o śmierci. Śmierć jest cuchnąca, stęchła i definitywna. Zarówno na nią, jak i na to, co przychodzi potem, nie ma się już wpływu.
- Chyba wzięła też złe tabletki - stwierdziła Carolin. -Wszyscy myślą, że wystarczy garść pigułek nasennych i gotowe. Kompletna bzdura! Najczęściej człowiek zaczyna wtedy rzygać albo budzi się zaraz z bólem głowy.
W grupie zapadła cisza. Spojrzenia wszystkich skierowały się na Carolin.
Dziewczyna poczerwieniała jak burak.
- Nie, jasne, że sama tego nie próbowałam, ale mój starszy brat pracuje na oddziale psychiatrycznym dla młodzieży i od czasu do czasu opowiada, co niektórzy tam wyrabiają. Zęby skończyć ze sobą, jedzą nawet trutkę na szczury albo środki czyszczące, detergenty.
- Każdy powinien mieć prawo decydowania o sobie! - wypsnęło się Mai. Pomyślała o swoim ojcu, o koszmarnych ostatnich tygodniach jego życia i całkowitej zależności od innych.
„Łagodna śmierć” - zgodnie orzekły przyjaciółki mamy. Ale co one mogły o tym wiedzieć? Czy choć raz naprawdę spojrzały mu w oczy?
- Rzuciło ci się na mózg, czy co? - naskoczyła na nią Sybill. - Samobójstwo to prawdziwe gówno. Przecież nigdy nie wiadomo, czy wszystko się jakoś nie ułoży!
Jej ostatnie zdanie skwitował ironiczny śmiech.
- Uważam, że samobójstwo to tchórzostwo - do dyskusji wmieszał się nagle szorstki, męski głos. To był Bernd. Niepostrzeżenie przyłączyli się wraz z Jurgenem do grupy dziewcząt. Dość nietypowo, ale też dzień nie należał do zwyczajnych. Poza tym chodził z Renatą do jednej klasy.
- To zależy od okoliczności - zdecydowanie skontrowała Maja. - Przecież istnieje jeszcze coś takiego jak eutanazja! Kiedy pomaga się umrzeć śmiertelnie chorym!
- To zupełnie inna bajka - stwierdziła Carolin. - Ale kto decyduje o tym, czy jest się śmiertelnie chorym? Jeśli śmiertelnie chory nie może już mówić, to wtedy jest chyba za późno!
„Nie może już mówić! Nigdy więcej nie usłyszy - pssst, już dobrze!”
Mai zakręciło się w głowie. Czarne plamy niepokojąco zawirowały jej przed oczyma. Znała je doskonale.
„Byle dalej - pomyślała. - Byle jak najdalej stąd”.
- Maju, uważaj!
Ktoś chwycił ją mocno za ramię, jedna osoba z lewej, druga z prawej strony i już siedziała na ławce.
- Co się tu dzieje?
Dyżur na przerwie miała Mattrowitch.
„Dlaczego właśnie ona!” - przemknęło Mai przez myśl i z trudem otworzyła oczy.
- Maja nagle zbladła. Baliśmy się, że upadnie - wysapała Sybill. - Rozmawialiśmy o Renacie, o śmierci i różnych takich sprawach - dodała niemal szeptem. - Chyba za bardzo się zdenerwowała. Wie pani przecież, jej tata... - nie dokończyła zdania.
„Głupia krowa” - pomyślała Maja, zerkając na drugą stronę ławki. Spojrzała prosto w zatroskane oczy Bernda. Patrzył na nią, nic nie mówiąc. Nagle znowu poczuła przypływ sił.
- Chwilowa niedyspozycja - oznajmiła i zdobyła się na wysiłek, aby spojrzeć w oczy nauczycielce.
- Nie, nie! - odpowiedziała Mattrowitch. - Tym razem skontaktuję się z twoją matką. Musisz koniecznie iść do lekarza!
Maja z wielkim trudem przezwyciężyła strach.
- Do lekarza? Dopiero co tydzień temu byłam u doktora Vossa. Stwierdził, że wszystko w porządku. Ale proszę zadzwonić do mamy, jeśli pani nie wierzy!
Rozległ się dzwonek na lekcje.
- Nie omieszkam! - oznajmiła nauczycielka.
Bernd szedł za nią korytarzem.
- Po co byłaś u lekarza? Miałaś jednak grypę?
- Tak, jakiś wirus. Nic poważnego!
Maja z trudem wytrzymała jego spojrzenie. Tylko kłamcy nie potrafią patrzeć prosto w oczy.
- Zobaczymy się jeszcze? - spytał Bernd.
- Uhm - Maja odwróciła się. Bardzo tego chciała, ale jeśli
51