ACADEMIA MEDICA BIALOSTOCENSIS MCML
AKADEMIA MEDYCZNA W BIAŁYMSTOKU
KONTROWERSJE W PSYCHOLOGII
I
FILOZOFII MEDYCYNY
SKRYPT DLA STUDENTÓW
MEDYCYNY I FARMACJI
POD REDAKCJĽ
DRA N. HUM. GRZEGORZA ZALEWSKIEGO
Wydawnictwo Uczelniane
Białystok 1997
RECENZENCI NAUKOWI:
Prof. zw. dr hab. med. Zdzisław FALICKI
Prof. zw. dr hab. Wenancjusz PANEK
Druk: Oficyna Wydawnicza AMB, zam. 9/97, n. 300 egz., f. B-5
SPIS TRECI
WPROWADZENIE 3
CZĘĆ I. KONTROWERSJE PODSTAWOWE 7
Dr n. hum. Teresa SKARZYŃSKA Fenomenologiczny zarys
chrzecijańskiej postawy religijnej .............................................................. 9
Prof. zw. dr hab. med. Zbigniew PUCHALSKI Refleksje chirurga
na temat: Nie tylko skalpelem ..................................................................... 24
Mgr Robert TOMCZAK Sumienie w medycynie ..................................... 36
Dr n. med. Magdalena SZYMAŃSKA Uwagi polemiczne do artykułu "Sumienie w medycynie" - R. Tomczaka ..................................................... 64
Dr n. med. Magdalena SZYMAŃSKA Deontologia a prawo naturalne ... 68
CZĘĆ II. KONTROWERSJE W PSYCHOTERAPII I PSYCHIATRII 91
Prof. zw. dr hab. med. Zdzisław FALICKI Godnoć chorego w praktyce psychiatrycznej .................................................................................... 93
Mgr Cezary GODLEWSKI Sumienie i superego. Konflikty moralne jako ródło zaburzeń psychicznych .............................................................. 100
Dr n. hum. Grzegorz ZALEWSKI Terapia moralna - społecznoci terapeutyczne jako uzupełnienie (alternatywa?) hospitalizacji pacjentów chorych na schizofrenię ............................................................................... 114
Prof. zw. dr hab. med. Zdzisław FALICKI, lek. med. Marek STANKIEWICZ Opieka rodzinna w gminie Choroszcz ............................ 136
CZĘĆ III. KONTROWERSJE FILOZOFICZNE 143
Mgr Joanna LUBOWICKA-KOS Czy brak zaangażowania, to ucieczka przed cierpieniem? - komentarze do filozofii stoickiej ................................ 145
Mgr Jacek BRECZKO Medycyna i zdrowie Utopian ............................... 156
Dr farm. Stefan ROSTAFIŃSKI Aspekty moralne zawodu farmaceuty .. 179
CZĘĆ IV. PODSUMOWANIE I WNIOSKI OGÓLNE 209
Prof. zw. dr hab. med. Zdzisław FALICKI Ocena skryptu pt. "Kontrowersje w psychologii i filozofii medycyny" ................................................. 211
WPROWADZENIE
W czasie prowadzenia zajęć z psychologii, filozofii i deontologii lekarskiej oraz farmaceutycznej często przekazywana jest studentom wiedza podręcznikowa, wprowadzajšca ich tylko w obszar zagadnień. Obok jednak tematów podstawowych i oczywistych z punktu widzenia prowadzšcych zajęcia; tematów, które w trakcie prowadzenia zajęć stajš się także oczywiste dla studentów, pojawiajš się trudne problemy i kontrowersje. Dotyczš one zagadnień, co do których istniejš sprzeczne opinie wród lekarzy, psychologów i filozofów.
W skrypcie tym przedstawiamy włanie takie trudne problemy
i kontrowersje, które pojawiajš się w ostatnich latach w Akademii Medycznej w Białymstoku na zajęciach z psychologii, filozofii i deontologii. W zamieszczonych artykułach prezentowane sš fakty i ich autorskie interpretacje, które następnie sš analizowane w czasie zajęć. Skrypt ten jest więc trochę nietypowy, ponieważ obok tematów podręcznikowych prezentuje także problemy otwarte i kontrowersyjne.
Pierwsza częć skryptu rozpoczyna się od artykułu dr Teresy Skarzyńskiej Fenomenologiczny zarys chrzecijańskiej postawy religijnej. Filozofia chrzecijańska wyznacza paradygmat, na którym opierajš się Refleksje chirurga na temat: Nie tylko skalpelem. Autorem tego artykułu jest pro@ Zbigniew Puchalski. Kontrowersyjny jest natomiast trzeci artykuł mgr Roberta Tomczaka - Sumienie w medycynie. Autor przedstawia w nim przykłady eutanazji, które sš na tyle znane, że chyba stanowiš już element historii medycyny. R. Tomczak dobudowuje jednak do nich swoistš filozofię, która próbuje częciowo usprawiedliwiać eutanazję. Być może bardziej trafnie należałoby zatytułować ten artykuł Brak sumienia w medycynie, ponieważ podważa on bezwzględnie obowišzujšcš normę dekalogowš Nie zabijaj. Jako redaktor skryptu nie zgadzam się z poglšdami R. Tomczaka, niemniej jednak
5
zdecydowałem się na ich opublikowanie; zamieszczajšc poniżej dwa artykuły polemiczne, napisane przez dr Magdalenę Szymańskš.
W drugiej częci skryptu przedstawione sš zagadnienia dotyczšce psychoterapii i psychiatrii. Prof. Zdzisław Falicki napisał o godnoci chorego psychicznie, a mgr Cezary Godlewski o konfliktach moralnych, jako ródle zaburzeń psychicznych. W swoim artykule napisałm o społecznociach terapeutycznych, jako możliwoci uzupełnienia (alternatywie?) hospitalizacji ludzi chorych na schizofrenię. Prof. Z. Falicki i lek. M. Stankiewicz przypomnieli natomiast czytelnikom, jak wyglšdała opieka rodzinna w gminie Choroszcz.
W trzeciej częci skryptu przedstawione zostały szczegółowe kontrowersje filozoficzne. Mgr Joanna Lubowicka-Kos dostawiła pytanie : Czy brak zaangażowania, to ucieczka przed cierpieniem? - komentarze do filozofii stoickiej, a mgr Jacek Breczko przeanalizował Medycynę i zdrowie Utopian. O Aspektach moralrrych zawodu farmaceuty napisał natomiast dr Stefan Rostafiński.
Ze względu na różnorodnoć, nowatorstwo i oryginalnoć przedstawionych tekstów mogš one stanowić materiał inspirujšcy studentów do twórczych dyskusji i wielu konstruktywnych postaw w przyszłej pracy zawodowej.
Ocena skryptu KONTROWERSJE W PSYCHOLOGII I FILOZOFII MEDYCYNY, dokonana przez pro@ Zdzisława Falickiego, została przedstawiona w podsumowaniu i wnioskach ogólnych.
6
CZĘĆ I
KONTROWERSJE PODSTAWOWE
FENOMENOLOGICZNY ZARYS CHRZECIJAŃSKIEJ POSTAWY RELIGIJNEJ
Teresa SKARZYŃSKA
Religia chrzecijańska jest niewštpliwie doniosłym zjawiskiem w naszej kulturze europejskiej. Można jš badać z wielorakich pozycji. Stanowisko tu prezentowane to stanowisko filozofii religii, analiza z pozycji fenomenologiczno-hermeneutycznych. Zajmiemy się najpierw fenomenem religijnoci i symbolikš religijnš w ogólnoci, by póniej, poprzez lekturę Starego i Nowego Testamentu, zakrelić podstawy etyki chrzecijańskiej. Adresujšc ten tekst szczególnie do studentów Akademii Medycznej, postaram się też na końcu pokazać relację między etosem chrzecijańskim a zasadami obow~zujšcymi lekarza i innych pracowników zawodów medycznych.
Wybór podejcia fenomenologicznego niesie za sobš pozostawienie otwartš sprawy podstaw i prawdziwoci wiary religijnej, umożliwia natomiast analizę jej treci. Punktem wyjcia nie jest tu fakt istnienia Boga, lecz fakt istnienia wiary w Boga, fakt istnienia szczególnego "dowiadczenia" sacrum (por.R.Otto, 1968). Fenomenolog opisuje zatem metodš ejdetycznš ( tj. bioršc pod uwagę istotę rzeczy, a nie jej przypadkowe przejawy), treć przeżyć, które pojawiajš się w zwišzku z odnoszeniem się człowieka do Boga, nie rozstrzygajšc przy tym sprawy jego istnienia ("zawieszajšc" tezę o istnieniu, czyli dokonujšc redukcji fenomenologicznej). Fenomenolog poprzestaje więc na ustaleniu więzi człowieka z Absolutem na poziomie intencjonalnym (mylnym). Nie interesujš go psychologiczne motywy pojawiania się takich, a nie innych przeżyć religijnych w konkretnych przypadkach, lecz opisuje treci tych przeżyć, ich sens (por. M.Scheler, 1954).
9
W jakich warunkach człowiek mówi "tak" w kwestii istnienia Boga?
Nie da się tego zbadać odnoszšc się do aktualnych treci wiadomoci, ponieważ za zjawiskiem religijnoci stoi cała, długa historia jego powstawania oraz przekazu. Dlatego fenomenolog musi uprawiać jednoczenie hermeneutykę, czyli zajšć się interpretacjš mitów i symboli religijnych, jako szczególnš sferš prze'zyć odziedziczonš po przodkach, a jednoczenie cišgle
żywš, bo nadajšcš sens życiu współczesnego człowieka.
Za symbole religijne uznaje się tu znaki, które odnoszš się do czego, co nie jest bezporednio dane; niosš one w sobie znaczenia, które porednio
wyrażajš to, co oznaczajš. Symbole religijne przedstawiajš przy tym swój przedmiot w podwójnym sensie - czyniš go obecnym i zastępujš jednoczenie (por.H.G.Gadamer, 1993, s.164).
Co niosš za sobš symbole religijne? Znaczšce sš w tej materii analizy
Eliadego, dla którego symbole religijne podtrzymujš fundamentalne pragnienie człowieka: znieruchomienia czasu. Czas sakralny "unieważnia" czas wiecki, jest tedy narzędziem, dzięki któremu człowiek zdolny jest wyzwolić się z własnej historycznoci i dostšpić niejako wiecznej teraniejszoci" (por. M. Eliade, 1993, s. IV). Symbole religijne pozwalajš człowiekowi radzić sobie z nieodwracalnym upływem czasu, umożliwiajš wykroczenie poza przypadkowoć własnego losu, sš wyzwaniem rzuconym przemijaniu .
Symbole ustawiajš również człowieka wobec przemijalnoci
ostatecznej. Kruche jest bowiem życie ludzkie, przesłonięte cieniem mierci. Za religia, jak pisze Van der Leeuw, "jest zawsze ukierunkowana na zbawienie, nigdy na samo życie, takie, jakie jest dane" ( G. Van der Leeuw,
1978, s. 722).
Inny sens zostaje nadany również historii ludzkiej. Symbole religijne
"odsłaniajš człowiekowi pewne utajone rysy wiata, które samš historię ludzkš dozwalajš rozumieć w relatywizacji do niehistorycznej realnoci sakralnej. Żyje w micie rodzaj nostalgii raju, mglista pamięć o niehistorycznym
10
dowiadczeniu zaczštkowym, o protoinicjacji, która ukonstytuowała byt ludzki w jego wyjciu z przedludzkiej natury" (M.Eliade, 1993,s.IV). Religia zatem nadaje sens całoci historycznego bytowania człowieka na ziemi. Mówi o jego poczštkach, które czyniš tęsknotę za rajem czym naturalnym, a także o majšcym nadejć końcu, który będzie wyzwoleniem.
Zmagajšc się z kwestiami ostatecznymi, niedostępnymi wprost dla rozumu ludzkiego, symbolika religijna musi usytuować się na poziomie pozaracjonalnym, musi wyjć poza jego granice. "Ta ostateczna rzeczywistoć symbolicznie przyswajalna - pisze Kołakowski - przecieka przez sito dyskursywnej myli, albowiem jest sprzeczna wewnętrznie i tym samym niedostępna konceptualizacji racjonalnej". (M. Eliade, 1993, s. IV). Nie wiadczy to jednak o irracjonalnym charakterze treci religijnych, tylko o tym, że ten pierwotny, zwišzany z rozszyfrowywaniem najwyższego sensu, sposób ludzkiego odbioru wiata może jawić się dzi rozumowi jako niekonsekwentny i wewnętrznie sprzeczny. Dotyczy on bowiem odbioru wiata zakorzenionego w pre-historii i odpowiada egzystencjalnym, a nie tylko poznawczym potrzebom i oczekiwaniom człowieka [np. potrzebie "bezwarunkowej zasady sensu" (Jaspers), czyli potrzebie wyjanienia tajemnicy istnienia, potrzebie "zatrzymania czasu" (Eliade), czy potrzebie rozumienia sensu cierpienia]. Jak pisze Armstrong: "religia zawsze była próbš odnalezienia sensu i wartoci życia pomimo cierpień, jakim podlega ciało"(K. Armstrong, 1996, s. 23).
Dla Eliadego symbole religijne niosš za sobš pierwotne dowiadczenia egzystencjalne człowieka archaicznego, wnoszš niejako ludzkš historię dowiadczania wiata i poprzez mity oraz uczestnictwo w rytuałach religijnych wracamy jakby do tych prapoczštków i dzięki temu łatwiej odnajdujemy i zrozumiemy samych siebie (por. M. Eliade, 1993, s. 437).
Jakie jest żródło symboliki religijnej? Według Dupre, na przykład, nie istnieje bezporednie dowiadczenie religijne. Symbol jest jedynym sposobem, w jaki umysł przekracza to co empiryczne. Wiara nie opiera się zatem
11
na odczuciu czy uczuciu, lecz na wiadomoci istnienia wymiaru transcendentnego w stosunku do wszystkich dowiadczeń życia, jest afirmacjš głębszej rzeczywistoci ukrytej pod rzucajšcš się w oczy postaciš zewnętrznš (por. Dupre, 1991, s.130,131 ). Tak jak Eliade, Dupre twierdzi, iż symbole religijne wyrosły z pierwszych prób człowieka wyrażenia rzeczywistoci, przy jednoczesnej wiadomoci istnienia wymiaru transcendenfiego. '
Symbole rozwijajš się stopniowo w mity, czynišc refleksyjnymi te treci, które przedtem były tylko "przeżywanymi". Ale chociaż formy mitu sš wiadome, "korzenie, z których wyrastajš, tkwiš głęboko w niewiadomej glebie" (por. L. Dupre, 1991, s. 189). Mity sš przede wszystkim najpotężniejsrym narzędziem umysłu służšcym egzystencjalnej integracji człowieka."więta rzeczywistoć - pisze Dupre - godzi konfliktowe elementy zwykłej rzeczywistoci, integrujšc je wszystkie w wyższš organicznš jednoć" (L. Dupre, 1991, s. 196). To mit uwiadamia nam olbrzymiš siłę jednoczenia przeciwieństw, jakš posiada sacrum, które odbierane jest jako "wprost przewyższajšce wszystkie inne byty" (por. M. Scheler, 1954, s. 159).
wiadomoć mityczna, mocš wewnętrznej dialektyki, przeobraża się w wiadomoć religijnš. Mity zostajš przy tym zachowane. Przechodzšc z jednej wiary w drugš, włšczane sš w nowe struktury znaczeniowe. "Mit jest miejscem urodzenia bogów; zapoczštkowuje on ruch w kierunku transcendencji, uzupełniony i wykrystalizowany w religii formalnej. (L. Dupre, 1991, s. 203, 204). Ale niezależnie od cech specyficznych każdej religii i faktów, do których się odwołuje, religia, będšc historycznš, nadal potrzebuje mitów, ponieważ mit wprowadza "niezbędnš wiadomoć czasu, której wiadomoć historyczna nie może dostarczyć. Wiara sięga po poczštek i koniec, które całkowicie przekraczajš zakres historii. Każda próba zintegrowania poczštku i końca z resztš historii musi być mitycznš. Ponadto (...) - pisze Dupre - symbole takie jak symbole upadku i odkupienia sš nieodłšczne od czasu, a jednak niedostępne historii, jako zapisowi i analizie
12
ludzkich zjawisk" (L. Dupre, 1991, s. 210). Dlatego odwoływanie się do mitu jest nieodłšcznš cechš mylenia religijnego.
Współczesny człowiek nie może jednak nadal wierzyć w mity, skoro uznał je za mity włanie i poprzez to zrelatywizował ich skutecznoć. Może jednak nadal wierzyć poprzez mity - twierdzi Dupre - co czyni mit istotnym elementem refleksji religijnej. "W wiadomoci religijnej człowiek staje się refleksyjnie wiadomym symbolicznego znaczenia mitu - nie przyjmuje już go jako samej rzeczywistoci, lecz jako jej przedstawienie "(L. Dupre, 1991, s.211 ). Dzięki temu mity stajš się niewyczerpywalnym żródłem interpretacji dla wielu mylicieli, cišgle "dajš do mylenia" (por. P. Ricoeur, 1986, s.330-332).
Dla dzisiejszego człowieka mit staje się płynšcym z historii przesłaniem, ujawniajšcym sens ludzkiego bytowania na ziemi. Mit przychodzi z odpowiedziš i podpowiedziš wtedy, gdy załamuje się lub okazuje się być niewystarczajšcš racjonalna interpretacja wiata, a życie domaga się jednak odpowiedzi. "Istotnie - pisze Unamuno - jaka to różnica, czy cel ostateczny istnieje, czy nie istnieje? Czy jaka sprzecznoć logiczna zawiera się w tezie, e wiat nie jest przeznaczony do żadnego ludzkiego ani ponadludzkiego celu? Czyż myl, że jedynym celem wszystkiego jest istnienie i przemijanie, jest w jakikolwiek sposób sprzeczna z rozumem? Tak się rzeczy majš dla tego, kto umieszcza się na zewnštrz siebie, lecz dla tego, kto wewnštrz samego siebie żyje, cierpi i pragnie... dla tego jest to sprawa życia albo mierci". (M. Unamuno, 1984, s. 250, 251). A zatem, twierdzi, obiektywnie wiara jest absurdalna, egzystencjalnie jednak nieunikniona. Dlatego też tak cile wišże się ona z problemami ludzkiego cierpienia.
Do wielkich religii historycznych, tj. takich, które odwołujš się do konkretnych faktów historycznych, należy niewštpliwie chrzecijaństwo. W religii tej, jak w każdej innej, przetrwały elementy mityczne, choć, gdy ona powstawała, nie istniała już mentalnoć mityczna. "Element mityczny w chrzecijaństwie - zauważa Dupre - był pierwotnie oprawš przyswojonš
13
i stworzonš w celu prryjęcia faktu Jezusa" (L. Dupre, 1991, s. 206). Opisy wydarzeń historycznych przeplatajš się w Biblii z mitami i przypowieciami, które w sposób symboliczny, w nakrelonym powyżej sensie, oddajš sens i charakter ludzkiego żywota. Sięgnijmy zatem do Biblii jako ródła etosu chrzecijańskiego.
Chrzecijanin uważa człowieka za dziecko boże: Bóg stworzył człowieka i cišgle nad nim czuwa. Bóg jest ojcem sprawiedliwym i kochajšcym, dlatego człowiek powinien być pełen ufnoci wobec wiata, bo wszystko. co mu się zdarza, przewidziane jest w zamyle bożym. "Powierzajšc siebie i swoje życie Bogu, przyjmuj wszystko, co nastšpi" - pisze Murphy ( J. Murphy, 1994, s. 210). Człowiek musi też doznawać bojani bożej, trwogi przed nieznanym wyrokiem boskim i to nie dlatego, pisze Ricoeur. żeby Bóg był zły - "dla człowieka grzesznego gniew jest obliczem więtoci" (P. Ricoeur, 1986, s. 63).
Dlatego nieszczęcia, niezawinione cierpienia i ból, spadajšce czasami
na człowieka, osišgajš tu sens głębszy, niejawny dla czystego rozumu. O tym, że człowiek z godnociš, wytrwałociš i nadziejš, powinien nieć brzemię swego losu, mówiš Starotestamentowe przypowieci o Abrahamie i Hiobie. Abraham poprowadził swoje jedyne, tak drogie jego sercu, dziecko na mierć, bo uważał, że taka jest wola Boga. Hiob nie zwštpił w istnienie Boga i sprawiedliwoć bożš, pomimo niewyobrażalnych i niczym nie uzasadnionych cierpień, jakie go dotknęły w życiu. Obaj poczuli gorzki smak niezawinionego cierpienia, obaj też, czerpišc siłę ze swej wiary, tj. ufajšc, że ma to sens, widoczny przynajmniej dla Boga, zdołali te cierpienia udwignšć. Według Otto, Hiob jest przykładem człowieka, który odkrył tajemnicę boskoci "w jej czystej irracjonalnej postaci" (por. R. Otto, 1968, s. 113-114), co pozwoliło mu wytrwać w jego ciężkiej próbie.
Wiara nie tylko pomaga chrzecijaninowi godzić się ze swym losem. lecz jest także oparciem dla tych, co zbłšdzili. Czerpiš z niej nadzieję 14
na oczyszczenie, na zmazanie winy, bo Bóg jako kochajšcy jest też miłosierny, wybaczajšcy. Chrzecijaństwo uczy zatem jak żyć dalej, pomimo zhańbienia czy poniżenia.
W opisie bytowania ludzkiego schodzimy cišgle na poziom nieszczęć i cierpienia, jakie spotykajš człowieka na ziemi, by pokazać, że religie wskazujš, między innymi, jak je godnie znosić. Religia chrzecijańska, traktujšc człowieka jako dziecko boże, stworzone na obraz i podobieństwo Boga, musi uporać się jednak przez to z innym problemem: dlaczego człowiek w ogóle cierpi? Czyż nie powinien wieć dzięki temu żywota szczęliwego i beztroskiego? Problem ten porusza biblijna przypowieć o Adamie i Ewie i grzechu pierworodnym.
Pierwsi ludzie zostali zatem stworzeni jako istoty wolne, mšdre, wiodšce szczęliwe życie w Raju. Wolnoć swojš wykorzystali jednak przeciwko Bogu, łamišc jego zakaz spożywania owocu z drzewa wiadomoci dobrego i złego. Zostali za to ukarani w-y-gnaniem z Raju, dlatego włanie ludzie muszš wieć ciężki żywot człowieka miertelnego. To nie Bóg odpowiada zatem za aktualnš kondycję ludzkš; jest ona "skutkiem serii błędów i grzechów popełnionych przez przodków. (...) Gatunek ludzki jest rezultatem swych własnych czynów" - konkluduje Eliade (M. Eliade, 1988, s. 116). Oznacza to faktycznie, że mamy pewnš skłonnoć do czynienia zła, co ujawnia się już w poczynaniach pierwszych rodziców. Musimy mieć zatem wiadomoć własnej słaboci i ułomnoci, jak też nieustannie się z niš zmagać. Wyrazem tego jest nasz stosunek do postaci Adama i Ewy. "Ich postępek - pisze Kołakowski - spotkał się z wyrozumiałociš: bo i któż potrafi się zawsze opierać pokusie?" (L. Kołakowski, 1988, s. SO). Człowiek musiał zostać ukarany, bo od poczštku przejawiał skłonnoć dorównania Bogu. "Był to największy grzech - pisze Eliade - jakie stworzenie mogło popełnić przeciw swemu Stwórcy" (M. Eliade, 1988, s. 118).
15
Jednakże mit upadku i wygnania nie jest do końca mitem pesymistycznym, choć czyni nas odpowiedzialnymi za nasz ciężki los. "Symbol wygnania - zauważa Kołakowski - zawiera też niewyranš nadzieję Powrotu do utraconego domu i ufnoć, że ludzkie cierpienie nie okaże się mimo wszystko daremne, że co ważnego zostało zyskane na ludzkiej drodze krzyżowej, co, czego nie można by osišgnšć w inny sposób" (L. Kołakowski, 1988, s. 51). Wskazujšc na Raj jako miejsce utracone, mit ustańawia jednoczenie miejsce, do którego człowiek tęskni, miejsce, które może osišgnšć w przyszłoci, jeżeli zniesie wszystkie ziemskie cierpienia i uda mu się poskromić własnš naturę. Po raz kolejny cierpienie ludzkie zyskuje przy tym głębszy sens - będšc drogš pokuty, staje się drogš do zbawienia.
Majšc w sobie skłonnoć do zła, człowiek potrzebuje pomocy i wskazówek ze strony Boga; jak realizować swoje życie, aby zapewnić sobie szczęcie wieczne. Religia chrzecijańska opiera się na objawieniu boskim,
do czego nawišzuje Starotestamentowa przypowieć o Mojżeszu, któremu Bóg na górze Synaj objawił boskie przykazania - Dekalog. Normy w nim zawarte sš wyrazem woli Boga, odbiciem odwiecznego prawa Bożego. "Bóg i blini pisze Paciak -zostali złšczeni jako jeden przedmiot, a przekroczenia tych przykazań sš grzechami przeciw Bogu, a nie tylko krzywdš przeciw ludziom" (J. Paciak, 1984, s. 169). Przykazania, obok opisu czynnoci kultowych, nawołujš do ochrony rodziny (czcij ojca swego i matkę swojš, nie cudzołóż, nie pożšdaj żony bliniego), poszanowania prawa drugiego człowieka do życia (nie zabijaj), do prawdy (nie mów fałszywego wiadectwa), do własnoci (nie kradnij, nie pożšdaj rzeczy bliniego) - wprost więc okrelajš etos prawdziwego chrzecijanina, ustanawiajš wartoci, którym powinien służyć. Poprzez formę nakazów i zakazów, biblijny "Dekalog" jeszcze raz przypomina nam o ułomnoci naszej natury, która tylko poprzez stosowanie się do tych zasad, nie za samorzutnie, jest w stanie wydwignšć się z upadku. Ale nie do końca.
16
Ludzie, podkrela Kołakowski, nie majš doć siły, by sami uwolnić się od zła: piętno grzechu pierworodnego cišży na nich nieuchronnie i nie można się go pozbyć bez pomocy zewnętrznej. (por. L. Kolakowski, 1984, s. 161). Nadzieja na uzykanie łaski bożej przenika postawę chrzecijańskš. Jednakże dopiero faktycznie męczeńska mierć Jezusa, syna Bożego, odkupuje w religii chrzecijańskiej grzech pierworodny i to jest ta "pomoc zewnętrzna", na którš stawia chrzecijanin.
Wprowadzajšc postać Chrystusa weszlimy już na obszar Nowego Testamentu. To on daje nam dopiero możliwoć ostatecznej interpretacji etosu chrzecijańskiego. "Każde życie prawdziwie chrzecijańskie - pisze Kłoczowski - jest naladowaniem Jezusa" (Kłoczowski, 1984, s. 208), stšd ', waga, z jakš traktuje się tu jego życie i naukę.
W Nowym Testamencie Chrystus pojawia się jako zapowiadany wczeniej Mesjasz, który, będšc Bogiem - Synem Bo'zym, żyje jednak i cierpi jak zwykły miertelnik. Jezus przynosi "dobrš nowinę", czyli zapowiada rychłe nacwejcie Królestwa Bożego i głosi potrzebę przygotowania się do niego, uczy miłoci i przebaczenia, czyni też szereg cudów na ziemi. Przycišga do siebie wyznawców, co wzbudza zaniepokojenie wród władz Judei i doprowadza do skazania go przez Piłata na ukrryżowanie. Ostatnim widzialnym czynem Boga-człowieka jest jego zmartwychwstanie.
Spojrzenie na życie i mierć Jezusa nadaje nowy wymiar cierpieniu ludzkiemu. Syn Boży, jak człowiek, cierpiał na ziemi w imię miłoci do człowieka. Wobec męczeńskiej mierci Jezusa za grzechy ludzkie, blednš nasze ziemskie cierpienia. Każde dowiadczenie życiowe odnoszone jest teraz do Chrystusa, którego męczeństwo staje się kryterium wszystkiego, co jest przez człowieka przeżywane.
Nowy sens zyskuje też fakt mierci człowieka. Chrzecijanin wierzy w zmartwychwstanie Chrystusa, która to wiara jest podstawš wiary w jego przyszłe zmartwychwstanie i życie wieczne (por. M. Unamuno, 1984, s. 84).
17
Przeobraża się zatem interpretacja sensu życia człowieka. Chrystus odkupił
grzechy ludzkie i "pokazał", że życie po życiu jest możliwe. W tym wietle
ziemski padół okazuje się być chwilkš wobec perspektywy żywota wiecznego w pobliżu Boga. Dlatego tak wielkš i budujšcš rolę odgrywa w życiu chrzecijanina tajemnica zmartwychwstania. Wiara wspiera się na tym fakcie wobec wštpliwoci i ataków rozumu (Unamuno). .
Historia Jezusa stanowi też nowy dowód miłoci bożej. Skoro Bóg
skazał syna swego na cierpienia i mierć męczeńskš, aby tš drogš odkupić grzechy nasze - to musi kochać ludzi. Również postawa Chrystusa - owo nachylenie się nad sprawami ludzi słabych i pokrzywdzonych, ludzi z marginesu, wiadczy o wielkiej miłoci Boga do człowieka. Człowiek może odwdzięczyć się tylko równie wielkš miłociš. Dlatego fundamentalnš wartociš w etosie chrzecijańskim jest miłoć - i to miłoć będšca miłociš do Boga i do człowieka zarazem, bo - jak pisze Dodd - "kochać Boga to znaczy 'ryć jak Jego dziecko; a żyć jak dziecko Boga, to odnosić się do bliniego tak, jak Bóg się do nas odnosi" (Ch. H. Dodd, 1983, s. 64). Miłoć do Boga powinna owocować zatem miłociš do człowieka. Innego człowieka nie powinnimy traktować jako kogo obcego, lecz jako bliskiego włanie, jako bliniego. Każdy człowiek godzien jest naszej miłoci, bo jest dzieckiem bożym. Stšd przykazanie: "kochaj bliżniego swego jak siebie samego".
Życie Jezusa jest dla chrzecijanina przykładem życia przebaczajšcego
i miłosiernego. W jego słowach i czynach ożywa obraz pasterza, troszczšcego się o każdš, najbardziej nawet zbłškanš owieczkę. Chrystus zdšżał do najbardziej potrzebujšcych, do tych, którzy byli chorzy na ciele czy duszy, do tych, którzy przytłoczeni byli poczuciem winy bšd nieszczęcia. On ich uznawał, ich miłował, im odpuszczał grzechy, przez co przywracał im szacunek do samych siebie i wyzwalał energię moralnš. W "Kazaniu na górze" Chrystus mówi o błogosławieństwach, jakie spłynš na miłosiernych i ludzi czystego serca, na łagodnych i pokój czynišcych, na tych, którzy się smucš i cierpiš
18
przeladowania w imię sprawiedliwoci.
Jezus rzuca przy tym nowe wiatło na rozumienie samego zjawiska sprawiedliwoci. Prezentuje bowiem postawę dobroci przekraczajšcej zasadę sprawiedliwoci - przejawia życzliwoć wobec tych, co upadli i nawołuje do miłowania nieprzyjaciół. Będšc przenikniętym miłociš człowiek powinien wyrzec się zatem wszelkich myli o zemcie i nienawici. Według Kołakowskiego w tym włanie tkwi cała siła chrzecijaństwa, która "objawia się w tym, że potrafi ono w wiadomoci jednostek ludzkich budować zapory przeciwko nienawici. Istotnie, - pisze - sama wiara w Jezusa-odkupiciela byłaby próżna i martwa, gdyby nie pocišgała za sobš rezygnacji z motywu nienawici, niezależnie od okolicznoci; gdyby po słowach" i odpuć nam nasze winy" chrzecijanie nie mieli powtarzać słów "jako i my odpuszczamy naszym winowajcom". Żšdanie rezygnacji z nienawici było wyzwaniem rzuconym przez Chrzecijaństwo ludzkiej naturze i takim pozostało" (L. Kołakowski, 984, s. 162).
Z jakš więc ostatecznie wizjš natury ludzkiej oraz z jakim etosem, czyli zespołem norm i wartoci, ustanowionych jako powinnoci wobec nas samych i innych ludzi, mamy tu do czynienia? Z natury swojej przejawiamy skłonnoć do zła, do niewłaciwego wykorzystywania danej nam wolnoci. Przepełnieni jednak uczuciem miłoci, owocujšcym życzliwym stosunkiem człowieka do człowieka, jestemy w stanie powstrzymać najbardziej nawet negatywne uczucia, choćby zemsty czy nienawici, jakie mogš się w nas rodzić i na tym polega nasza zasługa moralna.
Przedstawione tu interpretacje niektórych wštków biblijnych sš tylko jednymi z możliwych - z istoty symboli wynika, iż dajš one cišgle na nowo "do mylenia". Skupilimy się tu szczególnie na sprawach ludzkiego cierpienia i mierci, albowiem to one sš, według wielu mylicieli, pra-glebš mylenia religijnego, a poza tym wypracowanie właciwego stosunku do tych zjawisk jest czym niesłychanie ważnym, jeli idzie o zawód lekarza, cišgle
19
ocierajšcego się o nie w swoim życiu. Nie wypunktuję to oczywicie wszystkich cech właciwych dla etosu lekarskiego, bo jest to temat na odrębny
artykuł, lecz zajmę się tylko tymi, na których pozytywny wpływ majš normy i wartoci wypracowane przez chrzecijaństwo. Miało ono bowiem przeogromny wpływ na ukształtowanie się kultury europejskiej w ogóle, a jego wartoci pretendujš do miana wartoci ogólnoludzkich i stanowiš fundament
współczesnego etosu.
Mojš, bynajmniej nie odkrywczš, tezš jest ta, iż chrzecijaństwo
pogłębiło stosunek człowieka do tak ważnych, również dla lekarza, kwestii, jak: znaczenie życia ludzkiego, wartoć i ważnoć drugiej osoby, rozumienie i sens cierpienia i bólu w życiu człowieka oraz w szczególny sposób ustawiło człowieka wobec problemu mierci. To, że działa w ogóle poskramiajšco wobec niedoskonałoci i słaboci naszej natury, że sprzyja wyrabianiu postaw pozytywnych, stawiajšc zapory szerzeniu się nienawici i przemocy, ma oczywicie wartoć dla człowieczeństwa każdego człowieka, nie tylko dla lekarza, farmaceuty czy analityka medycznego.
Chrzecijaństwo krzewi postawę miłoci i miłosierdzia wobec drugiego człowieka. Głosi przede wszystkim, wynikajšcš z tego, tezę o poszanowaniu 'rycia drugiej osoby. Każde życie ludzkie jest samoistnš wartociš, każde ma swój indywidualny sens i wartoć, pomimo cierpień, bólu, w jakich się realizuje; każde powinno być chronione. Powinnimy uważać każdego człowieka za bliniego swego, traktować go na równi z sobš, nie wyrzšdzać mu krzywdy i wybaczać mu, nawet jeli on nie wydaje się tego godzien. Religia chrzecijańska szerzšc od wieków tezę o ważnoci drugiej osoby, przyczyniła się i stale się przyczynia do wprowadzania w życie humanitarnych stosunków międzyludzkich. Wskazujšc na wagę życia ludzkiego i na powinnoci człowieka wobec człowieka - bliniego, wypowiada jakby wprost również najważniejsze powinnoci lekarza.
20
Chrzecijaństwo wypracowało też wiele cennych postaw, jeli idzie o stosunek człowieka do cierpienia, własnego i cudzego. Uczy, jak znosić cierpienie, jak go dżwigać, jak żyć z nim i jak się z nim godzić. Czyni to poprzez nadanie mu sensu - cierpię, choruję, ponieważ, będšc istotš niedoskonałš, grzeszyłem, ale poprzez cierpienie włanie mogę odpokutować swš winę. Cierpienie ma tu wartoć oczyszczajšcš i uszlachetniajšcš. Jeżeli nie czuję się winny, to powinienem traktować cierpienie jako nieodgadnionš wolę bożš, bo tylko Bóg wie, dlaczego mnie tak bolenie dowiadcza. Istotš tego podejcia jest nie tylko usensownienie cierpienia, lecz także uczynienie wartociš dzielne jego znoszenie (poprzez przywołanie faktu męczeństwa Chrystusa za grzechy ludzkie). Człowiek, znajšc sens swego cierpienia, nie tylko lepiej je znosi, ale także, dzięki takiemu pozytywnemu nastawieniu, ułatwia samoleczenie.
Jeżeli cierpi drugi człowiek, to dzięki poznaniu sensu cierpienia w ogóle, można go lepiej rozumieć i prawdziwie współczuć, co też jest już pomocš w cierpieniu. Majšc na co dzień kontakt z ludmi cierpišcymi lekarz, dzięki takiej postawie, może w sposób bardziej humanitarny wykonywać swój zawód.
Z postawš dzielnego znoszenia cierpienia wišże się postawa nadziei,
jakš zaszczepia człowiekowi wiara chrzecijańska, nadziei na powrót, dzięki ekspiacji, do Boga. Wpływa to również bezporednio na ukształtowanie się złagodzonego nieco stosunku do mierci ludzkiej. Przestaje być ona czym strasznym, tragicznym, nieodwracalnym, a staje się etapem na drodze do Raju. Równie sam fakt bycia miertelnym znajduje tu swoje wytłumaczenie (skutek grzechu pierworodnego). Taka wizja pozwala człowiekowi łatwiej godzić się ze mierciš. Lekarz, który się cišgle spotyka się z faktami mierci i umierania, pod wptywem etosu chrzecijańskiego, ma bardziej przemylany stosunek do tych spraw i dzięki temu w ogóle może funkcjonować w tym zawodzie, zachowujšc przy tym własne człowieczeństwo.
21
Lekarz-fachowiec, wrażliwy na lęki, ból i cierpienia drugiego człowieka, rozumiejšcy jego sytuację egzystencjalnš, ma wszelkie podstawy ku temu, by być prawdziwym lekarzem.
Oczywicie nie tylko religia, w tym religia chrzecijańska w szczególnoci, wyrabia pozytywne postawy życiowe. Ale to ona, w tym wypadku, była przedmiotem naszych analiz. Należy się cieszyć z faktu, że kultura europejska przeniknięta jest miłosiernym duchem chrzecijańskim. Wštpliwoci wysunšć można co najwyżej wobec kwestii, czy nie za łatwo każe się ona godzić człowiekowi, (lekarzowi, pacjentowi) z losem, w tym również z ludzkim cierpieniem i przyjmować jako wolę bożš zdarzenia, które przy innym nastawieniu, w duchu walki i dšżenia do zmiany sytuacji za wszelkš cenę, dałyby się jednak odwrócić. Współczesna cywilizacja dysponuje całš paletš rodków, które sš w stanie pomóc ciężko chorym pacjentom;
na przeszkodzie staje jednak często sam człowiek, w tym jego opory psychiczne, płynšce czasami z przekonań religijnych. Jednakże, będšc w zgodzie z etosem chrzecijańskim, możemy jednoczenie powiedzieć, iż "nieodgadniona jest wola boża", z czego wynika jednoznacznie, że wszelkie kontrowersyjne decyzje musi podejmować człowiek zawsze na własne ryzyko.
Nie należy również oczekiwać, że w dzisiejszych czasach etos chrzecijański, choćby z racji swego historycznego uwarunkowania, udzieli odpowiedzi na wszystkie pytania, na jakie napotyka medyk w swoim zawodzie. Daje mu jednak dobrš podstawę do tego, by nowe problemy mógł
on rozstrzygać już sam, we własnym sumieniu.
BIBLIOGRAFIA
1. Armstrong, K.,(1996). Historia Boga. Warszawa. Biblia Tysišclecia, ( 1989). Warszawa.
2. Dodd, Ch. H.,(1983). Założyciel chrzecijaństwa. Znak, Kraków.
22
3. Dupre, L.,(1991). Inny wymiar. Filozofia religii. Znak, Kraków. 4. Eliade, M.,(1974). Sacrum, mit, historia. PIW,Warszawa.
5. Eliade, M.,(1988). Historia wierzeń i idei religijnych, t, I. PAX, Warszawa.
6. Eliade, M.,(1994). Historia wierzeń i idei religijnych, t.II. PAX,
Warszawa.
7. Gadamer, H. 6.,(1993). Prawda i metoda. Kraków. 8. Hildebrand, D.v.,( 1985). Serce. Poznań.
9. Kłoczowski, J .A.,(1984). W: Wobec wartoci. "W drodze", Poznań.
10. Kołakowski, L.,( 1984). Czy diabeł może być zbawiony i 27 innych kazań. Aneks, Londyn.
11. Kolakowski, L.,(1988). Jeli Boga nie ma... .Znak, Kraków. 12. Murphy, J.,(1994). Potęga podwiadomoci. Warszawa.
13. Otto, R.,(1968). więtoć. Warszawa.
14. Paciak, J.,(1984). W: Wobec wartoci. "W drodze", Poznań.
15.y Rudziński, R.,(1980). Człowiek w obliczu nieskończonoci. Warszawa. 16. Ricoeur, P.,(1986). Symbolika zła. Warszawa.
17. Scheler, M.,(1954). Probleme der Religion. W: Gesammelte Werke, t.V. Bern
18. Unamuno, M.de.,(1984). O poczuciu tragicznoci 'zycia. Wydawnictwo Literackie, Kraków-Wrocław.
19. Van der Leeuw, 6.(1978). Fenomenologia religii. Warszawa.
23
REFLEKSJE CHIRURGA NA TEMAT: NIE TYLKO SKALPELEM
Zbigniew PUCHALSKI ,
Kierownik Kliniki Chirurgii Ogólnej Akademii Medycznej w Białymstoku
Dokonujšcy się niemal z dnia na dzień postęp w ogólnopojętej medycynie jest nieunikniony. Zjawisko to wynika z udoskonaleń głównie w zakresie techniki, wyranego rozwoju nauk biologicznych, w tym biologii molekularnej, genetyki i innych dziedzin paramedycznych. Czy te niewštpliwe osišgnięcia wystarczajš w złożonym dziele niesienia pomocy i ulgi cierpišcym, a nam lekarzom, niezależnie od prezentowanego poziomu i zwyczajnych ludzkich wartoci, pozwalajš zamknšć się w wiecie komputerów, maszyn oceniajšcych różne wymierne parametry? Oczywicie, że nie. To co się w tej chwili dzieje nie tylko w polskiej medycynie, oprócz niewštpliwych walorów, niesie za sobš wyrane potknięcia, może wręcz patologię. Jak sšdzę, w obecnej dobie zaczyna brakować czego, co w ubiegłych latach było tak mocno podkrelane i przestrzegane, tj. funkcjonowania okrelonych szkół medycznych. "Mistrz i Jego Szkoła", "Mistrz i Jego Uczniowie" było czym nie wyimaginowanym, co nie tylko stwarzało podstawy i warunki rozwoju młodego lekarza, w kierunku obranej specjalnoci, ale też kształtowało charaktery, postawy moralne i etyczne. Powoływanie się na "Mistrza" było zachowaniem tak znaczšcym, wręcz majestatycznym, także odnoszenie się do "Mistrza" wymagało nie tylko pełnego uznania, szacunku czy respektu, ale też pochylenia głowy. Przy czym nie były to ukłony służalcze, bezkrytyczne, ale wyrażajšce uznanie dla wiedzy, osobowoci, powagi.
24
Czym charakteryzowali się "Mistrzowie"? Czy byli geniuszami, nieomylnymi, o nadprzyrodzonych przymiotach? Nie, skšdże - byli normalnymi ludmi, wietnie przygotowanymi do zawodu, swojej medycznej specjalnoci, krytycznie oceniajšcymi swoje potknięcia czy niepowodzenia, ba, otwarci na krytyczne uwagi. Jeli się czym wybijali szczególnie, to umiejętnociš przekazywania swojej bogatej wiedzy i wzorowej postawy, uczniom i wychowankom. Nowoczesne zdobycze techniki medycznej
wprowadzali chętnie, lecz nie bezkrytycznie czy żywiołowo, uważajšc, że "...mędrca szkiełko i oko..." to za mało jak na wymogi dokonujšcego się postępu. Nie odstępowali jednak od zasady, że chory człowiek jest najistotniejszym podmiotem lekarza. Czy działali w nadzwyczajnych, bšd optymalnych warunkach? Na pewno nie.
Większoć "Wielkich Lekarzy", profesorów, ordynatorów, słowem nauczycieli, znanych mi z nazwiska, bšd z osobistych kontaktów - to ludzie okręsu po II wojnie wiatowej, kiedy warunki pracy w klinikach czy szpitalach, 3:~
tylkłJ wyjštkowo mogły napawać optymizmem. Ale Oni byli pełni entuzjazmu. Dzięki temu przez daleko gorsze warunki niż te, które sš naszym udziałem przechodzili niemal tryumfalnie. Przedkładajšc nad wszystko własny twórczy wysiłek, tym bardziej wierzyli w poprawę sytuacji. Ich życiowe "credo" było bardzo proste, a więc troska o chorych, przekazywanie swojej wiedzy i dowiadczenia uczniom, a co o ich wielkoci wiadczyło najbardziej, to z pełnš wiadomociš dšżnoć do takiego stanu, w którym wychowankowie i następcy przecignš ich w dziele medycznych poczynań. Tak oceniali miarę postępu w zakresie diagnostyki, metod leczenia i tych zachowawczych i zabiegowych.
A my obecnie zapatrzeni w monitory, wskaniki, liczne pomiarowe urzšdzenia, jako mniej pamiętamy nie tylko o pełnym życzliwoci, i troski stosunku do chorego, ale też o swojej powinnoci w odniesieniu do młodych ludzi, których powinnimy kształtować może nie w pełni na obraz
i podobieństwo swoje. Zbyt często przekazujemy im wyłšcznie parametry, podnosimy znaczenie "rzadkich przypadków, o niezwykłym umiejscowieniu", tak jakby chory człowiek był tylko przypadkiem.
Wbrew niektórym obiegowym poglšdom polska medycyna nie jest w totalnym ekonomicznym kryzysie. Jakkolwiek, generalnie, materialna sytuacja ochrony zdrowia jest daleka od jakiej tam "redniej", to aparatury diagnostycznej i leczniczej, nawet tej z najnowszych generacji nie jest tak mało, nawet w niewielkich placówkach leczniczych. Skšd więc choroby polskiej medycyny ?
Dšżnoć do godziwego 'zycia, chęć dorównywania lepiej sytuowanym, wyzwala wród pracowników polskiej medycyny, te same ludzkie odruchy, jak w każdym przeciętnym obywatelu naszego kraju. Stšd potknięcia, kryminogenne niekiedy postawy, oddalanie się od treci zawartych w przysiędze Hipokratesa.
Wykruszanie się wzorców godnych naladowania, zbytnia wiara
w techniczne udoskonalenia medycyny, przy małej bšd żadnej, znajomoci, czy chęci poznania ludzkiej psychiki, to dodatkowe objawy choroby, sšdzę nie tylko polskiej medycyny.
Czy ten stan sięga swoimi korzeniami w procesy przeddyplomowej edukacji? Poglšd o "biologicznej indoktrynacji" w szkoleniu przyszłych lekarzy jest, jak sšdzę, dyskusyjny. Należy poczynić uwagę, że nauczyciele akademiccy zbyt mało podnoszš problemy etyki i deontologii. To duże niedopatrzenie, jedna z podstawowych przyczyn w chorobie polskiej medycyny. Rola jednak nauk podstawowych w procesie dydaktycznym w medycznej szkole wyższej jest bezsporna. Bez tego elementu trudno zrozumieć cokolwiek w nowoczesnej klinicznej medycynie. A jeli się tego nie wie, trudno zaplanować odpowiednie postępowanie diagnostyczne i stosowne leczenie. Większoć nowoczesnych naukowych rozważań dotyczšcych np. procesów nowotworowych czy przewlekłych zapalnych opiera się o podstawy biologii molekularnej. Pomijanie
26
tego faktu to zdecydowany krok wstecz. Poznanie podstaw tych procesów na studiach medycznych, w oparciu o biologię, biofizykę, biochemię, fizjologię, to możliwoć startu nie tylko do naukowych pracowni, ale te do sal chorych.
Z pewnym zrozumieniem zasad kształcenia lekarzy, ekonomicznej
sytuacji polskiej medycyny, należy działać na rzecz takiego ukształtowania absolwenta wyższej uczelni medycznej, aby nie stanowił on tylko osoby z dyplomem. Winien on być też człowiekiem w pełni odpowiedzialnym za to co
czyni, gdyż na wyniki jego poczynań oczekuje inny człowiek - jego pacjent.
Niektóre problemy polskiej chirurgii.
Chirurgia wiatowa, w tym i polska, zmienia swe oblicze bardziej
w cišgu ostatniego czterdziestolecia niż w cišgu swojej całej historii.
Najdawniejsza częć chirurgii, istniejšca i dzisiaj a polegajšca na usuwaniu clkorobowo zmienionych tkanek, wzbogacona została ostatnio o chirurgię ja
rekonstrukcyjnš i fizjologicznš modyfikujšcš działanie poszczególnych
narzšdów.
W dobie obecnej nie można oddzielić chirurgii od ogólnej medycyny,
a chirurg musi być lekarzem umiejšcym operować.
Minęły jednak czasy chirurgii dawnej, bojowej, opierajšcej się
na błyskotliwoci działania, szybkich decyzjach i manualnej taktyce. Brak dzisiaj miejsca na tzw. "złote ręce" chirurga czy "chirurgiczny temperament". Chirurg obecnie winien znać nie tylko anatomię, fizjologię i operacyjnš takTykę ale też biologię, biofizykę, biochemię, elementy genetyki, cybernetyki czy elektroniki. Nowe specjalnoci zabiegowe, metody badawcze, diagnostyczne i lecznicze stały się codziennociš. Chirurgia już dzisiaj posługuje się komputerami, laserem, elektronicznš kontrolš złożonych układów biologicznych. Pojawiły się nowe potężne leki, nowe możliwoci anestezjologii, udoskonalenia techniczne zwišzane z chirurgicznym postępowaniem. Rozwija
27
się biomedycyna, powstajš nowe wšskie specjalnoci w ramach uprzednio
rozumianej, ogólnej chirurgii.
Postęp techniczny chirurgii jest więc zadziwiajšcy. Niektórzy przewidujš, że po 2000 roku powstanie chirurgia bez chirurga i skalpela, a operowanie polegać będzie na zasadzie odpowiednio zaprogramowanych, nieomylnie działajšcych komputerów (I). '
Ten wspaniały rozwój chirurgii niesie za sobš niepodważalne korzyci. Chirurgia wkroczyła praktycznie do wszystkich narzšdów ciała ludzkiego. Transplantologia jako przykład chirurgii rekonstrukcyjnej postępuje dynamicznie. Czy jednak w tym imponujšcym technicznie rozwoju nie ma zagrożenia? Może być, o ile zmieni się stały problem medycyny - lekarz wobec ludzkiego cierpienia. Zagadnienie to musi mieć nadal podstawowe znaczenie w całej filozofii naszej specjalnoci. Chirurg styka się stale z tyloma różnymi sytuacjami, ludzkimi indywidualnymi sprawami, że nie można sobie wyobrazić, by najbardziej precyzyjne i najdoskonalsze aparaty mogły by go zastšpić. Papież Jan Paweł II w przesłaniu do polskich chirurgów akcentujšc istotny w dobie obecnej rozwój techniki medycznej pisał: "...Wasze zadanie, drodzy chirurdzy, nie może ograniczać się tylko do poprawnej sprawnoci zawodowej, ale musi znaleć oparcie w wewnętrznej postawie, którš nazywamy "duchem służby". Oznacza to, że pacjent, któremu ofiarujecie Waszš troskę, Waszš wiedzę i czas, nie jest anonimowš jednostkš, lecz osobš odpowiedzialnš, która winna współuczestniczyć w poprawie własnego zdrowia". I dalej: "Jako chirurdzy stoicie wobec człowieka w całej prawdzie jego organizmu, jego ciała. Łatwo tutaj o wyizolowanie problemów technicznych zwišzanych z postępowaniem w okrelonym stanie chorobowym od całociowego widzenia osoby chorego, obejmujšcego wszystkie aspekty podmiotu. Trzeba o tym przypomnieć, kiedy w naukach medycznych zauważa się dšżenie do specjalizacji w dziedzinie każdej z dyscyplin. Rozwój jest nieunikniony. Niemniej jednak nie można ustawać w wysiłkach, ażeby
28
uwzględnić jednoć istoty ludzkiej, jednoć, która wyraża się nie tylko we współdziałaniu wszystkich funkcji cielesnych, ale także we współzależnoci zachodzšcej pomiędzy sferš cielesnš, uczuciowš, intelektualnš i duchowš...". W dalszych rozważaniach Jan Paweł II zachęca usilnie chirurgów aby swojš specjalnoć coraz bardziej humanizować, aby wię z chorymi wychodziła poza formalny, profesjonalny stosunek. Kontynuujšc ten wštek Ojciec więty stwierdza: "...W dobie dzisiejszych zwycięstw techniki istnieje pokusa, by swojš pracę lekarza chirurga potraktować wyłšcznie jako zawód. Wydaje się, że wystarczy prawo wykonywania zawodu, ustawa o zawodzie lekarza. Z jednej strony supernowoczesna technika chirurgiczna, z drugiej strony zagubiony w wiecie niepowtarzalny człowiek. I tu otwiera się problem. Przecież ta cała techniczna doskonałoć powinna być dla człowieka, chorego człowieka. Człowiek chory nie może mieć przed sobš tylko maszyny czy komputera ale musi mieć przede wszystkim drugiego człowieka. Tym człowiekiem jest lekarz. Za lekarzowi, do zrozumienia chorego człowieka jest potrzebna nie tylko technika, ale jego własne sumienie, własna mšdroć i bezgraniczna uczciwoć. To tutaj włanie potrzebna jest etyka, która reguluje to odniesienie...".
W zakończeniu Jan Paweł II apeluje: "...Miejcie na uwadze zawsze godnoć ciała ludzkiego, które jest ciałem osoby. Jako chirurdzy, nie dopućcie, by ludzkie ciało traktowano jako prosty zespół biologiczny. Nie dopućcie do takiej sytuacj i, aby ciało było traktowane w sposób czysto instrumentalny, czy nawet komercyjny. W ten sposób Wasza działalnoć stanie się wyrazem wielkiego powołania" (2). Tyle Papież Jan Paweł II.
W tym przesłaniu daje się jednoznacznie odczuć troskę Ojca więtego, nie tylko jako zwierzchnika Kocioła, lecz także jako człowieka, któremu los nie poskšpił zwyczajnych, ludzkich dowiadczeń, wielokrotnego poddawania się zabiegom chirurgicznym. Stšd też wynika proste przełożenie tych słów na naszš codziennš, chirurgicznš działalnoć. Brak przestrzegania zawartych
29
tam treci może prowadzić do choroby polskiej chirurgii. Nie trudno o tš przypadłoć, zwłaszcza gdy musimy sprostać wyzwaniom współczesnoci. Jakże łatwo popać w konflikt z własnym sumieniem, a może nawet prawem.
Obecne problemy moralno-etyczne i deontologiczne chirurgii
sš w olbrzymiej mierze zagadnieniami natury filozoficznej, w których przeszczepianie narzšdów ludzi budzi poważne wštpliwoci i rozterki tej natury (1).
Ogólnie pojęte sprawy transplantologii nabrały już obecnie rangi
ogólnomedycznej, przy bardzo aktywnym udziale chirurgów.
Wielospecjalistyczne zespoły dokonujš pobierania i przeszczepiania
narzšdów, oceny immunologicznej, postępowania okołooperacyjnego. Nie mniejsze problemy dotyczš jednak pozyskiwania narzšdów, w stanie mierci pnia mózgu, osoby uznanej za zmarłš (3).
Z tego zaczęły powstawać pytania dotyczšce relacji pomiędzy działaniami lekarskimi zwišzanymi z uzyskiwaniem narzšdów a etykš, z której wynika deontologia - nauka o powinnociach.
