażająca się m. in. powstaniem na kilku uniwersy­tetach osobnych kierunków studiów, tzw. psychobiologii) coraz bardziej ewidentnie ukazuje fakt, że pomimo znajomości determinant biologicznych wielu postaci za­chowania się człowieka większości form tego zacho­wania nie da się wytłumaczyć jedynie określonymi przyczynami natury biologicznej.

Wzajemne powinowactwa pomiędzy czynnikami bio­logicznymi i społecznymi klarownie przedstawił J. Strelau w jednej ze swych prac poświęconych tempera­mentowi, w związku z rozpatrywaniem wpływu dziedziczności i środowiska społecznego na kształtowa­nie się temperamentu.

Autor ten stwierdza, że oba wspomniane czynniki, tj. dziedziczność i środowisko, przyjmują w formule matematycznej postać iloczynu, z którego wynika od­powiedni rodzaj zachowania się. Zapis tej formuły jest następujący: Z = DS, gdzie: Z — zachowanie, D — dziedziczność i S — środowisko.

„Nadając relacji między obu tymi czynnikami cha­rakter iloczynu — pisze J. Strelau — chcemy przez to podkreślić, że nie ma takiej formy zachowania, która byłaby uwarunkowana jedynie dziedzicznie lub tylko przez środowisko, jak bowiem wiemy, przy wartości zerowej mnożnika bądź mnożnej iloczyn będzie rów­ny zeru, a zatem w 'ogóle nie wystąpi zachowanie".

„Najlepsze ziarno (D) — pisze dalej cytowany au­tor — włożone do nieodpowiedniej gleby albo pozba­wione całkowicie wody (S) w ogóle nie da plonu (Z), a najlepszy pedagog (S) nie nauczy dziecka czytać i pi­sać (Z), jeżeli odziedziczy ono głębokie upośledzenie umysłowe (D)".

W celu pewnego uporządkowania prezentacji róż­nych grup czynników mających wpływ na powstawanie cech psychosomatycznych w zachowaniu się człowieka oddzielnie omówię .czynniki społeczne i biologiczne.

l. Ogólny przegląd problematyki

Badania nad społecznymi determinantami zachowania psychopatycznego (czy szerzej patrząc: społecznego wykolejania się) mają już w psychologu blisko stulet­nią historię i w związku z tym nie sposób omówić ich w sposób wyczerpujący, można co najwyżej zwrócić uwagę na niektóre tylko wyniki badań oraz próby ich uogólnienia w postaci teorii wyjaśniających genezę antysocjalności.

Przede wszystkim zaś należy podkreślić, że spośród wielu różnorodnych badań nad społecznymi przyczy­nami zachowania psychopatycznego ze zrozumiałych względów najwięcej koncentruje się na znaczeniu ro­dziny w formowaniu tych na wskroś negatywnych właściwości psychicznych.

Można wymienić na przykład kalka szeroko znanych publikacji, które zawartymi w nich teoriami ukształ­towały w poważnym stopniu to, co można nazwać świadomością psychologiczną współczesnego człowieka. Do takich m. in. prac należą książki W. Healy'ego ukazujące wpływ rozbicia rodziny i róż­nego rodzaju zaburzeń życia rodzinnego, na wzrost przestępczości i antyspołecznego zachowania się dzieci, bądź też wydana po raz pierwszy na początku naszego stulecia książka sir Cyrila Burta o wpływie róż­nego rodzaju „dramatów rodzinnych" na psychopatyzację zachowania się wzrastających w niej dzieci.

Do tego typu prac należy niewątpliwie książka J. Bowiby'ego o wpływie deprywacji uczuć ma­cierzyńskich na wzrost u dziecka „bezuczuciowości", przestępczości i innych cech zachowania się mieszczą­cych się w ramach symptomatologii określanej mia­nem „psychopatii" czy „osobowości antysocjalnej". Tu również można zaliczyć tłumaczoną na nasz język pra­cę A. Bandury i R. H. Waltersa upatrującą przyczynę psychopatii w braku rozbudzenia przez rodziców w najwcześniejszym okresie życia dziecka po­trzeby zależności, która to potrzeba — według stwo­rzonej przez cytowanych autorów teorii — odgrywa podstawową rolę w socjalizacji dziecka.

Jak już wspominałem, na rodzinne uwarunkowania cech psychopatycznych silny nacisk kładą zarówno przedstawiciele różnych szkól psychoanalitycznych, jak i wszyscy ci liczni autorzy, którzy posługują się wpro­wadzonym przez ten kierunek aparatem pojęciowym oraz niektórymi uogólnieniami teoretycznymi.

Poglądy ogłaszane przez psychoanalityków i auto­rów zbliżonych do wspomnianego kierunku można z grubsza podzielać na dwa nurty, w zależności od po­łożenia akcentu na jednym z dwóch elementów wska­zywanych za jądro psychopatii; pierwszym z nich jest narcyzm, drugim zaś niedorozwój „superego", jako naj­wyższej warstwy osobowości człowieka.

Te dwa nurty poglądów stanowić będą wstępne punkty odniesienia w celu ukazania genezy cech psy­chopatycznych. Przyjęcie ich za podstawę rozważań ukaże — mam nadzieję — niektóre ważne elementy formowania się podstawowych zrębów osobowości psy­chopatycznej od strony jednostki. Obraz środowisko­wego kształtowania tej, tak bardzo specyficznej w kon­tekście społecznym, dewiacji byłby jednak bardzo uproszczony, gdyby pominięto spojrzenie z odwrotnej strony, tj. od strony właściwości 'oddziałującego na jednostkę społeczeństwa. Dlatego też trzecia, i niejako podsumowująca, część obecnego rozdziału będzie do­tyczyła wpływu różnych form organizacji społecznej, systemów wartości i innych istotnych wyznaczników kształtu oddziaływań społecznych na jednostkę. Od­działywania te mogą mieć bezpośredni związek z po­wstawaniem cech psychopatycznych.

2. Narcyzm jako „korzeń" psychopatii

Według teorii Z. Freuda (ogłoszonej po raz pierwszy w 1914 r.) każda istota ludzka przychodzi na świat w stanie „całkowitego narcyzmu", w toku zaś zbiera­nia coraz większej liczby doświadczeń życiowych jed­nostka przechodzi stopniowo z „libidinalnej kateksji do własnego «ego» w kateksję do obiektu pozostają­cego na zewnątrz". Jeśli jednak ów „obiekt zewnętrz­ny" (tzn. osoba matkująca) nie odpowie pozytywnie na ową „kateksję" i nie zatrzyma jej przez pewien czas na swej osobie, wtedy siła libido, niczym 'odbita od twardej zapory piłka, powróci z powrotem do „ego". Wtedy wystąpi groźny dla rozwoju struktury psy­chicznej człowieka „narcyzm wtórny", stanowiący ją­dro osobowości psychopatycznej.

Odkrycia Z. Freuda odnośnie do przezwyciężania „pierwotnego narcyzmu" w procesie rozwoju i możli­wości zaistnienia „narcyzmu wtórnego" wykorzystała i rozwinęła jego córka, a zarazem kontynuatorka stwo­rzonej przezeń postaci psychoanalizy, Anna Freud.

Zgodnie z teorią swego wielkiego ojca o fundamen­talnej roli pierwszych lat życia w formowaniu się cech charakterologicznych człowieka, ten właśnie początko­wy okres ziemskiej egzystencji uważa A. Freud za najistotniejszy w procesie ukształtowania się cech psy­chopatycznych. Dokładniej nawet biorąc — za najważ­niejszy pod tym względem uważa autorka pierwszy rok życia dziecka. Jeśli w owym czasie nie będzie ono posiadało odpowiedniej opieki macierzyńskiej, lub je­śli opieka nad nim będzie niestaranna, zaś osoba spra­wująca ją przejawiać będzie wobec dziecka postawy ambiwalentne, zabraknie wtedy—zdaniem A. Freud— najważniejszego w rozwoju człowieka bodźca do prze­chodzenia z „libido narcystycznego" w „libido obiek­tu", czyli posługując się innymi określeniami, do stop­niowego przechodzenia od całkowitej koncentracji na sobie do związku z inną osobą za cenę rezygnacji z wielu własnych przyjemności.

Owe pierwsze związki dziecka z matką (lub inną osobą ,,matkującą") ze względu na ich niebywale waż­ne znaczenie dla utrzymania dziecka w stanie psycho­fizycznego zadowolenia stanowią jak gdyby najsilniej­szy impuls rozpoczynający ruch całej skomplikowanej machiny uspołecznienia. Jeśli owego — najważniejsze­go — zdaniem A. Freud — impulsu zabraknie, proces uspołecznienia dziecka poniesie niepowetowaną stratę, stanie się płytki i niekompletny. Dziecko takie nigdy nie nauczy się właściwego panowania nad swymi im­pulsami (szczególnie agresywnymi i seksualnymi), a nade. wszystko będzie przejawiało tzw., charakter bezuczuciowy, o którym wnikliwie i wszechstronnie pisał później wspomniany już J. Bowiby.

Pomysły teoretyczne Z. Freuda i jego córki o zgub­nym wpływie dla rozwoju społecznego dziecka. braku wczesnych żywych kontaktów z nim matki czy opie­kunki potwierdziło wielu autorów. Autorzy ci upatrywali w deprywacji opie­ki macierzyńskiej (rozumianej szeroko, tzn. nieko­niecznie sprawowanej przez samą rodzicielkę) przy­czynę. nawarstwienia się cech psychosomatycznych ja­ko konsekwencji pozostania danej jednostki w stadium wczesnego — jak mówi H. S. Lippman — „natural­nego narcyzmu".

Z obserwacji klinicznych ogłoszonych przez :M. D. Maklera, F. Pinela i A. Bergmana. wynika, że cechy narcystyczne utrwalają się w zachowaniu dziec­ka nie tylko wtedy, kiedy jest ono pozbawione opieki macierzyńskiej, lecz także wtedy, -kiedy- sprawująca nad nim opiekę matka sama przejawia cechy nasilo­nego .narcyzmu, co wyraża się w tym, że otacza ona owo dziecko przesadną opieką, a w dalszej konsekwen­cji utrudnia proces jego usamodzielnienia się. Matka taka stara się „zatrzymać dziecko dla siebie w całości", przelewając — zdaniem cytowanych autorów — włas­ny nieprzezwyciężony narcyzm w psychikę dziecka wychowywanego przez siebie.

Z biegiem lat na temat narcyzmu jako „korzenia", czy mówiąc określeniem A. Kępińskiego — „cechy osio­wej" psychopatii powstało kilka teorii mających szer­szy zasięg, niektórym z nich warto, jak mi się wydaje, poświęcić nieco uwagi.

Najszerzej chyba kwestię narcyzmu potraktował cy­towany już w poprzednim ustępie autor interesującej książki, pt.: The manipulator B. Bursten. Przy omawianiu tej koncepcji wspominałem już, że za isto­tę i „jądro energetyzujące" osobowości manipulatora (co dla B. Burstena stanowi synonim osobowości psy­chopatycznej) uważa on narcyzm. W wyniku bowiem braku sublimacji tej cechy osobnik psychopatyczny skłonny jest cały świat, łącznie ze wszystkimi ludźmi, uważać za stworzony po to, aby służył przede wszyst­kim zaspokojeniu jego własnych pragnień.

W związku z tym ceni innego człowieka jedynie wtedy, kiedy ten przedstawia dlań wartość jako na­rzędzie „narcystycznego podtrzymania". przy czym skala wykorzystywania innych ludzi w tym zakresie jest bardzo szeroka. Począwszy od osób posiadających największe autorytety, aż po takie, któ­rych znaczenie polega jedynie na tym, aby potwier­dziły jego wspaniałość. Pierwsza grupa wymienionych powyżej osób, nie będących najczęściej w zasięgu bez­pośredniego działania „manipulatora" (czyli psychopa­ty) wykorzystywana jest przezeń jako wzorzec do identyfikowania się, natomiast druga poddawana jest stałej ingracjacji, tzn. procesowi takiej „psychologicz­nej obróbki", która wyzwala w tych osobach zacho­wania stanowiące zaspokojenie jego pragnień lub też zapewnia mu „rozszerzenie posiadanego ja".

Narcyzm jako podstawa cech antysocjalnych (psy­chopatycznych) stanowi zasadniczą przesłankę wpro­wadzonej przez O. F. Kernberga klasyfikacji stadiów rozwoju instynktów, którym to pomysłem O. F. Kernberg stara się zastąpić wprowadzone przez Z. Freuda stadia rozwoju libido. Otóż O. F. Kemberg wyróżnił trzy stadia rozwoju instynktów.

Najwyższym, a zarazem najważniejszym, podobnie jak i w przypadku Freudowskiej klasyfikacji rozwoju libido, jest stadium genitalne, drugim, pośrednim jest przedgenitalny etap i wreszcie trzecim, najniższym stadium jest „stan patologicznej kondensacji genitalnych i przedgenitalnych skłonności instynktowych". Ten właśnie najniższy etap rozwoju instynktów zdo­minowany jest przez — jak to określa O. F. Kemberg — „przedgenitalną agresję", tj. agresję w poważ­nym stopniu irracjonalną, zaś główną sprężyną blo­kującą rozwój instynktów danej jednostki i pozosta­wienia go na tym najniższym stadium rozwoju jest „narcystyczna fiksacja".

Przy okazji rozważań nad narcyzmem u psychopa­tów często poruszana bywa kwestia podobieństwa „bezuczuciowych" psychopatów z niektórymi ludźmi o niebywałej wręcz umiejętności wnikania w psychikę innego człowieka, co w połączeniu z żywością wyobraź­ni tych ludzi czyni ich artystami. Na powinowactwo psychopatów i artystów zwraca uwagę wiele dawnych podręczników psychiatrii. Przy czym chodzi tu nie tylko o takich psychopatów, którzy wg J. Kozarskiej-Dworskiej znajdują się „wśród wybitnych ar­tystów, myślicieli, wodzów, reformatorów [..,] wykazu­jących cechy uczuciowego chłodu, egocentryzmu [...] realizujących bezwzględnie dążenia wyznaczone jako­ścią i rozmiarem swych uzdolnień", lecz także o tych artystów, którzy cechami swej twórczości do­wiedli niezwykłej uczuciowej subtelności jawiącej się w rozumieniu, emocjonalnym przetworzeniu i wyraże­niu najbardziej niekiedy złożonych ludzkich przeżyć.

W. Lange-Eichbaum dzieli psychopatów na trzy grupy: l) agresywnych, 2) nieadekwatnych (tj. ekscentrycznych „odmieńców") i 3) twórczych. Autor ten wskazuje, że jeśli „niepokój psychopatów połączony bywa z wyobraźnią, pobudza on ich do stałego po­szerzania różnych przedsięwzięć i wzbogacania do­świadczeń, w wyniku czego posiadane przez tego rodzaju jednostki talenty mają pełne możliwości roz­woju".

Takim właśnie pomostem łączącym twórców i to za­równo tych „psychopatycznych", jak i najbardziej na' wet wrażliwych z osobnikami antysocjalnymi jest wła­śnie wspólny wszystkim tego typu ludziom niezwykle nasilony narcyzm.

Pod tym względem wart jest również uwagi także często przytaczany fakt, że ponoć wielu różnego ro­dzaju znamienitych twórców wykazywało cechy otwar­tego lub ukrytego homoseksualizmu, który — jak wia­domo z teorii i praktyki klinicznej psychoanality­ków — bezpośrednio wypływa z cech narcystycznych. Sam zaś homoseksualizm, jako zboczenie płciowe, uważany był za objaw psychopatii.

Zdaniem Z. Freuda właśnie silnie zaznaczone cechy narcystyczne stanowią siłę sprawczą wyboru na partnera seksualnego osoby tej samej płci. Dzięki bo­wiem identyczności płci łatwiej może nastąpić proces utożsamienia z partnerem. Ponadto dowodem tego, że homoseksualista w osobie swego kochanka kocha sie­bie samego, jest przytaczana często przez klinicystów obserwacja, że homoseksualiści preferują zdecydowa­nie jako partnerów seksualnych osobników do złudze­nia podobnych do siebie (por, dla przykładu: Z. Sokolik i M. Szostak.

Pomimo więc, że nikt nie stawiał znaku równości pomiędzy skłonnościami homoseksualnymi i cechami twórczymi, to jednak podawanie częstych przypadków tego typu inwersji wśród artystów z powodzeniem świadczyć może o występowaniu zarówno u homoseksualistów, jak i u różnego rodzaju twórców bardzo znamiennej cechy występującej także u psychopatów, którą jest właśnie nasilony narcyzm.

Przy okazji uwag nad powinowactwami zachodzą­cymi pomiędzy twórcami i psychopatami nie sposób pominąć tego, że diagnozująca cechy psychopatyczne skala P w Kwestionariuszu H. J. Eysencka (omówio­nym w załączonym Aneksie) jest równocześnie do­brym „detektorem" cech twórczych nie tylko wśród psychotyków, lecz również u ludzi normalnych. I tak na przykład E. Z. Woody i G. S. Ciaridge stwierdzili wysoką korelację pomiędzy skalą P a testa­mi mierzącymi stopień rozwinięcia tzw. myślenia dywergencyjnego, uważanego za podstawę twórczych skłonności, korelacja ta wynosiła + 0,65.

Istnieją dwa ciekawe badania przeprowadzone pod koniec lat siedemdziesiątych na zachodnioniemieckich artystach przez K. O. Gotz i K. Gotz. Pierwsze z. tych badań stwierdza znacząco wyższą średnią w skali P u artystów niż u nie-artystów. Natomiast drugie spra­wozdanie z badań stwierdza, że wskaźnik P (tzn. wy­sokie wyniki w skali P) nie jest bezpośrednio związa­ny z poziomem twórczości, lecz z sukcesami na rynku artystycznym. Jak się bowiem okazało, uznani arty­ści, czyli tacy, o których się mówi, że „przyczynili się do rozwoju sztuki współczesnej", uzyskują daleko wyż­sze wskaźniki P niż ich bardziej niejednokrotnie uta­lentowani, lecz niedoceniani koledzy. Tym sposobem na wysokie wyniki w skali P patrzeć można nie tylko jako na większą skłonność do myślenia dywergencyjnego, lecz także jako na osobo­wościowy dynamizm, siłę pchającą do „pokazania się", potocznie zwaną „siłą przebicia".

Wspomniany już G. Ciaridge uważa ową „siłę przebicia" za wynik typowej dla osobników o wysokich cechach psychotyzmu (równających się — jak pa­miętamy — zgodnie z założeniami H. J. Eysencka, psy­chopatii) skłonności do działania w pojedynkę, bez oglądania się na innych. Na uzasadnienie tego, że taka postawa sprzyja dynamizmowi „pięcia się w górę", przytacza następujący wierszyk Kiplinga:

„Z samego dna, do szczytów tronu, ten dojdzie szybciej, kto pójdzie samotny".

,,Bezuczuciowi" i okrutni psychopaci wykazują cza­sami także podobieństwo z osobami o silnie zaznaczo­nych cechach narcystycznych i w innej jeszcze, nie­zwykle ważnej w życiu społecznym płaszczyźnie (pod­stawowej jeśli chodzi o możliwości manipulowania in­nymi), a mianowicie o niebywałej wręcz umiejętności czynienia z siebie osoby popularnej, tworzenia własnej legendy i tym samym ucieleśniania tkwiącej najżywiej w narcystycznej osobowości tęsknoty za podziwem i uwielbieniem innych ludzi. Stanowi to bowiem zwie­lokrotnienie admiracji własnej osoby. Pozornie bowiem wbrew logice ludzie „zakochani w sobie" nie tylko nie odstręczają innych, lecz potrafią ich w przedziwny sposób intrygować swą osobą, potrafią wzbudzać wokół siebie specyficznego rodzaju charyzmę, jawić się in­nym jako ludzie specjalnie powołani do spełnienia róż­nego rodzaju ważnych misji, niekiedy wręcz wystę­pują jako jednostki nawiedzone.

Tego typu specyficzną prawidłowość stwierdzić moż­na w rozkładzie popularności osobników przebywają­cych w zakładach resocjalizacyjnych. Z kilku na przy­kład badań nad tzw. drugim życiem w tego typu za­kładach wynika, że osobnicy poważnie wykolejeni (wykazujący w wielu przypadkach nasilone cechy psycho­patyczne) należą z reguły do elity, czyli do tzw. git--ludzi, stanowiących nie tylko grupę przywódczą, lecz także otoczoną specyficznym mirem wśród pozostałych skazanych (a także — jak wykazał to R. W. Drwal 1981 — i personelu wychowawczego).

Natomiast w jednym ze swych badań nad właści­wościami życia seksualnego wykolejonych dziewcząt stwierdziłem, że osobnicy poważniej wykolejeni, po­pełniający przy tym przestępstwa o dużym ładunku okrucieństwa, ponadto starsi, są bardziej preferowani przez te dziewczęta na partnerów seksualnych w po­równaniu z chłopcami młodszymi i mniej wykolejo­nymi. Świadczy to więc rów­nież bardzo wyraźnie o dużej popularności tego ro­dzaju osobników w świecie przestępczym.

Bardzo znamienne w zakresie omawianej obec­nie problematyki wyniki badań uzyskał J. M. Stanik (1980), który zastosował Interpersonalną Listę Przy­miotnikową T. Leary'ego w badaniach nad cechami osobowości i wypływającymi z nich stylami kontaktów interpersonalnych tzw. ,Judzi" i „frajerów". Otóż z ba­dań tych 'okazało się, że najbardziej znamienną wła­ściwością społecznego zachowania „ludzi" był — uży­wając określenia T. Leary'ego: „styl współzawodnicząco-narcystyczny.

Erich Fromm w swej ostatniej książce, napisanej krótko przed śmiercią, zastanawiając się nad dosyć dziwnym, mimo wszystko, fenomenem, jakim jest popularność wśród ludzi jednostek narcystycz­nych, nie umiejących dać innym faktycznej (prawdzi­wej) miłości, ze smutkiem stwierdza, że „prawdziwa miłość stała się obecnie taką rzadkością, iż zeszła fak­tycznie z pola widzenia większości ludzi. W osobniku zaś narcystycznym — mówi dalej E. Fromm — widzi natomiast współczesny człowiek kogoś, kto kocha prawdziwie przynajmniej jedną osobę — siebie sa­mego".

Istnieją co najmniej dwie przyczyny stosunkowo du­żej popularności społecznej osobników narcystycznych:

Pierwsza wypływa stąd, że narcystyczna jednost­ka ucieleśnia w swym postępowaniu skłonności, jakie tkwią w każdym człowieku, jako że cecha ta — należy pamiętać — każdemu człowiekowi, w mniejszym lub większym nasileniu, towarzyszy aż do śmierci. Prze­jawiana przez człowieka narcystycznego pewność sie­bie, brak wątpliwości odnośnie do własnych poczynań, niezachwiana wiara we własną wyjątkowość stanowić ma odzwierciedlenie tęsknot za podobnym wizerun­kiem tkwiącym w podświadomości każdego człowieka. Ponieważ jednak tęsknoty te nie mogą być najczęściej spełnione w stosunku do własnej osoby (w wyniku nabytego samokrytycyzmu oraz różnego rodzaju wa­hań i wątpliwości na punkcie oceny siebie), znajdują odbicie w postępowaniu innej osoby.

Popularność osób narcystycznych nie bywa jednak właściwością niezależną od innych cech psychicznych tych osób. Całkowicie na przykład pozbawiony wi­docznych efektów swej działalności osobnik narcy­styczny zamiast sympatii wzbudza raczej niechęć i po­litowanie. Dopiero wtedy, kiedy może się wykazać ce­nionymi przez otoczenie efektami swej pracy lub też różnego rodzaju umiejętnościami mającymi duże zna­czenie dla otoczenia, wzbudzać będzie sympatię, a nie­kiedy wręcz podziw.

W ten sposób poruszona została druga grupa przy­czyn popularności osób narcystycznych, tj. usilne i niejednokrotnie wszechstronne zabiegi tych osób, aby zyskać popularność. Dla dokonania tego osobnicy ci starają się przede wszystkim robić wszystko, aby głęboko ukryć swój egocentryzm, wkładają więc wiele wysiłków, aby ukazać się innym jako oddani i bez­interesowni rzecznicy dobra innych, ćwiczą się w skromności i pokorze. Cytowany już uprzednio E. Fromm na ukazanie tego typu wysiłków czło­wieka narcystycznego przytacza dowcip o leżącym na łożu śmierci człowieku, który bacznie przysłuchuje się lamentom stojących u wezgłowia kompanów. Przyja­ciele ci mówią, że odchodzi od nich człowiek tak za­służony, dobry, uczciwy, inteligentny itd. W momen­cie zaś gdy przyjaciele skończyli wymieniać pochlebne cechy umierającego, ten ze złością wykrzyknął do nich:

„Zapomnieliście wymienić mojej skromności"!

Jak się wydaje, wspomniana powyżej praca nad so­bą stanowi główną cechę różnicującą osobników psy­chopatycznych od twórców. Zakładając bowiem, że słuszne są te teorie i obserwacje psychologiczne, które mówią, że u jednych i u drugich istnieje podwyższony stopień narcyzmu, należy równocześnie koniecznie uzupełnić te poglądy podkreśleniem zasadniczej róż­nicy, jaka tkwi pomiędzy stosunkiem do „własnej kos­micznej wspaniałości" u „bezdusznych psychopatów" i artystów. Otóż różnica zdaje się bez wątpienia tkwić — jeśli tak można powiedzieć — „w stopniu obróbki" narcyzmu. Im stopień ten będzie wyższy, w tym większym zakresie osobnik narcystyczny „tkwiące w sobie wspaniałości" (których istnienie nie budzi u niego najmniejszych zastrzeżeń) starał się bę­dzie ukazać innym w postaci wysublimowanej, jako swój najwspanialszy wytwór, dający coś innym.

"W takiej postaci narcyzm staje się zarzewiem pro­meteizmu i jest jakością jak najbardziej konstruktyw­ną. Sama zaś jego „brzydka" strona — polegająca na tym, że wspaniałe niekiedy osiągnięcia służą jako za­spokojenie własnej próżności — nie stanowi większej skazy na twórcy niż ta, jaką ma hodowca kwiatów żą­dający za swe najpiękniejsze okazy sowitej zapłaty. Im natomiast mniej w narcyzmie elementów prome­teizmu, im mniej pracy nad sobą, aby własną „cudow­ność" demonstrować w postaci nie tylko „strawnej" dla otoczenia, lecz nawet przez wytwory owej „cu­downości" ucieleśniać wyczuwane przez innych prag­nienia i tęsknoty, w tym większym stopniu zachowa­nie danego osobnika zawierało będzie elementy bru­talności, nie kontrolowanej agresji i podobnych skład­ników zachowania się, które w sposób dosłowny z in­nego człowieka czynić będą przedmiot służący do za­spokojenia konkretnych, często nawet wynaturzonych potrzeb.

3. Niedorozwój „superego"

Rozważany w poprzednim ustępie problem różnicy po­między bardzo ponoć narcystycznymi artystami i psy­chopatami jawi się z większą ostrością na kanwie dru­giego nurtu poszukiwań źródeł zachowań antysocjalnych czynionych przez psychoanalityków, czyli — jak już wspominałem — studiów nad niedorozwojem „superego". Można bowiem najogólniej powiedzieć, że róż­nica pomiędzy pro- i antyspołecznymi ludźmi wypły­wa z odmiennego ukształtowania się najwyższej war­stwy osobowości, czyli „superego".

Warto — jak sądzę — w tym miejscu przypomnieć. że w swej koncepcji budowy i funkcjonowania ludz­kiej osobowości wyróżnił Z. Freud dwie przeciwstaw­ne struktury motywacyjne. Pierwszą jest instynktow­nie zorientowana sfera „id" nastawiona przede wszy­stkim na zaspokojenie rudymentarnych biologicznych potrzeb. Natomiast drugą, krańcowo przeciwstawną warstwę osobowości stanowi „superego", czyli surowy cenzor moralny, potocznie zwany „sumieniem".

„Superego" jest uwarunkowane przez otoczenie. Zo­staje zaszczepione w osobowości jako efekt oddziały­wań wychowawczych przez tzw. identyfikację, czyli wytworzenie własnego, idealnego obrazu na podstawie „rzutowania do wewnątrz" sylwetki moralnej ludzi przebywających w otoczeniu dziecka, a zarazem cie­szących się u niego autorytetem.

Obie te warstwy osobowości, będące wyznacznikami przeciwstawnych motywów, doprowadzają do konflik­tów w zakresie ukierunkowania motywacji jednostki. Ten nieustanny konflikt pomiędzy instynktownie zo­rientowanym. „id" a społecznie uwarunkowanymi dą­żeniami „superego" łagodzi trzecia, pośrednia warstwa osobowości — „ego". Im lepiej rozwinięte jest „ego", tym lepiej zintegrowana jest struktura osobowości i tym łagodniejsze są konflikty pomiędzy dwiema na wskroś antagonistycznymi tendencjami wypływający­mi z "id" i „superego". „Ego" jest według teorii Z. Freuda mediatorem, który w sposób racjonalny go­dzi dwie przeciwstawne (w większości wypadków pod­świadome) tendencje.

Przystosowanie społeczne w świetle Freudowskich założeń na temat budowy i funkcjonowania osobowo­ści następuje w wyniku odpowiedniego ukształtowa­nia przez otoczenie w pierwszych pięciu-sześciu latach życia dwóch warstw osobowości, które mają wpływ na ukierunkowanie podstawowej energii napędowej psy­chiki człowieka, jaka tkwi w „id", a więc warstwy ,,ego" i „superego".

Freudowską koncepcję budowy i funkcjonowania ludzkiej osobowości w odniesieniu do interpretacji przyczyn przestępczości zastosował August Aichhorn, w pracy pt: Wayward youth należącej już dzisiaj do klasyki literatury poświęconej problematyce-przestępczości. Autor ten przyczyn wykolejenia dopa­truje się w niedorozwoju i przeroście „superego". Czę­stsze są oczywiście wykroczenia powstałe na skutek braku odpowiedniego ukształtowania „ja idealnego" u dzieci.

Może to nastąpić w dwóch niebezpiecznych dla roz­woju moralnego dziecka przypadkach, a mianowicie po pierwsze, gdy dziecko nie ma się z kim identyfi­kować (tzn. albo nikt się tym dzieckiem nie interesuje, albo też przez otoczenie traktowane bywa z wrogością. i niechęcią, co wyzwala w dziecku również podobne reakcje) oraz po drugie, kiedy osoby, z którymi dziec­ko się identyfikuje, stanowią nieodpowiednie wzorce dla ukształtowania „superego", np. gdy są to jednostki bez odpowiednich zasad moralnych, nie umiejące pa­nować nad własnymi impulsami itp. Literatura po­święcona wykolejaniu się dzieci i młodzieży wskazy­wała bardzo często, że ten typ przyczyn wykolejania się, a także i tworzenia się postawy antyspołecznej jest najczęstszy.

Istnieje także, zdaniem A. Aichhorna, wykolejenie powstałe na skutek przerostu „superego". Rozpatrując tę kwestię, autor wyszedł ze stanowiska zaprezentowa­nego przez Z. Freuda w jego studium nad „ kulturą jako źródłem cierpień", gdzie mówi on o „ka­rzącej funkcji «superego»". Według Z. Freuda można mówić o bezlitosnym narastaniu wymagań „superego" w miarę zaspokajania jego żądań. ,,Superego" u czło­wieka najwierniej nawet przestrzegającego norm mo­ralnych — podkreśla Z. Freud — w zasadzie nigdy nie może być w pełni zaspokojone w swych żądaniach od­nośnie do doskonałego dostosowania się do „idealnego wizerunku" i dlatego pozostawia w psychice człowieka bardzo nieprzyjemny ślad w postaci tzw. poczucia wi­ny. Występowanie poczucia winy jest więc nieodłącz­nie związane z istnieniem „superego". W przypadku zaś gdy istnieje hypertrofia (przerost) „superego", owo poczucie winy przybiera zgubne dla człowieka roz­miary, stanowi bowiem motor podświadomego przy­musu samoukarania, jawiący się m. in. w tendencjach samobójczych, skłonności do nieszczęśliwych wypad­ków itp.

Otóż A. Aichhom uważa, że zachowanie prze­stępcze może wypływać również na skutek przerostu „superego" jako droga do ukarania się. W tym przy­padku powaga popełnionego Wykroczenia może być nie tyle wskaźnikiem stopnia demoralizacji co rozmia­ru poczucia winy. Pomimo że — jak już wspomina­łem — przerost „superego" rzadziej bywa przyczyną poważniejszych wykroczeń, zdarzają się jednak nawet przypadki zbrodni popełnianych pod wpływem nasilo­nego poczucia winy. Przykładem tego typu mechani­zmu postępowania mogą być makabryczne morderstwa popełniane kilkadziesiąt lat temu przez młodocianego sprawcę, Williama Heirensa, mordercy dwóch kobiet, a także sześcioletniej dziewczynki, której ciało następ­nie poćwiartował. Zbrodniarz ten w mieszkaniu jed­nej ze swych ofiar napisał na ścianie: „Na miłość boską, złapcie mnie, zanim kogoś znowu zabiję; nie po­trafię się powstrzymać”.

Kolejnym, ważnym etapem poznania mechanizmów funkcjonowania „superego" była praca Adelaide M. Johnson stanowiąca teoretyczne uogólnienia opublikowanych przez S. Szurka spostrzeżeń klinicznych. Autorka ta wprowadziła pewną modyfikację do dotychczasowego rozumienia roli „superego" w procesie socjalizacji dziecka, a mianowicie stworzyła ona pojęcie „wybiórczych braków «superego»", czy „luk «superego»". A więc obok uprzednio rozpatrywanego wpływu „superego" w ka­tegoriach niedorozwoju lub przerostu tej warstwy oso­bowości A. M. Johnson wprowadziła niejako ogniwo pośrednie, występujące wtedy, kiedy „superego" jest rozwinięte, lecz posiada pewne „luki".

Podobnie jak i S. Szurek, A. M. Johnson postawy rodziców wobec dziecka uważa za głów­ne uwarunkowania defektów, czyli „luk" w „super­ego" dziecka, które staną się następnie trwałym śla­dem, rzec by można „psychopatycznym rysem", w oso­bowości tegoż dziecka. Zdaniem cytowanej obecnie autorki istnieją co najmniej dwa główne sposoby wpływania przez rodziców na powstawanie luk w „su­perego" dziecka.

Pierwsza droga ma zastosowanie wtedy, gdy rodzice sami posiadają „superego" z lukami. Przejawia się to między innymi wówczas, kiedy skądinąd porządni, tzn. praworządni rodzice przejawiają pewne formy zacho­wań o znamionach przestępczych, wcale się z nimi nie kryjąc przed dziećmi, a wręcz przeciwnie, nie uważa­jąc ich nawet za odstępstwo od norm prawnych i mo­ralnych, tylko za „zwykłą zaradność życiową". Do ta­kich przestępstw zaliczyć można na przykład różnego rodzaju oszustwa podatkowe, nieuczciwe rozliczanie diet i innych form naciągania zakładu pracy w podró­żach służbowych, niepłacenie biletów, oszustwa celne itp. Demonstrując tego typu „zaradność życiową", ro­dzice mogą być potem niejednokrotnie zaskoczeni fak­tem, że ich dzieci zaczynają popełniać różnego rodza­ju przestępstwa, pomimo iż „nie miały w rodzinie złych przykładów".

Drugi rodzaj wpływu rodziców na powstawanie luk w „superego" dziecka jest bardziej jeszcze kręty od poprzedniego, polega on mianowicie na tym, że wiele zachowań dziecka sprzecznych z zasadami moralnymi i prawnymi bywa w sposób podświadomy prowokowa­nych przez rodziców. W ten sposób rodzice — zda­niem A, M. Johnson — z jednej strony dają upust swym własnym ukrytym tendencjom do zacho­wań sprzecznych z wszczepionymi im regułami, z dru­giej zaś strony, wymierzając dziecku karę za popełnia­ne przewinienie, „załatwiają" niejako samoukaranie.

Tego typu podświadoma prowokacja przez rodziców niektórych form wadliwego zachowania się dziecka przebiegać może dwoma, często zazębiającymi się spo­sobami: stwarzaniem zbyt sztywnych i surowych za­kazów na punkcie tych niedozwolonych form aktyw­ności, które stanowią przedmiot ich ukrytych skłon­ności, oraz stałym podejrzewaniem (na podstawie nie­dorzecznych nawet poszlak), że dzieci popełniają właś­nie te wykroczenia. Zarówno w pierwszy, jak i drugi sposób rodzice tacy dają — zdaniem autorki — swym dzieciom sygnał, że zakazywane przez nich zachowanie się jest szczególnie ważne i przez to warte spróbo­wania.

Poglądy na temat formowania się „superego" u dziec­ka ukazują więc zarówno najważniejszą sprężynę for­mowania tej podstawowe,), jeśli chodzi o wyelimino­wanie cech zachowania antyspołecznego, warstwy oso­bowości, czyli tym samym główne źródło cech psycho­patycznych. Zgodnie z tym, co wynika z przytacza­nych powyżej poglądów, fundamentalne znaczenie pod tym względem posiada z jednej strony identyfikacja z rodzicami, z drugiej — reprezentowanie przez tych rodziców względnie konsekwentnych postaw moral­nych.

Na zakończenie powyższych poglądów mówiących o społecznych uwarunkowaniach antysocjalności war­to wspomnieć o nader sugestywnym poglądzie L. N. Robins, która utrzymuje, że zachowania anty-socjalne są niejako dziedziczone społecznie. Polega to na tym, że przekazywane są one z ojca na syna. Au­torka stwierdziła na przykład, że blisko 70% psycho­patów miało ojców wykazujących także cechy anty-socjalne. Aby rozwinęły się u dziecka cechy psycho­patyczne, zdaniem autorki, zaistnieć muszą dwie prze­słanki: po pierwsze, zorientowanie się dziecka ku ojcu (a nie ku matce), po drugie zaś występowanie w za­chowaniu się tego ojca cech osobowości antysocjalnej. L. N. Robins uważa, ze w procesie nawarstwiania się cech psychopatycznych drugorzędną rolę odgrywa nie­zgodność pożycia małżeńskiego rodziców, a także wpływ rówieśników.

Najlepszym dowodem — zdaniem L. N. Robins — że cechy osobowości antysocjalnej spowodowane są wadliwymi wzorami zachowania się rodziców, jest to, że psychopatia nigdy nie rozwija się de nov'o w wieku dojrzałym, lecz zawsze występuje przed 12-15 rokiem życia, a faktycznie zauważalna jest już około szóstego roku życia. Poza tym wspomniana autorka stwierdza, że na dobrą sprawę nigdy nie występują poważne an­tyspołeczne objawy u dorosłych, którzy byli wycho­wywani jako dzieci przez ,,normalnych" rodziców.

Nieco odmienne stanowisko na ten temat przedsta­wia Harvey M. Cleckley, autor wspomnianej już „Mas­ki zdrowia", podkreślający przede wszystkim wczes^ ne skłonności dziecka, które to skłonności — jego zda­niem — są daleko ważniejsze niż cechy otoczenia spo­łecznego. „Przy braku w dzieciństwie objawów anty-socjalnego zachowania się, czynniki zazwyczaj łączone ze <złym» środowiskiem, (jak rozbicie rodziny, ubóstwo, dezorganizacja życia, czy nawet socjopatyczni rodzice) nie muszą prowadzić do trwałych antyspo­łecznych cech postępowania". Autor ten większy na­cisk kładzie zatem na „tkwiące w dziecku" uwarunko­wania psychopatii.

4. Kultura a psychopatia

Zasadniczo wszystko, co dotąd pisałem o właściwo­ściach, diagnostyce i genezie psychopatii, zawierało w sobie ukrytą przesłankę, że psychopatia jest jako­ścią uniwersalną, istniejącą na całym świecie w po­staci niezmiennej.

Takie podejście wypływa z co najmniej dwóch przy­czyn: po pierwsze ze znanej powszechnie ahistoryczności i etnocentryczności socjologii, psychologii i psy­chiatrii amerykańskiej — skąd głównie czerpałem da­ne — po drugie zaś z faktu powszechności występo­wania zaburzeń psychopatycznych w postaci, zdawało­by się, identycznej we wszystkich niemal społeczeń­stwach.

Ta druga przyczyna powoduje, ze nawet w przed­wojennej psychiatrii niemieckiej (która miała bogate wzorce w studiach kulturoznawczych, czynionych przez socjologów i psychologów;) niezwykłe rzadko spotkać można uwagi o kulturowym zróżnicowaniu w nasile­niu się i cechach psychopatii.

Zasadniczo bowiem każde zorganizowane społeczeń­stwo przez sam fakt swego „zorganizowania" piętnuje impulsywnych przestępców i różnego gatunku bez-uczuciowych, zdeterminowanych na wszystko dla za­spokojenia swych zachcianek i pożądań osobników. Niemniej jednak zawsze istnieją pewne specyfiki w za­kresie ustosunkowania się do tego typu postaw, cha­rakteryzujące poszczególne społeczeństwa.

Owe specyfiki dotyczą dwóch zasadniczych aspek­tów: l) ogólnej tolerancji ukierunkowanej na jednost­ki o cechach psychopatycznych (i w ten sposób można by mówić o bardziej lub mniej „psychopatycznych" społeczeństwach), 2) specjalnych dla każdego społe­czeństwa restrykcjach 'odnoszących się do poszczegól­nych form zachowania (uznawanego za psychopatycz­ne), bądź też „selektywnej wyrozumiałości" w odnie­sieniu do omawianych cech.

Kwestię pierwszą najlepiej będzie zobrazować na podstawie badań i obserwacji przedstawionych przez tzw. antropologów kulturowych. Materiały z tych ba­dań pochodzą — jak wiadomo — ze społeczeństw po­zostających na innych etapach rozwoju. Dawniej spo­łeczeństwa te określano w pejoratywny sposób jako „prymitywne", obecnie zaś jako ,,nieliteralne", „pier­wotne" lub „przedindustrialne".

Istnieje wprawdzie, podkreślane w każdym niemal podręczniku socjologii czy psychologii społecznej, nie­bezpieczeństwo zbyt dosłownego przenoszenia prawi­dłowości stwierdzonych w życiu nielicznych społe­czeństw przedindustrialnych na społeczeństwa o dłu­giej i złożonej historii, niemniej jednak studia z za­kresu antropologii kulturowej bez wątpienia rzucają nowe światło na wiele zjawisk psychospołecznych, szczególnie zaś zjawisk tak powszechnych, a zarazem tak bardzo specyficznych jak omawiana w obecnej książce psychopatia.

Najbardziej chyba wymowne opisy „psychopatycz-ności" całego plemienia przedstawił C. Tumbull. Autor ten odkrył w górach znajdujących się na grani­cy Ugandy i Kenii plemię Ik, w dawnych czasach utrzymujące się z łowiectwa i niczym nie różniące się od innych społeczeństw. Natomiast od 1934 r. władze wprowadziły, w ramach ochrony środowiska naturalnego, bezwzględny zakaz polowania na tamtejszych terenach, podcinając tym samym źródło egzystencji plemienia. Od tego też czasu systematycznie wzra­stać zaczęły psychopatyczne cechy zachowania całej społeczności.

"Wyrażało się to w całkowitym rozpadzie więzi mię­dzyludzkich, w zaniku rodziny jako trwałej organiza­cji społecznej, w zaniechaniu uprawiania praktyk reli­gijnych na rzecz praktyk magicznych itp. Wzajemnie do siebie wrogo nastawieni ludzie żyli niczym w for­tecach w swych lepiankach ogrodzonych palisadami. Nikt nie mógł liczyć na pomoc ze strony sąsiadów, a nawet członków rodziny.

Ponieważ w społeczeństwie tym panował stały nie­dostatek środków spożywczych, główny wysiłek każ­dego z jego członków skierowany był na zdobycie od­powiedniej ilości pokarmu. Nawet rodzina nie posia­dała wspólnych środków żywnościowych, ponieważ każdy jadał osobno, a resztki pożywienia chował przed innymi.

Zresztą w przypadku społeczeństwa Ik trudno mó­wić o rodzinie ze względu na małą trwałość łączących się dla zaspokojenia popędów seksualnych par, w któ­rych to parach poszczególni partnerzy liczyli z reguły na dodatkowe korzyści wynikające z wykorzystania drugiej strony. Prawdziwym utrapieniem dla takich związków były dzieci, toteż ich liczba systematycznie się zmniejszała. Jak podaje C. Turnbull, w ciągu jego przeszło dwuletniej obserwacji plemienia Ik (liczącego ponad dwa tysiące osób) urodziło się tam tylko troje dzieci. Spośród coraz to mniejszej liczby dzieci wiele umiera z głodu i niedożywienia. Przeżywają tylko naj­silniejsi.

Najlepszym okresem życia są lata 15-19 lat, kiedy człowiek osiąga w tym klimacie apogeum siły fizycznej. Ci, którym uda się przeżyć trzydziestkę, należą do starców. Najstarszy zaś członek społeczności, nie­zwykle sprytny, zbliżał się do pięćdziesiątki.

W języku plemienia Ik nie funkcjonuje w ogóle równoznacznik słowa „dobry" w sensie „moralny". „Dobro" w języku tego społeczeństwa znaczy „jedze­nie". Kardynalną zaś zasadą jest — jak podkreśla C. Turnbull — „niewykazywanie sympatii, opiekuń­czości i miłości do kogokolwiek".

Młode kobiety zdobywają pożywienie z prostytucji uprawianej z żołnierzami oraz przedstawicielami in­nych plemion; stare żywią się jagodami, zbieranymi w lesie; mężczyźni uprawiają kłusownictwo i podkra­dają inwentarz żywy w gospodarstwach członków są­siednich plemion; dzieci zaś od najmłodszych lat ska­zane są na radzenie sobie we własnym zakresie.

C. Turnbulł podaje, że jedna z przedsiębior­czych członkiń tego plemienia, Nangoli, postanowiła wyprowadzić swą rodzinę do miejsca, w którym znaj­dowało się pod dostatkiem jedzenia. Jak się jednak okazuje, trwający od trzech pokoleń „psychopatyczny trening" wycisnął oporne na zmiany piętno na zacho­waniu członków Ik. Głównym bowiem problemem — jak stwierdza C. Turnbull — było to, że „pomimo iż każda osoba miała jedzenia tyle, ile chciała, dalej nie mogła znieść widoku innej jedzącej osoby".

Sama inicjatorka tego pomysłu, Nangoli, dostała „po­mieszania zmysłów", pomimo to autor omawianego raportu pisze o niej, że „była ona ostatnim ludzkim członkiem plemienia Ik". Jak nietrudno przewidzieć, jeśli w najbliższym czasie nie podejmie się ogólnej akcji resocjalizacyjnej, społeczeństwo Ik skazane jest na niechybne samowyniszczenie.

Aby jednak nie stawiać znaku równości pomiędzy biedą danego społeczeństwa (wyrażającą się w niedostatecznej ilości środków spożywczych) a psychopatią, warto wspomnieć o innym „psychopatycznym" ple­mieniu, a mianowicie w opisanym przez Córę DuBois plemieniu Aloresów. Społeczność ta wykształ­ciła system oddziaływań interpersonalnych typowy dla „edukacji psychopatycznej".

Po około dwóch tygodniach po urodzeniu dziecka, matki pozostawiały swe dzieci pod opieką starszych dzieci lub krewnych z linii matki będących w pode­szłym wieku, same zaś wychodziły do pracy w polu. Praca na roli, która w plemieniu tym spoczywa wy­łącznie na barkach kobiet, pochłania im z reguły cały dzień, tak że dziećmi nie opiekują się one prawie w ogóle. Te zaś nieliczne kontakty z dziećmi, jakie mają tam miejsce, nacechowane są dużym dystansem i wrogością.

Efektem owego wychowania jest, zdaniem C. Du­Bois, wzajemna podejrzliwość, brak poczucia winy, egoizm, bezwzględna konkurencja itp. Autorka ta prze­prowadziła bardzo przekonywający manewr badaw­czy. a mianowicie zastosowała test Roshacha do wielu Aloresów, a następnie zapisy wypowiedzi przesłała bez żadnego komentarza do wybitnego Roshachisty w No­wym Jorku, który ,,na ślepo" interpretował uzyskane wypowiedzi. Wynikiem tej ekspertyzy było stwierdze­nie, że do najczęściej ukazywanych w badaniach te­stem Roshacha cech należy brak poczucia winy, złośli­wość i niestabilna samoocena. „W ten sposób — jak pisze W. McCord — po raz pierwszy połączenie antropologicznych badań i analizy klinicznej potwier­dziło występowanie całej społeczności psychopatów".

W przypadku Aloresów nie można było opisanego powyżej stanu rzeczy przypisać, tak jak w przypadku omawianego poprzednio plemienia Ik, biedzie i głodo­wi. Albresi żyli bowiem na urodzajnych wyspach Archipelagu Indonezyjskiego i obok obfitości płodów rol­nych mieli także pod dostatkiem ryb.

Z porównania zatem obu tych „psychopatycznych" społeczności wynika, że bieda (rozumiana jako niedo­statek środków spożywczych) nie może być uznana za motor powstawania na masową skalę cech psychopa­tycznych. Istnieje zatem inna przyczyna „psychopatyzacji" danego społeczeństwa, jest nią najprawdopo­dobniej występujący zarówno w plemieniu Aloresów, jak i Ik daleko posunięty zanik nacechowanych empa­tią więzi międzyludzkich.

Uzasadnienie tej tezy stanowić może ciekawe stu­dium nad dosyć osobliwą społecznością Hutterytów, żyjącą na terenie USA, w południowej Dakocie. Hutteryci wyemigrowali z Niemiec do Ameryki, gdzie ze względu na nakazy religijne żyją w stanie pierwot­nym, w całkowitej niemal izolacji od nowoczesnego amerykańskiego społeczeństwa. Są oni anabaptystami, żyją w formie określanej jako „religijny komunizm". Naczelną ideą kultywowanej religii jest wpajanie po­czucia braterstwa wszystkich ludzi i niechęci do ja­kichkolwiek form walki, a tym samym konsekwent­nego wystrzegania się wszelkiej agresji w stosunkach międzyludzkich.

Efektem konsekwentnego wcielania owej filozofii jest absolutnie budujący obraz. Blisko dziesięciotysięczne społeczeństwo nie ma żadnych przestępców. Istnieje wprawdzie więzienie, ale najstarsi ludzie nie pamiętają, kiedy było ono wykorzystane. Nie ma tam rozwodów, morderstw, podpaleń, napadów fizycznych, przestępstw i perwersji seksualnych ... Jednym sło­wem — jak konkludują dwaj badacze tej społeczno­ści — J, Eaton i R. Weił „nie ma tam takiej jednostki, u której można by było stwierdzić psycho­patię".

Jak się jednak okazuje, Hutteryci płacą bardzo wy­soką cenę za tę idealną, panującą w ich społeczeństwie harmonię, jest nią mianowicie ogólny zanik kreatyw­ności. W społeczeństwie tym istnieje ścisły, panujący od dawna porządek, dotyczący najdrobniejszych nawet detali w zakresie ubierania się, zachowania, jedzenia (np. każdy Hutteryt musi w niedzielę jeść kaczkę) itp. Jeśli ktokolwiek naruszy ustalone reguły postępowa­nia, zostaje wydalony ze społeczności (Tłumaczy to w dużej mierze brak dewiantów, przestępców i „psy­chopatów").

