Pustynne przywitanie z Akatsuki. Powrót Brzasku!
Cztery postacie powoli sunęły po pomarańczowym piasku. Wszystkie ubrane były jednakowo w ciemne płaszcze w wysokimi kołnierzami, na materiale których wymalowane były czerwone chmurki z białymi obwódkami. Na głowach piechurów widniały duże kapelusze z dzwoneczkami, których dźwięk przyjemnie roznosił się po okolicy.
-Jest już ciemno... Oooo... Wszystko jedno... Oooo... - usłyszeli cichy śpiew.
-Kat, przestań śpiewać - skarcił dziewczynę chłodny głos.
-Przepraszam, Sasori - odpowiedziała ze skruchą.
Chwilę szli w milczeniu, nie odzywając się do siebie. Słońce powoli zachodziło i skwar dnia ustępował chłodnej pustynnej nocy.
-Jest już jasno... Ooo... - usłyszeli cichy śpiew. - Kiedyś zasnę... Oooo...
-Tobi, przestań śpiewać - skarcił chłopaka lalkarz.
-Przepraszam, Sasori-san - odpowiedział ze skruchą maskmen.
Pomarańczowy piasek zmienił barwę na ciemny granat, gdy słońce zaszło już całkowicie. Dziewczyna wypatrzyła niewielkie skupisko skał, między którymi mogli się ukryć na noc. Skierowali się w tamtą stronę bez pośpiechu.
-Dei-kun... - zaczęła cicho dziewczyna. - Zaśpiewaj coś...
-Po co, un? - zdziwił się blondyn.
-Tylko jeszcze ty dzisiaj nie wykurzyłeś Sasori'ego śpiewaniem - przyznała Kat.
-Słyszałem - warknął lalkarz. - Nawet nie próbuj, Deidara...
Kat uśmiechnęła się pod nosem, a Deidara zamruczał coś niewyraźnie. W końcu doszli do skał i schronili się między nimi. Kat ściągnęła sakkat i wyjęła znikąd zwój. Rozwinęła go na skalnym podłożu i rozpieczętowała. Przed całą czwórką pojawiła się kolacja. Szarooka zabrała się za swoją porcję, podobnie zresztą jak Deidara. Tobi usiadł przy dziewczynie.
-Nee-chan... - zaczął.
-Bierzemy pierwszą wartę - powiedziała głośno Kat. - Tobi, bierz obiad, zjesz na zewnątrz. Dei-kun, powinieneś się wyspać. Sasori, później pomogę ci z Hiruko.
Dziewczyna wyszła z Tobi'm na zewnątrz, oboje zebrali ze sobą porcje swojego posiłku. Deidara skończył jeść i odłożył zwój na bok.
-Czemu ona może widzieć jego twarz, un? - zapytał z wyrzutem. - Jej się pokazuje...
-Może kiedyś ci powie - rzucił lakonicznie Sasori, wychodząc z marionetki. - Sądzę, że jak przyjdzie czas, dowiemy się wszystkiego.
-Taa... jasne... - zamruczał blondyn. - Chyba jak będę stary, un, Sasori no Danna.
-Zawsze mogę cię przerobić na marionetkę - zauważył lalkarz. - Będziesz nieśmiertelny...
-Nie dziękuję, nie skorzystam, un - odparł szybko Deidara. - Idę spać. Dobranoc, un.
Lalkarz nie odpowiedział. Nigdy nie odpowiadał, co i tak nie przeszkadzało Deidarze mówić mu co noc „dobranoc”. Nie rozumiał tego, podobnie zresztą jak wielu innych rzeczy. W końcu wróciła Kat i razem naprawili zniszczoną w czasie podróży część Hiruko.
-Idź spać - poradził dziewczynie. - Ja wezmę wartę. Tobi też powinien się przespać.
-Dziękuję, Sasori - powiedziała, uśmiechając się do niego. - Miłego czuwania. Dobranoc.
Wyszedł spomiędzy skał i odnalazł Tobi'ego. Odesłał chłopaka do reszty i sam stanął na czatach. Nie potrzebował snu, nie on. Proponował dziś Deidarze zamianę w ludzką marionetkę. Proponował mu to, co sam ze sobą zrobił. Jednak nikomu tak naprawdę by tego nie życzył. Do niedawna, a dokładnie jakieś cztery lata wcześniej wierzył jeszcze, że przerobienie się na Ludzką Marionetkę to doskonały sposób na osiągnięcie nieśmiertelności. A potem? Spotkał Kat, która uświadomiła mu, że nieśmiertelność bez jakiegokolwiek czucia jest czcza.
-Dalej nad tym myślisz, Sasori? - usłyszał jej pogodny głos.
-Kat? - zapytał. - Co tu robisz? Miałaś spać...
-Nie chce mi się - przyznała. - Mogę z tobą posiedzieć? Będzie ci raźniej...
Nie odpowiedział, co dziewczyna uznała za zgodę. Lalkarz rzadko okazywał to, że także potrzebuje kontaktu z innymi ludźmi. W siedzibie uważany był za samotnika i odludka, co jednak Kat powoli i systematycznie obalała. Dziewczyna usiadła tuż obok chłopaka, obejmując ramiona rękoma.
-Dalej myślałeś nad nieśmiertelnością, Sasori? - zapytała go ponownie.
-Czcza nieśmiertelność... - przyznał z goryczą. - Głupi byłem.
-Sasori... - zaczęła Kat. - Ja muszę cię o coś... zapytać. Ale proszę, nie mów o tym nikomu i odpowiedz szczerze. Obiecujesz?
Spojrzał na nią, zdziwiony tonem jej głosu. Rzadko słyszał u niej tak poważny dźwięk. Skinął głową.
-Czy gdybyś mógł zrezygnować z nieśmiertelności, ale odzyskać ciało... - zaczęła. - ...zgodziłbyś się?
Drgnął nieco. Zrezygnować ze swojej pracy, ze swoich marzeń, na rzecz tego, co nazywają niedoskonałością i skazą ludzi?
-Tak, zapewne tak - przyznał. - Gdybym mógł.
-To dobrze - rzuciła radośnie Kat. - Jak wrócimy do siedziby, to mi wszystko opowiesz...
-Ale że niby co? - zapytał zaskoczony.
-Dowiesz się później - przyznała.
Westchnął ciężko.
-Znowu masz tajemnice - zauważył. - Znowu coś ukrywasz. Jesteś zbyt zagadkowa...
-Ja też cię lubię, Sasori - przyznała.
Objęła go rękoma, wtulając się w miękki płaszcz. Drgnął nieco, ale nie odsunął jej od siebie. Nie chciał. Kiedyś zapewnie odtrącił by ją od siebie, ale teraz? Nie chciał. Lubił Kat, naprawdę ją lubił. Ona... zmieniła jego dotychczasowe życie. Lalkarz stawał się bardziej radosny, mimo wszystko garnął do innych, nie zamykał się już na cztery spusty w swoim pokoju. Dla Szarookiej stał się jak starszy brat i tak też go dziewczyna traktowała.
-Czy kiedyś mi powiesz? - zapytał.
-Powiem - przyznała. - Powiem wszystko wszystkim. Kiedy nadejdzie czas, nadejdzie też nowy dzień. Obiecuję, że ty dowiesz się pierwszy.
Spojrzał w gwiazdy, które zaczęły migać im obojgu nad głową.
„A co, jeśli ja już wiem?... - zapytał sam siebie. - A co, jeśli nie wiem nic?”
Shukaku namierzony!
Rankiem zebrali swoje rzeczy i ruszyli w stronę Suna. Ich misją było złapanie jednoogoniastego demona, który zapieczętowany był w młodym Kazekage Wioski Piasku, Gaarze. Kat szła pomiędzy Tobiramą, a Sasori'm. Z drugiej strony lalkarza szedł Deidara.
-Będzie burza... - zauważyła Szarooka.
-Będzie padać, un? - zdziwił się blondyn.
-Oi minna... - jęknęła Kat, przeciągając ręką po własnej twarzy w geście zrozpaczenia. - Dei-kun... to jest pustynia. Tu naprawdę bardzo rzadko pada. Chodziło mi o burzę piaskową.
-Trzeba było tak od razu, un - fuknął artysta.
Kat uśmiechnęła się pod nosem. W kilka minut znaleźli się między szalonymi podmuchami wiatru, które nieznośnie nanosiły na nich piaskowy pył. Nie przejęli się tym jednak za bardzo, prąc uparcie na przód. W końcu wiatr uspokoił się i w promieniach pustynnego słońca stanęli przed bramą Suna-gakure.
-I co teraz, Nee-chan? - zapytał Tobi.
-Wchodzimy - zarządziła Szarooka.
Ledwo zrobiła jeden krok, a z nikąd wyrósł przed nią shinobi Suna.
-Albo i nie - skwitowała jego pojawienie się Kat.
-Czego szukacie w Suna? - zapytał ich strażnik.
-Szczęścia... - mruknęła pod nosem Szarooka tak, że nikt, oprócz jej towarzyszy, nie miał prawa jej usłyszeć. - I może szklanki wody. Lepiej trzech.
Tobi parsknął cicho śmiechem. Rolę negocjatora szybko przejął Sasori.
-Przepuść nas do Suna - powiedział.
-Jesteście członkami Akatsuki - zauważył hardo strażnik. - Odejdźcie.
-I szlag trafił miłe podejście niedobrych przybyszów do dobrego strażnika - znów cicho mruknęła Kat. - Chłopaki... idziemy.
Dziewczyna odwróciła się i ku zdziwieniu pozostałych zaczęła iść przed siebie w drogę powrotną. Tobi szybko doskoczył do niej.
-Co jest, Nee-chan? - zapytał cicho swoim normalnym głosem.
-Nie przejdziemy przez bramę - zauważyła Kat. - Dei-kun!
Blondyn doskoczył szybko do niej.
-Zaatakujemy z powietrza - zarządziła Kat. - Tobi, Sasori. Zostajecie tutaj.
-Potrzeba nam Gaary, nie zdobycia Suna - zauważył lalkarz.
-Gaara to Kazekage Suna - spostrzegła Szarooka. - Będzie bronił Wioski Piasku przed atakiem. Dei-kun... jastrząb bezwybuchowy. Szybko.
Blondyn posłusznie zaczął tworzyć swoje dzieło. Po chwili przed czwórką stał duży biały ptak. Deidara wskoczył na niego, a za nim stanęła Kat.
-Czekajcie tutaj - zarządziła Szarooka, odrzucając wraz z Deidarą sakkaty.
Ptak wystartował szybko i wzniósł się ponad mury Suna. Tobi usiadł na piasku, wpatrując się w niebo nad sobą.
-Nie martwisz się? - zapytał go Sasori.
-Nie - powiedział pewnie Tobi. - Nee-chan Kat poradzi sobie ze wszystkim.
Lalkarz zmrużył oczy. Nie powiedział jednak nic. Tymczasem Kat i Deidara znajdowali się już nad Wioską Piasku. Szarooka złożyła szereg pieczęci.
-Lokacja! - szepnęła, a jej oczy pociemniały i stały się jak dwa głębokie tunele.
Dziewczyna, stojąca za kucającym na ptaku Deidarą, pochyliła się nad nim, opierając o jego ramię. Wskazywała mu po kolei miejsca, gdzie patrolowali strażnicy Suna. Blondyn szybko namierzał ich swoim urządzeniem, które nosił zamiast lewego oka. Jego ręce już przeżuwały glinę, którą po chwili uformował na kształt pająków.
-Milusie... - skwitowała Kat.
Deidara uśmiechnął się i wypuścił swoje zabaweczki. Pająki szybko odnalazły swoje cele i gdy tylko skoczyły na strażników, Deidara złożył swoją pieczęć i uaktywnił wybuch. Kilka huków rozniosło się po okolicy.
-Im większa rozróba, tym wcześniej przyjdzie Kazekage - zauważyła Kat. - Tamta trójka...
Deidara posłusznie wypuścił swoje cudeńka i następni shinobi Suna zostali rozerwani przez jego bomby. I Deidara i Kat zeskoczyli na jeden z szerokich dachów budynków, wprost przed stojącym tam chłopakiem.
Mógł mieć góra szesnaście lat. Czerwone włosy, seledynowe oczy i gurda na plecach dały do zrozumienia członkom Akatsuki, że przed nimi właśnie stoi Kazekage Suna.
-Osłaniaj mnie - rzuciła ku Deidarze Kat.
Wyciągnęła znikąd miecz o granatowej brawie i zaatakowała pewnie Gaarę. Chłopak nawet nie ruszył się, mimo to atak Kat nie przyniósł odpowiednich skutków. Ostrze ugrzęzło w piachu, który wyrósł pomiędzy Gaarą, a Szarooką. Kat puściła miecz i odskoczyła w tył, stając obok blondyna. Jej broń zamieniła się w granatowy obłok i zniknęła, co Kazekage skwitował zmrużeniem oczu.
-Na ptaka - zarządziła Kat.
Oboje skoczyli w górę, a za nimi poleciała chmura piasku. Kat i Deidara wylądowali na grzbiecie jastrzębia. Szarooka szybko zaczęła składać pieczęcie.
-Kibaku Nedo! - zawołała. - Dei-kun... steruj jastrzębiem, nic więcej! Resztę zostaw mnie.
Blondyn skinął głową i oddał dziewczynie jeden ze swoich woreczków z gliną. Szarooka szybko zaczęła tworzyć zabaweczki, takie same, jakie robił Deidara. Spokojnie obserwowała ścigającą ich chmurę piachu. Posłała pierwsze ptaki ku tumanowi kurzu, ale nie przyniosło to oczekiwanych przez nią efektów. Piach nadal ich ścigał.
-Leć w stronę Gaary - rzuciła ku blondynowi.
Deidara ostro skręcił. Kat musiała złapać się jego płaszcza, żeby przypadnie nie spaść z ptaka. Prychnęła niechętnie, trzepiąc blondyna po jego kitce, co ten skwitował tylko uśmiechem. Szarooka szybko wypatrzyła Gaarę. Widziała, że jego gesty sterują ruchami piachu. Aby zniwelować ataki pyłu, należało pokonać Gaarę. Aby pokonać Gaarę, trzeba było pozbyć się piachu. Dziewczyna zmrużyła oczy na myśl o tym błędnym kole. Wysłała kilkanaście wybuchowych ptaków ku Gaarze, jednak wszystkie wybuchały zbyt wcześnie, atakowane przez strugi piachu.
-Wyżej - poleciła Kat.
Deidara wzniósł się w górę, a za nimi pomknęła fala piachu. W końcu unieśli się tak wysoko, że Gaara musiał skoczyć na swój piach i na nim wznieść się w górę, by móc dalej walczyć. Kazekage Suna stworzył dwie ogromne piaskowe kule, w których omal nie zamknął dwójki z Akatsuki. W ostatniej chwili Kat złapała Deidarę za ramię i razem zeskoczyli z jastrzębia, który został zmiażdżony w piaskowej kuli. Szarooka chwyciła blondyna za płaszcz, przyciągając do siebie. Jedną ręką utrzymywała go przy sobie, drugą próbowała coś sklecić z gliny. Blondyn też nie był bezczynny. Sam tworzył innego ptaka, na którym mogliby się znów unieść w powietrze. Kat posłała ku piaskowej fali jednego wybuchowego ptaka, który na chwilę powstrzymała atak.
Ciężko wylądowali na sowie, którą Deidara szybko stworzył swoją techniką.
-Dobry jest, un - zauważył z uśmiechem.
-Serio? Nie zauważyłam - parsknęła Kat.
Deidara przewrócił oczami.
-Otocz go śmigaczami - zarządziła Kat. - Ja zajmę się piachem.
-Jak, un? - zapytał.
-Czas na mojego demona - rzuciła.
Deidara skinął głową i zaczął przygotowywać szybkolotne ptaki o potrójnych skrzydłach. Kat złożyła pieczęć Demonicznego Wilka i wokół niej zaczęła się tworzyć chmura chaosu. Dziewczyna stanęła na ptaku i posłała swój chaos ku chmurze piachu. Pył zderzył się z pyłem, rozsiewając wokoło miliony drobin. Deidara otoczył wedle rozkazu Gaarę śmigaczami i czekał na decyzję Kat.
-Atakuj - zarządziła Kat, osłaniając ich oboje przed falą piasku.
-Katsu! - krzyknął blondyn.
Ptaki wybuchły przy Kazekage Suna. Chłopak zachwiał się na platformie z piasku, na której stał. Szarooka uderzyła go z boku chmurą chaosu tak, że chłopak stracił przytomność. Dziewczyna osłoniła siebie i Deidarę darem Wokamina, a blondyn złapał w ptasi ogon Gaarę. Piach powoli opadał na ziemię, nie utrzymywany już przez wolę czerwonowłosego. Z dołu poleciała na nich masa kunai, które jednak Kat zatrzymała przez chaos.
-Wracamy - zarządziła Kat.
Deidara skierował ptaka poza bramy Suna i wylądował przy Sasori'm i Tobi'm.
-Oi, już? - zapytał maskmen, podnosząc się z ziemi. - Co tak szybko?
-Siedź cicho, niewychowańcze jeden - ofuknęła go Kat. - I ja cię nazywam bratem?
Tobi wzruszył ramionami. Chwili ruszyć naprzód, jednak ktoś zaatakował ich falą kunai, którą jednak szybko odbił ogon Sasori'ego.
Pojedynek lalkarzy.
-Stójcie! - zawołał na nich jakiś chłopak w dziwnym stroju.
Miał pomalowaną na fioletowe pasy twarz i zwoje przyczepione na plecy.
-Tobi, Dei-kun... lećcie przodem - zarządziła Kat. - Do siedziby zamiennej. My się nim zajmiemy z Sasori'm.
-Hai! - zawołali posłusznie.
Skoczyli obaj na ptaka i wystartowali. Sasori osłonił ich przed kunai, które wypuścił obrońca Suna.
-Walczysz teraz ze mną - zauważył spokojnie lalkarz.
-Ty! - syknął shinobi Piasku. - Pożałujesz!
-Nie sądzę - mruknął Sasori. - Kat... zostaw to mnie proszę.
Szarooka tylko skłoniła się przed nim krótko i odskoczyła na bok. Obrońca Suna wyciągnął jeden z przewieszonych przez plecy zwoi i rozpieczętował go. Przed Sasori'm pojawiła się marionetka o kilku oczach. Kat uśmiechnęła się pod nosem. Pierwszy raz w życiu miała oglądać pojedynek dwóch lalkarzy, na dodatek obaj przecież byli z tej samej Wioski.
Shinobi z Suna zaatakował natychmiast swoją marionetką, posyłając ku Sasori'emu kunai i shuriken. Lalkarz Akatsuki osłonił się przed nimi szybko, nie pozwalając, aby jakiekolwiek ostrze go dosięgło.
-Marnie... - skwitował na tyle głośno, by usłyszał go obrońca z Suna.
-To dopiero początek - zauważył tamten.
Znów zaatakował, tym razem bezpośrednio swoją marionetką. Sasori odrzucił ją na bok swoim ogonem. Z trudem podniosła się, na jej torsie tkwiła głęboka bruzda zadana ogonem Akasuny.
-Jesteś lalkarzem? - prychnął Sasori. - Marnym. Do tego używasz nie swoich marionetek.
-To moje kukły! - warknął tamten.
-Twoje? - zapytał Sasori. - A kim ty jesteś? Nie, nie mów... Wiesz, jestem z Suna, może jeszcze cię pamiętam. Nazywasz się Konhuro? Kanturo? Karhuro?
-Kankurou! - warknął obrońca Suna. - Nazywam się Kankurou!
Zaatakował Sasori'ego swoją kukłą, ale lalkarz bez problemu się osłonił.
-A, Kankurou... możliwe - zamruczał. - Wiesz, twoje marionetki nie są twoim dziełem. Zostały wyprodukowane przez Akasunę.
Kat uniosła głowę. A więc to tak... wiedziała, że Sasori przed przystąpieniem do Akatsuki produkował marionetki na sprzedaż. Więc ten lalkarz z Suna też dostał swoje kukły od Sasori'ego.
-I co z tego?! - warknął tamten. - To moje marionetki!
Zaatakował ponownie, tym razem Sasori rozniósł w pył jego zabawkę. Obrońca Suna syknął, ale szybko wyciągnął inny zwój. W kłębie dymu pojawiła się kolejna marionetka. Potężną kukłą Kankurou tym razem nie zaatakował Sasori'ego, ale stojącą trochę na uboczu Kat. Zaskoczoną takim obrotem sprawy dziewczynę osłonił natychmiast lalkarz Akatsuki. Szarooka usłyszała nieprzyjemny zgrzyt metalu i zauważyła jak pęka na pół stalowy ogon Hiruko. Atak jednak został odparty, co mimo wszystko zadowoliło Sasori'ego. Kat złożyła pieczęć Demonicznego Wilka i chmura chaosu uderzyła w marionetkę shinobi Suna. Drzazgi rozprysły się wokoło. Zaskoczony tym Kankurou stał bez ruchu przez co Sasori mógł zaatakować go chmurą kunai. Jeden z nich drasnął w ramię obrońcę Suna.
-Popełniłeś błąd - zauważył Sasori. - Póki nie mieszałeś jej do walki, miałeś szanse przeżyć.
Kankurou wyciągnął kolejny zwój, nawet nie domyślając się w jakim jest niebezpieczeństwie. Kolejna marionetka zaatakowała Sasori'ego, który nie mając ogona już chciał użyć innej broni, jednak przed niego wyskoczyła Kat, która ciosem pięści sparowała atak kukły. Części marionetki rozsypały się po piasku pustyni. Szarooka szybko zaatakowała obrońcę Suna, aż w końcu jeden mocny kopniak posłał go na piach. Dziewczyna nieśpiesznie wróciła do Sasori'ego i złożywszy szereg pieczęci, naprawiła jego ogon. Lalkarz zwinął go szybko.
-Czas iść - zauważyła. - Sasori no Akasuna...
Ruszyła z Sasori'm w stronę tymczasowej siedziby zastępczej. Leżący na ziemi Kankurou posłał za nimi zdumione spojrzenie. Jego ciałem powoli zawładniała trucizna, w której zanurzone były kunai Sasori'ego.
Szybko opuścili tereny wokół Wioski Piasku. Podążali pewnie przed siebie, w milczeniu pokonując kolejne metry.
-Sasori... - zaczęła Kat. - Czemu mnie osłoniłeś?
-Czy to ważne? - zapytał ją wymijająco.
-Dla mnie tak - potwierdziła. - Nie musiałeś...
-Ale chciałem - przyznał. - Koniec tematu. Chodź, pewnie już na nas czekają, a ja...
-...nienawidzisz czekania - dokończyła za niego z uśmiechem Szarooka. - Tak, wiem.
Złożyła ręce przed sobą i chwilę stała w bezruchu. Sasori zatrzymał się, patrząc na nią zaciekawionym wzrokiem.
-Już są w siedzibie - zauważyła Kat.
-To się pośpieszmy - syknął Sasori.
-Dobrze, panie mrukliwe drewno - zaśpiewała Szarooka.
Ledwo co odskoczyła przed stalowym ogonem lalkarza.
-Nie przeginaj! - ofuknął ją. - Lubię cię, ale bez przesady.
Dziewczyna spojrzała zaszokowana na Akasunę. Pierwszy raz powiedział, że ją lubi. W ogóle pierwszy raz powiedział, że lubi cokolwiek, lub kogokolwiek.
-Oi minna... Sasori! - zawołała dziewczyna, doskakując do niego. - Wiedziałam, że mnie kochasz!
Zaczęła radośnie skakać wokół niego. On tylko złapał ją swoim ogonem w pasie i przyciągnął tak, że patrzyła prosto w zimne oczy Hiruko.
-Nie kocham cię i nic takiego nie mówiłem - warknął. - Nie zmyślaj i zachowuj się normalnie, bo już mnie denerwujesz.
Szarooka uśmiechnęła się tylko i pocałowała Hiruko w policzek, doskonale wiedząc, że podziała to także na samego Sasori'ego. Nie myliła się. Ogon marionetki opadł i sam się zwinął, a Sasori ruszył w milczeniu przed siebie.
-Sasori... - zaczęła cicho Kat, idąc obok niego. - Ja też cię lubię. Naprawdę.
Nie odpowiedział, ale i tak wiedziała, że siedząc w tej swojej marionetce uśmiecha się pod nosem z zadowolenia.
Wyciągnąć Shukaku!
Znaleźli się na miejscu, gdy już reszta była przygotowana i gotowa. Oprócz Tobi'ego, Kat, Deidary i Sasori'ego nie było tu nikogo materialnego. Na rękach posągu do pieczętowania majaczyły tylko mentalne formy reszty członków Akatsuki.
-Hej, Kat... - dziewczyna usłyszała zniewalający męski głos.
-Cześć, Hidan - pomachała z uśmiechem do kosiarza. - Wszystko gotowe, Liderku kochany?
-Nie przeginaj! - warknął na nią Pein. - Cholerna gówniara!
-Też cię kocham - uśmiechnęła się Szarooka.
-A mnie? - zapytał płaczliwie Hidan.
-Ciebie trochę mniej - zamruczała Kat.
Tobi, stojący przy Kat, parsknął śmiechem. Sasori i Deidara ustawili się na odpowiednich miejscach. Kat stanęła przed posągiem, pomiędzy dwoma kamiennymi rękoma.
-Tobirama... - szepnęła cicho do Uchihy. - Patroluj tereny wokół i załóż pieczęcie. Powiadamiaj mnie o wszystkim.
-Dobrze, Nee-chan - odpowiedział jej natychmiast.
Wyszedł z jaskini, a kamienne przejście zamknęło się za nim i samo zapieczętowało.
-Wszyscy gotowi? - zapytał Pein. - To dobrze. Przez trzy dni czeka nas ciężka harówka, ale bez obaw, zapasy chakry zostaną uzupełnione natychmiast dzięki naszej sakryfikantce...
-...która ma imię... - zauważyła Kat.
-...więc życzę jedynie miłej pracy - dokończył rudy, nawet nie zwracając uwagi na Kat. - Zaczynamy!
Każdy z członków Akatsuki aktywował swój pierścień. Z posągu zaczęły wypływać niebieskie paszcze, które chwyciły Gaarę i uniosły go do góry. Powoli, centymetr po centymetrze, wyciągały z niego demona piasku. Shukaku miotał się niemiłosiernie, jednak pęta technik pieczętujących Pein'a były zbyt mocne, by demon mógł się wydostać. Trzy dni zleciały wszystkim bardzo szybko, nawet się nie obejrzeli, gdy Shukaku został w pełni zapieczętowany w posągu. Paszcze zniknęły, podobnie zresztą jak znaki na palcach posągu. Jedno z oczu kamiennej twarzy otworzyło się, informując, gdzie został zapieczętowany demon. Tylko troje z dziewięciu oczu posiadały jeszcze źrenice.
-I po wszystkim - zauważył słabo Pein. - Teraz możemy...
-Czekajcie - przerwała mu Kat.
Spojrzeli na nią i rozszerzyli oczy ze zdumienia. Wszyscy byli zmęczeni, mimo, że Kat posyłała ku nim potężne zapasy chakry. Po Szarookiej jednak nie było widać ani trochę znużenia. Dziewczyna doskoczyła do pierwszego członka Akatsuki, który przybył tu w mentalnej formie. Przyłożyła mu rękę do czoła. Robiła tak z każdym po kolei, aż został tylko Sasori i Deidara. Pomogła zebrać siły blondynowi i dopiero wtedy skinęła głową ku Pein'owi.
-Życzę waszej czwórce miłego powrotu do siedziby - dokończył rudy. - Oczekuję was nie później niż za tydzień. Do widzenia.
Zniknął, a za nim zaraz rozpłynęła się Konan. Zetsu, Itachi i Kisame byli kolejni.
-Pa, kochanie - rzucił ku dziewczynie Hidan.
-Tak, tak... - zamruczała Kat z uśmiechem. - Pa, słoneczko.
Hidan posłał ku niej promienny uśmiech i zniknął wraz z Kakuzu. Po chwili zniknął też pomnik pieczętujący. Kat wysłała wiadomość do Tobi'ego, że może już wracać.
-I co teraz? - zapytał ją Deidara.
-Zabierzemy ciało Gaary - odpowiedziała Szarooka.
-Po co? - zdziwił się Sasori.
-Oddamy je jego przyjaciołom - Szarooka spojrzała pewnie na lalkarza. - Jesteśmy przynajmniej to im winni.
Akasuna tylko drgnął nieco. Kat nie przejęła się tym. Swoje wiedziała, niezależnie od tego, co myśleli inni. Zdziwiła się, gdy odpowiedzi od Tobiramy jeszcze nie otrzymała.
-Coś jest nie tak - mruknęła ku pozostałej dwójce.
Ledwo skończyła mówić, a przejście zostało wysadzone w powietrze. Odskoczyli w tył, tuż obok ciała martwego już Gaary. Do środka wpadła grupa shinobi. Dziewczyna rozpoznała dwójkę młodych ninja z Konoha, różowowłosą dziewczynę i blond chłopaka. Obok nich stali szarowłosy shinobi Konoha i jakaś staruszka. Szarooka poczuła, jak Sasori drgnął nieco. Spojrzała przelotnie na wrogów. Zdziwiła się, bo szarowłosy mężczyzna przypatrywał się jej bynajmniej nie ze zwykłą w tej sytuacji wrogością.
-Oddajcie Gaarę! - warknął blond chłopak.
-Za późno, un - zaśmiał się Deidara. - Wasz przyjaciel ulotnił się jak piękna sztuka.
-Sztuka jest wtedy piękna, gdy jest trwała - zauważył natychmiast Sasori.
-Sztuka to wybuch, Danna, un - odgryzł się Deidara.
Kat wzniosła oczy ku górze, mrucząc coś pod nosem. No pięknie! Że też ta dwójka nie ma kiedy wybrać sobie lepszej chwili na kłótnię o sztukę!
-Sztuka jest trwała - drążył swoje Sasori.
-Sztuka jest wybuchem, un - upierał się Deidara.
-Przestańcie! - warknął blondyn. - Wy...!
Kat rozszerzyła nieco oczy. Źrenice chłopaka zalśniły czerwienią oczu demona. Blondyn rozpieczętował jakiś zwój i posłał ku trójce Akatsuki duży shuriken, który jednak bez problemu został odbity przez ogon Sasori'ego.
-Gaara! - zawołał blondyn.
Przez plecy Szarookiej przebiegł dziwny dreszcz.
-To sakryfikant - zamruczała do chłopaków. - Nie byle jaki. To Lis Kyuubi.
-Sztuka jest wybuchem, Danna, un - ciągnął swoje Deidara. - I jest... co? Jaki sakryfikant, un?
-Kyuubi'ego - powtórzyła Kat.
Deidara spojrzał na chłopaka i skinął potwierdzająco głową.
-A no fakt, un - skwitował. - Możemy go złapać, un.
-Nie, nie czas na to... - zaczęła Kat. - Deidara?
Artysta jednak już sklecił swojego ptaka i powiększył go odpowiednio. Figurka połknęła częściowo ciało Kazekage Suna.
-Deidara, nie bądź głupim! - syknęła Kat. - Nie dasz rady sam.
-Złapię ci tego skaryfikanta - obiecał. - Czekajcie na mnie w głównej siedzibie.
Zanim Kat zdołała go powstrzymać, on wskoczył na swojego ptaka i wystartował. Ominął shinobi Konoha i wyleciał na zewnątrz. Blondyn skoczył natychmiast za nim.
-Naruto! - krzyknął szarowłosy mężczyzna i ruszył za chłopakiem.
