Król snajperów, PAMIĘTNIK


14 listopada 2011

Król snajperów

Wietnam Południowy, kwiecień 1967 roku.

Tymczasowy obóz armii północnowietnamskiej składał się z kilkunastu chat wybudowanych pośrodku łąki porośniętej suchą trawą położonej w dużej dolinie. Nieprzypadkowo wybrano taką lokalizację. Bezpieczeństwo zapewniali partyzanci Vietcongu działający w okolicznej dżungli, a pokryte trawą chaty były słabo widoczne z powietrza. Otwarta przestrzeń gwarantowała, że żaden snajper nie podpełznie na tyle blisko, by oddać skuteczny strzał.

Świtało. Z jednej z chat wyszło kilku strażników i z kałasznikowami niedbale przewieszonymi przez ramię rozpoczęli poranny obchód. Po obejściu całego kompleksu jeden z nich przytknął lornetkę do oczu i dokładnie zlustrował całą okolicę. Nic. Spokój jak zawsze.

Nie zauważył małego, porośniętego trawą wybrzuszenia odległego o 700 metrów od największej z chat.

Z głębi doliny dobiegł warkot silnika. Nadjechał jeep i zatrzymał się przed główną chatą. Ze środka wyszedł mężczyzna w kraciastej koszuli. Wciągnął do płuc chłodne powietrze poranka i przeciągnął się. Podszedł do niego żołnierz, zasalutował i podał mu jakieś dokumenty. Mężczyzna rzucił na nie okiem i podziękował skinieniem głowy. Spojrzał na samochód i wyprężonego przy nim na baczość kierowcę, po czym ruszył w kierunku schodów.

Zanim postawił trzeci krok w oddali huknął strzał. Na kraciastej koszuli wykwitła czerwona plama i mężczyzna upadł na patio jak ścięte drzewo.

Pamiętacie scenę z „Szeregowca Ryana” Stevena Spielberga, kiedy amerykański żołnierz zabija niemieckiego snajpera trafiając w lunetę jego karabinu? Spielberg tego nie wymyślił - takie zdarzenie miało miejsce naprawdę. Tylko czas i sceneria były inne - nie rok 1944, a 1966 i nie Normandia, a Wietnam.

Carlos Hathcock od dziecka chciał wstąpić do marines. Kiedy miał 10 lat biegał po lesie w rodzinnym Arkansas z karabinem, który jego ojciec przywiózł z wojny, bawił się w żołnierza i zabijał wyimaginowanych Niemców. Krótko potem rodzice rozwiedli się, a obowiązek jego wychowania przejęła babcia. W jej domu nie przelewało się, więc Carlos zaczął polować z wiatrówką na króliki i wiewiórki. Te pierwsze trafiały na stół, a skóry tych drugich sprzedawał na targu w Little Rock. Tak wyrobił sobie doskonałe oko. Dzień po swoich 17 urodzinach wstąpił do Piechoty Morskiej. Po wstępnym treningu w San Diego został wysłany na Hawaje, gdzie przełożeni zwrócili uwagę na jego doskonałe wyniki w strzelaniu. Carlos szybko pobił wszystkie dotychczasowe rekordy jednostki i zaczął brać udział w ogólnokrajowych zawodach. Praktycznie z każdej imprezy wracał z pucharem. Zwieńczeniem tych sukcesów było zwycięstwo w prestiżowym Wimbledon Cup rozgrywanym w bazie Camp Perry w Ohio. Carlos zdeklasował rywali trafiając z 900 metrów w cel wielkości pudełka zapałek. Było to w roku 1965.

Trzy lata wcześniej ożenił się z Jo Winstead, która wkrótce urodziła mu syna - Carlosa Hathcocka III.

W 1966 roku Carlos Hathcock - starszy sierżant Piechoty Morskiej trafił do Wietnamu. Nie jako snajper jednak, ale... jako żandarm.

Pewnej nocy pełnił służbę na Wzgórzu 55, gdzie stacjonowała jego jednostka. Kątem oka zauważył jakiś nikły blask w oddali. Wytężył wzrok i zobaczył sylwetkę ubraną w cywilne ciuchy z karabinem przewieszonym przez ramię majstrującą coś przy ścieżce. Sięgnął po swój M-14 i ostrożnie wycelował. Odległość wynosiła około 400 metrów co dla Hathcocka było fraszką - trafiał przecież w cele odległe o kilometr. Powoli nacisnął spust. Huknął strzał. Partyzant Vietcongu rozkrzyżował ramiona i padł martwy na ziemię.

