skanuj0019

skanuj0019



MAŁY EMIL

Emil nie lubił przymusu. Wietrzył go wszędzie i gdy mu się tylko zdawało, że go czuje — wierzgał jak koń. Wykraczało to daleko poza to, co się nazywa nieposłuszeństwem.

Najczęściej, gdy mu nie dawano spokoju, wchodził pod łóżko i trzeba go było stamtąd wyciągać laską ojca. W krańcowym wypadku zamykał się w klozecie, i mama, i kucharka namawiały go godzinami, by zechciał wyjść. Ale on wiedział, że jeśli wyjdzie, to go zbiją, i że im dłużej siedzi, tym bardziej go będą bili. Wtedy oglądał na ścianach magiczne znaki i obrazy, którymi, jak ludzie pierwotni jaskinie, pokrywał klozet, i gryzł palce ze złości, strachu i zdenerwowania. W końcu mówił:

—    Mamo...

—    No co?

—    Jeśli ja wyjdę, to nie zbijesz mnie?

—    Nie. (Wiedział, że to nieprawda.)

—    Na pewno?

—    Na pewno. (Wiedział, że to nieprawda.)

—    I nie pójdę jutro do szkoły?

—    Nie pójdziesz. (Wiedział, że to nieprawda.)

I nie otwierał.

Za drzwiami matka krzyczała. On czekał, aż przyjdzie ojciec, pan z długą brodą i niebieskimi oczami, który nie pozwalał go bić, ale interesował się nim zbyt mało.

I zdarzyło się raz, gdy miał siedem lat i był w drugiej klasie, że ojciec wyjechał do Paryża na zjazd bakteriologów. Siedział w klozecie już od 16 godzin, gdy wyważono drzwi; siedział w kącie, na ziemi, blady, ze zlepionymi włosami opadającymi na czoło. Nie poruszał się, gdy weszła matka, pokojówka Janka i stróż Antoni. I nie zbito go wtedy po raz pierwszy, bo matka zobaczyła jego półobłąkane oczy, między opadającymi włosami, jak oczy zwierzęcia między liśćmi.

Bona zaprowadziła go do łóżka. Leżał w półmroku, bo bał się ciemności. Lubił widzieć zarysy mebli, bo były punktem zaczepienia. W ciemności czuł się jak w dużej wodzie i bał się zanurzyć w sen. Trzymał się kurczowo świadomości. Wydawało mu się, że gdy ją straci, umrze. Czuwając tak, patrzył na mlecznobiałe okno i widział na nim olbrzymią nienawiść do matki i strach o nią.

I zabijał matkę wiele razy wszystkimi kuchennymi nożami, jakie pamiętał: począwszy od tego do krajania mięsa, a skończywszy na małym do obierania owoców; i siekierą od węgla też. Potem wstał, była już dwunasta, i poszedł w długiej, białej koszuli do jej sypialni. Ona już spała, a on słuchał, czy oddycha, czy nie umarła. Zobaczył, że żyje, i poczuł nagle, że jest zmęczony.

Powoli znikł — jedyny i straszny — obowiązek i przymus czuwania, który sprawiał, że źle sypiał po nocach. Sen wypełzł cicho z boku jak czarny, miękki wąż.

Drgnął jeszcze raz.

„Czy ja jeszcze myślę?”

45


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
skanuj0031 (121) wych. Jeżeli nie doszło do zakażenia, uszkodzona powierzchnia skóry pokrywa się żół
skanuj0037 dolnych ku górze. Muszą być one zgięte w stawach biodrowych i kolanowych, a unosi się tyl
sokrates1 OBRONA SOKRATESA się wam zdawało, że wielkich słów używam. Bo nie będę swoich słów przytac
79617 img070 (20) 82 W w pamięci, gdy dyskutuje się słynne twierdzenie, źe nic nie jest chciane, co
O CZERWONYM KAPTURKU?BCI WILKU I ŚMIECIACH (08) A gdy mu rzekła dziwna dziewczynka, że wilk się kręc
75421 skanuj0032 Rys. 3-11. Podstawki traserskie Znacznik słupkowy uniwersalny (rys. 3-8b) tym różni
skanuj0037 3 LXXIV $WIATOPOGIJD PROZY SCHULZA na swoją stronę. W rzeczywistości udało mu się tylko n
11432 skanuj0012 86 IDEALIZM OBIEKTYWNY świat materialny jest czymś wtórnym, pochodnym. Gdy głosi si
wobec cudzoziemców. Elementy te nie są ujmowane w bilansie w pełnej wartości, lecz wykazuje się tylk
scandjvutmp23401 nic nam dać nie chcą? I dla czego zwraca się do nas... zawsze do nas, gdy mu się c
50145 skanuj0001 (97) WYMAGANIA POKARMOWE DROBNOUSTROJÓW Wzrost i rozwój drobnoustrojów jest możliwy

więcej podobnych podstron