Przykładem takiej krańcowo sztywnej postawy jest przypadek pewnej niewiasty, która otrzymała pozwo­lenie na naukę zawodu akuszerki, kiedy jednak kobie­ta ta zaczęła instruować pozostałe kobiety o nowoczes­nych metodach pielęgnacji niemowląt, zasadach higie­ny itp. została przez starszyznę skazana na banicję. A więc nawet tak elementarne innowacje wydały się groźne dla stróżów porządku w tej osobliwej społecz­ności.

Bardziej — rzecz jasna — zasobne są dane na temat specyficznych restrykcji i (lub) permisywności wobec różnych cech psychopatycznych w tzw. industrialnych kulturach. Ten typ podejścia stał się szczególnie widocz­ny od czasu wspomnianego w pierwszym rozdziale uka­zania się przez H. M. Cleckley'a psychopaty jako osobnika „przyobleczonego w maskę zdrowia" — posługując się tytułem jego dzieła, czyli jako manipu­latora. Pomimo że sam H. M. Cleckley nic nie wspo­minał o kulturowym uwarunkowaniu podatności do nakładania na bezduszne oblicze „maski zdrowia", niemniej jednak późniejsze studia nad tym zjawiskiem uwzględnić musiały różnice kulturowe, co widać szcze­gólnie w przypadku skłonności do manipulowania.

Zarówno studia nad kulturowym uwarunkowaniem skłonności do manipulowania, jak i nad innymi cecha­mi psychicznymi składającymi się na 'obraz osobowo­ści psychopatycznej zawierają w sobie dwa zasadnicze podejścia, a mianowicie l) kładą nacisk na cechy spe­cyficzne dla określonej kultury oraz 2) podkreślają bardziej ogólne właściwości znamionujące wiele róż­nych kręgów kulturowych, jak np. urbanizacja, zo­rientowanie na osiągnięcia indywidualne itp.

Ze względu na fakt, że w latach siedemdziesiątych wielu Amerykanów poświęcających swe rozważania kulturowej genezie zjawisk z zakresu patologii spo­łecznej, chcąc niejako nadrobić wcześniejsze niedoce­nianie studiów porównawczych w tym zakresie, przed­stawiło wiele ciekawych faktów i poglądów na temat uwarunkowań psychopatii w USA, obecne uwagi na temat związku określonego rodzaju kultury z psycho­patią dotyczyć będą w głównej mierze warunków amerykańskich. Przy czym wszędzie, gdzie to będzie możliwe, starał się będę ukazać te właściwości kultury amerykańskiej, które w jakimś stopniu mogą być uzna­ne za wspólne składniki „cywilizacji współczesnej", a w każdym razie „cywilizacji zachodniej".

Chciałbym bowiem, aby przedstawiane przez róż­nych autorów podejścia do gromadzenia i interpretacji faktów mających wpływ na powstawanie psychopa­tycznych cech zachowania się w społeczeństwie ame­rykańskim stanowiły wzorzec i zarazem zachętę do za­stanowienia się (a może i do analiz szczegółowych) na temat uwarunkowań psychopatycznego zachowania się w naszym społeczeństwie, które niewątpliwie ma wie­le cech specyficznych, wypływających z typowych dla naszego kraju kolei historycznego rozwoju, przemian ekonomicznych, ewolucji systemów wartości, a także trudności życia codziennego i niepokojów o przyszłość.

W rozważaniach nad uwarunkowaniami psychopatycznych cech zachowania się w społeczeństwie ame­rykańskim należy zwrócić uwagę na dwa podstawowe, następujące po sobie składniki klimatu duchowego, które w zasadniczy sp'osób modelują omawiane po­przednio zespoły mechanizmów psychicznych, mają­cych wpływ na powstawanie cech psychopatycznych, tj. „superego" i narcyzmu.

Pierwszym z tych czynników jest amerykańskie dziedzictwo otrzymane po protestanckiej Anglii i in­nych krajach Europy, z których emigranci budowali wielkość „nowego świata". W ramach tej schedy Ame­ryka wraz z protestantyzmem (jako religii wyznawanej przez większość przybyszy) wzięta w spadku „ducha kapitalizmu", o którym mówi znane dzieło M. Webera.

Jak wiadomo, ów „duch" konstytuował całą moral­ność mieszczańską dawnej, kapitalistycznej Europy. Z punktu widzenia omawianej obecnie problematyki najistotniejszą jego cechą jest posunięty do granic pa­tologicznych indywidualizm związany nierozłącznie z kompulsywną potrzebą osiągnięć.

Ten psychologiczny zaczyn na gruncie amerykań­skim przybrał szczególnie klarowną postać. W warun­kach surowej, nie ujarzmionej jeszcze przyrody i rów­nie nieprzejednanych praw bezwzględnej konkurencji ekonomicznej człowiek nie mógł liczyć na nikogo wię­cej poza sobą. Sam siebie oceniał zaś pod kątem „siły wewnętrznej", wyrażającej się w umiejętności radze­nia sobie w każdej sytuacji. Z drugiej strony na każ­dym kroku odczuwał, że jeśli „dojdzie się do czegoś", życie bywa o wiele łatwiejsze, co w połączeniu z o wie­le lepszymi niż w starej Europie szansami „dochodze­nia do czegoś" rodziło bezwzględną potrzebę osiągnięć, wszechstronnie później opisaną przez Davida McCIellanda i jego współpracowników.

Głęboko zakorzenione przeświadczenie o konieczności liczenia tylko na siebie w bezwzględnych warun­kach opartego na konkurencji świata stwarzało siłą faktu kult wartości ekonomicznych, jako wskaźnika pozycji społecznej, a także stopnia wielorakich życiowych ułatwień. Człowiek swą wartość oceniał przez pryzmat tego, co posiada, a także i tego, jakie ma perspektywy powiększania swego majątku. „Ten mężczyzna jest lepszy, który więcej sprzedaje". „Brylanty są najlepszymi przyjaciółmi dziewczyny" — głosiły obie­gowe stwierdzenia.

Ów brak zaufania do ludzi zrodzony w warunkach nieprzejednanej konkurencji, w połączeniu ze wspo­mnianym powyżej kultem pieniądza sycił narcyzm, zarówno dlatego, że największą uwagę kierował na siebie jako głównego animatora sukcesu, z drugiej na­tomiast strony uczył wszystkie zdobyte wartości oce­niać jako dowód własnej wspaniałości. „Byłem ni­kim — brzmiało najczęstsze zdanie, wypowiadane przez wielkich ludzi amerykańskiego świata — a teraz oto, do czego doszedłem" — po czym następowało wymie­nianie głównych pozycji posiadanych dóbr.

W ten sposób mówili nie tylko najwięksi potentaci Ameryki (awansujący często — jak głosi legenda — z pucybutów), lecz także ci, których „fortuna nie pie­ściła", oni jednak także znajdowali takich, którzy im zazdrościli i którzy „nie zaszli tak wysoko".

Twardy indywidualizm oraz solipsyzm „self-made--mana", pomimo że bezpośrednio wypływał z narcy­zmu i cechę tę dalej rozwijał, łagodzony był jednak inną właściwością tego typu człowieka, a mianowicie rozwiniętym „superego", wyrażającym się w poddawa­niu siebie surowej autodyscyplinie we wszystkich za­sadniczych dziedzinach, a przede wszystkim w zakre­sie pracowitości, systematyczności, oszczędności itp.

Zrodzona w ciężkiej pracy, często w głodzie i prag­nieniu nadzieja lepszej przyszłości wyrażała sny i ma­rzenia wielu pokoleń emigrantów, którzy — jak to ujmuje J. Smith — „dosyć szybko mogli się przekonać, że ulice amerykańskie nie są wybrukowane złotem, dlatego też musieli wybrukować je w twardej pracy przez długie godziny".

Wprawdzie było to najczęściej „superego" z lukami ("o którym mówiłem w poprzednim podrozdziale), nie­mniej jednak stanowiło poważne złagodzenie tych ne­gatywnych cech, jakie rodził dynamicznie rozwijający się kapitalizm amerykański. Często na przykład przed­siębiorczy osobnik rujnował dziesiątki lub nawet setki rodzin, kierując się w pełni akceptowaną przez, ^siebie zasadą „konieczności ekonomicznej", a równocześnie łożył sowicie na domy dla sierot czy przytułki dla bez­domnych i starców.

Wskaźnikami dumy osobistej były wtedy najczęściej konkretne osiągnięcia, wyrażające się nie tylko w gro­madzeniu zasobów materialnych, lecz także w „solenności" wyrobów i rozmachu przedsięwzięć inwestycyj­nych, co najczęściej równało się również działaniu na korzyść szerszego grona osób. Kapitaliści wyzyskiwa­li — jak wiadomo — w nieludzki sposób robotników, równocześnie jednak, zapewniając im miejsce pracy, dawali coraz lepsze (w miarę rozwoju świadomości trade-unionistycznej mas pracujących) dochody, itp.

Przez długie lata ów zespół dwóch przeciwstawnie działających czynników (tzn. stymulujących i łagodzą­cych cechy psychopatyczne) egzystował w Ameryce i innych krajach przepojonych „duchem kapitalizmu", tworząc specyficzną mieszankę bezwzględności chrze­ścijańskiej miłości bliźniego", zafascynowania sobą przy równoczesnym poddawaniu się ćwiczeniom roz­wijającym silną wolę, gdyż tylko w ten sposób można było ,,przewyższyć innych", równocześnie wypeł­niając misję ,,służenia innym".

Zasadnicza zmiana w układzie tych osobowościowo-twórczych czynników kultury amerykańskiej nastąpi­ła po drugiej wojnie światowej. Polegała ona na stop­niowym zaniku opartych na silnym „superego" „cnót purytańskich", stanowiących zaporę przed nadmier­nym skrzywieniem osobowości, czynionym przez prze­rost narcyzmu.

Przemiany te odnotowują dwie szeroko znane teorie socjologiczne wyrosłe na gruncie amerykańskim. Pierwsza z nich pochodzi od Williama Whyte'a i zo­stała wyłożona w pracy: The organization of man. Zasadnicza jej teza głosi, że we współczesnym społeczeństwie (amerykańskim) zaznacza się przejście od ,,etyki protestanckiej" do „etyki społecznej", od odpowiedzialności indywidualnej do „właściwego funk­cjonowania w systemie".

Tak jak dawny typ organizacji społecznej opierał się na kimś, dla kogo najważniejsze były zadania wy­pływające z wcielania określonych zasad, tak nowy model organizacji politycznych i gospodarczych lan­suje typ „człowieka dobrze ociosanego", „bez kantów", którego najważniejszą cechą jest umiejętność działania bezkonfliktowego, „na okrągło", Opisy owego well-rounded mana przekonują, że jest to typ, który w świetle podanych w poprzednim roz­dziale typologii zasługuje na miano „manipulatora".

Drugą znaną powszechnie teorią opisującą omawia­ną obecnie przemianę jest koncepcja Davida Riesmana wyłożona w szeroko znanej książce pt.: Samotny tłum. Dla najogólniejszego jedynie przypomnie­nia nadmienię, że D. Riesman głównych sprężyn me­chanizmów postępowania człowieka (zwanych przezeń „orientacjami") szuka w prawidłowościach demogra­ficznych, występujących w trzech zasadniczych eta­pach. Pierwszy etap to okres stosunkowo niskiej kultury, kiedy tyle samo ludzi rodziło się (a w każdym razie tyle wchodziło, jak to się współcześnie mówi, w wiek produkcyjny), ile było „stanowisk pracy". Temu sta­dium odpowiadało „sterowanie tradycją", czego efek­tem było to, że wchodzący w nowe życie człowiek możliwie dokładnie naśladował swego poprzednika, najczęściej rodzica bądź krewnego, który przed nim ową funkcję sprawował.

Drugi, przypadający na narodziny i rozkwit kapita­lizmu etap znamionuje się ogólnym (aczkolwiek nie­równomiernym) wzrostem dobrobytu, a także kultury, która wyraża się m. m. w rozwiniętej medycynie. Wy­nikiem tego jest fakt, że więcej ludzi wchodzi na ry­nek pracy, co powoduje potrzebę tworzenia nowych rodzajów czynności, nie znanych przedtem zawodów itp. Powstaje wtedy potrzeba wyposażenia człowieka w pewien mechanizm psychologiczny, pozwalający na stałe „utrzymanie kursu" w zmiennych kolejach ży­cia. Tym mechanizmem, który D. Riesman porównuje t. żyroskopem, jest silne „superego". Człowiek taki zwany jest przez cytowanego uprzednio autora „we­wnętrznie sterowanym".

Natomiast trzeci, zachodzący współcześnie etap roz­woju charakteryzuje się spadkiem liczby urodzin (przy­najmniej w krajach wysoko uprzemysłowionych), co wpływa na to, że: „Coraz mniej ludzi pracuje na roli w kopalniach, a nawet w przemyśle. Czas pracy staje się coraz krótszy, ludzie mogą jednocześnie zażywać obfitości dóbr i wolnego czasu...". ,,W tych nowych warunkach — pisze dalej D. Riesman — przestaje być niezbędny twardy upór i duch przedsiębiorczości ludzi o wewnątrzsterowanym charakterze. Coraz bardziej istotnym problemem stają się inni ludzi e, a nie środowisko materialne".

Ta specyficzna „orientacja radarowa" niesie w sobie wielkie niebezpieczeństwo, wypływające z faktu, że człowiek współczesny stara się zastąpić właściwą sa­moocenę oceną innych, że traci przez to ów charakte­rystyczny dla dawnych pokoleń „pion wewnętrzny", że z normalnej dla każdego człowieka potrzeby bycia lubianym przez innych ludzi czyni współczesny czło­wiek — jak to mówi D. Riesman — „swój kompas i główną sferę wrażliwości". Przejmująca „orientację radarową" jednostka rozwija bowiem tylko takie ce­chy zachowania^ które spotykają się z wysoką oceną otoczenia społecznego, w jakim przebywa.

W tej nowej konstelacji wektorów modelujących charakter struktury duchowej człowieka współczesne­go zatracona zostaje cecha stanowiąca w dawnych czasach zaporę przed przerostem narcyzmu, czyli silne „superego". Rezultatem tego jest nowy styl osobowo­ści, który E. Fromm nazywa „osobowością na sprzedaż". Dawniej sprzedawano wytwory ludzkiej pracy, w które ich twórcy starali się włożyć piętno swej osobowości, dzisiaj najbardziej poszukiwanym „artykułem" staje się — zdaniem tego autora — sama ludzka osobowość.

Nawet cenna skądinąd praca nad sobą i doskonale­nie się w różnych dziedzinach tracą często u współ­czesnego człowieka znamiona dynamizujących dosko­nalenie się wewnętrzne pasji (tworzących w człowieku siłę charakteru i inteligencję psychiczną) na rzecz sta­łego sprawdzania: „co mi to da" lub „co z tego będę miał".

Istnieje wiele bardzo wymownych badań porównaw­czych, które wskazują, że w Ameryce od najmłodszych lat dziecko uczy się ..wystawiania siebie na sprzedaż". Jak podkreśla to na przykład G. W. Ablee, w okresie, który psychoanalitycy uważają za najbar­dziej istotny dla kształtowania się osobowości, czyli w wieku przedszkolnym, dziecko poświęca oglądaniu telewizji więcej czasu, niż student uniwersytetu spę­dza na uczelni.

Do cech kultury współczesnej należy — jak wiado­mo — „odintymnienie autorytetów". Dziecko przestaje uważać swych rodziców, a także nauczycieli za naj­ważniejsze wskaźniki orientacji w rozeznaniu tego, co złe i dobre w otaczającym go świecie. Rolę tę zastę­pują środki masowego przekazu oraz grupy rówieśni­cze, od samego zarania wytwarzając w dziecku ,,zewnątrzsterowność",

Bardzo znamienne są natomiast przedstawione przez R. J. Smitha badania porównawcze nad zawar­tością programów telewizyjnych w różnych krajach Zachodu, z których, okazuje się, programy dla dzieci, w USA nadawane przez komercjalne stacje telewizyj­ne w daleko większym stopniu niż w Anglii, Hiszpa­nii, Niemczech (Zachodnich i Wschodnich) i Chinach Kontynentalnych, przesycone są reklamami i takim rozłożeniem akcentów w typowych bajkach i opowie­ściach dla dzieci, że gloryfikowane są osobiste sukcesy, kosztem wzbudzenia poczucia odpowiedzialności za za­dania grupowe.

Zdaniem Joel Kovela rezultatem powszechne­go — jak utrzymuje — upadku autorytetu rodziców i nauczycieli jest to, że ,,nie mamy obecnie typowego stłumienia impulsów przez patriarchalny autorytet, lecz charakterystyczne skrzywienie dążeń jednostki. wyrażające się w braku wyraźnych celów postępowa­nia. Nie mamy przez to objawów klasycznych nerwic, lecz raczej objawy zagubienia jednostki i rozpamięty­wania siebie".

Sam model współczesnej, małej, jednopokoleniowej rodziny, jako „agentury prywatności", w daleko więk­szym stopniu wyzwalać może cechy psychopatyczne niż model rodziny dużej i wielopokoleniowej, w której łatwiej wykształca się „superego" i w bardziej natu­ralny sposób dziecko uczy się przezwyciężania egoi­stycznych pobudek.

Od najmłodszych łat dziecko bywa więc przyuczane przez zdepersonalizowane autorytety do tego, że po pierwsze, najważniejszą rzeczą jest ,,sprzedać i kupić", po drugie zaś, że aby móc korzystnie sprzedać trzeba każdy towar jak najlepiej dostosować do gustów i upo­dobań odbiorców, a także odpowiednio go zareklamo­wać, umieć nim zachwycić innych. Tym sposobem uczy się ono dostosowywać cechy własnej osobowości jako specyficznego „towaru" do odpowiedniego zapotrzebo­wania, a także uczy się sztuki reklamowania tej oso­bowości po to, by ją jak najlepiej sprzedać.

Z czynionymi obecnie rozważaniami o „osobowości na sprzedaż" zbieżna jest ciekawa teoria J. A. Ciausena głosząca, że przyczyna aktów przestępczych i psychopatycznych wybuchów wściekłości tkwi w nie­możliwości „sprzedania się w piękny (chwalebny) spo­sób" (ot glorzfied level). Dotyczy to szczególnie miesz­kańców slumsów i różnego rodzaju biedoty. Ludzie ci bowiem z jednej strony nie mieli możliwości nabrania odpowiedniego poloru potrzebnego do tego, by osobo­wość swą uczynić bardziej atrakcyjną, z drugiej zaś syceni są, tak samo jak ludzie bogaci i wykształceni (a tym samym od dziecka urobieni w gładkim stawia­niu swej „osobowości na sprzedaż"), reklamami budzą­cymi potrzebę komfortowego życia i wysokiego prestiżu społecznego. Współczesny mieszkaniec slumsów, czytając magazyny, oglądając systematycznie telewi­zję, przyswaja sobie obraz siebie jako „typowego Ame­rykanina", którego synonimem jest duży „rozmach konsumpcyjny" wyrażający się w luksusowym 'otocze­niu, nieliczeniu się z wydatkami itp., tymczasem real­ność jest dlań dramatycznie różna, zmuszony jest bo­wiem żyć w biedzie.

Wskutek tego ludzie biedni w bogatej Ameryce przypominają poniekąd kawalerów i rozwiedzionych z klasycznego studium E. Durkheima o samobójstwach. Otóż zdaniem tego klasyka socjologii, kawale­rowie i rozwiedzeni, nie będąc przez społeczeństwo zmuszeni do pełnienia swych męskich ról w ściśle określony sposób, tworzą często niemożliwe do reali­zacji miraże na temat własnych możliwości. Jak mówi E. Durkheim — „aspirują oni do wszystkiego, nie ko­rzystając z niczego", co w końcu pcha ich do czynów desperackich w postaci zamachów samobójczych.

Podobnie jak opisywani przez J. A. Ciausena miesz­kańcy slumsów, mając rozbudzoną przez perfekcyjną reklamę potrzebę „nieokiełzanej konsumpcji", mogą jedynie stworzyć jej iluzję w alkoholizmie, narkoma­nii lub mścić się na niewdzięcznym dla nich świecie w aktach „nieokiełzanej agresji".

Omawiana powyżej koncepcja J. A. Ciausena jest poniekąd zbieżna z poglądem niemieckiego psychiatry W. Kallwasa na temat genezy psychopatii we współczesnym świecie. Autor ten podkreśla, że do naj­częstszych przyczyn powstawania cech psychopatycz­nych w kulturze Zachodu należy ukształtowanie po­czucia „nieadekwatności siebie" u ludzi, którzy nie stali się bogaci i sławni. Z takich jednostek warunki życia na Zachodzie tworzą typ hochsztaplera, znamio­nujący się kompulsywnym dążeniem do „pokazania się większym". Skłania ich to do permanentnego odgrywania fałszywej roli, która w końcu staje się trudna do odróżnienia od realności, i to nie tylko w różnego rodzaju formach publicznej działalności, lecz także w pracy zawodowej, życiu ro­dzinnym, seksualnym, jednym słowem, owo nacecho­wane daleko posuniętą nieautentycznością hochsztaplerstwo ogarnia wszystkie płaszczyzny życia.

„W samoocenie takiego osobnika — pisze W. Kallwas — spotykamy typowe potrzeby i nadzieje na by­cie kimś ważniejszym i lepszym niż inni. Równość wobec innych odczuwana zatem bywa jako klęska, po­nieważ zawiera w sobie groźbę obniżenia statusu, któ­ry według oczekiwań takich jednostek powinien być najwyższy. Wprowadza to stałą obawę przed zdystan­sowaniem i tym samym konieczność stawiania wszyst­kich ludzi w pozycji rywali, a nie przyjaciół i kochan­ków".

Przy okazji rozważań na temat związków zachodzą­cych pomiędzy psychopatią a kulturą współczesną, nie sposób pominąć coraz częściej pojawiających się po­glądów o nasilaniu się jednego z „głównych motorów" cech psychopatycznych, czyli narcyzmu w czasach współczesnych. Pod tym względem dosyć znamienny wydaje się fakt, że — jak to-zaznaczyłem w poprzed­nim podrozdziale — narcyzm jako zjawisko psycho­logiczne należy do jednego z wielkich odkryć Z. Freuda. Jednak należy podkreślić, że w czasach praktyki lekar­skiej „ojca psychoanalizy" narcyzm nie należał do do­minujących zaburzeń u jego pacjentów. Przeważały wtedy, jak wiemy, tzw. nerwice obsesyjne oraz różne postacie histerii.

Wiadomo jednak, że każdy okres historyczny okre­ślany może być nie tylko na podstawie wydarzeń po­litycznych i ekonomicznych, do jego znamion należy również bardziej subtelny i trudniejszy do uchwycenia wymiar, a mianowicie zmiany w psychice ludzi żyją­cych w poszczególnych warunkach społeczno-historycznych. Owa zmiana mentalności człowieka żyjące­go w różnych kulturach i poszczególnych okresach hi­storycznych wyraża się również w nasileniu patolo­gicznych form zachowania się człowieka.

Patrząc z tego punktu widzenia na zagadnienie pew­nej ewolucji myślenia człowieka (przy zachowaniu oczywiście podstawowych uniwersaliów w tym zakre­sie), powiedzieć można, że każde czasy mogą znamio­nować się specyficzną dla siebie formą patologii ludz­kiego zachowania się, czyli, mówiąc inaczej, „każdy czas ma swoje szaleństwo".

W czasach, kiedy Z. Freud tworzył swe teorie i upra­wiał praktykę lekarską, inne były niepokoje ludzi, tym samym inny był klimat psychiczny niż obecnie. Wiadomo powszechnie, że były to czasy najbardziej fanatycznego kultu pracy, ideologii self-made mana, w dziedzinie zaś życia seksualnego — surowych restryk­cji. Obecnie w sposób zasadniczy zmieniła się „filozo­fia życia" u ludzi współczesnych. Najogólniej biorąc, z ery produkcji człowiek przeszedł do ery konsumpcji, inaczej także traktuje człowiek współczesny (m. in. dzięki pracom Z. Freuda) restrykcje seksualne. Jak podkreśla to Gilbert J. Rosę, w porównaniu z epoką Z. Freuda obecnie mamy czasy ,,globalnej permisywności" wyrażające się nie tyle w tłumieniu (jak dawniej) instynktów, lecz w ich „obłaskawianiu". Kli­mat duchowy czasów współczesnych sprzyjać ma tym samym „rozplenieniu się zaburzeń narcystycznych",

Obok wspomnianej permisywności wymienia się w literaturze amerykańskiej wiele innych przyczyn wzro­stu narcyzmu, nie sposób je wszystkie tutaj omówić, wspomnę więc jedynie o kilku ważniejszych.

Jedną z poważnych przyczyn wzrostu narcyzmu w czasach współczesnych ma być wspomniany poprzed­nio spadek autorytetu rodzicielskiego. Bezpośrednio także związana z eskalacją narcyzmu ma być obser­wowana współcześnie u wielu ludzi niechęć do po­siadania dzieci. Owa niechęć wynikać ma z wielu przy­czyn, począwszy od lęku, czy uda się wydać na świat dziecko „równie cudowne jak rodziciel" (tj. obawy przed urodzeniem dziecka niepełnosprawnego), aż po ukryty lęk, że wydając na świat dziecko, stwarzamy sobie nie tylko bardzo wiele nowych kłopotów, lecz przede wszystkim mówiąc słowami młodego rozmówcy amerykańskiej autorki Lisy Alther — obawy ,,przed wprowadzeniem na scenę życia nowego aktora, przez którego zostanie się z tej sceny zepchniętym". Pozytywnym klimatem dla rozkwitu tego typu posta­wy są — zdaniem niektórych autorów — coraz inten­sywniej rozpowszechniane poglądy o konieczności ograniczenia urodzeń, tzw. zero przyrostu naturalnego itp.

Jeszcze inną przyczyną wzrostu narcyzmu w na­szych czasach jest gwałtowny spadek prestiżu ludzi starszych i płynący stąd lęk przed starością odczuwa­ny prawdopodobnie przez wszystkich ludzi przekra­czających czterdziesty rok życia. Dawniej, kiedy z wie­kiem dojrzałym i sędziwym wiązały się duże przywi­leje społeczne, osiąganie tego wieku uważane było za wyróżnienie dane przez Stwórcę, obecnie zaś coraz częściej za „dopust Boży".

Ta negatywna postawa wobec starości pozostaje w ostrym kontraście ze stałym wydłużaniem się życia ludzkiego. Dzisiaj ponoć mniejszym problemem jest doczekanie się sędziwego wieku w ogóle, prawdziwym natomiast pragnieniem jest doczekanie się sędziwego wieku bez utracenia młodości. Rosną tym samym wymagania stawiane przed medycyną oraz miraże na te­mat jej szybkiego postępu w walce z dolegliwościami podeszłego wieku. Dla dzisiej­szego świata liczyć się ma bowiem tylko człowiek sprawny, piękny, o wielu różnorakich możliwościach, które daje młodość i pełna sprawność, stąd też wzra­sta kult młodości i sprawności, a zarazem wspomnia­ny już paniczny lęk przed starością.

Mówiąc o cechach świadczących o wzroście narcy­zmu w czasach współczesnych, nie sposób pominąć badań Michaela Maccoby prowadzonych nad 250 członkami personelu kierowniczego (managerami) z dwunastu głównych kompanii przemysłowych. Z ba­dań tych jawi się nowy typ kierownika przedsiębior­stwa, który nie jest nastawiony na budowanie włas­nego imperium poprzez gromadzenie różnych przy­miotów wielkości, jego zaś celem jest takie zaktywi­zowanie swego zespołu ,,aby odniósł zwycięstwo". Pragnie on być uznawany za zwycięzcę, odczuwając równocześnie głęboki strach przed możliwością uzna­nia go za przegranego i niezaradnego.

Zamiast kierować swą aktywność na kształtowanie materiału, na wcielanie w życie idei lub chociażby najlepszych rozwiązań organizacyjnych, głównym wy­siłkiem nowoczesnego kierownika ma być, zdaniem Maccoby — „potrzeba sprawowania kontroli", aby „nie pozostać w tyle". Podczas gdy dawni pionierzy potęgi gospodarczej mierzyli swą wielkość obiektywnym po­ziomem osiągnięć ekonomicznych, wykazując w tym zakresie nieograniczoną ekspansję, dzisiejszy przedsię­biorca ma tylko jedno główne zadanie — „być lep­szym od innych".

W porównaniu ze statecznością dawnego przedsię­biorcy obecny manager wyrabia w sobie urok osobisty, chłopięcość, uwodzicielskość, „iluzję cudownego dziecka w zakresie kompetencji" itp. Ten nowy typ kie­rownika określa M. Maccoby mianem gamesmana (tzn. „człowieka gry"). Jak nietrudno zauważyć, charakte­rystyka owego „gamesmana" do złudzenia przypomi­na przedstawianą poprzednio sylwetkę „manipulatora".

Przy charakterystyce czasów współczesnych pod ką­tem eskalacji narcyzmu trudno także nie wspomnieć o rodzaju stosunków międzyludzkich, w których zja­wisko to staje się najbardziej niebezpieczne, a miano­wicie o związkach miłosnych kobiety i mężczyzny, któ­re to związki — zgodnie z opinią wielu autorów — doznają współcześnie poważnego zubożenia. Świadec­twem narcyzmu w czasach współczesnych ma być rów­nież kryzys, jaki przeżywa rodzina współczesna, który przejawia się również w poglądach o „otwartym mał­żeństwie", „twórczych rozwodach" itp.

Wspomniany już Lasch przedstawia paradok­salne zjawisko, szczególnie jego zdaniem nasilone w czasach recesji gospodarczej, czyli czasach — jak je nazywa — „zmniejszonych oczekiwań", a mianowicie w miarę gwałtownego zmniejszania się powojennej ekspansji gospodarczej współczesnego świata wzrasta jego zdaniem nie tylko narcyzm u ludzi współczes­nych, lecz także w ślad za tym pojawia się: kult sto­sunków międzyludzkich. Autor ten podkreśla, że nie ma współcześnie programu politycznego, który nie obiecywałby „uzdrowienia" owych stosunków.

Dążenie człowieka żyjącego w czasach współczes­nych do coraz to żywszego i głębszego zrozumienia in­nego człowieka ma. zdaniem cytowanego autora, efekt odwrotny do zamierzonego, na zasadzie podobnej, jak kult zmysłowości doprowadza w końcu do jej zabicia. Hasła zaś rozwoju jednostki są — zdaniem Ch. Lascha — tylko na pozór optymistycznie, w gruncie rze­czy są one „prawdą ludzi nie znających prawdy", są „desperackim wołaniem o pomoc ludzi skazanych na rezygnację".

Bardzo podobny pogląd na temat źródeł szczególnie żywego współcześnie kultu wszechstronnego rozwoju człowieka, jego samorealizacji i współbrzmienia z in­nymi przedstawia Gail Sheely, która uważa, że „optymistyczny hymn" na temat rozwoju człowieka, jego zbratania się z innymi jest tylko „humanistycz­nym ozdobnikiem", eufemizmem dla cech osobowości współczesnego człowieka, którą to osobowość znamio­nować mają trzy podstawowe właściwości, tj. „surwiwalizm, rewiwalizm i cynizm", czyli krańcowe cechy narcystyczne.

Ponieważ zarówno przedstawiona powyżej lista cech współczesnej cywilizacji znamionujących nasilenie nar­cyzmu, jak i teorii, które cechy te starają się ująć w ogólniejsze prawidłowości, mogłaby być bardzo dłu­ga, a szersze roztrząsanie tego problemu nie mieści się w ramach tematu obecnej książki, uwagi te pragnę zakończyć przez ustosunkowanie się do tych na wskroś smutnych i pesymistycznych teorii.

Inaczej mówiąc, trzeba się zastanowić, czy omawia­na poprzednio eskalacja narcyzmu doprowadzi w koń­cu do ogólnego rozplenienia się psychopatii?

Pomimo że wielu autorów sądzi w ten sposób, wy­daje mi się, że pogląd taki jest zbyt pesymistyczny. Jak to już wspominałem, każde czasy niosą typowe dla siebie zagrożenia (i, być może, psychopatyczne ce­chy osobowości stanowią w pewnym sensie największe zagrożenie dla rozwoju psychicznego współczesnego człowieka), jednak również każde czasy stwarzają cha­rakterystyczne dla siebie metody zwalczania tych za­grożeń. Stąd też uważam, że wzrost zainteresowania terapią, rozwojem osobowości, poznaniem innego czło­wieka, a wreszcie niebywały wzrost wiedzy psychologicznej u współczesnego człowieka, nawet gdyby wy­pływał (jak wiele innych szlachetnych skłonności) z pobudek narcystycznych, potrafi w końcu stać się nie tylko wystarczającą zaporą przed ogólną „psycho-patyzacją świata", lecz nawet w sposób ewidentny przyczynić się powinien do dalszego rozwoju człowie­ka, do odkrycia w nim nowych, ważnych potencjalności nie pozwalających na skarłowacenie w świecie, któ­ry preferuje — jak twierdzą cytowani uprzednio auto­rzy — nacechowany egoizmem, narcystyczny typ ży­ciowej orientacji.

II. Biologiczne uwarunkowania antysocjalności

Jak wspominałem na wstępie obecnego rozdziału, poglądy na biologiczne uwarunkowania psychopatii są chronologicznie starsze i wywodzą się z szeroko zna­nych koncepcji Cesare Lombroso, wyrażonych po raz pierwszy w 1876 r. o „urodzonym kryminaliście", któ­rego znamionuje „moralny imbecylizm". Cechy te ma­ją być — jak wiadomo — bezpośrednio związane z pewnymi „stigmata degeneratwnis". Owe dane przez naturę „znamiona zwyrodnienia" stanowią wskaźnik dewiacji zachowania się.

Początkowo główny nacisk w badaniach nad uwa­runkowaniem psychopatii położony był na śledzenie związków pomiędzy konstytucją fizyczną człowieka a cechami przestępczymi i psychopatycznymi. Ten aspekt reprezentują szeroko znane prace E. Hootona, W. Sheldona, czy S. i E. Gluecków.

Stopniowo jednak w badaniach nad biologicznymi determinantami psychopatii zagadnienie konstytucji fizycznej schodzić zaczęło na drugi plan, natomiast większy nacisk zaczęto kłaść na inne czynniki, a prze­de wszystkim na uwarunkowania genetyczne, właści­wości neurologiczne i specyfiki reakcji psychofizjologicznych. Badania tych czynników zastaną kolejno omówione.

l. Czynniki genetyczne

Pomimo że w ponad stuletniej historii badań nad wpły­wem czynników genetycznych na zachowanie prze­stępcze następowały stałe udoskonalenia dotyczące za­równo strategii, jak i procedury, do tej pory nie udało się wypracować takich metod, które w sposób jedno­znaczny wskazywałyby na genetyczne zdeterminowa­nie psychopatii. Przyczyny tego stanu rzeczy leżą za­równo w tym, że psychopatia jako „defekt" zachowa­nia społecznego nie może powstać poza społeczeń­stwem, a więc wyizolowanie czynników biologicznych może mieć miejsce jedynie w teorii, jak i w tym, że wyodrębniane wskaźniki genetyczne nie są na tyle jednoznaczne i „szczegółowe", aby mogły stanowić odpowiedniki podstawowych cech zachowania psy­chopatycznego.

Zanim jednak dokonana zostanie ocena wyników badań nad dziedziczeniem cech psychopatycznych, na­leży przedstawić niektóre wyniki tych badań. Przy czym ze względu na wspomnianą już długą historię tego typu poszukiwań naukowych oraz tym samym wielką ich mnogość, postaram się obecnie przedstawić tylko niektóre nowsze wyniki badań. Biorąc za pod­stawę materiał badawczy, współczesne badania nad dziedziczeniem cech psychopatycznego zachowania się podzielić można na trzy główne grupy, tj. badania bliź­niąt, dzieci adoptowanych i śledzenie wystąpienia licz­by chromosomów na zachowanie się człowieka. Te trzy grupy badań zostaną następnie pokrótce omówione.

Badania nad bliźniętami. Najprostsza i naj­częściej stosowana procedura badawcza nad bliźnięta­mi polega na porównywaniu ze sobą bliźniąt jedno-jajowych (monozygotycznych) i dwujajowych (dyzygotycznych). Pierwsze mają bowiem identyczny zaczyn genetyczny, natomiast drugie (powstałe z dwóch róż­nych jaj) nie różnią się genetycznie od nie bliźniacze­go rodzeństwa.

W nowszych badaniach psychiatrycznych nad dzie­dziczeniem wykorzystana bywa często opublikowana w 1975 r. przez T. Reicha, C. R. CIoningera i S. B. Gu" ze bardzo dokładna metoda określania wskaźników dziedziczenia cech zwana Wieloczynnikowym Mode­lem Dziedzicznych Chorób, Metodę tę wykorzystano m. in. w prowadzonych na zlecenie NATO badaniach nad psychopatią.

Z podsumowania tych badań, czynionego przez H. J. i S. B. G. EyBencków wynika, że porównania bliźniąt jedno- i dwujajowych wskazują na zgodność w zakresie występowania cech psychopatycznych w 55% w przypadku bliźniąt monozygotycznych i 13,% u bliźniąt dyzygotycznych. Autorzy wspomnianej po­wyżej skali, tj. C. R. Cloninger, T. Beich i S, B. Guze (1978), dane nad dziedziczeniem cech psychopatycznych ujmują współczynnikiem korelacji, który wynosi 0,70 w przypadku bliźniąt monozygotycznych i 0,28 w od­niesieniu do bliźniąt dyzygotycznych.

Obok zasygnalizowanych powyżej badań nad bliź­niętami, w sprawdzaniu wpływów genetycznych na występowanie w zachowaniu poszczególnych jednostek cech psychopatycznych wielką rolę odgrywają bada­nia nad dziećmi adoptowanymi. Proce­dura tych badań polega najczęściej na śledzeniu zgod­ności cech dziecka wychowywanego w środowisku ro­dziny adopcyjnej, zastępczej czy zakładu opiekuńczego, z zachowaniem się jego biologicznych rodziców. Oczy­wiście im kontakt dziecka z tymi rodzicami będzie mniejszy oraz im wcześniej zostało ono odseparowane od rodziców biologicznych, tym większy stopień wia­rygodności wyników badań.

Materiały z badań nad dziećmi adoptowanymi po­twierdzają w najogólniejszych zarysach wyniki uzy­skane w badaniach nad bliźniętami. Dla przykładu warto wymienić niektóre z nich. I tak B. Hutchings i S. Mednick, badając dokumenty policyjne, ak­ta sądowe i inne dokumenty dotyczące wybranej lo­sowo próby popełniających przestępstwa mężczyzn wychowywanych w rodzinach adopcyjnych, w 50% stwierdzili zgodność w zakresie przestępczego zachowa­nia się pomiędzy biologicznymi ojcami i ich synami, podczas gdy w grupie kontrolnej złożonej z mężczyzn wychowanych w rodzinach adopcyjnych i nie popeł­niających żadnych przestępstw 28% ojców przejawiało cechy przestępcze. Podobne proporcje wykryli autorzy w przypadku matek biologicznych adoptowanych dzie­ci. Na uwagę zasługuje również, że rodzice przestęp­czych dzieci (wychowywanych w rodzinach adopcyj­nych) nie tylko daleko częściej popełniali przestęp­stwa, w porównaniu z rodzicami dzieci z grupy kon­trolnej (nieprzestępczej), lecz również dokonywali przestępstw poważniejszych oraz przejawiali skłonność do recydywy.

R. R. Crowe śledził losy adoptowanego po­tomstwa kobiet umieszczonych w więzieniu za rozliczne przestępstwa w zestawieniu ze starannie dobrany­mi dziećmi adoptowanymi zrodzonymi przez kobiety nieprzestępcze. Z badań jego wynika, że w grupie pod­stawowej (tj. zrodzonej przez matki-więżniarki) wy­stępował znacznie wyższy wskaźnik socjopatii niż w grupie kontrolnej. F. Schlusinger utrzymuje jednak, że w procesie przekazywania cech przestęp­czych (a także i psychopatycznych) większą rolę od­grywa ojciec, jako że dziedziczenie owych cech wystę­puje częściej „po mieczu" niż „po kądzieli".

W świetle przytoczonych powyżej danych dosyć jed­noznacznie widać duży wpływ dziedziczności na po­wstawanie cech psychopatycznych. H. J. i S. B. G. Eysenckowie w rekapitulacji wspomnianych już badań prowadzonych na zlecenie NATO nad psycho­patią stwierdzają, że przynajmniej 50% z ogólnej licz­by psychopatów odziedziczyło te cechy.

Natomiast cytowani uprzednio C. R. Cloninger. T. Reich i S. B. Guze proponują trzy możliwe układy interpretacyjne rozpatrywanego przez nich za­gadnienia wpływu dziedzicznych i środowiskowych czynników, z których to układów — jak twierdzą auto­rzy — „żaden nie jest przekonywająco uzasadniony albo jednoznacznie odrzucony w literaturze". Wspo­mniane sposoby interpretacji zadatków dziedzicznych są następujące:

1) działanie niezależne (tzn. niezależne od środowi­ska),

2) działanie zależne (czyli: zadatki dziedziczne de­terminują lub predysponują jednostkę do określonego środowiska) i

3) występowanie w postaci zmiennych współwystępujących (tj. określone zadatki genotypowe rozwijają się różnie w różnych środowiskach).

Trzecia wreszcie grupa badań genetycznych dotyczy wpływu aberracji chromosomalnych na zachowanie psychopatyczne. Pod tym względem wiele nadziei wiązano niegdyś z wykryciem u niektórych groźnych kryminalistów (np. u dusiciela paryskiej pro­stytutki Daniela Hugona) dodatkowego chromosomu „męskiego", czyli chromosomu Y.

Warto przy tej okazji przypomnieć, ze normalny układ chromosomów w ostatniej, 23 parze, zawiera u dziewcząt dwa równe wielkością chromosomy ozna­czone jako XX, podczas gdy u chłopców obok X, jako drugi występuje nieco mniejszy chromosom oznaczo­ny jako Y. Wtedy jednak, kiedy zdarzy się wystąpie­nie dodatkowego chromosomu Y (czasami nawet dwóch dodatkowych), zachowanie takiego osobnika od­znaczać się ma większą agresywnością, impulsywnością i niedostatecznym panowaniem nad sobą. Mężczy­źni tego typu charakteryzują się ponadto niezwykle szczupłą budową ciała, zwiększoną szczeliną między przednimi zębami oraz wzrostem przeciętnie ponad 188 cm; ponadto występuje u nich często trądzik po­spolity.

Jak wynika z różnych badań, występowanie tego „chromosomu zbrodni" jest bardzo rzadkie. Na przy­kład P. Jacobs, M. Brunton, M. Melville, R. Brittain i W, McCIemont wśród 197 mężczyzn upośle­dzonych umysłowo, których trzymano w odosobnieniu ze względu na niebezpieczną agresywność, znaleźli 7 z podwójnym chromosomem Y. S. Wiener, G. Su-therland, A. Bartholemew i B. Hudson wśród 34 więźniów z Melbourne stwierdzili 3 tego typu przy­padki.

Natomiast szerokie badania prowadzone przez N. MacCIeana, D. Hardena, W. Court-Browna, J. Bonda

i D. Mantle'a wykazały, że wśród 10725 nowonarodzonych chłopców badanych w 1962 r, i wśród 2607 chłopców upośledzonych umysłowo nie było ani jednego przypadku podwójnego chromosomu Y.

Warto wspomnieć, że niekiedy obecność dodatkowe­go chromosomu Y bywa argumentem obrony w roz­prawach sądowych przeciw agresywnym przestępcom. Ma to miejsce zwłaszcza od czasu precedensowego wy­roku uniewinniającego 21-letniego zabójcę wydanego w 1968 r. przez Sąd Okręgowy w Melbourne, Wniosek o uniewinnienie złożył adwokat oskarżonego, przed­stawiając wyniki badań stwierdzające u jego klienta dodatkowy chromosom Y. W uzasadnieniu wyroku uniewinniającego podano, że oskarżony był ,,legalnie obłąkany". Mniej wyrozumiały był sąd Okręgowy w Chicago, skazując na śmierć w 1966 r. R. Specka — mordercę 8 pielęgniarek, u którego też stwierdzono „chromosom zbrodni".

Zakrojone jednak na szeroką skalę badania amery­kańskich i duńskich psychiatrów (prowadzone w po­łowie lat siedemdziesiątych nad blisko 32 tysiącami osób), którym towarzyszył niezwykły rozgłos, obali­ły — Jak się wydaje — całkowicie przypuszczenie o ściślejszym współwystępowaniu chromosomu Y z ce­chami psychopatycznymi. Warto chociażby wspomnieć dosyć chyba znamienne badania nad ponad 4 tyś. wy­sokich Duńczyków, opisane przez A. A. Witkina, S. A. Mednicka i F. Schlusingera, z których to badań wynika, że wśród całej tej liczby tylko 12 posiadało dodatkowy chromosom Y, co zdaniem autorów, jedno­znacznie wskazuje, że wysoki wzrost nie może być u mężczyzny istotnym wskaźnikiem tego typu aberra­cji chromosomalnej. Dwunastu mężczyzn posiadają­cych dodatkowy chromosom Y częściej wprawdzie popełniało czyny przestępcze, jednak nie były to czyny nacechowane agresją i okrucieństwem, w związku z czym nie kwalifikowały się do uznania ich za obja­wy psychopatyczne.

Na zakończenie analizy niektórych genetycznych uwarunkowań zachowania psychopatycznego należy podkreślić rzecz natury podstawowej, a mianowicie, że wykrycie koincydencji pewnych faktów nie musi jesz­cze świadczyć o związku sprawczym pomiędzy nimi. Sprawa wpływu czynników genetycznych na zacho­wanie się człowieka w ogóle, a anomalie psychopatycz­ne w szczególności posiadają w świetle współczesnych etapów postępu wiedzy dużo luk i niejasności. W. Reid wspomniane niejasności i trudne do rozwiąza­nia problemy zgrupował wokół czterech podstawowych zagadnień:

1. Brak „czystości ujęcia problemu", co obejmuje trudności w jednolitym doborze próbki badawczej, w ujednoliceniu kryteriów diagnostycznych i wreszcie w stosowaniu różnych metod pomiaru cech.

2. Mała dostępność zastosowania chromosomamych i genetycznych mikrotechnik w psychiatrii w ogóle, a w badaniach nad psychopatią w szczególności.

3. Niepowodzenia w odpowiednim oddzieleniu róż­nych źródeł zewnętrznie podobnych objawów psycho­patii (neurologiczne, społeczne itp.) zaciemniają wielce możliwość prześledzenia danych o określonym syn­dromie.

4. Niedostatek badań skoncentrowanych na istotnych dla psychopatii cechach, przy daleko większej liczbie badań nastawionych na eksplorację bardziej częstych form dewiantnego zachowania się, jak np. przestęp­czości.

2. Korelaty neurologiczne

Sprawą dla diagnostyki psychopatii dosyć złożoną jest fakt, że zasadniczo wszystkie typowe objawy psycho­patyczne mogą występować na skutek różnego rodzaju uwarunkowań neurologicznych, szczególnie zaś prze­różnych zmian patologicznych i dysfunkcji systemu nerwowego. Dla przykładu można prześledzić neuro­logiczne uwarunkowania kilku ważniejszych objawów zachowania się znamiennych dla jednostek psychopa­tycznych.

Najbardziej ewidentny związek z neurologicznym, a właściwie neuropatycznym podłożem wykazują nagłe wybuchy nie kontrolowanej agresji. „Coś nagle we mnie wchodzi i napełnia mój mózg złością" — stwierdza jedna z pacjentek cierpiąca na pośpiączkowe zapalenie mózgu. Wybuchy takie nastę­pują zarówno z poważnych przyczyn (np. w wyniku udaremnienia planów życiowych), jak i z bardzo bła­hych powodów. Na przykład F. A. Elliot podaje, że jedna z jego pacjentek (cierpiąca na sporadyczne ataki padaczki skroniowej) wpadła we wściekłość z po­wodu przypadkowego rozbicia fiolki z tabletkami as­piryny.

Autor ten przytacza opis wybuchu nie kontrolowa­nej agresji przedstawiony jeszcze pod koniec ubiegłe­go wieku (tj. 1899) przez niemieckiego psychiatrę, O. Kapłana, który zawiera m. in. następujące elemen­ty: „Wybuchowej skazie (bo tak określa ów stan O. Kapłan) towarzyszą ruchy całego ciała. Mogą to być zarówno bardzo groteskowe gestykulacje, jak i nad­miernie wyrazista i szybko zmieniająca się mimika. Obok tego występują często charakterystyczne woka-lizacje w postaci szybkiego wypowiadania krótkich, urywanych i niewyraźnie brzmiących zdań oraz przekleństw, a także fizyczne atakowanie osób lub nawet przedmiotów. Czasami atak kończy się drgawkami po­dobnymi do epileptycznych. W niektórych przypad­kach po zakończeniu ataku występować może niepa­mięć dotycząca całości lub niektórych tylko zdarzeń mających miejsce podczas napadu nie kontrolowanej agresji".

Istnieje wprawdzie szereg zastrzeżeń, czy o atakach tych można mówić jako o atakach „nie kontrolowa­nych", bo najczęściej pacjent „pomimo odczuwania katastroficzności swej furii nie traci nigdy zdolności opanowania jej"—jak twierdzi F. A. Eliot. Nie­którzy pacjenci posiadają nawet ustalone sposoby tłu­mienia rodzącej się „wściekłości": zagryzają zęby, za­czynają szybko chodzić, wykonywać ćwiczenia gim­nastyczne, liczyć itp.

Wskaźnikiem różnicującym psychopatów od ludzi przejawiających objawy znamienne dla psychopatii pod wpływem zmian zachodzących w systemie nerwowym jest przejawiany przez tych ostatnich krytycyzm w stosunku do popełnionych czynów, niekiedy wręcz przykre zaskoczenie „Jak mogłem uczynić taką rzecz"?, połączone z głębokim poczuciem winy. Kry­tycyzmu takowego, a przede wszystkim zaś poczucia winy nie przejawiają ,,prawdziwi" psychopaci.

Bardzo wymownym przykładem umiejętności oceny swego zachowania post factum jest głośny swego cza­su przypadek 25-letniego Charlesa Whitmana, który najpierw zamordował swą matkę i żonę, a następnie zabarykadował się na wieży miasteczka uniwersytec­kiego w Texasie i zastrzelił 14 osób, a 38 ranił. Otóż szaleniec ten w momentach powrotu krytycyzmu pi­sał coś w rodzaju pamiętnika, w którym wyrażał m. in. zdziwienie, że tak „zrównoważony i inteligentny człowiek" jak on stał się nagle ofiarą „tak okropnych myśli", które nakazują mu zabijać. Pośmiertna sekcja mózgu Ch. Whitmana wykazała obecność nowotworu złośliwego typu glioblastoma muttiformae, umiejsco­wionego w okolicy jądra ciała migdałowego.

Ściśle połączona z omawianą powyżej impulsywnością i wybuchami nie kontrolowanej agresji jest inna ważna cecha psychopatycznego zachowania, tj. nieliczenie się ze skutkami własnego po­stępowania. Jak się okazuje, cecha ta ściśle bywa uzależniona od różnego rodzaju zmian w korze przed-czołowej. Ze zrozumiałych względów eksperymental­nie problem ten badało wielu autorów jedynie na zwie­rzętach, u których różne uszkodzenia zalążków kory przedczołowej (zajmującej u człowieka, jak wiadomo, około 25% .całej powierzchni półkul mózgowych) unie­możliwiają zwierzęciu antycypowanie skutków włas­nego zachowania wobec innych zwierząt. Zwierzęta takie są więc nadzwyczaj nieostrożne w atakowaniu silniejszych od siebie, nie potrafią współdziałać z in­nymi zwierzętami w walce ze wspólnym wrogiem, w zdobywaniu pożywienia itp.

