block03

block03



214 Sztuka pisania

Napisałem jedną książkę, którą - za pozwoleniem - ukradłem koledze. Podsunął mi pomysł - panna młoda zostaje w noc poślubną porwana, a pan młody tropi i chwyta porywaczy, oraz tytuł Morderczy miesiąc miodowy. Zgarnąłem wszystko.

Odczekałem rok. Potem, kiedy nie mogłem zabrać się do pracy nad czymś innym ani przestać myśleć o Miodowym miesiącu, zatelefonowałem do kolegi i spytałem, czy zamierza zająć się tym pomysłem - nie zamierzał, oraz, czy ma coś przeciwko temu, bym ja się zajął. Nie miał. Kazałem więc młodej parze wspólnymi siłami upolować złoczyńców, Macmillan opublikował powieść, Dell przedrukował, wytwórnia filmowa zakupiła prawa do sfilmowania i sfilmowała, i tak oto na długie lata zapewniłem sobie spokojny byt.

CZYM DLA OSTRYGI PERŁA, TYM POMYSŁ DŁA PISARZA. Niektórzy twierdzą, że każdy twórczy pomysł to produkt mechanizmów obronnych neurotyka. Być może odrobinę przesadzają, ale czasami rzeczywiście tak jest. Kilka lat temu przeżywałem depresję, która Schopenhauera przyprawiłaby o zawrót głowy z zachwytu. Wstawałem codziennie dopiero po dwunastej i aż cło obiadu układałem pasjanse. Po obiedzie znów zabijałem czas pasjansami, a później upijałem się, żeby zasnąć. Musiałem być zabawnym facetem.

Od czasu do czasu próbowałem pisać, nie potrafiłem jednak znaleźć dla mego bohatera żadnej rozsądnej motywacji. Nie przychodziło mi do głowy nic, co pcha ludzi do działania. Wyobrażałem sobie akcję i natychmiast myślałem: „Czemu, do diabła, nie machnie on na wszystko ręką i nie pójdzie z powrotem spać?" I sam tak robiłem.

W końcu napisałem książkę o byłym Zielonym Berecie, wypalonym wewnętrznie, zwolnionym z wojska i zwerbowanym przez CIA, który po prostu nie widzi powodu, żeby cokolwiek robić, zwija zatem manatki i przenosi się na jakąś wysepkę niedaleko Florydy, gdzie prowadzi surowe życie, jedząc wyłącznie ryby, które sam złowi. Potem odzywa się ktoś z Centrali i powierza mu ważne zadanie ~ ale wtedy bohater jest już wyraźnie określony, a książka... książka, mówiąc szczerze, napisała się sama (pod tytułem Tacy mężczyźni są niebezpieczni opublikował ją Paul Kavanagh).

POMYSŁY POJAWIAJĄ SIĘ W TELEWIZJI. Podejrzewam, że obfitym źródłem pomysłów fabularnych bywa telewizja. Czerpałbym z tego źródła częściej, tylko że na ogół nie potrafię się zmusić do wysiadywania przed ekranem.

Nie znaczy to „bierz i opisuj, co widzisz w telewizji". Popełniałbyś plagiat, czyn niegodny i obrzydliwy. Co winieneś robić - jest to zresztą coś, przed czym niepodobna się powstrzymać, i co wszyscy czasami robimy - to pisać na nowo o rzeczach, które zobaczyłeś. Na nowo i lepiej. Zważywszy poziom programu telewizyjnego, nie jest to zadanie na miarę Herkulesa.

Zapewne sam bezwiednie postąpiłem tak kilka razy; wspomnę jednak przypadek, kiedy działałem świadomie (rzadkość u mnie nie tylko na terenie zawodowym). Oglądałem film z serii Alfred Hitchcock przedstawia. Był tam człowiek, który wskutek kłopotów małżeńskich miał napady szaleństwa.

„Ha!" - powiedziałem do mojej przyszłej byłej żony. - „Wiem, jak się to skończy. Gość będzie udawał, że zwariował, wszyscy w to uwierzą, a wtedy on zabije tę jędzę, z którą niebacznie się ożenił. I wywinie się, tak jak od początku przewidywał, bo sprytny obrońca złożył wszystko na karb chwilowej utraty zmysłów."

Jakże się myliłem!

Nie pamiętam puenty tego głupiego filmu, tak czy owak byłem jak najdalszy od prawdy. Bohater wcale nie udawał wariata. Może żona wmawiała chorobę jemu i pozostałym osobom dramatu - nie wiem. W gruncie rzeczy niezbyt mnie to interesowało. Byłem pochłonięty własnymi domysłami.

Nie doczekałem nawet do ukazania się Hitchcocka, który wyjaśnił, że zbrodniarz nie uniknął kary. Poszedłem do maszyny i napisałem opowiadanie po swojemu, opatrzyłem tytułem Gdyby to było szaleństwo i na pierwszy ogień posłałem do „Alfred Hitchcock's Mystery Magazine". Uznałem, że zasłużyli sobie na to.

