Nareszcie! nareszcie było po wszystkim. Teraz chciała tylko wziąć się do pracy, spragniony jej bardziej niż kicdr Iwick. by móc wygnać z pamięci lego trupa i ujść dręczę: widmu wielkich, otwartych oczu. Ale nazajutrz otrzyma plik listów: jedne od lokatorów z mojego domu, in: z domów sąsiednich; ten z pierwszego piętra, tamten z dru-l giego. ów z trzeciego, i tak dalej; jedne lekkie w tonie, jakby chciuły ukryć pod żartem powagę prośby; inne bezwstydra i z błędami ortografii; ale wszystkie miały ten sam cel, to znaczy uzyskanie kawałka żałobnego i uszczęśliwiającego sznura. Wśród petentów, dodam, więcej było kobiet niż j mężczyzn; może mi pan jednak wierzyć, że nic wszyscy pochodzili z gminu. Zachowałem te listy.
I wtedy błysk światła rozjaśnił mi nagle mózg i zrozumiałem, dlaczego matce tak bardzo zależało na sznurze i jaki to handel miał jej przynieść pocieszenie.
XXXI
W pięknym ogrodzie, gdzie promienie jesiennego słońca /ntr/ymały się jakby umyślnie pod zielonkawym już niebem, |>o klórym złote chmury płynęły jak wędrujące kontynenty, rozmawiało czworo pięknych dzieci, czterech chłopców znużonych zabawą.
’j Jeden z nich mówił:
— Wczorąj zaprowadzono mnie do teatru. W wielkich imutnych pałacach, rysujących się na tle morza i nieba, mężczyźni i kobiety, poważni i także smutni, ale piękniejsi I lepiej ubrani od tych, których widzimy dokoła, rozmawiają śpiewnymi głosami. Grożą sobie, błagają, rozpaczają i często kładą dłoń na sztylecie zatkniętym u pasa. Ach, jakie to piękne! Kobiety są piękniejsze i większe od tych. które przychodzą do nas z wizytą, i choć podkrążone oczy I płonące policzki przydają im strasznego wyrazu, nie można leli nic kochać. Boisz się, chcesz płakać, a jednak jest d przyjemnie... Co jeszcze dziwniejsze, chciałbyś być tak samo Ubrany, robić te same rzeczy, mówić tym samym głosem...
Drugi chłopiec, który od kilku sekund nie słuchał już kolegi i utkwił dziwnie nieruchome spojrzenie w jakimś punkcie nieba, zawołał nagle:
Spójrzcie; spójrzcie tam! Widzicie Go? Siedzi na tej liinlcj samotnej chmurce, chmurce koloru ognia, która przesuwa się powoli. I jakby na nas patrzył!
Ale kto? — zapytali chłopcy.
77