Różnego rodzaju zmiany płatów czołowych wywo­łują również podobne objawy u łudzi. A. R. Łuria tego typu zachowa­nie u chorych z uszkodzeniami płatów czołowych na­zywa „rozpadem programu".

Z podobnych przyczyn, jak omawiana powyżej ce­cha, wypływa inna, znamienna dla psychopatii postać zachowania się, a mianowicie brak samokryty­cyzmu, czyli tzw. anozognozja, która to postać zachowania się jest bardzo częstym wynikiem różnego rodzaju uszkodzeń płatów przedczołowych, a także prawej półkuli, która zdaniem A. R. Łurii „nie ma związku z takimi formami analizy właściwego zachowania, których realizacja wymaga udziału złożonych mechanizmów mowy". Ponadto zanik krytycyzmu mo­że występować w przypadku paraliżu postępującego, guzów i urazów fizycznych mózgu.

Skutkiem fizycznych uszkodzeń głowy powodują­cych wstrząs mózgu, paraliżu postępowego, pośpiączkowego zapalenia mózgu oraz innych zmian patolo­gicznych w centralnym systemie nerwowym może być także typowa dla psychopatów bezwstydność i brak wyrzutów sumienia. Przy czym obie te postacie zachowania bywają przez inteligentnych psychopatów starannie ukrywane, podczas gdy pa­cjenci neurologiczni potrafią wykazywać w niektórych momentach zupełnie szczerą dezaprobatę swych nega­tywnych postaw wobec innych ludzi.

Z omawianymi powyżej cechami bezpośrednio wiąże się inna, bardziej ogólna właściwość zachowania psy­chopatycznego, a mianowicie niezdolność do bliskich związków uczuciowych z inny­mi ludźmi. Cecha ta często wynika z różnego ro­dzaju uszkodzeń głowy powodujących wstrząs mózgu, uszkodzeń parcjalnych, a także deformacji płatów przedczołowych. Już w 1922 r. L. Bianchi podsumował rezultaty wycięcia u małp płatów przedczołowych stwierdzeniem, że zachowanie tych zwierząt straciło „wyższe uczucia, czyli umiejętność przywiązywania się do innych, opieki i macierzyństwa".

Istnieją także neurologiczne uwarunkowania innej, definicyjnej cechy psychopatycznego zachowania się, tj. brak poczucia lęku i nieustraszoność. Tego typu postawę obserwuje się często u dzieci z par­cjalnymi deficytami mózgu. Jednostki takie wyka­zują niekiedy bardzo ewidentnie zaznaczony brak lę­ku i nieustraszoność. Można ponadto przypuszczać, że jakiekolwiek uszkodzenie ciała migdałowatego, które jest — jak wiadomo — „odpowiedzialne" za wszelkie postawy lękowe, może również spowodować zanik lub zmniejszenie się poziomu lęku. Przypuszczenie owo opierać się będzie na tym, że obustronne wycięcie pła­tów skroniowych powoduje u małp tzw. syndrom Kulyera-Bucy, przejawiający się m. in. zanikiem lęku zwierząt przed ich naturalnymi wrogami.

Kłamstwo patologiczne (stosowane nawet wtedy, kiedy w niczym nie ułatwia jednostce sytuacji), będące jednym z typowych objawów zachowania psy­chopatycznego, występuje także w wielu postaciach chorób i uszkodzeń centralnego układu nerwowego. Należy ono również do typowych objawów parcjalnych uszkodzeń mózgu, pojawia się ponadto po różnego ro­dzaju uszkodzeniach głowy, zapaleniu mózgu, a także jako wstępny objaw paraliżu postępowego.

Psychopatów ,,prawdziwych" i pacjentów wykazu­jących zmiany w systemie nerwowym upodabnia tak­że niewspółmierna reakcja na alkohol. Zarówno u jednych, jak i drugich niezwykle nawet mata dawka alkoholu może wywołać bardzo silne re­akcje w postaci agresji, niepokoju ruchowego itp.

Neurologiczne uwarunkowania może mieć także jed­na z najbardziej spektakularnych cech psychopatycz­nego zachowania się, jaką jest działanie na szkodę samego siebie. Psychopata, jak już wspomniałem w poprzednim rozdziale, pozbawiony jest krytycyzmu wobec własnych działań, w związku z czym bywają momenty, w których z uporem mania­ka działa na swoją szkodę. Działa tak. jakby „nie od­bierał" tego, że określone posunięcia przynoszą mu wyraźną szkodę. Otóż taka właśnie postać zachowania się jest częstym objawem wstępnym paraliżu postę­powego oraz minimalnych dysfunkcji mózgu.

Neuropatologicznych uwarunkowań, podobnych jak wymieniane do tej pory, objawów zachowania psycho­patycznego można by wymienić daleko więcej. Nie jest to jednak w tej chwili najistotniejsze, bo jak to wspominałem na wstępie obecnego ustępu, na dobrą sprawę wszystkie cechy psychopatyczne mogą mieć uwarunkowania w różnego rodzaju dysfunkcjach ukła­du nerwowego.

Daleko ważniejszą sprawą jest zastanowienie się, czy w świetle współczesnych odkryć psychobiologii można postawić znak równości pomiędzy objawami psycho­patycznymi a tymi, które są wynikiem uszkodzeń układu nerwowego. Tego typu sugestia pochodzi, jak wiadomo, od wybitnego polskiego psychiatry Tadeusza Bilikiewicza, którego zdaniem: „Istnieją stany kliniczne niekiedy do złudzenia podobne do psychopa­tii, będące jednak wynikiem przebytych organicznych uszkodzeń tkanki mózgowej. Nadajemy tym stanom nazwę charakteropatii. Rozpoznanie opiera się na do­wodzie, że osobnik przebył istotnie sprawę chorobową mózgu, że przed tą chorobą nie zdradzał zaburzeń cha­rakterologicznych i że stwierdzalne w chwili obecnej cechy osobowości pozostają w związku przyczynowym z przebytym cierpieniem". Tak więc T. Bilikiewicz odróżnia psychopatię od charakteropatii tylko zasadniczo na bazie przyczyn. „Rozgraniczamy ostro — pisze ten autor w innym miejscu — charakteropatie, jako uwarunkowane organicznie zaburzenia charakte­ru, od psychopatii, w których nie da się stwierdzić or­ganicznych zmian mózgu". Same zaś objawy zachowania psychopatycznego i charakteropatycznego, zdaniem tego autora, są w zasadzie identyczne.

Stanowisko to nie jest niestety do utrzymania w świetle nowszych obserwacji publikowanych przez amerykańskich autorów, które wskazują, że istnieją dosyć istotne z diagnostycznego punktu widzenia różnice pomiędzy omawianymi w obecnym ustępie obja­wami zbliżonymi do psychopatii (które w nomenkla­turze T. Bilikiewicza zyskują miano „charakteropatii") a objawami „prawdziwej" psychopatii.

O niektórych z tych różnic wspominałem już uprzed­nio, a mianowicie przy okazji omawiania uwarunko­wanych zmianami w systemie nerwowym nagłych wy­buchów nie kontrolowanej agresji mówiłem, że wy­buchy te u pacjentów neurologicznych połączone są z reguły z krytyczną ich oceną (głównie po przeminię­ciu ataku) i z wyrzutami sumienia, czego nie ma w przypadku „prawdziwych" psychopatów. Jak to wtedy wspominałem, występujące u neurologicznych pacjen­tów wyrzuty sumienia doprowadzają u niektórych z nich do daleko posuniętego samokrytycyzmu oraz autoanalizy swego karygodnego postępowania.

Inną, także odnotowywaną już, istotną różnicą po­między zachowaniem się psychopatów i pacjentów neurologicznych (czyli „charakteropatów" w Bilikiewiczowskiej nomenklaturze) jest podkreślana przy oka­zji omawiania „bezwstydności" i braku wyrzutów su­mienia umiejętność „maskowania się" u psychopatów, czyli umiejętność, która posłużyła H. M. Cleckley'owi za temat do napisania książki o psychopatach pod wymownym z punktu omawianego obecnie zagad­nienia tytułem: „Maska zdro­wia". Skutkiem posiadania tej, ćwiczonej od dziecka umiejętności maskowania swych negatywnych cech, psychopatę „prawdziwego" o wiele trudniej jest ziden­tyfikować jako człowieka „moralnie upośledzonego" w porównaniu z pacjentem neurologicznym, u którego objawy zachowania zbliżone do psychopatii są wyni­kiem różnego rodzaju dysfunkcji systemu nerwowego.

Bezpośrednio związaną z omawianą powyżej cechą różnicującą psychopatów i „charakteropatów" jest sto­sowanie ingracjacji (czyli korzystnego dla siebie „ura­biania" ludzi wbrew ich potrzebie, woli, a czasem i świadomości) przez psychopatów, co nie stanowi ce­chy znamionującej zachowanie się pacjentów neuro­logicznych, czyli ,,charakteropatów".

Do innych, poważnych różnic pomiędzy pacjentami przejawiającymi cechy psychopatycznego zachowania się w wyniku dysfunkcji systemu nerwowego a psy­chopatami „prawdziwymi" należy jeszcze zaliczyć to, że pacjenci z różnego rodzaju uszkodzeniami w cen­tralnym układzie nerwowym są często apatyczni na przemian z nienaturalną skłonnością do żartów i nie­kiedy wręcz błaznowania, podczas gdy psychopaci by­wają bardziej „zintegrowani" w swym zachowaniu, Zarówno pamięć, jak i sądy wartościujące pacjentów neurologicznych wykazują bardzo często poważne mankamenty, natomiast u psychopatów „klasycznych" nie stwierdza się poważniejszych zaburzeń pamięci, na­tomiast poprawność sądów wartościujących uzależnio­na jest wyraźnie od stopnia „zagrożenia ego". Tam bo­wiem, gdzie w grę wchodzi jakiekolwiek, niewielkie nawet niebezpieczeństwo „plamy na honorze", psy­chopata nie potrafi w sposób obiektywny ocenić sytua­cji, podczas gdy w innej, bardziej dla siebie korzystnej atmosferze jego sądy oceniające nie wykazują żadnych uchybień, a wręcz nawet przeciwnie wykazują nie­zwykłą precyzyjność w tym zakresie (potrzebną dla typowej dla niego „strategii manipulatorskiej"),

Najbardziej jednak ewidentną cechą różnicującą za­chowanie pacjentów neurologicznych od zachowania „prawdziwych" psychopatów jest to, że organiczne zmiany powodują raczej parcjalną, a nie w pełni wy­kształconą {fuli fledged) psychopatię.

Owa „parcjalność" objawów psychopatycznych u osób z różnego rodzaju uszkodzeniami systemu nerwowego przejawia się w dwóch zasadniczych płaszczyznach:

1) W tym, że najczęściej występuje tylko jeden lub dwa sprzężone ze sobą objawy zachowania antyspołecz­nego.

2) W niezharmonizowaniu przejawianych objawów psychopatycznych z całokształtem pozostałych cech osobowości. Wyraża się to najczęściej poważnymi sprzecznościami w postępowaniu jednostki, u której np. okrucieństwo wynikłe skutkiem ataków nie kon­trolowanej agresji połączone jest z wyrzutami sumienia i płynącymi stąd tendencjami do samoukarania.

3. „Mocne wrażenia*' jako psychofizjologiczna podstawa psychopatii

A. Kilka empirycznych dowodów

Obok przedstawionych uprzednio wyników badań i ob­serwacji wskazujących na fakt występowania wielu za­chowań właściwych dla psychopatii u osób posiadają­cych różnego rodzaju dysfunkcje układu nerwowego istnieją także dosyć — jak się wydaje — ciekawe do­wody, że pewne neurofizjologiczne korelaty psycho­patii stwierdzić można także u psychopatów ,,praw­dziwych".

Otóż z licznych badań psychofizjologicznych wyni­ka, że osobnicy psychopatyczni nie posiadający żad­nych neurologicznych zaburzeń5 różnią się od tzw. ludzi normalnych szeregiem istotnych wskaźników psy­chofizjologicznych.

Najczęstszą różnicą odnotowywaną w wielu bada­niach psychofizjologicznych są wykazywane przez psy­chopatów odmienne, „nienormalne" obrazy impulsów bioelektrycznych mózgu, rejestrowanych w postaci fal przez aparat zwany elektro eneef Biografem. Badania tego typu (określane skrótem EEG) należą już dzisiaj niemal do rutynowych badań neurologicznych.

Otóż ogółem od 50 do 80% psychopatów wykazuje odmienny „nienormalny” EEG. Owa nienormalność polega u psy­chopatów na znacznym obniżeniu się aktywności fal mózgowych. Obniżenie aktywności fal mózgowych w świetle innych badań neurofizjologicznych uważane bywa za jeden ze wskaźni­ków ogólnego obniżenia pobudzenia korowego (corti-cal under-arousdl) u psychopatów, świadczyć ma o tym daleko niższa reaktywność psychopatów na różnego rodzaju bodźce ze świata zewnętrznego.

Owa niższa reaktywność psychopatów szczególnie ewidentnie zaznacza się w dużo mniejszym przewod­nictwie skóry w porównaniu z osobnikami normalny­mi, a ponadto na nie spotykanych u osób normalnych zmianach w zakresie elektrodermicznej aktywności, występowania tzw. zmian „spontanicznych", nie uwa­runkowanych żadnymi obiektywnymi przyczynami. Zdaniem P. H. Yenablesa, takie „niespecyficzne fluktuacje" aktywności elektrodermicznej umożliwiają osiągnięcie optimum pobudzenia korowego. Natomiast J. A. Szpiler i E. Epstein twierdzą, że owe fluk­tuacje w przewodnictwie skóry stanowią miarę nie­stabilności fizjologicznej „znamionującej się stanem rozproszenia, nieskanałizowania pobudzenia (albo lęku) spowodowanego przez spostrzeżenie zagrożenia w sy­tuacji braku właściwych sposobów zaradzenia temu zagrożeniu".

Bardzo — jak się wydaje — istotnym wskaźnikiem różnic w reakcjach psychofizjologicznych pomiędzy psychopatami a osobnikami normalnymi jest zmiana reaktywności skóry w odpowiedzi na różne bodźce. I tak psychopaci — jak stwierdził to R. D. Hare — nie wykazują żadnych odmienności reak­cji w odpowiedzi na bodźce słabe, natomiast cechuje ich znacznie mniejsza niż u osób normalnych reak­tywność na bodźce silne, czyli tzw. elektrodermalna hyperaktywność.

Z innych badań cytowanego autora wynika, że u psychopatów niższa jest również „reakcja oczekiwania" na awersyjne bodźce w porów­naniu z osobnikami normalnymi. Jeśli na przykład za­stosuje się wobec psychopatów klasyczną metodę wa­runkowania i po Sygnale ostrzegawczym (np. dźwięku) eksponować będziemy bodziec awersyjny (np. szok elektryczny czy przeraźliwy dźwięk), stwierdza się u tych psychopatów niższą w porównaniu z osobnika­mi normalnymi reakcję elektrodermalna.

Bardziej dwuznaczne wyniki badań porównawczych wśród psychopatów i osobników normalnych uzyskano w zakresie reakcji sercowo-naczyniowych. Przy zasto­sowaniu pomiarów na bodźce dźwiękowe R. D. Hare stwierdził, że w przypadku ekspozycji nowych bodźców dźwiękowych o intensywności 70 - 80 decy­beli u psychopatów następuje mniejsze obniżenie ryt­mu serca niż u osobników niepsychopatycznych. Wy­niki są dosyć wymowne, jeśli weźmie się pod uwagę fakt, że obniżenie rytmu serca powszechnie uważane bywa za psychofizjologiczny wskaźnik reakcji orien­tacyjnej i ma wskazywać tym samym ,,pobór doznań", czyli tym samym brak znaczniejszego obni­żenia się rytmu serca wskazuje na większą niewrażliwość psychopatów na bodźce otoczenia. Z nowszych jednak badań porównawczych, jakie przeprowadził R. D. Hare, wynika, że odnotowana powyżej różnica w stopniu obniżenia rytmu serca pomiędzy psychopatami i nie psychopatami zanika przy podwyż­szeniu intensywności tonów do 80 -120 decybeli.

B. Przyczyny zwiększonego zapotrzebowania na stymulację

Przytaczane uprzednio wyniki licznych badań psychofizjologicznych stanowią podstawę dla kilku zazębia­jących się teorii tłumaczących istotę psychopatii w aspekcie neurofizjologicznym. Teorie te można, według mego przekonania, podzielić na dwie zasadnicze grupy. Jedne z nich przyczynę zapotrzebowania na „mocne wrażenia", u psychopatów upatrują w opóźnionym doj­rzewaniu systemu nerwowego, natomiast drugie wła­ściwość tę tłumaczą cechami typologicznymi systemu nerwowego, obie te grupy teorii omówię kolejno.

a) Opóźnione dojrzewanie systemu nerwowego. Pierw­szą z teorii usiłujących wytłumaczyć na płaszczyźnie neurofizjologicznej istotę psychopatii jest koncepcja, która głosi, że cechy psychopatyczne wypływają z opóź­nienia rozwoju (muratwnal lag) systemu nerwowego, a szczególnie zaś jego centralnych części. Teorię tę ogłoszono na początku lat czterdziestych, zarówno na podstawie badań neurofizjołogicznych jak i obserwa­cji klinicznych. Wykazano, że zarówno pod względem zewnętrz­nych objawów zachowania, jak i obrazu EEG psycho­paci przejawiają wyraźnie infantylne właściwości.

I tak na przykład obustronna aktywność fal theta (zarówno płatów skroniowych, jak i czołowych) występuje u dzieci, nie bywa natomiast stwierdzana u nor­malnych dorosłych powyżej dwudziestego roku życia. Właściwość ta jawi się zaś u większości dorosłych psy­chopatów.

Innym, bardzo istotnym dowodem na to, że istota psychopatii tkwi w opóźnionym dojrzewaniu systemu nerwowego, ma być odnotowany w wielu badaniach i obserwacjach efekt samorzutnego „ustatkowania się" wielu psychopatów, następującego z wiekiem. L. N. Robins poddał badaniom longitudinalnym (trwa­jącym w niektórych przypadkach aż 30 lat) 94 dzieci zachowujące się w sposób antyspołeczny. Z badań tych wynika, że większość negatywnych objawów ustępuje w czasie osiągnięcia przez badanych wieku średniego, tj. mniej więcej około czterdziestego roku życia.

M. J. Craft prowadził rozlegle badania longitudinalne nad stałością objawów psychopatycznego za­chowania się. Dane na ten. temat gromadził w Wiel­kiej Brytanii, Danii i Stanach Zjednoczonych. Na ich podstawie stwierdził, że zachowanie psychopatyczne w miarę upływu lat staje się „niewiarygodnie lepsze" (tzn. ulega poprawie), a w dodatku nie jest to — zda­niem cytowanego autora — zależne od rodzaju i inten­sywności oddziaływań resocjalizacyjnych.

J. M. A. Weiss ukazał bardzo istotne różnice w stopniu antysocjalności i zachowaniu typu acting out (określanym na podstawie testu MMPI) w nastę­pujących grupach wiekowych: 16-20, 21'-44, 45-64 i ponad 64. Zgodnie z przedstawionymi przez tego au­tora obliczeniami różnica w zakresie antysocjalności pomiędzy najmłodszą a najstarszą grupą wynosiła 62%, natomiast różnica w zakresie zachowania typu acting out była jeszcze większa, wynosiła 88%.

Zjawisko odnotowywanej powyżej poprawy zachowania się psychopatów niektórzy nazywają „efektem wypalania się objawów", następującego z wiekiem. D. A. Rockwell stwierdza, że psy­chopaci po czterdziestce przestają już stanowić poważ­niejszy problem, niektórzy z nich przejmują określone społeczne role dziwaków, ludzi „nienormalnych" itp., u innych zaś występuje wspomniany powyżej „efekt wypalenia się objawów", w wyniku którego psycho­paci stają się bardziej opanowani i spokojni.

Z przedstawionego powyżej zestawu wyników badań wypływać może logiczny pozornie, lecz w istocie swej błędny wniosek, że skoro objawy psychopatycznego zachowania się i tak „wypalają się" bez specjalnych nawet oddziaływań resocjalizacyjnych, wystarczy da­nego psychopatę zamknąć na dostatecznie długi czas w więzieniu, aby do okresu samorzutnego „ustatko­wania się" nie zagrażał społeczeństwu, a następnie, po ^wypaleniu się" psychopatycznych objawów zachowa­nia, wypuścić go na wolność.

Wadliwość takiego wniosku polega jednak na tym, że inkarceracja z natury rzeczy, powodując niepowe­towane szkody w rozwoju osobowości człowieka, musi być stosowana jedynie jako osta­teczna kara za konkretne przewinienia, a nie jako śro­dek profilaktyczny. Nie mówiąc już o tym, że pozba­wienie więźnia aktywnych oddziaływań resocjaliza­cyjnych i czekanie na „samorzutną" poprawę byłoby nie tylko sprzeczne z prawidłowościami psychologicz­nymi, lecz także z zasadami etycznymi.

Ponadto należy wziąć również pod uwagę przyto­czone przez R. D. Hare dowody świadczące o tym, że owa „samorzutna" poprawa, następująca z wiekiem w związku ze wspomnianym uprzednio póź­niejszym dojrzewaniem psychopatów występuje jedy­nie u tych osobników, u których stwierdza się fizjologiczne korelaty powolniejszego tempa dojrzewania, np. „nienormalnego" zapisu EEG. Daleko mniej opty­mistyczne rokowanie występuje natomiast w przypad­ku braku takich fizjologicznych symptomów opóźnio­nego dojrzewania systemu nerwowego.

Istnieją co najmniej trzy hipotezy starające się w sposób analityczny wyjaśnić istotę opóźnionego roz­woju systemu nerwowego u psychopatów.

Pierwszą z nich jest przypuszczenie, że u psychopa­tów później następuje mielinizacja, która bywa z re­guły wskaźnikiem dojrzewania systemu nerwowego. Jak wiadomo, następuje ona dosyć powoli i w mózgu człowieka rzadko bywa zakończona przed dwudziestym rokiem życia. Wiadomo również, że nie wszystkie pła­szczyzny mózgu rozwijają się w jednym czasie, naj­później pod względem mielinizacji dojrzewają płaty skroniowe i przedczołowe mózgu i w tych rejonach opóźnienie rozwoju u psychopatów zaznacza się naj­wyraźniej.

Druga hipoteza nastawiona na wyjaśnienie istoty opóźnionego dojrzewania systemu nerwowego psycho­patów mówi, że chodzi tu o późniejsze dojrzewanie dendrytów łączących ze sobą komórki nerwowe, czyli neurony.

I wreszcie trzecia hipoteza zakłada, że u psychopatów później następuje rozwój płatów przedczołowych. Wskazywać na to mają rezultaty doświadczeń z lobo-tomią przedczołową u małp człekokształtnych, po której zwierzęta te stają się bardziej impulsywne, nie­zdolne do uczenia się odruchów emocjonalnych itp., czyli są po prostu „psychopatyczne".

Przy omawianiu sprawy opóźnienia w dojrzewaniu systemu nerwowego u psychopatów nie sposób pomi­nąć teorii naszego wybitnego psychiatry Jana Mazurkiewicza, który psychopatię (podobnie jak i oligofre­nię) uważa za przejaw niedokończenia (zatrzymania się) procesu ewolucji. J. Mazurkiewicz swą koncepcję oparł na popularnej w ówczesnej psychiatrii teorii H. Jacksona, według której — najogólniej mówiąc — dojrzewanie osobnicze przebiega według stadiów ewo­lucyjnego rozwoju systemu nerwowego. Zdaniem J. Mazurkiewicza, świadectwem osiągnięcia odpowied­nio wysokiego stopnia rozwoju przez człowieka jest wystąpienie w jego zachowaniu dwóch „filogenetycznie młodszych" instynktów, tj. popędu poznawczego i syntonicznego .

Wtedy natomiast, gdy rozwój (ewolucja) z jakichś powodów zatrzyma się, w zachowaniu się jednostki dominować będą „filogenetycznie stare" instynkty, czyli „instynkty zachowawcze z popędem płciowym". Jeśli ewolucja zatrzyma się w przypadku instynktu poznawczego, mamy wtedy do czynienia z niedorozwojem umysłowym, jeśli zaś w odniesieniu do drugiego z „filogenetycznie młodszych", czyli syntonii, wtedy występuje psychopatia. „Tylko instynkt syntoniczny jest uniwersalnym, wielkim, dy­namicznym, normalnym motorem rozwoju psychicz­nego, obok instynktu poznawczego" — stwierdza J. Mazurkiewicz.

Teoria ta była jedną z podstaw wspomnianego uprzednio przyrównywania psychopatii do niedoroz­woju intelektualnego, co przejawiało się często, zarów­no w podobnym nazewnictwie (psychopatię nazywa­no często oligophrenia moralis}, jak i w próbach usta­lenia — podobnie jak w przypadkach określania stopni niedorozwoju umysłowego — analogicznych stopni niedorozwoju moralnego.

Omawiana ostatnio teoria opóźnionego rozwoju sy­stemu nerwowego u psychopatów nie kłóci się bynaj­mniej z omawianymi w poprzednim rozdziale pogląda­mi na społeczne uwarunkowania psychopatii.

Szczególnie pogląd, ze psychopatia jest wynikiem zaniedbania żywego kontaktu emocjonalnego z dziec­kiem w jego początkowym okresie życia, może tu sta­nowić nawet pewne uzupełnienie omawianej ostatnio koncepcji. Należy bowiem przypuszczać, że istnieją u dziecka okresy krytyczne na pozbawienie stymula­cji płynących ze świata zewnętrznego. Jeśli w tych właśnie, zwykle wczesnych fazach życia człowieka środowisko nie dostarczy wystarczająco silnych podniet rozwojowych, cały proces dojrzewania w sposób zde­cydowany opóźni się, a czasem nawet na stałe zahamuje.

Pewną analogię w tym zakresie mogą stanowić re­zultaty badań nad kotami, z których wynika, że jeśli małemu kotkowi pomiędzy czwartym a siódmym ty­godniem życia zasłoni się jedno oko, spowoduje to trwałe zmiany histologiczne w części ciała kolanko­wego, natomiast zasłonięcie kotu oka w innych okre­sach jego życia nie powoduje trwałych uszkodzeń ner­wu wzrokowego.

b} Typologiczne różnice systemu nerwowego. Obok przedstawionej powyżej teorii opóźnionego rozwoju systemu nerwowego psychopatów funkcjonuje jeszcze inna, szeroko współcześnie znana teoria (o której już częściowo wspominałem) zakładająca, że system ner­wowy psychopatów (a szczególnie ośrodki korowe) ce­chuje mniejsza wrażliwość na bodźce płynące ze świata zewnętrznego, czyli mniejsza reaktywność.

Wskutek tego osobnik psychopatyczny, aby zapew­nić sobie optimum pobudzenia, musi odbierać ze świa­ta zewnętrznego o wiele więcej bodźców niż osobnik normalny. Inaczej mówiąc, posiada on zwiększoną potrzebę stymulacji, co czyni go „poszukiwaczem moc­nych wrażeń".

Powyższa teoria ściśle koresponduje ze wspomnianą już w poprzednim rozdziale koncepcją H. J. Eysencka, mówiącą, że u psychopatów trudniej powstaje „wa­runkowy odruch lęku". Zwiększony zaś deficyt lęku stanowi istotę większej skłonności psychopatów do bezdusznego łamania norm prawnych i obyczajowych. Natomiast stopień łatwości lub trudności w zakresie

powstawania odruchów warunkowych (w tym także odruchów lęku) uzależniony jest, jak wiadomo, W świe­tle teorii H. J. Eysencka od stopnia ekstra- i intro-wersji.

Im bardziej wykazuje ktoś cechy introwertywne, w tym większym stopniu posiada wyostrzoną wrażliwość zarówno na bodźce płynące z zewnątrz, jak i na wszel­kie wewnętrzne ,,rozterki duchowe". I na odwrót, im wyższe nasilenie cech ekstrawertywnych, tym jest mniejsza plastyczność systemu nerwowego i tym sa­mym większe zapotrzebowanie na „mocne wrażenia".

Na opisany przez H. J. Eysencka w kategoriach behawiorystycznych wymiar introwersja—ekstrawersja ,,nakłada ją" się wyróżnione przezeń dwie (również dymensjonalnie ujęte) przeciwstawne grupy zaburzeń. a mianowicie zaburzenia mające charakter dystymiczny i histeryczno-psychopatyczny. W połączeniu z drugim podstawowym wymiarem osobowości, wy­różnionym przez H. J. Eysencka, czyli neurotycznością, całą jego koncepcję dotyczącą omawianych obec­nie zagadnień przedstawić można w ślad za D. Jehu w następującym schemacie:


Neurotyzm

A

Psychopaci


Dystymicy Histerycy

Introwersja Ekstrawersja

Normalność

Rys. 3. Wymiary osobowości w ujęciu H. J. Eysenoka.

Z kolei przedstawiona powyżej w najogólniejszych zarysach koncepcja H. J. Eysencka ściśle łączy się z teorią I. P. Pawiowa o występowaniu dwóch prze­ciwstawnych typów pod względem stopnia nasilenia siły układu nerwowego. Na podobieństwa pomiędzy Pawłowowskim typem „silnym" a ekstrawertykiem oraz typem „słabym" i introwertykiem zwrócił uwagę sam H. J. Eysenck w swym referacie na Mię­dzynarodowym Kongresie Psychologów w Moskwie 11. Biorąc więc pod uwagę wspomniane powinowactwa, można przypuszczać, że psychopata to krańcowy przed­stawiciel typu „silnego", podczas gdy Eysenckowtski dystymik to reprezentant typu „słabego".

W świetle zaś poglądów J. Strelaua i jego współpracownika A. Eliasza psychopatów, jako nisko reaktywnych przedstawicieli typu „silnego", ce­chować będą „mechanizmy wzmacniania stymulacji", czyli to, co potocznie zwykło się nazywać „poszuki­waniem mocnych wrażeń". Jednym z takich sposobów poszukiwania owych „mocnych wrażeń" bywa — na co słusznie zwrócił uwagę J. Reykowski — agre­sja lub też przynależność do uprzywilejowanej grupy „git-ludzi" w zakładach resocjalizacyjnych — co stwierdziłem w jednym ze swych badań nad młodzieżą wykolejoną.

Przy okazji warto również wspomnieć o ogłoszonej niedawno przez A. Eliasza koncepcji „transak­cyjnego modelu temperamentu" mówiącej, że nie tylko fizjologiczne mechanizmy układu nerwowego wy­znaczają zapotrzebowanie na stymulację, mechanizmy te działają bowiem w ścisłej zależności z „zapleczem stymulacyjnym" środowiska, w jakim danej jednostce wypadło żyć, środowisko to (podobnie jak i tempera­ment) wyznacza także „standardy regulacji", wpływa­jąc zarówno bezpośrednio na zachowanie się jednostki, jak i na sam rodzaj właściwości temperamentalnych.

Na zakończenie rozważań nad biologicznymi uwa­runkowaniami psychopatycznych cech zachowania się trzeba jeszcze wskazać na szersze znaczenie jednej z zasadniczych cech psychofizjologicznej charaktery­styki osobowości psychopatycznej, jaką jest omawiane ostatnio zwiększone zapotrzebowanie na stymulację. Właściwość ta, podobnie jak i inna „cecha osiowa" psychopatii, czyli narcyzm, posiada również silny zwią­zek z właściwościami życia współczesnego.

Jeśli tak można powiedzieć — psychofizjologiczna istota życia w czasach współczesnych, szczególnie w wielkich centrach urbanistycznych (a te dla obecnego świata są najbardziej znamienne) wyraża się w pod­noszeniu progów wrażliwości zmysłowej u współczes­nego człowieka. Niebywały wzrost intensywności bodź­ców akustycznych zarówno w ośrodkach miejskich, jak nawet w miejscach wypoczynku w poważnym stopniu przytępia wrażliwość człowieka na bodźce słuchowe.

Dosyć często można się dzisiaj spotkać z poglądami -głoszonymi przez laryngologów o ogólnym przytępie­niu zmysłu słuchu u ludzi współczesnych. Aby więc zapewnić sobie „optimum stymulacji" musi człowiek współczesny słuchać coraz to głośniejszych dźwięków.

To zwiększone zapotrzebowanie na intensywne dźwięki wypływa jednak nie tylko z przytępienia słu­chu, jest ono raczej wskaźnikiem ogólnego zwiększenia zapotrzebowania na stymulację, czyli na „mocne wrażenia". Wydaje się, że młodzież (która z natury rzeczy bywa najlepszym zwierciadłem epoki) może słu­żyć za typowy przykład takiego wzrostu zapotrzebowa­nia na mocne wrażenia. Zarówno zaskakująca dla star­szego i średniego pokolenia hałaśliwość najchętniej słuchanej przez młodzież muzyki, jak i przede wszy­stkim zachowanie się młodzieży w czasie tego „słu­chania" stanowią dowód, że te ogromne dawki sty­mulacji słuchowej wprowadzają młodocianych słucha­czy w stan jak gdyby transu hipnotycznego, w stan, który B. Suchodolski nazywa „upojeniem decybelowym".

Bodźce słuchowe są może najbardziej ewidentnym przykładem wzrostu zapotrzebowania na stymulację u współczesnego człowieka, nie stanowią one jednak wyłączności, podobne „ zapotrzebowanie" wykazuje współczesny człowiek w stosunku do innych bodźców, wymagając coraz intensywniejszego ich nasilenia.

Na marginesie czynionych obecnie uwag należy wspomnieć o wielce prowokującej książce Alana Harringtona, pt.: Psychopaths, w której autor m. in. stwierdza, że gatunek ludzki najprawdopodob­niej uzyska drogą mutacji nowy system nerwowy, bardziej odporny na lęk i na nawał wrażeń, jaki weń „bombarduje", będzie to warunkiem przetrwania czło­wieka jako gatunku (zapobieżenia masowym samobój­stwom) za cenę psychopatyzacji tegoż gatunku.

Często także jako dowód na powinowactwa czasów współczesnych z cechami psychopatycznymi przytacza się wzrost terroryzmu oraz zorganizowanych form przestępstwa, ustrojów totalitarnych itp. Te na wskroś patologiczne formy organizacji społecznej swe funk­cjonowanie zawdzięczają licznej rzeszy psychopatycznych osobników służących za różnego rodzaju „goryli" i najemników wykonujących wielce podniecające „ak­cje specjalne".

Osobiście nie jestem jednak zwolennikiem, tych, ostatnio przytaczanych, „katastroficznych" teorii na temat czasów współczesnych i niedalekiej przyszłości. Uważam mianowicie, że omawiane obecnie nasilenie się intensywności bodźców zmysłowych we współczes­nym świecie, podwyższające tym samym progi wrażli­wości, jest nie tyle smutnym świadectwem faktu, że na płaszczyźnie psychofizjologicznej następuje rów­nież (tak jak i w przypadku omawianego poprzednio wzrostu narcyzmu) ,,psychopatyzacja świata", lecz sta­nowi raczej wskaźnik potrzeby bardziej intensywnej rekreacji i wypoczynku dla ludzi współczesnych.

Część III

Kierunki i sposoby oddziaływań resocjalizacyjnych.

Terapia psychopatii należy do najbardziej złożonych zadań, stanowi nawet w pewnym sensie naruszenie starej medycznej reguły mówiącej: „cokolwiek od początku jest wadliwe, nie może być uleczone z upływem czasu". Jak zaś wiadomo z rozdziałów poprzednich, cechy psychopatyczne na­leżą niestety do tych, które powstają bardzo wcześnie, stanowiąc tym samym niezwykle trwałe właściwości ludzkiego zachowania się. Bardzo wielu autorów za cechę definicyjną psychopatii uważa wręcz jej nie-uleczalność.

Trudność resocjalizacji psychopatów polega także na tym — co zaobserwował P. Greenacre — że jednostki tego typu potrafią znakomicie symulować poprawę. Często bowiem w przypadku nadziei na ko­rzyści wynikające z poprawy swego zachowania ludzie tacy wykazują niezwykle duże postępy w resocjaliza­cji. Te znamiona poprawy znikają jednak zupełnie, kiedy psychopaci znajdą się w innych okolicznościach, tj. w takich sytuacjach, gdzie „poprawa" nie przynosi jednoznacznych korzyści.

Pomimo odnotowanej powyżej trudności w resocja­lizacji psychopatów (a może właśnie ze względu na ten aspekt?) istnieje bardzie wiele prób różnego ro­dzaju sposobów psychokorekcyjnych oddziaływań na tego typu jednostki. Chcąc przedstawić niektóre cie­kawsze i ważniejsze dla zilustrowania problemu wy­siłki w tym zakresie, muszę dokonać ich podziału.

Najlepszym, jak sądzę, podziałem może być wyod­rębnienie trzech zasadniczych postaci oddziaływań psy­chokorekcyjnych: l) terapia indywidualna, 2) terapia zbiorowa, 3) farmakoterapia i in. typowe medyczne sposoby leczenia. Podział ten, aczkolwiek wydaje się klarowny, posiada jednak wadę dużej ogólności. Jak

bowiem wiadomo, w ramach każdej z trzech wymie­nionych powyżej postaci oddziaływań wyodrębnić można wiele kierunków, szkół i sposobów praktycz­nych rozwiązań.

Aby w pewnym zakresie zmniejszyć ów stopień ogólności postaram się wśród trzech wyodrębnionych postaci uwzględnić dodatkowe podgrupy. Będzie to ko­nieczne szczególnie w przypadku znajdującej najszer­sze zastosowanie w resocjalizacji psychopatów postaci oddziaływań psychokorekcyjnych, czyli terapii zbio­rowej.

Na zakończenie prezentacji poszczególnych postaci oddziaływań psychokorekcyjnych spróbuję ukazać pew­ne prawidłowości natury ogólnej, jakie wyłaniają się z dotychczasowych doświadczeń na tym polu. Mówiąc inaczej, będę się starał wykazać pewne ogólne zasady, gramatykę postępowania resocjalizacyjnego z psycho­patami, aby w ten sposób przedstawić każdemu, kto zechce poświęcić swe siły pracy na tym polu, nie tyl­ko konkretne przykłady poczynań w tym zakresie (które są bardzo trudne lub zgoła niemożliwe do po­wtórzenia w tej samej postaci), lecz również ukazać pewne prawidłowości „gramatyczne" nieodzowne w każdej nowej formie pracy resocjalizacyjnej z tego typu jednostkami.

Oddziaływania indywidualne

Indywidualne oddziaływanie na jednostki psychopa­tyczne należy najprawdopodobniej do najtrudniejszych sposobów leczenia z natury niełatwej terapii tego typu jednostki. W. i J. McCordowie, rozpoczynając rozdział o leczeniu psychopatii, jako motto przytaczają zdanie doktora z „Makbeta"; „Ta choroba jest poza zasięgiem mej praktyki". Niemniej jednak od dziesiątków lat róż­nego rodzaju terapeuci ogłaszają doniesienia o podej­mowaniu się oddziaływań psychokorekcyjnych w od­niesieniu do jednostek psychopatycznych.

Najwcześniejsze i najliczniejsze sprawozdania z in­dywidualnego traktowania psychoterapeutycznego psy­chopatów pochodzą od psychoanalityków. Ogólnie jed­nak biorąc, metoda ta daje dosyć nikłe rezultaty w zastosowaniu do tego typu jednostek. Jeszcze w 1924 r. Mary O'Malley swój przegląd różnych doniesień na temat leczenia psychoanalizą zakończyła stwierdze­niem, że: „psychoanaliza jako metoda terapii w przy­padku osobowości psychopatycznej [...] spotyka się z niepowodzeniem".

Ta pesymistyczna ocena nie we wszystkich jednak przypadkach znajduje potwierdzenie. Istnieją bowiem doniesienia na temat skuteczności psychoanalizy w te­rapii jednostek psychopatycznych.

I tak na przykład W. Bronberg przedstawił sprawozdanie o pozytywnych wynikach leczenia 19-letniego psychopaty odsiadującego wyrok w więzieniu marynarki wojennej. Według relacji tego pacjenta walka na noże i przewodzenie w różnego rodzaju bun­tach „było szczególnie podniecające". Rodzice pacjen­ta rozwiedli się. Ojciec był alkoholikiem kilkakrotnie skazywanym na karę więzienia za różnego rodzaju przestępstwa kryminalne. W stosunku do chłopca prze­jawiał nasiloną agresję, bijąc go bardzo często i do­tkliwie.

Na pierwszą sesję psychoanalityczną chłopiec przy­szedł wbrew swej woli (w wyniku polecenia władz wię­ziennych), w związku z czym początkowo w ostenta­cyjny sposób odmawiał współpracy, nie chcąc odpo­wiadać na żadne pytania. Następnym etapem zacho­wania się młodocianego pacjenta były wybuchy agre­sji, w czasie których m. in. rzucił nożem w psycho­analityka (szczęśliwie chybiając). Stopniowo jednak pod wpływem cierpliwości i życzliwej postawy W. Bronberga, a także stałych zachęceń do nawiązania kontaktu terapeutycznego, pacjent zaczął opowiadać o swym „ubogim w miłość życiu",

Niemal równocześnie z początkiem ,,otwarcia się" pacjent zaczął miewać sny. Najpierw były to sny o za­bijaniu, zabijał w nich strażników więziennych, współ­więźniów, do których cierpiał różnego typu urazy a wreszcie samego terapeutę. Później zmienił się pod­stawowy motyw jego snów; ten nowy motyw wyrażał lęk przed terapeutą.

Wraz ze zmianą motywu marzeń sennych nastąpiła również istotna zmiana w zachowaniu się młodocia­nego pacjenta, a mianowicie zaczął on bardziej do­kładnie analizować wszelkie polecenia i uwagi psycho­analityka, a ponadto w sposób wyraźny, wystąpiła identyfikacja z osobą tegoż analityka. Niestety W-Bronberg w związku z przejściem do życia cywilnego nie mógł dokończyć rozpoczętej i dobrze zapowiada­jącej się terapii.

Do klasyki psychoanalitycznej literatury należy przedstawiony przez Kate Friedlander opis psy­choanalitycznych oddziaływań na ośmioletniego Billa, który był dzieckiem „złośliwym i impulsywnym", nie umiejącym zupełnie panować nad swymi potrzebami. Najbardziej zaś uderzającą cechą zachowania się chłop­ca był „absolutny brak poczucia winy". Autorka pod­dała swego małego pacjenta żmudnym i długotrwałym oddziaływaniom psychoanalitycznym. Ich głównym za­daniem było rozwinięcie w dziecku kontroli zachowa­nia sprawowanej przez „superego". Po osiemnastomiesięcznej terapii Billy „nie był wprawdzie — jak twier­dzi K. Friedlander — nadal najodpowiedniejszym mo­delem zachowania chłopca, niemniej jednak uczynił wielkie postępy [...] w rozwoju niezależnego «super-ego»".

Inne relacje o pozytywnym wyniku zastosowa­nia psychoanalizy w odniesieniu do psychopatów przedstawiła Melita Schmideberg, która poddała psy­choanalizie jedenastu poważnych przestępców, wyka­zujących zanik poczucia winy i umiejętności nawiązy­wania kontaktu emocjonalnego z innymi ludźmi.

Jak twierdzi autorka, przez zastosowanie oddziały­wań psychoanalitycznych udało się jej w zdecydowany sposób uzyskać poprawę u wszystkich poddanych te­rapii przestępców. Głównym terapeutycznym proble­mem w postępowaniu z psychopatami jest — zdaniem cytowanej autorki — umiejętność zapewnienia im „cierpliwej dobroci", aby mogli oni „wyprostować się poprzez stopniowe odzyskanie miło­ści, bezpieczeństwa i wiary w pomoc ludzi, straconej w dzieciństwie i aby w ten sposób mogli zyskać dys­pozycje do umiejętności identyfikowania się z inny­mi".

Wspomniane postulaty nie zawężają się jednak wy­łącznie do oddziaływań psychoanalitycznych, nacecho­wane nimi musi być bowiem każde podejście terapeu­tyczne. Toteż nie tylko psychoanalitycy mieli niekiedy możliwość zebrania plonów swej „cierpliwej dobroci". O pozytywnym wyniku oddziaływań resocjalizacyj­nych donosili bowiem także terapeuci nie stosujący psychoanalizy, a także i „nieprofesjonalni klinicyści", jak np. kapelan więzienny, któremu udało się ,opro­wadzić na dobrą drogę" długoletniego przestępcę zdra­dzającego wyraźne cechy psychopatyczne.

Interesujący opis terapii przypadku „psychopatycz­nego kryminalisty" — Harolda — przedstawił Robert Linder w swej sławnej książce „Buntownik bez powodu". Autor ten stosował głównie hipnoanalizę, a także analizę wolnych skoja­rzeń i analizę snów. Harold został skierowany do auto­ra cytowanej książki ze względu na ślepotę, której le­karze nie znajdowali organicznego podłoża.

Początkowo pacjent przejawiał opór i niechęć do na­wiązania kontaktu z terapeutą, w miarę jednak oswa­jania się z sytuacją terapeutyczną (która początkowo wywoływała w nim wrażenie, że został oślepiony i po­stawiony nad brzegiem przepaści) zaczął opowiadać hi­storię swego, niezwykle burzliwego życia, surowości ojca oraz lęku przed nim, niesamowitych wręcz do­świadczeń seksualnych, na które składały się kontakty homoseksualne, marzenia o seksualnym posiadaniu. matki itp. Za wyśmiewanie się z jego wypaczonych skłonności erotycznych Harold zabił jednego z więź­niów.

W toku hipnoanalizy R. Linder ustalił przyczynę ślepoty Harolda. Było nią — zdaniem tego autora — oglądanie w dzieciństwie stosunku seksualnego rodzi­ców, „widzenie rzeczy zakazanej stało się przyczyną zakazania widzenia czegokolwiek", czyli ślepoty.

W wyniku przeprowadzonej hipnoanalizy zyskał Ha­rold głębszy wgląd w swoją psychikę. Stał się, zda­niem R. Lindera, bardziej refleksyjny i skłonny do powstrzymywania typowej dla impulsywnych psycho­patów tendencji do natychmiastowego zaspokajania potrzeb. R. Linder podaje, że obok Harolda metodą hipnoanalizy udało mu się zresocjalizować siedmiu in­nych psychopatów.

Do indywidualnych sposobów resocjalizacji psycho­patów należy także zaliczyć podawane niekiedy w lite­raturze przypadki ogarnięcia tego typu jednostki opie­ką rodzicielską. Dotyczy to szczególnie dzieci i mło­dzieży.

H. Lippman donosi np. o wzięciu na wy­chowanie 14-letniego chłopca wykazującego wyraźne cechy psychopatyczne przez praktykującego lekarza ogólnego, S. Kinga. Dzięki wyrozumiałości, łagodnej, a zarazem konsekwentnej postawie wobec dziecka dr S. King przełamał 'ogromny opór, jaki cechował chłopca przed nawiązaniem z nim kontaktu emocjo­nalnego. Ponadto stopniowo udało mu się przezwycię­żyć ogólną agresywność dziecka. Chłopiec przeszedł ewolucje swego zachowania od stadium, kiedy jego ustosunkowanie się wobec opiekuna było krańcowo agresywne i prowokacyjne, do fazy, kiedy w peł­ni zaakceptował go, towarzysząc mu na każdym niemal kroku „jak cień". W końcu chłopiec ten został przez swego opiekuna adoptowany, podjął naukę, a na­stępnie studia uniwersyteckie.

Podobnych do powyżej przytaczanych doniesień o skuteczności indywidualnych oddziaływań na psy­chopatów można by wymienić dosyć dużo, mija się to jednak z celem, ponieważ przytaczane przez niektó­rych autorów informacje o sukcesach w indywidual­nym oddziaływaniu na psychopatów wcale nie prze­konują innych, że terapia indywidualna jest odpowied­nia jako metoda resocjalizacji jednostek psychopatycz­nych.

Daleko istotniejsze — jak się wydaje — będzie przed­stawienie kilku podstawowych postulatów ogólnych dotyczących organizacji terapii indywidualnej, jako że na tej tylko podstawie można dokonywać ewentual­nych własnych prób tego typu oddziaływań.

Przede wszystkim trzeba podkreślić, że do najogól­niejszych zadań oddziaływania indywidualnego należy próba odbudowania straconych przez psychopatę (naj­prawdopodobniej — zgodnie z poglądami przytacza­nymi w rozdziale drugim niniejszej książki — w okre­sie dzieciństwa) mechanizmów nawiązywania bliskich związków emocjonalnych z innym człowiekiem. Aby tego dokonać, terapeuta musi swą bezwarunkową sym­patyczną, „ciepłą" postawą wobec pacjenta i permisywnością wyzwolić w pacjencie poczucie bezpieczeń­stwa w kontaktach z innym człowiekiem, a następnie wytworzyć w nim potrzebę zawiązywania bliskich kon­taktów emocjonalnych.

Najwięcej różnego rodzaju zaleceń dotyczących od­działywań indywidualnych na psychopatów pochodzi od psychoanalityków, którzy — jak to wynika chociaż­by z przytoczonego uprzednio przeglądu — wnieśli du­żo doświadczeń w tym zakresie. Najogólniej wyróżnić

można dwa podstawowe cele terapii psychoanalitycz­nej w odniesieniu do psychopatów: l) nauka „wglądu w siebie" i 2) wzmocnienie rozwoju „superego". Nie są to niestety zadania łatwe do zastosowania u tego typu pacjentów.

Główną przeszkodą w realizacji tych podstawowych celów terapii psychoanalitycznej jest brak u jednostek psychopatycznych odpowiednio silnej motywacja we­wnętrznej do tego, aby pracować nad sobą w celu wy­tworzenia wielu dyspozycji psychicznych. W odróżnie­niu od pacjentów innego rodzaju (szczególnie zaś neu­rotycznych) psychopaci rzadko tylko (jeśli w ogóle tak się dzieje) mają poczucie swej niedoskonałości. Naj­częściej za swe życiowe niepowodzenia, za. swój „smu­tek" (o którym mówiłem w rozdziale pierwszym) winią głównie innych ludzi, siebie natomiast skłonni są prze­ważnie uważać za osoby krzywdzone i niedoceniane przez otoczenie.

Inną przeszkodą w nawiązywaniu wartościowego z punktu widzenia efektów terapii związku z pacjen­tem jest przyjęta i głęboko utrwalona w zachowaniu pacjenta „maniera", która polega na chęci manipulo­wania innymi ludźmi. Genezę tej cechy omówiłem poprzednio, obecnie natomiast pragnę podkreślić, że terapeuta jako osoba znacząca w życiu pacjenta, do której najczęściej kierowany jest przez różnego rodza­ju instytucje, może stanowić pierwszorzędny cel tej manipulacji. Chęć manipulowania terapeutą przejawia się najczęściej w tym, że psychopatyczny pacjent, po­mimo niezwykłości sytuacji, jaką jest dla niego pro­ces psychoterapii, „nie traci rezonu", zachowując się (przynajmniej na początku) w ten sposób, jakby dos­konale rozumiał „w czym ma się rzecz". Na pytania terapeuty odpowiada chętnie, najczęściej w sposób ewidentny koloryzując przedstawiane informacje,

szczególnie te, które dotyczą osiągnięć zawodowych i przygód seksualnych. W toku kilku pierwszych po­siedzeń z psychopatą (inteligentnym) można wyraźnie odczuć, że próbuje on „oczarować" swoją osobą tera­peutę i to zarówno pod względem wspominanej już barwności opowiadanych doświadczeń życiowych, jak i „posłuszeństwa" w stosunku do jego zaleceń. Niekie­dy również bardziej wykształceni psychopaci zaczyna­ją gromadzić różnego rodzaju wiadomości na temat psychoterapii w tym celu, aby pochwalić się nimi przed terapeutą i podjąć z nimi dyskusję na temat róż­nych kierunków i orientacji psychologicznych stano­wiących podstawę poszczególnych sposobów organizo­wania posiedzeń terapeutycznych.

