Lektura tekstów polega na tym, że czytamyje w świetle innych tekstów, ludzi, obsesji, pojedynczych informacji i czegoś tam jeszcze, po czym sprawdzamy, jaki jest efekt Efekt może być zbyt dziwaczny lub idiosynkra-tyczny, aby sobie zaprzątać nim głowę - tak jest prcy-puszczalnie z moim odczytaniem Wahadła Foucaulta. Może być również fascynujący i przekonujący, na przykład kiedy Derrida zestawia Freuda i Heideggera czy kiedy Kermode zestawia Empsona i Heideggera. Niekiedy jest tak bardzo fascynujący i przekonujący, że ma się złudzenie, iż teraz się rozumie, o co w danym tekście naprawdę chodzi. Tymczasem o tym, co fascynuje i przekonuje, przesądzają potrzeby i cele osób, które dają się zafascynować i przekonać. Wydaje mi się zatem, że prościej byłoby anulować rozróżnienie między użyciem i interpretacją tekstu, a rozróżniać jedynie między użytkami, jakie różni ludzie czynią z tekstu do różnych celów
Myślę, że opór wobec tej propozycji (którą, moim zdaniem, w sposób najbardziej przekonujący przedstawił Fish) bierze się z dwóch źródeł. Pierwsze z nich to tradycja filozoficzna, sięgająca Arystotelesa, która mówi, że zachodzi ogromna różnica między namysłem nad praktycznymi działaniami a usiłowaniem odkrycia p r a wd y. Do tradycji tej odwołuje się Bernard Williams, kiedy mówi, krytykując Davidsona i mnie: „Niezaprzeczalnie istnieje coś takiego, jak praktyczne rozumowanie czy namysł, który nie jest identyczny z myśleniem o tym, jak się rzeczy mają. Nieidentyczność tych procesów jest oczywista (...]”u. Drugie źródło to zespół intuicji, które Kant zebrał w jedną całość, kiedy odróżnił wartość od godności. Rzeczy, powiedział Kant,
11 B. Williams, Ethics and the Lirnits of Philosophy, Cambridge. MA 1985, s. 135.
mają wartość, lecz osoby mają godność. Teksty są w tym svstemie osobami honoris causa. Tylko ich używać -traktować je tylko jako środki, a nie samoistne cele - to postępować niemoralnie. Pomstowałem już w innym miejscu przeciwko Arystotelesowskiej teorii praktyki i Kaniowskiemu odróżnieniu rozsądku od moralności - będę się starał nie powtarzać. Moim zdaniem, istnieje bowiem użyteczne rozróżnienie, które te dwa bezużyteczne rozróżnienia jakby przesłaniają. Chodzi mi o rozróżnienie następujące: a) wiesz z góry, co chcesz uzyskać od danej osoby, rzeczy lub tekstu; b) masz nadzieję, że osoba, rzecz lub tekst sprawią, iż będziesz chciał czegoś innego, wpłyną na zmianę twych celów, a tym samym zmienią twe życie. Sądzę, że opozycja ta pomoże nam uwypuklić różnicę między metodycznym i natchnionym odczytywaniem tekstów.
Typowymi wytwórcami odczytań metodycznych są ludzie, którym brak tego, co Kermode nazywa za Valćiym „apetytem na poezję”12. Przykładem może być antologia odczytań Jądra ciemności Conrada, którą ostatnio przeglądałem - jedno odczytanie psychoanalityczne, jedno z punktu widzenia odbiorcy, jedno feministyczne, jedno dekonstruktywistyczne i jedno z nurtu New Historicism. Jeśli się nie mylę, żadnego z krytyków Jądro ciemności nie zachwyciło ani nie wytrąciło z normalnych kolein życia. Nie odniosłem wrażenia, żeby ta książka wiele dla nich znaczyła, żeby obchodził ich Kurtz, Marlow czy tajemnicza kobieta, której „włosy były upięte w kształt hełmu”13. Postacie te, i cała książka, zmieniły cele autorów antologii w takim samym stopniu, w jakim próbka pod mikroskopem zmienia cele histologa.
12 for. E Kermode. An Appetite for Poetry, Cambridge. MA 1989, s. 26-27.
u J Conrad, Jądro ciemności, przełożyła A. Zagórska. SEN. Warszawa 1991, s. 94.
121