uznamy nowo poznaną osobę za wrogą i agresywną, jest wielce prawdopodobne, że swoim zachowaniem nieświadomie sprowokujemy ją do agresji. Tymczasem zachowanie, które stało się podstawą zaetykictowania, nie musiało być dla tej osoby typowe, mogło mieć wręcz incydentalny charakter. Wydaje się, że jest to bardzo poważny argument za tym, by unikać pochopnych wniosków na temat charakteru czy sposobu funkcjonowania rodzica, zanim nadarzą się okazje, by go lepiej poznać. Nauczyciel nie musi biernie czekać na takie okazje do wzajemnego poznawania się, lecz może sam je tworzyć. Jest to szczególnie ważne w odniesieniu do rodziców, z którymi współpraca nie od razu układa się dobrze i gładko.
Wyżej przekony wałam, że współpraca, choćby trudna, jest zawsze możliwa i potrzebna. Jednak w nielicznych przypadkach nie ma na nią szans. Istnieje pewna grupa rodziców, których wpływ na dziecko jest tak destruktywny, że najlepszą rzeczą, jaką można zrobić, jest odizolowanie ich od niego. To rodzice, którzy dręczą, maltretują lub skrajnie zaniedbują swoje potomstwo (np. Browne i Herbert, 1999; Dutton, 2001; Pospiszyl, 1994). Nauczyciel, który zauważy przejawy takiej patologii rodzinnej, jest przede wszystkim zobowiązany do zatroszczenia się o dziecko, a więc do zawiadomienia odpowiednich instytucji. Podejmowanie prób wpłynięcia na zmianę postępowania rodziców bez wcześniejszego zapewnienia dziecku bezpieczeństwa wiąże się ze zbyt wielkim ryzykiem dalszego krzywdzenia.