Wynika z tego koniecznoć odpowiedzi na pytanie, czy lekarzowi wolno robić wszystko co stało się w medycynie możliwe ?
Nakazuje to przypomnienie pojęcia "dobra najwyższego" - summum bonum, które funkcjonuje od stuleci, mimo zmian w koncepcjach filozoficznych. O ile uznajemy życie za najwyższe dobro, to każdy człowiek ma prawo do leczenia, w tym do tych jego najnowszych metod (4). W takich sytuacjach podejmujšc decyzję przeszczepu nerki od osoby zdrowej lekarz nie może nakłaniać kogokolwiek do podjęcia takiej decyzji. Wola dawcy winna być w pełni wiadoma, a on sam poinformowany o ryzyku zwišzanym z utratš nerki. W takich sytuacjach dawca uznaje za większe dobro możliwoć ratowania kogo bliskiego, lekarz obiera mniejsze zło, którym będzie ograniczenie wydolnoci biologicznej dawcy w zestawieniu z nieuchronnš mierciš innej osoby w sytuacji niewykonania przeszczepu (4). Pobieranie narzšdów 30
do przeszczepów od zmarłych dawców napotyka na szereg, trudnych, niekiedy do wyjanienia sprzeciwów. Wynika to między innymi z braku pełnego społecznego uwiadomienia co do definicji mierci. Do ustalenia mierci mózgu (pnia mózgu) nie sš potrzebne żadne wyszukane metody badawcze i jest to możliwe w każdych warunkach. Rozpoznanie tego stanu nakazuje przerwanie wentylowania zwłok, stosowania leków, technik medycznych i innych zbędnych już poczynań. Z etycznego i deontologicznego punktu widzenia stan taki pozwala, tam gdzie to możliwe, na szybkie pobranie narzšdów do przeszczepów, jako moralnego obowišzku stosowania wszelkich metod leczniczych (4). Postępowanie z punktu widzenia biorcy leży w jego żywotnym interesie, podczas gdy nie narusza najwyższych wartoci dawcy, gdyż jest on osobš zmarłš. Nakazem chwili w takich sytuacjach jest, zgodnie z prawdš, wyjanienie rodzinie losów zmarłego, jako ewentualnego dawcy narzšdów. Sš to sytuacje trudne, wymagajšce czasu, stosownej, spokojnej rozmowy. Tylko takie postępowanie ma szanse skutecznego przekonania. 3
Istotnym, z punktu widzenia deontologii lekarskiej, jest też postępowanie lekarzy, którzy zdajšc sprawę z faktu, iż chory nie żyje z powodu mierci pnia mózgu, nie podejmujš próby przekazania zwłok do pobrania narzšdów.
Transplantologia jest współczesnym wyzwaniem dla lekarzy,
prawników i zapewne najbardziej do społeczeństw, a więc do nas samych, jako potencjalnych dawców. Jak trudno poruszać się w tym zagadnieniu, jak łatwo o nieznajomoć problemów zwišzanych z ustaleniem kryteriów mierci i innych dotyczšcych pobierania i przeszczepów. A przecież z drugiej strony jakie to wzniosłe i proste zarazem, że przez mierć jednego człowieka można pokonać mierć drugiego. Dopóki społeczeństwa, lekarze nie pojmš tej niezwykłej zależnoci, dotšd kršżyć będš niepokojšce wieci o sprzedawaniu narzšdów do przeszczepów, czy też braku skutecznoci w postępowaniu leczniczym osób z ewentualnš mierciš mózgu. A tu już prosta droga do posšdzenia o eutanazję.
31
wiadome skrócenie 'zycia umierajšcemu jest z punktu widzenia prawa zakazane. Zadaniem lekarza jest leczyć i utrzymywać chorego przy życiu. W praktyce chirurgicznej bardzo często stajemy w sytuacjach ekstremalnych, kiedy właciwa, szybka decyzja poparta odpowiednim rozpoznaniem i właciwe wykonanym zabiegiem, jest w stanie odwrócić narastajšcy postęp choroby. W odniesieniu jednak do niektórych stanów, chodzi tu głównie o nowotwory złoliwe z przerzutami, nie jestemy w stanie wiele pomóc. W tych sytuacjach, u niektórych chorych, zachodzi koniecznoć stosowania coraz to wyższych dawek rodków narkotycznych. W stanie agonii przedłużanie aktu umierania nie jest celowe. W emitowanym przed laty przez polskš telewizję niemieckim serialu "Schwarzwaldklinik", wród dyskutujšcych lekarzy, na temat takich ekstremalnych sytuacji padło z ust profesora stwierdzenie "Obowišzkiem lekarza jest przedłużać ycie a nie przedłużać umieranie". Stosowanie zabiegów reanimacyjnych wobec nieuchronnej mierci nie może być celem działania. W tych razach zadaniem lekarza jest uczynić koniec życia chorego możliwie wolnym od cierpień. Właciwa w tym wypadku pomoc, to pomoc w umieraniu.
Sytuacje, o których mowa dotyczš najczęciej nieuleczalnie chorych,
oczekujšcych od nas nie tylko pomocy w chorobie ale też słów otuchy i dajšcych jakš iskrę nadziei na przeżycie. Pojawia się tutaj trudne, w naszej polskiej rzeczywistoci, zagadnienie - mówienia choremu prawdy o stanie jego zdrowia. Dotyczy to głównie chorych z nowotworami złoliwymi, z którymi chirurdzy majš do czynienia niezwykle często. Walka z tymi chorobami odbywa się przy pomocy posiadanej wiedzy i najnowszych zdobyczy techniki medycznej, metod operacyjnych, w atmosferze spokoju i powagi. Tak też winien przebiegać dalszy cišg naszego postępowania, kiedy nasze działania, w ocenie chorych, ich rodzin i naszej, sš dalekie od spodziewanych. Wtedy rodzš się wštpliwoci i oczekiwania na wyjanienie braku poprawy, czy wręcz postępu choroby. Ma to miejsce np. w rozsianym procesie nowotworowym
32
jamy brzusznej, kiedy operacja ograniczyła się wyłšcznie do jej otwarcia, czy pobrania wycinków. Informacja, której chory oczekuje winna być dobrana indywidualnie do psychiki chorego (5).
Zdšżajšc do powiedzenia prawdy choremu wypada ujawnić takie jej fragmenty, których on oczekuje, potrzebuje i które może spokojnie przyjšć. Każda informacja, w podobnych sytuacjach, może mieć moc krzepišcš, budzšcš nadzieję, bšd może zabić. W praktyce niezwykle rzadko spotyka się chorych, którzy chcieliby znać całš prawdę o swojej chorobie, nie rokujšcej wyleczenia.
Przedstawiona prawda, w sposób najbardziej oględny i umiejętny najczęciej powoduje reakcje trudne do przewidzenia od kompletnego psychicznego załamania do targnięcia się na własne 'zycie. Obowišzkiem nas, chirurgów jak i lekarzy innych specjalnoci jest dokładne informowanie rodziny o stanie zdrowia chorego i niepomylnym rokowaniu (5).
Mówienie prawdy choremu jest koniecznociš moralnš i 'zyciowš, lecz czas i sposób jej podania ma na celu nie odebranie im resztek nadziei i uwarunkowany jest wieloma aspektami natury moralnej i ludzkiej.
Postawa lekarza w dyskusji na temat filozofii medycznej polega na tym, iż nie zważajšc na przyjęte teorie filozoficzne stara się wysnuć wniosek praktyczny, nadajšcy się do stosowania w praktyce lekarskiej. Tak rzecz się ma i w powyższych rozważaniach.
Wród wielu osobliwoci oddziałów chirurgicznych znaczšce miejsce zajmuje zagadnienie informowania chorych o stanie ich choroby. Chory oczekujšcy na operację pragnie wiedzieć nie tylko istotę swego schorzenia, ale również powikłania zwišzane z planowanym zabiegiem operacyjnym, czy też problem całkowitego iub częciowego wyleczenia. W tej sytuacji niezwykle istotna jest stosowna i spokojna rozmowa, jakš należy przeprowadzić z chorym przed operacjš. Jest to niełatwe zadanie. Wszelkie wyjanienia winny być
33
prawdziwe, natomiast nie koniecznie należy wszystko powiedzieć o danej
chorobie. Taka rozmowa winna przebiegać z użyciem odpowiednich słów, z zachowaniem właciwego zakresu informacji bez przesadnych obietnic o radykalnej poprawie zdrowia po zabiegu. Dotychczasowe badania w tym zakresie wskazujš, że chirurdzy nie doć uwagi powięcajš przedoperacyjnym
informacjom, bardziej wyczerpujšco udzielajšc wskazówek chorym przed wypisem do domu (6).
Powyższe refleksje majš charakter rozważań nad wielowštkowymi
problemami z jakimi spotyka się chirurg w swojej codziennej pracy. Niezwykle łatwo pewne rzeczy pominšć lub starać się nie zauważać, narażajšc się niekiedy
na krytyczne, mniej lub bardziej zasadne uwagi. Jakże łatwo o potknięcia.
Chirurgia jest zawodem, w którym należy się stale doskonalić, wcišż trzeba się uczyć, uzupełniać swoje wiadomoci, zdobywać nowe.
Rozwój chirurgii jest tak niezwykły i dynamiczny, że trudno za nim
nadšżyć. Można łatwo pozostać w tyle. Techniczny postęp chirurgii wymaga też stosownych rozwišzań organizacyjnych, poprawy warunków pracy i modernizacji oddziałów chirurgicznych i szpitali jako całoci. Odpowiednie
zmiany dotyczyć muszš też nauczania chirurgii.
Wszystko się zmienia: technika, aparatura, możliwoci i zakres
działania chirurga... ale nie zmienia się odwieczny problem - lekarz - wobec cierpienia człowieka. Odpowiednia w tym postawa musi mieć podstawowe znaczenie w filozofii naszej specjalnoci. A więc nie tylko skalpelem... tak przekazali nam nasi Mistrzowie.
BIBLIOGRAFIA
1. Nasiłowski W.: Refleksje na temat chirurgii. Pol. Przeg. Chir., 1981, 53,
9, 765-767.
2. Jan Paweł II: W służbie zdrowia i życia ludzkiego (Słowo do chirurgów polskich). Pol. Przeg. Chir. 1992, 64, 7, 589-591.
34
3. Bogusz J.: Niektóre aktualne problemy etyczne chirurga. Pol. Przeg. Chir.
1992 64 6 485-487.
4. Sych M.: Aspekty etyczne pobierania narzšdów do przeszczepów. Pol. Przeg. Chir. 1992 64 3 191-209.
5. Krokos J.: Mówić prawdę choremu. Pol. Przeg. Chir. 1992 64 8 667-687.
6. Fibak J. i wsp.: Ocena przydatnoci podawanej chorym informacji. Pol.
Przeg. Chir. 1994 66 11 1109-1114.
3;
SUMIENIE W MEDYCYNIE
RobeM TOMCZAK
Wstęp
Każdy wie, że ma sumienie, bo skutków jego działania doznawał sam, najczęciej w postaci wyrzutów sumienia. A mogš być one niezwykle intensywne - u Greków przybierały one postać Erynii, za u Rzymian - Furii. Intensywnoć wyrzutów sumienia może doprowadzić do samobójstwa, czego najbardziej znanym przykładem jest mierć Judasza.
Sokrates utożsamiał głos sumienia z głosem bóstwa:".. jakecie to nieraz ode mnie słyszeli, mam jakie bóstwo, jakiego ducha(...). To u mnie tak już od chłopięcych lat: głos jaki się odzywa, a ilekroć się zjawia, zawsze mi co odradza, cokolwiek bym przedsiębrał, a nie doradza mi nigdy."' - mówił na procesie w swojej słynnej mowie obrończej. Skrupulatny Tomasz z Akwinu odkryłby niewštpliwie, że chodzi tu o sumienie przeduczynkowe. Na pewno jest ono poczciwsze i bardziej użyteczne niż sumienie pouczynkowe, które przysypia w momencie popełniania czynu niecnego, by potem bezlitonie biczować wyrzutami i w nieskończonoć pokazywać na ekranie pamięci jego skutki, które sš nieraz nieodwracalne.
Współczesne definicje sumienia niewiele odbiegajš od sokratesowej, choć daleko im do platońskiego kunsztu wypowiedzi. Oto przykładowo przywołana definicja Allporta: "(Sumienie) jest to proces, który kontroluje dorane impulsy i mechanizmy adaptacyjne w interesie odległych zamierzeń i zgodnoci z obrazem własnej osoby."' Przy czym nie jest takie ważne
1 Platon, Obrona Sokratesa, Lwów- Warszawa, 1920, s. 49,
'' Gordon W. Allport, Osobowoć i religia, Instytut Wydawniczy Pax, Warszawa 1988, s. 58,
36
odróżnienie "odległych zamierzeń" i "obrazu własnej osoby", gdyż jak wynika z dalszych wywodów autora, w obu pojęciach chodzi o te same wartoci.
Widać wyranie, że obaj myliciele, tak odlegli w czasie, majš na myli to samo zjawisko z dziedziny moralnoci, choć jeden nazywa je głosem bóstwa czy dajmoniona, za drugi - procesami kontrolnymi. Ten głos czy proces zawsze nakazuje to samo - powstrzymać się od działań, których jedynym celem jest jaka korzyć i gdy stojš one w sprzecznoci z dobrami wyższymi.
Obaj myliciele, nalešcy do różnych epok i klimatów mylowych, sš zgodni co do tego, że sumienie występuje w psychice wszystkich ludzi, że należy ono do najbardziej znaczšcych zjawisk w dziedzinie moralnoci, zgadzajš się, że jego funkcja polega na sprzeciwianiu się okrelonym czynom bez względu na konsekwencje i na karaniu wyrzutami, gdy nie usłucha się jego głosu.
Różni mylicieli odpowied na pytanie, czym jest sumienie
w płaszczynie ontycznej? Dla Sokratesa jest ono rzeczywicie głosem bóstwa, rozli~zmiewajšcym wyranie w duszy, choć w momentach trudnych decyzji trzeba było na ten głos czekać. U Tomasza z Akwinu, który w swoich poglšdach na sumienie zbliżał się do Sokratesa, to prawo moralne wyznacza umysłowi i woli człowieka dšżenie do Dobra Najwyższego, ale dšży się do niego przez konkretne czynnoci, których zwišzku z Dobrem Najwyższym człowiek może nie dostrzegać. Włanie sumienie jest tš instancjš, która wskazuje człowiekowi wybór właciwych działań. Zwišzek tych działań z Ostatecznym Dobrem może być przed człowiekiem ukryty, ale ufajšc wiatłu sumienia, człowiek niechybnie osišgnie Najwyższe Dobro. Ten głos czy wiatło sumienia jest człowiekowi wrodzone.
Od czasów Freuda w psychologii przyjmowano teorię mówišcš, że sumienie kształtuje się u dziecka w trakcie jego wychowania - karania za czyny złe i nagradzania za czyny dobre. Przyjmowano w niej, że sumienie dziecka jest uwewnętrznionym głosem ojca, który stanowi ródło rozróżnienia
37
dobra i zła. U dorosłych głos ojca rozbrzmiewajšcy w sumieniu zostaje zastšpiony przez głos społeczeństwa. To ono przez swoje różne instytucje, takie jak opinia publiczna, a ostatecznie chyba i przez policję, wymusza na człowieku poszanowanie obowišzujšcych w społeczeństwie zasad. To strach przed karš, tak w przypadku dziecka, jak i człowieka dorosłego, spowodował powstanie w psychice instancji wewnętrżnego policjanta, nazywanej superego lub sumieniem.
Współczenie psychologia, a przynajmniej niektóre jej nurty i tacy psycholodzy, jak np. Gordon W. Allport, odchodzš od tej uproszczonej teorii. Zauważono, że system wartoci, który wybiera człowiek i który uznaje za swój, nie kształtuje się pod wpływem lęku przed karš. Człowiek wybiera go z zupełnie innych względów i traktuje następnie, jak mówi choćby Kazimierz Dšbrowski3, jako swój ideał osobowy. Nie z obawy przed karš człowiek respektuje wartoci tworzšce jego ideał osobowy. On pozostaje wieEny wartociom nawet wówczas, gdy za wiernoć spotykajš go kary i to niekiedy dotkliwe, jak choćby w wypadku Sokratesa.
Sumienie więc to pewien proces zachodzšcy w psychice, w trakcie którego człowiek rozpatruje swoje zamierzone czyny w wietle akceptowanych przez niego wartoci. W tym miejscu rodzi się pytanie: jak to się dzieje, że człowiek, który sam i dobrowolnie wybiera system wartoci, jest w stanie wykraczać przeciwko nim? Sprzeniewierzać się temu, do czego żywi najwyższy szacunek? Ta skłonnoć człowieka do działania wbrew swemu dobru wydawała się tak paradoksalna, że tłumaczono jš działaniem demonów. Współczenie za Władysław Witwicki odwołuje się do afektów, namiętnoci, zamroczeń, braku zastanowienia w chwili popełniania czynu niecnego.4
3 Kazimierz Dšbrowski, Pojęcia żyjš i rozwijajš się (Ze studiów nad dynamikš pojęć), Gryf Publication LTD, London 1971, s. 102,
4 Władysław Witwicki, Pogadanki obyczajowe, Warszawa 1960, PWN, s. 58, 38
Wspomniałem Witwickiego, gdyż jak cały znaczšcy nurt w etyce, czyni on sumienie własnociš rozumu. Logicznym następstwem takiego ulokowania sumienia jest przyjęcie, że wszystko to, co zakłóca funkcjonowanie rozumu, zakłóca również funkcjonowanie sumienia, które przestaje być skutecznš zaporš przeciwko czynom niezgodnym z dobrem człowieka. To jeszcze Sokrates uważał, że ródłem złych czynów jest głupota, nie za wiadoma chęć czynienia zła.
Jednak obok niego istnieje inny, równie znaczšcy nurt w etyce, którego reprezentantami byli m.in. Pascal, Max Scheler, Nicolai Hartmann. Jego przedstawiciele zakładajš, że człowiek posiada intuicję moralnš, pewien "organ moralny", działajšcy niezależnie od rozumu. Pozwala on człowiekowi uchwycić wartoci i a priori rozpoznać ich wyższoć lub niższoć.
Pascalowskim pojęciem "porzšdku serca" i "logiki serca" posługiwał
się Scheler. Hartmann mówił o "zmyle wyczuwania wysokoci wartoci w hierarchii" i stwierdzał, że wykazuje on "zadziwiajšcš nieomylnoć ~ i siłę przekonywania". Zmysł etyczny nie ma nic wspólnego z poznaniem rozumowym. To swoisty rodzaj poznania, posiadajšcy własne prawa. "Nie można go dowodzić intelektualnie - pisze Hartmann - lecz kpi on wręcz sobie z wszelkiej usiłujšcej go zakwestionować argumentacji intelektualnej. Przejawia się on wyranie nie tylko w postaci głosu sumienia, rzeczywistym braniu na siebie winy, wiadomoci winy i we wszelkim poczuwaniu się do odpowiedzialnoci, lecz także w niepowtarzalnym, zakazujšcym uczuciu wstydu, występujšcym przed spełnieniem okrelonego czynu."5
Widzenie wartoci, tak jak widzenie cielesne, może być lepiej lub gorzej rozwinięte. Może posiadać szereg defektów, analogicznie do wad wzroku, co szeroko analizował Scheler i czemu powięcił oddzielnš pracę "Resentyment a moralnoć" 6 Defekty te majš najczęciej charakter społeczny.
5 Zbigniew Zwoliński, Byt i wartoć u Nicolaia Hartmanna, Warszawa 1974, PWN, s. 360-361,
6 Max Scheler, Resentyment a moralnoć, Czytelnik, Warszawa 1977,
39
Krańcowym defektem jest lepota jednostek i całych grup na pewne rodzaje wartoci. Z drugiej strony Scheler zwraca uwagę na istnienie ludzi obdarzonych szczególnym wysubtelnieniem organu moralnego. To oni odkrywajš nowe rodzaje wartoci i wyznaczajš nowe obszary moralnoci. Do takich postaci Scheler zaliczał Sokratesa i Chrystusa.
Następnš funkcjš organu moralnego jest uchwytywanie wysokoci wartoci w hierarchii, co nosi nazwę preferowania wartoci. W bezporednim oglšdzie wartoci jest dana nie tylko sama wartoć, ale jej wyższoć lub niższoć w stosunku do innych wartoci, więc jej miejsce w hierarchii wartoci.
Widzenie wartoci i ich miejsca w hierarchii sprawia, że winnimy odpowiedzieć działaniem na apel powinnoci, który kieruje się do nas z wartoci wyższej. Ten apel zderza się jednak z naszymi materialnymi interesami, z różnorodnymi koniecznociami życiowymi, które sš ważne dla naszego istnienia. Jednym słowem apel wartoci wyższych zderza się z żšdaniami wartoci niższych, za sumienie organizuje opór przeciwko tym żšdaniom i karze nas wyrzutami, jeli ulegamy im.
Wartoci, które sš dla nas szczególnie cenne, wchodzš w skład ideału osobowego, a on z kolei wyznacza nasz aksjologiczny horyzont poznawczy.
Horyzont wyznacza naszš wrażliwoć na okrelone rodzaje wartoci i jakš szczególnš lepotę na inne ich rodzaje. On sprawia, że niektórych wartoci bšd w ogóle nie widzimy, bšd też - jeli nawet widzimy - nie odpowiadamy działaniem na apel powinnoci w nich zawarty. Aksjologiczny horyzont poznawczy wyznacza długofalowe cele, do realizacji których zmierzamy nieraz przez całe życie. To on okrela główne rysy osobowoci, odciskajšc na niej piętno pospolitoci, nikczemnoci bšd też szlachetnoci.
Każdy ideał osobowoci ma swojš siłę, dynamizm. U jednych, jak choćby u Sokratesa, ta siła może być niezniszczalna - wartoci z ideału osobowego domagajš się bezkompromisowego poszanowania bez względu na cenę, którš płaci człowiek. Inni sš zdolni do kompromisów i za te
40
kompromisy płacš wyrzutami sumienia. Kompromis jest w rzeczywistoci ugięciem się przed żšdaniami koniecznoci 'zyciowych i klęskš ideałów, które człowiek dobrowolnie zaakceptował.
Polem, na którym szczególnie wyrazicie widać walkę ideałów z koniecznociami życiowymi, które mogš przybierać niezwykle różnorodnš formę, jest medycyna. Wydaje się, że bezwzględna realizacja jakiejkolwiek zasady, którš uznaje się za istotnš w deontologii lekarskiej, nie musi prowadzić do dobra. Włanie skutkiem jej bezwzględnej realizacji może być cierpienie pacjenta, jego bliskich, a więc zło. Ideały i koniecznoci życiowe waży sumienie lekarza.
Jakie jest główne zadanie medycyny w płaszczynie aksjologicznej? Jaka zasada nie może być nigdy naruszona i winna być bezwzględnie respektowana? Odpowied na to pytanie nie jest wcale prosta, czemu dawali wyraz tacy wybitni lekarze, jak prof. Kielanowski czy prof. Miodański. Czy zadaniem tym może być przywracanie zdrowia? Wiadomo jednak przecież, żrw w wielu przypadkach nie może być ono realizowane. Wydaje się oczywiste, że zadaniem, które lekarz powinien bezwzględnie realizować, jest ochrona życia. Jak będę się starał wykazać, w pewnych sytuacjach zasady tej nie można przestrzegać bezwzględnie, a nawet należy zrezygnować z jej respektowania dla dobra pacjenta. Łagodzenie cierpień można by uznać za zasadę bezwzględnš, gdyby nie wchodziła ona w kolizję z zasadš ochrony życia dawki rodków umierzajšcych ból nie można zwiększać w nieskończonoć.
Nie ulega wštpliwoci, że zasadš, którš lekarz powinien kierować się
zawsze, jest dobro pacjenta. Można by jš uznać za obowišzujšcš lekarza bezwzględnie, ale zasada ta nie ma stałej treci. W niektórych przypadkach nakazywać ona może zwalczanie choroby, aktywne leczenie. W innych przypadkach nakazywać może zaniechanie leczenia i przyzwolenie na mierć naturalnš pacjenta. Kiedy indziej zalecać może skupienie się lekarza na złagodzeniu cierpień albo pocieszaniu.
:l 1
Na pewno zasadš obowišzujšcš lekarza bezwzględnie jest "nie szkodzić", choć jest to tylko inaczej sformułowana zasada dobra pacjenta.
"Nie szkodzić" może przybierać takie same sformułowania, jak kierować się
dobrem pacjenta.
Zasadš, którš lekarz winien kierować się zawsze, jest nieodbieranie
nadziei, co może się przejawiać w mówieniu pełnej prawdy o stanie 'jego zdrowia. Ale realizacja tej zasady może napotykać przeszkody. I tak np. w USA lekarze, którzy nie mówili pełnej prawdy o stanie zdrowia pacjenta i pacjent nie zdš'zył przed mierciš uporzšdkować swoich spraw majštkowych, pozywani byli do sšdu przez spadkobierców i wypłacali im olbrzymie odszkodowania. W tej chwili Stany Zjednoczone sš krajem, gdzie lekarze mówiš pacjentowi
całš prawdę o stanie jego zdrowia, nie zwracajšc uwagi na to, że może ona
obniżyć jego psychicznš mobilizację do obrony przed chorobš.
W tej sytuacji należy się zgodzić z prof. Miodańskim, który mówi,
że lekarz pociesza zawsze i uznać, że jest to jedyna, czy jedna z nielicznych zasad, której respektowanie obowišzuje go zawsze i bezwzględnie. Nie można jej jednak zrealizować wobec pacjentów nieprzytomnych.
Sumienie lekarza
Wydaje się nie budzić większych kontrowersji stwierdzenie,
że głównym zadaniem medycyny i lekarza jest ratowanie i ochrona życia ludzkiego. Potwierdza to np. włoski kodeks etyki lekarskiej, w którym się stwierdza, że "naczelnym zadaniem (lekarza) jest zachowanie życia; nawet czynnoci dšżšce do przyniesienia ulgi w cierpieniu nie mogš stać w sprzecznoci z tš zasadš."' W imię tej zasady lekarz nie może nigdy
' Tadeusz Kielanowski, Problem niepotrzebnego cierpienia. O niepotrzebnym cierpieniu rodzonym przez postępy nauk medycznych. W:W kręgu życia i mierci, moralne problemy medycyny współczesnej, KiW 1987, s. 151-152,
42
odmówić pomocy ani zrezygnować z wysiłków koniecznych do uratowania życia, nie można też sobie wyobrazić, że lekarz będzie zabijał, nawet powodowany miłosierdziem. Mówi wyrażnie już o tym fragment tekstu przysięgi Hipokratesa: "Nikomu, nawet na żšdanie, nie dam mierciononej trucizny ani nikomu nie będę jej doradzał".g
Okazuje się jednak, że zasada ta, tak klarowna i oczywista w swoim sformułowaniu, w niektórych przypadkach nie da się zastosować. Niekiedy lekarz jest zmuszony do rezygnacji z jej stosowania na rzecz innej zasady, np.łagodzenia cierpień czy dobra pacjenta. Niekiedy cena, jakš lekarz czy medycyna każš płacić pacjentowi za ratowanie życia, okazuje się dla niego za wysoka, bo kłóci się z jego poglšdami na jakoć życia czy przekonaniami religijnymi. Niekiedy lekarz w imię dobra pacjenta czy łagodzenia cierpień występuje czynnie przeciwko zasadzie ochrony życia. Przypadek Kevorkiana, lekarza ze Stanów Zjednoczonych, stanowi jedynie najbardziej drastyczny i laagłoniony przez dziennikarzy przykład takiego działania, choć wcale nie ;.
jest on odosobniony. Dr Jack Kevorkian zaprojektował i wielokrotnie zastosował "maszynę mierci". Od roku 1990 do dnia dzisiejszego, jak podawano w publikatorach, zastosował jš do czterdziestu osób nieuleczalnie chorych umożliwiajšc im rozstanie się z życiem.
W sytuacjach, gdy zasada ratowania życia jest trudna w realizacji, bo nikt nie jest w stanie rozstrzygnšć, czy pacjent yje, czy jest martwy, albo w sytuacjach, gdy należy wybierać między zasadš ratowania życia lub łagodzeniem cierpień, albo też w sytuacji, gdy pacjent nie godzi się na ryzyko terapii, nie akceptuje jakoci życia po intensywnym leczeniu - w tych wszystkich sytuacjach lekarzowi nie sš w stanie pomóc żadne kodeksy deontologiczne, żadne przepisy. Decyzję, jak postšpić rozstrzyga wówczas według swojej najlepszej wiedzy i sumienia. Jak mówi Viktor Frankl - "Jak
$ Zbigniew Szawarski, Dwa modele etyki medycznej, w:W kręgu 'zycia i mierci, j.w., s. 12,
43
to rozstrzygnie, musi rozważyć ze sobš i swoim Bogiem, którego mandatariuszem jest jego sumienie".9
Zaprezentuję teraz przypadki z lekarskiej praktyki opisane w literaturze, w których decydujšce znaczenie odgrywa sumienie lekarza. Rozstrzyga ono 0 odstępstwach od zasady ratowania i ochrony życia pacjenta.
I
Na skutek wypadku Karen Quilan nieodwracalnie utraciła wiadomoć - nastšpiło u niej rozległe uszkodzenie mózgu. Pozostawała u niej nadal żywa tylko ta częć mózgu, która steruje procesami wegetatywnymi organizmu. Mogła ona 'zyć i żyła bez wiadomoci, odżywiana w sposób sztuczny, podłšczona do aparatury wspomagajšcej oddychanie. W takim stanie przebywała ponad 10 lat - od 15 kwietnia 1975 roku do czerwca 1985 roku. W tym czasie rodzice Karen doszli do wniosku, że dalsze podtrzymywanie ich córki przy życiu nie ma sensu. Jednak dopiero werdykt sšdu skłonił lekarzy do odłšczenia dziewczyny od aparatury, co spowodowało jej mierć.
Jak w tym przypadku mieli postšpić lekarze? Powszechnie przyjęte kryteria mierci sš następujšce: brak reakcji na bodce zewnętrzne, brak ruchów i oddechu, krzywa elektroencefalografu (EEG) wykazujšca pracę mózgu płaska. Przyjmujšc te kryteria Karen była martwa. Jednak jej organizm wspomagany aparaturš 'zył. Żył tak, jak żyjš roliny. A przecież lekarz nie jest zobowišzany zasadami etyki do ochrony każdego życia, ale jedynie do ochrony życia ludzkiego. Co więcej, etyka lekarska jest tak homocentryczna, że dopuszcza eksperymenty na zwierzętach. Nie stawia żadnych ograniczeń w umiercaniu zwierzšt dla uzyskania postępu w medycynie, dla ratowania życia ludzkiego.
Przypadek Karen jest pouczajšcy z tego względu, że wykazuje
on, iż realizacja przez lekarzy zasady ochrony życia ludzkiego uzależniona jest
9 Viktor E. Frankl, Homo patiens, Instytut Wydawniczy Pax, Warszawa 1984, s. 88, 44
od odpowiedzi na pytanie, czym jest życie ludzkie. Innymi słowy od odpowiedzi na pytanie - jakie warunki musi spełniać życie, żeby uznać je za ludzkie? Wydaje się, że uprzednio musi zaistnieć cały szereg cech i dopiero po ich zaistnieniu, na ich podłożu pojawia się wartoć, którš okrelamy jako życie ludzkie, którš to wartoć lekarz zobowišzany jest bronić, ochraniać. Takš cechš jest na pewno wiadomoć - to dzięki niej człowiek zdaje sobie sprawę ze swego istnienia i nadaje mu założony kształt. Być może do cech, na podłożu których wyrasta życie ludzkie jako wartoć, należy zaliczyć również prawidłowy przebieg pewnych czynnoci wewnętrznych. Czynnoci te mogš zostać zakłócone albo nawet mogš zaniknšć, i tak np. może nastšpić porażenie orodka oddechowego po chorobie Heinego-Medina, całkowita niewydolnoć nerek itp. Wydaje się, że wartoć 'zycia ludzkiego ulega obniżeniu, gdy człowieka można utrzymać przy życiu za pomocš kosztownych i bardzo skomplikowanych aparatów - instrumentalne oddychanie, tzw. sztuczna nerka itp.
Czy odłšczajšc Karen od aparatury lekarze przekroczyli zakaz "nie zabijaj"? Być może mieli takš wiadomoć i dlatego czekali na werdykt sšdu, który zdejmował z nich odpowiedzialnoć. Współczenie, o czym dowiedziałem się rozmawiajšc z lekarzami, z tego typu chorymi zwykle postępuje się w sposób następujšcy: na skutek leżenia bez ruchu następujš u nich szybko różnego rodzaju infekcje. Nie leczy się ich, co powoduje ostatecznš mierć pacjenta. Pacjent umiera na skutek zaniechania intensywnej terapii. Taki sposób postępowania nie jest objęty oficjalnym kodeksem postępowania lekarza wobec pacjenta nieprzytomnego.
II Każdy lekarz w swojej praktyce napotyka sytuacje, gdy cała jego wiedza medyczna, aparatura, którš dysponuje i rodki farmakologiczne nie sš w
stanie uratować życia pacjenta. Rzeczywistoć zmusza lekarza do rezygnacji
45
z podstawowej zasady medycyny. Pozostaje mu wówczas zasada inna, równie ważna jak pierwsza - łagodzenie cierpień. Viktor Frankl mówi nawet, że na lekarzu cišży podwójny obowišzek i formułuje to tak: "Tam gdzie można - pomagać, tam, gdzie konieczne - łagodzić cierpienia".'° A więc łagodzenie cierpień jest równie ważnym zadaniem lekarza, jak ochrona 'zycia. Zwykle bywa tak - mówi Frankl - "że możliwoć udzielenia pomocy zmniejsza się w takiej mierze, w jakiej zwiększa się koniecznoć łagodzenia cierpień."n W momencie kiedy zaczyna się agonia, lekarz skupia się jedynie na zadaniu łagodzenia cierpień i uprawniony jest do stosowania rodków farmakologicznych umierzajšcych ból nawet za cenę skrócenia życia.
Okrelenie momentu , kiedy lekarz rezygnuje z ochrony 'zycia i skupia się na łagodzeniu cierpień, nie regulujš żadne przepisy." Jest on zdany całkowicie na postępowanie indywidualne i improwizację, a żadna reguła nie zwolni go od własnej decyzji."'' Musi jš podjšć w swoim sumieniu i według swojej najlepszej wiedzy.
Jeli Frankl dopuszcza, że działania lekarza w celu łagodzenia cierpień mogš w pewnych przypadkach skracać życie, to sprzeciwia się on zarazem kategorycznemu stwierdzaniu włoskiego kodeksu etyki lekarskiej, który nie dopuszcza odstępstw od zasady ochrony życia. Nie tylko Frankl uważa sformułowania kodeksu za zbyt rygorystyczne. Kielanowski mówi o nich tak: "Gdyby lekarze włoscy stosowali się cile do tej zasady, (...), byłby los ludzi umierajšcych w tym kraju godny pożałowania. Wiadomo bowiem, że rodki umierzajšce ból fizyczny i moralny, narkotyki i rodki nasenne nie przedłużajš na pewno życia umierajšcym, a często je skracajš. Lekarze włoscy aplikujš konajšcym rodki odurzajšce tak samo, jak wszyscy inni na wiecie..."'3
'o j.w., s. 87 a j.w., s. 88, 1' j.w., s. 88,
'3 Tadeusz Kielanowski, j.w., s. 88, 46
Sumienie lekarza, które jest rozstrzygajšce w tego typu przypadkach, ma pewne stałe punkty oparcia. Takim punktem zdaje się być ujawnione już
~!' w I przypadku stwierdzenie, że życie ludzkie nie jest wartociš pierwotnš, danš lekarzowi bezporednio. Pojawia się ono po zaistnieniu okrelonych cech. To te cechy stajš się podłożem, na którym wyrasta życie ludzkie jako wartoć. Do cech tych z całš pewnociš należy wiadomoć. Jeli człowiek jš utracił, jeli bezpowrotnie zostały zniszczone warunki jej istnienia, np. przez nieodwracalne uszkodzenie mózgu, wówczas życie ludzkie zdaje się tracić swojš wartoć i lekarz nie jest zobowišzany do jego obrony. Sprowadza się ona zresztš do podtrzymywania życia przy pomocy skomplikowanej aparatury.
U Frankla w sytuacji, gdy w organizmie pacjenta proces chorobowy osišgnšł takie stadium, że medycyna z jej wiedzš, rodkami farmakologicznymi i aparaturš nie jest w stanie zahamować ani tym bardziej zlikwidować choroby, to wówczas życie ludzkie przestaje być dla lekarza wartociš, którš zobowišzany jest bronić, a pozostaje mu jedynie łagodzić cierpienia. W tej sytuacji lekarz według Frankla powinien się zajšć jedynie łagodzeniem cierpień, choć stosujšc intensywne rodki terapii mógłby opónić przebieg ostatniego etapu choroby. W tym wypadku rezygnacja z działań opóniajšcych ostatni etap choroby podyktowana jest chęciš oszczędzenia cierpień pacjentowi. Cierpień, które sš w tym sensie bezowocne, że nie mogš spowodować przezwyciężenia choroby i powrotu do zdrowia. Zajmujšc się tylko łagodzeniem cierpień lekarz kieruje się dobrem pacjenta.
Następnym punktem oparcia jest przekonanie lekarza, że cierpienie samo w sobie nie ma żadnej pozytywnej wartoci. Szczególnie chodzi tu o cierpienie wynikajšce z bólu fizycznego. Ból może mieć wartoć pozytywnš w diagnostyce - pomaga ustalić chorobę i jej zaawansowanie. Niekiedy cierpienie jest uzasadnione i uzasadniona jest chęć człowieka, gdy pragnie je przeżywać bez pomocy rodków farmakologicznych, jest to np. cierpienie po stracie bliskiej osoby. Jednak wszelkie cierpienie
47
wynikajšce z bólu fizycznego nale'zy zwalczać i lekarz jest zobowišzany do jego zwalczania wszelkimi dostępnymi mu rodkami farmakologicznymi lub operacyjnie, jeli tylko da się on zwalczyć. Pacjent, który chciałby cierpieć niepotrzebnie, rezygnujšc z umierzania bólu oferowanego przez medycynę, jak uważa Franki - jest "masochistš". Zasada łagodzenia cierpień jest równie ważna w praktyce lekarza, jak ochrona życia, a w wielu przypadkach staje się ważniej sza.
Pojawia się tu także nie wyrażona, ale wyranie obecna w tle chyba najpierwotniejsza zasada deontologii lekarskiej - dobro pacjenta. Zasada ta jest wyższa niż ratowanie życia - to przecież dla dobra pacjenta lekarz zawiesza realizację zasady ochrony życia. Dla dobra pacjenta lekarz może powstrzymać się od leczenia, co będzie widoczne w następnym przypadku.
III
"Osiemdziesięcioletni pacjent po wylewie. Skutkiem wylewu był niedowład połowiczny i głęboka afazja. Pacjent oczekuje na przeniesienie do domu opieki społecznej. Od kilku miesięcy nie stwierdza się żadnych zmian w stanie pacjenta. Pacjent rozpoznaje swoich krewnych, ale wszystko wskazuje na to, że nie rozumie co się do niego mówi. (...). Pewnej nocy w następstwie infekcji dróg moczowych pacjent znalazł się w stanie wstrzšsu posocznicowego. Młody lekarz, który włanie objšł dyżur, polecił zastosować antybiotyki, infuzję plazmy i inne intensywne rodki leczenia. Należy przypuszczać, że gdyby nie zastosowano tych rodków, pacjent zmarłby.
Casus ten stał się póniej przedmiotem specjalnej dyskusji personelu medycznego i każdy zgodził się, że w tej szczególniej sytuacji lepiej byłoby, gdyby pozwolono pacjentowi umrzeć."~4
~° Filozofia medycyny, H. Wulff, S. Pedersen, R. Rosenberg, PWN, 1993, s. 244, 48
Przypadek ten miał miejsce w szpitalu w Danii, za ksišżka, z której go zaczerpnšłem, została wydana w Anglii. Być może fakt, że zdarzenie miało miejsce w Danii wpłynšł na stanowisko personelu medycznego. Być może w szpitalu w Polsce dyskusja taka nie mogłaby mieć miejsca. Na stanowisko i postępowanie lekarza ma wpływ kultura, w której żyje lekarz. Wpływ kultury pominšłem jednak przyjmujšc, że taka dyskusja mogłaby mieć miejsce w każdym szpitalu na całym wiecie.
Przypadek ten wydaje się zaskakujšcy: działania lekarza wynikajšce z zasady ratowania życia nie spotykajš się z aprobatš jego kolegów. A przecież
działania te przedłużyły życie pacjenta. Czym kierował się personel medyczny, który nie aprobował działań lekarza? Autorzy cytowanej pracy mówiš na ten temat tak: "Wartoć naszego życia zależy od zdolnoci do krytycznej oceny
i działania i jeli zdolnoć ta nieodwołalnie zanika lub jest głęboko upoledzona, (...) wówczas możliwe jest moralne usprawiedliwienie powstrzymania się od aktywnego leczenia."~5 Okazuje się więc, że stanowisko lekarzy wyznaczone jest przez ich ocenę jakoci 'zycia pacjenta. Jeli jakoć życia pacjenta ulega daleko posuniętej degradacji, to niecelowe staje się jego ochranianie. Listę czynników składajšcych się na degradację jakoci życia można zmodyfikować i uzupełnić, sš to: brak pełnej wiadomoci, niesprawnoć fizyczna i psychiczna, brak jakiejkolwiek nadziei na wyleczenie.
Z tego co zostało powiedziane, wynika następujšcy wniosek - lekarz nie ma obowišzku ratowania życia i to z dwóch powodów. Po pierwsze zobowišzany jest on do ratowania życia ludzkiego, ale jedynie takiego, które posiada cały szereg cech. Ten zespół cech nie jest skodyfikowany - stanowi on domenę sumienia lekarza. To lekarz kierujšc się swojš wiedzš i sumieniem okrela cechy, które powinno zawierać życie ludzkie, aby było ono warte intensywnej obrony. I po drugie, to jego wiedza i sumienie decydujš o tym, że rezygnuje on z intensywnej terapii w momencie stwierdzenia, że niemożliwy
~s j.w., s. 245,
49
jest powrót pacjenta do zdrowia, gdyż proces chorobowy rozwijajšcy się w organizmie pacjenta nie może być przez medycynę powstrzymany i prowadzi do mierci.
Autorry pracy "Filozofia medycyny" w komentarzu do opisywanego przypadku piszš tak: "Gdyby wszyscy lekarze traktowali takich pacjentów aktywnie, spowodowałoby to wiele niepotrzebnego cierpienia nie tylko wród pacjentów i najbliższych osób, lecz także poród innych starych pacjentów, którzy mogliby się obawiać, że jeli zostanš przyjęci do szpitala, to nie pozwoli im się umrzeć mierciš naturalnš."'6 Okazuje się, że motywem nakazujšcym lekarzom powstrzymanie się od intensywnego leczenia jest chęć zaoszczędzenia niepotrzebnego cierpienia pacjentom, a więc motywem, który kieruje lekarzami jest dobro pacjenta.
Skumulowanie poruszanych tu problemów następuje w klinice zajmujš cej się noworodkami z ciężkimi powikłaniami.
IV
W Scheffild istnieje klinika dr 3ohna Lorbela, która specjalizuje się w leczeniu dzieci urodzonych z rozszczepem kręgosłupa. Przyczyny choroby nie sš znane. Choroba polega na tym, że dziecko rodzi się z odkrytym rdzeniem kręgowym. Towarzyszy temu zazwyczaj porażenie dolnych kończyn, brak kontroli nad układem wydalania i spowodowane wodogłowiem głębokie upoledzenie umysłowe. W latach pięćdziesištych dzieci takie nie miały szans przeżycia pierwszych kilku dni. Obecnie możliwe jest dokonanie operacji zamykajšcej rozszczepione kręgi. Możliwe jest osuszenie wodogłowia, a następujšce kolejno infekcje sš skutecznie pokonywane przez antybiotyki.
Przez pierwsze 12 lat istnienia kliniki stosowano w niej pełne poszanowanie zdrowia i życia noworodków. Okazało się jednak, że połowa
'6 j.w., s. 244, 50
z leczonych dzieci umiera nie przekroczywszy drugiego roku życia. Wobec tych rezultatów w klinice odstšpiono od zasady ratowania życia każdego dziecka. Dr Lorber uzasadniał to tak: "Ratowanie i przedłużanie życia nie może być najlepszym rozwišzaniem dla wszystkich pacjentów i rzeczywicie może być działaniem na ich szkodę."~'
W wyniku kolejno następujšcych po sobie ciężkich operacji, zwišzanego z nimi cierpienia, kolejno następujšcych po sobie infekcji i ich likwidacji medycyna oferuje eolowie leczonych intensywnie dzieci z rozszczepionym kręgosłupem co najwyżej dwuletni okres wypełnionego cierpieniem istnienia. Jeli więc ich życie w wyniku działań medycznych nie staje się nonikiem żadnych pozytywnych wartoci, to faktycznie nic nie usprawiedliwia tych działań i wysiłków. Sš one daremne. Ich rezultatem jest raczej rozszerzenie obszaru cierpienia, nie za jego ograniczenie.
Dr Lorber zaleca, aby intensywnym leczeniem nie obejmować v~szystkich noworodków, ale jedynie te, które majš największe szanse przeżycia. O tym, które dziecko leczone będzie intensywnie, jak i decyzję o zaniechaniu leczenia podejmować ma lekarz. Dr Lorber mówi na ten temat tak: "Współczesny chirurg (...) powinien zdać sobie sprawę z tego, jakie może być przyszłe życie dziecka. Jeli dojdzie on do wniosku, że nie chciałby, aby jego własne dziecko, gdyby znalazło się w takiej samej sytuacji, miało dalej żyć, to (...) nie ulegnie pokusie zoperowania dziecka."gis Dopiero odwołanie się do rodzicielskiej miłoci jest w stanie powstrzymać działania chirurga, zaoszczędzić cierpień dziecku i pozwolić mu umrzeć mierciš naturalnš.
Stanowisko, żeby w niektórych przypadkach lekarz powstrzymał się od realizacji zasady obrony życia za wszelkš cenę, jest raczej powszechnie akceptowane przez wiat medyczny. Komisja do Badania Problemów
~~ Zbigniew Szawarski, Moralne problemy dotyczšce opieki nad dziećmi nieuleczalnie
chorymi, w:W kręgu..., j.w., s. 2I9, 1g j.w., s. 219,
51
Etycznych w Medycynie oraz Studiów Behawioralnych powołana przez prezydenta USA stwierdza: "Nie istnieje obowišzek stosowania odpowiednich rodków leczenia, jeżeli nie przyniosš one żadnego pożytku ciężko choremu dziecku. Jednakże rodzice, personel, instytucje medyczne oraz właciwe organizacje ubezpieczeń społecznych powinny zapewnić dziecku należytš opiekę."'9 "Zapewnienie należytej opieki" w wypadku dzieci z rozszczepiónym kręgosłupem, wobec których podjęto decyzję o zaniechaniu leczenia polega na tym, że do chwili ich mierci, która następuje w cišgu kilku dni, sš one regularnie karmione, przewijane, kšpane i traktowane tak, jak dzieci zakwalifikowane do dalszego leczenia.
Jeli istnienie dzieci z rozszczepionym kręgosłupem jest wypełnione
cierpieniem i jeli medycyna z całym swoim potencjałem w stosunku do wielu z nich nie jest w stanie dokonać niczego poza przedłużeniem okresu cierpienia, to nasuwa się myl, że może przynajmniej skrócić okres cierpień. Jednak dr Lorber zdecydowanie wypowiada się przeciwko eutanazji: "Być może jest więc pewnš niekonsekwencjš lub wręcz hipokryzjš przeciwstawiać się eutanazji czynnej, a jednoczenie wypowiadać się za zaniechaniem leczenia, co zwykło się niekiedy nazywać eutanazjš biernš. Eutanazja czynna może prowadzić do osłabienia wrażliwoci ludzi, którzy jej dokonujš (...)."'°
Jak widać z tej wypowiedzi, dr Lorberowi nieobca jest myl o eutanazji. Pracujšc w tej klinice lekarz cišgle narażony jest na uleganie dwóm pokusom - po pierwsze, pokusie ratowania życia i respektowania kardynalnej zasady etyki medycznej. Oparciem przeciwko uleganiu jej jest dowiadczenie, które mówi, że wysiłki medycyny owocujš przedłużonym i intensywniejszym cierpieniem. Zdolnoć oporu znajduje też lekarz w odwołaniu się do rodzicielskiej miłoci, która nakazuje chronić własne dziecko przed cierpieniem. Po drugie, lekarz musi się bronić przed pokusš skrócenia cierpień
'9 j.w., s. 222, ~ j.w., s. 219, 52
niemowlęcia. Oparcie, żeby jej nie ulec lekarz znajduje w przekonaniu, że dokonujšc eutanazji przekroczy jakš wewnętrznš granicę, po czym nastšpi zmiana w jego osobowoci, którš dr Lorbel nazywa "osłabieniem wrażliwoci". Jednak kierowanie się miłociš w praktyce medycznej, do czego zachęca lekarzy Lorbel, niesie ze sobš pewne niebezpieczeństwo - ochrona swoich dzieci i swoich bliskich przed cierpieniem nie wyklucza, a może nawet nakazywać czynne skrócenie ich cierpień.
V
Stanowi on rozwinięcie przypadku opisanego w III. Stanowisko lekarzy było tam następujšce: w stosunku do pacjentów, którzy nie majš szans na wyzdrowienie, nie należy podejmować intensywnej terapii i pozwolić im na mierć naturalnš. Przypadek poniższy jest uzupełnieniem omówionego wyżej.
Oto relacja dr Rona Andersom, przewodniczšcego Teksańskiego Departamentu Zdrowia i dyrektora szpitala Parkland Hospital w Dallas w Teksasie: "Wezwano mnie do osiemdziesięcioszecioletniego mężczyzny, (...), który był leczony w innym szpitalu przez młodego lekarza. Miał (...) cukrzycę z powikłaniami naczyniowymi i trzeba mu było amputować nogi. Jakie mam szanse poprawy, jeli utniecie mi nogi? - zapytał. No cóż, pięćdziesišt na pięćdziesišt - odpowiedzieli. A on na to: To za mało. Nie chcę być przykuty do łóżka. Przyszedłem na własnych nogach i tak chcę wrócić. Wiem, że mogę umrzeć, ale nie boję się mierci. Postanowione. Tę sprawę biorę na siebie. (...).
Lekarz nie mógł się z tym pogodzić, skierował więc pacjenta do naszego szpitala, gdzie zajęlimy się nim i gdzie (...) miał poczucie własnej godnoci. A przecież umierał. Dla niego było to przecież zwycięstwo - do tego stopnia, że oboje z żonš dziękowali mi. Doceniali to, że uporalimy się z jego
53
bólem, że zajęlimy się sprawami, którymi (...) należało się zajšć. Bardzo niepokoiło go to, e będzie ciężarem dla swojej rodziny i innych, ale przede wszystkim nie chciał się poddać amputacji. Nie tak chciał żyć. Dla młodego lekarza istniały tylko dwa wyjcia: życie albo mierć. Ale dla starego człowieka była to kwestia wyboru życia na jego warunkach. On nie bał się mierci, bał się niezdolnoci do życia."'' '
Pierwszym powodem odrzucenia przez pacjenta drastycznej kuracji jest za małe prawdopodobieństwo jej skutecznoci. Jednak prawdziwy motyw odmowy kuracji polega na tym, że medycyna oferuje mu przedłużenie życia za cenę, która była dla niego za wysoka i nie do zaakceptowania. Pacjent za cenę przedłużenia życia miał stać się kalekš i byłby ciężarem dla rodziny taka sytuacja, w jego mniemaniu, pozbawiała go godnoci.
Wiele razy odwoływałem się do jakoci życia, którš lekarz musi brać pod uwagę analizujšc skutki terapii. Istotne obniżenie jakoci życia może stawiać pod znakiem zapytania proponowanš terapię, jak też stawiać pod znakiem zapytania jakiekolwiek zabiegi lekarzy i nakazywać im rezygnację z realizacji zasady ochrony życia. Jednak w zaprezentowanym przykładzie pojawiajš się nowe akcenty w pojęciu jakoci życia. Pacjent nie akceptuje swojej sytuacji kaleki i uzależnienia od rodziny, gdyż w jego mniemaniu narusza to jego godnoć czy honor. Nie chce zaoferowanego mu przez medycynę życia, za które trzeba zapłacić utratš szacunku do samego siebie. Mamy więc tu _do czynienia z wartociami osoby ludzkiej. Okazuje się, że lekarz powinien je również uwzględnić w terapii. I dobry lekarz je rzeczywicie w terapii uwzględnia, choć to komplikuje jego decyzje, gdyż wartoci te nie poddajš się pomiarom i wartoci te majš indywidualny charakter - to, co według Jana narusza jego godnoć, według Piotra może jego godnoci
nie naruszać.
'' Bill Moyers, Umysł i uzdrawianie, Limbus, Bydgoszcz 1994, s. 66, 54
Współczesne pršdy w medycynie, które torujš sobie drogę w wiadomoci lekarzy sprawiajš, że lekarz przestaje traktować pacjenta przedmiotowo, co było charakterystyczne dla paternalistycznego modelu medycyny. Lekarz zaczyna traktować pacjenta jak partnera - obaj sš zaangażowani w rozwišzanie problemu, który stoi przed nimi, a którym jest choroba pacjenta. Leczenie to wspólne ustalanie strategii, w ramach której lekarz jest bardziej otwarty przy omawianiu terapii i jej skutków, zagrożeń, które mogš wystšpić w jej przebiegu. Stara się w niej wykorzystać emocje pacjenta. Wygaszać lęki, pobudzać nadzieję.
Odejcie od paternalistycznego modelu medycyny to traktowanie pacjenta nie jako przedmiotu oddziaływań medycznych, ale jako osoby, której terapia nie może przebiegać bez aprobaty pacjenta. To większe liczenie się i uznawanie jego przekonań, wartoci i wierzeń. Współczesna medycyna stara się respektować autonomię osoby pacjenta. Stara się respektować jego wolę. W tej sytuacji praca sumienia lekarza rozszerza obszar wartoci, które bierze pod uwagę w terapii. I zdarza się, że dla poszanowania godnoci pacjenta, żeby mu nie odbierać szacunku do samego siebie, lekarz rezygnuje z ratowania życia i skupia się na łagodzeniu cierpień. Realizujšc w ten sposób dobro pacjenta i uwiadamiajšc sobie, że dobro to może być sprzeczne z dšżeniem do zachowania życia za wszelkš cenš.
Poszanowanie przekonań i wierzeń pacjenta lub jego opiekunów
i uwzględnienie ich w terapii albo też w decyzji o jej zaniechaniu często nie jest dla lekarza łatwe. Najprostszym i najbardziej znanym przykładem dylematów lekarza jest pytanie o to, jak się ma ustosunkować do zakazu transfuzji krwi obowišzujšcego wiadków Jehowy. Jeli pacjent jest wiadomy, to jego wola zdaje się być w tym wypadku rozstrzygajšca, choćby lekarz uznał, że transfuzja
jest konieczna. A jak ma postšpić lekarz w przypadku pacjenta nieprzytomnego, o którym wie, że sprzeciwia się transfuzji? W przypadku dziecka, którego rodzice ze względów religijnych nie akceptujš transfuzji?
SS
W tym przypadku można sšdownie pozbawić rodziców ich władzy nad dzieckiem. Bywa też i tak, że w przypadku, gdy o życiu pacjenta decyduje szybkoć decyzji lekarza, dokonuje on transfuzji bez żadnych konsultacji bo nie ma na to czasu. Najczęciej wówczas rodzice akceptujš działania lekarzy. O takim przypadku doniosła ostatnio prasa.
