Ili, Zasady rozróżniania faktów normalnych i patologicznych 103
dania tam, gdzie był on niewielki, muszą stać się bardziej intensywne, aniżeli były poprzednio. Trzeba, aby cała zbiorowość odczuwała je żywiej, gdyż jest to jedyne źródło, z jakiego czerpać mogą zwiększoną siłę pozwalającą im narzucić się jednostkom, które były przedtem najbardziej oporne. Aby zbrodniarze zniknęli, zgroza z powodu przelewu krwi musi nasilić się w tych warstwach społecznych, z których wywodzą się zbrodniarze. Aby tak być mogło, musi ona nasilić się w całym społeczeństwie. Sam brak zbrodni przyczynia się zresztą bezpośrednio do wywołania tego skutku, uczucie bowiem okazuje się tym bardziej szacowne, im powszechniej i zgodniej jest respektowane. Nie zwraca się jednakże uwagi na to, że owe mocne stany świadomości wspólnej mogą być tak wzmocnione tylko wtedy, gdy za jednym zamachem wzmacnia się stany słabsze, których gwałcenie było dotychczas źródłem co najwyżej wykroczeń czysto moralnych, te drugie są bowiem jedynie przedłużeniem, złagodzoną formą pierwszych. Tak więc kradzież i zwykła niedelikatność urażają jedno i to samo uczucie altruistyczne - poszanowanie własności drugiego człowieka. Rzecz w tym tylko, że jeden z tych czynów godzi w owo uczucie słabiej niż drugi, a ponieważ przeciętna świadomość nie jest dostatecznie intensywna, by żywo odczuć słabszą z tych dwóch uraz, niedelikatność staje się przedmiotem większej tolerancji. Oto czemu ludzi niedelikatnych jedynie się zawstydza, podczas gdy złodzieje są karani. Jeśli wszakże to samo uczucie nasila się do tego stopnia, że tłumi we wszystkich świadomościach skłonność człowieka do kradzieży, staje się ono bardziej wrażliwe na krzywdy, które do tej pory dotykały je tylko leciutko. Reakcja na nie stanie się żywsza; będą one przedmiotem bardziej energicznego potępienia, które część z nich przekształci z wykroczeń moralnych w zbrodnie. Na przykład niewłaściwe umowy lub umowy niewłaściwie dopełniane, które pociągają za sobą tylko wstyd lub odszkodowania cywilne, staną się przestępstwami. Wyobraźmy sobie społeczeństwo świętych, klasztor przykładny i doskonały. Zbrodnie w ścisłym tego słowa znaczeniu będą tam nieznane, ale wykroczenia, które człowiekowi zwykłemu wydają się grzechami powszednimi, powodować będą taki sam skandal, jak w przeciętnej świadomości wywołuje pospolite przestępstwo. Jeśli więc to społeczeństwo będzie miało władzę sądzenia i karania, uzna owe czyny za zbrodnicze i tak je będzie traktować. Z tego samego powodu człowiek o wyjątkowej prawości osądza najmniejszą niedoskonałość moralną z surowością, jaką tłum ma wyłącznie dla czynów prawdziwie przestępczych. Czyny przeciwko osobom były kiedyś częstsze niż obecnie, ponieważ słabsze było poszanowanie godności jednostki. Kiedy ono wzrosło, zbrodnie te stały się rzadsze, ale jednocześnie prawo karne objęło wiele gwałcących to uczucie czynów, które pierwotnie prawu temu nie podlegały1.
W celu wyczerpania wszystkich możliwych logicznie hipotez można postawić pytanie, dlaczego owa jednomyślność nie obejmuje wszystkich bez wyjątku uczuć zbiorowych, dlaczego nawet słabsze uczucia nie zyskują dostatecznej mocy, by przeszkodzić wszelkiemu rozdwojeniu. Cała świadomość moralna społeczeństwa znajdowałaby się w każdej jednostce, i to dość żywotna, by zapobiec wszelkiemu skierowanemu
Oszczerstwa, zniewagi, zniesławienie, podstęp itp.