wszak podważa Ejię obecnie i autonomię, i centralne usytuowanie uniwersytetów i nauki jako takiej.
Długa jest lista społecznych/kulturalnych/politycznych zmian, które do tego kryzysu doprowadziły, jednak najważniejsze z nich wiążą się z gwałtownym osłabieniem ortodoksyjnych instytucjonalnych podstaw stanowiących gwarancję autorytetu uniwersytetów.
Z jednej strony współczesne państwa narodowe na całym świecie i po obu stronach niedawnej globalnej kurtyny zrezygnowały z większości integracyjnych funkcji, które dotychczas pełniły, i scedowały je na siły niepodle-gające ich kontroli, dalece wykraczające poza zasięg zachodzącego procesu politycznego. Oznacza to, że dzisiejsze państwa narodowe nie interesują się już ideologiczną przemianą i mobilizacją, polityką kulturalną, popieraniem wzorców kultury uznawanych źa lepsze od innych, skazanych tym samym na unicestwienie^Jednocześnie pozostawiają kwestię formowania hierarchii kulturalnych (czy w ogóle samą możliwość powołania ich do żyda) na łasce rozproszonych i nieskoordynowanych sił rynku.*W rezultacie przywilej podziału i posiadania władzy na mocy posiadanej wiedzy - przywilej niegdyś I przyznawany przez państwo wyłącznie uniwersytetom Szostał również podany w wątpliwość i, skutecznie podważony przez inne ośrodki. Renomę zyskuje się i trąd poza murami uczelni, a niegdyś decydującej roli odgrywanej przez kolegów po fachu przypisuje się coraz mniejsze znaczenie. W procesie kształtowania hierarchii ważności rozgłos zastąpił renomę, popularność wyparła zasługi naukowe, toteż cały proces nie tyle podlega kontroli, ile szturchańcom ze strony instytucji specjalizujących się w zarządzaniu uwagą publiczną (Rćgis Debray mówi o mediocracy, a użyta tu gra słów: media - media i mediocre - przeciętny, mierny jest całkowicie nieprzypadkowa). To medialna wartość wiadomości, a nie ortodoksyjne uniwersyteckie standardy naukowej wagi, określa hierarchię ważności - równie nietrwałą i chwiejną jak wartość medialna komunikatów.
Z drugiej strony - wobec perspektywy zmniejszającej się uniwersalno-śd kultury, jej niezdolnośd do wywołania entuzjazmu czy zaangażowania, braku opozycji dla pluralizmu kulturowego przy jednoczesnym szczodrym wsparciu instytucjonalnym - nie da się już utrzymać monopolistycznej czy choćby uprzywilejowanej roli uniwersytetów w tworzeniu i selekcjonowaniu wartości. Uniwersytety muszą walczyć na pozornie równych prawach z innymi instytucjami, z których wiele demonstruje znacznie większą sprawność w „docieraniu z komunikatem pod wybrany adres", instytucjami znacznie lepiej zestrojonymi z pragnieniami i obawami współczesnych konL sumentów. Nie jest jasne, dlaczego ludzie, których tak pociąga poszerzający ich możliwości zakres umiejętności i wiedzy, że pragną je nabyć, mieliby zwracać się do uniwersytetów, a nie ich rywali z prośbą o pomoc.