rakteru wydarzeń. To znaczy, że zakazuje im się być dziennikarzami i winni oni się starać, żeby ich gazety i czasopisma nikt nic kupował. Szczyt idiotyzmu zaw;ir-ty jest w art. 22. Dziennikarz ma: obowiązek uszanowania woli informatora co do sposobu wykorzystania informacji... Jeżeli udaje mi się w ministerstwie potwierdzić, że minister wziął łapówkę, mam uszanować wolę informatorów, aby tego nie ujawniać, natomiast zgodnie z wolą informatora powinienem opisać sukcesy i mądrość ministra”. Jerzy Urban nie jest moim idolem, a już na pewno nie jest autorytetem w kwestiach etycznych, ale trudno odmówić mu racji w zakresie powyżej sformułowanych zastrzeżeń. Z drugiej jednak strony każdy kodeks etyczny można bez truciu obśmiać i skrytykować - zawierać wszak będzie sporo banałów i pobożnych życzeń. Warto jednak prowadzić rozważania na temat kanonów etycznych, w ten sposób bowiem pobudza się wymianę zdań, inspiruje refleksję w środowisku dziennikarskim i — w rezultacie — zwiększa wrażliwość dziennikarzy na moralną stronę ich pracy. Kodeksy obyczajowe i etyczne oraz powracające co parę lat pomysły „licencjonowania” zawodu dziennikarza są tu jednakże zaledwie tłem dla decyzji podejmowanych codziennie
przez dziennikarzy w ich pracy.
W praktyce bowiem liczy się jedynie wrażliwość dziennikarza, pogłębiona autorefleksja oraz - z innych wzglądów - znajomość prawa prasowego. To ostatnie reguluje niektóre aspekty zachowań dziennikarskich nie tyle od strony zasad etycznych, ile norm współżycia społecznego, a te w wielu punktach się zazębiają. Prawo powiada mianowicie9, że na przykład redaktorowi, który jest odpowiedzialny za zamieszczenie sprostowania, za niedopełnienie tego obowiązku lub za wydrukowanie sprostowania mniejszą czcionką czy w innym miejscu ni z pi o stowany tekst lub też za przekroczenie terminu druku grozi „grzywna lub kara ograniczenia wolności, połączona z bezpłatną pracą na cel publiczny . Podo >ne
Znajomy dziennikarz odwiedził kiedyś w szpitalu człowieka któremu kilka dni wcześniej zamordowano żonę i córeczkę. Człowiek ten był pod bardzo silnym wpływem środków uspokajających i z pewnością nie bardzo zdawał sobie sprawę z tego, co i komu opowiada o tym tragicznym zajściu. Mówił o wszystkim w sposób zimny, obojętny, jakby chodziło o zabicie muchy. Gdyby przeczytał swoją wypowiedź, kiedy przestały działać te środki, byłby przerażony swoją beznamiętnością. Niestety, ta jego obojętna, zimna relacja się ukazała!
Problem w tym, że ów dziennikarz wcale nie chciał realizować tego materiału, ale dostał polecenie służbowe! Wiadomo zaś, że kto nie wykonuje poleceń - ma mniejsze szanse zarobkowania. Więc poszedł. A czy musiał tam pójść? Pewnie nie musiał... Ja bym nie poszła!
sankcje grożą mu w wyniku procesu karnego za naruszenie prywatności czy zaniechanie autoryzacji wypowiedzi. Warto tc przepisy mieć na uwadze, gdyż - jak przypomina „Rzeczpospolita” - „raport Centrum Monitoringu Wolności Prasy wymienia 320 procesów sądowych (administracyjnych, cywilnych, także kryminalnych), których przedmiotem były spory o swobody prasowe”. Tak wjęc dziennikarz ponosi nie tylko odpowiedzialność przed własnym sumieniem i przed czytelnikami, ale także przed wymiarem sprawiedliwości.