śpię, w każdym razie nie próbował przedostać się do mnie, i przyjrzawszy mi się uważnie, odszedł od okna. Usłyszałem jego kroki w sąsiedniej izbie. Jerzy zasnął i chrapał tak, że aż ściany drżały. W tej samej chwili zakasłało dziecko i dobiegł do mnie głos Gorczy, który pytał:
- Nie śpisz, mały?
- Nie, dziadku - odparł chłopiec - chciałbym z tobą porozmawiać.
- Porozmawiać, ze mną? A o czym-to?
- Opowiedziałbyś mi, jak z Turkami wojowałeś - ja bym też poszedł z Turkami się bić!
- Tak właśnie myślałem, mój ty najmilszy, i przyniosłem ci malutki jatagan - dam d go jutro.
- Lepiej, dziadku, daj mi teraz - przecież nie śpisz.
- A dlaczego, mój ty najmilszy, przedtem nie mówiłeś, kiedy widno jeszcze było?
- Ojriec nie pozwolił.
- Strzeże cię ojciec. A ty byś, znaczy się, chciał jak najszybciej dostać jataganek?
- Chdałbym, ale nie tutaj, ojciec się jeszcze obudzi!
- A gdzież to?
- Chodź, wyjdziemy, będę grzeczny, nie narobię hałasu.
Wydało mi się, że usłyszałem urywany, głuchy śmiech starego i jakby dziecko wstawało z łóżeczka. W wampiry nie wierzyłem, lecz po niedawnym koszmarze, jaki mnie nawiedził, nerwy miałem napięte i, ażeby nie mieć sobie potem nic do wyrzucenia, zacząłem walić pięścią w ścianę. Hałasem tym można było, zda się, rozbudzić wszystkich siedmioro śpiących, lecz gospodarze widocznie nie usłyszeli mego stukania. Zdecydowany za wszelką cenę ocalić dziecko, rzuciłem się do drzwi, wszelako okazało się, iż są zamknięte z zewnątrz, a zamki nie poddawały się. Kiedy tak usiłowałem wyłamać drzwi, ujrzałem w oknie starca przechodzącego obok z dzieckiem na ręku.
- Wstawajcie, wstawajcie! - krzyczałem, ile mi sił starczało i waliłem pięścią w przepierzenie. Dopiero wtedy obudził się Jerzy.
- Gdzie stary? - zapytał.
- Biegnij, prędzej - krzyknąłem do niego - zabrał chłopca.
Jerzy jednym kopnięciem wyważył drzwi, które tak samo jak moje były zamknięte z zewnątrz, i pomknął do lasu. Udało mi się wreszcie obudzić Piotra, jego szwagierkę i Zden-kę. Wyszliśmy wszyscy z domu i wkrótce potem ujrzeliśmy Jerzego, który wracał już z synem na ręku. Znalazł go zemdlonego na wielkim gościńcu, lecz dziecko szybko przyszło do siebie i jego stan nie budził żadnych obaw. Wypytywany odpowiadał, że dziadek nic mu nie zrobił, że wyszli sobie po prostu porozmawiać, lecz na powietrzu zakręciło mu się w głowie, a co było dalej - nie pamięta. Starzec natomiast zniknął. Przez resztę nocy, jak to sobie nietrudno wyobrazić, nie zmrużyliśmy oka.