stko się rozmywa w świadomości, traci sens, wartość^ i miarę; „przeszlofcfc to nad morzem podróż głupiego motyla” 9). Wczoraj się było dziewczy. ną śpieszącą do szkoły, dziś stoi przed lustrem wsparta na lasce „przy. gięta i sucha” staruszka.
Ostatnie dwa wersy to pożegnalna apostrofa do sióstr „z rzymskich grobowców”, z antycznych płaskorzeźb, które turysta może oglądać na przykład przy Via Appia. Owe skamieniałe matrony, kiedyś piękne i młode, kochały i cierpiały, miały czerwone usta i naszyjniki z agatu. Człowiek idący przez życie jak turysta gościńcem, nie widzi związku między żywymi a zmarłymi. Zapatrzony w siebie, odmienia do końca we wszystkich przypadkach: ja, mnie, moje usta, mój płacz — nawet wtedy, gdy wszystko traci i płynie już na drugą stronę. Póki żył, w całym tego słowa znaczeniu, nie pojmował swej sytuacji egzystencjalnej; umiera się bowiem tylko raz, „bez rutyny”, do końca nie zna się śmierci, a więc nie cała rzeczywistość a priori jest dana w doświadczeniu, dzięki czemu piękno życia przysłania koszmar fatum. Dopiero kiedy ogarnia nas ciemność, kiedy „prowadzą w te same wrota” odbierające wszelką nadzieję — wtedy uświadamiamy sobie tę wspólnotę losu pokoleń i cały tragizm ludzkiej egzystencji.
®) Cz. Miłosz, Rozmowa płocha, tamże, s. 75.
RYSZARD SKOWROŃSKI
Dowód na moje istnienie
drogi po których szedłem roztopiły się w słońcu
lasy do których wchodziłem opadły
morza szeleszczące falami umarły
•- zmalały
Z Horacego
Ten cierń skały na twej dłoni jakże cię boleśnie zranił horacjańska mała Chloe
z piersi falującej jeszcze krew się cienką strużką sączy barwy rozgniecionych malin
biegłaś Chloe? z lękiem nagła przez listowie płowe sarna