block02

block02



212 Sztuka pisania

nież drugą stronę tego medalu, tę, na której umysł jest pusty, jałowy, zdolny do podyktowania jedynie nazwiska autora w górnym rogu kartki maszynopisu. „Bywałam bogata i bywałam biedna" - powiedziała Sophie Tueker - „i wierzcie mi, lepiej być bogatą." Ja jej wierzę, a wy mnie uwierzcie, że umysł ruchliwy, że ruch -jest lepszy od bezruchu.

Skąd więc czerpie się pomysły? Miałem kiedyś przyjaciela, który odpowiadał osobom zadającym to pytanie, że istnieje dwutygodnik „Księga pomysłów" czy jakoś tak. „Proponują mnóstwo znakomitych pomysłów fabularnych. Załatwiłem sobie prenumeratę, jasne, i ledwie dostanę egzemplarz, wybieram i rezerwuję dla siebie z pół tuzina. Natychmiast, żeby nikt mnie nie ubiegł. Potem na podstawie tych pomysłów układam nowelki. Jak babcię kocham."

Niejedna idiotka i niejeden idiota dawali się na to nabrać. „Musisz zostać zawodowym pisarzem" - podsycał mój przyjaciel nadzieje takiej lub takiego. „Zapisać się do Związku Autorów i zbić majątek. Tylko pracuj, pracuj wytrwale."

Dosyć. Pomówmy poważnie o poważnych sprawach. Wiele pomysłów rodzi się w podświadomości, zalegając tam skutkiem najrozmaitszych zjawisk, począwszy od urazów, których człowiek doznaje w chwili, gdy przychodzi na świat, skończywszy zaś na Jungowskich archetypach {jeśli uznajemy punkt widzenia Junga). Pomysły te wydobywają się z głębin i są kierowane na tory twórcze przez jeszcze inne procesy, zupełnie niezrozumiałe.

Nie przeczę jednak, że mnóstwo pomysłów ma rodowód mniej zagadkowy, któremu warto się przyjrzeć, aby tym łatwiej je pochwycić.

Zatem, skąd ja czerpię pomysły?

OKRUCHY FAKTÓW MOGĄ DO SIEBIE PASOWAĆ. Prawie wszyscy znani mi wybitni powieściopisarze pieczołowicie przechowują - na pozór bez wyraźnego celu - notatki o różnych dziwnych rzeczach. Czasem notatki te do czegoś im się przydają, czasem nie. Pamiętam na przykład, że w roku 1938 stan Wyoming produkował jedną trzecią funta suszonej fasoli, jaką zjadał każdy mężczyzna, kobieta i dziecko w Ameryce. Byłbym niepomiernie zdziwiony, gdyby mi ktoś powiedział, że można na tym zbudować opowiadanie.

Natomiast ze dwanaście lat temu przeczytałem w jakimś czasopiśmie artykuł o garstce ludzi, którzy żyją bez snu. Przetrawiłem ów artykuł, zgromadziłem trochę dodatkowych informacji i odłożyłem rzecz na bok. Wkrótce potem czytając w encyklopedii o brytyjskiej dynastii Stuartów dowiedziałem się, że jakiś Stuart nadal pretenduje do angielskiego tronu, choć co prawda za bardzo się do tego nie przykłada. Na szczęście był chyba Bawarczykiem. Miałem więc z jednej strony jakie takie pojęcie o bezsenności, z drugiej zaś szalony plan przywrócenia monarchii Stuartów. Nie układało się to w żadną całość, zatem westchnąwszy raz i drugi nad marnością żywota człowieka cierpiącego na insomnię, poszukałem sobie innego tematu do rozmyślań.

Pewnego wieczoru dwa lata później siedziałem przy biesiadnym stole w towarzystwie dziennikarza, który zajmował się numizmatyką i wrócił właśnie z Turcji, gdzie spędził parę tłustych, ale i niebezpiecznych lat, wywożąc nielegalnie z tego kraju dawne monety i inne starożytności. Rozmowa z nim była fascynująca, zwłaszcza gdy opowiadał, jak wykrył schowek ze złotymi monetami na tarasie jakiegoś domu w mieście Balikesir, dokąd społeczność armeńska przerzuciła swój majątek w okresie pogromów w Smyrnie. Mój dziennikarz z paroma pomocnikami zlokalizowali według opisu ten dom, pod osłoną nocy włamali się na taras, stwierdzili, że złoto rzeczywiście tam było i że, niestety, ktoś sprzątnął im skarb sprzed nosa.

Acha!

Po kilku tygodniach zacząłem książkę o młodym człowieku ze zniszczonym przez odłamek pocisku ośrodkiem snu, obrońcy wszelkich przegranych spraw, w tym restytucji dynastii Stuartów, który pojechał do Turcji, i - tak, proszę państwa! - znalazł armeńskie złoto. Nazywał się Evan Tanner, książka nosiła tytuł Złodziej, który nie mógł zasnąć, i wystąpił jeszcze w siedmiu moich książkach, nim powiedział mi „cześć'' i odpłynął w siną dal.