Zbliżamy się do sedna sprawy Ledwie zaświtał mi pomysł, napisałem opowiadanie. W tym przypadku nie najgorzej, bo w toku programu miałem już całość w głowie. Ale w podobny sposób pisałem nie tylko to jedno, lecz mnóstwo innych opowiadań, biegnąc do maszyny natychmiast lub wkrótce potem, gdy poczułem natchnienie. Ostatnio doszedłem do wniosku, że jest to wielki błąd.

Pierwszy lepszy pomysł może przynieść plon w postaci noweli, ale żeby ta nowela była naprawdę dobra, akcja musi rozgrywać się we właściwej scenerii, wśród „żywych" ludzi. Swoista alchemia, która w odpowiednim momencie uformuje jak należy i scenerię, i tło, i bohaterów - pomaga ci czasem, kiedy tkwisz przy maszynie. Z pewnością część procesu twórczego odbywa się nie przed, lecz podczas pisania.

Przekonałem się jednak, że dobrych kilka dni kosztuje mnie przemyślenie fabuły, że do głowy przychodzą mi nowe rozwiązania, uzupełniające wstępny zarys. Widzę coraz wyraźniej bohaterów, złożoność akcji, słyszę urywki dialogów. Nie muszę tego wszystkiego wykorzystać, ale mogę przesiać, zostawiając co najlepsze.

Z każdym dniem chętniej stosuję tę metodę. Spędzam czas na podróżach, wędrując za słońcem i starając się wynieść, nim zostanę wyproszony. Wstaję o świcie, siedzę parę godzin przy maszynie, a potem jadę setkę czy więcej mil. Albo jeśli postanawiam przenocować w danym miejscu, idę na spacer, rozglądam się, zagaduję do łudzi i łowię ryby. Bez przerwy towarzyszą mi moi bohaterowie i sytuacje, nabierając rysów i sensów, żeby - gdy nazajutrz siądę do pracy - ułatwić mi zadanie.

A równocześnie wszystkie nowe miejsca i nowi ludzie podsuwają pomysły.

POMYSŁY WYNIKAJĄ Z ROZMÓW. Kilka dni temu byłem w jakimś sklepie z upominkami w Północnej Karolinie. Między właścicielką a mną rozgorzał gwałtowny spór na temat dżinsów, które szły w tym sklepie jak woda, po sześć dolarów para. Dowiedziałem się, że właścicielka zamówiła właśnie kolejną partię stu par u jednego z największych krajowych dostawców tej tandety. Dowiedziałem się również, że wszystkie dżinsy od tego dostawcy są popękane.

Zatem skąd je bierze? Kto, na litość boską, sprzedaje dżinsy o tym stopniu zużycia? I ile płaci hurtownik, skoro w detalu kosztują sześć dolarów? Dolara za parę?

Dziwne.


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
block01 210 Sztuka pisaniaPOWIEŚCI, KTÓRE KIEDYŚ SIĘ UKAŻĄ Niełatwo jest napisać powieść
block02 212 Sztuka pisania nież drugą stronę tego medalu, tę, na której umysł jest pusty, jałowy, zd
block04 i. 10 Sztuka pisania Sprzeczaliśmy się więc, aż wreszcie powiedziałem, że może napiszę nowel
5 WstępWstęp Napisany przez nas zbiór zadań stanowi naturalne uzupełnienie książki, która ukazała
7Czytać ciałem - • czy to możliwe? Dorota Terakowska napisała książkę, którą ogarnęła wszystko!
File0060 Na każdym sznurku wisi jedna rzecz, która różni od pozostałych. Odszukaj j^.
13WSTĘP 2phm. Michał Kacprzak Książka, którą - Druhno, Druhu lub Ty, Przyjacielu Harcerstwa - masz p
S5001348 58 wypuszczać z rąk książkę, którą właśnie trzyma. Do szczególnej sytuacji dochodzi, kiedy
scan0003 (79) JAK MALOWAĆ FARBAMI AKRYLOWYMI Ryc. 1-3. Ilustracje pochodzą z tej książki, która obja
james02 174 Sztuka pisania Spójrzmy też na początek artykułu Rasy Gustaitis o Johnie Lindsayu. Obraz
james03 176 Sztuka pisania widział cebulkozoatą kopułę Nimbu, oświetloną milionami żarówek, i słysza
james04 178 Sztuka pisania Czytelnicy chcą poznawać scenerię w powiązaniu z akcją i bohaterami
K ?jna DIALEKTY POLSKIE762 72 się J i l w jedną głoskę, która rozłożona została na lii, hi: diuk, dl
karta pracy (18) Na każdym sznurku wisi jedna rzecz, która różni się od pozostałych. Odszukaj ję.
skanuj0080 Czytanie wspomagane taśmąCo należy zrobić Weź dowolną, niezbyt skomplikowaną książkę, któ
File0060(1) Na każdym sznurku wisi jedna rzecz, która różni się od pozostałych. Odszukaj ję.

więcej podobnych podstron