SSSSaŁRiSiBfT;
tego pojęcia transcendentalnego? Czy piękno może być rozumiane tak, żeby uznać je za należące zarówno do porządku estetyczności, jak i nadestetyczności?
Rozważmy tymczasem tę sprawę w tylko jednym aspekcie: przeżycia piękna. Otóż wydaje się, że spontaniczną, a zarazem najbardziej adekwatną „odpowiedzią" na piękno jest zachwyt. Dotyczy to zarówno piękna „partcypowanego", jak i - tym bardziej - piękna „czystego", w którym partycypujące i partycy-powane zlewają się w jedno. „Zachwyt" jest określeniem stanu psychicznego, w którym władze poznawcze i emocjonalne dochodzą do maksymalnej koncentracji w doświadczeniu przedmiotu, przez który są jak gdyby „porwane" i który bez reszty „zatrzymuje" je przy i na sobie. Stan ten oddaje dobrze słowo „zachwyt" w jego staropolskim znaczeniu (por. „Znam człowieka w Chrislusie [...j iż takowy byl zachwycony aż do trzeciego nieba. Aznam takowego człowieka j...J iżby! zachwycon do Raiu" - II Kor IZ 2-4 w przekładzie ks. Jakóba Wujka), do którego nawiązał i Norwid w cytowanym przed chwilą fragmencie Promelhidiona. Jeśli w tym zatrzymaniu przez przedmiot można by się doszukać momentu szczególnego „przymusu", to byłby to przymus nie tylko akceptowany przez podmiot, ale i przezeń pożądany: by zachwyt trwał w swej ponadczasowości, która jest także współdana w jego doświadczeniu.
Jakie warunki musi jednak spełnić przedmiot zachwytu, by stan ów mógł dojść do skutku? Inaczej: co musi się znaleźć w wierszu, w utworze muzycznym, w obrazie - by mogły naprawdę zachwycić? Czy wystarczy, by spełnione w nich zostały pewne wartości artystyczne (np. jakość mistrzostwa, wirtuozerii) albo określone jakości formalne czy temu podobne? Trudno udzielić jednoznacznej odpowiedzi na te pytania. Wydaje się, że jednym z momentów niezbędnych do wywo-