Wszędzie widać smutek; strach jest wszechogarniający. Bracie, chciałbym się nie narodzić lub umrzeć, zanim nastały obecne czasy. Czy przyszłe pokolenia uwierzą, że nastał czas, kiedy na Ziemi nie ma prawie żadnych mieszkańców? [...]
Czy kiedykolwiek zdarzyło się coś takiego; czy w jakichkolwiek kronikach można przeczytać, że domy stoją opustoszałe, miasta są wyludnione, ziemia jest zaniedbana, a pola zbyt małe, aby chować na nich zmarłych, a nad wszystkim unosi się przerażające i powszechne osamotnienie?
Czy przyszłe pokolenia uwierzą, że te rzeczy się zdarzyły, skoro my. ich świadkowie, z ledwością dajemy im wiarę? Można by myśleć, że śnimy, gdyby nie to, co oglądamy na własne oczy, patrząc na miasta pogrążone w żałobie, a wracając do domu, widzimy pustkę i wtedy wiemy, że nasz lament jest prawdziwy.
Znajdujemy tu istotny trop. Brat Petrarki był jedyną osobą, która przeżyła w zamkniętej społeczności klasztornej, choć pozostawał blisko z innymi zakonnikami. W jaki sposób uniknął zarażenia? Czy może być wskazówką informacja, że pewne osoby wykazywały odporność na tę straszliwą chorobę?
•Unwazja i\a T~i*cmcję.
Kiedy pod koniec 1347 roku lub na początku 1348 zaraza przybyła do Francji, szacuje się, że spowodowała śmierć 57 000 osób w Marsylii, a terror, jaki siała, i śmiertelność nie zaskoczyły nas. Simon de Covino, lekarz z Paryża, spisał swoje wspomnienia z 1350 roku, stanowiące dość przygnębiającą lekturę.
Twarze bladły i widać było na nich czającą się śmierć. Bladość zwiastowała nadejście wroga i jeszcze przed dniem ostatecznym wyrok śmierci był wypisany na twarzy ofiary. Na tę dziwną chorobę nie miał wpływu klimat. Nie powstrzymało jej gorąco ani zimno. Występowała zarówno wysoko w górach w zdrowym klimacie, jak i na nizinach i bagnach. Rozprzestrzeniała się tak samo gwałtownie w czasie chłodnej zimy, jak i gorącego lata.
Z tych cennych zapisków można wyciągnąć wiele istotnych wniosków na temat natury choroby. Covino wspomina również, że zaraza była tak zaraźliwa, że do zarażenia wystarczył kontakt z oddechem chorego lub jego rzeczami.
Zaraza rozszerzała się na zachód od Marsylii do Montpellier, Narbonne, Perpignan i Carcassonne, gdzie dotarła w marcu 1348 roku. Stamtąd przeniosła się do Tuluzy i Montaubon, przybywając na wybrzeże Atlantyku do Bordeaux na przełomie lipca i sierpnia 1348 roku. Jej średnia szybkość rozprzestrzeniania wynosiła 2-8 kilometrów na dzień, co wskazuje, że była przenoszona głównie przez podróżujących pieszo, a nie konno.
Czarna śmierć szła również na wschód i pojawiła się w Awinionie w marcu 1348 roku, gdzie uderzyła ze szczególną brutalnością. Zanotowana liczba zgonów, choć niewątpliwie zawyżona, wyniosła 1800 osób pierwszego dnia. W sumie zabrała 150 000 mieszkańców miasta i otaczających je wiosek. Z miasta uciekło wiele osób, lecz papież Klemens VI pozostał w odosobnieniu, otaczając się olbrzymimi słupami ognia, mającymi na celu oczyszczenie powietrza.
Anonimowy zakonnik napisał list do swoich przyjaciół, w którym opisał dokładnie zarazę opanowującą Awinion. W liście zawarł cenne informacje na temat przebiegu choroby oraz badania zlecone przez papieża.
Choroba objawia się na trzy różne sposoby. W pierwszym osoby zarażone odczuwają bóle w płucach i mają problemy z oddychaniem. Dla tych ofiar, nawet z niewielkimi objawami, nie ma ucieczki, nie przeżywają one nawet dwóch dni. W celu wykrycia pochodzenia choroby na zlecenie papieża wykonano badania w miastach we Włoszech oraz w Awinionie. Przeprowadzone sekcje ujawniły, że osoby zmarłe nagle z objawami płucnymi miały zainfekowane płuca i pluły krwią. Zakaźny charakter choroby wzbudza strach, jako że każdy zarażony umiera, a każdy, kto pielęgnował go w chorobie, odwiedzał, widywał czy nawet odprowadzał na miejsce ostatniego spoczynku, podążał za nim wkrótce. Przed chorobą nie ma żadnych zabezpieczeń.
Inny rodzaj charakteryzuje się opuchnięciami pod pachami, które występują jednocześnie z objawami płucnymi. Ci chorzy też szybko umierają. Trzecią formą choroby są opuchlizny w pachwinach, prowadzące w krótkim czasie do śmierci.
27