Jak ma postšpić lekarz, gdy rodzice nowo narodzonego dziecka z zespołem Downa i niedrożnociš dwunastnicy nie wyrażajš zgody na wykonanie stosunkowo prostej operacji usuwajšcej niedrożnoć jelit? Wiadomo, że bez tej operacji dziecko nie będzie mogło być karmione i umrze. W przypadku, który rzeczywicie miał miejsce rodzice nie wyrazili zgody na operację. Matka, która była pielęgniarkš, argumentowała w ten sposób, że byłoby niesprawiedliwe, żeby dwójka jej normalnych dzieci musiała się wychowywać z "mongołem". Zaakceptowano wolę rodziców (ojciec był prawnikiem) i nie odwołano się do sšdu. Umieszczone w osobnym pokoju dziecko .zmarło po 11 dniach na skutek wygłodzenia i odwodnienia organizmu." Czy mierć ta obcišża sumienie lekarzy? Jest to pytanie retoryczne - w tym przypadku obcišża ona sumienie lekarzy. Nie można chorego dziecka zostawiać w szpitalu i nie udzielać mu pomocy.
Przypadek ten jednak nasuwa pytanie bardziej ogólne - jak ma postšpić
lekarz, gdy uznana przez niego za koniecznš terapia nie zostanie zaakceptowana przez pacjenta ze względu na jego przekonania lub wartoci?
Pokusa pierwsza, na którš wystawiony jest lekarz, to ratowanie życia za wszelkš cenę, wbrew woli pacjenta i wbrew jego przekonaniom, na przekór dowiadczeniu, które mówi, że podtrzymywanie życia prowadzi do powiększenia obszarów cierpienia, tak jak w przypadku ratowania wszystkich dzieci z rozszczepionym kręgosłupem. Za druga pokusa pojawia się wówczas, gdy lekarz już wie, że jego wiedza i aparatura sš niewystarczajšce, aby uratować 'zycie pacjenta i pozostaje mu jedynie
Zbigniew Szawarski, j.w., s. 202, 56
z poczuciem bezsilnoci ledzić spustoszenia, których choroba dokonuje w organizmie. Pozostaje mu oczekiwanie na ich nieuchronny skutek i realizacja zasady łagodzenia cierpień dostępnymi sobie rodkami. Pokusa ta przybiera postać chęci podjęcia radykalnych działań przerywajšcych cierpienia pacjenta. Pokusę tę wzmaga wiedza lekarza o tym, że medycyna nie dysponuje dostatecznymi rodkami do skutecznego umierzania bólu i jego przekonanie, że z ludzkiego punktu widzenia przedłużajšce się cierpienia pacjenta sš zupełnie niepotrzebne. Pokusie tej lekarze niekiedy ulegajš i wydaje się, że ich liczba stale ronie.
VI
Dr Jack Kevorkian ze Stanów Zjednoczonych stanowi chyba najbardziej znany przykład lekarza, który uległ pokusie dokonania eutanazji
dla ucilenia eutanazji czynnej, w przeciwieństwie do biernej, którš się stosuje w zakładach opieki zdrowotnej. Ponieważ prcypadek Kevorkiana został nagłoniony przez dziennikarzy, ograniczę sig teraz do prrypomnienia kilku
najbardziej istotnych faktów.
Kevorkian był lekarzem domowym i umiercił swoje dwie pacjentki
nieuleczalnie chore. U każdej z nich w wyniku postępu choroby narastała degradacja fizyczna i psychiczna. Jej znanym z podręczników kresem było sprowadzenie ludzkiego istnienia do funkcji czysto wegetatywnych, z zanikiem wiadomoci, brakiem panowania nad naturalnymi odruchami. W obu wypadkach medycyna nie zna sposobu powstrzymania procesu patologicznej degradacji i następujšcej w jej wyniku mierci. Jedna z pacjentek była chora na stwardnienie rozsiane.
Umiercenie nastšpiło na wyranš, wielokrotnie powtarzanš probę pacjentek. Pod naciskiem ich grób, że popełniš samobójstwo, z odwoływaniem się do jego sumienia - jako ich lekarz domowy miał
57
obowišzek w ich mniemaniu do udzielenia im pomocy w tej dziedzinie. Presję na lekana wywierały również rodziny pacjentek, które zostały przez nie przekonane do pomysłu ich umiercenia. Zmasowana presja na lekarza trwała pól roku. Kiedy uległ już naciskom, skonstruował maszynę, która umożliwiała popełnienie samobójstwa - to opadajšca ręka pacjentki po jej zanięciu uruchamiała zastrzyk ze mierciononš truciznš. Nawet rodek powodujšcy zanięcie pacjentki uruchamiały same. Umierajšcym kobietom towarzyszyli ich mężowie. Umiercenie pacjentek nastšpiło równoczenie. Kevorkian wiedział, że jeliby umiercał je pojedynczo, już po pierwszym zabójstwie znajdzie się w więzieniu i nie będzie mógł pomóc drugiej pacjentce. Rzeczywicie został aresztowany i przez pewien czas przebywał w więzieniu, następnie uniewinniono go i zwolniono.
Wszystko wskazuje na to, że Kevorkian ma czyste sumienie. W swoim
mniemaniu, w mniemaniu pacjentek i ich rodzin jego działaniami kierowała zasada realizacji dobra pacjenta. Było dla niego niewštpliwe, tak jak niewštpliwe jest dla wielu lekarzy, że życie wypełnione cierpieniem fizycznym i psychicznym, zdegradowane nieomal do rolinnego poziomu niewarte jest zabiegów jego podtrzymywania. Ale on, konsekwentnie i bez hipokryzji, parafrazujšc sformułowanie Lorbera, poszedł dalej i uznał, że może zostać zniszczone. Wszystko wskazuje na to, że Kevorkian doskonale zdawał sobie sprawę z konsekwencji swego czynu - że znajdzie się w więzieniu, zostanie mu odebrany dyplom lekarza, że zostanie pozbawiony dobrego imienia dziennikarze w Stanach Zjednoczonych nadali mu przydomek "Doktor mierć". Wszystko wskazuje na to, że Kevorkian dla realizacji dobra pacjenta zupełnie wiadomie zapłacił tak wysokš cenę - ofiarował swojš wolnoć, możliwoć wykonywania zawodu, swojš czeć. Czyn Kevorkiana zdaje się być dobrš ilustracjš zasady miłoci bliniego.
58
Przypadek Kevorkiana ujawnia niebezpieczeństwa wynikajšce z faktu kierowania się przez lekarza w swojej praktyce zasadš miłoci rodzicielskiej czy miłoci bliniego, do czego zachęcał lekarzy dr Lorber.
Zakończenie
W przypadkach, które przytoczyłem lekarze odstępowali od bezwzględnej realizacji zasady ochrony życia. Do odstępstwa zmuszała lekarza rzeczywistoć, złożonoć przypadku - musiał się on kierować pragmatycznš zasadš wyboru mniejszego zła. Mniejszym złem, w każdym z opisywanych przypadków, było zaniechanie intensywnego leczenia i pozwolenie pacjentowi na mierć naturalnš, większym natomiast było przedłużanie jego umierania przez intensywnš terapię. W jednym z przytoczonych przypadków rozstrzygajšcš o zaniechaniu terapii okazała się wola pacjenta - chodzi o starca, cukrzyka. Zwolennik rygorystycznego przestrzegania przez lekarza zasady ochrony 'zycia za wszelkš cenę zapewne i w tych przypadkach znajdzie powody do sprzeciwiania się jej naruszeniu. Rygorysta w imię zasady ochrony życia nie chciałby oszczędzić umierajšcemu ani minuty cierpienia. Skazywanie pacjenta na niepotrzebne cierpienie przychodzi mu tym łatwiej, że nie jest to j e s z c z e jego cierpienie.
Żeby przezwyciężyć ten rygoryzm, tak beztrosko szafujšcy cudzym cierpieniem, dr Lorbel zaleca, aby na cierpišce niemowlę z rozszczepionym kręgosłupem lekarz spojrzał z rodzicielskš miłociš. Dopiero spojrzenie na cierpišce dziecko z rodzicielskš miłociš pozwala lekarzowi wyzbyć się traktowania go jako przedmiotu zabiegów medycznych i skutecznie oprzeć się p o k u s i e przedłużania jego życia za cenę cierpień.
Odwołujšc się do miłoci dr Lorber wyznaczył jej istotne ograniczenia - pozwala ona lekarzowi powstrzymać się od aktywnego leczenia, jednak nie może stanowić usprawiedliwienia eutanazji czynnej. On jednak wie, że między eutanazjš biernš i czynnš granica jest wšska, tak wšska, że zatrzymanie się
59
przed eutanazjš czynnš dr Lorber nazywa niekonsekwencjš i hipokryzjš. O minimalnej odległoci oddzielajšcej eutanazję biernš od czynnej wiedzš chyba wszyscy lekarze, a piszš o tym choćby Frankl czy prof. Kielanowski w momencie gdy zaczyna się agonia, lekarz skupia się na walce z cierpieniem i rezygnuje z realizacji zasady ochrony życia. Stosuje wówczas wszystkie dostępne rodki umierzajšce cierpienia, nie dbajšc już o to, że mogš one skracać życie.
Odwołanie się do miłoci może zapobiec pokusie przedłuenia życia
za wszelkš cenę, ale jest też ródłem pokusy zwalczania cierpienia umierania przez eutanazję czynnš. Dr Kevorkian jej uległ, a grzech jego jest tym większy, że zapobiegała ona cierpieniom, które miały dopiero nadejć.
Nie ulega kwestii, że w obecnej dobie lekarz jest poddawany niezwykle silnym naciskom popychajšcym go do przekroczenia granicy eutanazji czynnej. Odwoływanie się w tym względzie do kodeksu etyki Hipokratesa nie może stanowić dostatecznego punktu oparcia. W czasach Hipokratesa lekarz podejmował się leczenia jedynie w takim wypadku, który dawał szansę wyleczenia. W innych wypadkach, gdy nie widział takiej szansy, pozostawiał pacjenta samemu sobie. Co działo się z takimi ludmi? Platon w "Państwie" mówił o tym wprost: "Należy pozwalać wymierać chorym na ciele, a majšcych duszę nikczemnš nawet zabijać."'3 To już jednak nie interesowało ówczesnego lekarza. Lekarze nie stawali przed problemem leczenia noworodków okaleczonych - dzieci słabe, le zbudowane i tzw. potworki w Sparcie i prawdopodobnie w innych krajach greckich zabijano po urodzeniu.'4 Dzi sytuacja lekarza jest inna - zobowišzany jest on do pomocy w każdym, nawet beznadziejnym przypadku. Do pomocy w umieraniu, do zwalczania bólu. Istniejš hospicja. Powstajš kliniki, które zajmujš się jedynie zwalczaniem bólu, rodkami farmakologicznymi i operacyjnie.
~ Platon, Rzeczpospolita, tłum. Stanisław Lisiecki, Kraków 1928, s. 181, '4 Tadeusz Kielanowski, j.w., s. 153,
60
Zakres pracy lekarza uległ rozszerzeniu, lekarze zajmujš się umierajšcymi, ale oznacza to, że sš za nich odpowiedzialni. Odpowiedzialni sš za jakoć ludzkiego umierania. To do lekarzy kieruje Witold Gombrowicz swoje pytania z "Dziennika". Stawiał on je wstrzšnięty widokiem umierajšcego od wielu miesięcy w szpitalu M., "któremu pozostało konania jeszcze na parę dobrych tygodni". Gombrowicz pytał: "Dlaczego mierć ludzka jest wcišż jeszcze jak mierć zwierzęca? Dlaczego agonie nasze sš tak samotne i prymitywne? Dlaczego nie zdołalicie ucywilizować mierci?" Dlaczego "mamy umierać, jak psy, w drgawkach i rzężeniach?" I pisał dalej: "Domagam się Domów mierci, gdzie każdy miałby do dyspozycji nowoczesne rodki lekkiego zgonu. Gdzie można by umrzeć łatwo. (...). Gdzie człowiek znużony, zniszczony, skończony, mógłby oddać się przyjaznym ramionom specjalisty, aby została mu zapewniona mierć bez tortury i hańby".
To, że eutanazja nie jest akceptowana wynika według Gombrowicza z kilku względów. Po pierwsze, ze względów religijnych - kociół potępia zabójstwo jak i samobójstwo, z czego może się zresztš wycofać. Po drugie, z jakiej afirmacji życia, która jest "lepa" i "zupełnie już zwierzęca". Po trzecie, "z niesamowitej gruboskórnoci" oraz "głupiej lekkomylnoci", która pozwala "znosić umieranie, bo ono jest j e s z c z e cudzym umieraniem i cudzym cierpieniem."'s
Pytania Gombrowicza można ignorować i przechodzić nad nimi do zwykłego porzšdku rzeczy, tj. do bezradnego asystowania umieraniu, jak mówi Gombrowicz: "... z minami zakłopotanymi i nie wiedzšcymi, co poczšć, oddzieleni od męczennika przewiadczeniem, że nie ma rady i trzeba doczekać,
aż wycišgnie kopyta."
Jednak, jak się wydaje, coraz większej iloci lekarzy nie odpowiada rola bezradnych asystentów umierania. Już w połowie lat osiemdziesištych
Witold Gombrowicz, Dziennik (1957-1961), Instytut Literacki Paryż 1971, s. 93, 94, 95,
61
wielu lekarzy i to o znanych nazwiskach, takich choćby jak Claude Barnard, człowiek, który po raz pierwszy dokonał udanego przeszczepu serca, opowiadało się za legalizacjš eutanazji. Na Kongresie Towarzystwa Eutanazji Dobrowolnej w 1984 roku tytuł głównego referatu dr Pietera Admiraala z Holandii brzmiał: "Jak pomagam pacjentom umrzeć?". Na tym kongresie pięciu francuskich lekarzy przyznało, że stosujš w praktyce eutanazję Czynnš, pomagajšc umrzeć tym pacjentom, którzy tego wyranie pragnš.'6~: Już na poczštku lat osiemdziesištych istniało na wiecie 27 organizacji domagajšcych się legalizacji eutanazji. Skupione one były w wiatowej Federacji Towarzystw Walczšcych o Prawo do Dobrej mierci. Federacja ta wydawała swój biuletyn i podręczniki będšce instrukcjš do popełniania samobójstwa.
Tego typu fakty, a ich lista nie jest wyczerpujšca, wiadczš - jak się
wydaje o tym, że medycyna zbliża się do granicy, przed której przekroczeniem się broni. Być może medycyna tę granicę już przekroczyła, niekiedy legalizujšc
eutanazję, innym za razem stosujšc jš po prostu na życzenie pacjenta, co ujawniajš referaty na zjazdach Towarzystw Dobrej mierci.
Problem niepotrzebnego cierpienia jest niewštpliwym wyzwaniem, przed którym staje medycyna. Staje on również przed sumieniem lekarza i obcišża je wówczas, gdy lekarz jest jedynie biernym asystentem cierpień pacjenta, jak i wtedy, gdy podejmuje próbę mniej czy bardziej radykalnš łagodzenia cierpień.
BIBLIOGRAFIA
1. Gordon W. Allport, Osobowoć i religia, Insytut Wydawniczy Pax, Warszawa 1988,
2. Kazimierz Dšbrowski, Pojęcia 'zyjš i rozwijajš się (Ze studiów nad
dynamikš pojęć), Gryf Publication LTD, London 1971,
~ Tadeusz Kielanowski, j.w., s. 160, 62
3. Viktor E. Franki, Homo patiens, Insytut Wydawniczy Pax, Warszawa 1984,
4. Witold Gombrowicz, Dziennik (1957-1961); Instytut Literacki Paryż 1971, 5. Tadeusz Kielanowski, Problem niepotrzebnego cierpienia. O nie potrzebnym cierpieniu rodzonym przez postępy nauk medycznych, w: W kręgu życia i mierci, moralne problemy medycyny współczesnej, KiW 1987,
6. Bill Moyers, Umysł i uzdrawianie, Limbus, Bydgoszcz 1994, 7. Platon, Obrona Sokratesa, Lwów-Warszawa, 1920,
8. Platon, Rzeczpospolita, tłum. Stanisław Lisiecki, Kraków 1928,
9. Max Scheler, Resentyment a moralnoć, Czytelnik, Warszawa 1977,
10. Zbigniew Szawarski, Dwa modele etyki medycznej, w: W kręgu życia i mierci, ,
11. Władysław Witwicki, Pogadanki obyczajowe, Warszawa 1960,
12. ,Filozofia medycyny, H. Wulff, S. Pedersen, R. Rosenberg, PWN, 1993
13. Zbigniew Zwoliński, Byt i wartoć u Nicolaia Hartmanna, Warszawa 1974,
63
UWAGI POLEMICZNE DO ARTYKUŁU "SUMIENIE W MEDYCYNIE" - R. TOMCZAKA
Magdalena SZYMAŃSKA
I. IMPLIKACJE MEDYCZNE NA TEMAT SUMIENIA
Trudno zaprzeczyć istnieniu sumienia, a nawet jego powszechnoci. Jest to dar natury, wtórnie kształtowany przez kulturę. Z nim się człowiek rodzi, podobnie jak rodzi się ze zdolnociš do mylenia, czy też odczuwania wstydu lub współczucia dla cierpišcych. Niektórzy widzš w nim rodzaj instynktu. Nie jest to jednak słuszne. Instynkty bowiem ujawniajš z góry, od urodzenia, cile zdeterminowany typ reakcji i działań, dajš się więc stwierdzić tylko w czystej formie u zwierzšt. Sumienie nie jest instynktem, przejawia bowiem dużš podatnoć na modyfikację i rozwój.
Podobnie jak jań ludzka, sumienie spełnia kilka funkcji. Podstawowš
z nich jest ocena moralna działania, osšd, czy jest ono dobre czy złe. Ponadto sumienie ostrzega lub zachęca, a co więcej, potrafi - i to z mocš autorytetu nakazywać lub zakazywać, a nawet czynić wyrzuty. Jest to zatem przeżycie duchowe złożone. Czynnik rozumowy łšczy się w nim z elementem emocjonalnym, należšcym do uczuć wyższych. Jako przeżycie, przejawia swoistš głębię, najwyraniej za zaznacza się w reakcji na wyrzšdzonš komu wielkš krzywdę, na przykład krzywdzenie słabej i bezbronnej osoby lub zabicie człowieka niewinnego.
Wypaczenie sumienia niekiedy idzie w kierunku zwanym sytuacjonizmem. Tak ukształtowane przejawia szczególnego rodzaju podatnoć na zmianę. Ten sam rodzaj działania ocenia dobrze lub le w zależnoci od sytuacji, bez liczenia się z jakimikolwiek zasadami czy obiektywnymi wskazaniami etyki. Ludzie o takim sumieniu potrafiš się korzystnie dla siebie 64
urzšdzić w życiu społecznym, wnoszšc w nie jednak wiele szkody. Dlatego też sš często napiętnowani pogardš jako ludzie "bez zasad".
Każdy człowiek, a więc również lekarc, powinien postępować zgodnie ze swym sumieniem. Nikt za, nawet państwo, nie może go zmuszać, aby działał wbrew własnemu sumieniu. Sumienie każdego człowieka jest dla niego prawomocnš normš w ocenie postępowania. Jest jednak takš normš tylko dla niego samego. Nie wolno mu tego narzucać innym siłš Iub podstępem, choć może jš innym zalecać. On sam może ić za głosem sumienia, jeli mu ono wskazuje w sposób pewny i jednoznaczny, jak ma postępować.
II. POLEMIKA W ASPEKCIE ETYKI LEKARSKIEJ
Autor nie rozróżnia pojęcia sumienia w rozumieniu psychologii i filozofii. I tak stawia na równi pojęcie sumienia u Greków, Rzymian (filozofia) oraz u Allporta, Frankla (psychologia). Pochodzenie tej zdolnoci, jakš jest sumienie utożsamia z funkcjš, konsekwentnie do poprzednich założeń:
np. "głos bóstwa" i "procesy kontrolne".
Podobnie funkcję sumienia łšczy z celem jego działania i rodzajem np. u Sokratesa głos bóstwa, u w. Tomasza sumienie przeduczynkowe i jego funkcje.
Funkcja sumienia - to dla autora "sprzeciwianie się okrelonym czynom bez
względu na konsekwencje".
Nie spotkałam u w. Tomasza, że "sumienie jest wrodzonym dynamizmem psychicznym". Ponadto autor używa zamiennie pojęcia "osoba"
i "osobowoć".
Należy postawić pytanie, co oznacza sumienie jako "organ moralny" w jakim znaczeniu został użyty przymiotnik "moralny": wartociujšcym czy będšcym już wartociš?
65
"Ideały" cierajš się tu z "koniecznociami 'zyciowymi", w wyniku czego tracš swój bezwzględny charakter.
"Dobro pacjenta" powinno być widziane w kontekcie jego całej osoby, a nie okolicznoci życiowych. Lekarz powinien postępować przede wszystkim według norm etyki, a nie tylko norm prawa pozytywnego, które często może być niezgodne z etykš.
Życie i jego zachowywanie powinno być rozumiane w pełńym wymiarze jako dobro obiektywne, stšd niekiedy nieprzedłużanie życia nie jest działaniem wbrew życiu.
Takie pojęcia jak: "zachowanie życia", "dobro pacjenta", "łagodzenie cierpień" nie mogš być brane rozdzielnie, ale zawsze w odniesieniu do osoby.
Lekarz, jak każdy człowiek, podejmujšc decyzję w swoim sumieniu powinien opierać się o racje etyczne, stšd twierdzenie: "lekarzowi nie sš w stanie pomóc żadne kodeksy deontologiczne" jest niezrozumiałe. Przypadek I. Życie Karen było życiem człowieka - ludzkim.
Trzy różne pojęcia: wartoć autonomiczna, elementarna i absolutna oznaczajš co zupełnie innego, a co autor traktuje równorzędnie. A starożytna zasada mówi: "Bonus philosophus, qui bene distinguit".
Normy wišżš nas o tyle, o ile mamy możliwoć (fizycznš lub moralnš) ich wypełnienia. Do rzeczy niemożliwych nikt nie jest zobowišzany. Jeżeli więc lekarz nie ma już możliwoci uratowania życia, to winien czynić to, co w danej chwili jest możliwe - np. łagodzić cierpienie. W ten sposób wypełnia obowišzek ochrony życia i wtedy ulga w cierpieniu nie jest sprzeczna z wymogiem ochrony 'zycia, bo stoi w służbie tej normy.
Tzw. "sztuczne" przedłużanie życia nie równa się ochronie życia. Możliowć tub brak powrotu do zdrowia nie jest kwestiš rozstrzygajšcš, czy życie jest wartociowe. Przypisywanie lekarzowi prawa do decydowania o życiu, tzw. pozytywne decydowanie (tzn. ja decyduję:
66
ma umrzeć), jest nieporozumieniem i to bardzo tragicznym. Czym innym jest, kiedy czego nie mogę, a czym innym - nie chcę, bšd chcę, aby umarł. .
PIMIENNICTWO
1. Brehant J., Thanatos, Warszawa 1993
2. Chlewiński Z., Dojrzałoć. Osobowoć, sumienie, religijnoć, Poznań
1991 3. Człowiek przed narodzeniem, Orodek Dokumentacji i Studiów Społecznych, Warszawa 1980
4. Hebanowski N., Poradnik komunikowania się lekarza z pacjentem,
i',j Warszawa 1994
S. Heszen-Niejodek L, Lekarz i pacjenta, Kraków 1992
6. Karta Pracowników Służby Zdrowia, Watykan 199522. 7, Jan Paweł II, Evangelium Vitae, Roma 1995
8Kielanowski T., Etyka i deontologia lekarska, Warszawa 1985 9. Nuttin J., Struktura osobowoci, Warszawa 1968
10. Olejnik S., Etyka lekarska, Katowice 1995, str. 44, str. 113. 11. Podstawowe akty normatywne deontologii, Białystok 1991 12. Sarnowski S., Problemy etyki, Bydgoszcz 1993
13. Sens choroby, sens mierci, sens 'zycia, Kraków 1980
14. Szafraniec J., Metakliniczne rozumienie cierpienia i mierci 15. Szafraniec J., Psychokenoza, Białystok 1990
16. lipko T., Granice życia, Kraków 1994
17. Wojtyła K., Elementarz etyczny, Wrocław 1991
18. Wulff H.R., Pedersen S.A., Rosenberg R., Filozofia medycyny, Warszawa 1993
19. Vordy P. Grosh P., Etyka, Poznań 1995
67
DEONTOLOGIA A PRAWO NATURALNE Magdalena SZYMAŃSKA
WSTĘP
Każda nowa sytuacja zawodowa wynikajšca z postępu wiedzy winna stać się podstawš, sformułowania okrelonej normy postępowania. Postęp w medycynie, w naszej epoce jest tak szybki, że daleko wyprzedza refleksję prawniczš i etycznš. Potrzebš chwili jest więc wzbogacenie arsenału deontologicznego, aby ułatwić stworzenie właciwej płaszczyzny dla stosunków lekarz-pacjent.
Etyka lekarska wymaga bowiem od lekarza odpowiedniego stosunku do chorego nie dlatego, żeby go uchronić przed odpowiedzialnociš, ale przede wszystkim w interesie cierpišcego, którego lekarz powinien ratować i mu pomagać.
Absolutyzowana wolnoć w naszym zawodzie staje się szczególnie
niszczšca, kiedy zostaje oderwana od prawdy, a sama prawda jest rozumiana utylitarnie. Zmianę tę łatwiej zauważyć, gdy porówna się współczesnoć z epokami wczeniejszymi.
Kultura redniowieczna, która była znacznie zdrowsza od naszej, miała wyrany walor kontemplacyjny. Człowiek nie uznawał siebie za twórcę, kreatora prawdy, gdyż wiedział, że prawda jest niezależna od niego, przekracza go i jest dana w ten sposób, że trzeba jš rozpoznać i przyjšć. Człowiek redniowiecza słuchał, przyjmował i podziwiał.
Człowiek współczesny uznaje się za twórcę prawdy. Prawdziwe jest to, co, ja uznaję za prawdę; przestaję słuchać i przyjmować, a tylko chwytam w siatkę mych wyobrażeń i pragnień fakty, które je potwierdzajš; przestaję podziwiać, bo tylko ja jestem godny podziwu, a prawda jest pragmatyczna, 68
czyli powinna mi służyć. Kultura współczesna tracšc walor kontemplacyjny, stała się kulturš utylitarnš, kulturš użycia.
Wybitny autorytet naszych czasów - Jan Paweł II wyraża się w następujšcych słowach: "Utrata obiektywnej prawdy prowadzi do subiektywizmu, kiedy to człowiek nie przyjmuje już prawdy o dobru i złu jako jedynego i niepodważalnego punktu odniesienia dla swojej decyzji, ale kieruje się wyłšcznie subiektywnš i zmiennš opiniš lub po prostu swym egoistycznym interesem i kaprysem".
I. WARTOĆ I NIENARUSZALNOĆ ŻYCIA LUDZKIEGO
Od chwili, w której następuje zapłodnienie, rozpoczyna się nowe życie, które nie jest 'zyciem ojca lub matki, lecz nowej istoty ludzkiej, która rozwija się niezależnie od nich. Nie stałaby się ona istotš ludzkš, jeli nie byłaby niš od samego poczštku. Najnowsza wiedza genetyczna bardzo jasno potwierdza to wzystko, co zawsze było oczywiste. Pokazała ona, że istota żyjšca ma już od pierwszej chwili stałš strukturę, czyli kod genetyczny: jest człowiekiem, i to człowiekiem niepodzielnym jako jednostka, wyposażonym we wszystkie właciwe sobie cechy.
Najnowsze osišgnięcia biologii ludzkiej potwierdzajš, że "w zygocie powstałej z zapłodnienia tworzy się już tożsamoć biologiczna nowej jednostki ludzkiej". Jest to jednostkowoć własna bytu autonomicznego, wewnętrznie okrelonego, samorealizujšcego się ze stopniowš cišgłociš. Jednostkowoć biologiczna, a więc osobowa natura zygoty, istnieje już od chwili poczęcia.
Życie przedporodowe jest życiem w pełni ludzkim w każdej fazie swojego rozwoju. Pracownicy służby zdrowia sš zobowišzani do okazania mu takiego samego szacunku, takiej samej ochrony i takiej samej opieki, jakie sš należne każdej osobie ludzkiej.
69
Problematyka zwišzana z 'zyciem budzi dzi wiele kontrowersji. Już moment poczęcia rodzi wiele problemów etycznych zwišzanych z manipulacjami genetycznymi, sztucznš prokreacjš czy metodami regulacji poczęć. Życie poczęte we wczesnych etapach swojego rozwoju bywa zagrożone zabójstwem, eufemistycznie nazywanym "aborcjš".
Każda interwencja na ciele ludzkim nie dotyczy tylko tkanek, narzšdaw
i ich funkcji, lecz angażuje na różnych poziomach samš osobę. Działalnoć medyczna nie może nigdy zapominać o głębokiej jednoci istoty ludzkiej, w oczywistej współzależnoci jej funkcji cielesnych, ale także w jednoci jej wymiarów: cielesnego, uczuciowego, intelektualnego i duchowego. Nie można wyizolować problemu technicznego postawionego przez traktowanie okrelonej choroby od uwagi, jaka powinna być okazana osobie chorego we wszystkich jej wymiarach. Jest dobrze pamiętać o tym włanie wtedy, gdy wiedza medyczna zmierza do specjalizacji w każdej dyscyplinie.
Ciało, będšce wyrażeniem osoby, w swoim kształcie i dynamizmie
biologicznym, jest podstawq i ródlem wymogów moralnych. To, co jest i dokonuje się na poziomie biologicznym nie jest obojętne, ale posiada znaczenie etyczne. Nie można abstrahować od ciała i podnosić psyche do rangi kryterium i ródła moralnoci; odczucia i pragnienia podmiotowe nie mogš górować nad obiektywnymi znaczeniami cielesnymi ani nie mogš nie brać ich pod uwagę. Tendencyjna przewaga tych pierwszych nad drugimi znajduje się u poczštku dzisiejszej psychologizacji etyki i prawa, która wyprowadza z pragnień indywidualnych (i z możliwoci technicznych) dozwolonoć postaw i interwencji na 'zyciu.
Ciało uczestniczy, nierozdzielnie od ducha, w godnoci własnej i w ludzkiej wartoci osoby: jest ciałem podmiotem, a nie ciałem-przedmiotem, a jako takie jest nierozporzšdzalne i nienaruszalne. Nie można dysponować ciałem jako przedmiotem posiadania. Nie można go fałszować jako rzeczy czy
70
narzędzia, którego jest się panami i arbitrami. Każda nadużywajšca interwencja na ciele jest obrazš dla godnoci osoby.
Nie dyskutuje się nad technikami samymi w sobie, ale nad ich założonš neutralnociš etycznš. Możliwoci techniczne powinny być oceniane ich dopuszczalnociš etycznš, która ustala ich odniesienie do człowieka, czyli ich rzeczywiste znaczenie dla ochrony i szacunku dla godnoci osoby ludzkiej.
Prawo do życia staje przed pracownikiem służby zdrowia w podwójnej perspektywie. Przede wszystkim nie przypisuje on sobie nad życiem, o które powinien się troszczyć, prawa-władzy, którego nie ma ani on, ani sam pacjent, i które nie może być mu przez niego przyznane.
Prawo pacjenta nie jest władcze i absolutne, ale jest zwišzane z celami ustalonymi przez naturę. Z ograniczeń wewnętrznych prawa podmiotu do dysponowania własnym życiem wynika ograniczenie moralne działania lekarza.
Podstawowe i pierwszorzędne prawo każdego człowieka do życia, które zostaje uszczegółowione jako prawo do ochrony zdrowia, podporzšdkowuje zasady deontologiczne pracowników służby zdrowia.
Choroba jest czym więcej niż faktem klinicznym, który może być opisany w sposób medyczny. Pracownicy służby zdrowia powinni odnosić się do chorego zgodnie z tš integralnie ludzkš wizjš. Chodzi o to, by posiadali, wraz z odpowiedniš kompetencjš techniczno-zawodowš, wiadomoć wartoci i znaczeń, jaki nadajš sens chorobie i ich pracy oraz czyniš z każdego jednostkowego przypadku klinicznego spotkanie ludzkie.
Ludzka tożsamoć embrionu stanowi podstawowy argument, na którym opiera się prawo do życia, prawo fundamentalne i pierwszorzędne, chociaż nie absolutne. Chodzi o argumentację czysto laickš, która nie odnosi się do religijnych koncepcji dotyczšcych poczštku życia, a mimo to jest ona absolutnie w zgodzie z nimi. Ta włanie argumentacja stanowi podstawę dla
71
tzw. etyki nienaruszalnoci 'zycia, którš zwykle przeciwstawia się etyce jakoci życia.
W rzeczywistoci najbardziej właciwe podejcie etyczne bronišce jakoci życia, nie może nigdy przewyższyć nienaruszalnego prawa do życia. Według współczesnej mentalnoci prawa tego nie tracš nawet przestępcy. [4]
1. Niszczenie życia prenatalnego
Najbardziej rażšcš osobliwociš aborcji w porównaniu do innych zamachów na 'zycie ludzkie jest paradoksalnie fakt, że akt przeciw życiu wykonywany jest przez tych, którzy konstytucyjnie stojš na jego straży: matka, medycyna, prawo.
Aboccja uderza nie tylko w matkę, lecz także w samš naturę macierzyństwa. Stšd też aborcja staje się pierwszym aktem przeciw istocie ludzkiej, zdradš pierwotnego zaufania istoty ludzkiej całkowicie zależnej od drugiego człowieka.
Nie tylko sam lekarz, lecz i medycyna jako nauka nie służy obronie 'rycia, ale powoduje mierć. Po raz pierwszy w historii spotykamy się z faktem, który przeciwstawia się tradycyjnej etyce medycznej, przekazywanej przez pokolenia od przysięgi Hipokratesa, a opisywanej w wielu kodeksach deontologii lekarskiej, co przedstawiajš wymienione niżej wersje:
- Przysięga Hipokratesa: "Nigdy nikomu, ani na šdanie, ani na proby niczyje nie podam trucizny, ani też nigdy takiego sam nie powezmę zamiaru, jak również nie udzielę żadnej niewiecie rodka poronnego".
- Przysięga licencjatów medycyny Akademii Krakowskiej (XV w.): "Nie dam
nikomu trucizny, nawet na jego probę, ani kobiecie ciężarnej nie podam napoju do zabicia płodu".
- Deklaracja Genewska (1948): "Zachowam najwyższy respekt dla życia ludzkiego od chwili jego poczęcia; nawet pod wpływem groby nie użyję mojej wiedzy lekarskiej przeciwko prawom ludzkoci".
72
- Przyrzeczenie Lekarskie ( 1991 ): "Przyrzekam służyć 'zyciu i zdrowiu ludzkiemu od chwili poczęcia". [13]
Wreszcie prawo, którego ostatecznym celem jest dobro wspólne, ale nie uwzględniajšce statusu prawnego embrionu, nie służy dobru powszechnemu. Rozpatrujšc przypadki szczególne, należy zwrócić uwagę na:
- aborcję z przyczyn terapeutycznych, wykonywanš dla ratowania życia matki
lub uniknięcia nieodwracalnego uszczerbku dla jej zdrowia.
W żadnym razie nie można użyć słowa "terapeutyczny" do aborcji wykonanej w przypadku deformacj i płodu. Należy unikać uproszczeń w postaci: które 'zycie wybrać - matki czy dziecka. Problem jest daleko bardziej złożony i dramatyczny. Teoretycznie mamy do czynienia z porównywaniem wartoci, w którym przwciwstawia się prawo do życia dziecka prawu do życia matki, a także prawo dzieci już żyjšcych do zachowania matki przy 'ryciu. Z dużym prawdopodobieństwem można powiedzieć, że każda matka zaryzykuje sw.,oje życie dla ratowania życia dziecka już urodzonego np. w sytuacji pożaru, czy innego wypadku.
W rozważaniach tych nie wchodzi w grę sytuacja terapii medycznej, majšcej na celu uratowanie życia matki, która to terapia jako skutek uboczny niesie nieuniknione i trudne do przewidzenia uszkodzenie i mierć płodu. Chodzi tu o chemioterapię oraz hysterektomię z powodu guzów nowotworowych macicy oraz aborcję z powodów eugenicznych, czyli o zabieg w celu uniknięcia urodzenia dziecka dotkniętego wadami lub obcišżonego chorobš genetycznš.
Pierwszym argumentem za takš aborcjš jest swoicie rozumiana litoć
i współczucie, aby uniemożliwić przyjcie na wiat istoty nieszczęliwej. Z pewnociš czynnik emocjonalny odgrywa tu głównš rolę, ale należy spojrzeć na to w sposób realny. Nie chodzi w tym przypadku o dobro drugiej istoty, ale o lęk przed własnym cierpieniem. Perspektywa życia u boku dziecka upoledzonego ze wszystkimi tego konsekwencjami: wyrzeczenie, powięcenie,
73
zaangażowanie, którego to dziecko wymaga jest przerażajšca. Ale eliminacja problemu nie może wišzać się z fizycznš eliminacjš tego, kto jest jego nosicielem, eliminacjš osoby.
Zapytajmy raz jeszcze, czy podobnie postšpiłaby matka z dzieckiem już narodzonym? Jedyna różnica polega na sytuacji emocjonalnej matki, która nie ma jeszcze trwałej więzi afektywnej z dzieckiem, którego jeszcze nie widziała a jedynie wyobraża je sobie w swoim łonie.
Cała współczesna orientacja społeczno-kulturalna skierowana jest na integrację jednostek nietypowych, anormalnych, odmiennych. Zauważmy jednak jak sprzeczny jest wysiłek w celu akceptacji jednostek upoledzonych np. osób z zespołem Downa w szkole, pracy, a jednoczenie chęć ich eliminacji, gdy odkryje się ich upoledzenie przed narodzeniem.
W przypadku aborcj po gwałcie - w typowym ujęciu emocjonalnym dš'zy się do eliminacji skutku agresji seksualnej, do zatarcia samego wspomnienia gwałtu, jak i jego owocu. Życie ludzkie nie uzyskuje wartoci ze względu na intencję, w wyniku której powstało (nikt nie wie dokładnie, ile poczętych dzieci jest owocem gwałtu małżeńskiego).
Aborcja jest próbš zastšpienia jednej przemocy innš. W tym wypadku chodzi o przemoc dokonanš z wyboru przez samš kobietę, także wobec samej siebie. Przyjęcie takiego 'zycia, mimo całego ciężaru trudnoci oznacza przekształcenie w miłoć aktu zła, a to jest z pewnociš czynem najbardziej godnym istoty ludzkiej.
Czynnik ryzyka w badaniach prenatalnych dotyczy życia i integralnoci fizycznej płodu, a tylko częciowo matki, odnonie różnych technik diagnostycznych i procentu ryzyka, jakie każda zawiera. W konsekwencji taka diagnoza jest dopuszczalna, jeli stosowane metody, za zgodš dobrze poinformowanych rodziców, chroniš 'zycie i integralnoć embrionu i jego matki, nie narażajšc ich na nieproporcjonalne ryzyko.
74
W prawie każdej patologii ciała została już wykazana obecnoć
elementu psychologicznego zarówno jako jej współ-przyczyny jak również jako jej oddwięku. Podejmuje to zagadnienie medycyna psychosomatyczna, która zajmuje się wartociš terapeutycznš relacji lekarz-pacjent.
Pracownik służby zdrowia powinien troszczyć się o relację z pacjentem w taki sposób, by jego zmysł humanitarny umacniał jego profesjonalnoć, a kompetencja stawała się skuteczniejsza przez zdolnoć rozumienia chorego. Pełny człowieczeństwa i miłoci kontakt z chorym, pobudzany przez integralnie ludzkš wizję choroby i dowartociowany przez wiarę, wpisuje się w tę skutecznoć terapeutycznš relacji lekarz-pacjent. [4]
Praktyki aborcyjne sš obecne wród wszystkich ludów, we wszystkich epokach historycznych. Już w archiwum chińskiego cesarza Shan-Nunga (3000 lat p.n.e.) znajduje się recepta na aborcję. Tym niemniej wyczucie etyczne i wiadomoć medyczna wieków ubiegłych jednoznacznie przypisywały aborcji charakter "zła". wiadczy o tym Przysięga Hipokratesa, w miejscu gdzie mówi: "nie podam kobiecie rodka aborcyjnego". Ten negatywny osšd towarzyszył całej tradycji zachodniej z jedynym zastrzeżeniem dotyczšcym momentu "obdarzenia duszš", który przez wielu był uznawany, podobnie jak to ma miejsce dzisiaj, jako następujšcy po momencie zapłodnienia.
Ta jednorodnoć osšdu, nawet przy uwzględnieniu różnic spowodowanych kwestiš "animacji", uległa zmianie w ubiegłym stuleciu. Dzieje się tak za sprawš przede wszystkim indywidualizmu liberalnoburżuazyjnego i materializmu w wydaniu radykalnie marksistowskim. W naszych czasach silny ruch opinii prezentuje głębokš rewizję tamtych poglšdów, które można sprowadzić do dwóch zagadnień: depenalizacji (niekaralnoci) i legislacji.
Niekaralnoć polega zasadniczo na nieuznawaniu za przestępstwo
(w okrelonych warunkach) aborcji z wyboru i jako taka nie podlega prawnemu karaniu zarówno tego, kto jš wykonuje, jak i tego, kto się jej poddaje.
75
Legislacja posuwa się dalej i domaga się, by aborcja na šdanie uznana została za prawdziwe i samodzielne prawo cywilne i w szczególny sposób prawo kobiety. Sama terminologia, którš się przyjmuje (przerwanie cišży) kładzie akcent na osobę kobiety. Dziecko (embrion, płód, "produkt zapłodnienia") schodzi na drugi plan.
Podstawowe cele, które stawia sobie ruch aborcyjny sš następujšce: 1) poszanowanie samodecydowania kobiety, 2) uniknięcie aborcji nielegalnej, 3) zapobieżenie aborcji na żšdanie w przyszłoci.
Zasadę decydowania o sobie kobiety dobrze streszcza slogan z lat 60
tych: "mój brzuch należy do mnie i mogę o nim decydować". Jednak czy przerwanie cišży nawet z powodów, które można uznać za zrozumiałe, jest auto- czy raczej hetero-determinacjš? Faktycznie, nawet jeli popełnia się aborcję, by uniknšć trudnej sytuacji egzystencjalnej, będšcej skutkiem cišży (warunki ekonomiczne, zdrowie, szacunek społeczny), gest tzw, autodeterminacji w rzeczywistoci determinuje nie tylko własny los, ale nieodwracalnie także los dziecka.
Uproszczeniem wydaje się stwierdzenie, że aby wykluczyć "podziemie aborcyjne", należy zalegalizować praktykę. W krajach, w których aborcja wykonywana jest legalnie, wcale nie przezwyciężono plagi "zabiegów" nielegalnych.
Dzieje się tak z kilku powodów:
1 ) wstydu i lęku przed opiniš społecznš w sytuacj i kobiety w cišży 2) ułatwienia samej praktyki aborcyjnej
3) obiektywnych i subiektywnych trudnoci (koniecznoć hospitalizacji, niezbędnych badań, procedur biurokratycznych, np. rejestracji )
4) prawnej legalizacji aborcji, ułatwiajšcej przejcie z poziomu prawnego (jest legalne) do poziomu etycznego ( jest dozwolone). [4]
76
2. Stan terwunulny pacjenta. Eutnnazjs~.
Gdy warunki zdrowotne pogarszajš się w sposób nieodwracalny i miertelny, człowiek wchodzi w końcowe stadium swojego ziemskiego istnienia. Życie staje się dla niego szczególnie i stopniowo niepewne i ciężkie. Do bólu i cierpienia dochodzi dramat psychologiczny oraz duchowy rozstania, jaki oznacza i zakłada umieranie.
miertelnie chory jest więc osobš potrzebujšcš ludzkiej opieki. Lekarze i pielęgniarki sš powołani; by dać w tym względzie swój własny i nieodzowny wkład. Chodzi o realizację szczególnej opieki medycznej nad umierajšcym, ponieważ także umierajšc człowiek powinien być uznany i traktowany jak 'ryjšcy. Nigdzie jak w bliskoci mierci i w samej mierci należy celebrować i wywyższać życie. Powinno ono być w pełni szanowane, chronione i wspomagane także w tym, kto przeżywa jej naturalne zakończenie. Postawa wobec miertelnie chorego jest często bankiem prób zmysłu osšdu i miłoci, goidnoci ducha, odpowiedzialnoci i zdolnoci zawodowej pracowników służby zdrowia, poczšwszy od lekarry.
mierć należy do życia jako jego ostatnia faza. Powinna być więc szanowana jako jego ostatnia chwila. Domaga się więc odpowiedzialnoci terapeutycznej pracownika służby zdrowia tak, jak każda inna chwila ludzkiego życia.
miertelnie chtiremu powinny być zastosowane zabiegi lecznicze, które pozwolš zmniejszyć ciężar mierci. W tym wypadku wchodzš w grę tak zwane zabiegi paliatywne i symptomatyczne. Pierwszy zabieg polega na pełnej życzliwoci obecnoci pełnionej przy umierajšcym. Jest to obecnoć cile medyczna, która nie budzšc u niego złudzeń, pozwala mu czuć się żywym, osobš poród osób, ponieważ jest adresatem, jak każda potrzebujšca istota, uwagi i troski. Ta ważna i troskliwa obecnoć, pobudza ufnoć i nadzieję w chorym oraz pojednuje go ze mierciš. Jest jedynym w swoim rodzaju wkładem, jaki pielęgniarki i lekarze, z ich ludzkš postawš, jakš wczeniej niż
77
to, co wykonujš, mogš i powinni ofiarować umierajšcemu, by w miejsce odrzucenia weszła akceptacja, a nad strachem przeważyła nadzieja.
Od eutanazji należy odróżnić decyzję o rezygnacji z tak zwanej ouporcrywej terapiio, to znaczy z pewnych zabiegów medycznych, które przestały być adekwatne do realnej sytuacji chorego, ponieważ nie sš już współmierne do rezultatów, jakich można by oczekiwać lub też sš zbyt ucišżliwe dla samego chorego i dla jego rodziny. W takich sytuacjach, :gdy mierć jest bliska i nieuchronna, można w zgodzie z sumieniem Ťzrezygpować z zabiegów, które spowodowałyby jedynie nietrwałe i bolesne przedłużenie życia, nie należy jednak przerywać normalnych terapii, jakich wymaga chory w takich przypadkachť.
Rezygnacja ze rodków nadzwyczajnych i przesadnych nie jest równoznaczna z samobójstwem lub eutanazjš; wyraża raczej akceptację ludzkiej kondycji w obliczu mierci. [22]
Chroni się w ten sposób mierć ludzkš przed ujmowaniem jej w kategoriach wyłšcznie medycznych. Prawo do życia ukonkretnia się u miertelnie chorego jako prawo do umierania w spokoju, z zachowaniem godnoci ludzkiej.
Nie może ono oznaczać prawa do zadania sobie mierci lub zadawania mierci, ale do przeżywania mierci po ludzku oraz nieuciekania przed niš za wszelkš cenę. Człowiek współczesny uwiadomił sobie stopniowo to prawo, by bronić go w chwili mierci przed technicyzacjš, która niesie z sobš niebezpieczeństwo nadużyć.
Medycyna dzisiejsza dysponuje rzeczywicie rodkami będšcymi w stanie sztucznie opóniać mierć, przy czym pacjent nie otrzymuje żadnej realnej korzyci. Jest po prostu utrzymywany przy życiu lub jest się w stanie dać mu jaki czas 'zycia za cenę kolejnych i ciężkich cierpień. Okrela się taki przypadek tak zwanš uporczywociš terapeutycznš, polegajšcš na stosowaniu rodków szczególnie wyniszczajšcych i ucišżliwych dla chorego, skazujšc
78
go na sztucznie przedłużanš agonię.
Jest to sprzeczne z godnociš umierajšcego i zadaniem moralnym przyjęcia mierci oraz pozwolenia na jej naturalny przebieg. mierć jest nieuniknionym faktem życia ludzkiego; nie można opóiniać jej bezużytecznie, chronišc się przed niš za wszelkš cenę .
Pracownik służby zdrowia, wiadomy, że nie jest ani panem życia, ani osobš kompetentš w spowodowaniu mierci, w ocenie rodków powinien dokonać odpowiednich wyborów, to znaczy odnieć się do pacjenta i odpowiedzieć stosownie do jego rzeczywistej sytuacji.
Terapia jest aktem medycznym w sensie cisłym, skierowanym do zwalczania chorób w ich przyczynach, przejawach i skutkach. Terapia i rehabilitacja majš na celu nie tylko dobro i zdrowie ciała, lecz osoby jako takiej, której ciało zostało dotknięte chorobš. Każda terapia zmierzajšca do integralnego dobra osoby nie jest uważana za wynik sukcesu klinicznego, ale włšczenie działania rehabilitacyjnego polegajšcego na przywróceniu osoby jej samej, przez ponowne uaktywnienie i przywrócenie funkcji fizycznych
ograniczonych przez chorobę.
W zależnoci od sytuacji chorego można uznać za zwyczajne te zabiegi, w których zachodzi relacja odpowiedniej proporcji między zastosowanymi rodkami i osišgniętym celem. Gdzie nie zachodzi proporcjonalnoć, zabiegi należy uznać za nadzwyczajne.
W celu integracji zdrowia osoby, w przypadku nieobecnoci innych rodków, mogš być konieczne interwencje, które zakładajš modyfikacje, okaleczenie i usunięcie narzšdów. Manipulacja terapeutyczna organizmu jest tu uprawniona przez zasadę ca~ociowoci, i dlatego włanie jest nazywana zasadq terapeutycznš, na mocy której każdy poszczególny narzšd jest podporzšdkowany całoci ciała i powinien być mu podporzšdkowany w przypadku konfliktu.
79
Stosuje tutaj wspomnianš już zasadę proporcjonalnoci zabiegów, którš należy tak sprecyzować: gdy zagraża mierć, której w żaden sposób nie da się uniknšć przez zastosowanie dostępnych rodków; wolno w sumieniu podjšć zamiar niekorzystania z leczenia, które może przynieć tylko bolesne
przedłużanie życia, nie przerywajšc jednak zwyczajnej opieki, jaka w podobnych przypadkach należy się choremu. Nie stanowi to powodu, dla którego lekarz mógłby odczuwać niepokój, jakoby odmówił pomocy komu znajdujšcemu się w niebezpieczeństwie. Pokarm i napój, podawane także sztucznie, należš do normalnych zabiegów zawsze należnych choremu, jeli nie sš ciężarem dla chorego; ich odmówienie może oznaczać prawdziwš i właciwš
eutanazję. W przypadku lekarza i jego współpracowników nie chodzi
o decydowanie o życiu lub mierci jednostki. Chodzi po prostu o bycie lekarzem, czyli o poszukiwanie oraz decydowanie zgodnie z wiedzš i sumieniem, o zabiegu szanujšcym życie i mierć powierzonego mu chorego. Ta odpowiedzialnoć nie wymaga zawsze i w każdym przypadku odwołania się do każdego rodka. Może także wymagać rezygnacji ze rodków, ze względu na pogodne i spokojne zaakceptowanie mierci cile zwišzanej z życiem. Może także oznaczać szacunek dla woli chorego, który odrzuciłby zastosowanie takich rodków.
Jeli chodzi o powiedzenie umierajšcemu, i w ogóle tym wszystkim, którzy sš dotknięci nieuleczalnš chorobš, prawdy odnonie rozpoznania i zwišzanego z nim rokowania pojawia się problem przekazywania prawdy. Perpsektywa mierci utrudnia i dramatyzuje przekazanie wiadomoci, ale nie zwalnia od prawdomównoci. Komunikacja między umierajšcym i tymi, którzy mu asystujš nie może opierać się na udawaniu. Nigdy nie jest ono godne umierajšcego i nie przyczynia się do humanizacji mierci.
Istnieje prawo osoby, by byla informowana o swoim stanie zdrowia. To prawo nie zostaje pomniejszone wobec diagnozy i przewidywania choroby,
80
która prowadzi do mierci, ale znajduje póniejsze motywy. Z takš informacjš jest zwišzana ważna i nieprzekazywalna odpowiedzialnoć. Jest to odpowiedzialnoć zwišzana z terapiami, jakie należy wykonać za zgodš poinformowanego pacjenta.
Zbliżanie się mierci przynosi ze sobš odpowiedzialnoć wypełnienia odpowiednich obowišzków dotyczšcych własnych relacji z rodzinš, uporzšdkowanie ewentualnych kwestii zawodowych, wypełnienia zobowišzań wobec innych.
Nie można pozostawiać w niewiadomoci osoby w decydujšcej godzinie jej 'zycia, odsuwajšc jš od jej samej oraz jej ostatnich i najważniejszych decyzji. mierć stanowi zbyt istotnš chwilę, by jej perspektywa była odrzucona.
Obowišzek przekazania prawdy miertelnie choremu wymaga od personelu medycznego wrażliwoci i taktu ludzkiego. Nie może ono polegać na przekazaniu oderwanego i obojętnego w stosunku do diagnozy i zwišzanego z niš przewidywania. Prawda nie powinna być przemilczana, ale nie powinna być również po prostu komunikowana w swojej brutalnej rzeczywistoci. Powinna być powiedziana z pełnš miłociš przez tych, którzy z różnych racji asystujš choremu.
Relacja lekarz - pacjentka ma podstawowe znaczenie dla sposobu komunikacji interpsychicznej. W konsekwencji monitoruje ona proces leczenia kobiet z chorobš nowotworowš:
- Właciwa relacja ułatwia przekazanie pierwszej informacji o stanie zdrowia. Jej kształtowanie jest uwarunkowane obustronnymi relacjami.
- Zakres udzielanych informacji winien być uzależniony: poznaniem osobowoci pacjentki, jej oczekiwań, stosunkiem do przekazywanej informacji, czynnikami towarzyszšcymi chorobie.
81
- Pacjentki prawidłowo poinformowane wykazujš duy stopień pozytywnego zaangażowania w procesie terapii, większš redukcję lęku, nie odczuwajš obniżenia jakoci 'zycia.
Chodzi o ustalenie z nim takiej relacji ufnoci, przyjęcia i dialogu, która umie dobrać czas i słowa. Istnieje taki sposób powiedzenia, który umie rozróżnić i szanować samopoczucie chorego, dostosowujšc się do ńiego. Istnieje taki sposób mówienia, który umie przyjšć jego proby, a ta4cże pobudzić je, by stopniowo ukierunkować go na poznanie jego stanu zdrowia. Kto stara się, by być obecnym obok chorego i być wrażliwym na jego los, umie znaleć słowa i odpowiedzi, jakie pozwalajš zasygnalizować prawdę.
Perspektywa mierci w tej relacji nie przedstawia się tak nieunikniona i traci swojš moc budzšcš strach; pacjent nie czuje się porzucony i skazany na mierć. Prawda, która jest mu komunikowana w taki sposób, nie zamyka go na nadzieję. Nie jest sam ze swoim cierpieniem; czuje się rozumiany w prawdzie, pojednany ze sobš i z innymi. Jego życie, mimo wszystko, ma sens i nabiera znaczenia, które przekraczš mierć.
Mentalnoć coraz mniej skłonna do uznania życia za wartoć samš
w sobie, niezależnie od sposobu istnienia w wiecie; koncepcja jakoci życia wyrażona w pojęciach skutecznoci i użytecznoci psychofizycznej, niezdolna do nadania znaczenia cierpieniu i upoledzeniu, a tym samym do ucieczki przed nimi za wszelkš cenę i wszystkimi rodkami; wizja mierci jako absurdalnego końca życia, z którego jeszcze można korzystać lub jako wyzwolenia od istnienia uważanego za pozbawionego już sensu; wszystko to - w ramach kultury, która abstrahujšc od Boga czyni człowieka odpowiedzialnym tylko wobec siebie i praw dowolnie ustanowionych przez społecznoć - jest terenem kultury eutanazji. Gdzie rozprzestrzeniajš się te przekonania, może wydać się logiczne i ludzkie położenie "słodkiego" kresu życiu własnemu lub życiu innych, jeli łšczyłoby się ono tylko z cierpieniami lub poważnymi ograniczeniami.
