T nirTNER W MAŁYM OOMKU
ludzie kłaniają się przed naszym
szyłam się, ze ■Jg
mem... raęje na pół serio -
netu— nagie na poi am**
ji0 mi na myśl, że tam na dole stoi M* Wtjm oknie, i psuje całe wrażenie...
;^bv si'e lepiej ubierać, jako żona przyszłego
fcłaby^ lepiej ubierać.‘jako żona przyszł'^, mistrza. ^^r
Powiedz jej: moja Maryniu, ubieraj się taU r nic- potrzebowała wstydzie się ciebie. J
że-
vm
WANDA nagle, prawie obojętnie
Czy ty ją kochasz?
Co?
DOKTÓR wstaje Wybucha śmiechem
WANDA
niecierpliwie, prędko
Nie śmiej się... nie śmiej się!
Słucham.
DOKTÓR
WANDA Zzy ty kochasz Marynię?
fak, rozumie się.
DOKTÓR
WANDA j. w. ‘Ęm
>obrze; tylko znowu się nie śmiej. Powiedziałem
po prostu: tak.
DOKTÓR
I cóz dalej?
^ANDA
się
OK by mnie kto kochał ,
, c hodziłabym jak ksi^niczka. nhiera»«bym
doktór
z żartobliwą powagą
\ r iebie nikt nie kocha?
WANDA
Nikt mi jeszcze tego nie powiedział
DOKTÓR
-\!o może kocha.
WANDA
Nie. to trzeba powiedzieć.
DOKTOR
Koniecznie?
WANDA
Tak; i nie tylko raz. Gdybym była żoną, to mąz
;siałby mi to mówić codziennie.
DOKTÓR
Dziękuję!... Codziennie!... Co dzień się starać
ha! Czy żona nie jest moją?
WANDA ironicznie
i- o z umie się... twoją własnością... tak pewną, jak przykład ten dom, który jest asekurowany-
doktór .
Ha, ha! Widzisz!... 1 tak płaci * «
• • ę s,e drzwi z ogrodui ^odU m