• JW/M LtchaAski •
Asnyk osiadł na stale w Galicji. Był więc w pewnym stopniu wygnańcem, bo nie wrócił już nigdy do swego rodzinnego Kalisza, ale zyskał za to swobodę działania, niedostępną ani dla mieszkańców Królestwa, jak Faleń1 ski czy Gamulicki, ani też dla emigrantów, jak Norwid czy Lenartowicz. Cenzura austriacka była mniej dokuczliwa niż rosyjska, a poza tym warunki życia w Galicji umożliwiały w dość rozległym zakresie pracę polityczną, społeczną, oświatową. Stwarzało to szanse rozwinięcia aktywności obywatelskiej, ale w pewnym stopniu ograniczało niezależność pisarza. Faleński, nie znajdujący oddźwięku w ówczesnym warszawskim partykułarzu, rozgoryczony i stetryczały, męczył się rozpaczliwie w przymusowej bezczynności i osamotnieniu, wydawał własnym sumptem książki niemal nie zauważane ani przez krytykę, ani przez publiczność, tworzył za to zgodnie ze swoimi upodobaniami, nie ulegając dyktatowi okoliczności zewnętrznych. W innej zupełnie sytuacji znalazł się Asnyk: działacz, człowiek na świeczniku, wpływający swoją pracą dziennikarską oraz obywatelsko-organizacyj-ną na kształtowanie się opinii społecznej, ale zmuszony zarazem do liczenia się z nią, z różnych stron obserwowany i krytykowany, pozostający stale pod presją różnorodnych wymagań i sugestii, wplątany w grę krzyżujących się i ścierających tendencji.
A nie chodziło tu tylko o drobne aktualnostki prowincjonalnej polityki galicyjskiej i ówczesnego życia towarzyskiego w bliskim poecie środowisku. Chodziło również o zajęcie stanowiska wobec ważnych z punktu widzenia życia zbiorowego koncepcji politycznych, społecznych, filozoficznych, kulturowych. W przeciwieństwie do wielkich toby szerszego rozwinięcia. Tutaj mogłem je tylko zarysować bardzo ogólnie, koncentrując uwagę głównie na sprawach poe-jrji (a i nazwiska poetów przytoczone są tu przykładowo — dla zaznaczenia zjawisk najbardziej reprezentacyjnych i głównych Hn« rozwojowych).
samotników reprezentujących ten sam kierunek twórczy nie mógł on ignorować tych czy innych zjawisk bieżącej chwili ani też zajmować wobec nich stanowiska wyznaczonego własnymi tylko skłonnościami i upodobaniami. Jego sytuacja narzucała mu rolę barda narodowego, reprezentanta świadomości i sumienia społeczeństwa. Stąd owe tony dydaktyczne, stąd momenty wierszowanej publicystyki, na które wskazuje się, aby pognębić Asnyka.
Kiedy jednak zapoznamy się dokładniej z jego liryką, dojdziemy do wniosku, że miejsc artystycznie martwych jest u niego daleko mniej, niż twierdzą zapamiętali asny-kożercy. To po pierwsze. Po drugie: stwierdzimy, iż twórczość ta jest świadectwem ogromnego wysiłku intelektu i wyobraźni dążących do owładnięcia i przyswojenia charakterystycznych dla epoki tendencji myślowych i artystycznych. I — co ważniejsze — kieruje Asnykiem nie snobistyczna łapczywość na modne aktualnie nowostki, lecz ambicja sumującej syntezy. Nie tylko rezygnuje on z kontynuowania wieszczej postawy romantyków, ale pragnie wcielić w swoje słowo samowiedzę epoki.
Próbą realizacji tego założenia jest cykl Nad głębiami, cykl, o którym mówi Folkierski, że „należy do najpiękniejszych polskich sonetów, a już niewątpliwie nie posiada język polski piękniejszych sonetów filozoficznych” •. Filozoficznych w ścisłym rozumieniu, a nie tylko refleksyjnych, ponieważ „poeta jest tu wielce oszczędny w obrazowaniu. Pojęcie działa tu swą mocą własną i napełnia 14-ścienne naczynie swą mocną wonią, tęgą jak woń dobrego wina.”10 Pojęcie zostaje potraktowane jako podstawowy budulec utworu. Nie chodzi o „opiewanie" gotowego systemu filozoficznego (jak to np. robi Lemański w Tao), ale o eksperyment daleko zuchwalszy i ryzykow-niejszy: przetworzyć w poezję sumę przemyśleń ucznia romantyków wyposażonego w wiedzę pozytywistów i filozofującego w stylu ówczesnego scjentyzmu, stworzyć 1
XXVII
W. Folkierski: Sonet polski, Kraków 1925, s. 179.
» Ib., 8. 160.