82
W rzeczywistoci jest to jednak absurdalne i nieludzkie. Eutanazja jest
aktem zabójczym, do którego nie może upoważnić żaden cel. Przez eutanazję rozumie się czynnoć lub jej zaniechanie, która ze swej natury lub w zamierzeniu działajšcego powoduje mierć w celu wyeliminowania wszelkiego cierpienia. Tak więc eutanazja wišże się z intencjš działajšcego oraz stosowanymi rodkami.
Litoć wzbudzana przez ból i cierpienie wobec chorych umierajšcych, dzieci upoledzonych, chorych umysłowo, starców, osób dotkniętych przez nieuleczalne choroby, nie upoważnia do żadnej eutanazji poredniej lub bezporedniej. Nie chodzi w tym wypadku o udzielenie choremu pomocy, ale o zamierzone zabójstwo człowieka.
Personel medyczny i paramedyczny - wierny zadaniu służenia zawsze życiu i opiekowania się nim aż do końca - nie może pomagać w żadnej
praktyce eutanazji, nawet na żšdanie zainteresowanego, a tym bardziej jego bliskich. Jednostka nie ma bowiem prawa do eutanazji, ponieważ nie ma prawa do samowolnego dysponowania własnym 'zyciem. Żaden pracownik służby
zdrowia nie może więc stać się wykonawcš prawa, które nie istnieje.
Inny jest przypadek wspomnianego już prawa do umierania z godnociš
ludzkš. Jest to prawo rzeczywiste i uprawnione; personel medyczny jest
powołany do strzeżenia go, troszczšc się o umierajacego i akceptujšc naturalne zakończenie życia. Zachodzi radykalna różnica między "zadaniem mierci"
i "zgodzeniem się na mierć"; w pierwszym przypadku jest to akt zabójczy wobec życia, w drugim następuje przyjęcie go do końca.
Proby ciężko chorych, niekiedy domagajšcych się mierci, nie
powinny być rozumiane jako wyrażenie prawdziwej woli eutanazji; prawie zawsze chodzi o pełne niepokoju wzywanie pomocy i miłoci. Oprócz opieki medycznej, chory potrzebuje miłoci, goršcego uczucia ludzkiego, którym mogš i powinni go otoczyć bliscy, rodzice i dzieci, lekarze i służba zdrowia.
83
Chory, który czuje się otoczony pełnš miłoci ludzkš obecnociš, nie popada w beznadziejnoć i strach, jak ten, kto czuje się samotnie zdany na cierpienie i prosi, by przerwano jego życie. Dlatego włanie eutanazja jest zniewagš tego, kto o niej mówi, kto o niej decyduje i jš praktykuje. Eutanazja nie jest w adnym przypadku aktem litoci; jest indywidualnym i społecznym aktem ucieczki z sytuacji uznanej za nieznonš.
Eutanazja burty relację lekarz - pacjent. Ze strony pacjenta, ponieważ zwraca się do lekarza jako do tego, kto może zapewnić mu mierć. Ze strony lekarza, ponieważ nie jest on najbardziej absolutnym gwarantem życia: chory musi bać się zadania przez niego mierci. Relacja lekarz - pacjent jest relacjš zaufania wobec życia i takš powinna pozostać.
Eutanazja jest przestępstwem, w którym w żaden sposób nie mogš współdziałać pracownicy służby zdrowia jako ci, którzy zapewniajš zawsze i wyłšcznie życie.
Eutanazja oznacza dla wiedzy medycznej chwilę regresu i rezygnacji, oprócz obrazy dla godnoci umierajšcego i jego osoby. Jej rozszerzanie się, jako kolejna granica mierci po przerywaniu cišży, powinno być uznane za dramatyczne wezwanie do czynnej i bezgranicznej wiernoci wobec rycia [8].
Lekarz będšc gwarantem 'zycia musi przeciwstawiać się jakiemu
kolwiek naciskowi moralnemu ze strony umierajšcego, jego rodziny, bšd społeczeństwa. W przeciwnym wypadku utraciłby zaufanie społeczne do jego etosu zawodowego. Ten obowišzek jest podstawš niepodważalnš jego zadania, łagodzenia cierpienia i zapewnienia zdolnoci komunikowania, unikajšc w ten sposób izolacji społecznej pacjenta.
Należy znaleć równowagę w powyższych obowišzkach. Umierajšcy ze swej strony, musi odczuwać bliskoć fizycznš i uczuciowš swojego otoczenia, szczególnie krewnych; jak pokazuje dowiadczenie wyrażone pragnienie położenia kresu własnemu życiu, bardzo często nie jest niczym
84
innym jak krzykiem desperacji, będšcej skutkiem już zaistniałej mierci socjalnej. Dlatego też oczekuje się wrażliwej i uważnej współpracy wszystkich otaczajšcych umierajšcego. Prawo do mierci godnej człowieka obejmuje towarzyszenie integralne wszystkich osób. W przypadku oczywistej nieuleczalnoci należy zapewnić podstawowš opiekę medycznš.
Trzeba też uwzględnić problem poinformowania, zakomunikowania prawdy umierajšcemu z uwzględnieniem jego zdolnoci percepcyjnej. Jest ona nabywana przez całe życie i stanowi wskanik dojrzałej i pogodnej odwagi. W większoci przypadków takie zakomunikowanie okazuje się dobroczynne i staje się ródłem głębokiej pociechy. Natomiast wieloznacznoć ciszy, wyrastajšca wokół umierajšcego tworzy klimat wyizolowania i milczšcego poniżenia.
W każdym przypadku wymaga się znalezienia odpowiedniego momentu
do przekazania prawdy. Prawda nie może przekroczyć nigdy sił moralnych stajšc się "prawdš zabijajšcš".
Pozostajš otwarte pewne zagadnienia. Pierwszym z nich jest trudnoć w okreleniu granic reanimacji i utrzymania przy życiu chorego, szczególnie w przypadku głębokiej pišczki negatywnie rokujšcej: czy należy rygorystycznie przestrzegać zasady - w przypadku wštpliwoci - za życiem.
Podobne problemy pojawiajš się w zagadnieniach perinatologii w wypadku, gdy należy zdecydować czy wysiłek terapeutyczny, bšd reanimacyjny ma sens, gdy ma się pewnoć medycznš, że spowodujemy więcej szkody niż pożytku.
Jakakolwiek byłaby sytuacja - niezmienna pozostaje logika obrony 'rycia [4].
II. ASPEKT CIERPIENIA W CHOROBIE
Cierpienie w znaczeniu etymologicznym oznacza karę lub ból, które należy podjšć (łac. subferre). Towarzyszy ono człowiekowi wszystkich wieków
85
niezależnie od kultury, wiatopoglšdu czy też miejsca zamieszkania. Wydaje się, że nale'zy do istoty natury człowieka; nikt nie może go uniknšć, bo w tej lub innej postaci nas dotyka. Mówišc człowiek, nie możemy zapomnieć o cierpieniu.
Dochodzi tu do głosu poglšd zwany pesymistycznš wizjš egzystencji,
rozumianej jako 'zycie w bezużytecznej nędzy, pozbawionej sensu. Nie 3est właciwe koncentrowanie się na czynniku cierpienia tak, jakby życie w swojej pełni nie było też nonikiem wartoci pozytywnych i pięknych. Cierpienie reprezentuje ciemnš stronę "obrazu", który w swej całoci jest ujmujšcy i pocišgajšcy.
Osoba ludzka wcišż się staje, a na drodze jej wzrostu sš momenty trudne i niezrozumiałe. Bóg nie jest obojętny na nasze cierpienia, zna je, przeżywa je w każdym z nas. Nie wyjanił tajemnicy cierpienia, ale zechciał pójć drogš 'zycia naznaczonego cierpieniem. Sens cierpienia nie ogranicza się tylko do wymiaru metafizycznego człowieka, ale także ma znaczenie dla jego
życia na ziemi.
Cierpienie jest szkołš wielkoci moralnej i dojrzałoci duchowej. Oczyszcza człowieka z jego słaboci i dewiacji, prowadzi do samowyzwolenia. Jest trudnym dowiadczeniem wypróbowujšcym człowieka, pozwala kosztować życia w pełni jego przejawów, jest potwierdzeniem wartoci, radykalnym egzaminem poddajšcym w wštpliwoć dotychczasowš hierarchię wartoci, odnoszšcš się do wšskiej wizji życia sprowadzonego do sukcesu, pieniędzy, seksu. W cierpieniu uruchamia się reakcja łańcuchowa bolesna, ale pozytywna, którš można by okrelić jako:
1) interioryzację i przemylenie w wietle nowej rzeczywistoci,
2) stopniowe przechodzenie do nowej mentalnoci, reorientacji kierunku mylenia i postępowania,
86
3) odrzucanie rzeczy błędnych na poziomie ideologii wartoci i rodzenie się wrażliwoci na wymagania etyczne i wymiary duchowe w dojrzałym
wyborze dobra.
Choroba jest czym więcej niż destrukcjš i rozpadem. Jest także pulsujšcym choć bardzo bolesnym życiem. Otóż o istocie choroby decyduje nie tylko cierpienie, lecz także zmaganie się z cierpieniem i zarazem postawa względem cierpienia. Choroba to nie tylko "pathos" (doznawanie cierpienia),
ale także "ponos" (zmaganie się z cierpieniem) i "ethos" (postawa moralna
względem cierpienia).
Zdaniem Frankla - nie wolno lekarzowi za wszelkš cenę dšżyć
do zapewnienia pacjentowi euforii, byłaby ona bowiem równoznaczna z częciowš eutanazjš. Cierpienie pocišga za sobš czujnoć moralnš, psychicznš odpornoć i hart ducha. Dlatego też wymieniony autor upatruje sens ludzkiego bytu w odwadze do cierpienia. "Pati aude" - odważ się cierpieć. Nie pytaj dlaczego cierpienie dotknęło akurat ciebie, ale zastanów się, co z tego cierpienia uczynisz i jak go spożytkujesz. [23)
Także w edukacji psychologicznej osoby dotkniętej upoledzeniem np. niepełnosprawnej fizycznie obecna jest koncepcja, że ból fizyczny zespolony z osobš i przyjęty z odwagš i bez niepotrzebnego rozczulania się nad sobš, może stać się podstawš sukcesu 'zyciowego, który prowadzi do pełnej realizacji siebie. Przykładem moe być Franklin Delano Rooswelt, który jako prezydent U.S.A. poruszał się na wózku inwalidzkim.
Wszyscy spotykajš osoby niepełnosprawne, które stopniowo i z uporem nauczyły się przeciwstawiać nieprzychylnemu losowi, odnajdujšc w życiu satysfakcję.
III. WNIOSKI KOŃCOWE
1. Etos lekarski opiera się na zasadach postępowania wynikajšcych z prawa naturalnego, jakim jest poszanowanie życia i zdrowia pacjenta.
87
2. Zasada powinnoci lekarskiej obowišzuje przed żšdaniem czy probš pacjenta, opartš najczęciej o jego subiektywne dobro.
3. Życie ludzkie ma wartoć z racji na samo człowieczeństwo i ludzkš godnoć osoby, nie za ze względu na cechy mniej lub bardziej pozytywne. 4. Przed normš prawa stanowionego jest norma etyczna, którš jest prawo naturalne, a w nim ochrona 'zycia.
5. Nale'zy rozróżniać dobro pacjenta obiektywne i subiektywne. Dobrem obiektywnym jest całoć 'zycia pacjenta (jego sens i wartoć); dobro subiektywne jest pojmowane w sposób bardzo różny i zindywidualizowany.
6. Należy brać pod uwagę rozróżnienie między podmiotem istnienia a jego przymiotami, np. wiadomociš, uzdolnieniami, wydolnociš fizycznš czy psychicznš, intelektem itp.
7. Decyzja lekarska może być podjęta we własnym sumieniu w oparciu o normy etyczne a nie samowolę.
8. Niemoliwoć wypełnienia normy jest czym innym niż dobrowolne od niej
odstšpienie. 9. Cierpienie pacjenta, chocia trudne do wyjanienia, jest zwišzane z samš
naturš człowieka; stšd należy na nie spojrzeć w kontekcie całego życia, a nie tylko fragmentarycznie.
PIMIENMCTWO
1. Brehant J., Thanatos, Warszawa 1993
2. Chlewiński Z., Dojrzałoć. Osobowoć, sumienie, religijnoć, Poznań
1991 3. Człowiek przed narodzeniem, Orodek Dokumentacji i Studiów Społecznych, Warszawa 1980
4. K. Demmer, D. Casera, Dizionario di bioetica, Istituto Siciliano di Bio
88
etica, Palermo 1994 Eutanasia, Sofferenza, s. 919, s. 370
5. Hebanowski N., Poradnik komunikowania się lekarza z pacjentem,
Warszawa 1994
6. Heszen-Klemens L, Poznawcze uwarunkowania zachowania się wobec własnej choroby, Wrocław 1979
7. Heszen-Niejodek L, Lekarz i pacjenta, Kraków 1992 8. Karta Pracowników Służby Zdrowia, Watykan 1995
9. Kielanowski T., Etyka i deontologia lekarska, Warszawa 1985
10. Kujawska-Tenner J., Zwalczanie bólów nowotworowych, Warszawa 1994 11. Nuttin J., Struktura osobowoci, Warszawa 1968
12. Olejnik S., Etyka lekarska, Katowice 1995, str. 44, str. 113. 13. Podstawowe akty normatywne deontologii, Białystok 1991 14. Sarnowski S., Problemy etyki, Bydgoszcz 1993
15. Sens choroby, sens mierci, sens życia, Kraków 1980. 16. Styczeń T., Wprowadzenie do etyki, Lublin 1993.
17. Szafraniec J., Psychokenoza, Białystok 1990. 18. lipko T., Granice życia, Kraków 1994.
19. Wojtyła K., Elementarz etyczny, Wrocław 1991.
20. Wulff H.R., Pedersen S.A., Rosenberg R., Filozofia medycyny, Warszawa
1993 21. Vordy P. Grosh P., Etyka, Poznań 1995
22. Jan Paweł II, Evangelium Vitae, Roma 1995
23. Szafraniec J., Metakliniczne rozumienie cierpienia i mierci
89
CZĘĆ II
KONTROWERSJE W PSYCHOTERAPII
I PSYCHIATRII
GODNOĆ CHOREGO W PRAKTYCE PSYCHIATRYCZNEJ
Zdzisław FALICKI
Godnoć to niewštpliwie okrelenie wieloznaczne. Dlatego na poczštku wypada zaznaczyć, że "godnoć" rozpatruję tu zgodnie z danymi słownikowymi, gdzie podaje się, że jest to poczucie-wiadomoć własnej wartoci. Obserwujšc za ludzi - tak zdrowych jak i chorych - można chyba stwierdzić, że poczucie to jest zjawiskiem subiektywnym, czyli nie zawsze pokrywa się z ocenš obiektywnš. Sš osoby, wartoć których otoczenie ocenia bardzo wysoko, a one same majš przeciętne lub nawet niskie poczucie własnej wartoci. Bywa też oczywicie i odwrotnie.
W praktyce lekarskiej to subiektywne poczucie chorego nie ma dla nas większego znaczenia. My widzimy w każdym człowieku niewymiernš wartoć jego życia i zdrowia. Postrzegamy więc godnoć chorego jako co najwyższego i zarazem niewymiernego. Dlatego wszystkie nasze wysiłki sš temu podporzšdkowane, by utrzymać życie i przywrócić zdrowie - tak fizyczne jak i psychiczne. I nie traktujemy tego przedmiotowo.
Subiektywna samoocena człowieka ma jednak swoje znaczenie. Samoocena ta może być bowiem nie tylko całociowa - globalna, ale i szczegółowa. I tu ocena subiektywna może być także różna od obiektywnej. Kto może wysoko oceniać swojš wartoć jako intelektualisty, za swój wyglšd czy stan fizyczny może oceniać bardzo nisko. I może to być zgodne z prawdš ale nie musi. Tego rodzaju subiektywizm może dotyczyć także oceny stanu zdrowia - tak fizycznego jak psychicznego. I to może mieć istotne znaczenie w prakTyce lekarskiej. Lekarz może oceniać chorobę jako poważnš, wymagajšcš intensywnego, systematycznego leczenia - a pacjent może chorobę
93
lekceważyć. W tych przypadkach przekonanie chorego, że nie ma racji, może być niekiedy trudne: trzeba chorego przekonać o koniecznoci leczenia, a równoczenie nie powinno się go zbyt jatrogenizować. W praktyce, szczególnie ambulatoryjnej, często bywa odwrotnie: pacjent czuje się osobš ciężko chorš, a lekarz nie dostrzega żadnej poważniejszej choroby. W takich przypadkach kategoryczne stwierdzenie, że choremu nic nie jest, pacjeńt niekiedy podwiadomie - traktuje jako zarzut, że symuluje, agrawuje, kłamie że potwierdzenie u niego choroby chce wykorzystać dla sobie tylko wiadomych celów. I jeli pacjent rzeczywicie odczuwa zgłaszane dolegliwoci - a takie przypadki występujš znacznie częciej niż wiadoma symulacja - jego osoba doznaje niejako zniewagi. Pacjent czuje się obrażony, choć może tego nie okazywać. Niekiedy, w drastycznych tego rodzaju przypadkach, można by się nawet zastanowić, na ile zaszły tu warunki przewidziane art. 181 k.k., w którym mowa o znieważeniu innej osoby, przy czym znieważenie objania się jako dotknięcie innej osoby w jej poczuciu godnoci osobistej.
W przypadkach psychiatrycznych tego rodzaju niezgodnoć ocen zdarza się niestety doć często. Skargi uważane poczštkowo za hipochondryczne niejednokrotnie towarzyszš lub poprzedzajš wystšpienie objawów innych chorób. Jest to częste tak w przypadkach narastajšcego zespołu psychoorganicznego, w przypadkach powoli rozwijajšcej się schizofrenii, w bardzo licznych zespołach depresyjnych, a także w wielu przypadkach nerwicowych oraz chorobach somatycznych.
Pacjenci zgłaszajš najróżniejsze objawy, które nie potwierdzajš się w badaniu somatycznym. Sš to najczęciej bóle w okolicy serca, uczucie dusznoci, dławienie w gardle, trudnoci w oddychaniu, poczucie ogólnego osłabienia, słaboć - zwiotczenie kończyn (szczególnie dolnych), różnego rodzaju drętwienia, mrowienia itp. Często sš to objawy rozgrywajšce się wyłšcznie w sferze psychicznej. Należš do nich skargi na łatwš męczliwoć psychicznš, trudnoci skupienia uwagi, trudnoci podjęcia decyzji, osłabienie 94
pamięci, niechęć do wykonywania jakichkolwiek czynnoci, nerwowoć, wybuchowoć, różnego rodzaju lęki, zamartwianie się "na zapas", "niepotrzebne myli". Zdarzajš się też objawy, których istnienie można absolutnie wykluczyć. Zaliczyć tu należy np. skargi na całkowitš bezsennoć trwajšcš od wielu dni a nawet tygodni. Pacjent twierdzi, że "nie zmrużył oka" od miesišca, że w ogóle nie spał - a my wiemy, że jest to zjawisko niemożliwe. I najczęciej pacjent sypia właciwie dobrze - a nie ma poczucia snu. Podobnie jest ze skargami typu pamięciowego, kiedy pacjent twierdzi, że nic nie pamięta i nie jest w stanie nic zapamiętać - a równoczenie wszystkie jego wypowiedzi wiadczš o tym, że ma dobrš pamięć. I nie można tu mówić, że pacjent chce nas wprowadzić w błšd. On ma poczucie utraty pamięci.
Tego rodzaju przypadki - kiedy choroba dopiero się rozpoczyna trafiajš zwykle do przychodni ogólnej. Gdy chory traf już do psychiatry, czasem opowiada, jakich upokorzeń doznał, gdy lekarz lekceważył a niekiedy i wymiewał jego dolegliwoci. Albo też krótko zbywał twierdzšc, że co takiego nie jest chorobš, czy też dawał porady niemożliwe do zrealizowania, np. proszę na to nie zwracać uwagi, proszę się nie denerwować, niech się pan wemie w garć itp.
W tego rodzaju przypadkach niejednokrotnie cierpi godnoć chorego, ale czasem bywa też narażona i godnoć zawodu. Zdarza się, że już przed udaniem się do lekarza pacjent dostrLegł zwišzek występowania dolegliwoci ze zdenerwowaniem i starał się nie denerwować. Niejednokrotnie też pacjent starał się nie zwracać uwagi na swoje dolegliwoci, a mimo to one nie ustępowały. Zwrócił się więc do lekarza, a ten poleca mu to co nieskuteczne lub niewykonalne.
Gdy tego rodzaju pacjent trafi już do psychiatry, niejednokrotnie okazuje się, że przyczynš dolegliwoci jest przewlekła choroba somatyczna. Trzeba dodać, że psychiatra bywa tu zwykle w łatwiejszej sytuacji. Chory trafia do niego po tygodniach, a niekiedy i miesišcach trwania choroby, w czasie gdy
95
jej obiektywne potwierdzenie jest już znacznie łatwiejsze. Czasem zdarza się niestety, że choroba jest wtedy zbyt zaawansowana, a leczenie okazuje się spónione. Zdarza się to niejednokrotnie - niestety - w chorobach nowotworowych.
Tak więc niedostrzeganie godnoci chorego w tym sensie, że nie wierzy się w jego dolegliwoci, może zawa'zyć na ustaleniu rozpoznania i na dalszych losach chorego.
Ma to także znaczenie dla przypadków cile psychiatrycznych. Jeli
u danej osoby rozwija się psychoza typu schizofrenicznego, pacjent swój pierwszy - nieudany kontakt z lekarzem może generalizować na wszystkich w ogóle lekarzy i jego niechęć do leczenia może narastać. Inaczej bywa w przypadkach, w których rozwija się depresja. Nieudany kontakt chorego z lekarzem może pacjenta umocnić w chorobliwym przekonaniu, że jest gorszy od innych i może to doprowadzić do tragicznych nawet skutków.
W przypadkach, już rozpoznanych i prawidłowo zdiagnozowanych, nerwic i chorób psychicznych problem godnoci chorego ma bardzo istotne znaczenie. Z tym, że bywa to problem bardziej złożony.
Gdy rozpoznanie nerwicy nie budzi wštpliwoci i gdy wykluczylimy
ich somatyczne pochodzenie, zdajemy sobie sprawę, że dolegliwoci sš dla chorego przykre i ucišżliwe. Staramy się wytłumaczyć ich przyczyny i ew. mechanizm powstania tych dolegliwoci a także przekonać chorego, że nie stanowiš one istotnego zagrożenia dla 'zycia. Jest to także element psychoterapii. Wiemy też, że w wielu przypadkach tego rodzaju poczucie własnej wartoci jest niejako zawyżone i współistnieje z egocentryzmem. Wtedy bardzo łatwo jest urazić chorego - a równoczenie trzeba korygować tę samoocenę.
Odwrotnie jest w nerwicach z elementami depresyjnymi i depresjach w ogóle. Tu samoocena chorego jest bardzo pesymistyczna. Chory swš wartoć ocenia bardzo nisko, niejednokrotnie uważa, że jego osoba przynosi tylko 96
szkodę rodzinie, że wszystko co robił było złe, że jest złš matkš (czy złym ojcem) i dzieci na tym bardzo cierpiš itp. Niejednokrotnie w tego rodzaju przypadkach chory dochodzi do wniosku, że jego życie nie ma już sensu. Dlatego tu uszanowanie godnoci chorego - i to nie tylko w słowach, ale
i całym postępowaniu - ma istotne znaczenie. Bodce pozytywne - mimo choroby - pomagajš przetrwać okres, w którym rodki antydepresyjne jeszcze
nie przynoszš widocznego efektu.
Inaczej jest w przypadkach typu hypomaniakalnego i maniakalnego.
Chory ma podwyższone samopoczucie, a jego mniemanie o sobie i własnych możliwociach bywa niejednokrotnie wyolbrzymione. W tych przypadkach nie mówimy z chorym na temat wartoci jego osoby, ale cierpliwie wskazujemy na elementy jego zwykle lekkomylnego postępowania. No i oczywicie stosujemy odpowiednie leczenie, które na ogół szybko normalizuje jego stan.
Problem staje się bardzo złożony w wielu przypadkach schizofrenii,
w których ocena samego siebie bywa niejako rozszczepiona. Pacjent w wypowiedziach często wykazuje bardzo obniżonš samoocenę, ale jego zachowanie wskazuje, że równoczenie czuje się najważniejszš osobš w grupie. Wypowiadajšc się, że jest najgorszš osobš w ogóle, zachowuje się właciwie dumnie i wyniole - co słownikowo jest jednym z synonimów godnego zachowania. W takich przypadkach przede wszystkim leczymy chorego, a w codziennych kontaktach staramy się niwelować te różnice dotyczšce samooceny. I musimy robić to stopniowo i bardzo taktownie. Łatwo bowiem w tych przypadkach zrazić pacjenta do siebie, a wtedy leczenie staje się jeszcze trudniejsze.
Szczególnie trudne problemy jawiš się w przypadkach leczenia
uzależnienia alkoholowego. Bywamy tu sami niejako rozszczepieni. Z jednej strony wiemy, że uzależnienie alkoholowe jest chorobš i to chorobš, którš
trudno jest wyleczyć i która prowadzi do licznych powikłań i przykrych następstw, a niejednokrotnie i szybkiego zgonu. Z drugiej strony w naszej
97
podwiadomoci tkwi przekonanie, że w tych przypadkach chory sam jest winien tego, że zachorował. Nie uwiadamiamy sobie wtedy, że naszym zadaniem nie jest ustalanie winy. Nie mylimy o tym, że gdybymy dokładnie przeanalizowali niekiedy chorych somatycznie, to niejednokrotnie ich także moglibymy obwiniać za to, że zachorowali np. prowadzili niehigieniczny tryb życia, niewłaciwie się odżywiali, postępowali zbyt lekkomylnie itp. Takiej analizy nigdy nie przeprowadzamy, ważne jest wyleczenie choroby, a ńie ustalanie tego rodzaju przyczyn.
W przypadkach uzależnienia alkoholowego bywa na ogół inaczej.
Bardzo trudne jest tu zachowanie - przez nas samych - neutralizmu uczuciowego. Uzależnienie alkoholowe zwykle automatycznie kojarzymy z "zawinionym" upojeniem alkoholowym, agresjš, awanturnictwem, maltretowaniem rodziny itp. Nie odróżniamy wtedy uzależnienia alkoholowego od nadużywania alkoholu i poniekšd zapominamy, że "pijak, to człowiek, który moe przestać pić - ale nie chce, osoba uzależniona natomiast to człowiek, który chce przestać pić a nie może". Często też nie zdajemy sobie sprawy, że nadużywanie alkoholu - które doprowadza do uzależnienia - w bardzo wielu przypadkach wynika z przykrych dla danej osoby cech charakteru jak np. niemiałoć, nadmierna podatnoć na wpływ rodowiska, poczucie niedowartociowania, przykre przezywanie wad fizycznych itp. Rzadko też pamiętamy, że nadużywanie alkoholu może być następstwem nerwic i chorób psychicznych - szczególnie jeli objawy tych chorób majš zabarwienie depresyjne. I dzieje się tak nawet w przypadkach, o których wiemy, że sš to osoby bardzo wartociowe. Bywajš np. lekarze uzależnieni od alkoholu, którzy w stanie długotrwałej abstynencji - po leczeniu odwykowym - sš podziwiani za swš dobroć, oddanie chorym i fachowoć.
Tak w przypadkach uzależnienia alkoholowego jak i we wszelkiego innego rodzaju uzalenieniach, a w szczególnoci w przypadkach sšdowopsychiatrycznych, zachowanie neutralnoci uczuciowej jest konieczne, chociaż 98
niekiedy bywa bardzo trudne. W tych przypadkach dużym ułatwieniem dla nas jest wyznawanie słusznej zasady, że "nie ma ludzi złych - sš tylko nieszczęliwi".
Wypadałoby może jeszcze dodać, że psychiatria - w odróżnieniu od innych specjalnoci lekarskich - częciej obfituje w tego rodzaju kontrowersyjne tematy. Trzeba by też zwrócić uwagę, że problem godnoci chorego człowieka bywa zbyt rzadko omawiany. Przyjmuje się niejako, że jest to wartoć bezdyskusyjna i niejako automatycznie uwiadamiana. I może dlatego bywa niekiedy pomijana, jak to się stało np. w obowišzujšcej od niedawna ustawie o ochronie zdrowia psychicznego. Zakłada ona m.in. możliwoć leczenia niektórych chorych wtedy, gdy zagrażajš oni życiu lub zdrowiu otoczeniu lub zagrażajš własnemu życiu. Mylšc o życiu chorych nie wspomina się o ich zdrowiu, co człowieka chorego - w wietle prawa - stawia niejako niżej od osób zdrowych.
I na zakończenie chciałem też dodać, że słownikowe pojęcie godnoci człowieka - tak zdrowego jak i chorego - jest niewštpliwie pojęciem zawężonym i uproszczonym. Wykorzystałem je jednak dlatego, że omówienie tematu w aspekcie szeroko pojętej godnoci byłoby wręcz niemożliwe.
99
SUMIENIE I SUPEREGO. KONFLIKTY MORALNE JAKO RÓDŁO ZABURZEŃ PSYCHICZNYCH
Cezary GODLEWSKI
W latach szećdziesištych obecnego wieku, amerykański psycholog i psychoterapeuta - O. H. Mowrer rozwinšł interesujšcš tezę, iż istnieje pewna grupa zaburzeń psychicznych w szerokiej grupie zaburzeń nerwicowych, których zasadniczym ródłem powstawania jest słaboć systemów wartoci, reprezentowanych w psychice ludzkiej przez superego. Twierdził wręcz, że wszędzie tam gdzie psychoanaliza diagnozowała nerwicę jako skutek zbyt dużego nacisku norm społecznych i moralnych na proces decyzyjny i realizację potrzeb psychicznych, jest akurat odwrotnie. To włanie, twierdził Mowrer, niedojrzałoć ocen moralnych ujawniajšcych się poprzez wartoci superego powoduje powstawanie zaburzeń psychicznych, w tym także nerwic /Mowrer, 1961 /. Tak więc, nierespektowanie dojrzałego sumienia w osobowoci tworzy dogodne warunki do powstania okrelonych zaburzeń emocjonalnych /por. Chlewiński, 1991 /.
Punktem wyjcia do analizy przedstawionego wyżej problemu jest koniecznoć ustalenia zakresów treciowych przypisanych pojęciom: superego i sumienie.
Można odnieć wrażenie, że słowo "superego" jest pojęciem bardziej naukowym, słowo "sumienie" za bardziej potocznym, ale w sumie oznaczajš to samo. Jest to jednak wrażenie mylne. Oba pojęcia okrelajš odrębne rzeczywistoci. "Superego" jest słowem utworzonym przez twórcę psychoanalizy, Zygmunta Freuda. Jest to obok "id" i "ego" trzecia struktura ludzkiego aparatu psychicznego. Dla Freuda było oczywistym, że superego tworzy się w wyniku socjalizacyjnego wpływu rodziców na dziecko. Wpływ 100
ten miał wg Freuda trwać całe życie, lecz zasadnicze "zręby" superego miały utrwalić się ok. 5 roku życia dziecka. Proces socjalizacji dziecka kończył się wbudowaniem w dziecko zbioru wzorców zachowań właciwych rodzicom i prżez nich przestrzeganych. Z prac Freuda wynika też, iż superego składa się z dwóch podsystemów: ego idealnego oraz sumienia /Jakubik, 1989/. Oba te systemy powstajš w rezultacie aprobaty lub dezaprobaty społecznej /nie tylko rodzinnej/ w odniesieniu do zachowań człowieka i jego dšżeń z okresu wczesnego dzieciństwa. Dzięki istnieniu mechanizmu psychicznego zwanego introjekcjš /internalizacjš/ czyli uwewnętrznieniem norm - formuje się niewiadoma częć superego - sumienie. Ma ono zdolnoć karania poprzez wywołanie w człowieku poczucia winy. Ego-idealne z kolei, to wiadoma częć superego, wg Freuda rodzaj wzoru osobowego ukształtowanego także poprzez wymagania rodzicielskie. Ma ono podobnie jak sumienie zdolnoć karania poprzez wywołanie poczucia nieadekwatnoci i z niespełnienia oczekiwań stworzonych przez samego siebie. Wynika z tego, że zarówno sumienie jak i ego-idealne mogš być ródłem lęku. Lęk za przyczynš zaburzeń nerwicowych /Jakubik, 1989/.
Superego wg Freuda, decyduje o tym, co jest zgodne, a co sprzeczne
ze społecznie przyjętymi normami. Jest zatem niezbędne w regulacji społecznych interakcji. Zadaniem superego w ujęciu psychoanalitycznym jest też rozpoznawanie i kontrolowanie popędów i potrzeb płynšcych z podwiadomoci. Podczas gdy struktura ego zaspakaja je zgodnie z zasadš rzeczywistoci, superego wyhamowuje je stosujšc liczne mechanizmy obronne. Tak sumienie jak i ego-idealne, funkcjonujš wg Freuda irracjonalnie. Reprezentujš bowiem okrelony, uwewnętrzniony ideał a nie rzeczywistoć. Dychotomia między wiatem realnym i idealnym jest tu wyrana i nie do pogodzenia. Freud twierdzi, że superego walczy o osobowoć doskonałš i dlatego podporzšdkowuje sprawy realne ideałom moralnym. Skutkiem za nadmiernej aktywnoci superego może być wyobcowanie człowieka
101
z rzeczywistoci jak też "paraliż" naturalnych zachowań człowieka poprzez zakazy (i nakazy) moralne. W obu przypadkach rozwój psychiczny człowieka i jego zdrowie psychiczne zostanie zniekształcone i ustšpi miejsca pojawiajšcym się nerwicowym zaburzeniom charakteru. Dyskutujšc tak postawione tezy, należy najpierw wyakcentować sposób widzenia sumienia przez Freuda i psychoanalizę, gdyż jest to wcišż jeden z najbardziej wpływowych w psychologii i psychoterapii nurt antropologiczny.
Zatem wg psychoanalizy:
1. człowiek nie odkrywa praw moralnych zawartych w przyrodzie i w sobie, lecz ustala je na drodze umów społecznych,
2. sumienie nie jest integralnš, samosterujšcš, niezależnš od emocji strukturš osobowoci ludzkiej, lecz niewiadomš częciš struktury superego działajšcš zgodnie ze społecznymi wymaganiami i im się poddajšcš,
3. osšd sumienia nie wypływa z autonomii człowieka, lecz jest w pełni zależny od wymagań i oczekiwań społecznych /zewnętrznych/,
4. obawy wzbudzone przez sumienie nie sš obawami przed czynieniem realnego zła, lecz jedynie irracjonalnymi lękami przed dezaprobatš społecznš.
Tezom tym, jak też ich psychologicznym konsekwencjom przeciwstawia się pro@ Antoni Kępiński /1918 - 1972/ lekarz psychiatra. W kilku swoich monografiach - będšcych już dzisiaj klasykš psychiatrycznej literatury - podejmuje ten trudny /bo wišżšcy się z możliwociš wydawania przez lekarza osšdów/ - problem sumienia. Przede wszystkim wg Kępińskiego sumienie nie jest jedynie tworem społecznym, nie jest wbudowanym obcym ciałem w autonomicznoci człowieka, przeciwnie jest wewnętrznym i jednoczenie najwyższym układem autonomicznej samokontroli człowieka. Najwyższym /najważniejszym/ gdyż w stosunkach z otoczeniem społecznym decydujšce znaczenie dla każdego człowieka ma ocena spostrzegania obiektów tegoż otoczenia, w kategoriach dobra /atrakcyjnoci/ i zła /awersyjnoci/ 102
a więc w kategoriach ocen moralnych. Sumienie i jego oceny moralne, sš jednak w jakiej mierze zależne od wychowania, rodowiska, społeczeństwa. Kępiński w zwišzku z tym mówi o trzech warstwach sumienia /Kępiński, 1977/.
Pierwsza z nich, najgłębsza, to sumienie "konstytucjonalne" strzegšce naturalnych praw człowieka i innych istot żywych wg podstawowej zasady: dobro - 'rycie, zoo - mierć, dobro - rozwój, zto - rozpad, dobro - porzšdek, zoo chaos. Jest to ten układ samokontroli, który czuwa nad przestrzeganiem praw przyrody ożywionej. I jeżeli lęk można zawsze traktować jako emocjonalny sygnał ostrzegawczy przed niebezpieczeństwem, to za Kępińskim, lęk sumienia tak przed jak i podecyzyjny, wišzałby się z ostrzeżeniem płynšcym z układu samokontroli przed naruszeniem praw moralnych tkwišcych w przyrodzie.
Lęk jest jednym z osiowych objawów nerwic /Kępiński, 1972/. Jeli zatem ródłem lęku byłoby naruszenie praw moralnych, to i zaburzenie emocjonalne z kręgu nerwic nie mogłoby być właciwie zrozumiane i leczone bez odwoływania się do naturalnego i zasadnego w tym wypadku poczucia winy: "/.../ dowiadczenie psychiatryczne ucry nas, jak wielkš rolę w genezie zaburzeń psychicznych odgrywa niepokój sumienia" /s. 130, Kępiński, 1977/. Lęk moralny byłby zatem swoistš karš /czy też auto-karš/ za naruszenie porzšdku moralnego, nie ustanowionego przez człowieka. Porzšdek moralny jest najwyższš formš integracji aktywnoci ludzkiej i dlatego jego zakłócenie równa się naruszeniu integracji na najwyższym poziomie. "Na wiele zagadnień, zwłaszcza z terenu "psychiatrii małej", można spojrzeć z moralnego punktu widzenia. Gdy spojrzymy na nerwice, psychopatie, choroby psychosomatyczne, narkomanie - ukazujš się nam one jako w pewnej mierze efekt naruszenia porzšdku moralnego tkwišcego w przyrodzie. Ludzi dotknięci tymi zaburzeniami znoszš piekło za życia za przekroczenie tkwišcego w przyrodzie prawa moralnego" /Kępiński,1977,s. 126/. A zatem człowiek "skazany" jest na własne sumienie. Ono włanie jest często przyczynš nerwicowego obniżenia
103
nastroju czy nastawienia hipochondrycznego, także depresyjnych myli o sobie i szeregu innych objawów towarzyszšcych zaburzeniom emocjonalnym /Kępiński,1974/.
Poczucie choroby i cierpienie z niej płynšce jest wówczas karš, którš człowiek sam sobie zadaje. Przez to cierpišcy człowiek jak gdyby godzi się z naturalnymi prawami moralnymi, które przekroczył, godzi się poprzez przyjęcie na iebie choroby lub jakiej jej częci jako zadoćuczynienie wartociom, które przekroczył. Nie zawsze jednak przecież - nawet rzadko - mechanizm ten występuje w postaci wiadomego poczucia winy. Byłoby to często zbyt du'zym obcišżeniem emocjonalnym. Często więc poniżej progu wiadomoci przybiera postać histerycznych konwersji, uporczywych bólów, zaburzeń w relacjach małżeńskich i rodzinnych, psychosomatycznych sprzężeń zwrotnych czy też niewiadomego kierowania swego 'zycia do społecznej degradacji przez alkoholizm /Kępiński, 1977/. Także przez szereg innych uzależnień skoro wg definicji J. Bradshow'a uzależnieniem jest każdy patologiczny zwišzek ze rodkiem iobiektem/ zmieniajšcym samopoczucie. Tym rodkiem może być praca, hazard, jedzenie i szereg innych aktywnoci /Bradshow, 1994/. Terapia, przede wszystkim psychoterapia ma na celu pomóc pacjentowi w zrozumieniu natury i ródeł jego niepokoju. Ma pomóc znieć cierpienia wynikłe z nadużyć wobec swojego sumienia i wartoci przez nie chronionych. Musi też, choć nie zawsze, dotknšć tak delikatnej sprawy jak moralna ocena decyzji lub zachowań pacjenta, ocena nie osšd. Konieczne jest jednak, aby ocena ta nastšpiła w wyniku osobicie odkrytych przez pacjenta moralnych praw, które przekroczył. To wspólne /pacjenta i terapeuty/ odkrywanie w trakcie psychoterapii, oparte o dajšcš poczucie bezpieczeństwa wię, jest bezcennš wartociš psychoterapii. Jest jednak przede wszystkim realnš możliwociš pomocy psychologicznej, gdyż umożliwia pacjentowi wydobycie z własnej niewiadomoci realnych konfliktów swojego sumienia, zamienionych często na różnorodne objawy chorobowe. Pomaga skonfrontować się z nimi i nazwać 104
je, co jest niezbędne w dojrzałym przeżyciu winy. A przynajmniej proces ten uruchamia.
Kępiński w swoich monografiach powięca najwięcej miejsca omawianej wyżej warstwie sumienia naturalnego. Sš jednak jeszcze dwie inne warstwy. Jedna z nich - społeczna - jest bardziej wynikiem socjalizacji dziecka, druga za wišże się ze wiadomym i osobistym kształtowaniem własnej osoby w kontekcie norm osobicie przyjętych. W tej drugiej też więcej miejsca przyznaje Kępiński wolnemu wyborowi człowieka, wiadomoci różnorodnych możliwoci, niezależnoci w decyzjach - choć w ramach okrelanego ideału własnej osoby. Geneza lęku w obu wyżej wymienionych warstwach sumienia jest różna. W pierwszej - społecznej, poczucie winy zwišzane będzie z naruszeniem praw umowy społecznej, obyczajowoci i narażeniem się w ten sposób na społeczny ostracyzm. Mechanizmem wzbudzajšcym lęk będzie więc tu nie tyle wyrzut sumienia, co poczucie niekonformizmu zachowań.
W drugiej za warstwie - indywidualnej - sumienia niepokój wynika z niespełnienia oczekiwań w stosunku do samego siebie i rozczarowania płynšcego z porównań z ideałem, który chciałoby się realizować, a nie realizuje się z powodu realnych niemożnoci. "/.../ Nerwicowe odchylenie układu samokontroli moralnej polega najczęciej na stworzeniu fałszywego, niezgodnego z rzeczywistociš obrazu własnej osoby i otaczajšcego wiata. Jest to zwykle infantylna idealizacja, obraz siebie nierealny a wywołujšcy poczucie winy" /Kępiński,1974, s. 139/.
Poczucie porzšdku moralnego jest w wietle pism A. Kępińskiego najsilniej zwišzane z pierwszš warstwš sumienia, nie za z drugš czy trzeciš warstwš. Te ostatnie sš faktycznie istotnym uzupełnieniem całoci obrazu człowieka w kontekcie układu samokontroli, ale podstawowy zršb moralnoci - różnicowanie dobra i zła - jest niejako wbudowany w naturę ludzkš. A być może także w naturę wiata ożywionego - anima naturalier Christiana /Kępiński, 1974/. Ma to, jeli chodzi o etiologię nerwic jak też psychoterapię, podstawowe
105
znaczenie. Stawia bowiem przed pacjentem i terapeutš trudne zadanie analizy ródeł i przebiegu zaburzeń nie tylko w kontekcie ostrych lub przewlekłych zaburzeń emocjonalnych czy frustracji istotnych potrzeb pacjenta, lecz także w nie mniejszym stopniu decyzji i działań w kontekcie moralnym - realnego zła lub dobra w odkrytych, a nie ustalonych prawach moralnych. Co więcej, istniejš wyrane psychologiczne jak i psychiatryczne przesłanki ustayajšce zwišzki między stopniem dojrzałoci uczuciowej z dojrzałociš mori~lnš /Kępiński, 1977b, Chlewiński, 1991/. Ma to o tyle istotne znaczenie w psychoterapii zaburzeń emocjonalnych, gdyż nasilenie wyrzutów sumienia lub innych niepokojów sumienia zależy od zwišzku uczuciowego pacjenta z otoczeniem. Im zwišzek ten jest silniejszy i ma wyraniejszy znak pozytywny, tym nasilenie ich jest większe iKępiński, 1977a/. Posiadanie zatem moralnej wrażliwoci, a także właciwych ocen moralnych, jest niezbędne w tworzeniu trwałych zwišzków z otoczeniem. Zdolnoć do przeżywania niepokojów sumienia wskazuje na istnienie w osobowoci pacjenta pozytywnego kontekstu uczuciowego w jego relacjach z innymi osobami lub szerzej, ze rodowiskiem. Właciwe rozpoznanie rozmiarów i adekwatnoci tychże niepokojów jest istotnym zadaniem pomocy psychologicznej.
To zadanie to nie tylko nasilenie pomocy doranej, ulgi w bieżšcym cierpieniu, lecz także pomoc długofalowa, zorientowana na rozwój dojrzałej, zintegrowanej osobowoci.
Podstawš dojrzałej struktury osobowoci jest dojrzałoć uczuciowa w powišzaniu z dojrzałociš moralnš. Zdolnoć do autentycznego przeżywania realnej winy jest podstawowym warunkiem dojrzałej, zintegrowanej osobowoci jednostki, której decyzje zależš od odkrytego i uwewnętrznionego układu wartoci a nie od sankcji zewnętrznych /Chlewiński,1991/.
Powstanie zaburzeń emocjonalnych na podłożu konfliktu moralnego może przybrać dwojakš postać: zaburzeń progresywnych i regresywnych /infantylizujšcych osobowoć pacjenta. Te pierwsze będš wišzały się, zgodnie 106
z koncepcjš Kępińskiego, z niepokojem moralnym pierwszej warstwy sumienia, czyli sumienia naturalnego, podstawowego zrębu ludzkiej moralnoci. Zaburzenia emocjonalne powstałe na tym tle, dajš szansę rozwoju osobowoci pacjenta pod warunkiem przyjęcia i przeżycia winy. Niewypierania jej ze wiadomoci i nieunikania konfrontacji z niš. Zaburzenia za infantylizujšce osobowoć pacjenta, powstajš na bazie lęku płynšcego z naruszenia praw drugiej i trzeciej warstwy sumienia, choć rzeczywicie nie zawsze zwišzek ten jest determinowany tylko przez ten lęk. Dzieje się tak dlatego, że człowiek dowiadczajšcy tych konfliktów nie rozpoznaje różnic i nie rozdziela zakresów każdej z trzech warstw sumienia. Problemy emocjonalne majš swe ródła w konfliktach warstw drugiej i trzeciej. Sš wówczas traktowane przez pacjenta, jak gdyby pochodziły z podstawowej warstwy naturalnego sumienia. Sš one zaburzeniami na gruncie konfliktów zwišzanych z frustracjš potrzeb afiliacji i akceptacji społecznej, nie za na gruncie konfliktów zwišzanych z przekroczeniem lub niezrealizowaniem wartoci podstawowych, włanie konstytucjonalnych.
Pojawia się tu wyrane podobieństwo między pojęciem superego Freudowskim a warstwami sumienia wg Kępińskiego. Z tš jednak podstawowš różnicš, iż Freud nie odnalazł, w przeciwieństwie do Kępińskiego, w psychice swoich pacjentów warstwy pozaspołecznej jak i pozaindywidualnej sumienia. Odpowiednikiem "sumienia" w superego Freudowskim byłoby sumienie społeczne u Kępińskiego. Pojęcie natomiast "idealnego-ego" u Freuda wišzałoby się z warstwš sumienia indywidualnego u Kępińskiego.
W psychoanalizie realny konflikt sumienia był niemożliwy i zaburzenia stšd płynšce rozpoznawane były jako skutek wpływu fałszywych, bo nieautonomicznych praw pozaindywidualnych. Problem tkwił w tym, że siłę do przetrwania wewnętrznego konfliktu, miał pacjent czerpać z obniżenia wagi, realizmu i obiektywnoci tych wartoci, którym nie podołał. Psychoanaliza moralnš słaboć pacjenta, podnosiła do rangi zasady służšcej wyzwalaniu
107
człowieka w kierunku jego autentycznoci i autonomii. W jakim sensie autonomizacja ta, dała przyzwolenie tworzenia moralnoci alternatywnych, obecnych we współczesnych totalitaryzmach. Niedługo potem Max Scheler odkrył i opisał zjawisko resentymentu, polegajšce na niekontrolowanym deformowaniu przez człowieka stosunku do wartoci /Scheler, 1913, wyd. pol. 1977/. Resentyment to brak obiektywizmu w wartociowaniu, ródła zac tego mechanizmu leżš w moralnej słaboci człowieka. Człowiek w celu obrany pozytywnego obrazu siebie i dobrego samopoczucia może deprecjonować wartoci trudne do realizowania, pozbawiać ich cech wartoci, a nawet uznawać je za fikcje /Chlewiński, op. cyt./. Nie odwołujšc się do sumienia naturalnego /spoza superego, nie sposób jest zrozumieć właciwych przeżyć pacjenta wypływajšcych z lęku moralnego, czasami głęboko ukrytego z obawy przed samopotępieniem. Lęku zwišzanego z przekroczeniem lub deformowaniem wartoci obiektywnych i transcendentalnych.
Winkler, jako skutek utraty tychże wartoci - podaje możliwoć powstania jednego z trzech rodzajów depresji lWinkler, 1958, cyt. za Pużyńskim, 1979/. Pierwsza, egzystencjalna w cisłym sensie, druga, wynikajšca z przewlekle utrzymujšcego się poczucia winy oraz trzecia, depresja "nihilistyczna", powstajšca w wyniku zanegowania wszelkich wartoci i celowoci ludzkiego życia. Na marginesie, warto wspomnieć, że pojęcie depresji egzystencjalnej wprowadził do psychiatrii w roku 1954 Haefner, a wišże się ona z poczuciem egzystencjalnego fiaska stawianych celów i potrzeb samorealizacji człowieka /Pużyński, 1979/.
Na istnienie bezporedniego zwišzku między konfliktem sumienia a zaburzeniami depresyjnymi wskazujš też wyranie, umieszczone w amerykańskim Diagnostyczno - Statystycznym Podręczniku Zaburzeń Psychicznych DSM-III-R, zespoły PADIPost Abortion Distress /i PAS/ Post Abortion Syndrom. Oba dotyczš zaburzeń sfery psychicznej kobiety występujšcych po przerwaniu cišży. Zabieg ten, jako rzadko które dowiadczenie ludzkie, jest 108
przyczynš głębokiego konfliktu sumienia i płynšcych stšd lęków rozpoczynajšcych błędne koło nerwicy. Oba wymieniane zespoły zaburzeń PAD i PAS - Amerykańskie Stowarzyszenie Psychiatrów, zalicza do szerokiego etiologicznie zespołu PTSD - Post Traumatic Stress Disorder /DSM-III-R, 1987/.
Jak wskazujš nowe badania, powstanie i rozwój zespołu PAS, nie zależy od wiatopoglšdu pacjentki, jej wyznania czy obyczajowoci społecznej, którš przyjmuje i w której żyje /Ry, 1993/. Zatem ródła tego zaburzenia muszš sięgać głębiej, tak jak wielu innych zaburzeń emocjonalnych - poza superego i poza sumienie indywidualne. Do praw i wartoci nienaruszalnych, wspólnych wszystkim ludziom. Praw ogólnych i jednoczenie najgłębiej osobistych, strzeżonych przez najwyższy system integracji człowieka - sumienie: Tu jest włanie miejsce na poczucie odpowiedzialnoci za siebie i swoje zdrowie, która ronie wraz z wolnociš wyboru. Musi być jednak spełniony podstawowy dla terapii warunek pełnej, choć niejednokrotnie trudnej prawdy o ródłach zaburzenia i realnych możliwociach uporania się z nimi w trakcie terapii.
Wydaje się, że tak jak wg Kępińskiego porzšdek moralny jest rozszerzeniem biologicznego prawa zachowania gatunku - II prawo biologiczne, tak sam proces rozwoju moralnego, jest przechodzeniem od prawa zachowania własnego życia - I prawo biologiczne, do prawa zachowania gatunku. Dlatego wszelkie działanie czy zamierzenia dotyczšce zamachu na życie ludzkie w każdej jego postaci - od płodowej do starczej - nie może dokonać się bez skutków poważnego zaburzenia emocjonalnego. Jedynym za sposobem powrotu do zdrowia po każdej lękotwórczej sytuacji konfliktu moralnego, jest przyjęcie i głębokie dowiadczenie poczucia realnej winy jako nieodłšcznej, choć w dalszej perspektywie, twórczej kary dojrzałego sumienia.
Rozpatrujšc dynamikę powstawania i rozwoju konfliktów sumienia jako ródeł zaburzeń emocjonalnych, należy poczynić założenie o istnieniu w naturze człowieka jednoci psycho-fizyczno-duchowej. Brak takiego
109
założenia nie odda w pełni wagi dylematów ludzkich, gdyż zagubi jeden z jego wymiarów. Tym wymiarem ważnym dla rozumienia człowieka w jego psychicznym cierpieniu, jest jego ustosunkowanie się do pozaindywidualnej i pozaspołecznej rzeczywistoci, poprzez własne decydowanie. Jego ustosunkowanie się do niezmiennego porzšdku wartoci, w tym także do nierelatywnego porzšdku moralnego. "Nie można zaprzeczyć, że człowiek istnieje zawsze w ramach okrelonej kultury, ale prawdš jest też, że nie wy~'aża się on cały w tej kulturze. Zresztš sam fakt rozwoju kultur dowodzi że w człowieku jest co, co wykracza poza kulturę. To "co" to ludzka natura: to ona jest miarš kultury i to dzięki niej człowiek nie staje się więniem żadnej ze swych kultur, ale umacnia swojš osobowš godnoć, żyjšc zgodnie z głębokš prawdš swojego bytu" lJan Paweł II, 1993, s. 83/.
W niektórych formach psychoterapii, tę ludzkš "trójjednoć"
sprowadza się do dwujednoci psychofizycznej. Treci zawarte w sferze duchowej - prawa moralne i wartoci - rozpatrywane sš wtedy w kategoriach jedynie emocjonalnych i sprowadzone do jego sfery psychologicznej. Zakresy treciowe za potrzeb i wartoci traktowane sš mylnie, jaka pokrywajšce się ze sobš. Tak zaspokajanie potrzeb jak i realizacja przez człowieka wartoci transcendentalnych, stanowi głębokie i porzšdkujšce konteksty poznania człowieka przez siebie samego. Dopełniajšce się, ale autonomiczne. Jakkolwiek oba te porzšdki służš samorealizacji człowieka i oba sš niezbędne do zdrowego funkcjonowania, to różnica między nimi jest taka, że potrzeby powstajš w obrębie osobowoci człowieka /często sš też przez niego kreowane, wartoci za, choć tworzš i wpływajš na osobowoć, to faktycznie pozostajš poza osobowociš i człowiek kreować ich nie może. Może je natomiast odkryć i realizować lub nie.
W tym miejscu często rodzi się konflikt moralny, dotyczšcy decyzji wyboru między wartociš a potrzebš w życiu człowieka lub pomiędzy samymi wartociami. Może też zrodzić się konflikt o podłożu emocjonalnym
110
/psychologicznym/ jeli dotyczy wyboru między samymi potrzebami. Przedłużajšce się konflikty /lub powtarzajšce się/: wartoć - wartoć, potrzeba potrzeba, lub wartoć - potrzeba, powodujš w efekcie stany napięć, lęki, narastajšce zaburzenia czynnociowe będšce wprost przyczynš rozwoju głębszych zaburzeń psychicznych.
Psychoterapia tych zaburzeń nie może być jednak poprawianiem
pacjenta w sposobach jego postępowania, czy też pouczaniem przez terapeutę o tym, co dla pacjenta jest bardziej zdrowe. Jest raczej mozolnym procesem towarzyszenia pacjentowi w rozwoju jego wiadomoci dotyczšcej różnic między mobilizujšcymi potrzebami a pocišgajšcymi wartociami, między porzšdkiem psychologicznym a duchowym. Psychoterapia jest także pomocš w przyjęciu i znoszeniu konsekwencji płynšcych z niezmiennoci okrelonych powinnoci człowieka wobec innych ludzi i własnego sumienia.