Opisane powyżej zachowanie dotyczące psychopa­tycznego pacjenta jest, zdaniem J. R. Liona, zupełnie normalne. Z jednej bowiem strony nie rozu­mie on (a mówiąc dokładniej: nie wyczuwa) istoty pro­cesu terapeutycznego, z drugiej zaś strony — jak pod-, kreślą to cytowany autor — „język manipulacji jest jedynym, jaki przyswoił sobie psychopata".

Jednak taki „miodowy miesiąc" pomiędzy psycho­patycznym pacjentem a terapeutą nie trwa zbyt dłu­go. Kończy się on niemal równocześnie z uświadomie­niem sobie przez pacjenta, że terapeuta nie stanowi najlepszego tworzywa do manipulowania, do czego do­łącza się z reguły zniechęcenie do systematycznych wysiłków, jakich wymaga długotrwała praca nad sobą. Wtedy to terapia wkracza w następną, najtrudniejszą w zasadzie fazę: pacjent staje się wówczas opryskliwy, czasami nawet otwarcie agresywny, niechętnie przy­chodzi na umówione spotkania itp.

Aby zapobiec tej drugiej, bardzo niekorzystnej dla procesu terapii fazie, niektórzy terapeuci stosują coś w rodzaju „przechytrzenia" manipulacyjności swych psy­chopatycznych pacjentów, usiłują mianowicie w jakiś dodatkowy sposób stać się im potrzebni, czy to w za­łatwieniu pewnych spraw, czy też pomocy w rozwią­zaniu niektórych życiowych trudności, interwencji u władz więziennych itp. W ten sposób terapeuta wzmacnia swoją pozycję w oczach pacjenta, zaczyna być dla niego osobą szczególnie ważną i potrzebną, której pacjent nie chce utracić, nawet dopuszczając konieczność stosowania się do rygorów procesu terapii. W ten sposób ustala się specyficzny związek symbiotyczny pomiędzy terapeutą a pacjentem, w którym to związku terapeuta odgrywa rolę „ja idealnego" pa­cjenta, on bowiem rozstrzyga według własnego sumienia o wielu czynach i postępkach pacjenta, stanowiąc zarazem główny wzorzec dla identyfikacji w zakresie wszelkich postaw moralnych.

Sytuacja ta wprowadza pacjenta niejako powtórnie w stan dziecka, znamionujący się poczuciem daleko posuniętej zależności od dorosłych. Jest to, mówiąc obrazowo, metoda prowadzenia dorosłego człowieka ,,za rączkę". Znajdujący się w takiej sytuacji terapeu­tycznej pacjent potrafi zachowywać się poprawnie je­dynie dotąd, dopóki bywa szczegółowo przez terapeu­tę sterowany i „wspierany duchowo" oraz dotąd, do­póki osoba stanowiącego „lepszą stronę" terapeuty jest dla niego atrakcyjna. Niestety, zakładając nawet, że ten drugi warunek (czyli atrakcyjność terapeuty) będzie trwał zawsze, sam proces terapii nie może być kontynuowany przez całe życie pacjenta. W momencie zaś przerwania tego procesu pacjent traci jak gdyby grunt pod nogami, nie ma żadnego punktu orientacyj­nego dla swych ocen moralnych, wskutek czego sta­cza się ponownie na drogę przestępstwa.

Aby temu zapobiec — a tym samym proces terapii uczynić szerszym — niekiedy autorzy zalecają terapię dwufazową, A mianowicie, wspomnianą powyżej sy­tuację. w której terapeuta przejmuje niejako rolę „superego" pacjenta, uważa się za pierwszą fazę oddzia­ływań psychokorekcyjnych, natomiast w fazie drugiej stosuje się pełny zakres oddziaływań psychoanalitycz­nych. Taka dwufazowa psychoterapia nastręcza wpraw­dzie wiele trudności12, niemniej stanowi ona jedną z niewielu słabych nici wiążących ze sobą poszczególne elementy niezwykle trudnego procesu resocjalizacji psychopatów. Nie sposób na zakończenie pominąć su­gestii J. R. Liona odnośnie do roli depresji w in­dywidualnej terapii jednostek psychopatycznych. Zda­niem tego autora, główną przeszkodą w uzyskaniu pozytywnych efektów resocjalizacyjnych w pracy z te­go typu jednostkami jest przejawiany przez nie nie­wiarygodnie niski próg tolerancji na frustrację.

Wypływa z tego — zdaniem J. R. Liona — podsta­wowe zadanie indywidualnej terapii psychopatów, a mianowicie pomoc w przezwyciężaniu codziennych niepowodzeń życiowych, stosowanie ich dokładnej ana­lizy i poszukiwanie wspólnie z pacjentem różnych mo­deli rozwiązań, a następnie przeprowadzenie dyskusji nad najlepszym z nich. Terapeuta jednak nie tylko nie powinien umniejszać niepowodzeń życiowych pa­cjenta (bo to by się mijało z celem), lecz przeciwnie, poprzez wykazywanie ich powagi, powinien „induko­wać stany depresji" u pacjenta. W ten sposób można wytworzyć — zdaniem J. R. Liona — nawyki oceny skutków własnego postępowania. Kolejnym zaś zabie­giem terapeutycznym powinna być stopniowo likwida­cja przeżywanych stanów depresyjnych.

II. Terapia zbiorowa

Przyjęty obecnie podział rodzajów oddziaływań psy­chokorekcyjnych na trzy grupy, obok wspomnianej już we wstępie do niniejszego rozdziału dużej ogólności, kryje w sobie również niebezpieczeństwo ukrytej su­gestii rozłączności tych grup, czyli tego, że poszczegól­ne rodzaje oddziaływań stosowane są w sposób od sie­bie niezależny. Tymczasem tak nie jest, w istocie bo­wiem dobrze zorganizowany system oddziaływań re­socjalizacyjnych z reguły zawiera w sobie różne po­stacie form i metod tych oddziaływań. Niemniej w ce­lu ukazania specyficznych właściwości różnych spo­sobów oddziaływania resocjalizacyjnego takie, niekie­dy nawet sztuczne, rozdzielenie jest konieczne.

Z podobną sytuacją mamy szczególnie do czynienia w przypadku omawianej obecnie (najbardziej rozpo­wszechnionej w resocjalizacji psychopatów) postaci oddziaływań psychokorekcyjnych, czyli terapii zbioro­wej. Metodą najczęściej stosowaną, esencją tej postaci oddziaływań psychokorekcyjnych jest tzw. terapia gru­powa, jednak z jednej strony postacie terapii „zbioro­wej" stosowano w czasach, kiedy nie była jeszcze znana ani aktualna nazwa tej techniki, ani współczesna jej „filozofia", z drugiej zaś strony niektóre modyfi­kacje terapii grupowej stosowane w resocjalizacji psy­chopatycznych przestępców posiadają tak daleko idą­ce cechy specyficzne, że zyskują z reguły inne nawet określenia.

Nie jest zatem najlepszy podział sposobów oddzia­ływań „zbiorowych" ze względu na metodę stanowią­cą esencję psychokorekcyjnych poczynań, lepszy zdaje się być podział oparty na formach organizacyjnych tych oddziaływań. Pod tym względem można wyróżnić dwie główne formy:

1) instytucje resocjalizacyjne (jak więzienia, karne oddziały w wojsku, zakłady poprawcze dla nieletnich itp.) oraz

2) tzw. komuny terapeutyczne.

Istnieją co najmniej dwie podstawowe przesłanki dla rozróżnienia obu tych form organizacyjnych od­działywań „zbiorowych" na psychopatów:

Po pierwsze, przebywanie we wszystkich zakładach resocjalizacyjnych jest wynikiem presji zewnętrznej, przymusu prawno-porządkowego. Najczęściej więc po­byt w tych instytucjach jest odczuwany jako bardziej lub mniej dotkliwa kara, a także jako gwałt zadany powszechnie występującej u każdego człowieka potrze­bie wolności. Pobyt natomiast w komunach terapeu­tycznych jest rodzajem ,,wewnętrznego przymusu", jest — mówiąc inaczej — próbą ucieczki od „normal­nego" społeczeństwa, w którym dana jednostka nie mogła sobie znaleźć miejsca. W odróżnieniu od dotkli­wie odczuwanego niezadowolenia z pobytu w instytu­cjach resocjalizacyjnych, pobyt w komunach terapeu­tycznych dla wielu ich członków wydaje się jedynym bezpiecznym miejscem na tej ziemi, niekiedy wręcz uważanym za raj.

Druga zasadnicza przesłanka leżąca u podłoża roz­różnienia zakładów resocjalizacyjnych od komun te­rapeutycznych tkwi w tym, że na ogół w obu typach instytucji mamy jednostki wykazujące odmienne po­stacie dewiacji. W więzieniach, zakładach popraw­czych itp. przebywają wyłącznie przestępcy kryminal­ni, podczas gdy w komunach terapeutycznych prze­bywają najczęściej narkomani i alkoholicy. I chociaż często pokaźny procent członków różnego rodzaju ko­mun terapeutycznych posiada „na swym koncie" czy­ny kryminalne, ogólnie Jednak mieszkańcy komun róż­nią się zasadniczo od więźniów i wychowanków za­kładów poprawczych. Przestępstwa popełniane przez członków komun terapeutycznych z reguły są albo sto­sunkowo mało istotne, albo też występują wyraźnie jako forma towarzysząca innej postaci wykolejenia (jest nią w tym przypadku narkomania czy alkoho­lizm). Obie te postacie organizacyjne „zbiorowego" oddziaływania na psychopatów zostaną kolejno omó­wione.

l. Zakłady resocjalizacyjne

Niewątpliwie za placówkę inspirującą nowoczesne for­my oddziaływania resocjalizacyjnego na młodzież po­ważnie wykolejoną (w tym także psychopatyczną) uwa­żać należy założony pod koniec pierwszej wojny świa­towej, w 1918 r. przez Augusta Aichhoma dom dla przestępczych chłopców w Oberhollabrunn.

A. Aichhorn wychowaniem bezdomnych dzieci zaj­mował się już od 1907 r. Po zakończeniu jednak wy­niszczającej wojny, kiedy w Austrii, podobnie jak w innych krajach, problem przestępczości młodzieży i bra­ku opieki nad nią stał się szczególnie palący, swe zainteresowania mógł A. Aichhorn rozwinąć na szeroką skalę.

Głównym założeniem teoretycznym A. Aichhoma było zastosowanie zdobyczy rodzącej się wówczas psy­choanalizy do resocjalizacji młodzieży. Entuzjazm A. Aichhoma dla psychoanalizy towarzyszył mu nie­zmiennie przez całe życie. Świadczy o tym chociażby fakt, że po drugiej wojnie światowej (którą to wojnę, będąc Żydem, z trudem przeżył) został on wybrany Przewodniczącym Wiedeńskiego Towarzystwa Psycho­analitycznego.

Swe doświadczenia w pracy z dziećmi wykolejony­mi opisał A. Aichhorn w szeroko znanej, należącej do klasyki literatury psychologicznej książce traktującej o resocjalizacji młodzieży przestępczej pt. Wyward youth, wydanej po raz pierwszy w 1925 r.

A. Aichhorn stwierdza, że w prowadzonym przez niego zakładzie przebywały dzieci o dwóch charakte­rystycznych właściwościach. Typ pierwszy stanowili chłopcy rozpieszczeni, wychowywani przez nadmiernie opiekuńczych rodziców. Wykolejenie tej grupy wy­chowanków wypływało, zdaniem A. Aichhoma, z pod­łoża nerwicowego.

Druga grupa chłopców jest bardziej interesująca z punktu widzenia problematyki obecnej książki, sta­nowili ją chłopcy nie wykazujący cech neurotycznych, lecz wchodzący z otoczeniem w stałe konflikty, w wy­niku niedorozwoju ,,superego" oraz słabo rozbudowa­nej świadomości. Niedorozwój owych sfer osobowości czynił tych chłopców nadmiernie impulsywnymi, agre­sywnymi, czyli psychopatycznymi.

Dzieci z tej grupy — jak stwierdza cytowany au­tor — „wychowywane były bez uczucia, cierpiąc z po­wodu nadmiernej surowości i brutalności otoczenia", Głównym celem wychowania powinno być, zdaniem A. Aichhoma, zaspokojenie sfrustrowanych potrzeb miłości u tych dzieci. „Pierwszym naszym zadaniem — pisze A. Aichhorn — jest skompensowanie wielkiego niedosytu miłości, a dopiero później, z wielką ostroż­nością stawiać można wymagania wobec tych dzieci. Surowość zawiodłaby kompletnie. Nasze postępowanie z dziećmi tej grupy scharakteryzowane być może w sposób następujący: zdecydowanie przyjacielska po­stawa, zapewniające równowagę psychiczną zajęcie, dużo zabaw zapobiegających agresji i częste rozmowy indywidualne z chłopcami".

Łagodna, pełna miłości i permisywna postawa wo­bec wychowanków stanowić miała nowe, nie znane do tej pory doświadczenie dla chłopców doznających w swym życiu samych brutalnych upokorzeń. Spotkanie dorosłych pełnych łagodności i zrozumienia otworzyć miało — zdaniem A. Aichhoma — nowe możliwości rozwoju emocjonalnego.

Ponieważ nowość (i odmienność) sytuacji, w jakiej się znaleźli, była dla chłopców zaskakująca, często pró­bowali oni w specyficzny sposób sprawdzać jej auten­tyczność i tym samym cierpliwość personelu. „Naj­częściej chłopcy —-pisze A. Aichhorn — reagowali na permisywność wychowawców zwiększeniem poczucia ich własnej siły, co znajdowało wyraz we wzroście postaw agresywnych, które często kończyły się pła­czem z wściekłości, przeradzającym się następnie w przypływ czułości u wychowanka, prowadzący w koń­cu do poprawnego sposobu zachowania się.

Istota procesu resocjalizacji zasadza się, zdaniem A. Aichhoma, na możliwości przeżycia kryzysu emocjonalnego, który ma zarówno właściwości oczyszczające psychikę, jak i stanowić może źródło zasadniczej zmiany stosunku do innych ludzi. Tylko bowiem emocjonalny kryzys przezwyciężyć może u chłopca opór przed głębszymi związkami z innymi ludźmi. Ze względu na ważność kryzysu emocjonal­nego w systemie wychowawczym stworzonym przez A. Aichhoma poważnym zadaniem personelu wycho­wawczego było rozmyślne aranżowanie owych kryzy­sów.

Dla przykładu przytoczę opis takiego zabiegu wy­chowawczego przedstawiony przez tego autora. Otóż jeden z wykolejonych wychowanków, u którego A. Aichhorn stwierdził brak poczucia winy, obsługiwał szkolny sklepik. Zauważywszy rozbieżności w książ­kach rachunkowych, postanowił on zastosować w sto­sunku do obserwowanego chłopca metodę emocjonal­nego kryzysu w celu „zainstalowania" w jego psychi­ce poczucia winy i niepokoju. W tym celu zaprosił go do swego gabinetu i zapytał w bardzo dwuznaczny sposób; „Ile zarabiasz każdego tygodnia?" Usłyszaw­szy to, chłopiec stanął jak wryty. „Czy pieniądze za­wsze rozprowadzasz prawidłowo?" — pytał dalej A. Aichhorn. W odpowiedzi usłyszał „tak" wypowiedzia­ne z dużym wahaniem. „Kiedy masz najwięcej pracy? Czy z samego rana?" — brzmiały kolejne pytania A. Aichhoma.

Chłopiec stawał się coraz bardziej niespokojny, ale A. Aichhorn zdawał się tego nie zauważać. Składał po­rozrzucane po pokoju książki, nagle powiedział: „Do­brze, kiedy wyjdziemy stąd, chciałbym zapoznać się ze stanem twej kasy. Usłyszawszy to chłopiec upuścił z rąk książkę, którą wziął uprzednio z półki. „O co chodzi?" — zapytał. „O nic" — odpowiedział A. Aich­horn. „Czyżby było coś nie w porządku z kasą?" Wy­chowanek, przemagając strach, jąkając się, zaczął się tłumaczyć z brakujących pieniędzy. Wtedy Aichhorn, nie mówiąc nic, wręczył mu sprawdzoną przez siebie kasę. Chłopiec wybiegł nagle z pokoju, po paru minutach powrócił tam znowu i powiedział z płaczem: „Po­zwól zamknąć mnie znowu w więzieniu, nie zasłuży­łem na twą pomoc, będę zawsze złodziejem". Kryzys ów zaindukował — zdaniem wspomnianego autora — w chłopcu poczucie winy, którego nie doznawał przed­tem. Po tym wydarzeniu wychowanek został więc — według A. Aichhorna — wyleczony.

Warto może przy tej okazji zwrócić uwagę na da­leko idące podobieństwo pomiędzy stosowaną przez A. Aichhorna metodą kryzysów emocjonalnych a sto­sunkowo częstymi metodami „wstrząsowymi" przed­stawianymi przez Antoniego Makarenkę w jego opi­sach swoich doświadczeń pedagogicznych, które pocho­dzą z tego samego okresu historycznego. Przedstawia­ne przez A. Makarenkę opisy nie zawierają wpraw­dzie, tak jak praca A. Aichhorna, próby budowania zwartego systemu teoretycznego, niemniej jednak w literacki sposób oddają klimat psychologiczny takich „przesileń emocjonalnych" u wychowanka. Oto na przykład opis jednego z podobnych zabiegów, zastoso­wanego na przyjętym powtórnie do prowadzonej przez A. Makarenkę kolonii wychowanku, Szymonie Karabanowie, który uprzednio usunięty został za kradzież.

„Po jakich dwóch tygodniach (od powtórnego przy­jęcia — dopisek K. P.) zawołałem Szymona i powie­działem mu po prostu:

— Masz tu upoważnienie. Otrzymasz w Wydziale Finansowym pięćset rubli.

Szymon otworzył usta i oczy, zbladł i poszarzał i po­wiedział zmieszany:

— Pięćset rubli? I co?

— I nic więcej — odpowiedziałem, zaglądając do szuflady — przywieziesz je tu ...

Przed wieczorem Szymon wszedł do gabinetu w krót­kim przepasanym kożuszku, szczupły i zgrabny, ale

z ponurą twarzą. W milczeniu położył na stole paczkę asygnacji i rewolwer.

Wziąłem paczkę do rąk i zapytałem najobojętniejszym głosem, na jaki tylko mogłem się zdobyć:

— Liczyłeś?

— Liczyłem.

Niedbale wrzuciłem paczkę do szuflady.

— Dziękuję, żeś pojechał. Idź na obiad.

Karabanow, nie wiadomo dlaczego, przesunął pasek z lewej strony na prawą, przeszedł się po pokoju, ale powiedział cicho:

— Dobra.

I wyszedł.

Minęły dwa tygodnie. Szymon, spotykając mnie, wi­tał się nieco ponuro, jak gdyby go coś krępowało.

Z równie ponurą miną wysłuchał mego nowego roz­kazu:

— Pojedź, przywieź dwa tysiące rubli.

Długo i z oburzeniem patrzał na mnie, wsuwając brauning do kieszeni, potem powiedział podkreślając każde słowo:

— Dwa tysiące? A jeżeli nie przywiozę pieniędzy? Zerwałem się z miejsca i wrzasnąłem na niego:

— Proszę cię, bez idiotycznych rozmów! Daję ci polecenie, idź i rób, co ci każę! Nie ma co bawić się w «psychologię»!

Karabanow wzruszył ramionami i wyszeptał niezde­cydowanie;

— No cóż .,.

Gdy przywiózł pieniądze, przyczepił się:

— Przeliczcie.

—— Po- co?

— Przeliczcie, proszę was!

— Ale tyś przecie liczył?

— Przeliczcie, mówię wam.

— Odczep się!

Schwycił się za gardło, jak gdyby go coś dusiło, po­tem rozerwał kołnierz i zachwiał się.

— Znęcacie się nade raną! Nie może być, żebyście mi tak dowierzali. Nie może być! Słyszycie? Nie może to być. Naumyślnie ryzykujecie, naumyślnie, wiem to ...

Nie mógł złapać tchu i usiadł na krześle.

— Muszę drogo płacić za twoją usługę.

— Jak to płacić? — zerwał się Szymon.

— Patrzyć na twoje histeryczne zachowanie się. Szymon oparł się o parapet i ryknął:

— Antoni Siemionowiczu!

— No, co ci? — powiedziałem już nieco przestra­szony.

— Gdybyście wiedzieli! Gdybyście tylko wiedzieli! Pędziłem tą drogą i myślę; żeby to Bóg był na świecie. Zęby to Bóg posłał kogoś, żeby tak w lesie rzucił się -na mnie ... Niechby ich było dziesięciu, niechby ich było nie wiem ilu... nie wiem. Strzelałbym, zębami bym rwał jak pies, aż zakatrupiliby ... I wiecie, pra­wie płaczę. Ja wiem, przecież wy tutaj siedzicie i my­ślicie: czy przywiezie, czy nie przywiezie? Ryzykowa­liście przecie, prawda?

— Dziwak z ciebie, Szymon! Z pieniędzmi ryzyko jest zawsze. Nie można przywieźć na kolonię paczki pieniędzy bez ryzyka. A ja myślę tak: jeżeli ty bę­dziesz przywoził pieniądze, to ryzyko będzie mniejsze. Tyś młody, silny, świetnie jeździsz konno, ty zwie­jesz przed wszystkimi bandytami, a mnie łatwo schwy­tają.

Szymon radośnie zmrużył jedno oko:

— No i chytry z was człowiek, Antoni Siemionowi­czu!".

Przedstawione powyżej doświadczenia po próbie uło­żenia ich w zwarty system teoretyczny stanowiły za­czyn rozwoju metody postępowania resocjalizacyjnego z młodzieżą poważnie wykolejoną i psychopatyczną zwanej w literaturze zachodniej: „terapia otoczeniem", czyli. Istota tej terapii otoczeniem (czy — mówiąc inaczej — środowiskiem społecznym) polega na skoncentrowaniu bodźców do właściwego po­stępowania na wychowanku, na postawieniu wycho­wanka w sytuacji „totalnego naporu" po­zytywnych oddziaływań. Starano się opracować (ana­lizując czynność po czynności) pod kątem terapeutycz­nych walorów wykonywanej formy zajęć niemal każdą chwilę pobytu w zakładzie resocjalizacyjnym, cały roz­kład dnia, od powstania z łóżek do powrotu do nich po pracowitym dniu. Wszystkie osoby personelu, bez względu na pełnione funkcje w zakładzie, posiadały wyznaczone role w procesie resocjalizacji, tylko bo­wiem w ten sposób można było wprowadzić zasadę „totalnego nacisku" na uspołecznienie zachowania się podopiecznego.

Zapoczątkowana przez A. Aichhorna metoda milieu therapy rozpowszechniła się bardzo szybko w latach trzydziestych naszego stulecia w wielu krajach. Do szeroko znanych instytucji pracujących na podstawie tej metody należała np. Hawthorne Cedar-Knolls School czy wioska dziecięca w Ska pod Sztokholmem. Wiele elementów stosowanych w milieu therapy weszło na trwałe do wszystkich nowoczesnych instytucji re­socjalizacyjnych.

W miarę gromadzenia doświadczeń w pracy z dzieć­mi poważnie wykolejonymi (najczęściej psychopatycz­nymi) w wielu, uważanych ówcześnie za wzorowe, pla­cówkach resocjalizacyjnych typowe dla milieu therapy

„zmasowanie nacisku" na poprawę wychowanka wyra­żało się w zwiększeniu surowości reżimu dyscyplinar­nego.

Za przykład takiej wersji milieu therapy służyć może wspomniana powyżej Hawthorne Cedar-Knolls Schooł. W instytucji tej każde niemal dziecko posia­dało oddzielny program oddziaływań terapeutycznych. Te dzieci, które nie posiadały rozwiniętego poczucia winy, świadomości społecznej i nie cierpiały też na za­burzenia neurotyczne, poddawane były silnej autory­tatywnej kontroli połączonej z bardzo surowymi (choć niezłośliwymi) karami za wszelkie przewinienia.

Ocena metod stosowanych w tej instytucji była na ogól różna. Wspomniane metody miały się bardzo do­brze sprawdzić w przypadku resocjalizacji chłopców, czyniąc ich szczególnie przydatnymi i dobrze przysto­sowanymi do służby wojskowej, zupełnie natomiast zawiodły w przypadku próby reso­cjalizacji 82 dziewcząt psychopatycznych.

Milieu therapy na szeroką skalę zastosowano w la­tach pięćdziesiątych w amerykańskiej instytucji zwa­nej Wiłtwyck School w Nowym Jorku. Zakład ten przeznaczony był dla około setki chłopców w wie­ku od 8 do 14 lat, sprawiających najróżnorodniejsze kłopoty wychowawcze. Poważny procent wychowan­ków tej instytucji przejawiał cechy wyraźnej psycho­patii, dlatego też warto poświęcić nieco uwagi meto­dom stosowanym w tej placówce.

Podstawowa idea sposobu oddziaływania w Wiłtwyck School wyrażona została przez Ernesta Papanka, który był jednym ź jej dyrektorów. Mówi on: „Kara uczy dziecko tylko tego, jak można karać, zrzędzenie uczy zrzędzenia, natomiast poprzez wykazanie dziecku zro­zumienia i pomocy, nauczymy go rozumieć innych oraz współpracy z otoczeniem".

Istota stosowanej w Wiłtwyck School wersji milieu therapy zasadzała się na zapewnieniu chłopcom moż­liwości swobodnej ekspresji, tłumionego żalu i agresji (przynajmniej do tych granic, do jakich owo ,,wyła­dowanie" nie wyrządzało zbyt poważnych i nieodwracal­nych szkód). Wspomniany już E. Papanek przy­tacza przykład, jak jeden z nowo przybyłych do Wiłt­wyck School wychowanków w napadzie złości wybił 32 szyby w jadalni. Po uspokojeniu się chłopca E. Pa­panek „bez robienia jakichkolwiek wyrzutów" oświad­czył mu, że za szyby będzie musiał zapłacić i że w związku z tym będzie się potrącać odpowiednią sumę z jego wynagrodzenia. Po trzech tygodniach wezwał jednak winowajcę do swego gabinetu i wypłacił mu społecznym, członkiem austriackiego parl.amen.-tu. Przyczynił się m. m. do powstania wspomnianego uprzednio domu dla przestępczych chłopców, prowadzonego przez A. Aichhorna. Po Anschlussie Austrii E. Papanek wyemigrował do Francji, gdzie podjął się prowadzenia domu dla porzuconych dzieci, a na­stępnie po upadku Francji E, Papanek pomógł większości swych podopiecznych przedostać się do Anglii, sam zaś został ujęty przez Niemców. Mimo to udało mu się wyplątać z opre­sji (dzięki współczuciu jednego ze strażników) i wyemigrować do USA. W Ameryce E. Papanek kierował zakładem dla mło­docianych przestępców w Broolelyn, następnie Wiłtwyck Schoo1, „który to zakład pod jego kierownictwem z małego sierocińca zmienił się we wspaniały eksperyment w zakresie resocjalizacji nieprzystosowanych dzieci". Po zakończeniu tego eksperymentu E. Papanek objął posadę profesora pedagogiki w Queens Col­lege w Nowym Jorku.

pełną sumę wynagrodzenia za pracę. W ten sposób — jak przypuszcza — uśmierzył u chłopca poczucie po­krzywdzenia, a równocześnie uświadomił mu, że „wła­dza może nie tylko karać, lecz także pomagać i wy­baczać".

Pozwolenie na otwarte wyrażanie stanów emocjo­nalnych w niczym jednak nie wykluczało społecznej odpowiedzialności chłopców za ich czyny. Organizacja Wiłtwyck School nastawiona była przede wszystkim na wyzwolenie u chłopców inicjatywy i społecznej od­powiedzialności. Główną drogą wyzwolenia tych cech był samorząd wychowanków. Wszyscy wychowankowie wybierali zarząd zakładu, a ponadto komisje: aprowizacyjną, organizacji pracy zarobkowej, stołówkową i sportową. Działanie tych organów przedstawicielskich, łącznie z odbywanymi raz w tygodniu zebraniami ogól­nymi „dawały chłopcom szansę życia i pracy w spo­koju, a równocześnie uczyły demokracji". Chłopcy po­dzieleni byli na poszczególne domki, w których miesz­kało po dwunastu wychowanków wspólnie z dwoma wychowawcami.

Wysiłki wychowawców wspierane były regularnymi posiedzeniami terapeutycznymi z chłopcami, stosowano zarówno psychoterapię indywidualną, jak i zbiorową. Dwóch psychologów i dwóch psychiatrów pracowało na co dzień z najtrudniejszymi przypadkami. Dwóch specjalistów od terapii grupowej przeprowadzało z chłopcami regularne posiedzenia, w których uczest­niczyli wychowawcy. Ponadto w Wiłtwyck School za­trudnionych było dziesięciu pracowników społecznych, których zadaniem było przeprowadzanie z chłopcami raz na tydzień wywiadów odnośnie do ich planów ży­ciowych, a także ułatwianie organizacji życia w mieście po opuszczeniu zakładu. Każdego tygodnia odbywały się posiedzenia całego personelu w celu omówienia postępowania jednego z chłopców, narady te stanowiły zarazem podstawę do ogólnej oceny postępów resocja­lizacji.

Najważniejszym chyba elementem przy analizie efek­tów pracy metodą milieu theYapy jest stosunkowo do­kładny pomiar zmian w osobowości chłopców psycho­patycznych przebywających w Wiłtwyck School doko­nany przez Williama i Joan McCordów na przestrzeni lat 1954 - 1955. Autorzy ci dokonali wnikliwej i wszech­stronnej analizy porównawczej pomiędzy chłopcami psychopatycznymi a neurotycznymi i psychotycznymi w zakresie kilku najbardziej istotnych dla zachowania psychopatycznego cech. Do tego celu posłużyli się nie­zwykle dokładną, jak na owe czasy, procedurą psychometryczną. Warto — jak sądzę — przytłoczyć nie­które informacje zarówno o metodach tych badań, jak i o wynikach, zawartych w pierwszej książce W. i J. McCordów poświęconej psychopatii oraz jej związkom z przestępczością.

Chyba najbardziej istotną cechą zachowania się chłopców, która może służyć za wskaźnik ich socjali­zacji, była agresja. Nasilenie agresji mierzono te­stem projekcyjnym, był nim tzw. „Rover Test". Test ten ukazywał psa, zwanego Rover, w różnych sytua­cjach frustracyjnych. Kierowane do badanego pytanie brzmiało: „Co Rover zamierza zrobić?" Dziecko miało do wyboru trzy reakcje psa: l) agresywną, 2) wycofu­jącą i 3) neutralną. Typową sytuacją, w jakiej ukazy­wano psa na przedstawionych obrazkach, było karanie tego psa przez jego pana. Badane dziecko miało wy­brać trzy odpowiedzi: l) „Rover zamierza swego pana ugryźć" (agresywna), 2) „wykazać smutek" (wycofu­jąca), względnie 3) „zaprzyjaźnić się z wieloma ludź­mi" (neutralna). Zgodnie z oczekiwaniami, w początko­wym badaniu dzieci psychopatyczne wybierały daleko więcej odpowiedzi agresywnych niż dzieci neurotyczne i psychotyczne.

Równie ważną cechą mierzoną w celu stwierdzenia postępu resocjalizacji było poczucie winy. Ce­chę tę badano, stosując opowiadanie o chłopcu imie­niem Bob, który narusza różne standardy zachowania przyjęte w społeczeństwie amerykańskim. Opowiada­nie to kończyło się pytaniem: „Jak czuje się Bob?" Na to pytanie badany miał odpowiedzieć wybierając trzy możliwe sposoby reakcji; l) satysfakcja, 2) strach przed karą i 3) zinternalizowanie poczucia winy.

Typowa historyjka brzmiała: „Bob i Jack bili się pewnego dnia, Bob wyjął nóż i ugodził Jacka. Jak czuł się Bob?" Skategoryzowane odpowiedzi brzmiały:

l) „Czuje się zadowolony, ponieważ nienawidził Jacka" (satysfakcja), 2) „Bob przestraszył się, że Jack mu tego nie wybaczy i zemści się" (strach przed karą) i 3) ,.Bob czuł się zmartwiony, że skaleczył Jacka" (zinternalizo­wanie poczucia winy). Jak można było przypuszczać, w czasie pierwszego badania dzieci psychopatyczne wy­bierały więcej odpowiedzi wyrażających satysfakcję w porównaniu z dziećmi neurotycznymi i psychotycz­nymi.

Bardzo istotnym wskaźnikiem postępów wychowaw­czych w Wiłtwyck Scho&I było określenie zmian postaw wobec autorytetów. Jak bowiem wia­domo, do cech znamionujących zachowanie psychopa­tyczne należy lekceważący stosunek do autorytetów społecznych lub też zupełne ich nieuwzględnianie jako „namiarów identyfikacyjnych". Stosunek do autoryte­tów badany był również niedokończonym opowiada­niem. Opowiadanie to mówiło, że chłopiec, imieniem Bob, naruszył w jakiś sposób normy właściwego po­stępowania i wtedy do akcji wkraczała osoba repre­zentująca autorytet społeczny (jak: rodzic, policjant, nauczyciel). Po zakomunikowaniu o wkroczeniu na scenę authonty figurę dziecko otrzymywało pytanie:

„Jak zachowa się (co zrobi) ta osoba". Typowa historia przeznaczona do badania postawy wobec autorytetów brzmiała następująco: „Bob wrócił do domu pewnej nocy bardzo późno. Miał nieprzyjemne zdarzenie, prze­wrócił się i skaleczył. Co zrobił jego ojciec?" Badany miał do wyboru dwie wypowiedzi wskazujące na po­stawę lękową wobec osób zajmujących pozycje auto­rytetów społecznych oraz dwie odpowiedzi przypisu­jące im skłonności opiekuńcze.

Odpowiedzi przedstawiające autorytety społeczne ja­ko osoby pełne grozy były następujące: „Ojciec zbił Boba za to, że się spóźnił", „Ojciec wpadł we wście­kłość". Natomiast odpowiedzi przedstawiające osoby zajmujące pozycje autorytetów społecznych jako opie­kuńcze brzmiały: „Ojciec umieścił Boba w szpitalu, ponieważ wrócił on chory". „Jeżeli skaleczenie Boba było groźne, jego ojciec zabandażował mu ranę". W zde­cydowanej większości przypadków dzieci psychopa­tyczne wybierały odpowiedzi przedstawiające autory­tety społeczne jako osoby groźne i skłonne do nad­miernego karania.

Inna cechą badaną w celu określenia postępu w re­socjalizacji była samoocena. Badano ją najogólniej rzecz biorąc, dwoma metodami: Po pierwsze, czytano chłopcu listę 20 cech psychologicznych z prośbą o od­powiedź, „czy taki jesteś?". Druga zaś metoda pole­gała n3 zadawaniu dziecku pytań projekcyjnych, w ro­dzaju: ,,Co ludziom najbardziej podoba się w tobie?" „Jeśli chciałbyś być kimś ważnym w świecie, to kim chciałbyś być?" „Jaki powinien być dobry chłopiec?" Początkowo wszyscy chłopcy psychopatyczni oceniali się odwrotnością cech „dobrego chłopca", swe zaś za­miary „bycia kimś" lokowali bardzo wysoko, chcieli być „supermanami" z oglądanych filmów lub prezy­dentami.

Obok wymienionych powyżej cech mierzonych przy zastosowaniu technik projekcyjnych, kilka istotnych dla zachowania chłopców cech, takich jak: złośli­wość, otwarta agresywność i sugestywność określanych było na podstawie skal oszacowań wypełnianych przez wychowawców. Oceniający, zna­jąc najlepiej z całego personelu dzieci, nie byli równo­cześnie informowani, jakiemu celowi służy sporządza­na przez nich ocena, co zdaniem prowadzących badania wykluczało tendencyjność w ocenie.

Trzecią metodą oceny zachowania chłopców był eks­peryment sytuacyjny badający reakcje na fru­stracje u chłopców.

Eksperyment polegał na tym, że wychowawca w każdej z grup oświadczał swym podopiecznym w mo­mencie, kiedy mieli oni, zgodnie z rozkładem dnia wyjść z domku na zabawy, że nie mogą wyjść bawić się, lecz muszą dodatkowo posprzątać swój domek. Za­daniem wychowawców było zaobserwowanie reakcji poszczególnych dzieci w momencie tej frustrującej sy­tuacji. Z obserwacji tych wynikało, że chłopcy psycho­patyczni reagowali na sytuacje frustracyjne zwiększo­ną agresją i nadmierną ruchliwością motoryczną, pod­czas gdy dzieci neurotyczne stawały się apatyczne i zahamowane.

Jak już wspominałem uprzednio, chłopców przeby­wających w Wiłtwyck School badano metodą test-re-test. Pierwsze badania przedstawionymi powyżej me­todami przeprowadzono w 1954 r., natomiast drugie — po upływie roku. W badaniach uwzględniono zarówno aspekt „poprzeczny" (tj. wspomnianych już różnic po­między chłopcami psychopatycznymi a neurotycznymi i psychotycznymi), jak i „podłużny". Ten drugi, longitudinalny aspekt określono poprzez podział 107 chłopców, przebywających w czasie przeprowadzania badań w Wiłtwyck School, na trzy grupy w zależności od długości ich pobytu w zakładzie. I tak grupę pierw­szą, nowicjuszy, stanowili chłopcy przebywający w Wiłtwyck School od jednego tygodnia do ośmiu mie­sięcy, drugą, średnio zaawansowaną w długości pobytu, stanowili ci chłopcy, którzy przebywali w zakładzie od dziewięciu do dwudziestu trzech miesięcy, oraz trzecią, „starą gwardię", złożoną z chłopców przebywających ponad dwadzieścia trzy miesiące w Wiłtwyck School.

Rezultaty tych badań są w świetle porównań wielce zachęcające do stosowania metody milieu therapy w

Tabela l. Główne wyniki badań w Wiłtwyck School

Cechy i miary

Psychopaci

Neurotycy

Agresja,' „Rover Test"

Zmniejszona **

Nie wykryto zmian

Tendencje unikające „Rover Test"

Nis wykryto zmian

Zmniejszona '*

Internalizacja poczucia winy

Zwiększona **

Nie wykryto zmian

Złośliwość przypisywana osobom znaczącym

Zmniejszona '*

Zmniejszona *

Realistyczna samoocena

Zwiększona *

Zwiększona *

Negatywna samoocena

Zmniejszona •

Zmniejszona *

Reakcje na frustracje (wy­kazane w teście sytuacyjnym)

Zwiększony realizm

Zwiększona agresja

Oceny wychowawców:

— zachowanie agresywne — zachowanie wycofujące — kontrola impulsywnośd i destrukcyjności

Zmniejszone Nie wykryto zmian

Zwiększona

Nie wykryto zmian Zmniejszone

Nic wykryto zmian

* Różnica istotna (p<0,05) pomiędzy chłopcami przebywającymi 0-8 miesięcy i $-23 miesiące oraz dhiżej.

" Różnica istotna (p < 0,05) pomiędzy pierwszym i drugim badaniem'•

resocjalizacji dzieci poważnie wykolejonych, wykazu­jących cechy psychopatyczne. Jak się bowiem okaza­ło, w porównaniu z dziećmi neurotycznymi i psycho­tycznymi pobyt w Wiłtwyck School najlepszy wpływ wywarł właśnie na dzieci psychopatyczne. Dokładniej­sze dane zawiera przedstawione powyżej zestawienie.

Zestawienie powyższe ukazuje, że zachowanie się dzieci psychopatycznych uległo poprawie w najbar­dziej istotnych wskaźnikach, co — zdaniem W. i J. McCordów — bardzo pozytywnie świadczy o mo­żliwości zastosowania milieu therapy w resocjalizacji psychopatów. W przypadku zaś dzieci neurotycznych oddziaływanie Wiłtwyck School było wprawdzie — jak wspominałem — mniej efektywne, niemniej jed­nak i w tym przypadku widzimy istotną poprawę.

Interesującym faktem jest przeprowadzenie przez W. i J. McCordów szeroko zakrojonych badań porów­nawczych nad wychowankami z Wiłtwyck School oraz nad wychowankami tradycyjnego, najstarszego w USA zakładu poprawczego (założonego w 1846 r. w Massa-chusetts) zwanego Lyman School. Z obu tych zakła­dów wybrano w sposób losowy po 35 wychowanków, których poddano następnie badaniom z zastosowaniem serii różnych testów osobowości, jak np. skonstruowa­nym przez Henry Murray'a Adult-Child Interaction Test (Test Interakcji Dziecka z Dorosłym), skalami do­konującymi pomiaru cech autorytarnych i skłonności do uprzedzeń, skalami zawierającymi pytania projek­cyjne (np. „Który z popędów najtrudniej ci kontrolo­wać") itp.

Do najciekawszych wyników tych badań zaliczyć można następujące:

— Wychowankowie Wiłtwyck School wybierali przyjaciół spośród chłopców nieagresywnych, podczas gdy chłopcy z Lyman School skupiali się wokół złośliwych i najprawdopodobniej psychopatycznych leaderów.

— Na prośbę przedstawienia idealnego typu wycho­wawcy większość wychowanków z Wiłtwyck podało cechy zrozumienia i lubienia wychowanków, podczas gdy chłopcy z Lyman podawali takie charakterystyki, jak: „potrafi zaprowadzić porządek", „zbije, jeśli po­trzeba" itp.

— Chłopcy z Wiłtwyck wykazywali brak poczucia bezpieczeństwa (insecurity), podczas gdy wychowanko­wie z Lyman nie wykazywali zaburzeń w tym zakresie.

— Nie stwierdzono natomiast zmniejszania się stop­nia agresywności w obu zakładach.

— Większość wychowanków z Wiłtwyck uważa, że świat jest w zasadzie „dobry", chłopcy zaś z Lyman przedstawiali świat jako pełen niebezpieczeństw i nie­pewności.

— Chłopcy z Wiłtwyck wykazywali wyższą samo­ocenę w porównaniu ze swymi rówieśnikami z Lyman.

Jak stwierdzają .cytowani powyżej autorzy — róż­nice pomiędzy wychowankami z obu zakładów nie mogą być przypisywane innym czynnikom jak tylko sposobowi oddziaływań wychowawczych, bardziej po­zytywnemu w przypadku Wiłtwyck School. Chociaż w obu zakładach — jak pamiętamy — nie zdołano do­prowadzić do efektywnego zmniejszenia stopnia agre­sywności u podopiecznych.

Faktem godnym szczególnej uwagi było przeprowa­dzenie badań porównawczych nad skutecznością od­działywań resocjalizacyjnych Wiłtwyck i Lyman School w 1980 r., czyli po przeszło 25 latach, kiedy to wychowankowie obu tych zakładów zbliżali się do czter­dziestego roku życia lub przekroczyli „czterdziestkę".

Poniższa tabela (nr 3) przedstawia różnice w powrotności do przestępstwa u wychowanków Wiłtwyck i Lyman z rozróżnieniem na „psychopatów" i „innych" (tzn. niepsychopatów), przy równoczesnym podziale na grupy wiekowe byłych wychowanków, w których po­pełniali oni powtórne przestępstwa.

Powyższe wyniki ukazują dosyć zaskakującą prawi­dłowość, a mianowicie, że metody resocjalizacji stoso­wane w Wiłtwyck School w odniesieniu do psychopa­tów są skuteczniejsze od metod stosowanych przez tradycyjnie zorientowany zakład <ze względu na zbyt­nią surowość stosowanych metod wychowawczych zli­kwidowany w 1973 r.) tylko w okresie pierwszych pię­ciu lat po opuszczeniu zakładu, natomiast nie wypo­sażają psychopatycznego wychowanka w trwalszą za­porę przed powtórnym przestępstwem po upływie tego okresu.

Jak bowiem widać na przytoczonej powyżej tabeli, począwszy od 20 roku życia, recydywa u psychopatycz­nych wychowanków Wiłtwyck School zaczyna wzra­stać, podczas gdy u wychowanków Lyman School — zmniejszać się. Podobną prawidłowość, aczkolwiek mnie] ewidentną, stwierdzono w przypadku „innych", czyli niepsychopatycznych wychowanków z obu tych instytucji resocjalizacyjnych.

Do tej pory była mowa o ważniejszych próbach w zakresie usprawnienia oddziaływań resocjalizacyjnych na dzieci i młodzież. Sprawie tej poświęcono więcej uwagi z co najmniej dwóch poważnych przyczyn.

Po pierwsze, okres młodości jest najważniejszym w genezie przestępczości czy w ujawnianiu się cech psychopatycznych, a więc wcześniej rozpoczęta re­socjalizacja jest skuteczniejsza i trwalsza niż resocja­lizacja przestępców dorosłych. Powyższe prawidłowo­ści, należące do powszechnie znanych prawd, powodu­ją, że wszystkie na ogół społeczeństwa są skłonne wię­cej uwagi przywiązywać do wychowania młodzieży, a tym samym i do korektury wszelkich odstępstw od przyjętych norm postępowania ludzi młodych, niż do wychowania i resocjalizacji dorosłych.

Druga, bezpośrednio połączona z pierwszą, przyczy­na — jeśli tak można powiedzieć — większego rozma­chu reformatorskiego w zakładach przeznaczonych re­socjalizacji dzieci i młodzieży tkwi w większej na ogół permisywności społeczeństwa w odniesieniu do wy­kroczeń spowodowanych przez młodzież. Uzewnętrznia to długo kultywowane przez różne systemy prawa kar­nego przekonanie, że młodzież należy wychowywać, a dopiero dorosłych karać. Przekonanie to nie zanikło całkowicie do chwili obecnej, pomimo że dzisiaj wszy­scy jesteśmy na ogół zgodni, iż wszyscy skazani, nie­zależnie od wieku, muszą być wychowywani.

Wspomnianą obecnie większą permisywność społe­czeństwa wobec przestępstwa nieletnich stwierdzić można w większej na ogół akceptacji wszelkich eks­perymentów i programów zmierzających do bardzo niekiedy daleko posuniętego zelżenia reżimu dyscypli­narnego w zakładach resocjalizacyjnych dla nieletnich.

Społeczeństwo w daleko zaś mniejszym stopniu skłon­ne jest akceptować takie złagodzenie regulaminu wię­ziennego w przypadku zakładów dla dorosłych. Pra­widłowość ta utrzymuje się do dzisiaj, gdzie w wielu krajach, pomimo aktualności tzw. tendencji depenalizacyjnych, wszelkie złagodzenia dyscyplinarnego reżi­mu i wprowadzenia nowoczesnych metod wychowaw­czych łatwiej przechodzą w zakładach przeznaczonych dla młodzieży niż dla dorosłych.

Niemniej jednak wszelkie nowoczesne tendencje w resocjalizacji, wypracowane z młodzieżą, siłą faktu przenikają do zakładów przeznaczonych dla dorosłych. Proces przemian w przypadku tych ostatnich zaczął się jednak nieco później, lecz na ogół nie ustępował pod względem swej dynamiki tym poszukiwaniom i eks­perymentom, jakie miały miejsce w przypadku zakła­dów resocjalizacyjnych dla młodzieży.

Metodą, która najszybciej przeniknęła z omawianej uprzednio milieu therapy, stosowanej w zakładach dla młodzieży, do więzień była terapia grupowa. Przy czym dla ścisłości należy zaznaczyć, że pierwsze zasto­sowały tę metodę oddziały karne w armii amerykań­skiej w czasie drugiej wojny światowej. Oddziały te zwane były często również „więzieniami wojskowymi", chociaż ich nazwa oficjalna brzmiała Centra Rehabili­tacyjne. Według danych psychiatrów wojskowych, w oddziałach tych znajdowało się co najmniej 30% psy­chopatów.

Uwięzieni żołnierze brali udział w regularnych co­dziennych dyskusjach o alkoholizmie, rozwoju osobo­wości, stosunku do autorytetów społecznych. Przy tym najważniejszym celem grupowej terapii było wyrobie­nie odpowiedniego „poziomu lojalności" wobec przeło­żonych. Prowadzący te spotkania przejawiał przyzwa­lającą, nieautorytatywną postawę, która pozwalała uczestnikom spotkania na otwarte wyrażanie swych myśli i uczuć.

Skazani żołnierze podzieleni byli na grupy terapeu­tyczne w zależności od przejawianych cech psychicz­nych. Psychopaci znajdowali się w grupie „agresyw­nych". W każdej z tych grup prowadzący terapię sta­rał się przede wszystkim wytworzyć przekonanie, że działa jako osoba przyjazna żołnierzom, która pragnie ukazać im możliwości racjonalnego i zgodnego z pra­wem wyjścia z najtrudniejszej nawet sytuacji. Oto przykład opisu takiej dyskusji terapeutycznej.

,, Jeden z żołnierzy mruknął na początku spotkania terapeutycznego: «Nie lubię sposobu traktowania K. przez sierżanta». Odgłosy aprobaty przeszły przez gru­pę. "Sierżant zawsze dokucza K.» — kontynuował ten sam żołnierz. «To samo czyni ze wszystkimi, doprowa­dzając nas do ostatecznością dodał inny uczestnik spotkania. Prowadzący terapię, który do tej pory nie zabierał głosu, zapytał żołnierza wyrażającego najwię­cej krytycznych uwag o swym przełożonym: «A czy mnie lubisz?». «Ty jesteś, jak cała reszta dowódców, też cię nienawidzę E» — odpowiedział żołnierz. Stwier­dzenie to poróżniło grupę. Większość żołnierzy prze­chylała się na stronę dowódców, analizując głównie zachowanie się prowadzącego terapię (będącego w ran­dze oficera). «0n nigdy nie czyni nam nic złego». «Jest naszym przyjacielem". W końcu przybierający najbardziej agresywną postawę żołnierz powiedział:

«Właściwie to jesteś równy chłop».

Stopniowo terapeuta przy pomocy grupy ukazał żoł­nierzowi źródła jego niechęci do przełożonych, która była przeniesieniem wrogiego stosunku do ojca. Na­stępnie pomógł mu w nawiązaniu ciepłego (a w każdym razie niewrogiego) stosunku najpierw względem osoby terapeuty, a następnie w wytworzeniu podobnego sto­sunku wobec bezpośredniego przełożonego.

Prowadzona w podobny sposób terapia grupowa mia­ła w zdecydowanej większości przypadków skazanych żołnierzy przynieść wyraźną poprawę ich zachowania. Dowodem tego był fakt, że po trzymiesięcznym poby­cie w Rehabilitation Center 78% skazanych żołnierzy nie wykazywało dalszych cech niedostosowania i nie zaniedbywało się w swych obowiązkach żołnierskich, czyli że tak poważny odsetek wykazywał wyraźną po­prawę.

