112 MARYA KONOPNICKA
Nie tykała stopką ziemi.
Nie tykała trawek szatą.
Tak powietrznie a skrzydlato Nad polami szła cichcmi.
Od wschodowej wyszła strony,
Gdzie na zorzach śpi Fiesołe,
A przez wzgórza i przez pole Srebrny dzwonek drżał ruszony...
Nikt nie widział, nikt nie słyszał.
Sam on tylko (latr/ał na Nią,
Na tę białą swoją panią.
I już odtąd ku niej dyszał.
Dziś na męskiej sławy szczycie,
W łzach, w uśmiechach wsj>omnień sielskich.. W barwy zwiane z piór anielskich Odział wizyę na błękicie.
I zadumał się z tęsknotą O sierocej swojej wiośnie...
A w ulicy gwar już rośnie.
Pod kopułą słońca złotą.
Miasto, jakby hasło wzięło,
Taki dreszcz je wskroś przeleci,
Szepcze jeden, drugi, trzeci:
— »Cimabue kończy dzieło!«
We drzwi izby, w okna, w progi.
Strojnych mieszczan tłum się ciśnie.
Może iip choć rąbek błyśnie...
Choć z pod stopek nów dwurogi...
Mżą się w słońcu szaty skrawe,
Płoną oczy, serca biją,
Z wyciągniętą dziewki szyją.
Tchem gorącym szepczą: — ave...
Aż zahuczą z wieżyc dzwony,
Rozkołyszą się nad Arno...
Przed głów zbitych masą czarną Drzwi rozskoczą się w dwie strony.
Wyszedł na próg mistrz Giovanni I uchylił beret z piórem:
— »Salve! Salve!« — zagrzmi chórem.
A on: — *Nie mnie cześć, lecz Pani!« —
Zamilkł, twarz mu spłonie blada,
Żaru natchnień pełne oczy,
A już w izbę lud się tłoczy,
Na kolana już upada.
KONOPNICM. IUUA 8