Zadbanie o siebie, w sensie zaspokajania ważnych dla zdrowia psychicznego potrzeb, jest często trudne do pogodzenia z realizacjš powinnoci wynikłych z wartoci. Jest trudne i niekiedy niemożliwe. Co więcej, owo zadbanie o siebie jest przecież równie często zwišzane z realizacjš wartoci, a nie tylko potrzeb. Gronš fikcjš wyrzšdzajšcš krzywdę osobom z zaburzeniami emocjonalnymi o etiologii moralnej, jest zanegowanie przez psychologię i psychoterapię humanistycznš istnienia duchowego kontekstu realnych konfliktów wewnętrznych, nie dajšcych się sprowadzić do konfliktów emocjonalnych.
Trzy rodzaje wspomnianych wyżej dylematów egzystencjalnych człowieka, tworzy trzy różne ródła zaburzeń psychicznych i zacieranie różnic między nimi, może być jednš z istotnych przyczyn niskiej efektywnoci psychoterapii. Często w trakcie terapii pacjent nie uwiadamia sobie trwajšcego w nim okrelonego rodzaju konfliktu np.: potrzeba - wartoć. Nie dowiadcza tego jako konfliktu sumienia, lecz jako konflikt emocji. Dowiadczane wówczas poczucie winy pacjent może przyjmować jako zaburzenie domagajšce
111
się usunięcia, nie za jako głos naturalnego sumienia, wskazujšcy na realnš drogę i cel terapii.
Często w trakcie leczenia trzeba podjšć decyzję i przejć proces przebaczenia sobie i innym ludziom. Dojrzałš drogę wyjcia z konfliktu sumienia jest decyzja pacjenta przyjęcia i dowiadczenia realnej winy oraz decyzja zadoćuczynienia poprzez podjęcie okrelonego działania zgodnie z wartociami pozainduwidualnymi i pozaspołecznymi, aktualnymi zawse i wszędzie.
Podjęcie decyzji o przebaczeniu /sobie lub innym/ nie tylko nie musi
zatrzymywać emocjonalnego procesu przebaczenia, ale wręcz może ten proces uruchamiać. Może być on długotrwały i nie zawsze kończy się z chwilš zakończenia terapii. Przechodzi przez etapy bezradnoci, smutku i rozpaczy, ale też w trakcie ich trwania pacjent uwalnia się od ciężaru tłumionej winy, umożliwiajšc przez to poszukiwanie dojrzalszych sposobów realizacji swojego życia. Decyzja pacjenta dotyczšca przebaczenia, uruchamia jego siły życiowe, angażuje motywację i odpowiedzialnoć za proces dochodzenia do zdrowia.
Spotkanie się z prawdš o sobie w trakcie leczenia, jest postawš odpowiedzialnš, choć trudnš. Jest konfrontacjš nie tyle potrzeb i wartoci, które udało się pacjentowi ochronie, ale przede wszystkim konfrontacjš wartoci i potrzeb, których nie udało się zrealizować.
Mimo że wartoci tych nikt z ludzi, ani terapeuci, ani pacjenci, nie tworzy, to w głębi sumienia, aby wrócić w pełni do zdrowia, trzeba być im wiernym. Pacjent z pomocš terapeuty ma szansę je odkryć. Odkryć i dowiadczyć jako niosšcš wewnętrzny spokój dobrš niezmiennoć.
BIBLIOGRAFIA
1. Bradshow J., Zrozumieć rodzinę. Warszawa, 1994. JPZiT, wyd. I.
2. Chlewiński Z., Dojrzałoć. Osobowoć, sumienie, religijnoć. Poznań, 1991. W drodze, wyd. I. Diagnostic and Statistical Manual of Mental 112
Disorders - Revised. DSM - III - R. Washington, 1987. APP, ed. I.
3. Jakubik A., Podstawowe kierunki psychiatrii dynamicznej. Warszawa, 1989. PZWL, wyd. I.
4. Jan Paweł II, Veritatis splendor. Wrocław, 1993. TUM, wyd. I. S. Kępiński A., Lęk. Warszawa 1977a. PZWL, wyd. I.
6. Kępiński A., Melancholia. Warszawa 1974. PZWL, wyd. I. 7. Kępiński A., Psychopatie. Warszawa 1977b. PZWL, wyd. I.
8. Kępiński A., Psychopatologia nerwic. Warszawa 1972. PZWL, wyd. I.
9. Mowrer O. H., The crisis in psychiatry and religion. New York, 1961.Van Nostrand, ed. I.
10. Pużyński St., Depresje. Warszawa, 1979. PZWL, wyd. I.
11. Ry M., Zespoły zaburzeń po przerwaniu cišży. Warszawa, 1994. ISnR ATK, wyd. I.
12. Scheler M., Resentyment a moralnoć. Warszawa, 1977. Czytelnik, wyd. I.
113
TERAPIA MORALNA - SPOŁECZNOCI TERAPEUTYCZNE JAKO UZUPEŁNIENIE
(ALTERNATYWA?) HOSPITALIZACJI PACJENTUW CHORYCH NA SCHIZOFRENIĘ ,
Grzegorz ZALEWSKI
Pod koniec XVIII wieku F. Pinel we Francji i W. Tuke w Anglii przeciwstawili się traktowaniu obłškanych jak dzikich bestii, które należało przykuwać łańcuchami do ciany i trzymać w lochach. Zapoczštkowali proces podejcia do obłškanych, jak do dzieci, które należy wychowywać. Zaproponowanš przez nich terapię nazwano moralnš (por. Warner, 1994). Dziewiętnastowieczne społecznoci terapeutyczne, stosujšce terapię moralnš, istniały jednak przez krótki okres czasu. R. Warner uważa, że moralna terapia chorych na psychozę w Anglii miała miejsce tylko między 1850, a 1860 rokiem; w tym czasie nastšpiło w Anglii ożywienie gospodarcze i było duże zapotrzebowanie na pracowników, nawet prezentujšcych psychotyczne objawy. W pozostałych latach XIX wieku występowało w tym kraju duże bezrobocie i wobec tego "podleczeni" psychotycy nie mogli znaleć pracy, co wpływało na nich demoralizujšco. W USA natomiast terapia moralna była stosowana przez całš pierwszš połowę XIX wieku. Po rehabilitacji pacjenci bez trudu uzyskiwali pracę, ponieważ w tym okresie w USA utrzymywało się ożywienie gospodarcze i brakowało pracowników. Ekonomia polityczna wpływała więc na to, czy pacjenci psychiatryczni byli potrzebni, jako dodatkowa siła robocza (umożliwiano im wtedy pracę), czy też byli niepotrzebni (trzymano ich wtedy w szpitalach).
W tym miejscu jeszcze raz wrócimy do współczesnego problemu wieloczynnikowej etiologii schizofrenii. Prawdopodobnie istotnš rolę
114
w powstaniu tej choroby odgrywajš: biologiczne predyspozycje pacjenta, doznane urazy psychiczne i jego kryzys duchowy. Lekarze psychiatrzy sš przygotowywani zawodowo do badania biologicznych przyczyn schizofrenii i do ograniczania lub eliminowania ich wpływu. Jest więc naturalne, że psychiatrzy koncentrujš się na czynnikach biologicznych i dziedzicznych, jako podstawowych przyczynach schizofrenii. Lekarze psychiatrzy nie majš obowišzku zbyt szczegółowego analizowania historii urazów psychicznych, których dowiadczył pacjent; nie muszš powięcać na to zagadnienie kilku miesięcy czy nawet lat, jak robiš to psychoanalitycy. Rodziny pacjentów nie majš prawnego obowišzku informowania lekarzy o swoich konfliktach, co często uniemożliwia psychiatrom dotarcie do ukrytych, stresogennych relacji, istniejšcych aktualnie w rodzinach pacjentów. Ukrywane konflikty rodzinne sš jednak niekiedy tak stresujšce, że "najsłabsze ogniwo rodziny" pacjent, trafia do szpitala psychiatrycznego z rozpoznaniem schizofrenii (por. np. Lilienfeld, 1995). W istotny sposób do powstania schizofrenii może także przyczynić się utrata osób bliskich lub pracy. Z drugiej strony to włanie choroba psychiczna często prowadzi do izolowania się psychotyka od ludzi i do utraty umiejętnoci wykonywania pracy. Schizofrenia jest więc problemem społecznym (por. Falicki, 1985).
Katastrofy społeczne powodujš ewidentne urazy psychiczne, których
wpływ na powstawanie psychoz schizofrenicznych należy uwzględnić; urazów takich dostarcza np. wojna. Dowiadczenia II Wojny wiatowej doprowadziły do ukształtowania się okrelonej grupy pacjentów psychiatrycznych, o których nie można było już powiedzieć, że etiologia ich objawów jest nieznana lub głównie biologiczna. Z byłymi żołnierzami w Szpitalu Northfield w Birmingham, z których wielu prezentowało objawy schizofrenii, pracował T. Main, a z pacjentami z zaburzeniami charakteru w Szpitalu Henderson w Londynie pracował M. JoneS (1968). Tworzyli oni tzw. "społecznoci terapeutyczne", w których psychiatrzy i pacjenci wspólnie organizowali rodowisko szpitalne,
115
a otwarta i szczera komunikacja była nagradzana. Podstawowym celem takich
społecznoci było nauczenie pacjentów samokontroli, adekwatnej samooceny i przewidywania konsekwencji własnych zachowań.
Poczštkowo tš formš oddziaływania nie byli objęci psychotycy.
Dopiero w latach szećdziesištych w Szpitalu Littlemore w Oxfordzie powstała społecznoć terapeutyczna gdzie ok. 10 osób personelu i 60 chronicnych pacjentów (lub znajdujšcych się w ostrej fazie psychozy) ustalało zasatdy funkcjonowania oddziału, oceniało zachowanie nowych pacjentów, prowadziło rozmowy z rodzinami pacjentów, wpływało na proces leczenia i decydowało
o wypisach. Tego typu zasady wzbudzały w pacjentach poczucie odpowiedzialnoci, ale niekiedy prowadziły także do organizacyjnego chaosu; wymagały więc od lekarzy psychiatrów elastycznoci, tolerancji, niezwykłej
cierpliwoci i wyrozumiałoci.
Pewne elementy demokratyzacji zasad życia szpitalnego pojawiły się
w 1949 roku w Szpitalu Dingleton w Melrose, Szkocja. W 1953 roku swoje oddziały psychiatryczne otworzyły: Szpital Mapperley i Warlingham Park w Londynie. Wprowadzanie społecznoci terapeutycznych w wielu szpitalach psychiatrycznych wyprzedziło więc wynalezienie i wprowadzenie neuroleptyków (druga połowa lat pięćdziesištych). O. Odegard (1964) udowodnił po przeprowadzeniu badań w 17 szpitalach w Norwegii, że te szpitale, które
przed erš neuroleptyków wypisywały niewielu wyleczonych pacjentów, po wprowadzeniu neuroleptyków znacznie poprawiły swoje osišgnięcia terapeutyczne. Te szpitale natomiast, które kierowały się już zasadami społecznoci terapeutycznych i wypisywały większš iloć wyleczonych pacjentów, nie zwiększyły iloci wypisów po wprowadzeniu leków antypsychotycznych (por. Tab. I). Odegard konkluduje, że w szpitalach, gdzie nie istniała terapia rodowiskowa "leki były prawdziwym błogosławieństwem
(...), ale w bardziej uprzywilejowanych instytucjach leki oznaczały po prostu, że jedna forma terapii została zastšpiona innš, równie skutecznš" (tamże,
116
s. 776). Wyniki powyższych badań sš jednoznaczne; wszędzie tam, gdzie szpitale sš przepełnione i brakuje pieniędzy lub motywacji lekarzy do wprowadzania społecznoci terapeutycznych, stosowanie leków jest bardzo użyteczne. W nie przepełnionych szpitalach natomiast, gdzie pacjenci majš do wykonania społecznie pożšdane zadania i czujš się częciowo odpowiedzialni za siebie lub za te zadania, stosowanie leków może być znacznie ograniczone. Zaskakujšcy jest jednak fakt, że ogólnie efekty terapeutyczne, uzyskiwane w Norwegii przed erš neuroleptyków (1949-53) sš podobne do tych, jakie uzyskano po ich wprowadzeniu (1955-9). Do podobnych wniosków doszedł N. H. Rathod (1958) na podstawie danych Szpitala Cane Hill w Surrey, USA.
Tabela 1. Liczba wypisanych pacjentów i nie przyjętych ponownie na 100 przyjęć we wszystkich szpitalach psychiatrycznych w Norwegii (Odegard, 1964).
Szpital 1949-53 1955-9 % zmiany
1 75.5 71.6 - 5.4
2 67.1 65.5 - 2.4
3 66.5 62.3 - 6.3
4 60.2 57.6 - 4.3
S 58.4 44.9 - 23.1
6 57.0 49.8 - 12.6
7 56.6 59.6 + 5.3
8 54.4 49.0 - 9.9
9 .53.8 63.9 + 18.8
10 53.6 53.6 0
11 52.0 51.2 - 1.5
12 51.1 51.4 +0.6
13 49.1 65.4 + 33.2
14 48.7 50.4 + 3..5
15 46.7 46.5 - 0.4
16 44.4 51.4 + 15.8
17 34.2 41.4 +Z1.0
117
W 1963 roku liczba pacjentów w stanowych i okręgowych szpitalach
psychiatrycznych w USA wynosiła 504 604, natomiast w roku 1969 zmniejszyła się do 369 929. Na taki korzystny stan rzeczy miał niewštpliwie wpływ coraz szerszy zakres stosowania neuroleptyków i - w mniejszym stopniu - organizowanie nielicznych społecznoci terapeutycznych. Jednak w tym samym czasie zwiększyła się gwałtownie liczba ludzi chorych psychicznie przebywajšcych w domach opieki społecznej, do tego stopnia, że ogólna liezba rezydentów szpitali psychiatrycznych i domów opieki społecznej była w 1969 roku wyższa. W 1963 roku wynosiła ona 726 325, a w 1969 roku już 796 712 (Warner, 1994). W tym miejscu powstaje cišgle aktualne pytanie: Czy prowadzimy ludzi chorych psychicznie w kierunku zdrowia psychicznego i samodzielnoci, czy też raczej przygotowujemy ich do roli rezydentów domów opieki społecznej? W pierwszym przypadku konieczne wydaje się podawanie pacjentom leków i tworzenie społecznoci terapeutycznych, w drugim przypadku wystarcza podawanie leków. W 1969 roku w stanowych i okręgowych domach opieki społecznej w USA obok starszych ludzi przebywało także wielu względnie młodych (poniżej 65 roku życia), leczonych uprzednio w szpitalach psychiatrycznych. Ich liczba wzrosła między 1963, a 1969 rokiem o ponad 25 000 osób (tamże, s. 89). Taki przeciętny, "podleczony" neuroleptykami pacjent szpitala psychiatrycznego, przeniesiony do domu opieki społecznej, "przebywał 8.46 godziny na dobę w łóżku, czas ograniczony głównie przez cišgłe usiłowanie sponsora utrzymania rezydenta poza sypialniš i 1.46 godziny na posiłkach. Resztę dnia spędzał on w całkowitej samotnoci, albo oglšdajšc bezmylnie telewizję (nieliczni rezydenci odpowiadali, że lubiš oglšdać telewizję; większoć była zaskoczona pytaniem), albo wałęsajšc się bez celu w sšsiedztwie, czasami zatrzymujšc się na drzemkę na murku lub parkowej ławce" (Van Puttem Spar, 1979, 461-2).
Prawie każdego chorego na schizofrenię, znajdujšcego się w stanie ostrej psychozy, można lekami doprowadzić do poziomu takiego uspokojenia,
118
aby przyjšł go dom opieki społecznej. Podawanie choremu wyłšcznie leków nie jest jednak wszystkim, co jest możliwe, ani też nie jest terapeutycznym osišgnięciem zastšpienie jego przekonań (urojeń) poczuciem totalnej pustki. Znalezienie się chorego na schizofrenię w społecznoci terapeutycznej daje mu szansę wypełnienia jego wiadomoci pozytywnymi treciami i nauczenia go konstruktywnych zachowań.
W przypadku koniecznoci leczenia schizofrenii istniejš także dodatkowe problemy. Otrzymanie miejsca w szpitalu, a następnie w domu opieki społecznej jest dla wielu chorych bardzo trudne. Np. w 1981 roku na przyjęcie do szpitala stanowego w Denver, Colorado, oczekiwało ponad 100 pacjentów chorych psychicznie. Szpital ten wypisywał jednego pacjenta w cišgu tygodnia lub dwóch, wobec tego oczekujšcy na końcu listy mogli otrzymać miejsce w szpitalu dopiero po dwóch lub czterech latach (Warner, 1994, s. 90). Nieuzasadnione okazały się więc obawy tych wszystkich humanistów, którzy protestowali w XX wieku przeciwko przetrzymywaniu pacjentów w szpitalach psychiatrycznych wbrew ich woli. Koniecznoć ograniczania funduszy na opiekę społecznš (w tym na bezpłatnš opiekę psychiatrycznš) doprowadziła do sytuacji, że szczególnie bezdomni, nieubezpieczeni pacjenci, znajdujšcy się w okresie kryzysu psychotycznego sš albo wcale nie przyjmowani do szpitali albo na względnie krótki okres czasu, a następnie odsyłani do stresogennych rodowisk lub prosto na ulicę. Sytuacja taka istnieje w Stanach Zjednoczonych, a w przyszłoci prawdopodobnie pojawi się w Zjednoczonej Europie. W Polsce sytuacja jest być może trochę lepsza, ale bezdomnym schizofrenikom na dworcach również nikt nie zapewnia odpowiedniej opieki.
Pewna grupa pacjentów jest przetrzymywana w szpitalach na całym wiecie wbrew ich woli, natomiast inni pacjenci, głównie nieubezpieczeni, usiłujš się tam dostać, aby na koszt podatników otrzymać podstawowe leki, nocleg w czystej pocieli i trzy posiłki dziennie. Nieliczni majš jeszcze
119
dodatkowo możliwoć uczestniczenia w zajęciach społecznoci terapeutycznych. Pacjenci ubezpieczeni z kolei funkcjonujš w ramach tzw. "drzwi obrotowych". W razie potrzeby dostajš się oni z reguły do szpitala psychiatrycznego, po okresie leczenia zostajš wypisani, ale częć z nich wraca ponownie do szpitala w cišgu tego samego roku. We wczesnych latach siedemdziesištych sytuacja taka dotyczyła około połowy pacjentów psychiatrycznych, leczonych w USA (Warner, 1994, s. 90).
Obecnie istniejš co najmniej cztery uzupełniajšce (alternatywne?) w stosunku do hospitalizacji sposoby leczenia ostrych faz psychozy:
1. Pierwszš metodę opiszę na przykładzie Cedar House, Boulder, USA
(za Warner, 1994, s. 267-69). Pacjenci hospitalizowani już co najmniej jeden raz, przechodzšcy kolejny kryzys psychotyczny, majš w Boulder możliwoć dokonania wyboru: czy chcš być umieszczeni w szpitalu psychiatrycznym, czy też raczej w Cedar House. Koszt pobytu pacjenta w tej społecznoci terapeutycznej jest trzykrotnie mniejszy, niż w prywatnym szpitalu psychiatrycznym; chorzy mogš przebywać w Cedar House od jednego dnia do roku - przeciętnie przebywajš około dwóch tygodni. W społecznoci tej żaden pacjent nie jest umieszczany, przetrzymywany, ani też leczony wbrew jego woli. Zrezygnowanie z przymusu jest wstępem do potraktowania pacjenta, jako klienta. Zgodnie z zasadami terapii moralnej częciowa samokontrola motywuje klienta do współpracy z lekarzem w procesie terapii. W Cedar House jest tylko piętnacie miejsc i pacjenci muszš czekać w kolejce na przyjęcie. Wykluczani ze społecznoci sš ci, którzy wychodzš bez pozwolenia, uciekajš lub sš agresywni fizycznie. Praktycznie wszyscy pacjenci z depresjš psychotycznš, większoć chorych na schizofrenię i wielu w fazie maniakalnej mogš być leczeni w Cedar House przez wszystkie fazy choroby.
Budynek bardziej przypomina dom middle-class, niż szpital. Rezydenci i personel przynoszš do niego swoje maskotki. W jednym pokoju piewa ptak w klatce, w innym w fotelu siedzi pies; na podłodze sš dywany, w kominku pali
120
się ogień, pacjenci jedzš posiłki wspólnie z personelem; na półkach stojš ksišżki, rezydenci oraz gocie wchodzš i wychodzš względnie swobodnie. Każdy z rezydentów ma także okrelone obowišzki, służšce dobru całej społecznoci. Ze względu jednak na psychiczny stan pacjentów, częste ich wypisy i przyjmowanie nowych, rezydenci częciej współuczestniczš przy wykonywaniu obowišzków, niż wykonujš je samodzielnie. Profesjonalna opieka w Cedar House utrzymana jest na poziomie opieki szpitalnej. Terapeuta i pielęgniarka sš obecni cały czas. W czasie weekendów dodatkowo pracuje z pacjentami dwóch dowiadczonych terapeutów. Psychiatra jest obecny przez trzy godziny dziennie, team leader kieruje programem, a sekretarka prowadzi biuro i przydziela obowišzki domowe. Personel jest dobrany pod względem umiejętnoci twórczego rozwišzywania trudnych problemów, wysokiego poziomu empatii i tolerancji. Stosowane sš wszystkie metody diagnostyczne i terapeutyczne, poza elektrowstrzšsami. Pacjenci z ostrymi lub chronicznymi, organicznymi zaburzeniami mózgu, korzystajš z orodków diagnostycznych i laboratoriów lokalnych szpitali. W przypadku dolegliwoci somatycznych konsultacji udzielajš internici. Podstawowa różnica między Cedar House, a szpitalem polega jednak na tym, że w czasie formułowania diagnozy lekarz nie koncentruje się na biologicznych, ale na społecznych uwarunkowaniach choroby. Stawia następujšce pytania: Co spowodowało, że pacjent zachorował włanie teraz? Gdzie pracuje i gdzie mieszka? Czy jego warunki pracy i mieszkania uległy ostatnio zmianie?
Czy w jego rodzinie występujš jakie napięcia? Prawidłowa odpowied na powyższe pytania umożliwia takie zaplanowanie procesu terapeutycznego, aby pacjent po opuszczeniu rodowiska terapeutycznego nie wrócił automatycznie do stresogennego rodowiska i nie zareagował nawrotem objawów
choroby. Paradoksalnie, stosunkowo łatwa jest terapia pacjenta żyjšcego na ulicy, pišcego w bramie i żywišcego się resztkami z pojemników na mieci. . , U takiego człowieka często już po kilku dniach pobytu w Cedar House znikajš
121
pozytywne objawy choroby psychicznej; umieszczenie go następnie w domu opieki społecznej rozwišzuje większoć jego bytowych problemów. O wiele bardziej skomplikowana jest terapia pacjenta wracajšcego do domu, gdzie między członkami rodziny panuje wzajemna wrogoć, a pacjent jest uważany za "kozła ofiarnego", albo traktowany jak "głupek". W takiej sytuacji konieczna jest moralna terapia całej rodziny.
2. Kanadyjski psychiatra społeczny P. Polak rozwinšł w raimach Southwest Denver Community Mental Health Services nowš metodę terapii pacjentów znajdujšcych się w ostrej fazie psychozy (Brook i in., 1976). Program ten istniał w latach siedemdziesištych i osiemdziesištych, obecnie jest realizowany w innych orodkach. P. Polak porozumiał się z kilkunastoma rodzinami, mieszkajšcymi w sšsiedztwie, które zgodziły się przyjšć do siebie jednego lub dwóch pacjentów znajdujšcych się w ostrej fazie psychozy. Rodziny zostały dobrane pod względem panujšcego w nich emocjonalnego cieple i akceptacji ludzkiej odmiennoci. Każdy pacjent otrzymał własny pokój i był traktowany, jak goć; większoć pacjentów starała się więc zachowywać jak zaproszeni gocie i nie doprowadzała do konfliktów. Psychiatra, pielęgniarki i pozostali członkowie personelu z Southwest Denver Community współpracowali z "rodzinami zastępczymi", co umożliwiało przeprowadzenie procesu leczenia pacjentów w warunkach domowych. W procesie opieki i leczenia pacjentów uczestniczyły też często ich własne rodziny. Podawanie leków odbywało się wyłšcznie po uzyskaniu zgody pacjenta. Przeciętnie pacjenci przebywali w "rodzinach zastępczych" 10 dni. W tym czasie, w miarę możliwoci, pomagali w pracach domowych i robieniu zakupów; po tym okresie często utrzymywali przyjazne kontakty ze swoimi "zastępczymi rodzicami" - składali im wizyty, kontaktowali się telefonicznie i listownie.
Program terapeutyczny, który umożliwiał traktowanie pacjenta jak gocia lub nawet "członka rodziny", zapewniał mu maksymalny kontakt ze społeczeństwem i okazał się bardzo efektywny. Generalnie prowadził
122
do lepszych rezultatów, niż hospitalizacja. Autorzy artykułu nie analizujš tego zagadnienia szczegółowo, wskazujšc tylko, ie pacjenci leczeni w "rodzinie zastępczej" czuli się w czasie terapii znacznie lepiej, niż pacjenci hospitalizowani.
3. Amerykański psychiatra społeczny L. Stein, pracownik społeczny M.A. Test i ich współpracownicy z Madison, Wisconsin, objęli programem terapeutycznym chronicznie chorych psychotyków w ich własnych domach, usiłujšc zapobiegać ostrym fazom choroby (Warner, 1994, ss. 270-272). Program był realizowany w latach siedemdziesištych. Członkowie zespołu terapeutycznego mieli możliwoć kontaktu z pacjentami (klientami) przez całš dobę, przez siedem dni w tygodniu. Pomagali im w wykonywaniu codziennych obowišzków domowych i porozumiewali się z rodzinami klientów, wspólnie rozważajšc możliwoci zwiększenia aktywnoci społecznej swoich podopiecznych. Byli obecni, kiedy ich chronicznie chorzy klienci poszukiwali pracy i negocjowali z włacicielami wynajmujšcymi mieszkania. Kiedy którego dnia klient nie był w pracy lub nie zgłosił się po leki, terapeuci przychodzili do jego mieszkania, aby poznać przyczynę. Wczesne objawy nawrotu psychozy były więc szybko rozpoznawane i z reguły leczone w warunkach domowych; koniecznoć umieszczenia klienta w szpitalu pojawiała się bardzo rzadko. W cišgu roku działania programu tylko 6% klientów hospitalizowano, natomiast w tym samym czasie hospitalizowano aż 58% pacjentów nie objętych programem. Społecznoć terapeutyczna L. Steina skutecznie więc zatrzymała "drzwi obrotowe", tzn. częste rehospitalizacje pacjentów. Po roku leczenia klienci omawianej społecznoci terapeutycznej prezentowali mniej symptomów, posiadali wyższš samoocenę i byli bardziej zadowoleni ze swojego życia, niż pacjenci leczeni standardowo; częciej też stawali się samodzielni oraz rzadziej trafiali do więzienia i popełniali samobójstwo.
123
Obecnie program terapeutyczny z Madison jest realizowany przez Mental Health Center w Boulder County; jest nim objętych ok. 20% psychotyków zagrożonych nawrotem choroby. Pomimo ogólnie dużej liczby klientów, jeden terapeuta zajmuje się tylko 12 - 15 ósobami. Kiedy zaistnieje taka potrzeba, opieka nad klientami może obejmować:
* codzienny, dostosowany do sytuacji, nieplanowany wczeniej kontakt;
* dwukrotne w cišgu dnia monitorowanie przyjmowania leków i efektów leczenia;
* codzienne przydzielanie klientowi okrelonej sumy pieniędzy (terapeuta
może być beneficjentem renty klienta); * superwizja i opłacanie mieszkania;
* uczestniczenie i pomaganie w załatwianiu spraw w urzędach oraz innych
formalnoci. Dzięki dwukrotnemu w cišgu dnia monitorowaniu przyjmowania leków
zrezygnowano z domięniowego podawania rodków antypsychotycznych, posiadajšcych długi okres działania, ale także powodujšcych ucišliwe objawy uboczne. Klienci nadużywajšcy dawniej alkoholu i narkotyków nie mieli obecnie z tym większych problemów, ponieważ otrzymywali codziennie od terapeuty niewielkie kwoty pieniędzy, wystarczajšce tylko na podstawowe zakupy. Ogólnie, dzięki sensownemu gospodarowaniu pieniędzmi klientów, uzyskano efekt, że w drugiej połowie miesišca podopieczni nie byli głodni, bezdomni lub hospitalizowani. W przypadku pacjentów nie objętych programem i żyjšcych poza szpitalem, tego typu sytuacje zdarzajš się często. W 1984 roku, przed włšczeniem klientów do społecznoci terapeutycznej, 28% było hospitalizowanych kilka razy w cišgu roku; szeć lat póniej zjawisko "drzwi obrotowych" dotyczyło już tylko 5% klientów. Przed 1984 rokiem tylko 4% klientów nie było rehospitalizowanych w cišgu dwóch lat; szeć lat póniej liczba ta wzrosła do 60%.
124
Interesujšce okazało się porównanie klientów uczestniczšcych w programie terapeutycznym w Boulder z chronicznymi pacjentami oddziału psychiatrycznego szpitala ogólnego w Manchester. Przeciętny poziom psychopatologii okazał się wyższy u klientów z Boulder, ale jednoczenie oceniali oni jakoć swojego życia znacznie wyżej, niż pacjenci oddziału psychiatrycznego w Manchester. Okazuje się, że chorzy potrafiš żyć poza szpitalem i cieszyć się ze swojego życia, pomimo poważnych zaburzeń w myleniu i zachowaniu. Przyczyna wydaje się być prosta: niewielu ludzi, zdrowych czy chorych, lubi żyć w ramach instytucji - jeżeli mogš oni uzyskać takš samš pomoc poza szpitalem, to sš bardziej zadowoleni.
4. Na innych zasadach funkcjonowała Kingsley Hall - społecznoć
terapeutyczna, założona przez R. D. Lainga, D. Coopera i A. Estersona (Cooper, 1967; Laing, Esterson, 1971). Psychiatrzy ci i psychoterapeuci wypożyczyli budynek od władz Londynu. Zajmowali go od 1965 do 1970 roku. Budynek ten posiadał pewnš wartoć historycznš, ponieważ w przeszłoci stanowił rezydencję Mahatmy Gandhiego, który mieszkajšc w nim, wynegocjował uniezalenienie się Indii od Wielkiej Brytanii. W 1970 roku umowa wynajmu nie została odnowiona, ale metoda leczenia, zaproponowana przez R. D. Lainga, była już na tyle znana, że powstało wiele nowych społecznoci terapeutycznych, tzw. post-Kingsley Hall houses. W tym czasie od zespołu terapeutów odłšczyli się Esterson i Cooper, ale pojawili się nowi ludzie, m. in. L. Redler, pierwszy Amerykanin; H. Crawford - szkocki psychoanalityk; J. Heaton - fenomenolog i brytyjski arystokrata oraz antropolog Francis Huxley, krewny Aldousa Huxleya (por. Thompson, 1995).
R. D. Laing oparł swojš koncepcję terapii schizofrenii na wczesnych pracach Z. Freuda, szczególnie dużo uwagi powięcajšc tzw. "wolnym skojarzeniom". Metoda ta polega na głonym wypowiadaniu wszystkiego, co w czasie sesji terapeutycznej pojawia się w obrębie wiadomoci klienta, bez względu na to, jak bardzo sš to treci osobiste, intymne lub wywołujšce
125
negatywne emocje. "Wolne skojarzenia" mogš być stosowane w przypadku każdej nerwicy, kiedy nawet jej przyczyny sš głęboko ukryte, a klient prezentuje wiele objawów - podstawowym warunkiem jest tylko, aby klient był szczery i chciał sobie pomóc. Bez względu na to, jak bardzo chory jest dany człowiek, odwołujemy się do jego zdrowej częci (Biom 1961).
W swoich wczesnych pracach Z. Freud uważał, że nerwića jest konsekwencjš osobistych tajemnic (urazów), które neurotyk w jaki spbsób ukrywa przed sobš. Tajemnice takie sš wypierane ze wiadomoci, ponieważ dotyczš strasznych rozczarowań z okresu wczesnego dzieciństwa: np. dowiadczania awantur, bicia, czy wykorzystywania seksualnego przez osoby bliskie, którym dziecko zaufało. Potwierdzeniem istnienia mechanizmu wyparcia pierwotnego jest wyparcie wtórne, kiedy to osoby już dojrzałe dowiadczajš urazu, a następnie o nim zapominajš. Uraz taki, np, aborcja, zostaje wyparty ze wiadomoci, ale powoduje u danej osoby symptomy neurotyczne o pozornie nieznanej etiologii, np. objawy somatyczne, bezsennoć lub koszmarne sny, lęki, trudnoci w koncentracji uwagi itp. Wyparcie jest stosowane przez neurotyka, ponieważ czasowo uwalnia go od cierpienia i frustracji. Dzięki psychoanalizie możliwe stało się dotarcie do pozornie zapomnianych urazów, dokładne ich uwiadomienie i realne ustosunkowanie się do nich. Podstawš psychoanalizy jest jednak całkowita szczeroć klienta z analitykiem, który poprzez autentycznie "wolne skojarzenia" klienta dociera do podwiadomych, traumatycznych treci. Korzenie "psychicznej", freudowskiej terapii sięgajš więc do terapii moralnej, ponieważ skutecznoć leczenia zawiera się w gwarancji - z obu stron - bycia uczciwym, rzetelnym i prawym.
Laing poszedł o krok dalej, niż zrobił to Freud. Przyjšł on, że indywidualne wyparcie może być wzmocnione przez rodzinnš taktykę ukrywania tajemnic jednego przed drugim. Np. między rodzicem a dzieckiem może istnieć następujšca relacja: Wiem, co mylisz, ale odrzuć to i staraj się myleć przeciwnie; lub między dzieckiem a rodzicem: Wiem, co czuję, ale ty domagasz
126
się, abym czuł przeciwnie. Kiedy rodzinna mistyfikacja jest ekstremalna, sens rzeczywistoci staje się zaburzony i dziecko nie wie, co naprawdę myli i czuje (Laing, 1965). Może więc na takš sytuację zareagować autyzmem lub ostrymi objawami psychozy. Leczenie schizofrenicznego dziecka lub dorosłego nie powinno przebiegać w warunkach szpitalnych, ale w zbliżonych do domowych: Przedchorobowa mistyfikacja powinna być zastšpiona szczerociš i poszanowaniem praw osoby do indywidualnego doznawania, także dowiadczeń psychotycznych; nie przez godzinę w relacji z analitykiem, ale przez wiele tygodni lub miesięcy, w realnym życiu w wieloosobowej grupie.
Laing utrzymywał, że cokolwiek jestemy w stanie dowiadczać, nie może być patogeniczne, nawet kiedy sš to doznania przerażajšce i powodujšce lęk. Człowiek nie powinien uciekać od prawdy, oszukiwać samego siebie, dzielić doznania na możliwe do przyjęcia i takie, które należy tłumić. Wszystko, co pojawia się w wiadomoci, ma swojš przyczynę, a często i cel. Autentycznoć dowiadczania i w konsekwencj i realna ocena sytuacj i sš więc motorem zmiany, wymagajšcym jednak czasu. Wyparcie doznań prowadzi natomiast do zaburzeń w wiadomoci, które przejawiajš się następnie w postaci psychopatologii. To Freud pierwszy zwrócił uwagę na potrzebę analizowania doznań cierpišcego człowieka, werbalizowania jego dowiadczeń.
Laing stworzył takie miejsce, w którym chorzy na schizofrenię mogli żyć; mogli przeżywać swoje dowiadczenia bez zewnętrznych ograniczeń, co w konsekwencji doprowadziło częć z nich do wewnętrznej przemiany. Poczštkowo doznania chorych były z reguły chaotyczne i destruktywne, wobec tego, jeżeli następowała przemiana, to w kierunku porzšdkowania i konstruowania. Grupa była pozbawiona lidera. Znajdowali się w niej oczywicie terapeuci, ale podobnie jak analitycy w procesie psychoanalizy, nie korygowali oni dowiaczeń pozostałych osób. Terapeuci nie "normalizowali" też zachowań członków grupy, bez względu na to, jak bardzo były one szalone; nie dopuszczano tylko do agresji fizycznej. Dozwolona była natomiast
J
"brutalna szczeroć", z którš każdy mógł wyrażać swoje opinie o wszystkich i o wszystkim. Prawdopodobnie korzystanie z "brutalnej szczeroci" było jednak asymetryczne, tzn. terapeuta wysłuchiwał uwag pacjenta, natomiast pacjent nie zgadzajšcy się ze zbyt krytycznymi uwagami na swój temat zawsze mógł zareagować, tzw. kryzysem psychotycznym, czyli wycofać się z realnego kontaktu. Terapeuci byli szczerzy, ale jeszcze bardziej musieli być cićrpliwi, wyrozumiali i odporni psychicznie. .
W społecznoci terapeutycznej Lainga w większym stopniu dbano o przeżywanie i ekspresję subiektywnych dowiadczeń, niż o społecznie akceptowany obraz ego. Relacje, jakie istniały między ludmi, były jednak bardziej personalne i mniej stereotypowe, niż w szpitalu psychiatrycznym. Sesje "terapii grupowej" nie były zaplanowane, ale powstawały spontanicznie, jako grupowa potrzeba kontynuowania rozpoczętej już rozmowy, np. w czasie obiadu. Było to więc przeniesienie freudowskich "wolnych skojarzeń" z diady na forum grupy; z godzinnej analizy na całodobowe, realne życie.
ANALIZA PRZYPADKU JEROME'GO, 20-LETNIEGO MF~ZCZYZNY
Którego dnia Jerome zamknšł się w swojej sypialni i nie chciał z nikim rozmawiać. Rodzina tolerowała jego nietypowe zachowanie przez kilka dni, następnie podjęła kilka nieudanych prób nawišzania z nim kontaktu i wreszcie zwróciła się o pomoc do psychiatry. Jerome leżał w łóżku i nie chciał rozmawiać z lekarzem; został przeniesiony do karetki pogotowia i umieszczony w szpitalu psychiatrycznym z rozpoznaniem schizofrenii katatonicznej z elementami depresji. Po serii elektrowstrzšsów pacjent ponownie stał się "normalny" - pogodny i rozmowny. Po szeciu miesišcach nastšpił jednak nawrót choroby. Tym razem trzeba było zastosować dłuższš serię elektrowstrzšsów, aby pacjent wrócił do zdrowia. Sytuacja taka powtórzyła się trzykrotnie w cišgu dwóch lat. W okresie remisji Jerome twierdził, że nie wie, dlaczego zachowuje się w taki sposób, ale czuje, że musi (za Thompson, 1995). 128
Psychiatrzy leczšcy pacjenta uważali, że istnieje ryzyko, iż po czwartej hospitalizacji Jerome pozostanie w szpitalu na stałe. Kiedy pacjent po raz czwarty schował się do swojego pokoju, kolejny raz prowadzono z nim negocjacje. Niespodziewanie zgodził się na leczenie, ale tylko przez Lainga. Czytał niedawno jego ksišżkę The Divided Self i uważał, że jest to jedyny psychiatra, któremu może zaufać. Proba pacjenta została spełniona. Jerome został przyjęty do społecznoci terapeutycznej w Portland Road. Potraktował jš dosłownie, jako azyl, tzn. zaproponował, że uda się do swojego pokoju i pozostanie tam tak długo, aż będzie w stanie wyjć na zewnštrz. Członkowie grupy terapeutycznej, raczej niechętnie, zgodzili się z propozycjš Jeromego. Jego sytuacja była nietypowa, ponieważ uniemożliwił on grupie prowadzenie z nim jakichkolwiek rozmów. Jednak jego postępowanie mieciło się w ramach terapeutycznej filozofii Lainga: wolnoci i wiernoci dowiadczania, bez względu na to, jak szalone lub absurdalne się ono wydaje. Jerome wiadomie lub niewiadomie sprawdzał, czy głoszona przez Lainga filozofia jest realizowana w praktyce. Udał się do swojego pokoju i pozostał tam w samotnoci. Przez kilka dni nikt nie widział, aby Jerome korzystał z jadalni albo łazienki. Po sprawdzeniu okazało się, że nowy członek społecznoci od momentu przybycia nic nie jadł, a potrzeby fizjologiczne załatwiał do łóżka. Mówiono mu: Z~amałe umowę. Odpowiadał: Postępuję zgodnie z umowš. Nie wydawał się być depresyjny, lękowy, "schizofreniczny", czy ogólnie cierpišcy. Był raczej uparty. Na propozycję współpracy reagował obrażeniem. Potrzebował robić to, co robił, nawet jeżeli nie chciał lub nie mógł powiedzieć dlaczego; nie traktował też swojego postępowania, jako symptomu wymagajšcego zrozumienia. Podporzšdkował się swojemu dowiadczaniu, a członowce społecznoci zostali zmuszeni do dowiadczania jego osoby, zachowujšcej się włanie w taki sposób. Zgodził się jeć tylko kaszę, którš przynoszono mu do pokoju; po innych posiłkach wymiotował. Powoli tracił na wadze. Po wielu dyskusjach zdecydowano, że kiedy będzie miał odleżyny,
129
zostanie przeniesiony do szpitala.
Po dwóch miesišcach pobytu Jeromego w Portland Road większoć członków społecznoci chciała się go pozbyć; tylko dwie czy trzy osoby karmiły go, myły i zmieniały mu codziennie pociel. Po szeciu miesišcach zdecydowano, że jeżeli Jerome nie chce kontaktować się z ludmi, to ludzie przyjdš do niego. Jego łóżko wstawiono do pokoju dr Thompsona. W takiej sytuacji wszyscy członkowie społecznoci zdecydowali, że będš opiekowali się kłopotliwym rezydentem i mówili do niego. Powięcenie dr Thompsona, który zgodził się mieszkać z zanieczyszczajšcym się, wymiotujšcym i milczšcym lokatorem, wzbudziło w rezydentach nadzieję, że Jerome wyzdrowieje. Po kilku tygodniach dr Thompson nie wytrzymał jednak napięcia psychicznego, przygnębienia i ciszy, jakie panowały w jego pokoju. Zaczšł więc zapraszać najbardziej hałaliwego i ruchliwego chorego na schizofrenię, który uważał, że jest Mickem 3aggerem. Zaproszony rezydent piewał w pokoju doktora i Jerome'go dzień i noc. Z punktu widzenia dr Thompsona było to lepsze od totalnego milczenia.
W ten sposób minšł cały rok, a zachowanie Jerome'go nie zmieniło się. Na tym tle w społecznoci powstało wiele różnic zdań i konfliktów, których jednak autor nie opisuje, tylko wspomina o nich. Wszyscy przyzwyczaili się do sytuacji opieki nad obłożnie chorym rezydentem i przestali się odzywać do niego.
Po osiemnastu miesišcach pobytu w Portland Road Jerome pojawił się
jednak na schodach, zszedł do toalety, niedbale z niej skorzystał, a wracajšc do swojego pokoju podniósł głowę i powiedział "czeć". Wszyscy byli całkowicie zaskoczeni. Po godzinie pojawił się ponownie i owiadczył, że jest głodny. Nigdy nie widziano go w tak dobrym stanie; był rozmowny, naturalny, trochę niemiały, ale nawišzujšcy kontakty społeczne. Wszyscy zastanawiali się, czy jest to trwała zmiana. Następnego dnia Jerome ubrał się i posprzštał pokój. Rezydenci chcieli koniecznie wiedzieć, co działo się z nim przez
130
te półtora roku, kiedy odcišł się zupełnie od wiata. Terapeuci przypuszczali, e Jerome sam nie zna odpowiedzi. On jednak stwierdził, e cały czas przebywał w łóżku, ponieważ musiał policzyć od jednego do miliona i następnie w odwrotnej kolejnoci od miliona do jednego. Zakończenie procesu liczenia uczyniło go wolnym i zdrowym. Przez cztery lata usiłował dokonać tego "dzieła", ale albo przeszkadzali mu rodzice, albo elektrowstrzšsy zmuszały go do przerwania rozpoczętej pracy. Kiedy po kolejnych hospitalizacjach wracał do domu, mylał głównie o tym, aby rozpoczšć liczenie i w jaki sposób spokojnie je dokończyć. Dopiero w Portland Road okazało się to możliwe.
Zaskoczeni tym wyjanieniem członkowie społecznoci pytali go, dlaczego liczenie do miliona i z powrotem zajęło mu w Portland Road tak wiele czasu - otrzymał przecież osobny pokój. Cišgle mu przeszkadzano, informował Jerome, mówiono do niego, piewano; kiedy dochodził do kilku tysięcy lub nawet kilkuset tysięcy, kto przerywał jego koncentrację i musiał zaczynać od poczštku. Oczywicie pojawiło się też pytanie, dlaczego nie powiedział członkom społecznoci o koniecznoci realizacji swojego "dzieła"; nikt wtedy nie przeszkadzałby mu. "To by się nie liczyło" - odpowiedział. "Ważne było, że zaufalicie mi, że pozwolilicie mi robić to moim sposobem". Jego uwaga dotyczyła ostatnich kilku miesięcy, kiedy, paradoksalnie, członkowie społecznoci praktycznie nie interesowali się nim, dbajšc tylko o jego potrzeby fizjologiczne. Dowiadczali jego obecnoć i zachowania, jako czego oczywistego, a on wtedy mógł całkowicie podporzšdkować się swojemu dowiadczaniu, czymkolwiek ono było. I doprowadził swoje liczenie do końca.
Jerome nigdy więcej już nie chorował psychicznie; prowadził przeciętne życie. Nurtowało go tylko pytanie, co spowodowało, że w przeszłoci czuł wewnętrzny przymus izolowania się od ludzi i liczenia. Poddał się więc indywidualnej psychoterapii (nie znamy jej wyniku).
131
W okresie dorastania młodzi ludzie często izolujš się od rodziców, aby osišgnšć pewien poziom niezależnoci. Jerome jednak, aby osišgnšć niezależnoć, gotów był oddać życie. Paradoks psychozy polega być może na walce o własne życie kosztem własnego życia. Często izolacja rozpoczęta przez chorego w domu rodzinnym jest kontynuowana w szpitalu psychiatrycznym, aż do osišgnięcia stanu chronicznego i nieuleczalnego. Jakie niewiadome siły podpowiadajš przyszłemu pacjentowi destrukcyjni rozwišzanie osobistych problemów, które bezwolny pacjent realizuje z niezwykłš wytrwałociš. Byłoby w tym co niezwykłego, ale przecież destrukcyjne, niewiadome siły majš podobny wpływ na tych ludzi zdrowych psychicznie, którzy np. nadużywajš alkoholu, kradnš, kłamiš, współżyjš seksualnie z dziećmi lub zabijajš.
F. W. Putnam ( 1989) na podstawie badań i długoletniej praktyki
klinicznej doszedł do wniosku, że w zwielokrotnionej osobowoci chorego mogš występować różne orodki "ja", które czasowo przejmujš kontrolę nad osobowociš pacjenta. Działajš one często jak allen power, zmuszajšc pacjenta do postępowania sprzecznego z jego systemem wartoci. We wczesnym okresie dzieciństwa pacjent był zdrowy; funkcjonował jako "osobowoć oryginalna". W wyniku kumulowania się urazów została ona jednak zepchnięta do podwiadomoci, a na jej ontycznej podstawie ukształtowały się i rozwinęły inne orodki "ja", przede wszystkim tzw. "osobowoć gospodarza". Kontroluje ona mylenie i zachowanie pacjenta przez większš częć doby; jest depresyjna, lękowa, nieszczęliwa, sztywna, zimna, kompulsywnie dobra, nawiedzana, masochistyczna i cierpišca na wiele dolegliwoci somatycznych - szczególnie bóle głowy. W 2i3 przypadków pacjent nie wie o istnieniu innych osobowoci i upływie czasu, kiedy inne orodki "ja" sprawujš kontrolę nad jego ciałem. W pewnym momencie swojego życia chory może słyszeć głosy pomniejszajšce jego wartoć i krytykujšce go; grożšce mu i sarkastycznie informujšce pacjenta o ich całkowitej kontroli nad nim. W ten sposób ujawniajš się destrukcyjne
132
orodki "ja", tzw. "wewnętrzni przeladowcy", którzy sabotujš rycie chorego i dšżš do jego zranienia lub zabicia. Być może to "wewnętrzni przeladowcy" zażšdali od Jerome'go, aby przeszedł niezwykle trudny i ryzykowny proces inicjacji, zapewniajšcy mu uniezależnienie się od rodziców i stanie się dorosłym człowiekiem. Wielu chorych nie przeszłoby tej próby; Jerome dokonał tego w Portland Road.
Oczywicie można też przyjšć, że społeczne izolowanie się Jerome'go
było spowodowane biochemicznymi zaburzeniami w pracy jego mózgu. Jakiego typu były to jednak zaburzenia, które doprowadziły do sytuacji, że liczył on od jednego do miliona i z powrotem, a nie np. do dwóch milionów? Dlaczego w momencie zakończenia liczenia ponownie stał się człowiekiem zdrowym psychicznie? Jak to jest możliwe, że wyzdrowiał bez farma
kologicznego leczenia? Trudno jest odpowiedzieć na powyższe pytania.
ZAKOŃCZENIE
Szwajcarski psychiatra Manfred Bleuler (syn Eugena Bleulera, który wprowadził pojęcie "schizofrenia") napisał: "Przez większš częć mojego życia mieszkałem w szpitalach, w których zajmowano się głównie trudnymi przypadkami schizofrenii, i od mojego niemowlęctwa do okresu dorastania,
poważnie chorzy schizofrenicy przebywali nawet w naszym domu (...).
Pokolenia psychiatrów uważały, że schizofrenia jest procesem psychotycznym prowadzšcym do kompletnej degeneracji, jeżeli życie pacjenta jest wystarczajšco długie, aby umożliwić procesowi dotarcie do końca (...). Dzisiaj jestem przekonany, że prawda jest inna" (M. Bleuler, 1968, s. 3,6). M. Bleuler odkrył, że stan zdrowia wielu jego chronicznych pacjentów ulegał z biegiem czasu poprawie, a nie pogorszeniu; ustalił dodatkowo, że 25-35% chorych na schizofrenię (jeszcze przed erš neuroleptyków) wyzdrowiało po przejciu
ostrego ataku psychozy.
133 I -.
Społecznoci terapeutyczne istniały samodzielnie przez krótki okres
czasu; głównie na poczštku XIX i w latach szećdziesištych XX wieku. Do ich
zorganizowania potrzebni byli i sš ludzie zaangażowani, cierpliwi, chcšcy żyć oraz pracować razem z rezydentami. Cierpliwoć terapeutów i materialne rodki społecznoci pojawiajš się często niespodziewanie, ale równie niespodziewanie zaczyna ich brakować; dlatego społecznoci terapeutyczne będšw przyszłoci raczej uzupełnieniem hospitalizacji chorych na schizofrenię, niż alternatywš.
BIBLIOGRAFIA
1. Bion, W. R. (1961). Experiences in groups and other papers. New York:
Basic Books.
2. Bleuler, M. (1968). A 23-year longitudinal study of 208 schizophrenics
and impressions in regard to the nature of schizophrenia. In D. Rosenthal, S.S. Kety, The transmission of schizophrenia. Oxford: Pergamon.
3. Brook, B. D., Cortes, M., March, R., Sundberg-Stirling, M. (1976). Community families: An alternative to psychiatric hospital intensive care, Hospital and Community Psychiatry, 27, 195-7.
4. Cooper, D. ( 1967). Psychiatry and anti-psychiatry. New York: Ballantine Books.
5. Falicki, Z. (1985). Psychiatria społeczna. Warszawa, PZWL, wyd. III. 6. Jones, M. (1968). Social psychiatry in practice. Baltimore: Penguin.
7. Laing, R. D. ( 1965). Mystification, confusion and conflict. In I. Boszo
rmengi-Nagy and J. Framo (Eds.), Intensive family therapy, 343-363. New
York: Harper and Row.
8. Laing, R. D., Esterson, A. (1971), Sanity, madness and family, 2d ed. New
York: Basic Books.
134
9. Lilienfeld, S. O. (1995). Seeing both sides. Classic controversies in abnormal psychotogy. Brooks/Cole Publishing Company.
10. Odegard, O. ( 1964). Pattern of discharge from Norwegian psychiatric hospitals before and after the introduction of the psychotropic drugs. American Journal of Psychiatry, 120, 772-8.
11. Opoczyńska, M. (1996). Możliwoci osobowego rozwoju w schizofrenii. Collegium Medicum UJ, Kraków.
12. Putnam, F. W. (1989). Diagnosis and treatment of multiple personalny disorder. The Guilford Press, New York. Rathod, N.H. (1958).
Tranquillisers and patients' environment. Lancet, 611-13.
13. Thompson, M. G. (1995). Psychotic clients, Laing's treatmant philosophy, and the fidelity to experience in existential psychoanalysis. In K. J. Schneider, R. May (1995), The psychology of existence. An integrative, clinical perspective. McGraw-Hill, Inc, 233-47.
14. Van Puttem T., Spar, J. E. (1979). The board and care home: Does it deserve a bad press? Hospital and Community Psychiatry, 30, 461-4.
15. Zalewski, G. (1994). Psychologiczna analiza obłędu. Dział Wydawnictw Filii UW, Białystok.
135
OPIEKA RODZINNA W GMINIE CHOROSZCZ Zdzisław FALICKI, Marek STANKIEWICZ
Psychiatria rodowiskowa i jej burzliwy rozwój w wielu krajach europejskich w ostatnich latach potwierdza nowe podejcie do chórego i do postępowania terapeutycznego rozumianego w sposób bardziej kompleksowy. Rozwój ten wynika stšd, że uwzględnia się istotne różnice w pozornie jednolitej grupie przewlekle chorych psychicznie, głównie z rozpoznaniem schizofrenii. Różnice te powodujš, że każdy chory powinien być traktowany indywidualnie tak w przebiegu leczenia jak i rehabilitacji. Jest to podejcie cile lekarskie, które w tych przypadkach zostało zainicjowane i jest dopingowane względami ekonomicznymi.
Tak więc ze względów lekarskich jak i ekonomicznych szpital psychiatryczny traci swš centralnš pozycję w systemie lecznictwa psychiatrycznego. Szpital nie jest w stanie zapewnić wszystkich form rehabilitacji, a nawet przy największych wysiłkach chory i tak będzie przebywał w warunkach sztucznych - szpitalnych i będzie odcięty od zwykłego, przeciętnego rodowiska. Ponadto leczenie szpitalne wymaga dużych nakładów finansowych, gdyż jest to najdroższa forma lecznictwa psychiatrycznego.
Stšd w krajach europejskich burzliwy rozwój porednich form opieki i rehabilitacji, dla chorych, którzy nie muszš przebywać w szpitalu, a równoczenie niewystarczajšca okazuje się opieka ambulatoryjna.
Także w Polsce proponowane sš reformy lecznictwa psychiatrycznego i zmierzajš w tym samym kierunku. W planach tych przewiduje się tworzenie nowych oddziałów różnego profilu, orodków oparcia społecznego, rodowiskowych domów samopomocy, hosteli, mieszkań grupowych. I jest to kierunek prawidłowy i pożšdany. Szkoda tylko, że w naladownictwie innych krajów 136
zapominamy o własnych dowiadczeniach i własnym dorobku, jakim jest opieka rodzinna, której poczštków na ziemiach polskich dopatrywać się można
od połowy XIX wieku.
Powstała w okolicach Wilna w gminach Dekszna i Lejpuny.