Terapię grupową na szeroką skalę w resocjalizacji psychopatów zastosowano w latach powojennych. Me­toda ta była na przykład główną podstawą oddziały­wań resocjalizacyjnych w zakładzie poprawczym w Chillicote (USA) przeznaczonym dla recydywistów po­pełniających najpoważniejsze przestępstwa. Zakład ten nazywany był często „Małym Alcatraz" ze względu na niezwykle surowy rygor, jaki w nim panował, m. in. zakazane były wszelkie odwiedziny (poza kapelanem i adwokatem), oglądanie filmów, korzystanie z kan­tyny więziennej itp.

Niemniej jednak, jak już podkreślałem, główny nurt oddziaływań „Małego Alcatraz" zasadzał się na regu­larnych, dobrze przygotowanych dyskusjach grupo­wych. Aktywność w tych dyskusjach w połączeniu z całokształtem zachowania się skazanego stanowiły podstawę do określenia postępów resocjalizacji u każ­dego ze skazanych. Postęp ten określany bywał przez oficjalny komitet nadający więźniom wysokie przywi­leje w nagrodę za wykazywanie poprawy. Zarówno pu­bliczna aktywność w czasie dyskusji grupowych, jak i oficjalność dawanych więźniom przywilejów za po­prawę ich zachowania się składała się na określenie danej metody stosowanej w „Małym Alcatraz", tj. demonstro-therapy (tzn. „otwarta, demonstrowana tera­pia").

Stosowane w zakładzie w Chillicothe metody przy­nieść miały dobre rezultaty w resocjalizacji szczegól­nie opornych na poprawę więźniów, którzy — zgodnie z opinią E. Glaser i D. Chielsa — wykazywali dużą poprawę w nauce szkolnej, dojrzałości społecz­nej, a przede wszystkim w prawidłowym (regulamino­wym) zachowaniu się na terenie więzienia.

O krok dalej w doskonaleniu procesu oddziaływań psychokorekcyjnych na więźniów poszedł zakład kar­ny w San Quentin, W więzieniu tym obok regular­nych posiedzeń w ramach terapii grupowej na szeroką skalę zastosowano psychodramę, polegającą na „od­grywaniu najważniejszych epizodów z przeszłości po­szczególnych skazanych. Jak się okazało, po przezwy­ciężeniu początkowej nieśmiałości, więźniowie uczest­niczyli w psychodramie z wielkim entuzjazmem.

Psychodrama miała, według opinii niektórych auto­rów, stanowić szczególnie wartościową metodę w resocjalizacji psychopatów, u których esen­cją wszelkich zaburzeń jest nieumiejętność nawiąza­nia pełnych, empatycznych związków z innymi ludź­mi. Dzięki odgrywaniu na scenie różnych stanów emo­cjonalnych, psychopata zyskuje szansę do odkrywania bogactwa wnętrza psychicznego innego człowieka, co może stać się najistotniejszym elementem w procesie resocjalizacji tego typu jednostek.

Dokładnie niemal te same metody resocjalizacyjne stosowała u nas w Polsce na początku lat siedemdzie­siątych J. Kozarska-Dworska w Zakładzie Kar­nym w Oleśnicy, przy którym czynny był również 25-łóżkowy szpital psychiatryczny. Leczeni terapią grupową przez J. Kozarska-Dworska psychopaci po­dzieleni zostali na 10-osobowe grupy. Spotkania trwa­ły dwie godziny i odbywały się raz w tygodniu. Punk­tem wyjścia dla posiedzeń terapeutycznych była ana­liza doświadczeń życiowych uczestników, omawianie planów życiowych, a także aktualnych konfliktów ma­jących miejsce w życiu zakładowym.

Bardzo ważnym — jak mi się wydaje — wynikiem doświadczeń J. Kozarskie j-Dworskie j jest stwierdze­nie, że psychoterapia grupowa „stanowi swego rodzaju przeciwwagę dla tzw. drugiego życia skazanych; umo­żliwia bowiem tworzenie się między nimi więzi opar­tych na społecznie pożądanych systemach wartościujących. Pozwala ponadto na pełniejsze poznanie oso­bowości leczonych poprzez ich obserwację w bardziej naturalnych warunkach niż w gabinecie lekarskim lub psychologicznym".

Obok terapii grupowej J. Kozarska-Dworska stoso­wała również na szeroką skalę psychodramę. Podobnie jak w przypadku opisywanej uprzednio praktyki w więzieniu w San Quentin, leczeni w Oleśnicy psycho­paci „odgrywali" typowe sytuacje ze swego burzliwego życia, a więc na przykład zachowanie się pacjentów w stanie zamroczenia alkoholowego, inscenizowano przebieg procesów sądowych, itp. Autorka stwierdzała duże zainteresowanie psychopatycznych pacjentów tą metodą, a także skuteczność owej metody, co wyrażało się w stosunkowo małej powrotności do przestępstwa u skazanych, których udało się zaktywizować w pro­cesie stosowania terapii grupowej i psychodramy.

Począwszy od lat siedemdziesiątych w krajach an­glosaskich (głównie w USA), większość usprawnień dotyczących traktowania poważniejszych i wielokrot­nych przestępców czerpie swe inspiracje z doświad­czeń tzw. komun terapeutycznych, zwanych także ,,społecznościami leczniczymi". Na zasadach komun te­rapeutycznych działa na przykład Więzienie Clinton w Danneniora, w stanie Nowy Jork, stosujące zaś za­sadę komun terapeutycznych Centrum Diagnozy i Le­czenia Osób Niebezpiecznych w Bridgewater (stan Massachusetts) specjalizuje się w leczeniu przestępców seksualnych.

Ponieważ jednak zagadnienie komun terapeutycz­nych i ich wpływu na leczenie psychopatów będzie te­matem następnego ustępu, obecnie przedstawię tylko ciekawą — jak mi się wydaje — próbę zorganizowania

oddziaływań resocjalizacyjnych na podstawie omówio­nych poprzednio doświadczeń milieu therapy; próbę taką stanowi organizacja więzienia Patuxent, prze­znaczonego do resocjalizacji „defektywnych przestęp­ców".

Za takich przestępców, według kodeksu karnego sta­nu Maryland (na terenie którego znajduje się owo wię­zienie), uważa się osobę, „która przez uporczywą de­monstrację wzmożonego antyspołecznego lub przestęp­czego zachowania wykazuje skłonność do aktywności przestępczej i u której stwierdza się albo umysłowy niedorozwój, albo nie zrównoważenie emocjonalne (bądź też jedno i drugie) w stopniu, który czyni ją groźną dla społeczeństwa. Z tego też względu osobę taką na­leży odizolować i poddać leczeniu trwającemu tak dłu­go, dokąd nie uzyska się przekonania, że jednostka ta nie będzie groźna dla otoczenia". Przepis ten jest bar­dzo istotny, stanowi bowiem podstawę prawną umiesz­czania „defektywnych przestępców" na karę pozbawie­nia wolności bez określania terminu pobytu w zakła­dzie karnym.

Więzienie Patuxent wyglądem swym nie różni się niczym od tradycyjnego więzienia, które ma obostrzo­ny rygor, posiada wysokie ogrodzenie, wieże strażni­cze, zamykane na klucz cele itp. Pewna różnica jest widoczna w organizacji więzienia — jest ono przede wszystkim mniejsze — zgodnie z przyjętymi założe­niami organizacyjnymi, nie powinno ono obejmować więcej niż 500 ludzi. Kondygnacje nie mogą mieścić więcej od 33 mężczyzn na każdej z nich, więźniowie zamieszkują oddzielne cele.

Najbardziej zaś istotna różnica pomiędzy typowym więzieniem a Patuxentem polega na intensywności od­działywań psychokorekcyjnych. Otóż z reguły 95% wszystkich więźniów uczestniczy w psychoterapii, każda faza leczenia i postępu resocjalizacji oceniana jest przez specjalistę z zakresu zdrowia psychicznego, W Patuxencie istnieją dwa silne stymulatory do ucze­stnictwa w psychoterapii i intensyfikacji procesu re­socjalizacji.

Pierwszym z nich jest wspomniany powyżej bezter­minowy wyrok, zapobiegać to ma, zdaniem niektórych autorów, przed typowym dla więzień marazmem i brakiem motywa­cji u więźniów do pracy nad sobą. "W sytuacji bowiem, w której skazany wie, że ma ,,odsiedzieć" swój wyrok, zainteresowany on jest przede wszystkim w jego prze­trwaniu bez specjalnego narażania się przedstawicie­lom władz więziennych. Bezterminowy zaś wyrok z na­tury rzeczy stanowi czynnik motywujący więźniów do pracy nad sobą.

Drugim stymulatorem jest system warunkowego zwolnienia. Przy czym innowacją Patuxentu jest fakt, że decyzja o warunkowym zwolnieniu nie jest podej­mowana przez władze więzienne, lecz przez terapeutę. Oddając w ręce terapeuty decyzję o warunkowym zwolnieniu, wychodzi się ze słusznego założenia, że nikt lepiej niż właśnie on nie potrafi zadecydować,, kiedy leczony przez niego pacjent. osiąga wystarcza­jąco wysoki stopień społecznej dojrzałości, aby zna­leźć sobie miejsce wśród ludzi żyjących poza murami więzienia.

Wokół działalności Patuxentu istnieje wiele kontro­wersji, obok problemu niezwykle wysokich kosztów tej instytucji, podnosi się etyczną stronę podstaw, na jakich jest ona oparta. Zestawienie bowiem dwóch od­notowanych powyżej bodźców resocjalizacji (tj. bez­terminowego wyroku i oddanie w ręce psychologów decyzji o warunkowym zwolnieniu) nie jest na dobrą sprawę niczym innym jak zmuszaniem więźniów do poddawania się psychoterapii, co zdaje się naruszać konstytucyjne swobody obywatelskie.

F. L. Corney, charakteryzując społeczność Patuxentu, stwierdza na początku, że „Patuxent nie jest odzwierciedleniem większości więzień ze względu na największą liczbę cech podobnych, jest on natomiast obrazem wszystkich więzień pod niektórymi wzglę­dami".

Taką najistotniejszą właściwością, wspólną wszyst­kim więzieniom i równocześnie szczególnie nasiloną w Pataencie, był specyficzny typ deformacji osobo­wości skazanych. Jak pamiętamy, do instytucji tej kierowane są osoby poważnie wykolejone (przeważnie recydywiści) posiadające równocześnie poważne czę­stokroć dewiacje osobowości. Najczęściej mieszkańcy tej instytucji mają już za sobą nie tylko bogatą karierę przestępczą, lecz równocześnie długotrwały pobvt w więzieniach.

Zanim poświęcę uwagę omówieniu sposobu orga­nizacji oddziaływań psychokorekcyjnych w Patuxencie, pragnę wspomnieć o najważniejszych właściwościach tych specyficznych deformacji psychicznych, jakie wy­twarza więzienie.

Przy tej okazji warto sobie uzmysłowić fakt natury podstawowej, a mianowicie, że o wiele trudniej jest dowieść to, że więzienie jest szkołą przestępców — jak się zwykło utrzymywać — niż to, że raczej Jest ono szkolą więźniów. Wytwarza się w nim bowiem typ człowieka, który (wbrew często świadomym odczu­ciom) najlepiej bywa przystosowany do warunków więziennych. Spaczona w ten sposób jednostka, prze­jawiając właściwą wszystkim ludziom tendencję po­wrotu do domu, wraca do „domu", którego nie lubi, lecz w którym potrafi najlepiej funkcjonować, czyli do więzienia.

Istnieje, jak wiadomo, wiele teorii, które podejmują problem genezy i rodzajów wypaczeń osobowości zro­dzonych przez negatywne z psychologicznego punktu widzenia warunki środowiska więziennego. W Polsce interesującą teorię zubożenia osobowości wynikającego z deprywacji wielu bodźców w warunkach izolacji wię­ziennej przedstawił B. Waligóra. Teoretycy Pa­tuxentu za podstawę założeń funkcjonowania 'tej in­stytucji przyjmują teorię D. A. Sergenta mó­wiącą o regresji „ego" jako konsekwencji „wymuszo­nej pasywności" mającej miejsce w warunkach życia Więziennego. Jak twierdzi wspomniany autor, struk­tura więzienia powoduje, że ludzie dorośli traktowani są przez dozorców i władze więzienne w taki sposób jak małe dzieci w rodzinie: daje się im nagrody i kary za wycinkowe czyny, często „na wyrost", co te nagro­dy i kary oddala w realnej sytuacji. Wszystko to, zda­niem D. A. Sergenta, stanowi przyczynę wspomnianej już regresji „ego".

D. H. Sergent na podstawie rozległych obserwacji i analiz zachowania się więźniów ustala następujące podstawowe składniki osobowości więźnia: l) wzrost zależności od autorytetów, 2) rozszerzenie wściekłości, 3) wzrost podatności na sugestię, 4) ten­dencję do myślenia magicznego i 5) lęk i impulsywność.

W wyniku wymienionych cech więzień często traci zupełnie orientację w swych życiowych celach, nie po­trafi myśleć perspektywicznie. W stosunku do przed­stawicieli władz więziennych przejawia dużą niekon­sekwencję; raz jest nadmiernie służalczy, innym razem przesadnie ,,zadziorny", podobnie zmienne bywają je­go nastroje psychiczne. Wyraźnie skraca się u niego okres koncentracji uwagi, wskutek czego każda praca staje się dla niego zbyt męcząca, dlatego często zmie­nia rodzaj zajęcia, odbija się to również na postępach w nauce szkolnej. Podniety zaś szuka taki więzień w coraz mniej wybrednych ,,-figlach", które przypomina­ją do złudzenia dziecięce zabawy.

Konsekwencją wskazanych powyżej cech, znamionu­jących, wypaczoną osobowość więźnia, jest to, o czym wspominałem poprzednio, a mianowicie że bez wzglę­du na- stopień odczuwanego przez wielu więźniów lęku i niechęci przed rozłączeniem z najbliższymi (i tym samym niechęci do pobytu w więzieniu) w sposób pod­świadomy dążą oni do pozostania w tych warunkach lub do ponownego zjawiania się tam.

Wielu praktyków służby więziennej niesłusznie uwa­ża, że więzień wtedy staje się „poprawiony", kiedy przestaje być agresywny. Przekonanie takie jest z grun­tu złe, prowadzi bowiem do zewnętrznego jedynie tłu­mienia agresji, połączonego z tłumieniem całej spon­taniczności i aktywności więźnia i w sumie doprowa­dza do ogólnej jego pasywności i takiego uwstecznienia (agresji) potrzeb, że w podświadomości odczuwać on zaczyna głęboką niechęć wobec wszelkich zmian, a nawet pewien lęk przed tymi zmianami.

Organizatorzy Patuxentu główny nacisk położyli na wyeliminowanie — ich zdaniem — najniebezpieczniej­szego czynnika — deformacji psychicznej więźnia, spo­wodowanej przez pobyt w zakładzie karnym, czyli wspomnianą powyżej apatyczność i podświadomą nie­chęć przeciwko .jakimkolwiek zmianom. W tym celu przyjęli za podstawę organizacji systemu oddziaływań cztery zasady obowiązujące we wszystkich nowoczes­nych systemach psychokorekcyjnych, a mianowicie:

l) akceptacja, 2) kontrola, 3) podtrzymywanie i 4) ucze­nie. Zasady te, zdaniem M. D. Liebmana i D. A. Hedlunda (1972), wywodzą się z milieu therapy, a pełne rozwinięcie znalazły w społecznościach terapeutycz­nych. Warto, jak sądzę, przedstawić sposób wcielenia W życie Patuxentu każdej z tych wyżej wymienionych zasad ogólnych.

Pierwsza z nich, czyli akceptacja polega prze­de wszystkim na niezrażaniu więźniów do nowego otoczenia. Zadaniem licznego personelu Patuxentu jest wnikliwa obserwacja przybywających do tej instytucji skazanych. Ma ona na celu poznanie ich sposobu żar chowania się, a przede wszystkim określenie ról, jakie zwykle . każdy z nowych więźniów nauczył się grać ,w życiu społecznym.

Zadaniem terapeutów i całego personelu więzienia jest zaakceptowanie wszystkich tych ról i przyzwy­czajeń skazanych, które nie kłócą się z przyjętymi normami życia społecznego. Oczywiście akceptacja nie oznacza afirmacji, tzn. nie wszystkie role przejmowa­ne przez więźniów oraz nie wszystkie ich przyzwy­czajenia są, pomimo akceptacji, aprobowane.

Istnieje w Patuxencie zasada karania jedynie tych zachowań więźniów, które w wyraźny sposób szkodzą innym, pozostałe zaś niekorzystne cechy postępowania są nie nagradzane, przy równoczesnym ostentacyjnym nagradzaniu zachowań korzystnych. Spełniany jest tym samym jeden z podstawowych postulatów, tzw. warunkowania instrumentalnego, stanowiącego, jak wiadomo, podstawę terapii behawioralnej.

Powyższa zasada jest w pełni realizowana w sposo­bie kontroli funkcjonującym w Patuxencie. Otóż więzienie to oparte jest na systemie progresywnym mającym cztery stopnie surowości kontroli.

Nowo przybyły skazany osadzany bywa na kondy­gnacji przeznaczonej dla więźniów najsurowiej kon­trolowanych. Są tam typowe cele więzienne (które Amerykanie uważają za „staromodne") z wziernika­mi, pozwalającymi w każdej chwili na zajrzenie do celi z korytarza z równoczesnym zapaleniem światła. Poruszanie skazanego po obiekcie jest całkowicie ogra­niczone do regulaminowych spacerów i codziennych posiedzeń terapeutycznych.

Więźniowie nie sprawiający trudności swym zacho­waniem przenoszeni bywają (nie wcześniej jednak niż po miesiącu) do innej kondygnacji, stanowiącej drugi stopień resocjalizacyjny. Ich cele są większe i bardziej komfortowe, a także pozbawione wziernika. Obok udziału w terapii, więźniowie drugiego stopnia reso­cjalizacyjnego uczestniczyć mogą w różnego rodzaju kursach, kontynuować naukę szkolną oraz podejmować w porozumieniu z personelem odpowiednią pracę na terenie instytucji. Wszelkiego rodzaju wybuchy agresji i inne przejawy groźnego dla otoczenia zachowania powodują automatyczne niemal cofnięcie więźnia do poziomu wyjściowego.

Trzeci stopień osiąga więzień nie tylko wskutek dal­szej poprawy swego zachowania, lecz również w wy­niku regularnego uczestnictwa w terapii- Należy przy okazji wyjaśnić, że każdy więzień może odmówić udziału w posiedzeniach terapeutycznych i pozostawać w sali. Stąd też wielu więźniów niechętnych psycho­terapii przez długie miesiące pozostaje na drugim po­ziomie, aż do czasu, kiedy zdecydują się na regularne przychodzenie na posiedzenia terapeutyczne. Różnice w stopniu kontroli i wygód w zakresie codziennego bytowania między drugim i trzecim poziomem resocja­lizacyjnym nie są wielkie, jedynie cele są lepsze, a tak­że więźniowie zaliczeni do trzeciego stopnia mogą otrzymać nieco lepszą pracę w porównaniu z pracą tych, którzy pozostają na stopniu drugim.

Jeśli terapeuta stwierdzi u więźnia wystarczająco wysoki poziom wewnętrznej kontroli jego zachowania, wyrażający się również w aktywności w czasie posie­dzeń terapeutycznych, awansuje go do najwyższego — czwartego poziomu. Osiągnięcie tego poziomu wiąże się praktycznie z zanikiem wszelkiej typowo więziennej kontroli. Skazani tacy przenoszą się do skrzydła wię­zienia przypominającego raczej luksusowy dom aka­demicki niż więzienie. Mają oddzielne, zamykane przez siebie pokoje, nie muszą przestrzegać capstrzyku, mo­gą przyjmować gości, wychodzić na miasto, wyjeżdżać na weekendy itp. Stopień ten poprzedza warunkowe zwolnienie, stanowiąc równocześnie przygotowanie do normalnego życia w społeczeństwie.

Trzecim składnikiem oddziaływania Patuxentu jest, jak już zaznaczyłem, podtrzymywanie. Skład­nik ten uważać można za fundament całej konstrukcji oddziaływań tej instytucji; Więźniowie bowiem, któ­rzy trafiają do Patentu,- wykazują głęboką niechęć do wszelkich dłuższych wysiłków, posiadają silnie wcieloną zasadę kroczenia po najmniejszej linii "oporu, co .silą rzeczy wyklucza jakąkolwiek pracę nad sobą. Zadaniem podtrzymywania jest zatem stopniowe prze­zwyciężenie owej psychicznej inercji.

Fundamentalną zasadę, na której opiera się pod­trzymywanie, stanowi stworzenie więźniowi okazji do przeżycia sukcesu w jego pracy nad sobą. Stosowanie w sposób konsekwentny tej podstawowej zasady wy­maga dokładnego poznania więźnia, jego możliwości psychofizycznych, problemów życiowych itp. Aby bo­wiem w sposób skuteczny stosować zasadę podtrzy­mania, należy stosować chwalenie ,,na wyrost". Nie może to być jednak zbyt częste, a taka zawyżona oce­na nie może również odbiegać za bardzo od realnych osiągnięć więźnia, ponieważ inaczej wywierałaby sku­tek wręcz odwrotny.

Terapeutyczne względy nakazują również podpo­rządkowanie pracy produkcyjnej w Patuxencie meto­dom oddziaływania psychokorekcyjnego. Wyraża się to przede wszystkim w podporządkowaniu zarówno tzw. służb specjalistycznych, jak i przede wszystkim zakła­du produkcyjnego terapeucie, który ma nadzór nad pracą więźnia-pacjenta nie tyle w sensie oceny jej pro­duktów, co w zakresie oceny roli tej aktywności w pro­cesie resocjalizacji więźnia.

Podtrzymywanie potrzebne jest do wcielenia w ży­cie czwartej podstawowej zasady Patuxentu, czyli uczenia. Przy czym nie chodzi tu o stosowanie pro­stych behawiorystycznie rozumianych wzmocnień po­zytywnych w celu „wytrenowania" odpowiednich spo­sobów reakcji u więźnia, uczenie w rozumieniu twór­ców Patuxentu jest raczej dążeniem do wytworzenia u więźnia mechanizmów kontroli wewnętrznej. Wię­zień musi sam mleć okazje stwierdzać wielokrotnie, że nie kontrolowane emocje są przyczyną złych wyników zarówno w pracy produkcyjnej, jak i w nauce. W cza­sie pobytu w Patuxencie więzień powinien więc naj­pierw zrozumieć, że jego dotychczasowe zachowanie było złe w sensie jego małej produktywności (szeroko rozumianej), a następnie przyswoić sobie mechanizmy kontroli wewnętrznej, aby w dalszym swym postępo­waniu owe mechanizmy, jako metody zapewniające dużą skuteczność zachowania, utrwalić. Chcąc wspo­mnianą zasadę wcielić w życie, należy również wła­ściwe dla metody milieu therapy zespolenie wszyst­kich zadań instytucji oraz wszystkich form aktywno­ści życiowej więźnia podporządkować ich psychokorekcyjnym celom.

Patuxent okazał się więzieniem o najwyższej sku­teczności resocjalizacyjnej, powrót bowiem do prze­stępstwa po pełnym programie oddziaływań trwającym siedem lat (w tym 4 lata pobytu w Patuxenccie + 3 lata warunkowego zwolnienia) wystąpił tylko u 7'% więźniów. Pomimo to instytucja ta nie oparła się na­porowi wspomnianej już krytyki, w związku z czym pod koniec lat siedemdziesiątych władze stanu Mary-land przeznaczyły ją wyłącznie dla więzniów-wolontariuszy, posiadających co najmniej trzyletni wyrok. O zakwalifikowaniu jednak decyduje personel psycho-logiczno-psychiatryczny. Każdy ze skazanych mógł za­tem w każdej chwili wystąpić z tej instytucji, składa­jąc prośbę o przeniesienie do innego więzienia do Sta­nowego Zarządu Więzień. W wyniku tych zmian, po­mimo że sam program Patuxentu nie ulegał zasadni­czym zmianom, coraz bardziej przypomina on typową komunę terapeutyczną niż więzienie.

2. Komuny terapeutyczne

Rodowód komun terapeutycznych, zwanych także „spo­łecznościami terapeutycznymi", sięga czasów drugiej wojny światowej. Powstanie tej bardzo współcześnie rozpowszechnionej formy organizacji oddziaływań psychokorekcyjnych nie było bynajmniej efektem rozwoju teorii psychiatrycznej, lecz wynikiem działania dotkli­wej konieczności leczenia coraz większej liczby zner­wicowanych" żołnierzy bez możliwości (z powodu bra­ku fachowego personelu) stosowania tradycyjnej formy oddziaływania terapeuta—pacjent. Zastosowano wów­czas metodę ,,zastępczą", która okazała się następnie najlepszym rozwiązaniem organizacyjnym oddziały­wań terapeutycznych, a mianowicie metodę wzajem­nego leczenia się przez samych pacjentów, czasami na­wet zupełnie bez pomocy kwalifikowanego (w trady­cyjnym rozumieniu) terapeuty.

Teoria uzasadniająca skuteczność oddziaływania ko­mun terapeutycznych powstała kilka lat później. Pierw­szym bodaj, który ukazał szersze teoretyczne omówie­nie tej formy oddziaływań terapeutycznych, był M. James. Główną teoretyczną przesłanką teorii uza­sadniającej skuteczność społeczności terapeutycznej jako metody psychokorekcyjnej jest stwierdzenie, że istota wszelkich zaburzeń psychicznych tkwi w nieod­powiednim pełnieniu ról społecznych. Chory psychicz­nie czy neurotyk wypada jak gdyby z roli, jaką wi­nien grać na scenie życia. Przyczyny tego wypadnię­cia z roli" są różne, nie stanowią one jednak przed­miotu głębszego zainteresowania organizatorów komun terapeutycznych, którzy koncentrują się głównie na eliminacji przejawów patologicznego zachowania się. Jest to więc podejście semiotropowe do eliminacji za­burzeń w zachowaniu się.

Sposób myślenia tego typu terapeutów zdają się zna­mionować dwa podstawowe założenia:

1. Ucząc każdą „nienormalną" jednostkę właściwego (a więc „normalnego") pełnienia odpowiadającej tej jednostce roli społecznej, eliminujemy tym samym isto­tę zaburzeń psychicznych.

2. Właściwego pełnienia odpowiedniej dla siebie roli społecznej człowiek może się nauczyć tylko w zorga­nizowanej społeczności, z którą czuje się on w pełni zintegrowany.

Ze względu na wspomnianą już popularność społecz­ności terapeutycznych poświęcono tej formie oddzia­ływań psyche korekcyjnych wiele prac. Nawet polska, na ogół skąpa literatura na ten temat, zawiera kilka pozycji szeroko omawiających wspomniane zagadnie­nie. Obok pozycji Z. Bizonia czy J. Łojka wymienić można m. in. poruszające ten problem tłu­maczenia S. Kratochyila, bądź M. Jonesa. Z tego też względu nie ma potrzeby szczegółowego omawiania tej niezwykle dzisiaj popularnej metody.

Dla najogólniejszej jedynie orientacji należy wspo­mnieć, że istota komuny terapeutycznej zasadza się na pełnym egalitaryzmie i demokracji. Nie istnieje tam hierarchiczna struktura społeczna wła­ściwa dla tradycyjnych szpitali psychiatrycznych. "W społecznościach terapeutycznych zaciera się nawet różnica pomiędzy terapeutą i pacjentem, w związku z czym często nawet określenie ,,terapeuta" zastępuje się słowem ,,organizator".

Ten ,,teoretyczny" brak kierownictwa — jak to zwy­kle w życiu bywa — nie wyklucza jednak faktycznego jednoosobowego przywództwa w niektórych komunach. Przywództwo takie przejmują osoby umiejące działać w sposób sugestywny, umiejące stworzyć wokół siebie specyficzny klimat charyzmy. Wzrost takiego przywództwa, przy równoczesnych skłonnościach dominacyjnych charyzmatycznego lidera prowadzi często do przekształcenia się komun terapeutycznych w sekty religijne.

Zdecydowana większość społeczności terapeutycz­nych jednak rządzona jest przez wybieralne samorzą­dy lub przez tzw. rady pacjentów w szpitalach psy­chiatrycznych. Samorządy zaś przedstawiają swe spra­wozdania, a także wnioski dotyczące strukturalnych zmian organizacyjnych na zebraniach ogólnych.

Druga ważna zasada funkcjonowania komuny tera­peutycznej to zasada pełnego uczestnictwa każdego członka. We wstępie do obecnego podrozdzia­łu, mówiąc o różnicach pomiędzy instytucją resocjali­zacyjną w sensie tradycyjnym (jak zakład poprawczy czy więzienie) a komuną terapeutyczną, podkreślałem, że istota komuny terapeutycznej zasadza się na dobro­wolnym uczestnictwie każdego członka. Ta cecha defi­nicyjna w praktyce nie zawsze bywa ostra. Na pobyt w komunach nie zasądzają wprawdzie sądy, niemniej jednak istnieje bardzo wiele środków „nacisku moral­nego" na ludzi posiadających specyficzne rodzaje de­fektów zachowania się (głównie na narkomanów i al­koholików) stosowanych zarówno przez rodzinę i zna­jomych, jak i oficjalnych przedstawicieli porządku spo­łecznego, używanych w celu „dobrowolnego" zgłosze­nia się do komun, które cieszą się dobrą renomą jako placówki psychokorekcyjne.

W ten sposób w różnego rodzaju komunach terapeu­tycznych (szczególnie tych renomowanych) znajduje się spora liczba osób, które przychodzą tam bez więk­szego entuzjazmu. Po to jednak, aby dana osoba mogła pozostać w komunie, musi koniecznie przezwyciężyć swą apatię i włączyć się aktywnie w życie społeczne, musi dać się ^wciągnąć bez reszty" w życie grupy do tego stopnia, aby sprawy innych członków budziły w niej równe zainteresowanie jak jej własne. Sama bo­wiem istota funkcjonowania społeczności terapeutycz­nej wyklucza bierność i apatię.

Kolejną; ważną zasadą jest zasada realizmu po­legająca na możliwie największym wyeliminowaniu mechanizmów obronnych z zachowania się członków społeczności. Zasadę tę można określić jako „zasadę nagiej prawdy". Polega ona na zmuszeniu poszczegól­nych członków (czasami nawet gwałtownymi atakami werbalnej agresji), aby w czasie posiedzeń terapeu­tycznych całkowicie zaprzestali „owijania w bawełnę" swych problemów życiowych, aby zaniechali usprawie­dliwień przed samym sobą różnych swych zachowań, przejęli odpowiedzialność za własne czyny i przeżyli poczucie winy.

Ważną także zasadą funkcjonowania komuny jest konieczność permisywności wobec osób demon­strujących najbardziej nawet dziwaczne postacie za­chowania. Na pierwsze wejrzenie może się wydawać, że zasada ta kłóci się z poprzednią. Tak jednak nie jest, akceptacja nie oznacza wszakże afirmacji. To że akceptujemy kogoś takim, jakim jest, nie oznacza jesz­cze, że wspieramy jego cechy. W komunach terapeu­tycznych akceptowanie wyrażające się w wyrozumia­łości dla wszelkich odstępstw i dewiacji połączone jest równocześnie z bardzo niejednokrotnie silną presją w czasie posiedzeń terapeutycznych na zmianę tego postępowania i pełne dostosowanie się do grupy.

Jak już wspominałem na wstępie obecnej części, ko­muny terapeutyczne znajdują największe zastosowa­nie w leczeniu narkomanów i alkoholików. Najbardziej chyba znaną w świecie, komuną jest powstały w USA Synanon. Działalność tej społeczności omówił wszech­stronnie w naszym piśmiennictwie K. Jankowski w barwnie napisanej książce, pt: Mój Sambhala. Dla ilustracji tej niezwykle dynamicznej komuny, sta­nowiącej niejako współczesny wzorzec dla metod le­czenia jednostek psychopatycznych, szczególnie zaś nar­komanów w różnych krajach, warto przytoczyć nie­które informacje z cytowanej książki ilustrujące genezę i sposoby funkcjonowania tej organizacji.

Jeśli chodzi o nazwę, to — jak pisze K. Jankowski — „pojawiła się przypadkowo jako neologizm. We wczesnym okresie istnienia społeczności zebrania mieszkańców, w zależności od ich celu i przebiegu, na­zywano tu sympozjami lub seminariami. Jednemu z no­wo przyjętych poplątały się te dwie nazwy. "Wołając innych na zebranie powiedział: «No, chodźcie wreszcie na ten syn... sym... ech, niech będzie Synanonf» Nazwa spodobała się wszystkim i tak już zostało".

Założycielem wspomnianej społeczności jest Charles Dederich. który sam był nałogowym alkoholikiem i — jak mówi K. Jankowski: „W połowie lat pięćdziesią­tych ten czterdziestoletni wówczas mężczyzna znajdo­wał się na skraju ruiny psychicznej i fizycznej".

Autor zastanawia się we wstępie do swej książki, czy pacjent-alkoholik potrafi opracować skuteczną me­todę leczenia własnych zaburzeń? W odpowiedzi na to pytanie K. Jankowski stwierdza: ,,Jakże mało osób dziś pamięta, że sława Zygmunta Freuda zatarła pod­stawowe fakty z jego życiorysu, w szczególności zaś ten, że on sam miał zaburzenia psychonerwicowe. Gdy­by psychoanaliza znana była przed nim, Freud byłby raczej pacjentem leczonym psychoanalizą, a nie twór­cą tej metody. Dlatego też nie waham się — pisze dalej K. Jankowski — porównać założyciela Synanonu — Charlesa Dedericha — z Freudem: Dederich w leczeniu psychopatii dokonał przewrotu o podobnym znaczeniu jak jego wielki poprzednik w leczeniu nerwic".

Pierwszą placówką terapeutyczną, z jaką się zetknął Ch. Dederich (w roli pacjenta), był Klub Anonimo­wych Alkoholików. Klub ten, w którym (jak to póź­niej wspomina założyciel Synanonu) „dyskutowano o wszystkim, poczynając od Biblii i Talmudu, kończąc na cybernetyce i książce telefonicznej", był nie tylko „pierwszą podporą" Ch. Dedericha na drodze zwalcza­nia własnego rujnującego go psychicznie i fizycznie nałogu, był on także pierwszym terenem doświadczeń w zakresie .oddziaływania terapeutycznego na innych.

,,Kiedy zanurzyłem się w ruch AA — pisze później Ch. Dederich (w relacji K. Jankowskiego) — wraz z głową, poczułem się podniecony do granic szaleń­stwa, nie znajdowałem bowiem odpowiedzi, której szu­kałem. Ale wydawało mi się, że mogę przynajmniej robić coś, co poprzednio wydawało się niemożliwe. Po­wstrzymywało mnie to od picia i to jedno było pewne. Być może, ruch AA zawierał pewien mechanizm, któ­ry pozwalał nie tylko powstrzymywać ludzi przed ro­bieniem pewnych rzeczy, lecz który także sprawiał, że ludzie zaczynają robić coś innego".

Niebawem u Ch. Dedericha, jako u pacjenta Klubu AA, rodziły się reformatorskie pomysły w zakresie pracy z pacjentami. Pomysły te nie we wszystkim mo­gły być zaakceptowane przez zarząd Klubu, co stało się następnie przyczyną zerwania Ch. Dedericha z dzia­łalnością tej instytucji i stworzenia własnej placówki przeznaczonej do resocjalizacji alkoholików, a później narkomanów. Zerwanie to nastąpiło w połowie 1958 roku. Od tego więc czasu datuje się powstanie Syna­nonu.

Główną metodą psychokorekcyjną Synanonu są .......... Jest — jak pisze K. Jankowski — po­wszechnym sposobem komunikowania się we wszyst­kich sprawach, które wywołują czyjeś pretensje". W czasie gry panować ma całkowita równość, każdy, ktokolwiek czuje do kogoś pretensje, może je wtedy „wygarnąć" bez obawy o mściwość ze strony słusznie, czy niesłusznie obwinionego.

Nazwa ,,gra" pojawiła się dopiero w 1964 r,, kiedy to na jednym z wieczornych spotkań, nazywanych przedtem tak jak cała organizacja ,,synanonem" (dla odróżnienia pisanych małą literą), uczestniczył znany brytyjski aktor, „który — jak pisze K. Jankowski — po. zakończeniu spotkania miał się wyrazić, że jest to najbardziej dojrzała gra (w rozumieniu gry aktorskiej), jaką kiedykolwiek udało mu się zaobserwować. Dederichowi spodobało się to określenie, ponieważ przesu­wało akcent znaczeniowy z bardziej ,,terapeutycznego” na «dramatyczny». Tak powstała «Synanon game» lub w skrócie «game»".

„Opis przebiegu gry — mówi K. Jankowski — tak, aby jej sens stał się oczywisty, jest niestety bardzo trudny [.-.] Dokładny zapis wypowiedzi, np. z taśmy magnetofonowej, mógłby wprowadzić czytelnika w błąd. Uczestnicy bowiem czasem krzyczą, obrzucają się niewybrednymi wyzwiskami, szydzą, poniżaj się na­wzajem. Słowa są tu tylko konwencją, formą, nato­miast wyjaśnienie sensu gry wymaga raczej przedsta­wienia reguł, którymi kierują się uczestnicy".

K. Jankowski wymienia dwanaście podstawowych „reguł gry". W celu możliwie wyczerpującego ukaza­nia istoty tego typu zabiegów psychokorekcyjnych przytoczę najbardziej istotne fragmenty przedstawio­nego przez K. Jankowskiego opisu owych reguł:

l. ,,Uczyń swoje życie jawnym, czyli ujawnij wszystkie sekrety, własne i cudze. Powiedz publiczności, co myślisz o innych, o ich uczynkach. Powiedz wszystko do końca. Nie staraj się być obiektywny, ponieważ prawda i tak zawsze jest względna. Powiedz więc po prostu swoją wersję zdarzeń, faktów, opinii. One mogą, ale nic muszą, być prawdziwe, bo nikt nie ma mono­polu na prawdę".

2. ,,Gra jest sportem, przedstawieniem, bądź w niej aktywny i ucz się grać coraz lepiej. Grę można traktować tak samo jak przedstawienie, grę aktorską, grę w tenisa. Oskarżenie można odbijać jak piłeczki tenisowe".

3. „Przesadzaj, wyolbrzymiaj, rób z igły widły, tak, aby to, co mówisz o drobnych, ale ważnych, dokucza­jących ci sprawach, było przez innych widziane jak przez szkło powiększające. Jeśli ktoś zgarbiony, po­wiedz mu, że jest garbaty. Jeśli stwierdzisz, że łazien­ka nie jest sprzątnięta, powiedz, że znalazłeś ją w ta­kim stanie, jakby przez całą noc wymiotowali w niej ludzie".

4. „Mów o tym, co dzieje się tu i teraz, a nie. wtedy i tam, czyli nie mów o tym, co zdarzyło się w twoim dzieciństwie albo zanim przyszedłeś do Synanonu, bądź o tym, co dawno już zostało załatwione".

5. „Używaj języka, który najlepiej wyraża. twoje uczucia''.

6. „Nie przenoś reguł gry do życia, życie bowiem kieruje się swoimi własnymi zasadami. W czasie gry powstają czasem negatywne emocje, uczestnicy czują się urażeni czy obrażeni, niezależne od tego, że po­stuluje się zabawowy charakter gry. Zgodnie z tą re­gułą uczestnicy muszą poza grą zachowywać się w spo­sób serdeczny i uprzejmy. Niezależnie ,od tego, co za­szło, co zostało powiedziane w czasie gry".

7. „W czasie gry wszyscy są równi, niezależnie od statusu w organizacji, płci, wieku, rasy. Reguła ta ujawnia się najczęściej w ten sposób, że w sytuacji, którą stwarza grupa, ludzie mają podobne problemy, łatwiej się identyfikują i bronią wspólnie. Na przy­kład nowicjusze wykonujący najcięższe prace skłonni są występować razem przeciwko wszystkim pozosta­łym członkom gry. Kobiety, które mają mężów nar­komanów, też łatwo stworzą podgrupę itd. Tworzenie się tego rodzaju wspólnych frontów jest naruszeniem istotnych reguł gry".

8. „Gra nie ma cię złamać, a tylko zmieniać, w każ­dym wypadku gra nie może zaszkodzić".

9. „Nie ma gry bez humoru, a humor z kolei wiąże się z ośmieszaniem, dlatego też wszelkiego rodzaju sarkastyczne, ironiczne żarty, karykatury itp. są szcze­gólnie pożądane".

10. ,.Nie terapeutyzuj, ponieważ jest to całkowicie zbyteczne. Gra ma wzmocnić uczestników poprzez zwrócenie ich uwagi na to, co w ich zachowaniu czyni ich słabymi. Terapia natomiast, zwracając uwagę na ukryte przyczyny tych zachowań, usprawiedliwia je i skłania zarówno jednostkę, jak i jej otoczenie do usprawiedliwienia. Chcesz kogoś wzmocnić — powiedz mu całą o nim prawdę, a w dodatku zrób to bez osz­czędzania go. Pamiętaj, że w ten sposób mu poma­gasz".

11. „Oskarżenie powinno dotyczyć zachowania, po­nieważ istotne jest to, co człowiek robi. Czyny są waż­niejsze niż słowa, dlatego też należy zwracać uwagę na postępowanie".

12. ,,Złam kontrakt [...] Kontraktem możemy nazwać każdą świadomą, albo nawet nie w pełni świadomą zmowę czy układ między dwoma lub więcej osobami, z której czerpią one korzyści kosztem społeczności.

"W trójkącie małżeńskim współmałżonek i partner spo­za małżeństwa czerpią takie korzyści kosztem drugie­go współmałżonka, a także kosztem całej społeczno­ści, której normy przekraczają [...j. Kontrakt nega­tywny może polegać i na tym (taka sytuacja zdarzyła się w Synanonie), że na przykład duża grupa ludzi w Santa Monica odstąpiła od niektórych ważnych reguł gry; gry były prowadzone byle jak, nie poruszano głównych bolączek itp. W rezultacie narosło wiele bar­dzo negatywnych zjawisk, a dyrektorzy zataili tę sy­tuację przed Radą Naczelną. Zerwanie kontraktu pole­ga na tym, że jedna z osób, która znajduje się w kręgu wtajemniczonych, ujawni tajemnicę innym. Łatwo so­bie wyobrazić, jaką to wywołuje burzę, ale też jakie zmiany musi wywoływać".

Jak widać, przedstawione reguły gry wskazują wyraźnie, że gra w Synanonie znacznie odbiega od tradycyjnych sesji terapeutycznych. Sam Ch. Dederich podkreśla często (jak twierdzi K. Jankowski), że w Sy­nanonie nie ma ,,terapii", jest natomiast ,,wychowanie".

W połowie lat sześćdziesiątych w Synanonie wpro­wadzono dwie formy terapii grupowej, bardzo zbliżone do „tradycyjnej" postaci- Przyjęcie owych form było potrzebne głównie dla nowicjuszy i dla lepszego po­znania się poszczególnych rezydentów Synanonu. Obie te formy mają postać ,,maratonów terapeutycznych", które w tym czasie (tj. w połowie lat sześćdziesią­tych — przyp- P. K.) były w Ameryce bardzo ,,modne". Owe maratony terapeutyczne nazywane są Synathon (od połączenia słów „Synanon" i „marathon"). Jedną z form tych maratonów terapeutycznych jest „podróż", drugą zaś ^rozproszenie". Opis tych form oddziaływań terapeutycznych przytoczony zostanie in extenso za K. Jankowskim:

„Podróż" trwa 48 godzin. Głównym celem tego typu doświadczenia jest dostarczenie uczestnikom silnych przeżyć emocjonalnych, które pozwoliłyby im przeżyć jeszcze raz własne dzieciństwo, związane z nim na­dzieje i rozczarowania, aż do ponownego ,,narodzenia się" jako członka Synanonu. W ,,podróży" bierze udział około 60 osób. Odbywa się ona z okazji różnych świąt, np. Bożego Narodzenia, Wielkanocy, Nowego Roku. Prowadzona jest przez „przewodników", którzy są wy­znaczeni spośród starszyzny. „Pasażerowie" ubierają się w białe, długie szaty. Teren, gdzie odbywa się „po­dróż", jest specjalnie przystrojony i oświetlony. „Po­dróż" rozbija się na mniejsze części, których celem jest wywołanie określonych stanów emocjonalnych. „Pasażerowie" są zachęcani także do ,,spowiedzi", do wyznania tajemnic, np. przyznania się do ćpania (za­żywania narkotyków) w czasie pobytu w Synanonie. W porównaniu z normalną grą ,;podróż" różni się tym, że nie jest zorientowana na realia, lecz przeciwnie, na uwrażliwienie uczestników, ułatwienie im przeżycia takich uczuć, jak: przebaczenie, miłość, poczucie wspól­noty. Jest to więc przeżycie o charakterze bardziej mistycznym niż terapeutycznym.

„Rozproszenie" jest przedłużoną formą gry, jednak­że o bardziej werbalnym niż emocjonalnym charakte­rze. Jej celem jest rozproszenie wątpliwości związa­nych z decyzją pozostania w Synanonie. „Rozprosze­nie", podobnie jak „podróż", ma istotne znaczenie we wprowadzeniu nowych członków do społeczności, zba­daniu nowicjuszowi statusu rezydenta itp.

Innym przykładem komuny terapeutycznej, przezna­czonej do resocjalizacji przestępców wykazujących na­silone cechy psychopatyczne, jest założone w 1970 r. w Waszyngtonie Elucid House Community Correction Center. Centrum to zostało zlokalizowane w dzielnicy murzyńskiej cieszącej się bardzo złą sławą. Jego per­sonel, jak i mieszkańców stanowią warunkowo zwal­niani z więzień Murzyni.

Podobnie jak wiele innych komun, Elucid House na­stawione jest na dużą, jeśli tak można powiedzieć,,,eks­pansję resocjalizacyjną" wobec najbliższego otoczenia. Uzasadnione jest to faktem, że w dzielnicy, w jakiej centrum to się znajduje, istnieje bardzo spatologizowane środowisko społeczne. Ekspansja ta przejawia się m. in. w regularnym zapraszaniu miejscowej ludności na zebrania członków Elucid House.

Główny punkt ciężkości pracy resocjalizacyjnej w tej instytucji położony jest na nauczaniu pacjentów samodzielnego określania potrzeb oraz znajdowania adekwatnych sposobów zaspokojenia tych potrzeb. W czasie codziennych niemal posiedzeń terapeutycz­nych pacjenci wspólnie z personelem uczą się właści­wie określać zarówno potrzeby grupy, jak i każdego uczestnika z osobna. Na zebraniach tych personel sta­wia pacjentom pewne modelowe wzorce zachowania, wszelkie zaś uchybienia zachowania przedstawiciele personelu przedstawiają nie tylko jako wyłączną winę opornych na resocjalizację pacjentów, lecz również ja­ko niedociągnięcia metody pracy z pacjentami. Taka samokrytyka ma za zadanie wzbudzić potrzebę podob­nych „rachunków sumienia" u pacjentów.

Rozpowszechnienie się społeczności terapeutycznych we współczesnym świecie stworzyło potrzebę prowa­dzenia kompleksowych badań nad skutecznością tej formy organizacyjnej oddziaływań psychokorekcyj­nych, Prezentację takich badań w odniesieniu do re­socjalizacji psychopatów przedstawił J. Łojak.

Z przeglądu tego wynika, że komuny terapeutyczne nie zawsze i nie w odniesieniu do wszystkich przypadków jednostek psychopatycznych stanowią właściwą formę oddziaływań psychokorekcyjnych, niemniej jednak są one, jak dotąd, metodami najskuteczniejszymi.

III. Farmakoterapia i inne medyczne sposoby leczenia

Ponieważ trzecia postać doświadczeń w leczeniu psy­chopatów nie mieści się bezpośrednio w zakresie pracy psychologa czy pedagoga, przedstawię tylko w sposób najogólniejszy wyniki różnych doświadczeń z tej dzie­dziny, aby dać pogląd na całokształt osiągnięć w tera­pii psychopatów.

Najwcześniej bodaj w leczeniu psychopatów znala­zły zastosowanie różnego rodzaju barbiturany,

I tak na przykład według relacji C. Adalto w Szpitalu Stanowym Mendocito zastosowano sodium pentotalu jako podstawę prowadzonej z 14 wyselekcjo­nowanymi psychopatami narkoterapii. Po zażyciu od­powiednio dużej dawki tego środka pacjenci poczuli się spokojniejsi i- bez najmniejszych oporów odpowia­dali na szereg kwestii dotyczących ich życia, szczegól­nie żywo reagując emocjonalnie na wydarzenia z okre­su dzieciństwa.

Podobnie G. Train informuje, że dzięki zasto­sowaniu sodium pentotalu psychopatyczni pacjenci mo­gą przeżyć „scenę pierwotną", czyli odtworzyć sytua­cję urazową, która stanowi przyczynę deformacji stosunku do społeczeństwa. W wyniku zaś ponownego przeżycia tej sytuacji pojawiać się ma odreagowanie, stanowiące moment zwrotny w sposobie zachowania się pacjenta. Od czasu przeżycia tej pierwotnej sceny zachowanie jego ulegać ma — zdaniem tego autora — stałej poprawie.

F. A. Freyhan wybrał dwóch, szczególnie opornych na terapię psychopatów i podał im sodium amytal. Efekt był całkowicie połowiczny, u jednego z pacjentów nastąpiła bowiem pożądana zmiana dla wdrożenia procesu terapii (pacjent stał się spokojny i bardziej skłonny na „otwieranie się"), zaś u drugiego pacjenta nie udało się zauważyć żadnych korzystnych zmian.

Nowsze badania nad efektem działania trankwilizatorów zdają się również wskazywać na możli­wość wykorzystania tego typu medykamentów w le­czeniu agresywnych psychopatów. Wprawdzie nie spot­kałem doniesienia o stosowaniu trankwiliza torów w le­czeniu psychopatów, istnieje natomiast bardzo wiele informacji mówiących o wpływie różnego rodzaju trankwilizatorów na uśmierzenie złośliwości, ogólnej drażliwości i przede wszystkim różnych form agresji. Na tej też podstawie można przypuszczać, że środki te mogą mieć pozytywny efekt w leczeniu psychopatii.

Potwierdzeniem słuszności tego stanowiska mogą być na przykład wyniki badań opublikowane przez G. C. Glesera, L. A. Gottschlaka, R. Foxa i W. Lipperta. Otóż autorzy ci podawali jednorazowo chłop­com ze środowiska przestępczego 20 mg ehlordiazepoksidy (przy równoczesnym podaniu grupie kontrolnej placebo). Będący pod działaniem chlordiazepoksidy chłopcy stali się spokojniejsi, a równocześnie daleko mniej agresywni. W Związku Radzieckim T. A. Klimushieya stosowała z powodzeniem meprobamat dla obniżenia „gwałtowności reakcji i agresji" u pa­cjentów psychiatrycznych.

