dwoje dzieci idących w deszcz pod pękniętym parasolem, a obok rysunku jeden z lepszych wierszy dla dzieci: Parasol, zaczynający się:
Wuj parasol sobie sprawił,
Ledwo w kącie go postawił —
Zaraz Julka, mały Janek Cap! za niego, smyk! na ganek.
Potem toczy się wartko przygoda z parasolem, a na obrazku mamy pokazany jej niefortunny finał. Ale... na rysunku dzieci wracają do domu ze zrujnowanym, lecz bądź co bądź ocalałym parasolem, gdy tymczasem w wierszu: „Pękł materiał... aż pod chmury wzniósł parasol pęd wichury. Darmo dzieci krzyczą: — hola!... ŁapajL. Trzymaj parasola!... Nie wiem, jak się to skończyło, lecz podobno niezbyt miło”.
Inna ilustracja bezbarwna przedstawia dużą żabę, ubraną w tużurek, z zegarkiem na breloku, pędzącą na „dwóch nogach”. Przy nim — bo jest to pan Zielonka — pięciu jego synów. Najmłodszy — Trusia, jedzie „wierzchem”, ubrany w kapelusz taty. Na przedzie kawalkady Gała, za poły ojcowskiego fraka trzymając się Miech i Skrzeczek, „czwarty Żeruś na ostatku pędzi, krzycząc: tatku! tatku!” Tak właśnie jest wszystko przedstawione na rysunku i tak w tekście galopuje do kąpieli ze swą dziatwą pan Zielonka. Ale pan Zielonka w wierszu to postać o pełniejszej, bardziej zindywidualizowanej charakterystyce. Jego żartobliwy konterfekt kreuje go na szlachcica: „Pan Zielonka, co nad stawem mieszka sobie żabim prawem (...) Już od dziada i pradziada Wielkie Bagno tu posiada i przy.kępie pod łopianem na folwarku tym jest panem”. Tego wspaniałego opisu brak oczywiście na ilustracji. Ale ten wtręt szlachecki ginie w toku wiersza, który w sposób lojalny podąża za charakterystyką pana Zielonki, taką, jaką ją daje ilustrator. Imiona pięciu synów nie są „szlacheckie”, a i on sam przypomina bardziej mieszczanina. Sugestia wyglądu pana Zielonki na rysunku, jego frak, cylinder, tombakowa dewizka są silniejsze od „szlacheckiej fantazji”.
Niektóre więc sytuacje na ilustracjach, jak to już zauważyliśmy poprzednio, posiadają charakter statyczny, afabularny lub fabularnie obojętny. Tak będzie z obrazkiem przedstawiającym dwie dziewczynki oglądające książkę, tak i będzie z obrazkiem, na którym może dwunastoletnia dziewczynka obiera strąki grochu przy kuchennym stole. Stół stoi przy oknie, okno jest otwarte. Za nim widać porządne, murowane domy, kryte dachówką, zieleń zaawansowanej wiosny albo może już lata. W izbie obok stołu stoi kolebka, a w niej rozbudzone niemowlę, do którego uśmiecha się dziewczynka. To wszystko. Obrazek jest statyczny, afabularny. Można go właśnie w ten sposób opisać. Konopnicka jednak najczęściej wystrzega się takich zubożonych, wyraźnie służebnych w sto-
154