W gminach tych większoć ludnoci była pochodzenia żydowskiego, w dużej
mierze uwzględniała zysk opiekuna. Od 1906 roku w Dziekance istniała
pojedyncza wprawdzie, ale z dozorem lekarskim "służba rodzin dla chorych psychicznie". W latach 30-tych deficyt łóżek psychiatrycznych na wschodnich obszarach spowodował szybki rozwój patronatu rodzinnego take w Szpitalu
Psychiatrycznym w Choroszczy. Na naszych terenach przyjęto model opieki adneksyjnej cile zwišzanej ze szpitalem, obejmujšcy pacjentów z przewlekłymi chorobami psychicznymi, którzy byli uprzednio przebadani i przeleczeni w szpitalu. Otoczono ich lekarsko - pielęgniarskš opiekš ambulatoryjnš. Każdy z chorych był raz w tygodniu dowożony do szpitala celem kontroli i wykonania czynnoci higienicznych. Organizacja tego systemu zabezpieczała pacjenta
przed nadużyciami ze strony opiekuna i zmuszała do przestrzegania ustalonych z personelem medycznym zobowišzań. Ambicjš opiekunów było wypać
możliwie korzystnie w ocenie pracowników szpitala jak i współmieszkańców danej wsi. Pozbawienie kogo opieki uznawano za fakt kompromitujšcy. Opieka rodzinna miała wychowawczy wpływ na ludnoć, np. w przypadku alkoholizmu gospodarza pozbawiano go opieki nad chorymi. W przypadku większych awantur alkoholowych w danej wsi, zabierano wszystkich chorych,
którzy w tej wsi przebywali. Wišzało się to ze stratš finansowš, a także
rzutowało na opinię wszystkich mieszkańców.
W 1938 roku Choroszcz z liczbš 1100 chorych objętych opiekš
rodzinnš była największš w Polsce i jednš z większych w wiecie. W tym czasie opiekš rodzinnš w Polsce objętych było 2500 chorych m.in. w szpitalach
w Gostyninie, Warcie, Kocborowie, Rybniku.
Podczas okupacji chorzy przebywajšcy na opiece w większoci
137
podzielili niestety los chorych leczonych w szpitalach. Częć była ewakuowana na tereny wschodnie Zwišzku Sowieckiego, częć po wkroczeniu Niemców, tak jak i inni chorzy psychicznie, tragicznie zginęła, m. in. koło Nowosiółek w gminie Choroszcz rozstrzelano ok. 500 chorych. Niektórzy tylko uniknęli mierci dzięki opiekunom, u których przebywali całš okupację. To oni i ich opiekunowie stworzyli podstawy pod przyszłš i teraniejszš opiekę rodz'mnš.
Po drugiej wojnie wiatowej przez 15 lat w PRL-u opieka rodzinna nie była reaktywowana. Podstawy prawne normujšce zasady i warunki opieki rodzinnej zostały stworzone dopiero w 1959 roku. Były one uzupełnione zarzšdzeniami w 1965 roku. W zwišzku z tym w 1966 roku około 600 chorych zostało w Polsce objętych opiekš w rodzinach, z czego ponad 300 przebywało w gminie Choroszcz. Dalszy ilociowy wzrost został ograniczony głównie względami finansowymi. Nie zwracano uwagi, że ówczesne opracowania na temat opieki rodzinnej potwierdzały korzystne znaczenie tej formy rehabilitacji osób z przewlekłš schizofreniš.
Pozytywne dowiadczenia podawały też szpitale w Wałbrzycach, Kocborowie i miejscowoci Łysoloje.
Dla pacjentów dotkniętych poważnymi przewlekłymi schorzeniami wprowadzana często zbyt póno terapia nie przynosiła zadowalajšcych efektów. Własna rodzina pacjenta czasem ustosunkowała się do chorego dyskryminujšco i wrogo. Poprzez opiekę rodzinnš była szansa oderwania się od szpitala psychiatrycznego i powrotu do - wprawdzie nie własnego - ale naturalnego rodowiska.
W latach 70-tych wykazano w pracach i publikacjach orodka białostockiego zasadnoć opieki na terenie wiejskim jako metody rehabilitacji chorych na przewlekłš schizofrenię, którzy z braku rodziny lub jej niewłaciwego stosunku do chorego, nie mogli być ze szpitala wypisani. U przebywajšcych na opiece pacjentów zmniejszyła się częstoć nawrotów choroby, co potwierdzono podczas 2-letniej, a następnie S-letniej obserwacji.
138
Nie stwierdzono żadnych wypadków agresywnoci chorych wobec opiekunów czy otoczenia. Rejestrowano pojedyncze oddalenia. Znaczne poprawy zaobserwowano u chorych w zakresie dbałoci o wyglšd zewnętrzny, zaangażowanie pacjenta w pracę, większš podatnoć na oddziaływania otoczenia, kontakty społeczne. Stan fizyczny chorych był Lepszy niż przewlekle chorych przebywajšcych w szpitalu na oddziałach (stwierdzono istotne statystycznie wyższe wartoci hemoglobiny, erytrocytów, większš pojemnoć płuc, mniejsze przypieszenie akcji serca po próbie wysiłkowej).
Pobyt chorego był niejednokrotnie dowodem przekonujšcym rodzinę chorego, że nie musi on bezwzględnie przebywać w szpitalu.
Pod koniec lat 70-tych zmniejszała się stopniowo liczba chorych kwalifikowanych i przyjmowanych do rodzin zastępczych, z 330 osób w roku 1970 do 230 w roku 1980.
Na poczštku 1991 roku opiekš objętych było już tylko 148 chorych, a w 1996 92 chorych. Ludnoć okoliczna, która ponosiła skutki kryzysu i aktualnych przemian (m. in. bezrobocie, spadek realnych dochodów) nie była w stanie pomimo tradycji i licznych pozytywnych dowiadczeń decydować się na kontynuacje tej humanitarnej idei. Otrzymywane przez opiekuna w 1993 roku kwoty 240 tys. złotych (= 24 złote), czy też ok. 40 złotych miesięcznie obecnie nie wystarczajš nawet na zakup sezonowego obuwia. Jedynie silne więzy emocjonalne i przywišzanie opiekunów do chorych dawało szansę kontynuowania tej formy opieki. Warto tu wspomnieć, że obecnie opiekujšca się rodzina otrzymuje miesięcznie równowartoć mniejszš niż koszty jednego dnia pobytu chorego w szpitalu. W okresie międzywojennym otrzymywała równowartoć omiu dni kosztów pobytu przewlekle chorego w oddziale psychiatrycznym. Tak więc w okresie międzywojennym szpitalnictwo oszczędzało na jednym chorym 22 osobodni, obecnie oszczędza 29 osobodni, ale przy liczbie 1100 chorych stanowiło to 24 200 osobodni, obecnie przy 100 pacjentach tylko 2 900 dni.
139
Pragniemy zaznaczyć, że nikt z dotychczasowych opiekunów za kilkanacie, a nieraz za kilkadziesišt lat opieki nie otrzymał od administracji Urzędu gminy, Wydziału Zdrowia podziękowania za sprawowanie opieki nad chorymi psychicznie.
Podczas naszych kontaktów z rodzinami opiekujšcymi się chorymi otrzymywalimy informacje o gotowoci przyjęcia chorych psychricznie do opieki domowej. Niestety, przy obecnych możliwociach finansowych,?inie mogli oni stworzyć właciwych i wymaganych przez wieloletniš tradycję warunków. Częć rodzin akceptowała potrzebę stworzenia przepisów prawnych, które umożliwiałyby im przyjęcie chorego jako członka rodziny, za w przypadku ubezwłasnowolnienia chorego rodzina ta mogłaby być wyłšcznym opiekunem.
Wypada tu dodać, że w obowišzujšcej ustawie psychiatrycznej o opiece
rodzinnej w ogóle się nie wspomina.
Podczas prezentacji modelu opieki rodzinnej zorganizowanej przy Szpitalu Psychiatrycznym w gminie Choroszcz w kraju oraz za granicš powszechne uznanie budziła blisko wiekowa tradycja tej opieki na tych terenach, zaproponowany model "oferty życia od poczštku", podmiotowe traktowanie pacjentów przez gospodarzy i ich wielopokoleniowe rodziny. Akcentowano, by wobec chorych, którzy majš bliskich krewnych częciej proponować pobyt w miejscu zamieszkania oraz zmienić ich status pacjenta zwišzanego z orodkiem psychiatrycznym na status pacjenta ambulatoryjnego, by mógł on korzystać ze rodków finansowych opieki rodowiskowej gminy, w której mieszka. Częć uważała, że istniejšca opieka rodzinna jest działaniem "doranym", nie rozwišzujšcym problemu chorego dopóki przebywa on na stanie szpitala. Koledzy psychiatrzy z Niemiec, Belgii dziwili się, że dla rodzin, które zdecydowały się na przyjęcie chorego psychicznie nie sš organizowane przez szpital systematyczne zajęcia terapii rodzinnej. My nie uważamy, by szkolenia takie były bezwzględnie konieczne. Koledzy z Zachodu
140
nie uwzględniali różnicy w podejciu człowieka do człowieka. Na naszych terenach stosunek ten jest bardziej serdeczny, ciepły i wyrozumiały niż na Zachodzie. Ponadto stwierdzane mankamenty sš na bieżšco korygowane przez lekarza i personel pielęgniarski, często odwiedzajšcy chorych. Nikt z kolegów z Zachodu nie potrafił zrozumieć dotychczasowego braku adekwatnego wsparcia finansowego, przez administrację i opiekę rodowiskowš dla tych naprawdę altruistycznych i charytatywnych działań miejscowych rodzin rolniczych.
Tu się zgadzamy - my też nie możemy tego zrozumieć.
Dla przykładu w Anglii w ostatnich latach utworzono na przedmieciach kilku miast orodki stałego pobytu o typie hosteli dla przewlekle chorych psychicznie. W Liverpoolu np. dzięki pomocy finansowej firm majšcych zobowišzania finansowe wobec miasta oraz dzięki kilku stowarzyszeniom powstał tego typu hostel dla około 30 - 35 osób. Pacjenci majš zapewnionš dziennš opiekę, którš stwarza pracownik socjalny. Nie ma pokojów koedukacyjnych. Chorzy wykonujš wspólnie działania na rzecz podstawowej egzystencji w ramach takiej wspólnoty, np. zakupy, posiłki. Większoć chorych ma możliwoć doranego korzystania z badań i opieki psychiatrycznej zgodnie z rejonizacjš. Ta forma opieki nazywana jest rodzinnš, chociaż jest to inny rodzaj opieki. Miesięczne koszty pobytu jednego chorego okrelane sš kwotš około 500 - 880 funtów (2 - 3 tys. złotych). Czytelnik łatwiej zrozumie zanik u nas tej humanitarnej pomocy i rehabilitacji, jeli sumę 2 - 3 tys. złotych porówna z naszymi 40 złotymi.
Na uwagę zasługuje fakt, że wszyscy koledzy z Zachodu uważali,
że uczucia jakimi te rodziny darzš psychicznie chorych; ich spokój i zrównoważone zachowanie jest wartociš, której nie można zaprzepacić poprzez przedłużanie braku rozwišzania aspektów ustawowych tych form opieki i rehabilitacji. Należy ustawowo ustalić także sposoby finansowania tych form opieki.
141
Majšc to wszystko na uwadze możemy sšdzić, że organizowane
przez Szpital Psychiatryczny w Choroszczy od blisko 64 lat formy rehabilitacji chorych nie sš to - jak podajš niektóre publikacje - jednokierunkowe inicjatywy czy wycinkowe działania z dziedziny psychiatrii rodowiskowej. Opierajš się one na wieloletnich dowiadczeniach kadry medycznej, na etycznym i humanitarnym podejciu przez wiejskie rodziny do człowieka psychicznie chorego oraz na rozwišzaniach organizacyjnych, których model sięgajšcy pół wieku w przeszłoć oparł się próbie czasowej i obecnie w całej Europie uważany jest za zgodny z najoptymalniejszymi formami rehabilitacji przewlekle chorych z rozpoznaniem schizofrenii.
142
CZF~Ć III
KONTROWERSJE FILOZOFICZNE
CZY BRAK ZAANGAŻOWANIA, TO UCIECZKA PRZED CIERPIENIEM-KOMENTARZE DO FILOZOFII
STOICKIEJ
Joanna LUBOWICKA - KOS
WPROWADZEME
Celem mojej pracy jest przekonanie studentów medycyny, którzy nie zetknęli się z oryginalnymi tekstami starożytnych filozofów, iż warto podjšć ten wysiłek, gdyż nagrodš zań jest prawdziwa żywa myl, często nie dostrzegana i niedoceniana, ponieważ jest ukryta pod postaciš zakorzenionych w języku potocznym banałów o "stoickim spokoju" i innych nudnych moralizatorskich haseł. Jest to filozofia dotykajšca najgłębszych, najistotniejszych problemów egystencjalnych i moralnych, która zamiast zanudzać, powinna raczej porażać odbiorcę (czytelnika) swš niezrównanš siłš inteligencji, jasnociš wyrazu i pięknem intencji. Chcšc oddać sprawiedliwoć stoikom, twierdzę, iż postawa "nie angażowania się" nie ma nic wspólnego z uniknięciem cierpienia. Wręcz odwrotnie, postawa stoicka, to kształtowanie swojego losu przez cierpienie. Posłużę się słowami Viktora Frankla, który mówi, że życie ludzkie nabiera sensu włanie przez cierpienie. I chociaż sš też inne sposoby na "spełnianie sensu bytu ludzkiego" jak działanie, czyli kształtowanie wiata oraz przeżywanie wiata, czyli przyswajanie sobie jego piękna, to cierpienie jest tym, co cenić należy najwyżej w rozwijaniu własnej osobowoci. Stoik potrafi cierpieć nie dlatego, że się taki urodził, bšd zmusza go do tego sytuacja, w której się znalazł, lecz, że inaczej być nie może, gdyż taka jest kondycja ludzka. Może z większš oczywistociš niż inni przyjmuje, że dzięki ciężkiej pracy nad sobš można nabyć takiej zdolnoci, po prostu nauczyć się cierpieć, traktujšc to jako co nieodzownego, korzystnego
' Viktor E. Franki, Homo Patiens, PAX, Warszawa, 1984, s. 69
145
w przyszłoci dla siebie. To nie jest żadne skazywanie się na udrękę, gdyż ideałem stoickim jest bezcierpienie, czyli swoicie pojmowane szczęcie, do którego warto próbować się zbliżyć, nie majšc nawet gwarancji jego osišgnięcia. Wydaje się, że jedna jest droga do tego ideału - akceptacja różnych odcieni cierpienia w kolejnych etapach 'zycia. Stoik jest tego wiadomy - tylko że cierpienie nie stanowi dla niego istotnej przeszkody w dšeniu do ćelu. O tym, że stoik niezbicie wierzy w takš drogę, przekonajmy się, analizuj~c niektóre zwierzenia sławnego stoika - Marka Aureliusza.
1. Myl pierwsza:
"Wszystko to, do czego dojć pragniesz drogš okrężnš, możesz mieć, gdyby sam tego nie skšpił."'
Według stoików głównym błędem człowieka jest poszukiwanie dobra tam, gdzie go nie może być - w wiecie zewnętrznym, w wartociach instrumentalnych hedonistycznych. Drogi poszukiwania tych wartoci, to błšdzenie po manowcach, na których dusza spragniona prawdy i dobra nigdy nie zazna ukojenia. Błšd nasz polegałby więc na tym, iż zbyt pochopnie oddajemy się we władanie celom narzuconym nam przez nasze uczucia i pragnienia, celom, których osišgnięcie zależy od zmiennych, przypadkowych kolei losu. Tymczasem wszystko co istotne dla dobra jednostki znajduje się, wedle nauk stoickich, nie tyle w "naszych rękach", co po prostu w nas samych, w naszej duszy. Utrzymujš oni bowiem, iż nic poza naszš wolš nie ma wpływu na wartoć moralnš naszej osoby. Żadne okolicznoci zewnętrzne nie sš w stanie nam pomóc ani też przeszkodzić w osišgnięciu celów, do których prawdziwie jest człowiek powołany. Stoicy odróżniajšc sprawy, na które mamy możliwoć wpływu od spraw od nas niezależnych, jednoczenie uznajš, iż ten rozdział pokrywa się z odróżnieniem sfery zjawisk wartociowalnych moralnie
' Marek Aureliusz, Rozmylania, PWN, Warszawa, 1984, s. 142 146
od zjawisk obojętnych względem dobra i zła. A więc tylko to, co od nas zależy może być przedmiotem ocen moralnych, może być dobre bšd złe; natomiast zdarzenia, sprawy i zachowania, na które żadnego wpływu nie mamy zostajš, przez stoików, wyjęte spod osšdu moralnego jako moralnie obojętne.
Stoicyzm jest nacechowany specyficznym optymizmem, bowiem jeżeli
nikt i nic nie jest w stanie przeszkodzić nam w osišgnięciu dobra, to mogłoby się wydawać, że moralne problemy sš czym w rodzaju złudzenia, a zło czym w rodzaju błędu, który przy pomocy właciwej wiedzy można będzie łatwo usunšć czy naprawić. I rzeczywicie, filozofia stoicka w zamierzeniu ma naprawiać błędy, ujawniać złudzenia, odkrywać przez to istotę człowieka i wiata oraz naturę ich wzajemnej relacji, a także wynikajšce stšd prawdy o ludzkich powinnociach, gdyż właciwie wiedza o rzeczywistej sytuacji człowieka w wiecie jawi się tutaj jako warunek konieczny dobrego postępowania. Jednakże optymizm stoicyzmu okazuje się daleko różnym od wszelkich potocznych wyobrażeń o łatwym osišganiu celów. Z pozoru wygodny i może nawet nieco dwuznaczny moralnie podział na sferę rzeczy od nas zależnych i sferę niezależnš (czyli takš, którš można się nie interesować) niesie ze sobš bardzo poważne, a często nie dostrzegane konsekwencje. Okazuje się, że zawiera on w swojej wewnętrznej logice koniecznoć wycišgnięcia takich wniosków, które jeli je sobie w pełni uwiadomimy spowodujš zastšpienie poczštkowego naiwnego optymizmu czym co można nazwać dziwnš mieszankš podziwu i przerażenia. Otóż, to prawda, że odpowiedzialnoć moralna dotyczy tylko spraw, na które mamy przynajmniej jaki wpływ, lecz w stoicyzmie musimy się pogodzić z tym, iż za owe zależne od nas sprawy odpowiadamy totalnie, bezwzględnie, be możliwoci jakiegokolwiek usprawiedliwienia, a także bez przebaczenia. Ponosimy odpowiedzialnoć, z której nikt nie jest w stanie nas zwolnić, uchylić jej ani zawiesić. Za nasze dobro i zło nikt oprócz nas samych nie ponosi odpowiedzialnoci. Widzimy więc, że zanim stoik nauczy się dystansu
147
do wiata zewnętrznego, musi włożyć niemały wysiłek w dokonanie prawidłowego rozdziału tego, co nie jest warte zachodu od tego, o co za
bieganie ma sens. Odkrywanie sensu życia polega na wyrzekaniu się zmysłów, na preferowaniu powcišgliwoci, rezygnacji, cierpieniu. Walka ze złudze
mami, dostarczanymi przez zmysły, nie jest łatwa i wymaga powięcenia,
do czego stoik stale się przygotowuje.
2. Myl druga:
"Kto grzeszy, grzeszy przeciw sobie. Kto popełnia nieprawoć, wobec siebie samego jš popełnia, bo robi się zły."3
Mamy oto drugi pozorny paradoks. Okazuje się, iż ni mniej, ni więcej, nikomu poza sobš samym nie możemy żadnego zła (ani też dobra) wyrzšdzić,
a co więcej, również i od nikogo ani dobra ani zła (w cile moralnym sensie
tych pojęć) nie dowiadczamy. Jeli więc padnę ofiarš kradzieży albo wygram los na loterii spotkajš mnie rzeczy przypadkowe, niezależne ode mnie, a zatem zdarzenia moralnie obojętne. Żadne dobro ani zło nie może mi się tak po prostu przytrafić, muszš one pochodzić z mojej woli, w niej się one rodzš i znikšd
przyjć nie mogš. Zło i dobro możemy wyrzšdzić jedynie sobie samym, a zatem zło i dobro istniejš w wiecie tylko w jeden sposób, poprzez ludzkie dusze, które stajš się dobre bšd złe zależnie od tego, czy kierujemy się rozumem czy też nie. Człowiek według stoików, może albo zachowywać się zgodnie z ludzkš powinnociš, czyli zgodnie z rozumem, bšd też niszczyć swojš duszę
niegodnymi rozumnej istoty uczuciami, zamiarami i czynami.
Tamie, s. 105
148
3. Myl trzecia:
"(...) niezdobytš warownię przedstawia dusza wolna od namiętnoci. Nie ma bowiem człowiek żadnego silniejszego schronienia, dokšd uciekłszy byłby na przyszłoć niezdobyty."'
Wedle stoików, czyny dobre to czyny zgodne z naturš człowieka. Musi
to oznaczać wiarę, że człowiek jest z natury dobry (i taki też w stoicyzmie jest), ale najciekawszy paradoks jest ukryty gdzie indziej. Otóż okazuje się, że zgodne z naturš człowieka sš jedynie takie czyny, których motywami nie sš uczucia. Dobro polega więc na wyeliminowaniu uczuć z kierowania naszym postępowaniem. Za takie konsekwencje odpowiada specyficzna stoicka wizja natury człowieka i natury wiata. W stworzonym przez stoików modelu rzeczywistoci, uczucia sš czym obcym, sš włanie "nienaturACADEMIA MEDICA BIALOSTOCENSIS MCML
ra jest zdominowana przez przenikajšcy wszędzie, nawet najmniejsze czšstki materii rozumny pierwiastek - "pneumę" nadajšcy kształt tworzywu wiata. W ten sposób Wszechwiat jest zaprzeczeniem mechanicznej przypadkowoci, staje się on ładem, krainš uporzšdkowania, w której wszystko co istnieje zajmuje przeznaczone sobie przez logicznš strukturę, właciwe miejsce. Takiemu ładowi, człowieczy rozum - sam będšcy jedynie czšstkš Rozumu Uniwersalnego, Rozumu Wszechwiata może jedynie powiedzieć: "tak"; może tylko z nim się zgodzić. Mówišc inaczej: jedyne zadanie, które stoi przed człowiekiem polega na tym, że nasz partykularny rozum może, i powinien, nauczyć się rozpoznać swš pokrewnš duszę, czyli naturę Wszechwiata ustanawiajšcš struktury istnienia. Stanie się przez to mšdrzejszy i łatwiej zaakceptuje najwłaciwsze swoje odnalezione i uwiadomione miejsce w wiecie, odkrywajšc tym samym i pojmujšc siebie jako czšstkę Boskiego Ładu.
4 Tamże, s. 98
149
Inne reakcje na byt oznaczajš dla stoików, oddanie się ludzkiej osoby we władanie uczuciom, co musi oznaczać sprzeciw wobec rozumu Uczucia, z samej natury swojej, okazujš się czym w rodzaju próby "buntu" wobec rozumu, oznaczajš przeciwstawienie się doskonałemu ładowi Wszechwiata. Zawić i pożšdliwoć, smutek i obawa, to nic innego niż objawy protestu, niezgody na rzeczywistoć i tym samym próby przekroczenia czy też porzucenia, a więc dokonania swego rodzaju ucieczki od jednego możliwego, a więc koniecznego porzšdku rzeczy. Dla stoika tylko głupiec może sprzeciwiać się koniecznoci i jest to twierdzenie tautologiczne, gdyż w ich systemie rozum i koniecznoć sš tożsame. Wszelkie więc wysiłki wyłamywania się z owego ładu - to znaczy uleganie uczuciom - sš grone nie tyle nawet przez to, że stanowiš zło, lecz dlatego, że w istocie swojej sš złudzeniami. Starajš się zastšpić jedynš możliwš rzeczywistoć wiatem wyimaginowanym. Uczucia kreujš subiektywny wiat przeciwstawny ładowi wiata rzeczywistego. Taka wykreowana rzeczywistoć ma zastšpić istniejšcš, na którš się nie godzimy. Tymczasem mšdroć polega, wedle stoików, na uznaniu, że rzeczywistoć jest jedna tylko i żadnej innej nigdy nie będzie. Taka wizja życia, w której nie ma miejsca na uczucia i emocje wydawałaby się nam obca, gdybymy nie pamiętali, że stoicy byli mistrzami w budowaniu logicznych konstrukcji. Sformułowali teorię sylogizmu hipotetycznego i rozłšcznego, a także odkryli ważnš relację logicznš zw. implikacjš materialnš.s Tam, gdzie obowišzujš prawa logiki, nie ma miejsca na to, by się rozczulać, a z dowiadczenia wiemy, jakimi konsekwencjami w pewnych sytuacjach grozi nie zastosowanie się do tego, co mówi rozum.
Bertrand Russei, Modroć Zachodu, PENTA, Warszawa, 1995, s. 11 I
150
a. Mysl ~Zwa~ta:
"Pamiętaj, że wola staje się nieprzezwyciężona, gdy skupiwszy się w sobie, czuje dostateczne zadowolenie z siebie, że nie czyni, czego nie chce ~.._~"6
Skoro wiat jest nie do przezwyciężenia, to można mu dorównać
jedynie odnajdujšc w sobie to, co może mierzyć się z koniecznociš wiata z "nieprzezwyciężonš wolš".' Dusza i wiat spotykajš się wówczas
.,na równych prawach", odnajdujšc siebie nawzajem, poznajšc w sobie tš sama mšdroć. Poznajš, że Mšdroć wiata jest tym samym, co wewnętrzny
porzšdek duszy.
Stoicki ideał wolnoci jest manifestem najdalszej możliwej
niezależnoci od zewnętrznych ocen. Oto wolnoć jest możliwa i konieczna. Wszystko, co naprawdę istotne zależy od nas samych, jednakże również całš odpowiedzialnoć ponosimy tylko my sami. Skoro nic nie jest w stanie zdeterminować naszej woli, jeli tylko postanowi ona czynić dobro, to konsekwentnie - nie znajdzie ona również poza sobš żadnej wymówki, żadnego usprawiedliwienia, jeli dopuci się zła. Zajęcie takiego stanowiska nakłada na człowieka niebywale ciężkie obowišzki. Załóżmy, że kto pod wpływem okrutnych tortur popełnił cryn, którego nigdy, w normalnych warunkach by się nie dopucił. Postšpił tak jedynie pod wpływem bólu. Rzadko kto jest skłonny bezwzględnie potępić kogo takiego, widzšc w nim raczej ofiarę niż sprawcę Dzieje się tak, być może dlatego, iż prawie nikt z nas nie jest w stanie twierdzić, że na pewno sprostałby podobnej próbie. Tymczasem stoicka zasada nie kierowania się uczuciami w decyzjach moralnych odkrywa w tym wypadku cały swój lodowaty rygoryzm. Wniosek stoicki jest prosty: ten kto działał pod wpływem bólu.
° Marek Aureliusz, Rozmylania, j.w., s. 98 ' Tamże, s. 98
151
Ból za to tylko uczucie. Rozumna istota ulegajšca bólowi zdradziła,
zaprzepaciła swojš mšdroć i godnoć.
Widzimy, jak pozornie abstrakcyjna i niejasna zasada obojętnoci
na uczucia, staje się aż nadto wyrazista i przerażajšca. Łatwo jest wygłaszać slogany o stoickim spokoju, dopóki sobie nie uwiadomimy, że spokój ów jest w konsekwencji bezwzględnym domaganiem się heroizmu od wszystkich i nie oferuje porednich możliwoci między byciem bohaterem a łajdakiem.
5. Myl pišta:
"(...) gdyby się czuł strapiony , że nie możesz okazać swej działalnoci w sposób, który ci się zdaje rozumny, (...) życie nie przedstawia dla mnie
wartoci, gdy w tym kierunku nie będę pracował. Opuć więc życie z tš pogodš ducha z jakš umiera człowiek czynny (...)"g
Zamanifestowana tu wolnoć może zafascynować i przerazić
jednoczenie. Rzeczywicie, nie ma zbyt wielu systemów etycznych dopuszczajšcych możliwoć samobójstwa, jeszcze mniej jest takich, w których jest ono pochwalane. System stoicki nie cofa się jednak przed żadnymi konsekwencjami swoich fundamentalnych założeń. Głosi, iż sš wartoci znacznie wyższe niż zachowanie indywidualnego istnienia i jeli dochodzi do dylematu: istnieć, czy zachować godnoć - wybór musi być tylko jeden. Okazuje się więc, aż nazbyt wyrazicie , że nie istnieje nic, co mogłoby zwolnić człowieka z dochowania wiernoci standardom moralnym istoty rozumnej.
6. Myl szósta:
"Jeżeli więc, zwłaszcza, gdy zdšżasz ku schyłkowi, wszystko inne na bok usuniesz i jedynie wolę swš i pierwiastek boski w tobie tkwišcy czciš
otoczysz, a obawiać się będziesz nie tego, że żyć kiedy przestaniesz, ale że
Tamże, s. 97-98
152
jeszcze nie zaczšł żyć według natury, będziesz człowiekiem godnym Wszechwiata - rodzica i przestaniesz być obcym w swej ojczynie i dziwić się codziennym zdarzeniom, jakoby były niespodziewane (...)"9
Okazuje się, że w myl filozofii stoickiej jedyne, co człowiek ma na tym wiecie do zrobienia, to stawać się dobrym lub złym. Dwie sš tylko możliwoci: albo sprostamy wymogom, jakie przed nami natura postawiła, to znaczy wytrwamy w przeznaczonym nam przez niš miejscu istoty rozumnej i mimo przeciwieństw losu, uda nam się zachować godnoć przypisanš do tej istoty, albo też utracimy przyrodzone miejsce, zsuwajšc się w niższe sfery bytu. Te niższe sfery bytu przynależš istotom, które nie sš w stanie osišgnšć rozumnego oglšdu rzeczywistoci, a jedynie reagujš na wiat, nie potrafišc go jednak rozumieć i nie będšc w stanie odczytać zaszyfrowanego w nim ładu.
ZAKOŃCZENIE
Pora na wnioski ostateczne, podsumowujšce stoickš wizję wiata. Otóż utrzymuję, iż w filozofii tej, tak spójnej i konsekwentnej w sferze etycznej, występuje fundamentalna wada założeń kosmologicznych. Wada, która uniemożliwia koherencję między wiatem a wartociami moralnymi. Można bowiem przyjšć, iż w stoicyunie, wbrew pierwotnym założeniom, jedynie prawdziwš (w pełni zasługujšcš na to miano) rzeczywistociš staje się sfera duszy i jej intencji, natomiast wiat zewnętrzny, zdarzenia w czasie i przestrzeni zostajš mocno odrealnione. Jest to sytuacja, której każdy stoik oczywicie chciałby uniknšć, lecz mocno wštpliwe jest, czy można jej uniknšć przy zachowaniu wszystkich pierwotnych założeń.
Stoicyzm oferuje nam wiat, w którym panuje jednolity porzšdek rozumnej opatrznoci. W rzeczywistoci jednak przypadkowe zbiegi okolicz
9 Tamże, s. 142
153
poci, wydarzenia czysto losowe, stanowiš jednak fakty, których nie da się wyeliminować z obrazu wiata, zachowujšc przy tym zdrowy rozsšdek. Nie dajšca się usunšć bezzasadnoć zdarzeń przypadkowych jest najważniejszym problemem wszystkich systemów monistycznych, szczególnie tych oferujšcych "wszechwyjanienie". Dlatego w filozofii stoickiej deklarowany porzšdek rozumnej opatrznoci jest pozorny. Opatrznoć ogarniajšca sobšwszystko,~"nie zezwalajšca" na przypadek (to znaczy przemianowujšca przypadek w łyd) przestaje być opatrznociš. Nie chodzi tu wcale o to, że nie da się zatrzeć różnicy między sensownociš opatrznociowego ładu, a bezzasadnymi wyskokami losu, lecz o to, że opatrznoć rozumiana jako "obojętnoć" unieważnia ustanowienie tej różnicy lub też, inaczej mówišc, że obojętna opatrznoć od obojętnego przypadku niczym się realnie ani czysto logicznie, nie różni.
Wydaje się, że wbrew najlepszym nawet stoickim intencjom,
nieuniknione jest uznanie dwóch obrazów wiata jako alternatywnych i w pełni rozłšcznych (stoicy włanie usiłowali je połšczyć w jedno), a mianowicie: albo jednolity obraz bezzasadnego przypadku, albo dwoisty, "rozłamujšcy się" wiat podzielony na sferę "prawdziwego" bytu opatrznoci i "pozornego", bezzasadnego, bezrozumnego wiata zjawisk. Inne próby skażone będš brakiem konsekwencj i.
Stoicy, głoszšc swój program, spotykali się z licznymi, gwałtownymi polemikami, jak np. atakami ze strony epikurejczyków, których doktryna etyczna była typowo hedonistyczna. Zakładała ona, że największym szczęciem jest doznawanie przyjemnoci, a ideałem stan zwany ataraksjš, polegajšcy na ukojeniu duszy i ciała.'° Szczytem osišgnięć na polu etyki u stoików była więc walkę z tym co dajš zmysły, twierdzšc, że mogš zawieć na manowce, epikure apatheia, czyli opanowanie pożšdań i namiętnoci. Stoik programowo
"' Problemy etyki, Wybór tekstów, BRANTA, Bydgoszcz, 1993, s. 37 154
zakładał, epikurejczyk natomiast głosił pochwałę tego co zmysłowe, oczywicie z pewnymi ograniczeniami (rozum dokonywał gradacji potrzeb).
Dzisiaj stoikami możemy być, jeli chcemy; możemy próbować, jeli stwierdzimy, że nie mamy wyjcia z jakiej sytuacji. Pragnšć natomiast, aby ten program o tak niezwykle rygorystycznej wymowie stał się zasadš życiowš, byłoby absurdem. Możemy stoicyzm analizować dzisiaj jako problem wielce złożony pod względem psychologicznym, podobnie jak lekarz diagnozujšcy chorobę i wtedy ta filozofia ma szansę spełnić rolę terapeutycznš. Stoik, zmierzajšc do stanu wolnego od cierpienia cały czas cierpi. Zadajemy sobie pytanie, czy nie tkwi w tym jaki nonsens. "Nie ma jednak terapii bez diagnozy, poszukiwania sensu bez stwierdzenia nonsensu", a włanie sens jest motorem wszelkiego rozwoju, także duchowego. Cierpienie może więc być podstawš do uwiadomienia sobie "choroby", a następnie terapiš, leczšc przez poszerzanie obszaru sensu." Zupełnie innego znaczenia nabiera cierpienie w dobie rozwoju chrzecijaństwa, dzięki któremu stoicyzm zawdzięcza w dużej mierze swojš żywotnoć.
BIBLIOGRAFIA
1. Marek Aureliusz, Rozmylania, PWN, Warszawa, 1984 2. Viktor E. Frankl, Homo Patiens, PAX, Warszawa, 1984
3. Władysław Tatarkiewicz, Historia Filozofii, T.1, PWN, Warszawa, 1981 4. Stanisław Soldenhoff, Wprowadzenie do etyki, PWN, Warszawa, 1972 5. Bertrand Russell, Mšdroć Zachodu, PENTA, Warszawa, 1995
6. Karol Matraszek..., Zarys dziejów, PWN, Warszawa, 1989 ii
7. Problemy etyki, Wybór tekstów, BRANTA, Bydgoszcz, 1993
Adam Grober, "Filozofia w poszukiwaniu sensu" w ZNAK, nr I (488) 1996, s. 122
155
MEDYCYNA I ZDROWIE UTOPIAN
Jacek BRECZKO
WSTF~P '.
Utopia to nazwa wyspy, na której w idealnym państwie żyjš idealni ludzie. Słowo "utopia" wymylił na poczštku XVI wieku Tomasz More (Morus) - angielski duchowny, humanista i mšż stanu. "Słowo "topia" (od greckiego topos) oznaczało miejsce. Poprzedzajšca to słowo litera "u" mogła pochodzić [...] już to od greckiego eu, już to od greckiego ou. W pierwszym wypadku mielibymy do czynienia z eutopiš (dobrym miejscem), w drugim outopiš (miejscem, którego nie ma). Utopia była, oczywicie, jednym i drugim. " (Szacki, 1980, s. 10). Tomasz More wymylił słowo, marzenie o idealnym społeczeństwie jest jednak dużo starsze. Platon kilkanacie wieków wczeniej - podał pierwszš szczegółowš receptę.
Utopie to istotny składnik europejskiej tradycji kulturowej. Można je różnie oceniać, nie sposób jednak zaprzeczyć, że siła ich oddziaływania bywała ogromna (szczególnie w owieceniu i w czasach najnowszych). Tekst niniejszy kieruję do studentów medycyny. Stšd pomysł, aby opisać styk dwóch dziedzin: medycyny i utopii. Tym bardziej, że pytanie: "co utopici sšdzili o zdrowiu społeczeństw doskonałych?" - ujawnia poważny problem tkwišcy głęboko w strukturze mylenia utopijnego. Mianowicie, jak pogodzić wyobrażenie idealnego społeczeństwa z chorobš, bólem i mierciš? W idealnym państwie nie będzie nędzy i niesprawiedliwoci - ten rodzaj cierpienia (zdaniem utopistów) ludzie zadajš ludziom; jeli się ich opowiednio wychowa i zorganizuje, zniknie jedno i drugie - ale co z cierpieniem, które ludziom zadaje natura?
156
Jeli idzie o dydaktykę, temat utopii pojawia się przy omawianiu różnych koncepcji filozoficznych, nie jest jednak nigdy tematem głównym. Chciałbym uzupełnić tę lukę.
Poglšdy utopistów mogš bulwersować; szczególnie te dotyczšce kontroli narodzin, eutanazji i samobójstwa. Pragnę wyjanić, że utopici chcš zmiany radykalnej, chcš przebudować FUNDAMENT społeczeństw europejskich. Prawo rzymskie, grecki obiektywizm naukowy, etyka chrzecijańska to fundament społeczeństwa, które jest - ich zdaniem radykalnie chore. Kuracja nie może być powierzchowna. Etyka Hipokratesa jest składnikiem tego fundamentu. Nie jest dla utopistów kanonem, więtociš. Dobro wspólnoty uważajš za pierwotne wobec dobra jednostek. Liczy się doskonałoć całoci. Etyka Hipokratesa - jako etyka nakierowana na dobro jednostki - bywa w ostrym konflikcie z myleniem utopijnym.
1. ZDROWIE UTOPIAM.
W utopiach będzie mniej chorób. Utopici podajš różne zestawy chorób, które zniknš. Oto jeden z nich: podagra, chiragra, nieżyty, bóle
kulszowe, kolki, wzdęcia, wiatry (por. Campanella, 1954, s.98). Na pozostałe utopianie rzadko chorujš. W wersji najbardziej optymistycznej - "nie będzie innych chorób prócz staroci" (Dezamy, 1977, s. 270). Zdrowie to jednak nie tylko brak choroby, ale też pewne cechy pozytywne.
1) Wzrost. Mieszkańcy państw idealnych sš wysocy, a nawet bardzo
wysocy; "postawa ludzka osišgnie redniš wysokoć 7 stóp dla mężczyzn, ódpowiednio mniej dla kobiet" (por. Grabski, 1928, s.152).
2) Siła. W porównaniu ze społeczeństwem realnym "siły [...] człowieka znacznie wzrosnš" (Owem 1959, s.493).
3) Długowiecznoć. W Utopii "ludzie najdłużej 'zyjš (More, 1947, s.89). "Do stu lat, a wielu i do dwustu" (Campanella, 1954, s.97).
157
4) Witalnoć. Utopianie sš "zwinni i żwawi" (More, 1947, s.89). Kobiety "dłużej zachowujš młodoć niż nasze" (Deschamps, 1967, s.363). Społeczeństwo doskonałe usuwa zatem "przyczyny, które czyniš zbliżanie się płci mniej częstym" (Buonarroti, 1952. s.203). To spowoduje, że "Ziemia będzie znacznie bardziej zaludniona niż teraz" (Deschamps, 1967, s.376).
Utopianie - jak widać - będš rzadko (albo wcale) chorować, będš wysocy, silni, witalni i żyć będš długo. Nie powinno to dziwić. Konstruuje się społeczeństwo doskonałe nie po to, aby było gorzej. Utopici podajš jednak różne przyczyny tej poprawy. Dzielš się w tej sprawie na dwie grupy. Jest to - z wielu powodów - podział fundamentalny.
1) Jedni sšdzš, że CYWILIZACJA JEST ZLEM. Sam moment
"wejcia" w cywilizację był błędem lub nieszczęliwym trafem (różne tutaj koncepcje). Należy wrócić do stanu natury. W naturze, jak zwierzę jest chore, to ginie. Cryli znika choroba. Cywilizacja i choroba to jedno. Cywilizacja jest chorym stanem. Gdy tylko ludzkoć powróci do stanu natury, zniknie pojęcie choroby. "Lecznictwo zostanie prawie całkowicie zniesione" (Dezamy, 1977, s.137). Ludzie z natury chorowici wymrš, żyć i mieć potomstwo będš tylko ludzie zdrowi. "Nie powinno się leczyć człowieka" - pisze Platon - "który nie potrafi sam przeżyć ustalonego okresu". Bowiem "człowiek chorowity z natury [...] temu się życie nie optaca, ani jemu samemu, ani jego życie drugim - nie dla takich powinna być sztuka lekarska i nie trzeba ich leczyć" (Platon, 1958, s. 172).
2) CYWILIZACJA NIE JEST ZŁEM. "Wejcie w cywilizację" nie było błędem. Nie popełniono - jak sšdzili tamci - błędu strategicznego, popełniono jednak mnóstwo błędów taktycznych. Skumulowały się one i osišgnęły masę krytycznš. Utopista to widzi i zna sposób naprawy. Dostrzega chorobę i zna receptę. Trzeba wszystko radykalnie lepiej ZORGANIZOWAĆ. Utopista nie zrywa z całym dorobkiem cywilizacji. Traktuje go wybiórczo. W tym podejciu "lecznictwo nie jest zniesione", przeciwnie, jest - jego
158
zdaniem - lepiej zorganizowane.
Następny rozdział będzie próbš omówienia przyczyn polepszenia zdrowotnoci, co do których zgadzajš się utopici z pierwszej i drugiej grupy.
2. ZDROWE OTOCZNIE PRZYRODNICZE I SPOŁECZNE.
Z.I. Klimat, kaprysy pogody, zwierzęta.
Utopici, którzy nie pragnš reformować konkretnego społeczeństwa (mogš zatem dowolnie wybierać miejsce, w którym chcieliby widzieć społeczeństwo doskonałe) decydujš się zazwyczaj na "wyspę o niebie pogodnym i zdrowych wodach" (Mably, 1956, s.95). Zdrowy, umiarkowany klimat jest więc warunkiem wstępnym. Ci natomiast, którzy chcieliby, aby konkretne społeczeństwo (albo cała ludzkoć) stało się społeczeństwem doskonałym wykazujš dużš pomysłowoć: "przekształca się w ziemie uprawne spalone słońcem pustynie, nawet Saharę". następuje zatem "zmiana warunków klimatycznych poprzez jednolitš uprawę roli na całym globie ziemskim" (Dezamy, 1977, s.242, 244). "Petersburg, Ochock będš miały klimat taki, jakim dzi cieszš się Lombardia i Wenecja" (por. Grabski, 1928, s.153). Jeli nawet nie uda się poprawić klimatu, to zło jakim sš "kaprysy pogody całkowicie zniknie", gdyż np."wszystkie prace rolne będš wykonywane pod ruchomymi i nieprzemakalnymi namiotami, które będš odpowiednio ogrzewane i wentylowane" (Dezamy, 1977, s.145), a ulice zamieniš się w "galerie zimš szczelnie zamknięte i dobrze ogrzewane za pomocš kaloryferów, latem za wietrzone za pomocš wentylatorów" (Dezamy, 1977, s.104). W myli utopijnej daje się zauważyć niechęć do wielkich miast (szczególnie od XVIII wieku). Niezdrowe miejskie powietrze przestanie być problemem, ponieważ "nie będzie wielkich miast, niepostrzeżenie kraj pokryje się wioskami zbudowanymi w miejscowociach najzdrowszych" (Buonarroti, 1952, s.204). Niechęć do wielkich miast połšczona jest z sympatiš do przyrody. "Pałace otoczone ogrodami, parkami"
159
(Owen, 1959, s.486). Utopianie "z wielkim zapałem je pielęgnujš" (More, 1947, s.52). Prryroda (natura) nie jest jednak dzika; jest oswojona, uczłowieczona. "Burze, huragany, trzęsienia ziemi - we wspólnocie pełnej harmonii nigdy nie trzeba się będzie obawiać żadnych tego rodzaju nieszczęć, [...] także i wulkany przestanš być niezwyciężone" (Dezamy, 1977, s.288-289). Niektórzy utopici postulujš wytępienie zwierzšt drapieżnych. Na żiemi pozostałyby, na przykład, tylko zwierzęta trawożerne, podległe (udzidm. Znikajš zatem niepotrzebne lub szkodliwe zwierzęta, znikajš niepotrzebne
roliny; wiat bez insektów, bez drapieżników i bez chwastów. Kula ziemska zamienia się w zadbany ogród o łagodnym klimacie.
2.2. Zdrowe mieszkania, czystoć, ciepto.
Jak mieszkajš Utopienie? Najczęciej w identycznych mieszkaniach.
Identyczne mieszkania wyglšdajš jednak w różnych utopiach bardzo różnie. Poczšwszy od czego, co przypomina obozowe baraki, gdzie "sprzęty składać się będš jedynie z ławek, półek i stołów, gdyż dla zdrowia zamiast łóżek będš mieli tylko słomę ułożonš na podwyższeniu z desek, wzdłuż i po obu bokach wspólnych sal" (Deschamps, 1967, s.375), skończywszy na luksusowych osobnych apartamentach. W mieszkaniach - jakkolwiek będš wyglšdały zawsze panuje najbardziej skrupulatna czystoć. Zapewnia to np. "system kanalizacji i akweduktów" (Dezamy, 1977, s.105). Brud w utopiach nie istnieje. Utopie sš czyste nie tylko moralnie, ale i lirycznie.
Nikt w mieszkaniach nie marznie ani się nie przegrzewa, mieszkania
bowiem sš na różne sposoby - tutaj wielka pomysłowoć - ogrzewane i chronione przed upałem. W ujęciu najprostszym "piece porodku wspólnych sal utrzymywać będš pożšdane ciepło, drzewa bowiem będzie zawsze pod
dostatkiem"; tak, że nawet "szyby będš im niepotrzebne" (Deschamps, 1967, s.375).
160
2.3. Ubrania, higiena osobista.
Utopici nie lubiš mody. Ta wspólna niechęć wynika stšd, że moda to połšczenie dwóch cech - w ich pojęciu - bardzo szkodliwych: indywidualizmu i małostkowoci. Utopista żyje wielkš ideš i nie lubi ludzi, którzy chcš żyć "małš ideš" i chcš - co gorsza - się w ten sposób wyróżnić. Złem w oczach utopisty - jest sama chęć wyróżnienia się, tym większym złem jest chęć wyróżnienia się "lekkomylnociš i fatałaszkami". Projektujšc dla Utopian strój należy zatem "mieć na względzie zdrowie i rozwój organizmu, a nie modę i lekkomylnoć" (Buonarroti, 1952, s. 207). Jaki strój jest zdrowy? Jedna wspólna odpowied: "czysty". Dbałoć o czystoć odzie'zy jest tak ważna, e bywa zinstytucjonalizowana: "zrównowaeni starcy czuwajš nad czystociš pocieli i odzieży" (Campanella, 1954, s.71). Nie tylko ubrania, ale też ciała powinny być czyste. Utopianie - w wersji najprostszej - powinni mieszkać tam "gdzie wody sš w wielkiej obfitoci", co umożliwi "wspólne kšpiele" (Dom Deschamps, 1967, s.380). W wersji bardziej wyrafinowanej urzšdza się "na sposób rzymski łanie". Sš tam "olejki i inne tajemnicze rodki" (Campanella, 1954, s.99).
Warto podkrelić dwie sprawy. Po pierwsze, na długo przed odkryciami Pasteur'a utopici podejrzewali, że w brudzie "czajš się" choroby. Stšd powtarzajšca się myl, że zachowanie higieny radykalnie poprawi zdrowotnoć. Z drugiej strony trzeba odnotować zmianę kryterium czystoci. Campanella, utopista żyjšcy w XVl wieku, twierdził, że aby zachować doskonałš czystoć, wystarczy zmieniać ubrania cztery razy w roku (posiadać cztery ubrania) i prać je raz w miesišcu. Ubranie miało być, co więcej, obowišzkowo białe.
2.4. Zdrowe pożywienie.
To temat pasjonujšcy utopistów. Prawie każdy podaje dokładne spisy potraw nakazanych i zakazanych. Tak jak w sprawie mody jest pełna zgodnoć,
tak tutaj utopici dzielš się na dwa obory. Jedni sšdzš, że "prostota i duchowi
161
i ciału zdrowie przynosi (Platon, 1958, s. 167). A zatem utopianie jedzenie proste i mniej więcej jednakowe spożywać będš w umiarkowanej iloci. "Nie używaliby ani mięsa, ani ryb, ani soli, ani korzeni, ani żadnych napoi wyskokowych" (Deschamps, 1967, s.381). "Zbytek" - natomiast - "w jedzeniu i piciu obowišzani sš tępić surowo naczelnicy, sami służšc przykładem skromnoci" (Morelly, 1953, s.131 ). Wyrana w tej grupie niechęć do przypraw i przekonanie o ich chorobotwóczych właciwociach. Inni pragnš, aby poiłki w społeczeństwie doskonałym były możliwie różnorodne - "obfitoć wybornych i najdroższych dań widnieje na każdym stole" (Dezamy, 19?7, s.110). Opisujš oni szczegółowo skomplikowane sposoby przygotowywania i podawania posiłków. Ich zdaniem różnorodnoć służy zdrowiu. Wspólna dla wszystkich utopistów jest myl, że przejadanie się jest szkodliwe, oraz że posiłki powinny być przygotowywane i spożywane w czystoci. Ze wszystkich utopii wykluczony jest tytoń, tabaka i narkotyki. Z alkoholem inaczej; od pełnej aprobaty u Fouriera, przez ostrożne, zależne od wieku dawkowanie u Campanelli, aż do zupełnego wykluczenia u np. Deschamps'a.
2.5. Ład społeczny.
Utopici majš całociowe widzenie społeczeństwa. Pragnšc
doskonałoci nie mogš zajmować się tylko fragmentem, doskonałoć jest albo w całoci, albo nie ma jej wcale. Patrzš na społeczeństwo z góry, jakby z lotu ptaka. Cóż widzš? Otóż w społeczeństwie realnym panuje "bezład powszechny". "Lud staje się masš kaprynš, bezrozumnš, hałaliwym zbiorowiskiem mnogoci sprzecznych aspiracji i uczuć, których wrzenie jest gwałtowniejsze od wzburzonych fal morskich" (Morelly, 1953, s.71). Ten "powszechny bezład" przenosi się do ludzkiego wnętrza. Ludzie zatem w takim społeczeństwie - "to istoty nieskoordynowane, pełne sprzecznoci i bezsensów" (Owen, 1959, s.489). Natomiast społeczeństwo doskonałe przypomina ład Kosmosu. Zmiany sš tam tak spokojne i regularne, że przy
162
pominajš ruchy ciał niebieskich. "Periodycznoć jest podstawowym prawem [...), a regularny tryb 'zycia jest potrzebny dla zdrowia" (Dezamy, 1977, s.265). Ludzie przedstawiajš tam "zwarty obraz ładu, piękna, harmonii" (Owen, 1959, s.489).
2.6. Brak kłopotów.
Utopici radykalnie ograniczajš, bšd likwidujš sytuacje, w których dšżenia Utopian napotykajš na nieprzekraczalne przeszkody. Chcš też ograniczyć siłę samych dšżeń. Zbędne sš w społeczeństwie doskonałym stany silnego napięcia emocjonalnego. Nie ma powodu, aby ludzie się denerwowali i nie ma powodu, aby na czym bardzo im zależało. Bo i na czym, skoro "wszystko jest na swoim miejscu", skoro wszystko jest doskonałe? Doskonałoć to stan, który nie wymaga zmiany. Można rozróżnić dwa podejcia: jedni pragnš zlikwidować tylko te stany silnego napięcia emocjonalnego, które majš dla doznajšcego zabarwienie ujemne. Nie majš natomiast nic przeciwko nawet bardzo silnym wzruszeniom w dniach np. "wišt państwowych" (co ciekawe, większoć dotyczy - można tak to ujšć - czczenia siebie samego; nie czci się bowiem adnej więtoci zewnętrzej, doskonałoć społeczna w dni wišteczne czci sama siebie). Inni pragnš zmniejszyć siłę wszelkich wzruszeń, a nawet zlikwidować wzruszenia w ogóle. Dni odwiętne sš ich zdaniem zbędne, bo każdy dzień w doskonałoci jest równie doskonały.
Mniejsza będzie również liczba potrzeb. Ludzie w społeczeństwie realnym potrzebujš mnóstwa nieistotnych, zbędnych rzeczy. W utopii takie potrzeby zniknš, za to przedmiotów do zaspokojenia potrzeb istotnych nigdy nie zabraknie. Utopianie sš w stosunku do otoczenia mniej zaborczy, mniej agresywni. Znika chciwoć, pożšdliwoć, zazdroć (rys stoicki). "Nie oni służš rzeczom, a rzeczy im" (Campaneiia, 1954, s.8i). Chciwoć i pożšdliwoć znikajš - między innymi - dlatego, że w otoczeniu, w którym żyjš, te cechy sš niepotrzebne. Albo znika własnoć prywatna (która - zdaniem utopistów
163
stworzyła i utrzymywała te cechy), albo, jeli nawet własnoć pozostaje, nikomu nie brakuje "rzecry niezbędnych, ani tych, które sprawiajš przyjemnoć" (Campanella, 1954, s.77). Znikajš różne drobne obawy, kłopoty zwišzane z życiem codziennym. "Nikt nie kłopotałby się o nocleg i dach nad głowš. Nikt nie miałby kłopotu z wyżywieniem i ubraniem siebie i swoich dzieci" (Meslier, 195.5, s.347). Znika również pycha, próżnoć, potrzeba podkrelania własnej, indywidualnej wartoci. Utopianie nie sš ambitni kolejna przyczyna "silnych napięć". Znika niepokój o przyszłoć materialnš, jak też niepokój o pozycję w społeczeństwie. Albo nie ma w społeczeństwie pozycji lepszych i gorszych (pełna równoć), albo, jeli nawet sš, nie jest możliwe, aby "wczorajszy bohater był całkowicie niepewny, czy jutro nie będzie pokonany" (Dezamy, 1977, s.264). Hierarchia opiera się bowiem na istotnych i bezbłędnie rozpoznanych cechach. Szczytem hierarchii bezbłędnych rozpoznań jest sam utopista.
Nie będzie również nieszczęliwie zakochanych. Utopianie w ogóle się nie zakochujš, albo - jeli nawet co takiego się przydarzy - nie sš możliwe zawody miłosne (np. wszystkie kobiety sš podobne, łatwo znaleć pocieszenie). Zastanawia powaga z jakš utopici traktujš tę sprawę. Dostrzegajš tutaj istotne zagrożenie? Czyżby obawiali się destrukcyjnej siły miłoci?
2.7. Praca.
W społeczeństwie realnym jest wiele prac szkodliwych dla zdrowia.
W społeczeństwie doskonałym prace te sš bšd zlikwidowane, bšd radykalnie ograniczone. W utopiach praca nie szkodzi zdrowiu. Staje się lekarstwem, rodkiem wzmacniajšcym. Staje się lekarstwem na dwa sposoby: wzmacnia słabe jednostki, albo wzmacnia całoć eliminujšc słabe jednostki.