Kat westchnęła ciężko.
-Głupek - skwitował Sasori.
-Oi minna... - zamruczała Kat, raniąc się w palec. - Jutsu Przywołania!
Spod jej palców wyskoczył mały ptak, który poleciał za Deidarą. Obok Kat nagle pojawił się Tobi. Jego płaszcz był nadpalony i nieco poszarpany.
-Konoha - wyjaśnił pokrótce.
-Idź za Deidarą - poleciła Kat. - Informuj o wszystkim.
-Hai, Nee-chan - powiedział.
Wyskoczył z jaskini, omijając kunai, rzucane przez różowowłosą dziewczynę.
-Hej, lala! - warknęła na nią Kat. - Zostaw mi brata w spokoju! Teraz walczysz z nami!
-Ty! - syknęła tamta. - Jak mnie nazwałaś?!
-Lakierowana lala - zawołała głośno Szarooka. - A może nie? Różowa lakierowana lala bez mózgu!
Dziewczyna krzyknęła i zaatakowała Kat. Szarooka bez problemu zbiła jej cios i sama uderzyła ją pięścią w brzuch. Różowa uderzyła plecami o ścianę i zsunęła się po niej ciężko. Szybko jednak stanęła na nogi, tym razem już spokojniejsza.
-I co teraz, Sasori? - zapytała lalkarza Kat.
-Nic - mruknął. - Wygrywamy i wychodzimy.
Przeszłość Sasori'ego.
-Fajny plan - wyszczerzyła się do niego Kat.
-Masz coś do niego? - warknął na nią.
-Nic, nic... Sasori-kun - zamruczała z uśmiechem.
Poczuła, jak drgnął nieco, ale skomentowała tego. Po raz pierwszy użyła do niego zwrotu „kun”. Nawet jak dla niej było to za dużo wyznań jak na jeden dzień.
-Tylko osłaniasz mnie - zarządził Sasori. - Nie bierz czynnego udziału w walce.
Kat skinęła głową. Głos lalkarza był spokojny, nawet za spokojny. Dziewczyna wyjęła swój sztylet bez rękojeści i stanęła gotowa do ataku. Sasori zaatakował od razu, wypuszczając z ust Hiruko masę kunai. Obie kunoichi ominęły je zręcznie, choć Kat zauważyła, że ruchy różowowłosej sterowane są nieznacznie przez staruszkę. Kat ukucnęła przy Sasori'm. Lalkarz wypuścił kolejną masę broni, tym razem posługując się senbon.
-Która ma dla ciebie jakieś znaczenie? - zapytała go.
Przerwał atak, co jednak nie zdziwiło przeciwniczek. Sasori szybko opanował się i znów zaatakował kunai.
-Sasori-kun... - syknęła Kat. - Ja musze wiedzieć.
-Nic nie musisz wiedzieć - warknął na nią. - To już przeszłość!
Staruszka zaczęła rozmawiać ze swoją podopieczną. Kat rzuciła ku nim swój sztylet, jednak to nie przerwało ich narady. Broń Szarookiej znów zmaterializowała się w jej ręce. Różowowłosa stanęła do walki. Kat zauważyła, że do jej ciała przyczepione są nici chakry staruszki. Dziewczyna zaatakowała. Sasori odparł pierwszy atak ogonem Hiruko. Drugi z trudem zablokowała Kat. Szarooka odskoczyła jednak natychmiast, gdy w jej stronę poleciał kunai, wypuszczony przez staruszkę.
-Nie... - jęknęła. - Sasori-kun!
Patrzyła szeroko rozwartymi szarymi oczyma na lecące wokoło części marionetki Sasori'ego. Skoczyła między nie i uderzyła różowowłosą. Sama wyciągnęła Sasori'ego, gdy lalkarz zablokował się między dwoma częściami Hiruko. Odskoczyli pod ścianę. Sasori miał na sobie ciemny płaszcz, który dokładnie osłaniał jego ciało. Kat stanęła obok niego.
-Nie ma czasu na naprawę Hiruko - powiedziała.
-Nie szkodzi - szepnął Sasori. - Poradzimy sobie bez Hiruko.
Kat skinęła głową.
-Sasori, masz zamiar walczyć przeciwko mnie? - usłyszeli głos starszej kobiety.
-Babciu Chiyo... - zaczął Sasori, nie ściągając płaszcza. - Skoro muszę.
-Nie musisz - powiedziała. - Możesz jeszcze wrócić do Suna i...
-Nie - przerwał jej. - W Suna nie ma dla mnie miejsca. Ja nie wrócę. Dlatego będziemy walczyć.
Kat drgnęła nieco. Te słowa. „Nie ma dla mnie miejsca... Ja nie wrócę...” Słyszała je już raz, wypowiadane z tą sama pewnością i goryczą. Kat przysunęła się mimowolnie bliżej lalkarza, na co ten nawet nie zareagował.
-Nie musisz walczyć - powiedziała Kat. - Jeśli nie chcesz.
-To nie to - powiedział Sasori. - Będę walczyć. Koniec tematu.
Kat skinęła głową. Sasori ściągnął z głowy płaszcz i potrząsnął nią nieco tak, że czerwone kosmyki włosów opadły mu swobodnie na twarz. Wciągnął z rękawa jeden ze swoich zwoi.
-Walcz z nim, nie obok niego - pouczył Kat. - Musisz mi pomóc...
-Dobrze, Sasori-kun - szepnęła.
Lalkarz rozpieczętował zwój i przed nimi pojawiła się marionetka Trzeciego Kazekage. Sasori zaatakował nią natychmiast, uwalniając zapieczętowane w rękach linki które oplątały różowowłosą. Sasori wypuścił trujący gaz. Staruszka wszelkimi siłami próbowała wyciągnąć dziewczynę, lecz Sasori trzymał ją w swoim więzieniu bardzo mocno. Kat stała obok lalkarza, patrząc na jego ruchy. Różowowłosa powoli dusiła się w oparach trującego dymu. Nagle staruszka wykonała dziwny gest ręką i wyszarpnęła dziewczynę z więzienia. Kat już chciała ruszyć do ataku, jednak zatrzymał ją Sasori.
-To nic... - powiedział. - I tak jest osłabiona...
Tymczasem staruszka rozpieczętowała własny zwój i uwolniła dwie marionetki. Sasori drgnął nieco. Kat spojrzała na kukły. Jedna z nich przedstawiała mężczyznę, druga kobietę. Szarooka od razu rozpoznała rękę, która stworzyła te marionetki. Zadziwiające także było podobieństwo, pomiędzy nimi, a samym Sasori'm.
-Sasori-kun... - zaczęła Kat. - Czemu mi nie mówisz wszystkiego?
-Przepraszam Kat - powiedział słabo. - Ja... nigdy nikomu o tym nie mówiłem.
Dziewczyna złapała za rękę lalkarza. Ten tylko ścisnął ją mocno, tak mocno, że prawie zabolało to dziewczynę. Nie myślała jednak o bólu, ale o tym, że coś dzieje się z Akasuną, a ona nie jest zdolna mu pomóc.
-Sasori-kun... - zaczęła.
-Zamknij mnie w Mangekyo - poprosił. - Ja muszę ci powiedzieć... Teraz.
Skinęła głową i szybko uaktywniła sharingan i Mangekyo sharingan. Spojrzała czerowno-czarnymi oczyma w brązowe tęczówki Sasori'ego. Po chwili oboje tkwili już w genjutsu Tsyukomi.
Siedział naprzeciw niej na łące zalanej południowym słońcem. Chłodny wiatr owiewał ich twarze. Sasori czuł ich powiew na policzkach, czuł ciepło promieni, czuł miękkość trawy i ciepło dłoni Kat, która obejmowała jego rękę.
-Sasori-kun... - zaczęła cicho dziewczyna.
-Dziękuje - powiedział.
Spojrzała na niego, ale nic więcej nie powiedziała. Dała mu czas. Potrzebował tego teraz, a ona nie miała zamiaru naciskać.
-Wiesz, Kat... - zaczął Sasori. - Ja... w życiu bym nie pomyślał, że komukolwiek będę chciał opowiedzieć historię mojego życia. Ale zdarzają się wyjątki. Ty chyba jako jedyna dałaś mi poczucie radości życia. Jestem ci za to naprawdę wdzięczny, Kat.
Uśmiechnęła się do niego, na co on też odpowiedział podobnym gestem.
-Byłem mały, jak moi rodzicie zginęli z ręki jednego z shinobi Konoha - zaczął swoją opowieść Sasori. - Wychowała mnie babcia, szacowna Chyio. Nauczyła mnie sztuki mojego rodu i tak zostałem lalkarzem. Ale to, co tworzyłem, nie wystarczało mi. Moje marionetki musiały, po prostu musiały mieć ludzkie kształty. Za to zostałem wygnany z mojej wioski, a potem trafiłem do Akatsuki. Co działo się dalej, zapewnie wiesz... Kat, chodzi o to, że...
Zamilkł, szukając odpowiednich słów dla niej. Dziewczyna uśmiechnęła się słabo i usiadła tuż obok lalkarz, wtulając się w jego ciepłą pierś. Odetchnął głęboko.
-Tamte marionetki... - ciągnął. - Były pierwszymi, które tworzyłem. Zastępowały mi rodziców. Tamta staruszka, to moja babcia. Ten dzień... to jak spotkanie z przeszłością.
-Co chcesz zrobić? - zapytała go.
-Nie wiem - przyznał. - Ale jest ktoś i coś dla kogo i dla czego chcę dzisiaj walczyć. Nie cofnę się, Kat. Ale ja... potrzebuję...
-Pomogę ci, Sasori-kun - powiedziała, zanim zdążył ją o to poprosić. - Jesteśmy jak rodzina, pamiętasz? Całe to pokićkane Akatsuki.
Skinął głową z uśmiechem.
-Dziękuję... - szepnął.
Dziewczyna wypuściła Sasori'ego z więzienia Mengekyo sharingana. Chłopak trzymał się dobrze, choć dziewczyna dla pewności stała tuż obok niego. Staruszka, nieświadoma tego, co zrobiła Kat, zaatakowała marionetkami rodziców Sasori'ego. Akasuna odparł atak Kazekage i sam zaatakował. Szarooka skoczyła w przód i złapała za rękę marionetki. Odbiła się od niej i skoczyła na różowowłosą, która miała zamiar zaatakować Sasori'ego. Uderzyła ją mocno w twarz tak, że ta poleciała w tył i osunęła się na wpół przytomna po ścianie.
-Kat! - usłyszała krzyk Sasori'ego.
Nie zdążyła się odwrócić. Upadła na ziemię od wpływem uderzenia. Nad sobą zobaczyła Sasori'ego, który opierał się rękoma o ziemię po obu stronach jej głowy, klęcząc nad dziewczyną. Spojrzała na niego szeroko rozwartymi oczyma.
-Patrz, gdzie stoisz - syknął na nią.
Skinęła głową i szybko wstała. Wyciągnęła z pleców Sasoei'ego katanę i odrzuciła ją na bok, pomagając wstać Akasunie. Kazekage został zniszczony przez różowowłosą, a do walki przeciw Akatsuki stanęło dziesięć marionetek Chiyo.
Sasori już chciał wyciągnąć kolejny zwój, ale powstrzymała go Kat. W jej ręce pojawił się z chmury chaosu zwój, który dziewczyna rozwinęła. Odpieczętowała go i przed nimi pojawiła się marionetka w kształcie dużego smoka. Sasori i Kat przyczepili do niego swoje nici chakry i razem zaczęli sterować kukłą. Zniszczyli wszystkie marionetki Chiyo i zaatakowali obie kunoichi. Odskoczyły, choć z wyraźnym trudem. Kat rzuciła kunai w różowowłosą, a broń zaryła w jej bok. Po chwili sztylet znów tkwił w ręce Szarookiej. Smok zaatakował ogonem w obie kunoichi tak, że boleśnie uderzyły one w skalną ścianę. Osunęły się nieprzytomne na ziemię. Kat z powrotem zapieczętowała Smoka w swoim zwoju. Podobnie zrobiła z resztkami Hiruko i Kazekage. Razem z Sasori'm ruszyli ku wyjściu z jaskini, gdy nagle Szarooka popchnęła lalkarza na bok.
-Nie... - jęknął Akasuna.
Wyprowadził nici chakry i posłał kunai w serce szacownej Chiyo. Staruszka padła martwa na ziemię. Sasori doskoczył do Kat i odtrącił marionetki własnych rodziców na bok. Ostrożnie wyjął z brzucha dziewczyny katanę. Chiyo zdołała zaatakować po raz ostatni, ale Szarooka odtrąciła Sasori'ego, ratując go tym samym przed śmiercią, gdyż ostrze katany było wycelowane wprost w żywe serce lalkarza. Sasori spojrzał przerażony na dużą ranę w brzuchu Kat.
-Sasori-kun... - szepnęła słabo.
-Nie mów nic - polecił. - Zabiorę cię stąd, Kat...
Wziął ją ostrożnie na ręce i wyniósł z jaskini. Miał tylko nadzieję, że szybko znajdzie Deidarę lub Tobi'ego, bo teraz życie Kat zależało od tak głupiej sprawy jak przywołany lis, lub ptak z gliny...
Powrót do siedziby. Przemknąć się korytarzem to nie lada sztuka.
Parł przez las, aż w końcu usłyszał potężny wybuch. Pewny, że tam znajdzie Deidarę, pobiegł tam z nieprzytomną już Kat na rękach. Nieznacznie zdołał tylko zatamować krwawienie, co zapewnie nie wystarczyło. Na niewielkiej polanie natknął się na Zetsu oraz Tobi'ego.
-Sasori-sa... - zaczął maskmen. - Nee-chan!
Tobi doskoczył do dziewczyny i wziął ją z rąk lalkarza.
-Gdzie Deidara? - zapytał Sasori.
-Nie ma go na razie - zauważył spokojnie Zetsu.
-Znajdź go - warknął Sasori. - Ale już!
Rosiczka skinął głową i zniknął między drzewami. Sasori spojrzał na Tobi'ego. Chłopak już posłał niewielkiego lisa z wiadomością do Pein'a. Sam zajął się opatrywaniem swojej siostry. Zdołał zatamować krwawienie, ale nie dał rady zasklepić rany. W ciągu kilku minut pojawił się Deidara. Zamiast prawej ręki blondyn miał jedynie poszarpane i zakrwawione części płaszcza. Wylądował obok nich na swoim ptaku, a z pyska glinianego zwierzęcia wciąż wystawał kawałek płaszcza Gaary.
-Co z nią, un? - zapytał blady.
-Zabierz ją do siedziby - polecił Sasori. - Niech Tobi leci z wami. Pośpieszcie się.
Deidara skinął głową i szybko stworzył swojego ptaka. Tobi wskoczył na niego wraz z Kat na rękach. Szybko wystartowali. Dziewczyna straciła dużo krwi i dziw brał, że jeszcze żyła. Po całym dniu lotu, podczas którego Tobi pilnował Kat i na wpół przytomnego Deidarę, stanęli wreszcie przed wejściem do siedziby. Na zewnątrz czekał już na nich Hidan.
-Na Jashina... - szepnął, widząc Szarooką.
-Zawołaj Pein'a - rzucił słabo Deidara.
Jashinista skinął głową i zniknął we wnętrzu siedziby. Tobi wszedł do środka z Kat na rękach. Deidarze pomógł wejść Kakuzu, który wyszedł z siedziby. I blondyn i Szarooka wylądowali w laboratorium, gdzie natychmiast zajęli się nimi Pein, Itachi i Kakuzu. Cała trójka z trudem zaleczyła ranę Szarookiej, a Kakuzu przyszył rękę blondynowi. Teraz oboje spali w swoich pokojach, a przy każdym czuwał ktoś z członków.
Szarooka obudziła się dzień po operacji w siedzibie. Powoli otworzyła oczy i półprzytomnie porozglądała się po pomieszczeniu. Rozpoznała swój pokój w Akatsuki i uśmiechnęła się słabo. Uniosła się nieco, ale natychmiast z sykiem opadła na poduszki, czując rozrywający ból w brzuchu.
-Jeszcze nie wstawaj - usłyszała znajomy niski głos. - Rana może się ponownie otworzyć.
-Kakuzu... - zamruczała z uśmiechem. - Co tu robisz?
-Wywaliłem Hidana, bo wyglądał jak ostatnie nieszczęście po całonocnym czuwaniu - wyjaśnił shinobi Taki. - Pein zarządził, by przy każdym z rannych czuwał jakiś inny członek, więc wypadło na mnie.
-Acha... - zauważyła mądrze Kat. - Mogłeś powiedzieć, że zrobiłeś to z własnej woli, albo, że mnie lubisz, albo cuś. A ty?... Szczery aż do bólu...
Kakuzu wzruszył ramionami.
-Co z resztą? - zapytała Szarooka.
-Deidara stracił prawą rękę, ale już ją przyszyłem - zaczął Kakuzu. - Tobi ma się dobrze, oprócz kilku zadrapań nic mu się nie stało. Sasori ciągle jest w drodze powrotnej. Zetsu mu towarzyszy.
-Ciało Gaary? - zapytała.
-Deidara je ma - odpowiedział Kakuzu.
Dziewczyna skinęła głową. Po minucie, góra dwóch leżenia, podniosła się z łóżka, mimo sprzeciwu Kakuzu.
-Nic mi nie jest - zauważyła szybko.
Wstała i skierowała się do łazienki. Ściągnęła bandaże i umyła się. Ubrawszy się, weszła do pokoju, gdzie opatrzył ją Kakuzu.
-Pein mnie zabije - zauważył shinobi Taki. - Miałem cię pilnować...
-Nic ci nie będzie, Kakuzu - podniosła go na duchu, uśmiechając się. - Pein nawet się nie dowie. Zobaczę tylko co z Deidarą, Tobi'm i resztą. Wrócę, zanim zdąży o mnie pomyśleć.
Ledwo co wyszła na korytarz, a już zderzyła się z kimś, z trudem utrzymała równowagę i nie spadła. Uniosła wzrok i jęknęła, uśmiechając się przepraszająco.
-P-pein-sama... - zaczęła. - Ja-jak się masz, L-Li-Liderku?
-Dobrze - powiedział, patrząc na nią groźnym wzrokiem. - A ty przypadkiem nie powinnaś leżeć w łóżku, Kat?
-Eee... No... - zająkała się. - Teoretycznie chyba tak, ale wiesz...
-Nie wiem - warknął. - Won do siebie!
-Ale... - zaczęła. - Dei i Tobi i reszta i...
-Won! - krzyknął.
-No już, już... - zamruczała niechętnie.
Odwróciła się i weszła do swojego pokoju, gdzie nadal siedział Kakuzu.
-Spotkałaś Pein'a? - bardziej stwierdził niż zapytał. - Czyli już nie żyję...
-Czuję się jak w więzieniu - mruknęła.
Rzuciła się na łóżko z jękiem zrezygnowania. Kakuzu wzruszył ramionami i wyszedł, a minutę później po korytarzu rozniósł się wrzask Pein'a, który dawał mu reprymendę za wypuszczenie Kat z pokoju. Szarooka westchnęła ciężko i zwlokła się z łóżka. Stanęła przed lustrem i spojrzała na siebie krytycznie.
-Jutsu Przemiana! - złożyła odpowiednią pieczęć.
W kłębie dymu zamiast Kat pojawił się Pein. Szarooka przeczesała sobie teraz już rude włosy i uśmiechnęła się do swojego odbicia.
-W rudym mi do twarzy - wyszczerzyła się.
Odetchnęła głęboko i zlustrowała wzrokiem odbicie. Jej postawa była daleko inna niż ta, którą prezentował sobą Pein. Dziewczyna miała luźny, wręcz taneczny krok i nieco chaotyczne ruchy. Lider był jak jej przeciwieństwo - opanowany i spokojny (do czasu ^^” - dpo.aut.), miał pewny krok i nic zbędnego w swoim byciu. Szarooka napuszyła się trochę i spojrzała groźnie na siebie, marszcząc brwi.
-Nieźle... - stwierdziła.
Mogła zamienić się praktycznie w każdego członka Akatsuki, ale jak się bawić to się bawić! Była tylko ciekawa, czy z raną w brzuchu zdoła uciec tak szybko jak zwykle, gdy zrobiła coś Pein'owi.
-Łe... - wystawiła sobie język. - O! To Lider tu też ma kolczyk? Oi minna... Teraz to się Konan nie dziwię...
Z tymi i jeszcze bardziej zboczonymi myślami wyszła ze swojego pokoju i pewnym krokiem przeszła przez korytarz do pokoju Tobi'ego. Wparowała tam bez pukania. Zamknęła za sobą drzwi i odwróciła się. Jej oczy rozszerzyły się z zaszokowania.
-Pein?... - zapytał Tobi. - O co chodzi?
-Tobirama! - zawołała Kat, odwracając się z wielkim rumieńcem na twarzy Lidera. - Ubierz coś na siebie!
Tobi przeczesał ręką swoje mokre czarne włosy. Owinął sobie ręcznik wokół bioder i podszedł do Pein'a.
-Pein?... - zapytał. - Ale o co chodzi?
-Nie jestem Pein - zamruczała Kat. - Nie chciał wypuścić mnie z pokoju, więc się zamieniłam...
-Kat?! - wrzasnął Tobi. - Czemu wchodzisz bez pukania?!
Wpadł do łazienki, zatrzaskując za sobą drzwi. Po chwili wyszedł z nich, ubrany w spodnie i na wpół rozpiętą, białą koszulę. Kat odwróciła się.
-Boże, mam siostrę wariatkę... - jęknął, zapinając guziki. - Zwariowałaś? Pein ci tego nie przepuści...
-Ale ja chcę do Deidary - zamruczała Kat. - I do reszty, a nie mogę, bo Pein mi zabronił...
-Oi minna... - Tobi przejechał ręką po twarzy. - Ale czemu akurat Pein?
-Bo to zabawne - wyszczerzyła się do niego.
Tobi pokręcił głową i narzucił na siebie płaszcz Akatsuki. Założył maskę i spojrzał krytycznie na Kat.
-Zamień się we mnie - poradził. - Ale już!
-Nie krzycz na mnie - ofuknęła go, składając odpowiednie pieczęcie. - Nie zapominaj kto cię wychował...
-Pamiętam - potwierdził. - Nie powiem, że żałuję, ale...
Spojrzała na niego przymrużonymi oczyma, ale on tylko uniósł w górę ręce. Po chwili w pokoju stało już dwóch Tobi'ch. Kat wyszła z pokoju, a za nią podążył Tobirama.
-Idę do kuchni, a ty idź do Deidary, tylko nie narozrabiaj, błagam - poprosił ją.
Skinęła głową. Tobi zniknął w kuchni, a Kat tanecznym krokiem pobiegła do pokoju blondyna. Zapukała i po usłyszeniu krótkiego „Proszę!”, weszła do środka.
-Tobi? - usłyszała głos Pein'a. - Coś się stało?
Kat o mało co nie jęknęła.
-N-nie... - mruknęła. - Tylko... Kat Nee-chan chciała wiedzieć, co z Deidarą sempai.
-Wszystko w porządku - odpowiedział blondyn, który leżał na łóżku.
-Chyba do niej pójdę - zauważył Pein. - Chciałbym z nią porozmawiać...
-Nie! - krzyknęła Kat. - Znaczy się... ona śpi! Tak ona śpi! Nie wolno przeszkadzać mojej Nee-chan!
Pein spojrzał uważnie na Tobi'ego.
-To nie może czekać - rzucił.
Wyszedł szybko z pokoju, a za nim pobiegła Kat.
-Oi! Pein-sama! Nie idź, on śpi! - błagała.
-Tobi, opanuj się - syknął Pein. - Ma wystarczająco dużo energii, nie musi tyle spać.
-Ale... - zaczęła Kat.
Nagle Pein zatrzymał się. Szarooka, nie wiedząc czemu, spojrzała ponad jego ramieniem i jęknęła przeciągle. Na korytarzu stał Tobi, a Pein przenosił wzrok z niego na Kat i z powrotem.
-Kat! - krzyknął.
-No co?! - zawołali oboje, i Kat, i Tobi na raz. - To ona, nie ja!
-Dość! - krzyknął Pein.
Szarooka nagle zmieniła postać na swoją prawdziwą, gdyż wzrok Rinnengana przebił jej jutsu. Dziewczyna krzyknęła krótko i rzuciła się do ucieczki. Zniknęła za rogiem korytarza tam, gdzie było boczne wyjście z siedziby. Pein wyłączył swoje Kekkei Genkai i pokręcił głową.
-Zrobi wszystko dla Akatsuki - szepnął.
-To źle? - zapytał Tobi, podchodząc do niego.
-Nie, nie chodzi o to - zauważył rudy. - Po prostu... ona znaczy dla nas wiele, wiesz o tym. Jeśli kiedyś przekroczy granicę... zginie.
Tobi drgnął nieco.
-Ostatnio ratowała Sasori'ego i o mało co nie wykrwawiła się na śmierć - mruknął Pein. - Ona ma wielką siłę poświęcenia i jeśli ktoś ją wykorzysta...
Zamilkł na chwilę i pokręcił głową.
-Ona chce ochronić nas wszystkich, a my musimy chronić ją - powiedział stanowczo. - W końcu jesteśmy „pokićkaną rodziną”...
Przysługa wyświadczona Suna - nie na życiu nam zależy!
Szarooka siedziała na skale przed siedzibą. Jak na razie nie miała zamiaru wracać do środka. Bądź, co bądź Pein był człowiekiem, z którym należało się liczyć. Kat postanowiła przeczekać jego pierwszy napad złości i dopiero wtedy wrócić do siedziby.
Podniosła głowę, gdy do jej uszu dobiegł szelest. Zmrużyła oczy i aktywowała Copygan, a przez niego Byakugan. Po chwili uśmiechnęła się, a jej oczy na powrót stały się stalowoszare.
-Oi! Sasori-kun! Zetsu-san! - zawołała do obu chłopaków. - Jak fajnie, że już jesteście!
Rosiczka tylko skinął ku niej głową i zniknął we wnętrzu siedziby. Szarooka nie przejęła się tym za bardzo, przyzwyczajona już trochę do specyficznego stylu bycia Zetsu. Doskoczyła do Sasori'ego i uwiesiła się na jego szyi.
-Co robisz? - zapytał z niesmakiem.
Dziewczyna nie odpowiedziała, jedynie pocałowała krótko lalkarza w policzek i objęła ramieniem w pasie.
-Cieszę się, że już wróciliście - przyznała.
-Nie powinnaś leżeć w łóżku? - zapytał, wchodząc do siedziby. - Jesteś ranna.
-Nic mi nie jest - powiedziała szybko. - Nie martw się, Sasori-kun.
Lalkarz wszedł do siedziby i stanął przed gabinetem Pein'a. Szarooka rzuciła mu jakieś krótkie „Powodzenia...” i korytarzu, prowadzącym do sal treningowych. Akasuna westchnął ciężko i zapukał do drzwi, a po krótkim „Wejść!”, wszedł do środka.
-Siadaj - zarządził Lider.
Sasori posłusznie usiadł na krześle i zaczął wpatrywać się w Lidera, co ten skwitował tym samym przenikającym wzrokiem.
-Co się stało? - zapytał powoli Pein. - Czemu ją narażałeś? Nie wiesz, jaka jest? Wystarczy jej cień grozy dla Akatsuki, żeby skoczyła mu naprzeciw. Narażanie siebie jest równoznaczne z narażaniem jej.
-Nie narażam ani siebie, ani jej specjalnie - syknął lalkarz. - To była walka, kolejna z wielu. Po prostu... nie zauważyłem.
Westchnął ciężko i odgarnął rudą grzywkę z czoła. Pein machnął ręką.
-Możesz już iść - rzucił.
Sasori posłusznie wyszedł z gabinetu i zobaczył idącą korytarzem Kat. Rękę trzymała na karku wilka, który na swoim grzbiecie niósł martwe już ciało Gaary. Zwłoki emanowały dziwnym blaskiem.
-Kat, co robisz? - zapytał Sasori.
-Idę odnieść Kazekage tam, gdzie jego miejsce - zauważyła dziewczyna. - Już czas najwyższy.
-Kat, to tylko ciało - zauważył Akasuna.
-Nie, Sasori-kun... To nie jest jeszcze martwe ciało - zauważyła.
Sasori zrobił dziwną minę, ale nie pytał o nic więcej. Obok niego przebiegł Tobi i rozmówiwszy się krótko z Kat, wyszedł wraz z nią. Dziewczyna skierowała wilka w stronę Suna.
-To nie jest bezpieczne... - zauważył Tobi.
-To nie idź ze mną - poradziła mu.
-Nee-chan... - jęknął z wyrzutem.
-Tobirama... - zaczęła. - ...Gaara to Kazekage Suna. Wioska Piasku musi odzyskać swojego przywódcę.
-On jest już martwy, Nee-chan... - zauważył Tobi.
-Nie - szepnęła, drgnąwszy nieco. - Tobirama... Wiesz, że nam na życiu nie zależy. My nie chcemy życia sakryfikantów. My chcemy demony. To nie ich wina, że mają w sobie ogoniastych...
-Nee-chan, co chcesz zrobić? - zaczął denerwować się chłopak.
Szarooka tylko spojrzała w niebo.
-Popatrz na niego... - poradziła. - Co widzisz?
Chłopak uaktywnił swój byasharingan i aż rozszerzył oczy ze zdumienia.
-On... on żyje! - wykrzyknął. - Kat Nee-chan!
-Żyje - potwierdziła. - Pamiętasz, jak w czasie Białej Wojny w Świcie Trzytysiącletnim dostałam szklaną fiolkę od Starego Mnicha?
-Trzysta żyć wojowników z gór - potwierdził Tobirama. - Ty chyba nie...
-To pierwsze, które użyłam - Szarooka spojrzała w niebo. - Wygrałam pojedynek ze Śmiercią i otrzymałam za to zapłatę. Dziś pierwsze życie oddane zostało za tego chłopaka. Za Gaarę. Trzystu wojowników, którzy zginęli głupio w górach z własnej winy... ich życie, za tych, których życie ja wybiorę.
Tobirama zwiesił głowę.
-Czemu? - zapytał.
-Nie o życie nam chodzi - zauważyła dziewczyna. - Wystarczy trochę chakry dla Gaary i wróci do zdrowia.
Chłopak tylko po chwili skinął głową. Pod wieczór znaleźli się pod bramą Suna. Od razu otoczyła ich grupa shinobi. Szarooka zauważyła rozkrzyczanego blondyna, który patrzył na nią wściekłymi oczyma.
-Wy...! - zaczął.
-Naruto, opanuj się - chłopaka wstrzymał szarowłosy shinobi, w którym Kat rozpoznała Hatake. - Są bez broni...
Blondyn mimo tego wciąż patrzył wściekle na Kat. Szarowłosy Hatake wpatrywał się w Kat z mieszaniną zdziwienia i żalu.
-Victoria...? - rzucił ku niej.
Kat zamrugała oczyma. Victoria? Kim była Victoria?
-Mylisz mnie... - stwierdziła. - Na imię mi Katharsis. Wybacz, ale mnie mylisz...
Hatake tylko drgnął nieco, ale nie odezwał się więcej. Dziewczyna zdjęła z grzbietu wilka ciało Gaary i z trudem wzięła je na ręce. Wilk zniknął w kłębie dymu.
-Gaara! - zawołał blondyn.
-Naruto! - syk Kakashi'ego osadził chłopaka na miejscu.
-Nie jesteśmy tu po to, by walczyć - zauważyła Kat.
