Czemu wspomnienie Nowego Miru wbiło mi się w pamięć boleśniej od tylu innych?
Ciążył na tym okresie jakiś dotkliwy ucisk, nieuchwytny, a ciągle obecny, jak ta popielata para, którą oddychało się tu całymi dniami... Czy to jeszcze ten Buzułuk, ta nasza bezpańskość, niczyjość, zawód... Nie wiem. Mętno było dokoła nas i mętno było w nas samych. Gdybym szukała porównań, powiedziałabym, że wspomnienie Nowego Miru stało się we mnie z czasem podobne do owych samotnych bram w pustym polu, czymś tak jak one bezsensownym i niepotrzebnym, czymś, co równocześnie wiodło i wywodziło człowieka z próżnego w puste i z żadnego w nijakie...
I pamiętam tam jeszcze niskie, purpurowo-złociste zachody, rozwleczone na niebie szeroko między gładkimi pieńkami zaróżowionych do-okolną łuną osikowych drzewek, i noce szkliste, granatowe, o gwiazdach białych jak ryż, o gwiazdach rozdygotanych w lodowatym powietrzu tym samym nieukojonym dygotem, co te młodziutkie - srebrzyste po nocy -osiki.
Aż wszystko to pewnego dnia skończyło się nagłe, jak nagle skończyć się umie tak zły, jak dobry sen.
W mglisty, niesamowicie bezwietrzny ranek zajazd przed kancelarią kołchozu poczerniał od zaprzężonych w woły arb, fur i wozów. Beż słowa uprzedzenia, zostawiając nam ledwie pół godziny na spakowanie rzeczy, wszystkich, ile nas tu było, wpakowano na arby i odstawiono do Nukusa. Nas i innych Polaków z okolicznych kołchozów.
W Nukusie cały szereg otwartych barż czeka już na nas na wodzie. Dokąd nas tym razem powiezie Amu-daria, nie mówi nam oczywiście nikt. Wyżej na północ - czy niżej na południe? Ludzie pytają jedni drugich, snują domysły, jedni się boją, drudzy się cieszą... Nigdzie chyba nie będzie gorzej niż tu! To pewne... Dobrze, że nas stąd ruszyli.
I było znowu ładowanie się i ścisk, i wrzask, i szukanie sobie miejsca na mokrych deskach luk. A potem był rozkaz opróżnienia tej barży i przeniesienia się na inną. A gdy się to przeżyło, kazano nam znowu wracać na poprzednią. Nie wiadomo za jakie grzechy i nie wiadomo z czyjego rozkazu przeganiali nas tak kilka razy. Wreszcie ludzie mają dość. Jak osaczone, krzywdzone zwierzęta zaczynają się bronić zębami. Nie! Nie będziemy się przenosić! Niech z nami robią, co chcą-nie odstąpimy już tym razem cudem w tłoku zdobytego miejsca na podłodze. Zostaniemy
336