Król Lasu
latem i zimą, w słońce i niepogodę musiał stać samotnie na straży, a niespokojną drzemkę mógł przypłacić życiem. Najdrobniejsza nieuwaga, najmniejsza słabość, ledwo dostrzegalne zmniejszenie sprawności we władaniu bronią oznaczały niebezpieczeństwo. Siwizna mogła przypieczętować jego los. Widok tego człowieka, być może, zaciemniał jasny pejzaż spokojnym i nabożnym pielgrzymom jak chmura, która nagle przesłania słońce w pogodny dzień. Nie pasowała ta surowa i ponura postać do sennego błękitu włoskiego nieba, do cienia letnich lasów, do skrzących się w promieniach słońca fal jeziora. Wyobrażamy sobie raczej tę scenę tak, jak widział ją spóźniony wędrowiec w jedną z owych strasznych nocy jesiennych, gdy martwe liście kładą się gęstym kobiercem, a wiatr zdaje się żegnać żałobnymi pieniami umierający rok. Obraz to ponury, któremu towarzyszy melancholijna muzyka. Na tle chmurnego i burzliwego nieba rysuje się czarna, postrzępiona sylwetka lasu, w gałęziach skomle wiatr, pod nogami szeleszczą zwiędłe liście, zimna woda uderza o brzeg, a na pierwszym planie kroczy tam i z powrotem ciemna sylwetka, to ginąca w mroku, to znów pojawiająca się w poświacie księżyca przedzierającego się przez chmury i splecione gałęzie, by na chwilę zabłysnąć na stali miecza.
Nie znajdziemy w starożytności klasycznej analogii ani wytłumaczenia dziwnej reguły tego obrządku kapłańskiego. Trzeba sięgnąć głębiej. Nikt chyba nie zaprzeczy, że tego rodzaju zwyczaj pachnie wiekami barbarzyńskimi. Przetrwał do czasów cesarstwa i jak prehistoryczna skała stercząca na gładko strzyżonym trawniku osamotniony jest w cywilizowanym świecie ówczesnym, ale właśnie barbarzyństwo i prymitywizm obyczaju dają nam nadzieję na rozwiązanie zagadki. Ostatnie bowiem badania nad wczesną historią człowieka odsłoniły, iż mimo powierzchownych różnic umysł ludzki wypracowywał pierwszą prymitywną filozofię życia w sposób zasadniczo podobny. Toteż jeśli potrafimy dowieść, że tego rodzaju barbarzyński zwyczaj jak kapłaństwo w Nemi istniał gdzie indziej, jeśli uda nam się wyśledzić motywy, które powołały go do życia, jeśli zdołamy dowieść, że motywy te występowały w szerokim zasięgu, a może nawet były powszechne w społeczeństwie ludzkim, wytwarzając w rozmaitych okolicznościach rozmaite instytucje, podobne jednak w swych źródłach; jeśli wreszcie uda nam się dowieść, że te właśnie motywy jak też pewne instytucje z nich się wywodzące funkcjonowały w starożytności klasycznej, wówczas będziemy mieli prawo przypuszczać, że w jakimś wcześniejszym wieku te same motywy zrodziły urząd kapłański w Nemi. Tego rodzaju wywód, wobec braku bezpośrednich świadectw o rzeczywistych początkach kapłaństwa w Nemi, nie może posiadać wartości dowodu, będzie jednak bardziej lub mniej prawdopodobny w zależności od stopnia, w jakim spełni warunki, które powyżej wymieniłem. Celem tej książki jest przedstawienie możliwie prawdopodobnego wyjaśnienia kapłaństwa w Nemi.
Zaczynam od przedstawienia kilku faktów i legend, które do nas dotarły. Według jednego przekazu kult Diany w Nemi został wprowadzony przez Orestesa, który po zamordowaniu Toasa, króla Chersonezu Taurydz-kiego (Krym), uciekł wraz z swą siostrą do Italii unosząc z sobą wizerunek Diany Taurydzkiej ukryty w wiązce patyków. Po śmierci szczątki jego zostały przywiezione z Arycji do Rzymu i pochowane przed świątynią Saturna na stoku Kapitolu obok świątyni Zgody. Krwawy rytuał, który legenda przypisuje Dianie Taurydzkiej, znany jest badaczom starożytności klasycznej. Legenda głosi, że każdy cudzoziemiec, który wylądował na tym brzegu, składany był w ofierze na jej ołtarzu. Rytuał ten po przeniesieniu go do Italii przybrał łagodniejsze formy. W sanktuarium Nemi rosło pewne drzewo, z którego nie wolno było ułamać ani jednej gałęzi. Mógł to uczynić jedynie niewolnik, który uciekł od swojego pana. Gdy uciekinierowi udało się ułamać gałąź, otrzymywał prawo stoczenia walki z kapłanem, a po zwycięskiej walce i zgładzeniu kapłana zostawał jego następcą otrzymując tytuł Króla Lasu (Rex Nemorensis). W powszechnym mniemaniu starożytnych owa fatalna gałąź arycyjska była Złotą Gałęzią, którą Eneasz, posłuszny nakazowi Sybilli, ułamał wybierając się w niebezpieczną podróż do krainy umarłych. Ucieczka niewolnika, jak twierdzono, wyobrażała ucieczkę Orestesa, jego walka z kapłanem była reminiscencją ludzkich ofiar składanych niegdyś Dianie Taurydzkiej. Prawo następstwa, wywojowane mieczem, zachowało się po czasy cesarstwa. Wiemy bowiem, że gdy kapłan w Nemi zbyt długo już piastował swą godność, Kaligula wynajął silniejszego odeń gbura, by go zamordował, a pewien podróżnik grecki, który przybył do Italii w erze Antoninów, zanotował, że kapłaństwo było nadal owocem zwycięstwa w walce wręcz.
Kilka głównych elementów kultu Diany w Nemi da się jeszcze zrekonstruować. Jak wynika z wotywnych darów odnalezionych na miejscu, widziano w niej przede wszystkim łowczynię, a także tę, która obdarza mężczyzn i kobiety potomstwem. Jej też zawdzięczały ciężarne matki lekki poród. Wydaje się, że ogień odgrywał zasadniczą rolę w rytuale, albowiem w dzień jej święta, trzynastego sierpnia, w najgorętszej porze roku, w zagajniku płonęły niezliczone pochodnie, których rdzawe płomienie odbijały się w wodach jeziorka. W tym dniu w całej Italii przy każdym domowym ognisku odbywały się uroczyste obrządki. Statuetki z brązu odnalezione w okolicy przedstawiają boginię z pochodnią w uniesionej prawej ręce, a kobiety, których próśb wysłuchała, przybywały dla
27