50 //. Zasady obseiwacji faktów społecznych
wane, jest nie społeczeństwo, lecz Spencera idea społeczeństwa. Jeżeli nic nie powstrzymuje go od postępowania w ten sposób, to dzieje się tak dlatego, że również dla niego społeczeństwo jest i być może tylko realizacją idei, a mianowicie tej samej idei współpracy, która służyła mu przy jego definiowaniu1. Nietrudno byłoby wykazać, że problemy szczegółowe rozpatruje on za pomocą tej samej metody. Tak więc, choć chce uchodzić za empiryka, fakty zgromadzone w jego socjologii wykorzystywane są raczej do ilustrowania pojęciowych analiz, niż do opisu i wyjaśnienia rzeczy. Fakty te potrzebne są tam wyłącznie po to, by udawać argumenty. W rzeczywistości wszystko, co w doktrynie Spencera ma zasadnicze znaczenie, da się bezpośrednio wydedukować z jego definicji społeczeństwa i różnych form współpracy. Jeśli bowiem mamy do wyboru jedynie współpracę narzuconą w sposób tyrański oraz współpracę swobodną i żywiołową, to oczywiste jest, że ta druga jest ideałem, ku któremu zmierza i powinna zmierzać ludzkość.
Owe pospolite pojęcia spotyka się nie tylko u podstaw nauki, odnajduje się je także nieustannie w rozumowaniach. Przy obecnym stanie naszej wiedzy nie wiemy nic pewnego o tym, czym jest państwo, władza, wolność polityczna, demokracja, socjalizm, komunizm itp., metoda wymagałaby więc, by zabronić sobie używania tych pojęć jako nie-naukowo ukształtowanych. Jednakże wyrażające je słowa powracają bez przerwy w dyskusjach socjologów. Stosuje się je powszechnie i z przekonaniem, jak gdyby odpowiadały rzeczom dobrze znanym i określonym, podczas gdy nie budzą one w nas niczego poza mętnymi wyobrażeniami, mieszaniną mglistych wrażeń, przesądów i namiętności. Szydzimy dzisiaj z osobliwych rozumowań, jakie średniowieczni lekarze budowali z pojęć ciepła, zimna, wilgoci, suchości itp., a nie zauważamy, że stosujemy dalej tę samą metodę odnośnie do zjawisk, które na skutek swej skrajnej złożoności najmniej się do tego nadają.
W poszczególnych dziedzinach socjologii ten jej ideologiczny charakter występuje jeszcze wyraźniej.
Tak jest zwłaszcza z moralnością. Można mianowicie powiedzieć, że nie ma ani jednego systemu, gdzie nie byłaby ona przedstawiana jako prosty rozwój jakiejś idei wyjściowej, która zawiera w zarodku całą moralność. Jedni wierzą, że człowiek przychodząc na świat znajduje ją w sobie gotową; inni twierdzą, przeciwnie, iż tworzy się ona stopniowo w toku dziejów. Ale zarówno dla jednych, jak i dla drugich, zarówno dla racjonalistów, jak i dla empi-rystów, idea ta jest jedyną realną treścią moralności. Co do szczegółowych zasad prawnych i moralnych, to nie przyznaje się im, można powiedzieć, samodzielnej egzystencji, uważając je za zróżnicowane zastosowania owego podstawowego pojęcia do szczególnych okoliczności życia. Tym samym, przedmiotem moralności nie może być ów system nakazów pozbawionych realności, lecz staje się nim idea, z której te nakazy wypływają, będąc tylko jej różnymi zastosowaniami. Tak więc wszystkie pytania, jakie stawia zwykle etyka, odnoszą się nie do rzeczy, lecz do idei; chodzi o to, by wiedzieć, na czym polega idea prawa, idea moralności, nie zaś, jaka jest natura moralności i prawa jako takich.
„Współdziałanie przeto jest [...] czymś takim, co nie mogłoby istnieć bez społeczeństwa, oraz tym, dlaczego istnieje samo społeczeństwo” (Herbert Spencer, Instytucje polityczne, s. 23).