który — przed stu laty — zmierzał do zakazu pracy dzieci. Marks sprzeciwił się tej propozycji z myślą o wykształceniu, gdyż młodzi mogli je zdobywać tylko.....yLjtrakcie.-.pracy. Jeśli się 'zwa
ży, że gdyby naj-wspanialszym.....owocem ludzkiej pracy miało być wykształcenie, jakie zdobywa wykonujący ją człowiek, i możność przekazywania swoich zdobyczy innym, staje się oczywiste, że alienacja współczesnego społeczeństwa w sensie pedagogicznym jest jeszcze silniejsza niż jego aliencja gospodarcza.
Pewien mój czarny przyjaciel z Chicago dobrze określił główną przeszkodę na drodze do społeczeństwa, które naprawdę kształci. Powiedział mi mianowicie, że nasza wyobraźnia jest „cała przepojona duchem szkoły”. Pozwalamy państwu stwierdzać powszechne braki w wykształceniu jego obywateli i ustanawiać jedną wyspecjalizowaną agencję celem ich usunięcia. Padamy ofiarą wspólnego złudzenia, że potrafimy odróżniać, co jest niezbędnym wykształceniem dla innych, a co nim nie jest, tak samo jak poprzednie pokolenia ustanawiały prawa określające, co jest święte, a co nieświęte.
Durkheiim uznał tę zdolność dzielenia rzeczywistości społecznej na dwie dziedziny za istotę zinstytucjonalizowanej religii. Są, dowodził, reli-gie bez czynnika nadprzyrodzonego i religie bez bogów, ale nie ma takiej, która by nie dzieliła świata na rzeczy, czasy i osoby święte i inne, będące wobec tego nieświęte. Obserwację Durk-heima można zastosować do socjologii oświaty, bo szkoła w podobny sposób tworzy zasadnicze podziały.
Samo istnienie obowiązkowych szkół dzieli każde społeczeństwo na dwie kategorie: pewne okresy czasu, procesy, pewne środki i zawody są „akademickie” albo „pedagogiczne”, inne nie są. Zdolność szkoły do takiego dzielenia rzeczywistości społecznej nie rna granic: proces wykształcenia przestaje mieć cokolwiek wspólnego z rzeczywistością, rzeczywistość przestaje być źródłem wykształcenia.
Począwszy od Bonhoeffera współcześni teologowie wskazują rozbieżności panujące obecnie między zawartą w Biblii nauką a zinstytucjonalizowaną religią. Ich zdaniem doświadczenie pokazuje, że wolność i wiara chrześcijańska pogłębiają się w wyniku sekularyzacji. Naturalnie wielu duchownym ich twierdzenia wydają się bluźnier-cze. Niewątpliwie proces kształcenia zyska na zniesieniu szkół, chociaż dla licznych nauczycieli ten postulat może się wydać zdradą w obliczu walki z ciemnotą. Ale właśnie światłość dławi się dzisiaj w szkołach.
Sekularyzacja wiary chrześcijańskiej zależy od zaangażowania chrześcijan zrośniętych z Kościołem. Podobnie „odszkolnienie” oświaty zależy od dobrej woli ludzi wychowanych przez szkoły. Program szkolny nie może służyć za wykręt, jeśli idzie o podjęcie tego zadania: każdy z nas ponosi odpowiedzialność za to, co dał z siebie zrobić, choćby nawet mógł co najwyżej dźwignąć tę odpowiedzialność i służyć innym za przestrogę.