W większoci utopii wprowadzony jest powszechny obowišzek pracy. Zawarta jest tutaj pewna intuicja sprawiedliwoci: "kto nie pracuje, ten nie je" i - zarazem - jest to broń przeciw lenistwu. Co jednak zrobić ze starcami
164
i ludmi chorymi? Utopistom trudno pogodzić się z mylš, że kto - nawet najbardziej dotknięty przez los - może mieć co za nic. Być zbyt łagodnym, to dopucić wiele wyjštków. W końcu każdy leń może udawać chorego. Człowiek chory w utopiach jest podejrzany; "jeli kto pluje lub charcze przynosi mu to wielki wstyd, gdyż [utopianie] twierdzš, że jest to oznaka niedostatecznych ćwiczeń albo opieszałoci i lenistwa, albo nadużywania napojów" (Campanella, 1954, s.98). Choroba może być zatem przejawem
chytroci, lenistwa, bšd słabego charakteru. Może być nawet traktowana jako działanie kontrrewolucyjne ("udajesz, bo chcesz popsuć harmonię spotecznš"). Należy dać choremu szansę. Powinien móc udowodnić, że jest naprawdę chory. Jeli nie zwolni się go z pracy, a on umrze, udowodni swojš uczciwoć. Jest to poglšd Platona, Deschamps'a i z pewnymi zastrzeżeniami Campanelli.
Przypomina próbę wody stosowanš wobec czarownic. Przeważnie utopici
sš bardziej wyrozumiali wobec chorych; godzš się, aby chory mógł uzyskać zwolnienie z obowišzku pracy. Zwolnienia daje się jednak niechętnie i z licz
nymi zastrzeżeniami.
2.8. Czystoć obyczajów. Choroby płciowe.
W utopiach (z jednym wyjštkiem ) "nie będzie istnieć prostytucja ani
miejsca owych nieczystych rozrywek" (Dezamy, 1977, s.210). Utopianie zatem "nie znajš żadnych domów rozpusty, żadnych zakładów uciechy, żadnych
wszetecznic sprzedajnych, ani niczego podobnego" (Bacon, 1954, s.107). Utopici wymieniajš również liczne inne rozrywki, które będš zakazane.
Zakazane mogš być np. zabawy i tańce, zakazane mogš być np. wszystkie gry,
które rozgrywa się na siedzšco*.
W społeczeństwie doskonałym nie ma rozwišzłoci. "Nie będzie już powodu do czynów występnych na tle życia seksualnego" (Owem 1959, s.468).
* Chodzi zapewne o to, że w gry hazardowe gra się przeważnie
na siedzšco, a w gry majšce na celu sprawnoć fizycznš na stojšco.
165
Tam - na przykład - gdzie panuje wspólnota kobiet, niemożliwe jest cudzołóstwo. Znikajš zboczenia seksualne. "Nie można u nich spotkać ani gwałtów, ani kazirodztwa" (Campanella, 1954, s.64).
Uzdrowienie intymnych kontaktów międzyludzkich ma wiele przyczyn. Na przykład: upodobnienie kobiet, łatwoć nawišzywania kontaktów, tak, że "pożšdania wszystkich mężczyzn zwracałyby się tylko ku kobietom" (Deschamps, 1967, s.326), odpowiednia organizacja instytucji małżeństwa, dozór wychowawców w okresie dojrzewania (wychowawcy np. obserwujš młodzież podczas ćwiczeń i pozwalajš nadpobudliwym i przedwczenie rozwiniętym na zbliżenia), itp... Wszystko to razem spowoduje, że "choroby płciowe zostanš w krótkim czasie zwalczone" (Owen, 1959, s.468).
2.9. Zdrowa rodzina, zdrowe dzieci.
Okrelenie rodziny jako "podstawowej komórki społecznej" nie pasuje do utopii. Przeciwnie. To, że tradycyjna rodzina jest podstwš społeczeństwa psuje - zdaniem utopistów - społeczeństwo, czyni społeczeństwo chorym. W rodzinie, jak w soczewce, koncentrujš się wady społeczeństwa realnego i odwrotnie, tradycyjna rodzina jest fundamentem zła społecznego; egoizm, ograniczenie, zamknięcie, wojna wszystkich ze wszystkimi. Rodzina twierdzš, następna rodzina następnš twierdzš i tak dalej. Zamiast naturalnego braterstwa między ludmi nieustana wojna między rodzinami. Dlatego utopici konsekwentnie zwalczajš tradycyjnš rodzinę. Konstruujš nowe modele. Sš trzy utopijne modele rodziny:
1) Całe społeczeństwo ma być jednš wielkš rodzinš, nie ma rodzin mniejszych (tzw. wspólnota kobiet). Jeli przyjšć, że rodzina jest podstawowš komórkš społecznš, społeczeństwo staje się - w takim wypadku - organizmem jednokomórkowym.
2) Rodzina jest strukturš otwartš. Traci w stosunku do państwa autonomicznoć. Powstaje nowy typ urzędnika państwowego - "ojciec".
166
Ojciec jest w swojej pracy kontrolowany i rozliczany przez urcędników wyżej od niego stojšcych w hierarchii. Rodzina pozostaje podstawowš jednostkš społecznš, przestaje jednak być komórkš (traci "błonę komórkowš"); rodzina upaństwowiona.
3) Rodzina jest czysto prywatnym zwišzkiem miłosnym; łatwa rozwišzywalnoć, zakaz wychowywania dzieci (rodzice obowišzkowo oddajš dzieci do państwowych domów wychowawczych). Rodzina pozostaje komórkš, nie jest jednak ani społeczna, ani podstawowa.
Dzieci "rodzić się będš na pewno zdrowsze, silniejsze, z mniejszš grobš dla 'zycia swych matek" (Deschamps, 1967, s.367). W zależnoci jednak od przyjętego modelu rodziny różne byłyby tego przyczyny. W modelu pierwszym państwo np. odpowiednio organizuje zapładnianie. Tutaj, z kolei, sš dwa rozwišzania (dwa pomysły na hodowlę ludzi): elitarne Platona i egalitarne Campanelli. "Trzeba" - pisze Platon - "żeby najlepsi mężczyni obcowali z najlepszymi kobietami jak najczęciej, a najgorsi z najlichszymi jak najrzadziej i potomków z tamtych par trzeba chować, a z tych nie" (Platon, 1958, s.263). Campanella natomiast chciałby, żeby urzędnicy dobierali partnerów w ten sposób, "aby z pożytkiem dopelniali się obopólnie", czyli np. "niewiasty rosłe i urodziwe z mężczyznami silnymi i ochoczymi, niewiasty otyłe z mężczyznami chudymi, a szczupłe z otyłymi" (Campanella, 1954, s.73). Nikt - albo prawie nikt - nie jest zatem odtršcony.
W drugim i w trzecim modelu opieka państwa rozpoczyna się nieco póniej. Nie od zapłodnienia, a od momentu rodzenia. Położnictwo jest organizowane przez państwo; "wzrastać będzie liczba akuszerów i akuszerek, [...] wydzieli się także specjalne sale dla kobiet ciężarnych" (Dezamy, 1977, s.271 ).
Utopici wielkie znaczenie przywišzujš do karmienia piersiš. Niektórzy zdajš się traktować to jako rodzaj panaceum. W modelu pierwszym i trzecim dzieci zaraz po urodzeniu sš matkom odbierane; następnie żywione,
167
pielęgnowane i wychowywane w przeznaczonych do tego specjalnych domach. Matki odwiedzajš dzieci i karmiš je piersiš. Sš utopie, w których matki karmiš dziecko wskazane przez urzędnika. Jeli matka nie ma pokarmu, urzędnicy "starajš się też o inne kobiety majšce pokarm" (Platon, 1958, s. 265) i organizujš zbiorowe karmienie piersiš. W wersji radykalnej "nie będzie kobiet, które nie byłyby karmicielkami bšd dzieci, bšd STARCÓW (podkrelenie moje) - wzmacnialiby się oni i odmładzali ich mlekiem" (dom Deschamps, 1967, s.368). W modelu drugim (rodzina upaństwowiona) dzieci dorastajš w domu rodziców, matka jednak "bez wyranych dowodów słaboci, nie będzie mogła zwolnić się od karmienia piersiš" (Morelly, 1953, s.140). Jest to - jak widać - obowišzek zawodowy.
Dzieci sš zatem zdrowe i silne. Ze zdrowych i silnych dzieci wyrasta
zdrowa i silna młodzież. Utopici dużo uwagi powięcili temu zagadnieniu. Pojmowali kształcenie i wychowywanie młodzieży bardzo szeroko. Łšczyli
zdrowie ciała ze zdrowiem duszy, a zdrowie duszy z dokładnym
i bezkonfliktowym przyleganiem do całoci społecznej.
2.10. Ogólny poglšd utopistów na przyrodę. Podsumowanie.
2.10.1. Natura jest plastyczna. Można nad niš zapanować. Utopici sš optymistami. Stšd - między, innymi - ich aktywizm. Można radykalnie zmienić kształt społeczeństwa, można też radykalnie przekształcić przyrodę. Zdajš się nie wiedzieć, że przyroda stanowi skomplikowany system, że sš w nim wielorakie powišzania i zależnoci; wystarczy wyjšć cegiełkę i gmach się chwieje (ekosystem, łańcuch pokarmowy). Optymizm połšczony z brakiem wiedzy o złożonoci wiata powoduje, że sš rewolucjonistami: pragnš zmiany szybkiej i zupełnej. Nasuwa się tutaj analogia. Podobny stosunek do przyrody w XX - wiecznych państwach totalitarnych: wybijanie wróbli w Chinach, projekty przesunięcia biegu rzek syberyjskich i nawodnienia pustyń w ZSRR.
168
2.10.2. Natura jest przeciwnikiem człowieka. Trzeba z niš wałczy. pokonać i ujarzmić. Skoro ludzie majš żyć bezkonfliktowo, to cała energia
negatywna, cała konfliktowoć skierowana jest na zewnštrz. Skoro wsryscy ludzie sš braćmi, wrogiem jest prryroda. Być może, w jaki stopniu, jest to pomysł socjotechniczny: wzmocnienie więzi grupowej przez znalezienie
wspólnego wroga.
2.10.3. W efekcie tej walki prryroda jest pokonana; pozbawiona "kłów
i pazurów" staje się składnikiem harmonii społecznej. Prryroda otaczajšca społeczeństwo idealne staje się do niego podobna; nie dzika, pełna konfliktów, walk i wzajemnego pożerania się, a łagodna, uporzšdkowana, oswojona. Jak twórca utopii zdaje się panować nad ludmi, tak ludzie - jakby w nagrodę
dostajš władzę nad przyrodš:
2.10.4. Zdrowe otoczenie społeczne. Rysujš się tutaj dwie tendencje. Powrót do stanu natury, który utopici wyobrażali sobie jako prosty, surowy i dlatego zdrowy. Druga: nie rerygnuje się z dorobku cywilizacji, pragnie się tylko radykalnie lepiej ws~~~stko =orgarri~ować. Zwolennicy powrotu do stanu natury chcš, aby mieszkania, ubrania i jedzenie były maksymalnie uproszczone; wspólne baraki, jeden rodzaj ubrań, woda, chleb i nieliczne dodatki. Zwolennicy radykalnego poprawiania cywilizacji godzš się na większš różnorodnoć i złożonoć.
3. SZTUKA LEKARSKA W UTOPIACH 3.1. Organizacja lecznictwa.
Utopici, którry pragnš zerwać z cywilizacjš sšdzš, że w stanie natury choroby zniknš i - w zwišzku z tym - ludzie żyć będš "zdrowo, ale bez lekarzy (Deschamps, 1967, s.358). W społeczeństwie doskonałym nie będzie więc ani specjalnej wiedzy medycznej, ani wyodrębnionego zawodu - lekarz; "wszyscy
AKADEMIA MEDYCZNA W BIAŁYMSTOKU by przeprowadzać na ludzkim ciele łatwe zabiegi chirurgiczne, jedyne jakie będzie się przeprowadzało. Gdyby zdarzały się trochę trudniejsze, pozostawiano by je naturze" (Deschamps, 196?, s.387). Pozostali utopici - ci, którzy chcš rewolucjonizować cywilizację - sšdzš, że zarówno wiedza medyczna jak i lecznictwo pozostanie, i - co więcej - będzie
to wiedza doskonalsza, a lecznictwo sprawniejsze.
1 Jak zatem wyglšda utopijna służba zdrowia?
Jest to - przede wszystkim - odgórnie, solidnie zorganizowane lecznictwo państwowe. Wg Campanelli lecznictwem zajmuje się jeden z trzech zastępców władcy. "Minister zdrowia" to zatem jeden z trzech najważniejszych ministrów!
Lecznictwo jest powszechne. Obejmuje równomiernie całe terytorium. Utopie majš bowiem zwykle cile jednolitš, proporcjonalnš strukturę. Miasta (czy wioski) sš jednakowej wielkoci, w każdym mieszka tyle samo mieszkańców, w każdym jest również tyle samo lekarzy. Możliwe sš też okresowe koncentracje: "jeżeli jedna częć kraju nawiedzona zostanie zarazš [...] inne częci powezmš rychłš o tym wiadomoć i przylš pomoc" (Winstanley, 1959, s.178).
Państwo utopijne zdecydowanie ingeruje w prywatne życie obywateli. Prywatnoć w większoci utopii nie istnieje. Prywatnoć bowiem - zdaniem utopistów - wišże się z egoizmem; egoizm z kolei jest swoistš chorobš natury
ludzkiej (jest - jak piszš utopici - sprzeczny z naturš); jest przycznš większoci - jeli nie wsrystkich - konfliktów i wojen (w jaki sposób ludzie, z natury altruici i istoty społeczne, przekształcili się w egoistów i stróżów prywatnoci to odrębne zagadnienie). Likwidacja egoizmu to uzdrowienie natury ludzkiej.
Utopista nie szanuje zatem prywatnoci, przeciwnie, zwalcza jš. Jeli na przykład - uważa, że dokładne przeżuwanie posiłku służy zdrowiu,
ustanawia urzędnika, który chodzi po sali jadalnej i sprawdza, czy wszyscy
dokładnie przeżuwajš. Utopijne lecznictwo państwowe jest więc nie tylko
1?U
powszechne, ale te sięga głębiej. Lekarze majš dużo większe uprawnienia, inaczej mówišc, duo większš władzę. Majš prawo nie tylko zalecać, ale też NAKAZYWAĆ kurację. W niektórych utopiach lekarze decydujš, kto z kim ma płodzić dziecko, kto może zawierać małżeństwo albo co wolno komu jeć. Nie poszczególny utopianin decyduje, że nie będzie, na przykład, używał ostrych przypraw. Naczelnik służby zdrowia decyduje za wszystkich. Ostre prryprawy znikajš z państwa doskonałego.
3.2. Szpitale, domy starców.
Poczšwszy od Tomasza More'a, który zaplanował "na obwodzie miasta
w pewnej odległoci od murów cztery szpitale tak obszerne, że robiš wrażenie jakby małych miasteczek" (More, 1947, s.63) prawie wszyscy utopici opisujšniekiedy szczegółowo - specjalne domy dla chorych. Zawsze zbudowane na uboczu i zawsze "przestronne i wygodne" (Moreny, 1953, s.126). Dowiadczeni lekarze pielęgnujš tam chorych z takš troskliwociš, "że chociaż nikogo nie wyprawia się do szpitala wbrew woli, każdy jednak woli, niż w domu" (More, 1947, s. 64). Tym bardziej, że szpitale sš obszerne, a chorych jest niewielu. To, że szpitale budowane sš na uboczu, utopici tłumaczš względami zdrowotnymi.
Podobnie domy starców; również budowane na uboczu i również
okazałe. Odgrywajš one w utopiach ważnš rolę. Jest ich dużo więcej niż
w społeczeństwie realnym. Główna przyczyna jest prosta. Starcy w większoci
utopii nie majš rodzin; skoro matka wkrótce po porodzie ma obowišzek oddać dziecko do państwowego domu wychowawczego, to nic dziwnego, że dorosłe dziecko nie chce albo nie może opiekować się starymi rodzicami (często zresztš ich nie zna). Nie rodzina, a państwo opiekuje się starcami. Utopici opisujš szczegółowo jakim to "wspaniałym cudem poród tylu innych cudów będzie owo miejsce zamieszkania dla starców" (Dezamy, 1977, s.271 ), ("oranżerie, cieplarnie, ogród botaniczny, cieplice, specjalna biblioteka, instrumenty
171
muzyczne, przyrzšdy fizyczne a także wsrystkie gry, wszelkie możliwoci prryjemnej rozrywki" (Dezamy, 1977, s.270)). Odnosi się wrażenie,
że otaczajšc starców luksusem i zabawkami chcš ukryć beznadziejnoć samotnej staroci. Staroci pozbawionej wnuków i perspektywy transcendentnej; w większoci utopii bowiem jedynym sensem życia ludzkiego jest sama utopia. Co więcej, domy dla starców budowane sš w "odosobniónych miejscach". Może w ten sposób chcš usunšć z oczu utopian staroć, umieranie
i mierć; jedynš- ich zdaniem - skazę na doskonałoci?
3.3. Utopijne lekarstwa i wiedza medyczna.
Utopici - jeli opisujš stosowanie leków - opisujš stosowanie leków niezwykłych, cudownych. Sš to leki doskonałe; działajš - podobnie jak recepta utopisty na uzdrownienie społeczeństwa - szybko i skutecznie. Sš trzy rodzaje leków. Najszersza kategoria to leki naturalne. Często nieznane owoce i zioła. Trzeba podkrelić, że utopici majš wielkie zaufanie do ziół. W utopiach "powrotu do stanu natury" sš to jedyne lekarstwa. Następna kategoria: różne pigułki i płyny. W utopiach jest bardzo dużo "cudownych wynalazków", wród nich pigułki leczšce wszystko albo prawie wszystko (szkoda, że żaden utopista nie podaje szczegółowej receptury). Wreszcie, trzeci rodzaj: różne - mniej lub bardziej - magiczne sposoby. Kilka przykładów: "dłuższe goršczki leczš przez nagły przestrach", "chorobom wenerycznym zapobiegajš często obmywajšc ciała winem i nacierajšc wonnymi olejkami, "jeli gwiazdy wróżš komu nieszczęcie zamykajš go do białego pokoju skropionego wonnociami i octem z róży; zapalajš tam siedem wiec, oraz wszczynajš wesołš muzykę i pogodne rozmowy, aby rozproszyć zarodki nieszczęcia" (Campanelia, 1954, s.98 i s.123).
Wiedza medyczna nie jest szczegółowo opisywana. Daje się jednak zauważyć tendencja do łšczenia cudownych, magicznych sposobów leczenia z upowszechnieniem recept zdroworozsšdkowych; takich np., że jedzenie powinno być proste, że nie należy się objadać i nale'ry przestrzegać higieny. 172
W państwach doskonałych przestrzeganie takich recept sianie się powszechnym prawem. Wyłšczony (albo drugorzędny) jest ten fragment wiedzy medycznej, który wišże się z tradycyjnie pojętymi zdobyczami nauk medycznych. Odcięty' jest zatem rodek, wzmocnione zostajš skrajnoci: wiedza potoczna i rodki magiczne. Utopijna medycyna to medycyna cudownie skuteczna. To co robiš lekarze w realnym społeczeństwie, nie wydaje się cudowne, ludzie bowiem choć sš leczeni - chorujš i umierajš.
Można zaryzykować twierdzenie, że utopici byli prekursorami tzw.
medycyny alternatywnej, która zastosowana odgórnie (obowišzkowo) miała w znacznym stopniu poprawić zdrowie społeczeństwa. Nie to jednak było głównym lekarstwem utopistów. Mieli oni innš "cudownš broń" przeciw chorobom. Charakterystyczny i prekursorski wydaje się być tutaj poglšd Platona: "gdy wychowanie stoi le, zaczynajš być poszukiwani lekarze" (Platon, 1958, s.167). Jeli wychowanie stoi dobrze - a jest to cecha wszystkich utopii - to "w żadnym kraju medycyna nie jest mniej potrzebna niż u nich" (Morus, 1947, s. 91). GŁÓWNYM LEKARSTWEM UTOPISTÓW JEST ii
ZATEM SAMA RECEPTA NA SPOŁECZEŃSTWO DOSKONAŁE. Zdrowie traktowane jest jak fragment większej całoci. Składnikami zdrowia jest
zdrowy tryb życia (praca, proste jedzenie, brak u'zywek, rozpusty), zdrowe rodowisko przyrodnicze (zdrowy klimat) i społeczne (brak zmartwień, silnych napięć). Utopici wydajš się być zatem nie tylko prekursorami medycyny alternatywnej, ale też prekursorami medycyny holistycznej. Wpisane jest to niejako w strukturę mylenia utopijnego. Całe społeczeństwo ma być doskonałe, a nie tylko częć. Stšd szukanie rozwišzań całociowych, załatwiajšcych problem dokładnie, raz i na zawsze. Jak stworzy się ZDROWE społeczeństwo, to i ludzie będš zdrowi. Najważniejszym zatem - a bywa, że jedynym - lekarzem w utopiach jest sam utopista. On bowiem projektuje stan harmonii; a stan harmonii (między ludmi) radykalnie wzmacnia - jego zdaniem - siłę społeczeństwa do walki z chorobami.
173
4. UTOPICI WOBEC PROBLEMU MIERCI.
4.1. Zwalczanie lęku przed mierciš.
Jest jedna nielikwidowalna i niewyleczalna choroba - mierć. Żaden utopista nie posuwa się do tego, by mieszkańców tego "raju na ziemi" - jak pisze o państwie doskonałym jeden z nich - uniemiertelnić. mierć jestskazš na doskonałoci. Czy można zmniejszyć tę skazę? Czy można np. zmniejs`zyć (zlikwidować?) lęk przed mierciš? "Aby rodzaj ludzki osišgnšł szczęcie, konieczne jest [...] nie bać się mierci" (Owen, 1959, s.451 i s.454). Utopici,
którzy dostrzegajš ten problem, próbujš znaleć rozwišzanie. Oto - wydaje się cztery najważniejsze pomysły.
1) Można zało'zyć, że człowiek jest zdolny bać się mierci tylko wtedy, gdy odczuwa siebie jako co indywidualnego i zarazem zdaje sobie sprawę, że on, jako indywiduum może umrzeć. Jeli to prawda, to w utopiach kolektywistycznych, w zależnoci - oczywicie - od stopnia kolektywizmu, ludzie sš mniej zdolni do lęku przed mierciš. Jeli jednostka odczuwa siebie jako czšstkę kolektywu, nie ma powodu lękać się mierci. Człowiek umiera, wspólnota żyje dalej. Niektórzy sšdzš, że ludzkoć jest niemiertelna. Człowiek odczuwajšcy siebie jako czšstkę ludzkoci staje się niemiertelny.
Lękamy się nie tylko własnej mierci. Boimy się (martwimy się),
że umrš ludzie nam bliscy. Pewien typ kolektywizmu likwiduje i tę skazę.
Skoro całe społeczeństwo ma być jednš rodzinš, czyli wszyscy sš sobie RÓWNIE bliscy, człowiek "nie traciłby nic na skutek mierci innego człowieka. Nie miałby więc żadnej przyczyny do żalu. "Bowiem" płaczemy nie nad zmarłym, lecz nad sobš, nad tym, co w nim tracimy" (Dom Deschamps, 1967, s. 390).
2) "Starcy aż do mierci, która przyjdzie niespodziewanie dla nich [...] pracować będš wedle swoich zdolnoci, a największa dbałoć o wszystko,
zapewni im zawsze cel pracy, [...] a brakować go nigdy nie powinno" (Dom
174
Deschamps, 1967, s.384). Ludzie sš tak zajęci pracš, że nie majš czasu sil
mierci. Czas wolny rodzi lęki. Odebrać ludziom czas wolny, zniknie m.in. lęk
przed mierciš.
3) "Prawie wszyscy Utopianie sšdzš, że ludzi czeka po mierci
niezmierne szczęcie, dlatego ubolewajš nad chorobami, nigdy za nie opłakujš niczyjej mierci" (More, 1947, s.119).
Argument ten ma ograniczone zastosowanie. Nie we wszystkich utopiach bowiem powszechna jest wiara w niemiertelnoć duszy. Przeciwnie, od XVIII wieku przeważajš utopie, w których powszechna jest niewiara w niemiertelnoć duszy.
4) Przedłużenie życia. Nawet do 200 lat. (Campanella jest tutaj rekordzistš). Nie likwiduje to jednak - jak się zdaje - problemu mierci, a jedynie odsuwa w czasie.
4.2. Problem samobójstwa i eutanazji.
Epikur twierdził, że jeli ból jest instensywny, to jest krótki, a jeli jest długotrwały, to jest słaby. Wydaje się, że to nieprawda; sš bóle długotrwałe i intensywne. Jeli dodać do tego niemożnoć wyleczenia, ból taki staje się długotrwałym konaniem. Jak temu zaradzić? Utopici podajš proste rozwišzania. Pierwsze: "Każdy będzie mógł położyć kres swojemu życiu, jeżeli mierć wyda mu się lepsza od 'rycia" (Dom Deschamps, 1967, s.388). Drugie: "gdy z nieuleczalnš chorobš łšczš się ustawiczne cierpienia, wtedy odwiedzajš chorego kapłani i urzędnicy i wykazujš mu, że [...] winien odważnie umrzeć, niech więc z otuchš w sercu albo sam uwolni się od tego smutnego życia lub zgodzi się, by inni go wyzwolili". Tomasz More, on jest bowiem autorem drugiego fragmentu, akceptuje samobójstwo i dorzuca pomysł powszechnego
stosowania eutanazji czynnej. Lekarze (urzędnicy, kapłani) pomagajš choremu umrzeć, a nie jedynie zaprzestajš podawać leki utrzymujšce go przy życiu. Dodaje jednak: "wbrew woli nikogo nie pozbawiajš życia" (More, 1947, s. 93 i 94).
175
Społeczne przyzwolenie dla samobójstwa i zgoda na eutanazję
występuje w wielu utopiach. Jest to zarazem negacja istotnego elementu etyki chrzecijańskiej i etyki Hipokratesa. Nie powinno to dziwić. Jak pisałem
we wstępie, utopici postrzegajš - najogólniej pojęte - społeczeństwo europejskie jako radykalnie złe, chore. Greckie i chrzecijańskie podejcie do wiata
sš fundamentem tego społeczeństwa. Nie sš zatem kanonem, przeciwnie, w nich zawarty może być - zdaniem utopistów - błšd podstawowy.
5. UWAGI KOŃCOWE
5.1. Utopici postrzegajš realny wiat jako chory. Próbujš go wyleczyć. Sš zatem LEKARZAMI CHOREGO WIATA. Nasuwajš się dwie uwagi:
1) Pytanie: Czy to dobrzy lekarze? Czy nie stosujš zbyt gruboskórnych
metod. Czy - zamiast leczyć - nie umiercajš? Diagnoza jest bardzo prosta
i recepta jest bardzo prosta. W tym jej atrakcyjnoć, ale czy słusznoć?
2) Paradoks. Jeliby utopici zupełnie uzdrowili wiat, stworzyliby niebo na ziemi. Zwyczajni lekarze i... teologowie okazaliby się niepotrzebni.
Czyżby teologia i tradycyjna medycyna były sojuszniczkami, a utopizm był ich naturalnym wrogiem? Linia obrony teodycei: ten wiat MUSI być
chory, bo inaczej tamten wiat, czyli mieszkanie Boga, straciłby dla Ludzi atrakcyjnoć. Ziemia nie może być rajem, jeli niebo ma pozostać niebem.
5.2. Medycyna alternatywna, medycyna holistyczna, renesans sposobów magicznych, szamańskich, niechęć do tradycyjnie pojmowanej nauki, czyli NEW AGE i POSTMODERNIZM to współczenie silne i modne trędy kulturowe. Medycyna w utopiach, czyli medycyna wymylona przez utopistów przypomina "utopijnš medycynę" naszych czasów (o ite owe "new ago'wskie" tendencje można tak nazwać). Zastanawiajšca jest ta zbieżnoć. Otwarte
176
pozostaje pytanie, na ile jest ona przypadkowa, a na ile wynika z głębszego powinowactwa obu nurtów i czy - w zwišzku z tym - uprawnione jest
przenoszenie negatywnego, bšd pozytywnego wartociowania z jednego na drugi. W szczególnoci: czy niechęć do utopii można słusznie przenieć
na "medycynę new age'u".
5.3. Podsumowanie.
1 ) Stan zdrowia Utopian jest bardzo dobry. Co ma na to największy
wpływ? Zdrowe rodowisko przyrodnicze i społeczne - tutaj utopici sš zgodni.
Następnie - to dotyczy tylko pewnej grupy - udoskonalona sztuka medyczna i doskonała organizacja służby zdrowia.
2) Na czym polega doskonała organizacja służby zdrowia? Na centralizacji, upaństwowieniu, powszechnoci i zwiększeniu zakresu władzy.
3) Na czym polega udoskonalenie wiedzy i sztuki medycznej? Na upowszechnieniu recept zdroworozsšdkowych, leków naturalnych i sposo
bów magicznych. Przypomina to tzw. współczesnš "medycynę alternatywnš". 4) Charakterystyczne dla utopistów jest całociowe traktowanie
problemu zdrowia. Walka z chorobš to nie tylko technologia leczenia.
Przypomina to współczesne koncepcje "medycyny holistycznej". 5) W etyce lekarskiej odejcie od Hipokratesa.
BIBLIOGRAFIA
1. Bacon Franciszek, Nowa Atlantyda, Warszawa 1954.
2. Buonarroti Philippe, Sprzysiężenie równych, Warszawa 1952. 3. Campanella Tomasz, Państwo Słońca, Warszawa 1954.
4. Deschamps Dom, Prawdziwy System, Warszawa 1967.
5. Dezamy Theodore, Kodeks Wspólnoty, Warszawa 1977.
6. Grabski Władysław Jan, Karol Fourier - jego życie i doktryna, Warszawa 1928.
177
7. Mably Gabriel, Pisma wybrane, Warszawa 1956. 8. Meslier Jan, Testament, Warszawa 1955.
9. More Tomasz, Utopia, Poznań 1947.
10. Morelly, Kodeks Natury, Warszawa 1953. 11. Owen Robert, Wybór Pism, Warszawa 1959. 12. Platon, Państwo, Warszawa 1958.
13. Szacki Jerry, Spotkania z utopiš, Iskry 1980.
14. Winstanley Gerrard, Program ustroju wolnoci, Warszawa 1959.
178
ASPEKTY MORALNE ZAWODU FARMACEUTY
Stefan ROSTAFIŃSKI
Uchwalenie przez Walne Zgromadzenie Delegatów Polskiego Towarzystwa Farmaceutycznego 19 padziernika 1995r. nowej wersji "Zasad etycznych i deontologicznych polskiego farmaceuty" [ 1 ] sprawiło, że w obliczu rozważań o możliwoci uchwalenia Ustawy o wykonywaniu zawodu
farmaceuty, dokument zasługuje na szczególnš uwagę.
Równolegle obowišzuje Kodeks Etyki Aptekarza RP [2], odnosi się on jednak tylko do członków Samorzšdu Aptekarskiego, poza którym pozostaje
ok. 30% czynnych zawodowo farmaceutów. W przypadku uchwalenia przez parlament ustawy o wykonywaniu zawodu farmaceuty, istnieje gotowy zbiór zasad, na który z powodzeniem powołać się może ustawa.
Zanim przejdę do omawiania podanego w tytule tematu, uważam za konieczne zdefiniowanie, czym sš właciwie normy moralne? Czym
odróżniajš się one od norm prawnych?
Bardzo często normy te majš takie samo brzmienie np. "nie zabijaj".
Otóż normy prawne po takim zakazie dodajš słowo ..bo". Nie czyń tego, bo...,
po czym następujš sankcje, grożšce za złamanie tego zakazu. Jeżeli kto działa na szkodę życia ludzkiego w obawie grożšcej mu kary (dotyczy to również kary w życiu pozagrobowym, o jakiej mówiš religie). dowodzi tym, że życie ludzkie nie jest dla niego wartociš moralnš. Dopiero oderwane od jakichkolwiek sankcji, normy funkcjonujš jako cile moralne [3). Zastanówmy się więc, czy do norm, jakich obowišzani jestemy przestrzegać, rzeczywicie przystaje
nazwa "moralne"? Odpowied nie jest prosta. Za wykroczenia przeciw
zasadom etyki grożš sankcje, które władne sš wymierzyć sšdy aptekarskie, zatem w myl przytoczonej wyżej definicji, nie sš one stricte "moralnymi".
179
Na specyfikę i odrębnoć odpowiedzialnoci za czyny sprzeczne z zasadami etyki i deontologii zawodowej zwracajš uwagę autorytety prawnicze, podkrelajšc, że postępowanie w ich przedmiocie toczyć się może niezależnie od postępowania karnego bšd też dyscyplinarnego [4]. Wskazuje na to dobitnie art. 52 Ustawy o Izbach Aptekarskich [5], stwierdzajšcy że "postępowanie w przedmiocie odpowiedzialnoci zawodowej o ten sam czyn toczy `się niezależnie od postępowania karnego lub dyscyplinarnego".
Jakże więc okrelić takie normy? W swoim czasie pytanie to zaprzštnęło uwagę sędziów Trybunału Konstytucyjnego, a efektem ich rozważań było postanowienie z dnia 7 padziernika 1992 r. (U/1192) [5], dajšce definicję: "Jest to zbiór norm dookrelajšcych normy prawne". Inne z kolei okrelenie Trybunału z dnia 17 marca 1993 r. (W/16/92) [7] stanowi: "Przepisy etyczne nie majš zastosowania w zakresie, w jakim istniejš nakazy lub zakazy obowišzujšcych ustaw".
Każdy farmaceuta powinien wiedzieć, że istniejš obecnie w Polsce trzy dokumenty, pretendujšce do regulacji norm etycznych w farmacji:
I. "Zasady etyczne i deontologiczne polskiego farmaceuty" [1J, 2. Kodeks Etyki Aptekarza Rzeczpospolitej Polskiej [2],
3. "Dobre obyczaje w nauce - zbiór zasad i wytycznych [8].
Pierwszy z tych dokumentów, jak wspomniano na poczštku, uchwalony został przez Walne Zgromadzenie Delegatów Polskiego Towarzystwa Farmaceutycznego w Warszawie 19 padziernika 1995 r., drugi przyjęty był przez Nadzwyczajny ZjId Aptekarzy w Lublinie, obradujšcy w dniach 24-26 kwietnia 1993 r., wreszcie trzeci ogłoszony został przez Komitet Etyki w Nauce przy Prezydium PAN w 1994 r. Zakres wymienionych zbiorów nie zawsze jest cile sprecyzowany.
"Zasady etyczne i deontologiczne" dotyczš w zasadzie wszystkich farmaceutów. Ponieważ jednak nie ma dotšd ustawy, która okrelałaby, kto to jest farmaceuta i czym jest wykonywanie zawodu farmaceuty - zawieszone
180
sš one niejako w próżni prawnej. Praktycznie zbiór ten dotyczy farrru~mó~, będšcych członkami Polskiego Towarzystwa Farmaceutycznego: w~i~dczy o tym fakt, że jest on podstawš do orzekania przez Sšd Koleżeński PTFanm. Że za farmaceuci mogš być albo nie być aptekarzami jak również pracownikami nauki, w zasadach tych jest odniesienie do Kodeksu Etyki Aptekarza RP jak też do Dobrych Obyczajów w Nauce. O cisłym zwišzku tych dokumentów wiadczy fakt, że Sšd Koleżeński PTFarm. ma w swoim I
regulaminie klauzulę, że jeli sprawa dotyczy wykonywania zawodu aptekarza, Sšd ten może przekazać jš Naczelnemu Rzecznikowi Odpowiedzialnoci Zawodowej, tzn. "prokuratorowi" Naczelnej Izby Aptekarskiej.
Kodeks Etyki Aptekarza RP odnosi się do konkretnej kategorii farmaceutów: do członków Samorzšdu Aptekarskiego, czyli osób wykonujšcych zawód aptekarza w myl Ustawy o Izbach Aptekarskich (co obejmuje również hurtowników).
Obydwa wymienione wyżej cile farmaceutyczne dokumenty oparte sš na tradycji, a więc wzorowane na dawniejszych zbiorach zasad zarówno
farmaceutycznych, jak i lekarskich. polskich i zagranicznych, jak również uwzględniajš wskazania zawarte w dokumentach międzynarodowych.
"Dobre obyczaje w Nauce" majš zakres bardzo szeroki i funkcjonujš w rodowiskach zajmujšcych się działalnociš naukowš, rozumianš jako "działalnoć, zmierzajšca do tworzenia i upowszechnienia wiedzy zdobytej za pomocš metody naukowej" (cyt.). Tak więc, jak sformułowane jest to w "Zasadach etycznych i deontologicznych..." obowišzujš one farmaceutów - pracowników nauki.
Chciałbym tu zasygnalizować dwa aktualne zdarzenia (r. 1996):
1. inicjatywę Polskiego Towarzystwa Farmaceutycznego, aby Samorzšd Aptekarski rozważył możliwoć modyfikacji Kodeksu Etyki Aptekarza RP dla zbliżenia obu tekstów [9],
181
2. podjęcie wstępnych prac nad sformułowaniem Kodeksu Etyki Marketingowej przez Stowarzyszenie Przedstawicielstw Firm Farmaceutycznych w Polsce. Ten ostatni ma być oparty na istniejšcym dokumencie międzynarodowym, obejmujšcym tę problematykę [10].
Z uwagi na to, że większoć czytelników niniejszego opracowania zamierza zostać aptekarzami, zakładam, że będš oni zainteresowani _prze~e wszystkim Kodeksem Aptekarza RP. Dlatego też skoncentruję się głównie na przybliżeniu spraw z nim się wišżšcym, w sensie wštpliwoci i implikacji, jakie zrodzić mogš pewne sformułowania.
Tak np. cytatem ze wstępu do "Kodeksu" brzmišcym: "Aptekarz podejmujšc wykonywanie zawodu wiadomie i dobrowolnie bierze na siebie obowišzek służenia chorym" posłużył się Krajowy Inspektor Farmaceutyczny [11], gdy zaistniała groba odmowy realizacji recept lub całkowitego zamknięcia aptek przez aptekarzy, doprowadzonych do ostatecznoci brakiem refundacji. Krajowy Inspektor tak interpretuje ów wstęp: "Jakiekolwiek metody podejmowane w obronie własnych interesów nie mogš naruszać uprawnień
pacjentów. Chory człowiek nie może być kartš przetargowš między aptekami a Państwem, nawet przy założeniu słusznoci sprawy". W swoim czasie napisałem artykuł zatytułowany: "Kodeks czy kontrakt? - o Kodeksie Aptekarzy inaczej" [12]. W artykule tym dowodziłem, że kodeks jest praktycznie kontraktem społecznym, który powinien zawierać przekaz: "Nakładamy na siebie liczne obowišzki, powcišgamy w imię dobra chorego nasze apetyty na zysk, a w zamian zaufajcie nam, uwierzcie, że jestemy najlepsi, aby dostarczyć wam odpowiednie pod każdym względem leki". Ten
kontrakt wypełniamy jednostronnie, nie mamy bowiem wyłšcznoci w zakresie dystrybucji i zaopatrzenia w lek. Czy Państwo, postępujšc niezgodnie z normami prawa cywilnego, powinno używać jako straszaka wobec aptekarzy kodeksu etyki?
182
Pewne wštpliwoci budzić może Art. 4, gwarantujšcy wolrwa~ć postępowania zgodnego z sumieniem oraz swobodę działań zawodowy°ch stosownš do wskazań etycznych, aktualnego poziomu wiedzy i stanu prawnego.
Artykuł ten mógłby budzić zaniepokojenie odnonie do rodków antykoncepcyjnych. Obawy te łagodzi jednak już dalsza częć zdania, mówišca o swobodzie działań stosownej do poziomu wiedzy i stanu prawnego. Nale'zy też wskazać na Art. 38 Ustawy z 10 padziernika 1991 r. [13], zobowišzujšcy do prowadzenia sprzedaży rodków antykoncepcyjnych. Gdybymy zatem, kierujšc się wolnociš sumienia odmówili sprzeda'zy rodków antykoncepcyjnych, postępowanie takie naruszyłoby prawa i wolnoci innych osób, wynikajšce z obowišzujšcych przepisów ustawy. Wyobramy sobie, pisze Rzecznik Praw Obywatelskich prof. Tadeusz Zieliński [14], że np. sędziowie postanowiliby w swoim kodeksie etyki, że nie będš orzekali rozwodów. Czy taki kodeks może obowišzywać skoro jest sprzeczny z ustawodawstwem państwowym? Prawo i moralnoć można doprowadzić do zgodnoci, ale tylko w trybie legislacyjnym, ustawodawczym.
Niepokój prawowiernych katolików odnonie do rodków antykoncepcyjnych musi budzić sformułowanie zawarte w "Karcie Pracowników Służby Zdrowia", wydanej przez Papieskš Radę ds. Duszpasterstwa Służby Zdrowia [16]: "Dlatego więc, podczas gdy dozwolone jest z poważnych powodów korzystanie ze znajomoci ptodnoci kobiety, wyrzekajšc się
korzystania z małżeństwa w okresie ptodnoci, jest niedozwolone uciekanie się do rodków antykoncepcyjnych". Jak się wydaje niejakš szansę dla pogodzenia prawa i moralnoci w tym aspekcie, dajš wyprodukowane ostatnio na Zachodzie proste testy, pozwalajšce zorientować się w okresie płodnoci kobiety. Wprowadzenie takich testów i powszechne uwiadomienie społeczeństwa mogłoby postawić pod znakiem zapytania celowoć stosowania rodków antykoncepcyjnych, a zarazem przyczyniłoby się do rozwišzania dylematów sumienia aptekarzy.
183
Mimo przedstawionego wyżej zastrzeżenia, odnoszšcego się do Art. 4, uważam, że należy on do najważniejsrych w całym kodeksie, gdyż zawiera przesłanie, że aptekarz ma prawo i obowišzek poszukiwania i znalezienia najwłaciwszego rozwišzania w każdym przypadku, którego prawo przewidzieć nie zdoła. Nie nale'ry działać poza ani ponad prawem; jednak tam, gdzie otwierajš się obszary działania z koniecznoci nie objęte prawem `lub w prrypadkach wštpliwych - jedynš wyroczniš staje się sumienie zawodowe. Etyka zawodowa tym różni się od prawa, że głębiej sięga w sumienie człowieka, jest bardziej wymagajšca niż normy prawne, nastawione na przeciętnoć postaw ludzkich. A włanie "ponad przeciętnych" postaw oczekuje od farmaceutów-społeczeństwo.
Polem do działania dla sumienia zawodowego jest m.in. Art. 10
Kodeksu traktujšcy o zachowaniu tajemnicy zawodowej "z wyjštkiem prrypadków okrelonych prawem". Jakie to sš te prrypadki? Pewnš wskazówkę daje Art. 23 § I Kodeksu karnego: "Nie popełnia przestępstwa ten, kto działa w celu uchylenia bezporedniego niebezpieczeństwa grożšcego dobru społecznemu lub jakiemukolwiek dobru jednostki, jeżeli niebezpieczeństwa nie można inaczej uniknšć, a dobro powięcone nie przedstawia wartoci ocrywicie większej, niż dobro ratowane". Teraz włanie powinno zadziałać wrażliwe sumienie aptekarza, który musi zadecydować, cry obowišzek zachowania tajemnicy zawodowej jest w konkretnym prrypadku dobrem mniejsrym, niż ratowane.
Wštpliwoci może budzić w zestawieniu z Art. 5 i 8 Kodeksu Art. 31,
mówišcy, że kierownik apteki lub hurtowni, który tę funkcję pełni w charakterze pracownika, zobowišzany jest zawrzeć z włacicielem umowę, która zapewniałaby mu możliwoć wykonywania zawodu zgodnie z przepisami niniejszego Kodeksu. Istnieje w tym wypadku wyjanienie Rzecznika Praw Obywatelskich [IS], że koncesja na prowadzenie apteki - niezależnie od tego, komu jest wydana - zobowišzuje do prowadzenia apteki zgodnie z Ustawš
184
o rodkach farmaceutycznych. Jednym z warunków jest to, że kieromikiem apteki musi być farmaceuta. Zatrudnienie farmaceuty stwarza obowišzek respektowania przez właciciela wszystkich przepisów, dotyczšcych tego zawodu, pod grobš utraty koncesji [10]; wynika stšd, że osobna umowa jest właciwie zbędna.
Praktyka wydaje się jednak zaprzeczać tej wypowiedzi. Ogromna większoć wpływajšcych do Rzeczników Odpowiedzialnoci Zawodowej spraw dotyczy praktyk stosowanych w aptekach i hurtowniach, których włacicielami sš osoby nie będšce farmaceutami. Jeżeli zatem Kodeks Etyki zawiera w Art. 31 zapis o umowach, nale'zy je zawierać - umowa taka daje znacznie większš szansę np. na wysšdzenie odszkodowania za utratę prawa wykonywania zawodu, niż logiczne rozważania na temat interpretacji ustawy zasadniczej.
Art. 15 traktujšcy o "rzetelnej należnoci" za usługi aptekarza, budzi
mieszane uczucie. Pierwotna jego wersja brzmiała: "Aptekarz powinien w każdym przypadku troszczyć się o to, aby należnoć za jego usługi była rzetelna. Niedopuszczalne, sprzeczne z etykš i dobrym obyczajem jest postępowanie, majšce na celu uzyskanie nadmiernych korzyci materialnych". Ustanowienie takie było wyrazem uwzględnienia w naszym kodeksie zasad tzw. "dobrej praktyki aptecznej", przyjętej przez międzynarodowe instytucje farmaceutyczne, a uznajšcej priorytet względów fachowych nad czynnikiem ekonomicznym. Bardziej ewidentne dla tego przekazu jest brzmienie Art. 9 "Zasad etycznych i deontologicznych polskiego farmaceuty": "Farmaceuta, wykonujšc obowišzki zawodowe przedkłada dobro chorego nad własne korzyci. Niedopuszczalne jest postępowanie, majšce na celu uzyskanie niesłusznych korzyci materialnych".
Art. 32 Kodeksu skłania do zastanowienia się, czym jest "rzetelna konkurencja" w zawodzie aptekarskim. Odpowied znajdujemy w Art. 21 "Zasad etycznych i deontologicznych": "Jedynš uczciwš i dopuszczalnš formš
185
konkurencji między farmaceutami jest konkurencja w zakresie dokształcania się i podnoszenia jakociowego i technicznego poziomu usług zawodowych". Za nieuczciwš konkurencję odpowiadać można z Art. 3 ust. 1 Ustawy o zwalczaniu nieuczciwej konkurencji z 16 kwietnia 1993 r. [17]. Brzmi on: "Czynem nieuczciwej konkurencji jest działanie sprzeczne z prawem i dobrymi obyczajami, jeżeli zagraża, lub naraża interes innego przedsiębiórcy lub klienta". Ustanowienie to bywa podstawš postępowania podejmowanego przez Rzeczników Odpowiedzialnoci Zawodowej.
W Nr 19/1994 ,.Farmacji Polskiej" ukazał się ważny artykuł Lidii Czajki: "Kodeks etyczny a nasze problemy" [18]. Autorka sygnalizuje, że kandydaci na koncesjonariuszy lub włacicieli aptek bardzo często nie sš znani rodowisku aptekarskiemu, przestało ono być bowiem rodowiskiem hermetycznym. Grozi to niebezpieczeństwem doprowadzenia do sytuacji, kiedy włacicielem rodków farmaceutycznych może stać się lekoman, psychopata lub grupa przestępcza. Wspomina o przypadkach, kiedy niektórym farmaceutom zabroniono pracy w aptece, okazali się bowiem lekomanami lub narkomanami. W zakończeniu autorka pisze: "Osobicie chciałabym wierzyć, że wiedza prawno-zawodowa naszych kolegów decydujšcych o farmacji będzie przyczyniała się do respektowania Kodeksu Etyki Aptekarza RP".
Lektura zasad etycznych zawartych w kodeksach jest bardzo zalecana adeptom farmacji. Przekazujš one bowiem ustanowienia sięgajšce zamierzchłej przeszłoci, zarazem za najnowsze przekazy. Nie zastšpiš wrażliwego sumienia, będš wszakże solidnš busolš, którš można kierować się w życiu zawodowym, a przy okazji wskazujš, jak postępować, by nie narazić się Rzecznikowi Odpowiedzialnoci Zawodowej.
PIMIENNICTWO
1. Zasady etyczne i deontologiczne polskiego farmaceuty. Farm. Pol. 52, (6), 245, 1996.
186
2. Kodeks Etyki Aptekarza Rzeczypospolitej Polskiej. W'yd. N~,:aełm~ P,a Aptekarska, Warszawa 1993. Także Farm. Pol. 49, ( 10), II-V'IIł. Y 993.
3. Rostafiński S., Moska D. Etyka farmaceutyczna. PZWL, Warszaw-a 19'8b str. 83.
4. Chromicki J. "Zasady odpowiedzialnoci zawodowej członków Samorr~pdu Aptekarskiego". Wyd. Naczelna Izba Aptekarska, Warszawa 1995. Wstęp oraz str. 16 i 20.
5. Ustawa z dn. 19 kwietnia 1991 r. o izbach aptekarskich. Dz. U. RP Nr 41 z dn. 14 maja 1991 r. poz. 179.
6. Orzecznictwo Trybunału Konstytucyjnego w 1992 r. cz. II str. 157-162 Zakład Wydawniczy Letter Quality, Warszawa 1993.
7. Orzecznictwo Trybunału Konstytucyjnego w 1993 r. cz. I str. 156-165 Zakład Wydawniczy Letter Quality, Warszawa 1994.
8. Dobre obyczaje w nauce - zbiór zasad i wytycznych. Komitet Etyki w Nauce przy Prezydium Polskiej Akademii Nauk. Warszawa 1994.
9. Polskie Towarzystwo Farmaceutyczne Zarzšd Główny. Pismo L.dz. 1140/95 z dn. 10.11.1995 r. Vv' archiwum autora.
10. Stowarzyszenie Przedstawicieli Firm Farmacuetycznych w Polsce. Pismo z dn. 18.03.1996 r. Kodeks marketingu IFPMA (International Federation of Pharmaceutical Manufactures Association). Tłumaczenie polskie edycji
IFPMA z r. 1994. W archiwum autora.
11. Podsekretarz Stanu w MZiOS. Pismo z dn. 17.11.1994 r. Fal-O1-109/94
do Woj. Inspektorów Farmaceutycznych. W archiwum autora.
12. Rostafiński S. "Kodeks czy kontrakt - o Kodeksie Aptekarza inaczej?". Gazeta farmaceutyczna Nr. 4112 z 1993 r.
13. Ustawa z dn. 10 padziernika 1991 r. o rodkach farmaceutycznych, materiałach medycznych, aptekach, hurtowniach i nadzorze farmaceutycznym. Dz. U. RP Nr 105 z dnia 19 listopada 1991 r. poz. 452.
14. Zieliński Tadeusz. "Głos w dyskusji nad prawem i moralnoci na tle
187
kodeksów etyki zawodowej" w "Etyka w rodowisku naukowym"
Zieliński J., Tyszkiewicz L. Wyd. przez Komitet Etyki w Nauce PAN.
Warszawa 1994 r.
I5. Biuro Rzecznika Praw Obywatelskich. Pismo RPO/128131931I1SA z dn.
18.08.1993 r. W archiwum autora.
16. Karta Pracowników Służby Zdrowia. Papieska Rada ds. Duszpasterstwa Służby Zdrowia. Watykan 1995. Tłumaczenie polskie staraniem Fundacji Polskiej Raoula Follereau - Warszawa 1995, str. 27.
17. Ustawa z dn. 16 kwietnia 1993 r. o zwalczaniu nieuczciwej konkurencji.
Dz. U. RP Nr 47 z dn. 18 czerwca 1993 r. poz. 211
18. Czajka L. "Kodeks etyczny a nasze problemy". Farm. Pol. 50, (19), 91 l, 1994.
188
KODEKS ETYKI
APTEKARZA RZECZYPOSPOLITEJ POLSKIE3
WST>F~P Aptekarz podejmujšc wykonywanie zawodu, wiadomie i dobrowolnie bierze
na siebie obowišzek służenia chorym. Wykazujšc troskę o zdrowie publiczne oraz posługujšc się niniejszymi wskazaniami w 'zyciu zawodowym i osobistym.
Aptekarz w działalnoci swojej powinien kierować się wiadomociami fachowymi, wartociami humanistycznymi oraz tradycjami aptekarstwa polskiego.
CZĘĆ OGÓLNA Art. 1
Etyka aptekarska okrela obowišzki moralne, wynikajšce z ogólnych zasad etycznych, stosowanych w zawodzie aptekarskim.
Zobowišzuje ona aptekarza do ich przestrzegania i dbania o godnoć zawodu. Art. 2
Naruszeniem godnoci zawodu jest każde postępowanie, które jest sprzeczne z etykš aptekarza i podważa tym samym zaufanie do zawodu.
Art. 3
Powołaniem aptekarza jest współudział w ochronie życia i zdrowia,
zapobieganie chorobom, niesienie ulgi w cierpieniu.
Art. 4
Aptekarz wykonujšc swoje zadania musi posiadać wolnoć postępowania zgodnego ze swym sumieniem oraz swobodę działań zawodowych stosowanš do wskazań etycznych, aktualnego poziomu wiedzy i stanu prawnego.
Art. 5
Aptekarz posiadajšcy pełne uprawnienia zawodowe odpowiada zawsze osobicie za wykonywana pracę. Ma on obowišzek odmówić wykonania czynnoci niezgodnych z zasadami etyki, obowišzujšcymi ustaleniami prawnymi i naukowymi.
Art. 6
Czynnoć zawodowa aptekarza nie może być wiadomym działaniem na szkodę zdrowia ludzkiego, ani też słu'zyć aktom bezprawnym.
189
Art. 7
Aptekarz w swej praktyce zawodowej uwzględnia fakt, że rodki farmaceutyczne i materiały medyczne stanowiš niezbędny element opieki zdrowotnej i nie mogš być traktowane jak zwykły przedmiot obrotu handlowego.
Art. 8
Aptekarz nie pozwala nikomu narzucić sobie postawy zawodowej, która byłaby sprzeczna z jego zawodowš niezależnociš oraz przepisami niniejszego kodeksu.
CZĘĆ SZCZEGÓŁOWA
I. ZASADY POSTĘPOWANIA WOBEC CHOREGO
Art. 9
Aptekarz wykonujšcy swe obowišzki zawodowe zobowišzany jest do:
1. udzielenia jednakowo troskliwej pomocy fachowej wszystkim zwracajšcym ', się o niš osobom;
2. udzielenia pierwszej pomocy w nagłych wypadkach w ramach posiadanej wiedzy fachowej;
3. udzielania niezbędnych porad w doborze leków nie wymagajšcych recepty lekarskiej;
4. odmawiania wydawania rodków farmaceutycznych, materiałów medycznych i innych artykułów, jeli ma podstawę przypuszczać, że zostanš one użyte przez nabywcę, lub osoby trzecie z zamiarem zaszkodzenia zdrowiu;
5. odmawiania wydania rodków farmaceutycznych i innych materiałów medycznych na receptę, która budzi zastrzeżenia co do autentycznoci lub prawidłowego wystawienia;
6. w miarę posiadanych wiadomoci udzielania pacjentowi rzetelnej i zrozumiałej informacji o rodkach farmaceutycznych, materiałach medycznych oraz innych artykułach.
Art. 10
Aptekarza obowišzuje zachowanie w tajemnicy wszelkich wiadomoci o chorym i jego otoczeniu, uzyskanych w zwišzku z wykonywaniem czynnoci zawodowych, z wyjštkiem przypadków okrelonych prawem.
190
Art. 11
Aptekarz ma prawo i obowišzek odmówić wykonania crynnoci Taw~odo~r~. jeżeli jego stan psychofiryczny ogranicza sprawnoć i pełnš odpowiedzialr~ć za te crynnoci, lub też warunki wykonywania pracy zagrażajš jakoci sporzšdrónego
bšd wydawanego leku.