Dosyć niejednoznaczne opinie spotkać można na temat skuteczności neuroleptyków (major tranquilizers) w leczeniu psychopatów. Na przykład D. F. Klein, G. Honigfeid i S. Feldman, badając 300 pacjen­tów psychiatrycznych, stwierdzili m. in. korzystny wpływ imipraminy na uśmierzanie postaw agresyw­nych u niezrównoważonych emocjonalnie pacjentów. Zupełnie przeciwstawne natomiast wyniki uzyskali in­ni autorzy, a mianowicie P. A. Molling, A. W. Loeker i R. J. Souls, którzy badali chłopców ze środo­wisk przestępczych w wieku 10 i pół roku do 14 lat. Spośród całego zakładu wybrano w sposób losowy do­mek, w którym mieszkało wspólnie 21 chłopców pod opieką „rodziców". Chłopcom tym podawano przez okres trzech tygodni od 16 mg perfenaziny dziennie. Grupę kontrolną stanowił podobny zespół chłopców zamieszkujący inny domek, chłopcom tym podawano codziennie w ten sam sposób placebo. Po trzech ty­godniach podawania wspomnianych powyżej środków następował trzytygodniowy okres obserwacji, w czasie którego „rodzice" (nie wiedzący o tym, że podawano neuroleptyk! i placebo) oceniali zachowanie się pod­opiecznych na 61-punktowej skali zachowania. Różnica pomiędzy grupą pobierającą perfenazmę i grupą kon­trolną nie była statystycznie istotna. W obu grupach dała się bowiem zauważyć poprawa zachowania, przy czym, wbrew pierwotnym przypuszczeniom, w grupie pobierającej placebo poprawa ta była nieznacznie większa.

W literaturze omawiającej farmakologiczne leczenie psychopatów wymienia się często jako interesującą koncepcję J. E. Tonga głoszącą, że różne typy psychopatii należy leczyć różnymi środkami farmakologicznymi. I tak: „bezuczuciowi, schizoidalni psycho­paci" uzyskują, zdaniem tego autora, poprawę przy stosowaniu amfetaminy, podczas gdy „psychopaci emo­cjonalnie niestabilni" — promazyny. M. J. Craft stwierdza zaś, że „niestabilni emocjonalnie psychopa­ci" uzyskują znaczną poprawę w przypadku stosowa­nia benaktyziny.

Na zakończenie tego krótkiego przeglądu należy za­znaczyć, że farmakoterapia, pomimo że zyskała sobie prawo obywatelstwa w leczeniu psychopatów, bardzo rzadko (.i to raczej jedynie w celach eksperymental­nych) stosowana bywa jako jedyna metoda terapii, najczęściej stosuje się ją jako metodę wspierającą psy­choterapię.

. Po tym skrótowym raczej przedstawieniu farmako­terapii należy wymienić inne, typowo medyczne spo­soby terapii stosowane w leczeniu psychopatów. Do metod tych należy przede wszystkim lobotomia, a także dziś już prawie zaniechana terapia elek­trowstrząsów a, polegająca na przepuszczeniu przez mózg prądu zmiennego o napięciu od 70 do 130 V i natężeniu mieszczącym się w granicach 200 - 160 A.

W niektórych krajach stosuje się także kastrację jako metodę leczenia szczególnie groźnych prze­stępców. Jak wiadomo, poziom testosteronu ma wy­bitny wpływ na stopień agresywności człowieka (wspo­minałem o tym również w poprzednim rozdziale niniejszej książki), stąd też usunięcie jąder (wytwarza­jących ten hormon) uważane bywa za korzystne w przypadku niezwykle groźnych przestępców. Pierwszy raz prawo kastracji wprowadzono w stanie Indiana, a następnie w zachodnich Niemczech, Szwajcarii i Kra­jach Skandynawskich. Zabieg ten stosuje się u szcze­gólnie agresywnych przestępców (najczęściej seksualnych) za ich zgodą, ale jest to z reguły warunek zwol­nienia z zakładu karnego. Z badań nad skutecznością tego zabiegu prowadzonych w Danii wynika, że ka­stracja wpływa na znaczne obniżenie recydywy i „ogól­ną pacyfikację" więźniów.

IV. Ogólne prawidłowości resocjalizacji psychopatów

Na zakończenie należy zastanowić się nad kwestią na­tury zasadniczej, a mianowicie, co decyduje o tym, że jedne metody są bardziej skuteczne w resocjalizacji psychopatów od innych. Zagadnienie to — o czym wspominałem wcześniej — dotyczy próby określenia podstawowych prawidłowości, „gramatyki" oddziały­wań psychokorekcyjnych na psychopatów.

Stawiając zaś powyższy problem w aspekcie omó­wionych poprzednio różnorodnych doświadczeń na tym polu, należy się zastanowić, co składa się na popular­ność terapii zbiorowej, a szczególnie zaś różnego ro­dzaju komun terapeutycznych jako metody resocjali­zacji psychopatów, a przede wszystkim zaś na stosun­kowo najlepszą skuteczność tego typu metod.

Odpowiedzi na to pytanie można szukać w trzech właściwościach metod grupowych, a w szczególności komun terapeutycznych, przesądzających o ich ,,dopa­sowaniu" do zapotrzebowań jednostek antysocjalnych. Po pierwsze, metody te stanowią najczęściej zaskaku­jącą czasami mieszaninę łagodności (permisywności) i surowego reżimu, po drugie, pozwalają na wykorzy­stanie właściwych dla psychopatów skłonności narcystycznych, po trzecie zaś, zaspokajają w pełni zwięk­szone zapotrzebowanie na stymulację u tego typu jed­nostek.

Owe trzy podstawowe zagadnienia stanowić będą ko­lejne etapy rozważań; na zakończenie postaram się omówić kilka najogólniejszych zasad, jakim odpowia­dać powinna resocjalizacja psychopatów.

l. Łagodność i surowość jako sposoby podejścia do psychopatów

l Najogólniej rzecz biorąc, na temat resocjalizacji osobników psychopatycznych istnieją dwie, krańcowo przeciwstawne koncepcje. Obie przewijały się przez roz­ważania czynione w niniejszej pracy, a szczególnie w ostatnim jej rozdziale, na zakończenie warto jednak zestawić je ze sobą.

Pierwsza z nich zakłada konieczność łagodnego, peł­nego wyrozumiałości, bliskiego i „ciepłego" stosunku do psychopatycznego wychowanka (pacjenta), nato­miast druga — odwrotnie: mówi o potrzebie surowego traktowania jednostek psychopatycznych, wpajania im poczucia dystansu i autorytarnego decydowania o ich losie.

Obie te koncepcje opierają się na innej „filozofii" dotyczącej istoty i objawów psychopatii.

Pierwsza z nich, nazwijmy ją w skrócie „łagodną", wywodzi się głównie z psychoanalitycznych koncepcji o wtórnym narcyzmie, stanowiącym niejako pancerz otorbiający duszę psychopatycznego pacjenta i zatrzy­mujący wszelkie sygnały płynące z serca innych ludzi. Zadaniem więc terapeuty jest przebicie tego pance­rza i nauczenie pacjenta odbierania subtelniejszych sygnałów emocjonalnych, w których wyrażone są po­trzeby psychiczne innych ludzi. Nie można zaś tego osiągnąć inaczej jak przez bardzo cierpliwe i pełne wy­rozumiałości postępowanie z pacjentem (wychowan­kiem) w celu zadzierzgnięcia z nim związku opartego na nie znanych mu do tej pory formach więzi.

W ten sposób związek emocjonalny pacjenta (wy­chowanka) z terapeutą (wychowawcą) ma stanowić wstępny impuls do nadrobienia straconego w dzieciń­stwie zaczynu rozwoju tych właściwości psychicznych, które stwarzają podstawę dla pełnego rozumienia spraw innych łudzi.

Koncepcja druga, „surowa", bierze swój początek w teoriach na temat różnic w systemie nerwowym u psy­chopatów mówiących, że system nerwowy tego typu osobników jest mniej plastyczny. W związku z tym psychopatyczny osobnik, posiadając podwyższony próg wrażliwości sensorycznej, w ten sposób manipuluje otoczeniem, aby wyzwolić w tym otoczeniu „rezerwuary stymulacyjne", potrzebne do zapewnienia mu ,,op­timum pobudzenia".

Zgodnie z tą teorią tylko bardzo silne bodźce o dłu­gotrwałym działaniu mogą wywrzeć (w pewnym przy­najmniej stopniu) wpływ na zmianę postępowania tak „zatwardziałych" osobników w kierunku akceptowa­nym przez społeczeństwo. Najlepsze więc wydaje się w tym przypadku surowe, pełne autorytarnego drylu, podejście do psychopatycznego wychowanka, zapew­niające mu z jednej strony możliwości wyżycia się po­przez uczestniczenie w różnych trudnych przedsięwzię­ciach, przy równoczesnym sprowadzeniu owych „przed­sięwzięć" do rangi najwyższych „praw honorowych", natomiast z drugiej stworzenie tak wartkiego rytmu przebiegu zajęć codziennych, aby nie pozostawiały ani na moment „luki stymulacyjnej". Dzięki temu wy­chowanek stymulowany przez własne ambicje, jak i przez autorytarny dryl codziennego rytmu dnia, całkowicie spala swą energię, udając się na spoczynek całkowicie wyczerpany. Tą drogą zaszczepić się ma żądnym „mocnych wrażeń" wychowankom konstruk­tywny ze społecznego punktu widzenia rytm-porządek zarówno w organizacji ryzykownych poczynań, jak i w czynnościach dnia powszedniego.

Trudno przesądzić, która z dwóch przeciwstawnych strategii postępowania resocjalizacyjnego posiada lep­sze zastosowanie w przypadku jednostek psychopatycz­nych. Obie zdają się mieć pewne poparcie w faktach empirycznych.

Ponieważ o zastosowaniach i rezultatach strategii ,,łagodnej" dosyć obszernie mówiłem przy okazji od­działywań indywidualnych (głównie psychoanalitycz­nych), obecnie wspomnę o kilku poglądach i badaniach empirycznych, z których wynikać ma wartość strategii „surowej".

Przede wszystkim należy tu odnotować, że pogląd o potrzebie surowego i bardzo zdyscyplinowanego trak­towania psychopatów od dawna głoszony był przez kryminologów tej miary co R. A. Rabinowith czy J. SIawson.

M. J. Craft, G. Stephenson i C. A. Granger porównali skuteczność oddziaływania na młodocianych psychopatów łagodnego, demokratycznego środowiska wychowawczego i surowego, opartego na autorytarnej dyscyplinie. Jak się okazało, wychowankowie podda­wani obu tym strategiom wychowawczym nie różnili się między sobą w sposób istotny pod względem sze­regu cech psychicznych (ocenianych przy pomocy róż­nych testów) w czasie ich pobytu w zakładach reso­cjalizacyjnych, różnice te zaznaczyły się jednak rok po zwolnieniu ich z więzienia — wychowankowie pod­dawani surowszemu oddziaływaniu wykazywali daleko mniejszą powrotność do przestępstwa.

Bardzo przekonywający przykład skuteczności su­rowego oddziaływania na psychopatycznych pacjentów podali F. M. Oitikin i D. Kline. Autorzy ci stwierdzili, że 91% psychopatów przetrzymywanych w szpitalu psychiatrycznym o niezwykle łagodnym re­gulaminie i nie wykazujących w tym otoczeniu więk­szej poprawy, po umieszczeniu ich w zakładzie o su­rowym rygorze wykazywać zaczęło zdecydowaną po­prawę. Poprawa ta była, zdaniem cytowanych auto­rów, tak znaczna, że umożliwiła wcześniejsze zwolnie­nie z zakładu karnego.

Na zakończenie powyższych rozważań stwierdzić można, że jednostki tak pełne krańcowości, jakimi z reguły bywają psychopaci, najlepiej także zmieniane być mogą tylko równie krańcowymi sposobami podej­ścia. Dobrą zaś mieszankę tych krańcowych sposobów podejścia zawierają grupy i komuny terapeutyczne, z jednej strony zapewniając jednostkom antysocjalnym boleśnie utraconą (i w najgłębszych podkładach duszy najbardziej upragnioną) intymną więź z innymi ludźmi, z drugiej zaś strony wyznaczając swym człon­kom niezwykle surowy reżim dnia codziennego, połą­czony z podejmowaniem ważnych dla społeczności gru­powej zadań i przez to otoczonych klimatem głębo­kiej akceptacji graniczącej niejednokrotnie z podzi­wem.

2. Narcyzm jako przyczyna popularności terapii grupowej

W podrozdziale dotyczącym społecznych uwarunkowań psychopatii wspominałem o poglądach świadczących o wzroście narcyzmu we współczesnym świecie. Przed­stawiłem wtedy niektóre dowody na to, że współczesna kultura (według Christophera Lascha — 1980 — „kul­tura recesji gospodarczej", zwana także przez tego au­tora „okresem zmniejszonych oczekiwań"), w coraz to większym stopniu wytwarza cechy, które z psycho­społecznego punktu widzenia stanowią esencję psycho­patii, czyli cechy narcystyczne.

Obecnie trzeba sobie uzmysłowić, że obserwowane w czasach współczesnych „zapotrzebowanie" na różne formy terapii grupowej stanowi zarówno odzwiercie­dlenie tych wszystkich negatywnych zjawisk psycho­logicznych, które dają impuls do rozwoju cech narcy­stycznych, jak i wyraz samej ,,eksplozji narcyzmu".

Przede wszystkim należy podkreślić, że coraz silniej dająca o sobie znać w kulturze Zachodu potrzeba uczestnictwa w różnego rodzaju „grupach spotkanio­wych" posiada wszelkie znamiona specyficznego sy­gnału potrzeb psychicznych ludzi współczesnych.

Zajmujący się tym zjawiskiem Cari Rogers przyczynę ogromnego wzrostu potrzeby uczestniczenia w różnych formach terapii grupowej wywodzi z dwóch rodzajów uwarunkowań: ,,Pierwszym jest wzrastająca dehumanizacja naszej kultury, w której nie liczy się osoba, tylko jej dane z komputera albo numer książecz­ki ubezpieczeniowej. Taka bezosobowość jest cechą wszystkich instytucji w naszym kraju. Drugim czyn­nikiem jest fakt, że jesteśmy dostatecznie zamożni, aby zająć się swoimi potrzebami psychicznymi. Dopóki czło­wieka absorbuje sprawa czynszu za następny miesiąc, nie uświadamia sobie zbyt ostro swojej samotności. Wskazuje na to fakt, że zainteresowanie grupami spot­kaniowymi itp. jest — według mego spostrzeżenia — bez porównania słabsze w dzielnicach biedoty, niż wśród tych warstw społecznych, których nie absorbują już tak bardzo codzienne troski materialne".

Podane przez C. Rogersa przyczyny, aczkolwiek nie­wątpliwie dotyczące istoty rzeczy, posiadają jednak zbyt duży stopień ogólności. Niewątpliwie człowiek do­tknięty krańcowym ubóstwem ekonomicznym „nie bę­dzie miał głowy" do zajmowania się własnymi potrze­bami psychicznymi. Wtedy jednak, gdy to ubóstwo będzie mieć charakter chroniczny, nie zagrażając (przy­najmniej doraźnie) podstawowym potrzebom biologicz­nym człowieka, nie tylko nie zdoła ono stłumić pod­stawowych potrzeb psychicznych, lecz nawet będzie je intensyfikować. Dowodem tego może być na przykład stale wzrastające zainteresowanie różnego rodzaju gru­pami spotkaniowymi w tak biednym społeczeństwie jak nasze.

Bardziej jeszcze złożoną przyczyną jest podana jako pierwsza (i chyba ważniejsza) przyczyna zaistnienia zainteresowania różnymi formami zbiorowej terapii, określana przez C. Rogersa modnym współcześnie mia­nem: „dehumanizacji kultury". Otóż dążenie do uczest­nictwa w różnego rodzaju „grupach spotkaniowych" czy (w przypadku jednostek psychopatycznych) w ko­munach terapeutycznych jest nie tyle — jak wynikać to może z opinii C. Rogersa — protestem przeciw de­humanizacji kultury, albo próbą równoważenia skut­ków owej dehumanizacji, co raczej jednym z jej prze­jawów.

Ta sama bowiem ,,dehumanizacja", która stwarza W człowieku poczucie zagubienia i zagrożenia, niesie ze sobą równocześnie opisywany przez wielu myślicieli i głębiej patrzących na zjawi­ska współczesności klinicystów kult kompetencji, naj­częściej anonimowej. W ramach tego kultu rodzą się nowe specjalizacje pracy ludzkiej przeznaczone wy­łącznie do pomocy innym, czyli — jak je nazywa L. Haksell „helping professions", tzn. zawody psychoterapeutów, opiekunów, doradców itp. Wpraw­dzie społeczeństwo na ogół nigdy nie obywa się bez swoich „psychiatrów", niemniej jednak rosnące obecnie zapotrzebowanie na owe „wspomagające za­wody" jest niewątpliwie jedną z ważniejszych cech znamionujących czasy współczesne.

Zjawisko to bywa tym bardziej interesujące, że jest to ruch spontaniczny, nie tylko nie sterowany przez tzw. psychiatrię czy psychologię akademicką, lecz na­wet często przez tę ,,oficjalną" psychologię traktowa­ny z rezerwą. „Niewiele znam innych nurtów, które by równie wyraźnie artykułowały potrzeby i pragnie­nia nie instytucji, lecz ludzi" — stwierdza C. Rogers, charakteryzując omawiane obecnie zjawisko gwałtownego wzrostu zainteresowania różnymi forma­mi terapii grupowej.

Odczuwając samotność i zagubienie współczesny człowiek z jednej strony pragnie uzyskać „wyspecja­lizowaną pomoc", z drugiej zaś nie chce dać się zredu­kować do biernej roli tradycyjnego pacjenta, wysłu­chującego w skupieniu i pokorze światłych wskazówek lekarza, chce w procesie „terapeutycznej pomocy" ucze­stniczyć aktywnie. Mało tego — pragnie w tym pro­cesie nauczyć się właściwego wyrażania siebie.

'Do tego celu najlepiej nadają się różne formy terapii grupowej. W grupie terapeutycznej — jak pisze C. Ro­gers — ,,człowiek poznaje siebie i wszystkich innych uczestników gruntowniej, niż to jest możliwe w zwy­kłych kontaktach towarzyskich czy w miejscu pracy. Zyskuje głębszą znajomość innych członków grupy i swego wewnętrznego ja, owego «ja», które zazwy­czaj jest ukrywane za fasadą. Dlatego ma lepsze kon­takty z innymi, zarówno w grupie, jak i później w co­dziennym życiu".

Gwałtowna eksplozja zainteresowań terapią grupo­wą stanowi nie tylko wyraz autentycznego dążenia człowieka do rozwoju i do znalezienia nowych sposo­bów ekspresji własnych stanów emocjonalnych, lecz także wyraz nasilonego narcyzmu. To skądinąd bardzo pozytywne zjawisko zawiera w sobie również zarzewie niepokojącego spłycenia psychiki człowieka. Terapia bowiem — jak stwierdza cytowany już C. Lasch — „uzasadnia dewiację jako chorobę, równocześnie prze­dłużając u każdego pacjenta przeświadczenie o włas­nej niezdolności rozwiązywania szeregu złożonych pro­blemów i konieczności powierzenia tego zadania w ręce specjalistów. Terapeutyczny punkt widzenia zyskuje współcześnie coraz więcej zwolenników, tym samym coraz więcej ludzi uchyla się od przejmowania wła­ściwej dorosłemu człowiekowi odpowiedzialności za własne postępowanie i uzależnia się od bliżej nie spre­cyzowanych autorytetów lekarskich".

Patrząc na omawiane do tej pory zagadnienie w spo­sób ogólny, stwierdzić można pewnego rodzaju dwu­fazową prawidłowość, a mianowicie:

1) Wspomniana uprzednio dehumanizacja kultury oprócz szeregu na wskroś negatywnych objawów współczesnego życia zaowocowała równocześnie nie­zwykle pozytywnym wzrostem tendencji do wszech­stronnej ekspresji emocjonalnej u współczesnego czło­wieka, do coraz to lepszego zrozumienia siebie i in­nych. które to tendencje ucieleśniają m. in. coraz to żywsze zainteresowania różnego rodzaju formami tzw. terapii grupowej.

2) Z kolei uczestnictwo w grupach terapeutycznych oraz samo wyrobienie sobie „mentalności terapeutycz­nej" zawiera równocześnie tendencje do wyeksponowywania siebie przy równoczesnej nadmiernej pobła­żliwości dla własnych błędów.

W postępującym więc procesie ”terapeutyzacji" co­raz liczniejszych kręgów społecznych widzieć też nale­ży zarzewie niebezpieczeństwa przejmowania przez lu­dzi dorosłych dziecięcej raczej zależności od autoryte­tów grupowych przywódców, często prowadzących „terapię" według własnych, czasami mocno wypaczo­nych wyobrażeń na temat potrzeb i celów człowieka.

,,Obecnie powstaje nowy sposób kontroli społecz­nej — pisze Ch. Lasch, który polega na traktowaniu dewianta jako pacjenta i zastąpieniu ka­rania rehabilitacją. Jest to znamię nowej kultury nar­cystycznej, która przemienia drapieżny indywidualizm pierwszych Amerykanów w terapeutyczny żargon wy­rażający nie tyle indywidualizm, co solipsyzm, uspra­wiedliwiający skoncentrowanie się na sobie jako «autentyzm» i «samoświadomość».

Podsumowując dotychczasowe rozważania nad ne­gatywnymi rysami wzrostu zainteresowania terapią zbiorową, można by było wysnuć bardzo smutny wnio­sek, że zainteresowanie to, będąc w poważnym stopniu aktywowane przez narcyzm, stanowi równocześnie świadectwo zwiększania się stopnia „psychopatyzacji" ludzi współczesnych.

Wniosek taki zbieżny byłby z bardzo pesymistyczną opinią Normana Mailera, który w swej książce Sexual-reife und Sozialstruktw der Jugend („Dojrzałość płcio­wa i struktura społeczna młodzieży") twierdzi, że na­silenie się agresywności u ludzi współczesnych, a szcze­knie u młodzieży, doprowadzi w końcu do panowa­nia „elity psychopatów". Uważa on, że już dzisiaj wśród Amerykanów jest ponad 10 milionów (albo i więcej) psychopatów. N. Mailer uważa, że „człowiek, któ­ry staje się psychopatą wskutek przepaści, jaka dzieli dawne normy od nowe} rzeczywistości społecznej, jest sperwersowanym i niebezpiecznym prekursorem nowego rodzaju ludzkiej osobowości, który, jeszcze nim skończy się wiek dwudziesty, stanie się centralną po­stacią ludzkości".

Pesymizm taki nie byłby jednak uzasadniony, szcze­gólnie w przypadku omawianej poprzednio eksplozji zainteresowań terapią zbiorową, jako że zjawisko to stanowi nie tylko przejaw wzrostu tendencji narcy­stycznych, lecz także autentycznych dążeń człowieka współczesnego do poszerzania swych potencjalności psychicznych. W innym miejscu uzasadniałem obszer­niej, że fakt, iż owa eksplozja zainteresowania grupa­mi terapeutycznymi z największą silą wybuchła w USA, ma głębokie psychospołeczne podłoże w klimacie kul­tury amerykańskiej. Przyczyny te są, według mego przekonania, ważniejsze nawet niż przyczyna dotycząca zamożności tego społeczeństwa, o której mówił cytowany uprzednio C. Rogers.

Stosowana coraz częściej terapia zbiorowa, pomimo że wypływa ze skłonności narcystycznych, posiada jed­nak tę niezwykle pozytywną właściwość, że obok stwarzania doskonałego pola do „gry" (do „pokazania siebie") — zmusza równocześnie uczestników do po­znawania psychiki innych ludzi, tylko bowiem przez pryzmat analizy motywów innego człowieka można niejednokrotnie „pokazać siebie". Oczywiście od spo­sobu prowadzenia terapii grupowej w dużym stopniu zależeć będzie, czy grupa terapeutyczna będzie ,,wi­downią" dla wyróżniających się jednostek, czy też ma­teriałem poznawczym dla zrozumienia problemów emo­cjonalnych innych ludzi.

O negatywnych zaś aspektach dążenia współczesnych ludzi do uczestnictwa w różnego rodzaju grupach te­rapeutycznych warto pamiętać jedynie dlatego, aby przy ich organizowaniu mieć na uwadze, że nie powinny one być celem ostatecznym, jedyną formą do­skonalenia się człowieka. Grupy te, chcąc właściwie spełnić swe zadanie, muszą każdego członka nauczyć indywidualnej pracy nad sobą, której nie da się niczym zastąpić w procesie duchowego rozwoju jednostki.

Podkreślane powyżej narcystyczne komponenty pod­łoża zainteresowań terapią zbiorową są — jak moż­na przypuszczać — jedną z podstawowych przy­czyn zarówno dużej popularności tej metody w reso­cjalizacji psychopatów, jak i przede wszystkim naj­większej jej skuteczności. Stosowanie różnych odmian terapii grupowej w leczeniu psychopatów stwarza pew­ną szansę zaprzęgnięcia sił diabelskich w anielski ryd­wan. Nie trzeba przypominać, iż zabieg ten musi być stale nadzorowany, aby ów ,,rydwan" nie zboczył zbyt­nio ze swej drogi. Metoda ta ma bowiem szansę spo­żytkowania nadmiernie rozbudowanego narcyzmu psy­chopatów do wskrzeszenia "w nich prometeizmu.

Drugim osobowościowym wyznacznikiem skutecz­ności różnych form terapii zbiorowej obok narcyzmu jest zwiększone zapotrzebowanie na stymulację u psy­chopatów, co stanowić będzie kolejny temat rozważań.

3. Terapia zbiorowa a zwiększone zapotrzebowanie na stymulację

Przedstawione już w poprzednich częściach niniejszej pracy zwiększone zapotrzebowanie na stymulację u jed­nostek psychopatycznych wyznacza równocześnie w ogromnym stopniu kierunek postępowania resocjaliza­cyjnego. Nie może być bowiem innej drogi oddziały­wań resocjalizacyjnych, niż ta, która pozostaje w zgod­ności ze specyficznym zapotrzebowaniem na stymulację wyznaczonym typem układu nerwowego.

W przypadku zabiegów terapeutycznych w odniesie­niu do psychopatów mamy, najogólniej biorąc, do wy­boru dwa podejścia, które zapewniają w sposób, kon­trolowany (akceptowany ze społecznego punktu widze­nia) wysoka zasób stymulacji.

Pierwsze podejście to stosowanie środków farmako­logicznych, które doprowadzają, w zależności od kon­kretnych zapotrzebowań, system nerwowy pacjentów do optymalnego pobudzenia. Jak już wspominałem przy okazji omawiania owej formy terapii, ten sposób postępowania terapeutycznego ma jednak ograniczone zastosowanie. Zawiera w sobie bowiem dwa główne mankamenty: l) powoduje przyzwyczajenie się orga­nizmu do pobieranych leków i tym samym koniecz­ność stałego zwiększania dawek, 2) stwarza zagrożenie uzależnień lękowych w wyniku długotrwałego stoso­wania. Z tego też względu farmakoterapia w przypad­ku osobników psychopatycznych stosowana bywa naj­częściej jako środek wspomagający i to przez ogra­niczony czas.

Drugim, o wiele lepszym podejściem resocjalizacyj­nym jest skierowanie aktywności psychopatycznego wychowanka na takie zajęcia, które, zapewniając dużą dozę stymulacji, są zarazem społecznie akceptowane. Największa jednak trudność w zakresie wprowadzenia wspomnianego podejścia w życie polega na tym. że akceptowane społecznie formy aktywności zapewnia­jące dużą dozę stymulacji (jak np. sport wyczynowy czy szczególnie ekscytujące zawody) z reguły wyma­gają bardzo wiele dyscypliny wewnętrznej, koniecznej do systematycznej nauki i ćwiczeń, a cechy tej skłonni do przestępstw psychopaci najczęściej nie posiadają.

Cały więc wysiłek oddziaływań resocjalizacyjnych skierowany musi być nie tylko w tym celu, by skana­lizować poszukiwanie „mocnych wrażeń" na społecznie. akceptowane formy aktywności, lecz przede wszy­stkim po to, aby poprzez owe formy aktywności do­prowadzić do wytworzenia niezbędnych w dojrzałym zachowaniu się mechanizmów kontroli wewnętrznej.

, W innym przypadku będziemy mieć. do czynienia z tego rodzaju sytuacją, że psychopatyczny wychowa­nek tak długo będzie „zresocjalizowany", jak długo wykonywać będzie ekscytujące zajęcie, bądź dopóty, dopóki owo zajęcie nie straci dla niego swej atrakcyj­ności. Praktyka kryminalna zna na przykład liczne przypadki ludzi, którzy swój przestępczy proceder roz­poczęli wtedy, gdy z różnych względów zaprzestali uprawiania sportu wyczynowego i innych ekscytują­cych zajęć. Ponadto znane są przypadki w okresach powojennych, gdy zasłużeni ryzykanckimi wyczynami żołnierze, wracający z wojny w pełnej glorii bohate­rów, . w życiu cywilnym nastręczali wiele trudności, podejmując nawet niekiedy działalność przestępczą (do­starczającą z istoty rzeczy dużą dawkę stymulacji).

Otóż wydaje się, że podkreślana poprzednio popular­ność: terapii grupowej w resocjalizacji. psychopatów, a także stosunkowo najlepsza jej efektywność w od­niesieniu do tego typu jednostek zasadza się na tym, że, metoda ta władna jest z jednej strony dostarczyć odpowiedniej dawki stymulacji, z drugiej natomiast sta­nowi zaczyn kontroli wewnętrznej, który bierze swój początek w coraz to lepszym uświadomieniu sobie wła­snych struktur motywacyjnych i dynamiki stanów emocjonalnych.

Ponadto z przytaczanych uprzednio teorii H. J.. Ey-sencka, I. P. Pawiowa, J. Strelaua i innych autorów — którzy starają się ukazać typologiczne odrębności za­chowania się człowieka w wymiarze ,,reaktywności", „siły układu nerwowego", czy wreszcie „intro-ękstra-wersji" — wynika dosyć jednoznacznie, że małej plastyczności systemu nerwowego (będącej fizjologiczną bazą zwiększonego zapotrzebowania na stymulację, czyli na ,,mocne wrażenia") nieodłącznie towarzyszy postawa ,,lgnięcia do ludzi", podczas gdy przeciwstaw­na właściwość systemu nerwowego, czyli duża jego plastyczność, powoduje raczej odsuwanie się od ludzi i przeżywanie na uboczu swych rozlicznych proble­mów. Prawidłowość ta należy wręcz — jak wiadomo — do cech definicyjnych Eysenckowskiej intro-ekstra-wersji.

Krańcowa ekstrawersja (która, zdaniem H. J. Eysencka, znamionować ma psychopatów) wyraża się w dążeniu do kontaktów z innymi ludźmi, tylko bowiem stałe przebywanie wśród ludzi może zapewnić mało re­aktywnemu ekstrawertykowi ,,optimum pobudzenia". Chociaż zatem nie potrafi on najczęściej odbierać wie­lu „subtelności" (a może właśnie dlatego), w sposób usilny dąży do ciągłych kontaktów z innymi osobami.

Jest więc rzeczą zrozumiałą, ze jedynie skuteczny sposób terapii w odniesieniu do tego typu jednostek mo­że odbywać się wśród innych ludzi, w grupie, w której grać one będą jak na scenie ,,swe pierwsze role" (i to często w sensie dosłownym, biorąc pod uwagę popu­larność różnych form psychodramy w tego typu for­mach oddziaływania terapeutycznego). Tylko taka sy­tuacja wyzwolić może napięcie oraz odpowiednio „wy­sokie obroty" potrzebne dla właściwego funkcjonowa­nia takich ludzi.

Skuteczność terapii grupowej dla jednostek psycho­patycznych ukazana być może przez pryzmat innej jeszcze, wielce intelektualnie płodnej teorii, stworzo­nej przez Juliana B. Rottera, mówiącej o różnym zlokalizowaniu poczucia kontroli nad włas­nym zachowaniem, a ściślej mówiąc, nad jego wyni­kami. Otóż najogólniej biorąc, istnieją ludzie, którzy są przekonani, że ich postępowanie rządzone jest przez siły od nich niezależne, jest dziełem przypadku, szczę­ścia, względnie nacisków innych ludzi i ci mają „po­czucie zewnętrznej kontroli zachowania” oraz bywają tacy, którzy uważają, że skut­ki ich zachowania są głównie zależne od nich samych, ci z kolei posiadają ,,poczucie kontroli wewnętrznej".

Pomimo że nie znam badań, które lokowałyby psy­chopatów w zdecydowany sposób na kontinuum: we­wnętrzne—zewnętrzne poczucie kontroli (zaś omawia­jący tę koncepcję w naszej literaturze R. W. Drwal stwierdza, że badania nad lokalizacją poczucia kontroli własnego zachowania „u przestępców są ską­pe i niejednoznaczne"), niemniej jednak wiele prze­słanek zdaje się wskazywać, że jednostki psychopa­tyczne należą raczej do ludzi, którzy posiadają prze­konanie o ,,wewnętrznej" kontroli swego zachowania, lubią mieć ponadto „kontrolę" nad zachowaniem się bliźnich.

Przypuszczenie to zdaje się posiadać uzasadnienie w dwóch typach empirycznie stwierdzonych prawidło­wości, a mianowicie:

1. Poczucie kontroli nad własnym zachowaniem łą­czy się z redukcją lęku.

2. Bywa ono pozytywnie skorelowane z zajmowa­niem uprzywilejowanych pozycji w hierarchicznej strukturze tzw. drugiego życia zakładu resocjalizacyj­nego.

Innymi słowy, jednostki o „wewnętrznym" poczuciu kontroli są przeważnie „ludźmi", podczas gdy „fraje­rzy" to jednostki wykazujące ,,zewnętrzne" poczucie kontroli.

Można więc bez większego ryzyka posądzenia o prze­sadę przypuszczać, że zarówno zajmowanie uprzywilejowanych pozycji społecznych, jak i podkreślane uprzednio „lgnięcie do ludzi" spełnia rolę potrzebnego jednostkom psychopatycznym zwiększonego zapotrze­bowania na stymulację.

Trudno .wprawdzie w sposób obiektywny zmierzyć, czy zakres stymulacji zwiększa się w miarę zajmowa­nia coraz to wyższych pozycji społecznych. Ujmując to zaś inaczej, trudno stwierdzić, w jakim stopniu przy­słowie mówiące,: że „im wyżej się siedzi, tym bardziej się poci", jest symbolicznym wyrazem realnej sytuacji przedstawianej przez mądrość potoczną, a w jakim stopniu ,,socjotechnicznym zabiegiem" — jak to nazy­wa A. Podgórecki „tych z góry", mówiącym „tym z dołu", że nie ma co „pchać się wzwyż". Niemniej jednak na pewno samo zdobywanie tych pozycji jest bez wątpienia ekscytującym przedsięwzięciem.

Nasuwa się tu analogia pomiędzy „małpą odpowie­dzialną", zwaną także „małpą dyrektorem" z głośnego eksperymentu Josepha V. Brady'ego, która wy­kazywała zainteresowanie lewarkiem pozwalającym na odpowiednio szybkie wyłączenie nieprzyjemnych bodź­ców. Zainteresowanie to przypłaciła jednak . przed­wczesną śmiercią, wynikłą z owrzodzenia żołądka i dwunastnicy, podczas gdy jej towarzyszka,, nie się­gająca po lewarek, żyła jeszcze długo, pomimo chwilo­wych niedogodności wynikłych 2 awersywnych bodź­ców, nad którymi nie miała ochoty panować.

W pewnym stopniu dowodem, że uczestnictwo w te­rapii grupowej zaspokaja u psychopatycznych pacjen­tów potrzebną im zwiększoną dawkę stymulacji, może być przytaczana już obserwacja J. K-ozarskiej-Dworskiej, iż zaangażowanie się takich pacjentów w zajęcia terapii grupowej powoduje z reguły zanik ich aktywności w tzw. drugim życiu.

Najbardziej jednak przekonywającym argumentem, że resocjalizacja psychopatycznych (a w każdym razie „zatwardziałych") przestępców wykazać może swą sku­teczność jedynie wtedy, kiedy dostarczy tego typu wy­chowankom odpowiednio dużej dawki stymulacji, jest stosowana na początku nowoczesnej formy resocjali­zacji w zakładach „metoda wstrząsów emocjonalnych", zanim jeszcze owe „wstrząsy" programowo nie weszły w skład przeżyć w czasie grupowej terapii. Jak pamię­tamy, metodę tę stosował zarówno twórca mzlieu theraphy, A. Aichhom, starający się wmontować ją w swój teoretyczny system, jak i A. Makarenko.

Omawiana obecnie sprawa uzależnienia skuteczności resocjalizacji psychopatycznych jednostek od możliwo­ści zapewnienia w procesie oddziaływań wychowaw­czych silnych doznań emocjonalnych stanowi jedynie bardziej psychofizjologiczne wyartykułowanie starej pe­dagogicznej zasady, iż wszystko, to wychowanek moc­no przeżywa, wszystkie pozytywne i negatywne dozna­nia żłobią jego psychikę w zależności od stopnia natę­żenia tych przeżyć. W przypadku wychowania jedno­stek psychopatycznych owa stara zasada, w świetle aktualnych danych o właściwościach psychofizjologicznych tego typu jednostek, powinna zyskać jedynie od­powiednio większe natężenie.

4. Zasady „poprawiania niepoprawnych”

Dotychczasowe informacje dotyczące zarówno konkret­nych przykładów resocjalizacji psychopatów, jak i ostatnio czynione próby ustalenia wyznaczników sku­teczności resocjalizacji psychopatów wypada zamknąć sformułowaniem kilku podstawowych zasad dotyczą­cych resocjalizacji psychopatów. Zgodnie z tym, co utrzymują Cz. Czapów i St. Jedlewski: „Zasady są to wskazania, którym ma być podporządkowana każ­da realizacja (bez względu na stosowane techniki i me­tody) określonych celów". Otóż wydaje się, że na pod­stawie przedstawionych uprzednio danych wyróżnić można sześć ogólnych zasad resocjalizacji jednostek psychopatycznych.

1°. Resocjalizacja psychopatów opierać się musi na bezpośrednim zaangażowaniu najżywszych interesów wychowanka związanych bezpośrednio z jego osobą. Tylko bowiem dzięki stworzeniu wychowankowi szans jak najkorzystniejszego „pokazania się" wyzwolimy w nim energię potrzebną do zbudowania motywów działania na rzecz innych ludzi. Zasadę tę można więc nazwać (parafrazując brzmienie jednego z postulatów stosowanej w dydaktyce zasady stopniowania trudno­ści) ,,od narcyzmu do prometeizmu".

2°. Skuteczność oddziaływań resocjalizacyjnych, bę­dąc uzależnioną od stopnia „stymulacyjności" podej­mowanych przez psychopatycznego wychowanka dzia­łań mających efekt wychowawczy, wymaga takiego dobierania tych działań, aby nie traciły one na atrak­cyjności, stanowiąc zawsze silne podniety dla tego ty­pu wychowanków. Zasadę tę można więc nazwać „za­sadą mocnych wrażeń".

3°. Istota oddziaływania resocjalizacyjnego tkwi w możliwości przywrócenia zaufania do ludzi, ma to ab­solutnie podstawowe znaczenie w przypadku pracy wychowawczej z jednostkami psychopatycznymi. Z po­przednich rozważań wynika, że psychopata utrwalił sobie obraz innych ludzi jako swych naturalnych nie­mal wrogów, a także posiada on nieufny stosunek do organizacji społecznych, od rodziny począwszy, a na rządzie skończywszy. Prawidłowo prowadzony proces terapii musi zmienić ten sposób patrzenia na ludzi. Może to nastąpić jedynie przez dostarczenie dowodów na to, że inni ludzie nie zawodzą zaufania i w sposób bezinteresowny gotowi są nieść sobie pomoc. Najlepszą nazwą tej zasady będzie więc „zasada przywracania wiary w człowieka".

4°. Z przedstawionych w rozdziale pierwszym defi­nicji i określeń psychopaty wynika, że jego najwięk­szym dylematem jest z jednej strony ,,zatwardziałe serce", które nie umie autentycznie kochać innych lu­dzi, z drugiej zaś niebywała zachłanność na miłość i uwielbienie innych, wypływająca z nasilonych cech narcystycznych. Aby ten „tragiczny dylemat" prze­rwać, nie wystarczy tylko zwalczać (a raczej przeorientowywać) narcyzmu psychopaty (co jest treścią pierwszej z omawianych zasad), ale trzeba ponadto dążyć do wyzwolenia w nim umiejętności uczuciowego związania się z innym człowiekiem oraz do ,,wmonto­wania" w jego psychikę nowego wymiaru, który po­zwoli wartość innego człowieka oceniać nie tylko przez pryzmat własnych korzyści. Jednym słowem, obok przeorientowania narcyzmu psychopaty, należy rów­nież dążyć do „otwarcia serca wobec innego człowie­ka"; w ten właśnie sposób można nazwać ową zasadę.

5°. Ponieważ jedną z podstawowych przyczyn wspo­mnianej powyżej „zatwardziałości serca" psychopaty jest brak odpowiedniej, jeśli tak można powiedzieć, ,,matrycy komunikacyjnej" z innymi ludźmi, czyli nieznajomość „języka duszy", wszystkie zatem wysiłki resocjalizacyjne muszą uwzględnić elementy nauki tego sposobu komunikowania się. Uczynić to można tylko poprzez przebudowanie wyobraźni wychowanka, rozszerzanie kręgów jego układów odniesień w zakresie myślenia o innym człowieku, koniecznie trzeba roz­szerzyć jego fantazję do takiego stadium, aby potrafił „oczyma duszy" widzieć łańcuchy przyczynowo-skutkowe dotyczące sposobu myślenia, przeżywania różnych nastrojów i postępowania innych ludzi. Z tego też względu zasadę tę można nazwać „zasadą rozwoju wy­obraźni o innym człowieku".

6°. Jedną z najtrudniejszych do przyswojenia przez jednostki psychopatyczne (a zarazem nieodzowną dla prawidłowego procesu socjalizacji) zasadą postępowa­nia jest konieczność rezygnacji z niektórych potrzeb własnych i bezpośrednio łącząca się z nią potrzeba właściwego wyciągania wniosków z własnych doświad­czeń. Zdawałoby się rzeczą najnormalniejszą w świe­cie, że każdy ,,zdrowy na umyśle człowiek" bez trudu już we wczesnym dzieciństwie przyswoi sobie prawdę, że wszystkiego mieć nie może (z biegiem zaś lat wie także, że zbyt wielu rzeczy mieć nie powinien). Ta, zdawałoby się, najprostsza zasada z największym tru­dem bywa przyswajana przez psychopatów, dla któ­rych dewiza życiowa zdaje się brzmieć: „chcę, więc muszę!" „Dojrzewanie" zaś nie zresocjalizowanego psy­chopaty idzie co najwyżej w kierunku chwilowej je­dynie rezygnacji z zaspokojenia potrzeby, „przyczaje­nia" się do niej, a następnie takiego manipulowania ludźmi i sytuacją, aby odczuwaną potrzebę zaspokoić bez trudności.

W związku z powyższym do najbardziej zasadni­czych celów resocjalizacji jednostek psychopatycznych zaliczyć trzeba konsekwentne „uczenie" ich, ze rezy­gnacja z wielu ..zaspokojeń" ogromnie się opłaca, pro­centując niejako w innym, szerszym wymiarze. Za­sadę tę można więc nazwać „zasadą umiejętności po­zostawania na małym".

Aneks

Diagnoza psychopatii (przegląd ważniejszych metod i technik)

Złożoność i wieloaspektowość pojęcia „psychopatia" w sposób bezpośredni rzutuje na dużą różnorodność, a także stosunkowo małą precyzyjność postępowania diagnostycznego w przypadku tego typu dewiacji.

W celu ukazania w najogólniejszych zarysach war­sztatu psychologa podejmującego się trudnego zadania diagnostyki psychopatii przedstawię orientacyjnie pew­ne metody i techniki stosowane w tym celu. Nie­które z prezentowanych obecnie technik diagnostycz­nych omówione zostały dokładniej w innych miejscach książki (głównie przy okazji relacjonowania różnego rodzaju badań i w analizie teorii wyjaśniających funk­cjonowanie poszczególnych mechanizmów psycholo­gicznych, które leżą u podłoża formowania się cech psychopatycznych). Obecny zaś podrozdział przezna­czony jest przedstawieniu ogólnego zarysu najczęściej stosowanych metod i sposobów postępowania diagno­stycznego. a także tych technik, które pomimo krót­kiego żywota, w świetle badań porównawczych pro­wadzonych przy ich walidacji, zdają się trafnie wy­krywać te właściwości psychologiczne, które konsty­tuują psychopatię.

Ogólnie metody diagnostyki psychopatii można po­dzielić na cztery grupy: l) obserwacyjno-anamnestyczne, 2) kwestionariuszowe, 3) projekcyjne i 4) fizjolo­giczne. Jak nietrudno zauważyć, zaproponowany po­dział technik diagnostyki psychopatii nie we wszyst­kich przypadkach jest rozdzielny, niemniej jednak za­wiera on przypuszczalnie główne postacie podejścia do diagnostyki psychopatii identyfikowane przez zajmu­jących się tym problemem psychologów jako różniące się między sobą.

Poniżej omówię dwie, najczęściej stosowane metody, tj. metody obserwacyjno-anamnestyczne oraz kwestio­nariuszowe. Pominąłem metody projekcyjne, które ze względu na swe skomplikowanie w stosowaniu, a tak­że trudności w interpretacji wyników bywają o wiele rzadziej wykorzystywane do diagnostyki psychopatii. O kilku takich zastosowaniach była mowa przy oka­zji referowania poszczególnych badań.

Decyzję o pominięciu omawiania w obecnym miej­scu metod projekcyjnych powziąłem jednak nie tylko dlatego, że są one rzadziej stosowane w diagnostyce psychopatii, lecz również dlatego, że najprostsze na­wet przedstawienie tych metod wymagałoby dosyć ob­szernego opisu sposobów zastosowania każdej z tech­nik projekcyjnych, przede wszystkim przedstawienia na konkretnych przykładach metod interpretacji z na­tury niejednoznacznych wyników. Wskutek tego ustęp traktujący o metodach projekcyjnych byłby niewspół­miernie obszerny w porównaniu ze znaczeniem tych metod. Pragnę także zaznaczyć, że w literaturze na­szej istnieje praca J. Rembowskiego poświęcona opisowi stosowania metody projekcyjnej, gdzie można ponadto znaleźć informacje na temat kilku technik wykorzystywanych również do diagnostyki cech antysocjalnych.

Podobnie zrezygnowałem tu z omawiania metod psy­chologicznych pomimo że są one coraz szerzej stoso­wane w, diagnostyce psychopatii. W rozdziale drugim przedstawiłem szereg konkretnych badań prowadzo­nych tymi metodami, co daje — jak sądzę — Czytelni­kowi wystarczającą informację na temat roli tych me­tod w diagnostyce psychopatii. Konkretne wiadomo­ści, na temat budowy i funkcjonowania różnych apa­ratów stosowanych w badaniach psychofizjologicznych uzyskać można w pracach specjalistycznych.

l. Metody obserwacyjno-anamnestyczne

Obserwacja należy —jak wiadomo — do najpoważ­niejszych, a zarazem najtrudniejszych metod poznania innego człowieka. Obecnie nie będę charakteryzował znanych dobrze każdemu psychologowi (a nieobcych wszystkim, którzy poznali najelementamiejszy cho­ciażby kurs psychologii) trudności, i sposobów prawi­dłowego przeprowadzania obserwacji (jest to tym mniej konieczne, że na ten temat istnieje obszerna literatura, por. Z, Skórny 1964), postaram się nato­miast skoncentrować przede wszystkim na wskazaniu tych właściwości zachowania, które świadczyć mogą o występowaniu cech psychopatycznych.

Najbardziej dokładne ze znanych mi wskazówki do­tyczące anamnestyczno-obserwacyjnych aspektów psy­chopatii, tzn. osobowości antysocjalnej, zawarte są we wspomnianym już w pierwszym ustępie pierwszego rozdziału Diagnostic and Statistie. Manuał III, zwanego w skrócie: DSM III. Najlepiej zatem będzie przytoczyć podane tam kryteria dla określenia osobowości antvsocjalnej. A oto one:

A. Stwierdzenie tego zaburzenia może nastąpić co najmniej w 18 roku życia jednostki, jeśli w całej hi­storii jej rozwoju występują w sposób bezustanny róż­ne postacie antyspołecznego zachowania się, które na­ruszają prawa innych ludzi.

B, Występowanie przed 15 rokiem życia jednostki dwóch (albo więcej) cech zachowania spośród następu­jących:

1. Włóczęgostwo (stwierdzić taki fakt można, jeśli trwało najmniej pięć dni w ciągu ostatnich dwóch lat, nie wliczając ostatniego roku zajęć szkolnych).

2. Wydalenie ze szkoły.

2. Przestępczość (aresztowanie lub skierowanie do instytucji resocjalizacyjnej dla nieletnich ze względu na złe zachowanie).

4. Nagłe ucieczki z domu rodzinnego, jeśli zaistnia­ły co najmniej dwa razy w czasie pobytu w domu, ro­dzicielskim lub zastępczym.

5. Uporczywe kłamstwo.

6. Niezwykle wczesne objawy zachowania agresyw­nego i zainteresowań seksualnych.

7. Nadzwyczaj wczesne skłonności do nadużywania środków odurzających.

8. Kradzieże.

9. Wandalizm.

10. Konieczność powtarzania klasy, albo oceny szkol­ne znacznie niższe od tych, na jakie pozwala iloraz in­teligencji ucznia.

11. Stałe naruszanie reguł postępowania w domu i/albo w szkole (poza włóczęgostwem).

C. Wystąpienie przynajmniej trzech spośród poda­nych niżej właściwości zachowania jednostki po ukoń­czeniu 15 roku życia:

l. Niskie osiągnięcia zawodowe, które występują przez kilka lat u pracownika, a przejawiają się w jed­nej z następujących postaci:

a) Częste zmiany pracy (trzy lub więcej zmiany miejsca pracy w przeciągu pięciu lat nie uzasadnione samą naturą pracy, względami ekonomicznymi i sezo­nowymi fluktuacjami).

b) Uchylanie się od pracy (przynajmniej sześć mie­sięcy w ciągu dziesięciu lat tzw. wieku produkcyj­nego).

c. Poważna absencja (przeciętnie trzy lub więcej dni nie uzasadnionego obiektywnymi przyczynami spóź­nienia się lub nieobecności w przeciągu jednego mie­siąca).

W przypadku osób, które ze względu na swój wiek lub inne warunki nie mogą podjąć pracy, kryterium zastępującym przedstawione powyżej cechy mogą być niskie osiągnięcia w nauce szkolnej w przeciągu ostat­nich kilku lat.

2. Trzy lub więcej zaaresztowania (nie licząc spraw wynikających z naruszenia przepisów drogowych) lub jeden wyrok sądowy.

3. Dwa lub więcej rozwody lub zmiany partnerów (w zależności od tego, czy dana osoba zawarła związek małżeński, czy też nie).

4. Powtarzające się przypadki ataków przy użyciu siły fizycznej (nie wchodzą w rachubę przypadki ata­ków wynikające z charakteru pracy lub obrony).

5. Powtarzające się kradzieże (zarówno wykryte, jak i nie wykryte).

6. Wykonywanie nielegalnego zajęcia (np. prostytu­cji, stręczycielstwa, handlu narkotykami itp.).

7. Powtarzające się niedotrzymywanie płatności dłu­gów lub niewypełniania innych finansowych zobowią­zań (np. alimentów).

8. Podróże z jednego miejsca w drugie bez uprzed­nio załatwionej pracy, wyraźnego celu lub bez okre­ślenia, jak długo pobyt w nowym miejscu ma trwać.

