droższe, poza tym umarło im dwoje dzieci, i życie rodzinne stało się dla Iwana Ilicza jeszcze przykrzejsze.
Praskowia Fiodorówna- czyniła wyrzuty mężowi z powodu wszystkich niewygód, jakie spotkała w nowym miejscu zamieszkania. Większość tematów poruszanych w rozmowach męża z żoną, a zwłaszcza wychowanie dzieci naprowadzało na sprzeczności, które przypominały dawne kłótnie, kłótnie, które każdej chwili gotowe były wybuchnąć na nowo. Pozostawały jeszcze rzadkie okresy zakochania, które czasami zjawiały się pomiędzy nimi, ale trwały niedługo. Były to tylko wysepki, do których przybijali na chwilę, aby potem znowu puścić się na morze utajonej nienawiści, która doprowadzała do kompletnej obcości. Obcość ta może by nawet martwiła Iwana Ilicza, gdyby nie uważał, że tak właśnie być powinno; uważał tę sytuację nie tylko za zupełnie normalną, ale nawet myślał, że jest celem jego życia rodzinnego. Oel ten polegał na tym, aby coraz umdejęjpaej uwalniać się od wszystkich nieprzyjemnych rzeczy i nadawać im charakter nieszkodliwy i przyzwoity; osiągał ten cel starając się coraz mniej przebywać z rodziną, a kiedy musiał już być w domu, starał się zabezpieczać obecnością innych. Najważniejsza jednak była dla niego praca urzędowa. W światku urzędników skoncentrowały się wszystkie jego zainteresowania życiowe. Pochłaniały go całkowicie. Poczucie,! że ma władzę zgubienia każdego człowieka, które-, go zechce zgubić, powaga, nawet zewnętrzna, przy wejściu do sądu i spotkaniu z podwładnymi, powodzenie wobec zwierzchników i podwładnych, a zwłaszcza mistrzowskie prowadzenie spraw, czego, był najzupełniej świadom — wszystko to zadowajlniało go całkowicie i razem z rozmowami koleżeńskimi, obiadami i wistem zapełniało jego życie. Toteż w całości życie Iwana Ili-
I
24*
cza przechodziło tak, jak on uważał, że powinno było przechodzić: przyjemnie i przyzwoicie.
. .Tak minęło jeszcze siedem lat. Starsza córka skończyła już szesnaście lat, jeszcze jedno dziecko umarło, został tylko jeden chłopak, gimnazjalista, przedmiot wielkiej kłótni. Iwan Ilicz chciał go oddać do Szkoły Prawniczej, a Praskowia Fiodorowna na złość mężowi oddała go do gimnazjum. Córka uczyła się w domu i rozwijała się pięknie, chłopak także nieźle się uczył.
Tak mijało życie1 Iwana Ilicza w ciągu siedemnastu lat od zawarcia małżeństwa. Był już starym prokuratorem, nie zgodził się na parę przeniesień, oczekując na bardziej pożądane miejsce, gdy nagle zaszła pewna, nieprzyjemna okoliczność, która całkiem wytrąciła z równowagi spokojny bieg jego życia. Iwan Ilicz ibył pewien nominacji na stanowisko prezesa sądu w mieście uniwersyteckim, ale Hoppe jakoś się wśliznął przed nim i otrzymał tę posadę. Iwana Ilicza to rozdrażniło, zaczął mu robić wymówki i pokłócił się z nim i z najbliższymi zwierzchnikami, zaczęto go traktować chłodno i przy następnym mianowaniu również go pominięto.
Było to w roku 1880. Był to najcięższy rok w życiu Iwana Ilicza. W tym roku okazało się z jednej strony, że pensja nie wystarcza na życie, z drugiej — że wszyscy o nim zapomnieli i że to, co jemu się zdawało największą, najokrutniejszą niesprawiedliwością w stosunku do niego, innym się widziało najzwyklejszą sprawą. Nawet ojciec nie uważał za swój obowiązek okazać mu pomocy. Poczuł, że wszyscy go porzucili uważając jego sytuację z trzema tysiącami pięćset rubli poborów rocznych za najnaturalniejszą i nawet za
±