174 Sztuka pisania
Spójrzmy też na początek artykułu Rasy Gustaitis o Johnie Lindsayu. Obrazek z życia Nowego Jorku wprowadza czytelnika do znakomitego artykułu poświęconego burmistrzowi.
Jedną z wątpliwych przyjemności nowojorczyka jest jazda metrem w godzinie szczytu. Miażdżony z przodu i z tyłu przez tłum obcych ludzi starasz się zachować równowagę w niemiłosiernie trzęsącym, chybotliwym wagonie, uniknąć czyjegoś cuchnącego oddechu lub nachalnie obmacującej cię ręki. I mówisz sobie, jak głupio jest mieszkać w tym mieście. Wzrokiem wędrujesz w takich chwilach do reklam przy brudnych oknach i drzwiach. Obrazy eleganckich mężczyzn i młodych kobiet, palących papierosy, śmiejących się, sączących drinki na wytwornych przyjęciach, stają się ikonami. Przypominają ci, że gdzieś tam nad tobą istnieje najcudowniejsze miasto na świecie.
Blisko dwa lata temu, w dusznym upale lata pojazoiła się w wagonach metra barwna fotografia przystojnego, szczupłego młodzieńca, spacerującego po ulicach bez marynarki...
Poza wszystkim jest to oczywiście przykład świeżego spojrzenia, jakie wniosła do czasopisma Helen Gurley Brown. Bardzo pouczający dla dziennikarzy, którzy startują w zawodzie.
Początkujący pisarze pytają często: „Kiedy mam opisać postacie?"
I tu także nie ma reguły. Występuje jedynie słuszna chyba tendencja opisywania postaci w momencie, gdy pojawiają się na.scenie.
"' Świetny faehman, John D. MacDonald zręcznie łączy opis scenerii i postaci z dialogiem i akcją. Oto fragment jego opowiadania Pale Gray for Guilt ze słynnej serii Travisa McGee:
- Czyżbyś nie wiedział, gdzie jesteś, chłopie? - zapytał.
- Otóż jesteś dobrą milę na zachód od granicy tamtego hrabstwa. Czyli w hrabstwie Shawana, panie McGee. W ogrodzie. Jedź zaraz do Sunnydale, do sądu okręgowego, a każdy z tych pięciu uśmiechniętych, zadowolonych urzędników pozoie ci, że nie ma lepszego miejsca, w którym mężczyzna mógłby założyć dom, dochować się dzieci i rozkwitać, razem z tym hrabstwem.
Zadziwił mnie. Nigdy bym nie pomyślał, że Tusha stać na ironię. Był dużym, misio-watym, sympatycznym mężczyzną o łagodnych, niebieskich oczach, gęstych jasnych rzęsach i brwiach, i ogorzałej od słońca twarzy.
Usłyszałem podjeżdżający samochód. Tush podszedł do okna wychodzącego na ulicę, wyjrzał i powiedział: - O, nie!
Poszedłem za nim. Z samochodu - zakurzonego jasnoniebieskiego, mniej więcej dwuletniego sedana - wysiadła Janinę. Zrobiła ze dwadzieścia kroków, stawiając długie nogi niezgrabnie, tak jakby jej przeszkadzały, i zaciąż wyglądając jak nastolatka. Stanęła w pozie, która zmjrażała zarówno bunt, jak rozpacz, i wlepiła oczy w lewy tylny róg samochodu, który dziwnie osiadł. Ich najmłodsze, mniej więcej dwuipółletnie, stanęło obok, naburmuszone i pochlipujące. Janinę miała na sobie sprane szorty koloru khaki i odsłaniającą ramiom żółtą, płócienną bluzkę, z plamami potu na szczupłych plecach. Czarne włosy ostrzygła bardzo krótko. Mocno opalona, smukła i silna, o delikatnej twarzy i ciemnych oczach, była podobna do młodego Włocha, gotowego oprowadzić cię po rzymskich ruinach, wyciągnąć ci portfel, sprzedać Kolumnę Trajana, wsadzić do dziurawej gondoli, gdzie przejmie cię jego kuzyn, złodziejaszek.
Tylko kształt uszu był dziewczęcy i kąciki ust, i linia szyi, i elegancja całej sylwetki, nawet gdyby ją odziać w luźne łachy, w cokolwiek. Wiedziałem, że jej panieńskie nazzoisko brzmi Sorrensen, że jest Szwedką z Wisconsin, że urodziła płowowłose dzieci, że zatem stanowi produkt matematyki genetycznej albo łupieżczych wypraw Skandynawów, którzy przywozili do domu smagłych niewolnikózo do posług kuchennych.
Tush zszedł i wczołgał się pod samochód. Janinę powiedziała:
- To stało się pół mili stąd, po tej stronie wzgórza. Chyba deszcz uszkodził nawierzchnię, potem nawiało piachu, głowę dam, że nikt nie zauważyłby tej dziury.
Tush wstał. - Zawieszenie nawaliło.
W pierwszym akapicie tego fragmentu autor szkicuje tło i pozwala w dialogu powiedzieć bohaterowi parę słów o terenie i o sobie. Następnie szybko opisuje Tusha, sugerując kłopoty.
Dalej mamy przeskok do opisu Janinę. W typowy dla siebie, żywy i obrazowy sposób, MacDonald charakteryzuje tu zarówno postać, jak sytuację, po czym natychmiast podejmuje wątek opowiadania.
Metoda jest szybka, niezawodna i wyraźnie rysuje postaci w wyobraźni czytelnika. W zacytowanym fragmencie widzimy dzięki niej postać nie tylko z zewnątrz, lecz również jakby od wewnątrz, poznając oprócz wyglądu cechy psychiczne Janinę. W pisarstwie MacDonalda opis jest prawie zawsze wpleciony w akcję.
Morris L. West zapowiada w pierwszej scenie swojej Wieży Babel, że będziemy patrzeć oczami bohatera.
Strażnik na szczycie pagórka usiadł opierając się plecami o sękaty pień starej oliwki, sprawdził radio, rozpostarł na kolanach mapę, nastawił polozoą lornetkę i zaczął powoli, skrupulatnie badać okolicę od południowego krańca Jeziora Tyberiadzkiego, do odnogi Sha'ar Hagolan, gdzie rzeka Jarmuk skręca na południowy zachód i wpada do Jordanu. Była jedenasta przed południem. Niebo było bezchmurne, powietrze rzeźkie i suche po pierwszych słabych deszczach jesiennych.
Najpierzo przyglądał się wzgórzom na wschodzie...
Opis i akcja oglądana oczami strażnika zajmują prawie dwie strony. A czytelnik już po pierwszych dwóch słowach zostaje wciągnięty w tę akcję - i tło opowiadania - przez strażnika. ....................
Leon Uris ukazuje scenę z punktu widzenia postaci w pierwszym rozdziale Topazu.
Dzień był cichy i spokojny. Urok Kopenhagi i ogrodów Tivoli działały kojąco na Michaela Nordstroma. Ze szoego miejsca przy stoliku na tarasie restauracji Wivexa