D. Brak w życiu jednostki pięciu lat lub więcej, w czasie którego to okresu zachowywałaby się w sposób poprawny (nie licząc czasu spędzanego w szpitalach i więzieniach).

E. Wykluczenie kryteriów wskazujących na schizo­frenię lub znaczne upośledzenie umysłowe.

2. Kwestionariusze

Przeróżnego rodzaju kwestionariusze, zwane z angiel­ska „inwentarzami", są najczęściej stosowanymi tech­nikami w diagnostyce cech psychopatycznych. Oczy­wiście nie oznacza to wcale, że są to metody najlepsze, bywają one jedynie najdostępniejsze oraz najłatwiej­sze w stosowaniu. . .

Obecnie nie będę jednak poświęcał uwagi zaletom i mankamentom technik kwestionariuszowych w psy­chologii (na ten temat istnieje dosyć rozległa literatura z zakresu metodologii), omówię natomiast kilka kwe­stionariuszy, które zarówno w swych założeniach. na­stawione są na pomiar cech związanych z psychopa­tią, jak i zyskały one potwierdzenie w badaniach kore­lacyjnych z innymi renomowanymi metodami, służą­cymi do tego celu (i które udało mi się zdobyć).

Przed prezentacją poszczególnych technik muszę podkreślić, że żadna z prezentowanych poniżej-" form inwentarza nie nadaje się do użycia klinicznego, tzn. na podstawie owych kwestionariuszy nie da się orzec, czy dana jednostka jest lub nie jest psychopatą. Wszyst­kie z przytaczanych poniżej metod nie posiadają bo­wiem normalizacji w warunkach polskich i z tego też względu służyć mogą jedynie do badań porównaw­czych.

Mam nadzieję, że szersze udostępnienie tych skal przyczyni się m. in. do ich adaptacji i normalizacji w warunkach polskich. Względnie też przytaczane ska­le stać się mogą wzorem do tworzenia nowych, dosko­nalszych narzędzi diagnostycznych.

a. Kwestionariusz H. J. Eysencka (EPQ)

Spośród wielu kwestionariuszy przeznaczonych do dia­gnozy cech psychopatycznych (lub bezpośrednio z nimi związanych) najszerzej rozpowszechnione są kwestio­nariusze Hansa J. Eysencka oraz jego małżonki Sybil B. G. Eysenck. Kwestionariuszy tych jest kilka, dla ogólnej orientacji przedstawię pokrótce ich charakte­rystykę oraz chronologię ukazywania się kolejnych wersji.

Dwie pierwsze wersje kwestionariuszy osobowości skonstruowanych przez H. J. Eysencka noszą nazwę szpitala psychiatrycznego, na bazie którego powstał Instytut Psychiatrii, gdzie wspomniany autor- otrzy­mał bezpośrednio po wojnie stanowisko profesora., czyli Szpitalu Maudsieya.

Pierwsza z tych wersji opublikowana została w 1952 r. pod nazwą Maudsiey Medical Questionaire (MMQ). Zawierała ona 40 pytań dotyczących neurotyczności, stąd też często w literaturze psychologicz­nej spotkać można, inną niż oficjalna nazwę tego kwe­stionariusza, a mianowicie Eysenck's Neurotic Questio­naire (Kwestionariusz Neurotyczności Eysencka). Ta druga nazwa jest m. in. rozpowszechniona wśród na­szych psychologów.

Druga wersja kwestionariusza H. J. Eysencka po­wstała w 1959 r. Stanowi ona nie tylko doskonalsze narzędzie pod względem psychometrycznym, lecz tak­że jest, świadectwem rozwoju teorii twórcy tej metody. W nowej postaci kwestionariusz zawiera już bowiem dwie oddzielne skale, tj. skalę neurotyczności i ekstrawersji. Jego oficjalna nazwa brzmi: Maudsiey Perso­nality Inventory (MPI,). W polskiej literaturze przyjęło się określenie wprowadzone przez tłumacza tego kwe­stionariusza, M. Choynowskiego, a mianowicie: „Inwentarz Osobowości H. J. Eysencka". Owa druga wersja kwestionariusza zarówno ze względu na po­siadane wartości diagnostyczne, jak i na niezwykłą teoretyczną ekspansję jej twórcy zyskała wielką popu­larność w światowej literaturze psychologicznej.

Warto tu przypomnieć to, co mówiłem już na począt­ku podrozdziału trzeciego (traktującego o deficycie lę­ku u psychopatów), a mianowicie, że zgodnie z teorią H. J. Eysencka, nasilenie psychopatii zależy od stopnia ekstrawersji — im jest on wyższy — tym mniej pla­styczny jest system warunkowania danej jednostki i w tym większym stopniu przejawia ona cechy psy­chopatyczne. Podobnie jak l cechy psychopatyczne, z wysokością ekstrawersji wiąże się, według H. J. Ey­sencka, ogólna podatność na przestępstwo.

Obok skłonności psychopatycznych oraz ogólnej po­datności na zachowanie przestępcze, różnym nasile­niem intro- i ekstrawersji H. J. Eysenck stara się tłu­maczyć różnice indywidualne w zakresie zachowania w wielu innych płaszczyznach, przy czym wachlarz tych podatności jest imponujący: począwszy od rodza­ju preferencji estetycznych, poprzez postawy politycz­ne, aż do właściwości seksualnego zachowania się. Nic tedy dziwnego, że w świetle takich perspektyw tech­nika dokonująca pomiaru owych strukturalnie podsta­wowych, zdaniem H. J. Eysencka, wymiarów osobo­wości zyskała wielką popularność na całym świecie.

W roku 1964 H. J. Eysenck, wspólnie ze swą małżonką, Sybil, opracował trzecią wersję kwestionariu­sza, znana pod nazwą Eysenck Personality Inventory (EPI). W stosunku do poprzedniej wersji, omawiana obecnie postać kwestionariusza Eysencków posiada wiele psychometrycznych ulepszeń. Przede wszystkim zawiera skalę kłamstwa, a także dwie alternatywne formy zarówno skali N., jak i E., pozwalające na po­wtórne testowanie tej samej populacji. Ponadto udo­skonalono język itemów skali, czyniąc go bardziej przystępnym dla niewykształconego człowieka.

Od początku lat siedemdziesiątych Eysenckowie za­częli prace nad nową wersją kwestionariusza, która zawiera trzeci, niezależny zasadniczo od neurotyczno­ści oraz intro-ekstrawersji, wymiar osobowości, a mia­nowicie psychotyzm. Pierwszą postacią skali posiada­jącej trzeci, dodatkowy wymiar osobowości, czyli psychotyzm, była Psichoticism, Extraversion and Neuroticism Scalę (PEN), którą autorzy stale doskonalili, co w konsekwencji dało ostatnią wersję skali. Otóż ta najnowsza postać kwestionariusza, nazwana Eyseiłck Personality Questionaire (EPO), zawiera cztery skale, trzy z poprzedniej wersji {różniące się tylko nieznacz­nymi poprawkami), tj. skalę N (neurotyczności), E (ekstrawersji), K (kłamstwa) oraz nową skalę P (psychotyzmu).

Ponieważ wymiar psychotyzmu i stworzona do po­miaru tej właściwości psychicznej skala P są bardzo ważne z punktu widzenia problematyki niniejszej książki, należy poświęcić im nieco więcej uwagi.

Przede wszystkim warto odnotować główne źródła intelektualne wprowadzenia wymiaru psychotyzmu. Otóż studia nad psychotyzmem są bardzo głęboko osa­dzone w historii rozwoju przedstawianych przez H, J. Eysencka teorii. Na długo przed uznaniem psychotyzmu za oddzielny wymiar osobowości przeprowadził on badania nad tym zjawiskiem.

Początkowo zasugerowany stworzoną przez E. Kret­schmera teorią, że schizofrenia i cyklofrenia sta­nowią „najbardziej patologiczne krańce normalności", zajął się H. J. Eysenck weryfikacją poglądów E. Kretschmera na istotę psychozy. Stało się to pierwszym impulsem do zajęcia się przez H. J. Eysencka sprawą psychotyzmu. Kwestii tej poświęcił on swe pierwsze badania empiryczne oraz próby ujęć syntetyzujących.

H. J. Eysenck przyjął od E. Kretschmera koncepcję stopniowego przechodzenia przez wiele ogniw pośred­nich od psychozy do stanu normalnego, stosując jednak do empirycznej weryfikacji założeń K. Kretschme­ra opracowaną przez siebie metodę obliczeń, zwaną „analizą -kryteriów" (criterion analysis), odkrył H. J. Eysenck inny niż Kretschmerowski model współzależ­ności. Zamiast modelu schizofrenia—norma—cyklo­frenia, model Eysenckowski nie zawiera zróżnicowa­nia pomiędzy psychozami, jest to więc model: norma— psychoza.

Tym sposobem teoria H. J. Eysencka należy do kon­cepcji zwanej z niemiecka Einheitpsychose, wedle któ­rej, najogólniej mówiąc, istnieje tylko jedna postać psychozy. Psychozę można, zdaniem H.J. Eysencka, określić-jedynie w kategoriach „dużo—mało”, a nie w kategoriach „takie—inne".

Ewentualne rozróżnienie pomiędzy rodzajami psychozy wypływać może, według opinii H. J. Eysencka, ze zróżnicowania w zakresie stopnia nasilenia intro— ekstrawersji. Podobnie więc jak i nerwice, psychozy mogą być opisane nie tylko pod kątem nasilenia czyn­nika podstawowego, czyli P, lecz także pod względem nasycenia cechami intro-ekstrawertywnymi.

Drugie źródło inspiracji do. zajęcia się problemem psychotyzmu stanowiły badania małżonki H. J. Ey­sencka, Sybil, w których autorka ta wykazała na pod­stawie tzw. testów obiektywnych, że istnieją zasadni­cze różnice pomiędzy neurotykami i psychotykami. Badania te zostały potwierdzone następnie w szerszym zespole badawczym. Wyka­zały one to, co w praktyce klinicznej jest rzeczą do­brze znaną, a mianowicie, że pacjenci cierpiący na psy­chozy w zasadniczy sposób różnią się od neurotyków.

Zwróciło to uwagę H. J. Eysencka na potrzebę wpro­wadzenia do swej teorii nowego wymiaru, tj. psycho­tyzmu, a tym samym do przeciwstawienia się tym teo­riom psychiatrycznym, które — jak na przykład wspo­minana uprzednio koncepcja E. Kretschmera — zakła­dają stopniowe przechodzenie od normy, poprzez ner­wicę do psychozy i według których psychoza stanowi szczególne ,,zagęszczenie" objawów nerwicowych.

Trzecią wreszcie poważną przyczyną zajęcia się spra­wą psychotyzmu była tzw. podwójna natura ekstra­wersji. Już w 1963 r. H. J. Eysenck w artykule napi­sanym wspólnie ze swą żoną, określa jako „wspaniały przegląd" pracę Amerykanki, P. M. Corrigan poddającą w -wątpliwość unidymansjonalność ekstra­wersji. Zdaniem tej autorki istnieją co najmniej dwa składniki ekstrawersji: l) „lgnięcie do ludzi", zwane przez nią „ekstrawersja społeczną", lub też „ekstra-wersją dobrego przystosowania" oraz 2) impulsywność i brak samokontroli, określane przez P. M. Corrigan jako „ekstrawersja złego przystosowania".

Zarówno badania prowadzone przez H. J. Eysencka, jak i jego licznych kontynuatorów, wskazywały, że fak­tycznie ekstrawersja jako wymiar osobowości nie jest jednolita, zawiera w sobie sprzeczne poniekąd cechy psychologiczne. Zachodziła zatem pilna potrzeba upo­rządkowania wyróżnionych wymiarów poprzez spro­wadzenie ich do postaci względnie jednorodnych.

Sprawę tę rozwiązało wprowadzenie trzeciego wy­miaru osobowości — psychotyzmu, wskutek czego ekstrawersja zyskała postać bardziej jednorodną, sprowa­dzoną do łatwości nawiązywania kontaktów interper­sonalnych, natomiast ,,druga natura" tej cechy — impulsywność, zaliczona została do psychotyzmu.

H. J. Eysenck uważa się za zwolennika „teorii skaza-stres". Skaza to „yzm" w zakończeniu nazwy, a więc np. „neurotyzm", .„psychotyzm" itp. Jeśli owa ,,skaza", czyli specyficzna słabość danego człowieka, zetknie się z negatywnymi warun­kami otoczenia, powstaje wtedy bardziej rozwinięta forma patologiczna.

W swym podręczniku do kwestionariusza zawierają­cego skalę P (psychotyzmu), H. J. i S. B. G. Eysenckowie piszą, że alternatywnym terminem dla ,,psy­chotyzmu" może być wprowadzone wcześniej przez H. J. Eysencka „twarde myślenie".

Przy tej okazji warto przypomnieć, że termin „twar­de myślenie" wprowadził H. J. Eysenck w związku ze swymi studiami nad postawami politycznymi jako przeciwstawny do „elastycznego myślenia". Trzeba także podkreślić, że wprowadzając termin „sztywne myślenie", kojarzył go pierwotnie H. J. Eysenck z ekstrawersją. Przesunięcie tej cechy do wprowadzonego później wy­miaru psychotyzmu stanowi dodatkowy dowód na omawianą poprzednio tendencję do zawężenia zakresu znaczeniowego wymiaru intro-ekstrawersji.

W tym miejscu należy przypomnieć również, że H. J. Eysenck, stojąc na stanowisku zakładającym homogeniczność psychozy, a równocześnie nastawiając się na badanie przedwstępnych zwiastunów tej choro­by musiał określić najbardziej esencjonalną właściwość tego wymiaru osobowości. Można mieć natomiast wiele wątpliwości, czy najtrafniej wybrał on jako cechę ge­neralną wprowadzonego przez siebie psychotyzmu „sztywność myślenia".

Sztywność myślenia i procesów emocjonalnych jest faktycznie cechą znamionującą osobowość psychotyków, jednak nigdy nie jest ona cechą „czystą", zawsze bowiem połączona bywa z bardziej lub mniej ewident­nie odczuwalną, .miękkością'' wypływającą z łęku, czy — jak to określa Kretschmer — „mimozowatością".

Przedstawiając „temperament schizofreniczny", E. Kretschmer stwierdza m. in., że: „charakteru tego nie można zdefiniować ani przez nadwrażliwość, ani przez chłód, ponieważ osobnicy posiadający te cechy charak­teru są jednocześnie przewrażliwieni i chłodni".

Jako ilustrację tego typu połączenia dwóch prze­ciwstawnych tendencji przytacza E. Kretschmer wy­powiedź sławnego dramatopisarza A. Strindberga, któ­ry cierpiał na schizofrenię. Pisarz ten przedstawił bar­dzo wymowną charakterystykę swego stanu psychicz­nego, stwierdzając: „Jestem twardy i zimny jak lód, a równocześnie do tego stopnia przepełniony wzru­szeniami, że staję się sentymentalny".

Bardzo podobnie rzecz tę ujmuje E. Syristova, która uważa» że sztywność psychotyka jest stanem, w któ­rym „lęk i nadwrażliwość przekraczają granice wy­trzymałości chorego i zmieniają osobowość w skamie­linę. Człowiek odnajduje się nagle w księżycowej krainie, sam jak dawno wygasły krater, w całkowicie statycznym świecie. Zamiera wszelka dynamika wy­darzeń zewnętrznych i wewnętrznych, nic się nie dzieje. Czas się zatrzymał. Człowiek w sposób niezaangażowany patrzy sam na siebie z zewnątrz, jakby z martwego punktu we wszechświecie. Ta nieuchron­ność i niewrażliwość jest szczególnym rodzajem odpo­czynku po nadmiernym zmęczeniu".

Obok omawianej do tej pory, esencjonalnej — zda­niem H. J. -Eysencka — cechy psychotyczności, czyli „sztywności myślenia", wymiar ten charakteryzują in­ne właściwości. A oto lista cech, które znamionują, we­dług opinii Hansa i Sybil Eysencków, jednostkę prze­jawiającą wysokie cechy psychotyczności.

„Jest to człowiek samotny, nie zważający na ludzi, często sprawiający trudności, nigdzie nie zadomowiony. Może być okrutny i nieludzki, pozbawiony wszelkich uczuć empatycznych, całkowicie nieczuły. Bywa zło­śliwy w stosunku do ludzi, nawet do przyjaciół i krew­nych, wykazuje agresję nawet do tych, których ko­cha. Bywa także zamiłowany w dziwacznych i nie­zwykłych przygodach, nie bacząc na niebezpieczeń­stwa. Często bawi się kosztem innych ludzi, specjali­zując się w wyprowadzaniu ich z równowagi. Od najwcześniejszego dzieciństwa mamy bardzo klarowną psychologiczną sylwetkę dziwaka, samotnika, sprawia­jącego szereg trudności w życiu, zimnego jak lód, po­zbawionego ludzkich uczuć, zarówno w stosunku do innych jednostek jak i do zwierząt agresywnego i złe­go, nawet w odniesieniu do swych bliskich i drogich. Już jako dziecko wykazuje' zanik uczuć. Nadmiernie angażuje się w pełne napięcia „krew mrożące w ży­łach" sytuacje nie zwracając uwagi na niebezpieczeń­stwa z tym związane. Uspołecznienie jest sprawą bar­dzo odległą od tego typu dzieci i dorosłych, empatia, poczucie winy i wrażliwość na sprawy innych są czymś bardzo obcym dla ich psychiki".

Jak więc wynika z przytoczonego powyżej obszer­nego cytatu, psychotyzm, w rozumieniu Eysencków zbieżny jest zasadniczo z antysocjalnością, czyli z tym, co dawniej określano terminem „psychopatia" lub..„socjopatia".

Diagnozie antysocjalności służy także opracowana przez tych autorów skala P. Sprawą niezwykle kło­potliwą dla. Eysencków jest fakt, że stworzona, przez nich skala wcale nie mierzy psychotyczności. Jak się bowiem okazuje, psychotycy jako grupa kryteriałna otrzymują w skali P niższe wyniki niż osobnicy z gru­py kontrolnej.

H. Davis opublikował w 1974 r. na łamach „British Journal of Psychology" artykuł pod znamiennym ty­tułem ,,Co mierzy skala P?". Odpowiadając w konklu­zji swego artykułu na .postawione w- tytule pytanie, autor stwierdza, że „to, co diagnozuje skala P, nie ma nic wspólnego z psychozą". Zdaniem H. Davisa, za pomocą skali P określić natomiast można „bardziej ogólny niż neurotyczność wskaźnik «emocjonalności» ściśle związanej z agresywnością i negatywnym; sto­sunkiem do świata".

Trzeba podkreślić, że przytoczona opinia znamienna jest dla zdecydowanej większości licznych uwag i ko­mentarzy na temat wartości diagnostycznej ska-li P. Na ogół bowiem wszyscy autorzy, którzy publikują wy­niki badań przeprowadzonych przy zastosowaniu tej skali, akcentują, że stanowi ona doskonałą i bardzo czulą metodę określenia cech psychopatycznych.

Poniżej przytoczę obie wersje (tj. dla dorosłych i dla młodzieży do lat 16) najnowszego kwestionariusza Ey­sencków wraz z kluczami. Przy obliczaniu wyników za odpowiedź diagnostyczną przyznaje się dwa punkty. Punkty te zlicza się dla każdej skali osobno. Przy czym dla ułatwienia obliczeń stosuje się zwykle specjalne ebonitowe lub celofanowe nakładki z wyciętymi otwo­rami w miejscach, gdzie wypadają odpowiedzi na py­tania należące do danej skali.

Kwestionariusz EPQ (wersja dla dorosłych) Zawód ..........-,.-........,...,- Wiek .-...-..-...-.--.... płeć -..-..,..-..-.-.-........

Instrukcja: Odpowiedz na każde pytanie, otaczając kółkiem odpowiedź „tak" lub „nie" po każ­dym z nich.. Nie ma tu dobrych ani złych odpowiedzi. Nie ma również podchwytli­wych pytań. Pracuj szybko i nie zastana­wiaj się zbyt długo nad znaczeniem po­szczególnych pytań.

Pamiętaj! Odpowiedz na wszystkie pytania.

1. Czy masz wiele różnych zainteresowań? tak nie

2. Czy zanim coś zrobisz, starasz się naj­pierw wszystko dokładnie przemyśleć? tak nie

3. Czy miewasz zmienne nastroje? tak nie

4. Czy zdarzyło ci się przyjmować bez pro­testu pochwały, wiedząc, że należą się one komuś innemu? tak nie

5. Czy jesteś rozmowny? tak nie

6. Czy martwiłbyś się mając długi? tak nie

7. Czy czułeś się kiedyś „po prostu nie­szczęśliwy" bez żadnego powodu tak nie

8. Czy bywasz czasem tak łakomy, że na­kładasz sobie więcej niż przypada na ciebie? tak nie

9. Czy dokładnie zamykasz mieszkanie przed położeniem się spać? tak nie

10. Czy masz żywe usposobienie? tak nie

11. Czy bardzo przejmujesz się kiedy wi­dzisz, że cierpi jakieś dziecko lub zwierzę?

12. Czy często martwisz się z powodu rze­czy, których nie powinieneś był powie­dzieć lub zrobić?

13. Czy zawsze dotrzymujesz obietnicy, nie­zależnie od tego, jak może ci to być nie na rękę

14. Czy lubisz chodzić na przyjęcia i czujesz się na nich dobrze?

15. Czy łatwo cię rozdrażnić?

16. Czy zdarzyło ci się winić kogoś o to, co sam zrobiłeś?

17. Czy lubisz poznawać nowych ludzi?

18. Czy system opieki społecznej (np. lecz­nictwo, emerytury) wydaje ci się po­żyteczny?

19. Czy łatwo zranić twoje uczucia?

20. Czy wszystkie twoje nawyki są dobre i pożądane?

21. Czy w towarzystwie wolisz się trzymać na uboczu?

22. Czy zażyłbyś narkotyk, który może mieć dziwne lub niebezpieczne skutki?

23. Czy często czujesz, że masz wszystkiego „po dziurki w nosie?"

24. Czy zdarzyło ci się świadomie zabrać coś (nawet guzik czy szpilkę), co nale­żało do kogoś innego?

25. Czy jesteś domatorem?

26. Czy sprawia ci przyjemność dokuczanie osobom, które kochasz?

27. Czy często męczy cię poczucie winy?

28. Czy mówisz, czasem o rzeczach, na któ­rych się zupełnie nie znasz?

Czy wolisz czas wolny spędzać czytając książki niż spotykając się z ludźmi? tak nie

Czy sądzisz, że masz wrogów, którzy chcieliby ci zaszkodzić? tak nie

Czy nazwałbyś się osobą nerwową? tak nie

Czy masz wielu bliskich znajomych? tak nie

Czy sprawia ci przyjemność robienie ka­wałów, które mogą czasem naprawdę kogoś skrzywdzić?

Czy jesteś często zatroskany i zdener­wowany?

Czy jako dziecko robiłeś od razu i bez szemrania to, co ci polecono zrobić? tak nie

Czy nazwałbyś się szczęściarzem? tak nie

Czy dobre wychowanie i dbałość o wy­gląd zewnętrzny mają dla ciebie zna­czenie? tak nie

Czy martwisz się. okropnymi rzeczami, które mogą ci się wydarzyć? tak nie

Czy zdarzyło ci się zepsuć lub zgubić coś, co należało do kogoś innego? tak nie

Czy przejmujesz inicjatywę przy zawie­raniu nowych znajomości? tak nie

Czy nazwałbyś się napiętym? tak nie

Czy na ogół milczysz, gdy jesteś w to­warzystwie innych ludzi? tak nie

Czy uważasz małżeństwo za przestarza­łą instytucję, bez której można się obejść? tak nie

Czy czasem chwalisz się trochę? tak nie

Czy umiesz wnieść trochę życia w nud­ne przyjęcie? tak nie

Czy denerwują cię osoby ostrożnie pro­wadzące samochód? tak nie

Czy niepokoisz się swoim zdrowiem? tak nie

48. Czy powiedziałeś kiedyś o kimś coś złe­go lub nieprzyjemnego?

49. Czy lubisz swoim przyjaciołom opowia­dać dowcipy lub zabawne historyjki?

50. Czy większość potraw smakuje ci jed­nakowo?

51. Czy jako dziecko byłeś kiedykolwiek zu­chwały w stosunku do swoich rodziców?

52. Czy lubisz przebywać wśród ludzi?

53. Czy denerwujesz się, jeżeli wiesz, że popełniłeś błąd w pracy?

54. Czy cierpisz na bezsenność?

55. Czy zawsze myjesz ręce przed jedze­niem?

56. Czy prawie zawsze masz na wszystko gotową odpowiedz?

57. Czy lubisz przychodzić na spotkania dużo za wcześnie?

58. Czy czujesz się zobojętniały i zmęczony bez powodu?

59. Czy kiedykolwiek oszukiwałeś w czasie gry?

60. Czy lubisz robić rzeczy wymagające szybkiego działania?

61. Czy twoja matka jest (lub była) dobra?

62. Czy często uważasz, że życie jest nudne?

63. Czy kiedykolwiek wykorzystałeś kogoś?

64. Czy często angażujesz się w więcej spraw niż ci na to pozwala czas?

65. Czy czujesz, że są ludzie, którzy cię uni­kają?

66. Czy twój wygląd zewnętrzny cię nie­pokoi?

67. Czy uważasz, że ludzie spędzają zbyt wiele czasu i wysiłku na zabezpieczenie swojej przyszłości przez oszczędzanie?

68. Czy kiedykolwiek pragnąłeś nie żyć?

69. Czy oszukiwałbyś państwo, gdybyś wie­dział, że nikt tego nie wykryje?

70. Czy potrafisz rozkręcić zabawę na przy­jęciu?

71. Czy wystrzegasz się niegrzeczności wo­bec ludzi?

72. Czy jesteś długo niespokojny, kiedy zda­rzy ci się coś nieprzyjemnego?

73. Czy kiedykolwiek upierałeś się przy własnym zdaniu?

74. Czy często przychodzisz na pociąg w ostatnim momencie?

75. Czy masz problemy ze swoimi „nerwa­mi"?

76. Czy twoje przyjaźnie kończą się szybko bez twojej winy?

77. Czy często czujesz się samotny?

78. Czy zawsze jesteś w zgodzie ze swoimi zasadami?

79. Czy lubisz czasem dręczyć zwierzęta?

80. Czy czujesz się urażony, jeżeli ktoś wy­tknie ci jakąś wadę lub błąd w pracy?

81. Czy spóźniłeś się kiedyś do pracy lub na spotkanie?

82. Czy lubisz sytuacje, w których dużo się dzieje?

83. Czy sprawia ci przyjemność, kiedy inni się ciebie boją?

84. Czy czasem rozpiera cię energia, a cza­sem jesteś całkiem ospały?

85. Czy czasem odkładasz do jutra to, co powinieneś zrobić dzisiaj?

86. Czy ludzie uważają cię za osobę o żywym usposobieniu? tak nie

87. Czy sądzisz, że ludzie często cię okła­mują? tak nie

88. Czy jesteś przewrażliwiony w niektó­rych sprawach? tak nie

89. Czy zawsze jesteś gotowy przyznać, że popełniłeś błąd? tak nie

90. Czy bardzo by ci było żal zwierzęcia, które wpadło w pułapkę? tak nie

Proszę sprawdzić, czy odpowiedziałeś na wszystkie py­tania.

Klucz:

Skala P: —2, —6, —9, —11, —18, 22, 26, 30, 33, —37, 43, 46, 50, —53, —57, —61, 65, 67, —71, 74, 76, 79, 83, 87, —90.

Skala E: l, 5, 10, 14, 17, —21,—25, —29, 32, 36, 40. —42, 45, 49, 52, 56, 60, 64, 70, ,82, 86. Skala N: 3, 7, 12, 15, 19, 23, 27, 31, 34, 38, 41, 54. 58, 62, 66, 68, 72, 75, 77, 80. 84, 88.

Skala K: —4, —8, 13, —16, 20, —24, —28, 35, —39, —44, —48, —51, 55. —59, —63, —69, —73, 78, —81, —85, 89,

Ponieważ przytoczona powyżej skala nie ma polskiej normalizacji, przytoczę w tabeli 3 i 4 normy opracowane przez H. J. i S. B. G. Eysencków na pod­stawie badań prowadzonych w Wielkiej Brytanii.

Kwestionariusz Osobowości EPQ (wersja młodzieżowa) Wiek ............................... Płeć ...........................

Instrukcja: Taka sama jak w podanej uprzednio wersji dla dorosłych.

1. Czy lubisz, kiedy wokół ciebie dzieje się wiele podniecających rzeczy? tak

2. Czy masz zmienne usposobienie? tak

3. Czy z przyjemnością sprawiasz ból lu­dziom, których lubisz?

4. Czy bywasz czasem tak zachłanny, że bierzesz więcej, niż ci się należy?

5. Czy prawie zawsze masz gotową odpo­wiedź, kiedy ktoś się do ciebie zwróci?

6. Czy szybko się nudzisz?

7. Czy sprawia ci przyjemność robienie ka­wałów, które mogą czasem kogoś zranić?

8. Czy zawsze robisz od razu to, co ci po­lecono?

9. Czy wolisz być raczej sam, niż spotykać się z innymi dziećmi?

10- Czy myśli przelatują przez twoją głowę tak, że nie możesz spać?

11. Czy przekroczyłeś kiedyś jakiś szkolny zakaz?

12. Czy lubisz, kiedy inne dzieci się ciebie boją?

13. Czy jesteś raczej żywy?

14. Czy wiele rzeczy cię drażni?

15. Czy sprawia ci przyjemność krojenie zwierząt na lekcjach biologii?

16. Czy zdarzyło ci się wziąć coś (nawet gu­zik czy szpilkę) od kogoś innego?

17. Czy masz wielu przyjaciół?

18. Czy kiedykolwiek czułeś się po prostu biedny bez żadnego powodu?

19. Czy lubisz czasem dręczyć zwierzęta?

20. Czy zdarzyło ci się udawać, że nie sły­szysz, kiedy cię ktoś woła?

21. Czy chciałbyś zwiedzić stary zamek, w którym straszy?

22. Czy często uważasz, że życie jest bardzo nudne?

23. Czy wydaje ci się, że częściej się kłó­cisz i bijesz niż inne dzieci

24. Czy zawsze najpierw odrabiasz lekcje, a potem, się bawisz?

25. Czy lubisz robi" rzeczy, przy których trzeba szybko pracować?

26. Czy martwisz się, że mogłoby ci się zda­rzyć coś okropnego?

27. Czy kiedy słyszysz, że dzieci używają brzydkich słów, starasz się je powstrzy­mać?

28. Czy umiesz „rozkręcić" zabawę?

29. Czy czujesz się urażony, jeśli ktoś wy­tknie ci jakąś wadę lub błąd w pracy? tak

30. Czy bardzo byś się przejął, widząc prze­jechanego psa? tak

31. Czy zawsze przepraszasz, kiedy jesteś niegrzeczny?

32. Czy są ludzie, którzy usiłują zemścić się na tobie za coś, co według nich zrobiłeś? tak

33. Czy uważasz, że jazda na nartach wod­nych może być przyjemna? tak

34. Czy często czujesz się zmęczony bez po­wodu? tak

35. Czy dokuczanie innym dzieciom sprawia ci przyjemność? tak

36. Czy zawsze milczysz, kiedy mówią starsi? tak

37. Czy na ogół robisz pierwszy krok przy zawieraniu nowych znajomości? tak

38. Czy jesteś przewrażliwiony w niektó­rych sprawach? tak

39. Czy bierzesz udział w wielu bójkach? tak

40. Czy powiedziałeś kiedyś o kimś coś złego lub nieprzyjemnego? tak

41. Czy lubisz swoim, kolegom opowiadać dowcipy lub zabawne historyjki? tak

42. Czy masz w szkole więcej kłopotów niż inne dzieci? tak

43. Czy zazwyczaj podnosisz z ziemi papier­ki i śmieci rzucone tam przez inne dzieci? tak

44. Czy masz wiele różnych zainteresowań? tak

45. Czy łatwo jest zranić twoje uczucia? tak

46. Czy lubisz robić innym kawały? tak

47. Czy zawsze myjesz ręce przed jedze­niem? tak nie

48. Czy w czasie zabawy wolisz raczej sie­dzieć i patrzeć niż bawić się?

49. Czy często czujesz, że masz wszystkiego po dziurki w nosie?

50. Czy przypatrywanie się, jak inni znę­cają się lub dręczą małe dziecko, może być zabawne?

51. Czy zawsze jesteś spokojny w klasie, nawet, jeśli nie ma w niej nauczyciela?

52. Czy lubisz rzeczy, które są trochę nie­bezpieczne?

53. Czy jesteś czasami tak niespokojny, że nie możesz usiedzieć długo na krześle?

54. Czy chciałbyś polecieć na księżyc?

55. Czy zawsze śpiewasz, kiedy inni śpie­wają, np. na zbiórkach?

56. Czy lubisz przebywać z innymi dziećmi?

57. Czy twoi rodzice są w stosunku do cie­bie zbyt wymagający?

58. Czy chciałbyś być spadochroniarzem?

59. Czy martwisz się długo, kiedy ci się wy­daje, że się wygłupiłeś?

60. Czy zawsze zjadasz wszystko, co ci po­dano do zjedzenia?

61. Czy lubisz chodzić na wesołe zabawy i prywatki?

62. Czy czasem czujesz, ze właściwie nie warto żyć?

63. Czy bardzo by ci było żal zwierzęcia złapanego w pułapkę?

64. Czy zachowałeś się kiedyś bezczelnie w stosunku do swoich rodziców?

65. Czy często decydujesz się nagle na zro­bienie czegoś?

66. Czy często podczas pracy lub nauki my­ślisz o czymś innym? tak nie

67. Czy lubisz skakać i nurkować w basenie lub morzu? tak nie

68. Czy trudno ci zasnąć w nocy, kiedy się czymś martwisz? tak nie

69. Czy kiedykolwiek pisałeś lub rysowałeś na książkach szkolnych? tak nie

70. Czy inni uważają cię za żywego (weso­łego)? tak nie

71. Czy często czujesz się samotny? tak nie

72. Czy zawsze jesteś specjalnie ostrożny używając cudzych rzeczy? tak nie

73. Czy zawsze dzielisz się słodyczami? tak nie

74. Czy lubisz często wychodzić z domu? tak nie

75. Czy oszukiwałeś kiedyś w grze? tak nie

76. Czy wydaje ci się, że naprawdę trudno jest dobrze się bawić na wesołej pry­watce? tak nie

77. Czy czasem, czujesz się szczególnie we­soły, a innym razem smutny bez wyraź­nych powodów? tak nie

78. Czy wyrzucasz zużyty papier na podło­gę, jeżeli nie ma w pobliżu kosza na śmieci? tak nie

79. Czy jesteś szczęściarzem? tak nie

80. Czy często potrzebujesz życzliwych ko­legów, którzy podtrzymaliby cię na du­chu? tak nie

81. Czy chciałbyś jechać na szybkim moto­cyklu? tak nie

Sprawdź, czy odpowiedziałeś na wszystkie pytania!

Klucz:

Skala P: 3, 7, 12, 15, 19. 23. —30, 32, 35, 39, 42, 46, 50, 54, 57, —63, —72.

Skala E: l, 5, —9, 13, 17, 21, 25, 28, 33, 37, 41, 44, -8, 52, 56, 58, 61, 65,

67, 70, 74, —76, 79, 81. Skala N: 2, 6, 10, 14, 18, 22, 26, 29, 34, 38, 45, 49, 53, 59, 62. 66, 68, 71, 77, 80.

Skala K: -, 8, —11, —16, —20, 24, 27, 31, 36. —40, 43, 47, 51, 55, 60, —64, —69, 73, —75, —78.

W badaniach normalizacyjnych H. J. Eysencka i S. B. G. Eysenck uzyskano następujące wielkości średnich i odchyleń standardowych u chłopców i u dziewcząt:

Z punktu widzenia problematyki obecnej książki bardzo ważne jest to, że Eysenckowie wyróżnili, za­równo w wersji dla dorosłych, jak i dla młodzieży, specjalną skalę C (criminal propensity), czyli skłonno­ści przestępczych. Skala C składa się z najbardziej zróżnicowanych odpowiedzi normalnych mężczyzn i kryminalistów (skala C zarówno dla dorosłych, jak i dla młodzieży ustalona została w badaniach wyłącz­nie mężczyzn) w trzech skalach. Zdaniem Eysencków skala C może służyć za dobry wskaźnik diagnostycz­ny skłonności do przestępstwa i recydywy.

W wersji dla dorosłych skala C składa się z 34 itemów, w tym: 14 pochodzi ze skali P (są to pytania nr 2, 9, 18, 22, 30, 33, 46, 53, 57, 65, 7, 76, 79, 87), 18 ze skali N (tj. 3, 7, 12, 15, 19, 23, 27, 31, 34, 38, 41, 47, 54, 58, 62, 68. 75, 77) i 2 ze skali E (45, 70).

Skala C w przypadku wersji młodzieżowej jest nieco dłuższa, zawiera 40 itemów. Powstała ona w ten spo­sób, że wypełniający EPQ chłopców podzielono we­dług dwóch kryteriów obrazujących ich społeczne przystosowanie. Pierwszym była oparta na samooce­nie skala ASB (Antisocial Behavior), składająca się z 48 pytań dotyczących skłonności antysocjalnych, po­cząwszy od głośnej rozmowy na lekcjach, aż do po­ważnych przestępstw z włamaniem. Kryterium drugim była liczba kar wymierzanych poszczególnym chłop­com w szkole. Te itemy, które najbardziej różnicowa­ły chłopców uzyskujących wysokie i niskie wyniki w skali ASB, a zarazem tych, którzy często i rzadko karani byli przez nauczycieli, weszły do skali C dla młodzieży.

Skali tej znalazło się 15 pytań ze skali E (l, 9, 13, 17, 28, 37, 52, 56, 58 61. 67. 70, 74, 76, 79 i 81), 13 ze skali P (3, 7, 12, 15, 19, 23, 32, 35, 39, 42. 46, 50 i 72). oraz 12 ze skali N (14, 18, 22, 34, 38, 49, 53, 62, 66, 68 177).

Zastanawiające jest, dlaczego dorośli przestępcy okazali się bardziej neurotyczni od młodzieńców wykazujących skłonności antysocjalne (o czym świadczyć może to, że w przypadku dorosłych w skali C znalazło się 1B itemów ze skali N, podczas gdy w przypadku mło­dzieńców — 12). Czyżby aktywność przestępcza dzia­łała neurotyzująco?

Podobnie zastanawiający jest fakt, dlaczego w przy­padku dorosłych kryminalistów w skali C znalazły się tylko 2 itemy ze skali E, podczas gdy w przypadku młodzieńców aż 15. Być może, że w tym przypadku działa odkryta przez K. G. Junga prawidłowość, że człowiek w miarę upływu lat staje się bardziej introwertywny, czyli tym samym mniej ekstrawertywny.

6. Skala Impulsywności Skłonności do Przygód i Empatii Eysencków

Jak to wynika z przytaczanych poprzednio rozważań nad istotą psychopatii (antysocjalności), do nieodrod­nych cech tej dewiacji należy impulsywność. Z kolei zaś impulsywność jest właściwością psychiczną, często rozpatrywaną w różnych teoriach psychologicznych. Szczególnie żywe zainteresowanie tą cechą daje się Zauważyć w drugiej połowie lat siedemdziesiątych, Kiedy to zaczęto impulsywność traktować jako zgeneralizowaną właściwość psychiczną spełniającą — jak­by to można wyrazić aparatem pojęciowym Tadeusza Tomaszewskiego — regulacyjne funkcje wobec Struktury czynności ludzkich. Człowiek w zależności od określonego stopnia nasilenia tej cechy będzie lub nie będzie podejmował określone formy działania.

W studiach nad rolą impulsywności w zachowaniu się człowieka poszczególni autorzy słusznie stwierdza­ją, że impulsywność nie jest cechą psychologicznie jednorodną. Przykładem takiego stanowiska może być na przykład pogląd S. B. G. i H. J. Eysencków, że impulsywność to zespół cech takich, jak: umiłowa­nie ryzyka, niechęć do stabilizacji i planowania, żywość reakcji i prospołeczność.

Mając na uwadze znaczenie tej cechy, wspomniani autorzy przystąpili do konstrukcji skali impulsywne-ści i cech bezpośrednio z nią związanych. W 1978 r. przedstawili oni szerokie badania normalizacyjne pią­tej z kolei wersji kwestionariusza impulsywności. Kwe­stionariusz ten zawiera trzy skale: impulsywności, skłonności do przygód i empatii.

Warto — jak sądzę — dodać, że dwie z tych skal, tj. skala impulsywności i skłonności do przygód w swej ostatecznej wersji powstały z fuzji pierwszych postaci skali impulsywności Eysencków oraz znanej Skali Po­szukiwania Wrażeń (Sensation Seeking Scalę — Skrót SSS) M. Zuckermana (którą przedstawiam również w obecnym Aneksie).

Na podstawie analizy czynnikowej, jakiej poddano itemy zawarte w obu tych skalach, tj. impulsywności i poszukiwania wrażeń, uzyskano dwa podstawowe czynniki, które nazwano „impulsywnością" i „skłon­nością do przygód". Są to — jak się okazuje — różne z psychologicznego punktu widzenia pierwiastki ludz­kiego zachowania się.

Spośród itemów, wykazujących najwyższy ładunek czynników w zakresie impulsywności i skłonności do przygód, wybrano 24 do skali impulsywności i 18 do skali poszukiwania wrażeń. Do tych dwóch skal doda­no itemy ze skali empatii A. Mehrabiana i N. Epsteina, po części po to, aby uczynić skalę mniej monotonną i zamieścić w niej nieco pytań buforowych, po części zaś po to, aby sprawdzić koincydencję tak ważnej ce­chy, jaką jest empatia z dwoma poprzednio wymie­nionymi.

Bardzo ciekawe wyniki porównawcze uzyskano w przypadku porównania rezultatów uzyskanych w oma­wianym obecnie kwestionariuszu z prezentowanym po­przednio Kwestionariuszem Osobowości H. J. Eysencka. W zamieszczonej poniżej tabeli przedstawiam interkorelacje pomiędzy tymi skalami uzyskane w badaniach S. B. G. i H. J. Eysencków, prowadzonych nad 787 kobietami, o średniej wieku 26,41 lat (odchylenie standardowe: 10,43) i 402 mężczyznami, u których średnia wieku wynosiła 22,84 łat (odchylenie standar­dowe: 7,57).

Jak więc widać, skale impulsywności i skłonności do przygód pozytywnie korelują ze skalami ekstra-wersji i psychotyzmu. Przy czym na podstawie obec­nych wyników badań można przypuszczać, że osobni­cy impulsywni są bardziej psychotyczni (czyli — jak pamiętamy — bardziej ,,sztywnomyślący" i psychopa­tyczni), natomiast jednostki skłonne do przygód — bardziej ekstrawertywne.

Obie te cechy, tj. impulsywność i skłonność do przy­gód, różnicuje stosunek do neurotyczności. Impulsyw­ność pozytywnie koreluje z neurotycznością, podczas gdy skłonność do przygód — nie.

Zarówno impulsywność, jak i skłonność do przygód negatywnie korelują ze skalą kłamstwa, co Eysenckowie tłumaczą ,,małą konwencjonalnością" tego typu osobników.

Ani impulsywność, ani skłonność do przygód nie wykazują związków korelacyjnych z empatią. Z cechą tą koreluje zaś neurotyzm, co każe przypuszczać, że neurotyczni osobnicy są bardziej empatyczni.

A oto tłumaczenie omawianej do tej pory skali:

Skala I. V. E. Sybil i Hansa Eysencków Instrukcja: Ta sama co w obu wersjach EPQ.

1. Czy sprawiłaby ci przyjemność jazda na nartach wodnych? tak nie

2. Czy irytuje cię publiczne okazywanie uczuć? tak nie

3- Czy masz nieraz ochotę przeżyć silne wrażenia? tak nie

4. Czy zwykle wolisz kupować takie rze­czy, które znasz i uważasz za sprawdzone, zamiast kupować stale inne, w celu poszukiwania czegoś lepszego?

5. Czy współczujesz nieznanej osobie, któ­ra czuje się obca w grupie?

6. Czy naprawdę lubisz ryzyko?

7. Czy czujesz się w najlepszej formie po wypiciu „kilku głębszych"?

8. Czy angażujesz się często w problemy twoich przyjaciół?

9. Czy oszczędzasz regularnie?

10. Sprawiłby ci przyjemność skok spado­chronowy?

11. Czy uważasz, że ludzie przywiązują zbyt wiele uwagi do wrażliwości zwierząt?

12. Czy często kupujesz rzeczy pod wpły­wem nagłej „zachcianki"?

13. Czy odpowiadałaby ci praca ruchliwa, związana z wyjazdami, podróżami, nawet gdyby mogła okazać się zbyt niebez­pieczna?

14. Czy irytują cię ludzie nieszczęśliwi i współczujący sobie?

15. Czy, ogólnie rzecz biorąc, postępujesz i mówisz coś zwykle bez specjalnego namysłu?

16. Czy wolisz spotkania (przyjęcia) spo­kojne z miłą rozmową niż spotkania „dzikie", pełne żywiołowości?

17. Czy masz skłonność do denerwowania się, gdy inni wokół ciebie wyglądają na zdenerwowanych?

18. Czy popadasz często w kłopoty na sku­tek tego, że postępujesz bez namysłu?

19. Czy uważasz podróże autostopem za zbyt niebezpieczny sposób wędrowania?

20. Czy uważasz okrzyki radości ze szczę­ścia za niemądre? tak nie

21. Czy lubisz podniecenie wywołane alko­holem lub innymi używkami? tak nie

22. Czy lubisz skakać do wody z wysokości? tak nie

23. Czy otoczenie ma silny wpływ na twoje nastroje? tak nie

24. Czy zaliczasz się do osób impulsywnych? tak nie

25. Czy lubisz nowe i podniecające doświad­czenia i przeżycia, jeśli są one trochę straszne i niecodzienne? tak nie

26. Czy udziela ci się często zdenerwowa­nie twoich przyjaciół? tak nie

27. Czy zwykle dobrze namyślasz się przed wykonaniem czegoś? tak nie

28. Czy chciałbyś nauczyć się latania samo­lotem? tak nie

29. Czy zwykle angażujesz się w przeżycia bohaterów filmowych i powieściowych? tak nie

30. Czy często robisz coś pod wpływem chwilowego impulsu? tak nie

31. Czy uważasz, że warto ryzykować, na­wet jeśli okoliczności są przeciwko two­jej decyzji? tak nie

32. Czy czujesz się nieswojo na widok pła­czącej osoby? tak nie

33. Czy lubisz łamać przepisy, które uwa­żasz za niemądre? tak nie

34. Czy jesteś raczej ostrożny i rozmowny w niezwykłych sytuacjach? tak nie

35. Czy udziela ci się uśmiech innej osoby? tak nie

36. Czy najczęściej zastanawiasz się zanim cokolwiek powiesz? tak nie

37. Czy uważasz, że warunkiem zwolnienia się z dotychczasowej pracy jest pewność uzyskania innej?

38. Czy bywasz na ogół spokojny nawet wtedy gdy twoje otoczenie wykazuje zaniepokojenie?

39. Czy często mieszasz się w sprawy, z któ­rych chciałbyś się potem wyplątać?

40. Czy wolisz muzykę tradycyjną niż nową?

41. Czy próbujesz skierować rozmowę na inny temat, gdy przyjaciel zaczyna mó­wić o swoich problemach?

42. Czy bywasz tak zaabsorbowany nowymi i podniecającymi pomysłami, że nie zwracasz uwagi na ich ewentualne nie­dociągnięcia?

43. Czy trudno ci zrozumieć ludzi, którzy, zajmując się alpinizmem, ryzykują ży­ciem?

44. Czy podejmujesz decyzje, nie kłopocząc się uczuciami innych osób?

45. Czy szybciej od innych czujesz się znu­dzony wykonywaniem stale tego samego zajęcia?

46. Czy wolisz kolegów godnych zaufania od takich, którzy potrafią zaskakiwać swoim zachowaniem?

47. Czy trudno ci zrozumieć, dlaczego nie­których ludzi tsk bardzo rozstrajają i de­nerwują pewne rzeczy?

48. Czy zgadzasz się, że zaplanowane i upo­rządkowane życie jest nudno?

49. Czy lubisz czasami robić rzeczy, które są trochę przerażające?

50. Czy możesz zachować dobry nastrój, nawet gdy otaczający ludzie są przygnę­bieni? tak nie

51. Czy bardzo musisz panować nad sobą, aby uniknąć kłopotliwych sytuacji? tak nie

52. Czy życie bez niebezpieczeństw byłoby dla ciebie zbyt nudne? tak nie

53. Czy stajesz się bardziej zirytowany niż współczujący, gdy widzisz kogoś pła­czącego? tak nie

54. Czy uważasz, że prawie wszystko, co sprawia przyjemność, jest nielegalne lub niemoralne? tak nie

55. Czy wolisz wchodzić do zimnej wody stopniowo, zamiast wskakiwać do niej? tak nie

56. Czy dziwią cię często reakcje osób na twoje wypowiedzi i zachowania? tak nie

57. Czy niecierpliwi cię spóźnianie się osób, na które czekasz? tak nie

58. Czy sprawiłby ci przyjemność szybki zjazd na nartach z wysokiej góry? tak nie

59. Czy lubisz przyglądać się osobom roz­pakowującym paczki z prezentami? tak nie

60. Czy sądzisz, że zabawa jest bardziej uda­na, gdy jest nie zaplanowana lub zorga­nizowana w ostatnim momencie?

61. Czy sprawiłoby ci przyjemność nurko­wanie z maską tlenową? tak nie

62. Czy byłoby dla ciebie bardzo trudne przekazanie komuś złych wiadomości? tak nie

63. Czy stajesz się bardziej niespokojny, je­śli musisz przez jakiś czas pozostać w domu? tak nie

Prosimy sprawdzić, czy odpowiedziałeś na wszystkie pytania! Dziękujemy.

Klucz:

Impulsywność: 3, 7, —9, 12, 15. —16, 18, 21, 24, —27, 30, —34. 36, 39, 42, 45, 48, 51, 54, 56, 57, 60, 63. Poszukiwanie przygód: l, —4, 6, 10, 13, —19, 22, 25, 28, —37, —40, —43, 49, 52, —55, —58, 61.

Empa­tia: 5, 8, —11, —14, 17, —20, 23, 26, 29, 32, 35, —38, —41, —47, —50, —53, 59, 62.

Poniżej przytaczam wyniki badań skalą I. V. P. uzy­skane przez jej autorów

Tabela 9. Średnie i odchylenia standardowe dla skali I.V.E. uzyskane w badaniach Eysenckow

Impulsy wność

Poszukiwanie przygód

Empatia

Pici

bność

Śred­

Od­

Śred­

Od­

Śred­

Od­

nia

chyl.

nia

chyl.

nia

chyl.

Mężczyźni

299

13,07

4,43

10,93

2,76

8,51

2,46

Kobiety

204

11,95

4,18

8,95

3,18

9,80

2,73

Tabela 10. Wyniki badań skalą I.V.E. 228 13-letnich chłop­ców i 206 14-letnich dziewcząt

Pięć

Licze­bność

Impulsywność

Poszukiwanie przygód

Empatia

Śred-

Od­

Śred­

Od-

Śred­

Od­

nią

chyl.

nia

chyi.

nia

chyl.