Przystąpiła krok do przodu, jednak przed jej nogi wbił się kunai, wyrzucony przez jednego z shinobi. Mimo to dziewczyna parła do przodu.
-Nie rzucajcie! - warknęła jakaś blondynka we włosach spiętych w cztery kucyki. - Oni nie walczą...
Szarooka stanęła tuż przed rozkrzyczanym blondynem. Jego oczy stawały się powoli czerwone. Kat ułożyła ciało Gaary na ziemi u stóp chłopaka i złożyła nad nim ręce. W jednej sekundzie do ciała Kazekage wpłynęła potężna dawka chakry. Chłopak zerwał się i odetchnął głęboko.
-Gaara! - zawołał blondyn.
Kazekage Suna spojrzał najpierw na Naruto, a potem na stojącą już w pewnym oddaleniu Szarooką.
-Nie o życie nam chodzi... - szepnęła, zauważywszy jego zaszokowany wzrok.
Odwróciła się i zrobiła krok do przodu. W ostatniej chwili złapała kunai, wymierzony w jej plecy.
-Nie! - zawołał słabo Gaara. - Nie!... Pozwólcie im odejść...
Kat odrzuciła kunai na bok i tylko skinęła głową ku Gaarze...
-To nie oznacza pokoju - przestrzegła ich. - Bywajcie... shinobi być może nowego dnia!
By znaleźć cień nadziei.
Sasori wstał i wyszedł z pokoju. Wiedział, że Szarooka wróciła już z Suna, gdzie oddała o dziwno żywego Gaarę w ręce shinobi Wioski Piasku. Dziewczyna prawdopodobnie była w bibliotece i tam swoje kroki skierował lalkarz. Kat znalazł pomiędzy regałami, gdzie przy stole studiowała stosy rozłożonych ksiąg i rozwiniętych zwoi.
-Oi, Sasori-kun! - zawołała, pstryknąwszy palcami.
Nagle wszystkie księgi i zwoje zniknęły, zamieniając się w chmurkę pyłu. Sasori spojrzał na to z zaciekawieniem, ale nie powiedział nic. Kat wzięła go za rękę i posadziła obok siebie, a w jej ręce pojawił się ołówek i szkicownik.
-A teraz mała ankieta - zaczęła Kat. - Wiek...
-Na co ci to? - zapytał, zakładając ręce na pierś. - Trzydzieści pięć...
-Ta... Dwadzieścia trzy - zamruczała do siebie Kat. - Kolor włosów i kolor oczu?
Spojrzał na nią zmrużonymi oczyma.
-Acha... - skwitowała to Kat. - Rudy, brązowe... Wymiary?
-Jakie wymiary? - zdziwił się.
-Dobra, sama se wymyśle... - mruknęła. - Metr sześćdziesiąt sześć, nie siedem... na dwadzieścia. Tak będzie dobrze.
-A na co ci... - zaczął Sasori.
-A waga... - zamruczała Kat, ignorując chłopaka. - Pięćdziesiąt jeden. To już chyba wszystko. Będę na kolacji, nie szukajcie mnie.
Wstała od stołu i zaczęła iść w kierunku drzwi ze wzrokiem utkwionym w szkicowniku.
-Kat, na co ci to? - zapytał ją Sasori.
-Dla zabawy - uśmiechnęła się. - Cześć!
Zanim zdążył zapytać o cokolwiek innego, wyszła z biblioteki. Sasori z westchnięciem opadł na krzesło. Nie rozumiał tego, co teraz robiła Kat... Nie chciał nawet rozumieć. Ale miał nadzieję, że to, co robi, uda jej się. Choćby nawet ze względu na nią.
Tymczasem Kat złapała przebiegającego przez korytarz z krzykiem Tobi'ego i razem z nim udała się do sali treningowej numer dwa.
-Słuchaj mnie, bo to ważne - zaczęła, zamykając za sobą dokładnie drzwi. - Będę potrzebowała pomocy. Twojej i Pein'a. Musimy stworzyć coś, co będzie żyło, ale żyć od razu nie może.
-Nie mów tak trudnymi słowami - wyjęczał Tobi, ściągając maskę. - Prościej?
-Usz ty, ignorancie! - syknęła Kat. - Będziemy tworzyć żywy, ludzki organizm. Komórka, po komórce. Ale on będzie mógł żyć dopiero, gdy będzie skończony, a do tego potrzeba ogromnych nakładów chakry.
-Większych, niż Wokamina? - zainteresował się Tobirama.
-Nie, nie aż tak - zaprzeczyła Kat. - Ale prawie. Jakieś dziewięć ogonów.
-Co?! - zawołał Tobi. - Zwariowałaś, Nee-chan? Dziewięć?! To prawie limit.
Kat westchnęła i pstryknęła palcami, a na sali treningowej pojawiły się stosy ksiąg i zwoi z biblioteki, a na dodatek jeszcze masa szkiców Kat.
-Prawie robi wielką różnicę - upomniała go. - Jeden ogon jest twój, więc to jest limit Wokamina. Mamy co prawa Shukaku, ale on ma tylko jeden ogon. Na razie przez jakiś miesiąc, czy dwa wystarczy mi pięć, góra sześć ogonów. Potem będzie potrzebnych więcej. Za miesiąc ruszamy po dwuogoniastego. A teraz idź po Pein'a, Tobirama.
Maskmen skinął głową i wyszedł, po chwili sprowadzając Lidera. Pein spojrzał na Kat, która porządkowała rozrzucone po sali dokumenty.
-Dwójka jest od teraz tylko i wyłącznie moja - powiadomiła rudego Kat. - Nikt nie ma prawa tu wchodzić.
-Już zaczynasz? - zapytał Pein, patrząc na podręczniki anatomii i książki o tworzeniu. - Tak szybko?... A co z chakrą?
-Wystarczy na ten czas, na który liczę - powiadomiła go. - Za miesiąc misja na dwuogoniastego. Dziś nawet nie ma co zaczynać, ale jutro wszyscy mamy być tu od ósmej. Chłopaków wyślesz na trening. To i tak zajmie nam cały dzień, mocno nadwyręży chakrę i pewnie nie poskąpi bólu wzrokowych Kekkei Genkai.
-Nie masz Rinnengana - zauważył Pein. - Porywanie się na tworzenie ludzkiego ciała teraz jest jak wyrok oślepnięcia dla ciebie.
-Mam jeszcze Copygan i Mangekyo - zauważyła Kat. - Zaczynamy od jutra. Postanowione!
Następnego dnia cała trójka stawiła się na dwójce. Reszta członków Akatsuki została wysłana na całodzienny trening. Kat stanęła pomiędzy Pein'em, a Tobi'm.
-Dziś pewnie zdążymy zrobić jedynie zarys - zauważyła Kat. - Ale to dobry początek.
Każdy z trójki uaktywnił swoje Kekkei Genkai. Wokół nich zaczęła zbierać się chakra Wokamina. Ogromne nakłady siły witalnej demonicznego wilka wirowały, zbierały się i na środku sali tworzyły półprzeźroczystą formę ludzkiego ciała. Po całym dniu pracy poświata postaci była tak nikła, że wręcz można było patrzeć przez nią jak przez szybę, a mimo to chakra Wokamina z czterech ogonów została praktycznie doszczętnie wykorzystana. Z oczu całej trójki shinobi zniknęły ich Kekkei Genkai.
-Nee-chan... - zaczął Tobi.
-Wszystko w porządku - powiedziała. - Uh... liczyłam na więcej.
-To i tak dobry początek - zauważył Pein, przecierając oczy. - Przy takich pokładach chakry... damy radę.
-Wiem - powiedziała Kat. - Ale kiedy?...
-Damy radę - powtórzył Pein. - Odpocznijcie oboje. Przyda wam się.
Wyszedł pewnie z sali, choć czuł ogromne zmęczenie. Tobi spojrzał na Kat.
-Nee-chan, co jest? - zapytał ją.
-Nic - powiedziała. - Chodźmy...
Wyszli z sali, a po minucie każdy zniknął w swoim pokoju. Kat przetarła oczy i spojrzała na pomieszczenie. Wszystko jej się rozmazywało i to nie ze zmęczenia, ale z powodu nadmiernego użycia zbyt potężnych Kekkei Genkai. Jako nieprawowita posiadaczka Mangekyo i baykugana ponosiła konsekwencje zbyt częstego korzystania ze wzrokowych technik. A mimo to miała teraz do spełnienia misję i nie obchodziło jej to, co stanie się z nią. Byleby tylko przywrócić nadzieję...
Po dwa ogony do Kraju Obłoku.
Szarooka obudziła się równo o szóstej rano. Kilka minut spędziła przewracając się z boku na bok i mrucząc niechętnie. W końcu jednak wstała, umyła się i ubrała. Weszła do kuchni, gdzie z szafki wyjęła płatki śniadaniowe, a z lodówki mleko. Właśnie nalewała sobie białego płynu do miski, gdy do kuchni wszedł Hidan, ubrany jedynie w same spodnie od piżamy. Kat spojrzała na niego zaspanymi oczyma i nagle zamarła, wciąż trzymając w ręce mleko. Hidan przeszedł przez kuchnię, zrobił sobie kanapkę i wyszedł, stając w drzwiach.
-Mleko ci się wylewa, Kat-chan - zaśpiewał.
Szarooka spojrzała na miskę i jęknęła. Mleko zaczęło już dawno przelewać się z naczynia, rozlewając się po stole. Kat zaczęła mruczeć coś pod nosem o półnagim łażeniu w miejscach publicznych, gdy do kuchni wszedł Itachi, ubrany całkiem podobnie jak Hidan.
-Czy was już dziś całkiem pogięło? - syknęła. - Macie zamiar wszyscy tak łazić?
-Jak? - zapytał Itachi.
Kat przejechała ręką po twarzy i przesunęła dłonią po stole, usuwając rozlane mleko. Usiadła nad swoją miską ze śniadaniem i zaczęła jeść, z wściekłością wpatrując się w stół. Itachi wzruszył ramionami i wyszedł z kuchni ze szklanką soku. Pięć minut potem do pomieszczenia wparadował Deidara.
-Jeden normalny - skwitowała Kat.
Deidara posłał jej nieco zaskoczone spojrzenie, ale nie zapytał o nic. Usiadł obok Kat przy stole ze swoim śniadaniem. Oboje zjedli je w pół godziny, od czasu do czasu obserwując wchodzących do kuchni, ubranych już kompletnie członków Akatsuki. Nagle w ich umysłach rozległo się głośne wołanie Pein'a:
„DO KUCHNI JAZDA!!!”
Szarooka zachwiała się z półprzytomną miną na swoim krześle i uderzyła się w ucho tak, jakby chciała wylać stamtąd wodę.
-Ja już jestem w kuchni... - jęknęła.
Spojrzała na Deidarę, który nadal ze skrzywioną miną zatykał sobie uszy rękoma, jakby miało mu to coś pomóc. W kilka minut w kuchni pojawili się pozostali członkowie z równie nietęgimi minami. Na koniec wparadował Pein z dziwnie zadowoloną miną.
-Misje na najbliższy czas, tłuki skończone! - przywitał ich ze swojego miejsca u szczytu stołu.
Spojrzeli na niego spode łba.
-Deidara, Tobi! - zaczął rudy. - Ruszacie po trzyogoniastego do Kiri.
Blondyn skinął głową, patrząc niechętnie na skaczącego z radości wokół stołu Tobi'ego.
-Następnie... Kakuzu, Hidan, Kat! - ciągnął Lider. - Ruszacie po dwuogoniastego do Kumo. W drodze powrotnej zahaczycie o Konoha i spieniężycie nagrodę za Chiriku, którego oczywiście najpierw złapiecie. Potrzebujemy pieniędzy...
Wyszedł, zostawiając resztę bez przydzielonych im misji.
-Kat-chan... Idziemy na misję... - zaczął Hidan uwodzicielskim głosem, patrząc swoim napalonym wzrokiem na Szarooką. - Razem...
-Znowu - dodała dziewczyna, skinąwszy głową ku Kakuzu.
Hidan zrobił nieco głupią minę. Dziewczyna wyszła z pokoju i złapała za kołnierz przebiegającego obok Tobi'ego. Razem weszli do pokoju Szarookiej.
-Nie zawal, potrzeba nam trzech ogonów - upomniała go Szarooka, pakując swoje rzeczy.
-Nee-chan... - jęknął z wyrzutem.
-W razie kłopotów ślij Curromadę - ciągnęła, nie zważając na jego protesty. - I nie zachodź za skórę Deidarze. Nie wnerwiaj go... Mówię serio, Tobirama...
-Dobrze, Nee-chan - maskmen skinął głową.
Dziewczyna podeszła do niego i przytuliła go mocno. Był o głowę wyższy od niej, choć zapewne nie przerósł swojego ojca. Chłopak także mocno uścisnął Szarooką.
-Kocham cię, Nee-chan - szepnął.
-Ja też cię kocham, Tobirama... - odpowiedziała cicho.
Minutę później oboje wyszli z pokoju. Tobi z radosnym krzykiem dołączył do Deidary, machając rękoma jak wiatrak. Szarooka dogoniła Hidana i Kakuzu, stając pomiędzy oboma shinobi. Cała piątka opuściła organizację i każda z grup ruszyła w swoją stronę.
Ciemny korytarz co jakiś czas tylko oświetlały plamy słońca, padające przez spore okna. Jasnowłosa dziewczyna biegła pewnie i szybko, a jej głośne kroki zagłuszały inne dźwięki. W pozornej ciszy rozległ się szmer ostrza, uderzającego o skałę. Dziewczyna prawie dobiegła do wyjścia z kanałów, gdy ku jej plecom pomknęła charakterystyczna kosa.
Jasnowłosa uchyliła się i skoczyła, robiąc zgrabny przewrót w powietrzu. Kosa zanurzyła się nieco w wodzie, na kilka metrów od dziewczyny.
-Na unikach to ty się znasz... - z korytarza dobiegł ją melodyjny głos.
Dziewczyna spojrzała w tamta stronę.
-Spośród wszystkich członków Akatsuki ja jestem chyba najwolniejszy, więc... - ciągnął głos. - ...w sumie to chyba żadna sztuka.
Dziewczyna spojrzała na wyłaniające się z mroku trzy postacie. Dwóch mężczyzn i kobieta... nie!... dwóch mężczyzn i szesnastolatka.
-Więc jednak jesteście z tej organizacji... - zauważyła Nii Yugito.
-Przyznaję, że co nieco potrafisz - ciągnął swoje Hidan.
-Hidan, nie zapominaj, że to sakryfikant dwóch ogonów - przestrzegł go Kakuzu. - Chwila nieuwagi i możesz paść trupem.
Stojąca pomiędzy Kakuzu i Hidanem Kat parsknęła śmiechem, kręcąc głową. Hidan uśmiechnął się do niej zniewalająco.
-Kakuzu... Ile raz mam powtarzać? - zaczął Hidan. - Naprawdę wiele bym za to dał.
Kat nie wiedzieć czemu drgnęła nieco. Zmrużywszy swoje szare jak stal oczy spojrzała na Yugito.
-Do roboty... - rzuciła.
-Poczekajcie... - powstrzymał ich Hidan. - ...zanim zacznę musze odmówić modlitwę.
-Zawsze to samo - jęknął Kakuzu, patrząc błagalnie na Kat. - Zwariować można...
Szarooka tylko wzruszyła ramionami.
-Dawaj, Hidan - rzuciła z uśmiechem ku białowłosemu.
-Pozwalasz mu? - zaoponował Kakuzu.
-A co ja mogę...? - Kat przewróciła oczyma.
-Pewnie wam się wydaje, że zapędziliście mnie w kozi róg - przerwała im rozmowę sakryfikantka. - Niestety, jest inaczej... Celowo was tu ściągnęłam!
Dziewczyna złożyła pieczęć, aktywując tym samym karteczki wybuchowe, poprzytwierdzane na wejściach do kanału. Kat osłoniła się nieco przed odłamkami. Cała trójka członków Akatsuki spojrzała po sobie.
-Gdy tylko zorientowałam się, coście za jedni... - ciągnęła Yugito. - Wiedziałam, że nie mogę pozwolić wam uciec.
-Rany... Patrzcie, nie mamy jak stąd wyjść... - zaśmiał się Hidan.
-Czy to problem? - rzucił Kakuzu. - Babka idzie nam na rękę...
-Jam jest Yugito Nii z osady Kumo-gakure! - krzyknęła dziewczyna. - Zabiję was!
Cisza, towarzysząca jej słowom, była bynajmniej dla Akatsuki nie złowieszcza, czy tudzież i groźna. Była dość...
...zabawna.
-Że jak? - zapytał Hidan, uśmiechając się pobłażliwie. - Niby mamy się pożegnać z życiem? Jak ja kocham te gadki niepoprawnych optymistów!...
-Hidan-kun... - zaczęła cicho Kat. - Nie widzisz, że dziewczynie zależy. Doceń, że się stara... jakoś.
-Dobra, już dobra... - zamruczał Jashinista. - Chcę tylko podkreślić, że pragnę tylko zniszczenia...
-Opanuj się, Hidan - do rozmowy włączył się Kakuzu. - Cel jest teraz najważniejszy...
-Mottem Jashinizmu jest eksterminacja - zauważył spokojnie Hidan. - Nie ma pozostawiania przy życiu...
Kat spojrzała uważnie na Hidana. Jeszcze trzy lata temu mówiłby to z wielkim zaangażowaniem, niemal wkładając w to całą swoją duszę. Dziś słowa wypływały z jego ust jak klepana tylko z przyzwyczajenia śpiewka.
-To zmień wiarę, Hidan-kun... - zauważyła Szarooka.
Hidan spojrzał na nią spod półprzymkniętych powiek. Kakuzu rzucił obojgu zaskoczone spojrzenie. Spodziewał się, że w tej chwili Hidan zaoponuje z krzykiem, ale nic takiego się nie stało.
-Ciężko jej będzie nie zabić... - odezwał się w końcu Hidan, odwracając wzrok od Kat. - A może się dogadamy...?
-Dogadamy?... - powtórzyła Yugito.
-Poddaj się, chodź z nami grzecznie... - przedstawił swoje warunki Hidan. - Co ty na to?
-Przestań chrzanić! - krzyknęła dziewczyna.
W jednej chwili cały kanał wypełnił się podmuchami wiatru i rykiem demona.
Świątynia Ognia.
-Ojej, to chyba znaczy nie... - zaśmiał się Hidan.
-Coś ty się z choinki urwał?.. - rzucił ku niemu wściekle Kakuzu.
Demoniczny kot, już w pełni uformowany, zamachnął się na nich swoją potężną łapą. Kakuzu odtrącił na bok Kat, która wpadł na Hidana, i sam zatrzymał potężne łapsko. Ciało demona przygniotło go do ziemi.
-Jejku, jejku... - zamruczał Hidan.
Nekomata pochylił łeb i w jego pysku zaczęła formować się kula ognia.
-O w mordę! - zawołał Hidan.
Złapał Kat wpół i odskoczył z nią w tył, umykając dewastującemu atakowi. Cały budynek, w którym znajdowała się czwórka, wyleciał w powietrze. Hidan przycisnął twarz do jednej z grubsza zachowanej ściany, obejmując Szarooką i zasłaniając ją własnym ciałem. Spojrzał kątem oka na demona, który miotał się na zgliszczach.
-I teraz musimy siedzieć jak mysz pod miotłą, bo kotek chce poharcować - zaśmiał się białowłosy.
Kat przewróciła oczyma.
-Zaraz pęknę ze śmiechu, Hidan-kun - rzuciła. - Chodź...
Złapała Jashinistę za rękę i wybiegła z nim zza osłony.
Dziewczyna skinęła głową i skoczyła w przód. Demon zaatakował jedną ze swoich łap. Szarooka skoczyła w bok, zręcznie omijając atak. Kolejny cios łapą też bez problemu obeszła. Złapała za swój sztylet i skoczyła w górę tak wysoko, że demon aż musiał nieco zadrzeć głowę. Dziewczyna rzuciła ku niemu swoje ostrze i odchyliła się do tyłu, wykonując przy tym zręczny obrót. Wylądowała tuż obok leżącego na zgliszczach Kakuzu. Shinobi był nieco zdezorientowany, ale poza tym nic mu nie było. Kat złapała go za kołnierz płaszcza i razem z nim odskoczyła ku Hidanowi.
-I gdzie ta krew? - zapytał Jashinista.
Dziewczyna wyciągnęła przed siebie rękę i na jej dłoni z okruchów granatowego pyłu zmaterializował się sztylet. Broń była zakrwawiona. Szarooka podała ją Hidanowi, który zdążył już namalować znak Jashina swoją krwią. Hidan zlizał nieco krwi z broni i jego ciało stało się czarne. W niektórych miejscach widniały wyraźnie odcinające się białe znaki.
-Kończ to - poleciła Kat, razem z Kakuzu odchodząc na kilka kroków w tył.
Hidan zaśmiał się i wyciągnął zza płaszcza długa dzidę. Sam płaszcz ściągnął i rzucił Szarookiej. Dziewczyna złapała materiał i przewiesiła go sobie przez ramię. Hidan rozpoczął swój rytuał. Zakończył go dziwnie szybko, jego pierwszy cios był zarazem ostatnim. Jashinista od razu przebił sobie pierś dzidą, kończąc tym samym życie Nii Yugito. Chakra demona opadła, ukazując ciało dziewczyny. Hidan zabrał się do swojej półgodzinnej modlitwy, a Kat i Kakuzu usiedli na jednym ze zwalonych kamieni. Zielonooki wyjął zza pazuchy mapę i rozłożył ją przed sobą. Szarooka oparła głowę o ramię shinobi, wpatrując się w kawałek papieru.
-Kraj Wiatru załatwiony... - zaczął Kakuzu. - Kraj Wody już niedługo... Kraj Obłoku załatwiony...
-Mhm... - zamruczała na zgodę Kat, mrużąc oczy.
Kakuzu spojrzał na nią. Dziewczyna już praktycznie zasypiała na jego ramieniu. Shinobi westchnął ciężko, ale nie odsunął od siebie Szarookiej. Wcale jej się nie dziwił. Dziewczyna już od prawie czterech dni i nocy nie spała, czuwając nad bezpieczeństwem całej trójki. Kakuzu z powrotem przeniósł wzrok na mapę, analizując kolejne posunięcia. Po pół godzinie usłyszał głośny jęk Hidana.
-Hidan, sprężaj się... - rzucił ku niemu.
-Milcz! - skarcił go Jashinista, siadając. - Rytuał jest rytuałem! Odwal się!
-Nie krzycz - powiedział spokojnie Kakuzu, chowając mapę tak, by nie zbudzić Kat. - Za każdym razem masz te modły. Nie dałoby się ich trochę skrócić?
-A ty myślisz, że mnie jest łatwo? - syknął o wiele ciszej Hidan, wyjmując ze swojej piersi dzidę. - Ale nie ma wyjścia, przykazanie rzecz święta. A tak w ogóle to co miało znaczyć to „skracanie'? Bluźnisz!
-Nie krzycz - powtórzył już o wiele chłodniej Kakuzu. - Teraz idziemy do Kraju Ognia...
Przerwał mu odgłos odsuwanej ziemi i cichy pomruk.
-Zdaje się, że już skończyliście - zauważył na wpół wynurzony z ziemi Zetsu. - Czy aby ten przydługawy rytuał wreszcie się skończył?
-Jak nie ten, to tamten - warknął Hidan. - Cholerni ateiści!
-Nie krzycz - skarcił go Kakuzu, gdy Kat poruszyła się nieco niespokojnie.
-W smutku zawsze jesteś pozostawiony sam sobie - zamruczał Zetsu. - Wierzyć można wyłącznie samemu sobie.
Kakuzu pokręcił głową.
-Mylisz się... - zaczął.
-Ten znowu będzie o pieniądzach - jęknął Hidan, wstając.
-Jeśli w coś wierzyć, to wyłącznie w jedno... - ciągnął Kakuzu, ignorując Hidana. - Jeśli wierzyć, to w nią...
Hidan zerknął na śpiącą Kat. Nie było wątpliwości, że to o niej mówił zielonooki.
-Sam zajmę się dwuogoniastym - cisze przerwał Zetsu. - A wy ruszajcie dalej...
Wziął martwą już Nii Yugito i zanurzył się wraz z nią pod ziemię. Kakuzu spojrzał na śpiącą Kat. Lekko potrząsnął ramieniem dziewczyny. Otworzyła szare oczy.
-Już po? - zapytała zaspanym głosem.
-Już - potwierdził Kakuzu. - Wstawaj, idziemy...
Dziewczyna przetarła oczy i ziewnęła.
-Kakuzu, zwariowałeś? - warknął Hidan. - Daj jej odpocząć.
-Nic mi nie jest, Hidan-kun - powiedziała z wyrzutem. - Już idziemy...
-Hidan ma rację - zauważył zielonooki. - Powinnaś odpocząć. Wskakuj...
Szarooka spojrzała na niego zaskoczona.
-Nie gap się - westchnął Kakuzu. - Wskakuj.
Kat skinęła głową i posłusznie wskoczyła na plecy Kakuzu. Shinobi złapał jej nogi tak, by dziewczyna nie zsuwała się mu z pleców. Szarooka oparła głowę o ramię zielonookiego, przymykając oczy.
-Dzięki... - szepnęła.
-Śpij - polecił jej Kakuzu.
Chwilę później już byli w drodze.
-Deidara sempai! Deidara sempai!
Blondyn spojrzał niechętnie na skaczącego wokół niego Tobi'ego.
-Deidara sempai! Deidara sempai!
Niebieskie oczy spojrzały błagalnie na niebo.
-Deidara sempai! Deidara sempai!
-NO CZEGO?! - warknął w końcu blondyn.
-Ładny dzień mamy, nieprawdaż? - zapytał radośnie Tobi.
Deidara zmrużył oczy, patrząc na pochmurne niebo i iskrzące się w oddali błyskawice. Zaraz powinno zacząć lać jak z cebra. Też mi ładna pogoda.
-Jest parszywie, un - stwierdził Deidara.
-Deidara sempai! Deidara sempai!
-Co znowu, un? - zapytał niebieskooki, starając się opanować emocje.
- Dango! Dango! Dango! - zawołał Tobi, wskazując na niewielką budkę. - Dango! Dango! Dango! Deidara sempai... jestem wykończony. Chodźmy coś zjeść!
Blondyn po chwili zastanowienia skinął głową.
-Kawaaaaaiiiii! - zawołał Tobi, biegnąc szaleńczo do budki i wymachując przy tym rękoma jak wiatrak. - Dango!
-Strasznie jesteś wykończony... - stwierdził Deidara. - Un...
Po kilku minutach sam usiadł obok Tobi'ego przy jednym ze stolików. Przy niewielkiej budce stało kilka ław i mebli, przy których goście mogli usiąść. Deidara zauważył, że oprócz nich przy budce z dango jest jeszcze tylko jeden mężczyzna. Jego twarzy jednak blondyn nie mógł zobaczyć, gdyż przysłaniał ją kaptur czarnego płaszcza. Spod materiału wystawały jedynie czarne kosmki włosów. Gdy jakaś starsza kobieta przyniosła dango, Deidara odwrócił wzrok, nie zaprzątając sobie głowy już więcej obcym.
-Oi! Oi! Oi! - zawołał Tobi. - Oi minna!
Ani Tobi, ani Deidara nie zauważyli, że w tym momencie zakapturzony drgnął nieco.
-Deidara sempai! To wygląda smakowicie! - zawołał maskmen. - Idatakimasu!
Maskmen wziął pierwszy z patyczków z nadzianymi na nim kilkoma kulkami. Odchylił nieco głowę na bok tak, że Deidara nie mógł nic dostrzec. Zjadłszy kulki z pierwszego patyczka, nałożył maskę i poklepał się po brzuchu.
-Wspaniałe, Deidara-sempai! - zawołał. - Ale... Nee-chan Kat robi lepsze.
Deidara uśmiechnął się pod nosem. Cóż, tego w pełni mógł spodziewać się po Tobi'm.
-Ciekawe, co u Nee-chan Kat... - zamruczał maskmen, spuszczając nieco głowę.
-Na pewno wszystko w porządku, un - zaręczył Deidara, odgryzając jedną z kulek. - Jej to nic nigdy nie złamie.
Tobi w odpowiedzi skinął tylko głową. Ani on, ani Deidara nie zauważyli, że od kilku chwil ich rozmowie przysłuchuje się obcy, łowiąc każde słowo, które wypowiadają.
-Ona jest krucha... - zauważył Tobi.
-Kto? Kat? - zdziwił się Deidara. - Nie pleć głupstw, un. Nie ma lepszej kunoi...
-Nie, to nie chodzi o to - przerwał mu Tobi, patrząc w pochmurne niebo. - Tu nie chodzi o to, jak walczy. W tym nikt jej nie dorówna. Tu chodzi o... jej życie.
-Czyli, un? - drążył Deidara.
Tobi milczał, patrząc w niebo i kiwając się na boki.
-Ją ktoś kiedyś bardzo mocno zranił - zauważył spokojnie Tobi, dokładnie dobierając słowa. - I to nadal ją boli... bardzo.
Obcy drgnął nieco, odkładając na bok niedokończone własne dango.
-Kto, un? - zapytał tylko Deidara, mimowolnie zaciskając ręce pod stolikiem.
-On... - zaczął Tobi. - Już nie żyje...
Blondyn spojrzał zaskoczony na zakapturzonego, gdy ten nagle wstał od stolika i rzuciwszy na niego kilka monet, oddalił się szybko od budki. Tobi też powiódł za nim wzrokiem, a potem jego spojrzenie osiadło na zawiniątku, które zapewne zostawił obcy. Zanim Deidara zdążył go powstrzymać, maskmen zerwał się i złapawszy tłumoczek, pobiegł za obcym.
-Oi! Proszę pana! Oi! - zawołał za nim. - Niech pan zaczeka!
Zakapturzony stanął i odwrócił się. Teraz Tobi mógł spojrzeć w jego czarne jak noc oczy, teraz pełne goryczy i żalu.
-To pana - zauważył Tobi, podawszy mu zawiniątko.
-Dziękuję - rzucił obcy.
Odwrócił się i znów szybko podążył swoją drogą. Tobi wrócił do Deidary.
-Coś tak wyleciał, un? - rzucił ku niemu chłodno blondyn.
-Co?... - zapytał ten głupio. - A to... nieważne.
Skończyli jeść swoje dango i szybko ruszyli w dalszą drogę.
Kakuzu szybko pokonywał schody, które prowadziły do ich następnego celu. W ręku trzymał mapę, która wyciągnął przed siebie tak, że bez problemu mógł ją przeczytać. Szarooka, która podążała za nim, co krok podskakiwała do góry, by zerknąć za ramię zielonookiego. Idący całkiem z tyłu Hidan tylko wiódł wzrokiem za jej sylwetką, unosząc i opadając wzrokiem.
-Przestań... - rzucił w końcu Kakuzu.
-No ale nic nie widzę - jęknęła Kat.
-Przestań.... - powtórzył zielonooki.
Kat westchnęła i posłusznie przestał skakać, zrównując się z Hidanem. Jashinista posłał jej pokrzepiający uśmiech. Dziewczyna westchnęła ciężko i wtuliła się w chłopaka, gdy ten objął ją ramieniem.
W końcu cała trójka stanęła przed potężnymi wrotami.
-Przecież to świątynia... - zauważył Hidan. - Jesteś pewien, że to tutaj, Kakuzu?
