slaby i kładzie się na łóżku w ubraniu. Czuje swój por; obrzydliwy zapach strachu.
Leży w ubraniu wśród wyrzuconych z toreb rzeczy, na wznak. Jego wzrok z uwagą bada ich konstelację, wzajemne położenie, wskazywane kierunki, tworzone figury. To mogłaby być wróżba. Jest tam do niego list, napisany w sprawie jego żony i dziecka, ale przede wszystkim w sprawie jego samego. Nie zna tego pisma ani tych znaków, z pewnością nie pisała ich ludzka ręka. Ich związek z nim jest oczywisty, sam fakt, że na nie patrzy, jest istotny; i co, że je widzi, jest wielką tajemnicą, jest nią, że w ogóle może patrzeć i widzieć, tajemnicą jest to, że jest.
Wszędzie i nigdzie
Kiedy wyruszam w podróż, znikam z map. Nikt me wie, gdzie jestem. W punkcie, z którego wyszłam, czy w punkcie, do którego dążę? Czy istnieje jakieś ..pomiędzy"? Czy jestem jak ten zgubiony dzień, gdy leci się na wschód, i odnaleziona noc, gdy na zachód? Czy obowiązuje mnie to samo prawo, z którego dumna jest fizyka kwantowa — że cząstka może istnieć równocześnie w dwóch miejscach? Czy inne, o którym jeszcze nie wiemy i którego nie udowodniono — że można podwójnie nie istnieć w jednym i tym samym miejscu?
Myślę, że takich jak ja jest wielu. Znikniętych, nieobecnych. Pojawiają się nagle w terminalach przy-
lotów i zaczynają istnieć, gdy urzędnicy wbiją im do paszportu stempel albo gdy uprzejmy recepcjonista w jakimś hotelu wręczy im klucz. Zapewne odkryli już swoją niestałość i zależność od miejsc, pór dnia, od języka czy miasta i jego klimatu. Płynność, mobilność, iluzoryczność — to właśnie znaczy być cywilizowanym. Barbarzyńcy nie podróżują, oni po prostu idą do celu albo dokonują najazdów.
Podobnie sądzi kobieta, która częstuje mnie ziołową herbatą z termosu, gdy obie czekamy na bus z dworca na lotnisko; dłonie ma pomalowane henną w skomplikowany wzór, który z dnia na dzień staje się nieczytelny. Gdy wsiadamy, robi mi wykład na temat czasu. Mówi, że ludy osiadłe, rolnicze wolą przyjemności czasu kolistego, w którym każde wydarzenie musi wrócić do własnego początku, zwinąć się w embrion i powtórzyć proces dojrzewania i śmierci. Lecz nomadzi i kupcy, gdy wyruszają w drogę, musieli wymyślić dla siebie inny czas, który lepiej odpowiadałby podróży. To czas linearny, bardziej użyteczny, bo jest to miarą dążenia do celu i narastania procentów. Każdy moment jest inny i nigdy się nie powtórzy, sprzyja więc ryzyku i braniu pełnymi garściami, korzystaniu z chwili. Lecz w gruncie rzeczy było to gorzkie odkrycie — kiedy zmiana w czasie jest nieodwracalna, utrata i żałoba stają się czymś codziennym. To dlatego z ust nie schodzą im nigdy takie słowa jak „daremny" i „wyczerpany”.
— Daremny wysiłek, wyczerpane konta—śmieje się ta kobieta i zakłada pomalowane dłonie za głowę.