Wkrótce po tym wydarzeniu Hathcock dołączył do plutonu snajperów zorganizowanego przez majora Jima Landa. Pluton ten zdobył wśród żołnierzy nieoficjalną nazwę „Murder Incorporated”.

Główną bazą operacyjną Carlosa Hathcocka było Wzgórze 55 - baza pośrodku dżungli położona na południowy zachód od Da Nang. Wietnamczycy szybko przekonali się na własnej skórze, jak groźnym był przeciwnikiem.

Carlos lubił działać w pojedynkę. Z trudem przekonał się do swojego partnera Johna Burke.

Snajperzy zazwyczaj działają w parach. Jeden z nich to shooter - strzelec, którego zadaniem jest oddanie strzału. Drugi to spotter - obserwator, który informuje shootera o odległości od celu, jego prędkości (jeśli cel się porusza), sile wiatru i innych czynnikach, które mogą wpłynąć na dokładność strzału. Poza tym spotter zapewnia partnerowi bezpieczeństwo obserwując okolicę i likwidując potencjalnych intruzów. Role shootera i spottera są wymienne.

Któregoś dnia Hathcock i Burke przydybali w pobliżu Wzgórza 55 całą kompanię Vietcongu. Wietnamczycy najprawdopodobiej zgubili drogę i zapuścili się w pobliże bazy. Byli na odkrytym terenie stanowiąc doskonały cel dla pary snajperów ukrytej w dżungli. Kiedy pierwszych kilku padło od pocisków Hathcocka reszta rzuciła się na ziemię i skryła wśród traw. Rozpoczęła się śmiertelna gra w chowanego. Co jakiś czas któryś z partyzantów podrywał się z ziemi i próbował dobiec do linii drzew, jednak za każdym razem dopadała go kula Hathcocka. Zabawa przeciągnęła się do nocy. Wtedy Burke zaczął wystrzeliwać flary oświetlające nie dając szansy Wietnamczykom na skorzystanie z ciemności. W ciągu kilkudziesięciu godzin Hathcock i Burke wystrzelali całą kompanię.

0x08 graphic

Carlos Hathcock

W pobliżu Wzgórza 55 działała Wietnamka, którą amerykańscy żołnierze nazwali „Apache Woman”, ze względu na jej okrucieństwo. Specjalizowała się w torturowaniu złapanych snajperów w ten sposób, że ich krzyki były doskonale słyszane na Wzgórzu. Kastrowała ich, wyłupywała im oczy, obdzierała ze skóry - miała bardzo rozległy repertuar tortur. Okaleczone ciała jej ofiar często znajdywano na drutach kolczastych otaczających bazę.

Amerykanie podobnie traktowali schwytanych wietnamskich snajperów. Historia wojskowości nie zna chyba przypadku snajpera, który przeżyłby wzięcie do niewoli...

Carlos i John namierzyli ją w końcu. Kiedy John zobaczył ją przez swoją lunetę sięgnął po karabin, by samemu wykonać wyrok. Carlos oczywiście się na to nie zgodził. Bezsensowna kłótnia obu żołnierzy uratowała Apaczce życie. Sama była snajperką, więc w porę dostrzegła niebezpieczeństwo i ukryła się w dżungli. Kilka dni później nie miała takiego szczęścia. Carlos dla pewności wpakował jej dwie kule w głowę.

Zastrzelił także francuskiego najemnika, który uczył Wietnamczyków metod przesłuchań. Pocisk z Winchestera skutecznie zakończył jego karierę.

Wietnamczycy nadali Carlosowi przezwisko Long Tra'ng - „Białe Pióro” od piórka, które nosił zatknięte na hełmie. Za jego głowę wyznaczono nagrodę 30 tysięcy dolarów, podczas gdy przeciętnie za zabicie snajpera płacono od 8 do 200 dolarów. Żołnierze służący z Carlosem pozatykali sobie podobne piórka na hełmach, by zmylić wietnamskich snajperów.