-Niby skąd? - zapytał shinobi. - Ale przyznasz, że to nie jest zwykła świątynia, więc całkiem możliwe, że to właśnie tu.
Zielonooki zacisnął pięść lewej ręki. Dłoń od razu zrobiła się brązowo-szara. Kakuzu mocno uderzył o wrota świątyni, a te pod wpływem potężnej siły uderzenia, wypadły z zawiasów i z hukiem uderzyły o ziemię. Cała trójka wskoczyła do środka, czując na sobie spojrzenia całej gromady mnichów. Nie musieli długo czekać, by przed nimi pojawił się jeden z mnichów, zapewne owy Chiriku, którego mieli złapać.
-Och, pojawiło się jakieś ucieleśnienie cnót i miłosierdzia - zauważył Hidan.
-Nie tylko - skwitował Kakuzu. - To ucieleśnienie miłosierdzia figuruje na naszej liście bingo jako obiekt wyceniony na okrąglutkie trzydzieści milionów.
-Zgubiłeś „cnót” - zauważyła Kat. - Ucieleśnienie cnót i miłosierdzia warte jest trzydzieści milionów.
-Zepsułaś cały efekt - rzucił Kakuzu, patrząc w niebo.
-Sam żeś zepsuł - stwierdził Hidan. - Nie trza było cnót gubić.
-Właśnie - poparła Kat. - Same wady ci teraz zostały.
Kakuzu zgromił dwójkę wzrokiem. Hidan odwrócił wzrok, patrząc z uśmiechem na mnicha. Kat posłała ku Kakuzu bezczelny uśmiech.
-Nie wiem czego od nas chcecie!... - zawołał mnich. - Ale nakazuję wam... wracajcie, skąd przyszliście!
-Nie chcą nas... - stwierdziła Kat. - Fatalnie. Nikt nas nie chce.
-Shinobi Świątyni Ognia z Kraju Ognia to mnisi, którzy podobno posługują się wyjątkową siłą, zwaną „zdolnością pustelników” - zauważył Kakuzu. - Szczególnie te chodzące trzydzieści milionów to elita elit, został nawet wybrany jako jeden z Dwunastu Wojów Straży - tych, którzy strzegą władcy Kraju Ognia.
-No, no... taki dobry? - zapytał Hidan.
-Zdekoncentrujesz się i już jesteś sztywny - potwierdził zielonooki.
Kat parsknęła śmiechem.
-Uskutecznianie takich tekstów mija się z celem w moim przypadku - zauważył Hidan.
Szarooka wzruszyła ramionami i wyjęła swój sztylet. Hidan chwycił pewniej rączkę kosy. Po chwili cała trójka ruszyła na mnicha.
Walka.
Chiriku złożył ręce w dziwnej pozie. Szarooka zmrużyła oczy i zanim technika mnicha dosięgła jej lub Kakuzu czy Hidana, złapała obu chłopaków za kołnierze płaszcza i odskoczyła w tył.
-Co robisz? - syknął Hidan, wyrywając się jej.
-To technika pustelnicza - zauważyła Kat. - On stosuje Sześć Rąk Bogini Ognia. Bolałoby Hidan, zapewniam cię.
-I co teraz? - zapytał Kakuzu.
-Zdobędę Hidanowi krew - zarządziła Szarooka. - Reszta należy do niego.
Dziewczyna złożyła szereg pieczęci i w jej oczach zalśnił czerwienią sharingan. Dzięki Kekkei Genkai Uchiha mogła bez problemu dostrzec pięści Bogini Ognia. Chwyciła pewniej sztylet i ruszyła do ataku. Zręcznie ominęła wszystkie ataki mnicha i rzuciła bronią. Ostrze zaryło w ramię Chiriku, raniąc go nieznacznie. Dziewczyna odskoczyła w tył i podała przywołane ostrze Hidanowi. Jashinista od razu zajął się krwią. Do pomocy mnichowi dołączyła reszta mieszkańców świątyni.
-Może być krucho - zauważył Kakuzu.
-Patrz i ucz się - poleciła Kat. - Kiedyś też tak będziecie...
Dziewczyna wykonała jedną pieczęć i wokół niej zaczęły zbierać się pasma chaosu. Powoli formowały się one w ciało dziesięcioogoniastego wilczego demona. Kakuzu wraz z Kat wskoczyli na jego nos, a Hidan bawił się ze swoim wrogiem, którego już dawno przeklną swą techniką. Wokamina usiadł spokojnie, jednym ogonem przypadkiem zburzywszy pół muru świątyni.
-Czegóż ci trzeba, ma droga Kat? - zapytał, patrząc na zamieszanie wśród mnichów.
-Pokonać ich - wyjaśniła Szarooka. - Wszystkich.
Demon skinął głową i zawył przeciągle. W jednej chwili budynek zawalił się, grzebiąc pod gruzami dużą część mnichów. Jedno z uderzeń ogona poniosło za sobą falę trzęsienia ziemi. Kolejne zapaliło gruzy. Następne znów wywołało trzęsienie ziemi.
W ciągu kilku minut Świątynia Ognia w Kraju Ognia stała się już tylko wspomnieniem i kupą gruzu. Kat i Kakuzu zeskoczyli z Wokamina, a Szarooka odwołała demona. Oboje podeszli do Hidana, który właśnie zaczynał swój półgodzinny rytuał.
-Znowu się grzebie... - zamruczał Kakuzu.
-Milcz! - warknął Hidan. - Ateista powalony!
Kakuzu chciał coś jeszcze powiedzieć, ale ostrzegawczy wzrok Kat zatrzymał go na miejscu. Oboje usiedli na jakiejś zwalonej belce. Kakuzu spojrzał na trupa mnicha. Szarooka tymczasem zwróciła wzrok na jasne niebo nad sobą. Ciekawiło ją, co słychać u Tobi'ego. Znając czarnowłosego, pewnie nieźle wpieniał Deidarę. A może już złapali trzyogoniastego? Całkiem możliwe, że jeszcze nawet nie dotarli do Kiri.
Szarooka usłyszała cichy szept Hidana i pomruk Kakuzu. Uśmiechnęła się sama do siebie, opierając wygodniej głowę o ramię zielonookiego. Mimo wszystko byli razem...
...razem w tej pokićkanej rodzinie.
Tobi spojrzał niepewnie na Deidarę. Blondyn stał na jednym ze swoich jastrzębi, patrząc na ogromnego trzyogoniastego demona, który akurat wynurzył się z wody.
-Wygląda jak jakiś zmutowany żółw - zauważył Tobi. - To jest ten trójogoniasty? Groźny...
-Tobi! - zawołał Deidara, zakładając ręce na pierś. - Czas żebyś się wykazał, un...
-Kiedy ja... - zaczął maskmen. - Oi!
Trójogoniasty nagle ruszył w przód.
-Łaaaaaaaa! - zawołał Tobi. - Leci za mną! Deidara sempai! TO COŚ leci za mną! Łaaaaaaaaa!
-Żałosny jesteś, un - zauważył blondyn.
Szybko sklecił bombę w kształcie ryby. Wypuszczony ładunek wybuchowy zanurzył się w wodzie i podpłynął tuż przy łbie trzyogoniastego, który wciąż gonił Tobi'ego. Deidara złożył pieczęć i bomba wybuchła, wzniecając wokół falę wody.
-Łaaaaaaaa! - zawołał Tobi, odrzucony w tył przez wybuch.
Deidara uśmiechnął się do siebie.
-I tak ma być, un! - powiedział zadowolony z siebie.
Szarooka podskoczyła do góry, chcąc zerknąć ponad ramieniem Kakuzu na trzymaną przez niego mapę.
-Daj sobie spokój... - skarcił ją zielonooki.
Kat zrobiła cierpiętniczą minę, ale posłusznie zrównała się z idącym z tyłu Hidanem. Jashinista wpatrywał się w trzymanego przez Kakuzu trupa mnicha. Z ust Chiriku wciąż ciekła krew.
-Daleko ten punk skupu? - zapytał Hidan.
-Daleko - potwierdził Kakuzu.
-Ale że daleko, że daleko, czy tylko daleko? - dopytywała się Kat.
-Daleko - powtórzył Kakuzu.
-To nie jest tak źle - uśmiechnęła się Kat.
Hidan pokręcił głową. Zostało im jeszcze sporo drogi...
...do domu.
-Oi! Yes! Yes! Yes! - zawołał Tobi, stojąc na brzuchu trzyogoniastej bestii. - Widziałeś Deidara sempai! Moja technika powaliła to bydlę! Oi! Yes! Yes! Yes!
Deidara zmrużył swoje lazurowe oko.
-Takie wielkie bydlę! I sam go powaliłem - zauważył radośnie Tobi. - Deidara sempai! I co sądzisz o moich zdolnościach?! Zdolniacha ze mnie, co nie?
-A gdzie tam! Sprawę załatwiło moje cudeńko z wybuchowej gliny... - zaoponował blondyn. - Ten sukces zawdzięczamy mojemu wielkiemu artyzmowi, un! Poza tym zachowuj się! Członek Akatsuki powinien być zimny i wyrachowany!
-Jak Kat Nee-chan? - podsunął maskmen.
-Tak! - zawołał z rozpędu Deidara. - Znaczy nie! Nie taki!
-Nee-chan nie jest zimna i wyrachowana? - dopytywał się Tobi.
Deidara wzniósł oczy ku niebu. Kat? Zimna i wyrachowana? Owszem, ale... nie.
-Zostawmy ten temat, dobrze? - podsunął Deidara. - Możesz być taki jak Itachi? Milczący...
-Ale to Deidara sempai za dużo mówi - zauważył maskmen. - Gadasz od dobrych dziesięciu minut...
Deidara przymrużył oko. Tobi przełknął ślinę.
-Hyyyyaaaa! - zawołał. - Żartowałem!
Po okolicy rozniósł się potężny wybuch.
Szarooka zerknęła w bok, patrząc na ścigające się w locie wróble. Ptaki były takie wolne i radosne. Dziewczyna westchnęła ciężko. Od bardzo, bardzo dawna nie czuła prawdziwej wolności...
-Teraz ty go ponieś... - jej rozmyślania przerwał głos Kakuzu.
-Jeszcze czego! - odwarknął się białowłosy. - Tak ci bardzo zależało na tej kasie, to go se teraz targaj!
Kakuzu zatrzymał się spojrzał na Hidana spod półprzymkniętych powiek. Jashinista też się zatrzymał, a Szarooka, nawet nie zdając sobie z tego sprawy, stanęła obok niego, nadal przypatrując się ptakom.
-Co to za wzrok, huh? - zapytał Hidan.
Kakuzu drgnął, jakby chciał coś powiedzieć, ale nie zrobił tego. Jego wzrok osiadł na Kat, która nadal wpatrywała się w ptaki.
-Kat, co ci? - zapytał zielonooki.
Dziewczyna odwróciła się do niego.
-Nic - powiedziała cicho. - Ruszajmy dalej...
Kakuzu skinął głową i ruszył dalej za Szarooką. Hidan z dziwną miną podążył za nimi.
-Zapamiętaj sobie, Tobi! - zaczął Deidara. - Nie podskakuj, un!
Cisza całkowicie nie zniechęciła blondyna do dalszego monologu.
-Ten trójogoniasty nie był sakryfikantem, stąd jego słabość - ciągnął. - Miał za mało szarych komórek, by zapanować nad mocą...
Szum wody rozlegał się wokół, gdy ciągnięte przez dwa jastrzębie Deidary cielsko demona, wywoływało fale na wodzie. Deidara w końcu zerknął na dziwnie milczącego Tobi'ego. Chłopak leżał na brzuchu demona.
-Dobra, Tobi... Nie musisz być aż tak milczący, wyrachowany i zimny - zauważył Deidara. - Możesz się od czasu do czasu odezwać. Chciałbym wiedzieć, czy mnie słuchasz...
Odpowiedziało mu dość głośnie chrapanie. Deidara zmrużył oczy...
-Mam dla ciebie znakomity budzik!!! - zawołał. - Padalcu jeden! Un!!!
-Łaaaaaaa!...
Po okolicy znów rozległ się odgłos wybuchu.
Potężny budynek skąpany był w blasku słońca. Hidan zerknął na Kat, ale dziewczyna tylko wzruszyła ramionami. Kakuzu tymczasem penie wszedł do środka. Gdy stanęli przed jednymi z drzwi na korytarzu, Kat cofnęła się o krok.
-Co jest? - zapytał Hidan.
-Wybacz, ale ja tam nie wejdę - zauważyła Kat. - Wielkie dzięki, ale nie...
Hidan wzruszyła ramionami i dopiero, gdy przekroczył próg zdał sobie sprawę, że są w męskiej toalecie. Kakuzu przeszedł do ściany między dwoma umywalkami i pchnął ją lekko ręką. Tafla ustąpiła, odsłaniając przejście.
-Zamaskowane wejście w kiblu? - zapytał Hidan, krzywiąc się. - Ktoś sobie jaja robi!
-Za mną panowie... - w przejściu ukazał się ogolony na łyso mężczyzna.
Kakuzu bez słowa ruszył za obcym. Hidan chcąc, nie chcąc poszedł za nim.
-Nie ma wątpliwości, to Chiriku - potwierdził łysy. - Panie Kakuzu, niezły kąsek się panu trafił, nie ma co...
Kakuzu nie odpowiedział, ale sięgnął po walizkę, która leżała obok położonych na stole zwłok mnicha.
-Zbierajmy się, Kakuzu - jęknął Hidan, powstrzymując się od zatkania nosa ręką.
-Moment, musze przeliczyć... - zamruczał zielonooki.
-Nie chciałbym znów trafić w miejsce, gdzie smród szczyn miesza się z trupim odorem - zauważył ze wstrętem Hidan. - Ble!... Czekam na zewnątrz!
Jashinista wyszedł, zostawiając Kakuzu. Shinobi szybko przeliczył pieniądze i zamknął walizkę.
-Mam nadzieję, że wkrótce coś pan jeszcze upoluje - uśmiechnął się do niego łysy.
-Niestety, przez pewien czas się nie zobaczymy - zauważył zielonooki.
-Coś mi mówi, że pańskiego kompana nie trzymają się pieniądze - zauważył obcy.
-Zdaję sobie z tego sprawę - potwierdził Kakuzu. - Rzeczywiście, kasa się go nie ima... Niemniej jest powód ku temu, że podróżuje ze mną.
-Jaki? - zapytał zainteresowany łysy.
-Wszyscy jego poprzednicy ginęli i...
Kakuzu urwał. Tak, wierzył w to, że taki był powód partnerstwa z Hidanem. To, że Jashinista był nieśmiertelny. Ale... było jeszcze coś...
- ...i wierzę w jej wybór - przyznał Kakuzu. - W jej wiarę...
Zanim łysy zdążył zadać jeszcze jakieś pytanie, Kakuzu zamknął za sobą przejście.
Tymczasem Kat i Hidan siedzieli na schodach przed budynkiem. Jashinista spojrzał krzywo na dziewczynę, gdy ta odwróciła od niego twarz, zatykając nos.
-Śmierdzisz - zauważyła. - Jakbyś już był trupem.
-Ale śmieszne - warknął Hidan. - Ubrania mi prześmierdziały! Ale ledwie w tym szambie pięć minut posiedziałem! Łe!...
-Owszem, łe... - potwierdziła Szarooka. - I tak masz dobrze. Twój w pełni ludzki nos nie wyczuwa tak tego zapachu.
-Trza było się z wilkami trzymać?! - warknął Hidan.
Kat prychnęła, zatykając nos. W końcu usłyszeli szmer od strony wejścia do budynku.
-Kakuzu, coś się tak guzdrał? - zapytał Hidan.
Szarooka odwróciła się i rozszerzyła nieco oczy ze zdumienia. W jej i Hidana stronę leciało kilka shuriken wypuszczonych przez brodatego mężczyznę. Shinobi był z Konoha, na co wskazywała opaska na jego czole. Hidan wstał błyskawicznie i pociągnął za rączkę swojej kosy. Linka zawirowała w powietrzu, odrzucając wszystkie ostrza. Jashinista szarpnął nieznacznie kosą, a ostrze wyleciało ku brodaczowi. Shinobi z Konoha zręcznie odsunął się na bok. Szarooka, stojąca za Hidanem, zauważył dwóch biegnących na niego chłopaków z meczetami w dłoniach. Już chciała odeprzeć atak, ale poczuła, że nie może się ruszyć. Zerknęła na swój cień, który nienaturalnie połączył się z cieniem Hidan, a dalej prowadził do chłopaka, siedzącego na dachu budynku.
-Ślamazary... - skwitował młody.
Kat odwróciła nieco głową, gdy krople krwi Hidana spadły na jej twarz. Jashinista został przebity meczetami z dwóch stron.
-Jeden z głowy... - zauważył brodacz. - I...
Zamarł, zauważywszy w końcu stojącą za Hidanem Kat.
-Victoria?... - szepnął.
Szarooka drgnęła. Już drugi raz ktoś mylił ją z niejaką Victorią.
-Nie mam na imię Victoria... - zaprzeczyła szybko. - Mylisz mnie...
-Ała... Bolało... - skwitował w końcu swoje rany Hidan. - A wy co za jedni?...
Szok w oczach czterech Konoszan był wręcz idealnie widziany przez Szarooką. Dziewczyna uśmiechnęła się. Wciąż nie mogła ruszyć się, technika młodego trzymała ją zbyt mocno w swoich pętach.
-Co jest? - zawołał jeden z chłopaków, którzy przebili Hidana. - Przecież uderzyliśmy w twoje witalne punkty!
-Ej! Baka! Nie kręć tym tak! - warknął Hidan, zerkając nerwowo w tył, na Kat.
-Gość jest nieśmiertelny?... - jęknął drugi z chłopaków.
-To chyba widać, no nie? - syknął Jashinista. - Coście za jedni?
-Jesteśmy shinobi z Konoha-gakure! - zawołał brodacz. - Otrzymaliśmy rozkaz eliminacji każdego napotkanego członka Akatsuki.
-Wybraliście złą kolejność - zaśmiał się Hidan.
-Gdzie twój partner? - zapytał brodacz.
Hidan drgnął nieco. Kat spojrzała przymrużonymi oczyma na brodatego. Podniosła wzrok na młodego i uśmiechnęła się nieco. Kakuzu już stał za nim z ręką trzymaną do wymierzenia ciosu. Młody odskoczył, a zielonooki uderzył w budynek, tworząc w nim potężną wyrwę.
-I po technice... - mruknęła Kat.
-Kotetsu! Izumo! - zawołał brodach na dwóch chłopków z meczetami. - Cofnijcie się!
Chłopcy posłusznie odskoczyli, a Kat i Hidan zrobili kilka kroków w tył. Kakuzu zerknął na opaskę, przewiązaną wokół bioder brodatego. Kat podążyła za nim za spojrzeniem zielonookiego - shinobi Konoha był jednym z Wojów Straży.
-Są moi! - warknął Hidan, gdy zauważył wzrok Kakuzu. - Moi! Kasę i tak dostaniesz!
-W takim razie nie widzę przeszkód - przyznał zielonooki. - Ale uważaj... dekoncentracja równa się wycieczce na tamten świat.
-Kakuzu, ile razy... - zaczął Hidan.
-Wiem! - przerwał mu. - Ale raz pomyśl, że nie chodzi tu o ciebie!
Jashinista drgnął nieco i zerknął na Kat. Dziewczyna patrzyła tymczasem spokojnie na młodego, analizując gesty jego rąk. Hidan zagryzł wargę i wyciągnął pierwsze ostrze ze swojego ciała.
-Boli, cholera! - warknął.
-Pomóc? - zaoferowała się Kat.
Jednym płynnym szarpnięciem wyjęła drugie ostrze. Hidan krzyknął głośno. Szarooka spojrzała na niego przepraszająco.
-To nie moja wina, że powbijali w ciebie noże jak w świeży boczek - zauważyła. - Zwłaszcza, że śmierdzisz jak padlina...
Hidan spojrzał na nią spode łba. Tymczasem Konoszanie przegrupowali się i brodaty ruszył do ataku. Hidan rzucił ku niemu ostrze trzymane w ręku. Sam wykonał przewrót w tył, manewrując swoją kosą. Szarooka dostrzegła liny z cienia, które tworzył młody. Uskoczyła przed nimi w ostatniej chwili i złapawszy Hidana za ramię, odsunęła go od ataku pnączami. Oboje odskoczyli dostatecznie daleko tak, że nie zagrażały im cienie.
-Walczą razem - zauważyła Kat. - Młody i brodacz. Tamci dwaj ochraniają jedynie młodego. Co zrobisz?
-Wygram - powiedział Hidan z uśmiechem. - Pobawisz się ze mną?
Szarooka skinęła głową. Hidan wyciągnął do niej lewą rękę. Zetknęła swoje palce z opuszkami jego i rozciągnęła pomiędzy nimi nici z chakry Wokamina. Hidan złapał rączkę kosy i razem z dziewczyną ruszył do ataku. Uniknęli pnączy z cieni. Jashinista wymanewrował swoją kosą tak, że przeleciała ona nad brodatym. Sam z Kat wykonał ponad nim przewrót.
-Młody... - rzuciła nagle Kat.
Hidan zrozumiał. Oboje zaczęli biegnąć na młodego, który sterował cieniem. Szarooka rzuciła ku niemu ostrze, ale broń zablokowana została przez dwóch chłopaków.
-Walczysz ze mną! - warknął brodaty za nimi.
Kat spojrzała na Hidana i skinęła głową. Jashinista szarpnął rączką kosy i broń poleciała ku brodaczowi. Zatrzymał ostrze, ale kosa zraniła go nieznacznie w policzek. Hidan od razu odskoczył na bok razem z Kat. Stanął w swoim kręgu, zlizując krew z ostrza. Szarooka z wyciągniętym w ręce sztyletem stanęła przed nim.
Brodacz wykonał jakąś technikę i dwójka została zamknięta w chmurze popiołu. Szarooka słyszała, jak za nią Hidan powoli zamienia się do swojego rytuału. Brodacz tymczasem wywołał iskrę i cały popiół nagle wybuchł. Szarooka zmrużyła oczy. Jej samej płomienie nie rozbiły nic, ale poczuła swąd palonego ciała, dochodzący zza jej pleców. Hidan...
-I co, boli... - zapytał Jashinista, gdy popiół opadł nieco. - A ostrzegałem...
Szarooka spojrzała na brodatego. Lewa cześć jego twarzy i lewa ręka były pokryte rozległymi oparzeniami.
-No to co?! - zawołał Hidan. - Zabawę czas zacząć!
Brodaty szybko zebrał się i wziął swój kastet z wydłużanym ostrzem. Ruszył na Hidana. Kat chwyciła sztylet gotowa bronić dostępu do Jashinisty. Hidan tylko zaśmiał się i wyciągnąwszy swój szpikulec, zranił się, przebijając nogę. Brodaty upadł po wpływem rany.
-Kończymy to... - zamruczał ponuro Hidan.
-Nie! - zawołał młody shinobi Konoha. - Nie!
Już miał przebić własne serce, gdy Kat powstrzymała jego rękę. Spojrzał na nią zaszokowany, ale posłusznie sam opuścił broń.
-A wam co? - warknął Kakuzu, doskakując do nich. - Zgięło, czy przygrza...
Zamilkł, gdy Szarooka spojrzała na niego spode łba.
-Uwolnij technikę - poleciła Hidanowi.
-Ale... - zaczął Jashinista.
-Uwolnij technikę - powtórzyła.
Hidan tylko zamrugał oczyma i wykonał jeden gest. Jego ciało zmieniło barwę na naturalną.
-Idziemy... - zarządziła Szarooka.
-Wy nigdzie nie pójdziecie! - syknął brodacz.
-A, zapomniałabym - mruknęła Kat. - My idziemy, wy zostajecie. Tutaj.
W jej oczach zalśnił sharingan i brodaty shinobi upadł na ziemię, spętany potężną techniką genjutsu. Dziewczyna chwyciła za linkę kosy Hidana i poderwała broń do siebie, zakładając ją za plecy. Złapała Jashinistę i Kakuzu za ramiona i cała trójka zniknęła w kłębie granatowego pyłu.
Decydujące starcie.
-Młody... - rzuciła nagle Kat.
Hidan zrozumiał. Oboje zaczęli biegnąć na młodego, który sterował cieniem. Szarooka rzuciła ku niemu ostrze, ale broń zablokowana została przez dwóch chłopaków.
-Walczysz ze mną! - warknął brodaty za nimi.
Kat spojrzała na Hidana i skinęła głową. Jashinista szarpnął rączką kosy i broń poleciała ku brodaczowi. Zatrzymał ostrze, ale kosa zraniła go nieznacznie w policzek. Hidan od razu odskoczył na bok razem z Kat. Stanął w swoim kręgu, zlizując krew z ostrza. Szarooka z wyciągniętym w ręce sztyletem stanęła przed nim.
Brodacz wykonał jakąś technikę i dwójka została zamknięta w chmurze popiołu. Szarooka słyszała, jak za nią Hidan powoli zamienia się do swojego rytuału. Brodacz tymczasem wywołał iskrę i cały popiół nagle wybuchł. Szarooka zmrużyła oczy. Jej samej płomienie nie rozbiły nic, ale poczuła swąd palonego ciała, dochodzący zza jej pleców. Hidan...
-I co, boli... - zapytał Jashinista, gdy popiół opadł nieco. - A ostrzegałem...
Szarooka spojrzała na brodatego. Lewa cześć jego twarzy i lewa ręka były pokryte rozległymi oparzeniami.
-No to co?! - zawołał Hidan. - Zabawę czas zacząć!
Brodaty szybko zebrał się i wziął swój kastet z wydłużanym ostrzem. Ruszył na Hidana. Kat chwyciła sztylet gotowa bronić dostępu do Jashinisty. Hidan tylko zaśmiał się i wyciągnąwszy swój szpikulec, zranił się, przebijając nogę. Brodaty upadł po wpływem rany.
-Kończymy to... - zamruczał ponuro Hidan.
-Nie! - zawołał młody shinobi Konoha. - Nie!
Już miał przebić własne serce, gdy Kat powstrzymała jego rękę. Spojrzał na nią zaszokowany, ale posłusznie sam opuścił broń.
-A wam co? - warknął Kakuzu, doskakując do nich. - Zgięło, czy przygrza...
Zamilkł, gdy Szarooka spojrzała na niego spode łba.
-Uwolnij technikę - poleciła Hidanowi.
-Ale... - zaczął Jashinista.
-Uwolnij technikę - powtórzyła.
Hidan tylko zamrugał oczyma i wykonał jeden gest. Jego ciało zmieniło barwę na naturalną.
-Idziemy... - zarządziła Szarooka.
-Wy nigdzie nie pójdziecie! - syknął brodacz.
-A, zapomniałabym - mruknęła Kat. - My idziemy, wy zostajecie. Tutaj.
W jej oczach zalśnił sharingan i brodaty shinobi upadł na ziemię, spętany potężną techniką genjutsu. Dziewczyna chwyciła za linkę kosy Hidana i poderwała broń do siebie, zakładając ją za plecy. Złapała Jashinistę i Kakuzu za ramiona i cała trójka zniknęła w kłębie granatowego pyłu.
-Gdy tylko skończymy, zajmiemy się dwuogoniastym - po sali rozległ się nienaturalny głos Pein'a. - Przygotujcie się na jakieś sześć dni pracy.
-O ja! - jęknął Hidan. - A u nas leje! I nawet się do Kat-chan nie przytulę...
Szarooka posłała białowłosemu promienny uśmiech spomiędzy dwóch kamiennych rąk. Hidan puścił do niej oczko, stojąc na jednym z palców.
-Skończyliście te amory? - zapytał Pein. - Bo chyba czas zaczynać.
-Tak, już, Liderku! - zawołała Szarooka. - Resztę dokończymy sobie w samotności i w pełni materialnej formie.
Hidan zaśmiał się, a dziewczyna posłała radosny uśmiech rudemu, który tylko spojrzał na nią karcąco.
-Zaczynamy! - zawołał w końcu.
Kat złożyła jedną rękę pieczęć uwolnienia chakry Wokamina. W drugiej trzymała świetlista kulę - życie jednego z wojowników z gór. Dziś przeznaczone dla sakryfikanta...
Bezwładne, ale nie całkiem martwe ciało Nugito Nii opadło lekko na posadzkę sali.
-Skończone! - zawołał Pein. - Waszej piątce życzę miłego powrotu do siedziby.
-Możemy zahaczyć o spa? - zapytała Kat.
Rudy spojrzał na nią znacząco.
-No co? - zapytała niewinnie. - Po tylu dniach siedzenia na tyłku w jednej pozycji, do tego z dala od mojego Hidana-kun... coś mi się od życia należy. Możemy?
-Nie - skwitował krótko Pein.
Kat jęknęła ze zrezygnowaniem. Kolejni członkowie powoli opuszczali salę, aż w końcu na miejscu zostały tylko trzy niematerialne, majaczące w półmroku formy.
-Nee-chan... - zaczął cicho Tobi.
-Wszystko ok. - uśmiechnęła się do niego. - A u ciebie?
-Też, Nee-chan - odpowiedział.
-Radziłbym uważać w drodze powrotnej, Kat - do rozmowy włączył się Pein. - Podobno Konoszanie szykują na was zasadzki.
-Poradzimy sobie - zauważyła pewnie Kat. - Niedługo wrócimy do domu, Nagato. Niech Zetsu zbierze ciało sakryfikantki i podrzuci je do Kumo.
Pein drgnął nieco, ale nie dał po sobie nic poznać. Skinął głową.
-Powodzenia - rzucił.
Zniknął, cicho rozpływając się w powietrzu. Tobi pomachał jeszcze Kat na pożegnanie i także zniknął...
Szarooka otworzyła oczy, ukazując światu stal swych źrenic. Obok Kakuzu powoli wstawał, rozprostowując obolałe ciało. Z drugiej strony Hidan przeciągał się tak mocno, że aż było słychać trzask kości.
-Sześć dni na tyłku! - jęknął białowłosy. - Aż mi się chce komuś dołożyć.
-Nie czas na to, Hidan - zauważyła Szarooka. - Musimy już wracać.
-Jak sobie życzysz, Kat-chan - zaśpiewał.
Dziewczyna wstała i przeciągnęła się nieco. Zmrużyła oczy jak zaspana kotka i powoli ruszyła traktem w stronę Kraju Rzeki. Kakuzu od razu zrównał się z nią, a Hidan doskoczył do niej z drugiej strony. Szybko poruszali się naprzód, w milczeniu pokonując kolejne metry. Po kilkunastu minutach dotarli do martwego lasu, gdzie potężne, nagie drzewa rzucały ciemne cienie. Szarooka uniosła głowę, gdy usłyszała nikły, ale już dobrze jej znany szmer.
-Kakuzu... - szepnęła.
-Taaa... - odparł shinobi.
Skoczyli równocześnie, oddalając się od siebie na pewną odległość. W stronę Hidana i Kakuzu poleciały dwa kunai z wybuchowymi notkami, przyczepionymi do ostrzy.
„Cholera!” - zaklął Jashinista.
Zanim ostrze dotarło do obu shinobi, zostały one złapane i odrzucone przez Szarooką. Dziewczyna nie zdołała jednak powstrzymać drugiego ataku wybuchowych notek z kunai i Kakuzu z Hidanem zniknęli w kłębach dymu. Kat zauważyła Hidana, który odrzucał zniszczoną przez wybuch linkę kosy.
-Kakuzu! - krzyknęła.
-Utwardziłem rękę, obeszło się bez obrażeń! - odkrzyknął. - Uważajcie na cienie!