Chłopcy Dziewczęta

14,02 13,32

4,77 4.89

15,85 15,03

4,17

4,34

12,12 15,51

3,55 2,99

c. Wielo czynnikowa Skala Lęku Daisy Schalling

Jako kolejną, ważną — moim zdaniem — technikę po­zwalającą na diagnozę jednej z najważniejszych cech konstytuujących psychopatię, zamieszczam skalę D. Schalling o angielskiej nazwie: Multicomponent Anxiety Scalę (skrót M.C.A.). Istotność tej skali polega na tym, że dokonuje ona pomiarów trzech typów lęku wyróżnionych przez D. Schalling, o czym już była mowa.

Skala zawiera po dziesięć itemów określających naj­bardziej istotne symptomy poszczególnych typów lęku, Wypełnia się ją przez postawienie przy każdym opisu­jącym symptom itemie cyfrę określającą jego nasile­nie lub niewystępowanie, czyli od O do 3. A oto czwar­ta wersja tej skali znana pod skrótem MCA IV:

Lęk psychiczny:

1. Często martwię się sprawami, które inni ludzie uważają za błahe.

2. Odczuwam zawsze wielką obawę przed nowym przedsięwzięciem.

3. Po dokonaniu zakupu często wyrzucam sobie, że uczyniłem zły wybór.

4. Upływa zwykle dużo czasu, zanim przechodzę do porządku dziennego po nieprzyjemnych wydarzeniach.

5. Zwykle czuję się nieswojo, kiedy spotykam ludzi, których nie znam dokładnie.

6. Nie mam zbytniej pewności siebie.

7. Jestem z reguły bardzo nieśmiały w towarzystwie.

8. Rzadko odważam się zabierać głos w dyskusji, ponieważ mam wrażenie, że ludzie uważają, iż mój pogląd jest nic niewart.

9. Nawet wtedy, kiedy wiem, że mam rację, mam duże trudności w sprzeciwianiu się.

10. Należę do osób nadmiernie wrażliwych i łatwych do urażenia.

Lęk somatyczny:

1. Moje serce czasami uderza gwałtownie i nierytmicznie bez realnej przyczyny.

2. Czasami zaczynam się pocić bez specjalnej racji.

3. Czasami, kiedy jestem zdenerwowany, zaczynam nagle odczuwać, że moje nogi są za słabe, aby móc się na nich utrzymać.

4. Czasami odczuwam pieczenie swych policzków, chociaż nie są one szczególnie gorące.

5. Bardzo często, szczególnie kiedy jestem zmęczo­ny, odczuwam że albo ja, albo świat wokół mnie zmie­nia się, czuję się wtedy obcy.

6. Czasami mam odczucie, że brakuje mi tchu.

7. Często mam złe samopoczucie i odczuwam skrę­powanie bez żadnej racji.

8. Często odczuwam zaniepokojenie, jak gdybym chciał czegoś i nie wiem czego.

9. Odczuwam często panikę.

10. Posiadam wielką trudność w zebraniu myśli, kiedy mówię do kogoś.

Napięcie mięśniowe:

1. Często odczuwam bóle w ramionach i z tyłu szyi.

2. Często stwierdzam, że zgrzytam zębami bez po­wodu.

3. Często odczuwam zesztywnienie ciała połączone z napięciem.

4. Moje mięśnie są tak napięte, że przez to popadam w zmęczenie.

5. Często łapię się na tym że trzymam gazetę, której nie czytam.

6. Kiedy próbuję zasnąć, często stwierdzam, że wszy­stkie moje mięśnie są bardzo napięte.

7. Nieoczekiwany hałas powoduje, że ,,podskakuję" i czuję się wstrząśnięty.

8. Posiadam trudności z zajmowaniem wygodnej i wypoczywającej pozycji olała, nawet w wygodnym fotelu.

9. Wieczorem często miewam ból głowy, odczuwany w ten sposób, jakby żelazo opasywało mi czoło.

10. Zwykle drżą mi ręce.

d. Inwentarz Impulsywności, Unikania Monotonii i Niechęci do Ludzi Daisy Schalling

Inną techniką skonstruowaną przez D, Schalling do diagnostyki podstawowych cech psychopatii jest In­wentarz Impulsywności, Unikania Monotonii i Nie­chęci do Ludzi, którego angielska nazwa brzmi: (skrót: IMD).

Geneza tej techniki sięga badań nad diagnostyką psychopatii przy zastosowaniu szeroko znanego w lite­raturze psychologicznej Kwestionariusza Osobowości H. J. Eysencka, szczególnie zaś nad tzw. podwójną na­turą ekstrawersji (o czym mówiłem przy okazji pre­zentowania EPQ). Z licznych badań, jakie przeprowa­dzała D. Schalling, wynika, że obie podskale tzn. Ei (ekstrawersji-impulsywności) i Es (ekstrawersji-towarzyskości) bardzo nisko ze sobą nawzajem korelują, na­tomiast w całkowicie różny sposób korelują ze skalami dokonującymi pomiaru cech psychopatycznych, a mia­nowicie Ei koreluje z reguły pozytywnie z tymi ska­lami, podczas gdy Es negatywnie.

Stąd też autorka postanowiła stworzyć skalę doko­nującą pomiaru bardziej bezpośrednio związanej z psy­chopatią cechy, czyli impulsywności. Obok impulsywności D. Schalling przedmiotem diagnozy postanowiła uczynić dwie inne esencjonalne cechy psychopatii, a mianowicie cechę, którą nazwała „unikanie mono­tonii", a która koresponduje z cechą zwaną przez M. Zuckermana „poszukiwaniem wrażeń" oraz unika­nie bliższych kontaktów z ludźmi.

Inwentarz IMD wypełnia się podobnie jak przedsta­wioną poprzednio skalę do mierzenia lęku, poprzez wpisywanie jednej z czterech cyfr obok nazwy itemu (tzn. od O do 3). Cyfry te znamionują nasilenie danej cechy (lub jej niewystępowanie). Innowacją w porównaniu do poprzedniej skali skonstruowanej przez D. Schalling jest to, że niektóre itemy stają się diagnostyczne w przypadku odpowiedzi negatywnej. Stwierdzenia te zaznaczyłem poprzez dopisek „nie" zamieszczony w nawiasie na zakończenie takiego itemu.

A oto Inwentarz Impulsywności, Unikania Monotonii i Niechęci do Ludzi (IMD):

Impulsywność:

l. Mam skłonność do działania pod wpływem chwilowego impulsu, bez uprzedniego przemyślenia.

2. Kiedy mam podjąć ważną decyzję, wolę się najpierw „przespać z tą sprawą" (nie).

3. Zazwyczaj jestem tak zafascynowany nowymi pomysłami i radami, że nie biorę pod uwagę ich słabych stron.

4. Często zbyt szybko przywiązuję się do przedmiotów.

5. Jestem bardzo dziwną osobą (nie).

6. Myślę, że należę do osób biorących sprawy „tak, Jak lecą" (bez specjalnego zastanawiania się).

7. Zwykle ..szybciej mówię niż myślę", tzn. wypo­wiadam uwagi bez specjalnego zastanowienia się.

8. Kiedy mam podjąć decyzję, robię to szybko.

9. Traktuję życie lekko.

10. Uważam siebie za osobę impulsywną.

Unikanie monotonii:

l. Jestem pełen zapału, kiedy mam wykonać cos zupełnie nowego.

2. Lubię przykładne, spokojne i zorganizowane życie (nie).

3. Wolę ludzi, których cechuje spontaniczne zachowanie.

4. Przejawiam zwykle wielką potrzebę do zmian.

5. Zwykle chodzę w takie miejsca, gdzie coś się dzieje.

6. Prawie zawsze pragnę więcej działania,

7. Zwykle lubię wykonywać stale tę samą pracę (nie).

8. Lubię wykonywać coś głównie dlatego, aby się czymś zająć.

9. Bycie w ciągłym ruchu, w podróży, zmieniać pod­niety — to jest życie, które uwielbiam.

10. Kiedy słucham radia, nastawiam go na ,,cały regulator".

Unikanie ludzi:

1. Posiadam łatwość nawiązywania bliskich kontak­tów z ludźmi (nie).

2. Kiedy czuję się zmartwiony i nieszczęśliwy, pra­gnę się komuś zwierzyć

3. Unikam ludzi wścibskich, którzy zbytnio intere­sują się moim życiem osobistym.

4. Czuję się nieswój, kiedy ludzie zwierzają mi się.

5. Bywam głęboko poruszony niepowodzeniem in­nych ludzi (nie).

6. Najlepiej czuję się, trzymając innych na dystans.

7. Wolę unikać uwikłania się w czyjeś problemy osobiste.

8. Ludzie myślą o mnie, że ukrywam swe uczucia i dlatego nie mogą mnie zrozumieć.

9- Uważam się za człowieka zachowującego raczej rezerwę i chłód wobec innych niż wylewność.

10. Ludzie często przychodzą do mnie ze swoimi trudnościami (nie).

e. Skale machiawelizmu w kontaktach międzyludzkich R, Christie i F. L. Geis

Biorąc pod uwagę to, co mówiłem w podrozdziale dru­gim o roli skłonności do manipulowania jako o jednej z podstawowych cech „psychopatycznego" stosunku do innych ludzi, nie sposób pominąć obecnie przedstawienia podstawowych skal służących do określenia cech „manipulatorskich", czyli „machiawelizmu w kontaktach międzyludzkich".

Ogólnie autorzy Studies m MachiayelUanism R. Chri­stie i F. L. Geis opracowali pięć kolejnych pod względem stopnia doskonałości wersji skal machiawelizmu. Jak już wspominałem, obecnie w najczęst­szym użyciu są dwie ostatnie ich wersje, czyli Mach IV i Mach V. W celu ukazania poglądu na istotę tych . skal, wspomnę o ich poprzedniczkach.

Otóż, jako to już pisałem w podrozdziale drugim, R. Christie w 1964 r. przedstawił na zjeździe Amery­kańskiego Towarzystwa Psychologicznego po raz pierw­szy ideę ,,machiawelizmu w kontaktach międzyludzkich", ukazując równocześnie możliwość badania tej cechy na podstawie pytania o zgodę poszczególnych osób na temat najważniejszych sformułowań zawar­tych w podstawowych dziełach N. Machiavellego, tj. w Księciu, a także i Rozprawach. Ten pierwszy, przykładowy (nie opublikowany) zestaw uznany był później za pierwszą wersję skali Mach., czyli Mach I.

Druga wersja, jak i wszystkie następne, opracowana ,była przez obydwoje autorów Studies zn Machiavellism, czyli R. Christie i Florence L. Geis. Wyselekcjo­nowali oni starannie z obu wspomnianych powyżej sdzieł N. Machiavellego 71 sformułowań, które uczynili itemami skali Mach II,

Itemy te podzielili na trzy rodzaje, zgodnie z prze­znaczeniem uwag, jakie wygłaszał „mistrz". Pierw­szy rodzaj sądów dotyczył najskuteczniejszych — zda­niem N. Machiavellego — metod postępowania z ludź­mi, czyli tzw. taktyki. Ponieważ owa ,,taktyka" sta­nowiła centralny przedmiot zainteresowań ,,mistrza", stąd też najwięcej itemów, bo aż 32, wyrażało ten ro­dzaj sądów. Drugi z tych poglądów, również bardzo ważny w dziełach N. Machiavellego, dotyczył właści­wości natury ludzkiej. W skali reprezentowało ten typ poglądów 28 itemów. Trzeci zaś, najmniej reprezenta­tywny dla poglądów bardzo pragmatycznego autora, koncentrował się na istocie moralności. Zagadnieniu temu poświęconych było 11 itemów.

Skałę Mach II poddali autorzy rozległym badaniom standaryzacyjnym. Efektem tych badań było wyłonie­nie z 71 itemów 50, które okazały się wysoką diagnostycznością w trzech różnych grupach badanych osób. Wymienionych 50 itemów stanowiło trzecią wersję skali machiawelizmu, czyli Mach III.

Wśród 50 itemów wiele posiadało podobne znacze­nie, co autorzy postanowili wyeliminować. Ponadto chodziło o wydatne skrócenie skali, stąd też wybrali oni 20 najbardziej diagnostycznych itemów, z których stworzyli bardzo operatywną, krótką skalę Mach IV.

W celu wyeliminowania jednego z podstawowych źródeł obniżenia diagnostyczności metod kwestionariu­szowych —- wynikających z tzw. ,,reakcji zgodliwości" (jakie prawdopodobnie znamionują wielu ludzi), skalę tę skonstruowano w ten sposób, że dziesięć stwierdzeń (itemów) stawało się diagnostycznymi w przypadku ich potwierdzenia, a dziesięć w przypadku zaprzeczenia.

W ślad za wyraźnym zmniejszeniem wielkości skali zmniejszyła się także liczba itemów diagnozujących poszczególne składniki machiawelizmu. I tak: „takty­ka" i ,,poglądy (na naturę człowieka") zawierały po dziewięć itemów, natomiast ,,moralność" tylko dwa.

Obok wielu zalet, wynikających z trafności sformu­łowań itemów, krótkości i tym samym operatywności w stosowaniu, skala Mach IV posiadała jeden zasadniczy mankament, a mianowicie dosyć wysoko korelo­wała ze Skalą Atrakcyjności Społecznej skrót: Edward's SD. Ko­relacja ta wynosiła: 0,35 dla mężczyzn i 0,75 dla 1'kobiet. Oznacza to, że większość kobiet wypełnia skalę Mach IV w taki sposób, aby zyskać społeczne uznanie.

W celu wyeliminowania owego niebezpiecznego zjawiska, przygotowano następną, psychometrycznie bar­dziej wyrafinowaną wersję skali, czyli Mach V, w której zastosowano strategię polegającą na tzw. wymuszonym wyborze dwóch spośród trzech stwierdzeń wchodzących w skład każdego itemu.

Przy czym dla uniknięcia niebezpieczeństwa, jakie z reguły stwarzają skale o wymuszonym wyborze (które jeden z badanych — student medycyny — określił następująco: „To jest czasami tak, jakbym miał wybrać: czy zgwałcę matkę, czy też zabiję siekierą własnego ojca"), dwa diagnostyczne stwierdzenia podobne (według opinii sędziów kompetentnych) pod względem oceny społecznej stawały się diagnostyczne w przy­padku potwierdzenia jednego, a zaprzeczenia drugiego.

Obok dwóch stwierdzeń diagnostycznych, w każdym wstawię jest jedno stwierdzenie tzw. buforowe, tzn. wyrażające obiegową prawdę nie związaną jednak z maksymami N. Machiavellego. Przy czym, jeśli {Stwierdzenia dotyczące machiawelizmu były wysoko lokowane pod względem oceny społecznej (wg oceny sędziów kompetentnych), wtedy zdanie buforowe było nisko lokowane pod tym względem, i na odwrót.

Ponieważ jednak skala Mach V w wyniku uwolnienia jej od zaburzających wpływów oceny społecznej na badanych oraz większego psychometrycznego wyrafi­nowania „straciła na lekkości" (tzn. stała się przydługawa), stosuje się ją często wspólnie z jej bardziej operatywną poprzedniczką, tzn. skalą Mach IV. Sto­sowanie obu tych skal razem stwarza ponadto dogod­ny system zabezpieczenia przed uchybieniami w dia­gnozie. Skala Mach IV1"

Instrukcja: Przeczytaj uważnie każde z podanych niżej zdań i oceń, w jakim stopniu są one zgodne z twoimi przekonaniami. Ocenę tę wyraź w skali 7-s.to-pniowej, tzn.: jeśli całkowicie zgadzasz się, .postaw 7 punktów, jeśli w zasadzie się zgadzasz — 6 punk­tów, jeśli trochę się zgadzasz — 5, jeśli nie jesteś zde­cydowany: „tak" czy ,,nie", wpisz 4 punkty, jeśli chy­ba prawdopoodobnie się nie zgadzasz — 3 punkty, w zasadzie się nie zgadzasz — 2 punkty, a jeśli całko­wicie się nie zgadzasz — l punkt.

L.p. Twierdzenie Odpowiedź

1. Nigdy nie mów nikomu o prawdziwych powodach twojego postępowania, chyba że uznasz to za pożyteczne.

2. Najlepszą metodą postępowania z ludź­mi jest mówienie im tego, co chcą usły­szeć.

3. Powinno się robić tylko to, o czym jest się przekonanym, że jest słuszne i mo­ralne.

4. W zasadzie większość ludzi jest dobra i życzliwa.

5. Najbezpieczniej jest przyjąć, że w każ­dym człowieku tkwi skłonność do występku, która ujawni się w sprzyjają­cych warunkach.

6. Uczciwość zawsze popłaca.

7. Dla kłamstwa nie ma usprawiedliwienia.

8. Na ogół ludzie nie będą chcieli praco­wać ciężko, jeśli nie będą do tego zmu­szani.

9. Mimo wszystko lepiej być człowiekiem skromnym i uczciwym, niż kimś ważnym, ale nieuczciwym.

10. Gdy prosimy kogoś, aby coś dla nas zrobił, lepiej jest podać prawdziwe po­wody naszej prośby, niż takie, które mogłyby wydać się bardziej ważkie.

11. Większość ludzi „na świeczniku" żyje uczciwie i moralnie.

12. Największa różnica między większością przestępców a pozostałymi ludźmi polega na tym, że przestępcy byli na tyle głupi, że dali się złapać.

13. Kiedy ktoś całkowicie ufa drugiemu człowiekowi, naraża się na kłopoty.

Większość mężczyzn jest odważna.

Schlebianie ważnym osobom jest mądre.

Możliwe jest osiąganie dobrych wyni­ków we wszystkich dziedzinach.

Mylą się ci, którzy twierdzą, że dooko­ła jest pełno naiwniaków.

Trudno jest wybić się, nie traktując ul­gowo pewnych wydarzeń.

Ludzie cierpiący na nieuleczalne choroby powinni mieć możliwość wybra­nia bezbolesnej śmierci.

Większość ludzi łatwiej godzi się ze śmiercią ojca niż z utratą swojej włas­ności.

Klucz:

„Taktyka": 1+, 2+, 3— 6— 7— 10—, 12— 15+ i 16+.

„Poglądy (na naturę ludzką)": 4—, 5—, 8+, 11— 134-, 14—, 17— 18+ i 20+.

„Moralność": 9— i 19+.

Obliczanie wyników polega na sumowaniu wpisanych przez badanego punktów i dodanie do uzyskanej licz­by 20, w ten sposób najniższy, teoretyczny wskaźnik machiawelizmu wynosić może 40 (tj.: 20 X l + 20), najwyższy zaś 160 (tzn. 20 X 7 + 20),

Skala Mach V.

Instrukcja:

Czytaj kolejno każdą z trójek zdań. Zastanów się, z którym ze stwierdzeń w każdej trójce najbardziej się zgadzasz, a z którym najmniej. Zaznacz swoją de­cyzję w rubryce odpowiedzi, stawiając „+" obok stwierdzenia najbardziej według Ciebie słusznego w danej trójce oraz stawiając „—" obok stwierdzenia najmniej słusznego w tej trójce.

Klucz do tej skali jest bardziej złożony niż w przy­padku jej poprzedniczki, tj. skali Mach IV, w wyniku bowiem wprowadzenia w miejsce jednego stwierdze­nia dotyczącego itemu, trzech sformułowań powstało o wiele więcej możliwości. W celu zapewnienia porów­nywalności skali Mach V ze skalą Mach IV zachowano jednak 7-punktowy system oceny. Rozkład zaś odpo­wiedzi dający cztery kolejne przedziały wielkości (wy­rażanej punktami: l, 3, 5 i 7) przedstawia zestawienie zawarte w zamieszczonej poniżej tabeli.

Uwaga: Dopuszczalna granica uznania protokołu za ważny wynosi trzy opuszczenia odpowiedzi. "W ta­kim przypadku uznajemy brak odpowiedzi za wartość środkową (tzn. w przypadku skali Mach IV — 4 punk­ty, a w przypadku Mach V — 3 punkty).

1-Tabela 11.

L.p.

Twierdzenie

Odpowiedź

Kod

l.

A.

Sprytny przestępca ma na ogół więcej wyobraźni niż przedsiębiorczy człowiek interesu

B.

Powiedzenie: „Droga do pieklą wybrukowana jest

dobrymi chęciami" zawiera wiele prawdy-

C.

Większość ludzi łatwiej godzi się ze śmiercią ojca niż z utratą swojej własności

2.

T~

A. B.

Mężczyźni bardziej interesują się autem, którym jeżdżą, niż strojami, jakie noszą ich żony

Rozwijanie wyobraźni i twórczości u dzieci Jeal rzeczą bardzo ważna

C.

Ludzie cierpiący na nieuleczalne choroby powinni mieć możliwość wybrania bezbolesnej śmierci

A-

Nigdy nie mów nikomu o prawdziwych powodach two­jego postępowania, chyba że uznasz (o za pożyteczne

B.

Dobro jednostki jest celem, który powinien być realizo­wany przede wszystkim

C.

W związku z tym, że większość ludzi we wie czego chce, słuszne jest żalem, aby jednostki ambitne mówiły im, co mają robić

4.

A.

Ludzie stają się leniwi i niezdyscyplinowani, co Jest groźne dla naszego kraju

B.

C.

Najlepszą metodą postępowania z ludźmi jest mówie­nie im tego, co chcą usiyszeć-

Byłoby dobrze, gdyby ludzie byli życzliwsi dla tych, którzy mają mniej szczęścia od nich

5.

A. B.

C

W zasadzie większość ludzi jest dobra i życzliwa

Najważniejszą cechą męża lub żony jest zgodne usposo­bienie, inie cechy są mniej istotne

Tylko po osiągnięciu tego, czego się pragnie od życia,

można interesować się niesprawiedliwością panującą na świecie

6.

A.

Większość ludzi „na świeczniku" żyje uczciwie i mo­ralnie

B.

Ludzie pożyteczni dla społeczeństwa nie powinni być ganieni za 10, że stawiają karierę ponad rodziną

C.

Ludziom powodziłoby się o wiele lepiej, gdyby mniej myśleli o tym, jak wykonywać dane rzeczy, a więcej o tym, co należy robić

7.

A.

Dobry nauczyciel raczej stawia otwarte pytania niż daje gotowe odpowiedzi

B.

Gdy prosimy kogoś, aby coś dla nas zrobi!, lepiej jest

podać prawdziwe powody naszej prośby niż iakie, które inogtyby wydać się bardziej ważkie

L.

P.

Twierdzenie

Odpowiedź

Kod

C.

Aby dowied2ieć się czegoś o osobowości danego czło­wieka najprościej zapytać go o Jego zawód

8.

A.

Tak wielkie budowle jak piramid egipskie warte były niewolniczej pracy ich wykonawców

B.

Jeśli już raz zostanie opracowany sposób rozwiązywa­nia jakiegoś problemu., to najlepiej się go trzymać

C.

Powinno się robić tylko to, o czym. jest się przekona­nym, że jest sliiszne moralnie

9.

A.

Świat byłby znacznie lepszy, gdyby ludzie pozostawili przyszłość jej własnemu biegowi i zajęli się czerpaniem przyjemności z tego, co niesie dzień dzisiejszy

B.

Schlebianie ważnym osobom jest mądre

C-

Dobrze jest zmieniał; podjętą decyzję, gdy nowe oko­liczności tego wymagają

10.

A.

Dobrą taktyką jest dawanie ludziom do zrozumienia, że postępuje się w okręcony sposób dlatego, że nie miało się innego wyboru

B.

"Największa różnica między większością przestępców a pozostałymi ludźmi polega na tym, że przestępcy byli na tyle głupi, że dali się ziapać

C.

Nawet u najbardziej zatwardziałego i zdeprymowanego przestępcy można doszukać się odrobiny przyzwoitości

11-

A.

Mimo wszystko lepiej jest być człowiekiem przeciętnym i uczciwym, niż kimś ważnym, ale nieuczciwym

B.

Człowiek, który jest zdolny i chętny do ciężkiej pracy, ma dużą szansę powodzenia we wszystkim, co robi

C.

Rzeczy, które nie pomagają nam w codziennym życiu, nie mają większej wartości

12.

A.

Ludzie me powinni być karani za łamanie praw, które uważają za nierozważne

B.

Zbyt wielu przestępców nie jest karanych za swoje zbrodnie

C.

Dla kłamstwa nie ma usprawiedliwienia

13.

A.

Na ogół ludzie nic będą chcieli pracować ciężko, o ile nie będą do tego zmuszani

B.

Nawet temu, kto popełnił poważny błąd, należy dać szansę

C.

Nie warto troszczyć się o ludzi, którzy nie potrafią się na nic zdecydować

14.

A.

Mężczyzna powinien być przede wszystkim odpowie­dzialny za własną żonę, a nie za matkę

B.

Większość mężczyzn jest odważna

Ł,

P.

Twierdzenie

Odpowiedź

Kod

(J.

Najlepiej dobierać -sobie takich przyjaciół, którzy • pobudzają nas intelektualnie, a nie takich, przy któ­rych Jest nam wygodnie

15.

A.

Tylko niewielu ludzi zasługuje na to, aby się nimi zajmować

B.

Trudno jest wybić się, nie traktując ulgowo pewnych wydarzeń

C.

Operatywny człowiek kierujący się własnym zyskiem jest pożyteczniejszy dla społeczeństwa niż nieefektywny marzyciel

16.

A.

Najlepiej Jest sprawiać na innych wrażenie człowieka, który łatwo zmienia zdanie

B.

Dobrą taktyką jest utrzymanie z każdym dobrych stosunków

C.

Uczciwość zawsze popłaca

17.

•A.

Bycie dobrym pod każdym względem jest możliwe

B.

Dobrze jest pomagać sobie, ale jeszcze lepiej jest poma­gać innym

C.

Wojna i groźba wojny zawsze towarzyszą człowiekowi

18.

A-

Mylą się ci, którzy twierdzą, że dookoła jest pełno naiwniaków

-

B.

Życie jest doić nudne, jeśli świadomie nie wprowadzi się trochę ożywienia •

C.

Ludziom powodziłoby się lepiej, gdyby kontrolowali swoje emocje

19.

A.

Wrażliwość na uczucia innych ludzi warta, więcej niż opanowanie w sytuacjach społecznych

B.

Idealne społeczeństwo to takie, w którym każdy zna i akceptuje swoje miejsce -

C.

Najbezpieczniej jest przyjąć, że w każdym człowieku tkwi skłonność do występku, która ujawni się w sprzy­jających warunkach

20.

A.

Ludzie, którzy dyskutują nad abstrakcyjnymi proble­mami, na ogół nie wiedzą, o czym mówią

B.

Każdy, kto wierzy bez reszty komukolwiek, prędzej czy później popadnie w kłopoty

C.

Wolność słowa jest istotna dla funkcjonowania de­mokracji

Dla orientacji przytoczę średnie i odchylenia stan­dardowe dla obu omawianych powyżej skal uzyskane w badaniach normalizacyjnych prowadzonych przez

f. Skala Poszukiwania Wrażeń (SSS) M. Zuckermana

Na zakończenie przedstawię Sensation Seeking Scalę (skrót SSS) Marvina Zuckermana, o której wspomina­łem już kilkakrotnie poprzednio, w związku z oma­wianiem poprzednich kwestionariuszy. Skala Poszuki­wania Wrażeń Zuckermana ma poczesne miejsce wśród inwentarzy przeznaczonych do diagnostyki cech zwią­zanych z psychopatią, w wielu przypadkach skala ta stanowiła zaczyn tworzenia różnych nowych kwestio­nariuszy a także wykorzystano ją do sprawdzenia diagnostyczności innych inwentarzy.

Kreśląc historię rozwoju skali SSS, M. Zuckerman podaje informacje, że idea skali wywodzi się bezpośrednio z licznych teorii na temat istnienia tzw. optimum stymulacji (czy aktywacji), w świetle któ­rych zapewnienie sobie owego optimum stanowi wy­znacznik specyficznego impulsu motywacyjnego do działania, względnie zaprzestania aktywności, co jest zależne od sumy pobieranych wrażeń z jednej strony i specyficznego, osobniczego zapotrzebowania na sty­mulację z drugiej. Przegląd niektórych teorii na ten temat znaleźć można w naszej literaturze w pracy T. Klonowicz.

W swej pierwszej postaci skala SSS zawierała 54 ite­mów, z czego 14 dotyczyło krańcowości doznań zmy­słowych (ciepła, zimna, dźwięków, smaków, kolorów, rodzajów muzyki itp.), 8 koncentrowało się na prefe­rencjach nowych i obcych doznań w przeciwieństwie do stale tych samych, 12 odnosiło się do zamiłowania w doznawaniu dreszczu niebezpieczeństwa w sporcie i pracy, 6 zawierało pytania dotyczące posiadania „wichrzycielskich" idei społecznych, jako przeciwieństwa realnego, opartego na doświadczeniu obrazu życia spo­łecznego, 4 przeciwstawiało stwierdzenia mówiące o dą­żeniu do spokoju i bezpieczeństwa, takim, które do­wodziły o zamiłowaniu do ryzyka i przygody, 2 ostat­nie odnosiły się do ogólnej potrzeby ekscytacji.

Od tego czasu skala przechodziła szereg modyfika­cji, efektem których było m.in.: wyodrębnienie na podstawie analizy czynnikowej w trzeciej postaci-skali M. Zuckermana czterech czynników, z jakich składa się ogólnie tendencja do poszukiwania wrażeń. W ten sposób skalę S.SS podzielono na cztery następujące podskale:

l. Poszukiwania Mocnych Doznań i Przygód skrót TAS. Skala ta zawiera itemy dotyczące niezwykłych sportów za­wierających duży ładunek niebezpieczeństwa.

2. Poszu­kiwania Doświadczeńskrót ES, która posiada pytania odnoszące się do zdo­bywania stymulacji przez stałe badanie nowych, coraz bardziej niezwykłych właściwości otoczenia jak: przy­jaźnie z niezwykłymi ludźmi, zamiłowanie w ekscen­trycznych strojach i zachowanie niechęci do ,,irracjo­nalnych" autorytetów.

3. Rozhamowanie — skrót Dis. Podskala ta składa się z itemów diagnozujących częstotliwość zmiany partnerów se­ksualnych, zamiłowań do ,,nie krępujących" czy „nie­konwencjonalnych" spotkań towarzyskich, pijaństwa, hazardu itp. 4. Podatności na Znudzenie — skrót BS obejmującą pytania doty­czące niechęci do monotonii w jej różnych aspektach.

Wymienione powyżej podskale SSS poddawano wie­loaspektowym badaniom korelacyjnym z innymi ska­lami dokonującymi pomiarów różnych cech patologicz­nych, z których to badań m. in. wynika, że podskale Dis i BS korelują pozytywnie ze skalą E w kwestiona­riuszu Eysencka. Wbrew przypuszczeniu, żadna z pod-skal nie koreluje jednak w sposób statystycznie istot­ny ze skalą P. Wszystkie natomiast podskale SSS ko­relują dodatnio ze skalą psychopatii w MMPI itp.

Przed prezentacją polskiej adaptacji skali M. Zu­ckermana muszę zaznaczyć, że skala ta jako jedyna z zamieszczonych obecnie posiada polską adaptację i normalizację dokonaną przez Z. Oleszkiewicz-Zsurzs, która wykorzystała ową technikę do badań preferen­cji zawodowych. Polska wersja SSS ma nie tylko kilka itemów zmie­nionych i dostosowanych do naszych warunków, ma ona także nową, siedmiopytaniową podskalę zwaną „I", zawierającą itemy dotyczące zapotrzebowania na sty­mulację intelektualną.

Przy obliczaniu wyników w skali SSS za każdą dia­gnostyczną odpowiedź przyznajemy jeden punkt. Wy­niki oblicza się dla każdej pociskali osobno.

Test zainteresowań i preferencji M. Zuckermana

Instrukcja: Każdy z niżej podanych punktów zawie­ra dwa przeciwstawne stwierdzenia A i B. Proszę za­znaczyć na swoim arkuszu odpowiedzi stwierdzenia najlepiej określające Twoje upodobania lub odczucia. W niektórych przypadkach obydwa stwierdzenia mogą określać Twoje upodobania czy odczucia — wówczas zaznacz to, które bardziej odpowiada temu, co czujesz.

Innym razem żadne z dwóch stwierdzeń nie odpowia­da Twoim odczuciom. W tym wypadku wybierz to, której najmniej odbiega od Twoich upodobań lub przekonań. Nie opuść żadnego punktu.

Należy pamiętać, aby we wszystkich punktach za­znaczyć tylko jedną możliwość: A lub B. Interesują nas jedynie Twoje upodobania i odczucia a nie odczu­cia i upodobania innych czy odpowiedzi określające to, co się powinno czuć. Nie ma złych ani dobrych odpo­wiedzi. Bądź szczery i przedstaw nam prawdziwą oce­nę samego siebie.

1. A. Chciałbym mieć pracę wymagającą podróżowa­nia.

B. Wolałbym pracować w jednym miejscu.

2. A. Uważam, że hazard nie jest wart tego, aby się narażać.

B. Lubię grać za pieniądze.

3. A. Używanie przekleństw w towarzystwie jest wulgarne i godzi w uczucia innych ludzi.

B. Czasami sobie zaklnę, aby wyrazić moje od­czucia lub kogoś zaszokować.

4. A. Powtarzanie tych samych czynności sprawia mi pewną przyjemność.

B. Nie lubię powtarzać tych samych czynności, chociaż czasami są one konieczne.

5. A. Chciałbym być taternikiem.

B. Nie rozumiem tych, którzy ryzykują życiem, wspinając się po górach.

6. A. Nudzi mnie ciągłe oglądanie tych samych twa­rzy.

B. Lubię przebywać w obecności dobrze mi zna­nych osób.

7. A. Nie lubię ludzi, którzy coś robią lub mówią tylko po to, żeby kogoś zaskoczyć albo sprawić mu przykrość.

B. Osoba, co do której można przewidzieć prawie wszystko, co robi albo powie, musi być niecie­kawa.

8. A. Nie lubię filmów i książek, których akcję po­trafię przewidzieć.

B. Nie przeszkadza mi, jeżeli potrafię przewidzieć rozwój akcji.

9. A. Próbowałem już, albo chciałbym spróbować za­żyć jakiś narkotyk.

B. Nigdy nie próbowałem ani nie zażyję narkotyku.

10. A. Nie chcę próbować jakichkolwiek narkotyków, które w skutkach mogłyby być dziwne lub nie­bezpieczne.

B. Chciałbym spróbować narkotyków wywołują­cych halucynacje.

11. A. Wolałbym żyć w społeczeństwie idealnym, gdzie wszyscy byliby bezpieczni i szczęśliwi.

B. Wolałbym żyć w jakichś dawnych burzliwych czasach.

12. A. Rozsądni ludzie unikają niebezpiecznych sy­tuacji,

B. Czasami lubię robić rzeczy, które są nieco przerażające.

13. A. Nie lubię ludzi o nieskrępowanym, stale rozba­wionym sposobie życia.

B. Lubię być w towarzystwie ludzi o nieskrępo­wanym, stale rozbawionym sposobie bycia.

14. A. Gdy napiję się alkoholu, czuję się bardzo źle.

B. Lubię czasami „zaprawić" się.

15. A. Od czasu do czasu należy zmieniać pracę, żeby nie popaść w rutynę.

B. Człowiek powinien znaleźć sobie jakąś pracę w miarę zadowalającą i trzymać się jej.

16. A. Lubię wszystko to, co jest nowe i nieznane:

B. Wolę rzeczy sprawdzone i wypróbowane.

A. Chciałbym nauczyć się jeździć na nartach wod­nych.

B. Nie chciałbym jeździć na nartach wodnych.

A. Myślę, że przyczyną wielu zdrad małżeńskich jest po prostu nuda.

B. Zdrada małżeńska prawie zawsze wskazuje na istniejące trudności w małżeństwie.

A. Chciałbym żeglować.

B. Nie chciałbym żeglować.

A. Ludzie, którzy nie zgadzają się ze mną, są bar­dziej interesujący niż ci, którzy zgadzają się ze mną.

B. Nie lubię dyskutować z ludźmi o poglądach skrajnie różnych od moich, ponieważ takie dys­kusje są bezowocne.

A. Chciałbym wybrać się na wycieczkę bez uprzed­niego ustalenia trasy.

B. Wybierając się na wycieczkę, lubię znać trasę i plan wyprawy.

A. Lubię wybierać przyjaciół pośród ludzi zasad­niczych.

B. Chciałbym zaprzyjaźnić się z artystami lub hi­pisami.

A. Nie chciałbym uczyć się pilotowania samolotów.

B. Chciałbym uczyć się pilotowania samolotów.

A. Chciałbym nurkować z aparatem tlenowym.

B. W ogóle nie lubię nurkować.

A. Wolę jazz nowoczesny od muzyki popularnej, lekkiej.

B. Wolę muzykę popularną i lekką od jazzu nowo­czesnego.

A. Chciałbym, żeby mnie ktoś poddał hipnozie.

B. Nie chciałbym, aby mnie zahipnotyzowano.

A. Głównym celem życia jest przeżyć je jak naj­pełniej i doświadczyć wszystkiego co możliwe.

B. Najważniejszym celem życia jest znalezienie spokoju i szczęścia.

28. A. Chciałbym spróbować skoków spadochronowych.

B. Za nic w świecie nie chciałbym spróbować ska­kania z samolotu.

29. A. Nie lubię nieregularności i dysonansu (niezgod­ności brzmienia) najnowocześniejszej muzyki.

B. Lubię nowe i niezwykłe rodzaje muzyki.

30. A. Wolę przyjaciół, których nie dające się przewi­dzieć postępowanie ekscytuje mnie.

B. Wolę przyjaciół odpowiedzialnych, takich, któ­rych postępowanie można przewidzieć.

31. A. Nie interesuje mnie zdobywanie doświadczenia dla samego zdobywania go.

B. Lubię zdobywać nowe, podniecające doświad­czenia i doznawać różnych rzeczy, nawet jeśli są one straszne lub niezwykłe.

32. A. Podczas wakacji lubię mieć wygodny pokój i łóżko.

B. Podczas wakacji wolałbym prowadzić tryb ży­cia związany z biwakowaniem.

33. A. Kiedy pływam w morzu lub jeziorze, wolę trzy­mać się blisko brzegu.

B. Czasami lubię pływać daleko od brzegu.

34. A. Istota dobrej sztuki polega na przejrzystości, symetrii i harmonii barw.

B. Często odnajduję piękno w gryzących się kolo­rach i nieregularnych formach współczesnego malarstwa.

35. A. Lubię spędzać czas w środowisku domowym.

B. Robię się niespokojny, jeżeli muszę siedzieć w domu.

36. A. Lubię skakać do wody z trampoliny.

B. Na ogól staram się nie zbliżać do trampoliny,

A. Lubię umawiać się z coraz to nowymi osobami płci odmiennej.

B. Wolałbym mieć jedną, stałą sympatię.

A. Pijaństwo zazwyczaj psuje prywatki, ponieważ niektórzy robią się hałaśliwi i bezczelni.

B. Pełne kieliszki gwarantują dobrą zabawę.

A. Czasami robię „zwariowane" rzeczy po to, żeby zobaczyć, jakie to wywrze wrażenie na innych.

B. Prawie zawsze zachowuję się normalnie. Nie mam zamiaru szokować lub drażnić innych.

A. Być nieuprzejmym jest największym grzechem towarzyskim.

B. Być nudnym jest największym grzechem to­warzyskim.

A. Przed zawarciem małżeństwa powinno się mieć spore doświadczenie seksualne.

B. Lepiej jest, jeśli małżonkowie zaczynają razem życie seksualne.

A. Nie lubię towarzystwa ludzi ekscentrycznych i trochę postrzelonych.

B. Chciałbym przebywać w towarzystwie takich ludzi.

A. Prawie wszystkie przyjemności, których chciał­bym doświadczyć, są albo niemoralne, albo nie­legalne,

B. Najprzyjemniejsze rzeczy są całkowicie moral­ne i pozostają w zgodzie z prawem.

A. Dobry obraz powinien gwałtownie działać na zmysły.

B. Dobry obraz to taki, który daje poczucie spo­koju i bezpieczeństwa.

A. W filmach zbyt często pojawia się seks.

B. Lubię oglądać w kinie sceny seksualne.

A. Nie lubię dyskusji, w których ludzie podniecają się do tego stopnia, że są dla siebie nie­mili.

B. Lubię gorące dyskusje intelektualne, nawet je­śli ktoś się obrazi.

47. A. Najlepiej czuję się po kilku kieliszkach.

B. Z ludźmi, którzy potrzebują alkoholu, aby do­brze się poczuć, musi być coś niedobrze.

48. A. Ludzie jeżdżący motocyklami muszą chyba w jakiś sposób odczuwać potrzebę narażania się na niebezpieczeństwo.

B. Lubię szybką jazdę motocyklem.

49. A. Ludzie powinni ubierać się modnie, ale nie dzi­wacznie.

B. Ludzie powinni ubierać się zgodnie z własnym przekonaniem, nawet jeśli to czasami dziwnie wygląda.

50. A. Uważam, że wypływanie kajakiem na dłuższe trasy to głupota.

B. Chciałbym bardzo daleko wypływać kajakiem.

51. A. Szybka jazda na nartach to pewna droga do połamania sobie kończyn.

B. Myślę, że lubiłbym szybki zjazd na nartach po stromym zboczu,

52. A. Wolę ludzi spokojnych i zrównoważonych.

B. Wolę ludzi żywo wyrażających swe uczucia, nawet jeżeli są trochę niezrównoważeni,

53. A. W towarzystwie staram się zabłysnąć elokwen­cją i humorem.

B. W towarzystwie staram się nie zwracać na sie­bie uwagi.

54. A. Ciągle czuję potrzebę dowiedzenia się czegoś nowego.

B. Interesuje mnie tylko to, co jest mi potrzebne.

55. A. Lubię tworzyć własne teorie dla wyjaśnienia różnych faktów.

B. Wyjaśnienie faktów pozostawiam całkowicie dla innych.

A. Nie lubię myśleć o sprawach, które trudno mi zrozumieć.

B. Wracam myślami do spraw trudnych do zrozumienia.

A. Po obejrzeniu filmu lub sztuki chciałbym po­dyskutować i posłuchać różnych interpretacji.

B. Nie lubię roztrząsać treści filmu, który obejrza­łem.

A. Lubię próbować rozwiązywać zadania, które są dla innych trudne.

B. Wolę zadania, o których wiem, że nie są trudne.

A. Jeśli czuję zmęczenie, nie chce mi się nic zwie­dzać.

B. Zwiedzając nowe miejsca, chciałbym wszystko obejrzeć mimo zmęczenia.

A. Chciałbym doświadczać zmian i nowości w ży­ciu codziennym.

B. Chciałbym mieć życie ustabilizowane, bez nie­spodzianek.

A. Na zebraniach towarzyskich wolę być na ubo­czu.

B. Lubię być „duszą" zebrania towarzyskiego.

A. Lubię uczestniczyć w zbiorowych, hałaśliwych imprezach.

B. Wolę imprezy spokojne i niezbyt tłoczne.

A. Wolałbym, by mój dom był spokojny i cichy.

B. Wolałbym dom towarzyski, gwarny, pełen dy­namiki.

A. Lubię słuchać lub opowiadać nieprzyzwoite dowcipy.

B. Słuchanie ,,pikantnych" dowcipów w mieszanym towarzystwie onieśmiela mnie.

65. A. Liczę się z opinią innych.

B. Nie zależy mi na tym, co inni myślą o moim postępowaniu.

66. A. Chciałbym być treserem dzikich zwierząt.

B. Panicznie boję się dzikich zwierząt.

67. A. Nie lubię czytać w gazetach o morderstwach i innych formach gwałtu.

B. Lubię czytać o takich zdarzeniach.

68. A. Przystępując do egzaminu lubię mieć pewność, że jestem przygotowany.

B. Zdarza mi się przystępować do egzaminu bez przygotowania.

Klucz:

Skala G (ogólna): 1A, 5A, 6A, 10B, 11B, 12B, 21A, 23B, 26A, 27A, .28A, 29B, 30A, 32B, 44A, 48B, 52B, 61B, 62A, 65B.

Skala TAS: 5A, 12B, 17A, 19A, 23B, 24A, 28A, 33B, 36A, 48B, 50B, 51B, 66A, 67B.

Skala ES; 3B, 9A, 10B, 12A. 22B, 25A, 29B, 30A, 31B, 34B, 39A, 49B, 61B, 62A, 68B.

Skala DIS: 2B> 13B, 14B, 18A, 37A, 38B, 41A, 42B, 43A, 45B, 47A, 61B, 62A, 63B, 64A, 65B, 68B.

Skala BS: 4B, 6A. 7B, 11B, 15A, 16A, 20A, 30A, 35B, 40B, 44A, 46B, 53A, 60A, 61B, 62A, 63B, 68B.

Skala I: 8A, 54A. 55A, 56B, 57A, 58A. 59B.

3. Diagnoza różnicująca

Na zakończenie rozważań dotyczących symptomato­logii zachowania psychopatycznego (antysocjalnego) należy jeszcze poświęcić uwagę bardzo ważnej spra­wie, a mianowicie tzw. diagnozie różnicującej. W przy­padku omawianego obecnie zachowania jest to sprawa o niezwykłej doniosłości, jako że zarówno przedstawione w pierwszej części obecnego rozdziału szczegó­łowe objawy, pozwalające na określenie cech psycho­patii, (antysocjalności), jak i ukazywane później cechy bardziej ogólne (jak np. deficyt lęku, czy instrumen­talny stosunek do innego człowieka) występować mo­gą w wielu innych chorobach i zaburzeniach psychicznych, co zagadnienie diagnozy różnicującej czyni sprawą pierwszorzędnej wagi.

Stosunkowo prostym zadaniem jest przeprowadzenie linii demarkacyjnej pomiędzy antysocjalnością a psy­chozą, pomimo że niekiedy chorobie psychicznej towa­rzyszyć mogą bardzo wyraźne objawy psychopatyczne. Na ogól wystarczającym kryterium różnicującym w takich przypadkach bywa utrata więzi z realnością, czyli trudność odróżniania procesów zachodzących „w sobie" od tych, które rządzą zewnętrznym światem.

Pewne trudności w zakresie odróżnienia psychopatii i psychozy mogą występować w przypadku paranoi, która — jak wiadomo — w niewielkim stopniu uszka­dza strukturę intelektualną chorego, co przejawia się względną logicznością niektórych urojeń. Wielu głoś­nych morderców cierpiało właśnie na tę postać psy­chozy.

Oto na przykład Charles Starkweather — zabójca jedenastu osób— przyjmował w swej celi więziennej wizyty Śmierci i Jezusa. Postacie te potrafił naryso­wać „z pamięci", jego zaburzenia zostały przez bie­głych uznane za przejaw schizofrenii paranoidalnej.

Szaleńczą ideą prowadzenia wojny przeciw bogatym opętany był Charles Manson, jako głowa swej zbrod­niczej „rodziny", złożonej oprócz niego z trzech ,,za­uroczonych" „misją" i osobą Ch. Mansona kobiet. Do ludzi z pogranicza psychopatii i paranoi należy wielu szaleńczych przywódców. Z tych największych, żyją­cych w bliskich nam czasach, wymienia się Hitlera i jego obłędną koncepcję stworzenia z Niemców „rasy panów".

W niektórych przypadkach linia demarkacyjna pomiędzy paranoją a psychopatią trudna jest do prze­prowadzenia ze względu na często zmieniające się wy­powiedzi przestępcy oraz jego próby symulacji cho­roby psychicznej. Na przykład sławny w latach sie­demdziesiątych „Syn Sama" (czyli David Berkovitz), który zamordował sześć osób i siedem ciężko zranił, raz twierdził, że morderstwa dokonywał na rozkaz psa, którego zabił, innym zaś razem utrzymywał, że -jest członkiem kultu satanicznego, w którego regule- za­wiera się konieczność usuwania pewnych ludzi.

Jeszcze bardziej złożona jest sprawa diagnozy róż­nicującej pomiędzy nerwicą i psychopatią. Wielu auto­rów utrzymuje wprawdzie, że psychopatia i nerwica występują., „u całkowicie różniących się między sobą ludzi" — jak stwierdza J. Mason (1944), który badał żołnierzy amerykańskich, Sheldon i Eleanor Glueckowie uważają nawet że nerwica jest poniekąd zaporą przed przestępstwem wśród mieszkańców slamsów. Opinie te jednak dotyczą — jak można przypusz­czać — różnych postaci nerwic lękowych. Byłoby to zresztą zgodne z przytaczaną uprzednio teorią H, J. Eysencka.

Sprawa ustalenia różnicy pomiędzy psychopatią i nerwicą jest szczególnie trudna w przypadku zabu­rzeń typu histerycznego, którym towarzyszy, jak wia­domo, daleko posunięta płytkość kontaktów interper­sonalnych, brak stabilności emocjonalnej połączony nie­jednokrotnie z nasiloną agresywnością, a przede wszy­stkim zaś to, na co zwraca uwagę H. J. Eysenck, że objawom histerycznym towarzyszy także obniżenie (deficyt) lęku. Trudności w diagnozie różnicującej po­między psychopatią a nerwicą stanowią główną przy­czynę faktu, że w amerykańskiej psychiatrii często rozróżnia się „psychopatów właściwych" od „neurotycznych".

W przypadku diagnozy różnicującej specjalnej uwa­gi wymagają objawy nerwicowe zwane w języku an­gielskim trudnym do przetłumaczenia terminem: acting out". Owe objawy „uzewnętrznienia", czy „wyra­żenia" polegają na kompulsywnych czynnościach, ta­kich jak kradzieże w sklepach, bicie dzieci, namawia­nie dzieci i nieletnich do zabaw seksualnych, podpala­nie, fałszerstwo itp. W niektórych przypadkach postę­powanie takie może mieć znamiona psychopatii, jednak jeśli mamy do czynienia z zachowaniem neurotycz­nym, u osób popełniających te czyny występuje z re­guły nasilony lęk połączony z dużymi wyrzutami su­mienia i tendencjami do autoukarania. Następuje to po spełnieniu czynności, które, wydając się szczególnie odrażające, posiadają zarazem głęboko zakodowaną w podświadomości moc przyciągania.

Należy zatem podkreślić, że zgodnie ze współczesny­mi tendencjami w klasyfikowaniu zaburzeń psychicz­nych linię graniczną pomiędzy psychopatią a nerwicą przeprowadzić można jedynie po wnikliwej analizie i obserwacji zachowania się badanego. Ponadto należy pamiętać, że nie we wszystkich przypadkach przepro­wadzenie takiej linii granicznej jest możliwe, jako że objawy tych dwóch postaci zaburzeń nakładają się często na siebie, natomiast typologiczne podstawy mo­gące stanowić oparcie dla odróżnienia od siebie psy­chopatii i nerwicy nie stanowią w istocie swej klas całkowicie rozdzielnych, lecz stopniowo przechodzących jedno w drugie.



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
POSPISZYL K Psychopatia
Kazimierz Pospiszyl Psychoptia
I. Pospiszyl - Przemoc w rodzinie, psychologia
I. Pospiszyl - Przemoc w rodzinie, psychologia
Próby określenia terminu psychopatii pospiszyl
Psychologia wykład 1 Stres i radzenie sobie z nim zjazd B
Psycholgia wychowawcza W2
Broń Psychotroniczna
Psychologia katastrof
Metody i cele badawcze w psychologii
Wstęp do psychopatologii zaburzenia osobowosci materiały
02metody badawcze psychologii spolecznej2id 4074 ppt

więcej podobnych podstron