organizatorów Zjazdu Gdańszczan: „I chociaż Gdańsk, po wojennej »wędrówce ludów«, nie jest już tym samym miastem, to przecież nieśmiertelny »duch miejsca« nie pozwolił także nowym gdańszczanom godzić się na zło, jakie nosił ze sobą kolejny wariant totalitaryzmu”. Można więc zapytać, dlaczegóż to ów genius loci pozwoli! gdańszczanom zgodzić się na pruskie Jarzmo” lub na narodowy socjalizm?
Wielokulturowość Gdańska jest mitem (podobnie zresztą jak ówgenius loci). W swojej historii miasto miało zdecydowanie charakter monokulturalny. Najpóźniej we wczesnonowożytnym Gdańsku istniała ukształtowana przez czynniki ponadregionalne kultura miejska, której przekaz i zrozumienie odbywały się w języku niemieckim. Nic istniały tu natomiast jedna, dwie lub więcej kultur względnie społeczności (na przykład niemiecka, polska). Wspomnianą kulturę miejską tworzyło przede wszystkim, aczkolwiek nie wyłącznie, jednolite mieszczaństwo, które definiowało się poprzez język niemiecki, który stanowił podstawowy środek komunikacji. Otwartość na kulturalne wpływy i migracje nie jest ostatecznie równoznaczna z „wielokulturowością”. O wiele bardziej multikulturalne były miasta, w których rzeczywiście przez dłuższy czas mieszkały różne grupy etniczne. Można tu wymienić przykładowo wszystkie miasta, w których żyła ludność żydowska, a takich w Polsce bynajmniej nie brakowało.
Jeżeli w ogóle można mówić o wiclokulturowości Gdańska, to jedynie w okresie międzywojennym, w Wolnym Mieście, kiedy zaczynały się rodzić namiastki kulturalnego i społecznego współobcowania Polaków i Niemców. Jednak jego akceptacja była bardzo niewielka. Zarówno niemieccy, jak i polscy gdańszczanie dążyli do przyłączenia owego miniaturowego państwa do Niemiec lub do Polski. A dzisiaj Gdańsk jest znów monokulturalny, czego nie mogą zmienić drobne korekty interpretacyjne, takie jak narracja o kaszubskiej tożsamości czy iluzja historycznej „wielokulturowości”. Dlatego lokalne „wyobrażenia o wielokulturowym charakterze społeczeństwa” nie są historycznymi opisami stanu faktycznego. Współcześni konstruktorzy historii wykorzystują je raczej w celu zwiększenia akceptacji historii miasta, jej mityzacji i fikcjonalizacji, by przeforsować własne polityczne ambicje, przyciągnąć turystów i inwestorów, którzy chcieliby zbudować coś więcej niż tylko hipermarkety. Deformacja „pamięci kulturowej” jest nad wyraz widoczna.
Jakie z tego wynikają konsekwencje? Ważne jest przede wszystkim, by uświadomić sobie istnienie mitów historycznych i krytycznie je analizować. Bowiem jeśli raz dojdzie do ich sakralizacji, trudno ten stan potem odwrócić. Upolitycznienie historycznych narracji, również tej o wielokulturowości Gdańska, staje się problemem, zwłaszcza wtedy, gdy nie mogą być one poddawane krytyce. A kwestia monokulturowości względnie wielokulturowości Gdańska w przeszłości nie została do tej pory naukowo zbadana. Jest to widoczne na przykładzie panujących obecnie w Gdańsku wyobrażeń jego XIX-wiecznych dziejów i okresu Wolnego Miasta. Są one źródłem idealizacji lokalnej „gdańskości” przede wszystkim dlatego, że brakuje naukowych opracowań dużej części lokalnej historii. Już wcześniej w niniejszej książeczce pisałem, jakie proste wnioski wynikają z tego stanu rzeczy: potrzeba nam jeszcze dużo dobrej historiograficznej roboty, zwłaszcza z zakresu historii kultury i historii społecznej, żeby dać popularnym wyobrażeniom o przeszłości Gdańska nowe podłoże.
71