Hidan odskoczył w tył, gdy ciemne pnącze pomknęło w jego kierunku. Szarooka i Kakuzu zrobili to samo.
-Nad wami! - zawołał Kakuzu.
Białowłosy i blondynka zadarli głowy i zauważyli młodego shinobi, którego widzieli przy walce przed skupem. Chłopak rzucił ku trójce trzy ostrza.
-Formuły! - warknął Hidan.
-Uniki! - syknął Kakuzu.
Cała trójka uchyliła się na bok. Szarooka zerknęła na pieczęcie, namalowane na kartce, gdy ostrze przemknęło jej obok głowy. Rozszerzyła oczy ze zdumienia, czując od broni wypływ chakry.
-Cholera! - warknęła.
-Kat-chan?! - zawołał Hidan, obawiając się, że dziewczyna nie zdążyła się uchylić.
„Nie wybuchają...” - zauważył Kakuzu.
-Niezłe zagranie... - stwierdził.
Hidan spojrzał na Kat, która w bezruchu wpatrywała się w ostrze. Broń zaryła w ziemię za dziewczyną... tam, gdzie był jej cień.
-Kat-chan! - krzyknął Hidan.
Szarooka nie drgnęła. Jashinista chciał do niej doskoczyć, ale zdał sobie sprawę, że nie może się ruszyć.
-Rzuciłem ostrzem chakry - zauważył młody Konoszanin. - Wchłania ono naturę energii przeciwnika. Chakra w nich zawarta działa identycznie do tej, której używam przy naśladowaniu cienia. Od samego początku moim celem były wasze cienie.
-Kat-chan! - krzyknął Hidan, nawet nie zwracając uwagi na słowa młodego.
-Radziłbym martwić się o siebie - zauważył Konoszanin. - Walka dobiegła końca...
Z cienia młodego wypłynęło ciemne pnącze, łącząc się z cieniem Hidana.
-Tym razem nie będzie pomyłki co do kolejności - zauważył młody.
Zapanowawszy nad ciałem Hidana, zaatakował w ten sposób Kakuzu. Jashinista zamachnął się kosą, jednak Kakuzu wykonał zgrabny unik.
-Hidan! - warknął shinobi Taki.
-Nie panuję nad tym! - syknął Jashinista.
Kakuzu zerknął na Kat, ale dziewczyna wciąż stała w bezruchu, odwrócona do niech plecami. W jej cieniu tkwiło ostrze młodego Konosznina.
„Cholera!” - warknął zielonooki.
Ciągłe ataki Hidana zaprowadziły Kakuzu pod skalną ścianę. Wtedy do akcji wkroczył pomocnik młodego Konoszanina, długowłosy chłopak o dużej tężyźnie i czerwono-szarej zbroi.
-Żywy czołg iglasty! - zawołał.
Potężny atak uderzył w Kakuzu. Hidan osłonił się przed odłamkami skał, lecących w jego stronę. Długowłosy chłopak cofnął się. Hidan spojrzał na Kakuzu - zielonooki wykonał technikę utwardzania ciała, która powstrzymała skutecznie atak Konoha. Shinobi wstał chwiejnie i spojrzał na miejsce, gdzie powinna stać Kat. Zamiast niej tkwiło tam tylko stopione ostrze broni. Kakuzu wyczuł czyjąś chakrę za swoimi plecami. Nie zdążył się nawet odwrócić, by sparować atak, gdy w jego plecy coś uderzyło.
-Kat-chan! - zawołał Hidan.
Kakuzu odwrócił się i przytrzymał Szarooką, która zablokowała atak szarowłosego shinobi. Mężczyzna uderzył pięścią w otwartą dłoń dziewczyny. Jego atak pioruna został skutecznie zablokowany przez wietrzną tarczę Kat. Dziewczyna zacisnęła zęby w wysiłku. Przez jej tarczę przebił się niewielki piorun, raniąc ją płytko w rękę. Dziewczyna spojrzała prosto w oczy szarowłosego shinobi. Mężczyzna drgnął nieco, zaskoczony tym, co odnalazł w oczach dziewczyny.
-Cholera jasna! - warknął Hidan, wciąż spętany techniką młodego Konoszanina.
Kakuzu jedną ręką przytrzymał Kat, a drugą uderzył mocno szarowłosego. Shinobi uderzył w skalną ścianę, osuwając się po niej na wpół przytomny.
-Żarty się skończyły - syknęła Kat.
-Co racja, to racja... - szepnął Kakuzu.
Puścił dziewczynę, która już całkiem pewnie stanęła u jego boku. Sam rozpiął swój płaszcz i odrzucił go na bok. Materiał załopotał i rozpłynął się cicho w powietrzu. Cztery serca Kakuzu, zapieczętowane w fantastycznie zdobionych maskach na jego plecach, wyrwało się z ciała zielonookiego z głośnym chrzęstem.
-Witaj wolności... - szepnął Hidan.
Technika młodego Konoszanina zanikła, a Hidan doskoczył do Kat i Kakuzu. Dziewczyna stał pomiędzy nimi dwoma, wpatrując się w beznamiętne oczy młodego. Za plecami całej trójki powoli tworzyły się cztery demony serc Kakuzu. Rany po sercach w plecach zielonookiego same zaszyły się, a cała trójka stanęła w szyku bitewnym.
-Oprócz młodego, grubego i tego od pioruna jest jeszcze dziewczyna - powiadomiła ich Szarooka.
-Wykręćmy wiadomy numer - zaczął niemal błagalnie Hidan.
-Nie bądź idiotą - skarcił go Kakuzu. - Nie dziś.
-Myślę, że można skłonić się ku prośbie Hidana - zauważyła Kat.
-Nie ominę cię - zaprzeczył Kakuzu.
-Nie musisz - rzuciła. - Sama się osłonię. Po prostu pokaż na co cię stać, Kakuzu.
Zielonooki skinął głową i złożył jedną pieczęć.
-Śmiertelne przyduszenie! - krzyknął.
Jedna z masek otworzyła psyk i wydobył się stamtąd potężny atak powietrza. Dwóch Konoszan odskoczyło na bok. Atak nie ominął Hidana i Kat, jednak ani dziewczynie, ani Jashiniście nic się nie stało.
-Fałszywa ciemność! - zawołał Kakuzu.
Tym razem atak został powstrzymany przez szarowłosego shinobi. Mężczyzna dyszał ciężko, ale wciąż trzymał się na nogach.
-A ten co? - zaczął Hidan. - Wariata struga?
-To Hatake - wyjaśniła dziewczyna. - Kakashi Hatake.
-Sharinganowiec? - zapytał Kakuzu.
Kat skinęła głową.
-Jeszcze jeden atak - rzuciła.
-Mordercza praca głową! - krzyknął Kakuzu.
Przed potężnym atakiem płomieni trójka Konoszam z trudem zdołała odskoczyć. Dwóch chłopaków doskoczyło do dotąd ukrytej dziewczyny. Szarowłosy mężczyzna skoczył wyżej niż pozostali.
-Jest mój - Hidan uśmiechnął się.
Skoczył na Konoszanina, tnąc kosą powietrze. Z drugiej strony zaatakowała Kat, ale mężczyzna zdołał odskoczyć do swojej drużyny. Szarooka i Hidan stanęli po dwóch stronach Kakuzu. Dziewczyna zaczęła kiwać się na piętach.
-Wiem, nudno... - westchnął Hidan.
-Walczymy na śmierć i życie, a wam nudno? - zapytał Kakuzu.
Kat uśmiechnęła się tylko pod nosem, a Hidan skinął poważnie głową. Zielonooki shinobi Taki pokręcił głową z dezaprobatą.
-Chcę do domu - odezwała się w końcu dziewczyna.
-Spokojnie - Kakuzu złożył kolejną pieczęć. - Zaraz skończymy.
Nie zdążył wykonać swojej techniki, gdy w stronę trójki pomknęły pnącza cieni. Hidan i Kat skoczyli w bok, a cienie pomknęły za nimi. Nagle z ziemi za Kakuzu wynurzył się szarowłosy mężczyzna i uderzył pięścią w serce zielonookiego.
-Kakuzu! - krzyknęła dziewczyna.
Shinobi zachwiał się i padł na ziemię. Szarooka odwróciła się, gdy usłyszała krzyk Hidana - Jashinista został raniony w szyję. Cięcie było dość głębokie i mocno krwawiło. Hidan został przyszpilony do ziemi mocnymi pnączami, które wżynały się w jego ciało.
-Spadaj stąd, mała! - wydarł się. - Już!
Dziewczyna odskoczyła na bok przed pnączami i spojrzał na swoich dwóch kompanów. Kakuzu leżał bez oznak życia przed Hatake, a jego cztery monstra bez opieki właściciela tylko stały nieruchomo. Hidan był przyszpilony do ziemi i nie potrafił ruszyć się nawet o centymetr.
-Spadaj stąd! - warknął. - Kat! Won! Już!
Dziewczyna zamknęła oczy. Spod jej powiek pociekły dwie łzy. Gdy je otworzyła, ukazała światu swoje już nie szare źrenice...
Siła walki dla nich.
Po okolicy rozległ się głośny, wilczy zew. Czwórka Konoszan zerknęła przerażona na dziewczynę, stojącą w pewnym oddaleniu. Z jej oczu biła granatowa wściekłość, wydłużone kły nadawały groźnego wyglądu. Za plecami dziewczyny majaczyły dwa wilcze ogony z czystej chakry.
-Sakrayfikantka... - szepnął Hatake. - Ona ma demona.
Po polanie rozniósł się krzyk Hidana, gdy jedno z pnączy bardziej wbiło się w jego ciało. Reakcja dziewczyny była natychmiastowa - wokół jej ciała zaczęły tworzyć się chmury granatowego pyłu. Stanąwszy na czterech łapach z chary, spojrzała nienawistnie na czwórkę z Konoha. Kątem oka zauważyła, że jedno z monstrów Kakuzu wlewa się w jego ciało. Po minucie shinobi wstał chwiejnie z ziemi.
„Cholera!” - zaklął w myślach, widząc w jakiej postaci jest Szarooka.
Dziewczyna tymczasem zaatakowała shinobi Konoha. Nie panowała nad swoimi uczuciami, podobnie zresztą jak Wokamina. Oboje, i dziewczyna, i demon byli opętani tylko myślą wyeliminowania Konoszan. Cienie cofnęły się i poraniony Hidan mógł chwiejnie wstać z ziemi. Za ramię podtrzymał go Kakuzu, który przed chwilą cofnął serca do swojego ciała.
-Jest źle... - stwierdził Hidan.
Tymczasem Konoszanie nieprzytomnie osuwali się po skałach i drzewach, na które posłały je potężne ataki chaosu Szarookiej.
-Cholera, Kakuzu - zaczął Hidan. - Ona się nie hamuje!
-Wiem - stwierdził zielonooki. - Wiem...
Po okolicy rozległ się wilczy zew. Hidan założył kosę na plecy i razem z Kakuzu skoczył naprzód. Wilcza postać dziewczyny miotała się w wyrwie, którą sama wytworzyła. Hidan stanął na jej brzegu.
-Kat-chan... - szepnął cicho.
Demon uspokoił się nieco i zerknął na białowłosego. Z jego oczu wciąż biła wściekłość, która jednak tajała z każdą chwilą. Hidan zeskoczył do dołu razem z Kakuzu i stanął metr, czy dwa przed powoli uspokajającą się dziewczyną.
-Kat-chan... - powtórzył.
-Spokojnie, dzieciaku... - dołączył się zielonooki.
-Mała, już wystarczy - dodał Hidan.
Chakra Wokamina powoli opadała, kły skracały się, a oczy z sekundy na sekundę zmieniały kolor z głębokiego grantu na szarość stali.
-Kat-chan... już wszystko dobrze - wyszeptał Hidan.
Dziewczyna zrobiła chwiejny krok do przodu. Kakuzu od razu doskoczył do niej z Jashinistą.
-Z deczka przeholowałaś, dzieciaku - zauważył Kakuzu, podtrzymując dziewczynę.
-Przepraszam... - wyszeptała.
-No już dobrze - Hidan uśmiechnął się do niej. - Zmęczona, co mała?
Skinęła tylko głową, próbując powstrzymać samoczynne zamykanie się oczu.
-Chcę do domu... - wyszeptała. - Wróćmy do domu...
-Już, mała - powiedział cicho Hidan. - Już wracamy.
Wziął dziewczynę na ręce, a Szarooka wtulił się w jego tors, przymykając oczy. Kakuzu znikąd wyjął płaszcz i zarzucił go na siebie. Razem opuścili polanę, zostawiając na niej nieprzytomnych shinobi Konoha.
Hatake Kakashi otworzył oczy i zdołał zauważyć jak trójka członków Brzasku odchodzi z miejsca walki. Dziewczynę niósł na rękach białowłosy kosiarz. Hatake przymknął oczy, niezdolny do większej reakcji.
Nie wiedział czemu, ale wzrok dziewczyny wciąż mu tkwił w pamięci. Napotkał spojrzenie jej szarych oczu, gdy po raz pierwszy osłoniła przed Chidori zielonookiego shinobi Akatsuki. Nie było w nich zła... Kakashi widział w jej źrenicach tylko i jedynie pragnienie ochrony przyjaciela. Dziewczyna nie zważała na swoje życie, chciała uratować swoich kompanów.
„Dziecię Nocy...” - pomyślał nagle.
Nie wiedzieć czemu przed oczyma stanęła mu jeszcze jedna postać. Była bliźniaczo podobna do sakryfikantki, ale w jej oczach igrały tylko i jedynie wesołe ogniki. Na policzku miała jasną bliznę w kształcie okręgu z dwoma liniami.
„Victoria...” - pomyślał.
A wiec jednak... to dwie inne osoby.
Po minucie całkowicie już nieprzytomny zwiesił głowę. Gdy dzień później chciał sobie przypomnieć, do jakich wniosków doszedł... nie potrafił.
Szarooka otworzyła oczy. Wokół panowała ciemność, a jedynym źródłem światła było płonące jasno ognisko.
-Już nie śpisz, mała? - dziewczyna usłyszała zatroskany głos Hidana.
-Nie... - szepnęła. - Gdzie Kakuzu?
-Tu jestem, dzieciaku - odezwał się zielonooki.
Dziewczyna uniosła się nieco i przetarła oczy. Plecami opierała się o siedzącego przy skalnej ścianie Hidana i była przykryta jego płaszczem. Nogi miała przerzucone nad nogami Kakuzu. Zielonooki shinobi przyjrzał się uważnie Kat.
-Nadal jesteś zmęczona - stwierdził. - Zostaniemy tu jakiś czas...
Szarooka tylko skinęła słabo głową. Oparła się wygodniej o Hidana, a Jashinista objął ją w pasie ręką, głowę opierając na jej głowie. Wpatrywał się w trzaskające z ogniska złote iskry. Po chwili Kat przymknęła szare oczy, znów zapadając w głęboki sen.
-Śpi... - zauważył Kakuzu.
-Jest wykończona - spostrzegł Hidan. - Nie na co dzień wyzwala demona w tej postaci. To wyczerpujący proces...
-Nie musiała - westchnął zielonooki. - Jakoś byśmy dali radę...
-Nie pieprz! - syknął Hidan. - Wiesz doskonale, że byłoby krucho, gdyby czegoś nie zrobiła. Ja ruszyć się nie mogłem, a tobie w pięć sekund poćwiartowaliby pozostałe serca.
-Pein miał rację... - zamruczał Kakuzu. - Nie powinniśmy siebie narażać, jeśli nie chcemy narażać jej. Ją tak łatwo zabić...
Hidan posłał mu wściekłe spojrzenie.
-Wiesz o tym, Hidan - Kakuzu spokojnie spojrzał w rozgwieżdżone niebo. - Wystarczy zaatakować nas, żeby ona stanęła w obronie. Nie powinna się tak dla nas poświęcać. To nie jest normalne...
-Bo jesteśmy tymi złymi? - zapytał ironicznie Jashinista.
-Ona nie pasuje do tego świata - ciągnął zielonooki. - Być może masz rację... ja uważam, że jej życie jest o wiele więcej warte niż reszty Akatsuki razem wzięte.
-A ona uważa, że jej życie jest mniej warte niż nasze jedno zranienie - zauważył z goryczą Hidan. - Cholerna ona!... W życiu nikt tak nie myślał dla... dla mnie.
-Dla mnie też Hidan - wyznał Kakuzu. - Dla nikogo nie byłem wart tyle co dla niej. Możesz pomyśleć, że zgłupiałem, ale... cieszę się, że trafiłem do Akatsuki.
-Ja też - szepnął Hidan. - Że poznałem ją.
Zamilkli na chwilę, gdy dziewczyna poruszyła się nieco niespokojnie, dręczona zapewne jakimś snem. Szarooka mocniej wtuliła się w ciepły płaszcz Hidana, opierając się o niego wygodniej przez sen.
-W życiu bym nie pomyślał, że ta mała może dokonać tylu rzeczy - szepnął w końcu Hidan.
-Znaczy jakich? - zainteresował się Kakuzu.
-Ona nas zmienia - Hidan spojrzał w niebo. - Zmienia nas wszystkich...
Wieści. Ślepe poświęcenie.
Szarooka otworzyła oczy i przeciągnęła się nieco. Wtuliła twarz w ramię Hidana, wzdychając cicho. Jashinista niósł ją na plecach, podczas gdy dziewczyna nabierała sił po wyczerpującym procesie wyzwalania demona.
-Jak tam, mała? - zapytał ją radośnie.
-Dobrze - odpowiedziała z uśmiechem. - A Kaziutek?
-Nie mów tak do mnie - syknął niski głos z jej prawej strony.
-O tu jesteś... - zaszczebiotała. - Daleko jeszcze do domu?
-Pół dnia drogi - odpowiedział Kakuzu.
Dziewczyna westchnęła niechętnie. Najchętniej już chciałaby znaleźć się w siedzibie, wśród reszty członków Akatsuki. Była ciekawa, co działo się z jej bratem. I z DeiDei'em...
-Możemy pobiec? - zapytała.
-Dasz radę? - zdziwił się Hidan.
Dziewczyna skinęła głową, zeskakując z pleców Jashinisty.
-No dobra... - mruknął Kakuzu. - Ale jak tylko poczujesz się zmęczona, stajemy, ok.?
Skinęła głową na zgodę i po chwili cała trójka skoczyła w korony drzew.
-Czy to już wszyscy?...
Kruczowłosy szesnastolatek uniósł głowę, patrząc na bladego bruneta o długich włosach.
-Nie dobiłeś ich - zauważył Orochimaru. - Jesteś miękki.
-To nie ich pragnę zabić - zauważył chłodno Sasuke.
-Musisz wyzbyć się litości - odparł wężowaty. - Jeśli chcesz pokonać Itachi'ego...
-Spokojna głowa, jemu litości nie okażę - syknął Sasuke.
Schował katanę do pochwy i szybko opuścił plac boju, omijając nieprzytomnych shinobi, których pokonał. Orochimaru po chwili zrobił to samo.
-Ciekawe...
Z ziemi przy linii lasu wyłoniła się muchołówka, która rozwarłszy szczęki, ukazała twarz Zetsu.
-Ciekawe...
-Tobi!
-Nee-chan!
Chłopak mocno wtulił dziewczynę w siebie, kołysząc ją nieco w swoich ramionach.
-Tęskniłem, Nee-chan - przyznał cicho.
-Ja też, braciszku - odpowiedziała.
-Tarasujecie przejście - zauważył Hidan.
Tobi prychnął pod nosem, ale puścił Kat i po chwili Szarooka wraz z Jashinistą i Kakuzu stawiła się w gabinecie Pein'a. Lider wysłuchał ich raportu, marszcząc brwi zwłaszcza na końcówkę. Nie skomentował jednak czynu Kat, co Szarooka przyjęła z ulgą. Rudy pozwolił całej trójce wyjść i wszyscy weszli do swoich pokoi.
-Nee-chan...
Na łóżku dziewczyny siedział Tobi. Pomarańczowa maska chłopaka leżała na pościeli tuż przy kruczowłosym.
-Nic ci nie jest? - zapytała Kat. - Wszystko w porządku?
-Tak, Nee-chan - potwierdził.
Dziewczyna usiadła przy nim i przytuliła do mocno.
-Coś się stało, Nee-chan? - zapytał ją nieco zdziwiony.
-Wyzwoliłam Wokamina na drugim poziomie - przyznała.
Tobi westchnął. Wiedział, że przy tym poziomie przed oczyma Kat stają wspomnienia z przeszłości, które niejako powodują odpowiednie wydostawanie się chakry z jej ciała.
-Co widziałaś? - zapytał.
-Pytasz, jakbyś nie wiedział - szepnęła.
-Madara? - bardziej stwierdził niż zapytał.
Skinęła głową, a po jej policzku popłynęła jedna łza. Młody Uchiha starł ją szybko palcami.
-Nee-chan... - zaczął.
-Tobirama, ja go dalej kocham! - zaczęła. - Ja go nie potrafię przestać kochać! Czemu?! Czemu wciąż mnie nęka?!...
Chłopak mocno przytulił łkającą dziewczynę do siebie. Szarooka szlochała w jego ramię, nawet nie próbując powstrzymywać emocji.
-Czemu?! Czemu on mnie zostawił?! - krzyczała, zaciskając mocno palce na ramionach Tobi'ego. - Czemu?! Czemu był takim kretynem?! Czemu?!...
Czarne oczy nagle otworzyły się, ukazując mrok źrenic. Mężczyzna zerwał się z łóżka, oddychając głęboko. Jego umysł zamącony był dziwnymi uczuciami, których określić nie potrafił. Ogrom przeżyć... tęsknota, ból, żal, złość, gniew, rozgoryczenie...
-Kat-chan... - szepnął w ciemność.
Opadł na łóżko, mocno przyciskając dłonie do twarzy. Jęknął przeciągle, w tym jednym zewie ukazując cały swój ból istnienia. Jego serce gorzało...
Nagle mężczyzna zerwał się i złapał swoją katanę, leżącą tuz przy łóżku. Narzucił na siebie płaszcz i wiedziony nagłym instynktem wpadł w objęcia ciemności nocy...
-Kat, ja nie sądzę, że to jest do... - zaczął Pein.
-Dość! - przerwała mu ostro dziewczyna. - Powiedziałam, że to zrobimy i już! Błagam, Nagato... już to przerabialiśmy. Żadne argumenty do mnie nie trafiają, a powtarzanie daje odwrotny skutek, więc może przejdźmy już do sedna całej sprawy, dobrze?
Rudy westchnął ciężko i po chwili skinął głową.
-Itachi rusza na misję jeszcze dziś - zauważył. - Deidara i Tobi zresztą też...
-Uwiniemy się - rzuciła mimochodem.
-Czyś ty oszalała?! - krzyknął. - Kat! Ty będziesz ślepa! Ślepa!...
Dziewczyna posłała mu spokojne spojrzenie i zawiązała sobie opaskę na oczach.
-Nie no, ja zwariuję! - jęknął Pein. - Tobi, weź jej coś powiedz.
-Gdybym mógł - syknął Uchiha.
Stojący dotąd przy drzwiach Tobirama podszedł do Szarookiej.
-Nee-chan... - zaczął.
-Nie - stwierdziła krótko.
Tobi westchnął i pokręcił głową.
-Zaczynamy - zarządziła Kat. - Tylko bez zbędnych komentarzy.
Złożyła ręce przed sobą i natychmiast wokół jej ciała pojawiły się granatowe pasma chaosu. Tobi i Pein także uaktywnili swoje Kekkei Genkai i zabrali się za nadawanie półprzeźroczystej postaci przed nimi bardziej materialnej formy.
Potężny grzmot rozniósł się po okolicy.
-Zaczęło padać - zauważył spokojnie Itachi.
-Czuję - rzuciła Kat.
-Zanosi się na burzę - stwierdził Itachi, gdy z nieba spadły już pierwsze krople.
Kat uniosła nieco głowę, wciągając powietrze nosem.
-Za trzy minuty zacznie siekać, za pięć rozpęta się tu piekło - szepnęła, wstając z ziemi. - Nie ma co... powinniśmy gdzieś to przeczekać. Zetsu, weź sakryfikanta, proszę.
Z ziemi wyłonił się Zetsu i posłusznie złapał za kołnierz leżącego dotychczas na ziemi mężczyznę. Po chwili zanurzył się razem z nim w ziemi. Itachi podszedł do Kat, a dziewczyna położyła mu rękę na ramieniu. Na oczach nadal nosiła opaskę, a spod materiału czasem wypływało jej kilka łez. Razem ruszyli spokojnie w stronę lasu. W końcu zatrzymali się w niewielkiej jaskini. Itachi okrył dziewczynę własnym płaszczem, a Szarooka wtuliła się w jego ramię, kładąc mu głowę na barku.
-Jesteś w najlepszym razie szalona, Kat - stwierdził nagle Itachi.
-No nie, następny - jęknęła z wyrzutem. - A dajcie mi spokój.
Okryła się płaszczem Uchihy po sam nos i wtuliła twarz w jego ramię. Itachi objął ją ramieniem, opierając policzek o jej głowę.
-Nie powinnaś się tak poświęcać - zauważył cicho kruczowłosy. - Przecież możesz poczekać. Pein wymyśli jakiś sposób, uzyskasz Rinnengan i będziecie to mogli zrobić szybciej. Sasori'emu i tak to nie zrobi różnicy.
-Itachi... każdy z was jest mi zbyt drogi, bym mogła od tak sobie czekać - odpowiedziała. - Nie chcę, żebyś to rozumiał. Po prostu... zaakceptuj to, Itachi.
Westchnął ciężko, ale nie odpowiedział nic.
-Zetsu przesłał mi wieści z Oto - zauważyła po chwili Kat.
-I? - zainteresował się natychmiast Itachi.
-Wszystko w porządku - odpowiedziała. - Sasuke nie ma najmniejszego zamiaru poddawać się Orochimaru, nadal chce cię zabić, ćwiczy i niedługo osiągnie twój poziom.
-Mangekyou? - zapytał kruczowłosy.
-Nie - odpowiedziała krótko.
Itachi przymknął oczy, wzdychając z lekkim zrezygnowaniem.
-Nadal w niego wierzysz, prawda? - zapytała Kat.
-Zawsze - stwierdził Itachi. - Nikt nie osiągnąłby Mangekyou nie spełniając warunków zabicia przyjaciela. Zaledwie ty i Tobi jesteście wyjątkami, ale wy nawet nie jesteście w pełni Uchiha.
-Ja w ogóle nie jestem Uchiha - zauważyła hardo dziewczyna.
-Właśnie - uśmiechnął się Itachi. - Właściwie to jak Tobi zyskał Mangekyou?
-Kiedyś miał przyjaciółkę - zaczęła Kat. - Jedyną dziewczynę, która nie śliniła się na jego widok. Była mu niemal jak siostra. Raz na misji dla Wyzwoleńców oboje trafili pod spadający strop jaskini. Tamta dziewczyna wypchnęła Tobiramę. Umarła mu na rękach. Krwotok wewnętrzny... przez tydzień Tobi nie widział nic, aktywujący się Mangekyou ranił mu oczy. Przez rok nie uśmiechnął się. Przez dwa nie spojrzał na żadną dziewczynę. Do teraz nosi w sercu żal.
-A Wieczny Mangekyou? - dopytywał się Itachi.
-Przez połączenie dwóch Kekkei Genkai, Sharingana i Byakugana - odpowiedziała. - Poza tym sam Tobirama jest wieczny.
Itachi spojrzał w strop jaskini. Milczał długo, trawiąc słowa dziewczyny.
-O czym myślisz? - zapytała go.
-Czy to ważne? - odpowiedział pytaniem na pytanie.
-Nie - przyznała. - Ale chciałabym wiedzieć.
-Dawniej, w Konoha... - zaczął. - ...jeszcze przed... obiecałem mu. Obiecałem, że nauczę go Ognistego Smoka.
Kat przytuliła się do Itachi'ego, co chłopak przyjął z wdzięcznością.
-Nauczysz go jeszcze, Itachi - zapewniła go. - Jeszcze nauczysz tego Sasuke.
Pokręcił głową i chciał już coś odpowiedzieć, ale w ich umyśle rozległo się znikome wołanie.
-Pein? - zdziwiła się Kat. - Coś się stało...
Dwójka usiadła po turecku i złożyła odpowiednią pieczęć. Po chwili ich umysły przeniosły się w całkowicie miejsce...
-I jesteśmy w komplecie - zauważył Pein.
Wszyscy członkowie Akatsuki stali w przestronnej sali, gdzie na jej środku stał postument z płonącą pochodnią w środku. Kat, Itachi, Tobi i Deidara byli jedynymi, którzy pojawili się w mentalnych formach.
-Coś się stało, kochanie? - zapytała Kat. - Właśnie rozbierałam Itachi'ego...
Pein posłał dziewczynie przeciągłe spojrzenie, a Hidan zagwizdał z podziwem. Itachi przymknął oczy ze stoickim spokojem, ale bądź co bądź, był jedyną osobą na sali, która płaszcza na sobie nie miała, a mieć go powinna.
-Nieznośna gówniara - skwitował Pein. - To poważna sprawa!
-Przepraszam, Liderze - szepnęła Kat.
Rudy westchnął.
-Dostaliśmy wiadomość o śmierci pewnej osoby - zauważył Pein.
-A konkretnie? - zapytał Kisame.
-Orochimaru nie żyje - odpowiedział Pein.
Wszyscy zwrócili wzrok na Lidera, ale jego postawa wcale nie wskazywała, że żartuje.
-Po dziesięciu latach, odkąd ta gadzina nas opuściła, ktoś nas wyręczył i go od tak zabił? - zapytał Kisame. - Któż to niby taki?
-Sasuke Uchiha - odpowiedział Pein.
Kat drgnęła nieco, czując, że i Itachi poruszył się niespokojnie.
-Co ma zamiar zrobić? - zapytała.
-Aktualnie kompletuje drużynę złożoną z shinobi, zdolnych narobić bałaganu - odpowiedział spokojnie Zetsu.
-Znaczy? - drążył Hidan.
-Jest wśród nich niejaki Hoozuki z Kiri - odparł Pein.
-Suigetsu? - szepnął Kisame. - Wieki całe go nie widziałem.
-A to co za jeden? - zapytał Deidara.
-Kilka lat temu był miłym chłoptasiem... - zaczął Kisame. - ...który miał w zwyczaju rozrywać wrogów na strzępy, czym zyskał sobie miano drugiego Diabła Zabuzy.
Kat uniosła nieco brwi i pociągnęła nosem, zaciskając nieco palce.
-Reszta drużyny? - zapytała.
-Niejaki Juugo - odpowiedział Pein. - I Karin. Ten pierwszy to prototyp przeklętej pieczęci wężowatego, a ta druga to jakaś strażniczka.
-W istocie, wydają się być niezwykle interesującą grupą - zauważył Deidara.
Szarooka wskazała na blondyna i pokręciła w powietrzu dłonią.
-Nawet o tym nie myśl, Dei - przestrzegła.
-Phi!... - prychnął.
-Deidara! - warknęła.
Blondyn odwrócił głowę, ale nie odezwał się ani słowem.
-Spokój już - włączył się Pein. Po chwili spojrzał na Itachi'ego. -Pieczętowanie sakryfikanta zaczniemy jeszcze dziś. Zrozumiane?
-Hai! - zakrzyknęli chórkiem.
-Rozejść się! - polecił Pein.
Mentalne formy zniknęły, a pozostali członkowie wyszli z sali. W pomieszczeniu został zaledwie Tobi, Kat i Pein.
