54 //. Zasady obserwacji faktów społecznych
rozpoznać można rzecz określoną tym mianem, następnie wyróżniłby jej rodzaje, badał za pomocą metodycznych indukcji, w zależności od jakich przyczyn ulegają one zmianom, wreszcie - porównał te rozmaite wyniki w celu znalezienia formuły ogólnej. Teoria mogłaby się więc zjawić dopiero wraz z postępem nauki. Zamiast tego spotyka się ją na samym początku. Aby ją stworzyć, ekonomista zadowala się zebraniem myśli, uświadomieniem sobie swej własnej idei wartości, tj. przedmiotu podlegającego wymianie. Stwierdza, iż zakłada ona ideę użyteczności, ideę rzadkości itp., po czym z tych wytworów swej analizy buduje definicję. Bez wątpienia ma na jej potwierdzenie kilka przykładów. Kiedy jednak pomyśli się o niezliczonych faktach, z których ma zdawać sprawę podobna teoria, jakże można przyznać najmniejszą choćby wartość dowodową z konieczności nader odosobnionym faktom cytowanym na chybił trafił?
Tak więc zarówno w ekonomii politycznej, jak i w moralności udział dociekania naukowego jest nader ograniczony; wpływ decydujący ma sztuka. W moralności teoria sprowadza się do rozważań o idei obowiązku, dobra i prawa. Te abstrakcyjne spekulacje nie tworzą, ściśle mówiąc, nauki, ponieważ ich zadaniem jest określenie nie tego, co jest rzeczywiście najwyższą zasadą moralności, lecz tego, co nią być powinno. Tak samo tym, co zajmuje najwięcej miejsca w dociekaniach ekonomistów, jest np. pytanie, czy społeczeństwo powinno być zorganizowane podług koncepcji indywidualistycznych, czy też socjalistycznych; czy jest lepiej, aby państwo interweniowało w stosunki przemysłowe i handlowe, czy też trzeba te stosunki pozostawić inicjatywie prywatnej; czy systemem monetarnym winien być monometalizm, czy bimetalizm itp. Prawa w ścisłym tego słowa znaczeniu są w ekonomii nieliczne; nawet to, co zwykło się nazywać prawami, nie zasługuje przeważnie na to określenie, chodzi bowiem jedynie o „przebrane” zasady działania i wskazówki praktyczne. Oto np. sławetne prawo podaży i popytu. Nie zostało ono nigdy indukcyjnie ustalone jako wyraz rzeczywistości ekonomicznej. Nigdy nie przeprowadzono żadnego doświadczenia, żadnego metodycznego porównania w celu ustalenia, czy rzeczywiście stosunki ekonomiczne rozwijają się zgodnie z tym prawem. Wszystko, co można było robić, i co zrobiono, to wykazanie za pomocą dialektyki, iż jednostki powinny tak postępować, jeżeli dobrze rozumieją swój interes; że każdy inny sposób postępowania byłby dla nich szkodliwy i wymagałby od swych zwolenników istnej aberracji logicznej. Logiczne jest to, że gałęzie najbardziej produktywne są najbardziej atrakcyjne i że posiadacze wytworów cieszących się największym popytem i najrzadszych sprzedają je po najwyższej cenie. Ale ta całkowicie logiczna konieczność nie przypomina w niczym prawdziwych praw natury. Te ostatnie wyrażają bowiem realne powiązania rzeczy, nie zaś sposób, w jaki winny się one wiązać.
To, co powiedzieliśmy na temat tego prawa, można powtórzyć odnośnie do tych wszystkich praw, które ortodoksyjna szkoła ekonomiczna nazywa naturalnymi, a które są zresztą jedynie szczególnymi przypadkami prawa podaży i popytu. Są one naturalne, jeśli ktoś chce, w tym znaczeniu, że wymieniają środki, których zastosowanie jest lub może wydawać się naturalne ze względu na osiągnięcie założonego celu. Nie powinno się jednak nazywać ich w ten sposób, jeżeli przez prawo naturalne rozumie się wszelki