niejącego systemu. Ci jednak, którzy pozostają bierni, przestają nas od tej chwili interesować. Chodzi o tych, którzy - znowu z takich lub innych powodów - decydują się na to, aby coś tu i teraz zrobić. W różnych sytuacjach historycznych ten akt negacji praktycznej przybiera rozmaite formy. Czasami ma on przekształcić całe społeczeństwo, czasami w możliwość taką się nie wierzy lub nie wierzy jako możliwość bliską, wskazując w związku z tym drogę odosobnienia garstki sprawiedliwych wewnątrz zepsutego społeczeństwa. Pierwszą formę nazywamy utopią polityki, drugą -utopią zakonu. Zacznijmy od drugiej. t Oto przykład tej postawy wzięty z publicystyki Lwa* /Tołstoja: „Ludzie od kilku pokoleń, gdy już uświado-/mili sobie fałszywość swojej sytuacji, usiłują zmienić ją to tym, to innym sposobem, ale zawsze bezskutecznie, i sytuacja staje się coraz gorsza. A istnieje wszak sposób osiągnięcia tego celu, bardzo prosty i naturalny, polegający na tym, aby przestać się interesować państwem i rządem, nie myśleć o nich, lecz myśleć tylko o sobie i o swoim życiu, zrozumieć cel i znaczenie swego życia i zgodnie z tą jasna świadomością żyć”. Chodzi o to, aby „[...] robić rzecz najprostszą, która zdawa-j łoby się od razu powinna przyjść do głowy, mianowicie l nie uczestniczyć w tym na przemocy opartym ustroju, \ który negujemy i pragniemy znieść”3.
Otóż wydaje się, że utopia tego rodzaju jest w historii zjawiskiem stosunkowo trwałym i doniosłym. Nazywamy ją utopią zakonu, ponieważ życie klasztorne u swych początków stanowi, jak sądzę, jej przykład najbardziej znany i znamienny, ale reprezentują ją równie dobrze liczne sekty religijne czasów póź-
'Cyt. wg W.F. Asnuis, Lew Tołstoj, Warszawa 1964. s. 198-199.
niejszych, a także pewne organizacje świeckie stawiające sobie za cel stworzenie wysepek doskonałości na oceanie zła, za jaki uważa się istniejące społeczeństwo.
Przeczytajmy opis monastycyzmu, jaki daje na początku V wieku Kasjan; „Otóż wspólne życie zakonne wzięło początek w czasach przepowiadania (Ewangelii) przez Apostołów. Tym życiem żyła już bowiem w Jerozolimie cała owa rzesza wierzących, o której piszą Dzieje Apostolskie [...]. Takim, powiadam, był wówczas Kościół cały, jakich dziś w klasztorach trudno jest znaleźć bardzo niewielu. Ale gdy ze śmiercią Apostołów rzesza wierzących zaczęła ziębnąć, zwłaszcza te tłumy, które napływały do wiary Chrystusowej z różnych obcych narodów, a od których Apostołowie ze względu na niedoskonałość wiary, dopiero co przyjętej i ze względu na zestarzałe zwyczaje pogańskie niczego więcej nie żądali, jeno aby się wstrzymali od ofiar bałwanom i od porubstwa, od zwierząt zdławionych i od krwi, wtedy ta wolność, na którą pozwalano poganom z powodu słabości pierwszej wiary, zaczęła powoli kazić także doskonałość owego Kościoła, który istniał w Jerozolimie, a z codziennym wzrostem liczby i tubylców, i przybyszów zaczął stygnąć zapał owej wiary pierwotnej. I tak nie tylko tłumy, które się zbiegły do wiary Chrystusowej, lecz i ci, co przodowali Kościołowi, odstąpili od owej ścisłej surowości. Albowiem niektórzy mniemali, że to, na co poganom ze względu na ich słabość pozwolono, wolno także im czynić, i że nie poniosą żadnej szkody, jeżeli pójdą za wiarą i wyznaniem Chrystusa razem ze swym bogactwem i majętnościami. Byli jednak i tacy, w których żył jeszcze zapał apostolski. Ci, pomni owej pierwotnej doskonałości, opuszczali swoje gminy i społeczeństwo tych, którzy sądzili, że niedbałość swobodniej-
135