-Nie dasz rady nam pomóc - zauważył Pein.
-Nagato, daj spokój - szepnęła. - Prześlę chłopakom tylko chakrę.
-Niech będzie - zgodził się. - A ty, Tobi, pilnuj Deidarę. Pewnie mu się marzy mały pojedynek.
Maskmen skinął głową.
-Musimy szybko się uwinąć - zauważyła Kat. - Sasuke będzie szukał Itachi'ego. Trzeba go przystopować. I jak najszybciej zebrać sakryfikantów.
-Jeszcze tylko dwoje, Kat - zauważył Pein.
-Wiem - potwierdziła Szarooka. - Ale tych dwoje to najgorsze sztuki.
-Będą nasze, Nee-chan - powiedział pewnie Tobi.
-Będą - potwierdziła.
Ten, którego ogarnęła zemsta.
Pieczętowanie odbyło się sprawnie tak, że po równych trzech dniach wszyscy zmęczeni wrócili do codzienności. Kat wróciła do rzeczywistości akurat w momencie, gdy Itachi przeciągał się po wielogodzinnym siedzeniu w jednej pozycji. Sama także rozprostowała kości i ściągnęła opaskę z oczu. Obraz był mocno rozmazany, ale przynajmniej widziała.
-Łzawią - zauważył spokojnie Itachi, kucając przed dziewczyną i ocierając jej łzy z policzków. - I zapewne pieką.
Pokręciła głową, chodź od kilku dni czuła pieczenie oczu.
-Nie potrafisz kłamać - zauważył z uśmiechem Itachi. - A przynajmniej nie nam.
Westchnęła ciężko. Kruczowłosy przemył jej dokładnie oczy i zawiązał opaskę na czole. Po kilku minutach wyszli z jaskini. Kat co kilka metrów potykała się o jakiś kamień lub wystający korzeń co i tak nie przeszkadzało jej iść naprzód. W końcu Itachi zatrzymał się i złapał dziewczynę za rękę.
-Co jest? - zapytała Kat.
-Curromada - zauważył Itachi.
Dziewczyna drgnęła i zagwizdała cicho. Po chwili przed nią pojawił się mały lis. Zwierzątko oddało list Itachi'emu i pognało w las.
-Itachi... - szepnęła Kat, gdy milczenie Uchihy przeciągało się.
-Sasuke jest godzinę drogi od nas. Deidara dwie w linii prostej - zauważył Itachi. - Zgadnij, co chce zrobić nasza blondynka.
-C'jit! - syknęła Kat.
-Co teraz? - zapytał autentycznie podenerwowany chłopak.
Dziewczyna nie odpowiedziała od razu, ale przywołała do siebie dwa wilki. Wskoczyła na grzbiet jednego, a starszy Uchiha na drugiego.
-Wybacz mi, Itachi - zwróciła się do kruczowłosego. - Ale nie mam wyboru. Sasuke musi przestać nas ścigać. Przynajmniej do czasu.
Ruszyli naprzód, a Itachi czuł, że dziwne uczucie nieznośnie ściska mu serce...
-Wyjdź... - syknął Sasuke, nawet się nie odwracając.
Chłopak posłusznie wyszedł zza drzewa i stanął kilka metrów za Uchihą. Sasuke odwrócił się i zmrużył nieco oczy.
-Więc to ty jesteś Sasuke! - zaśmiał się Tobi. - Nie sposób się pomylić. Jak nic, kubek w kubek jak Itachi!
Sasuke spojrzał zmrużonymi oczyma na Tobi'ego, a ten natychmiast skoczył w tył i schował się za drzewo.
-Jej, straszny wzrok - skwitował.
Nagle młody Uchiha zadarł głowę i w ostatniej chwili zdążył przywołać do siebie jednego węża, który skutecznie ochronił go przed atakiem wybuchowej gliny Deidary. Blondyn zeskoczył na ziemię i stanął obok Tobi'ego.
-Po tym wszystkim trzeba będzie przeprosić Itachi'ego - jęknął Tobi. - I Nee-chan też. Zwłaszcza Nee-chan. Deidara sempai... a może by tak...
-Patrz, Tobi! - zaśmiał się blondyn. - Wielki Uchiha! Z tym swoim zakichanym sharinganem!
-Ale Deidara sempai... - zaczął Tobi.
-Wystarczy już, Tobi - przerwał mu Deidara. - Nie widzisz... chłopakowi z wężowatym się pofarciło i już. To jeszcze szczeniak.
Deidara drgnął, gdy tuż przed nim pojawił się Sasuke. Chłopak ciął kataną tak, że blondyn i Tobi ledwo co odskoczyli.
-Szybki... - szepnął Deidara.
-Troszkę, sempai - przyznał Tobi.
Deidara zaśmiał się i wyrzucił całe naręcze małych bomb. Sasuke jednak zebrał w ręce chakrę i wyrzucił uformowane z niej igły w stronę ładunków. Przyszpilone bomby zaczęły nieznośnie wierzgać. Tobi uniósł nieco głowę, gdy za jego plecami znikąd pojawił się Sasuke. Chłopak odwrócił się błyskawicznie i zablokował cios katany, za to jednak otrzymał mocny kopniak w brzuch, przez co razem z Deidarą spadł z gałęzi drzewa.
-Wybuch... - zauważył Itachi, gdy do ich uszu doszedł potężny huk.
-Deidara... - szepnęła Kat. - Cholera, już zaczęli.
Popędziła wilki, aby szybciej znaleźć się u celu. Zwierzęta posłusznie zwiększyły tempo, mimo że były już niemal wyczerpane. Kolejna seria wybuchów wstrząsnęła otoczeniem. Cisza, która później nastąpiła, paradoksalnie przeraziła Szarooką jeszcze bardziej.
-Nee-chan! - usłyszała w końcu.
-Tobi! - odkrzyknęła.
Wilki automatycznie skierowały się w stronę głosu maskmena. Kat i Itachi zeskoczyli z wilków.
-Nie jest dobrze, Nee-chan - jęknął Tobi.
-Ukatrupię cię czymś specjalnym! - zawołał Deidara.
-Deidara! - zawołała Kat. - Deidara!
-Zjeżdżajcie stąd! - warknął blondyn.
Szarooka zerwała opaskę z oczu i otarła cieknące jej po policzkach łzy.
-Kat, nie wariuj! - zatrzymał ją Itachi.
Odepchnęła jego dłoń i skoczyła w przód. Przymknęła oczy, a gdy je otworzyła z powrotem, lśnił w nich czysty szkarłat sharingana. Teraz dziewczyna widziała wszystko. Zlokalizowała Sasuke, który stał kilkanaście metrów przed nią i wpatrywał się zimnym wzrokiem w Itachi'ego. Deidara znajdował się pomiędzy Szarooką, a młodym Uchihą. Dziewczyna szybko doskoczyła do blondyna i wytrąciła mu z ręki glinę.
-Zwariowałeś?! - krzyknęła. - Czemu mi to robisz?! Deidara!
-On... - zaczął.
Dziewczyna wtuliła się w blondyna, uderzając go pięścią w tors. Skrzywił się nieco, ale przytrzymał ją mocno przy sobie.
-Przecież on... - spróbował ponownie.
-On jest nic nie wart! - zawołała. - Nic! Czemu mi to robisz?! Czemu chcesz, żebym cię straciła?! Deidara! Czemu mi to robisz?!
Zamknął usta i przymknął nieco oczy, opierając policzek o jej czoło.
-Przepraszam - wyszeptał. - Kat-chan, przepraszam.
-Ja nie mogę cię stracić - przyznała cicho. - Ja nie mogę stracić żadnego z was. Deidara, ja już nie wytrzymam kolejnej straty. Po prostu tego nie wytrzymam.
-Wybacz... - wyszeptał.
Otarł lecące z jej oczu łzy i uśmiechnął się słabo do niej.
-Nee-chan! - zawołał nagle Tobi.
-Deidara! - dołączył się Itachi.
Blondyn uniósł głowę i zauważył Sasuke, który właśnie gotował się do ciosu kataną. Oczy Deidary rozszerzyły się z przerażenie. Kat odwróciła się i zamarła, osłoniwszy sobą Deidarę. Sasuke zaatakował, gdy nagle ktoś zablokował jego cios tak, że ostrza zatrzymały się o cal od twarzy Szarookiej. Młody Uchiha odskoczył, mierząc wzrokiem przybysza. Mężczyzna był wysoki, miał na sobie czarny płaszcz z szerokim kapturem i ciemny strój. Swoją katanę trzymał lekko, acz pewnie tak, że było poznać, że jest to zabójcza broń w jego pewnych rękach. Szarooka nie widzieć czemu drgnęła nagle. Obcy zaatakował Sasuke, a chłopak odskoczył zgrabnie.
-Tobi! - zawołała Szarooka.
Chłopak pojawił się zaraz obok niej razem z Itachi'm.
-Nee-chan? - zapytał.
-To jest... - zaczęła Kat.
Nagle krzyknęła, gdy ostry ból w jej oczach przeszył ją na wskroś. Upadła na kolana, przyciskając dłonie do oczu. Spomiędzy palców popłynęła jasna krew.
-Cholera! - warknął Itachi. - Za wcześnie uaktywniła sharingan.
-Itachi... - jęknął Deidara, przytrzymując dziewczynę.
-Nie mogę nic! - syknął Uchiha. - Kat, puść!
Dziewczyna z dużym oporem odsunęła ręce z twarzy. Powietrze chwytała haustami, jęcząc z bólu. Oczy miała zaciśnięte, a spomiędzy powiek ciekła krew, nieco już rozmazana na policzkach.
-Kat, słuchaj mnie... - szeptał Itachi. - ...otwórz oczy. Wiem, że to trudne, ale zrób to, proszę.
Dziewczyna z trudem otworzyła oczy. Itachi nieomal jęknął, widząc szkarłat, który jednak wcale nie był formą sharingana. Oczy dziewczyny po prostu zalane były jej własną krwią.
-Tobi, pilnuj tamtych dwoje - rozkazał Itachi.
Sam ściągnął z siebie płaszcz i rozsypał na nim zawartość saszetek, które trzymał przy pasku. Odchylił głowę Kat i wylał jej prosto w oczy wodę, która skutecznie obmyła krew.
-Itachi!... - jęknęła, zaciskając pięści. - Boli!...
-Wiem, wytrzymaj - szepnął błagalnie. - Proszę, wytrzymaj.
Dziewczyna jęknęła z bólu, ale nie zaprotestowała. Jej ramiona drżały nieco, mimo że Deidara trzymał ją mocno.
-Itachi! - zawołał nagle Tobi.
Kruczowłosy odwrócił się akurat w momencie, gdy obcy odtrącił na bok Tobi'ego. Deidara natychmiast zerwał się i stanął przed Itachi'm i Kat.
-Zabieraj ją stąd! - warknął.
Skoczył na obcego, jednak ten sparował cios i uderzył chłopaka pięścią tak, że blondyn aż skulił się z bólu. Itachi zmrużył oczy, a źrenice zalśniły mu sharinganem.
-Itachi, opanuj się - syknął mężczyzna.
Uchiha drgnął nieco, zaskoczony dźwiękiem głosu, który właśnie usłyszał.
-Ty... - szepnął.
-Milcz! - skarcił go.
Ukląkł przed Szarooką, która oddychała głośno. Ujął jej twarz w dłonie i westchnął ciężko. Ułożył swoje palce na jej oczach i przesłał przez opuszki potężną dawkę chakry. Szarooka krzyknęła, próbując odtrącić ręce obcego.
-Przytrzymaj ją - jęknął mężczyzna.
Itachi posłusznie objął dziewczynę rękoma. Jej krzyk rozniósł się po okolicy. Mężczyzna zacisnął zęby i po chwili odsunął ręce od twarzy Szarookiej. Zawiązał jej oczy fragmentem materiału i podniósł się z ziemi.
-Mnie tu nie było - zwrócił się do Uchihy. - Itachi, ani słowa Kat. I... zajmij się nią.
-Dobrze - szepnął Itachi, tuląc do siebie Szarooką. - Dziękuję...
Mężczyzna spojrzał na niego czarnymi oczyma.
-Nawet nie wiesz, jak ci zazdroszczę, Itachi - wyszeptał. - Ty masz wszystko. Ja nic.
Mężczyzna skoczył w górę i szybko opuścił polanę. Deidara z trudem podniósł się z ziemi i doszedł do Itachi'ego i Kat. Tobi zjawił się przy nich po chwili.
-Co z nią? - wyszeptał słabo Deidara.
-Trzyma się - przyznał Itachi.
-Kto to był? - Tobi lustrował otoczenie wokół.
-Czy to ważne? - rzucił Uchiha. - Trzeba zająć się Kat. Kat-chan... spokojnie, już po wszystkim. Słyszysz mnie?
Skinęła głową, oddychając ciężko. Jej ręce drżały, a ona sama trzęsła się jakby stała w samym podkoszulku na dwudziestostopniowym mrozie. Itachi przytulił ją do siebie i okrywszy płaszczem, wziął na ręce. Wtuliła się w jego tors, pociągając nosem.
-A Sasuke? - zapytał Itachi.
-Nieprzytomny - odpowiedział Tobi, wskazując na nieruchomą postać z drugiej strony polany. - Nic mu nie jest, Itachi.
Uchiha skinął głową i skierował się w stronę, gdzie zostawili wilki. Tobi wskoczył na jedno ze zwierząt, a Itachi podał mu owiniętą szczelnie w płaszcz Szarooką. Sam wskoczył na drugiego wilka wraz z Deidarą i powoli ruszyli w stronę siedziby.
Zawadzający ładunek.
Czarne jak mrok oczy wpatrywały się w nieruchomą postać, leżącą pod rozłożystym drzewem. Mężczyzna ubrany w ciemny płaszcz oddychał głęboko, niemal czując w powietrzu orzeźwiającą woń kobiecego ciała, która wedle wszystkiego powinna już dawno zniknąć z tego miejsca. Kruczowłosy przymknął oczy i jęknął, wiedząc, że to, co tak bardzo kocha, znów było nazbyt blisko, by zapomnieć i nazbyt daleko, by móc coś z tym zrobić.
Z dziwnego rozmarzenia i otępienia wyrwał go dopiero szelest ubrania. Mężczyzna otworzył oczy i niemal natychmiast dziwny wyraz zniknął, zastąpiony chłodnym profesjonalizmem.
-Czas w końcu wstawać, młody... - mruknął, podchodząc do budzącego się Sasuke.
Młody Uchiha otworzył oczy i spojrzał na nieznajomego. Odskoczył w ostatniej chwili, a w miejsce gdzie leżał, wbiła się katana mężczyzny.
-Czego chcesz? - warknął chłopak.
-Oj, oj... - zaśmiał się obcy. - ...tak nieładnie od razu zwracać się do nieznajomych... błąd, Sasuke.
-Skąd mnie znasz? - zapytał Sasuke.
-Sasu... ja ciebie znam, bo ja i ty jesteśmy z jednego klanu - przyznał mężczyzna. - Ja i ty to Uchiha.
Chłopak zamrugał nieco oczyma.
-Nie możesz być Uchiha - zauważył. - Wszyscy Uchiha nie żyją.
-Sasu, nie przesadzaj - mężczyzna rozłożył ręce. - Przecież żyjesz ty, ja i twój braciszek. Trzech Uchiha tego świata.
Sasuke nagle zaatakował mężczyznę, ale ten sparował cios od razu i szarpnąwszy ręką Sasuke, uderzył nim o drzewo.
-A ciebie co napadło, Sasu? - zapytał spokojnie.
-Ty... - zawarczał, wstając. - ...ty byłeś z Itachi'm! Zabiłeś mój klan!
Mężczyzna zamrugał nieco oczyma.
-Mylisz się... - zauważył.
-Itachi mówił o tobie... - wysyczał Sasuke. - ...ty jesteś Uchiha Madara.
Nieznajomy zwiesił tylko głowę, a po chwili skinął nią z uśmiechem.
-Brawo, Sasuke - rzucił. - I co teraz z tym zrobisz?
-Zabiję cię - przyznał Sasuke.
-Oj, nie sądzę - zauważył Madara. - Coś, co trzymało mnie przy życiu jest zbyt silne, żebyś mnie od tak mógł zabić, Sasuke.
Jego słowa jednak widocznie nie przekonały młodego Uchihy, gdyż ten zaatakował Madarę, tnąc powietrze kataną. Uchiha sparował cios własnym mieczem i posłał Sasuke mocnym ciosem na drzewo. Młody Uchiha wstał szybko i złożył ręce, a w jego dłoni pojawiły się Siewki, które chłopak rozesłał przez ziemię w kierunku Madary. Kruczowłosy skoczył w górę, omijając technikę pioruna i zablokował cios Sasuke, łapiąc go za pięść otwartą dłonią.
-Nie mam nic do ciebie, Sasuke, ale będziesz jej kiedyś potrzebny, a z tym ładunkiem to nie za bardzo będziesz mógł się jej przydać - zauważył Madara.
-Ładunkiem? - zapytał Sasuke.
Madara uśmiechnął się tylko lekko i mocno uderzył Sasuke w policzek, nadal trzymając go za rękę. Młody Uchiha zachwiał się, ale Madara trzymał go zbyt mocno, by dał radę odskoczyć.
-Tysiącem Siewek Zalanie! - zawołał Sasuke.
Madara puścił rękę chłopaka, odsuwając się od niego na bok. Sasuke posłał ku Madarze masę shuriken, które jednak bez problemu zostały ominięte przez mężczyznę.
-Technika Ogromu Kuli Ognia! - zawołali nagle obaj.
Potężne płomienie uderzyły o siebie. Po chwili ogień Sasuke widocznie zaczął górować nad płomieniami Madary. Nim jednak zostały one stłumione całkowicie, Madara rozszerzył nieco oczy, w których zawirował specyficzny sharingan.
-Bogini Dnia! - zawołał.
Czarne płomienie ogarnęły ogień Sasuke. Młody Uchiha odskoczył przerażony, a z ciemnych jęzorów wyszedł Madara. W jego dłoni gorzał ciemny ogień, a mimo, że technika Bogini Dnia ogarniała go ze wszystkich stron, sam Uchiha pozostawał nietknięty.
Uchiha upadł na kolana, a z jego ramienia wystrzeliły języki, które ogarnęły skórę. Pieczęć Orochmiaru uaktywniła się na drugim poziomie, a Sasuke rozłożył swoje błoniaste skrzydła.
-Ależ ci wężowaty przywalił z tą formą - zauważył Madara.
Uniósł rękę, a czarny płomień Bogini Dnia uderzył w skrzydła Sasuke. Chłopak zwinął się z bólu i upadł na ziemię, a jego ciało zaczęły trawić płomienie.
-No tak... wchłonąłeś Orośka - mruknął Madara. - Tego się można było spodziewać. Kupa chakry poszła na tą podmianę, huh?
Madara odskoczył, gdy z ziemi wyłonił się Sasuke. Młody Uchiha dyszał ciężko, ale był cały i nietknięty.
-Nie masz już chakry, Sasuke - zauważył Madara, przechylając nieco głowę na bok. - Jesteś na wyczerpaniu. Więc co mi jeszcze pokażesz?
Nagle młody Uchiha upadł, łapiąc się za ramię. Jego ciało trzęsło się jak w febrze, a sam chłopak jęczał z bólu. Madara skinął tylko głową i stanął tuż przed Sasuke. Złapał go za przód bluzy i podniósł do góry.
-Posłuchaj gadziny, Sasu - stwierdził. - Uwolnij Orochmiaru...
Chłopak jęknął i z jego ramienia wypełzł duży wąż. Biały gad otworzył pysk, gdzie zaczęła się powoli pojawiać ludzka postać.
-I wypełzło, co wypełznąć miało... - stwierdził Madara, chwytając za swoją katanę. - ...obrzydliwie obślizgły i jak zwykle gadzinie z pyska wyłazi.
Madara uniósł rękę w której pojawił się płomień Bogini Dnia. Czarny ogień uderzył w Orochmiaru, który z krzykiem zwinął się w wężowym pysku.
-Pa, gadzino - rzucił Madara.
Starszy Uchiha otrzepał ręce i schował katanę za plecy. Podszedł do Sasuke i postawiwszy go do pionu, popukał po czole.
-Tylko uważaj na siebie, młody - rzucił rozbawiony.
Puścił Sasuke, a ten z jękiem osunął się na ziemię. Madara otrzepał płaszcz i zniknął z polany, zostawiając na nim płonące resztki węża.
Lekcja dana przez życie.
-Potłuc i poćwiartować! - warknął Pein. - Pozabijać! Ile razy można tłuc do tych pustych łbów?! NIE NARAŻAJCE SIĘ!!!
Zadrżeli pod naporem krzyku i wzroku Lidera, zwłaszcza, że w jego źrenicach na moment zalśnił Rinnengan. Deidara spuścił głowę, zamykając oczy. Tobi i Itachi wpatrywali się tępo w stół. Pein natomiast ciągnął swoje.
-Wiecie, co dla niej znaczycie! Po kiego się narażacie?! - krzyczał. - Ona pójdzie za wami w ogień! Da się za was poćwiartować! A wy się jeszcze pchacie w najgorsze bagna! IDIOCI! KRETYNI!!!
Rudy opadł na krzesło i westchnął ciężko, pocierając skronie.
-Nikt nie opuszcza siedziby do odwołania - powiadomił. - I niech przynajmniej jeden będzie przy niej cały czas. Hidan, ty pierwszy. A teraz won.
Wszyscy natychmiast ulotnili się z kuchni, zostawiając Lidera samego. Hidan wszedł do pokoju Szarookiej i cicho zamknął za sobą drzwi.
-Hidan? - szepnęła, unosząc się nieco na łokciach.
-Nie śpisz? - zapytał ją czule, podchodząc do łóżka. - Musisz wypocząć.
-Pein się na was wydarł, prawda? - zapytała, ignorując jego polecenie. - Nie powinien. To moja wina...
-Przestań - skarcił ją. - Nie mów tak.
Zamilkła posłusznie, odwracając nieco głowę.
-Kat-chan... - szepnął Hidan. - Kat-chan...
-Hm?... - zamruczała.
-Czemu to robisz? - zapytał ją.
-Co? - rzuciła zdziwiona.
Hidan westchnął i usiadł na łóżku obok dziewczyny. Szarooka oparła się o jego ramię, oczekując wyjaśnienia.
-Czemu się... czemu tak się dla nas poświęcasz? - wydusił z siebie.
-Bo nie mam nikogo innego - przyznała. - I nie mogę stracić żadnego z was, bo tego już nie przeżyję, Hidan. Nie dam rady.
Dziewczyna wtuliła się w Jashinistę, a chłopak objął ją ramieniem.
-Nie rozumie tego - przyznał.
-Ja też nie - stwierdziła. - Ja chyba już tak po prostu mam, Hidan.
Chłopak westchnął ciężko, przymykając oczy.
-Kat-chan... - zaczął po chwili.
-Hm?... - zamruczała.
-Czemu jeszcze nie śpisz? - zapytał z uśmiechem.
-Bo ty masz głupie pytania, na które wypada odpowiedzieć - przyznała.
-Już siedzę cicho - stwierdził.
Dziewczyna zaśmiała się i ułożyła głowę na piersi chłopaka. Po chwili Hidan poczuł, że Szarooka zasnęła. Odgarnął jej włosy z twarzy i starł z policzka pojedynczą łzę. Ciepły oddech dziewczyny omiatał jego skórę, a on sam nieświadomie bawił się jej włosami. Fioletowe oczy utkwione były w suficie, ale myślami daleko był od bieli nad sobą.
Nie rozumiał... nie potrafił pojąć, dlaczego Kat zachowywała się tak, a nie inaczej. Czemu chroniła ich wszystkich, jakby od tego zależało nie ich, ale jej życie? Czemu nie troszczyła się o siebie, tylko zawsze dbała o nich? Czemu w walce zawsze jej myśli krążyły wokół tego, jak ochronić resztę, a nie siebie? Czemu była taka, a nie inna? Czemu dawała im wszystkim poczucie wartości, pewne przeświadczenie, że są komuś potrzebni, że ktoś na nich będzie czekał, że są komuś drodzy? Czemu dała im to, o czym już niemal zapomnieli? Czemu... zmieniła ich wszystkich? Dlaczego nagle, od tak, stali się niemal jak rodzina? Kiedyś nawet nie kiwnęliby palcem dla drugiego członka Akatsuki. A teraz? Jeden gotów był oddać życie za drugiego.
Hidan nie wiedział, co stałoby się z nimi, gdyby nagle zabrakło Kat. Co zrobiliby? Żyliby dalej razem? A być może wróciliby do dawnych czasów, gdzie każdy żył, by żyć, zabijał, bo był do tego stworzony, a cały świat miał gdzieś? Jashinista przypomniał sobie swoje życie sprzed niespełna czterech lat... i wzdrygnął się na samą myśl o nim. Nie... wiedział, że na pewno nie chciałby wracać do tamtego, mrocznego świata, gdzie ból mieszał się z żalem, cierpieniem i pustką.
Chłopak nawet nie zauważył, że na długich rozmyślaniach minęło mu kilka godzin. Szarooka zaczęła niespokojnie się ruszać, co oznaczało, że zaraz się obudzi. Hidan uśmiechnął się nikle i uniósł nieco. Dziewczyna przeciągnęła się i sięgnęła ręką do opaski.
-Nie ruszaj - skarcił ją Jashinista.
Prychnęła niechętnie, ale posłusznie zostawiła opaskę w spokoju.
-Głodna? - zapytał ją.
-Trochę - przyznała. - Idziemy do kuchni?
-Nie - zaprzeczył. - Ty tu zostajesz, ja idę. Zaraz ci coś przyniosę.
-Nie jestem upośledzona - zauważyła z wyrzutem.
-Ale ślepa - odgryzł się z uśmiechem. - Kat-chan... poczekaj tutaj, proszę. Dobrze?
Skinęła tylko niechętnie głową, a Hidan wyszedł z pokoju. Na korytarzu spotkał się z Sasori'm, który z braku lepszego zajęcia dla siebie zgodził się pójść popilnować dziewczyny. Lalkarz wszedł do jej pokoju.
-Sasori! - ucieszyła się.
-Jak ty nas poznajesz? - zapytał autentycznie zainteresowany.
-Po krokach - odpowiedziała. - Każdy ma swój specyficzny chód. Ty stawiasz szybkie, niecierpliwe kroki. Zresztą Deidara też tu idzie. On z kolei ma dość lekki chód.
I faktycznie po kilku sekundach do pokoju wszedł blondyn.
-Dei! - zawołała dziewczyna.
-Cześć, Kat, un - przywitał się z nią.
Blondyn usiadł obok dziewczyny na łóżku, a Sasori przysiadł na krześle obok.
-Deidara, nie machaj mi rękami przed twarzą - skarciła go, łapiąc za dłoń. - Nie, nie widzę tego. Tak, czuję to.
Blondyn uśmiechnął się złośliwie.
-Bleee... - jęknęła Kat. - Twoje ręce mnie ośliniły.
-Bo cię szanują, un - zaśmiał się blondyn.
-Dannę też szanują, a nie widziałam go obślinionego - zauważyła z wyrzutem Szarooka.
Sasori przewrócił oczyma, ale uśmiechnął się jednocześnie pod nosem.
-Bo jego szanują inaczej, un - zauważył doniośle artysta. - Tak... z dystansem.
-Z dystansem ślinią się na Sasori'ego? - zapytała Kat.
-Co? Nie! - zaprzeczył blondyn. - Moje ręce są normalne i wolą dziewczynki.
-Dlatego wyglądasz tak, jak wyglądasz? - drążyła.
Deidara zmrużył oczy i mruknął coś niechętnie pod nosem. Sasori natomiast parsknął śmiechem i rzucił coś w stylu: „Blondyneczka...”, na co Deidara parsknął z wyrzutem. Do pokoju wszedł Hidan i uniósł nieco brwi, widząc rozbawionego Sasori'ego i Deidarę, który patrzył na swojego Dannę z niechęcią.
-Mój... eee ...posiłek, którego nazwy nie dane jest mi określić - zawołała radośnie Kat.
-To kolacja, Kat-chan - odpowiedział Hidan.
-Już wieczór? - zdziwiła się.
-Hai - potwierdził Jashinista.
Dziewczyna westchnęła. Wzrok straciła w południe, wieczorem tego samego dnia byli już w siedzibie. Więc minęła noc i pół dnia, jak była nieprzytomna, a kolejne pół, gdy spała. Hidan usiadł obok Szarookiej na łóżku i położył jej tacę na kolanach. Kat wciągnęła nosem powietrze i poczuła zapach zapiekanki, która niejako była specjalnością Hidana.
-Jesteś kochany, Hidan - stwierdziła.
Zabrała się do jedzenia, uważając, by nic z jedzenia nie stracić. Bez zmysłu wzroku mimo wszystko było ciężko jej jeść, choć zapewne gdyby przyszło do jakiejś walki, poradziłaby sobie bezbłędnie.
-A gdzie reszta? - zapytała po chwili, przełknąwszy kilka kęsów.
-Wszyscy są w siedzibie - odpowiedział Sasori. - Pein dał nam zakaz wychodzenia. Ale treningów nie dał, więc nudzimy się jak głupki. Kisame i Kakuzu zapewne siedzą u siebie. Tobi cały czas jest u Pein'a. Itachi w bibliotece, Zetsu w zielarni, a Konan jako jedyna gdzieś na misji, jak zwykle zresztą.
-Kaziutek tu idzie - zauważyła po chwili Kat.
-Skąd... - zaczął Deidara.
Jego pytanie zostało przerwane przez kogoś, kto właśnie wchodził do pokoju.
-Ale zbieranina - stwierdził Kakuzu.
-Będzie jeszcze gorzej - zauważył Itachi, stając za zielonookim. - Nie ma wszystkich.
Obaj weszli do środka. Kakuzu usiadł na brzegu łóżka, a Itachi na biurku, opierając nogi o krzesło, na którym siedział Sasori.
-Czy mi się wydaje, czy wszyscy gapicie się na mnie? - zapytała Szarooka, przełykając resztki zapiekanki.
-Nie wydaje mi się, żeby tobie się wydawało - odpowiedział Kakuzu.
-To krępujące - przyznała szczerze.
-Przyzwyczajaj się - rzucił radośnie Deidara.
Szarooka westchnęła i skończyła jeść. Hidan od razu zebrał tacę i położył ją na biurku obok Itachi'ego.
-Co to jest Ostatni Bastion Wyzwolenia? - zapytał nagle Itachi, który dorwał się jakąś kartek z biurka dziewczyny.
-To nazwa jednej twierdzy - odpowiedziała. - Nie jest na tym świecie. Każdy może tam iść i poprosić niemal o wszystko, ale za cenę walki, szeregu prób, któremu zostanie się poddanym. Wielu mówiło, że warto.
-Dei, łap szkicownik! - zawołał Hidan, wyciągając coś z szafki Szarookiej.
Blondyn złapał zeszyt i zaczął od razu go przeglądać na spółkę z Kakuzu. Kat nawet nie zwróciła uwagi na to. Jakoś nie przeszkadzało jej to, że chłopaki aktualnie buszowali po jej pokoju.
-Co z tą twierdzą? - drążył Sasori.
-Jest jedna taka opowieść... - zaczęła Szarooka.
Wszyscy zwrócili na nią wzrok, zaciekawieni tym, co powie. Często zdarzało się, że gdy razem siedzieli w pokoju jednego z członków Akatsuki, Kat opowiadała im nieraz niewiarygodne historie, które jednak wszyscy słuchali z zapartym tchem.