Gdybym wziął się do pisania o Tannerze, kiedy po raz pierwszy wpadłem na pomysł insomnii jako cechy charakterystycznej bohatera, nie miałbym dla niego fabuły, a mój umysł - czasu, aby trzymać go na małym ogniu, póki dobrze się nie wysmaży. A gdybym o nim zapomniał, gdybym zrezygnował z insomnii, nie widząc dla niej bezpośredniego zastosowania, i już do niej nie wracał, temat armeńskiego złota zaowocowałby co najwyżej rutynową powieścią sensacyjną z szablonowymi postaciami. Ale wszystko się skleiło i pisząc książki o Tannerze - czyli strojąc się w cudze piórka - miałem tyle przyjemności, co zawsze.

LUDZIE PODSUWAJĄ POMYSŁY. W przytłaczającej większości przypadków ci, którzy się chwalą, że mają wspaniałe pomysły na opowiadania, są w błędzie. Dobre pomysły podsuwają prawie wyłącznie koledzy-pisarze albo wydawcy.

Co takiego? Koledzy po piórze pozbywają się dobrych pomysłów? Chyba zwariowali. Otóż koledzy naprawdę pozbywają się dobrych pomysłów i wcale nie zwariowali. Każdy tak robi. Fakt, że mam pomysł, na podstawie którego mogłaby powstać ciekawa powieść czy nowela, nie jest dostatecznym powodem, bym ją pisał. Bo gatunek tej powieści mógłby mi nie odpowiadać, nie być w moim stylu. Praca albo by mnie nie cieszyła, albo nie dała spodziewanych efektów, albo jedno i drugie. Przekazuję zatem pomysł komuś innemu.

Jeszcze chętniej pomysłami na książki dzielą się wydawcy. W pewnym sensie niczego nie tracą ~ powierzają pomysł autorowi umawiając się, że on napisze, oni zaś opublikują książkę. Czytelnicy nawet nie domyślają się, jak często to się zdarza. Sporo pisarzy pisze książki korzystając z pomysłów podsuniętych przez wydawców. I nie są to bynajmniej pisarze drugorzędni, pichcący powieści na zlecenie według gotowych formułek, lecz autorzy starannie obmyślonych i poprzedzonych należytą promocją bestsellerów, których koncepcja, a częściowo również fabuła i postaci pochodzą niekiedy od wydawcy.

Z pracą nad pomysłem podanym niejako na talerzu wiąże się jednak bardzo realne niebezpieczeństwo. Własny pomysł ma to do siebie, że długo fermentuje i dojrzewa w podświadomości pisarza, co później znajduje odbicie przy pisaniu. Gdy pracuje się nad cudzym pomysłem, to o takim „życiu płodowym" i późniejszym doskonaleniu nie ma mowy, chyba że pomysł od początku wzbudzał w obdarowanym entuzjazm. Dlatego właśnie tyle książek pisanych w ten sposób przez dobrych pisarzy i opartych na słusznych z punktu widzenia gustów czytelniczych przesłankach - jest martwych i mechanicznych.


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
block01 210 Sztuka pisaniaPOWIEŚCI, KTÓRE KIEDYŚ SIĘ UKAŻĄ Niełatwo jest napisać powieść
block03 214 Sztuka pisania Napisałem jedną książkę, którą - za pozwoleniem - ukradłem koledze. Podsu
block04 i. 10 Sztuka pisania Sprzeczaliśmy się więc, aż wreszcie powiedziałem, że może napiszę nowel
20739 img037 (6) □ Rozwiązanie tego równania ma postać: D Dn gdzie: N = N0 • e N -ilość komórek zdol
zdjęcie szkolne25 Gdy światło zielono, marsz na drugą stronę -    Kiedy wolno przech
zdjęcie szkolne25 Gdy światło ziolono, marsz na drugą stronę -    Kiedy wolno przech
potem ku Z., jeszcze dalej ku Pn. Z. w górę, ścieżką w zakosy na północną stronę tego grzbietu
39 się drogę koleją z Zakopanego, 4 pociągi w jedną i tyleż w drugą stronę, bilet III kl. 0.77; li k
Sponsorzy4401 djvu wią się przed wydaniem pod pokrywą na ogień. Skoro zraziki zbieleją , obraca
roerem przez przejście dla pieszych Zapamiętaj! Jeśli poruszasz się rowerem i chcesz przejść na drug
page0277 27$ CEL PISANIA. Granice, wytknięte mojej pracy, nie pozwalają na rozszerzanie tego rozdzia
james02 174 Sztuka pisania Spójrzmy też na początek artykułu Rasy Gustaitis o Johnie Lindsayu. Obraz
james03 176 Sztuka pisania widział cebulkozoatą kopułę Nimbu, oświetloną milionami żarówek, i słysza
james04 178 Sztuka pisania Czytelnicy chcą poznawać scenerię w powiązaniu z akcją i bohaterami
skanuj0233 Sztuka i nauka koloru Gdy chcemy grać na uczuciach widza, niewiele narzędzi nadaje się do

więcej podobnych podstron