Do jego zlikwidowania został wyznaczony najlepszy snajper Vietcongu, partyzant o pseudonimie Cobra. Miał on na sumieniu wielu amerykańskich żołnierzy, w tym przyjaciela Hathcocka. Rozgrywka między dwoma maszynami do zabijania miała więc także wymiar osobisty.

Pojedynek odbył się w dżungli okalającej Wzgórze 55. Hathcock i Burke spędzili w niej kilka dni tropiąc przeciwnika kilkukrotnie stając z nim oko w oko. Cobra strzelił do Burke'a, który ze zgrozą poczuł jak coś spływa mu po boku. Na szczęście okazało się, że snajper trafił w manierkę z wodą. Zabawa w kotka i myszkę trwała nadal. Jednego popołudnia Carlos zobaczył przez lunetę mały błysk w odległości około kilometra. Natychmiast nacisnął spust. Kula trafiła idealnie w lunetę karabinu Cobry, przeszła przez nią nie dotykając ścianek i trafiła go w oko zabijając na miejscu.

Taka sytuacja mogła mieć miejsce tylko i wyłącznie w momencie, gdy obaj snajperzy mierzyli dokładnie jeden w drugiego. Biorąc pod uwagę odległość i czas lotu pocisku istniała spora szansa na to, że... zabiją siebie nawzajem. Carlos był o sekundę szybszy.

Najtrudniejsza misja była jednak jeszcze przed nim. Na kilka dni przed końcem swojej pierwszej tury w Wietnamie otrzymał propozycję wykonania samotnej misji mającej na celu likwidację wysokiej rangi generała północnowietnamskiej armii. Mógł ją odrzucić, ale nie zrobił tego zdając sobie sprawę, że w takim wypadku wyślą mniej doświadczonego snajpera, dla którego misja zapewne skończy się śmiercią. Zdjął z hełmu nieodłączne białe pióro, przygotował ekwipunek i zniknął w dżungli. Przez cztery dni i trzy noce skradał się przez teren, w którym roiło się od partyzantów Vietcongu i żołnierzy Armii Północnego Wietnamu. Jak potem wspominał - przechodzili czasem tak blisko niego, że kilka razy o mało nie nadepnęli mu na głowę. Miał bliskie spotkanie ze żmiją bambusową. Zobaczył jej spłaszczony łeb kilkanaście centymetrów od swojego nosa w momencie, gdy obok przechodził patrol. Oblał się potem ze strachu i całą siłą woli powstrzymał od jakichkolwiek ruchów. Na szczęście gad jedynie zasyczał i odpełzł od niego. Śmiertelnie zmęczony, głodny, spragniony, pokąsany przez wszelkie robactwo, ze spodniami pełnymi ekskrementów i przesiąkniętymi moczem (tak, tak, snajperzy podczas misji muszą czasem załatwiać się bez ruszania z miejsca) podkradł się w końcu w pobliże wrogiego obozu. Zapadł się w trawie 700 metrów od kwatery generała i czekał. O świcie następnego dnia do obozu przyjechał jeep. Pocisk trafił generała prosto w serce w momencie, gdy wychodził z chaty. Obóz natychmiast zamienił się w mrowisko, w które ktoś wsadził kij. Partyzanci wysypali się z chat i rozbiegli w poszukiwaniu snajpera. Na szczęście dla Hathcocka większość z nich pobiegła w stronę najbliższych drzew - w kierunku przeciwnym do jego stanowiska, co umożliwiło mu ostrożne wycofanie się.

Kilka dni po tym wydarzeniu zakończył swoją turę i wrócił do domu. Życie w cywilu drażniło go i dwa lata później powrócił do Wietnamu.

Jego druga tura w Indochinach zakończyła się nagle 16 września 1969 roku, kiedy transporter opancerzony, w którym siedział najechał na minę przeciwczołgową. Oblany płonącym paliwem Carlos odniósł oparzenia drugiego i trzeciego stopnia na 40% powierzchni ciała. Mimo tak ciężkich ran zdołał wyciągnąć z płomieni siedmiu marines. Za ten czyn chciano zarekomendować go do odznaczenia Medalem Honoru, ale odmówił twierdząc, że nie zrobił nic nadzwyczajnego.

Za służbę w Wietnamie otrzymał szereg innych odznaczeń - Purpurowe Serce, Srebrną Gwiazdę i Commendation Medal.

