106 ///- Zasady rozróżniania faktów normalnych i patologicznych
czasami do ukształtowania formy, jakie uczucia te przybiorą. Ileż to razy zbrodnia jest tylko antycypacją przyszłej moralności, zwrotem ku temu, co ma nadejść! Wedle prawa ateńskiego Sokrates był zbrodniarzem i jego skazanie było najzupełniej sprawiedliwe. Jego wszakże zbrodnia, czyli niezależność myślenia, była użyteczna nie tylko dla ludzkości, lecz i dla jego ojczyzny. Służyła ona bowiem przygotowaniu nowej moralności i wiary, jakiej Ateńczycy ppdów-czas potrzebowali, gdyż tradycje przestały być w zgodzie z ich warunkami bytu. Otóż wypadek Sokratesa nie jest odosobniony; od czasu do czasu powtarza się on w historii. Wolność myśli, jaką cieszymy się obecnie, nie mogłaby nigdy być proklamowana, gdyby wzbraniające jej zasady nie były gwałcone na długo przed ich uroczystym zniesieniem. W danej wszakże chwili to pogwałcenie było zbrodnią, gdyż było zamachem na uczucia wciąż jeszcze bardzo żywe w świadomości ogółu. Niemniej jednak zbrodnia ta była użyteczna, gdyż zapowiadała przekształcenia, które z dnia na dzień stawały się coraz bardziej niezbędne. Prekursorami wolnej filozofii byli najrozmaitsi heretycy, których władza świecka sprawiedliwie karała w wiekach średnich i u zarania czasów nowożytnych.
Z tego punktu widzenia zasadnicze fakty kryminologii jawią się nam od zupełnie nowej strony. Wbrew obiegowym opiniom zbrodniarz nie jest już istotą z gruntu aspołeczną, czymś w rodzaju pasożyta, ciała obcego i nieprzyswajalnego, wprowadzonego w łono społeczeństwa1; jest on prawidłowym czynnikiem życia społecznego. Zbrodnia ze swej strony nie powinna być już uważana za zło, dla którego wszelkie granice są za szerokie. Nie ma powodu cieszyć się wówczas, gdy zdarza się jej schodzić nazbyt wyraźnie poniżej zwykłego poziomu; można być pewnym, iż ten widoczny postęp jest zarazem zbieżny i związany z jakimś wstrząsem społecznym. Tak właśnie liczba napadów i ranień spada najniżej w okresie głodu2. Jednocześnie z poglądem na zbrodnię i odpowiednio do niego odnowiona zostaje - lub powinna zostać - teoria kary. Jeżeli bowiem zbrodnia jest chorobą, kara jest lekarstwem i nie można jej uważać za nic innego. Wszelkie dyskusje na jej temat sprowadzają się do ustalania, jaka powinna być, aby wypełnić swą rolę lekarstwa. Jeżeli natomiast zbrodnia nie jest niczym chorobowym, zadaniem kary nie jest leczenie i prawdziwej jej funkcji szukać trzeba gdzie indziej.
Daleko więc do tego, by jedyną racją bytu sformułowanych poprzednio zasad było uczynienie zadość formalizmowi logicznemu bez większej użyteczności. Wprost prze-
Sami popełniliśmy błąd mówienia w ten sposób o zbrodniarzu z powodu niezastosowania naszej zasady (zob. Emile Durkheim, O podziale pracy społecznej, s. 401 -403).
Z twierdzenia, że zbrodnia jest faktem socjologii normalnej, nie wynika zresztą, iż nie trzeba jej nienawidzić. Tak samo ból nie jest czymś upragnionym; jednostka nienawidzi go tak samo, jak społeczeństwo zbrodni, niemniej jednak należy on do fizjologii normalnej. Nie tylko wynika koniecznie z samego ustroju wszelkiej istoty żywej, lecz także odgrywa w życiu pożyteczną rolę i nie może być przez nic innego w tej roli zastąpiony. Wypaczeniem naszej myśli byłoby więc przedstawienie jej jako apologii zbrodni. Nie przyszłoby nam nawet do głowy protestować przeciwko takiej interpretacji, gdybyśmy nie wiedzieli, na jakie dziwaczne oskarżenia i nieporozumienia jest się narażonym wówczas, gdy próbuje się obiektywnie badać fakty moralne i mówić o nich językiem innym od potocznego.