o II, Zasady obserwacji faktów społecznych
tóra, choć do tej pory nie zauważana, może przyśpieszyć y rozwój. Fakty są tu może trudniejsze do interpretacji ze względu na swą wielką złożoność, ale uchwycenie ich jest itwiejsze. Psychologia, przeciwnie, ma kłopoty nie tylko opracowaniem, lecz i z dotarciem do faktów. Wolno więc rierzyć, iż wtedy, gdy tylko ta zasada metody socjologicz-ej zostanie jednomyślnie uznana i zastosowana, socjologia acznie rozwijać się z szybkością, której obecna powolność y postępu pozwala się tylko domyślać, i pokona dystans zielący ją od psychologii, ta bowiem zawdzięcza swą rzewagę jedynie swemu historycznemu pierwszeństwu10.
2
Doświadczenie naszych poprzedników pokazało wszakże, : w celu praktycznej realizacji dopiero co ustalonej praw-y nie wystarczy być przekonanym samemu czy też owieść jej tylko teoretycznie. Umysł ma naturalną donność do jej zapoznawania, toteż popadnie nieuchron-ie w dawne błędy, jeśli nie narzuci sobie surowej dyscyp-ny, której podstawowe zasady - dopełniające zasadę oprzednią - sformułujemy niżej:
1. Pierwsze z tych dopełnień jest takie oto: należy systematycznie usuwać wszelkie praenotiones. Zbędne jest spe-
10 To prawda, że większa złożoność faktów społecznych czyni naukę nich trudniejszą. Ale dla socjologii - dzięki temu, że zjawia się ona ;tatnia - rekompensatę stanowi możliwość korzystania z osiągnięć tuk niższego szczebla i uczenia się od nich. To czerpanie z już doko-inych doświadczeń przyśpieszy z pewnością jej rozwój.
cjalne uzasadniane tej reguły. Wynika ona z tego, co zostało już powiedziane. Jest zresztą podstawą wszelkiej metody naukowej. Metodyczne wątpienie Kartezjusza to, w gruncie rzeczy, tylko jej zastosowanie. Jeśli, przystępując do budowania nauki, przyznaje on sobie prawo do podawania w wątpliwość wszelkich idei, jakie powziął uprzednio, robi to dlatego, że chce korzystać jedynie z pojęć naukowo opracowanych, tj. utworzonych zgodnie z jego metodą. Wszelkie idee pochodzące z innego źródła winny być odrzucone przynajmniej na razie. Widzieliśmy już, że taki sam sens ma teoria idolów Bacona. Te dwie wielkie doktryny - tak często sobie przeciwstawiane - są zgodne w tym zasadniczym punkcie. Trzeba więc, by socjolog zarówno w momencie określenia przedmiotu swych badań, jak i w trakcie przeprowadzania dowodów zakazał sobie stanowczo korzystania z pojęć ukształtowanych poza nauką i dla zgoła nienaukowych celów. Trzeba, by wyzwolił się od tych fałszywych komunałów, które rządzą potocznym myśleniem; by zrzucił z siebie raz na zawsze jarzmo tych empirycznych kategorii, które pod wpływem długotrwałego przyzwyczajenia stają się często tyrańskie. A jeśli nawet niekiedy będzie się musiał do nich uciekać, niechaj robi to ze świadomością ich niewielkiej wartości, tak by nie wyznaczyć im w swej doktrynie roli, której nie są godne.
To wyzwolenie jest szczególnie trudne, jeśli chodzi o socjologię, ponieważ w grę wchodzi tu często uczucie. Swymi wierzeniami politycznymi i religijnymi, swymi praktykami moralnymi przejmujemy się zupełnie inaczej, aniżeli rzeczami świata fizycznego. W rezultacie owe namiętności udzielają się sposobowi ich doświadczania