Po powrocie z wojny współtworzył Ośrodek Szkolenia Snajperskiego w bazie marines w Quantico w Virginii. Rany, które odniósł w Wietnamie jątrzyły się jednak i sprawiały ciągły ból. Przeszedł przez długą depresję i przez pewien czas sporo pił.

Odszedł na emeryturę w 1979 roku po 20 latach służby w marines. W cywilu zajął się szkoleniem policyjnych snajperów i prowadzeniem kursów przetrwania.

Ktoś kiedyś pokazał mu cytat z Hemingwaya: "Nie ma polowania nad polowanie na człowieka. Jeśli ktoś długo polował na uzbrojonych ludzi i lubił to, nigdy nie dbał specjalnie o nic innego."

Hathcock odparł „Miał facet rację.” i dodał „Lubię strzelać i lubię polować, ale nigdy nie lubiłem zabijania. To była moja praca. Jeśli ja bym ich nie zabił to oni zabiliby mnie i moich kolegów. Tak na to patrzę.”.

W 1985 roku ukazała się jego biografia pt. „Marine sniper”.

Podczas służby w Wietnamie Hathcock zanotował 93 potwierdzone trafienia. Tych niepotwierdzonych było trzy razy więcej. Zlikwidował więc w sumie około czterystu żołnierzy wroga. Ustanowił także rekord największej odległości, na którą oddał celny strzał. W lutym 1967 roku zabił partyzanta Vietcongu z ponad dwóch kilometrów. Rekord przetrwał 35 lat, do 2002 roku, kiedy kanadyjski snajper zastrzelił Taliba w Afganistanie z odległości 2300 metrów.

Carlos Hathcock uważany jest za legendę Korpusu Piechoty Morskiej USA. Na jego cześć jeden ze współczesnych modeli karabinów snajperskich nazwano „Białym Piórem”.

Król snajperów zmarł 23 lutego 1999 roku. Przyczyną śmierci było stwardnienie rozsiane, które zdiagnozowano u niego ponad dwadzieścia lat wcześniej.

Jego syn - Carlos Hathcock III również wstąpił do Korpusu Piechoty Morskiej i podobnie jak ojciec został snajperem.

Przeczytaj także:

Lady Sniper

Książkowa wersja mojego bloga pt."Śladami zapomnianych bohaterów" jest dostępna w księgarniach oraz na Allegro. Na ponad sześciuset stronach znajdziecie wybrane najlepsze artykuły ilustrowane wieloma zdjęciami. Zapraszam do lektury!

Lady Sniper

Biełajewka koło Odessy, 9 sierpnia 1941 roku, godzina 10:00.

Wdech....wydech.....wdech....wydech....wdech...

Niewielka postać leżąca w prowizorycznym bunkrze wstrzymała oddech i znieruchomiała. Palec powoli dotknął spustu.

Strzał.

Głowa rumuńskiego żołnierza idącego na czele trzyosobowego patrolu odskoczyła do tyłu i wielkie chłopisko zwaliło się bezwładnie na ziemię. Jego dwaj towarzysze przez chwilę stali w osłupieniu. Dla jednego z nich to był ostatni błąd w życiu. Dwieście metrów dalej drobna dłoń błyskawicznie przeładowała Mosina i uniosła delikatnie broń przysuwając lunetę do oka.

Strzał.

Drugi Rumun padł tuż koło towarzysza. Trzeci członek patrolu wreszcie zrozumiał. Natychmiast dał nura do przydrożnego rowu i przywarł do ziemi.

Postać w bunkrze omiotła wzrokiem okolicę. Żadnych celów w zasięgu strzału. Powoli zaczęła wyczołgiwać się z kryjówki.

Ludmiła Pawliczenko urodziła się w lipcu 1916 roku w Białej Cerkwi na Ukrainie. Kiedy miała czternaście lat wraz z cała rodziną przeniosła się do Kijowa. Zapisała się tam do klubu strzeleckiego i po szkole spędzała długie godziny na strzelnicy. Na efekty nie trzeba było długo czekać - wkrótce na ścianach jej pokoju zawisły medale i dyplomy zdobyte na zawodach. W 1937 roku podjęła studia historyczne na Uniwersytecie Kijowskim i tuż przed wybuchem wojny sowiecko-niemieckiej obroniła pracę magisterską o Bohdanie Chmielnickim.