-Podobno jedna dziewczyna spotkała chłopaka, w którym zakochała się i to z wzajemnością - ciągnęła Kat. - Ale mimo tego nie mogli być razem. On należał do jednego świata i nie mógł się wyzwolić, a jej samej zakazał dołączać do siebie. Dziewczyna poszła do Bastionu i zgodziła się na próbę. Przeszła sto dwadzieścia dwie walki z najróżniejszymi potworami i wojownikami światów, byleby tylko wyzwolić chłopaka. Aż okazało się, że ten chłopak był uwięziony, bo zakochał się w dziewczynie, w której nie mógł być zakochany. Ta pierwsza dziewczyna, ta, która podjęła się próby, zgodziła się na uwolnienie tej drugiej. W końcu nadeszła ostania, sto dwudziesta trzecia próba. Za przeciwnika dali jej klona idealnego, kopię jej samej. Sobowtór miał pewną własność... jeśli dziewczyna zraniła się, on także. W drugą stronę to nie działało. Dziewczyna sama wbiła sobie miecz w serce. Chłopak uwolnił się, ale nie zdołali uratować jej. Dziewczyna jednak powiedziała, że nie żałuje tego. Przez to chłopak nie musiał wybierać pomiędzy nią, a tą drugą. Oddała życie za cudzą miłość... i cudze szczęście. A mimo to jej duch do dziś uważany jest za jeden z najbardziej szczęśliwych bytów.
W pokoju zapadło milczenie. Nawet Deidara przestał werterować szkicownik, a Hidan spojrzał smutno na Szarooką.
-Ale to w końcu tylko historia - rozweseliła ich nieco radosnym głosem Kat. - Jedna z wielu. Zresztą co ja wam takie rzeczy opowiadam... lepiej opowiem wam, jak jeden śmiertelnik wykiwał boga. Zaczęło się to wszystko od...
Przypadek szczęścia.
-To było nieodpowiedzialne i głupie - zauważył Pein, krążąc po pokoju Szarookiej. - Czemu ty się tak narażasz?
-Nie wiem, mam to we krwi, nie pytaj o to, odpowiadałam na to już kilkanaście razy... - wyrzucała jednym tchem. - ...sama tego nie rozumiem, już tak mam, nie zmienię się.
Lider spojrzał na nią sceptycznie, zatrzymując się w miejscu.
-Kat, to już nie są żarty - zauważył spokojnie.
-Wiem, Nagato - przyznała. - Ale ja musiałam.
-Rinnengan coraz bardziej rani ci oczy - westchnął. - Jeszcze kilka dłuższych użyć a oślepniesz całkowicie.
Dziewczyna milczała, bawiąc się skrawkiem pościeli. Co chwili pociągała nosem lub ocierała spływające po jej policzkach łzy. Pein zerknął na nią i z niemałym niezadowoleniem stwierdził, że łzy, dotąd jasne, zabarwiły się na lekką czerwień. Podszedł do dziewczyny i usiadł obok niej. Ściągnął jej opaskę i przetarł oczy szmatką, zanurzoną w ciepłej wodzie. Szarooka nawet nie zaprotestowała, całkowicie poddając się ruchom rudego. W końcu Pein zawiązał jej z powrotem opaskę.
-Nie mamy na to sposobu? - zapytała z nadzieją Kat.
-Dotarłem do pewnych informacji - przyznał. - Ale są zawiłe i niejasne.
-Co mamy? - zaciekawiła się.
-Ponoć było kilka takich przypadków jak twoje. Ojciec ze wzrokowym Kekkei Genkai, matka nie posiadająca nawet chakry - wyjaśnił Pein. - Kilka razy udało się całkowicie uaktywnić Linię Krwi.
-Jak? - niecierpliwiła się.
Rudy pokręcił głową.
-Mówią o jakimś poświęceniu, kurtynie krwi i mieszaniu oczu - rzucił. - Niewiele z tego rozumiem.
-Przyniesiesz mi to? - zapytała.
-Nie przeczytasz - rzucił.
-Któryś z chłopaków mi pomoże - stwierdziła. - Najlepiej Sasori. On jest dobry w takich zagadkach. Chyba nawet nazbyt dobry...
Lider spojrzał na dziewczynę i drgnął nieco.
-Co masz na myśli? - zapytał.
-Sasori nieomal odgadł naszą małą tajemnicę - odpowiedziała dziewczyna z uśmiechem. - Czuje, że władzę trzymam ja z Tobi'm, ale chyba myśli, że Tobirama to mój syn. Śmieszne, nie? Ale tak ponoć napisali w oficjalnej wersji „Legendy o Córce Nocy”. I w tej oficjalnej skróconej w książeczkach dla dzieci też tak jest.
-Bardzo śmieszne - zauważył Lider.
-Ale ciebie to nie śmieszy - zauważyła Szarooka.
-Nie - rzucił.
Kat pociągnęła nosem i znów zaczęła bawić się pościelą.
-Nagato, daj już spokój - rzuciła. - Damy radę i...
-Nie! Mam już dość ciągłego uspokajania! - zawołał, wstając. - Cały czas się narażasz, niedługo wypali ci oczy, a ty jak gdyby nigdy nic żartujesz sobie! Kat! Czyś ty całkiem oszalała?! Nie można tak żyć! Nie na zabawie życie polega.
-Nie ucz mnie, na czym polega życie - szepnęła spokojnie. - Nagato, ja mam dość ciągłego strachu. Mam dość rozpamiętywania przeszłości. Dość tego martwienia się i dobijania. Będę jeszcze długo żyć, jeśli mi się poszczęści, i mam zamiar cieszyć się każdą chwilą. I chronić to, co jest mi drogie, Nagato. Nawet za cenę życia.
Pein westchnął i spojrzał na nią dziwnymi oczyma.
-Nie rozumiem tego - przyznał.
-Nie ty pierwszy i zapewne nie ostatni - szepnęła.
Milczeli długo, analizując słowa, które padły w czasie ich całej rozmowy.
-Przyślesz Sasori'ego z dokumentami? - zapytała.
-Zaraz do ciebie przyjdzie - rzucił rudy.
Już miał wychodzić, gdy nagle Kat zatrzymała go:
-Nagato... nie jestem pewna, czy czasem dziś nie powiem o wszystkim Sasori'emu.
-A chcesz mu powiedzieć? - zapytał.
-Bardzo - przyznała.
-Więc mów - rzucił z uśmiechem. - I tak w końcu się dowiedzą.
-Dzięki, Nagato - uśmiechnęła się.
Rudy wyszedł z pokoju, zamykając za sobą drzwi. Szarooka oparła się o ścianę za sobą i pochyliła nieco głowę, wsłuchując się w odgłosy kroków na korytarzu. Hidan... pewnie szedł do kuchni. Itachi i Kisame... musieli wracać z treningu. Deidara... pewnie już po patrolu okolicy. Musiał potknąć się o coś, bo jego krok był nierównomierny i czuć było w nim nieco złości. W końcu Szarooka zdołała usłyszeć niecierpliwe kroki Sasori'ego i uśmiechnęła się do siebie. Lalkarz wszedł do pokoju po chwili.
-Cześć, Katuś - przywitał się.
-Sasori, miło cię widzieć - rzuciła.
Lalkarz parsknął z rozbawieniem i położył na łóżku obok dziewczyny kilka teczek. Sam usiadł obok Szarookiej, opierając się plecami o ścianę.
-Mam ci przeczytać wszystko? - zapytał z udawaną niechęcią.
-Tak, Sasori - odpowiedziała. - Co do słowa.
-Eh.... dobra - mruknął. - Biorę pierwsze z brzegu, żeby nie było...
Gdzie słowa ludzkie, wymówione szczerze,
Ty, wędrowcze, powiedz: „Ja w nie wszak wierzę”,
Choć serce zgubione, osoba zmącona,
Dla sprawy wielkiej ócz zalśni ochrona,
By zyskać władzę nad darem w całości,
Zapłakać trzeba, oddając radości.
Kat westchnęła.
-Co to jest? - zapytał niechętnie Sasori.
-To ma mi pomóc - odpowiedziała. - Gdzieś tu jest coś, co pomoże mi aktywować Rinnengan. Musimy to znaleźć.
-Aktywować Rinnengan? - powtórzył. - Czyli już nie będziesz tak ślepnąć?
-Jeśli go aktywuję w pełni to nie - przyznała. - Ale błąd w próbie aktywacji mogę na zawsze przypłacić możliwością widzenia.
Sasori drgnął nieco.
-Czemu... czemu to takie ważne? - zapytał. - Przecież w walce i tak świetnie radzisz sobie bez Rinnengana.
-Rinnengan jest potrzebny nam do zapieczętowania demonów w nowych sakryfikantach - odpowiedziała Szarooka. - I do budowy wioski.
-Nie nadążam - stwierdził Sasori.
Kat westchnęła.
-Akatsuki powstało z myśli opanowania świata - zaczęła. - A do tego celu najlepsze są demony. Jednak demon bez nadzoru jest tylko nic nie wartą maszyną do zabijania. Potrzeba człowieka, który potrafiłby wykorzystać jego moc. Rinnengan pozwoli nam bezboleśnie spętać demony i zapieczętować ich siłę w ludziach. Ci z kolei będą mogli bez problemu korzystać z mocy ogoniastych.
-Ci ludzie... to my, prawda? - zapytała cicho Sasori.
Kat skinęła głową.
-Taki był zamiar - stwierdziła. - Ale jeśli któryś z was się nie zgodzi... nie przejdzie tego procesu. Znajdziemy innego sakryfikanta.
-Tak po prostu odpuścisz? - zdziwił się.
-Tak, owszem - potwierdziła. - Bycie sakryfikantem to duże brzemię.
-A Pein? - drążył Sasori.
Dziewczyna westchnęła i uśmiechnęła się pod nosem.
-Pein nic nie powie, jeśli Lider Akatsuki na to pozwoli - zauważyła.
Sasori zamrugał kilka razy oczyma.
-Pamiętasz, jak w czasie misji po Pierwszy Ogon siedzieliśmy przed jaskinią na pustyni? - zapytała go, a on po chwili skinął głową. - Obiecałam ci, że dowiesz się o wszystkim jako pierwszy. Pytanie, czy aby na pewno chcesz?
Lalkarz zerknął na trzymany w ręce dokument. Jego wzrok jednak nie był skupiony na żadnej konkretnej literze.
-Chcę - powiedział po chwili.
-Wszystko od początku? - zapytała.
-Tak będzie najlepiej - stwierdził.
Dziewczyna odetchnęła i zaczęła mówić, zdając sobie sprawę, że czeka ją długa, nawet bardzo długa opowieść.
-Czyli to nie twój syn? - zapytał.
-Nie - przyznała. - To syn Madary i jakiejś dziewczyny z klanu Hyuuga. Tyle wiem.
-Ale czemu się ukrywacie? - drążył. - Przecież spokojnie moglibyście być oficjalnymi Liderami...
-Przez dziesięć lat Pein tworzył podstawę tej organizacji - zaczęła Kat. - A my w tym czasie byliśmy daleko. Tak było rozsądniej. Poza tym... jakoś nigdy nie paliłam się do władzy. Tobirama zresztą też.
Sasori zrobił dziwną minę.
-Wiem, to dziwne - doskonale odczytała jego uczucia.
-Trochę - przyznał.
Milczał chwilę, Az w końcu zebrał się do zadania ostatniego pytania.
-Czemu... czemu akurat my? - zapytał.
-Przypadek - przyznała. - Byliście, a właściwie to i jesteście, najlepszymi shinobi tego świata. A Akatsuki potrzebuje najlepszych.
Zamilkł, trawiąc słowa dziewczyny. Szarooka wyczuła jego dziwny nastrój.
-Sasori... - zaczęła. - Co się stało? Powiedziałam coś nie tak?
-Nie - odpowiedział szybko. - To nie to. Katuś, ja po prostu... dowiedziałem się właśnie, że głupi traf sprawił, że jestem jednym z najszczęśliwszych ludzi na świecie.
W drodze po osiem ogonów.
Dwa następne tygodnie w siedzibie Akatsuki minęły wśród radosnych śmiechów i masy opowiadanych przez Szarooką historii. Dziewczyna widziała coraz lepiej, choć Pein upierał się, by wciąż siedziała w swoim pokoju. W końcu jednak pozwolił jej wyjść, co dziewczyna wykorzystała, urządzając piknik w jednej z sal treningowych, która nazywana była „łączką”. Dziewczyna siedziała w cieniu drzewa, słuchając czytanej przez Hidan książki. Sama opierała się plecami o pień dębu, a głowę oparła o ramię Itachi'ego, który także przysłuchiwał się słowom Jashinisty. Niedaleko słychać było Sasori'ego, który jak zwykle wykłócał się z Deidarą. Kakuzu siedział bliżej, ale on zajęty był przeliczaniem wydatków z ostatniego miesiąca. Kisame natomiast siedział na brzegu strumyka i obserwował z dziwnym uśmiechem ryby.
-Znudzony archanioł wstał z fotela i już miał postukać w tarczę zegarka, ale zastygł z półotwartymi ustami. Czy długo jeszcze będę robić za lektora, czy teraz zmieni mnie Itaś? - zapytał Hidan tym samym tonem, którym czytał książkę.
Kat uśmiechnęła się.
-Itachi... - zaczęła.
-Hm? - zamruczał, nawet nie otwierając oczu.
-Hidan się zbuntował - przyznała. - Przeczytasz?
Uchiha otworzył oczy i westchnął. Wziął książkę od Jashinisty i zaczął czytać ku uciesze Szarookiej. Hidan tymczasem ułożył się na trawie i spojrzał w białe chmury, który płynęły nadnaturalnie pod sufitem.
-Wylegiwać się zachciało?! - usłyszeli nagle znajomy krzyk. - Jeszcze czego?! To poważna organizacja przestępcza, a nie kurort wypoczynkowy!
-O tak! - zawołała nagle Kat. - Idziemy na misję! O tak!
-Ty na pewno! - warknął Pein.
-O tak! Ja na pewno idę na misję! - zaśmiała się. - W końcu! O tak! Yes, Yes, Yes!
Lider przejechał ręką po twarzy, mrucząc coś pod nosem. Itachi natomiast uciszył dziewczynę, kładąc jej rękę na ustach.
-Itachi, Sasori, Kakuzu... - wyznaczył Pein. - ...idziecie po ośmioogoniastego.
-Co? A ja? - Szarooka odsunęła od siebie rękę Itachi'ego.
-Siedzisz na tyłku tutaj - warknął Pein. - Jesteś na wpół ślepa. Nie ma mowy, żebyś szła.
Dziewczyna zrobiła niezadowoloną minę.
-Ale... - zaczęła.
-Nie i już! - zaprotestował Pein. - Kat, nie zachowuj się jak dziecko.
-Ale... - ciągnęła swoje.
Rudy westchnął ciężko.
-Będzie was aż za nadto - zauważył spokojnie.
-Ale... - powtórzyła.
-Jeśli Hidan jeszcze pójdzie z wami i nie będzie cię odstępował nawet na krok - zarządził Lider. - A spróbuj mi tylko walczyć z demonem! Ukatrupię!
Wyszedł z sali, a Kat aż krzyknęła z radości. Hidan przewrócił oczami.
-Za pół godziny ruszamy - zarządził Sasori.
Pierwszy wyszedł z sali, a reszta wyznaczonej drużyny za nim. Kat w podskokach pobiegła do swojego pokoju. Po chwili do pomieszczenia wpadł Tobi.
-Nee-chan, to niemądre - zauważył.
-Tobirama, nic mi nie będzie - westchnęła.
-Obiecaj, że nie będziesz walczyć - poprosił. - Nee-chan...
Nie odpowiedziała od razu, zarzucając na siebie płaszcz.
-Nee-chan... - powtórzył niecierpliwie.
-Obiecuję - wyszeptała.
-I że nie będziesz się narażać - ciągnął Tobi. - I nie uciekniesz chłopakom. I będziesz się ich słuchać. I będziesz zawsze przy Hidanie.
-To już przesada - zauważyła z goryczą.
-Nee-chan, obiecaj - poprosił.
Westchnęła ciężko i skinęła głową.
-Obiecuję, Tobi - szepnęła.
-Kocham cię, Nee-chan - wyszeptał, przytulając się do niej.
-Ja ciebie też, braciszku - odpowiedziała. - Nie martw się o mnie. Będę słuchać chłopków i nie ucieknę Hidanowi. Walczyć też nie będę. Obiecuję.
Odsunęła się od kruczowłosego i wrzuciła do kieszeni płaszcza jeszcze kilka rzeczy. Wyszła z pokoju i nieomal zderzyła się z Hidanem.
-Kat-chan, chyba nie powinnaś iść - zauważył z troską Jashinista.
-Specjalnie włazisz mi pod nogi - rzuciła z wyrzutem. - Idę i już.
Ruszyła korytarzem, ręką sunąc po ścianie. Tobi stanął obok Hidana.
-Zaklinam cię, strzeż ją jak siebie samego - kruczowłosy zwrócił się do Hidana.
-Siebie samego nie będę strzegł tak dobrze jak jej - obiecał.
-Powierzam ci jej życie, Hidan - zauważył Tobi. - Ufam ci. Obyś mnie nie zawiódł.
Jashinista skinął głową i szybko ruszył za dziewczyną. Dźwięk słów Tobi'ego wciąż tkwił w jego głowie, a chłopak czuł, że do końca misji nie zniknie on w najmniejszym stopniu. Hidan wyszedł z siedziby i zdołał zauważyć Kat, która siedziała na skale przed wejściem. Na zewnątrz jeszcze nikogo nie było. Jashinista usiadł obok Szarookiej i zerknął na jej zamyśloną twarz.
-Kat-chan, co ci? - zapytał.
-Nic, Hidan - rozpogodziła się od razu. - Tak się cieszę, że w końcu gdzieś wychodzimy.
-Zwłaszcza, że mam być przy tobie przez cały czas - zauważył radośnie Hidan. - Caaaały czas, Kat-chan.
Dziewczyna zrobiła nieco niezadowoloną minę.
-Znowu cię drażni? - zapytał Sasori, który akurat wychodził z siedziby, jak zwykle mając za pancerz Hiruko.
-On mnie zawsze drażni - odpowiedziała mu.
-To go zabij - rzucił Kakuzu, wychodzący za lalkarzem.
-Żeby się dało! - zaśmiał się Hidan.
-Żeby się chciało - poprawiła go Kat.
-Chcieć to móc - zauważył Itachi, który zakładał sakkat, wychodząc z organizacji. - Już wszyscy? To ruszamy.
Kat zeskoczyła z Hidanem ze skały. Sasori ruszył jako pierwszy, za nim, pomiędzy Hidanem, a Itachi'm, szła Kat. Pochód zamykał Kakuzu. Dziewczyna co kilka metrów potykała się na drodze o jakiś kamień, a Hidan, czasami Itachi, bezbłędnie łapali ją, pomagając utrzymać równowagę.
-Sierota... - skwitował po raz któryś Itachi, gdy Hidan przytrzymał Kat.
-Odczep się - rzuciła.
-Kat-chan, może jednak... -spróbował Hidan.
-Nie - zaprzeczyła. - Ja chcę iść.
-Jesteś uparta - zauważył Kakuzu.
Dziewczyna zacisnęła tylko zęby i nie odezwała się więcej. Po kilku godzinach Itachi zauważył, że Szarooka coraz mniej się potyka, a jej krok z każdą chwilą staje się pewniejszy i bardziej taneczny. Z drugiej strony jednak coraz częściej pociągała nosem i ocierała z policzków łzy.
-Sasori, już wieczór - zauważył Kakuzu.
-Wiem - rzucił lalkarz. - Kilka metrów dalej jest polana. Możemy się tam zatrzymać.
Po kilku minutach marszu Sasori skręcił w bok i znaleźli się na przestronnej polanie, otoczonej przez potężne dęby. Szybko rozbili obóz i przygotowali ciepły posiłek. Itachi poszedł po zapas drewna, a Kakuzu poszedł na krótki zwiad. Sasori majstrował przy swojej marionetce, a Kat i Hidan kończyli jeść kolację. Jashinista zauważył, że dziewczyna jest jakaś niemrawa i ma niezbyt wesołą minę.
-Kat-chan, co ci? - zapytał ją.
-Jestem dla was ciężarem, prawda? - bardziej stwierdziła, niż zapytała. - Opóźniam was, musicie na mnie uważać. Tylko robię wam kłopot. Mieliście rację... trzeba było zostać w siedzibie.
-Kat-chan, nie dlatego chcieliśmy, żebyś została - odpowiedział Hidan. - Coś może ci się stać, a tego nie chce żaden z nas. Poza tym... radzisz sobie coraz lepiej.
-Jasne... - rzuciła niechętnie.
-Kat-chan, nie wierzysz mi? - zapytał pochmurnie.
-Nie wierzę w siebie - stwierdziła. - A to różnica. Ufam ci, Hidan. Wierzę we wszystko to, co mówisz, ale... czasami wątpię, bo to, co mówisz, jest sprzeczne z tym, co ja uważam za słuszne. Ale zawsze ci wierzę, Hidan.
-To dość dziwne, Kat-chan - zauważył z uśmiechem.
-Ja cała jestem dziwna - przyznała niemal z goryczą.
Hidan westchnął i przytulił ją do siebie. Dziewczyna wtuliła się w niego z wdzięcznością.
-Kat-chan, jak tak bardzo ci źle iść, zawsze możesz powiedzieć - zauważył cicho.
-Wiem - powiedziała.
-Więc? - drążył.
-Cholernie źle mi iść - powiedziała. - Idę na wyczucie, a to ciężkie. W walce było by mi już łatwiej. Słyszałabym szelest ubrań, zapach, ciepło. A tu nic.
Jashinista zaśmiał się dziewczynie do ucha.
-Co cię tak rozbawiło? - zapytała niechętnie.
-Jesteś doskonała w walce, a chodzić prosto nie umiesz - zauważył.
Prychnęła niechętnie, wtulając nos w ramię fioletowookiego. Po kilku minutach Jashinista poczuł, że dziewczyna zasnęła.
-Śpi? - zapytał Itachi, wysypując obok ogniska przyniesione naręcze drewna.
-Przed chwilą zasnęła - odpowiedział mu Hidan.
-To dobrze - włączył się Sasori, siadając obok Hidana. - To był dla niej ciężki dzień.
Chwilę siedzieli w milczeniu, aż w obozowisku pojawił się Kakuzu. Shinobi zabrał się do jedzenia zostawionego wcześniej posiłku.
-Okolica jest czysta - powiadomił. - Żadnych shinobi, ani ANBU.
-Warto byłoby wystawić jednak warty - zauważył Itachi.
-Ja pierwszy - zaoferował się Sasori. - I tak nie potrzebuję wiele snu.
Skinęli głowami, zgadzając się na taki obrót sprawy. Itachi zdjął swój płaszcz i zarzucił go na ramiona Szarookiej, gdy ta zaczęła niespokojnie wiercić się przez sen.
-Powiedziała, że sprawia nam kłopot - rzucił Hidan, szczelniej owijając dziewczynę płaszczem. - I że jest ciężarem.
-Żartujesz? - Sasori podniósł wzrok.
-Nie - zaprzeczył Hidan. - Uważa, że tylko nam przeszkadza.
-Wariatka - rzucił Itachi. - A to, że omal nie umieramy ze strachu o nią, to już nic. Co to jest... w końcu bardziej ważne jest to, że się potyka co metr. Eh...
Hidan uśmiechnął się pod nosem.
-Jakbyś jej nie znał - rzucił radośnie. - Zrobi z igły widły, ale problemu wielkiego jak demon nie widzi.
-Abstrahując, że nic teraz nie widzi - zauważył Sasori.
-Kiedy to minie? - zapytał Kakuzu.
-Za kilka tygodni będzie całkowicie widzieć - odpowiedział Itachi. - Ale dopóki nie aktywuje Rinnengana, dopóty po każdym jego użyciu będzie tak ślepnąć.
-Więc na co jej ten Rinnengan? - zapytał Hidan. - W końcu Pein go ma.
-Jest potrzebny - stwierdził krótko Sasori.
-Do? - drążył Kakuzu.
-Jest potrzebny - powtórzył dobitnie lalkarz.
Zerknęli na niego, ale zauważyli, że nic więcej od niego nie wyciągną.
-Powinniśmy się przespać - zauważył Itachi. - Jutro, jak dobrze pójdzie, będziemy walczyć z Ósmym.
Skinęli głowami i po chwili cała czwórka spała. Sasori siedział przy ognisku, wpatrując się w tańczące płomienie. Zerknął w bok, gdy nagle Kat poruszyła się niespokojnie, wtulając bardziej w Hidana, a Jashinista objął ją mocniej we śnie. Lalkarz przeniósł wzrok na ciemne niebo nad sobą. Właśnie obserwował gwiazdozbiory, gdy coś oderwało go od nieba.
-Sasori... - cichy szept Kat rozniósł się wokoło. - Sas...
-Co się stało, Katuś? - zapytał.
-Pić mi się chce - przyznała cicho. - Dasz mi coś?
Sięgnął po torbę i wyjął z niej butelkę wody. Dał ją dziewczynie do ręki, odkręciwszy wcześniej zakrętkę. Przełknęła kilka łyków i oddała lalkarzowi butelkę.
-Dziękuję, Sas - rzuciła.
-Śpij, Katuś - poradził jej, odgarniając włosy z czoła. - Jutro też czeka nas długi dzień.
Pociągnęła nosem i skinęła niemrawo głową. Okryła się płaszczem Itachi'ego i wtuliła w ramię Hidana, układając się wygodnie do snu. Sasori wrócił na swoje miejsce i dorzucił kilka gałęzi do ogniska. Resztę nocy spędził spokojnie, wpatrzony w gwiazdy.
W walce o przedostatniego.
Wstali wcześnie, słońce dopiero wychylało się zza drzew. Szybko zjedli śniadanie i zwinęli obóz. Kat miała na sobie swój płaszcz i płaszcz Itachi'ego, a mimo to co kilka chwil wstrząsały nią dreszcze. Mimo, że szła pewnie i bez częstych potknięć, każdy z jej towarzyszy zauważył, że coraz częściej podciąga nosem i pociera rękoma ramiona.
-Musimy się pośpieszyć - szepnął Itachi w stronę Kakuzu.
Zielonooki shinobi Taki skinął głową.
-Hidan! - zawołał. - Musimy przyśpieszyć!
-Ale... - zaczął Jashinista.
-Katuś, wskocz na Hidana - zaśmiał się Sasori. - Poskaczemy sobie.
Sam lalkarz wyszedł z Hiruko i zapieczętował marionetkę w zwoju. Szarooka stała spokojnie, czekając, aż Sasori skończy pieczętowanie. Po kilku minutach wskoczyła na plecy Hidanowi i cała grupa szybko ruszyła naprzód, skacząc po konarach drzew.
-Kat-chan, czemuś taka spokojna? - zapytał ją Hidan, przeskakując nad jakąś rozpadliną.
-Znowu wam wadzę - zauważyła.
-Dałabyś już spokój - westchnął Hidan. - Nie idziemy szybciej, bo nas opóźniasz.
-Więc? - zapytała.
-Bo masz gorączkę i najprawdopodobniej jesteś przeziębiona - zauważył Sasori, zrównując się z Jashinistą. - Im szybciej wrócimy z demonem, tym lepiej.
Szarooka pociągnęła nosem.
-Nic mi nie jest - zaprzeczyła. - Wokamina leczy mnie z chorób.
-Ale nie teraz - zaprzeczył Itachi. - Teraz skupia się na twoich oczach. Przeziębiłaś się, jak nie gorzej.
-Za chwilę będziemy w okolicy, gdzie mieszka sakryfikant - powiadomił ich Kakuzu. - Przygotujcie się.
Kat usłyszała, jak grupa rozpierzcha się na kilka stron. Sama wtuliła nos w szyję Hidana, obejmując go mocniej rękoma. W końcu Jashinista zatrzymał się na jakiejś polance.
-Nie schodź - polecił, gdy dziewczyna chciała zeskoczyć mu z pleców. - Przesiedzisz tu aż do końca walki.
Nie zaprotestowała, układając podbródek na ramieniu chłopaka. Hidan cofnął się o krok, czy dwa i dziewczyna usłyszała szelest materiału i szczęk broni. Zdołała wychwycić charakterystyczne klekotanie marionetek i dźwięk łamanego drewna.
-Hiruko?... - zapytała.
-Będziesz miała co naprawiać - potwierdził Hidan.
Kolejne odgłosy składały się tylko z szczęku broni i kunai uderzanego o kunai. Dopiero po kilkunastu minutach dziewczyna zdołała uświadczyć ryk demona.
-Ile ogonów? - zapytała.
-Wszystkie - potwierdził jej obawy Jashinista.
-Radzą sobie, prawda? - drążyła.
-Doskonale, Kat-chan - odpowiedział. - Spętali jego moc do kilkunastu metrów. Zaraz go ogłuszą.
Szarooka wierciła się niespokojnie na plecach Jashinisty. Chłopak natomiast stał ze stoickim spokojem, obserwując toczącą się przed nim walkę. W końcu ryk demona ustał i rozległy się radosne śmiechy i nawoływania.
-Skończyli? - zapytała niecierpliwie.
-Tak, Kat-chan - powiedział Hidan. - Itachi ma płytką ranę na ramieniu, poza tym nikomu nic nie jest.
Dziewczyna odetchnęła głęboko. Już miała zejść z pleców Hidana, gdy nagle ryk demona powtórzył się i rozległ się także jęk Itachi'ego.
-Hidan... - Kat szepnęła niespokojnie.
-Spokojnie, Kat-chan... - rzucił.
Cofnął się o kilka kroków.
-Hidan! - zawołała, zeskakując mu z pleców.
-Nie, Kat-chan! - zawołał. - Nie idź...!
Zdania nie dokończył. Coś potężnego świsnęło Szarookiej nad głową, a dziewczyna usłyszą tylko jęk Hidana i głuche uderzenie ciała o drzewo. Poczuła na skórze niewyobrażalne pokłady chakry ośmioogoniastego demona.
-Sasori! - krzyk Kakuzu rozległ się wokoło. - Saso...!
Zielonooki shinobi Taki został nagle pozbawiony głosu. Rozległ się nieprzyjemny chrzest miażdżonego drewna i krzyk lalkarza. Szarooka zacisnęła ręce na trawie.
-Wybaczcie... - szepnęła.
Zerwała z oczy opaskę i pozwoliła, by jej źrenicami zawładnął jej własny wzrokowy Kekkei Genkai. Copygan lśnił w jej oczach, a sama dziewczyna, mimo palącego bólu źrenic, rozejrzała się wokoło. Osiem ogonów demona falowała niebezpiecznie z drugiej strony polany. Itachi leżał nieprzytomny pod jednym z drzew. Hidan także nie był zdolny do walki. Kakuzu próbował wydostać się spod drzewa, które go przycisnęło, ale jego wysiłki spełzały na niczym. Sasori natomiast bez kompletnego ciała własnej, Ludzkiej Marionetki, nie mógł zrobić nic.
-Kat! KAT! - krzyknął nagle Kakuzu.
Dziewczyna wstała i skierowała się powoli ku demonowi.
-Katuś! KATUŚ! - zawołał za nią Sasori. - Katuś!
