Janusz Świąder - dziennikarz od 1969 r. w redakcjach: „Sztandar Ludu”, „Dziennik Lubelski” i „Dziennik Wschodni”, a w latach 1975-1991 również w Polskiej Agencji Prasowej. Autor książek i licznych publikacji w prasie lubelskiej, krajowej (m.in. w „Przekroju” i „Głosie Nauczycielskim”, Magazynie Wyższych Sfer VIP) i zagranicznej (londyńskim, polonijnym Polish Weekly Magazine „Cooltura”, nowojorskim polonijnym „Super Express USA” i dwutygodniku polonijnym ukazującym się w USA - „Gwiazda Polarna”) oraz w portalach internetowych -interia, Wirtualna Polska i kanadyjskim Mowiepopolsku. Współpracował również owocnie z Krajową Agencją Prasową i Fotograficzną, warszawską agencją Micro Way Media, a obecnie - z dwumiesięcznikiem lubelskim „Uroda życia”. W 2011 roku, decyzją lubelskiego oddziału Stowarzyszenia Dziennikarzy został mu przyznany tytuł „Młodego Dinozaura”. Tytułem tym stowarzyszenie obdarza dziennikarzy-emerytów, ale jeszcze czynnych zawodowo.
„Ten Gniatkowski, wiecie - mówiono na jednym z plenów partyjnych - to zamiast o naszych polskich sprawach, o jakichś tam cudzoziemskich Apassjonatach śpiewa...
Sprawdzono nawet, że na przykład w roku 1958 otrzymał od obywateli PRL więcej kartek z życzeniami noworocznymi niż sam sekretarz KC PZPR towarzysz Władysław Gomułka! No, tego to już było za dużo... Takim uznaniem mogła się cieszyć jedynie rządząca wówczas Partia. Dlatego postanowiono Gniatkowskiego wyciszyć. Przez piętnaście następnych lat nie słyszało się Gniadego w radiu, nie oglądało w telewizji. Nie zezwolono na nagranie żadnej nowej płyty.
A mimo to słuchacze nie zapomnieli. Bo oto kilkanaście lat później, kiedy publiczność miała już nową muzykę i nowych idoli, Korę na przykład, Perfekty czy inne Maanamy, na festiwal do Opola zaproszono Gniatkowskiego. Trochę jako ciekawostkę, trochę jak relikt z przeszłości. I on zaśpiewał im wtedy swoją „Apassionatę”. Gdy skończył, cała ogromna widownia podniosła się z miejsc i na stojąco zgotowała Gniademu prawdziwą owację, chociaż piosenkarz nie miał na sobie ani potarganych dżinsów, ani ciemnych okularów na oczach, ani skudłaconej czupryny. Bo fenomen Gniatkowskiego na tym właśnie polegał, że potrafił przełamywać bariery mody i czasu. Zawsze bowiem był elegancki, zawsze szarmancki, z ogromną kulturą osobistą i estradową”.
(Andrzej Kalinin „Janusz Gniatkowski.
Wspomnienie o wielkim piosenkarzu”)