W czerwcu 1941 roku, kiedy niemieckie zagony pancerne wjechały do Związku Sowieckiego Ludmiła jako jedna z pierwszych udała się do biura rekrutacyjnego Armii Czerwonej z prośbą o wcielenie jej do wojska i wysłanie na pierwszą linię. Rekruter sceptycznie spojrzał na drobną dziewczynę i zaproponował pracę sanitariuszki. Ludmiła odparła, że świetnie strzela i bardziej przyda się w walce, niż na tyłach, ale oficer tylko się roześmiał. Sięgnęła więc do kieszeni i położyła przed nim garść medali zdobytych w zawodach strzeleckich. Wtedy przestał się śmiać.

Została przydzielona do 25 „Czapajewskiej” Dywizji Strzelców i wysłana do Odessy.

Na początku sierpnia sześć rumuńskich dywizji otoczyło miasto i spróbowało zdobyć je z marszu. Szturm się nie powiódł, bowiem obrońcy, wspierani działami okrętów Floty Czarnomorskiej stawili zacięty opór. Właśnie tam, 9 sierpnia na jednym ze wzgórz koło Odessy Ludmiła Pawliczenko zaliczyła pierwsze trafienia i udowodniła swoją zabójczą skuteczność. Potem zabijała kilku wrogów dziennie.

0x08 graphic

Ludmiła Pawliczenko - kobieta, której nie warto było wpaść w oko...

Ogółem podczas walk w Odessie zastrzeliła 187 żołnierzy wroga używając karabinu Mosin-Nagant z lunetą o czterokrotnym powiększeniu.

Armia sowiecka najszybciej spośród wszystkich armii doceniła wartość bojową kobiet. Podczas gdy w siłach zbrojnych innych państw kobiety mogły pełnić co najwyżej funkcje pomocnicze, w Armii Czerwonej walczyły na pierwszej linii frontu. Były kierowcami czołgów, pilotami, zwiadowcami i snajperami. Doskonałymi snajperami.

Były drobniejsze od mężczyzn, miały lepszy wzrok i były bardziej odporne na mróz, deszcz i brak snu. Były także o wiele bardziej spokojne i odporne na stres. Te cechy plus trening strzelecki sprawiały, że uzbrojone w karabin z lunetą stawały się prawdziwymi maszynami do zabijania.

W Armii Czerwonej służyło ogółem 2000 kobiet-snajperów, z których wojnę przeżyło około pięćset.

0x08 graphic

Radzieckie snajperki

Pawliczenko została trzykrotnie ranna podczas walk w Odessie. Za swoje zasługi otrzymała awans na starszego sierżanta.

Obrona miasta trwała 73 dni, podczas których Sowieci odparli cztery szturmy połączonych sił niemiecko-rumuńskich. W końcu jednak musieli się wycofać. W połowie października ocaleli obrońcy ewakuowali się drogą morską na Krym. Siły niemiecko-rumuńskie po opanowaniu Odessy wkroczyły na półwysep i rozpoczęły oblężenie ostatniego sowieckiego bastionu - Sewastopola.

Miasto było znakomicie przygotowane do obrony. Położone nad morzem było oddzielone od reszty półwyspu kilkoma liniami obrony, na które składały się liczne bunkry, forty, zasieki i pola minowe.

No i była tam Ludmiła Pawliczenko.

Oblężenie miasta trwało osiem miesięcy. Podobnie jak w Odessie Ludmiła była w swoim żywiole likwidując z ukrycia wrogów i niemal nigdy nie pudłując. Wkrótce została promowana na podporucznika.

Oprócz walki zajęła się także szkoleniem innych snajperów, zarówno kobiet, jak i mężczyzn.

W czerwcu 1942 roku pocisk z moździerza eksplodował tuż obok jej kryjówki ciężko ją raniąc. Została ewakuowana z Sewastopola i trafiła do szpitala. Wkrótce potem miasto wpadło w ręce Niemców. Większość żołnierzy 25 „Czapajewskiej” Dywizji Strzelców poległa w walce. Wśród nich był mąż Ludmiły.

