94 Pożytki z różnorodności
się ani za relatywizmem, ponieważ uniemożliwia on ocenę, ani za absolutyzmem, ponieważ usuwa on ocenę z historii, zwracają się ku tego rodzaju impermeabilite, którą zaleca Levi-Strauss: ,,my to my” a „oni to oni”. Bez względu na to, czy uznamy to za łatwą arogancję, usprawiedliwioną stronniczość, czy też za imponująco szczerą deklarację: „pozostanę sobą” wyrażoną przez Flannery 0’Connor we frazie „w Rzymie robią to nie inaczej jak ty w Mil-ledgeville”, stawia to problem przyszłości etnocentryzmu i różnorodności kulturowej w raczej nowym świetle. Czy rzeczywiście wycofywanie się lub dystansowanie, „spojrzenie z oddali”, jest sposobem na uniknięcie desperackiej tolerancji związanej z kosmopolityzmem UNESCO? Czy moralny narcyzm jest alternatywą dla moralnej entropii?
* *
W ciągu ostatnich dwudziestu pięciu, trzydziestu lat pojawiły się liczne siły działające na rzecz cieplejszego stosunku do zjawiska koncentrowania się kultur na sobie samych. Są to te problemy „stanu świata”, o których napomyka Levi-Strauss. Chodzi zwłaszcza o niepowodzenie większości krajów Trzeciego Świata w stworzeniu warunków życia odpowiadających bujnym nadziejom, jakie ożywiały je bezpośrednio przed i tuż po walce stoczonej o niepodległość. Amin, Bokassa, Pol Pot, Chomeini w sposób skrajny, a Marcos, Mobutu, Sukamo i pani Gandhi mniej ekstrawagancko, przyczynili się w jakiś sposób do utrwalenia przekonania, że istnieją gdzieś światy, w porównaniu z którymi nasz własny jest chory. Systematycznie dokonuje się proces demaskowania marksowskich utopii - Związek Radziecki, Chiny, Kuba, Wietnam. Słabnie też pesymistyczne przekonanie o schyłku Zachodu, wywołane przez wojnę światową, światowy kryzys i utratę imperium. Moim zdaniem nie mniej ważna jest jednak rosąca świadomość, że proces wytwarzania się powszechnego - transnarodowego, transkulturowego, a nawet ponadklasowego - konsensusu w sprawach normatywnych nie został uruchomiony. Nikt - ani Sikhowie, ani socjaliści, ani pozytywiści, ani Irlandczycy - nie palili się do uzgodnienia poglądów na temat, co jest przyzwoite, a co nie, co godziwe, a co nie, co jest a co nie jest piękne, co rozsądne, a co nie^ W każdym razie nie dojdzie do tego prędko, być może nigdy.
Jeśli odrzuci się ideę (a oczywiście nie odrzucą jej wszyscy, nawet nie większość), że świat zmierza ku jakiemuś zasadniczemu porozumieniu w podstawowych kwestiach, czy choćby, jak to ma miejsce w przypadku Levi-Straussa, że powinien ku takiemu porozumieniu zmierzać, wówczas urok etnocentryzmu typu „wyluzuj się i ciesz z tego, co masz” wzrasta w sposób naturalny. Jeśli nasze wartości nie dadzą się oderwać od naszej historii i instytucji, a wartości innych ludzi od ich historii i instytucji, wówczas nie pozostaje nic innego jak pójść za radą Emersona i stanąć na własnych nogach oraz przemawiać własnym głosem. „Chciałbym zasugerować - pisze Richard Rorty w jednej z ostatnich prac (pod kapitalnym tytułem Postmodernistyczny liberalizm mieszczański) - w jaki sposób liberałowie (...) mogliby przekonać nasze społeczeństwo (...) że odpowiedzialnym należy być względem własnej tradycji (...)”10. To, do czego antropolog w poszukiwaniu „prawidłowości ukrytych pod widoczną rozmaitością wierzeń i instytucji”1 2 podchodzi od strony racjonalizmu i naukowych wyżyn, do tego filozof, przekonany, że „zasady i przeświadczenia są ‘ugruntowane’ jedynie w ten sposób, że wspierające je przekonania, pragnienia i emocje częściowo pokrywają się z przekonaniami wielu innych członków grupy, z którą się utożsamiamy podejmując rozważania o moralności czy polityce”, podchodzi od strony pragmatyzmu i powściągliwej etyki12.
10 R. Rorty, Postmodernistyczny liberalizm mieszczański w: tegoż, Obiektywność, relatywizm, prawda. Pisma fdozoficzne, przeł. J. Margański, t. 1, Warszawa 1999, s. 296.
Levi-Strauss, op. cit., s. 70.
12 Rorty, op. cit., s. 297.