Demon ryknął nieprzyjemnie, widząc kolejnego przeciwnika. Szarooka uniosła oczy i zerknęła na ruchy ogoniastego. Biju wykonywał jakąś technikę. Kat machinalnie uaktywniła sharingan, czego jednak szybko pożałowała. Ból zalał jej oczy, ale mimo to widziała wszystko i ponad to zdołała skopiować technikę przywołania demona. Zdołała zauważyć, że wokół niej wiją się półmaterialne formy, wypełnione chakrą, jednak dostrzec ich nie mogła. Przymknęła oczy i gdy je ponownie otworzyła, lśniły czystą bielą. Dzięki byakuganowi potrafiła dostrzec niewielkie demony, ale ból wzmógł się kilkakrotnie. Sama Kat wykonała technikę przywołania i spod jej palców wystrzeliły wilcze demony chaosu. Zwierzęta natarły na przeciwników i zaczęły z nimi osobną walkę. Ośmioogoniasty zawył groźnie na ten widok.
-Prochu!... - zawołał. - Jesteś ludzkim prochem!
-Ale to proch potrafi zetrzeć skałę na pył - odpowiedziała. - I to ja cię zetrę!
Wiedząc, że i tak nie ma do stracenia już nic, uaktywniła najpotężniejsze Kekkei Genkai. Rinnengan ponuro zalśnił w jej oczach, domagając się walki. Demon zawył i ruszył do ataku. W połowie drogi zwinął się i upadł, spętany mocą Mędrca Sześciu Ścieżek. Jego forma malała z każdą chwilą, aż w końcu przed Szarooką wił się sam sakryfikant. Dziewczyna wykonała nikły ruch ręki i posiadacz demona znieruchomiał zemdlony.
Szarooka spokojnie odwróciła się i podeszła do Kakuzu. Zielonooki shinobi Taki został wyciągnięty spod drzewa. Dziewczyna nie czekała na jego słowa. Natychmiast podbiegła do Sasori'ego, którego drewniane ciało scaliło się i naprawiło. Kat przywróciła tez przytomność Hidanowi i Itachi'emu.
-Katuś, coś ty zrobiła? - zapytał ją cicho Sasori, ujmując jej twarz. - Coś ty zrobiła?
-Złamałam przysięgę - odpowiedziała. - Obiecałam Tobi'emu, że nie będę walczyć.
-Kat-chan, nie o to... - zaczął Hidan, rozcierając tył głowy.
-Chłopaki, ja patrzę na was ostatni raz - powiedziała. - Wiem to... nie chcę was zapamiętać z wyrzutem w oczach. Błagam...
Sasori otworzył usta, ale nie powiedział nic. Kakuzu pokręcił głową, ale spojrzał na dziewczynę ze smutkiem w oczach. Szarooka wtuliła się w lalkarza, przymykając oczy. Spod powiek pociekły stróżki krwi. Nie krzyczała... ból był ogromny, ale w porównaniu z jej stanem uczuć był niczym. Serce dziewczyny gorzało. I gorzały też serca reszty członków Akatsuki.
-Katuś, czemu?... - wyszeptał jej do ucha Sasori. - Czemu?
-Bo was kocham - przyznała. - A to, co się kocha, chroni się wszelkimi sposobami. Wszelką mocą.
Poczuła, że przytula się do niej także Hidan. Usłyszała ciężki oddech Kakuzu, a nawet nerwowe drganie palców Itachi'ego.
-Bo was kocham... - powtórzyła.
Cisza w brzaskowych murach.
Szarooka siedziała na własnym łóżku z nieco zwieszoną głową. Jej palce delikatnie gładziły włosy Tobi'ego. Chłopak cicho łkał, wtulony w dziewczynę. Kat westchnęła ciężko i potarła ramię kruczowłosego.
-Tobi... Tobirama... - zaczęła. - Tobirama.
-Błagałem cię, Nee-chan - wyszlochał. - Obiecałaś mi. Czemu złamałaś przysięgę? Nee-chan... przecież mi obiecałaś. Nie powinienem był cię puszczać. Przecież... przecież wiedziałem, że tak będzie. Nee-chan!... Zaklinałem cię!... Czemu mi to zrobiłaś?
-Tobi, nie oskarżaj mnie tak - poprosiła cicho. - Co ty byś zrobił?
-Ja to nie ty - wydukał.
-Wiem, Tobirama - szepnęła. - Przecież ja to wiem. Braciszku...
Wtulił się w nią mocniej, tłumiąc płacz. Dziewczyna objęła go rękoma, nucąc coś pod nosem. Uchiha po chwili otarł łzy i uspokoił się nieco.
-Nee-chan... co teraz będzie? - zapytał.
-Nic, a co ma być? - zdziwiła się. - Został nam jeszcze Dziewiąty. A potem zdobywanie Wiosek. Czekamy tylko, aż reszta wróci z pieczętowania i gdy odpoczną.
Tobirama pociągnął nosem i ułożył głowę na brzuchu dziewczyny. Szarooka delikatnie przejeżdżała palcami po jego włosach, wciąż nucąc dziwną melodię. Po chwili poczuła, że chłopak zasnął. Sięgnęła po koc i okryła nim chłopaka, uważając, aby ten przypadkiem się nie obudził. Wiedziała, że czasami sen jest jedynym sposobem na oddalenie od siebie wszystkich myśli. A właśnie tego potrzeba było teraz Uchice.
Zaledwie dwa dni temu wróciła z misji z chłopakami. Pein najpierw wydarł się na nią, a potem wziął do laboratorium. Z jej wypalonych źrenic nie wyczytał nic, co rokowałoby jakiekolwiek nadzieje. Wtedy po raz pierwszy w życiu przytulił do siebie Szarooką, przepraszając ją za wszystko. Dziewczyna była tak zdziwiona, że nawet nie zaprotestowała na jego słowa. Do teraz pamiętała, że czuła spływające po policzkach Lidera łzy. Dopiero po chwili dotarł do niej sens gorzkich i pełnych żalu słów, które Lider wypowiadał, oskarżając zarówno siebie, jak i resztę członków Akatsuki. Zaprzeczyła... nie pomogło. Krzyknęła. Rudy z początku nie zrozumiał wybuchu jej złości, dopiero po chwili przypisując go do tej strefy, którą w Szarookiej nie rozumiał. Do tej, która popychała dziewczynę do heroicznych czynów, do narażania życia, poświęcania się i tworzenia ludzkich więzi. Do tej, którą pojąć nie mógł, choćby nawet bardzo się starał.
Drzwi otworzyły się nagle, odrywając Szarooką od przemyśleń. Dziewczyna zasłoniła twarz Tobiramy kocem i uniosła nieco głowę.
-Spokojnie, Kat - usłyszała głos Pein'a. - Skończyliśmy.
Lider zamknął za sobą drzwi, wchodząc do środka.
-Jak się czujesz? - zapytał ją.
-Nie najgorzej - przyznała cicho.
-A oczy? - drążył.
-Pieką i bolą jak nie wiem co - odpowiedziała. - Da się wytrzymać.
Rudy westchnął ciężko.
-Żadne środki przeciwbólowe nie pomogły? - zapytał.
-Nieznacznie - przyznała. - Nie zrobiło mi to dużej różnicy.
Milczeli przez chwilę, Az w końcu Kat zapytała:
-Co z resztą?
-Poszli odpocząć - odpowiedział jej. - Ale nie jest z nimi za dobrze, Kat.
-Czemu? - zapytała szybko.
-A jak myślisz? - odpowiedział pytaniem. - Kat... nagle oślepła im osoba, którą traktują jako najbliższą. To logiczne, że nie będą skakać z radości. Są przybici. Nawet bardzo przybici. Kilka razy się mylili w pieczętowaniu. Zwłaszcza Sasori, Itachi, Hidan i Kakuzu. Kat... im naprawdę na tobie zależy. Wszystkim. Nie myśl sobie, że po czymś takim będą żyli jak gdyby nigdy nic. Tak się nie da...
Dziewczyna westchnęła tylko, kręcąc głową.
-Chciałaś obdarzać, nic nie otrzymując? - zapytał ją.
-O co ci chodzi? - zdziwiła się, nie rozumiejąc aluzji.
-Nie widzisz tego? - uśmiechnął się smutno. - Kat... poświęcasz się dla nas, martwisz, myślisz, troszczysz i my niby mielibyśmy odpowiedzieć obojętnością? Uwierz, lub nie, ale gdyby którykolwiek z nas mógł odebrać od ciebie te ból, wziąłby go bez wahania. Gdyby miał oślepnąć, oślepłby dla ciebie. Nawet zginąć byśmy mogli.
-Nie... nie wiedziałam - przyznała cicho.
Pein pokręcił głowa z dezaprobatą.
-Ty to nigdy nie wiesz tego, co trzeba - zauważył.
Uśmiechnęła się do niego, nieco pociągając nosem. Tobi niespokojnie poruszył się przy niej, więc okryła go szczelniej kocem i zanurzyła palce w jego włosy.
-A co z nim? - zapytał Pein.
-Jest załamany - przyznała dziewczyna. - Ale chyba mnie rozumie. Mam przynajmniej taka nadzieję.
Uchiha mruknął coś przez sen i wtulił się w Szarooką.
-Zaraz się obudzi - stwierdził Pein. - Powinnaś odpocząć, Kat. Reszta i tak będzie spała przez co najmniej kilka godzin.
-Nagato... - zatrzymała go.
-Tak? - spytał już w drzwiach.
-A ciało Sasori'ego? - zapytała. - Czy...
-Dokończę to, Kat - obiecał jej. - Dam radę sam. Nie martw się.
-Dziękuję, Nagato - szepnęła.
Lider wyszedł z pokoju bez słowa. Tobi po kilku minutach mruknął cos niechętnie i przeciągnął się.
-Długo spałem? - zapytał.
-Szczerze mówiąc, nie wiem - przyznała. - Ale skończyli już pieczętować.
-Ktoś tu był? - Tobi zapytał nieco zdenerwowany.
-Tylko Nagato - uspokoiła go. - Nie martw się, Tobi, nikt nie widział twojej twarzy. Masz...
Podała chłopkowi maskę, a kruczowłosy założył ją od razu.
-Tobirama, co ci? - zapytała go cicho.
-Czemu pytasz, jeśli znasz odpowiedź? - rzucił gorzko. - Nee-chan...
-Chodź tu... - poprosiła.
Posłusznie wtulił się w jej ramiona, składając głowę na jej ramieniu.
-Tobirama, błagam, nie myśl już o tym - szepnęła. - Zrób to dla mnie... proszę.
-Nee-chan, nie potrafię - przyznał. - Nie potrafię.
-Błagam, Tobirama...
Milczał, wiedząc, że nie potrafiłby jej odmówić, a jednocześnie, że słowa by nie dotrzymał. Nie ponaglała go, zdając sobie sprawę, jak ciężko mu teraz zdecydować.
-Ty musisz być silny, Tobirama - poprosiła cicho. - Musisz być silny. Mnie może kiedyś zabraknąć wiary. Wtedy to będziesz musiał pomóc mnie...
Pociągnął nosem, wtulając się w nią mocniej.
-Kocham cię, Nee-chan - wyszeptał nagle.
-Ja ciebie też, braciszku - odpowiedziała.
-Itachi, uwierzyłem ci! - warknął. - Zawiodłeś!
Młody Uchiha jęknął, gdy mężczyzna uderzył go w brzuch.
-Ma-madara... - wyjęczał.
-Zawiodłeś mnie! - krzyknął, podnosząc Itachi'ego za przód płaszcza. - Czemu zawiodłeś?!
Uchiha zakrztusił się i z trudem łapał powietrze. Obcy puścił go, a ten osunął się na kolana, dysząc ciężko.
-Co ja mogłem?! - warknął. - Myślisz, że upilnowanie jej to sielanka? To jest niewykonalne wręcz!
-Miałeś ją pilnować! - zawołał mężczyzna.
-Czy ty myślisz, że ja się cieszę z tego?! - odszczeknął, wstając z trudem. - Cholera! Przecież mi też na niej zależy! Oddałbym za nią życie! Oddałbym wszystko!
Obcy jęknął z bólem i osunął się na kolana. Ciężko łapał powietrze, a po jego policzkach leciały jasne łzy żalu i goryczy.
-Czemu?... - zapytał.
-Nie mam pojęcia - przyznał Itachi.
-Coś chyba mówiła - syknął.
-Owszem... - szepnął. - Że... że ona nas...
-Co was?! - warknął zniecierpliwiony.
-Że nas kocha - odpowiedział mu pośpiesznie. - Wszystkich. I że już żadnej straty więcej nie przeżyje. Dlatego tak bardzo nas chroni.
Starszy Uchiha rozszerzył oczy i otworzył usta, choć nie padło z nich ani jedno słowo. Po chwili zamknął oczy i zacisnął mocno zęby. Jego ramiona zaczęły drżeć nieznacznie, a po chwili po niewielkiej izbie rozniósł się urywany szloch.
-Madara? - zapytał cicho Itachi.
-Myślałem, że dzięki mojemu odejściu wszystko się u niej ułoży - przyznał. - A potem... nagle taka głupia chęć. Nawet nie wiesz, czym to dla mnie było. Ja sam chyba nawet tego nie wiem. I jak skończony idiota poszedłem do Konoha. Wróciłem, choć nie miałem zamiaru stawać wśród murów Liścia. Boże!... byłem głupcem! Powinienem zostawić ich w spokoju! A ja odebrałem jej wszystko... wszystko. Przeze mnie straciła wszystko.
Zamilkł, gdyż gorycz i żal nie pozwoliły mu wypowiedzieć ani jednego słowa więcej. Itachi stał chwilę w bezruchu, aż w końcu zebrał w sobie nieco odwagi.
-Co... co teraz? - zapytał.
-A co ma być? - warknął Madara.
-Nie wiem - przyznał.
-Chcę do niej wrócić - szepnął po długim milczeniu najstarszy z Uchiha. - Tak bardzo chcę wrócić do niej...
Itachi rzucił mu płochliwe spojrzenie.
-Jak ty sobie to wyobrażasz? - zapytał.
-W ogóle sobie tego nie wyobrażam - odpowiedział mu. - Itachi... ja po prostu chcę wrócić do niej. O niczym innym nie marzę, jak o spotkaniu z nią. O niczym innym...
-Ona cię opętała - zauważył gorzko Itachi.
Madara zaśmiał się ponuro i skinął głową.
-Opętała mnie całego, Itachi - potwierdził. - I nie jestem w stanie myśleć o niczym innym, jak tylko o niej. Takie to moje opętanie.
Ten, który będzie ostatni.
-Jesteś pewna, Kat? - zapytał ją cicho.
-Tak - odpowiedziała. - Im szybciej to zakończymy, tym lepiej. Nagato, to ostatni demon. Nie ma sensu zwlekać. Odpoczniemy, gdy wszystkie ogoniaste będą nasze.
Rudy skinął głową.
-Zostaw mi wybór przydziału do tej misji - poprosił.
-Jak uważasz - rzuciła.
-Sam tam pójdę - zauważył Lider. - A Konan i Tobi ze mną.
-Że co? - zapytała go głupio.
Pein uśmiechnął się.
-Sam pójdę złapać dla ciebie Kyuubi'ego - powtórzył. - A Konan i Tobi będą ze mną.
-Żartujesz sobie ze mnie? - zapytała go.
-Kat, jasne, że nie - odpowiedział. - Ruszamy jeszcze dziś.
-Ale... - zaczęła.
-Chłopaki zostaną z tobą w siedzibie - zauważył Pein. - Przypilnują cię. A my ruszamy za godzinkę.
Podszedł do dziewczyny i pomógł jej wstać. Zaprowadził ją do drzwi, mimo że opierała się mocno.
-Nagato, nie możesz walczyć z Uzumaki'm - zauważyła. - Jesteś Lid...
-Kat, dość! - powiedział ostro. - Ty masz większa pozycję niż ja i walczyłaś. Daj mi to wykonać. Hidan!
Jashinista zjawił się po kilku sekundach.
-Pilnuj ją - polecił mu rudy. - Ani na sekundę nie spuszczaj z oka. I ona ma zakaz wychodzenia z siedziby, zrozumiałeś?
-Hai, Liderze - potwierdził Hidan.
Szarooka chciała jeszcze zaprotestować, ale usłyszała trzask zamykanych drzwi.
-Przeskrobałaś coś? - zapytał ją Hidan.
-Właśnie, że nie - odpowiedziała.
Hidan parsknął śmiechem i wziął dziewczynę na ręce. Nie opierała mu się, pozwalając zanieść się do swojego pokoju. Jashinista ułożył ją na łóżku i sam usiadł obok niej.
-To gdzie się wybiera nasz Liderek? - zapytał ją.
-Na misję - odpowiedziała mu. - Idzie z Konan i Tobi'm po Kyuubi'ego.
-Serio? - zdziwił się Hidan. - To teraz jasne, dlaczego kazał cię pilnować...
-Oświecisz mnie? - zapytała niechętnie.
Hidan uśmiechnął się złośliwie.
-Bo ty się zawsze wpinasz w walkę - zauważył. - A potem...
Zamilkł, zagryzając walkę. Kat spuściła głowę. Hidan chyba najlepiej radził sobie z faktem utraty wzroku przez Szarooką, ale i on czasami uginał się pod siłą prawdy.
-Hidan... - zaczęła cicho.
-Nic mi nie jest - powiedział radośnie.
Przytuliła się do niego, wzdychając z żalem.
-Czasami myślę, że gdyby nie ty... załamałabym się, Hidan - przyznała. - Skąd ty czerpiesz siłę?
-Nie wiem, Kat-chan - stwierdził. - Nie mam pojęcia...
Rudy spojrzał na swoich współtowarzyszy.
-Gotowi? - zapytał.
Skinęli głowami na zgodę.
-Główną walką zajmę się ja - zaczął. - Konan... wspomagasz mnie. Ty, Tobi, wkroczysz do akcji, gdy Uzumaki odejdzie z pola bitwy. Zrozumiane?
-Hai - potwierdzili jednocześnie.
-To ruszamy!
Skoczyli w dół, stając pod skalną skarpą. Kolejne kilkanaście metrów pokonali, wykonując długie skoki. Do całej trójki dołączyła piątka dodatkowych ciał Pein'a. Tobi odłączył się od grupy i pobiegł równolegle do muru Konoha. Napastnicy z Akatsuki natomiast szybko sforsowali bramę, pokonując dwóch, czy trzech strażników. Skoczyli z głośnymi śmiechami ku kolejnym shinobi, którzy przybyli na odsiecz.
-Powiadomić Hokage! - zawołał jeden z nich.
Rudy pozwolił, by kilku shinobi ulotniło się z miejsca bitwy. Sam zaczął wykonywać swoje najpotężniejsze techniki, atakując nimi wrogów. Bronili się grupkami, choć Pein wiedział, że niewiele to da. Konan także atakowała zaciekle, a kolejni shinobi padali nieprzytomni u jej stóp.
-Naruto!... - usłyszeli zduszony krzyk.
Rudy natychmiast zlokalizował źródło głosu. W szarowłosym shinobi'm poznał Hatake Kakashi'ego, Kopiującego Ninja Konoha. Syn Białego Kła gonił właśnie młodego, być może szesnastoletniego blondyna. Czerwone oczy tylko potwierdziły myśli Pein'a - chłopak był skaryfikantem Kyuubi'ego.
-Konan!... - zawołał.
Głową wskazał chłopaka, a niebieskowłosa natychmiast posłała ku niemu falę orgiami. Papier zwalił chłopaka z nóg, powstrzymując go na chwilę. Zaraz jednak białe kartki spłonęły, gdy sakryfikant uwolnił częściowo swojego demona. Trzy ogony biły wściekle powietrze, patrząc groźnymi oczyma na Lidera Akatsuki.
Dwa, czy trzy ciała zostawiły dotychczasowych przeciwników i skoczyły ku Uzumaki'emu. Jedno z ciał zostało natychmiast zbite ogonem tak, że upadając nabiło się na wystający kawałek złamanej deski. Wydawszy z siebie cichy jęk, opadło bezwładnie na ziemię. Kolejne dwa ciała wykonały kilka pieczęci i z ziemi wokół Naruto wystrzeliło kilka mocnych pnączy, które owinęły się wokół demona. Kyuubi zaryczał wściekle i rozerwał pnącza. Pazurami jednej łapy rozerwał na pół jedno z atakujących go ciał Pein'a. Kolejne rozgryzł szczękami.
-Konan, wycofaj się! - zawołał rudy.
Niebieskowłosa posłusznie czmychnęła w tył. Rudy skoczył na demona, atakując go dwoma ciałami z dwóch różnych stron. Jedno z ciał natychmiast zostało rozdarte na kilka części. Kolejne skoczyło na plecy demona i wbiło mu kunai w plecy. Przyczepiona do broni karteczka spaliła się samoistnie i razem z ostrzem wchłonęła w ciało Uzumaki'ego. Pein nie zdążył odskoczyć, a demon rozdarł kolejne już ciało.
Szarooka wpadła do jednej z najbardziej strzeżonych sal w siedzibie Akatsuki. Potykając się i upadając, podbiegła do wielkiej maszyny i dotknęła ręką zimnego metalu.
-Nagato... - wyszeptała.
-Pomóż... - jęknął błagalnie.
Zaczęła szukać odpowiedniej zapadni, ale mimo prób nie zdołała jej odnaleźć na ślepo.
-Nie potrafię jej znaleźć! - zawołała. - Nagato!
-Wyżej - szepnął słabo.
Uniosła rękę i jej palce musnęły odpowiednią dźwignię. Uruchomił ją natychmiast i usłyszała, jak zwalniają się zamki i klamry. Coś ciężkiego upadło tuz obok niej, z jękiem poddając się prawu grawitacji.
-Nagato... - wyszeptała. - Nagato!
-Żyję - odpowiedział cicho.
Podeszła do niego na czworakach i pomogła mu się podnieść. Usiadł ciężko, odgarniając czarną grzywkę z czoła.
-Co się stało? - zapytała.
-Zabili moje ciała - odpowiedział. - Wszystkie.
Drgnęła nieco, kręcąc głową.
-A... Tobi? Konan? - zapytała.
-Wykonują misję - odpowiedział jej.
-Zawróć ich! - zawołała.
-Nie dam rady - jęknął.
Zerwała się natychmiast i wybiegła z sali, pomimo krzyków Nagato. Odtrąciła na bok zdezorientowanego Hidana i niemal przeskoczyła ponad marionetką Hiruko. Wybiegła z organizacji, puszczając mimo uszu nawoływania członków Brzasku. W biegu wykonała technikę przywołania i wskoczyła na grzbiet wilka.
Sama nie wiedziała, co robi. Przecież była ślepa! Ale coś, co tkwiło w niej niepojęcie długo kazało jej przeć naprzód, by ratować to, co kochała ponad własne życie. W kilka minut nadnaturalnie pokonała odległość z siedziby do Konoha. Już z daleka słychać było ryk Kyuubi'ego i nawoływania shinobi. Szarooka zeskoczyła z wilka i niepewnie ruszyła naprzód. Zerwała z oczu opaskę, która nagle zaczęła nieznośnie wrzynać się w jej oczy. Głośne wycie wilków rozniosło się falą po okolicy. Kat rozchyliła powieki i aż sama drgnęła od tego, co odkryła...
Nieoczekiwany dar.
Tobi skoczył w bok, o cal mijając ogon rozwścieczonego sakryfikanta. Młody Uzumaki miał już pięć ogonów i powoli zaczął pojawiać się szósty. Konan mimo prób nie zdołała ogłuszyć chłopaka, jej papier był niemal natychmiast doszczętnie palony.
-Konan, wiej! - zawołał Tobi. - Wracaj do siedziby! Nagato cię potrzebuje!
-Nie zostawię cię! - warknęła, uciekając przed demonem.
Nagły ryk demona zaskoczył wszystkich. Nie był to zew wściekłości i żalu, jaki dotychczas słyszeli. To wycie zawierało w sobie pokłady pokory i uległości. Tobi zdezorientowany porozglądał się wokoło, aż w końcu jego wzrok osiadł na dobrze znanej mu postaci, spowitej chmurą pyłu i granatowych pasm powietrza.
-Nee-chan...? - wyszeptał.
Demon zawył głośno i schylił łeb ku ziemi.
-Cofnij się - rozkazała cicho Szarooka.
Demon zawył, ale posłusznie wycofał się do umysłu Uzumaki'ego. Tobirama wstał i zerknął na Dealupus. Dziewczyna szła pewnie, a w ręku trzymała opaskę, którą do niedawna miała przewiązaną na oczach. Chłopak doskoczył do niej i ujął jej twarz w dłonie.
-Nee-chan? - zapytał cicho.
Spojrzała na niego, mrugając nieznacznie oczyma. Tobi drgnął. Źrenice Szarookiej lśniły czystym kolorem granatu, a wokół czarnej jak mrok źrenicy wiły się ciemne i białe pasma.
-Nee-chan, ty widzisz... - wyszeptał.
-Widzę, Tobi - uśmiechnęła się.
Przytuliła się do niego, a z jej oczu spłynęło kilka łez.
-Jak? - zapytał.
-Nie mam pojęcia - przyznała. - Czy to ważne? Wróćmy już do domu...
Skinął głową i zawołał do siebie Konan. Doskoczył do nieprzytomnego już Uzumaki'ego i przerzucił go sobie przez ramię. Kilka kunai shinobi Konoha poleciało w jego stronę, ale ominął je zręcznie i razem z dwoma dziewczynami szybko opuścił Liść. Wskoczyli na wilki, przywołane przez Szarooką i pomknęli ku siedzibie. Zatrzymali się przed samą organizacją.
-Kat, co z Nagato? - Konan złapała Szarooką za rękę.
-Żyje - powiadomiła ją.
Niebieskooka odetchnęła z ulgą.
-Idź do niego - poleciła Dealupus. - No idź...
Konan skinęła głową i wbiegła do siedziby. Tobi zdjął Uzumaki'ego z wilka i razem z Kat wszedł do siedziby.
-Kat! - usłyszeli krzyk Kisame.
-Katuś! - dołączył się Sasori.
-Chłopaki! - ucieszyła się.
Wpadła w ramiona pierwszego i przytuliła go mocno. Zaraz jednak została odciągnięta i wtulona w kolejnego.
-Nic ci nie jest? - dopytywał się Deidara.
-Katuś, nie uciekaj nam tak - jęknął Sasori.
-Kat-chan, ty widzisz... - zauważył w końcu Hidan.
Skinęła głową z uśmiechem. Kakuzu ujął jej podbródek w dwa palce i spojrzał jej głęboko w oczy.
-To nie jest żadne znane mi Kekkei Genkkai - zauważył.
-A to w ogóle jest Kekkei Genakai? - zapytał Itachi, wpatrując się w źrenice dziewczyny.
-Ta Linia Krwi panuje nawet nad demonami - zauważył Tobi. - Widziałem... ujarzmiła Kyuubi'ego.
Wśród członków Akatsuki rozniosły się szepty i urywane jęki. W końcu rozległ się także i śmiech Hidana.
-Ona zawsze coś palnie - zauważył Jashinista, wzruszając ramionami.
Kakuzu pokręcił głową, a Szarooka wyszczerzyła zęby do fioletowookiego.
-Kat, co się dzieje? - usłyszeli słaby głos.
Dziewczyna natychmiast przepchnęła się pomiędzy chłopakami i pomogła Konan podtrzymać wysokiego bruneta o ciemnych oczach.
-Nagato, powinieneś odpoczywać - zauważyła.
-Ty widzisz - zauważył z nikłym uśmiechem. - Czemu się nie dziwię?
-Bo ja zawsze coś palnę - mruknęła. - Chodź...
Zaskoczeni pojawieniem się nieznanej im osoby, członkowie Brzasku rozstąpili się przed obcym, podtrzymywanym przez dwie dziewczyny. Cała trójka weszła do gabinetu Lidera, a stamtąd do jego pokoju. Ułożyły chłopaka na łóżku, a Konan natychmiast przysiadła obok.
-Kat, co to jest? - zapytał Nagato, wskazując na jej oczy.
-Nie mam najmniejszego pojęcia - przyznała. - Nawet nie wiem, jak się tego pozbyć...
-Jak zwykłego wzrokowego Kekkei Genkkai - zauważył.
Wzruszyła ramionami, ale skupiła się na pozbyciu się nowego daru. Zniknął z jej oczu natychmiast, ujawniając piękną stal źrenic.
-Nie myśl nad tym - rzuciła Szarooka. - Konan będzie cię pilnować. Ja chyba będę musiała o czymś powiedzieć chłopakom...
-Już? - zapytał.
-Chyba już czas - powiedziała. - Ale najpierw zajmiemy się demonem. Możecie mi dać swoje pierścienie? Ja i Tobi was zastąpimy.
Zdjęli z palców sygnety i podali je dziewczynie.
-Nagato, odpocznij, proszę... -zwróciła się do bruneta. - Ja się zajmę wszystkim.
Wyszła z pokoju, a po chwili i z gabinetu. Na korytarzu nadal stali członkowie Akatsuki.
-Kat-chan... - zaczął Hidan.
-Idziemy pieczętować Kyuubi'ego - powiadomiła ich. - Za dziesięć minut w Sali. Tam powiem wam wszystko, obiecuję...
Skinęli głowami, znikając w swoich pokojach. Szarooka wraz z Tobi'm weszła na Salę Pieczętowania. Uchiha ułożył Uzumaki'ego pośrodku kamiennych rąk i wziął pierścień od dziewczyny.
-Nee-chan... wszystko? - zapytał.
-Chyba tak, Tobi - odpowiedziała. - Najwyższy czas.
Skinął tylko głową i wskoczył na jeden z palców. Szarooka zrobiła to zaraz po nim. Do Sali powoli wchodzili pozostali członkowie Akatsuki i ustawiali się na swoich pozycjach.
-Zaraz zaczynamy... - rzuciła dziewczyna.
-Moment! - zatrzymał ją Kakuzu. - A Pein?
-Pein jest chwilowo niedysponowany - zauważyła Kat. - Ja go zastępuję.
-Katuś, a... - zaczął Sasori.
-Będziemy mieć na to całe trzy dni, chłopki - przerwała mu. - Dajcie mi zacząć, a opowiem wam w tym czasie wszystko, co będziecie chcieli wiedzieć. Obiecuję.
Skinęli głowami i złożyli ręce. Szarooka także wykonała szereg pieczętujący i rozpoczęła proces...
-Lider? Tobi? - zapytał powątpiewająco Deidara.
-Tobi to dobry chłopiec - odpowiedział ze śmiechem Uchiha.
-Wspaniały... - westchnął blondyn.
Szarooka uśmiechnęła się nikle.
-Moment, moment... - Kakuzu pokręcił głową. - ...ja tu nadal czegoś nie rozumiem. Ty uważasz, że my przyjmiemy demony na siebie? I jako sakryfikanci będziemy walczyć dalej?
-Taki był zamysł - przyznała. - Lecz jeśli którykolwiek z was odmówi... nie będę robić problemów.
Spojrzeli na nią nieco dziwnie.
-Żartujesz! - zaczął Hidan. - Ale wypas!... Własny demon...
Zaśmiali się, a Szarooka uniosła nieco brwi.
-Znaczy, że... - zaczęła.
-Że przyjmiemy to, Katuś - odpowiedział za nią Sasori. - Wszyscy.
Dziewczyna uśmiechnęła się do nich.
-A po pieczętowaniu bimba! - zawołał Hidan. - Impreza!
-W końcu to już wszystkie demony - potwierdził Deidara.
Dziewczyna skinęła głową i przymknęła oczy, a spod powiek poleciały jej dwie jasne łzy szczęścia. Dziś byli już tylko o krok od rozpoczęcia Nowego Dnia...
KONIEC CZĘŚCI DRUGIEJ