Po wyzdrowieniu nie wróciła na front. Władze sowieckie uznały, że przedstawia ona ogromną wartość propagandową i wysłały ją na swoiste tournée po Wielkiej Brytanii, Stanach Zjednoczonych i Kanadzie. Odwiedziła 43 amerykańskie miasta wygłaszając odczyty wzywające Amerykanów do zaangażowania się w wojnie w Europie i wsparcia radzieckiej machiny wojennej. Została pierwszą w historii obywatelką Związku Radzieckiego zaproszoną do Białego Domu. Prezydent Roosevelt wręczył jej w Gabinecie Owalnym pistolet Colta, taki sam, jaki nosili wszyscy amerykańscy oficerowie, a jego żona Eleonora bardzo zaprzyjaźniła się z radziecką snajperką. Od firmy Winchester otrzymała specjalny egzemplarz karabinu snajperskiego z wygrawerowaną dedykacją. Stała się bohaterką niezliczonych reportaży i artykułów. Amerykański piosenkarz Woody Guthrie napisał na jej cześć utwór pt. „Miss Pavlichenko”.

Sama miała dość mieszane uczucie po swoim tournée. Zaszokowały ją pytania amerykańskich dziennikarek, które chciały wiedzieć, czy „Lady Sniper”, jak ją nazywano w Stanach, podczas walk nosi sukienkę i maluje paznokcie.

Po powrocie do ZSRR otrzymała stopień majora oraz tytuł Bohatera Związku Radzieckiego. Poczta radziecka wydała znaczek z jej podobizną.

Sowieccy snajperzy cieszyli się w czasie wojny sławą porównywalną z dzisiejszymi celebrytami. Dzieci znały na pamięć wyniki poszczególnych strzelców wyborowych podobnie jak dzisiaj znają rezultaty meczów ulubionej drużyny. Najpopularniejszymi snajperami byli w tamtym czasie Ludmiła Pawliczenko i Wasilij Zajcew.

Ludmiła nie wróciła do walki. Została instruktorem szkoły strzelców wyborowych. Wyszkoleni przez nią snajperzy do końca wojny zastrzelili 12 tysięcy żołnierzy wroga.

Po wojnie zamieszkała w Moskwie i kontynuowała karierę naukową jako historyczka. Pracowała także w Dowództwie Marynarki Wojennej i udzielała się w Komitecie Weteranów Wojny.

Utrzymała przyjaźń z Eleonorą Roosevelt. W 1957 roku była Pierwsza Dama USA odwiedziła Związek Radziecki i ponownie spotkała się z Ludmiłą. Była zaszokowana skromnymi warunkami, w jakich żyła bohaterka.

Ludmiła Pawliczenko zastrzeliła w sumie 309 żołnierzy wroga, w tym ponad 100 oficerów i 36 snajperów. Była jednym z najskuteczniejszych snajperów w historii wojen.

Zmarła 10 października 1974 roku w Moskwie. Jest pochowana na Cmentarzu Nowodziewiczym.



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
pamiętniki - król..., szkoła
Pamiętamy o Janie Pawle II
Fallus król życia
Prywatne znaczy gorsze referat a krol 0
ABC Z K Krol J Gajos
Pamiętnik z powstania warszawskiego, Lektury Szkolne - Teksty i Streszczenia
Król - Propaganda i indoktrynacja w państwach totalitarnych1, E.C.Król, Przywództwo w państwach tota
Fotowoltaniczne panele, PAMIĘTNIK
SILIKONOWY KRÓL, przepisy Tupperware
Trzeba pamiętać o bhp przy trudnych warunkach atmosferycznych, budownictwo, Uprawnienia budowlane, p
Rosyjski aktor Aleksiej Dewotczenko nie żyje. Znaleziono go w kałuży krwi, PAMIĘTNIK
O czym powinien pamiętać projektant domowej instalacji wentylacyjnej, ۞ Dokumenty, UPIĘKSZAMY MIESZK
Głosy po śmierci Papieża, # Autobiografie,biografie,wspomnienia i pamiętniki
pamiętnik
KARTKA Z PAMIĘTNIKA ANTYGONY
Pytania jakie pamiętamy
PAMIĘTNIK SKAWIŃSKIEGO TYTUŁOWEGO LATARNIKA
COP (pamiętnik)

więcej podobnych podstron