PMnieMąg
Itrach im roitrycał karki wklkorki I dań ich własny pochwycą! aa boki.
Priad jednym tysiąc zbrojnych uciekało razem.
Ni się w dziesięć tysięcy obejrzeć nie śmieli;
A ojce nasi. chlubni Twej tarki okazem.
Pod obłoki szerokie imif rozciągnąli*
Zamorrów w własnym potopili morzu I mlecz zatknfli na niedźwiedzim zorzu.
Nie mniejsze Twoje dziwy, nasz Obrońco możny. Kiedy z pustyń arabskich Izmaela plemię. Posuwajfc orfżem swój księżyc dwurożny*
Ty się ca państw kwltnęce przy walało ziemie.
A depcząc carstwa wschodniego ruiny. Przytknęło sztandar do naszej krainy.
Jęknęły prawowierców Twoich świetne grody. Słońce kurzem zaćmiły róźooberwców tłumy.
A przewódca Ich. ufny w orężne narody.
Na karkach ląjarzmionych wlokęc namiot dumy. Rozdęty pychę, wzniosły nad Libany.
Dla reszty świata z więzywal kajdany.
Tyś garstkę ojców naszych przeciw niemu stawił; Ledwie mu w twarz ząj rżeli nie zmrużonym okiem. On się samym postrachem ich lice zadławił.
I Jako drugi Dagon przed bóstwa widok jem.
Padł zgruchotaay. krwią popoił rzeki.
Jęknął w pustyniach i przestraszył wieki.
Wielkie Twe dzieła. Panie, dla naszego rodni * Pc..KMU< Ich m, mocli nui prad^adowi*;
Ptzeatt sań ta szszoklsgo nader jeat obwoda.
Każdy śskż. każdy zakąt laski Twe oątowie.
Któreś po całym rozsiewał ich domu,
2a w niczym przodku nie dali nikomu.
Tyś im sani dziewosłębil szczęsne zrękowiny I serca nilem harcił w nierozjemnym życiu,
2e się ojcom podobne rozwnuczały syny;
Jeszcze le niemowlęta kwiliły w powiciu,
A już wodzowie owi strachem drżeli, m Którzy z ich ręku pęta przyjęć mieli.
Tyś im sam gospodarzył w polu i oborach,
£r lobie i ojczyźnie niosęc hojne dary,
I iywięc chudszej braci tysięce na dworach.
Nigdy zamożnych szkatuł nie przebrali miary,
Żenięc lad dobry z wdziękami szczodroty,
Pod rachmistrzostwem rozumu i cnoty.
A jako Twoim żyli natchnieniem i duchom.
Tak przyrodna dostojność, wielkość i szlachetność Kierowała ich czynów niepomylnym ruchem,
IH A błyszczęca na twarzach bóstwa Twego świetność W każdym ich kroku i skinieniu ciała Poszanowanie i miłość wrażała.
Jakiż dziw, że przed nimi ludowie klękali,
Sęsiedzcy jedno władcę, kniazie i królowie Ich rady, pokrewieństwa, przyjaźni szukali.
Nędzni biegli po wsparcie, po rozum mędrcowie. Wtedy* Ty, Boże, był Polaków Bogiem,
Ani im sęsiad śmiał być chytrym wrogiem.
Cóż się wżdy podziałało z późnym ich plemieniem! m Tyś twarz odwrócił... a my... w proch się rozsypali! Szczętki nasze wiatr rozniósł z pyłem i z imieniem, Morza nimi igraję po zaświatnej fali,
211