14 • Eurypides . Trapdit
kult. Rozbija on cały ten porządek, opętujc cale społeczeństwo, wypędza kobicty-menady, tj. ‘szalone’, czcicielki nowego bóstwa, z miejskich domów na łono natury, gdzie żyją prawic jak zwierzęta posłuszne nowemu panu i jego żywiołowi, nieubłagane i straszne dla każdego, kto się Dionizosowi opiera. Władza, którą reprezentuje młody i gorliwy król Pentheus, uważa za swą powinność i prawo ingerować, zabraniać, karać, a upór władcy nasila się tym bardziej, im jaskrawsze formy przybiera ten religijny przewrót. Pen-ihcus nic jest bynajmniej bezbożnikiem ani ateistą, on tylko nie chce i nic może przyjąć takiego boga, takiego kultu, takiego porządku. Ale też ten egzotyczny obcy obyczaj, te podejrzane kształty religii wywierają nań nieoczekiwany wpływ: to, co zakazane - zaciekawia, to, co szalone - wciąga. Nowy bóg jest bogiem upojenia i w końcu przeciwnika swojego porazi szałem, otumani jak pijanego, doprowadzi do zguby wyjątkowo okrutnej.
Bakchantki to jedyna tragedia Eurypidesa, w której bóg jest stale aktywną postacią sztuki. W innych dramatach bóstwa ograniczają swą rolę do prologów i epiłogów, eksponowanych nieraz, ale nie wbudowanych w akcję. Tu Dionizos pozostaje cały czas obecny: w przebraniu własnego kapłana, we własnej boskiej, objawionej postaci i w cudownym działaniu (jak np. w tym trzęsieniu ziemi, które obala pałac), a zawsze jako siła obecna w umysłach wszystkich postaci sztuki i Chóru, kierująca ich postępowaniem i reakcjami. Ile postaci, tyle postaw wobec boga. Tak więc mamy tytułowy Chór barbarzyńskich menad, entuzjastycznych w podanym już przez nas wyżej znaczeniu, opętanych, szalonych i groźnych. Dalej dwaj starcy: Tejresjas i Kadmos, odmlodniali (ale i nieco zdziecinniali) w służbie nowego boga, aż. komiczni w swej neofickiej gorliwości, którą Kadmos zabarwia dumą rodową, a Tejresjas, wieszczek i teolog, kapłańskim profesjonalizmem. Z kolei dwaj Posłańcy - przejęci i wstrząśnięci tym, co widzieli, wzywający do poddania się potędze nowego bóstwa. Wreszcie postać najbardziej wstrząsająca: oszalała w służbie Dionizosowi matka-synobójczyni - Agauc; i jedyny przeciwnik - przez boga mamiony, Pentheus. Chyba w żadnej innej tragedii Eurypidesa nic ma takiej jedności nastroju, takiej spoistości akcji i wymowy obrazu ukazującego nieprzejednaną moc boga. Tragiczny los Pentheusa polega na tym, że ten, który chce bronić społeczności, jest w tym całkowicie odosobniony, nikt przy nim nic staje, a zanim sam strasznie zginie, przejdzie jeszcze przez upokorzenie śmieszności: on, władca i mężczyzna, przebierze się za kobietę, by potem ponieść śmierć z kobiecych, nieuzbrojonych rąk.
Tymczasem potęga prawdziwa tkwi przy prawic kobiecym z wyglądu, łagodnym i spokojnym z pozoru Dionizosie.
Po czyjej stronie racja, komu chcc ją przyznać poeta - pytano nieraz, usiłując odczytać wymowę tragedii. Odpowiedzi dawano wiele; nam najbardziej przekonywająca wydaje się ta, którą proponuje Andre Bonnard.2 Wynika ona z samej istoty wielkiej twórczości dramatycznej, złego, że Eurypides jest i w Dionizosie, i w Pentheu-sie, że udziela siebie, wciela się częściowo we wszystkie postaci sztuki i Chór. A także z tego, że poeta jest i zaszokowany, i zafascynowany tym orgiastycznym kultem, gdzie panują szał i groza, a kategorie racjonalne nie mają znaczenia, gdyż (w. 395) -
To, co mqdrc, to nie młdroić.
(To topkdn d'ou lophia).
Nastrój sztuki przesłania tu elementy treści i właściwie z trudem uświadamiamy sobie to, co nam tekst wyraźnie mówi. Ta tragiczna historia jest przecież i historią rodzinną: umotywowaniem okrucieństw Dionizosa w Tebach staje się jego zemsta za matkę, Scmc-Ic, z której szydziły siostry, nie wierząc w jej związek z Dzcuscm ani też w boskie pochodzenie Bakcha. Bóg, dając zginąć Pcntheusowj z rąk Agauc i jej sióstr, matki i ciotek, zabija więc równocześnie własnego brata ciotecznego. Zemsty dokonuje na zimno, powoli, krok po kroku prowadząc Pcnthcusa ku strasznej śmierci, Agaue zaś ku okropnemu czynowi.
Powiedzieliśmy, że takie orgiastycznc formy kultu były już w Atenach złagodzone. Ale z innych krain, z Tracji, ze Wschodu napływały wciąż nowe, dziwne nabożeństwa do nowych bóstw, niechętnie przez tradycjonalistów przyjmowanych. Wystarczy posłuchać szyderstw Arystofancsa, a nawet o pół wieku późniejszych zjadliwych aluzji Dcmostcncsa. Nic mogło to jednak powstrzymać nowych prądów, nowej ekstatycznej pobożności, przejawiającej się w nieokiełzanych, dalekich od olimpijskiego zrównoważenia formach. Wick później, w czasie wypraw Aleksandra Macedońskiego, gdy powstało jego ogromne państwo stu ludów i stu rełigii, które z kolei rozsypało się na wielkie hellenistyczne imperia, gdzie zaczął dochodzić do głosu coraz silniej element miejscowy (zwłaszcza orientalny), najsilniejszy chyba właśnie w dziedzinie wiary i kultów,
} Zoti. A. Bnnrurd, Dit Kultur drr Gńackłn '/on EuripUttt W) A!<rx<trxlrc\a, aui dem Fr&nzdsischcn ufccrsetzs G. Frcnzcl, Band HI, Dresden 196?. (pezyp. rcd.l