Art. 12
W szczególnie uzasadnionych przypadkach aptekarz ma prawo w interesie
chorego odmówić wydania leku.
Art. 13
Jeżeli odmowa wydania leku nastšpiła z przycryny formalno-prawnej, aptekarz powinien podać pacjentowi powody takiej decyzji i wskazać sposób umożliwiajšcy nabycie danego leku.
Art. 14
Aptekarz może za zgodš pacjenta zastšpić lek zapisany na recepcie lekiem synonimowym, informujšc zarazem zainteresowanego o różnicy w cenie.
Art. 15
Aptekarz powinien w każdym prrypadku troszcryć się o to, aby należnoć za jego usługi była rzetelna.
II. ZASADY POSTĘPOWANIA WOBEC NAUKI
Art. 16
Aptekarz ledzi postęp nauki, stale uzupełnia swoje wiadomoci i dba o utrrymanie umiejętnoci zawodowych na poziomie zgodnym z postępem nauki.
Art. 17
Aptekarz powinien dšżyć do uzyskania specjalizacji i stopni naukowych, zwišzanych z wykonywaniem zawodu. Powinien też stwarzać możliwoci dokształcania zawodowego swoim kolegom i podwładnym.
Art. 18
Wszelkie odkrycia i spostrzeżenia zwišzane z wykonywaniem swego zawodu aptekarz powinien publikować w prasie fachowej.
191
III. ZASADY POSTĘPOWANIA WOBEC ZAWODU
Art. 19
Aptekarz winien cenić i szanować swój zawód, chronić jego godnoć, a w pracy zawodowej i w 'zyciu prywatnym powinien postępować tak, aby budzić szacunek i zaufanie. `
Art. 20
Aptekarz powinien powstrzymać się od jakiegokolwiek czynu lub działania, które mogłoby spowodować złš opinię o zawodzie, nawet gdyby nie było ono zwišzane z jego praktykš zawodowš.
Art. 21
Wszelkie profesjonalne wystšpienia i publikacje w rodkach przekazu, powinny podnosić zaufanie do farmacji poprzez popularyzację wiedzy i zawodu, jak również szerzenie owiaty zdrowotnej. Publikacje takie powinny być rzetelne i pozbawione znamion sensacji i autoreklamy.
Art. 22
Aptekarz powinien dbać o to, aby informacja dotyczšca działalnoci apteki lub hurtowni była rzetelna.
Art. 23
Aptekarz obowišzany jest otaczać szacunkiem historię i tradycję narodu i zawodu, wykazywać dbałoć o zabytki kultury materialnej farmacji oraz zachowywać w stałej, dobrej pamięci Uczelnię, w której zdobywał wiedzę.
IV. ZASADY POSTĘPOWANIA WOBEC CZŁONKÓW ZAWODU
Art. 24
Stosunki między aptekarzami powinny opierać się na wzajemnym szacunku, lojalnoci, koleżeństwie i solidarnoci. Powinni oni dzielić się swoimi dowiadczeniami i służyć sobie wzajemnš pomocš. Ocena innych aptekarzy powinna być sprawiedliwa, a krytykę należy formułować w sposób kulturalny i bezstronny dla osoby ocenianej.
192
Art. 25
Na aptekarzach majšcych większe dowiadczenie zawodowe cišży obowišzek przekazywania młodszym kolegom swojej wiedzy i umiejętnoci oraz wzorów kulfon i poszanowania człowieka.
Moralnym obowišzkiem jest również kształtowanie u rozpoczynajšcych pracę zawodowš kolegów poczucia odpowiedzialnoci za wykonywanš pracę, nawyku rzetelnoci, pracowitoci i dokładnoci.
Art. 26
Aptekarz odpowiada za wszelkie czynnoci fachowe, które zlecił personelowi odbywajšcemu stai szkoleniowy oraz jest współodpowiedzialny za czynnoci, jeżeli właciwe przepisy nie przewidujš w tym przypadku samodzielnej odpowiedzialnoci redniego personelu farmaceutycznego.
Art. 27
Aptekarz w stosunku do współpracowników odnosi się po koleżeńsku, udziela im pomocy i wskazówek oraz dba o pogłębienie i poszerzenie ich wiadomoci zawodowych.
Art. 28
Aptekarz kształcšcy studentów i słuchaczy techników farmaceutycznych, kieruje się najlepszš wiedza zawodowo-naukowš, obiektywizmem, 'zyczliwociš oraz zaznajamia ich z zasadami etyki zawodowej.
Art. 29
Aptekarz powinien okazywać należny szacunek i nieć pomoc seniorom zawodu oraz niepełnosprawnym koleżankom i kolegom.
Art. 30
Aptekarz wspólnie z innymi współpracownikami dba o mienie placówki, będšcej miejscem jego zatrudnienia, chronišc je przed zniszczeniem i obniżeniem realnej wartoci.
Art. 31
Kierownik apteki lub hurtowni, który pełni funkcję w charakterze pracownika, zobowišzany jest zawrzeć z włacicielem umowę, która zapewniałaby mu możliwoć wykonywania zawodu zgodnie z przepisami niniejszego kodeksu.
193
Art. 32
Moralnym obowišzkiem aptekarza jest przestrzeganie zasad rzetelnej konkurencji zawodowej.
Art. 33
Aptekarz wystrzega się współzawodnictwa niezgodnego z prawem i dobrym obyczajem.
V. ZASADY POSTĘPOWANIA WOBEC PRZEDSTAWICIELI INNYCH ZAWODÓW OCHRONY ZDROWIA
Art. 34
Aptekarz współpracę z przedstawicielami innych zawodów medycznych powinien opierać na zasadzie partnerstwa i doceniania roli tych zawodów w opiece nad chorymi.
Art. 35
Stosunek aptekarza do pracujšcych w ochronie zdrowia członków zawodów niemedycznych, powinien opierać się na szacunku i uznaniu ich odrębnych kwalifikacji. Art. 36
Aptekarz nie mole wobec pacjenta dyskredytować terapeutycznego postępowania lekarza. Uwagi o dostrzeżonych błędach powinien przekazywać zainteresowanemu lekarzowi, a w przypadkach braku reakcji i powtarzaniu błędów, poinformować o tym Samorzšd Aptekarski.
Art. 37
Aptekarz powinien udzielać fachowym pracownikom ochrony zdrowia informacji o rodkach farmaceutycznych i materiałach medycznych.
VI. ZASADY POSTĘPOWANIA WOBEC SPOł,ECZEŃSTWA
Art. 38
Aptekarz powinien troszczyć się o racjonalnš gospodarkę lekami, nie umniejszajšc praw chorego, zapobiegać w miarę motliwoci ich nadu~ywania i marnotrawieniu.
,' Art. 39
Aptekarz powinien popularyzować kulturę zdrowotnš, przeciwstawiajšc się praktykom i postawom szkodliwym dla zdrowia społeczeństwa.
194
Art. 40
Aptekarz powinien współdziałać w zakresie owiaty zdrowotnej. ~c owiatę farmaceutycznš, przeciwdziałać praktykom uznanym pnxz naukę za bezwartociowe i szkodliwe dla zdrowia, brać udział w zwalczaniu uzależnieni
Tekowych, toksykomanii, alkoholizmu i dopingu farmakologicznego w sporcie. Art. 41
Aptekarz powinien uczestniczyć w działaniach na rzecz ochrony rodowiska
naturalnego.
Art. 42
Aptekarz powinien brać udział w 'zyciu społecznym, przyczyniajšc się do rozwoju regionu i tym samym przysparzać prestiżu zawodowi.
VII. ZASADY KOŃCOWE
Art. 43
Aptekarz powinien wspierać działalnoć swego samorzšdu i brać udział w pracach izb aptekarskich, majšc wzglšd na zwiększenie autorytetu zawodu oraz zapewnienie mu właciwej pozycji w społeczeństwie i należytych warunków pracy i płacy jego członków.
Art. 44
W celu ochrony interesów zawodowch aptekarz nie czyni niczego, co byłoby korzystne dla ludzi bšd organizacji majšcych sprzeczne cele z zawodowymi i moralnymi racjami aptekarstwa.
Art. 45
W przypadkach nie przewidzianych w Kodeksie Etyki Aptekarza Rzeczypospolitej Polskiej, aptekarz powinien postępować zgodnie z zasadami sformułowanymi w orzecznictwie Naczelnego Sšdu Aptekarskiego, w uchwałach władz samorzšdu aptekarskiego oraz dobrymi zwyczajami przyjętymi przez rodowisko aptekarskie.
Art. 46
Izba Aptekarska, jako samorzšd zawodowy, poprzez swoje organa jest powołana do przestrzegania Kodeksu Etyki Zawodowej i czuwania nad godnociš zawodu przez wszystkich wykonujšcych zawód aptekarza w Polsce.
ł95
Art. 47
Wszelkie zmiany niniejszego Kodeksu mogš być dokonane jedynie przez
Krajowy Zjazd Aptekarzy.
Art. 48
Kodeks wchodzi w życie z chwilš uchwalenia przez Krajowy Zjazd Aptekarzy, podpisaniu przez Prezesa Naczelnej Rady Aptekarskiej oraz opublikowaniu w organie urzędowym Izby.
196
KOMITET ETYKI W NAUCE PRZY
PREZYDIUM POLSKIEJ AKADEMII NAUK
DOBRE OBYCZAJE W NAUCE
ZBIÓR ZASAD I WYTYCZNYCH
Warszawa 1994
Rozdział 1 ZASADY OGÓLNE
Kto się zacišga pod sztandar nauki. musi się wyrzec wszystkiego,
co mogłoby go zepchnšć z drogi, sztandarem tym wskazywanej. Kazimierz Twardowski
1.1. Pracownika nauki obowišzujš zasady etyki ogólnoludzkiej, a ponadto zasady dobrych obyczajów w nauce.
1.2. Pracownik nauki nie może żšdać od swych współpracowników albo podwładnych zachowania sprzecznego z zasadami dobrych obyczajów w nauce.
1.3. Pracownik nauki nie może usprawiedliwiać posłuszeństwem ani lojalnociš
swego zachowania sprzecznego z zasadami dobrych obyczajów w nauce.
1.4. W sytuacji, gdy zasady dobrych obyczajów w nauce popadajš w kolizję z innymi ogólnie akceptowanymi systemami wartoci, pracownik nauki powinien dokonywać wyboru na podstawie własnej refleksji moralnej i osobistej decyzji w każdym konkretnym przypadku moralnego konfliktu.
1.5. Pracownik nauki uznaje naukę za ważny składnik kultury i broni jej przed
nieuzasadnionymi zarzutami.
1.6. Pracownik nauki jest obowišzany przeciwdziałać złemu.
1.7. Pracownik nauki powinien ustawicznie poszerzać i pogłębiać svš wiedzę
i doskonalić umiejętnoci.
1.8. Pracownika nauki obowišzuje postawa krytyczna. 1.9. Pracownik nauki powinien bronić jej wolnoci.
1. l0. wiadomy potrzeb społecznych i ograniczonych rodków, pracownik nauki powinien unikać podejmowania problemów o niklej wartoci poznawczej i zastosowawczej.
197
1.11. Pracownik nauki potępia stosowanie w nauce kryteriów pozanaukowych.
1.12. Pracownik nauki nie działa złoliwie na szkodę reputacji zawodowej innego
naukowca.
1.13. Pracownik nauki nie uzależnia jakoci swej pracy od wynagrodzenia. Pracownik nauki ma prawo domagać się godziwego wynagrodzenia za swš
pracę. Jeżeli jednak podejmie się jakiego zadania, to stara się wykonać je jak najlepiej, nie oglšdajšc się na korzyci.
Rozdział 2 PRACOWNIK NAUKI JAKO TWÓRCA
2.1. Pracownik nauki uznaje wyniki twórczoci naukowej za osobiste dobro
twórcy. 2.2. Pracownik nauki dba o to, aby uznanie za osišgnięcia naukowe przypadło
temu, komu uznanie to rzeczywicie się należy.
2.3. Głównš motywacjš pracownika nauki powinna być pasja poznawcza i chęć wzbogacenia dorobku naukowego. Głównš jego nagrodš powinno być poznanie prawdy i uznania rodowiska naukowego.
2.4. Pracownika nauki obowišzuje lojalnoć wobec sponsora lub zleceniodawcy. 2.5. Badania naukowe należy prowadzić w sposób nie uwłaczajšcy godnoci człowieka i nie naruszajšcy zasad humanitarnych.
2.6. Badania naukowe nale'zy prowadzić w taki sposób, aby nie uszkadzały rodowiska naturalnego ani istniejšcych tworów człowieka.
2.7. Pracownik nauki dzieli się z innymi swymi osišgnięciami i wiedzš.
2.8. Pracownik nauki nie mno'zy publikacji naukowych wyłšcznie w celu
ilociowego wzbogacenia swego dorobku.
2.9. Pracownik nauki jest obiektywny w ocenie w~asnych osicfgnięć.
Rozdział 3 PRACOWNIK NAUKI JAKO MISTRZ
3.1. Pracownik nauki angażuje i grupuje wokół siebie adeptów nauki jedynie na podstawie bezstronnej oceny ich kwalifikacji intelektualnych, etycznych i charakte
rologicznych.
3.2. Obowišzkiem pracownika nauki jest wyszukiwanie i otaczanie szczególnš opiekš uczniów wybitnie uzdolnionych i zachęcanie ich do podjęcia pracy naukowej. 198
3.3. Pracownik nauki powinien słowem i prrykładem prLekazyw~ swym uczniom wiedzę, umiejętnoci i zasady dobrych obyczajów w nauce.
3.4. Pracownik nauki traktuje swych współpracowników sprawiedliwie.
3.5. Pracownik nauki nie przerzuca na współpracowników wykonywania zadań. które zgodnie z zakresem obowišzków powinien wykonać sam.
3.6. Pracownik nauki unika autokratycznych form kierowania podleglym zespolem.
3.7. Pracownik nauki nie powinien odczuwać zazdroci o sukcesy swoich uczniów, gdyż sš one także jego sukcesami.
3.8. Pracownik nauki powinien zagrodzić drogę do wiata nauki osobom nie majšcym odpowiednich kwalifikacji.
Rozdział 4
PRACOWNIK NAUKI JAKO NAUCZYCIEL
4.1. Pracownik nauki traktuje studenta z 'zyczliwociš i należytym szacunkiem. 4.2. Pracownik nauki dba o ustawiczne doskonalenie jakoci nauczania.
4.3. Pracownik nauki rozwija samodzielnoć mylenia studenta, jego krytycyzm i szanuje prawo studenta do swobodnego wyrażania opinii takie w kwestiach naukowych.
4.4. Pracownik nauki ocenia każdego studenta sprawiedliwie na podstawie jego osišgnięć.
4.5. Pracownik naukowy traktuje jako poufne informacje natury osobistej, uzyskanie od studenta w ramach działalnoci dydaktycznej.
4.6. Poza sferq slużbowš pracownik nauki powstrrymuje się od wypowiadania negatywrrych opinii o swych studentach, jeżeli wypowied pozwalalaby aidentyfikować osoby oceniane.
4.7. Pracownik nauki nie angażuje się w nieetyczne więzi ze studentami.
4.8. Za swojš działalnoć nauczycielskš pracownik nauki nie przyjmuje od swych studentów żadnego wynagrodzenia ani innych korzyci.
Rozdział S
PRACOWNIK NAUKI JAKO OPINIODAWCA
5.1. Pracownik nauki wyraża swš opinię o cudzej pracy i dorobku naukowym wnikliwie, bezstronnie i konkretnie.
199
5.2. Pracownik nauki stara się przygotować swa opinię w terminie.
5.3. Opiniujšc pracę przeznaczonš do publikacji, pracownik nauki powinien rozważyć swš kompetencję do oceny i stwierdzić właciwoć przedmiotowš pracy, jej wartoć naukowš i brak jawnych błędów.
5.4. Ani promotor, ani opiniodawca rozprawy doktorskiej nie powinni angażować się w opracowanie jej treci w stopniu uprawniajšcym do współautorstwa rozprawy.
5.5. Pracownik nauki dba o to, aby krytyka, dyskusja i polemika naukqwa prowadzone były z poszanowaniem zasad egalitaryzmu, rzeczowoci i rzetelnoci.
5.6. W swej działalnoci opiniodawczej i krytycznej pracownik nauki powinien oceniać i propagować stosowanie kodeksu dobrych obyczajów w nauce.
Rozdział 6
PRACOWNIK NAUKI JAKO EKSPERT
6.1. Pracownik nauki podejmuje się opracowania ekspertyzy lub jej częci tylko w zakresie swojej specjalnoci i tylko wtedy, kiedy może jš oprzeć na odpowiedniej wiedzy i dowiadczeniu.
6.2. Pracownik nauki poprzedza każdš ekspertyzę wyranym stwierdzeniem w cryim imieniu i dla kogo została ona opracowana.
6.3. Pracownik nauki opracowuje każdš ekspertyzę rzetelnie i odpowiedzialnie, w oparciu o aktualny stan wiedzy naukowej i pełne rozpoznanie istotnych faktów i okolicznoci.
6.4. Przy opracowaniu ekspertyzy pracownik naukowy nie sugeruje się oczekiwaniami zleceniodawcy i nie dopuszcza, aby presja zleceniodawcy wywarła wpływ na merytorycznš zawartoć ekspertyzy.
6.5. Aby uniknšć podejrzenia o stronniczoć, pracownik nauki odmawia opracowania ekspertyzy, której częć i końcowe wioski miałyby zwišzek z jego interesem osobistym.
W takim przypadku pracownik nauki powinien powiadomić zleceniodawcę o przycrynie odmowy.
6.6. Informacji uryskanych w zwišzku z opracowaniem ekspertyzy pracownik nauki nie wykorrystuje na szkodę zleceniodawcy ani dla osišgnięcia niesłusznych korzyci własnych.
200
Rozdział 7
PRACOWNIK NAUKI JAKO KRZEWICIEL WIEDZY
7.1. Pracownik nauki upowszechnia w spofeczeństwie rzetelne wiadomoci o nauce i jej osictgnięciach, nie ukrywajšc prry tym jej ograniczeń.
7.2. Pracownik nauki respektuje prawo człowieka do prawdy i stara się
je urzeczywistnić.
Rozdział 8
PRACOWNIK NAUKI JAKO CZŁONEK SPOŁECZEŃSTWA
8.1. W miarę swoich zainteresowań i możliwoci pracownik nauki powinien wykorzystywać swq wiedzę, intelekt i autorytet w praktyce dziafalnoci dla dobra społecznego.
8.2. Pracownik nauki powinien uczestniczyć w 'zyciu swego rodowiska
naukowego. 8.3. Pracownik nauki nie dopuszcza, aby autorytet nauki lub jego własny był
wykorzystywany do celów reklamowych bšd propagandowych.
8.4. Pracownik nauki na stanowisku państwowym lub administracyjnym nie może sprzeniewierzać się normom etycznym, obowišzujšcym w wiecie nauki.
201
ZASADY ETYCZNE I DEONTOLOGICZNE POLSKIEGO FARMACEUTY
WST~P Niniejsze zasady stosujš się do farmaceutów, których działalnoć zwišzana jest
z produkcjš, przechowywaniem, badaniem jakoci oraz dystrybucjš rodków farmaceutycznych i materiałów medycznych.
Zasady te stosuje się też do farmaceutów, którzy podejmujš prace usługowe, badawcze, naukowe i dydaktyczne w zakresie farmacji i nauk pokrewnych, jak również w organach administracji państwowej na stanowiskach wymagajšcych specjalistycznej wiedzy farmaceutycznej.
Wyżej wymienione czynnoci w rozumieniu niniejszego dokumentu traktowane sš jako wykonywanie zawodu farmaceuty.
CZEĆ OGÓLNA Art. 1
Etyka farmaceutyczna okrela obowišzki moralne zwišzane z wykonywaniem zawodu farmaceuty w zakresie przestrzegania praw człowieka i dbania o godnoć zawodu.
Art. 2
Zawodowe lub pozazawodowe postępowanie naruszajšce wiarygodnoć
zawodu jest nanoszeniem etyki farmaceutycznej.
Art. 3
Farmaceuta, podejmujšc wykonywanie zawodu, wiadomie i dobrowolnie przyjmuje obowišzek uczestniczenia w działaniu na rzecz zdrowia społeczeństwa w zakresie posiadanych uprawnień zawodowych.
Art. 4
Farmaceuta wypełnia swe zadania z szacunkiem dla życia i godnoci istoty
ludzkiej.
Art. 5
Powołaniem farmaceuty jest udział w profilaktyce i bezpiecznej farmakoterapii, poprawiajšcej jakoć życia człowieka.
Art. 6
Farmaceuta odpowiada osobicie za wykonywanš pracę.
202
Jeżeli wlaciwe przepisy warunkujq uprawnienie do wykonywania czynno:~ci fachowych farmaceuty odbyciem praktyki podyplomowej, odpowiedzialnoć zawodowq za praktykanta reguluje Art. 23.
Art. 7
Farmaceuta, wykonujšc swoje zadania, musi mieć wolnoć postępowania zgodnego ze swym sumieniem. Nie powinien on pozwolić na narzucenie sobie postawy zawodowej niezgodnej z przepisami niniejszych zasad etycznych i deontologicznych i z aktualnym poziomem wiedzy.
Art. 8
Farmaceuta w pracy zawodowej powinien wnosić czynny wkład w zapewnienie opieki farmaceutycznej i kształtowanie właciwej polityki zdrowotnej.
Art. 9
Farmaceuta wykonujšcy obowišzki zawodowe przedkłada dobro chorego nad własne korzyci. Niedopuszczalne jest postępowanie majšce na celu uzyskiwanie niesłusznych korzyci materialnych.
CZĘĆ SZCZEGÓŁOWA
Zasady postępowania farmaceuty-aptekarza Art. 10
Apteka jest jednostkš użytecznoci publicznej, w której niejednokrotnie dochodzi do pierwszego kontaktu pacjenta z ochronš zdrowia. Dlatego też, obok realizacji recept, pełni ona doniosłš rolę społecznš w procesie samoleczenia ludnoci i upowszechnianiu prozdrowotnego trybu życia. Nakłada to na farmaceutę-aptekarza szczególne obowišzki etyczne i deontologiczne.
Art. 11
Obowišzki, o których mowa w Art. 10 zawiera Kodeks Etyki Aptekarza Rzeczypospolitej Polskiej i obowišzkiem farmaceuty-aptekarza jest przestrzeganie zasad tam zawartych.
Zasady postępowania wobec zawodu
Art. 12
Farmaceuta powinien uczestniczyć w działalnoci narodowych, a za ich porednictwem lub osobicie - międzynarodowych organizacji i towarzystw naukowych i zawodowych, których celem jest wdrażanie postępu naukowego i technicznego oraz
203
~.,....r
doskonalenie rozwišzań prawnych i filozoficznych w farmacji. Art. 13
Farmaceuta powinien cenić i szanować swój zawód i dbać o jego godnoć. W pracy zawodowej i w 'zyciu prywatnym powinien postępować tak, aby budzić szacunek i zaufanie.
Art. 14
Wszelkie profesjonalne wystšpienia w rodkach przekazu powinny podnosić zaufanie do farmacji poprzez popularyzację nauki i zawodu, jak również szerzenie owiaty zdrowotnej. Publikacje takie powinny być rzetelne i pozbawione znamion sensacj i.
Art. 15
Farmaceuta obowišzany jest otaczać szacunkiem historię i tradycję zawodu i nauki oraz wykazywać dbałoć o zabytki kultury materialnej farmacji.
Art. 16
Farmaceuta dba o stan swego miejsca pracy i wyposażenia technicznego tak, aby pozwalały one na wykonywanie powierzonych zadań na właciwym poziomie. Zasady postępowania wobec nauki
Art. 17
Farmaceutę - pracownika nauki obowišzujš zasady dobrych obyczajów w nauce, zawarte w dokumencie: " Dobre obyczaje w nauce - zbiór zasad i wytycznych ", Warszawa 1994, przyjętym przez Komitet Etyki w Nauce Prezydium Polskiej Akademii Nauk.
Art. 18
W okresie działalnoci zawodowej farmaceuta ma obowišzek pogłębiania wiedzy poprzez ledzenie pimiennictwa fachowego, jak również uczestniczenia w pracach Polskiego Towarzystwa Farmaceutycznego i innych towarzystw naukowych oraz dzielenia się osišgnięciami technicznymi i naukowymi o istotnym dla zawodu znaczeniu.
Art. 19
Farmaceuta powinien dšżyć do uzyskania specjalizacji i stopni naukowych oraz stwarzać możliwoci dokształcania zawodowego swoim kolegom i podwładnym, zwłaszcza jeżeli wyrażš oni wolę takiego dokształcania.
204
Art. 20
Farmaceuta uczestniczšcy w przeprowadzaniu dowiadczeń na zvr' powinien chronić je przed zbędnym cierpieniem i zapewnić im odpowiednie w bytu.
Zasady postępowania wobec czionków zawodu Art. 21
Farmaceuci powinni służyć sobie pomocš. Koleżeńskš współpracę obowišzani sš opierać na zasadzie wzajemnego szacunku, solidarnoci, lojalnoci i uczciwej konkurencji.
Jedynq uczciwq i dopuszczalna formq konkurencji międry farmaceutami jest konkurencja w zakresie doksztalcania sig i podnoszenia jakociowego i technicznego poziomu ustug zawodowych.
Art. 22
Farmaceuci majšcy większe dowiadczenie zawodowe majš obowišzek przekazywania młodszym kolegom swojej wiedzy, umiejętnoci praktycznych oraz zasad wspót'zycia społecznego i zawodowego.
Art. 23
Farmaceuta odpowiada za wszelkie crynnoci zwišzane z lekiem, badaniem
analitycznym, procesem technologicznym i innymi formami wykonywania zawodu, je~eli na powierzonym stanowisku zlecił je personelowi fachowemu odbywajšcemu stai szkoleniowy pod jego kierunkiem. Odpowiada on również za takie czynnoci zlecone redniemu personelowi fachowemu, jeżeli właciwe przepisy nie przewidujš w tym
wypadku samodzielnej odpowiedzialnoci redniego personelu.
Art. 24
Farmaceuta kształcšcy studentów i słuchaczy pomaturalnych szkół medycznych ma obowišzek kierowania się najlepsza wiedzš zawodowo-naukowš, obiektywizmem, życzliwociš i należytym szacunkiem, postępujšc Zgodnie z niniejszymi zasadami etycznymi i deontologicznymi.
Art. 25
Faemaceuta powinien okazywać należyty szacunek i nieć pomoc seniorom
zawodu oraz niepełnosprawnym koleżankom i kolegom.
205
Zasady postępowania wobec przedstawicieli innych zawodów Art. 26
Farmaceuta wspótpracę swojš z przedstawicielami innych zawodów medycznych i niemedycznych powinien opierać na zasadzie partnerstwa i doceniania roli oraz kompetencji przedstawicieli tych zawodów.
PRZEPISY KOŃCOWE Art. 27
Niniejszy zbiór zasad etycznych i deontologicznych jest podstawš do orzekania Sšdu Koleżeńskiego Polskiego Towarzystwa Farmaceutycznego.
Art. 28
Polskie Towarrystwo Farmaceutyczne ma statutowy obowišzek propagowania zasad etyki i deontologii zawartych w niniejszym zbiorze.
Art. 29
W przypadku nieprzewidzianych w niniejszym zbiorze zasad etycznych i deontologicznych, farmaceuta powinien postępować zgodnie z zasadami sformułowanymi w orzeczeniach Sšdu Koleżeńskiego Polskiego Towarzystwa Farmaceutycznego oraz kierować się dobrymi obyczajami przyjętymi w rodowisku farmaceutycznym.
Art. 30
Wszelkie zmiany niniejszych zasad etycznych i deontologicznych mogš być dokonywane jedynie przez walne Zgromadzenie delegatów Polskiego Towarzystwa Farmaceutycznego.
Art. 3 I
Niniejsze zasady etyczne i deontologiczne polskiego farmaceuty stajš się obowišzujšce po uchwaleniu ich przez Walne Zgromadzenie Delegatów Polskiego Towarzystwa Farmaceutycznego, podpisaniu przez Prezesa Polskiego Towarzystwa Farmaceutycznego oraz opublikowaniu w "Farmacji Polskiej ".
Art. 32
Sankcje za naruszenie niniejszych zasad etycznych i deontologicznych nie majš zastosowania w tych przypadkach, w których zachowanie się farmaceuty jest zgodne z nakazem, zakazem lub dozwoleniem wynikajšcym z obowišzujšcych norm prawnych.
206
Art. 33
Traci moc obowišzujšcy dokument "Zasady etyczno-deontologic=ne pols; farmaceuty" uchwalony przez Walne Zgromadzenie Delegatów Polskiego Towa~mstwa Farmaceutycznego w dniu 9 kwietnia 1983.
Prezes Polskiego Towarcystwa Farmaceutycznego Prof. dr hab. farm. Witold Wieniawski
ZA~i.ĽCZNIK DO ZASAD ETYCZNYCH 1 DEONTOLOGICZNYCH POLSKIEGO FARMACEUTY
Przyrzeczenie magistra farmacji
Z głębokš czciš i wdzięcznociš przyjmuję nadany mi stopień magistra farmacji i lubuję uroczycie wykonywać swe obowišzki zgodnie z prawem i według najlepszej wiedzy oraz przestrzegać tajemnicy zawodowej.
W cišgu całego 'zycia nie będę szczędzić trudu nad doskonaleniem się w naukach farmaceutycznych, starajšc się prryczynić do jak największego ich rozwoju. Będę uważać za swój obowišzek podać do wiadomoci wiata naukowego wszystko to, co stanowi postęp w dziedzinie wiedzy farmaceutycznej. lubuję i przyrzekam, 2e nadanš mi godnoć zachowam nieskalanš i nie splamię jej nieprawociš, a w postępowaniu swoim kierować się będę zawsze zasadami uczciwoci i sumiennoci.
SALUS AEGROTI SUPREMA LEX ESTO
207
czĘć Iv
PODSUMOWANIE I WNIOSKI OGÓLNE
OCENA SKRYPTU PT.:
KONTROWERSJE W PSYCHOLOGII I FILOZOFII MEDYCYNY
prof. zw. dr hab. med. Zdzisław FALICKI
Najogólniej mówišc, sam przeglšd poruszanej tematyki wskazuje, że jest to opracowanie bardzo wszechstronne. Po zaznajomieniu się z treciš należy bezdyskusyjnie stwierdzić, że poruszane tu zagadnienia i problemy powinny stanowić podstawę wychowawczš przyszłych absolwentów Akademii Medycznej w Białymstoku. Ponadto wiele rozdziałów przedstawiono w sposób dyskusyjny i to powinno stanowić podstawę do rozmylań studenta AMB nad problemami zasadniczymi, z którymi w przyszłoci - bez względu na wybrany zawód czy specjalnoć - będzie się stykał na co dzień.
Jest także bardzo istotne, że tematyka została dobrana na podstawie dowiadczeń w czasie praktycznych zajęć z zakresu psychologii, filozofii i dentologii lekarskiej oraz farmaceutycznej. Należy się także zgodzić z tym, co zostało podane we wstępie, że materiał ten będzie inspirujšcy do twórczych dyskusj i.
Stšd nie ulega dla mnie wštpliwoci, że całoć winna być wydana
drukiem, tak by każdy student mógł zaznajomić się z całociš treci.
Wypada nadmienić, że jest to drugi maszynopis który, oceniam.
Pierwszy maszynopis i uwagi, które mi się nasunęły, został omówiony
z autorami. Wiele tych uwag uwzględniono w drugim maszynopisie, ale przy
lekturze drugiego maszynopisu nasunęły mi się dodatkowe uwagi.
1. Fenomenologiczny zarys chrzecijańskiej postawy religijnej.
Problem ten przedstawiony jest w miarę możliwoci szeroko i nie
wštpliwie poprawnie. Oczywistym jest, że autorka nie mogła cytować
211
wszystkich publikacji, które zajmujš się tym problemem. Może więc należało dodać, dlaczego tych a nie innych autorów cytuje?
Można by też zastanowić się, czy religia chrzecijańska jest doniosłym zjawiskiem w kulturze europejskiej, czy też jest podstawowym elementem tej kultury? Ponadto we wstępie autorka sygnalizuje, że na końcu przekaże relacje między etosem chrzecijańskim a tym co obowišzuje lekarza. Czy nie należałoby raczej zasygnalizować, że chodzi o cisłš zależnoć - jak to wynika z końcowych rozważań. Można by też dyskutować, czy chrzecijaństwo należy do wielkich religii historycznych - czyli jak gdyby należało już do historii. Może raczej należałoby stwierdzić, że jest to religia, która ma długa historię. Można byłoby też dyskutować, czy Piłat skazał Chrystusa na ukrzyżowanie, czy też tylko nie sprzeciwił się wyrokowi, jaki został mu przedstawiony (umył ręce).
Powyższe uwagi nie majš istotnego znaczenia, w sumie należy powiedzieć, że tekst jest bardzo dobry - i to jest bezdyskusyjne.
2. Refleksje chirurga na temat: Nie tylko skalpelem.
Zawarte tu sš prawdy podstawowe, odwieczne i głębokie. Nale'zy
zgodzić się z autorem, że nauczyciele akademiccy zbyt rzadko wskazujš
na problemy etyki i deontologii. A równoczenie przecież wiadomo, że każdy
chirurg - i każdy lekarz - "styka się z tyloma różnymi sytuacjami, ludzkimi indywidualnymi sprawami, że nie można sobie wyobrazić, by najbardziej precyzyjne i najdoskonalsze aparaty mogły go zastšpić".
Wród wielu problemów znajdujemy stwierdzenia, o których się
zapomina i ich nie docenia. Widzimy to nawet w ustawodawstwie. Autor słusznie stwierdza: "Informacja, na którš chory oczekuje, winna być dobrana indywidualnie do psychiki chorego", "W praktyce niezwykle rzadko spotyka się chorych, którzy chcieliby znać całš prawdę o swojej chorobie, nie rokujšcej wyleczenie", "Wszelkie wyjanienia winny być prawdziwe, natomiast nie
212
koniecznie należy wszystko powiedzieć o danej chorobie". Powinnimy o tyn zawsze pamiętać i stosować się do tego, mimo że prawo tego nie docenia i jest bardziej rygorystyczne. Gdybymy stosowali się tu do zasad prawnych, zapominalibymy o człowieku i nie działalibymy w sposób psychoterapeutyczny lecz jatrogenizujšcy.
Bardzo trafnie autor wybrał też cytaty z wypowiedzi Jan Pawła II.
W sumie jest to krótkie i bardzo treciwe przedstawienie problemu, a równoczenie tekst może być uzupełnieniem innych tekstów.
3. Sumienie w medycynie.
Jest to niewštpliwie tekst kontrowersyjny, chociaż mniej kontrowersyjny w porównaniu z tekstem pierwotnym. Tego rodzaju tekst skłania do mylenia i sam ten fakt zwiększa jego wartoć. Dlatego dobrze się
stało, że zamieszczono też teksty polemiczne.
W tekstach polemicznych nie uwzględniono oczywicie wszystkiego. Np. opis dziecka z zespołem Downa, które potrzebowało do przeżycia zabiegu udrożniajšcego przewód pokarmowy. Rodzice nie zgodzili się na zabieg (matka - pielęgniarka, ojciec - prawnik). Matka nie chciała, by jej "normalne" dzieci wychowywały się "z mongołem". "Uszanowano wolę rodziców" (tu zamiast "uszanowano" może lepsze byłoby wyrażenie "podporzšdkowano się"). "Umieszczone w osobnym pokoju dziecko zmarło po 11 dniach na skutek wygłodzenia i odwodnienia organizmu". "Czy mierć ta obcišża sumienie lekarzy?" Z tekstu może wynikać, że jest to pytanie retoryczne. Dla mnie natomiast odpowied jest jednoznaczna. Obcišża i to bardzo! Z tekstu wynika, że dziecko przebywało w szpitalu w osobnym pokoju. Tak więc lekarze i cały personel patrzyli przez 11 dni na umierajšce dziecko! A przecież istniało inne rozwišzanie. Jeli rodzice nie zgadzali się na zabieg ratujšcy życie dziecka, należało wzišć od nich pisemne owiadczenie i wypisać dziecko do domu (należałoby przy tym zawiadomić prokuraturę). Ponadto sšdzę, że gdyby
213
rodzice widzieli męczarnie dziecka to po I-2 dniach zgłosiliby się z probš o wykonanie zabiegu.
Tu też byłaby odpowied na zalecenie, by lekarz spojrzał na cierpišce dziecko z rodzicielskš miłociš. Wydaje mi się bowiem, że pojęcie miłoci rodzicielskiej jest znacznie szersze i bardziej złożone niż to sugeruje autor.
W innym przypadku autor powołuje się na Gombrowicza, który był wstrzšnięty widokiem umierajšcego od wielu miesięcy M, i domagał się istnienia "domów mierci". Znamy więc postawę Gombrowicza - ale nie znamy
postawy, jakš zajmował umierajšcy M. A przecież wiemy, że rady dawać innym jest łatwiej i prociej. Inaczej za jest gdy chodzi o własna osobę i własnš mierć.
Zgadzam się tu z redaktorem skryptu, który zdecydował się
na włšczenie tekstu. I który we wstępie zdecydowanie stwierdza, że nie zgadza
się z poglšdami autora.
4. Uwagi polemiczne do artykułu "Sumienie w medycynie".
Tekst jest rzeczowy i krótki. Trudno byłoby wymagać, żeby autorka podała wszystkie swoje zastrzeżenia. Można by jednak omówić np.: problem, który powyżej przedstawiłem, a może i inne. Np.: w poprzednio omawianym tekcie podano "Dr Lorber zaleca, aby intensywnym leczeniem nie obejmować wszystkich noworodków, ale jedynie te, które majš największe szanse przeżycia". Nie podano natomiast na jakiej podstawie i na ile dokładnie lekarz byłby w stanie dokonać takiej selekcji.
Niektóre, mniej istotne uwagi przekazałem bezporednio autorce.
5. Deontologia a prawo naturalne.
Rozdział ten został podzielony na podrozdziały: I Wartoć i nie
naruszalnoć życia ludzkiego, w tym I. Niszczenie życia prenatalnego, 2. Stan terminalny pacjenta. Eutanazja, II Aspekt cierpienia w chorobie. Zakończony jest wnioskami końcowymi (III).
214
Dobrze się stało, że jest to rozdział umieszczony prawie bezporednio po "Sumieniu w medycynie" oraz uwagach autorki rozdziału do tego tekstu. Omawiany rozdział stanowi przedstawienie w zasadzie tych samych problemów, jakie znajdujemy w rozdziale, który wzbudza kontrowersje i jest chyba bardziej przekonujšcy.
Nie ma tu żadnych uwag, poza tym, że niektóre problemy mogłyby być bardziej rozszerzone, a wtedy i bardziej przekonujšce dla osób, które jeszcze nie podjęły pracy w zawodzie.
Dla przykładu - aborcja tak w praktyce jak i zdaniem posłów, którzy uchwalili zwišzanš z tym ustawę - jest dopuszczalna mniej więcej do trzeciego miesišca cišży. Powstaje pytanie, czy wynika to stšd, że rozstrzygnięto, iż płód przed trzecim miesišcem ciš'zy nie jest jeszcze człowiekiem, nie jest 'zyciem ludzkim. Na pewno nie chodzi tu o tego rodzaju rozważania. Termin został ustalony na podstawie innych przesłanek, które nie majš nic wspólnego z rozważaniami, kiedy zaczyna się życie człowieka. Ten termin wynika z faktu, że aborcja w tym czasie jest względnie bezpieczna dla fizycznego zdrowia kobiety. Nie bierze się więc pod uwagę przesłanek odnoszšcych się do płodu. Bierze się pod uwagę dowiadczenia praktyczne, które nie majš nic wspólnego z rozważaniami o 'zyciu dziecka zabijanego.
Jeli mylimy w ten sposób - np. w prrypadku płodu z anomaliami, nie
musimy dokonywać aborcji. Wystarczy tylko przywrócenie spartańskiego prawa, które nakazywało niemowlę ułomne zabijać (także skała Tarpejska).
Można by się też zastanowić, dlaczego wiele kobiet decyduje się na aborcję, która jest sprzeczna z instynktem macierzyńskim? Tu pomocne byłyby spostrzeżenia położników: instynkt macierzyński istnieje w sensie ogólnym - ale instynkt macierzyński w odniesieniu do konkretnego dziecka powstaje - umacnia się w przypadku, gdy matka ujrzy dziecko. Dlatego położnicy podawali, by się zastanowić czy narodzone dziecko pokazywać matce, jeli ta w czasie ciš'zy zawarła umowę z innš osoba, że odda jej dziecko
215
po urodzeniu i zgodzi się na jego adopcję. Z praktyki wynikało, że jeli matka ujrzała dziecko to - bez względu na swoje np. trudne położenie materialne
odstępowała od umowy.
W dyskusjach na ten temat niekiedy uywam porównań, może zbyt
uproszczonych. Jeli kobieta ma w mieszkaniu kłopotliwego sublokatora, może zrobić wszystko, by się go pozbyć. Ale czy może go zabić? Czy jeli subokator jest chory i niedołężny, czy może go wyrzucić w takie warunki, że umrze?
W obu tych przypadkach będzie w kolizji jeli nie z sumieniem to z kodeksem karnym. Nawet wtedy, gdy sublokator wprowadził się wbrew jej woli (anal. gwałtu).
W podrozdziale o stanie terminalnym autorka mówi o prawie osoby, by była informowana o swoim stanie zdrowia i słusznie stwierdza, że przekazywanie prawdy wymaga wrażliwoci i taktu. Stwierdzenie to znajduje swoje uzupełnienie we wczeniej omówionych "Refleksjach chirurga".
Jeli chodzi o przekazywanie prawdy osobie będšcej w stanie terminalnym przypomina mi się własne przeżycie, gdy odwiedzałem w szpitalu starszš koleżankę, lekarza i samodzielnego pracownika naukowego. W czasie
ostatnich odwiedzin, na 3 dni przed zgonem, powiedziała: "Wiesz, bardzo się cieszę, nogi moje stajš się silniejsze i niedługo będę już mogła chodzić". Leżała na oddziale onkologicznym, była osobš doskonale znajšcš swš chorobę, lekarz
leczšcy wiedział, że jej godziny sš policzone. Czy w tej sytuacji miałem powiedzieć, że się myli?
6. Sumienie i superego.
Rozdział dobrze i ciekawie napisany. Szczególnie trafnie dobrane
sš cytaty z Kępińskiego.
Ważne jest zwrócenie uwagi, że zasadnicze zręby superego utrwalajš się we wczesnym dzieciństwie i e człowiek jest "skazany" na własne sumienie. Także zwrócenie uwagi na podobieństwo między pojęciem superego Freuda a warstwami sumienia Kępińskiego.
216
Znajdujemy tu też ważne uwzględnienie dot. aborcji, w powołaniu się na DSM-III-R (Post Abortion Distress i Post Abortion Syndrom). I wskazanie, że zabieg ten może doprowadzić do długoletniej i trudnej do wyleczenia nerwicy. (Dlatego mówišc o względnym bezpieczeństwie aborcji dla zdrowia kobiety podkrelam, że chodzi o zdrowie fizyczne a nie psychiczne).
7. Terapia moralna.
Rozdział ten bardzo ładnie przybliża czytelnikowi różne społecznoci terapeutyczne jako uzupełnienie lub alternatywę leczenia szpitalnego.
Może tylko nie podkrelono tu dostatecznie, że lecznictwo i opieka psychiatryczna sš bardzo uzależnione od sposobu mylenia psychiatrów, a także od kulturowych cech populacji, z której pochodzš pacjenci. Przykładowo, w naszym orodku lekarz psychiatra ma od dawna obowišzek szczegołowego analizowania historii urazów psychicznych, których dowiadczył chory i które mogš być elementem wywołujšcym psychozę.
U nas też - tak jak i na Zachodzie - rodzina nie ma prawnego
obowišzku informowania lekarza o konfliktach wewnštrzrodzinnych. Tu wprowadzanie jakichkolwiek prawnych przepisów nic by nie zmieniło. U nas natomiast - jak się wydaje - prawne namiastki rozwišzywania tego rodzaju problemów (ujawnianie konfliktów) - nie sš chyba w ogóle potrzebne. W zdecydowanej większoci prrypadków rodzina sama stara się dociec, dlaczego nastšpiło zachorowanie i najczęciej swój punkt widzenia przedstawia w wywiadzie. I przy tym raczej wyolbrn~mia konflikty, a je nie ukrywa.
To samo dotyczy demokratyzacji życia wewnštrzszpitalnego. Jest to dla nas tak oczywiste, że problemu tego nie poruszamy w jakichkolwiek dyskusjach.
Autor wspomina tu, że na chorego pozytywnie oddziałuje wykonywanie społecznie pożšdanych zadań. Jest to też u nas znane - chociaż od wielu lat utrudniane przez nieżyciowe przepisy. Jak mi przedstawiali to lekarze, którzy pracowali jako psychiatrzy w okresie międzywojennym, każdy szpital
217
miał własne gospodarstwo rolne i hodowlane. Przewlekle chorzy, nie posiadajšcy żadnych opiekunów przebywali w szpitalu i sami chętnie wykonywali prace w rolnictwie. Nikt ich do tego nie zmuszał. W ten sposób postępowała ich rehabilitacja - a szpital miał rodki na utrzymanie. Nie musiał kupować mięsa ani chleba, także wiele innych produktów miał ze swego gospodarstwa.
Trzeba tu podkrelić, że autor bardzo słusznie zwraca uwagę na zwišzek lecznictwa i rehabilitacji psychiatrycznej z sytuacjš ekonomicznš Z tym, że - jak mi wiadomo - u nas lecznictwo psychiatryczne zawsze zmierzało do wyleczenia oraz do odpowiedniego przygotowania społecznego pacjentów. Oczywicie od sytuacji ekonomicznej zależało, czy łatwiej czy też trudniej było np. o zatrudnienie chorego po jego wyjciu ze szpitala.
Autor podkrela tu trudnš sytuację chorych bezdomnych. My dotych czas prawie nie mielimy tu problemów - oczywicie liczymy się z tym, że problem ten będzie narastał. W tego rodzaju sytuacjach na przeszkodzie w rozwišzywaniu tych problemów może stać obowišzujšce obecnie i
ustawodawstwo - przepisy ustawy o ochronie zdrowia psychicznego. Jeli chory nie będzie zagraał swemu życiu lub 'ryciu i zdrowiu otoczenia i jeli nie będzie chciał się leczyć w szpitalu - nie będzie możliwoci zmuszenia go do tego. I nie będzie osoby ani instytucji, która w takim przypadku zechce wszczšć postępowanie sšdowe, jakie przewiduje ustawa. Przykładem dane z informacji telewizyjnych w czasie surowych mrozów. Podawano, że sš przypadki zamarznięcia. Ale sš też i instytucje, które starajš się bezdomnych zabezpieczyć. Dodawano przy tym, że "jeli jest to osoba chora psychicznie i nie zgadza się na pomoc - to na to nie ma rady".
Oczywicie, jeli chory tego rodzaju zgłosiłby się dobrowolnie do leczenia, nie wyobrażam sobie, by nie został przyjęty do szpitala.
Tu autor słusznie zwraca uwagę na fakt na ogół pomijany. Chodzi o pacjentów, którzy nalegajš na umieszczenie i pobyt w szpitalu z przyczyn
218
ekonomicznych. Ubogi, zwykle rencista, niejednokrotnie zgłasza się do szpitala lub nalega na przedłużenie pobytu, gdyż w ten sposób oszczędza. Pobyt w szpitalu pozwala mu na spłacenie np. długów.
Autor podaje tu różne sposoby postępowania. które majš na celu nie tylko dobro chorego, ale i możliwoć rozładowania przepełnionych szpitali psychiatrycznych. Mówi np. o kanadyjskim psychiatrze. który w latach siedemdziesištych wprowadził opiekę rodzinnš tzn. rodziny zamieszkujšce w pobliżu szpitala zgadzały się przyjšć jednego lub dwu pacjentów, których w rodzinie traktowano jako goci lub członków rodziny (nie podano tu jednak jak wyglšdało finansowanie tych rodzin - z różnych doniesień wynika, że w tego rodzaju przypadkach chodziło o sumę ponad 2 tysišce dolarów miesięcznie). Tego rodzaju opieka na ziemiach polskich znana była już w ubiegłym wieku. W szpitalu w Choroszczy jeszcze przed 20 laty, liczba takich chorych wynosiła 300 osób - przebywali oni u rodzin w okolicznych wsiach. Obecnie liczba ta znacznie zmalała i wynosi niewiele ponad 100 osób. I stale maleje. A wszystko dlatego, że zasady finansowania sš tu le pomylane. Trudno się dziwić, że rodziny nie kwapiš się, by przyjmować chorych, jeli otrzymajš za to sumę, która nie wystarcza na utrzymanie chorego.
Wydaje się, że problem alkoholizmu i narkomanii został tu nieco
uproszczony. Podano, że chorzy nadużywajšcy uprzednio alkoholu, w opiece rodzinnej nie mieli z tym większych problemów, gdyż od terapeuty otrzymywali niewielkie kwoty, wystarczajšce tylko na podstawowe zakupy. Chyba w takich przypadkach problem nie opiera się na braku pieniędzy - wielu ludzi uzależnionych używa alkoholu lub narkotyków nawet w sytuacjach, gdy nie majš w ogóle pieniędzy.
Opisany przypadek jest rzeczywicie niecodzienny i bardzo ciekawy. Szkoda tylko, że nieznane sš wyniki jego dalszej psychoterapii indywidualnej. Nie wiadomo też, czy zastanawiano się nad ew. korektš rozpoznania. Pierwotnie w tym przypadku - kilkakrotnie rozpoznawano schizofrenię
219
katatonicznš z zaznaczonymi cechami depresji. Chory był z tego powodu kilka razy poddany kuracji elektrowstrzšsowej. Czy jednak rozpoznania tego nie postawiono zbyt pochopnie? W trakcie opisywanego pobytu w grupie nie wydawał się być depresyjny, lękliwy, ani też "schizofreniczny". Był raczej uparty, obrażał się, gdy proponowano mu współpracę, jadł tylko kaszę po innych posiłkach wymiotował. Po wielomiesięcznym - niezrozumiałym
chowaniu, wyjanił przyczyny tegoż zachowania. I opisywał przy tym w zasadzie myli natrętne. Nie wiadomo, czy był badany w kierunku organicznego uszkodzenia o.u.n. Nie wiadomo też, czy był badany w kierunku chorób psychosomatycznych.
Bardzo dobrze, że autor podaje za M. Bleulerem procent wyleczalnoci
przypadków schizofrenii po przejciu ostrego ataku psychozy.
Na uwagę zasługuje, że uzupełnieniem tego artykułu sš "Refleksje chirurga", które majš zastosowanie nie tylko w chirurgii, ale w każdej specjalnoci - w tym szczególnie w psychiatrii.
8. Czy brak zaangażowania to ucieczka przed cierpieniem.
Rozdział ten przedstawia filozofię stoickš i jest komentarzem do niej. Autorka słusznie zwraca uwagę, że potocznie używane wyrażenia np. "stoicki spokój" skłaniajš do niewłaciwego pojmowania tej filozofii "która dotyka najgłębszych, najistotniejszych problemów egzystencjalnych i moralnych (i która przedstawia je) z niezrównanš inteligencjš, jasnociš i pięknem". Całoć zagadnienia rozpatruje na podstawie szeciu myli wybranych z Marka Aureliusza. I ostatecznie chyba trafnie ocenia tę filozofię jako podejcie, które uniemożliwia koherencję między wiatem a wartociami moralnymi. Oraz, że w dobie rozwoju chrzecijaństwa cierpienie nabiera zupełnie innego znaczenia.
220
9. Medycyna i zdrowie utopian.
Jest to szczegółowe omówienie różnych rodzajów utopii, a także różnic między rodzajami utopii. Problem na ogół mało znany i warto, by studenci AMB byli z tym zaznajomieni, tym bardziej, że utopia jawi się najczęciej jako co jednolitego. Okazuje się natomiast, że jedni utopici zakładajš istnienie życia pozagrobowego - inni nie. Sš także różnice w podejciu do samobójstwa i eutanazji. Jedni sšdzš, że cywilizacja jest złem, inna grupa za, że nie jest złem.
10. Aspekty moralne zawodu farmaceuty.
Aspekty te zostały krótko a zarazem rzeczowo omówione. Załšczono też pełne teksty Kodeksu Etyki Aptekarza Rzeczypospolitej Polskiej. Dobre obyczaje w nauce (zbiór zasad i wytycznych) oraz Zasady etyczne i deontologiczne polskiego farmaceuty. Jest to artykuł przybliżajšcy te przepisy, które powinne być znane nie tylko farmaceutom, ale także i lekarzom. W artykule przedstawiono też problem chyba najważniejszy, a mianowicie jak pogodzić przepisy prawne i zasady moralnoci. Jest to problem, który w praktyce pojawia się coraz częciej, a rozwišzanie którego często napotyka na duże trudnoci. Dla mnie np. nie do przyjęcia jest okrelenie Trybunału Konstytucyjnego "Przepisy etyczne nie majš zastosowania w zakresie, w jakim istniejš nakazy lub zakazy obowišzujšcych ustaw" ( 17.III.1993).
Całoć tekstu jak najbardziej zasługuje na wydanie drukiem, co - moim zdaniem - dobrze przysłuży się dydaktyce. Wiadomoci, a także problemy dyskusyjne, z którymi zapozna się student, będš mu także pomocne, gdy już podejmie pracę w swym zawodzie.
221
ERRATA
numer strony jest powinno być
str 11 wers 2G .. zrozumiemy ... .. rozumiemy ...
str 21 wers l3 .. samoleczenie ... .. samo leczenie ...
str 37 wers l7 .. trzeba było na ten głos czekać ... .. trzeba było długo na ten głos czekać ...
str 42 wers G .. przejawiać w mówieniu ... .. przejawiać w nie mówieniu ...
str 48 wers 3 .. da się on zwalczyć ... .. da się ono zwalczyć ...
str 74 wers 13 .. aborcj ... .. aborcji...
str 101 wers l4 .. nieadekwatnoci i z niespełnienia ... .. nieadekwatnoci z niespełnienia ...
str t l2 wers 28 .. 1991. W drodze, wyd. I. Diagnostic ... 1991. W drodze, wyd. I.
and Statistical ... 3. Diagnostic and Statistical ...
str 146 wers 14 .. instrumentalnych hedonistycznych. ... .. instrumentalnych, hedonistycznych. ...
str 150 wers 2 .. wobec rozumu Uczucia, ... .. wobec rozumu. Uczucia, ..,
str 154 wers 2G, .. więc walkę z tym co dajš zmysły, .. apatheia, czyli opanowanie pożšdań
27, str 155 wers 1 twierdzšc, że mogš zawieć na ma- i namiętoci. Stoik programowo zakładał
nowce, epikure apatheia, czyli opano- więc walkę z tym co dajš zmysły,
wanie pożšdań i namiętoci. Stoik twierdzšc, te mogš zawieć na manowce,
programowo zakładał, epikurejczyk epikurejczyk natomiast głosił ...
natomiast głosił ...
str l62 wers 7 .. chorobotwóczych ... .. chorobotwórczych ...
str I6G wers ( 4 .. podstwš ... .. podstawš ...
str 172 wers l2 .. uzdrownienie ... .. uzdrowienie ...
str ł7G wers 24 . ,.new ago'wskie" ... .. "new age'wskie" ...
str 187 wers 29 .. moralnoci ... .. moralnociš...
str 194 wers 27 .. nadużywania ... .. nadużywaniu ...
str l99 wers 22 .. uzyskanie ... .. uzyskane ...
str 2UG wers l4 .. przypadku ... .. przypadkach ...
str 206 wers 21 .. walne Zgromadzenie delegatów ... .. Walne Zgromadzenie Delegatów ...