Niebo nad Żoliborzem jest zawsze olbrzymie.
Zachodem stygną chmury w amarancie krwawym.
Na północ dym nad miastem, jak puch nad zatopionym stawem.
Płynie.
Zestawienie ziemi i nieba, złowieszcza — a może tylko metafizyczna — aura, nieokreślona zapowiedź, wszystko to wywodzi się z katastrofizmu, ale nie są to proroctwa, zaledwie sugestie. Ton spokojnej refleksji, dobrze wyczuwalny w rytmie wiersza, jest już oznaką dystansu, spokojnej zadumy i opisowości.
Miłosz był w początkach wileńskiej grupy jednym z twórców mitologii pokoleniowej:
A my już upadamy. I jeszcze do wschodu
Obracamy swe oczy. Ale przecie ziemia
Zaspokoić naszego nie potrafi głodu.
Z przeklętego bowiem jesteśmy pokolenia.
Wiersz Wam, z którego pochodzi len urywek, przeciwstawia młodych, targanych niepokojem — jałowej pustce salonów, w których toczą się tzw. kulturalne rozmowy. Przyczyna buntu i „przekleństwa”, ciążącego na młodych, nie jest jednak ziemska, doczesna; „głód” ma charakter metafizyczny, skoro ziemia nie jest w stanie go zaspokoić. Jeśli uznać wiersz Miłosza za pewną wizję konfliktu wartości i programów literackich, to można by zaproponować takie jego określenie: metafizyczny niepokój w poezji Żagarów czy szerzej
— Drugiej Awangardy stanowi opozycję zarówno wobec realizmu Skamandra, jak i, niewątpliwie „ziemskich”, zainteresowań Pierwszej Awangardy. Apokaliptyczne wizje są pewnym etapem poszukiwań.
Miłosz debiutował w 1933 r. Poematem o czasie zastygłym. Już drugi jego zbiór — Trzy zimy (1936) sprawił, że uznano go za najwybitniejszego poetę grupy i pokolenia. Publicystykę literacką Miłosza z początku cechowała duża doza agresywności, co zwróciło na niego uwagę. Już wkrótce jednak Miłosz odsłonił inną twarz
— subtelnego eseisty, poszukiwacza przeżyć duchowych. Dwa szkice zwłaszcza: O milczeniu i Zejście na ziemię (pierwszy drukowany w „Ateneum” Stefana Napierskiego, drugi w „Piórze” Czechowicza i Frydcgo) zapowiadają już Miłosza — przyszłego autora Ziemi Ulw.
Motywem przewijającym się w pierwszym szkicu jest myśl Jacques’a Maritaina, filozofa katolickiego: „Szaleństwem jest szukać w sztuce słów życia wiecznego i uciszenia serca”. Sztuka nie jest tożsama z religią, jej celem jest bowiem doskonałość artystyczna. Jak zachować się ma wobec tego artysta, obserwujący obrazy cierpienia, zagłady? Czy wolno mu pozostać poszukiwaczem doskonałego piękna? Miłosz przywołuje fresk Signorellego z Orvieto, ten sam, który zainspirował Młyny Sebyły. A jego pytanie już niebawem, w latach II wojny światowej, stanie się jednym z podstawowych dylematów twórcy. Miłosz uważa, że odpowiedzią na dziejące się zło może być osobowość twórcy, jego niezależność, postawa dystansu i niezgody na wtopienie w bezduszny, anonimowy tłum.
Trzy zimy to zbiór, który niewątpliwie wiele zawdzięcza doświadczeniu katastrofizmu. Łatwo rozpoznać w nim pewne opozycje, które i w późniejszej poezji Miłosza zachowają swoją wagę: opozycje natury i czującej jednostki, człowieka — podmiotu i ludzkości, która naznaczona jest tragicznym piętnem, wymiaru ziemskiego, w którym mieści się szczęście, miłość zmysłowa, nawet piękno, i wymiaru metafizycznego, czyli prawdy ostatecznej. Eschatologia pojawia się w odczuwaniu świata, nawet obserwacja obłoków na niebie (wiersz Obłoki) przemienia się w odczytywanie złowrogich wyroków przeznaczenia — rozpoznanie ziarna zagłady tkwiącego w człowieku. Obrazy są spiętrzone, przepływają, a raczej nasuwają się, są bowiem nie tyle efektem świadomej konstrukcji, co raczej skutkiem stanu, w którym poecie dana jest jakaś szczególna wiedza. Ten stan można porównać z transem poety romantycznego, ale w języku awangard XX w. może on nosić inne miana: oniryzmu, kreacjonizmu, imażynizmu (od image, fr. obraz). Jednocześnie pojawia się jednak emocjonalne opanowanie, postawa oceniająca i pośrednictwo tradycji, która pozwala przekroczyć własne ograniczenia.
W wierszu Do księdza Cli. poeta wspomina swój dawny spór z prefektem, który roztaczał przed uczniami zatrważające obrazy ludzkości pogrążonej w grzechu i zasługującej na potępienie. Niegdyś poeta opierał się naukom księdza, chciał przeciwstawić im pogodniejszą wizję, teraz zrozumiał inaczej jego słowa i sens ludzkiego szczęścia, gotów pogodzić się z dawnym adwersarzem:
147